Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-07-2016, 12:41   #61
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Na pokładzie Feniksa

Gdy Becka spostrzegła swój ogon, była pewna że nadal śni jej się ten sam koszmar: jest zombie, budzi się i ma ogon. Niestety uszczypnęła się i z przerażeniem stwierdziła, że wcale nie śni. Ale co?! Jak?! Co jest, kurde?!... Aha! To na pewno kolejny dowcip jej głupiego brata! Dokleił jej ten ogon, albo... Ale skąd on się wziął na Feniksie?! Ale to nie był sztuczny ogon, tylko taki prawdziwy żywy, jej ogon!
- Aaaaaaaaa!!!
Najpierw Becka panikowała jak jasna cholera. Cóż, miała ku temu powody. Wiedziała, że winny musiał być ten cholerny wirus, albo szczepionka.
Po szybkim wydojeniu butelki trunku poczuła się odrobinę lepiej, choć jej problem nie zniknął. Oglądała się w lustrze przez kilka minut i doszła do wniosku, że z dwojga złego lepiej mieć ogon niż być zombie.
Wtedy to, nagle zawył alarm! A to znaczyło, że pilotka powinna czym prędzej zająć swoje stanowisko. Jednak, ogonem czy bez, nie mogła udać się na mostek z gołym tyłkiem. Krótkie spódnice i spodnie odpadały, ale na szczęście przegląd ciuchów z Isabell zostawił na wierzchu coś co jej odpowiadało. Becka szybko zarzuciła na siebie odpowiednią spódnicę.


Niestety nie mogła założyć nic pod nią, bo ten głupi ogon jej przeszkadzał. I nie miała czasu na kombinowanie, tylko pobiegła na mostek.


* * *


Gdy już ogarnęli co się stało i co zrobią dalej, Becka mogła zająć się swoim problemem. W tym celu musiała zwierzyć się przyjaciółce, która jak pilotka wiedziała, też była wcześniej pod wpływem wirusa i szczepionki.

Pogaduszki na osobności, Becka+Leena

Kobiety były same, poza zasięgiem czyjegokolwiek słuchu, a dla pewności i pokładowych kamer.
- Leena, średnio wyglądasz. Co z tobą? - Becka zaczęła mówić z troską o przyjaciółkę, ale nie potrafiła wytrzymać napięcia i musiała się wygadać odnośnie siebie samej. - Bo Doc stwierdził, że jesteśmy zdrowe, ale ja z pewnością nie jestem. Poważnie mówię, mutuję ku**a, w jakiś inny gatunek albo hust wie. I to mi wcale nie wygląda na byle przypadek, bo poza tą kurewską mutacją nic mi nie jest - Becka mówiła głosem pełnym paniki; szybko, ale i poważnie.
- Jak to mutujesz? Co Ci kurde jest?? - Kapitan wyraźnie była poruszona tym co powiedziała pilotka.
Przez chwilę Becka skrzywiła się niezadowolona, ale właśnie po to poprosiła przyjaciółkę na wyłączność, aby podzielić się z nią swoim koszmarem. Wstrzymała oddech.
- Ostatniej nocy wyrósł mi ogon - powiedziała drżącym i pełnym paniki głosem, a jej wpatrzone w Leenę oczy zaszkliły się od łez.
- Ogon?? - Zdębiała kapitan - Nie no… serio? Hmmm… no ale, tego… to aż takie straszne chyba nie jest? - Leena wysiliła się na uśmiech, chcąc chyba jakoś pocieszyć Becky - No ten… a możesz pokazać? - Klepnęła ją z sympatią w ramię.
Pilotka pokiwała głową potwierdzająco i zaczęła odpinać spódnicę.
- Nie wiem co się ze mną dzieje - zdradziła ze strachem. - Lepszy ogon niż zombiactwo; wystarczy kasa i dobry chirurg. Ale kto wie co mi jest? I co będzie jutro... - powiedziała, odwracając się tyłem do Leeny i odpięła spódnicę do końca pozwalając jej opaść na podłogę. W tej chwili nie miało znaczenia że jednocześnie pokazywała Leenie swój goły tyłek, chodziło przede wszystkim o ogon... Odwróciła głowę, spoglądając na przyjaciółkę.
- To jakaś wybiórcza mutacja, jakby czyjeś celowe działanie... ja... naprawdę nie wiem co się dzieje - powiedziała już nie tyle spanikowanym, co po prostu smutnym głosem.
- Oj aż tak źle to nie wygląda - Leena starała się znowu jakoś pilotkę pocieszyć - Nawet Ci z nim do twarzy! - klepnęła Ryder w goły pośladek, parskając śmiechem - No ale nic Cię nie boli czy coś? Wszystko dobrze?
Becka wzdrygnęła się na skutek klapsa, ale reakcja i podejście Leeny zdecydowanie ją uspokoiły.
- Poza tym w porządku. Rano mnie bolało, bo na nim leżałam. Ale poza tym nic mi nie jest - powiedziała, ale właśnie ta wybiórczość była jednym z powodów do niepokoju. Mniejszym, ale zawsze.
- Naprawdę, myślisz że nie jest tak źle? - spytała przyglądając się Leenie z mieszaniną zaskoczenia i nadziei - A jak ty się czujesz? Nic ci się nie stało? - spytała, gdy już opadły jej z oczu klapki paniki.
- Do dupy się czuję, ot co. I też mam problem - Leena uśmiechnęła się kwaśno.
Przez chwilę Beckę zamurowało, gdy jej myśli biegały jak oszalałe. Z całej załogi, tylko one dwie były naprawdę zarażone.
- Co się stało? - spytała spokojnie. - Powiedz, pokaż. Bardzo mi pomogłaś i chętnie zrobię to samo dla ciebie - zachęcała Becka, i choć nie była niczego pewna, to zdawała sobie sprawę, że samo podzielenie się problemami z przyjaciółką bardzo pomaga.

Leena ściągnęła opaskę z czoła, ukazując… trzecie oko. Wzruszyła ramionami, robiąc przy tym kiepską minę.
- Jak widzisz, Twoja mutacja nie wygląda tak źle w porównaniu z tym.
- O ku... - wymsknęło się Becky w chwilowym szoku i przyłożyła dłoń do ust, zamykając je tym na cztery spusty. Przyjrzała się jej przez krótką chwilę i musiała przyznać, że z dwojga złego, jej ogon był zdecydowanie mniejszym problemem. Trzecie oko Leeny zmieniło kości czaszki i miało bezpośredni kontakt z mózgiem, a to już nie lada sprawa. Becka nie rozumiała jak takie coś mogło im się wykształcić w ciągu jednej nocy, ale przeczuwała czyja to może być sprawka. Już wcześniej podświadomość Becky podpowiedziała jej treścią snu, że jest ona pod wpływem wirusa. A teraz okazało się, że mutacja sięgnęła także drugiej osoby, która była wcześniej zakażona... Niestety padło na jej najlepszą przyjaciółkę - Leenę.
- A Doc mówił, że jesteśmy zdrowe - pożaliła się. - Leena, wybacz że... Naprawdę, tak mi przykro - powiedziała i widać po niej było, że posmutniała. Do tego poczuła się naprawdę głupio, panikując z powodu swojego przypadku, w obliczu jeszcze gorszego stanu Leeny... Pani Kapitan radziła sobie z nową sytuacją zdecydowanie lepiej niż Becka.
- Ale mamy skład tamtych szczepionek, a Uchu ściągnął dane o wirusie. Coś wymyślimy, coś się poradzi - powiedziała pilotka, starając się przekonać do tego zarówno Leenę, jak i siebie. Widać po niej jednak było, że los przyjaciółki nie jest jej obojętny i jest gotowa wiele zrobić, aby jej pomóc.
- Jesteśmy przebadane, i zdrowe, nie ma śladów wirusa w naszych organizmach, więc to efekty uboczne… szczepionek? Sama nie wiem… idę za chwilę do Doca, postraszę jego dla odmiany - Leena na powrót założyła opaskę, zakrywając dodatkowe oko na czole - A najgorsze w tym, że mi się przez nie nieco wizja pierniczy, i chodzę jak nawalona - Wzruszyła ramionami, po czym podniosła spódnicę Becky z podłogi - Widoki całkiem całkiem, ale wypadałoby się już ubrać, nie sądzisz?
Osobiście Becka wątpiła, aby to była wina szczepionek. Co to byłby za lek, który daje tak zafajdane efekty uboczne?!? Z braku informacji błądzili w domysłach, ale wirus lub szczepionka były za to odpowiedzialne - tylko one się zaraziły i tylko one zmutowały... z tego co wiedziały. A może coś, czego wirus i/lub szczepionka były katalizatorem? Gdybać można było bez końca i niewiele im to dawało.
- No tak tak, oczywiście - odparła Becka odbierając swoją spódnicę, którą od razu zaczęła zakładać. - Powodzenia, daj potem znać jak poszło. I oczywiście, jakbyś czegoś potrzebowała to wal śmiało - powiedziała uśmiechając się delikatnie, aby dodać Leenie otuchy i pokazać wsparcie.
- Ty też odwiedzisz Doca, prawda? - Spytała Leena - Powinnaś… tylko koniecznie załóż wcześniej majtki - Zaśmiała się.
W pierwszej chwili Becka też się uśmiechnęła, z rozbawieniem wyobrażając sobie sytuację, w której zmuszona by była świecić gołym tyłkiem przed ich doktorkiem. Szybko jednak skrzywiła się w grymasie zakłopotania.
- To nie jest już takie proste - zdradziła z dość niewyraźną miną... ale zaraz potem ponownie się uśmiechnęła, rozbawiona swoim własnym dylematem. - Ale coś wymyślę - powiedziała kiwając potwierdzająco głową.


Gdy wróciła do swojej kajuty, próbowała coś wykombinować, aby móc podciągnąć majtki do końca. Mogła wyciąć rowek na ogon, ale wtedy rozcięłaby ściągacz i jej po prostu spadną. Mogła wyciąć specjalną dziurkę na ogon, ale wtedy ich zakładanie i zdejmowanie strasznie długo potrwa.
Ostatecznie, po prostu założyła jedne na tyle na ile się dało. Było dziwnie, bo czuła się jakby majtki jej się zsunęły i spadały, ale coś musiała mieć na tyłku udając się z wizytą do doktora.
Jakby mało było stresu, Becka wiedziała, że będzie to ich pierwsza rozmowa odkąd Bullit ją przeleciał. Ona sama nie wiedziała co o tym myśleć. Nie chciała, ale stało się i w sumie było jej z tym dobrze... wtedy na pewno było jej dobrze.
Postanowiła nie poruszać tej kwestii i skupić się na problemie ogona. Teraz nie musiała się już przed nim aż tak wstydzić.

Becka i Bullit

Becka przyszła do Doca na badania. Nadal martwiła się, o to co się działo z nią i Leeną, więc nie było tu miejsca na skrywanie tajemnic. Może doktorek coś odkryje, jakąś prawidłowość i uda mu się im pomóc?
Bullit był u siebie w gabinecie. Był zajęty przeglądaniem jakiś danych na komputerze i nie zauważył wchodzącej Becky. Miało się wrażenie, że się dokształca, tylko w czym?
- Puk puk - powiedziała Becka wchodząc w głąb pomieszczenia. - Co czytasz? - spytała zaciekawiona.
- Nic takiego… ważnego…- Doc gwałtownie wyłączył monitor jakby Becka przyłapała go na oglądaniu pornola… i to z tych wstydliwych.-Takie tam.. raporty medyczne… do archiwizacji.-
- Mhmm - mruknęła Becka, ewidentnie zdradzając swoje zwątpienie w jego wersję. Ale cokolwiek robił było to jego sprawą. Nie przyszła do niego na przeszpiegi, tylko na badania.
- Jak tam Leena? Masz już jakieś wyniki? Ostatnio coś nas wzięło i nie jesteśmy sobą - zagadała.
- Leena… jest zdrowa jak koń.- odparł wymijająco Bullit nie zamierzając wtajemniczać Bekcy w sprawę, która jej nie dotyczyła. Zwłaszcza że Leena chciała utrzymać trzecie oko w tajemnicy.
- Naprawdę? Przeszło jej, wyleczyłeś? Jak? - zdziwiła się Becka. - A mnie nic nie mówiła. Zresztą nieważne. Ja też chcę - dodała od razu.
- Nie mówiłem, że ją wyleczyłem… Mówiłem że jest zdrowa jak koń.- przypomniał Doc coraz mniej rozumiejąc zachowanie pilotki. Zabrał się za skręcanie papierosa.- Przejdź może do rzeczy. Po co tu przyszłaś?-
- To ja nie rozumiem. Zdrowa jak koń, to co? Trzecie oko jej zniknęło, ale stopy zamieniły się w kopyta? - powiedziała Becka z nieco markotną miną, gdy zrozumiała, że Doc kręci i nie wyleczył Leeny i siadając mu na krawędzi biurka. - Nieważne. Przyszłam, bo mam podobny problem co ona. To na pewno sprawka wirusa albo szczepionki, z całą pewnością. Więc zrób badania, pobierz krew czy co tam, to może znajdziesz jakieś wspólne badziewie i da się nas wyleczyć - powiedziała, a jej troska tyczyła się nawet bardziej Leeny niż jej samej.
- To nie jest choroba, ani zmiana rakowa… co najwyżej przyspieszona ewolucja. Mutacja komórkowa. Więc życie i zdrowie Leeny oraz twoje jest niezagrożone. A tobie jakoś oko nie wyrosło…- Bullit zapalił skręta i sięgnął po próbnik do pobierania i analizy krwi. Rzucił go pilotce, która wszak znała dalszą procedurę.-... więc nie ma co dramatyzować. A co do lekarstwa to cię rozczaruję, ale nic nie jestem w stanie zrobić… sam. Natomiast mogę zebrać dokumentację i znaleźć adresy osób i miejsc, które zajmą się odkręcaniem tego bajzlu.-
- Dziwna te ewolucja, no ale cóż. Nadal mam dwoje oczu, ale... mam coś innego. Zresztą nieważne - powiedziała, przykładając aparaturę do ramienia i samej sobie pobierając krew. - Ale z tymi ludźmi i miejscami, to nie tak szybko. Wiesz, doktor-pacjent i nic poza tym - dodała, odkładając jego urządzenie na biurko.
- Coś jeszcze oprócz krwi? - spytała. - Tylko nie proś mnie o tkankę mózgu - zastrzegła od razu, uśmiechając się nieznacznie.
- Nie panikuj… nie będzie potrzebny kolejny lekarz. Jedynie programista nanobotów medycznych, chemik i genetyk, by odwalić całą tą naukową robotę przy neutralizacji tej szczepionki i wpuszczenia do krwiobiegu nowej. Ja nie znam się na tym aż tak dobrze, by samemu się za to zabrać. Co najwyżej wyłączę szczepionkę w waszym ciele, jeśli barany które ją stworzyły zaimplementowały chemiczną komendę w tym celu. Normalnie to dawno powinna przestać być aktywna.- wyjaśnił Doc i wzruszył ramionami.- W zasadzie to powinienem obejrzeć i zbadać zmiany chorobowe, ale jeśli ci jakieś parchy wyrosły, albo skrzela, albo brodawki… Mnie tam za jedno… nie takie rzeczy się składało do kupy. Ale skoro się wstydzisz.-
- No wiesz. Dumna z tego nie jestem, ale jeśli może to pomóc Leenie i mnie, to chyba warto zgromadzić wiedzę - odpowiedziała Becka, z nieco zakłopotaną miną. - Tylko proszę o maksymalną dyskrecję, okey? Wszystko między tobą, mną i Leeną - zastrzegła, rozpinając powoli spódnicę.
- A bo to ja wygadałem o oku Leeny? - przypomniał Doc i zaciągnął się dymem.-Jestem profesjonalistą. Wiem co to tajemnica lekarska.-
- Ja też nie wygadałam. Wiedziałam, że wiesz i tyle - zauważyła Becka, wstając z miejsca. Zaraz potem obróciła się stając przodem do biurka i pochylając się nad nim, opuściła lekko spódnicę.
- Mnie się z kolei takie coś zrobiło. Niewiele wspólnego z okiem, tylko tyle że też nieparzyście... Mam jeszcze włos z niego. Jako próbkę - powiedziała kiwając głową za siebie.
Przy opuszczonej do ud spódnicy, od razu widać było jej ogon grubości kciuka. Jego koniec nadal krył się pod spódnicą, a początek znajdował się tuż nad wypiętym tyłkiem kobiety i najwidoczniej uniemożliwiał jej porządne podciągnięcie majtek, bo jakoś nie do końca okrywały tę część ciała pilotki.
- Cóóóż…- Doc kucnął i przesunął dłonią po futrzastym ogonie delikatnie. Skupił spojrzenie na pupie pilotki ze szczególnym uwzględnieniem miejsca z którego wyrastał.
- Amputacja raczej nie wchodzi w rachubę… z pewnością jest częścią kręgosłupa.- Ocenił po chwili i uśmiechnął się ironicznie.- Ale jak twe uszy staną się szpiczaste i porosną futrem, będziesz mogła podszywać pod cathayjkę. W każdym razie tą z zewnętrznych planet układu.-
Wstał i podszedł po podręczny skaner.-Zrobię skanowanie i będziesz wolna. Nie wiem czym masz powód by go ukrywać. To nawet uroczy widok.
- Dzięki za wsparcie. No, zobaczymy jak to będzie. Te włosy na nim całkiem mi nie pasują, ale jak nic się nie da poradzić to pewnie się do niego przekonam... ale póki co wolę pozostać taką jaką byłam. - odpowiedziała Becka, mimo wszystko czując się lepiej na duchu po poznaniu zdania mężczyzny.
- Co do ukrywania, to... No póki co, tak wolę... Nie chcę zawieść fanów i... ten... - dodała, podczas gdy doktor dokonywał skanu.
- Włosy zawsze możesz przefarbować… ogon nie wydawał się nadmiernie wrażliwy. Ale i nie brałem cię pod włos.- zażartował na koniec Bullit i odłożył skaner dodając. - Tak jak przypuszczałem, rdzeń kręgowy przechodzi przez cały ogon. Musi zostać do czasu terapii.-
- Taa - mruknęła Becka, mimo wszystko uśmiechając się rozbawiona. - A mnie strasznie zdziwiło, że obie te nasze dodatkowe części ciała... organy czy co tam, pojawiły się tak w ciągu jednaj nocy. To w końcu poważne zmiany fizyczne. Masz może jakąś medyczną teorię na ten temat? - zagadała, zapuszczając żurawia na monitor skanera.
- Nany sięgnęły do losowego fragmentu DNA i na jego podstawie zbudowały organ. To nic niezwykłego. Bogacze nie muszą stosować cyberprotez. Odpowiednia terapia pozwala na odtworzenie utraconej kończyny w przeciągu 24 godzin i… jeśli pytasz co to ma wspólnego z twoim ogonem, to on jest już zapisany w twoim kodzie, podobnie jak łuski i skrzela i trzecie oko Leeny.- dla Bullita okrycie przyczyny nie było żadną filozofią. Natomiast rozwiązanie problemu już tak.
- Aha, rozumiem. Ewolucja - odpowiedziała krótko Becka, która w końcu głupia nie była.
Badania dobiegły końca, więc podciągnęła spódnicę i zaczęła ją zapinać.
A Doc zabrał się za wpisywanie danych ze skanera do kompa medycznego i porównywanie ich z danymi zebranymi przez Leenę.-Dokładnie… ślepa siła ewolucji.-
- I jej pozostałości, ślady - mruknęła pilotka. - No dobra, dzięki za wszystko. A tu masz ten włos - dodała, wyciągając małą plastikową torebeczkę i kładąc ją na biurko.
- Jak coś odkryjesz, albo wpadniesz na pomysł to dasz nam znać? Mnie i Leenie znaczy się. - zagadała jeszcze przed wyjściem.
- Nie liczyłbym na cuda. Jestem lekarzem, a tu potrzeba naukowca.- przypomniał Bullit zaciągając się papierosem i wracając do lektury plików.
- Spoko - odparła krótko Becka. - Trzymaj się - rzuciła jeszcze przed wyjściem.
Doktor wiele jej nie pomógł i osobiście miała nadzieję, że po naturze ich poprzedniego spotkania będzie dla niej milszy... No cóż, tak bywa.



Na stacji Maggelan-Tethannis

Przynajmniej trzy godziny wolnego, na stacji z masą różnego rodzaju klubów, było tym czego Becka bardzo potrzebowała. Musiała się tylko odpowiednio wyszykować. W kwestii majtek uznała, że najlepiej wyciąć dziurkę na ogon i ją obrobić. Tak też zrobiła. Co do kreacji, to ogon nie pozostawił jej wiele do wyboru. Chciała aby był zakryty, a jednocześnie aby całość odpowiednio działała na męskie oczy. Rezultat był znakomity:


Becka przeszła się głównym holem, rozglądając się na boki. Istot różnych ras było sporo, a przy tym nie wszystkie były humanoidami. Najdziwniejsze były chyba te niebieskie ośmiornice wyglądające jakby ich ciała zbudowane były z galaretki... Pilotka nie szukała jednak nowości, a tego co już dobrze znała - miejsca w którym można się zabawić. Mijała różne bilbordy i stanowiska handlowe, ale dość szybko trafiła na odpowiednie znaki, odnoszące się do detalicznej sprzedaży alkoholu i miejsc relaksu.
Skręciła w lewo i już po paru minutach do jej uszu dobiegła muzyka, oznajmiając że cel był blisko. Klub nazywał się “Zugzza” i miał nieomal wszystko czego Becka teraz potrzebowała. Był dobrze zaopatrzony bar, stoliki pod ścianą i niemały parkiet po środku. Rozbrzmiewała dość głośna muzyka, migotały kolorowe światła, pod nogami kłębił się jasny sięgający prawie do kolan dym, zaś nad głowami latały kolorowe bańki mydlane... A co najważniejsze zebrał się tu niemały tłumek imprezowiczów.
W pierwszej kolejności Becka podeszła do baru i zamówiła kolejkę takiej jednej niebiesko-przeźroczystej wódki. Gdy walnęła kielicha, od razu uśmiechnęła się zadowolona. Dobra wódka, zimna. Warta tych paru kredytów.
Nie tracąc czasu, ruszyła na parkiet, dołączając do grona tańczących, którzy tylko z paroma wyjątkami stanowili jednolitą grupę. Zaczęła się żwawo ruszać w rytm muzyki. Tańczyła jak każdy inny, ale i wyjątkowo, zwracała na siebie uwagę, ale i była tylko częścią tłumu - wszystko było kwestią punktu widzenia. Ona sama naprawdę dobrze się czuła, była głośna muzyka i dobra atmosfera, a oprócz tego była aktywna fizycznie zaś jej umysł ewidentnie odpoczywał.
Oczywiście nie trwało długo zanim koło pilotki zaczęli kręcić się mężczyźni. Jeden i drugi zatrzymali się przed nią zapraszając tym do wspólnego tańca. Becka nie miała nic przeciwko, ale zachowywała się różnie, w zależności od tego z kim przyszło jej tańczyć. Najczęściej udzielała się we wspólnych wygibasach, dopasowując się do ruchów partnera - przynajmniej do końca muzyki, a jeśli ktoś jej się nie podobał to po prostu na niego nie patrzyła.
Tańczyła, bawiła się, a od czasu do czasu robiła małą przerwę na drinka przy barze. Takiego lekkiego, gdyż chciała wprawić się w dobry humor, a nie upijać. Zagadywała też do innych i dzięki temu poznała parę interesujących osób, z którymi wymieniła się ogólnymi namiarami.


Silurianka Lartti Tardis, była doświadczonym pilotem myśliwca i miała smykałkę do wyścigów. Tak wiele ją z Becką łączyło, że mimo iż Lartti była zielona, kobiety od razu znakomicie się dogadały, wymieniając się doświadczeniami i opiniami.
Ludzie Mitto Hoskins i Lorgi Leguizamo, byli specjalistami zatrudnionymi na stacji i zajmowali się hydrauliką na poziomach 25-35. Lorgi nawet trochę podrywał Beckę i mogła go uwieść gdyby chciała... ale nie chciała i ograniczyła się do kilku wspólnych drinków i tańców... i jednego pocałunku.
Gadżro był wielkim mięśniakiem, o czterech potężnych rękach i naprawdę paskudnej mordzie. Przedstawicielem nieznanej jej rasy, o którą go jednak nie spytała. Mimo niespecjalnego wyglądu, dobrze się z nim piło, a ponieważ był najemnym wojownikiem i łowcą nagród, opowiedział Becky kilka ciekawych historii.

W pewnym momencie, gdy bawiła się na parkiecie, tanecznym krokiem podszedł do niej elegancko ubrany młody mężczyzna.


Przystojny i krótko ostrzyżony blondyn, był wyglądem wypromowanym przez Billyego Boostera i z tego względu trafiał z gust Becky, na twarzy której zagościł uśmiech zadowolenia. On szybko odwzajemnił ten uśmiech.
Tańczyli razem przez kilka minut, podczas których dobrze dopasowywali swoje ruchy i oboje uśmiechnięci nieomal nie spuszczali z siebie oczu.
- Mogę postawić ci drinka? - zagadał do niej, wykorzystując ten krótki moment gdy muzyka chwilowo ucichła.
Becka z uśmiechem kiwnęła potwierdzająco głową i chwytając przystojniaka za rękę, poprowadziła go w stronę baru. Tam zamówili po drinku i zajęli jeden ze stolików pod ścianą. Nie było tam ciszej niż na parkiecie, ale czuli się na tyle swobodnie aby móc porozmawiać. Becka opowiedziała trochę o sobie - oczywiście tyle ile chciała sobą zaprezentować. Jednocześnie dowiedziała się trochę o nim. Mężczyzna nazywał się Daniel V’ Nimrod i był prezesem wydziału inwestycji na Maggelan-Tethannis. Miał dopiero 23 lata, ale zaszedł tak wysoko dzięki doskonałemu programowi edukacji i szkoleniom... a te z kolei zawdzięczał swojej matce o imieniu “Elza V’ Nimrod” - panieńskie nazwisko “Elza Tethannis”. Oprócz tego, że Daniel był z bogatej rodziny i zrobił karierę, Becka dowiedziała się, że całkiem dobrze całował. Parę minut rozmowy wystarczyło żeby dowiedzieli się o sobie wystarczająco i przeszli do tego etapu znajomości. Przez kilka cudownych minut trzymali się w objęciach i całowali, siedząc w klubie, przy pozbawionym oświetlenia stoliku. Owszem, w Zugzza było dużo osób: tańczących, pijących, śmiejących się i rozmawiających, ale oni we dwoje mieli swoją zabawę i nie zwracali specjalnej uwagi na resztę towarzystwa... choć ta reszta mogła zwrócić uwagę na nich.
- Może pójdziemy na level 40? - Daniel zagadał z uśmiechem, gdy przerwali na chwilę całowanie, aby złapać oddech i napić się drinka. - Zapraszam na poziom dla vip’ów - powiedział od razu.
- Brzmi interesująco. A masz na myśli coś konkretnego? - powiedziała Becka. Facet jej się naprawdę podobał i w ogóle, ale nie chciała iść z nim do łóżka... nie tak szybko.
- Mamy ładny pokój z bilardem - odpowiedział Daniel z uśmiechem, pamiętając jak Becka wspomniała iż lubi bilard.
- Brzmi wspaniale - podsumowała Becka i dała mu małego buziaka w nagrodę za pomysł.
Nie tracąc czasu opuścili lekko zatłoczony klub i udali się w kierunku windy. Po drodze Daniel obejmował ją lekko ramieniem, trzymając dłoń na jej talii i podszeptywał jej do ucha parę miłych komplementów.

Winda była dość blisko klubu, a jej wnętrze urządzone było bardzo elegancko. Gładkie wykończenia - chyba z marmuru, duże lustra na ścianach i w ogóle było tam tak czysto i pachnąco.
- Poziom czterdziesty - powiedział zdecydowanym głosem Daniel.
- Poziom czterdziesty dostępny jest dla personelu z dwunastym lub wyższym poziomem uprawnień. Proszę o identyfikację - odpowiedział komputer windy.
Becka nie była tym zachwycona, ale nie pozwoliła aby jakieś SI i złe wspomnienia popsuły jej nastrój. Na szczęście Daniel wyjął odpowiednią kartę i podsunął pod umieszczony w ścianie skaner.
- Dziękuję panie prezesie V’ Nimrod - zareagowała uprzejmie SI, po czym drzwi się zamknęły i winda delikatnie ruszyła w górę.
Wcześniej przy otwartych drzwiach nie wypadało, ale gdy tylko zostali sami, oboje rzucili się ku sobie łącząc się w namiętnym pocałunku, a chłopak zdecydowanie zacisnął dłonie na jej pośladkach.

Poziom czterdziesty prezentował się gracją i bogactwem. Wystawy, rzeźby, wystrojeni ludzie i nie-ludzie. A wszystko w około takie czyste i zadbane... Dotarli do sali z bilardem. Była ona dość niewielka, ale bardzo elegancko urządzona, a dwa duże stoły do gry doskonale dopełniały. Jeden miał bardzo fajny wzór w lamparta, a drugi musiał mieć jakieś czujniki, bo podświetlał pozycję na której znajdowały się bile.


Stół bilardowy zawsze działał na Beckę pozytywnie, a nawet pobudzająco - w tym momencie zdecydowanie to drugie. Była nawet dodatkowo zadowolona, ponieważ żaden nie był zielony, a takie widywało się najczęściej.
- To co, zagramy w rozbieranego? - zagadała rozbawiona, stając przy jednym ze stołów i w połowie opierając się o niego, a w połowie na nim siadając.
Chłopak uśmiechnął się do niej... chyba zadowolony.
- Doskonale znam się na geometrii i dynamice, ale z samą grą nie mam praktyki - powiedział, podchodząc bliżej niej.
- To może od razu się rozbierzesz? - zasugerowała Becka i uśmiechnęła się wyraźnie rozbawiona. W tym momencie, to ona miała władzę nad tym ważnym prezesem.
- Tego byś chciała? - powiedział rozbawiony, podchodząc do niej powolnym krokiem.
Uśmiechając się lekko, położył dłonie na jej biodrach i spojrzał prosto w oczy. Nachylił się i ponownie zaczęli się namiętnie całować. Objęła go rękami, opierając przedramiona na jego barkach i dotykając dłońmi jego karku. On zaś, przesuwając dłonie po jej ciele, dość szybko dotarł nimi do jej biustu.
Becka wiedziała już jak to się skończy. Co prawda miała dla niego jeszcze niespodziankę w postaci ogona, ale mogła być pewna, że na tym etapie w niczym im to nie przeszkodzi. Kto wie, może nawet mu się spodoba?
Całowali się namiętnie, oparci o stół bilardowy, a mężczyzna pieścił jej piersi przez cienki materiał sukienki. Becky szybko zrobiło się gorąco i wyczuła na udzie, że nie tylko jej. Powędrowała dłońmi niżej, dobierając się do jego spodni. Zaczęła właśnie rozpinać jego pasek, gdy nagle...

- Co wy tu robicie?! - odezwał się czyiś zuchwały, męski głos.
Mając świadomość, że przy świadkach nie wypada się zabawiać, oboje odruchowo zaprzestali tego co robili. Becka nie wiedziała kto im u licha przeszkadzał, ale liczyła, że Daniel szybko ich spławi i będą mogli kontynuować.
- Norton! Miałeś zdaje się dostarczyć mi sprawozdania! - intruz nie przejmował się ich sytuacją i nie szczędził władczego głosu.
Becka nie wiedziała o co chodzi. Jaki Norton? Jakie sprawozdania? Odwróciła głowę, aby zobaczyć kto do nich mówi i zobaczyła dwóch mężczyzn.


Jeden, ubrany był w elegancki i ewidentnie drogi garnitur, a wyglądał na normalnego człowieka, w średnim wieku. Drugi miał na sobie jakiś czarny kombinezon wysokiej jakości i albo był człowiekiem z jakimiś implantami w oczach, albo przedstawicielem nieznanej Becky rasy. Oczywiście w obu przypadkach mogła się mylić, wszak ona sama wyglądała na człowieka, a w praktyce już nim nie była.
- Tak, sprawozdania. Mam je tutaj - odezwał się Daniel sięgając do kieszeni, a Becka wychwyciła, że jego głos nieco się zmienił.
- Nie dawaj ich mnie - rzucił mężczyzna w garniturze, gdy Daniel chciał mu podać trzy karty dysków. - Zanieś je mojej sekretarce! Natychmiast. I zostaw u niej moją kartę dostępu na ten poziom! Nie będziesz już jej potrzebować - powiedział dość ostro.
- Jego kartę dostępu? - wyrwało się Becky, która zaraz potem poskładała wszystkie informacje razem. - Nie jesteś prezesem V’ Nimrod, prawda? - spytała oburzona, podpierając ręce na biodrach w pozycji akimbo i zaciskając pięści.
- Ale, ale ja to wszystko wytłumaczę - Daniel wymamrotał niewyraźnie, chowając się przed nią za stół jak przestraszone dziecko. - Laska, ja tylko... - zaczął się tłumaczyć.
- Ja ci dam laskę! - rzuciła ostro Becka przerywając mu w pół zdania i łapiąc kij do bilarda żwawo ruszyła w jego kierunku. Chciała go uderzyć tam gdzie zaboli, ale skubaniec wybiegł z pokoju z taką szybkością, że mało nie zgubił przy tym spodni...

- Niepotrzebnie się pani denerwuje - powiedział spokojnie prawdziwy prezes V’ Nimrod.
Becka westchnęła zarówno rozdrażniona, jak i zrezygnowana. Gdyby się z nim przespała, raczej byłaby zadowolona, a potem dowiedziałaby się prawdy i zapewne czułaby się tak źle jak teraz... albo nawet gorzej.
- Proponuję drinka na rozluźnienie - odezwał się mężczyzna o intrygujących oczach. - Czego się pani napije? - spytał uprzejmie,nawet niespecjalnie na nią patrząc, po czym skierował się w stronę barku.
- Poproszę, jakiś likier - odpowiedziała Becka już spokojnie. Przyda jej się drink, a tutaj pewnie mieli alkohol najwyższej jakości, więc skoro proponowali... Spojrzała na siebie kontrolnie. Tamten chłopak wybiegł z rozpiętym paskiem u spodni, więc i ona mogła mieć jakieś “nieprawidłowości”, ale na szczęście takowych nie było... poprawiła jednak fryzurę, zaczesując włosy palcami.
- Pani zdaje się nie pracuje na stacji, panno... - zagadał prezes.
- Ryder, Becka Ryder. Tak, jestem tylko z wizytą - odpowiedziała pilotka, uśmiechając się niemrawo do rozmówcy. - Pan prezes Daniel V’ Nimrod, jak mniemam? - spytała.
- Josh, reszta się zgadza - odpowiedział mężczyzna. - Tym kijem to lepiej pograć niż bić. Może zagramy dla relaksu? - powiedział spokojnie, spoglądając na Beckę.
- Czemu by nie - odpowiedziała z uśmiechem Becka. Skoro mogła tam zostać, pograć i napić się, to wieczór nie zdawał się być całkiem stracony.
- Robert Fox - przedstawiła się ten drugi. - Relaks swoją drogą, ale znacznie ciekawiej jest grać na pieniądze - dodał, podając jej wysoką szklankę beżowego napoju.
- Dziękuję. Owszem, zakład dodaje grze wiele uroku - powiedziała Becka i uśmiechnęła się zadowolona. To było to! Teraz nie miało znaczenia jak tu trafiła, po co i jak się to skończyło. Teraz była w sali z bilardem, z dwoma kompletnie nadzianymi kolesiami, którzy skłonni byli grać na pieniądze! Ten wieczór zapowiadał się wręcz znakomicie.
- To zagraj ze mną. Snooker, tysiąc kredytów za punkt? - powiedział Josh i ruszył w stronę barku.
- Tysiąc to trochę za dużo. Można wygrać na przykład przewagą pięćdziesięciu - zauważył Robert... niestety.
- Nie wiem, ja się nie znam. To może sto? - zasugerował Josh.
- Zakład stoi. Grajmy - podsumowała zadowolona Becka, uznając że Daniel bazował na czymś swoje bajki i Josh może być dobry z geometrii i dynamiki, ale nie mieć praktyki w grze.

Ustawili wszystkie bile, na stole z wzorem lamparta, po czym zaczęli grać... Becka grała spokojnie, maskując swoje umiejętności, aby zachęcić mężczyzn do dalszej gry. Rozmawiali podczas gry, poznając się trochę, żartując i śmiejąc się przy okazji. Becka popijała pomału wyborny likier, a panowie zdaje się pili whisky. Cała rozgrywka poszła po jej myśli, a ostateczny rezultat 57:39, zagwarantował dla uradowanej Becky aż 1800 kredytów.

- Fajnie się grało, nie powiem - zaczął Josh. - Ale takie granie tylko na stawkę od punktów jest trochę bez sensu. Przy wygranej jednym punktem właściwie nie ma nagrody za zwycięstwo. A powinna być - zauważył... w sumie dość słusznie.
- To może jakiś dodatkowy zakład? - powiedział Robert podchodząc do stołu. - Oprócz setki za punkt, dajmy na to tysiąc za samą wygraną - dodał, wykładając bile ponownie na stół.
- O, to dobre. Fakt zwycięstwa istotnie nabiera sensu - zgodziła się Becka, dla której sama kontynuacja gry była dobrą nowiną, a co dopiero lekkie podniesienie stawki. Pilotka z ochotą zabrała się za zbieranie czerwonych bil do trójkąta.
- Więc tak zagrajmy - zgodził się Josh, przyłączając się do szykowania stołu na następną partię. - Ale nadal brakuje mi tego czegoś. Żeby zakład był taki bardziej życiowy, niż tylko o kredyty - powiedział zastanawiając się nad czymś.
- Kiedyś grałam w pijanego, trzeba było pić karne drinki... Ale to była tylko młodzieńcza wymówka do upicia się - zauważyła Becka. - Grałam też w rozbieranego - dodała.
- Rozbierany doda emocji - zauważył Robert, spoglądając na nią swoimi niezwykłymi oczami i uśmiechając się lekko.
- Zaryzykujesz sukienkę? - spytał uprzejmie Josh.
- Ojej - wyrwało się Becky, która nie mogła się powstrzymać od szerokiego uśmiechu. - Ale pod nią prawie nic na sobie nie mam, tylko majtki - dodała rozbawiona.
- Chodzi o lepszą zabawę. Jak nie o sukienkę, to może właśnie o te majtki? - zasugerował Josh.
- Dobra, zgoda - powiedziała Becka i zaśmiała się słodko, wyraźnie rozbawiona takim zakładem. - To ja bym chciała twój krawat - powiedziała chichocząc i wskazując na jego klatę.
- Zgoda. Zakład zawarty - podsumował Josh... i zaczęli kolejną rozgrywkę.

Podczas tej gry, Becka też nie zademonstrowała swoich umiejętności. Grała taktycznie, starając się ustawić białą bilę w dogodnym do kolejnego strzału miejscu - oczywiście nie zawsze i w odpowiedni sposób, aby wyglądało to na przypadek.
Jednocześnie delektowała się wybornym likierem, podczas gdy mężczyźni popijali whisky. Panowała radosna atmosfera, a fakt grania o swoje majtki i kilka rzuconych przez Beckę seksistowskich dowcipów na ten temat, odwracał uwagę mężczyzn od kwestii finansowej. Gra zakończyła się wynikiem 61:33 dla Becky.

- I jak wyglądam? Pasuje do mnie? - Zagadywała cała uśmiechnięta Becka, po tym jak założyła sobie krawat Josha na głowę, aby jakoś odwrócić ich uwagę, że właśnie wygrała prawie cztery tysiące kredytów.
- Na szyi by nie pasował do sukni, ale tak jest całkiem nieźle - odpowiedział Josh. - Tylko ja się dziwnie czuje, bez krawata - dodał, na co Becka zareagowała szczerym chichotem.
- To ja już wiem co możesz postawić w następnej partii, jako ten dodatkowy zakład, Josh - odezwał się Robert, ku radości liczącej na kolejne partie Becky.
- Co masz na myśli? - Spytał Josh.
- Ten myśliwiec, który stracił uzbrojenie - odpowiedział Robert i kiwną znacząco głową na trzymany w dłoniach monitor ze specyfikacjami myśliwca.
- A tak - przypomniał sobie Josh, po czym spojrzał w kierunku Becky. - Mogę postawić jeden z moich myśliwców, SA-43 Żelaźniak. Bez broni nie mam z niego wiele użytku, a skoro jesteś pilotem - powiedział.
- O rany. Ja bardzo chętnie - powiedziała uradowana Becka, przyglądając się danym o myśliwcu.
- Słusznie. Tylko co zaoferujesz w zamian? - zauważył Robert.
- No, sama nie wiem - zastanawiała się Becka. - Nie chodzi o kredyty, tylko o fanty - zauważyła. - Za myśliwiec... sukienka to trochę mało... ale nie mogę się zakładać o seks.
- Jesteś pewna? - Przerwał jej Josh, spoglądając na nią z uśmiechem. - Taki zakład bardzo by mi odpowiadał - zauważył, dając jej tym samym uwodzicielski komplement, po którym Becka uśmiechnęła się zadowolona.
- Jestem pewna - odpowiedziała rozbawiona, świadoma, że seksapilem odwracała i będzie odwracać uwagę mężczyzn od aspektu finansowego zakładów i rozgrywki samej w sobie. - Ale za taki myśliwiec, mogę wam obciągnąć - powiedziała.
Obaj mężczyźni spojrzeli na siebie.
- Może “nam” obciągnąć - zauważył Robert.
- Zgoda - odpowiedział na pół obojętnie Josh. - Czyli. Sto kredytów za punkt. A za zwycięstwo tysiąc i my stawiamy żelaźniaka, a ty oferujesz nam seks oralny - podsumował.
- Tak. Zakład przyjęty - zgodziła się uradowana Becka.
Więcej kasy to swoją drogą, ale myśliwiec, nawet jeśli był bez uzbrojenia, to nie lada wygrana. Leena na pewno zgodzi się na trzymanie go w hangarze i na pewno im się on przyda. Broń też może jakąś mu zamontują. Na przykład zastępca za Uchu będzie miał zadanie inicjacyjne.




Jakieś półtorej godziny później, Becka zawitała do jednego z klubów na ich 40 poziomie i od razu podeszła do baru.
- Wódkę miodową. Daj od razu potrójną - zamówiła, wskazując palcem o który drink jej chodzi.
W sumie było dobrze. Nawiązała nowe znajomości z ważnymi osobami. Była wstępnie umówiona z Robertem na bilarda, z którym nie miała okazji zagrać. Miała też od nich zaproszenie na jutrzejszy bal, czy też koktajl party. Becka miała nawet zamiar iść, oczywiście zakładając że jutro nadal będą na stacji, ale póki co musiała się napić czegoś mocniejszego.
- Proszę, osiemnaście - powiedziała barmanka, stawiając przed Becką dość dużą szklankę żółto-przezroczystej wódki.
Becka zapłaciła i wzięła spory łyk, ale zamiast połknąć od razu, najpierw dokładnie opłukała nim usta. Potem wzięła drugi łyk, ale zanim go przełknęła, odchyliła głowę do tyłu i opłukała gardło z dosłyszalnym odgłosem bulgotania.
- Tak się nie pije wódki. Trzeba shoota, jednym tchem - zagadał siedzący obok niej koleś, z jakimiś dziwnymi małymi czółkami.
- Odczep się i daj mi pić jak zechcę, dobra? - Odpowiedziała krótko Becka.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 14-04-2018 o 13:20. Powód: Wstawienie posta w zamówione wcześniej miejsce.
Mekow jest offline  
Stary 31-07-2016, 15:47   #62
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
I po trójkąciku. Pijackiej wpadce Doca, być może zaplanowanej przez Leenę, może nie… Tak czy siak, jak po każdej popijawie na końcu zostawał kac. I to różnego rodzaju. No nic.. zaszaleli we trójkę. Pozostały mniej lub bardziej przyjemne wspomnienia schowane do najgłębszej szuflady w mózgu i postanowienie w duchu, by tego nie powtarzać. Wiadomo było, że ta akcja nie mogłaby wyjść na trzeźwo. Aż tak bardzo Bullita nie ciągnęło do Becky, a jej do Doca chyba w ogóle.
A potem łupnęło… Statek wyszedł gwałtownie z hiperprzestrzeni, a Dave omal nie rozwalił sobie nosa o ścianę. Kto do cholery nadzorował lot ich statku?!
Doc wściekły na cały świat pognał korytarzem,



by dowiedzieć się, że w sumie to nikt. Autopilot dostał zadyszki z nieznanych przyczyn, albo inna cholera go dopadła. Tak czy siak naczelny mechanik “primadonna Uchu” nie zdołał podać przyczyn. Zamiast tego oznajmił dramatycznym tonem, że odchodzi z załogi. Bullit jakoś się tym nie przejął, bo i szczurowaty jakoś nie zrobił na nim dobrego wrażenia. Bądź co bądź mechanik był kombinezon do spacerów kosmicznych. Musiał być najlepszy… albo od razu się nadawał do wyrzucenia. A Uchu… okazał się być przeciętny.

MONITOR : ON
SOUND: 80%
Track: #2556
Visualization: ON


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Z_4ULKpkLNc[/MEDIA]

Idealny podkład na porządki.
- Hej panie kapelusz, masz chwilę? - Kapitan właściwie to wtoczyła się do pomieszczenia, nieco… zdezorientowana - Bo mam problem, i nie, nie chodzi o brak miesiączki - Zażartowała sobie.
-Od tego tu jestem. Od rozwiązywania problemów.- przypomniał Doc porządkując garderobę w swoim gabinecie.-Więc… co to za problem?

Leena usiadła na krześle, głośno odetchnęła, po czym ściągnęła opaskę z czoła i zaprezentowała Bullitowi… trzecie oko. Tak, trzecie oko. Zwykłe, pierniczone oko, na środku czoła, w miejscu gdzie miała niedawno ową czerwoną plamkę. Jasny gwint…
-Taaaa…- zdębiał na kilka chwil Doc przyglądając się oczku i wydukał zdziwiony.-Jesteś jakąś późno dojrzewającą triklopką czy co?
- Nic mi o tym do cholery nie wiadomo - Burknęła Leena - Wczoraj jeszcze nic, a dzisiaj dodatkowe oko?? I przez te oko mi się cała wizja pieprzy, i chodzę jak po pijaku, co to może być?
- Wiesz… z tą wizją, to jak z chodzeniem na dwóch nogach. Mózg musi się jej nauczyć.- westchnął Bullit siadając przed kobietą i sięgając po swój sprzęt lekarski. Wyjął medyczną latareczkę i rzekł.- Zamknij zwykłe oczka.

Pani kapitan zaczęła mrugać i wybałuszać niekontrolowanie wszystkimi trzema oczkami… zamykała to zwykłe, to trzecie, i zaś otwierała…
- Ja pierdzielę - Syknęła, nie mogąc sobie poradzić z dodatkowym okiem, w końcu jednak swą zwykłą parę zasłoniła dłonią, a dodatkowe pozostało otwarte.
- Wygląda na to że jesteś dumną mateczką nowego oka, pewnie wyrośniętego z szyszynki. Powinienem cię prześwietlić dla pewności, ale…- Bullit podrapał się po policzku.-Ważniejsze jest pytanie… co mam z tym zrobić?
- Czyli mam dodatkowe oko. Ot tak sobie, wyrosło mi przez noc w pełni funkcjonalne, zdrowe oko? Zaaaajebiście… no ale jak to możliwe?? - Pani kapitan wyglądała na mocno załamaną, choć do płaczu jej było jeszcze daleko.
- Bogaczy którzy nie chcą mieć protez stać na rekonstrukcję nanitową na pożywce organicznej. Takie odtwarzanie jest możliwe i zdarzają się przy nim błędy. Mogła to też być mutacja na poziomie genetycznym, a wtedy...sprawa jest przesrana.- podrapał się po karku Doc i pogłaskał po włosach Leenę.-No nie martw się. Nawet ci z nim do twarzy.
- Bardzo śmieszne... - Kapitan zrobiła skrzywioną minę - Czyli co, mutacja po tych pieprzonych wirusach i ich szczepionkach? Pięęęęęęęęknie - Pokręciła głową - Zaklej mi to oko, zasłonię je znowu opaską, i nie mów pozostałym, ok?
-Możliwe że tym nanitom odbiła palma po uleczeniu cię.- stwierdził Bullit wstając i sięgając po minipróbnik.-Pobiorę krew i ustalę czy jeszcze są aktywne i ile ich jest. I… potrzebny będzie programista, by to odkręcić. Nanomaszyny to nie jest to o czym uczą w szkołach medycznych.- pomijając już fakt, że Doc żadnej takiej szkoły nie kończył.- W końcu będziesz musiała zadecydować co dalej z tym oczkiem. Wyłupienie nie byłoby dobrą opcją.
- Nie wiedziałam, że masz takie skryte zapędy psychopatyczne, ale dobrze wiedzieć, że jednak masz je pod kontrolą. Nie podchodź do mnie na wszelki wypadek z łyżeczkami w najbliższym czasie... - Leena czekała cierpliwie, aż Doc zaklei jej owe dodatkowe oko.
-Nie martw się, od dłubania łyżką czy nożem w kobiecie, wolę używać własnego organu… jeśli wiesz co mam na myśli.- odparł żartobliwie Doc.-Chcę jednak zaznaczyć, że nawet jeśli uda się unieszkodliwić owe nanity, przeróbka jakiej dokonały, może być trwała. I będziesz się musiała nauczyć z nią żyć.
Zabrał się za pobieranie krwi.- Tak czy siak, to robota dla genetyka i programisty bio-nanitów… i kupa forsy na to pójdzie, z niewiadomo jakimi ostatecznymi rezultatami.-
Mając już krew dodał.-Robimy teraz prześwietlenie główki?
- Ale się chyba rozbierać nie muszę? - Leena uśmiechnęła się tak jakoś… krzywo. Czyżby to była docinka odnośnie wcześniejszych sytuacji z Isabell? Obie o tym rozmawiały? Nie no, raczej nie… ale pewności nie miał.
-Za takie uwagi to jednak powinnaś się rozebrać.- odparł Doc wystawiając żartobliwie język i wyciągnął niewielką obręcz z czujnikami do prostego skanowania ciała.
- Dasz się przekupić? - Leena wyciągnęła z kieszeni… 2000 i wręczyła je Bullitowi - To Twoja działka z ostatnich tarapatów, zapomniałam podzielić...
-Spoko…- uśmiechnął się Doc chowając kreditstick do kieszeni.-Ale podział kasy mógł poczekać.-

Potem zjawiła się Becky z nadprogramowym organem, który nie psuł jednak uroków jej zgrabnego tyłeczka. Ale wiadomo… kobiety są czułe na punkcie swego wyglądu i uwielbiają dramatyzować. Przeszkodziła przy tym Bullitowi w badaniach. Co prawda Dave ciężko było posądzić o bycie nerdem, ale głupi nie był. Uruchomił dane dotyczące szczepionki, jej tworzenia i wykorzystywania. Wszak oczywistym powodem “mutacji” musiały być nany medyczne i ich złe funkcjonowanie. Skomplikowane struktury białkowe użyte w celu zwalczenia choroby powinny się rozpaść na proste aminokwasy. Co prawda Doc jeszcze nie sprawdził próbek krwi, ale był pewien że się nie rozpadły. I miał nadzieję też, że w dany dotyczących szczepionki są też opisane związki chemiczne, którymi można było przesyłać polecenia nanom.


Jakieś skomplikowane białka tam były, ale Doc nie wiedział na ile te chemiczne związki okażą się skuteczne. Był lekarzem, a tu by przygotować bezpieczne lekarstwo potrzebny był chemik i bio-programista. Tyle że Doc nie wiedział,czy sama neutralizacja szczepionki usunie też skutki leku. Możliwe że potrzebna by była jeszcze specyficzna terapia genowa za pomocą nanów. Bullit tego zrobić nie mógł. Genetykiem też nie był. Dave mógł jedynie przekazać Leenie kogo potrzebują do wykonania roboty. Na szczęście… istniały kliniki z fachowcami, zajmujące się takimi problemami. Kliniki dla VIP-ów, wygodne, bezpieczne skuteczne i… bardzo drogie.

Stacja Maggelan-Tethannis była kolejną stacją kosmiczną jaką Dave widział w tym życiu. Ani lepszą ani gorszą od innych. Ot kolejny punkt handlowy wiszący w kosmosie. Dzielna drużyna gorącego ptaszka nie miała w zasadzie towarów do opylenia, a Doc… żadnych znajomych w tym miejscu. Toteż od razu wyruszył do głównej atrakcji tego miejsca.
Kasyna.



Bąź co bądź miał trochę gotówki do pomnożenia i żadnego innego pomysłu na spędzenie miło czasu. A kasyno było duże i całkiem przyjemnie urządzone. Karty rozdawano szybko, ruletka przyciągała spojrzenie i żetony wielu graczy. Doca też.
Kasyno Maggelan-Tethannis nie było ani olbrzymie, ani szczególnie wyjątkowe, ale przyjemne stracenie czasu było idealne. Prawie… Bo rząd przegranych, coraz bardziej irytował Dave’a. Pech...

Średnio więc to szło… ogrywanie kasyna. Żetony znikały zamiast rosnąć, za to rosła irytacja Bullita, który uważał że krupierzy go kantują. Poker, ruletka... Banda gnojków. On by im dał… za dobrych dawnych czasów przegonił by ich przez smołę i pierze. Smarkata hochsztaplerka. Przynajmiej popatrzył na nawet atrakcyjne kobiety, wypił piwo, dwa… też na nim zdzierali, piątak za szklanicę, psubraty. Nawet się nie obejrzał, jak minęły owe 3 godziny.

Gdy w końcu opuścił kasyno, i odzyskał swój Unicom, czekała tam wiadomość od Leeny.
- Gdzie jesteś, dołączyłabym w plądrowaniu kasyn - Usłyszał nagrany głos kapitan, a sama wiadomość miała już kwadrans.
Bullit podał swe namiary Leenie i wzruszając ramionami rzekł. - Zapraszam.

Przybyła po 10 minutach, w nawet dobrym humorze.
- Mama Cię pozdrawia, szkoda, że nie poszedłeś ze mną… statkiem już się zajmują… ej, no co masz taką srającą minę? Orżnęli Cię? - Leena uśmiechnęła się drwiąco, stukając Doca w ramię.
-Śmiej się śmiej z cudzego nieszczęścia.- burknął Doc wzruszając ramionami.- I niby co miałbym z tą mamą robić? Na mechanice się nie znam. Uchu trzeba było zabrać.

Leena spojrzała na niego zaskoczona. Ze srogą miną naciągnęła Bullitowi jego kapelusz na twarz.
- Porozmawiać. Porozmawiać jak znajomy ze znajomym… co z Tobą, aż tak Cię okantowali, w jakimś szoku jesteś czy co? - Tym razem już trzepnęła go przez ramię.
- Oj… dajże spokój. Czy ja jestem plotkarzem? - wystawił język Doc. -To twoja znajoma i pewnie wam się miło wymieniało ploteczki, bez towarzystwa samca obijającego się od ściany do ściany w waszej obecności.
- Marudzisz - Chwyciła go pod ramię, po czym skierowała na powrót do kasyna - Chodź, oskubiemy ich!
- Byle nie oni nas. Wiesz… specjaliści w sprawie twojej dolegliwości… są zdziercami.- rzekł w odpowiedzi Bullit dając się ciągnąć.-Sprawdzałem ceny.
- Tym się zajmiemy później… teraz jest teraz. Jesteś moim hamulcem, jak zawsze? - Szturchnęła go łokciem w żebra.
-Jasne jasne… bo nałogowi hazardziści są doskonałymi hamulcowymi.- stwierdził ironicznie Bullit.

Tym razem Leena wystawiła Bullitowi język. Weszli do środka, zamówiła dla nich po piwku, wymieniła.... okrągłe 2 tysiączki na żetony, po czym zaczęła rozglądać się po samym kasynie, popijając piwo.
- Hmmm... - Mruknęła wielce odkrywczo - Automaty mnie nie interesują, poker raczej też nie… może ruletka co?
-Ruletka… może być.- stwiedził Bullit wskazując na otoczony przez miejscowych stół.

Leena na perfidnego spytała jednego z siedzących mężczyzn, czy długo ma zamiar grać, na co ten… speszony jej czarującym uśmiechem ustąpił jej miejsca. Po chwili od stołu wstała i kobieta obok niego, efektem czego mały tłumek jakoś tak się przerzedził… zostało jednak jeszcze 5 osób, i Doc musiał niestety stanąć za panią kapitan. Była za to możliwość dla niej, by go capnąć nieco powyżej uda, niezauważalnie dla innych…
Pokusa była, ale jakoś Bullit się powstrzymał skupiając się na trzymaniu tuż za Leeną i zerkaniu na jej poczynania i typków wokoło niej.

- Czy możemy poprosić o wymianę krupiera na kogoś żywego? - Spytała Leena, nic jeszcze nie stawiając, nie zaczynając gry.
- Jak dla mnie, nie ma problemu
- Czemu nie
- To może być interesujące - Rozległy się komentarze przy stole.
- Jak sobie pani życzy - Powiedział biodroid, ukłonił się i oddalił od stołu. Po minucie przyszedł czarnoskóry mężczyzna, również się ukłonił, na powitanie.
- Jestem Mike, będę państwa krupierem...

No i w końcu zaczęto grę. Leena z początku stawiała po 10. Nie na żadne tam konkretne liczby, lecz na kolor czarny lub czerwony, parzyste lub nieparzyste, pierwszą dziesiątkę liczb, drugą, trzecią… i już za pierwszym razem, stawiając 30, wygrała 70. Uśmiechnęła się do Doca… rozgrzewała się, zapamiętywała wypadające liczby. Oj tak, była równą hazardzistką co on.
Doc uśmiechnął się również choć on nie starał się zapamiętać liczb. Akurat ruletka zależała od losu i dłoni krupiera ciskającego kulkę. Rozejrzał się za to po okolicy. Kasyna nie lubią szczęściarzy. I znów, dyszka tu, i tu, i tu. Czerwone, parzyste, druga dziesiątka… Leena wygrywała małe sumy, nie większe niż 100. Raz wygrywała, raz przegrywała, choć tych wygranych w sumie było więcej. Rozgrzewała się…
- Mogę prosić kolejne piwo? I czy tu można palić? - Spytała krupiera, choć spojrzała szybko na Doca… czarnoskóry mężczyzna wyciągnął zaś spod stołu popielniczkę i włączył drobne pole energetyczne wokół stołu, uniemożliwiające wydostawanie się dymowi poza jego obszar. Pole było tak słabe, iż ktoś opuszczający stół nie odczuł nawet oporu przy wychodzeniu z niego, jednak sam dym pozostawał w nim uwięziony. Grubas z imponującymi pejsami odpalił cygaro, na co krupier wyciągnął kolejną popielniczkę. Leena uśmiechnęła się do swojego kochanka.
Dave uśmiechnął się w odpowiedzi i wrócił do rozglądania. Sytuacja wyglądała na spokojną, ale kto ich tam wiedział… psów chędożonych. Na wszystko trzeba było być gotowym. Leena w tym czasie wyciągnęła w jego kierunku dwa palce, czekając na papierosa…, którego otrzymała i wkrótce zaczęła stawiać bardziej odważnie. Dyszki zamieniły się w setki. I znów stawiała po 3. Na kolor, na parzyste lub nie, i na którąś z dziesiątek. Wygrywała, przegrywała… w końcu postawiła na 17, czarne, drugi rząd liczb i wygrała 4100!!

No to już było coś. Doc sam się dał porwać sytuacji i dopingował swoją szefową. Dziś szczęście było po stronie Leeny, więc należało los wycisnąć jak cytrynę! Pani kapitan szalała na całego, stawiając znowu po 100. Na kolor, parzyste lub nie, na którąś z dziesiątek. Wygrywała niewiele, to znowu przegrywała, wychodziła na zero… trwało to już dobry, kolejny kwadrans. A może i 30 minut? Kto tam teraz patrzył na zegarek. Kolejne piwko, kolejny papieros, Doca już nieco bolały nogi, jednak trwał dzielnie. Lekko wstawiona Leena z kolei już nawet dosyć głośno cieszyła się z wygranej, czy znowu fuczała na niesprzyjające szczęście.

I zdecydowanie byli już w centrum zainteresowania ochrony kasyna. Dwóch, albo nawet i trzech przyjemniaczków w nieco wymiętych garniturach spoglądało często w ich stronę, a z całą pewnością wszelkie kamery, mikrofony, a nawet czujniki temperatur ich ciał, ciśnienia i tym podobne, wykrywające prawdziwe lub złudne emocje, były skierowane w Leenę i Doca.
- Leena chyba czas się zbierać.- ocenił Bullit którego entuzjazm zmniejszał się w sposób odwrotnie proporcjonalny do zawartości pęcherza. Zamierzał jeszcze odcedzić kartofelki w tym kasynie, które jego tak ogrywało i wracać na statek.
- Jeeeszcze moment - Zajęczała kapitan - Mamy chwilkę!

Kilka osób dziwnie spojrzało to na Leenę, to na Bullita… ten jednak nagle wbił wzrok w całkiem inny obiekt zainteresowania, siedzący przy stole, na pewną współgraczkę kapitan, a konkretniej na kobiece walory, jakie wszystkim wszem i wobec prezentowała…


… i nie zauważył, jak Leena postawiła, wtedy może by ją zdołał wyprowadzić z błędu. Liczba 19, czarna(a tak naprawdę 19 była czerwona), drugi rząd liczb. Krupier zakręcił już ruletką, rzucił kulkę, było za późno.
- Fuck - Powiedziała pani kapitan, by po dwóch sekundach… wiwatować z wygranej!! Padło 19, zgarnęła 3900! Gdyby nie ten mylny kolor, pewnie by było ze dwa razy tyle. No ale mniejsza z tym, i tak było zajebiście.
-Fajnie fajnie…-oczy Doca były już utkwione gdzie indziej i nie zwracał uwagi na zwycięstwo Leeny. Niby miał koło siebie parę ładnych cycuszków, ale... trawa jest zawsze bardziej zielona pod drugiej stronie płotu… i poczuł brutalnego łokcia na swych klejnotach. Wykrzywiło go nie tyle co z bólu, lecz i faktu, że mało nie narobił w spodnie, w końcu miał pełny pęcherz.
- To co, starczy? - Powiedziała Leena, chcąc chyba zakończyć swą dobrą passę na drugiej, całkiem niezłej wygranej i nie wyzywać już losu.
-Tak. Tak. Oznaczę jeszcze teren w kiblu i wracamy.- burknął Bullit nieco poirytowany niecnym atakiem Leeny.
- Dziękuję za grę - Kapitan zgarnęła żetony, po czym dała krupierowi 1 o nominale 100 w podzięce. Ruszyli oboje do kasy, by wymienić wygraną na gotówkę, było tego 7180. Po zdobyciu owej gotówki, Leena zaczęła jednak ciągnąć Doca do wyjścia. Zdziwionemu, szepnęła, biorąc go pod ramię.
- Obserwuje nas dwóch typków, chyba nie są z obsługi kasyna, lepiej się ulotnić.
-Ech… no dobra. Gdzie mamy bliżej, do statku czy do tej całej mamy?- zapytał Doc wzdychając. Nie podobał mu się rozwój sytuacji.-Może przyzwij blaszaka i niech się z nimi tłucze.
- Dobra, idziemy, mam pomysła - Uśmiechnęła się do niego… i po kilkudziesięciu krokach, i po pokonaniu jednego zakrętu szerokich i pełnych ludzi i nie-ludzi korytarzy, ukazał się im oczom strażnik w towarzystwie robota porządkowego na pieszym patrolu. Leena mrugnęła do Doca, po czym ruszyli prosto na nich…
- Przepraszam panie władzo, którędy do wind? - Spytała słodko, wskazując dłonią w lewo, na co strażnik wskazał dłonią w prawo.
- Ach tak, dziękuję… a przy okazji, śledzi nas dwóch mężczyzn, ten wysoki łysy tam z tyłu, i ten mięśniak z brzydką gębą, zdaje się, że chcą nas napaść, widziałam też, że mają noże... - Leena zrobiła wystraszoną minkę.
- Zajmiemy się tym obywatelko - Odpowiedział jej strażnik z poważną miną.
- Bardzo dziękujemy - Pani kapitan kiwnęła głową, po czym ruszyła dalej, ciągnąc za sobą Bullita. Gdy pokonywali kolejny zakręt, w końcu się odwróciła (Doc zresztą też), i z perfidnymi minami obserwowali, jak ich prześladowcy udawali wielkie zainteresowanie okolicznymi ścianami, niby to niewiniątka rozglądające się bez celu… zatrzymywani właśnie przez straż, kierującą w ich stronę lufy pistoletów. Leena chwyciła kosmicznego kowboja za dłoń, po czym zaczęła biec, jednocześnie się głośno śmiejąc. O tak, humor miała wyśmienity.

Doc trochę mniej. Był wszak tą silną płcią i nie powinien w ogóle się kontaktować z miejscowymi pomocnika szeryfa. Wychodził w tej sytuacji na pierdołę, ale cóż… należało szczerzyć zęby w uśmiechu do tej złej gry. Wkrótce dotarli do windy, a jego kochanica-szefowa-zatwardziała hazardzistka-chyba bardziej niż on, wybrała poziom o 10 wyżej niż się znajdowali. Winda była pusta, a gdy ruszyła, Leena zaczęła zabawnie tańcować, odrobinę przy tym kręcąc tyłkiem.
- Wygrałam 7 patyków, wygrałam 7 patyków... - Wygłupiała się na całego.
-To fajnie.- westchnął Doc będąc jednak myślami gdzie indziej, choć spojrzeniem nadal obłapiał jej podrygujące krągłości jej pupy.
- Co masz taki zdechły humor? - Spytała go nagle, po czym pochwyciła jego twarz w obie dłonie, i pocałowała z uśmiechem dosyć czuło w usta.
- Nie wiem… może że w tej chwili. - objął ją w pasie oddając pocałunek, po czym z rozmysłem i mocno dał jej klapsa w pośladek.-Mnie prowokujesz… a ja zaraz pierwsze co zrobię, to zleję się… ale nie w gacie tylko na ciebie łobuzico. Pęcherz mnie ciśnie… a ty się łasisz.
- Ty… Ty jesteś zboczony - Leena spojrzała na niego mrużąc oczy - I świntuch! - Trzepnęła go dłonią po trosie - Ja tu buzi, buzi, a Ty mi o laniu gadasz… niezwykle romantyczne - Znów go lekko trzasnęła - Chodź, poszukamy Ci kibelka, a potem… potem może sobie co kupimy? No kupimy sobie coś, jakieś pierdoły… będzie fajnie - Zapewniła go z przesadnie słodką i niewinną minką.
- Przepraszam… ale Doc którego szukasz nie istnieje. - Bullit cmoknął ją w czubek nosa.- Romantyczne tą są te latynoskie ciapy w mydłkowatych serialach, czy te wymuskane cizie, które chyba jakimś cudem urodziły się z ptaszkami. Prawdziwi mężczyźni, a ja do takich się zaliczam… nie są romantyczni. Są twardzi, bardzo twardzi i.. . nie wspomniałbym o laniu, gdyby nie to że… ciężko mi się wstrzymywać, gdy tak kusisz do niecnych czynów.
- Skończ się już pogrążać - Parsknęła, po czym pociągnęła go za sobą, gdy drzwi windy w końcu się otwarły na ich piętrze.
-Ja się nie pogrążam…- zaprotestował Dave dając się ciągnąć Leenie.-...tylko wyjaśniam.-
Po sklepach… ughh… babskie rozrywki, ale Bullit nie śmiał protestować. O ile gapienie się na wystawy sklepów rusznikarskich było miłe, a przeglądanie zasobów sklepów monopolowych oraz z różnymi tytoniami dało całkiem smakowite zakupy. Ale potem… Potem zaczął się horror. O ile sklep z kapeluszami Doc jakoś przebolał, o tyle wędrówka z Leeną, przez kolejne sklepy z ciuchami było prawdziwą drogą przez mękę. Do licha… komu potrzeba aż tyle sklepów z ciuchami?! Komu potrzeba tyle ciuchów?!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 31-07-2016, 23:45   #63
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Feniks

Nikt od niego nic nie chciał, jego obecność zdawała się niektórym wręcz przeszkadzać, więc Arhon skierował się do kantyny. 11h i 28min temu podczas dokładnego poznawania wyposażenia statku dostrzegł tam uszkodzony czajnik. Zabrał go teraz do warsztatu żeby spróbować naprawić. Kiedyś gdy był jeszcze na czynnej służbie ograniczały go dyrektywy, i chociaż nie posiadał wtedy odpowiednich danych do robienia napraw, to i tak nie mógłby tego zrobić bez odpowiedniego rozkazu lub chociaż przyzwolenia, teraz nic takiego go nie ograniczało.
Stanął na przeciwko stołu i zajął się naprawą, najpierw odkręcił obudowę. Urządzenie było jeszcze starsze od niego, dużo starsze, a i on do najmłodszych modeli nie należał. Według jego danych zszedł z taśmy produkcyjnej 10lat, 8miesięcy i 4dni temu, jako 101partia. W jego bloku pamięci odtworzył się pierwszy zapis jaki powstał.


Poligon testowy na Arctos VII, warunki tropikalne, temperatura powietrza 38*C, wilgotność 60%, godzina 12:43 czasu lokalnego. Główny cel misji: dotrzeć z punktu A do punktu B, nie pozwolić na zniszczenie przesyłki (którą był biodroid model cywilny, przeznaczony właśnie do celów imitujących ludzi podczas transportu). Cel drugorzędny: otrzymać jak najmniej możliwych uszkodzeń. Oddział zawierał 10 modeli z tej samej partii. Jeden został całkiem zniszczony, 3 odniosło poważne uszkodzenia, jemu udało się ukończyć misję z pękniętym wizjerem i dwoma wgnieceniami w pancerzu…. Mogło być gorzej. Po tej planecie musieli wymienić mu pancerz oraz wizjer, dodatkowo został odesłany na drobną rekalibracje.

Widać było że ktoś wielokrotnie próbował go naprawić, bez większych sukcesów. W czajniku była uszkodzona płyta grzewcza…. bardzo stare rozwiązanie, już nie praktykowane. Szansa na naprawę wynosiła 20%. Niewiele. Lecz z jakiegoś powodu robot nie przestał. Poszukał baterii, miał z tym o tyle problem że Inżynier Uchu 10h temu robił remanent i część rzeczy przełożył w inne miejsca. Gdy znalazł kompaktowy akumulator o odpowiednim natężeniu prądu (margines błędu musiał być minimalny aby nie występowało przepięcie lub nie dobór mocy) wyciągnął podręczny laser by wyciąć przestrzeń w podstawie, po czym umieścił w nim baterię. Następnie trzeba było pozwolić na przejście prądu z baterii do płyty tak by ten nie docierał do płynów.

2h po rekalibracji został z powrotem odesłany do testów, tym razem na poligon w ośrodku. Wyniki były zadowalające trafił wszystkie 12 celi sam dostając tylko raz. Kazali mu wrócić do transportowca i podpiąć się pod stanowisko ładowania. Wyłączenie systemów….

Kolejne nagranie odtworzyło się w jego bloku pamięci, co wcale nie przeszkadzało mu w pracy. Zaletą syntetycznych procesorów była wielozadaniowość wykraczająca poza obecne możliwości procesorów jednostek organicznych.
Spojrzał na skończony czajnik. Szansa na poprawne działanie - 20%, wciąż nie wzrosła. Podłączył go do sieci elektrycznej Feniksa, nalał wody po czym rozpoczął test urządzenia. Po kilku sekundach dało się zauważyć niebieski błysk i dym wydobywający się z urządzenia. Naprawa - nieudana. Arhon przyjął to wbrew pozorom ze spokojem, wręcz beznamiętnie, szanse powodzenia i tak były niewielkie. Odłączył czajnik i postawił spowrotem na warsztat. Obserwował go chwilę w bezruchu. Znów go rozebrał i oszacował szansę na kolejną próbę naprawy…. - 2%. Nie trudził się dalej, tak nikłe szanse nie były warte zmarnowania pozostałych działających komponentów, a tych i tak nie było wiele. Rozebrał go na czynniki pierwsze, zniszczone części wyrzucając do recykliratora a działające chowając do pojemników.
***

- Arhon, gdzie jesteś? - TRX-215 usłyszał głos pani kapitan w komunikatorze.
- W pomieszczeniu warsztatowym Kapitan Leena. Coś potrzeba? - odpowiedział beznamiętnie.
- Zaraz tam przyjdę, chciałam porozmawiać - Odpowiedziała kobieta.
-Dobrze, czekam. - nie wyłączał unicomu, pobierał on niewielkie ilości energii.

Gdy kapitan weszła do pomieszczenia, Arhon akurat wyrzucał obudowę czajnika. Leena usiadła na krześle i zapaliła papierosa.
- Co tu robisz? - Spytała zaciekawiona.
Odwrócił się do rozmówczyni i spuścił głowę by kobieta czuła się bardziej komfortowo.
-Próbowałem naprawić stary czajnik który znalazłem w kantynie. Bez powodzenia.
- Nie naprawiaj, zostaw. Tak będzie lepiej… nie pytaj dlaczego, po prostu zostaw - Kobieta dziwnie westchnęła - Słuchaj, chciałam z Tobą porozmawiać odnośnie decyzji Uchu, wyjaśnił Ci co i jak?
-Niestety szansa naprawy wynosi 2%. Mam złożyć go spowrotem? Tak, Inżynier Uchu powiedział że mam zostać z wami, taka jest jego wola. Obiecał że kiedyś się spotkamy.
- No tak, tak zgadza się… czyli wiesz co i jak. Dobrze… niedługo dotrzemy do Stacji Maggelan-Tethannis, mamy tam znajomych. Jak znam załogę, rozejdą się każdy za swymi sprawami na te kilka godzin, Ty zaś pójdziesz ze mną, no chyba, że masz lepsze zajęcia? - Uśmiechnęła się do maszyny.
- Nie mam. Moje dane na temat tej stacji są ograniczone. Kapitan Leena, czym będziemy się tam zajmować?
- Uzupełnimy zapasy na statku, mechanicy dokonają przeglądu, może spróbują naprawić jeden z uszkodzonych silników manewrowych. Zasięgniemy języka… poszukamy interesujących nas informacji, dotyczących ostatnich wydarzeń, w których braliśmy udział. Możliwe, że jesteśmy już poszukiwani, za zniszczenie rządowej własności.
- Kapitan Leena, mogą wyniknąć problemy podczas wchodzenia na stację. Jak wiesz jestem oparty na modelu TRX-215 które to są biodroidami militarnymi. Niektóre jednostki organiczne mogą mnie traktować jak broń. Oraz mogą się pytać jak weszliście w posiadanie jednego. - Arhon cały czas stał w bezruchu, a jego głos był ciągle pozbawiony emocji.
- Równie dobrze mogą pytać, skąd w ogóle posiadamy wojskową corvettę, ale niech Cię o to procesor nie boli - Leena uśmiechnęła się tajemniczo - Będziesz oficjalnie robił za moją ochronę, a co najwyżej Ci zaplombują ostrze na przedramieniu. Czyżbyś się martwił tą sytuacją mój blaszany kolego? - Wypuściła dym w kierunku jego wizjera, co jednak dla TRX nie miało żadnego znaczenia.

Arhon po raz pierwszy od rozpoczęcia rozmowy poruszył się. Zgiął prawą rękę w łokciu i spojrzał na nią. Ostrze błyskawicznie wyskoczyło z boku jego przedramienia, rozłożyło się i usztywniło za pomocą lekkiego przewodnictwa prądu. Chwilę potem błyskawicznie je złożył.
- Nie martwię się. Zwracam tylko uwagę na ewentualne trudności. - znów spojrzał na Leene.
- Trudności, to nasza specjalność - Uśmiechnęła się ironicznie - Byleby Ci coś się nie popieprzyło w obwodach, do listy zarzutów jakie pewnie nad naszą załogą już krążą, brakuje nam tylko teraz “Szalonego robota z morderstwem pierwszego stopnia”. Uchu pewnie zaprogramował Cię jak trzeba, masz więc ogólne pojęcie o przestrzeganiu prawa, gdy tego wymagają… a na Maggelan-Tethannis będą wymagać.
- Posiadam ogólne dane praw. Proszę się nie martwić, nie zamierzam chodzić po stacji i pozbawiać jednostki organiczne życia bez celu. Kapitan Leena, jeśli martwisz się że ktoś mógłby włamać się do moich systemów mogę cię zapewnić że to nie będzie proste.
- Ufff... - Kobieta teatralnie otarła gdzieś okolice skroni, niby to z potu, z ulgi na takie wiadomości - Dobrze, to chyba wszystko. Czy może Ty masz jakieś pytania? - Zgasiła papierosa, wstała i spojrzała na TRX-215 wyczekująco.
- Kapitan Leena, na mostku dało się zauważyć problemy z poprawną motoryką… z równowagą. Wszystko dobrze? - podniósł wizjer wciąż utrzymując kontakt wzrokowy.
- Tak, wszystko dobrze - Skłamała - Ot, drobne problemy od spożywania… alkoholu.
- Dobrze. To wszystko. - Arhon obserwował wychodzącą kobietą. Kiedy wyszła wyjął z recykliratora części od czajnika którego nie udało mu się naprawić, i zaczął go składać.


Maggelan-Tethannis



Arhon obserwował jednostki organiczne na stacji, ich zachowanie, zwyczaje…. tyle że nie było zbytnio co oglądać, daleko się nie zapuścili żeby mógł się na patrzeć. Zaraz po przejściu kontroli i rozdzieleniu się z innymi, razem z Leeną podeszli do publicznego terminalu, kapitan wybrała jakiś numer a po kilku sygnałach udało się jej połączyć.
Rozmowa nie trwała długo. Krótka wymiana uprzejmości i od razu przejście do sprawy. Osoba po drugiej stronie połączenia okazała się matką Leeny, a przynajmniej tak wynikało z rozmowy, ponieważ ta zwracała się do niej “Mamuśka” i to ona miała się zająć serwisem Feniksa, czym jej ekipa już się zajęła. Bardzo szybka reakcja, chyba byli wcześniej powiadomieni o ich przybyciu.
- Załatwione. Zbieraj się, idziemy na spotkanie z Mamuśką. - Leena zwróciła się do Arhona po zakończonej rozmowie.

Ruszyli w stronę wind. Sam dok w którym dokowali nie należał do najwyższej klasy, chociaż można było też i spotkać gorsze, za to winda do której wsiedli okazała się czystą i w pełni sprawną. Biała platforma na której stali, przeźroczysta tuba, nawet z głośników w podłodze leciała jakaś melodia która powinna umilać czas osobom korzystającym z grawitacyjnego podnośnika. Widok za oknem był dość nijaki, pełno metalowych konstrukcji, przedstawiciele różnych ras krzątający się w dole, i cały czas sztuczne światło z wijących się pod metalowym sufitem lamp. Tak, lub podobnie prezentowały się pierwsze kilka poziomów. Dopiero kiedy dojechali do końca tuby i wysiedli sceneria się zaczęła poważniej zmieniać. Otoczenia były coraz czystsze, zbliżające się do bieli.


Przy pierwszej przesiadce musieli przejść ponowną kontrolę. I znów biodroid zwrócił na siebie uwagę, tak jak przypuszczał. Pytania “skąd?”, “dokąd?” “po co?” i oczywiście “skąd taki syntetyczny asystent?”, kapitan Leena radziła sobie z nimi świetnie, widać nie raz musiała przechodzić przez podobne kontrole.
Gdy znaleźli się ponownie w windzie, po kontroli dostali odpowiednie przepustki, Arhon skontaktował się przez unicom ze swoją przewodniczką.
-Kapitan Leena, przechodziłaś już kontrolę z militarną jednostką jak ja?
- To nie są kontrole militarne, a cywilne - Odparła spokojnym tonem kobieta - Uprzedzając zaś ewentualnie kolejne pytanie, tak, z militarnymi sprawami też miałam w przeszłości sporo do czynienia.
-Widać że radzisz sobie bardzo dobrze. Ochrona nie ma na co zwrócić uwagę. Zupełnie jakbyś miała w tym spore doświadczenie.
- Czemu Ty w ogóle do mnie gadasz przez Uni panie Stalowy co? Wygląda to, jakbym rozmawiała sama ze sobą, i już się inni za mną oglądają i sobie myślą, że… że mam uszkodzony procesor. - Zażartowała do TRX.
-Nie chciałem wzbudzać uwagi innych. Moje pytania mogą wykraczać poza standardowe oprogramowanie biodroida. - tym razem Arhon przerzucił się na głośniki.
- Nie masz jeszcze wyczucia sytuacji kolego. Są momenty, kiedy możemy rozmawiać swobodnie, a są takie, kiedy właśnie lepiej, jak się odezwiesz przez Uni, no ale mniejsza z tym…

Podejście Kapitan Leeny było interesujące, nie przejmowała się że to jego pytania, bądź co bądź u biodroida tego typu nie są spotykane, mogą wzbudzić zainteresowanie innych, za to bardziej przejmowała się zwracaniem uwagi poprzez mówienie na głos. Ale przecież to nic nadzwyczajnego rozmawiać z kimś kogo nie widać, można przecież do kogoś dzwonić i rozmawiać przez słuchawkę. Albo mieć wszczepiony telefon do głowy. Niestety wydaje się że kobieta nie chce ciągnąć tego tematu, a szkoda.

Po jeszcze kilku przesiadkach w końcu dotarli na docelowy poziom, 47. Był dobrze utrzymany, białe ściany budynków, czyste ulice, dobrze ubrani ludzie, nawet gdzieniegdzie dało się zobaczyć ubrania z tworzyw organicznych. Dzielnica średniej-wyższej klasy społecznej.
Po wyjściu ze stacji kontroli znaleźli się wprost na postoju taksówek. Standardowa taktyka, rozstawić się tam gdzie najprędzej będzie się potrzebnym. Leena wsiadła do jednej a za nią TRX. Pojazd był o napędzie vektorowym ale i tak po przyjęciu ciężaru biodroida jego pułap lekko się obniżył, przez co kierowca musiał zwiększyć ciąg by wyrównać.
- Dokąd Pani sobie życzy? - zapytał Quantiański kierowca.
 
Raist2 jest offline  
Stary 01-08-2016, 17:24   #64
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Więzienie

- No cycków tu jeszcze nie widziałem, bo to u ciebie to raczej nie cycki. Cycki są takie - Tu Młot użył swoich wielgachnych łapsk by zobrazować co ma na myśli w kategorii biustu - A to co tam se zakrywasz to raczej placki z rodzynkami. Więc spierdalaj.
- Ty kutafonie! - Krzyknęła kobieta - Ja niby nie mam cycków?? Sam pewnie masz takiego, jak mój mały palec mięśniaku! - Splunęła na pole energetyczne swej celi, co doprowadziło do zaiskrzenia.
-Inaczej byś kwiczała, jakbyś go wzięła między nogi! - Bix miał niezły ubaw i zrobił kilka lubieżnych pchnięć biodrami.
- Taki cwany jesteś? To go pokaż! - Fuknęła dziewczyna z drwiącym uśmiechem.
- To zabawka dla dużych dziewczynek, nie takiej smarkuli, jeszcze byś miała koszmary nocne - "Młot" polewał ze śmiechu - Skąd oni was biorą?
- Wal się na ryj - Pokazała mężczyźnie wyprostowane środkowe palce obu dłoni - Myślałam, że jesteś cool, ale z Ciebie fagas i tyle... - Usiadła na pryczy, odgarnęła włosy z twarzy, po czym głośno wzdychnęła - Taki niby wielce znany Bix, a palant jakich wiele… ech...
-Jestem palantem jedynym w swoim rodzaju, złotko - mięśniak walnął się na pryczy gapiąc się w sufit, kiedy wróciła mu ponura myśl, że tak naprawdę był pierdolonym sklonowanym niewolnikiem i bardziej przypominał taśmowo wyprodukowany gniot niż coś niepowtarzalnego? Pewnie gdzieś tam daleko inne Bixy pilnują czy inne niewolne klony pracują jak należy. Ale nie on, jego los oszczędził, więc mruknął już do siebie - Jedynym w swoim rodzaju...
“Młot” tego już nie widział, ale dziewczyna machnęła w jego kierunku ręką, uznając iż nie jest już warty rozmowy… sama również zaległa na pryczy, mamrocząc jeszcze coś pod nosem, odnośnie mięśniaków, co to i tak pewnie mają małe ptaszki…
Bix zaś leżał i niewiele sobie z kobiety robił, myślami już nieskładnie próbował poskładać sobie, jak to wszystko mamie wytłumaczy...

***

Jakąś godzinę później zjawił się znajomy już Bixowi przedstawiciel miejscowego prawa. Dziwnie kręcą głową wyłączył pole siłowe celi, po czym kiwnął dłonią na mechanika.
- Nie wiem, jakim sposobem, kto i dlaczego, ale jesteś chwilowo wolny - Powiedział wyraźnie całą sytuacją zdziwiony - Wszystko opłacone, i możesz wyjść, jednak póki co, wyrok o wydaleniu ze stacji wciąż aktualny.
- Ale mogę się jeszcze napić z kumplami! Dzięki, jesteś w porzo - Bix klepnął w ramię gliniarza. Ogólnie dobrze żył z miejscową władzą, starał się stróżów prawa nie bić a oni to doceniali. Odebrał swoje graty z depozytu, i opuścił posterunek. Układ z tajemniczym cosiem z wnętrza jego głowy szybko wyparował i "Młot" ruszył korytarzami stacji do firmowego doku. Niestety - pieszo, bo na publiczny transport gotówki nie miał… a na miejsce dotarł prawie 30 minut później. I praktycznie to był już koniec jego zmiany, w końcu przesiedział w celi dobre 5 godzin. No cóż, dzisiaj się nie na robił, jednak robota jaką właśnie do zrobienia miał, nie była gotowa. Ech…

- Hej Bix, gdzieś Ty się szlajał? Szukałem Cię! - Usłyszał znajomy głos, zbierając akurat swoje narzędzia. Luis.


- Hej Dziadek, to Ty nic nie wiesz? - Zdziwił się Młot - Wypieprzają mnie ze stacji za rozrabianie. Wyobrażasz sobie? Trzeba będzie podkręcić bimbromat na maksa, bo ledwo będzie wyrabiał. Zamierzam porządnie się z wami pożegnać ten ostatni raz. Moraha widziałeś?
- W końcu przypieprzyłeś komuś, komu nie powinieneś? - Zaśmiał się cyborg - Szkoda Bix, szkoda… no ale teraz to w końcu nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś poznał smaki życia poza stacją! Czuję w moich starych kościach, że to Ci dobrze zrobi.
- I to jest duch! - Olbrzym klepnął Dziadka w plecy aż mu w przekładniach zapiszczało - I tego będziemy się trzymać. Muszę tylko jakąś blaszankę rozłożyć na drobne, by Mamie po mnie więcej niż długi zostawić i już. Tak się urządziłem! Może nawet bilet dadzą?
- Znaczy się co, będziesz walczył z jakimś robotem?? Oj, to mi się już nie podoba… “Młot” Ty się pakujesz z jednych kłopotów w drugie - Zarechotał Luis - Mama o tym wie? Lepiej, żeby nie wiedziała...
- To jej nie powiemy - odparł na to Bix - Jeszcze gotowa będzie wymysleć coś głupiego...
- Masz to jak w banku - Uśmiechnął się dziadek - A właśnie, propo, jak niby będziesz walczył z tym robotem... - Luis ściszył głos - Może bym co na Ciebie postawił? Znasz jakieś konkrety odnośnie tej walki?
- [i]Nie znam konkretów, ale z tym zakładem to super pomysł, z ust mi to wyjąłeś[i/] - Młot zatarł wielkie łapska - W końcu co mi zależy, i tak mnie ze stacji wypierdalają. Ile mamy?
- My? - Zaśmiał się dziadek - No… ja mam tysiączka, a Ty?
-Eeee... nic? - olbrzym zrobił głupią minę. W sumie nikogo nie dziwiło, że Bix był spłukany, bo raz, że Mama potrącała mu na poczet spłaty mandatów, a dwa - jak Bix pił piwo, to galonami.
- Wiesz Bix, stary druchu, nie bierz tego do siebie osobiście, ale kumplowanie kumplowaniem, jednak kasa kasą… ja ryzykuję, Ty ryzykujesz, ale w sumie to nie to samo… gwarancji brak, a problemy natury moralnej w cholerę - Dziadek podrapał się po łysiejącej głowie - Nie, żebym Cię spisywał na straty, no ale sam wiesz… to może tak: wyłożę na walkę, a jaaakbyś przegrał, co w sumie by znaczyło, że będziesz trupem, czego oczywiście nie chcemy… to wtedy Twoja rękawica moja? Jako taki zastaw?
- Może być! - zgodził się Młot, niewiele myśląc jak to miał w zwyczaju - Jak będę trup rękawica twoja! Oczywiście do tego nie dojdzie, z moją kochaną pieszczoszką rozwalę nawet cholerny czołg!
- Oby tak było kolego, oby tak było... - Pokiwał głową Luis - A gdzie teraz idziesz, może nam się trafi ten sam kierunek?
- Wypić browara, oczywiście - powiedział Bix dziwiąc się że nie jest to oczywiste - Cholera wie gdzie mnie wyniesie, a diabli wiedzą, czy dostanę gdzieś indziej Szczyny Maggelana!
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 02-08-2016, 21:25   #65
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Kolejne poziomy zostawały za nimi, czy raczej pod nimi, a one dalej wędrowały. Vis ów spacer w towarzystwie starszej kobiety, całkiem, a całkiem się podobał. Zwykle trzymała się z daleka od takich miejsc. Sprawiały więcej kłopotów niż oferowały korzyści. No, przynajmniej dla niej. Tu zaś, na górnych poziomach, stale ktoś chciał coś sprawdzać i upewniać się, czy aby na pewno ma się prawo przebywać tam, gdzie się jest. Nie, zdecydowanie preferowała te niższe, może i brudniejsze i mniej bezpieczne, za to tchnące wolnością, obszary. To, że niekiedy tchnęły też czymś innym, jakoś specjalnie jej nie przeszkadzało. Bo i dlaczego miało by? Spędziła w takich miejscach już parę lat, zdążyła się przyzwyczaić i docenić je w sposób, na który zasługiwały. To tam znajdował się jej świat, nie tutaj. Musiała jednak przyznać, że na wyższych poziomach nie było tak źle. Krótki pobyt mógłby się jej nawet spodobać, oczywiście o ile by ją na taki pobyt było stać. Wiedziała przy tym doskonale, że nawet gdyby zdobyła wystarczającą kwotę to pewnie i tak wydałaby ją na coś bardziej przydatnego niż chwila luksusu. Nowe narzędzia, części, może nawet własne, małe cztery kąty z których nikt by jej nie wykopał po tygodniu czy dwóch. O tak, zdecydowanie istniała cała masa sposobów na zagospodarowanie większych kwot. Luksusy zatem musiały poczekać. Vis nie żałowała. Cieszyła się tym co miała i chyba nigdy nie zdarzyło się jej narzekać na swój los. No, może gdy było bardzo źle, a niezbyt ciekawe typy deptały jej po piętach. Wtedy czasem zdarzało się jej narzekać na to, że nie miała dość szczęścia by posiąść umysł zdolny zapobiegać takim problemom. Na szczęście już w kolejnej chwili, gdy burza cichła, zapominała o owych nieprzyjemnych rozmyślaniach i sytuacjach. Życie było na to zbyt krótkie…

Apartament Mamy zrobił na dziewczynie nie małe wrażenie. Jej wzrok zaraz co prawda od widoków się oderwał by spocząć na robotach, to jednak nie na tyle szybko by nie zdążyła ich docenić. Ot, bardziej ją interesowały te bliższe, mechaniczne widoki, niż to co prezentowało się za oknami. Niemal udało się jej przegapić moment, w którym staruszka zaczęła z nią rozmawiać. Sądząc po stanie jej tragarza, mogła mówić prawdę. Mogła też być po prostu skąpą osobą, która oszczędzała na stanie swych mechanicznych pomocników by wydawać na coś bardziej, jej zdaniem, przydatnego. Vis nie znała jej na tyle, by móc wyrobić sobie o niej opinię, więc uznała, że lepiej po prostu płynąć za biegiem wydarzeń. Co będzie to będzie, po co marnować czas na zbędne dywagacje, skoro można go wykorzystać na zdobywanie informacji lub sprzętu. Lub jedzenia, jak usłużnie podpowiedział jej żołądek. Tak, jedzenie było w tej chwili dość ważne. Każdy wiedział, że z pełnym brzuchem pracuje się i myśli łatwiej.



Na pytanie o kawę, skinęła potwierdzająco głową. Co prawda nie pijała tego zbyt często, jednak działanie owej cieczy było jej znane i przez nią lubiane. Po paru godzinach dłubania w trzewiach robota, taki kubek był niczym najlepsza nalewka Marona. Różnica polegała jedynie na tym, że jego nalewka zwalała z nóg, a kawa na nogi stawiała.
- Nie jestem wybredna - uśmiechnęła się do Mamy, przyglądając działaniom robota. Funkcjonował poprawnie, jednak bez wątpienia przydałby się mu pełen przegląd i modernizacja niektórych podzespołów. Gdyby miała odpowiedni sprzęt, pewnie byłaby w stanie zająć się tą robotą i to lepiej niż ten partacz, który go kiedyś przerobił. Nie lubiła czegoś takiego. Gdy brało się robotę, to albo robiło się ją dobrze, albo nie robiło wcale. Półśrodki były obelgami rzucanymi w twarz tym, którzy byli właścicielami nieszczęsnych, mechanicznych tworów. Były też obelgami rzucanymi w twarz tym, dla których praca tego typu była życiową pasją. Gniewne machnięcie ogonem było manifestacją jej złości, podobnie jak skrzywienie ust, które na chwilę zastąpiło uśmiech.
- Cokolwiek Mama zaoferuje - dodała, kończąc przerwaną na chwilkę odpowiedź. Zdjęła czapkę i poprawiła krótkie włosy. Dla niektórych wygląd miał znaczenie, a Vis w obecnej chwili nie była na szczęście aż tak skupiona na innych sprawach, by zapomnieć o tym drobnym fakcie. Zdjęła też opaskę i wsadziła ją sobie do kieszeni. Dobrze było czasem pozwolić by rogi odetchnęły swobodnie, a że nie sądziła by to staruszce przeszkadzało, nie zamierzała się kryć z ową dodatkową częścią anatomii swego ciała.

Babcia Rosa nalała kawy i dla Vis, po czym zaczęła grzebać coś w maszynerii przyrzadzającej posiłki… no bo chyba Darakanka nie myślała, że będzie jej staromodnie przygotowywać jakiś posiłek osobiście.
- A co Ty tu robisz na stacji? - Zapytała ją Mama, podając kubek z kawą, i skierowała wzrok na małe rogi na głowie dziewczyny - Bo że dawno tu nie jesteś już wiemy...

Biorąc kubek w dłonie zastanawiała się nad odpowiedzią na to pytanie. Powiedzieć, że trafiła tu uciekając, raczej nie mogła. No ale staruszka nie zapytała dlaczego się na stacji znalazła, tylko co na niej robiła. Zwykle aż tyle nie zastanawiała się nad odpowiedziami, więc i sam fakt tego, że robi to teraz, zastanowił ją.
- Szukam zajęcia - odpowiedziała zgodnie z prawdą, upijając łyk napoju. - I faktycznie, przybyłam niedawno i raczej trochę tu zabawię. O ile mi szczęście dopisze, bo z tym ostatnio różnie bywało.
Wyszczerzyła się wesoło, zapominając o swoich wcześniejszych przemyśleniach. Co miało być to i będzie, a stresować się każdym słowem Vis nie zamierzała. Za dużo energii się przy tym traciło, a i na system trawienny takie stresowanie się nie wpływało zbyt korzystnie.
- Aha, aha... - Przytakiwała babcia głową, słuchając wypowiedzi dziewczyny - Młoda jesteś, mogłaś gorzej trafić - Uśmiechnęła się do niej - To roboty umiesz naprawiać… a inne ustrojstwa? Komputery, jakieś maszyny przeładunkowe, dźwigi, podnośniki, takie sprawy?
- [/i]Pewnie[/i] - wypaliła, tym razem bez myślenia. - Co prawda to roboty są moją pasją, jednak z resztą radzę sobie nie zgorzej. No, o ile mam części i odpowiedni sprzęt, bo te moje maleństwa - poklepała plecak - nie zawsze wystarczają, chociaż to bardzo dobry sprzęt.
Gdy umilkła zajęła się kawą, po raz kolejny rozglądając się wokoło. Jej ogon falował leniwie, okazjonalnie zahaczając o nogi stołka, badając ich powierzchnię. Vis była w dobrym humorze. Mocna, czarna zawartość kubka, tak jak powinna, postawiła ją na nogi nie tylko w sposób fizyczny, ale i psychiczny. Sytuacja w której się znalazła przestała wyglądać tak marnie, jak jeszcze jakiś czas temu. Co prawda wciąż nie znalazła dla siebie żadnego zajęcia, jednak wkrótce będzie miała pełny żołądek, a to już był jakiś postęp. No i…
- To są tu gdzieś jakieś złomowiska? - Zapytała, wypowiadając na głos pytanie, które powróciło do jej myśli.
- Dziecko, na cholerkę Ci jakieś złomowiska? - Zdziwiła się babcia - Jest jedno, ale to naprawdę obleśne miejsce… a zresztą, po co masz się grzebać w brudach, skoro możesz pracować dla mnie? - Spojrzała na nią z tajemniczym uśmieszkiem.
Pracować dla kogoś… Propozycja była z pewnością warta rozważenia, tyle że Vis zawsze była wolnym strzelcem, żyjącym wedle własnych praw i zasad, tak jak chciała. Praca dla kogoś wiązała się z terminami, z brakiem wyboru nad czym w danej chwili miała się skupić i przede wszystkim brakiem wolności. Nic zatem dziwnego, że nie podskoczyła pod sufit ze szczęścia słysząc propozycję staruszki.
- Lubię swoją wolność - odpowiedziała zgodnie z prawdą i przemyśleniami, które pojawiły się w jej głowie. - Lubię wybierać nad czym mam pracować, wtedy najlepiej wykonuję swoją robotę. I raczej nie jestem najlepsza jeżeli chodzi o terminy - wzruszyła ramionami, szczerząc zęby w uśmiechu. - Marny ze mnie materiał na pracownika.
- Co więc będziesz robić? - Rosa wyciągnęła w końcu ciepłe strawy z automatu, podając Vis jeden z talerzy z parującym jadłem - Będziesz spała w slumsach? Z dnia na dzień żyła, łapiąc pierwszą lepszą okazję zarobku… licząc na to, że Cię nie zgwałcą, albo… no cóż, dasz im, żeby mieć chwilowy spokój? Brudny koc, brak jadła, wieczne zagrożenie, nikłe szanse na zarobek? W porównaniu do zwyczajowej pracy, na której się znasz, to takie... “marne”? “Wolne”? No cóż moja droga, możesz być wolna ile zapragniesz, wszystko zależy oczywiście od Ciebie.

Babcia podała i Darakance parę sztućców, po czym sama zabrała się za swój posiłek, podczas gdy Vis trawiła wypowiedziane przez nią słowa.
- Nie wiem, gdzie się wychowałaś, nie wiem co przeżyłaś… ale tak w skrócie, to tu tak właśnie wygląda w najgorszym wypadku. Chcesz chodzić dzień w dzień żebrząc, czy to o jadło, czy zatrudnienie? Piękne słowa, dumne słowa, ale to tylko słowa, rzeczywistość wygląda inaczej… smacznego. Naprawisz co, dokonasz inspekcji, postarasz się, by wszystko leciało jak należy. W zamian dach nad głową, jadło, spokój, i do tego jeszcze zarobek. A że terminy beee? To się nauczysz, że wcale nie, jak mus, to mus - Mama uśmiechnęła się przelotnie pod nosem - Życie to nie wybieg dla kucyków - Wyszczerzyła ząbki, z gębulą pełną ryżu.

Vis nastrożyła się nieco słysząc słowa staruszki. Nigdy nie narzekała na swoje życie, ani też nigdy nie dawała żeby zapewnić sobie spokój czy żeby zarobić. Może i była lekkoduchem, jednak z pewnością posiadała wystarczająco dumy, by nie zniżać się do tego poziomu. Musiała przy tym przyznać, ze propozycja Mamy brzmiała nad wyraz rozsądnie. Może był to dobry czas by zapuścić gdzieś korzenie na dłużej niż parę miesięcy? Nie było też ani słowa o tym ile tak właściwie miałabym spędzić czasu w tej pracy.
- No dobrze - palnęła, zanim skończyła myśleć nad problemem. Jako, ze żołądek wcale nie zamierzał dać o sobie zapomnieć, zaczęła przy okazji jeść. - Skoro Mama uważa, że się przydam, to mogę przecież spróbować. Raczej nic nie stracę przez to, prawda? - Wyszczerzyła się, bowiem wcześniejsza złość na słowa kobiety zdążyła z niej wyparować.
- Nie bój się, nie sprzedam Cię jako niewolnicę, nie bawię się w takie rzeczy - Mruknęła babcia - To jak chcesz, i jak zjesz, to możemy zająć się robotą papierkową, pokażę Ci Twój pokój, wystawię przepustki, obgadamy czym się konkretniej będziesz zajmowała… a muszę spytać dziecko, nie jesteś chyba ścigana przez żadne organy prawne?
- Aż tak źle ze mną nie jest - roześmiała się, jednak zaraz mina jej nieco zrzedła. Może i nie była ścigana przez prawo ale znalazłoby się paru chętnych, którzy by się bardzo ucieszyli gdyby ją znaleźli. Była jednak pewna, że tak szybko jej nie znajdą więc jakiś czas może popracować w tej firnie, którą prowadziła Rosa. Może nawet uda się jej zniknąć w tym miejscu na wystarczająco długi czas by odłożyć odpowiednią sumkę i znaleźć sobie jakiś skrawek galaktyki, gdzie nikt jej szukać nie będzie. Taka chwila spokoju byłaby miła, chociaż Vis znała siebie na tyle dobrze by wiedzieć, że prędzej czy później kłopoty same ją odnajdą, bez względu na to gdzie by się nie skryła.
- Jednak wolałabym żeby moja obecność tutaj nie była jakoś szczególnie jawna - zastrzegła, po czym zabrała się na poważnie do pałaszowania zawartości talerza.
- Dobrze, dobrze, na hologramach Cię nie będziemy wyświetlać, nie martw się. To jedz, a potem się zajmiemy masą spraw, które przed nami - Uśmiechnęła się Rosa, posprzątała po sobie, po czym napiła się jeszcze kawy, czekając aż Vis zje. W międzyczasie babcia grzebała również w małym komputerku podręcznym.
Vis nie miała zamiaru sprzeczać się ze słowami staruszki, tylko z ochotą zabrała się za kończenie posiłku-zapłaty. Jednocześnie przekonywała samą siebie, że decyzja, która podjęła była słuszna. No bo na dobrą sprawę była, tyle że niosła ze sobą coś nowego, co mogło okazać się zarówno dobre, jak i bardzo problematyczne. No ale skoro już się zgodziła, to przecież teraz nie będzie się wycofywać, więc szkoda się nad sprawą rozwodzić. Porzuciła zatem te rozmyślania i w pełni skupiła na talerzu, a następnie na kubku, który wszak należało osuszyć. Gdy i to się jej udało poszła w ślady Mamy i sprzątnęła ze stołu. Z pełnym brzuchem i perspektywą stałych zarobków, chociaż niekoniecznie na takich zasadach jak lubił, skupiła swój wzrok na Rose, czekając na jej dalsze instrukcje i informacje dotyczące pracy.




W jakiś czas później, siedząc w swoim pokoju i korzystając z wolnego czasu, Vis miała okazję by poświęcić nieco więcej czasu na przemyślenie sytuacji, w której się znalazła. Praca, wygodne i czyste łóżko, regularny dostęp do jedzenia i na dokładkę kasa. Nie było źle, a już z pewnością w porównaniu do tego, do czego zdążyła się przyzwyczaić. Zakres obowiązków także nie należał do szczególnie uciążliwych. Można było niemal powiedzieć, że wszystko wyglądało podejrzanie pięknie, jak na wynik przypadkowego spotkania. Jia, pomocnica Rose, która przyniosła jej ubrania, kombinezony i przez chwilę tłumaczyła ogólne zasady, jakie także Vis miały zacząć obowiązywać, zdawała się nawet miła, chociaż informacje, które jej przekazała i tak umknęły z głowy Darakanki niemal w tej samej chwili, gdy kobieta zniknęła jej z widoku. Wkrótce miała otrzymać przepustki upoważniające ją do poruszania się po stacji, a robotę zacząć kolejnego dnia.
Tak, to zdecydowanie było dziwne. Drapiąc się po prawym rogu, podeszła do okna. Odbicie jej własnej twarzy współgrało z tym, co działo się w jej głowie. Szczypta niechęci, doza niepewności i całe pokłady niezdecydowania. Nawet ogon zdawał się być jakiś taki bez życia, wlekący się za nią, jakby go wypompowano. Zapewne ktoś inny, kto by się znalazł na jej miejscu, skakałby teraz z radości świętując łut szczęścia jaki się mu napatoczył. Vis jednak miała specyficzne podejście do życia. Rose mogła sobie gadać co chciała, jednak wolność jaką dziewczyna się do tej pory cieszyła, bez względu na to w jak trudnej sytuacji by się nie znalazła, pasowała jej znacznie bardziej niż ładnie podana smycz w postaci kontraktu.
- Będzie co będzie - stwierdziła, potrząsając głową i wyszczerzając zęby do własnego odbicia. Skoro już wlazła w to bagno, to trzeba było nauczyć się w nim pływać. Zamartwianie się zdecydowanie nie należało do umiejętności, które Vis opanowała w stopniu szczególnym. Życie było w końcu zbyt krótkie by tkwić z nosem w dół i markotną miną.
- Toooo cooo byyy tuuu - wyrecytowała, przeciągając litery i obracając się na pięcie. Pokój nie był zły, jednak był pokojem. Czystym, minimalistycznym i na wskroś nudnym. Nie miała nawet czym zająć dłoni, a co dopiero głowy. To nie było zbyt korzystne, więc nie myśląc wiele postanowiła że urwanie się będzie najlepszym wyjściem. W końcu ledwie przybyła na stację, pasowało się z nią nieco zapoznać, poszlajać, pooglądać i posłuchać. Może się nawinie coś ciekawego…?
- To już jakiś plan - walnęła, ponownie gadając do siebie, co jakoś szczególnie jej nie przeszkadzało, a że nikogo przy niej nie było, to i nikt się na nią głupio gapić, nie gapił. Wsadziła dłonie w kieszenie, przy okazji znajdując tkwiące tam resztki jej fortuny o których kompletnie zapomniała, i wyszła.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 04-08-2016, 14:48   #66
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Bullit, Becky + Leena

Pani kapitan i pokładowy lekarz rozpoczęli mały rajd po sklepach. Zaglądali do naprawdę sporej ich ilości, a zarazem o różnorodnej tematyce. Były i rusznikarskie, gdzie oboje podziwiali nieco wszelkiego rodzaju pistolety i karabiny, Docowi zaś bardzo wpadły w oko rewolwery-railguny, jednak cena zdecydowanie odstraszała, nie starczyłoby nawet całej wygranej przez Leenę na jeden.


Były i zakupy odnośnie alkoholu, tytoniu, kilku pomniejszych drobiazgów, oglądali również kowbojskie kapelusze, a skończyło się na cholernych ciuchach. I tu kosmiczny kowboj musiał się naprawdę mocno w sobie zbierać, by to wszystko jakoś zdzierżyć, czego jednak się nie robi dla kobiety? Sama Leena zaś, nie była parą cycków, która przejawiała “modus-bojowy-sukienki i butki”, jednak naprawdę miała ochotę wyszukać coś zdatnego do noszenia, zarówno dla siebie, jak... i dla niego. Trzeba było więc jakoś przez to przebrnąć, nie wypadało wszak w takich momentach psuć jej humoru.

Perfidnie szczerząc ząbki pani Hezal wcisnęła w końcu Bullita w dosyć extrawagandzkie wdzianko, twierdząc, iż taki strój jemu pasuje, i to oczywiście nie do noszenia na co dzień, a jedynie wyjściowo… czy miała rację? To pozostawmy już osądowi samego Davida.


Gdy tak przyglądał się sobie krytycznym wzrokiem w lustrze, Leena sama pojawiła się w stroju pasującym do jego wdzianka, prezentując się Docowi niczym na jakimś pierdzielonym pokazie mody. No cóż, sama kapitan wyglądała całkiem całkiem, choć i to jej stylem również nie było. Może jednak nie zaszkodziło od czasu do czasu na małą odmianę od pancerza ochronnego, buciorów i tym podobnych?


Koniec końców, po zakupach, które pod okiem kuriera zostały odstawione na pokład Fenixa, Leena zaciągnęła Bullita do jakiegoś baru. Ot pierwszego lepszego z brzegu, byleby się co napić, popatrzeć sobie na miejscowych, usiąść na chwilę na tyłku i odpocząć i tak dalej… co tu dużo tłumaczyć. Zresztą sam Doc potrzebował chwilę odsapnąć i napić się czegoś mocniejszego po tych całych przesadnie krzykliwych i wyperfumowanych sklepach. Nie przywykł do takich miejsc, ba, nigdy się do nich nie zapuszczał, nie zauważył, by również Leenę owe miejsca interesowały, jednak jeśli miała ochotę się po nich poszlajać, dotrzymywał dzielnie towarzystwa.

- Ufff... - Sapnęła pani kapitan - To co, trochę rozrywki było? Tak, wiem, trafiliśmy do durnego klubu, też takich miejsc nie lubię, ale napijemy się, i wychodzimy - Uśmiechnęła się do mężczyzny.

Oboje siedzieli przy bocznym barze, odgrodzonym od centralnego miejsca klubu polem siłowym, niwelującym niemal całkowicie wszelkie wrzaski, piski, muzykę, i ogólne darcie japy tańczących wśród łupiącej muzyki i oślepiających efektów.

~

- Ty, to nie jest Becky? - Leena wskazała Bullitowi blondynkę w “małej czarnej”, na głównej sali przy barze, w nadmiernej prędkości wychylającą właśnie szklankę jakiś procentów.
- Dwa kilometry stacji, a trafiamy na siebie… pech czy szczęście? - Uśmiechnął się krzywo Doc.
- Hej Becky, skręć no głowę w prawo... - Zagadała do niej kapitan, używają Unicomu - Jeszcze trochę… jeszcze trochę… widzisz nas? - Pomachała do niej. Faktycznie, to była ich pilotka.



Nightfall + Isabell

Zakochana parka, po nietypowych (i wielce ekscytujących) zakupach, odstawieniu tango w kolejnej lokacji, oraz przekąszeniu drobnostki w następnej, zwyczajowo spacerowała korytarzami kolejnego poziomu stacji, po prostu spędzając czas ze sobą. Oglądali wystawy sklepów, podziwiali skrycie różnorodnych, przypadkowo napotkanych osobników mniej lub bardziej egzotycznych ras, przytuleni do siebie i cieszący się swą bliskością...


Wkrótce znaleźli platformę obserwacyjną z ławeczką, na której przycupnęli. Widoki mieli naprawdę niezłe: pobliska planeta, jej księżyce, przylatujące i odlatujące statki, gdzieś w oddali czerni kosmosu mknęła nawet jakaś kometa… Isabell wtuliła się mocno w Nightfalla.

~

- Hej mordeczki - Odezwała się w Uni pani kapitan, na otwartym paśmie - Stara jestem, nogi mnie bolą, i nie chce mi się chodzić po tej stacji, czy możecie się wszyscy kopsnąć do… gdzie to my jesteśmy? A tak, klub “Złoty Tygrys” na poziomie 40… czekamy na was. Pogadamy odnośnie dalszego działania, do zobaczenie za chwilę.



TRX-215

“Arhon” w trakcie spotkania z mamą pani kapitan Leeny, pełnił funkcję obserwatora. Kobiety rozmawiały o naprawdę różnych rzeczach, śmiały się, żartowały, wspominały dawne czasy, czasem i na moment smutniały… istny korkociąg ludzkich uczuć w tak krótkich momentach. Biodroid często nie potrafił zrozumieć logiki takich zachowań, powoli jednak zaczynał sobie przyswajać pewien schemat owych ludzkich odruchów, i choć nie układało się to w spójną ciągłość, i w dalszym ciągu pozostawało wiele niewiadomych, często sprzecznych ze sobą detali, tak chyba po prostu wyglądały interakcje jednostek organicznych?

W każdym bądź razie, doszedł również do istotnego faktu, iż owa “Mama”, nie była raczej biologiczną rodzicielką pani kapitan Leeny. Było zbyt wiele faktów, które przemawiały za prawdopodobieństwem w wysokości 89% iż obie kobiety nie były ze sobą nawet spokrewnione…

Sam gabinet “Mamy-Ross” był w sobie niezwykle ciekawy. Wystrój był antyczny, imitacje drewnianych mebli, do tego sporo pamiątek (a może były to trofea?) na ścianach z chyba tuzina różnych światów, jednocześnie całkiem zwyczajne komputery, komunikatory, wyświetlacze, nawet i hologramy. To wszystko wydawało się być w nieładzie, porozmieszczane bez większego sensu, logiki… czy to był “chaos”, o którym kiedyś wspominał Uchu? “Kontrolowany chaos”, tak, tak właśnie mówił Inżynier odnośnie nieładu w maszynowni, czy swym warsztacie.

Z tych analiz wyrwał go głos pani kapitan Leeny. Poleciła TRX-215 powrót na Fenixa, by dopilnował serwisowania statku, oraz załadunku trzech skrzyń od samej “Mamy-Ross”. Jak powiedziała, tak zrobił, mimo pewnych wewnętrznych obiekcji, dotyczących samotnego poruszania się zarówno jego jednostki, jak i kapitan Leeny po stacji. Nie odezwał się jednak ani słowem na ten temat. Na odchodne zaś usłyszał jeszcze, by był przygotowany na powrót do kapitan Leeny, gdy ta go wezwie przez Unicom.

~

- Hej mordeczki - Odezwała się w Uni pani kapitan, na otwartym paśmie - Stara jestem, nogi mnie bolą, i nie chce mi się chodzić po tej stacji, czy możecie się wszyscy kopsnąć do… gdzie to my jesteśmy? A tak, klub “Złoty Tygrys” na poziomie 40… czekamy na was. Pogadamy odnośnie dalszego działania, do zobaczenie za chwilę.



Załoga Fenixa

Zebranie się ekipie na miejscu zajęło prawie 30 minut. I przez pierwsze dziesięć minut wspólnego już towarzystwa, kobieca część załogi komplementowała wzajemnie swe stroje, buty, makijaże i tym podobne… przyprawiając mężczyzn o teatralne wywracanie oczu. Ich załogantki były raczej twarde, nie przejawiały tak typowych odruchów zwyczajowych kobiet, te drobne momenty jednak, gdy nie były w swych pancerzach, wykorzystywały w pełni. No cóż, pozwólmy im być tymi delikatnymi kobietami kiedy się należy, niech nacieszą się drobnostkami życia, niech mają swoje małe radości… Nightfallowi i Bullitowi również zebrało się nieco komplementów za stroje, panowie zaś grzecznościowo, choć i zdawkowo, opowiadali, przytakiwali, i wychylali drinka za drinkiem. TRX zaś zwyczajowo milczał, miał bowiem wiele pytań, doszedł jednak do wniosku, że nie będzie nimi w tej chwili zamęczał załogi…


- Dobrze dzielna załogo, pogadajmy już o konkretach - Zabrała w końcu głos Leena, kończąc etap pogaduszek i komplementów - Chciałam wyjaśnić kilka rzeczy, które mogą was zaciekawić. Jak każdy wie, lecimy na Bellateer 4, by odstawić Isabell do domu, i jak każdy wie, zrobiliśmy mały przystanek, by pożegnać się z Uchu, oraz jednocześnie wykorzystać okazję, iż właśnie po drodze trafiła nam się stacja Maggelan-Tethannis. Mamy tu znajomą... - Pani kapitan spojrzała w kierunku Doca - ...która zajęła się serwisowaniem naszej łajby. Wszystko zaś za darmochę. Pewnie węszycie podstęp, ale chodzi tu raczej o przysługę. Owa kobieta ma przybranego syna, który już od dłuższego czasu ma tu małe problemy z prawem, wiecznie wdając się w bójki, lądując w areszcie, z którego wychodzi za kaucją, i zaczyna od nowa, i tak ciągle, i ciągle… on sam, podobnie jak jego matka, chcą już od dłuższego czasu, żebyśmy zabrali gościa ze sobą. Mówiąc więc krótko, chodzi o nowego załoganta, mechanika od... grubszych spraw, od dużych napraw, od nie-filigranowego dłubania - Leena dziwnie się uśmiechnęła - On sam również nie jest filigranowy, ale o tym później. Także, skoro odszedł Uchu, przyda nam się owy mechanik, potrafiący - i to bez przesady - przy okazji rozwalić łeb przeciwnikowi samymi pięściami. Sprawy się jednak nieco skomplikowały, jak to zawsze bywa w powiązanych z nami zagadnieniami - Kapitan wzniosła szybki toast, chyba w kierunku faktu przyciągania kłopotów na załogę Fenixa - Chłopak ostatnio przesadził, i mają go wydalić ze stacji na zbity pysk, jakimś cudem wyszedł jednak wcześniej z aresztu, ale teraz ma na zakończenie swojej kariery na tej stacji, stoczyć nie-tak-w 100% -legalną-walkę-z maszyną. I tam właśnie go spotkamy. Jego matka da nam odpowiednie namiary co do miejsca owej walki, możemy ją więc pooglądać, jeeeśli przeżyje… no dobrze, powinien ją przeżyć, to go zabieramy ze sobą, a następnie ruszamy już w dalszą drogę. Jesteście zainteresowani, idziecie ze mną, czy może macie jakieś “ale”, lub może lepsze zajęcia na kolejne, ostatnie już 2 godziny na stacji?





Vis

Od momentu podpisania z Mamą kontraktu minęły dwa tygodnie. Darakanka pracowała na 3 zmiany, choć jak na razie miała za sobą jedynie drugą i trzecią, w systemach tygodniowych. Sama robota nie była zła, choć była trochę monotonna… serwisowanie statków, ich naprawa, nie wchodzenie w drogę ekipie rozładunkowej/załadunkowej, a od czasu do czasu miała tą chwilę, gdy mogła naprawić ich własną, firmową maszynę, która uległa awarii. Czy był to jakiś robot, podnośnik, czy inna maszyneria, nie grało to dla niej roli, miała wtedy jednak upragniony spokój, samotnie grzebiąc w ustrojstwie. I była w tym nawet dosyć dobra.


Naprawy dużych jednostek, nie mieszczących się wewnątrz samej stacji, przyjmowała ze stoickim spokojem. Nie bała się przebywania w próżni, widoki zaś były naprawdę imponujące, chociaż… “ostatnio” w jakiejś innej ekipie zginęła dziewczyna, gdy poprzez nieszczelność jej kombinezonu, wydostające się w próżnię powietrze ze skafandra uległo podpaleniu przy spawaniu, efektem czego biedaczka spaliła się żywcem wewnątrz własnego stroju ochronnego… no ale równie dobrze to mogły być plotki, jakich wiele w takich miejscach. Za robotę w próżni był jednak mały finansowy bonus, odnośnie “pracy w cięższych warunkach”.

Zarabiała tygodniowo 300, już po odciągnięciu opłaty za zakwaterowanie, jakiś śmiesznych składkach, podatkach, i tym podobnych duperelach… jadło musiała jednak kupować we własnym zakresie. Zarobek ten nie był zły, i już za 2 tygodnie miałaby uzbierane na kolejny bilet. Jednak wyruszać w dalszą podróż równie spłukanej, co tu przybyła raczej nie miało sensu. Wyglądało więc na to, że przyjdzie jej spędzić na Stacji Maggelan-Tethannis około 2 miesięcy. No cóż.

~

Poznała kilka nowych osób, i jakoś się to wszystko kręciło… Mama-Ross, jej prawa ręka Jia, mechanik-wielkolud Bix, cyborg Luis "Dziadek" Bramble, Inżynier Morah es Khoran, i kilka innych osób, zatrudnionych w “Rosalinn Scrapyard”, stało się jej nowymi znajomymi.

Od samego Bixa dowiedziała się z kolei przypadkiem, iż ten ma zamiar zaciągnąć się na łajbę piracką, znajomych samej Rosalinde, by tam spróbować swojego szczęścia, i już nie obciążać więcej finansowo swoimi wybrykami Mamy. Luis z kolei na te wzmianki wiecznie się tajemniczo uśmiechał...

~

Vis lubiła w wolnych chwilach zwiedzać stację. Nie należała bowiem do osób, potrafiących siedzieć we własnych 4 ścianach, potrzebowała przestrzeni, odmiany od monotonii, a przede wszystkim, była ciekawa wszystkiego co wokół niej. Zapuszczała się więc gdzie tylko mogła, i gdzie pozwalała przepustka, jednocześnie uważając, by nie schodzić za nisko na samej stacji, dolne poziomy ponoć czasem były niebezpieczne… szczególnie lubiła poziom z tak zwanym “Targowiskiem”, gdzie niedawno właśnie poznała samą Ross.

….

I któregoś dnia, odniosła wrażenie, że jest śledzona. Z początku było to tylko dziwne uczucie, że ktoś się na nią natarczywie gapi, że wpatruje… wkrótce jednak okazało się, iż faktycznie, ktoś za nią chodził.


Typek na szczęście obserwował ją z daleka, nie podejmował żadnych konkretnych działań, nie zbliżał się do niej. Jedynie czasem zaglądał w jakiś komunikator, to coś do niego mówił… to jednak wystarczyło, by Drakance zjeżył się ogon. Czyżby dopadła ją przeszłość?





Bix

Wielki mężczyzna skierował swe kroki do knajpy o wielce elokwentnej nazwie... “Bar”. Był to przybytek tylko i wyłącznie dla pilotów, załóg statków, oraz personelu naziemnego, z dala od natrętnych podróżnych, wścibskich mieszkańców stacji, a panowała tu specyficzna atmosfera, gdzie można było odprężyć się przy piwku w towarzystwie podobnych sobie…

Barman, ledwie zobaczył “Młota”, od razu zrobił się odrobinę nerwowy, bojąc się o swój inwentarz, pozdrowił go jednak przyjacielsko, nalewając już procenty do naprawdę dużych kufli. Byli wszyscy, była zmartwiona mama (która przez pierwsze 5 minut to na przemian opierniczała Bixa, to zawodziła nad jego losem), była Jia, Luis, cała reszta firmy, była i ta nowa dziewczyna-mechanik, Vis.


Towarzystwo piło, radośnie rozmawiało, wspominało różne, zwariowane ekscesy z Bixem w roli głównej. Każdy jednak wiedział, iż nadchodził koniec znajomości z wielkoludem, odchodził on ze stacji, odchodził w nieznane… może jeszcze kiedyś się zobaczą?. Co do samej walki, nie wyglądało na to, jakby ktoś się nią przejmował. Z góry stawiano na wygraną “Młota”, nikt się nie przejmował powagą sytuacji, nikt nie miał chyba nawet myśli, iż mężczyźnie coś mogło się stać, nim właśnie miał opuścić Maggelan-Tethannis.

Do samej finałowej bitki została godzina, gdy w barze zjawiło się dwóch sztywniaków w garniturach. Skierowali oni od razu swoje kroki do ekipy remontowej Ross. Obydwaj zaś tak pasowali do tego miejsca, jak właśnie przysłowiowa piącha do oka…

- Bix “Młot”, pójdziesz z nami, wkrótce walka, trzeba Cię przygotować - Powiedział jeden z nich z kamienną twarzą.
- Nie jest w tej chwili wskazane nadmierne spożywanie alkoholu - Dodał drugi beznamiętnym tonem.






WSZYSCY
(ale to naprawdę wszyscy)

Wkrótce doszło do spotkania załogi Fenixa z Mamą Ross i jej ekipą, a następnie udano się do tajnego miejsca na stacji, by oglądać walkę Bixa z maszyną. Najpierw zwyczajowe kontrole, posterunki, później już wszystko po cichu i bez udziału tutejszych przedstawicieli prawa. Pełna konspiracja, jakieś hasła i te sprawy, w sumie niezły cyrk.

Arena była obszerna, coś ze 30 metrów, a znajdowały się na niej zaś cztery kolumny, podtrzymujące sufity przy tak dużej, otwartej przestrzeni. Same kolumny mogły być pomocne jako osłony w czasie walki... na arenie znajdowały się również niewielkie przeszkody, czy i pomoce, w postaci podwyższenia, niewielkiego obszaru z wyładowaniami elektrycznymi(!), do tego ponoć szykowano również kilka innych niespodzianek, co nic a nic nie spodobało się Mamie.


Czy arenę wykorzystywano kiedyś do zwyczajowych walk robotów, w celach zabicia nudy snobów na stacji? A może to był jakiś teren ćwiczebny dla… choliba wie kogo? Trudno powiedzieć, w każdym bądź jednak razie, nie wyglądało to jakby powstała ona niedawno.

Oprócz ekipy z Fenixa, oraz ekipy samej Ross, wokół areny zasiadło około 50 innych osób, gorączkowo obstawiające zwycięzcę, pijące alkohol, rozmawiające ze sobą… wkrótce wszyscy ucichli, gdy na monitorach wiszących nad areną pojawił się jakiś zarys męskiej sylwetki.

- Panie i panowie, czas zacząć show! - Odezwał się typek zniekształconym głosem - Po jednej stronie: góra mięśni, ostry temperament, wredny, brutalny, nieokiełznany Biiiiiiiix! I jego piąchy.

“Młot” wszedł na arenę prężąc nieco swoje mięśnie. Uzbrojony był w bojową rękawicę, minę zaś miał zaciętą.

- Przeciwnik zaś, to maszyna-bestia, kupa żelastwa, “Mechaniczny kundel”! - Zapowiedział zarys z monitora, szybko jednak dodając, gdy przez arenę przebiegł szmer szoku - Spokojnie, jest tak przerobiony, by nie być zbyt śmiertelnym… zaczynamy walkę!


Tłum zawył z radochy, bukmacherzy byli zasypywani ofertami, a stara Ross bliska zawału.









.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 13-08-2016, 16:41   #67
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
- Tak tylko powiedziałem - mruknął mężczyzna z czułkami, gdy siedząca obok niego blondynka niespodziewanie zaczęła mu się przyglądać.
- Ależ nie ma sprawy. Spokojnie - odpowiedziała Becka, która wcale nie patrzyła na niego, tylko na pewną parkę za nim, w głębi sali.

△ Becka, Bullit, Leena △

Becka pomachała do Leeny i zabierając swojego drinka ruszyła w ich stronę. To co w pierwszej chwili wydawało się być przepaską na czoło, okazało się męskim krawatem, który pilotka miała założony na głowę.


Po drodze dostrzegła “wyciszenie” na panelu sterującym polem siłowym i wiedząc z czym ma do czynienia, spokojnie przez nie przeszła.
- Cześć, fajne wdzianka. Wsio gra? Co tu robicie? - zagadała do Bullita i Leeny, siadając na przeciwko nich.
- Ty też wyglądasz... apetycznie - Zaśmiała się pani kapitan - W sumie nic nie robimy, pijemy, chociaż można powiedzieć, że opijamy, ja wygraną w kasynie, a Doc koniec męk ze sklepami.
- Dokładnie... - stwierdził Bullit, choć trudno było ocenić, czy potwierdza ową apetyczność czy opijanie. Niemniej specjalnie się jakoś pilotce nie przyglądał, na obecną chwilę mając tyle nieznanych mu ślicznotek w okolicy, by darować sobie przyglądanie się znajomym brzegom.
- Dzięki. A dużo wygraliście? Kupiliście coś ciekawego? - podpytywała się uśmiechnięta Becka, nie widząc przy nich żadnych tobołów. Upiła nieco swojego drinka.
- Szmatki - stwierdził krótko Dave, nie potrafiąc jakoś wykrzesać z siebie entuzjazmu do ciuchów.
Doc może nie przejawiał wiele entuzjazmu, gdyż po prostu był zmęczony po tej parogodzinnej "przepustce", ale Becka i Leena jak najbardziej miały ochotę pogadać. Becka chętnie wysłuchała opowieści Leeny z ich pobytu w kasynie i najazdu na sekcje handlową. Sama też opowiedziała jak w bilard wygrała krawat i ponad dwa tysiące kredytów od pewnego ważnego prezesa. Jak poznała parę osób, którzy mogliby uzupełnić luki w załodze... ale którzy niestety nie szukali nowego miejsca dla siebie. Z tą kwestią pani kapitan miała więcej do powiedzenia, ale aby się nie powtarzać, musieli zaczekać na resztę załogi... Wykorzystując czas zanim wszyscy się zbiorą, pilotka zrobiła przerwę na wizytę w łazience. I jak to często bywa - poszła razem z Leeną, zostawiając Bullita samego na parę minut.

W ubikacji Becka po raz kolejny doświadczyła dyskomfortu związanego ze swoim ogonem. O ile wcześniejsze założenie majtek nie było łatwe, o tyle ich zdjęcie wymagało nawet więcej wysiłku i wygimnastykowania. Włosy na ogonie utrudniały swoją drogą, czyniąc go niby szerszym, ale nie do końca. Może nie były to wielkie problemy, ale Becka zwyczajnie nie była przyzwyczajona do ogona i nie wiedziała jak się z tym obchodzić. Zdała sobie jednak sprawę, że gdyby chodziło o seks, to zdejmowanie majtek trwałoby zdecydowanie za długo i przypuszczalnie zepsuło nastrój... a tego wieczoru wiele jej do takiej sceny nie brakowało. Co więc z nimi zrobić?
Becka nie chciała ot tak zostawiać ich w łazience, czy wyrzucać. Nie miała żadnej torebki, ani porządnej kieszeni, zaś wypychanie nimi okolic biustu nie było dla niej - po pierwsze sama miała tam dostatecznie dużo, a po drugie przy tej sukience którą miała na sobie mogłoby to zostać zauważone. Zaplotła je jednak odpowiednio i niczym podwiązkę umocowała je na swojej prawej nodze, tuż nad kolanem. Przez kilka kolejnych minut czuła się dość nieswojo, ale potem pozostał jej tylko ten przyjemny dreszczyk emocji.

Potem dziewczyny wróciły do stolika. Wkrótce reszta załogi zaczęła do nich stopniowo dołączać, albo serwując własną historię, albo wysłuchując opowieści innych. Gdy byli już wszyscy Leena zabrała głos, informując o ważnej sprawie. Bix.


Załoga Fenixa
<narada w barze>

Bullit miał “ale”, bardzo poważne “ALE”.
- Istnieje możliwość, że organizatorzy tych walk mogą nie chcieć go puścić. I pewnie będą mieli użyteczne argumenty do… ten tego… wymuszania swego zdania. Więc… ta przybrana matka może nam załatwić jakieś twarde argumenty, żeby nie ganiać z nożami na lasery?
- To będzie ostatni wybryk chłopaka, zostaje wyrzucony ze stacji - Uśmiechnęła się Leena - Wątpię, by organizatorzy owej walki chcieli go zatrzymać siłą na stacji, wbrew podjętej decyzji organów prawnych.
- Jakoś decyzje organów prawnych nie przeszkadzają im w organizacji nie do końca legalnych walk -stwierdził Bullit, pocierając czoło. - Leena… ja tu widzę kłopoty. I lepiej bym się czuł z bronią przy pasie, jeśli mamy tego chłopaka wyciągać z gówna w które się wpakował.
- Nie wniesiemy broni na stację bez żadnych cyrków... żeby ją załatwić już na stacji, mamy za mało czasu. Może ci, co to niby organizują, wcale nie są morderczymi mutantami? Aż takiego pecha nie możemy mieć... - Mrugnęła. - Ja bym po prostu stawiała na bogatych snobów, co to taki psikus władzy robią, a jak się sprawa rypnie, to prędzej zaczną trząść portkami i płacić “za dużo” za mandaty, niż do nas strzelać, bo akurat sobie wpadliśmy, by wojowniczego koleżkę na statek odstawić.
- Albo nas wrzucą na arenę w miejsce tego chłopaczka. No cóż… Tym razem jednak nie mamy co się narażać. Albo oddadzą go po walce, albo… niech radzi sobie z tą areną. Bez broni niewiele możemy zdziałać tutaj - ocenił Bullit, nie podzielając optymizmu Leeny.
- Idziemy tam jako widzowie, oglądać walkę, potem wszyscy rozchodzą się do swych domów i po sprawie, nie rozumiem, czemu tak panikujesz - Kapitan wzruszyła ramionami, po czym wypiła kolejnego drinka.
- Przeczucie… nieprzyjemne przeczucie - odparł filozoficznie Dave, który ogólnie nie czuł się dobrze bez rewolweru przy biodrze.
- Jak się mylę... - Leena pochyliła się ku Bullitowi, by reszta nie słyszała - Masz pozwolenie przylać mi po tyłku - Powiedziała, z rumieńcami na twarzy, wywołanymi wypitym już alkoholem.
- Zgoda - wyciągnął dłoń Bullit, pieczętując zakład.
- Tylko nie myśl sobie za dużo, bo jak Leena się nie myli, to ona przyleje tobie - wtrąciła Becka, a Bullit spojrzał znacząco na Leenę jak by chciał powiedzieć: ”To twoja wina”. - Mnie tam interesuje sam koleś. On chce z nami lecieć, czy mamy go wynieść wbrew jego woli? Jak będzie półprzytomny po walce to możemy wszystko, tylko co potem skoro taki z niego rozrabiaka? - zagadała.
- Taaaaaak, on chce z nami lecieć - Pani kapitan przewróciła oczami. Po raz n-ty tłumaczyła któremuś z załogantów to samo… - On ma mały problem z łepetyną, ale ponoć jest bardzo podatny na wszelki autorytet i nawet nie piśnie, więc skoro go do pionu ustawi pani kapitan, to będzie tańczył, jak mu zagram - Poklepała się po klacie w geście macho, po czym roześmiała.
- To super - odpowiedziała uradowana Becka i również zachichotała, o mało nie zachłysnąwszy się podjadanymi ze stołu orzeszkami... czy co tam głodna pilotka podjadała.
Pogadali jeszcze trochę, wypijając po piwku, czy jakim tam drinku kto chciał, a potem całą ekipą udali się zobaczyć walkę ich nowego załoganta.
 
Mekow jest offline  
Stary 13-08-2016, 17:12   #68
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Na Arenie


- On ma zastąpić Uchu? Toż to XiuXiu w wydaniu męskim - zauważyła Becka, gdy tylko pojawił się pierwszy zawodnik.
- Albo dwie XiuXiu stłoczone razem. Niemniej to ma także być nasz mechanik - podrapał się za uchem Dave, zastanawiając, czy rzeczywiście jest on tak dobry jak tu twierdzą. Mięso armatnie wszak już mieli i w żywej, i w metalowej formie.
Nightfall rozejrzał się po arenie. Intrygowało go, że projektując stację, ktoś wrzucił w nią coś takiego. Idąc na widowisko, spodziewał się walki w dusznym, zakamuflowanym pomieszczeniu w podziemiach podrzędnego klubu pełnego zakapiorów. Nie było mowy, aby władze nie wiedziały o istnieniu tak dużego obiektu. Ten, kto organizował imprezę musiał dysponować wpływami i sporymi środkami materialnymi. Robot zdawał się swoje kosztować, choć nie mniej niż ta cała konspiracja i ludzie do obstawy. Pytanie brzmiało, czy będą jeszcze kolejne pojedynki. Publika raczej nie zadowoli się jednym i to jeszcze mało finezyjnym. Bix nie wyglądał na gościa co to nadmiernie przejmuje się planowaniem. Broń do walki wręcz u obu i niewielkie możliwości utrzymywania dystansu od szybkiego robota, znaczyły nic ponad monotonne starcie w zwarciu, aż jeden z nich w końcu padnie. Takie miał zdanie na temat. Od niechcenia przyglądał się twarzom osób zgromadzonych na widowni. Znudzeni bogacze, którym marzył się widok krwi.
- Żałosne - splunął z pogardą. - Arhon, analiza taktyczna? - był ciekawy opinii dwieście piętnastki na temat szans i możliwości bojowych obu przeciwników.
Arhon poszedł z resztą załogi na tę walkę, z czystej ciekawości. Nowa sytuacja, nowe dane do analizy. To mu wystarczyło jako motywacja. Nie rozumiał umiłowania jednostek organicznych do przemocy, zarówno do jej oglądania jak i stosowania, może dzięki tej obserwacji będzie łatwiej mu go zrozumieć. Chociaż zauważył że nie każdy podzielał entuzjazm organizatorów, kolejna interesująca obserwacja. Nie odwracając się od pola walki odpowiedział Nightfall’owi.
- Według moich danych na temat tego modelu, w normalnej walce niewyszkolony oraz bez sprzętu, człowiek ma 1,6% szans na przeżycie. Ta jednostka ma bardzo ostre wibroostrza jako pazury, bardzo ostre, tytaniczne kły, karabin plazmowy wbudowany w korpus, silniki V7kh które są szybsze od moich, oraz oprogramowanie specjalnie je wspomagające. Jednakże według słów organizatora ta jednostka została osłabiona. Nie wiem jak, za mało danych, największe prawdopodobieństwo to że broń energetyczna została dezaktywowana. Jednakże dalej pozostają pazury oraz kły, jeśli oprogramowanie nie zostało zmienione zwykły człowiek ma 20% szans na przeżycie. - Arhon odwrócił głowę w stronę Nightfalla - Jednakże człowiek na arenie nie mieści się w standardach, dodatkowo został wyposażony w rękawicę bojową wyposażoną w kondensatory energii które podczas uderzenia ulegają rozładowaniu, oraz pola grawitacyjne zwiększające ich masę. Jego umiejętności nie są znane. Na podstawie tych danych szansa na wygraną wynosi 50% - spojrzał się z powrotem na arenę.
Nawet bez tej analizy Becka gotowa była postawić na tego przerośniętego mięśniaka, ale po tym co usłyszała, od razu rzuciła się w kierunku bukmacherów. Wiedziała nawet na swoim przykładzie, że do obliczeń należało jeszcze dodać doświadczenie w walce, którego Bix miał zdecydowanie więcej, nie wspominając o możliwościach adaptacji do sytuacji i improwizacji.
- Pięćset na Bixa! - powiedziała, gdy udało jej się w końcu dopchać.
Mężczyzna od razu zwrócił na nią swoją uwagę.
- Dwa do jednego - odpowiedział, pobierając od niej kredyty i podając jej kwitek na okrągły tysiąc - do wypłacenia w przypadku zwycięstwa Bixa.
Vis cała ta walka interesowała tyle, co najnowsze kroje sukienek. Przyszła bo Rose chciała, no i lubiła Młoteczka, jak Bixa nazywała w myślach. Nic jednak nie mogło wpłynąć na to, że miała ochotę zwinąć się z powrotem do pokoju i popracować w ciszy. Niechętnie zajęła swoje miejsce i wyglądając na kompletnie znudzoną zerkała na towarzyszącego grupie robota. W obecnej chwili on interesował ją bardziej niż ta cała arena, zakłady i wszystko co ją otaczało.

Z kolei analiza taktyczna Bixa była prosta - tłuc tak długo, aż żelastwo przestanie się ruszać, a potem jeszcze trochę, ot po prostu aby się upewnić. To zawsze działało, dlatego zmieniać ani nie zamierzał, ani nie chciał. Zasilanie rękawicy wskazywało 100%, a Morah przed walką zapewnił go, że sprzęt jest bez zarzutu. Poczuł lekkie drżenie, gdy grawitacyjne cośtam wewnątrz uruchomiło się i od razu przestał czuć ciężar było nie było piętnastokilowej rękawicy. Wiedział że teraz jest jeszcze cięższa, ale dzięki technice była lekka jak piórko.
- Chodź cudaku do tatusia - warknął olbrzym i rzucił się z pałer-piąchą na robota.
Wielki mężczyzna ruszył szarżą na mechanicznego kundla, szybko pokonując kilka dzielących ich metrów… i jak nie przypieprzył blaszance, aż posypały się śrubki! Ten jednak kontrował, najpierw dwa razy pazurami przednich łap, co Bix zbił metalową piąchą, a na końcu kundel wgryzł się właśnie w ową rękawicę. Tym razem już “Młota” zabolało, choć to była raczej drobnostka...

Po chwili ciszy i obserwacji walki, TRX znów odwrócił głowę w stronę strzelca i odezwał się.
- Nightfall. Jaki jest sens tej walki?
- Przyczyn jest kilka i zawsze takie same... - strzelec ruszył w stronę balustrady. - Banda znudzonych czerwi szuka zakazanej rozrywki, łącząc ją z hazardem. Spuszczają się, dostając możliwość zobaczenia śmierci na żywo i z przynależności do "elitarnej" grupy posranych wtajemniczonych - opierał się skrzyżowanymi ramionami o wygrodzenie areny. - Z drugiej strony taki Bix, bądź szuka szybkiego zarobku, sławy, sprawdzenia możliwości w walce, albo po prostu ma zwykłego pecha i wrzucono go na piach wbrew własnej woli.
- Wszystko jedno… Arhon… z łaski swojej policz tutejszych ochroniarzy, przyjrzyj się ekwipunkowi i przygotuj w główce mapkę wyjść ewakuacyjnych. Może się przydać - stwierdził Doc obojętnym spojrzeniem obrzucając osiłka walczącego na arenie. Gdyby była okazja do postawienia sumki, może by się nawet nią ekscytował, ale tak… bardziej przyglądał się widowni, niż samemu pojedynkowi.
Po pierwszej wymianie ciosów uwaga Vis przeniosła się jednak na arenę. Nie odzywała się nadal co wcale nie było niczym nowym dla tych, którzy zdążyli ją już nieco poznać. Tłumy źle wpływały na Darakankę, co objawiało się chociażby wzmożoną ruchliwością ogona i trzymaniem gęby na kłódkę. Miała ochotę podrapać rogi, co zresztą zaraz zrobiła. Była ciekawa ile zajmie Młoteczkowi rozwalenie tej pieskiej zabawki. Miała nadzieję że niedługo…

Z wczepionym w swój sprzęt "pieskiem" Młot wyraźnie zamierzał coś zrobić. A dokładnie - unieść go i grzmotnąć nim o ziemię. A potem powtórzyć. Oczywiście bestia nie ułatwiała mu tego, wijąc się i stawiając opór… poradził sobie jednak, uniósł mechanicznego psa, uczepionego jego ręki, po czym uderzył nim nim o podłoże. Jednak tylko raz, robot bowiem zaraz poluzował chwyt szczęk, nie dają okazji do kolejnego razu. Kłapnął ponownie paszczą, choć niecelnie, po czym odskoczył, powgniatany już nieco, od Bixa, w stronę jednego z filarów, w kierunku wzniesienia. Chował się przed mężczyzną skurczybyk jeden?
- Haaaaa! Wgrhaaaa! - wydarł się w okrzyku zwycięstwa Bix - machając do widzów i zachęcając ich do okrzyków - Młot! Młot!
Oczywiście cały czas trzymał oko na chowającego się przeciwnika, choć upojony zwycięstwem w tych kilku zwarciach wyraźnie zaczął go lekceważyć.
- I co! Mam wykończyć blaszankę? Ja jestem największym kiziorem na stacji! I nikt, żadna maszynka mi nie pod-sko-czy! MŁOOOT! MŁOOT!

- Młoteczek - mruknęła w odpowiedzi na okrzyki Bixa Vis, jednak na szczęście nie było to na tyle głośne by zwracać uwagę. Zaraz jednak nadstawiła ucha dzieląc uwagę między wielkoluda, a rozmowy, które wokół niej prowadzono.
- Tak jest! - rzuciła uradowana Becka, wykonując energiczny gest ręką. Musiała przyznać, że nie będąc zawodnikiem też można było czerpać z walki nie lada emocje.
Arhon rozejrzał się po trybunach, oczywiście tylko trochę ruszając głową by nie wzbudzać ewentualnych podejrzeń. Naliczył 7 mężczyzn wyglądających na profesjonalnych ochroniarzy, każdy przy pasie miał coś podpięte, prawdopodobnie paralizatory, niestety marynarki zasłaniały. Trzy wyjścia rozmieszczone w kształcie litery Y.
- Doktorze Bullit. Naliczyłem 7 ochroniarzy, na 90% profesjonaliści, każdy z czymś przy pasie, prawdopodobieństwo paralizatorów - 85%. Są 3 wyjścia, najbliższe jest 30 m. za nami na godzinie 7. - odezwał się wszystkim na unicomie, dzięki temu nikt postronny nie mógł go usłyszeć.
- No to chodźmy po tego mechanika. Kto mu ogłosi, że właśnie zaciągnął się na naszą krypę? - zapytał Bullit wstając i spoglądając na loże, które wydawały mu się vipowskimi. Tam bowiem pewnie tkwili właściciele tego “cyrku”. I ich reakcje były ważne.
- Gdzie Ty leziesz?? - Zdziwiła się Leena, ciągnąc go za rękaw - Przecież walka nie skończona?
- Ale przecież go rozłożył. Dobije i po sprawie - nie tylko Bix zlekceważył owego mechanicznego pieska, Bullit także.
- Byle szybko, zanim ten zrobi restart - rzuciła Becka, która wychyliła się, starając się dostrzec co robi robot.
- Nie lubię takich walk... - Szepnęła Isabell, zwracając się do Nighta - Brutalne...
-Jak widzisz moja rasa jest obrzydliwie niereformowalna - mężczyzna znalazł się przy niej i objął, przyciągając do siebie. Tak, że stanęła odwrócona tyłem do widowiska.
- Tam u ciebie, na Bellateerze, organizujecie jakieś konkurencje sprawności fizycznej? - zapytał, odciągając uwagę. Zerkał co jakiś czas ponad ramieniem dziewczyny, obserwując zmagania Bixa, ten zdawał się nieźle bawić. Miał szczęście, że nie było z nimi Xiu, pewnie zaraz weszła by w polemikę na temat największego kiziora na stacji i dalej napierdalali by się już we trójkę. Nie chciał nic mówić, ale sam trafił do załogi w podobnych okolicznościach. Wolał o tym nie wspominać blondynie. Uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie paszczura, z którym przyszło mu walczyć na arenie. Nie był tak sterylny i desajnerski jak mechaniczny kundel. Duży, brzydki, mackowaty i cieknący śluzem. Uświadomił sobie, że śmierdzące, przerośnięte robaki wręcz go uwielbiają.

Mechaniczny psiak ruszył z kopyta na wiwatującego Bixa, tym razem samemu szarżując… jednak olbrzym był na taką ewentualność przygotowany, i zręcznie odskoczył w bok, jednocześnie pancerną łapą zmiatając w powietrzu robota na bezpieczną odległość, efektem czego, ten przeskoczył niby obok “Młota”, lądując ledwie ze dwa kroki od naelektryzowanej podłogi. Tłum odetchnął z podziwem.

- Oczywiście - Uśmiechnęła się Isabell - Bardzo lubimy wszelkie wyzwania intelektualne, czy i fizyczne, mamy sporo różnorodnych wyzwań sportowych, spodoba Ci się - spojrzała mężczyźnie radośnie prosto w oczy.

Tymczasem na arenie Bix widząc co się dzieje, podbiegł do mecha-psiaka, chcąc dać mu kopa w żelazny zad i tym samym wepchnąć na naelektryzowaną podłogę niczym beczkę z toksycznymi odpadami do śluzy-śmietnika. Będzie ubaw!

- Arhon! Kto wygra, jak statystyki?! - Krzyknęła nagle do TRX Leena.
- “Mechaniczny kundel” jest trochę szybszy od Bixa, ale pomimo tego częściej jest trafiany. Może mieć coś nie tak z sensorami, dodatkowo oprogramowanie zostało zmienione, albo silniki. Jeśli nic się nie zmieni, 79% szansy na wygraną ma człowiek. - skomentował jak prosiła.
- Gdzie bukmacher?? - Ryknęła na te wieści pani kapitan.
- Jest tam, ten w czarnym, z paskiem na twarzy - odpowiedziała szybko Becka wskazując odpowiedniego typka.


Bix się przeliczył i to bardzo. Rozzuchwalony, chciał najzwyczajniej w świecie dać kopa w metalowy zad psiaka, ten jednak odsunął się od lecącego w jego stronę buta rozmiaru 50, a następnie… ugryzł go w ową nogę. Mało tego, “Młot” stracił równowagę, kundel szarpnął i to Bix wylądował na podłodze z głośnym hukiem, przy okazji mając rozrywaną kończynę metalowymi zębami. Robot szarpał i szarpał za nogę, gryząc ją niczym najprawdziwszy pies. A już za chwilę skoczył wyżej, ku… klejnotom Bixa, robiąc sobie z nich deser? Wtedy też rozległo się głośne buczenie, a na arenie zaszły pewne zmiany. Filar w górnej, lewej stronie, zaczął się nagle obracać z zawrotną prędkością wokół własnej osi, a z jego ścian wysunęły się długie i ostre kolce. Ten z kolei po prawej i na dole, również zaczął wirować… co pewien czas plując ogniem z licznych dysz. Ot kurde pieprzone dodatki, niech to szlag…

- Jak zostaniesz moją osobistą masażystką, spodoba mi się choćby i kopanie rowów od siódmej do piętnastej - Night droczył się z Isabell. - Masz tam jakąś ulubioną drużynę sportową? - widząc co się dzieje na placu boju, szybko zadał kolejne pytanie, choć nawet go to trochę zainteresowało. Jakież to dyscypliny powymyślali, co jest najbardziej popularne i czy sławni zawodnicy mają status gwiazd, za którymi szaleją tłumy.

- Łaaaaa! - wydarł się olbrzym po czym zupełnie bez gracji grzmotnął o posadzkę. Psina gryzła go w nogę, bolało ale wkurwiało jeszcze bardziej. To co miało być zabawnym zakończeniem przerodziło się w walkę o życie. Całe szczęście Młot ułomkiem nie był i na bijatykach zjadł zęby więc skulił się, sięgnął łapskami do maszyny lewą łapiąc ją za szyję, zaś prawicą, uzbrojoną w grawitacyjnie zasilaną rękawicę... zwyczajnie walić po łbie. I ignorując zabawne rozrywkowości, które pojawiły się w okolicy.

- Wstawaj Bix! Wstawaj do kurwy nędzy!! - Wydarła się Leena, podrywając z miejsca, dając się porwać emocjom związanym z walką, przy okazji ochlapując Bullita piwem trzymanym w ręce.
- Ile postawiłaś? - spytał karcącym tonem Bullit, zwykle nie mając nic przeciwko hazardowi, ale miał też swój “etos pracy”. Nie zajmował się rozrywkami podczas misji.
- Nie będziesz zły? - Zerknęła na niego Leena, zezując równocześnie na arenę - Dwa patyki... - Dodała z rozbrajającym uśmiechem.
- Wiesz co? Nie czas teraz na szastanie gotówką. Kuracje sporo kosztują. - westchnął Bullit. - Oby ten osiłek wygrał.
- Wygra - wtrąciła cicho Vis, zaciskając ręce w pięści i wychylając się do przodu co by lepiej widzieć. Młoteczek nie mógł przegrać, to było pewne. Ten facet był niezniszczalny, a przynajmniej takie sprawiał na dziewczynie wrażenie. No i kurcze… Robota bez niego byłaby taka jakaś… nudna? Wbrew sobie przyłożyła jedną z pięści do ust i zagryzła na niej ząbki. Pewnie, że wygra… No pewnie…
- Kapitan Leena. Poprawka, szansę Bixa zmalały do 46%, im dłużej jest trzymany w paszczy “Metalowego Kundla” tym jego szanse bardziej spadają. - Arhon wprowadził aktualizację sytuacji.
- Wstawaj grubasie!! - Wydarła się pani kapitan.
- Prądem! Prądem kundla! - darła się Becka, wymachując jednocześnie zaciśniętą pięścią.
- No więc mamy tam... - Zaczęła Isabell, jednak wrzaski tłumu praktycznie uniemożliwiały już swobodną rozmowę, dziewczyna więc wzruszyła jedynie ramionami, robiąc zabawną minę. Pocałowała Nighta przelotnie, po czym chciała się odwrócić w kierunku areny...
- Gdzie mi z oczętami, na tę półnagą, wyrzeźbioną górę mięśni? - brunet żartobliwie skarcił Iss, powstrzymując jej zamiar gorącym pocałunkiem. Po długiej chwili oderwał od niej usta. - Lepiej nie patrz - spoważniał. - Nawet jak ten cały Młot wygra starcie, nie ma gwarancji, że szybko do siebie dojdzie. To jest walka na wykrwawienie. Nie patrz, proszę.

Kopy zadawane przez wolną nogę Bixa niewiele dawały… łomotało po obudowie maszyny. Jednak piącha, to było już co innego. Przyjebał zdrowo, w sam łeb metalowego kundla, aż się iskry posypały i w końcu jego noga była wolna. Czym prędzej się podniósł, gotując do kolejnego ataku. Psiak miał za plecami naelektryzowaną podłogę…
- Teraz się doigrałeś, pierdzielona konserwo - krzyknął Bix do przeciwnika i ruszył na niego z pięścią. Ale tym razem ostrożnie, z respektem i trzymając się z dala od ogni i ostrzy. Uniósł gardę i zamierzał porządnie przywalić przeciwnikowi, wkładając w to wystarczająco siły, by tamtego to zabolało, ale nie na tyle, by stracić na celności. Zaskakujące, że ból nawet Bixa nauczył rozumu! I opłaciło się trochę pomyśleć, a nie rzucać z rykiem na przeciwnika.
“Młot” niczym najprawdziwszy boxer wyczekał odpowiedniego momentu, po czym sprzedał kolejny cios psiakowi prosto w pysk, wybijając kilka jego metalowych zębów. Znów zaiskrzyło, a nawet i zadymiło, robotem zaczęło już chwiać na boki… ostatnie kłapnięcie, niecelna próba ugryzienia Bixa i praktycznie było po walce. Kundel zaczął sypać iskrami i dymić coraz bardziej, wciąż jednak stał na 4 łapach, całkiem blisko kawałka podłogi pod prądem.

- Bix! Bix! Bix! - Tłum skandował zwycięstwo, oraz jednocześnie się domagał, by robota wykończyć.
- Łuuu-Huuu!! - krzyknęła uradowana Becka, podnosząc obie ręce do góry w geście zwycięstwa.
- No i po wszystkim. Teraz czas na niespodzianki - Night podzielił linię Bullita, by ten nie pozostał całkiem osamotniony w swojej paranoi. Wyglądało, że Młot zdzielił psa w coś ważnego. Umieszczanie istotnych elementów w głowie było dziwne, widać taka ludzka naleciałość. Gdyby sam był projektantem wsadziłby je głębiej, pod pancerz.
- Arhon... też nosisz CPU w tej puszce, co to ją taskasz na ramionach, czy łeb masz tylko dla ozdoby? - zapytał z ciekawości.
TRX odwrócił głowę w stronę Nightfall’a.
- Mój ośrodek SI jest umieszczony w głowię. Posiadam jednak też zapasowy procesor który ma zapewnić przetrwanie głównego programu w razie awarii. Nightfall. Walka już się skończyła, ten robot jest już nie zdatny do walki, jaki jest sens dalszego go niszczenia?

Sensu może nie było.... jednak Bix miał w sobie dusze szołmena. Napiął wielkie mięśnie, łapska wyglądały jak worki z arbuzami i urwał robotowi głowę. Cielsko zaś podniósł i cisnął na wirującą kolczastą kolumnę. Sypnęło iskrami, zaśmierdziało i zazgrzytało, gdy przerabiało konserwę na durszlak.
- Aaaarhhhhhh! Aaaaarhhh! Młot! Młot! MŁOOOOOT! - skandował sam za siebie, zachęcając do tego samego bogatą tłuszczę, zupełnie zapominając że solidnie krwawi z nogi. Głowę robota podniósł w ręku do góry, pokazując wszystkim wokół iskrzące trofeum.
- Jestem wielki, jeestem silny! MŁOT, MŁOOOOOT! - darł się w niebogłosy, upojony zwycięstwem i szczęśliwy jak dziecko na gwiazdkę.

 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 13-08-2016, 17:45   #69
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Vis chichotała pod nosem, machając wesoło ogonem i iskrzącymi z radości oczami wpatrywała się w arenę. Jej zainteresowanie całym zdarzeniem zaczynało jednak szybko gasnąć. Walka była, się skończyła, można wracać do normalnego życia.
- Wygrałam 4 patyki… wygrałam 4 patyki... - Leena wstała z miejsca, po czym znowu zaczęła tańczyć, wywijając tyłkiem, jak ostatnio… po przygodzie z kasynem. Całkiem blisko Doca, niedaleko Nighta i pozostałych… nie zwracała jednak za bardzo na to uwagi, lekko już podpita, i wesoła z powodu wygranej.
-Wygrałaś wygrałaś.- Bullit chwycił Leenę za zadek by w sposób kontrolowany przewróciła się na niego i wylądowała czterema literami na jego udach.-Ale jak mówił mój tatko: Forsa się wtedy liczy, gdy masz ją w kieszeni. Toteż świętowanie zostawmy na czas, gdy będziesz miała je w garści, ok?
Po czym rozejrzał się po trybunach obserwując reakcję ochroniarzy i VIPów, ciekaw jak się dalej rozwinie sytuacja.
- Dla mnie jeden, sprawić aby gnoje od areny popłynęli na częściach przy próbie naprawy - strzelec miał swoją teorię. Przyglądał się ostatecznej dewastacji czworonożnego złomu, potem radosnym podrygom kapitan. - Leena, po co nam ryzykowne akcje na dziesięć koła, skoro w parę godzin wyciągasz tyle samo, a przy okazji nic nas nie próbuje wypatroszyć. Idziemy do kasyna? Jak chcesz, mogę ponosić za tobą torebkę... czy tam walizkę, jak wolisz - skomentował.
- Panie i panowie! - Odezwał się typek z monitorów, uciszając tłum - Chyba nie myśleliście, że to koniec? To było zbyt łatwe, to była dopiero przekąska dla naszego czempiona! Już za chwilę Bix stoczy pojedynek z… dwoma takimi psiakami!

WTF? Tego nie było w umowie. Ross zemdlała, Jia zgrzytała zębami, tłum szalał z radochy, Bix… zaklął siarczyście. Leena w tym czasie zwróciła się do Nighta, jednocześnie przywołując do siebie paluszkiem Isabell.
- Skoczysz po moją wygraną? Nic już nie stawiam, Doc miał rację odnośnie swych przeczuć, właśnie chyba się piękny wieczór spierdzielił… Isabell kochana, usiądź obok nas.
Bullit tylko wzruszył ramionami milcząco: A nie mówiłem. I rzekł do TRXa.-Dobra… trzeba tu trochę namieszać. Wyłączyć zasilanie areny, zgasić światła może. Te pieski są SI czy sterowane zdalnie?
- Wygraną? - Nightfall nie rozumiał. - Przecież walka jeszcze trwa. Chyba, że chcesz odebrać swój wkład, a to raczej niemożliwe po zamknięciu zakładów - patrzył pytająco na kapitan.
- Leć po moje 4 patyki, za chwilę będą obstawiać na nowo… ja już się wstrzymuję, coś mi się zdaje, że wykorzystałam moje szczęście na dzisiaj już wyjątkowo mocno.
- Chodź ze mną Night - rzuciła Becka, która też miała wygraną do odebrania. Co prawda mogła odebrać też część Leeny, ale skoro kapitan chciała do tego Nighta, to nie było sensu się wpychać. Osobiście korciło ją postawić teraz na psy, skoro miały być aż dwa, ale miała przeczucie, że faktycznie lepiej będzie wycofać się już z zakładów. Pilotka zaczęła przeciskać się przez tłum, w stronę ich bukmachera.

Albo i nie można, jak się zaraz okazało. Mina Vis wyraźnie zrzedła. Kolejna walka? Dwóch przeciwników? Bix był ranny, jego szanse, biorąc pod uwagę że modele jakie zostaną wystawione były tego samego typu…
Arhon odwrócił wizjer w stronę Bullita.
- Są to bardzo ograniczone SI, bliżej im do programu niż do SI. Doktorze Bullit. Niestety nie jestem wyposażony w system zdalnego podłączenia się do sieci, musiałbym znaleźć terminal i z niego się do niej włączyć.
-Na tym polega mój plan.- stwierdził Doc krótko nadal mając na sobie złorzeczącą Leenę.-Znaleźć terminal, powyłączać co się da. Zrobić jak największy chaos i zabrać mięśniaka… i spadać z tego miejsca jak najszybciej.
TRX spojrzał się na Leenę, chyba oczekiwał jej zgody. Bądź co bądź, to ona była najwyższa tu stopniem, nawet jeśli mało oficjalnie, to jego protokoły wciąż to uwzględniały.
- Wciąż będą mogli wziąć odwet na Ross i jej ludziach - strzelec wolałby poczekać na rozwój sytuacji. - Arena to arena, kieruje się swoimi prawami. Często nieprzewidywalnymi - wyniósł pewne doświadczenia z Tytana VI. - Te mechanicy, jesteście w stanie odplombować wibro Arhona? - rzucił luźną myśl do załogi Mamuśki. Niespiesznie, z dłońmi w kieszeniach kierował się do typa od zakładów.

- Hej Kutafony! - Bix z areny tymczasem nie przebierał w słowach - Nie tak się kurna umawialiśmy! Rozpierdolę te dwa i rzucicie cztery? Co ja połeć? Ja wam kurwa dam!
Bix wyraźnie się wściekł, więc z pełną prędkością dopadł drzwi, zza których wyszedł jego poprzedni przeciwnik i z całej siły przypierdolił w nie rękawicą.

Nightfall odbierał właśnie należną Leeny od bukmachera, Bix walił w drzwi zza których mieli wyjść kolejni przeciwnicy… ekipa Ross cuciła samą Ross… wtedy też eksplodowały drzwi. Ale nie te, w które walił “Młot”, nie. Eksplodowały drzwi wejściowe na trybuny, w liczbie sztuk trzech, a wpadła przez nie… straż. Typków w garniturach momentalnie sparaliżowano, i padali na podłogę w ekspresowym tempie, do wnętrza nielegalnego przybytku wpadały z kolei naprawdę liczne oddziały strażników wspierane przez roboty. Tłum zaczął krzyczeć w panice, posypały się jakieś granaty obezwładniające, strzelano do widowni wiązkami kładącymi snobów lulu, ogólnie zrobił się burdel na kółkach.




Arhon momentalnie włączył tryb Bojowy.
Cytat:
WŁĄCZENIE TRYBU BOJOWEGO.

MOTORYKA
.
.
.
SPRAWNA

BROŃ RĘCZNA
.
.
.
BŁĄD SYSTEMU
OSTRZE TYMCZASOWO NIE AKTYWNE

OPROGRAMOWANIE
.
.
.
SPRAWNE
- TRX, krzesło! - Wrzasnęła Leena, a gdy robot wyrwał plastikowe siedzenie, pani kapitan użyła go niczym… paletki, odbijając rzucony w ich stronę granat. Następnie rzuciła owe krzesło “Arhonowi”, po czym sama dała susła na arenę. Z trzech metrów wysokości.
- Za mną!! Wiejemy!! - Krzyknęła.
Doc nie uważał by Arena była najlepszym wyborem w tej chwili do ucieczki, ale cóż… trzeba było podążyć za Leeną i mieć nadzieję, że wie co robi.
Biodroid chwycił prowizoryczną “paletkę” w locie i tak samo jak Kapitan Leena osłaniał nią towarzyszy, tyle że celując w organy prawa tej stacji. Dopiero gdy wszyscy znaleźli się na dole podążył za nimi. Lądując z przykucnięciem i głuchym odgłosem upadającego żelastwa wzbił mały tuman kurzu.
Jedyne z czego Becka mogła się cieszyć, to że zdążyła już odebrać swoją wygraną. No i nie była sama, tylko z Nightfallem... Ale był to koniec dobrych wieści. Pilotka nie wiedziała co się u licha dzieje, ale nie popadła w panikę. Nie chciała też niczego kombinować i ryzykować dodatkowe problemy - zresztą bukmacher nie był frajerem i pewnie nie dał by się tak łatwo okraść. Teraz trzeba było spierdzielać, a droga którą wybrała pani kapitan zdawała się być jedyną dostępną.
- Dajemy - rzuciła krótko do Nighta i przeskoczyła na siedzenia poniżej, zmierzając następnie w kierunku areny. Po drodze nadepnęła komuś kulącemu się na plecy, ale w powstałym zamieszaniu zwyczajnie nie miała gdzie postawić nogi.

Nalot był nieprzewidziany. Organizator dał dupy, a konspiracja poszła się jebać. Nightfall wymienił spojrzenie z równie zaskoczonym bukmacherem, obaj przez chwilę zajmowali się tym co najważniejsze, zabezpieczaniem gotówki. W pośpiechu ładując kredyty po kieszeniach, rozbiegli się w przeciwnych kierunkach, mając nadzieje, że to tego drugiego przyskrzynią. Strzelcowi przyjemność sprawiał widok tych wszystkich wystrojonych grubasów, rzucanych na glebę i dociskanych do niej butami. Sprawiało by i większą, gdyby jemu samemu nie groził podobny los. Unikając granatów, wymijając spanikowane ludzkie ścierwo zmierzał w stronę areny, tam gdzie dostrzegł kamratów. Wybił się, wspierając jedną ręką o krawędź balustrady, drugą przytrzymując kapelusz i ściągany grawitacją, zmierzał na spotkanie z piachem koloseum.

Bix tymczasem tak się skupił na rozwalaniu drzwi, że przegapił wejście gliniarzy. Dopiero gdy zaczęły wybuchać granaty obejrzał się wybałuszył gały na zamieszanie, mundurowych i jakiś nieznajomych wskakujących na arenę.
- O rzesz kurna... pojebało wszystko i wszystkich! To co ja mam do chuja teraz zrobić?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 14-08-2016, 01:24   #70
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Wszyscy wylądowali bezpiecznie na arenie… skaczącą Isabell złapał w ramiona Doc, jej kochasia, Nighta, nie było bowiem akurat pod ręką… jako ostatni skoczył TRX i pech chciał, że właśnie jemu coś nawaliło po wylądowaniu. Zgrzytnęło, pojawił się wewnętrzny alarm, oznajmiający uszkodzenie pneumatyki ścięgna lewej nogi… robot zaczął kuśtykać.
- Bix! Rozwalaj tamte drzwi! - Krzyknęła do “Młota” nieznajoma jemu kobieta, wskazująca wrota, przez które wszedł na arenę. No cóż… ta nawet ładnie ubrana osóbka najwyraźniej go znała, on sam jednak nie miał najmniejszego pojęcia, skąd…
- Ross, idziesz??!! - Wydarła się ponownie w stronę “Mamy” i jej ekipy. Oni więc również ruszyli się w tamtą stronę, Luis wylądował niezwykle lekko, po czym przejął właśnie Ross… reszta skakała za nimi, wśród wystrzałów, wybuchów granatów, i padających nieprzytomnie bogaczy.

- Się robi - "Młot" nie dyskutował, słysząc jasny i prosty komunikat, coś takiego lubił. Po chwili rytmiczne uderzenia powodowały coraz więcej i więcej wgłębień w metalu…
Póki co utknęli… Bullit rozglądał się dookoła trzymając w ramionach Isabell. I mając ten fakt w całkowitej ignorancji, bo nie miał czasu nad tym myśleć. W tej chwili wypadałoby znaleźć drogę ucieczki. Można teoretycznie było liczyć, że TRX jakąś zmapował. Ale jeśli olbrzym nie zdoła wybić drogi, a oni innej nie znajdą… Z drugiej strony, może zdołają się wykpić jakąś grzywną? Leena zarobiła sporo, a jeśli Night zdążył zgarnąć wygraną… to była jakaś szansa wyjścia za pomocą dyplomacji i sutej łapówki.
Becka tymczasem przywarła do jednej ze ścian areny i obstawiała tyły. Co prawda w razie czego nie mogła zrobić nic poza ostrzeżeniem pozostałych, ale i to było coś. Panowała panika, ale to publiczność, a nie arena była głównym celem intruzów. To dawało im szansę, a wszyscy byli już na dole - nawet w większym składzie.

Cytat:
BŁĄD SYSTEMU
BŁĄD SYSTEMU
USZKODZONA PNEUMATYKA LEWEJ NOGI
SZUKAM OBEJŚCIA
.
.
.
OBEJŚCIE NIE MOŻLIWE, POTRZEBNA NAPRAWA
- Kapitan Leena. Moja hydraulika została uszkodzona, nie mogę awarii obejść, muszę się gdzieś zatrzymać i dokonać naprawy. - Arhon poinformował o swojej sytuacji wszystkich, chociaż głównie dowódce, przez unicom ponieważ odgłosy u góry utrudniały komunikację. Oczywiście nie wydając przy tym żadnego dźwięku przez co nikt spoza ich załogi tego nie usłyszał.
Pokuśtykał w stronę drzwi którymi chcieli uciec, sprawdził czy z tej strony jest terminal do którego mógłby się podpiąć.
- Nie teraz! Dasz radę! - Krzyknęła Leena, klepiąc po przyjacielsku TRX po ramieniu.

Night wylądował miękko na gruncie areny, otrzepał się z kurzu, uniósł i zaczął myśleć nad kolejnym krokiem. Duży z maniakalnym zacięciem obijał drzwi. Sam obecnie nie na wiele by się tam zdał, choć zawsze lepiej było znajdować się bliżej niż dalej od wrót. Przeczesywał wzrokiem pole bitwy, czy nie pochowano tu jakiegoś bojowego sprzętu. Ogarnął truchło psa, sprawdzając, czy nie zgubił jakiegoś przydatnego elementu, karabinu, albo części, którą mógłby wykorzystać jako dźwignie do rozwalenia drzwi.

Vis, która w końcu znalazła się na arenie wraz z resztą załogi Mamy, rozglądała się wokoło, nie do końca będąc pewna co powinna robić. Rose się zajęto, drzwiami zajął się Bix, lub też próbował się zająć. Jedyne, jak się zdawało, co pozostało to trzymanie się względnie bezpiecznych terenów i czekanie aż reszta coś zdziała. I dokładnie to Vis zamierzała robić. Ludzi, którzy im towarzyszyli nie znała, więc nie było powodu się do nich odzywać. No może do jednego z nich, który ją zainteresował ale też na dobrą sprawę nie był człowiekiem. Ogon jej drżał, bo kuśtykanie robota oznaczało problem, a problem z robotem to było coś, czemu ciężko było się oprzeć. Przez chwilę nawet rozważała, co bez wątpienia było wynikiem całego zamieszania, czy by nie zaoferować pomocnej dłoni. Zrezygnowała jednak i zamiast tego podbiegła do Luis’a i czekała na to co się miało dziać dalej.

Bix z pomocą TRX rozpieprzył w końcu drzwi blokujące drogę ku wolności… ekipa Fenixa wpadła przez nie do korytarzy, tuż za nimi z kolei Ross ze swoimi ludźmi. Chwilowo ten mały tłumek znalazł sią poza zasięgiem działań przedstawicieli prawa na stacji…
- Gdzie teraz?? - Krzyknęła niepotrzebnie Leena.
- Z tego co wiem, na lewo, potem w prawo, tam jest właz na niższe poziomy, damy radę, trzeba się ruszać! - Powiedziała sama Rosalinde.

Jak więc powiedziała, tak też się wszyscy ruszyli. Otwarcie włazu nie było problemem, nawet mimo lichych zabezpieczeń… pojedyncze osóbki zaczęły w nim znikać, najzwyczajniej w świecie wskakując do środka. Byle szybko, z dala od całego zamieszania… może nie zostaną zidentyfikowani przez przedstawicieli prawa i jakoś to wszystko będzie.
- No już, już, chop, chop! - Popędzała wszystkich Leena, przyglądając się Bixowi z góry do dołu. Kurcze, na taki kawał chłopa, Fenix raczej nie był przygotowany… poziom niżej, ogłupiały sprzedawca pieczywa, otrzymywał właśnie nieproszonych gości, spadających z sufitu wprost niemal na jego wypieki. I pech chciał, że akurat “Młot” dzięki swej posturze, utknął w cholernym włazie. No pięknie.
Becka przez dłuższą chwilę wystraszona wpatrwała się w mężczyznę. Wielkolud nie zmieścił się w otworze! Zaklinował się! Utknął i nie mógł się ruszyć! I co teraz zrobią? A co będzie jeśli ona też tak utknie!?!
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że Bix jest dużo większy i szerszy od niej, więc nie groziło jej... to co przytrafiło się jemu. Odetchnęła z ulgą. Musieli mu jednak jakoś pomóc...

Poganiać Darakanki nie trzeba było. Zwinnie zeskoczyła, gdy tylko przyszła jej kolej, czy też zwyczajnie udało się jej wcisnąć w tą kolejkę. Wylądowała i od razu zrobiła miejsce dla reszty, czekając aż jej ekipa zbierze się w całości i będą mogli zwinąć się w bezpieczne miejsce. I może wszystko byłoby pięknie i ładnie, gdyby nie Młoteczek. Vis parsknęła śmiechem bo nie bardzo wiedziała jak inaczej na to wszystko zareagować, a śmiech wydał się jej równie dobry co każda inna reakcja.
- Wciągnij brzuch - poradziła, próbując powstrzymać kolejne spazmy.
- Wciągam upfffff - sapnął Bix - Dla kogo oni robią te włazy, dla szczurów?


Night przyglądał się kłopotliwej sytuacji z wciąż potencjalnym nabytkiem załogi. Nie przejmował się zbytnio. Nowy imidż wciąż wzbudzał w nim niezmierzone pokłady gangsterskiego relaksu. Swobody typowej komuś, kto nie jedną czarną robotę odwalili, nie z jednego transportu uciekł i nie w jednym więzieniu siedział.
- Może gdyby spróbować w kawałkach... - uśmiechał się spod kapelusza. - Spokojnie, potem cię poskładamy, jak puzzle.
- Spróbuj upfff to ci ufff nogi z dupy powyrywam - Bixowi udało się przesunąć o jakiś centymetr.
- Łaskotki? - Vis podrzuciła kolejny pomysł, niemal dosłownie zwijając się ze śmiechu.
- Nie mam łaskotek!!! - wrzasnął Młot, choć nie zabrzmiało to wiarygodnie. Raczej panicznie, bo zaczął się bardziej wiercić i przeciskać.
- Bix. - odezwał się w końcu biodroid - Jak dobrze znosisz ból?
- Złap go za.. teges... - Powiedziała nagle Isabell, znajdująca się już na niższym poziomie - I ciąąągnij - Nightfall mało się nie popłakał ze śmiechu.
- Jestem kurna twardy jak pierdolony tytan - warknął ze złości na swoją niekomfortową sytuację olbrzym - A tegesy są cenne i na ich ciągnięcie trzeba sobie zasłużyć! Kurwa!
I zaczął okładać piąchą miejsce gdzie się zaklinował, choć nikła była szansa że to coś polepszy. Już raczej pogorszy.

-Mów kiedy zaboli.
TRX pochylił się nad włazem i zaczął napierać swoimi siłownikami na człowieka.
- Dawaj, nie jestem ze szkła - Młot zacisnął zęby i przygotował się na trochę bólu.
- Nie tak na siłę. Sposobem - Becka próbowała coś wymyślić.
Night dołączył do robota, próbując przepchać Bixa przez właz.
-Dół! Weźcie go tam pociągnijcie za nogi! - dość już czasu stracili.
- I nie za tegesy! - dodał Bix.
- Przecież jest twardy - parsknęła ponownie Vis, jednak uznała że dość już tych żarcików i pasowałoby pomóc więc złapała go za nogę i.. zaczęła ciągnąć.
- Zróbcie wszyscy miejsce!! - Krzyknęła pani kapitan, mając chyba dosyć tych wariackich motywów - TRX, olej wokół tułowia Bixa! Becky, ściągaj buty, manewr alfa, alfa 1-0, dawaj! - Leena ustawiła się przy Bixie, plecami do niego, po czym złożyła dłonie przed sobą, gotowa, by dać wsparcie pilotce… w końcu nie na darmo Becky była Czampionem w błotnych zapasach - Tylko miękkie lądowanie! - Dodała Leena.
Arhon sprawdził poziom płynów.
Cytat:
POZIOM PŁYNÓW: 80%
Otworzył wlew który znajdował się na lewym boku obok płyty piersiowej. Przechylił się lekko i wylał na biednego Bixa płyn.
Cytat:
STAN PŁYNÓW: 50%
Po czym ustąpił miejsce zatykając wlew.
Becka kiwnęła tylko głową i w pośpiechu zdjęła buty, odkładając je na bok. Ręce wolała mieć wolne, zawsze to większy komfort psychiczny i łatwiej o zachowanie równowagi.
- Uwaga lecimy - rzuciła jeszcze, głównie do tych którzy już byli na dole.
Cofnęła się trzy, czy cztery kroki. Po lekkim rozpędzie, wybiła się w górę, korzystając z poddźwignięcia Leeny, aby w efekcie z dość wysoka skoczyć na Bixa.
Becky wybiła się perfekcyjnie z pomocą Leeny, po czym wykonała salto i wylądowała na “Młocie”... tyłkiem, prosto w jego łepetynę. Wśród naprawdę głośnego mlaśnięcia oboje zniknęli zaś we włazie, spadając poziom niżej. Bix rypnął z 3 metrów na plecy, pilotka z kolei wylądowała na jego twarzy pupą… a pod sukienką nie miała majtek.
Bullit nadal trzymając dziewczynę próbował z nią się wcisnąć jako kolejny. Właściwie nie przyszło mu do głowy jej cucić, czy też przekazać kochankowi. Czasu na takie kwestie nie było… wydostanie się poza obszar zagrożenia było pilniejsze.
Reszta załóg skoczyła w dół, za nimi.
- Zamknijcie właz, wykrzywcie może wieko - Powiedziała pani kapitan, podając Becky dłoń, by w końcu wstała, jednocześnie podsuwając jej pod nos jej butki - No to mamy chwilę spokoju...

Na podłodze zaś został rozłożony Bix z głupim i dziwnie uśmiechniętym wyrazem twarzy...
- Dzięki. No, yyy - zaczęła dość niemrawo Becka. - Udało się! - Powiedziała uradowana, choć nie patrząc przy tym na Bixa. Odebrała swoje buty od Leeny posyłając jej dość tajemnicze spojrzenie, jak wtedy gdy chce coś powiedzieć, ale na osobności. Nie tracąc czasu przystąpiła do założenia butów.

TRX znów poczekał aż wszyscy znajdą się na dolę, z posiadanych przez niego danych to On, Nightfall i prawdopodobnie (70% prawdopodobieństwa) Kapitan Leena najlepiej nadają się na ubezpieczanie odwrotu. Chociaż zostawiając z tyłu najsłabszych szansa na powodzenie ucieczki drastycznie wzrastała.
Gdy przyszła wreszcie jego kolej, włączył magnetyczne podeszwy i spuścił się opierając plecami o jedną ścianę wylotu, a nogami o przeciwległą. Oczywiście zamknął za sobą właz. Gdy zbliżył się do krawędzi wspomógł się rękami, na szczęście większość płynów zostało wytartych przez schodzących wcześniej, i opuścił się powoli na podłogę wyłączając przy tym magnesy.
Wszyscy znaleźli się poziom niżej.
 
Raist2 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172