Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-12-2014, 18:35   #101
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Plutonowy Kasrkin Kaarel Cootant, przemykał się ku drugiemu snajperowi. A więc siłą rzeczy zbliżał się ze stosunkowo spokojnego zaplecza ku centtrum bitwy gdzie głównym aktorem była ich Chimcia i koledzy Kaarela w roli załogi.

Wraz ze skracaniem odległości od sceny plutonowy obserwował też wzrost natężenia chałasu, wystrzałów, laserowych smug, latających pocisków, wybuchów, trupów, rannych a gdy podszedł wystarczająco blisko nawet syku miotacza wbudowanego w ich transporter. Czyli panował wokół niego typowo bitewny chaos walki.

Cotant albo jednak miał szczęście, albo Imperator był mu łaskawy bo mimo tego przemykał kolejne odcinki niewykryty przez przeciwnika zbliżając się co raz bardziej do ostatnio widzianego stanowiska snajpera a więc i siłą rzeczy także do imerialnego transportera. Mijając swoich przeciwników i widząc ich zachowanie dużo lepiej niż obsada transportera doszedł do wniosku, że nie są to raczej weterani galaktycznych wojen. Albo brakowało im chociaż dowódcy z ikrą i doświadczeniem bo taki nawet rekrutami umiałby pewnie nieźle zarządzać.

- Tu Cotant. Niezły strzał, z tego działka chłopaki, dobiłem sukinsyna. Ale teraz podchodzę do was od rufy to mnie nie rozwalcie. Bez odbioru. - nie wiedział który z chłopaków załatwił snajpera ale uznał za stosowne zawiadomić ich o efektach ostrzału skoro je widział no i ostrzec, że nadchodzi by nie zarobić kulki od swoich.

Wkrótce też był już wśród swoich i złożył na podłodze obie snajperskie bronie. Były zbyt nieporęczne i ciężkie by je tak na stałe taszczyć ze sobą. Ale jak każdy żołnierz lubił trofea a i akurat takie miały wybitnie wartość praktyczną. Szkoda, że ich przygodny snajper został wyłączony z walki bo pewnie umiałby zrobić z tych broni prawdziwy użytek. Póki co drużynowy ekwipunek wzbogacił się o dwie snajperki i ammo do nich. Kaarel na razie zachował sobie tylko nóż po pierwszym snajperze. Czy go zatrzyma, użyje do czegoś czy się na coś wymieni to miał zamiar pomyśleć później.

Na razie jednak prawie w tym samym momencie gdy dotarł do transportera ten zwarł się z trzema wrogimi pojazdami. Mimo pozornej przewagi liczebnej wrogie pancerki nie miały siły ognia zdolnej poważnie uszkodzić ich Chimerę więc po krótkiej walce zaczęły całkiem sensowny dla nich odwrót. Taki widok działała na drużynowego speca od zwarcia jak widok uciekającej myszy na kota. Ale jak oparł się instynktowi i szybko przeanalizował sytuację to akurat doświadczenie zgodziło się z nim.

- Chłopaki a ja wam mówię, jedźmy za nimi i rozwalmy ich zanim się schowają w bazie. Mamy kawałek by to zrobić zanim wjedziemy w ich strefę ognia. Ci tutaj to walczą jak amatorzy bez przywództwa z jajem. Widziałem ich z bliska, sprawiają wrażenie przytłoczonych i zaskoczonych takim obrotem spraw. Możemy ich ostrzelać jak będziemy wracać bo to może będzie parę minut czy kwadrans pewnie. Jak się nic nie spieprzy się znaczy oczywiście... - wedle filozofii Kaarela to piechociarze w porównaniu do pojazdów byli dość powolni. Ci tutaj dodatkowo nie przejawiali w tej chwili chęci do walki. Co więcej mogli zwyczajnie dać tyły wgłab budynków i ruin gdzie wyszliby poza bezpośredni zasięg wzroku i ognia będącego na ulicy transportera. No a wrogie pancerki mogły zwiać w tym czasie. Zaś jesliby ruszyli w pościg mieli szanse je zlikwidować lub wyłączyć z akcji, może nawet przejąć którąś zaś ta chołota wokół nich może dzięki temu zostałaby gdzie jest więc mogliby ich ostrzelać w drodze powrotnej. A jakby ruszyli ku swojej bazie to i tak mieliby szansę ponownie się z nimi spotkać.
 
Pipboy79 jest offline  
Stary 23-12-2014, 18:05   #102
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
From the lightning and the tempest, our Emperor deliver us.

Ostatecznie Akkerman skłonił się ku sugestii Cotanta. Chimera ruszyła z kopyta, z chrzęstem gąsienic i miażdżonego pod nimi gruzu, z warkotem potężnego silnika i buczeniem motoru wieżyczki, śledzącej umykające "słonie". Te znów spróbowały zasypać imperialny pojazd pociskami - i znów nie przyniosło to żadnych efektów. Kule z ciężkiego stubbera rykoszetowały od solidnego pancerza Chimery, zaś duże siatki wystrzeliwane z sieciarza nie mogły spętać jej gąsienic czy wieżyczki na dłużej niż ułamek sekundy.

Riposta ze strony autodziałka była mordercza. Trzy solidne, ciężkie pociski 25mm przebiły lekki, tylny pancerz drugiego Pachyderma niczym kartkę mokrego papieru i przetoczyły się po wnętrzu niczym rozjuszone carnosaury. Doszło do wybuchu. Z wozu został tylko płonący wrak.

Trzeci Pachyderm zdołał umknąć przed gniewem Chimery pomiędzy ruiny - i tyle go widzieli. Chimera go nie ścigała, ponieważ doszło do niespodziewanych komplikacji. Trzy drużyny renegatów przypuściły szturm, ostrzeliwując i zasypując granatami pancernego potwora. Nie uszkadzało w najmniejszym stopniu ani pojazdu, ani jego załogi. Przynajmniej do czasu, kiedy jeden z wrogów, kafar dzierżący działko śrutowe, zakradł się od tyłu, stanął w rozkroku jak ten wariat i zaczął raz po raz walić z bliskiego dystansu, mimo koszmarnego odrzutu. Potężne chmury śrutu .8 wgniatały, szarpały i dziurawiły tylne blachy, już i tak nadwyrężone przez niedawną kąpiel w kwasie. Ciężkie śruciny orały też wnętrze pojazdu, ledwo wytracając moc na sprzętach i osobistych pancerzach pasażerów.

Ta popisówa została szybko zakończona przez Hallera, który posłał szaleńcowi pocisk z AC prosto w klatę. Koksa dosłownie zdmuchnęło. Sekundę potem, dwadzieścia metrów dalej, ciało odbijało się od rogu kamienicy niczym szmaciana lalka, zostawiając za sobą krwawą mgiełkę.

Pozostali gwardziści nie byli gorsi. Zasypali wrogów jak największą ilością laserów z burtowych karabinów, płomieni z frontowego miotacza i kul z górnego cekaemu. Natarcie renegatów się załamało. Pierzchli na wszystkie strony, rozbici i zdemoralizowani, zostawiając po sobie tylko trupy.

Po kilku kolejnych minutach względnego spokoju, Sabatorii podjęli decyzję o wycofaniu się. Kiedy jednak skontaktowali się z resztą oddziału, radość ze zwycięstwa i pogarda dla "tych idiotów" natychmiast odparowały. Wróg bowiem skutecznie zasadził się na Testudo. Chimera czym prędzej pospieszyła na pomoc.

Na miejscu okazało się, że Testudo wpadł w zasadzkę dużo lepiej wyszkolonej i wyposażonej drużyny renegatów, której asystował Taurox Prime z podwójnym "lekkim" działkiem typu Gatling. W dodatku, Testudo władował się na minę i był uziemiony. Pasażerowie nie mogli uciec - większość stanowili ciężko ranni, zaś włazy były pod czujnym okiem wrogów, zbrojnych w hellguny i przynajmniej jeden long las. Dopiero przybycie Chimery i krótka wymiana ognia przegoniły napastników, którzy zapakowali się szybko do Tauroxa i zwiali do swojej bazy.

Przez następne kilometry, Chimera musiała holować Testudo.


Wreszcie, po dwóch godzinach męczącej i powolnej jazdy, po uniknięciu kilku zasadzek, wytrwaniu kilkunastu innych i kluczeniu po labiryncie miejskich ruin, Sabatorii dotarli do granicy terytorium tubylców. Tamże, sytuacja zmieniła się prawie natychmiast. Rozochoceni renegaci ścigali konwój o parę metrów za daleko - i zostali ostrzelani przez trzecią siłę: wspomnianych tubylców. Zmuszeni byli przerwać pościg, zaś gwardziści Imperium jechali powoli, acz swobodnie, wgłąb ruin plemiennych. Siedzieli jednak jak na szpilkach. Milczeli jak grób. Ściskali spusty broni pokładowej, wypatrując zagrożeń. Byli na obcym terenie, pośród ludzi, o których nie wiedzieli praktycznie nic - oprócz tego, że mieli dość siły ognia, by powstrzymać bandę, z którą nie mogli sobie poradzić Sabatorii.

Wreszcie, dojechali do pokaźnego skrzyżowania - ani chybi jednego z głównych w całym Kapitolu. Okoliczne budowle zmieniły swój wygląd - z morza równych, prostokątnych kamienic i nieco niższych budynków komercyjnych, w gęstą, acz przestronnie rozplanowaną sieć potężnych budowli w stylu wysoko-imperialnym oraz (obecnie złamanych bądź ściętych w pół) wieżowców. Ulice były wysprzątane z gruzów. Przecinały je jedynie nierówności terenu oraz wielkie barykady z bramami wjazdowymi. Właśnie przy jednej z takich Sabatorii zmuszeni byli się zatrzymać.

Brama uchyliła się, a zza niej wyszło kilku niskich, wątłych ludzi zakutanych w miejskie i pustynne kamuflaże, przypominające stosy podartych szmat. W rękach dzierżyli prostą broń - kulomioty będące samoróbkami, las-muszkiety i kusze. Widać było jednak, że broń ta była wykonana nader solidnie.

Ich przywódca - czy też raczej przywódczyni, sądząc po posturze i sposobie chodu, wyszła naprzeciw. Broń miała przewieszoną przez plecy. Poczekała, aż Engel i paru innych wyjdą jej naprzeciw.

Rozmowa nie była aż tak trudna - pomimo braku wspólnego języka, tutejszy dialekt siłą rzeczy był zbastardyzowaną, zniekształconą formą niskiego gotyka. Poza tym, ludzie z kultur wywodzących się z Imperium bądź planet na niskim stopniu rozwoju cywilizacyjnego, nie byli wcale tak trudni do zrozumienia. Kultura i język mogły być inne, ale podstawowe koncepcje się nie zmieniały.

Tubylcy chcieli uzyskać myto za przejazd i schronienie. Interesowała ich broń, żywność, zapasy. To, co miało realną wartość na postapokaliptycznym świecie, pośród ogołoconych ruin.


Ars militaris

Officio Sabatorum:
Chimera - lekkie uszkodzenia na tyłach.
Testudo - krytycznie uszkodzony system motoryczny, lekkie uszkodzenia innych partii pojazdu.

47th Mechanized Imperial:
2 drużyny piechoty oblężniczej - poważne straty, zostali w ruinach "Diamentu".
Pachyderm APC (sieciarz) - wycofał się.
Taurox Prime (podwójne działko Gatling) - wycofał się.
1 mniejsza drużyna elitarnych piechurów (sierżant z hellpistolem, snajper z long lasem, żołnierze z hellgunami) - wycofali się.
1 drużyna lekkich piechurów (12 chłopa: sierżant z pistoletem, specjalista z erkaemem, żołnierze z auto-karabinami) - poważne straty, uciekli.
3 drużyna lekkich piechurów (12: sierżant z laspistoletem, specjalista z karabinem łowieckim, żołnierze z las-karabinami) - poważne straty, uciekli.

Zniszczone (47th Mechanized Imperial):
Pachyderm APC (wyrzutnia granatów z gazem duszącym).
Pachyderm APC (ciężki stubber).
2 drużyna lekkich piechurów (12: sierżant z pistoletem śrutowym, spec z działkiem śrutowym, żołnierze ze strzelbami powtarzalnymi) - wycięci w pień.

Tubylcy:
Bliżej nieokreślona ilość lekkich piechurów/partyzantów (co najmniej stu; część w budynkach, część na barykadach).
Kilka/kilkanaście barykad (wyposażone w broń ciężką - ciężkie stubbery, działka śrutowe, być może wyrzutnie RPG czy ciężkie miotacze płomieni).
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 27-12-2014, 16:49   #103
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Chris zapakował ekwipunek do BWP, poczym siadł za CKMem. Chimera wyjechała z bazy. Chwilę potem, wydarzyło się kilka jednocześnie kilka rzeczy. Na FOB spadły rakiety z głowicami burzącymi, które poskładały budynek niczym domek z kart. Na ulicy wybuchło kilka granatów dymnych a z okien okolicznych kamienic rozpoczął się ostrzał.
- Ognia! – krzyknął do załogi Akkerman, który nie chciał pozostać dłużny przeciwnikom i nacisnął spust karabinu, ciągnąc strugą morderczego ołowiu po oknach, krusząc mur, robiąc wyrwy w ciałach żołnierzy i wzbudzając obłoczki pyłu. We wnętrzu pojazdu byli w miarę bezpieczni – gruby pancerz świetnie chronił przed nieskoordynowanym ogniem laserowym. Jedynymi niepewnymi miejscami były wizjery, oraz stanowisko CKMu, o czym Chris miał się niebawem przekonać. Promień lasera wystrzelony przez snajpera przepalił hełm i wypalił dodatkowy, koszmarnie wyglądający przedziałek na czaszce. Akkerman krzyknął z bólu, jednak nie stracił zimnej krwi. Skierował lufę w stronę okna, gdzie jak podejrzewał krył się strzelec i posłał kilka krótkich serii w ściany wokół. Pociski powinny przebić stary mur, czy trafiły jednak snajpera – tego nie wiedział. Informację o „potwierdzonym śmiertelnym” przekazał Kaarel, który dołączył do załogi pojazdu niedługo później, przynosząc ciekawy łup.

Wrodzy dowódcy nie byli tak głupi, jak podejrzewał Chris. Kiedy zobaczyli, że z imperialną Chimerą nie mają szans, schowali się za osłonami i pozostawili walkę wsparciu, które objawiło się w postaci trzech Pachydermów. Prowadzący te BWP też się jednak nieco przeliczyli, nie mieli do czynienia z jakimś przestarzałym, podziurawionym i ledwo jeżdżącym sprzętem, tylko z pojazdem serwisowanym przez zawodowca. Chimera nic nie zrobiła sobie z ostrzału granatów dymnych czy z oplotu stalowymi sieciami wystrzelonymi z miotacza. Szybko przeszła do kontrataku, wykorzystując przewagę siły ognia. Kiedy dwa Pachydermy już płonęły, trzeci skrył się pomiędzy ruinami budynków i umknął wąskim przejściem, gdzie Chimera mogłaby utknąć. Akkerman nie chciał ryzykować uwięzienia pojazdu w takim miejscu.

Kiedy już mieli zawracać, doszło do ponownego ataku wrogich żołnierzy. Tym razem, oprócz syku laserów, dał się słyszeć odgłos przypominający prażenie popcornu – to kule uderzały o blachy pancerza. Sądząc po natężeniu decybeli, całkiem potężne kule – ktoś dobrał im się do dupy. Dosłownie i w przenośni, bo pociski biły w tył Chimery. Akkerman nie mógł sięgnąć z CKMu strzelca sprytnie kryjącego się za pojazdem, jednak skutecznie ostrzeliwał pozostałych wrogów, którzy pewnie mieli stworzyć dywersję dla swojego odważnego lub głupiego kolegi.
- Rozjedź go! – Chris krzyknął kierowcy.
- Nie da rady, za dużo budynków! – odparł.
Po kolejnym strzale kilka solidnych śrucin zrykoszetowało we wnętrzu pojazdu, odbijając się od pancerzy osobistych Sabbatori, cudem tylko nie wyrządzając nikomu krzywdy. Problem rozwiązał Cotant, częstując strzelca solidnym pociskiem z AC.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 05-01-2015, 11:50   #104
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Heber spoglądał w górę, widząc nadlatujące rakiety kasetowe. Wiedział gdzie stoi. Wiedział, że nie ma osłony. Wiedział, że właśnie umiera… i przyjął to ze spokojem. Jak Maverick.
- A teraz skopię ci bydla… - “ku dupę, za to, że dałeś się zabić” chciał powiedzieć, ładunki kasetowe mu przerwały. “Ave Imperator. Ave Imperium” było ostatnią myślą jaka mu przeszła przez głowę.

~ * ~

Davy nie dał po sobie poznać jaką ulgę odczuł gdy drużyna dobrała się do rusznicy przeciwpancernej. Czegos takiego potrzebowali. Dać ją drużynowemu szturmowcowi i już mogą polować na co lżejsze czołgi i transportery na piechotę.

- Ruszać się! Nie stać w miejscu, bo pożałujemy.

Pachydermy zostały wystrzelane… Wrogowie przepędzeni, a Testudo unieruchomiony. Kolejna strata, ale Davy wierzył w Heyrona. Jednak do tego potrzeba było czasu, którego teraz nie mieli.

~ * ~

Davy wystąpił przywódczyni naprzeciw.
- Davy Engel z Cadii. Szef drużyny Officio Sabatorum, w służbie Imperium.
Kobieta zdawała się zrozumieć przynajmniej część wypowiedzi.
- Yarni. - powiedziała, pokazując na siebie. Dodała kilka słów, których ogólne przesłanie można było zrozumieć: pochodziła z jakiegoś plemienia Kago (co ciekawe, słowo “sektore” u nich oznaczało “plemię”).
- Zwyczaj mówi “wróg mego wroga…” i takie tam. Przynosimy wam wsparcie. Wzniósł rękę, wołając Onyxa, który przyniósł dziesięć sztuk zdobycznej broni, rzucając ją przywódczyni do stóp. A następnie przyniósł ostatnią ocalałą zgrzewkę piwa, którą chował na czarną godzinę i zamachał nią w ogólnoimperialnym geście pozdrowienia. - Dzieli nas czas, ale jednoczy cel. Wspólny wróg. I żal. Po stracie braci i sióstr.
Oceniła wzrokiem przekazany sprzęt, a następnie nakazała swoim ludziom zabranie go. Zmierzyła potem wzrokiem Sabatorii i ich pojazdy. Widać było wyraźną zazdrość i chłodną kalkulację. To było tak ostentacyjne, że aż na pokaz. Musiała się czuć wyjątkowo pewnie.
Dała znak krzykiem. Prowizoryczna brama w barykadzie została rozsunięta, umożliwiając przejazd.
- Myto funkcjon. Impere żelazowoze e Impere woje tranzyt bo myto. Kago woje eskorte o pryncyp. Impere ni batalie, ni krostranzyt, bo denat. Impere pace, Impere dycha. Impere antypace, Impere denat. Ta?
- Impere pace. My nie chcete z Kago wojować.
Yarni wskazała dłonią stronę, z której przyjechali Imperialni.
- Ander sektore ni komplika dycha ni Impere, ni Kago. Ander sektore komplika ora batalie, ander sektore denat. Gwarant. Gruzy Kago, gruzy pace.
Pokiwawszy głową na to wszystko Azul, wspierający się na metalowym kosturze, postanowił dorzucić swoje trzy gelty. Mówił starając gestykulując ostrożnie, jakby starając się uświadomić rozmówczyni, że może coś przekręcić.
- Hmmm… Impere pace... Ander sektore batalie Impere - Impere batalie-tęgo-wpierdolo ander sektore. Umm… Gruzy sektore Kago? - tu pytająco wskazał terytorium za bramą szerokim gestem - Mua żelazoszaman Azul. - wskazał na siebie samego - Z sektore Volg, gruzy daleko. On - tu wskazał Engela - Sektore Cadia. My - pokazał na siebie i na oficera - Grande sektore Impere. My grande-batalie-wpierdolo złe sektore renegate i złe sektore chaos.
Kobieta spojrzała podejrzliwie na Sabatorii. Z pewnością nie słyszała takich obcych jej nazw. Volg, Cadia… Ci ludzie znali tylko Kapitol i okolice. Może, jeśli byli obieżyświatami czy nomadami, większy fragment Malice… ale nic więcej.
Jej ludzie wprowadzili Sabatorii i ich pojazdy za bramę. Po drodze, kobieta słuchała słów Azula, który całkiem szybko przyswoił sobie styl wymowy lokalnego dialektu. Tubylcy obserwowali Imperialców (a szczególnie Azula) z minami w stylu “co to za cudaki?”, zaś ich sprzęt mierzyli łapczywym wzrokiem, głodnym szabru i zdobyczy.
- Andere sektore e Impere sektore wypow ak jedn. Andere sektore wypow: pace Kago sektore e Impere sektore. Impere sektore e żelazowozy, e ersty Impere delegate wypow t’samo. Ata! Batalie, ful batalie, wiel dobe. Andere sektore e Impere sektore batalie. E ta? Kago obserw, Kago neutral. Pryncyp Kago filować prawde.
Wydała kilka szybkich rozkazów. Już wkrótce, pokaźny oddział tubylców otoczył imperialny konwój. Stanowili go lekcy piechurzy, dwa łaziki oraz kilkunastu… jeźdźców. Na lokalnym gatunku szablowilków. Ta Yarni musiała mieć spore wpływy pośród tutejszych.
- Kago woje ta eskorte o pryncyp. Pryncyp audiens, ta ersty Impere delegate, ta andere sektore e ta Impere żelazowoze. Filować prawde, dan prykaz fer ful Kago sektore. - przerwała na chwilę i nachyliła się ku rozmówcom - Konfidence… pryncyp świeci-myto, pryncyp zadow. Gunse, ostre, demolete, pancere. Dan pryncyp filować chłodnie wy.

Konwój w całkiem powolnym tempie mijał kolejne ulice, przecznice i zagospodarowane, uprzątnięte i ufortyfikowane ruiny plemienia Kago. Yarni zadała w pewnym momencie pytania:
- Explore Kago wypow: filować grosgrande batalie wszędy. Wypow: grande batalie, ful denate, grosful woje wszędy. Prawde legendare Impere batalie myt “haose”? Ta-ta “haose”?
- “Haose”... haose grosgrande antypace - swoim pancernym butem Azul narysował koło z czterema kreskami przecinającymi je po całości po czym zaczął go deptać - “haose” jebane skurwysyny… Impere napierdalać plugawe, grosful haose...
Wypowiedział jeszcze wiele słów, ale dało się z emocji w jakie w to wkładał i wysiłku, aby zatrzeć narysowany symbol wywnioskować wielką pogardę i nienawiść wobec wymienionego “zjawiska”.
- My, woje Impere. Woje batalie fronto. My opowy batalie myt haose. Sektore Kago obserw, Sektore Kago słyszeć woje fronto. Sektore Kago móc filować prawde szeroko. Szeroka perpektywa. - rzekł wskazując na wizjery swojego hełmu, a potem rozłożył dłonie pokazując duży promień obserwacji -Prawde gut. Gut prawde z grose filowanie.

- Chyba ze sprzętem u nich krucho… - rzekł plutonowy Kasrkin patrząc jak tubylcy wgapiają się w ich nie jakiś niezwykły w końcu osprzęt. Nie trzeba było mieć gadki Dave’a by widzieć, że chętnie potuliliby ich sprzęt we własnych łapkach i garażach. Co w sumie aż takie niezwykłe nie było. Zresztą w takim zrujnowanym swiecie i miescie nie należało chyba oczekiwać cudów sprawnej techniki.

- Z paliwem chyba też… - mruknął znowu Karel widząc otaczających ich jeźdźców. Pomachał jednak najbliższemu i chwilę obserwował ten nie tak całkiem zwyczajny w końcu widok po czym wrócił do swojej analizy tematu.

- Pojazd pod każdym względem przebija kawalerzystę w większości wypadków dlatego my sadzamy dupy na siedzeniach a nie siodle. Ale pojazdy potrzebują paliwa a konikowi wystarczy coś zasiać i podać… - podał raczej znaną informację i pozornie zamilkł na chwilę wpatrzony w jeźdźców.
- A gdzie ty widzisz tu konie? - zripostował Haller.
- Kaarel, brałeś coś rano i nie podzieliłeś się z kumplami? - dodał Chris rozglądając się wokół. Sam oberwał w głowę podczas ostatniej potyczki, ale halunów nie miał. A przynajmniej lubił tak myśleć.

- Ale w takich ruinach to powiem wam chłopaki, że taki koń to prawie jak piechur czyli wjedzie nawet tam gdzie pozornie terenowy pojazd nie da rady. A jest szybszy od piechura. I nie tak głośny jak pojazd… Generalnie w ich sytuacji to nie jest takie głupie… - podsumował swoje rozważania Cotant. Kawalerzysta mógł budzić uśmiech politowania na współczesnym polu walki ale jak się wzięło miejscowe zasoby i specyfikę terenu to zaczynało to wygladać dużo sensowniej.

Do bezpośrednich negocjacji z przywódczynią się nie wtrącał choć słuchał z zaciekawieniem. W końcu ani nie został wywołany a uważał, że chłopakom dobrze idzie. Do tego miejscowi mówili dziwnym akcentem który jak się skupił był mniej więcej dla niego zrozumiały ale nie chciał strzelić jakiejś gafy co mogło się potem odbić na nich wszystkich. *

Davy z zadowoleniem oglądał inicjatywę swoich ludzi. Przynajmniej póki była sensowna. W inteligencję techkapłana nie wątpił, a reszta też nie dała rady nic schrzanić, jak dotąd. Budziła jego zaufanie.
Davy zapamiętywał wszystko wokół. Budował w głowie plan obozu.
- Mamy za sobą fulbatalie e ranne. Ich stane jest stabilny, ale potrzebują odpoczynke. A dan, najlepiej jutre, chciał bym prosić o widzenie z waszym przywódce. Mamy wiel do omówienia.
 
Stalowy jest offline  
Stary 11-01-2015, 23:13   #105
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Mutation without, corruption within.

Konwój mijał kolejne ulice i zabudowania ścisłego centrum miasta. Zabudowa stawała się nieco niższa, za to zdecydowanie bardziej przestrzenna - widać było znamiona stylu architektonicznego znanego jako "Wysoki Imperialny". Był to styl powszechny w praktycznie każdym wielkim mieście na ucywilizowanych planetach, jak Imperium długie i szerokie. Równie epicki, pompatyczny, monumentalny i... standardowy dla całego Imperium jak kult Wysokiej Eklezjarchii, piony wszech-organizacji Adeptus Terra czy kodeksy Lex Imperialis.

Był to też styl, od którego w pewnym momencie swej historii odszedł każdy świat kopców i kuźni (przestrzeń była bezcennym dobrem na tych planetach) oraz większość światów zmilitaryzowanych i światów-fortec (szerokie, proste ulice i przestronne place były trudne do obrony).

Zwieńczeniem tego stylu były oczywiście dwie masywne budowle, przy których reszta musiała wyglądać jak karły. Katedra i pałac gubernatora planetarnego. Ta pierwsza leżała w gruzach, zniszczona przez wojnę, czas i zwyczajną ludzką obojętność. Na ten widok wszyscy członkowie drużyny odczuli mieszaninę negatywnych emocji. Żal w obliczu takiej straty, ukłucie niepokoju w obliczu łatwości zburzenia i zapomnienia cudów jedynej prawdziwej religii Ludzkości, gniew wobec bezbożnych tubylców.

Druga z wielkich konstrukcji wciąż stała - co więcej, nie była "standardowym" monumentem pychy jej niegdysiejszych właścicieli. Była zaskakująco praktyczna - i pewnie dlatego przetrwała próby wojen i czasu. Pałac gubernatorski był bowiem wkomponowany w obwarowaną fortecę, z własnym pierścieniem murów.


Po drodze, Engel i Azul wyciągnęli jeszcze parę informacji od Yarni w ramach tak zwanego "small talk" - aczkolwiek udało się potwierdzić, że dyplomaci rzeczywiście dotarli do Kapitolu i zostali ugoszczeni przez tubylców. Nie udało się nic więcej od niej wyciągnąć. Sprawa musiała być drażliwa bądź owiana tajemnicą - kiedy tylko zdała sobie sprawę, że powiedziała zbyt wiele, zamknęła się i nie raczyła odezwać przez resztę jazdy. Sabatorii zapaliły się w głowach czerwone lampki i, jeśli było to w ogóle możliwe, stali się jeszcze bardziej ostrożni i podminowani.

Sprawa zniknięcia delegatów (i rzekomej gościnności tubylców) śmierdziała na kilometr.


Wreszcie, zostali wpuszczeni przez antyczną, pordzewiałą, niemiłosiernie skrzypiącą bramę. Zatrzymali swoje wozy na dziedzińcu. Większość eskorty, w tym Yarni, ich opuściła. Ledwo parę chwil później zostali wszyscy zaproszeni na audiencję u "pryncypa". Zmuszeni byli pozostawić swe wozy i rannych pod opieką serwitorów i większości chłopaków. Engel, Azul, Akkerman, Cotant i Fulkerin udali się do pałacu w asyście dwóch tubylców. W antyszambrach poproszono ich o oddanie broni głównej i granatów - aczkolwiek pozostawiono ich broń boczną i białą.

Dawna sala tronowa planetarnych gubernatorów Malice była potężna, okazała i całkiem dobrze zachowana. Gdyby nie wszędobylski pył gruzowy i powybijane okna, można by odnieść wrażenie, że miejsce to wcale się nie zmieniło od półtora wieku.

Tubylcy zostali z tyłu. Sabatorii kroczyli zaś dalej, po karmazynowym, wypłowiałym dywanie, ku tronowi, na którym zasiadał "pryncyp" Kapitolu. Swego władcę obstawiało także czworo wysokich, potężnie zbudowanych i zadziwiająco dobrze uzbrojonych ochroniarzy. Sam kacyk natomiast był równie wybitną... personą. Był odziany w pancerz, twarz skrywała zaś maska hełmu. Jedną ręką trzymał jakiś metaliczny kostur. Drugą zaś unosił w geście, dzierżąc w niej jakieś sferyczne urządzenie. Tron, berło i jabłko.

Widok władcy Kapitolu wprawił Imperialistów w osłupienie. Tego, kim był, nikt się nie spodziewał.



- O szajse... - westchnął Fulkerin.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 18-01-2015, 18:47   #106
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kaarel był całkiem zadowolony z przebiegu ich ostatniej walki. Udało im się wyrwać z matni i zdrowo przetrzepać napastników. Jego zdaniem wystarczająco im pokazali, że Gwardia Imperialna to nie są jacyś tam chłopcy do bicia czy buteli do wystrzelania nawet jeśli mieli słabszą pozycję a przeciwnik miał przewagę liczebną i sprzęt zmotoryzowany.

Do tego udało im się w końcu dotrzeć do Kapitolu, nawiązać kontakt z tubylcami z którymi przynajmniej z miejsca nie zaczęli się strzelać i nawet wreszcie coś dowiedzieli się o losie dyplomatów jakich poszukiwali od początku misji. Więc do tej pory zdaniem plutonowego szło im dość przywzoicie. Dopiero jak zobaczył "pryncypa" to poczuł się jak zwierzę w matni.

Ręka prawie bezwiednie powędrowała mu w kierunku paska karabinku. Ale oprzytomniał, że w końću sam go zostawił przed wejściem. Więc powodowana tym samym odruchem zaczęła wędrować ku rękojeści monoostrza. Prawie równie naturalnie Kasrkin zaczął obliczać odległość i liczbę przeciwników. Dopiero doty rękojeści swojej zabójczej dla przeciwnika broni oraz te obliczenia dałyk mu potrzebną chwilę na ochłonięcie z pierwszego szoku.

- No mieliśmy rozmawiać i spytać się o naszych no ale... - w głosie Cadiańczyka dało się słychać wahanie a brodą wskazał postać na tronie. Był gwardzistą ale nie był brbarzyńćą czy samobójcą. Na razie przy takiej dysproporcji sił i środków raczej mieliby marne szanse na wyjście z opresji cało. No i raczej nie wypełniliby celu misji. Jak dla niego trzeba było jakoś wydostać się z matni i odzyskać swobodę manewru. W praktyce oznaczało to powrót do transporterów i wydostanie się z bazy. Najlepiej jakoś pokojowo ale to nie był priorytet. Tyle że po jakimś heretyckim mutasie nie spodziewał się niczego dobrego. Ale chyba czuł się obecnie dość pewnie, zwłaszcza jak Imperialni zostawili na zewnątrz większość broni. Może więc uda się jeszcze nie tylko z tego jakoś wykaraskać ale i coś z tego odmieńca wyciągnąć pozytecznego.

- To szefie co robimy? - spytał dowódcy wzrokiem czujnie wodząc dookoła. Oglądał podłogę, filary, galeryjki i szacował ilu z miejscowych mogło sie tu kryć. Choć co chwila obslzgiwał wzrokiem po postaci na tronie. Szukał nie tylko broni i rodzaju pancerza ale też jakich wzorów czy symbolów które mogłyby wskazywać na jego nieczyste kontakty lub zdobycz po ekipie dyplomatów.
 
Pipboy79 jest offline  
Stary 19-01-2015, 00:15   #107
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Testudo było wyłączone z walki i trzeba je było wziąć na hol. Dwa pojazdy, nieruchomo na drodze stanowiły bardzo dobry cel dla każdego bandyty z RPG. Akkerman starał się osłaniać operację łączenia BWP ciężkim łańcuchem i obracał się z karabinem to w jedną, to w drugą stronę. Na szczęście nikt nie rozpoczął ostrzału podczas tej operacji i chwilę później mogli ponownie ruszać. Chris przetarł spoconą twarz i zamknął na chwilę oczy. Cała głowa pulsowała tępym bólem promieniującym od rany na czaszce. Centymetr głębiej a tłumaczyłby się ze swoich grzechów u najwyższej instancji. Oby Diachenko miał jeszcze jakieś leki przeciwbólowe.
Obóz kolejnego z autochtonicznych plemion żyjących na Malice wyglądał na dobrze usytuowany. Gmachy budynków nie przypominały w niczym cywilnej zabudowy centrum czy chatek z papendeklu, których zgliszcza mijali na przedmieściach. Okoliczne przecznice były najprawdopodobniej dziełem imperialnych architektów i budowniczych. I były całkiem dobrze strzeżone. Grupa pościgowa depcząca Chimerze i Testudo po gąsienicach, została skutecznie ostrzelana i zaprzestała dalszego śledzenia Sabatorii. Z jednej strony – dobrze. Z drugiej – wjeżdżali na obce terytorium. Żyjący tu ludzie byli bardzo dobrze rozstawieni, zapewne dowodził nimi ktoś szkolony w taktyce, kto z powodzeniem wykorzystywał wszelkie udogodnienia, jakie zapewniały masywne budynki. Na każdej ulicy mogli się spodziewać strzelców czających się w otworach okiennych. Póki co, łatwo było jechać w głąb obcego terytorium, co do wyjazdu… z tym mogło być różnie. Może autochtoni chcieli zatrzymać dla siebie dwa wozy bojowe? W tym zapomnianym przez Imperatora miejscu, przewaga jaką dawała Chimera i Testudo była znaczna i z pewnością była warta podjęcia ryzyka walki o nie.
Czy trzeba będzie przekonać kolejne plemię, że z Imperialną Gwardią nie ma sensu zaczynać walki? Czas miał pokazać.
Dojechali do potężnej bramy, a na przywitanie wyszła grupa tubylców uzbrojona w zadbaną, aczkolwiek mocno przestarzałą broń. Dowodziła nimi kobieta, która szybko zaczęła pertraktować z Sabatorii. Mówiła w lokalnym narzeczu i miejscami ciężko było ją zrozumieć. W Scholi Progenium Akkerman miał zajęcia z różnorodnych form Niskiego Gotyku, ale nigdy nie był na nich orłem - koniec końców, potrafił na kilkanaście sposobów zamówić piwo. I na kilkadziesiąt powiedzieć komuś, żeby się pierdolił. Te zwroty nie mogły się przydać w bieżącej sytuacji, więc postanowił pozostawić dyskusję innym.


Ruszyli krótko po wstępnych pertraktacjach. Imperialnym maszynom towarzyszyli jeźdźcy szablowilków, którzy eskortowali ich aż do gmachu, gdzie według ich rozmówczyni miał znajdować się pryncyp. Podczas przejazdu Onyx rozglądał się wokół, szacując liczbę wojowników w bazie, a także ich uzbrojenie i sprawność z jaką jechali w szyku. Niewątpliwie byli to doświadczeni ludzie, co z niejednego heretyka krwi już upuścili. Lepiej było ich mieć po swojej stronie. Wystarczyło tylko zjednać sobie ichniego szefa wszystkich szefów.

Sala tronowa
Mutant. Potwór noszący w sobie znamię chaosu. Wróg, morderca. Tym razem w roli władcy ludzi. Onyx wziął kilka głębokich wdechów na uspokojenie, opanowując naturalny odruch sięgnięcia po broń i wypalenia kilku pocisków między oczy siedzącego na tronie stwora.

Akkerman przyjrzał się sali, oceniając walory taktyczne filarów, szukając luk w pancerzach świty ochroniarzy, oraz szacując stan ich broni i to, czy umieli się nią posłużyć. Ze wstępnych oględzin wynikało, że przeciwnicy mieli przewagę. W przypadku ataku Sabatorii mogli polegać co najwyżej na agresji, nieustępliwości i zaskoczeniu, a należało działać szybko, bo wróg miał na podorędziu kilka plutonów posiłków. Jeżeli trzeba było by się dostać z powrotem do pojazdu i bezpiecznie odjechać, to liczba tubylców do odstrzelenia była za wysoka – po prostu nie wystarczy amunicji.

„Nie tym razem mutancie, twój plugawy bóg nad tobą czuwa, ale prędzej czy później szczęście cię opuści” – pomyślał Akkerman.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 22-01-2015, 17:06   #108
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- O w dupal. - mruknął na sub-voxie Azul - To musi być jaki, cholera, mumtant. Poruczniku… myślę, że poprzednia delagatura… eee… musiała się trochę zagalopować z sianiem imperialnych poglądów.

- Pozarzynać się zdążymy… - mruknął niezbyt zachwycony sytuacją Cadiańczyk. - Jakoś się dogaduje z miejscowymi choć na jednego z nich nie wygląda. Spytajmy o naszych i zobaczymy co powie… - zaproponował swoje rozwiązanie Kaarel wodząc zaniepokojonym wzrokiem dookoła sali. Nie był w zespole od gadania ale zaproponować to i owo mógł.

- Na sampierw wciśnijmy mu te.. no… łech... “dary”, coby sobie nie myślał, że my gołodupce. - dodał techkapłan.
- No to mamy grande powitanie z pryncypem. Trzeba wysondować jakie są jego poglądy na Imperium i to, co się dzieje w okolicy ostatnimi czasy - dorzucił swoje trzy korony Akkerman.
- Bo ja wiem… - w głosie plutonowego dało się słyszeć wahanie na słowa kolegów. - Ja bym wolał zacząć od czegoś prostego… Czyli kto my jesteśmy, kto on i co się stało z naszymi. Jak po tym nadal będziemy ze sobą gadać to możemy podpytać o co innego. - Kaarel we wszystkich swoich planach stawiał na prostotę tak też było i w tej wersji jego wizji rozmowy z tym czymś na tronie. Zwyczajowej pewności siebie jaką zazwyczaj reprezentował w działaniu czy jego planowaniu tym razem nie reprezentował. Sytuacja jednak zdawała się mu obecnie sliska i tajemnicza i do tego trzeba było rozmawiać w dialekcie który jakoś tam rozumiał ale pewnie się nie czuł. Dlatego wolał wymienić się opinią z kumplami zanim coś postanowią. - Ale trzeba zacząć gadać już teraz bo wyjdzie, że jesteśmy mięczakami i na jego widok zapomnieliśmy języka w gębach szepcząc między sobą jak panienki. Niech se kurwa nie wyobraża za dużo… - tego był akurat pewny i wyczuwał wręcz intuicyjnie. Dlatego w głosie dał się słyszeć już cień gniewu i drapieżnej nuty jaką zazwyczaj prezentował w boju. Myśl, że oni, Imperialna Gwardia, mieliby być wzięci za jakiś słabeuszy była dla niego nieznośna. Zwłaszcza jakby to tak przed jakimś heretyckim wybrykiem natury miało być. Był więc czas najwyższy zacząć gadać z mutasem. Ponadto jakby odniesiono nieprzychylne pierwsze wrażenie o nich potem mogło się to rzucić cieniem na resztę dyskusji.
Widząc, że porucznik ma problem z podjęciem decyzji Azul postanowił nie czekać. Wystąpił przed delegaturę. Nie wiedział czy pochylić głowę, odpierdolić jakiś dworski ukłon czy zasalutować, więc ostatecznie Wyklep zasalutował bijąc się w pierś i skłaniając głowę przed mutasem (niech go cholera jasna strzeli i niech mu się mózg zagotuje). Potem przemówił starając się co był w stanie tłumaczyć na miejscowy dialekt.
- Pokój z wami pryncypie. Przybywamy bez złej woli, szukać schronienia przed złym plemieniem, które próbuje się podawać za nas Imperialców. Jestem Wyklep mędrzec broni i rzemiosła, a to moi towarzysze. - Azul się na chwilę zaciął.
Techkapłan kombinował jak przedstawić pozostałych, ale postanowił “pojechać po volgickim klasyku” i zaoszczędzić tubylcom problemów z wymową.
- Patrzał, bystrooki taktyk. Onyx, potężny wybraniec lasera. Warchoł, wojownik pogromca. Okop, budowniczy twierdz.
Azul nie cierpiał gadać oficjalnie. Nie nadawał się do tego. Sytuacja jednak go zmuszała co go piekielnie frustrowało.
- My wdzięczni za gościnę. Mamy dla pryncypa trybut. Dobry trybut. Dobre spluwy, którymi wasze plemie może gromić wrogów.
 
Stalowy jest offline  
Stary 25-01-2015, 23:48   #109
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
The difference between heresy and treachery is ignorance.

Mutant opuścił swoje "jabłko". W milczeniu wysłuchał słów Azula. Ledwo techkapłan wypowiedział swe słowa, a Davy Engel wsparł go swoim srebrnym językiem, z którego słynął na cały mieszany regiment Cadian i Volgitów.

"Pryncyp" wykonał niedbały gest dłonią. Spomiędzy jego strażników wyłonił się niski, wątły, zasuszony starzec w powłóczystych, podartych szatach. Wspierał się o metalowym kosturze obitym pośrodku sparciałą gumą. Jego ubiór przywodził na myśl ciuchy używane przez urzędasów z Administratum.

- Plemię Kago wita gości. - przemówił starczym głosem, kalecząc niski gotyk silnym akcentem - Ja Trogo, mędrzec i ceremonii mistrz na dwór pryncyp. Ja znać wasz język. My rozmawiać. Negocjować. Ale, najpierw - trybut.

Fulkerin udał się do antyszambrów i wkrótce wrócił z kilkunastoma ludźmi Kago. Przed tronem złożono zdobyczną broń, pancerze i amunicję. Pryncyp obejrzał stos oręża, po czym wstał i dotknął go krańcem swego metalicznego kostura. Zaraz potem zasiadł ponownie i klasnął potężnymi łapskami, a słudzy zabrali daninę z sali tronowej. Kiedy wrócili, nieśli ze sobą krzesła dla Sabatorii i Trogo.

- Pryncyp przyjmuje trybut. - rzekł ponownie stary - Zasiądźmy do negocjacja.

To, co potem się wydarzyło, trwało prawie tak długo, jak najcięższe i najbardziej rozwlekłe starcia, w których Sabatorii brali udział w swych długich karierach, przepełnionych kampaniami, bitwami i operacjami. Engel, okazyjnie wspierany przez "ekspercką opinię" towarzyszy, walczył na słowa z dworakiem pryncypa. Poddawali dyskusji w zasadzie wszystko - przybycie Sabatorii, walkę z 47, relacje Kago z tymi renegatami, stan Kapitolu, okolicy i reszty Malice, informacje o trwającej wojnie i Arcywrogu (o którym Kago mieli bardzo mgliste pojęcie i - ku zgryzocie Imperialnych - mieli doń ostrożny, acz neutralny stosunek). Wszyscy przy negocjacyjnym "stole" zauważyli, że Trago omijał temat misji dyplomatycznej. Rzekł jedynie, że dotarli do Kago, byli przezeń ugoszczeni, prowadzili rozmowy, tłumaczyli język, wierzenia i podawali informacje o Arcywrogu i toczonej wojnie. Pragnęli też sojuszu - dokładnie tak samo, jak teraz Sabatorii za pośrednictwem Engela.

Trago - chcąc zbić Imperialców z pantałyku - napomknął, iż to właśnie Kago pomogli zniszczyć maszyny renegatów za pomocą przeciwpancernych rakiet. Sabatorii przypomnieli sobie o losie Bazyliszka z 47 Zmechanizowanego i odnalezionych, wystrzelanych pancerzownicach. Na pytanie, dlaczego to zrobili, starzec wspomniał o "wyrównaniu szans". Pytanie tylko: czyich szans...

Ostatecznie stanęło na tym, że Sabatorii mogli korzystać z azylu oferowanego przez Kago. Mogli go też opuścić w dowolnym momencie - acz bezpowrotnie. Mieli otrzymać własny budynek, naprzeciwko pałacu. Mieli się też ograniczyć z włóczeniem po terytoriach Kago i siedzieć w budynku na czas negocjacji.

Wreszcie, trzy godziny po przybyciu na audiencję, zmęczony i zdenerwowany Engel oraz jego znudzeni towarzysze mogli wreszcie opuścić salę tronową i zająć się usadowieniem w nowym domu.


Następnego dnia, kiedy negocjator i jego obstawa udali się na kolejną rundę rozmów, w sali zastali kogoś, kogo się nie spodziewali.

Oprócz pryncypa, jego strażników i starca, w sali sterczało kilku ludzi... w mundurach i pancerzach Czterdziestego Siódmego. Przez parę sekund obydwie grupy mierzyły siebie wzrokiem z niedowierzaniem na twarzach... a potem porwały za broń.

Oślepiający błysk wypełnił halę, połączony z przejmującym odgłosem gromu. Zapadła cisza. Król Kago opuścił rękę z "jabłkiem" i powiedział coś twardymi słowy, co jego dworzanin przetłumaczył:

- Nikt nie zabija na ziemia Kago, póki Kago zabroni. Zakaz złamany - wtedy śmierć.

Imperialiści i renegaci niechętnie schowali broń do kabur i pochew.

- Oba grupa przyjść do Kago. Oba grupa dać duży trybut. Chcieć ludzie i broń Kago na wielka wojna. Oba grupa wojna między sobą. Krwawa wojna. Kiedy krew się lać, musi się wylać. To być prawo. Ty, Engel. I ty, Parker. Wy i tylko wy wojna na ziemia Kago. Krew się lać aby wylać. Kto wygra, ten ma broń i ludzi Kago w swoja wojna.

Lider wrażej delegacji próbował protestować, ale sam pryncyp uciszył go warknięciem. Jego strażnicy wymierzyli we wszystkich gości swoimi karabinami.

- Wy nie wojna, wy natychmiast uciekać. Albo teraz śmierć. - sprostował staruch. Renegat natomiast już miał zamiar się wycofać, kiedy jeden z "jego" ludzi - koleś w wojskowej masce - położył mu rękę na ramieniu.

- Kolega będzie walczył z tym fiutem.

- Dyzes "szwanc" wypatroszy twój kolegen. Chuju. - wtrącił się Fulkerin.

- Doskonale. - Trago uciął kiełkującą wymianę wyzwisk tupnięciem laski o podłogę - Wy udać się na arena i zabijać. Kto padnie, tego fanty należeć do Kago.


Kwadrans później, obydwaj wojownicy stanęli naprzeciwko siebie w ruinach stadionu, który musiał w dawnych czasach służyć za miejsce sportu bądź innych wielkich wydarzeń. Niewiele się zmieniło - acz teraz jego glebę użyźniał nie tylko pot, ale i krew.

Engel stanął naprzeciwko tego Parkera przyodziany w swój gwardyjski, cadiański flakpancerz. W rękach dzierżył miecz oraz handkanonę, którą posługiwał się jednorącz wykorzystując zaawansowaną rękawicę wspomagającą. Przeciwnik był podobnie opancerzony i uzbrojony - autopistolet oraz długi miecz o matowej klindze z monostali i zmodyfikowanym uchwycie, dostosowanym do ręki właściciela.

Starcie trwało dobre kilka minut. Kule wizgały w powietrzu, znacząc rdzawy piach, stare gruzy i płot ze złomu. Rykoszetowały, wbijały się, uderzały. Trafiały w pancerze walczących, czasem znacząc dziury ich krwią. W końcu jednak zamilkły - a ich miejsce zajął błysk stali i brzęk kling. Szermierze mieli podobne umiejętności i wielki upór - acz pochodzący z różnych źródeł. Engel walczył, pokrzepiony wiarą w Boga-Imperatora, cadiańskim hartem ducha i nienawiścią wobec wrogów Imperium. Ten Parker zaś bił się o swoje marne życie i jeszcze marniejszą sprawę niczym wściekły pies zapędzony do kąta.

Wreszcie, Engelowi udało się porządnie przebić zastawę wroga, wykonując atak pokroju "wszystko albo nic". Broczył już krwią ze zbyt wielu ran, podobnie jak oponent. Był zmęczony i otumaniony. Musiał to zakończyć.

I zakończył.

Parker upuścił swój oręż i złapał się obydwoma rękami za głęboko rozcięte gardło, próbując powstrzymać śmiertelny upływ krwi. Odtoczył się na bok, charcząc, próbując krzyczeć na pomoc, wyciągając rękę ku swym towarzyszom, którzy patrzyli na to wszystko z bardzo kwaśnymi mordami. Wreszcie, skonał, zalany krwią, moczem. Dygoczący w piachu niczym robak.

Wiwat gwardzistów został jednak szybko przerwany jękiem rozpaczy. Engel zwalił się na glebę. Z brzucha sterczał mu nóż, wbity prawie aż po nasadę, prosto w słabsze, uszkodzone miejsce zbroi.


Krytycznie ranny Cadianin trafił do "hotelu" Sabatorii, gdzie zajął się nim Diachenko. Oficer miał jednak marne szanse na przeżycie, biorąc pod uwagę personel i środki. U tubylców było z tym jeszcze gorzej.

Oficer zapadł w śpiączkę z powodu upływu krwi, toteż dowódcą według hierarchi został Chris "Onyx" Akkerman.

Pieprzone dzikusy natomiast uznały całą walkę za bardzo widowiskową, pogratulowały zwycięstwa i wygnały precz renegatów, zamiast ich rozstrzelać. Na efekty tej durnej polityki nie trzeba było długo czekać.

Kilka godzin po walce i "wyproszeniu" delegacji Zmechanizowanego, na rejon pałacowy spadły dwie rakiety typu Manticore, powodując duże straty pośród tubylców. Granice zostały zaś zaatakowane przez transportery opancerzone wypchane elitarną piechotą.

Trago zapewnił, że wszystko jest pod kontrolą. Dał jednak przyzwolenie od pryncypa na ewentualną pomoc w obronie i dalszych walkach jako przyjaciele, pod warunkiem, że plemienni mieli zgarnąć cały łup.

Trzeba było podjąć decyzje. Określić się. Z jednej strony, była to pewna szansa na zadanie wrogom sporych strat na terenie ufortyfikowanym i to nawet nie własnym, tylko sojusznika. Można było też dzięki temu uzyskać lepszą pozycję w dalszych negocjacjach. Z drugiej strony, oddział był poważnie poszarpany. Jeden z pojazdów był unieruchomiony. Wielu zdążyło już polec. Trzech zaś było ciężko rannych. Trzeba się było tym jak najszybciej zająć. Ale... jeśli jednak renegaci przełamaliby obronę tubylców, to te wszystkie starania zostaną obrócone wniwecz na ich bagnetach.

Sabatorii nie byli zwyczajnymi żołnierzami. Dostawali najlepszy sprzęt, wyszkolenie, czas wolny i luz operacyjny. W zamian za to jednak dostawali najcięższe zadania... i byli obarczeni odpowiedzialnością.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 29-01-2015, 17:59   #110
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Gniew narósł niespodziewanie. Święta nienawiść płonąca nieprzerwanie w sercu wszystkich Cadian odnalazłą swój cel. Pryncyp - mutant. Długie milenia walk z chaosem i gniew wyżarte były już głęboko we krwi Engela i jego braci. Nie było mowy by łatwo o tym zapomnieć, ale nie można było też dać tem ujścia. Dlatego Davy zastygł. Nie zdarzyło mu się to wiele razy w dorosłym życiu, ale teraz tak.
Misja - pokój w imię zagłądy arcywroga.
Wiara - kill mutant, burn heretic, purge unclean.

Na szczęście Azul, nie będący Cadyjczykiem, a nienawiści wyuczony w życiu, a nie odziedziczoną we krwi, szybciej się opanował.
Gdy mówił, Davy przekierował swój gniew na siebie, że się nie opanował, a go już było łatwiej stłumić. Rozkaz jest rozkaz. Tym pomiotem Imperium zajmie się później.
Z nowym, jasnym postanowieniem, mógł już włączyć się do dyskusji ze swą pełną werwą i umiejętnościami.


Lewica, uzbrojona w handcannonę i odziana w rękawicę z prostym, antyodrzutowym systemem wspomagania drżała gdy po raz kolejny święty gniew żądał czego innego niż rozkazy.

Pojedynek? Niech tak się stanie.
W tym momencie Davy nie myślał o swych zaniedbanych umiejętnościach mordobicia czy niewyleczonej kontuzji w kolanie. Nie myślał o tym, że jako gwardzista nie sprawdzał się nigdy póki, przypadkiem, nie przejął dowodzenia w oddziale, po śmierci oficera i niejasnej hierarchii. Dopiero wtedy otrzymał w przydziale Delgado i zaczął wspinać się na szczeblach kariery.

Azul odprawił poszerzone rytuały święcące pancerz i oręż i rozwinął do całej wręcz mszy proces przyodziewania Davy’ego do walki.
Wątpliwości ustąpiły miejsca uporowi. Nie wiedział czy wygra, ale nie bał się ginąć w imię Imperium, a wycofać się nie mógł. Wolał by rozegrać to inaczej, ale nie miał na to wpływu.

Walka się rozpoczęła.
Kule świszczały i odbijały się o przeszkodzy i osłony. Zdając sobie sprawę ze swych słąbości Davy pozostawał bardziej statyczny, licząc na osłonę a nie uniki. Kula raz rykoszetowała od jego naramiennika, wyżynając w nim głębokie pęknięcie, ale nie raniąc.
Wkrótce zaczęła kończyć się amunicja.

Walka stała się brutalna.
Bez naboi przeszli do walki na miecze. Engel walczył w świętym szale. Nie bacząc na swe życie, bez strachu przed śmiercią. Mógł zginąć. Nie martwił się tym. Natomiast jego przeciwnik nie posiadał takiego luksusu, bo on, po śmierci, miał stracić swą duszę na rzecz chaosu. Zostać rozerwanym na strzępy, a nie zbawionym, jak Davy i wszyscy wierni słudzy Imperatora.

Walka się zakończyła.
W ferworze walki zwarli się. Davy poczuł jak krótkie ostrze, o którym istnieniu nie miał pojęcia, które musiało zostać przemycone na ubitą ziemię, wgryzło mu się w trzewia. Poczuł jak nogi zażądały prawa by się ugiąć. Nie dał im go, ze wszytkich sił starając się utrzymać pion.
Parker odskoczył i spojrzał Davy’emu w oczy. Tryumfalnie.
Davy odpowiedział mu nienawiścią.
I sięgnął do kabury. Błyskawicznym ruchem odpalił ją we wroga, bo bał się by ten nie zdążył zareagować. Ostatni nabój, zostawiony specjalnie na taką okazję, opuścił lufę. Złamał płytę pancerza, przegryzł się przez ciało i wyleciał z drugiej strony, o cal mijając kręgosłup.

W odróżnieniu od Davy’ego, Parkerowi pozostał już tylko strach i rozpacz, a one nie dawały dość siły by zachować siłę w kolanach.
To Davy tryumfował. I to zwycięstwo dało mu siłę by pewnym krokiem podejść do chaosyckiego ścierwa i jednym cięciem poderżnąć mu gardło aż po kark.
Odczekał chwilę, aż Parker padł na ziemię i stracił siły do czegokolwiek ponad pełzanie.
Davy stał wciąż pewnie. To wystarczyło jako dowód zwycięstwa.
Engel obrócił się do swoich ludzi, ukazując im rękojeść noża wystającą z trzewi… i dopiero teraz padł na kolana.
- Imperator chroni - szepnął, bo na okrzyk nie miał sił i padł na bok.
 
Arvelus jest teraz online  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172