Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-08-2015, 00:01   #211
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Noc była ciężka, a poranek jeszcze gorszy. Kac morderca nie ma serca - przypomniała mu się stare dobre powiedzenie, które słyszał gdy pił razem z najemnikami po udanych akcjach. Jednak tym razem przerosło to jego możliwości. Miał spore dawki adrenaliny w swoim podręcznym ‘medyku’, zaraz poczuł się lepiej, aczkolwiek nie do końca. Naszykował się jak to przystało najemnikowi przed akcją. Granatnik, blaster i rzecz jasna nóż schowany w bucie. Do tego jeszcze medykamenty, laser leczniczy oraz antidotum, w razie czego. Wychodząc dostał wskazówkę od Nelii, którą wziął głęboko do serca. Nie mógł sobie pozwolić na zbyt wczesną konfrontację z tym czarnoskórym najemnikiem. Skoro wysłali za nim list gończy, to nie może byle kto. Nie znał tego człowieka, dlatego można się było po nim wszystkiego spodziewać, począwszy od zaczepek, po użycie ostrej amunicji i zakończenie żywota jednego z nich, w zależności z kim wejdzie w zatargi. Egzoszkielet oczywiście założony tak jak powinien, chciał wyglądać groźnie.
W końcu wyruszyli gdzieś poza osadę. Jeden mandalorianin, wielki, nawet bardzo. Drugi inny najemnik, lekko ubrany, nie wyglądał na groźnego, ale mina obydwu świadczyła, że nie warto z nimi zadzierać. Trzeci z nich, Dorn, opancerzony jak ruski czołg. Widać było, że to jakiś ważniak, sama mina i gadka gdy dotarli do punktu docelowego. Zeskoczył ze ścigacza i rozejrzał się dookoła. Całkiem fajna okolica Nie ma za głośno, może nie będzie go przez to głowa bolała, nawet dobrze. Nie chciał by się zbłaźnić na pierwszej misji ‘dorywczej’.
Po skierowanych słowach do Martell’a odparł krótko:
- Rozjebmy te ścierwo, trochę mi się spieszy – przeładował granatnik.
 
Ramp jest offline  
Stary 29-08-2015, 11:04   #212
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Decyzja była cieżka, ale dość szybka. Strzelba blasterowa spoczęła na plecach, a w rękach pojawiły się dwa mniejsze, ale o wiele bardziej szybkostrzelne pistolety laserowe. Jednym z nich dał sobie ogień zaporowy w głąb korytarza, a drugi mając przed sobą w razie pojawienia się jakiegoś napastnika w drzwiach, do których się kierował.

Drzwi znajdowały się na prawo od jego pozycji, podejrzewał że na przeciwko znajdą się drugie. Piwnica miała raczej symetryczny kształt i nie można było się w niej doszukiwać jakiś urozmaiceń architektonicznych. Z resztą jeśli ten Siwy miał łeb, już dawno się ewakuował, a co za tym idzie już był w łapach Vao. Mógł równie dobrze wyjść z piwnicy i do niej wrócić. I w ostatniej chwili zawahał się żeby rzucić się w szaleńczy bieg między smugami broni bezrogiego strzelca.

Zreflektował się że pomysł dołączenia do Vao nie będzie najgorszy, dlatego też skierował się do schodów i sprawdzając czy ktoś się na niego nie czai, opuścił piwnicę, a drzwi do klatki schodowej barykadując czym się da. Nie chciał żeby kiedy on pójdzie od tyłu, cała ta wesoła paczka uciekła mu frontem.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 29-08-2015 o 14:56.
SWAT jest offline  
Stary 30-08-2015, 20:27   #213
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Ord Mantell, Dreliad, dzielnica handlowa
Dziewczyna odstawiła swój nowy sprzęt, którego prawie nie wypuszczała z rąk
- Tak. Od dzisiaj to bedzie Nilus.
- Dobre imię. Neutralne, niezapadające w pamięć. - rzekł odkładając swoje zakupy. – Może zobaczymy co jest pudełkach?
- Już nieco podglądałam - zawstydziła się lekko, ale wyciągnęła po kolei oba urządzenia. Czyste, gładkie, bez żadnych zadrapań. Pachniały nowością. - Podejrzewam, że moc obliczeniowa tego dekodera jest niewiele mniejsza od komputer pokładowego tego statku. To musiało kosztować fortunę - skonstatowała. - To samo dotyczy tej przesuwni - drugi przyrząd był znacznie mniejszy, ale był podatny na modelownie - podepnę się nią pod praktycznie każdy sprzęt.
- Nieźle... Dałabyś radę podpiąć się pod ekstranet z tym sprzętem i szukać słów kluczy w wychodzących z planety i przychodzących do niej wiadomościach? - mężczyzna wyciągnął z worka swój najnowszy nabytek, lekką zbroję i zaczął ją kawałek po kawałku zakładać. - Wiem że brzmi to nierealnie, ale wciąż błądzimy we mgle, z mojego wypadu nie dowiedzieliśmy się jeszcze niczego ciekawego.
Spojrzała na niego z czułym politowaniem. Była bardzo podobna w tym momencie do Laurienn, ale zdecydowanie od niej przyjemniejsza.
- To służy do hakowania terminali przede wszystkim. Zresztą na skanowanie ekstranetu to sobie nawet nie wyobrażam, kto byłby w stanie takie coś zrobić. Przecież to jest cały kosmos danych.
- W takim razie poczekajmy na Laurienn, chciałbym Cię przemycić do jakiejś placówki rządowej, ale na to potrzebna jest jej zgoda. Może wtedy dowiemy się czegoś co nam pomoże. Zresztą trzeba też wybrać odpowiedni cel - mruknął kończąc sznurować nagolenniki. Wstał i podskoczył kilkukrotnie, pancerz leżał na nim zaskakująco dobrze. Na stole położył wibroostrze i projektor energii, musiał go podłączyć. - Mogę pożyczyć narzędzia? - spytał.
- A co potrzebujesz? Mogę? - sięgnęła po jego wibroostrze nie czekając na jego zgodę i zaczęła je rozkręcać na kolanie.
- Jasne, ale uważać na krawędź, jest zabójczo ostra. Najpierw odłącz zasilanie, potem możesz się bawić. Z narzędzi potrzebny będzie w sumie tylko śrubokręt i cążki, moduły są konstruowane w ten sposób żeby nawet taki techniczny ćwierćinteligent jak ja mógł je spokojnie podłączyć. - Podniósł ze stołu swój nabytek – To jest projektor energii, zbiera ładunek energetyczny i wyrzuca go w momencie zatopienia ostrza w celu. Przydatna zabawka jak musisz stawić czoła droidom, a chcesz zachować ciszę.
Dziewczyna zerkała na niego z lekkim przestrachem.
- Eee… skoro tak mówisz… - ewidentnie nie była chętna słuchać o mordowaniu innych. Choćby miały być to droidy. Rozumiał to poniekąd, bo HK-50 dziewczyna traktowała jak swojego zwierzaczka.
Czas mijał im spokojnie. Znudzony artysta blacharz z natryskiem i farbą klakierską dotarł na umówiony czas i przemalował nazwę statku na żądaną. Nawet dodał od siebie fantazyjny zawijas.
Przy rejestracji sprawy poszły sprawnie, Zhar-kan podał wszystkie dane, które żądał od niego urzędnik. Emily musiała być świetna w podrabianiu dokumentów, bo ów nawet nie mrugnął, podbijając wszystko. Nawet pochwalił Sola za poprawnie wypełnione dokumenty, co podobno niezbyt często się zdarza.
Pozostało im teraz czekać na starszą z sióstr.
Stojąc przed statkiem i spoglądając zza maski na zachodzącą za horyzontem tutejszą gwiazdę, był świadkiem ciekawego zdarzenia. Stojący obok transportowiec szykował się właśnie do startu. Droidy odłączały właśnie przewód paliwowy, kiedy przechodząca obok zakapturzona postać wrzuciła coś do otwartego jeszcze luku. Ów się zamknął i statek zaczął się podrywać w górę. Ów tajemniczy osobnik szybkim krokiem oddalił się w kierunku magazynów. Arkanianin mógł jeszcze ostrzec pilota statku, że coś jest nie tak, ale wtedy na pewno nie znajdzie tego zakapturzonego gościa wśród zaułków i budynków. Musiał podjąć szybką decyzję.

Taris, rejon 14, kwadrat TS12
- Fakt, nie ma co zwlekać – odparł mu Dorn. Wyciągnął i przeładował swój blaster. – Chodźmy ławą, w zasięgu swojego wzroku. Ty – wskazał na opancerzonego mandalorianina – i Aaron w środku, jako ciężka artyleria, my osłaniamy wam flanki. W tamtym kierunku – mruknął niezbyt pewny.
Jednak wszyscy ruszyli. Rakghule nie słynęły z tego, że podstawiają najemnym żołnierzom gardła do ścięcia. Musieli na swoją dolę zapracować.
Pierwszego osobnika dostrzegł ten gość w lekkiej zbroi. Strzelił dwie krótkie serie w zagłębienie między piętrami zawalonego budynku. Chwilę później doszedł ich skrzek i z tego miejsca wyskoczyły dwa kolejne stwory. Mandalorianin rozkręcił swój gatling ale nie nadążył za szybkim stworem. Gość w lekkiej zbroi ściągnął krótką serią jednego. Ewidentnie był wyszkolony. Nie marnował amunicji i strzelał celnie. Dorn trafił drugiego, ale ten tylko kwiknął i wskoczył pomiędzy załom. Martell wystrzelił tam jeden pocisk i strumień ognia wypełnił kryjówkę. Ciche kwilenie świadczyło o usmażeniu rakghula.
- Dajcie mi więcej tych małych skurwieli – warknął niezadowolony mandalorianin.
- Zejdźmy tam niżej – odezwał się po raz pierwszy gość w lekkiej zbroi, pochylając się nad załomem w zniszczonym budynku. Miał dziwny akcent, mocno przeciągał samogłoski.
- Taki jest plan – odpowiedział Dorn.
Powoli zaczęli schodzić w dół. Musieli uważać, bo podłogi mogły się zarwać pod nimi w każdej chwili.
- Tuż pod nami jest ich całe mnóstwo – rzucił w pewnym momencie mandalorianin. – Pełno sygnatur mi się wyświetla. Możemy tam zejść i wytłuc to całe tatałajstwo.
- Jeśli jesteś tego pewny, to po prostu zarzućmy ich ładunkami wybuchowymi – odpowiedział Dorn.
- Bezpieczne rozwiązanie, ale nie znamy planu budynku i możemy nie wypełnić tej misji do końca – skonstatował gość w lekkim pancerzu z karabinem, po czym spojrzał na Aarona pytająco, co on o tym sądzi.

Zonju V, Zoronhed
Wskakując na schody oberwał w plecy, ale pocisk nie miał siły wystarczającej, by przebić jego pancerz. Najemnik dopadł wyrwanych z zawiasów drzwi, podniósł je i położył na zejściu w dół. Były nieco za duże, ale to dobrze się składało. Slevin oparł się o nie i docisnął. Robi wbiły się w gliniane ściany i całość się po prostu zaklinowała. Musiało na ta chwilę wystarczyć. Wybiegł z budynku i teraz dopiero dostrzegł minus w swoim planie. Vao nie powiedziała mu, gdzie może być to wyjście awaryjne. Wbiegł za budynek i rozgadał się nerwowo. Kilka koszów na śmieci, jakiś pijany menel, oraz ściana kolejnego budynku. Czas go gonił, więc po prostu wspiął się sprawnie na jego dach. Miał nieco lepszy widok, przełączył w hełmie widok na podczerwień. Nie miał najlepszego sprzętu, ale w tym momencie to wystarczyło. Kilkadziesiąt metrów na prawo od niego były dwie czerwone plamy, które mieszały się ze sobą, zapewne siłując. Szybko zeskoczył i pobiegł w tamtym kierunku. Przebiegł przez ulicę i wpakował się na tyły niedużego garażu.
Przybył w porę, by zauważyć Mission walczącą wręcz z dużym mężczyzną, o krótkich siwych włosach i twarzy pokrytej siatką blizn.

Twilek właśnie zakładała mu dźwignię na łokieć ręki, w której trzymał swój blaster. Ból sprawił, że Siwy upuścił ja na ziemię. Był jednak zbyt twardym gościem, by tak się dać załatwić. Po prostu podniósł Vao i grzmotnął nią o ziemię. Chwycił ją za lekku i zdzielił kolanem w twarz. Kobieta zwiotczała u jego stóp. Ów wyszarpnął zza paska nóż o szerokim ostrzu i wtedy zauważył Slevina.
- Och – wyrwało mu się. W końcu Kelevra celował do niego z dwóch blasterów.
- Czy mnie oczy nie mylą? Poznaję ten pancerz i ten hełm. Gdzie zgubiłeś drugi naramiennik Slevin, co? – Siwy splunął krwią, Mission musiała mu dać w mordę nie jeden raz.
Tymczasem najemnik z Tatooine też dostał olśnienia. Bez długich, spiętych w kok włosów Gorn Halet wyglądał zupełnie inaczej. Pracowali chwilę razem, była to pacyfikacja buntu w kopalni na obrzeżach Galaktyki. Obaj wykazali się tym, że tą misję przeżyli, głównie dzięki sprawnej współpracy. Teraz Gorn vel Siwy był jego celem. Czy na pewno?

Ord Mantell, Dreliad, dzielnica kasyn
Jak na niezbyt duże miasteczko, jakim było Dreliad, dzielnica hazardu była nadzwyczaj rozwinięta. Oczywiście, że zawsze obecność kosmoportu wpływała pozytywnie na rozwój tego typu usług, ale tutejsze kasyna rozmiarami i liczebnością zbliżały się nawet do tych na Nar Shaddaa. To zawsze była ulubiona rozrywka wszelkiej maści szumowin, więc potwierdzały się powszechne plotki o Ord Mantell. Rzucony na odczep się pomysł HK mógł być strzałem w dziesiątkę. Po przefiltrowaniu spamu i ogłuszających reklam z ekstranetu, Laurienn przejrzała listę kasyn. Wszystko wskazywało na to, że spokojnie wejdzie do tych najbardziej ekskluzywnych – tutejsi nie mieli zbyt dużych wymagań wobec przyjezdnych, ważne że płacili gotówką. Bardziej musiała uważać w druga stronę. Kilka przybytków wyglądało na konkretne mordownie.
- Zapytanie: Decydujemy się na wizytę w którymś z tych budynków, czy jeszcze sobie tak postoimy aż rdza się o mnie upomni? – wtrącił się w jej rozmyślania droid.
- Spokojnie, na pewno Emily polakierowała ci powłokę czymś wytrzymałym - zbyła słowa droida, gdy przeglądała reklamy. Zdecydowała się na coś bardziej ekskluzywnego.
„Jesteś zwycięzcą!”
Ten prosty slogan sugerował wszystko co przeciętny hazardzista chciał usłyszeć, więc reklamujące się w ten sposób kasyno Madame Indis było oblężone całą dobę. Jednocześnie czterech bramkarzy w exoszkieletach pod garniturami przy każdym z wejść skutecznie odstraszało margines społeczny.
Hayes weszła do środka. HK-50 był tuż za nią. Jeden z ochroniarzy podszedł do tego dwumetrowego, okrytego szczelnie płaszczem gościa.
- Ty czego tu? – warknął.
Kątem oka dostrzegła problem. Zaraz odwróciła się na pięcie i podeszła do ochroniarza. Uśmiechnęła się uroczo.
- Nie widzi pan żadnego problemu, żeby on tu wszedł - odparła do ochroniarza i wykonała nic nie znaczący gest prawą dłonią.
- Nie widzę żadnego problemu. Proszę wejść – odpowiedział z automatu.
Droid nie zaszczycił go żadną odpowiedzią, tylko poszedł za Laurienn.
Architektura kasyna była tradycyjna dla takiego przybytku. Olbrzymie centralne pomieszczenie i okalające je wiele mniejszych. Było tam wiele rzędów jednorękiego bandyty, stołów krupierskich z paazakiem i kilkadziesiąt terminali do obstawiania walk gladiatorów w różnych zakątkach galaktyk.
W bocznych pomieszczeniach znajdowały się bary, kawiarnie, a nawet dwa parkiety do potańcówek. Panował wszędzie spory gwar, jednak było wystarczająco luźno, żeby się nie przepychać pomiędzy innymi klientami.
Razem z HK udała się do części barowej.
- Usiądź tam w kącie i czekaj na mój znak. Jak będzie przy tobie przechodził kelner to zamów cokolwiek co będzie miał na tacy. Inaczej będą próbowali wyprosić cie stąd - poinstruowała. Jakby to zabawnie nie brzmiało był droidem protokolarnym. – Ja zajmę sobie stolik gdzieś po środku.
- Rozbawione zapytanie: Czy znakiem będzie cios otwartą dłonią w twarz zbyt nachalnego adoratora w staniu upojenia alkoholowego?
- Dokładnie tak - odparła z rozbawieniem spoglądając na droida.
Odwrócił się i poszedł usiąść w wskazanym miejscu. Dziewczyna chwilę się rozejrzała i usiadła przy nielicznym z wolnych stolików. Już po chwili podszedł do niej nieznanej jej rasy kelner o niebieskiej skórze i grzecznie zapytał co podać.
- Poproszę drinka. Coś ładnego, kolorowego z alkoholem i parasolką - powiedziała z lekkim uśmiechem.
Nie trwało długo, kiedy złowiła spojrzenia mężczyzn z okolicy. Praktycznie każdy na nią zwracał uwagę. Choć sobie z tego nie zdawała sprawy, drobna corellianka była w tym momencie jak klejnot wśród całego towarzystwa. Szczególnie wyróżniła się trójka. Wysoki i silnie zbudowany, szaroskóry irydianin. Miał na sobie luźny strój, określiłaby go jako sportowy. Emanował jednak pewnością siebie. Z drugiej strony w jej kierunku skinął uprzejmie głową zielono-skóry twilek. Zaskoczyło ją to o tyle, że powszechnie wiadomo było, iż mężczyźni twileków nie widzieli świata poza kobietami ze swojej rasy. Ten był elegancko ubrany, choć zza pasa wystawał mu spory nóż z malowniczo rzeźbioną rękojeścią z kości jakiegoś rzadkiego gatunku. Trzecim osobnikiem był czarnoskóry człowiek z długimi dredami. Wydawał się raczej niski, ale odkryte ramiona zdobiły sploty mięśni. Miał na sobie skóry upolowanych zwierząt. Wydawał się obdartusem, ale na nadgarstku miał bardzo nowoczesny komunikator. Ten spoglądał na padawan wręcz z chciwością. Jeśli będzie zbyt długo zwlekać z wyborem adoratora, to bardzo prawdopodobnie rozpocznie się tutaj rozróba o jej osobę.

Taris, Olaris
Było mu nieco lżej. Nieco. Nelia zabrała się za podłożenie podsłuchów i wybyła. Przynajmniej teraz nie musiał unikać jej wyzywających spojrzeń. Musiał konkretnie się zastanowić nad swoim położeniem. Aaron był na misji, może uda mu się załapać jakieś kontakty. Jednak Czerka była międzygalaktyczną korporacją. Baldan praktycznie potwierdziła, że mają kontakty w Republice i mogą dowolnie sterować wysyłanymi oddziałami republikańskiej armii. Ważną kwestią było, żeby nie porwać się w pewnym momencie z motyką na Słońce. Fartem Jon podsłuchał rozmowę przedsiębiorczego quarrena i mieli teraz punkt zaczepienia. Inną sprawą było, kiedy przedstawiciel Czerki tudzież Czerwonego Krayta ponownie zechce się z tamtym spotkać. Jeśli nie stanie się to wkrótce, to na pewno na skutek ataków rakghuli ucierpią niewinni pracownicy quarrena. Zresztą wcale nie było powiedziane, że to właśnie bestie zaatakują. Czerwony Krayt był organizacją najemników i zrzeszał najgorsze męty. Nadal nie było wiadomo, kiedy wroci Martell. Baelish nie miał dużych zasobów. Jeśli poleci z Nelią pomóc w obronie placówki robotników, to może przegapić ważne wydarzenia w osadzie.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.
Turin Turambar jest offline  
Stary 30-08-2015, 22:45   #214
 
Krzat's Avatar
 
Reputacja: 1 Krzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znany
Dokonawszy transakcji poprosił kupca, aby polał jeszcze po jednym, żeby nie kuleć. Po czym opuścił sklep obiecując, że jeszcze wróci.
Zanim wyszedł jego komunikator już łączył się z Hernanem. Musiał sprawdzić jakimi informacjami dysponuje gubernator. Gdy nawiązał połączenie miał już przygotowany swój datapad. Duros szczególnie zainteresowany był mapami i ukształtowaniem terenu- możliwymi schronieniami.
Zdobycie danych od farmerów rosy i myśliwych pochłonęło 150 kredytów i kilka godzin zanim znalazł to czego potrzebował.
Wszystko to co zebrał wrzucił do jednego modelu aby jednym rzutem oka mieć pełen wgląd. Wyniki z góry były oczywiste. Wystarczyło jeszcze dodać maksymalny zasięg śmigacza- bo przecież kiedyś zamierzali wrócić. Musieli ukrywać się gdzieś wcześniej.
Zakładał wiele scenariuszy ale naprawdę miał jedno podejście, dlatego Jaroo był ostrożny i skupiony jak nigdy. Bounty Hunter potrzebował naprawdę dużo szczęścia bo to co mogło się spieprzyć była absurdalna ilość. Od tego zależy cała reszta, włącznie z losem całego układu.
 

Ostatnio edytowane przez Krzat : 30-08-2015 o 23:26.
Krzat jest offline  
Stary 31-08-2015, 21:43   #215
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Czy to zawsze musiało spotykać jego? Taki śliczny trop, być może zupełnie nie związany z jego zadaniem, ale zawsze to coś do roboty. Zaczynał się powoli nudzić, czuł że jego talenty nie są stosownie wykorzystywane, a Laurienn, jego przełożona, sama ma marne pojęcie o tym co robić. Zakon nie był już tym co dawniej. Wizyta w urzędzie zaowocowała tylko tym że się nieco zmoczył. Właściwie był tutaj tylko dlatego że miał dług u Młodej, było nie było uratowała mu życie, a potem przywróciła sprawność. Właściwie to coraz bardziej ją lubił, czuł się niemal jakby miał w niej rodzinę. Niemal.

Przez krótką chwilę zastanowił się nad rzuceniem flashbanga i rzuceniem się w pogoń za tajemniczą osobą, ale uznał że to zły pomysł. Przyciągający uwagę, ryzykowny pomysł. Zamiast tego wybiegł przed startujący powoli statek i szaleńczo zaczął wymachiwać ramionami. Nie zamierzał jednak zdzierać głosu, pilot i tak by go nie usłyszał.

Nie widział żadnej reakcji ze strony pilota, tym bardziej, że szyby w kokpicie były przyciemnione. Statek wznosił się powoli, jak przystało na tak wielkiego kloca.
- Hej! Co ty wyprawiasz?! - usłyszał za sobą cienki głos rodianina, który opiekował się lądowiskiem.
- Jakiś skurwysyn wrzucił coś na pokład tuż przed tym jak statek wystartował i uciekł. Mam flashbanga, rzucić? - spytał niewinnie.
- Co?! NIE! - wybałuszył swoje i tak wystające już mocno czarne oczy. Sięgnął do pasa i wyciągnął mały sygnalizator świetlny. Włączył czerwone światło i zaczął machać nim nad głową. Po kilku sekundach transportowiec wyraźnie zwolnił, po czym zaczął lądować. Rodianin odetchnął wyraźnie z ulgą.
- Dobrze, że poczekałeś z tym granatem błyskowym! - musiał przekrzykiwać huk silników. - Jesteś pewien, że coś tam wrzucono?
- Absolutnie. Mam tylko nadzieję że nie jest to jakaś spóźniona dostawa bo wyjdę na idiotę.
- Nie wiem - wzruszył ramionami.
Obserwowali jak statek powoli wylądował, kołysając się lekko na płozach. Rampa prowadząca na pokład nie zdażyła się opuścić, kiedy wyskoczyła z nich szczupła, fioletowo skóra twilek z tatuażami na twarzy.

- Co się do diabła tutaj wyprawia?!
- Zakapturzony koleś wrzucił na Twój statek coś przed odlotem. I wyraźnie mu się przy tym śpieszyło. Powiedziałbym że z premedytacją czekał na moment kiedy właz zacznie się zamykać. - powiedział najemnik. - Upewniam się tylko że wszystko w porządku.
Spojrzała na niego podejrzliwie. Później na rodianina.
- Ja nic nie wiem, on wybiegł i zaczął wymachiwać, to zgodnie z procedurą wstrzymałem lot - zrobił krok w bok, odsuwając się od Sola, jakby chcąc usunąć się z pola rażenia.
- Mhm - mruknęła. - Gdzie to wrzucił? - była bardzo nieufna.
- Tutaj. - wskazał luk. - I raczej się nie mylę, jestem znany z bystrego wzroku. - dodał prezentując czerń swej maski.
Machnęła ręką w kierunku kokpitu, zapewne dając znak, by otworzono wskazany luk bagażowy. Tak też się stało.
Pochyliła się do środka i poszperała tam chwilę. Wreszcie podniosła się, trzymając w ręce nieduże zawiniątko. Zsypały się z niego drobinki czerwonego piasku. Prychnęła tylko z niesmakiem.
- Przyprawa! - wypalił zdumiony opiekun lądowiska.
- Dziękuję ci kapitanie oczywistość - powiedziała znudzona. - Mógłbyś rozpoznać sprawcę? - zwróciła się do Zhar-kana.
- Swój obywatelski obowiązek spełniłem. - powiedzał niezbyt szybko, w myślach obracając słowa. Narzekał na brak zajęcia? Świetnie teraz coś ma. - Ale mam nadmiar wolnego czasu, a wojskowym to nie służy. Dwieście kredytów, płatne po wykonaniu zadania, plus pokrywasz wydatki.
Wpatrywała się w niego przez chwilę.
- Mam dobić targu, z kimś kogo twarzy nie widziałam? - zapytała retorycznie.
- Sama tego chciałaś. - powiedział i zdjął maskę. Nie zamknął oczu, tylko z premedytacją wwiercał się w oczy twileczki. Przez najbliższą minutę będzie ledwo widział, ale chciał zobaczyć jej minę gdy odsłoni twarz. Zaskoczył ją, to było oczywiste. Lecz, prócz krótkiego zwężenia źrenic, nie dała po sobie tego znać. Musiała być bardzo opanowana.
- Świetnie. I dzięki za zatrzymanie mojego startu. Nie musiałeś tego robić, a ja miałabym na głowie sporo nieprzyjemności podczas odprawy celnej na następnej planecie.
Przewróciła woreczek dnem do góry i wysypała zawartość na ziemię. Wiatr już po chwili rozwiał większość drobnego narkotyku.
- Jeśli chodzi o tego gościa, to możemy sobie darować. Wiem, kto chciał mi podrzucić tą świnię - wzruszyła ramionami. - Ostatnio tutaj takich nie brakuje.
Wzruszył ramionami - Mogę z nim porozmawiać. Potrafię być... Przekonywujący. Z rabatem na moje krasomówczę zdolności. Sto i pięćdziesiąt.
Musiał ją rozbawić, bo roześmiała się głośno.
- Jak tak dalej będziemy targować, to wkrótce mi dopłacisz za to, żebym ci pozwoliła się tego dowiedzieć - chyba poprawił jej humor. - Dzięki za propozycję, jesteś fajny, ale nieco za mały na Czerwonych. Zresztą, w swoim czasie sama dobiorę sie im do tyłków.
Przytkało go na moment. Założył swoją maskę. - Opuści nas pan? - Spytał łagodnie rodianina. Poczekał moment i kontynuował. - Zrobię to za darmo. Kryat ma u mnie na pieńku, a brak mi informacji o ich działalności na tej planecie. Ty powiesz co wiesz, ja zajmę się resztą.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 01-09-2015, 23:00   #216
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Pochwyciła do ręki drinka, który był nad wyraz zgodny z jej zamówieniem. Lekkim ruchem nadgarstka dłoni w której trzymała szklankę zakołysała jej zawartością. Kostki lodu cicho zastukały o ścianki. Uśmiechnęła się rozbawiona myślą, że chyba przesadziła z postarzeniem się, ale zainteresowanie jakim obdarzył ją Twilek aż ją zaciekawiło. Zignorowała, więc innych. Ten czarnoskóry nawet ją niepokoił.
Spojrzała na zielonoskórego, uniosła szklankę do ust i upiła z niej łyk. Uśmiechnęła się do obcego i odstawiając drinka wzrokiem wskazała by zajął miejsce przy jej stoliku.
Nie czekała długo. Jej wybranek ruszył tanecznym wręcz krokiem i usiadł, przysuwając sobie krzesło nieco bliżej.
- Cześć, jestem Elsan - miał miły głos. - Nie widziałem cię tu wcześniej, albo mieliśmy niefarta się mijać do tej pory.
- Ah, zapracowana jestem. Ciągle tylko na statku przesiaduję i nie mam nawet czasu na odrobinę relaksu. Ledwo udało mi się dziś na chwilę wyrwać - odparła niby od niechcenia udając zaangażowaną bizneswoman - Jestem Lana. - uśmiechnęła się i znów upiła drinka. - Często tu bywasz? - zapytała spoglądając mu prosto w oczy.
- Ostatnio nie mam zbyt wiele zajęć, a na tej zapuszczonej planecie najlepsza miejscówka, więc tak, bywam to często - uśmiechnął się pokazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- Ja niestety nie mam takiego luksusu - westchnęła - Jedno zlecenie się jeszcze nie skończy a już kolejne pili by nim się zająć.
Dopiła drinka do końca i odstawiła szklankę na stoliku.
- Cóż obowiązki obowiązkami, ale się Lana wykończysz. Jest czas na pracę i czas na zabawę. Trzeba uczciwie podejść do jednego i drugiego - podniósł rękę i machnął na kelnera.
- To samo - wskazał na jej i swój kieliszek.
Uśmiechnęła się uroczo, gdy Twilek postawił jej drinka.
Laurienn kątem oka spojrzała asekuracyjne na siedzącego w kącie na tyle sali HK. Wyglądał zabawnie z kieliszkiem kolorowego płynu stojącym na blacie przed nim.
Dziewczyna na chwilę przymknęła oczy skupiając się na mocy. Wyglądało to jakby była lekko zmęczona, może znużona.
Z zielonoskórym spędziła czas na luźnej rozmowie o wszystkim i o niczym. Laurie korzystała z tego, że jej rozmówca stawia jej drinki, dlatego narzuciła całkiem szybkie tempo picia. Dziewczyna już jakiś czas temu zauważyła, że ma mocną głowę, dodatkowo potrafiła wykorzystać swoje zdolności jakie dawała jej Moc. I w ten oto sposób, gdy jej jedynie lekko szumiało w głowie to Elsan już pokładał się po blacie stolika. Co prawda próbował obłapywać padawankę, ale ta przynajmniej na razie zręcznie się przed tym broniła.
- Nnoo, mówie ciii... - przeciągał juz sylaby. - Ze mną beeedziesz się miała faaajnie złotko. Mnie tu wkrótce nikt ruszyć nie da radyyy…
- Kusząca propozycja - mruknęła patrząc na niego z rozbawieniem - A zdradzisz mi jak załatwiłeś sobie taką wygodną pozycję?
- Hehehee - sięgnął ręką w kierunku jej biustu ale nie trafił. Pochylił sie nieco zafrasowany, po czym dopił do końca swoj alkohol. Dobrze, że kelner na bierząco sprzątał szklanki, bo na ich stole brakło by miejsca. - Nic nie załatwiłem! Saami się do mnie zgłosili- czknął. - Jaak się jest dooobrym to słaaawa wyprzedza twileka.
Tak, zapomniała, że pijanym trzeba zadawać proste pytania.
- Kto do ciebie przyszedł? - zapytała z udawanym entuzjazmem.
- S-sam Tony! Legendarny Żelazny Tony, czaisz bazę śliczna? - wydawał się bardzo dumny.
- Wybacz, ale nie jestem stąd - zrobiła zakłopotaną minę - Kto to jest ten Tony?
- Hehe, mało galaktyki znasz, ze mną poznasz więcej! Toć Tony to legenda... I mnie, Elsana poprosił do roboty... żebyś widziała jak mu zależało! Oj tak - kelner podstawił mu kolejną szklankę. Twilek zanim podniósł ją do ust, to połowę rozlał. - Oj zabawimy się tutaj, jak już nasze nastanie…
- Wow nie mogę się doczekać - odparła z zaciekawieniem - A co planujecie? - ciągnęła go dalej za język.
- Oj ciii, to tajemnica - sięgnął i ścisnął ją za udo. Zabolało ją, choć i tak był na tyle pijany, że nie użył całej siły. - Poojutrze będziemy to gadać... Albo popojutrze, gdzie ja to. Cholera - warknął nagle. - Muszę... - choć z trudem to wstał od stołu. - Zzzaraz wracam - i kołysząc się pożeglował w kierunku toalet.
Droid dostrzegł jej niezadowolone spojrzenie. Jemu nigdy nie trzeba było dwa razy powtarzać. No chyba że chodziło o rozkaz z rodzaju: zostaw tą broń, nie zabierzesz jej na targi.
Wstał i ruszył prosto w kierunku toalet.
Laurie westchnęła ciężko widząc, że HK nadinterpretował jej słowa. Musiała teraz inaczej ukierunkować Moc... Spojrzeniem złowiła kelnera. Ten zbliżył się do niej i gdy Laurienn miała pewność, że nikt tego nie zobaczy odezwała się do kelnera
- Elsan ma dziś dobry humor i prosił, żebym przekazała, że płaci rachunek tamtego stolika i stawia wszystkim gościom jedną kolejkę - niezauważalnie machnęła dłonią. Po tych słowach wstała i ruszyła do wyjścia. Po drodze przez holokomunikator wysłała do droida wiadomość, że odwołuje akcje i natychmiast ma wyjść na zewnątrz kasyna.
Jej ochroniarz zatrzymał się w pół kroku. Zerknął jeszcze raz w stronę toalet, jakby żałując poniechanej sytuacji, jednak grzecznie wyszedł za nią na zewnątrz.
- Przypuszczenie: Sądząc po mimice twarzy, udało ci się czegoś dowiedzieć?
- Może - odparła. Nie była pewna czy to czego się dowiedziała było cokolwiek warte. Ale przynajmniej ten Twilek długo ją popamięta. Ta myśl dawała jej dużą satysfakcję. Wciąż jednak była najeżona po tym jak ten gość ją dotknął. Strasznie ją to zirytowała przez co nie śpieszyła się z odwołaniem HK. Na szczęście rozsądek wziął w niej górę.
- A jak tam, drinki smakowały? - zapytała z rozbawieniem przypominając sobie tą scenę.
Popatrzył na nią przez chwilę.
- Odpowiedź: Bez komentarza.
Stali przez chwilę w milczeniu.
- Zapytanie: Co teraz?
Wzruszyła ramionami.
- Wracamy i liczymy na to, że Emily coś znajdzie mając te informacje.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 02-09-2015, 21:04   #217
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Po raz enty sięgnął po wodę i wziął małego łyczka. Zaczynał już jaśniej myśleć, ból głowy nie był już tak dobijający jak wcześniej. A było o czym. Po pierwsze, bo i też to go najbardziej nurtowało - czy to, co sugerowała Nelia mogło być prawdą. Jon po prostu nie wiedział. Na trzeźwo nigdy by do czegoś takiego nie doszło, ale po pijaku... Tego nie mógł być już taki pewien. Poważnej odpowiedzi raczej od niej nie uzyska - najwidoczniej wolała ona rzucać jakieś dziwne spojrzenia i dwuznaczne komentarze niż ułatwić Jonowi dowiedzenie się, czy to tylko żart czy fakt. Na razie zdecydował po prostu nie poruszać tematu. Może Aaron coś o tym wiedział? Teoretycznie mógł pamiętać coś więcej. W każdym bądź razie nie tak wyobrażałem sobie swój ewentualny pierwszy raz. Chociaż, jeśli nic nie pamiętam, czy on się w ogóle liczył? Przecież kobietą nie jestem - wielkiej różnicy mi to na przyszłość nie robi...

Zastanowił się też, co tam u Aarona. Nie wiedział aktualnie, gdzie ten się teraz podziewa. Miał nadzieję, że trafił na miejsce rekonstrukcji - w końcu, jeśli patrole Republiki chronią tylko miejsca opanowane przez Czerkę, to najemnicy powinni być wynajmowani właśnie przez tych opierających się właścicieli, których przykładem mógł być znajomy Quarren. Ale pomyślał teraz o tym, że Martell w gruncie rzeczy nie wiedział gdzie jedzie. Jon wątpił, żeby na zrujnowanej planecie były jakieś inne źródła zarobku dla najemnika, ale w końcu ludzka kreatywność nie zna granic. A co, jeśli został wynajęty przez Czerkę? Trzeba będzie się z nim skontaktować. Zapytać, czy wszystko idzie zgodnie z planem. Jon pomyślał, że na razie zostanie razem z Nelią tutaj, w osadzie. Bał się zostawiać statek samemu sobie i wolał nie wychylać nosa, wybierając się we własnej osobie, żeby cokolwiek chronić. Jeśli najemnicy Czerki napotkają opór w postaci nastolatka posługującego się mocą i słowo o nim przejdzie dalej... Może się zrobić gorąco. Zresztą zadaniem Aarona było dojść do tego, czy takie ataki w ogóle następują. Postanowił poczekać na jego powrót i na spokojnie zbierać kolejne dowody. Pomaganie słabszym, nieważne jak heroiczne, aktualnie wydawało mu się tylko bezsensownym wyściubianiem nosa i narażaniem misji. Miejmy nadzieję, że czekanie się opłaci.
 
Kolejny jest offline  
Stary 05-09-2015, 20:38   #218
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Ruszyli przed siebie. Okolica była martwa. Nie widzieli ani nie słyszeli nikogo żywego. Jedynie Rakhgule, na które przybyli tu zapolować, pojawiały im się na radarze. Najpierw wyskoczył jeden, potem dwa. Ostatniego z nich na swoim koncie miał Martell. Widać podpadł jednemu z pozostałych najemników. Ujrzeli wnękę w ziemi, jakby wejście do wnętrza ruin. Plany były, aby rozdupczyć wszystkie, zanim wyjdą na zewnątrz, aczkolwiek nie wszystkim spodobała się na propozycja. Co z tego że rozwala wszystko włącznie z ruinami, skoro właśnie tam maja się udać. Aaron zastanawiał się, czy zabrał ze sobą granaty gazowe. Być może szło by je stamtąd wykurzyć. Miał na szczęście parę sztuk i czterema z nich wypełnił puste komory granatnika.
Zamyślony nie zauważył na siebie wzroku Dorn’a, po którego minie można było wywnioskować, że czeka na opinię najemnika republiki.
- Rozwalenie całego segmentu ruin budynku który się tu kiedyś znajdował jest bezsensowne. Równie dobrze moglibyście iść na statek a sam rozpierdolił bym to całe kurestwo w drobny mak i byłoby po misji.
Przeładował broń i wycelował w wyrwę w ziemi. Popatrzył jeszcze po reszcie:
- Odsuńcie się, a być może za chwilę będziemy tu mieli tyle Rakhguli, ile tylko zapragniecie.
Szybkim pociągnięciem palca wystrzelił pocisk z gazem, a za nim drugi i odsunął się kilkanaście metrów w tył. Natychmiast zamienił ładunki na same zapalające. Gdyby rakhgule pojawiły się na zewnątrz, poczeka jeszcze chwilę i gdy odejdą nieco od wejścia to strzela w środek nich.
 
Ramp jest offline  
Stary 06-09-2015, 21:47   #219
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Taris, Olaris, Nefaren
Dzień minął spokojnie i nastał wieczór. Jon przyjmował już normalnie płyny, a nawet schrupał kilka sucharów. Pocieszał się tym, że na następny dzień będzie już prawidłowo funkcjonował. Baldan nadal nie wracała, nie dawała też żadnego znaku. Musiał być cierpliwy.
Kobieta wróciła dopiero dobrze po północy. Padawan spał płytkim snem, bo obudził się jak tylko weszła na statek. Choć zazwyczaj miała bardzo neutralny wyraz twarzy, to teraz nie była wstanie ukryć znużenia.
- Już myślałam, że ten koleś nigdy nie wyjdzie z tego biura – mruknęła. Podpięła się do konsolety pomieszczeniu ogólnym i wyświetliła obraz. Było pusto i panował półmrok, ale Jon potrafił docenić jej robotę. Kamera była w rogu biura, łapiąc ekranem całe pomieszczenie. Jednocześnie była na wysokości niecałych dwóch metrów, dlatego mogła łapać twarze osób w środku. Nikt się nie ukryje pod kapturem czy kapeluszem z szerokim rondem.
- Spokojnie, ma czujnik ruchu, więc nagra wszystko co nas będzie interesowało. Możesz iść spać – zapewniła go Nelia.
Nie miał ochoty ani siły by jej zaprzeczać. Walnął się na swoją koję i zasnął twardo.

Zoronhed, Zonju V
Porównanie terenów występowania charattaka, oraz map klimatycznych dało cztery potencjalne miejsca pobytu uciekinierów. Duros był zadowolony. Jeszcze bardziej, gdy zmodyfikował mapę o zasięg przeciętnego śmigacza. Zakres poszukiwań zmalał do jednego punktu. Z danych otrzymanych of Hernana znajdowała się tam spora formacja skalna. Znajdowała się prawdopodobnie na granicy zasięgu ich pojazdu. Jednocześnie była w zupełnie przeciwnym kierunku dotychczasowych poszukiwań.
Jaroo długo się nie musiał zastanawiać. Zabrał dodatkowe baterie paliwowe do swojego skutera ślizgowego i ruszył przez wydmy w kierunku swojego celu.

Taris, rejon 14, kwadrat TS12
Cała trójka tylko pokiwała głowami na słowa Martella i zajęli pozycje w półokręgu. Podwójne, ciche huknięcia dotarły do nich przytłumione. W nozdrzach poczuli charakterystyczny kwaśny zapach. Dosłownie kilka sekund później rozległ się skrzek, narastający z każdą chwilą. Wreszcie z dziury wyskoczyły pierwsze rakghule. Mandalorianin odpalił swojego miniguna i jechał serią. Najemnik w lekkim pancerzu krótkimi seriami eliminował te, które uciekły temu pierwszemu. Dorn rozłożył na szybko kilka pułapek, tuż przed ich pozycjami, ale żaden na razie się nie dał rady przedrzeć. Aaron metodycznie i spokojnie wystrzeliwał pociski w największe skupiska stworów.
Rzeź trwała w najlepsze, do momentu w którym mandalorianin przestał strzelać. Jego działko się po prostu przegrzało.
- Kurwa wasza mać – warknął i wyciągnął szeroki wibromiecz, czekając aż któryś podleci. Stało się to od razu. Aaron robił co mógł, ale nie dał rady powstrzymać fali. Gość z karabinem też nie był w stanie odstrzelić każdego z dobiegających przeciwników. Wreszcie przydały się zastawione miny, które eksplodowały rozsyłając setki szrapneli w potwory. Dorn podszedł do jednego z ciągle dychających rakghuli i strzelił mu z przyłożenia prosto w głowę.
Lecz to nie był koniec. Co prawda napływ stworów z jamy się znacznie zmniejszył, ale nagle dwa wyskoczyły zza ich pleców. Jeden skoczył na najemnika w lekkim pancerzu, ale madalorianin przeszył go mieczem na wylot. Drugi ruszył w kierunku Martella, ale ów odwrócił się szybko i strzelił mu pod nogi. Wybuch rozerwał rakghula na kawałki. Ta dywersja jednak zadziałała i kolejna fala potworów wybiegająca z jamy była tuż przy nich. Eksplodowały miny zabijając wielu, ale nie powstrzymując reszty. Dwa dopadły Dorna przewracając go. Gość w lekkim pancerzu wymienił szybko magazynki seriami ostrzeliwał się uskakując na boki. Mandalorianin był najwolniejszy i osaczony przez sześć stworów, ale świetnie sobie radził, wywijając mieczem. Przeciwnicy nie byli w stanie przegryźć jego pancerza.
Aaron robił co tylko mógł, ale jeden rakghul przeskoczył nad nadpalonymi truchłami swoich pobratymców i uderzył cielskiem w najemnika. Tylko dzięki exoszkieletowi ów był w stanie ustać, lecz siłował się teraz z bestią, a kolejne fale wydawały się nie mieć końca.

Ord Mantell, Dreliad, kosmoport
Rodianin przez moment spoglądał zaskoczony.
- A-ale ja muszę z tego zrobić raport…
- Idź już stąd – machnięciem ręki odgoniła go kapitan statku patrząc z zainteresowaniem na Zhar-kana.
Kiedy zostali sami, twilek zaczęła mówić.
- Jestem wdzięczna za reakcję w sprawie tego podrzuconego narkotyku, ale tak naprawdę nie mam żadnego interesu dzielić się z tobą moimi informacjami – założyła ręce na piersi. - Jednak wróg mojego wroga, to coś tam, coś tam, i tak dalej. Słuchaj więc uważnie – podeszła nieco bliżej. – Wszystko wskazuje na to, że gdzieś na Ord Mantell przebywa Sladek, jeden z dziewięciu Czerwonych. Zbiera najgorszą ekipę, jaką można znaleźć w tym sektorze i wkrótce wykona swój ruch. Odmówiłam udziału w tej imprezie i dlatego się na mnie uwziął. Nie wiem, czym zyskałeś sobie jego uwagę, ale powinieneś spieprzać stąd jak najszybciej.
- On pewnie nie ma pojęcia że istnieję, więc się specjalnie jego uwagą nie przejmuję. Wiesz po co mu taka ekipa?
Uśmiechnęła się.
- Gdzie ty bywałeś? Choć trochę zainteresuj się polityką. - Zerknęła, czy rodianin czasem nie podsłuchuje. - Nic pewnego, ale uważam, że będą chcieli odbić od Huttów kilka układów. Tak na dobry początek.
- Ostatni miesiąc spędziłem na rekonwalescencji. - Poklepał się po protezie. - Nieco wypadłem z obiegu. A co dalej? Kontrola nad planetą, całym układem? Mają dostęp do cięższych broni?
- A czy ja wyglądam na ich kwatermistrza? - wzruszyła ramionami. - Jeśli chcą się na to porwać, to na pewno mają dostęp do zabawek większego kalibru.
- Broń masowego rażenia? - drążył sprawę – Coś mi się obiło o uszy na ten temat.
- To w tym temacie wiesz więcej ode mnie - jeszcze raz zerknęła na opiekuna lotniska. - Z mojej strony to tyle. Idę podpisać temu nerwusowi papiery, bo mnie stąd nie wypuści. Powodzenia - podała mu rękę.
- Dzięki za pomoc. - uścisnął dłoń twileczki i skierował się do statku Emily.
- Jeszcze jedno – powiedziała szybko gdy miał wchodzić na Nilusa. - Rekrutacją na pierwszą linię zajmuje się u nich niejaki Randal Morn. Przekaż mu moje pozdrowienia gdy się spotkacie – jej oczy rozbłysły, a Sol się domyślił o jaki rodzaj pozdrowienia chodzi.
Przez chwilę obserwował jak ponownie jej transportowiec przechodził procedurę startu poczym wrócił po rampie na statek.
Przyczajona w zaułku Betszeba zaklęła cicho. Jej mocodawcy zupełnie się to nie spodoba. Instrukcje miała jasne i proste. Dostarczyć zawiniątko z kompromitującą przyprawą tuż przed odlotem tej twilek. Wszystko było w porządku, dopóki nie wmieszał się ten bladoskóry mężczyzna w masce. Nie mogła zrozumieć dlaczego tak bezinteresownie pomógł obcej. To jednak nie miało większego znaczenia. Jeśli wróci do Morna z informacją, że nawaliła, to ten ją po prostu rozkaże zabić. Była co do tego prawie pewna. Z narastającą irytacją obserwowała z cienia ich rozmowę. Jęknęła, kiedy fioletowo skóra rozsypała drogocenny narkotyk. Teraz jeszcze dodatkowo wisi Czerwonym kasę.
Kiedy transportowiec odlatywał mogła się tylko bezsilnie przyglądać. Będący przyczyną jej wpadki mężczyzna wrócił na swój statek. Chwilę później na ten sam statek przybyła kolejna dwójka. Młoda, jasnowłosa kobieta wraz z dwumetrowym ochroniarzem, który krył swoje oblicze za szerokim płaszczem z kapturem.
Betszeba była w kropce. Nie mogła wrócić z pustymi rękami. Ba!, czy w ogóle miała gdzie wracać? Jej życie znów było na krawędzi. Choć to akurat nowością nie było. Przed nią kilka kolejnych trudnych decyzji.

Tymczasem na statku Zhar-kan zastał Emily siedzącą w kajucie kapitańskiej. Była tak zajęta swoim nowym sprzętem, że nawet nie zauważyła jego chwilowej nieobecności. Na tą chwilę i tak nie mógł nic zdziałać, więc poszedł medytować.
Jego odpoczynek przerwał stukot stalowych stóp o podłogę statku. Równy krok zdradzał HK-50, choć arkanianin domyślał się, że jeśli droid chciał, to poruszał się bezszelestnie.
Głos Laurienn wołający siostrę upewnił go, że wreszcie będą mogli skonfrontować swoje informacje. Wstał niespiesznie. Przechodząc z wspólnej kajuty do sióstr Hayes widział droida majstrującego coś przy swojej broni.
- Huh, to chyba wszystko na tą chwilę – dziewczyna przerzuciła zebrane dane z swojego datapadu na hologram na mostku. Z zestawu Żelazny+Tony+najemnik+czerwony+krayt najbardziej przykuł uwagę czyjś komentarz odnośnie informacji o napadzie na wojskowy transport paliwa w .
„Założę się, że któryś z oficerów po prostu nie oddał Tony’emu Sladkowi kasy”.
Kiedy Emily rozwinęła zarchiwizowanego newsa, okazało się, że dotyczył on brutalnego skoku na silnie zabezpieczony transport floty Republiki trzy lata temu. Brawurowa akcja miała miejsce tuż pod nosem sporej floty złożonej z czterech krążowników nad Havath Prime w systemie Muunilinst. Z opisu wynikało, że poćwiartowane ciała żołnierzy wyrzucono w przestrzeń kosmiczną, zanim zdetonowano ładunki wybuchowe zacierające ślady. Brak jakichkolwiek podejrzanych, śledztwo utknęło tam gdzie się zaczęło.
Tymczasem o Czerwonym Kraycie było tylko kilka informacji w serwisach, które uchodziły za bardzo mało wiarygodne. Zresztą żadne się nie pokrywały, a najbardziej rzetelnie napisany artykuł uznawał ich za organizację najemników pracującą dla olbrzymich inteligentnych maszyn-statków zza granic galaktyki, których celem była całkowita eksterminacja wszystkich form życia.
Ich trop był bardzo lichy, ale mieli już nazwisko, którego mogli się trzymać.

Zonju V, pustynia Sharnid
Noc była zimna, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Zdecydowanie preferował taką pogodę niż upały za dnia. Wiatr smagał poły rozstawionego namiotu. Ludzka para leżała związana twarzami do ziemi, jeszcze chwila minie nim odzyskają przytomność.Grozkazza zaskoczył ich w trakcie spółkowania. Łatwiejszej roboty dawno nie miał. Teraz przeszukiwał ich prymitywny obóz. Niezbyt wiele, ale troszkę sprzętu ze sobą mieli. Dwa blastery, podręczny skraplacz wilgoci, będzie z tego parę kredytów. Najciekawszy był jednak dwuosobowy śmigacz, który zaparkowali pod nawisem skalnym. Pewnie przed kimś uciekali. Miał to w nosie. Po to właśnie przybył na tą planetę na końcu świata. Nikt takich włóczęgów nie będzie szukał. Idealny cel. Miał nosa, żeby przeczesać tą okolicę. Ta jasnowłosa samica jest nawet dobrze odżywiona i ma wszystkie zęby. Dostanie dobrą cenę.
W tym momencie usłyszał cichy pomruk. To nie był charattak. Zdecydowanie. Pomruk wydawał mechaniczny silnik. Wspiął się na jedną ze skał w pobliżu i uważnie zlustrował okolicę. Już po chwili zauważył poruszający się szybko punkt.
Jaroo dotarł na miejsce po kilkunastu godzinach podróży. Wkrótce będzie świtało. Jechał już na drugiej z zakupionych baterii paliwowych. Obszar do sprawdzenia był spory. Za czwartym postojem natrafił jednak w podczerwieni na trzy źródła ciepła. Nie czekając skierował się w tamtą stronę.
Grozkazza spostrzegł, że nowy osobnik kieruje się w ich stronę. Szybko ich odkrył, ale tak otwarte podejście sugerowało, że niekoniecznie miał złe zamiary. Wydawał się kogoś szukać. Jeszcze raz spojrzał na pojmaną parę. Czyżby jednak ktoś miał się o nich zapytać?

Taris, Olaris, Nefaren
Dawno mu tak nie smakowało proste śniadanie z suchych racji żywnościowych. Przypominało najlepsze restauracje na Onderonie. Poczuł się jak w domu i dopiero po chwili dotarła do niego tragiczny komizm tej sytuacji. Był w domu…
Zerknął z ciekawością na kamerę. Pokazywała teraz Quarrena zajmującego się papierkową robotą. Wyszedł na zewnątrz pooddychać świeżym powietrzem. Ruch w kosmoporcie nie był duży. Jedynie statek z zaopatrzeniem był w tym momencie rozładowywany.
- Hej, coś się dzieje! – Nelia wykrzyczała z wnętrza.
Szybko wrócił na statek i stanął nad videm.
- CO TO MA ZNACZYĆ?! – quarren krzyczał do swojego komunikatora. - JAK TO NIE BĘDZIECIE WYSYŁAĆ DZISIAJ ZAPASOWYCH WIERTEŁ?! – wręcz opluł mikrofon. - JAKIE BRAKI NA MAGAZYNACH?! JESZCZE DZISIAJ BYŁY!
Baldan sięgnęła i ściszyła nieco przekaz.
- Kto to wykupił?! Że jak?! Przecież… Aha. Rozumiem. To na kiedy mogę liczyć na kolejną partię? Nie wiadomo?! A niech was! – cisnął komunikatorem o ścianę. Przez chwilę nerwowo chodził po pokoju. Wreszcie usiadł, włączył komunikator przy biurku i pochylając się powiedział nerwowo.
- Henn, masz może kontakt do tego gościa z Czerki? Niech przyjdzie jak najszybciej, powiedz mu że czekam, że to pilne.
Po czym rozsiadł się w fotelu i wyciągnął długie, cienkie papierosy, które zaczął spalać jeden za drugim.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.
Turin Turambar jest offline  
Stary 07-09-2015, 20:01   #220
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Najemnik wszedł nieśpiesznie do pomieszczenia, poklepując swoje udo.
- Mam trop. Lichy bo lichy, ale jednak. - zwrócił się do Laurienn - W najbliższych dniach Czerwoni organizują jakiś przewrót, wiem że ściągali najlepszych, albo patrząc na to z drugiej strony, najgorszych ludzi w całym systemie. Ponoć mają się wziąć za Huttów, ale to ma być dopiero początek. Na pewno mają cięższe uzbrojenie. Dowodzi nimi Sladek, jeden z bossów ich organizacji. Rekrutacją ludzi zajmuje się niejaki Randal Morn. Myślę że warto by poinformować Mistrzów o tym czego się dowiedzieliśmy.
Padawanka przyglądała mu się uważnie myśląc o tym co powiedział.
- Jak bardzo niepewne są to informacje? - dopytała. - I skąd je masz?
- Pewna Twileczka startowała swoim statkiem niedawno z tego lądowiska. Ktoś tuż przed startem wrzucił na pokład paczkę, która zawierała narkotyki. Próbowano ją wrobić w przemyt. Zatrzymałem start, a pani kapitan w ramach wdzięczności podzieliła się ze mną swoją wiedzą. Powiedziałbym że źródło dość pewne, kapitan odmówiła dołączenia do Czerwonych.
- No to nic dziwnego, że jej podrzucili narkotyki - Laurie uśmiechnęła się i zaraz spojrzała na siostrę.
- Em, sprawdź proszę nazwiska, które podał Zhar-kan w bazie danych, którą mamy, ok? - powiedziała.
Emily szybko wklepała w system nazwisko Randal Morn.
- Jest coś, hmm... - czytała szybko - To jeden z członków załogi frachtowca Skood. Zgłoszono go w każdym razie pół roku temu. Natomiast Skood odleciał tydzień po przylocie. Przywieźli ze sobą broń, ale wygląda na to, że wszystko mieli legalne.
Wklepała także to drugie "Sladek". - O tym drugim nic tu nie ma. - odparła po chwili.
- Ok… - zamyśliła się na chwilę - Sprawdź mi jeszcze Twileka imieniem Elsan.
- No dobra, już patrze... - Emily się nieco obruszyła na szturchnięcie Laurienn. - Elsan, Elsan... coś więcej? Hmm... mam cztery takie wyniki. Napój izotoniczny, nie... Jakaś książka? A, nie wróć to anagram, kolejny to Elsan Vis'Conti, przyleciał dwa miesiące temu, następny to Jodo Elsan, ale o tym jest, ze wyleciał, o i nie jest Twilekiem... Ten Vis'Conti to turysta, przyleciał z Nar Shaddaa, jego cło za broń opłacila Czerka.
- No to na razie tylko Sladek jest wciąż dla nas postacią nieistniejącą. - skomentowała
- Jeśli rzeczywiście jest taką szychą to zdziwiłbym się, gdybyśmy coś znaleźli w ekstranecie. - odpowiedział - Uważam że informacje są całkiem sensowne, warto poinformować Mistrzów i spróbować dostać się do tego całego Randala.
- Tak... To ja się skontaktuję z Akademią - westchnęła i sięgnęła po datapad - "wytropić członka Czerwonego Krayta prowadzącego rekrutacje, zdobyć informację na źródło pochodzenia jego funduszy." - przeczytała - No to punkt z wytropieniem możemy odhaczyć. Źródło funduszy zostaje. Myślę, że trzeba się przyjrzeć Czerce. Skoro płaciła za "turyste" Elsana to można na to postawić... "W razie możliwości dołączyć do organizacji i zostać kretem wewnątrz." - przeczytała ostatni punkt - Ten punkt bym sobie odpuściła. Zbyt niebezpieczne jak na nas.
Najemnik uśmiechnął się szeroko pod maską. - Właśnie dlatego masz mnie. Ja się zgłoszę do Randala, dam mu się zrekrutować i wyciągnę z niego wszystko co tylko dam radę. Wziąłbym ze sobą HK. - milczeniem zbył fakt że miał zamiar spuścić mu solidne lanie. - Przydałoby się jeszcze coś usypiającego…
Spojrzała na niego z udawanym oburzeniem gdy wspomniał o środkach usypiających.
- Zużyliśmy na ciebie cały zapas z Nefarena - uśmiechnęła się i mrugnęła okiem. - Brzmi to jak plan. Hymm. Za dwa lub trzy dni Elsan ma się spotkać z Tonym - zrobiła zezłoszczoną minę - Trzeba mi było więcej od niego wyciągnąć... - powiedziała zła na siebie. - Dobra, najpierw skontaktuję się z Akademią, a dopiero zdecydujemy czy pójdziesz do nich. Nie chcę puszczać cie samego.
- Oczywiście. -
odpowiedział i skierował się do drugiej kajuty. Po drodze przyjrzał się HK dłubiącemu w swojej broni. Wyglądało to tak jakby zdejmował ogranicznik? - Widzę że dostosowujesz swoją broń do polowań na rankory? Możliwe że niedługo się przyda. - Zamknął za sobą drzwi, zgasił światła i ściągnął maskę. Rozsiadł się wygodnie, swoje ostrze położył w poprzek kolan i powoli zaczął wprowadzać się w medytacyjny trans. Pozostało mu czekać na decyzję Rady.
 
Zaalaos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172