Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-09-2016, 20:42   #81
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Vis uwagi, na drugą z leżących na leżakach kobiet, nie zwracała. Mruknęła potakująco na prośbę pani kapitan, którą też zaraz spełniła. Była, jakby nie spojrzeć, logiczna. Przez chwilę nawet zastanawiała się czy sama nie powinna zrobić tego samego, co by swoje plecy opalić równomiernie. Co prawda na to wielkich szans nie było ale… Myślenie skończyło się szybko i to skończyło działaniem. Nie przejmując się rozwiązywaniem tasiemek, chwyciła brzegi i ściągnęła górę jednym, płynnym pociągnięciem. Zaraz też powróciła do swojego zajęcia, powierzając niechcianą część bikini ogonowi, który posłużył jej za trzecia rękę. Pozostałe dwie sunęły leniwie po plecach Leeny, zahaczając o boki, żebra i piersi, a przynajmniej te ich części, które były dostępne palcom. Rozsmarowując olejek na barkach, pochyliła się bardziej, dotykając sutkami łopatek pani kapitan.
- V, co Ty kombinujesz? - Szepnęła nagle Leena, nie ruszając się jednak ani o centymetr. Wbrew pozorom, było jej wygodnie, i korzystała w pełni z relaksu, jaki jej się przytrafił. Darakanka wyczuła własnym ciałem, mimo pozornego spokoju pani kapitan, iż tej ciało na moment zadrżało… a niewidocznie dla prawie wszystkich, leżąca na brzuszku Leena, z rękami wzdłuż ciała, zsunęła zręcznie kciukami dłoni swe majteczki do połowy pupy.
- Kombinuję? - zapytała zdziwiona, zamierając na chwilę z piersiami nawet ciut mocniej przyciśniętymi do ciała pani kapitan. - Przecież sama kapitan chciała, żeby jej posmarować plecy - przypomniała Leenie, powracając do powierzonego jej zadania.
To co mówiła i ton którym te słowa wypowiadała, a który pełen był zaskoczenia pytaniem kobiety, nie współgrały jednak z jej kolejnymi ruchami. Ogon darakanki, jakby kierowany własnym życiem, wsunął się pod jej pośladki, lądując między nogami Vis, a tym samym tuż przy brzegu zsuniętych majtek. Przesunął się po nagiej części pośladków, a następnie zaczął powoli zsuwać materiał niżej, dążąc do pełnego wyeksponowania tyłka pani kapitan. Dłonie zaś, które czasu nie marnowały, przeniosły się na środek pleców, sunąc w dół, w miarę jak Vis podnosiła się. Dotarła do pasa, odwracając się i rzucając wesołe spojrzenie Bix’owi. Zaraz też powróciła do roboty, przenosząc się ponownie na boki i sunąc po nich w górę. Tym jednak razem jej alce wsunęły się nieco głębiej, muskając większą powierzchnię piersi pani kapitan, nim ponownie wylądowały na jej barkach.
Camara nie wytrzymała. Zerwała się z leżaka, po czym… pognała gdzieś w kierunku skąd przyszedł Bix. Gdzie dokładnie, tego jednak Vis nie zauważyła, zajęta była bowiem o wiele bardziej poświęcającymi uwagi sprawami. Dosyć kształtnymi sprawami…
- Za… takie coś... - Szepnęła pani kapitan, wiercąc się pod młodą inżynier - Takie coś… to… mam się odwrócić na plecy? - Spytała Leena, i nie czekając na odpowiedź, okręciła się pod Darakanką, zwracając do niej twarzą. Zaprezentowała dziewczynie o wiele ciekawsze widoki:


A jej różowe, sterczące suteczki, nie pozostawiały wątpliwości, co do zaistniałej sytuacji.
- Vis... - Szepnęła, kładąc swe dłonie na jej biodrach.
- Skoro pani kapitan… - “chce” nie spłynęło z ust Vis, bowiem zaskoczona, wciągnęła gwałtownie powietrze. Jej ogon znalazł się nagle w dość ciekawych rejonach ciała Leeny, jednak bynajmniej nie przerywał swych działań. Przesunął się za to na przód i aktywnie zabrał za dalsze zsuwanie dolnej części bikini. Vis zaś wzruszyła tylko ramionami i zabrała się za wsmarowywanie olejku w piersi pani kapitan. Zaczęła od zewnętrznych rejonów, kolistymi ruchami przechodząc do centra, lekko zahaczając palcami o sterczące sutki. Powtórzyła czynność, upewniając się, że całe piersi pokryte są olejkiem, po czym pochyliła by podnieść butelkę. No bo jakby na to nie spojrzeć, smarować należało porządnie, nie oszczędzając na środkach do tego użytych.
- Pani inżynier Vis… proszę się opanować... - Leena próbowała ją jakoś przywołać do porządku, jednak nie bardzo jej to wychodziło. Zamiast zakończyć owe figielki w trakcie opalania, kapitan sama rozchyliła swe nogi, na ile pozwalała jej na to, usadowiona na niej dziewczyna. Dłonie Leeny, wbrew pozorom jej samej, powędrowały z kolei najpierw po udach Darakanki, później brzuszku, następnie po piersiach dziewczyny.
- Co my tu wyprawiamy? - Szepnęła Leena z zadziornym uśmieszkiem.
Bix natomiast gapił się stojąc nad dwoma naoliwionymi jak sardynki PRAWDZIWYMI kobietami i nie za bardzo wiedział co ze sobą zrobić. Namiot urósł mu już do pokaźnych rozmiarów, rozpasanie wokół przekraczało nawet proste fantazje dużego mechanika. I do tego... kapitan?!
- Ja tylko wypełniam polecenia - odpowiedziała Vis, zgodnie zresztą z prawdą. Czy to jej wina, że Leena reagowała tak, a nie inaczej? Musiała przy tym przyznać, ze i jej ta zabawa się podobała, o czym najwyraźniej ogon doskonale wiedział. No cóż… Skoro zaś powiedziało się A to i B wypadało. Nie zważając zbytnio na oponowanie leżącej pod nią kobiety, wylała na dłonie kolejną porcję olejku, a następnie zaczęła go wsmarowywać w brzuch pani kapitan, uprzednio odłożywszy butelkę na jej miejsce. Ogon zaś… Ogon robił się coraz ciekawszy tego, co kryły ów skrawek materiału, którego zdejmowaniem się zajmował. Gdy odsłonił już wystarczająco, wsunął się między chętnie rozłożone nogi, które pozwalały mu na takie igraszki i zaczął badać. Jego końcówka z ciekawością sunęła po wrażliwej skórze, wnikając nawet nieco głębiej, między wargi. Sama Vis, wygięła się nieco do tyłu, uznając, że przyjemności też się jej należą i korzystając bezwstydnie z ruchów dłoni Leeny.
I nagle Leena ją z siebie zrzuciła. Tak po prostu, popchnęła dziewczynę w tył, efektem czego ta spadła z pani kapitan i leżaka, dosyć boleśnie lądując na 4 literach, zdzierając sobie sporo skóry z tyłka i pleców… a ból był tak intensywny, iż Vis aż pojawiły się w oczach łzy. W tym momencie Bix zgłupiał już całkiem, nie bardzo wiedząc, co też uczynić, naprężył się więc cały gotowy do walki?
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam... - Powtarzała w kółko Leena, szybko doskakując do Darkanki. Czar prysł, a pozostała brutalna rzeczywistość, ból, zdziwienie, szok.
- Camara, proszę, apteczka… cokolwiek - Powiedziała kapitan. Nikt nie wiedział, co się dokładnie stało, co doprowadziło, do takiego zachowania Leeny, czy był to jakiś impuls, nerwowy tik, niekontrolowany odruch? W każdym bądź razie, wśród asysty “młoteczka”, przeniesiono szybko obolałą Vis do domku, po czym zaaplikowano jej środki znieczulające, oraz użyto pakietu medycznego na jej ranach.
Leżała na miękkim łóżku, nieco już wstawiona wypitymi wcześniej drinkami, pod opieką ich przewodniczki i pani kapitan, z Bixem przestępującym z nogi na nogę, nie bardzo wiedząc, jak pomóc w tej sytuacji…
- Musimy jej ściągnąć majteczki, by opatrzyć rany - Camara spojrzała wyczekująco na Bixa. Ten jednak nie zrozumiał aluzji.
- Bix, proszę wyjdź, zajmiemy się Vis, to tylko lekka rana, jednak sam rozumiesz...
- Vis, było nie spoufalać się z kapitanem - powiedział Bix pomny wcześniejszych doświadczeń grożąc wielkim paluchem. Fujara mu zwiędła, wciąż czuł nienasycone obrzmienie wypełniające mu slipy. Potrzebował, stanowczo potrzebował baby. Tyle że ta cholerna planeta w ogóle ich nie oferowała!
- To ja... zaczekam na zewnątrz. Przepraszam Pani Kapitan, miałem się nią zająć a nie upilnowałem. Następnym razem będę czujniejszy...
- Że co…? - Vis była skołowana i to mocno. Najpierw upadek, później zmiana miejsca, teraz jakieś głupie żądania i … Dlaczego niby Młoteczek miałby wychodzić?
- Przecież nic mi nie jest - rzuciła. To co się wokół niej działo to już była przesada. Zupełnie jakby była dzieckiem i zaliczyła swój pierwszy upadek i stłukła kolano. Pewnie, gdyby umiała się złościć, wybuchłaby teraz furią i wygoniła tą całą Camarę z pokoju. Ze złoszczeniem się miała jednak pewne problemy więc zamiast tego, zwróciła się do Bix’a - jedynej osoby, którą tu w miarę dobrze znała.
- Zooostań - jęknęła, obdarzając go proszącym spojrzeniem, unosząc się przy tym nieco na łóżku. - Właściwie to Młoteczek chyba sam może to opatrzyć, prawda? To tylko otarcie w końcu. Nie jestem dzieckiem - zakończyła, zachowując się nad wyraz dziecinnie i obrzucając wszystkich pełnym wyrzutu spojrzeniem.
To, że nie chciała dalszej ingerencji pozostałych kobiet, było widoczne nawet dla ślepego. Nie żeby miała coś do pani kapitan, ale to tej drugiej już prędzej. Czemu nie mogli zająć się własnymi sprawami? I dlaczego wszyscy musieli nad nią wisieć?
- Jeśli Bix umie obsługiwać medipack, i potrafi Cię podleczyć, nie ma sprawy, zostawimy was samych - Powiedziała Leena, wzruszając ramionami - Ale zanim wyjdziemy, spójrz lepiej w lustro - Ustawiła je tak, by Vis mogła obejrzeć swoje otarcia na pupie i plecach. I wcale, wcale to nie wyglądało jak ot byle drobnostka.
- To idziemy, tak? - Pani kapitan spojrzała na Camarę.
Vis spojrzała na Młoteczka z nadzieją w oczach. No niby wcale nie wyglądało to tak lekko, ale z drugiej strony…
- No to już jak pani kapitan uważa - mruknęła z wyraźną niechęcią i równie wyraźnie naburmuszona. Zaraz jednak owe naburmuszenie jej przeszło, bowiem wyszczerzyła ząbki i ułożyła się wygodnie. Jej myśli odpłynęły ku projektowi nad którym pracowała, całkiem porzucając problem poharatanych pleców, ignorując całkowicie obecność obu kobiet i Bix’a.
- Pewnie że umiem obsługiwać medpaczkę, tylko kretyn by nie umiał, Pani Kapitan - Bix rzeczywiście kilka razy musiał go używać, w końcu był regularnie obijany, i parę razy ranny przy naprawach. Kilka razy zrobił to nawet prawidłowo - Proszę się nie martwić, kazała mi Pani się nią uważać, zajmę się nią jak trzeba
- To my się rozejrzymy za jakimiś dodatkowymi maściami, albo czymś podobnym, co przyspieszy leczenie skóry - Powiedziała Leena, chwytając zmieszaną Camarę za dłoń i wyprowadzając z pokoju - A wy tu grzecznie - Mrugnęła na odchodne do Vis i Bixa.
 
Mekow jest offline  
Stary 03-09-2016, 22:58   #82
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- Eeee... - Młot starał się nie gapić na błyszczące, nagie ciało Vis i skupić się na medpaku. Tyle opcji, tyle możliwości, skąd ma do jasnej cholery wiedzieć o co chodzi? Pewnie była instrukcja, ale instrukcje są dla pedałów, prawdziwy mężczyzna wyrzuca instrukcję do kosza. Bix natomiast bardzo się starał być mężczyzną. Prawdziwym, nie jakimś pierdolonym klonem z probówki którym był w rzeczywistości - Dobra, chyba ogarniam, to chyba to coś będzie - i wziął coś, co z całą pewnością było opatrunkiem na oparzenia oraz syropem na kaszel.
- Co będzie? - zainteresowała się Vis, wybita ze swoich planów i kolejnych fragmentów programu, który zamierzała dołączyć do standardowego działania swe projektu. Z pewnym zdziwieniem zauważyła, że pani kapitan i ta druga, wyszły. Fakt ów przyjęła jednak z zadowoleniem. Im mniej osób wokół niej, tym zwykle było lepiej. Widząc, ze Młoteczek przygotowuje się do opatrzenia reszty jej obrażeń, sięgnęła w dół swojego ciała, żeby rozwiązać tasiemki utrzymujące na miejscu ostatnią cześć garderoby jaką miała na sobie.
- Powinno być gdzieś opisane - poinformowała go, unosząc nieco pośladki żeby łatwiej móc wysunąć materiał spod siebie.
- Dajemy jak leci - Bix był całkiem ucieszony, że mógł się bezkarnie pogapić na kobiece ciałko, złapał za nanitospreje i zaaplikował na ranę. Czytać całe szczęście umiał, a nawet gdyby nie - rosnące z roku na rok zdebilenie galaktycznego społeczeństwa wymusiło znaki obrazkowe w większości znanych światów. - Damy jeszcze tego, chyba przeciwbólowy. Lepiej Ci, V? - i już po chwili Vis poczuła wielkie, chropowate łapy Bixa wmasowujące chłodny żel w stłuczone miejsca.
Namiot stanął mu ponownie, wyraźnie oznaczając gotowość Młotka do wszelakiej aktywności.
Czy lepiej… Z pewnością było lepiej, a przynajmniej chłodniej. Biorąc pod uwagę środki przeciwbólowe i drinki, mogła Młoteczkowi odpowiedzieć całkiem swobodnie.
- Cuuudnie - jęknęła, układając się wygodniej. Ogon, jak to miał niekiedy w zwyczaju, działał kierowany własnym życiem, owijając się wokół masywnej ręki Bix’a niczym ciekawski wąż.
- Wciąż się dziwię, jakim cudem przy mechanicznej robocie nie ucięło Ci go jeszcze - Bix odwinął delikatnie ogon i przejechał wzdłuż niego palcami, przyglądając się czy i na nim nie ma otarć.
- Czego? - zapytała zdziwiona, zaraz jednak odpowiedź sama wyświetliła się w jej głowie, wraz z przyjemnymi doznaniami, na które odpowiedziała lekkim uniesieniem tyłka w górę i cichym pomrukiem.
- Żartujesz? To najlepszy pomocnik jakiego można sobie wymarzyć. Nie ucięło mi obu rąk to dlaczego miałoby trzecią? - zapytała, zdziwiona nieco, jednak jej myśli zaraz odpłynęły z powrotem do miejsca, w którym znajdowała się dłoń Bix’a. Cóż poradzić, ogon był integralną częścią jej ciała i to nawet dość czułą. Możliwe, ze miało to coś wspólnego z jego umiejscowieniem…
- Czekaj chwilę... - Młot odwrócił się plecami i sięgnął do slipów by jakoś ułożyć korzeń w wygodnej pozycji. Umiarkowanie wygodnej, bo spęczniałe do granic możliwości cholerstwo stanowczo chciało wyrwać się na żer - Powiedz mi jeszcze że na Twojej planecie też chłopów nie ma, bo ogonki wam wystarczają, to uwierzę we wszystko.
Roześmiała się w odpowiedzi.
[i]- Darak aż tak nudny nie jest -[/] odpowiedziała i nie zwracając uwagi na obrażenia, obróciła się na bok, tak żeby mieć lepszy widok na Młoteczka. - Ogony są przydatne - wyjaśniła mu, wzrokiem lądując dokładnie tam, gdzie były ciekawe widoki. - Nie są jednak niezastąpione. Powinieneś sobie ulżyć - zwróciła mu uwagę. - To niezdrowe tak się wstrzymywać, wiesz?
- Bab tu nie ma - odparł Bix - A pornole zostały na okręcie. A to głupio tak z zawora bez baby lub pornola spuścić.
- Jak to nie ma bab? - zapytała zdziwiona, bo gdy ostatnim razem rozglądała się wokoło, to widziała same kobiety. - Nie jesteś czasem zbyt wybredny? Taka pani kapitan, albo Becka, albo ja, albo te wszystkie dziewczyny biegające na plaży… Coś z nami nie tak?
Przejechała wzrokiem po swoim ciele. No wszystko było jak trzeba, a przynajmniej ona żadnych odstraszających zmian nie zauważyła. Jej piersi były tak gdzie powinny być, fakt, trochę śliskie od olejku, ale jak sama sprawdziła przejeżdżając po nich palcami, było to bardziej przyjemne niż nie.
- Kurcze, Vis, litości. Ja nie zamoczyłem od kiedy z Magellana mnie zabrali a ty mi się jeszcze wypinasz - Bix wyciągnął chciwie rękę ku niej i zaraz zabrał - Myślałem że lecimy na fajną planetkę, poużywam se jak zajedziemy, więc oszczędzałem siły. A tu banda półchłopów poprzebieranych za baby. Mam ciupciać coś co ma kutasa? A Mama mówiła mi że we własnej załodze się nie pierdoli, bo więcej z tego kłopotów niż korzyści. To kurde se tylko patrzę, bo super laski jesteście... i jak się nie powstrzymałem i spróbowałem Pani Kap... - I Bix złapał się za usta, aż chlasnęło - - ...Ups? Nic nie mówiłem!
- Próbowałeś pani kapitan? Przyjemna jest? - Vis oczywiście chciała wiedzieć, jednak zaraz ta chęć została zastąpiona innym tematem. - Dlaczego nie? To w końcu normalna funkcja organizmu, proces znany od początków i nawet przyjemny. Dlaczego Mama miałaby go odradzać? To nielogiczne i źle wpływa na pracę podzespołów. No, gdyby faktycznie były tu normalne kobiety, to pewnie mógłbyś się tej dziwnej zasady trzymać, ale skoro ich nie ma… Nie żebym te tutaj uważała za nienormalne. To musi być niezwykle wydatny system, zarówno reprodukcyjny jak i ekonomiczny. Na dobrą sprawę jednak, to od tyłu one wszystkie wyglądają przecież tak samo. No i światło można zgasić - dodała, wyszczerzając się do Młoteczka.
- Jak masz okazję to korzystaj - poradziła mu, zachęcająco machając ogonem. Dla niej seks był tylko tym czym był, procesem mającym na celu rozładowanie napięcia, reprodukcję. Był jak jedzenie i picie. Naturalny, nie wymagający marnowania zbędnego czasu na przemyślenia czy powinno się czy nie. W ogóle kto by sobie tym głowę zawracał gdy tyle było ciekawszych rzeczy. Komputery chociażby, roboty, narzędzia…
- Tylko liznąłem, V, Ciiii! Jak się dowie, że wygadałem, to mnie przez śluzę wyrzuci! - przerażony Bix wyglądał całkiem zabawnie. Tyle że już chyba cała krew mu z mózgu odpłynęła bo ręce same zaczęły pchać się w okolice podogonia. Bix subtelny nie był nigdy, więc po prostu wpakował kiełbasowaty, chropowaty paluch prosto w szparkę, po czym dokładnie, jak to mechanik sprawdził luzy i naoliwienie, oraz czy gwint dopasuje się do jego śruby.
- A zmieścisz się w tej śluzie? - Biorąc pod uwagę, gdzie znajdował się obecnie palec Młoteczka, pytanie to mogło zabrzmieć co najmniej dwuznacznie. Sama wis straciła zainteresowanie rozmową dość szybko, nawet jak na nią, unosząc nieco nogę by ułatwić Bix’owi dostęp. Jej długi, rozdwojony języczek wysunął się na zewnątrz, zwilżając wargi, które nagle zrobiły się ciut suchsze niż przed momentem. Jej wzrok wylądował na slipach Młoteczka, zaś w głowie pojawiły się pewne wątpliwości co do kompatybilności. Jakby nie spojrzeć, była raczej drobną osóbką, a Bix to był kawał faceta. Martwienie się takimi drobnostkami nie leżało jednak w jej zwyczaju.
- Nie będę wiedział dopóki nie spróbuję, nie - Młotek szybko pozbył się slipów, niemal przewracając się na ziemię, z apteczki wyciągnął saszetkę z czymś oznaczonym jako maść na cholera wie co, ale to nie było ważne, grunt że była śliska. Zużył od razu dwie, rozprowadził po kutasie, tak że wyglądał jak tłusta kiełbacha prosto z piekarnika. Złapał Vis za bioderka, przycelował i po bixowemu zaczął łupać raz za razem, niezmordowanie. Bez polotu, bez finezji, pozwalając by rozmiary i jego wytrzymałość zrobiła swoje.
- Uhh, jak mi tego brakowało! Uhhh Ahhh! - Młotowi już zupełnie krew z mózgu odpłynęla, zupełnie nie przejmował się konsekwencjami, po prostu pierdolił i korzystał, dokładnie tak, jak powiedziała mu Vis.
- Mmmmhmmm - skomentowała wielce wymownie. No bo co tu więcej było do gadania? Kompatybilność okazała się wystarczająca by proces nie sprawiał zbytniego bólu, a nawet był przyjemny. Fakt, Vis podejrzewała, ze co nieco mają z tym wspólnego drinki, te przeciwbólowe środki i to coś, co Młoteczek na siebie nałożył zanim się w nią wpakował, jednak myślenie o tym odłożyła na później. Czuła wyraźnie, że jej serce i oddech przyspieszają, a i ciało reagowało poprawnie, stopniowo zwiększając stopień przyjemności płynący z czynności wykonywanych przez Bix’a. Odchyliła głowę pojękując coraz głośniej, zostawiając Młoteczkowi swobodę działania.
W końcu zwierzęca furia Bixa przeszła w apogeum. Aż dziw, że drobna inżynierka przeżyła to bez urazów. Młotek, trzymając Vis w żelaznym imadle swoich dłoni zdemolował chyba pół pokoju. W końcu skończyli pod ścianą, gdzie olbrzym opróżnił swoje mosznowe śliwy prosto w dziewczynę i ciężko zadyszał. Złapał za spocone ciało Vis, delikatnie położył na nieźle rozchybotanym łózku, po czym klapnął na podłodze i i sięgnął po cygaro.
- Chwilka przerwy, co? - zapytał z nadzieją.
Vis uznała, że najlepiej zrobi, nie ruszając się z miejsca, w którym położył ją Bix. Miała niejasne wrażenie, że przydałby się jej teraz pełny scan medyczny ale po kiego się kłopotać. Było jej dziwnie dobrze biorąc pod uwagę atrakcje, które zaserwował jej wielkolud. Ułożyła się więc na boku, podkuliła nogi i oplotła je ogonem. Na jej, nieco ciemniejszej niż gdy przebywała na słońcu, skórze perlił się pot. Kilka jego kropel, które wisiały na górnej wardze, zlizała językiem.
- Przerwa - potwierdziła. - Lepiej? - zapytała zaraz, wyraźnie i żywo ciekawa. Po troszku także chciała usłyszeć potwierdzenie jej racji, w kwestii bezsensowności załogowego celibatu, o którym wspomniał przed. Ot, dla czystej przyjemności powiedzenia “a nie mówiłam”.
- Lepiej... wszystko w porządku? - zapytał Młotek bezwstydnie podziwiając to, co przed chwilą zbałamucił, wypuścił chmurę dymu z ust... i nagle się zerwał - O kurna, kapitan zara wróci! Gdzie moje gacie?
- W… - porządku, chciała powiedzieć ale wybuch Młoteczka wytrącił ją z tego planu. - Gdzieś tam - machnęła dłonią, obejmując gestem, na dobra sprawę, cały pokój. Sama nie miała zamiaru kłopotać się czymś takim jak ubieranie, czy przykrywanie. No bo po co? Wyjście na widok publiczny jeszcze miało jakieś wyjaśnienie, ale w zaciszu domowym? A że nie ich dom, to jakoś nieszczególnie Vis ruszało.
- Wstydzić się przecież nie masz czego - dorzuciła zgodnie z prawdą, obdarzając Młoteczka wesołym uśmiechem.
- Nie wstydzę się, ale łeb mi urwie jak zobaczy co robiłem zamiast leczyć. Albo i co gorszego niż łeb. O tu są! - Bix upakowywał wciąż cieknący interes w czarne slipy z białym "jolly rogerem" - Nie mogę zawieść zaufania kapitan! ... Przynajmniej nie tak, by się dowiedziała
- Nie widzę jakbyś niby miał zwieść jej zaufanie - Vis pokręciła głową, kompletnie nie nadążając za rozumowaniem Młoteczka. - Przecież nie zrobiłeś niczego niewłaściwego, co by miało wpłynąć źle ani na statek, ani na załogę. Nie złamałeś żadnej zasady, a przynajmniej żadnej która mi do głowy przychodzi. Co ty się jej tak w ogóle boisz? - Wypaliła w końcu z pytaniem, które nurtowało ją od paru sekund. - Jeszcze bym zrozumiał gdybyś wziął siłą, ale… no kurczę, przecież nie wziąłeś. A teraz to tak może przestaniesz panikować i przyniesiesz coś do picia? Chyba obojgu się nam przyda, co nie?
Przekręciła się na brzuch i zaczęła machać radośnie ogonem, zerkając na niego spod na wpół przymkniętych powiek.
- Zaraz wracam z piciem - Bix wyszedł, zanim Vis zacznie naciskać na jego lęk przed Leeną. Kurna tak miał, że bał się tego, co rządzi. Psych powiedział mu kiedyś, że ma to zapisane w genach, zakodowane w procesie dzięki któremu go sklonowali, ale co on tam wiedział, durny jajogłowy... przechodząc obok współzałogantów pomachał im głupkowato się uśmiechając. Podszedł do plażowego baru i do słodkiej dziewuszki... tfu, babochłopa powiedział sucho - Duże piwo. I coś fikuśnego z palemką
Piwo to dobry pomysł, po odpowiedniej jego ilości w głowie zrobi się jaśniej i od razu będzie łatwiej zrozumieć o co chodzi z tym seksem między załogą i jak to ugryźć.
Vis z kolei skorzystała z ciszy i spokoju, a przede wszystkim z samotności. Tak to już bowiem było, że najlepiej jej się myślało gdy nikt jej nad głową nie wisiał. Jak nic, musiała nieco popracować nad rozmiarem swojego projektu. Standardowy wydał się jej nagle ciut niewystarczający, która to myśl przywitała z błogim uśmiechem. Czekając na Młoteczka robiła listę zakupów, które trzeba było zrobić. W końcu, skoro mieli ten cały status vipów to trzeba go było porządnie wykorzystać. Może nawet dałoby się Bix’a namówić na to, żeby jej towarzyszył…
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 07-09-2016, 22:18   #83
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Bullit wrócił na plażę, zostawiając za sobą ekipę Fenixa… w sumie niekompletną. Becky, Nightfall i TRX urwali się już wcześniej, spędzając czas z dala od grupy. Powinien też tak od razu postąpić, wszak spędzali ze sobą czas niemal non-stop. Idąc tak po piasku, zwrócił uwagę na pewien szczegół, który zainteresował go już nieco wcześniej, gdy obserwował okolicę przez lornetkę. Motorówki.



Takie trochę większe motorówki, niemal już małe jachty. Urwać się gdzieś na takim, w cichy kąt, może mieli tu blisko jakieś spokojne, zielone wysepki, a i miejscowe towarzystwo nie było aż takim problemem dla Doca, jak chociażby dla Bixa. Hmmm… może spróbować właśnie w tym kierunku?
Urwać… tylko jak ? Doc nie był wyczynowym pływakiem, więc rozejrzał się za wolnym pojazdem lub miłą podwózką… bezpruderyjną najlepiej. Vis z Leeną narobiły mu smaka, acz… na tym robieniu się skończyło. No cóż… może gdyby było tam inaczej potoczyła sie sytuacja, ale… Bullit nie chciał rozpamiętywać ostatnich wydarzeń, bo im bardziej to robił tym bardziej się wściekał. Lepiej zapomnieć.

Idąc już po przystani, zauważył nagle ewentualną okazję. Trzy krągłe Macolitki pakowały właśnie jakieś zapasy na jeden z takich właśnie mniejszych jachcików… chociaż “one pakowały” było mocną przesadą, dziewczyny rozmawiały żywo na temat dzisiejszego dnia, doglądając przy tym dwóch humanoidalnych robotów, pakujących na pokład kilka niewielkich skrzynek. Zauważyły one przyglądającego się im mężczyznę, zaciekawione najwyraźniej jego wyglądem. W końcu ponoć na tej planecie 100% samców właśnie nie było, więc Doc był już na pierwszy rzut oka dosyć niezwykłym zjawiskiem. Uśmiechały się do niego naprawdę słodko.


-Hej… gdzież to się panny wybieracie.- zapytał wesoło Doc machając dziewczynom.
- A popływać - Powiedziała jedna z nich, nieco zadziornie.
- Ty nie wyglądasz jak tutejsza - Dodała jej jasnowłosa koleżanka.
-Jestem Dave i nie jestem tutejszy.- odparł ze śmiechem Bullit i spytał.-A jak wy się nazywacie sikoreczki?
- Nie jesteś Ty czasem tym, no… jak oni się nazywają… mężczyzną? - Spytała ta siedząca z tyłu.
- To jest Clio, ja jestem Zalia, a tam mamy Sin - Przedstawiła towarzystwo blondynka.
-Tak… jestem mężczyzną.- potwierdził Dave drapiąc się po karku i rzekł żartobliwie.-Ale tylko tak strasznie wyglądam.
- Wcale strasznie nie wyglądasz - Powiedziała Zalia.
- Nom - Dodała z uśmieszkiem Clio.
- Kwadratowy trochę - Palnęła nagle Sin, niewinnie się uśmiechając.
- Ja bym powiedział, że umięśniony. Podrzucicie mnie na jakąś… małą wysepkę w okolicy?- zapytał niezrażony ich opiniami o swej “kwadratowatości”.
- A masz konkretny cel podróży? A co tu w ogóle robisz? Długo już tu jesteś? - Pierwsze dwie panienki oczywiście znowu zasypały go pytaniami, Sin, jak już od kilku chwil, była jakby nieco mniej przekonana co do jego osóbki.
- Właśnie Dave, powiedz nam coś o sobie - Dodała.
- Nie gryzę… no chyba że się mnie ładnie poprosi. Więc możecie mnie wpuścić bez obaw na swą łódeczkę.- zażartował na początek podchodząc bliżej do jachtu.-Jestem na urlopie od… dzisiaj tu. Właśnie wypoczywam i szukam jakiegoś spokojnego miejsca na to. Jestem medykiem pokładowym na statku kosmicznym,

Zalia i Clio były najwyraźniej pod wrażeniem, przynależności Doca do załogi statku kosmicznego. Sin oczywiście jakby mniej…
- Wow, i tak latasz między planetami? - Powiedziała jasnowłosa.
- Chodź, możemy Cię podrzucić - Zaproponowała Clio. W tym momencie, na pomoście, pojawiła się kolejna Macolitka, idąca właśnie prosto do rozmawiającego ze sobą towarzystwa przy jachcie.


- Hej Amora! - Zawołała Zalia.
- Hej dziewczyny, a to kto? - Czarnoskóra spojrzała na Bullita.
- To jest Dave!
- Płynie z nami!
- To mężczyzna... - Odezwała się od dłuższego czasu milcząca Sin.
- Aha. No cześć - Amora uśmiechnęła się przelotnie do Bullita.
-Cześć.- uśmiechnął się przyjaźnie Bullit taksując sylwetkę Amory, tak jak i pozostałych dziewcząt. Może i miały męskie dodatki… ale do licha… były z nich gorące dziewuszki.
- Ja tam nie mam nic przeciw - Teraz to Amora przyjrzała się Docowi z góry do dołu - Nie byłam jeszcze w towarzystwie mężczyzny...
- To płyniemy! - Krzyknęły wesoło 2 pozostałe dziewczyny, a Sin jedynie smętnie westchnęła.
Bullit wpakował się na pokład i usiadł gdzieś z boku. Nie znał się na żegludze, więc pozwolił dziewczynom działać, sam jedynie obserwując ich gibkie ciała.. Od czasu do czasu zerkał na oblicze Sin nie bardzo rozumiejąc jej zachowania.
Jacht z rykiem silników szybko odbił od mola. “Łódka” ruszyła wkrótce coraz szybciej, kierowana sprawną ręką Sin, zmierzając ku otwartemu morzu. Pozostałe dziewczyny rozsiadły się wygodnie na pokładzie, wylegując w promieniach słońca. Po chwili pojawiły się i jakieś drinki, rozdawane sprawnie przez blondwłosą Zalię, która była w tym towarzystwie chyba najbardziej rozrywkową osóbką.
- Gdzie płyniemy? I co to za drink?- zapytał więc ją Bullit smakując alkohol.-Niezły.
- Płyniemy na wysepkę Parada 2, tam chciałyśmy sobie nieco poimprezować - Wyjaśniła Zalia - A drink to mój własny wynalazek, 3 rodzaje alkoholu i sok.
- I zdrówko! - Dodała radośnie Clio.
-Zdrówko…!- oparł Doc i po spróbowaniu wlał w siebie drinka.-Mocne.
Po czym spytał Zalię.-A co jest na tej wysepce ciekawego, poza ślicznymi pasażerkami tego jachtu?.
- No... - Zająknęła się Zalia - Nie ma nic. Jest zielono, jest pusto, i to popularne miejsce na odpoczynek, imprezy, i tym podobne.
- My kind of place.- odparł w rodzimym języku Doc.
- Davidzie… posmarujesz mi plecki? - Spytała nagle Amora.
-Cóóóóż..oook…- Bullit wstał i podszedł do ciemnoskórej kobietki.-A czym?
Macolitka podała kowbojowi tubkę olejku, po czym ulokowała się wygodnie na ręczniku, kładąc się na brzuchu.
Doc klęknął nad Amorą i sprawnym ruchem palców rozwiązał jej stanik, odtrącił jego sznurki i szybko wycisnął nieco olejku w dłonie, by rozprowadzić je po nich. Po czym zabrał się za masowanie pleców ciemnoskórej macolitki i wcieraniem w jej skórę olejku.

***

Jakiś kwadrans, i kilka drinków później, łajba w końcu dotarła na miejsce. Wyspa wyglądała naprawdę bajecznie, i znów Bullitowi skojarzyło się to z reklamą… to była jednak rzeczywistość, i mimo, że twardy był i często szorstki i w ogóle macho, musiał przyznać samemu sobie, że ta ich cholerna planeta wcale nie była taka zła.


Zatoka, do której chciała wpłynąć Sin, okazała się jednak zajęta przez 3 inne jachty.
- Ojej, ktoś tu urządza sobie większą imprezę? - Zasmuciła się Zalia.
- No to do następnej zatoki - Powiedziała Clio.

Kilka minut później, opływając nieco niewielką wyspę (mającą może ze 2 kilometry), w końcu towarzystwo znalazło spokojne miejsce, gdzie można było rzucić kotwicę.
- Łiiii, jesteśmy! - Zalia, odrobinę już wstawiona, zaczęła tańcować bez muzyki na pokładzie, nawet zgrabnie się wyginając - Kto idzie popływać? - Krzyknęła, pozbywając się wyjątkowo szybko staniczka.
- Hej, hej! - Odezwała się Sin, sama popijając swego pierwszego drinka - Tylko mi tu bez wygłupów, i zakładać czujniki, bo jak pójdzie kto na dno, to możemy nawet nie zauważyć, a tym bardziej nie uaktywni się robot!
-Od razu do wody? Po drinkach… nie wypada.- odparł ze śmiechem Bullit dołączając do tańca Zalii, by lepiej przyjrzeć się jej krągłościom i poocierać o nią. A co! Był lekko wstawiony i zdecydowanie bardziej tolerancyjny. -Jako lekarz zabraniam… alkohol i pływanie źle… no… nie pasują.
- Ojej, jesteś doktorem? - Mruknęła jasnowłosa… i w końcu pojawiła się jakaś muzyka, zaczęła więc małe tańce z Bullitem, kręcąc przed nim tyłeczkiem. Po chwili dołączyła do nich Amora, zachodząc Doca od tyłu, tańcując za nim. Ciemnowłosa Clio miała ubaw po pachy, przyklaskując wesoło do sytuacji i lekko wyginała się w rytm muzyki siedząc na miejscu… Sin z kolei odeszła od komputera puszczającego ową muzykę, popijając alkohol i spoglądając gdzieś na wyspę.
-Nooo lekarzem.. tym w zasadzie jest medyk…- wyjaśnił Dave nie rozumiejąc czemu pyta o to. Za to zaglądając jej przez ramię na falujące piersi. Aż chciałoby się za nie chwycić, albo za pupę Amory. Ale dzielnie walczył z tymi pokusami unosząc ręce w górę.-A wy… czym się zajmujecie?
- Zbadasz mnie poteeeem? - Zaszczebiotała prowokująco Zalia, lecz wymowne odchrząknięcie Sin, zbiło ją z tropu. Uciszyła się więc, a zamiast tego, zachichotała, po czym zbliżyła się bardziej do Doca, i niemal już się od niego od przodu ocierając, zarzuciła mężczyźnie ramiona na kark… po chwili z kolei Amora “przykleiła” się do tyłów Bullita, kładąc jemu dłonie na biodra, a swym ekscentrycznym przodem ocierała się o jego tyłek. Ojej, robiło się gorąco.
-Jeśli masz ochotę?- odparł z uśmiechem Bullit, chwytając dłonią jej nagą pierś i powoli ugniatając delektował się jej miękkością. Co do Amory… cóż.. owa pałka dziewczyny, nieco zabijała nastrój, toteż drugą dłonią na oślep zjechał w dół i… wsunąwszy dłoń między ich lepiące się do siebie ciała bezczelnie chwycił ów oręż miłości macolitki przez bieliznę ciemnoskórej kusicielki. Postanowił posunąć jej jeszcze dalej, palcami wodząc poprzez materiał, by doprowadzić ją do małej eksplozji. Co prawda nie tolerowałby inwazji tym orężem na żaden ze swych otworów… z uwagi na swoją męską dumę, ale… robótka ręczna nie była dla niego problemem.
- Heeeeej - Powiedziały obie dziewczyny, niby to nagle oburzone zachowaniem mężczyzny, jednocześnie jednak perliście się śmiejąc. Czarnulka za plecami Doca klepnęła go w tyłek, podczas gdy blondi z przodu mrugnęła do niego, odstąpiła o krok w tył, po czym powiedziała figlarnym tonem:
- Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz? - I… dała susła w bok, skacząc z pokładu do wody! Plusnęła w błękit na popularnie zwaną “bombę”, a przyglądająca się wszystkiemu Clio uśmiała się co nie miara.
- Leć za nią! - Fuknęła do Doca Sin.
Doc zerknął na Amorę, która… zrobiła niewinną minkę, i rozłożyła ręce w geście zdziwienia.
Bullit nie był pewien czy złapie dziewczynę. Pływakiem był bowiem przeciętnym. Westchnął pod nosem coś co brzmiało: “parszywe zezowate szczęście”, po czym wskoczył zwinnie do wody za Zalią. Tu się jednak zwinność kończyła. Pływać potrafił i… tyle, mógł podążać za blondynką przez jakiś czas, ale dopędzić jej nie miał szans. A i długo za nią płynąć też nie był w stanie.

Jasnowłosa nie odpływała, ona… była pod wodą. Choć nie, nie tonęła, za to machała do niego wstrzymując powietrze, a nawet wyciągnęła język. Po chwili pojawił się kolejny plusk, i wśród bąbelków po skoku w wodzie pojawiła się Amora, ku zadowoleniu Bullita, również już z nagimi piersiami. Wskazała paluszkiem na nurkującą Zalię, znaczyło to chyba tyle, że mają ją wyłowić?
Bullit zanurkował starając się zdusić panikę, przy tych dwóch rybkach był jak pijana ropucha. Powolny i niezgrabny… i pijany nieco zresztą też. Na trzeźwo by wszak nie wskoczył.
“Co ja do cholery robię? Zabiję się!”- panikował próbując dopaść nurkującą Zalię.

Wbrew pozorom, wyciągnęli ją szybko z rozkosznych otchłani, a ta… śmiała się w najlepsze, znowu obejmując Doca za kark, przez co omal oboje nie poszli na dno. Zdecydowanie Zalia była pijana, co jej samej jednak nie przeszkadzało w zabawie w najlepsze.
- Złapałeś mnie… i co dalej? - Powiedziała rozbawiona, a jej dłoń zaczęła masować męskość kowboja przez jego spodenki. Amora z kolei uśmiechnęła się rozbrajająco.
- Dave... - Zagadnęła go, przytrzymując pijaną koleżankę, jednocześnie odrobinę się ocierając o samego mężczyznę własnym ciałem - Wracamy na jacht, czy może płyniemy na plażę?
-Na plażę.. zdecydowanie na plażę.- ni to odparł ni to jęknął Bullit dotykany przez dziewczyny. On sam zaś… cóż… bardziej był zajęty utrzymaniem się na wodzie, niż myśleniem o seksie. Choć wypukłość w jego spodenkach mogła sugerować coś innego.

Trójka amatorów wodnych igraszek popłynęła więc w kierunku plaży… i szło im naprawdę opornie. Jasnowłosa robiła sobie żarty przy każdej możliwej okazji, a wstawiona, nie kontrolowała się już na całej linii, przez co, pilnujący ją duet musiał się nieźle namęczyć, by wszyscy dotarli na suchy ląd… i ledwie wyciągnęli ją na piasek, Zalia leżała tam, mamrocząc trzy po trzy, bez kompletnego sensu.
- Ach ta Zalia - Skomentowała zajście Amora, przyglądając się półnagiej, zalegającej na plecach dziewczynie - Ale z niej fajna panna, wiesz... - Próbowała chyba jakoś ją wybronić przed mężczyzną.

W tym czasie Clio zasuwała w ich kierunku na zmotoryzowanym pontonie, Sin zaś zajmowała się ogólnie łajbą, na której tu przypłynęli.
- Czy… czy wypiłeś już wystarczająco… znaczy się… wypiłeś ZBYT dużo? - Spytała nagle czekoladka, prężąc przed Dociem swe dwie apetycznie wyglądające półkule.
-Zbyt dużo… ? Wystarczająco na co?-Bullit gapił się na jej piersi coraz bardziej podniecony ni bardzo rozumiejąc jej pytania.-A Zalia…jest… no… jest fajniutka. To… zagapi… zauważyłem.
- Prawie się durnota utopiła - Powiedziała Clio, zeskakując na piasek z szerokim uśmiechem.
- Nic mi nie jeeeeest - Wybełkotała główna prowodyrka całej sceny.
- Hej Dave, tu blisko są takie małe domki, może ją tam zaniesiemy, z dala od wody, a potem… na co masz ochotę? - Amora na drobniutki moment oblizała usteczka językiem.
- Na ciebie…- mruknął Doc nachylając się i szepcząc jej wprost do ucha.-Prężącą się zmysłową i gotową do zabawy.
Po prawdzie Clio też by mu pasowała. I Zalia… gdyby nie fakt, że następne parę godzin będzie bełkotać, a przez kolejne spać lub wymiotować.
- Świnka - Zażartowała dziewczyna, koniec końców, wspólnymi siłami, zataszczyli jednak pijaną gdzie trzeba… znaczy się, Doc taszczył, dwie pozostałe dziewczyny pomagały, trzymając półprzytomną to za jedną, to za drugą nogę… w końcu jednak się udało. Zalia zaległa w łóżku, Doc, Clio i Amora z kolei na leżakach nieopodal, popijając co dla ochłody.


- To co mówiłeś kochany? Na co masz ochotę? - Odezwała się nagle czekoladka, leżąc na leżaku, i popijając napój przez słomkę… rozchylając wielce prowokacyjnie swe nogi. Clio omal się nie zakrztusiła. Nie było to tak podniecające dla Doca jak sobie wyobrażała, ponieważ wiedział on o kiełbasce między nimi… niemniej krągłości jej piersi i tyłeczka pozwalały przymknąć na ten fakt oko. I alkohol znieczulał też.
-Nooo… na ciebie, tutaj… od razu… zmysłową i gotową do zabawy.- Bullit był zbyt pijany i zbyt długo prowokowany, by przejmować się istnieniem potencjalnej widowni.
- Taki bezpośredni, szorstki, gburowaty… podoba mi się - Szepnęła Amora, po czym odwróciła się na brzuszek, jednocześnie rozwiązując sznureczki swych majteczek. Minimalnie wypięła pupcię, oczekując wyraźnie reakcji mężczyzny… Clio aż przygryzła słomkę swego drinka, obserwując, co też nastąpi za chwilę.
Bullit zsunął się z leżaka i podszedł do ciemnoskórej dziewczyny, zsunął tkaninę i dał mocnego klapsa w pupę Amory dodając ze śmiechem.- Taki mój urok…
Wynagrodził jednak tego klapsa, pieszczotą języka… przesunął czubkiem pomiędzy pośladkami…. odkrywając że… męskość nie jest jedyną sferą erogenną macolitek, że są one hermafrodytami.
- Och... - Jęknęła Amora, czując języczek w swych wyjątkowo wrażliwych miejscach. Wypięła się jeszcze bardziej, odrobinę nawet unosząc na kolanach, i prezentując swe krągłości w pełnej okazałości. I nagle… nagle Doc poczuł inne dłonie, poczuł dłonie Clio, zachodzącej go od tyłu. Dziewczę klęknęło za nim, perfidnie ściągając jego spodenki w dół, jednym płynnym ruchem. I wtedy i on poczuł słodkie usta, pieszczące go, jak jeszcze nigdy żadna kobieta go nie pieściła, do tego zaś dołączyła zgrabna dłoń, łapiąca za jego pulsującą męskość.
To było podniecające… i bezpieczne póki co. Doc po pierwszym ataku odprężył i skupił na pieszczeniu pupy Amory, liżąc i kąsając jej tyłeczek i palcami sięgając do jej kobiecości. Miał przewagę egzotyki… duże długie, twarde i szorstkie palce… męskie palce, które wiedziały jak rozpalać kobiece wnętrze i robiły to stanowczymi i brutalnymi ruchami, bo i podniecony Doc pieszczony palcami i usteczkami Clio, miał problemy z delikatnością.

Amora bezwstydnie rozchyliła swe nogi, czekając na niego… z kolei Clio przestała zajmować się pupą Doca, wstała, po czym dłońmi chwytając jego biodra, wprost nakierowała go na cel, jednocześnie ocierając się o jego nagie pośladki swą egzotyczną odmianą. Było gorąco, i to bardzo.
Niestety przy tym całym żarze, “egzotyka” Clio przeszywała Bullita nieprzyjemnym dreszczykiem. Doc pochwycił biodra Amory i gwałtownym pchnięciem zdobył kobiecość ciemnoskórej kusicielki. A gdy już poruszał biodrami, sięgnął za siebie i pochwycił dłonią głowę Clio by przyciągnąć dziewczynę do siebie i pocałować jej usta… i przede wszystkim, uniemożliwić jej podbój swych pośladków.
Mając ją w swych ramionach, całował przytuloną do siebie dziewczynę namiętnie, jedną dłonią sięgając do jej piersi i ściskając je: raz jedną raz drugą. No i wynagrodził Clio niemożliwość podboju swych pośladków, drugą dłonią obejmując jej męskość i pieszcząc powolnymi dłoni. Nie było to łatwe, zaspokajać dwie dziewczyny na raz i bronić swojego tyłka. Wkrótce zaś, miał już na głowie aż 3 tutejsze piękności. Zalia jakimś cudem dołączyła do ich igraszek, pijana jak bela, jednak wciąż funkcjonująca… na plaży rozpoczęła się swego rodzaju orgietka?

Bullit zaspokajał Amorę, wśród jęków rozkoszy czekoladki, jej falującego biustu i… prężącej się prosto ku niebiosom męskości. Podskakiwała z każdym pchnięciem, szybko wspinając się na szczyty rozkoszy. Clio pieściła jej słodkie półkule, samej będąc jednocześnie zadowalaną dłonią Dave’a… a Zalia, najperfidniej w świecie, chwyciła Amorę za włosy, po czym wbiła w jej usta swą odmienność, ostro poruszając biodrami.
Sytuacja robiła się dziwnie... ekscytująca. Doc mógł nie odczuwać ekscytacji na widok męskiego dodatku u macolitek. Mogła budzić w nim odrazę myśl, że coś takiego mogło być wepchnięte w jego tyłek. Niemniej to co robiła Zalia Amorze… to było bardzo podniecające i poruszana szybkimi i silnymi pchnięciami ciemnoskóra wyraźnie to odczuwała. Doc szturmował ją mocniej i był coraz bliższy szczytu. Podobnie jak Clio, której męskości Dave nie oszczędzał, a dzikie spojrzenie jakie rzucał kobietom, wyraźnie mówiło im, że na kobiecości Amory nie zamierzał zakończyć figlów. Towarzystwo wspinało się wyjątkowo szybko ku ekstazie, wśród wspólnych pojękiwań, kropelek spływającego potu, i paru innych, typowych odgłosów w trakcie cielesnych igraszek. Amora przodowała w oznajmianiu najbliższej okolicy o swym stanie, płosząc nawet kilka okolicznych ptaszków. Oj tak, było już blisko… W końcu Bullit musiał zapłacić trybut za przyjemność jaką dawało mu gniazdko rozkoszy Amory… Eksplodował w niej i drżał przez chwilę w tej ekstazie nerwowymi ruchami dłoni torturując rozkoszą Clio. Czarnoskóra piękność uwolniła swoją twarz od zapędów Zalii chwilę tuż po finale mężczyzny, i zaryczała z rozkoszy niczym jakaś lwica… rzucając się na Doca. A dokładniej do jego wciąż pulsującej w ekstazie męskości, którą czym prędzej się zajęła, chcąc najwyraźniej dokładnie posmakować swego kochasia. Pijana Zalia, widząc z kolei wypięty w jej kierunku apetyczny cel, weszła energicznie w Amorę od tyłu, aż ta zapiszczała. Wszystkiemu zaś przyglądała się z zaskoczoną miną Clio, w obecnej chwili pozostająca poza wszelkimi pieszczotkami.
- Hej, a ja? - Spytała skromnie.
-Na razie… jest wypięty… tyłeczek… Zalii, a potem…- jęknął Bullit czując na sobie usta Amory pobudzające go do dalszej akcji.-Potem… będziesz… moja, jak tylko… Amora…- pocałował namiętnie Clio nie będąc w stanie mówić. I rozkoszował się tym gwałtownym i dzikim pocałunkiem.
Po krótkiej chwili, Clio przyglądając się baraszkującemu towarzystwu, zaproponowała z niewinną minką, by wszyscy się nieco obniżyli, by uklęknęli… Amora więc opadła na piasek, ciągnąc za sobą Doca za jego męskość. Zalia zaczęła się dziwnie nagle wiercić przy pupie czekoladki i nagle:
- Oooooch!! Och, och, och!! - Amora wyprężyła się mocno, na chwilę tracąc mężczyznę ze swych ust. Odwróciła głowę do nacierającej na nią, pijaną dziewczynę.
- Tam proszę trochę delikatniej, aaaaał...
- Przepraszam - Odpowiedziała Zalia, i poruszała już biodrami o wiele spokojniej. Amora zaś odszukała znów męskość Bullita, bawiąc się na całego. Nie tylko pieściła ją samą, powoli budzącą się na nowo do życia, co i zajęła się wielce wprawnie jego klejnotami, to je liżąc, to lekko ugniatając paluszkami, co i zaczęła je również ssać. To było… naprawdę miłe.

Clio. Ta niewinna, słodka i wesoła Clio, obmyśliła sobie już wszystko jak należy, i tak pokierowała towarzystwem, żeby i sama co z tego miała. Przestąpiła nad Amorą i stanęła nad nią w rozkroku, kierując swą pobudzoną odmienność prosto w… twarz Doca. Uśmiechnęła się, przygryzając lekko swe usta, usta z których przed chwilą spijał słodycz. Spojrzała na mężczyznę wyczekująco. Bullit nie mógł się przełamać co do pewnych działań, spojrzał przepraszająco na dziewczynę, pochwycił dłonią jej męskość i lekko uniósł w górę. I pochylił się by twarzą zanurkować niżej. Owszem… nie potrafił się przełamać w kwestii maczugi Clio, ale jej jaskinia rozkoszy… to już była inna kwestia. Ustami przylgnął do jej podbrzusza, językiem wtargnął do jej kobiecości smakując jej podniecenie. Nie przestawał przy tym jedną dłonią pieścić męskości Clio, a drugą masować jej pośladki dociskając jej ciało do swego oblicza… dziewczyna wyginała się zaś i słodko jęczała pod wpływem jego pieszczot, samej mocno tarmosząc własne piersi. Była blisko. Amora i Zalia również stały się znowu głośniejsze, i po kilku chwilach czekoladka zawyła po raz kolejny z rozkoszy, dostając kolejnego orgazmu. Tuż za nią Zalia, wypełniając Amorę wszystkim, co miała. U samego Doca sprawy miały się… średnio. Co prawda Amora pobudziła go do życia, do kolejnej eksplozji miał jednak jeszcze daleko. Czekoladka opadła jednak z sił na piach, na niej zaś zaległa Zalia. Mężczyzna został więc na placu boju chyba już tylko z Clio…
Doc.. mając już pobudzony organ i nadal rozkoszną istotkę w zasięgu, przerwał pieszczoty i dał klapsa Clio mówiąc.- Połóż się wygodnie ślicznotko.
- Na pleckach? - Spytała z czarującym uśmiechem.
-Na pleckach.- wymruczał podniecony Doc wędrując rozpalonym spojrzeniem po jej nagim ciele, nawet męski dodatek nie studził jego zapału względem niej.
Dziewczyna zachichotała radośnie, po czym czym prędzej położyła się na plecach… bardzo mocno rozchylając swe nogi na boki. Niewiele tak potrafiło. Z uśmiechem na ustach, prezentując się jemu w całej okazałości, oczekiwała go, równie podniecona, co sam mężczyzna.
Widoki kryjące się pod “ptaszkiem” potrafiły obudzić w Docu drapieżnika. Tak rozpalone gniazdko wręcz oczekiwało podboju. Nic więc dziwnego, że Dave przytulił się do dziewczyny wchodząc w nią gwałtownie. Szturmując jej jamkę rozkoszy, skupił się na innych działaniach, masowaniu jej uda dłonią, całowaniu i kąsaniu falujących piersi, naprężonej szyi czy wreszcie miękkich ust dziewczyny. Całował jak szalony, poruszał biodrami jak dzikus rozkoszując się miękkością Clio.
- O tak, o tak, tak... - Pojękiwała dziewczyna, gdy brał ją mocno, wśród przyglądającej im się pary. Owinęła się nogami wokół jego bioder, przyciągnęła do siebie mocno, wbijając paluszki w plecy.
- Mocniej! Mocniej! Mmmmm!! - Clio zaczęła go drapać pazurkami - Moooocniej.
To działało niczym ostrogi, sprawiając że Bullit przyspieszył i rzeczywiście mocniej napierał na leżącą dziewczynę raz po raz.. zbliżając się do eksplozji… tak jak i ona. Ta nastąpiła w końcu, gdy dociskał swe biodra do jej i całował namiętnie dusząc jej i własne jęki. A potem… nastała ciemność, rozkoszna ciemność miłosnego zapomnienia.

Parę godzin później Bullit ocknął się po namiętnej zabawie z Clio i śnie wywołanym zmęczeniem tymi wszystkimi figlami i gorącym słońcem. Ocknął się czując dziwnie, bo berło dziewczyny krzyżowało się z jego własnym berłem. Na szczęście cycuszki Clio łagodziły to dziwne uczucie. Jakoś nie mógł się przyzwyczaić do wyposażenia macolitek, co nie przeszkadzało mu jednak chędożyć jedną po drugiej. Delikatnie zsunął z siebie Clio i siadając rozejrzał się w sytuacji.

Obok nich cichutko pochrapywała i Amora, oraz… charczała głośno Zalia. Ta ostatnia zdecydowanie była zaś mocno wstawiona. Jacht kotwiczył, gdzie kotwiczył, nigdzie nie było widać Sin. Fale szumiały, słonko przygrzewało, od czasu do czasu zaskrzeczał jakiś ptaszek. No i te fajne widoki… nie tylko nagich panienek w bezpośredniej bliskości Bullita. Ledwie ten się poruszył po raz drugi, czekoladka otwarła oczka, miło się do niego uśmiechając.
- Chyba nam się przysnęło? - Mruknęła - Co robimy? - Spytała Doca, jednocześnie szturchając śpiącą Clio.
- To zależy na co masz ochotę…- rzekł z łobuzerskim uśmieszkiem Bullit i wziął Clio w ramiona.-Możemy je zostawić na leżaczkach… golutkie i kuszące. I tak tu chyba nikt zaglądać nie będzie. A trochę się opalą. Ty chyba powinnaś pomówić z kapitan Sin?
- Hm? Co? - Clio przetarła oczęta, budząc się - Pić mi się chce… ale nie procentów. No i może by co zjeść?
- To może ulokujecie Zalię w domku, a ja porozmawiam z Sin? Coś mi się wydaje, że mogła się na nas obrazić, że tak się bawimy bez niej - Powiedziała Amora, szukając wzrokiem swych majteczek.
- Jak nie zamierzacie się nigdzie wybierać, to spokojnie może zaparkować statek przy tamtej… wydmie.- rzekł opuszczając dziewczynę.Doc znał się nieco na statkach kosmicznych, ale o tych pływających nie miał zielonego pojęcia. Axion bowiem nie miała mórz, tylko dość spore jeziora. Sam założył własne spodenki zasłaniając swą nagość i biorąc się za nieprzytomną Zalię.
-To ty Clio coś przygotuj do picia i może jedzenia?- zaproponował już z blondynką w ramionach.
Doc raźnym krokiem ruszył w kierunku pustelniczej chatki, która okazała się mało “pustelnicza” z tym całym luksusem i wygodami w niech upchniętymi. Po czym w środku ruszył do jednej z sypialni i ułożył nagą blondynkę na łóżku. Przykrył ją i ruszył do pobliskiej łazienki by wziąć krótki i odświeżający prysznic.


- Heeeej - W łazience pojawiła się nagle Clio - Kończ te wodne zabawy, jedzenie gotowe - Odezwała się wesołym tonem, ubrana już w swój kompletny strój plażowy.
-Jeszcze chwila.- zamarudził Doc i wychylił się tylko po to by dać klapsa w ponętny pośladek dziewczyny.-Nie musisz na mnie czekać z posiłkiem.

Gdy w końcu Doc skończył prysznic, i pojawił się w salonie małego domku plażowego, zauważył stół zastawiony wieloma różnorodnymi przekąskami, do tego jakieś soki, wody, i skubiącą już co Amorę i Clio. Ta pierwsza, na jego widok, odezwała się konspiracyjnym szeptem:
- Sin jest zła… siedzi na werandzie i pije.
-Dlaczego jest zła?- zapytał równie cicho Bullit sięgając po przekąskę ze stołu.
- Tak jak przypuszczałam… bo bawiliśmy się bez niej - Czarnoskóra uśmiechnęła się tak odrobinę “krzywo”.
- To uwiedźcie ją… we dwie w ramach przeprosin.- odpowiedział wprost Bulli popijając jakiegoś drinka.- I po sprawie.
Proste rozwiązanie trywialnego problemu.
- A może jej chodzi o Ciebie? - Odezwała się równie cicho Clio, rzucając zaczepnie w Doca skórką jakiegoś owoca.
- Co o mnie… przecież wyraźnie mnie nie lubi.- zaśmiał się Dave cicho.-To niedorzeczne.
- No to właśnie… może ją do siebie przekonaj? - Uśmiechnęła się wymownie Clio.
- Sam do niej nie pójdę. Nie jestem czarusiem.- wyjaśnił Bullit zerkając na Amorę i Clio.-I w ogóle jej nie znam. Jedna z was będzie musiała mi pomóc.
- Dobra, pójdę z Tobą - Powiedziała po chwili zastanowienia Amora. Poszli więc… Sin siedziała naburmuszona z piwem w dłoni, i na widok Bullita zrobiła jeszcze bardziej krzywą minę.
- Hej laska, Dave chciał pogadać - Zagadnęła dosyć nietypowo czekoladka.
- Ta? Ciekawe o czym? - Odparła kapitan jachtu.
- O tobie… o was dziewczyny?- stwierdził “zdradziecko pchnięty sztyletem w plecy ” Doc przysiadając się i przyglądając atutom Sin ukrytym pod drobniutkim bikini. A potem na Amorę, która pod tymi względami jednak wygrywała.- Właściwie co robicie, gdy nie bawicie na urlopie?
- A czy to takie ważne? - Sin upiła piwa - Mnie tam Twój życiorys nie interesuje… co robisz w wolnym czasie, gdzie pracujesz, masz kogoś czy nie?. Jak dla mnie to mało istotne szczegóły. Jakoś od samego początku… no jakoś tak Cię nie polubiłam - Wzruszyła ramionami.
-Ważne… może i nie. Ale ciekaw jestem.- wzruszył ramionami Doc. I zerknął na Sin, na jej twarz.-A czemuż to nie polubiłaś? Co prawda jest ku temu wiele powodów. Nie jestem… milutki z natury, ale znów… ciekawi mnie jaki jest twój.
- To durny powód, ale czasem tak jest… no… po prostu nie spodobała mi się Twoja gęba no - Sin zrobiła dziwną minę.
- Ej no... - Zaprotestowała Amora.
- No co? Szczera jestem - Wzruszyła ponownie Macolitka ramionami - Czasem tak w życiu jest, widzisz kogoś po raz pierwszy, nie znasz w ogóle, a jednak masz uczucie, że tej osoby nie polubisz - Tym razem uśmiechnęła się niewinnie, jednocześnie sięgając po kolejne, schłodzone piwo, które rzuciła Bullitowi - No sorry, no... - Dodała.
-Nooo cóóóż… jak to mówiła jedna damulka w “Czerwonej Różyczce”: Każdego nie zadowolisz.- wzruszył ramionami Doc zerkając karcąco na Amorę. W końcu to był ich pomysł.-Poza mną jest jeszcze Clio i Amora, więc… nie musisz się akurat mną martwić. Pójdziecie sobie na spacer razem… pogadacie.- zaproponował na końcu Dave.
- A może… no… teges… może jak się bliżej poznacie, to będzie inaczej? - Nie dawała za wygraną Amora.

- Eeeeeeej smutasy, co tak marudzicie?? - Wydarła się Zalia, wychodząc z chatki. Była jeszcze nieco wstawiona, jednak wyraźnie czuła się nieco lepiej. Towarzyszyła jej i Clio, zajadająca się kolejnymi owocami.
- To co teraz w programie? - Spytała ta ostatnia.
- Nie ma co poznawać. W moim przypadku jest to co widać. Nie mniej, nie więcej.- stwierdził Dave podejrzliwym spojrzeniem obrzucając Amorę. Co jej tak bardzo zależało?
- Dobra, to ja się jeszcze napiję... - Powiedziała Sin, po czym wstała, i opuściła towarzystwo, ruszając do domku.
- No to co robimy? - Spytała słodko Zalia, idąc do nich… nago. Amora przewróciła oczami, Clio zaczęła się głośno śmiać. Nikt nic sobie chyba nie robił z dziwnego zachowania kapitan jachtu.
- Ostatnio cię zaniedbałem, więc… spełnię twój kaprys.- zażartował Doc przyglądają się golutkiej blondynce wzruszając ramionami i uśmiechnął się.-W granicach rozsądku, a ty Amoro… nie powinnaś się zająć Sin? Mnie może nie lubić, ale na którąś z was znajdzie chyba ochotę w sobie?
- To moja starsza siostra - Uśmiechnęła się bezczelnie Amora. No ale… jak to możliwe?? Ta biała, ta czarnoskóra… Doc na moment, naprawdę drobny moment ogłupiał. No ale mniejsza z tym.
- Umiesz jeździć jakimiś pojazdami? - Powiedziała Zalia, pakując się bezpardonowo w rozkroku na siedzącego Bullita - Możemy sobie wyspę zwiedzić - Dodała, wodząc paluszkiem po jego torsie.
-Z czymś prostym sobie poradzę.- ocenił Doc i zerknął na Clio mówiąc.-To może ty… chyba też nie jesteś siostrą Sin, co?
- Nie, nie jestem - Uśmiechnęła się Clio… a w tym czasie Zalia złożyła na ustach Doca pocałunek - No chyba, że masz ochotę na co innego? - Dodała.
-Możemy zwiedzać bez pojazdu…- wymruczał Doc nie mając nic przeciwko spacerkowi z golutką i podnieconą blondynką.
- Czyli moje towarzystwo nie jest potrzebne? - Nadąsała się nagle Amora.
-Możesz się dołączyć… jeśli Zalia ma ochotę, ale ktoś musi zostać z Sin i się nią zająć.- stwierdził po namyśle Doc. Ciężko było zarządzać tym małym stadkiem kurczaczków.
- Dobra, to ja zostanę - Wzruszyła ramionami Clio - Ale jakby co, jesteście mi co winni - Pokazała całemu towarzystwu język.
“- Jak przedszkole… następnym razem jak ktoś wspomni jaki to przywilej mieć własny harem to kopnę go, tam gdzie słońce nie dochodzi.”- pomyślał Bullit rzekł do Clio.-Będziemy pamiętać.
Po czym objął Zalię i Amorę ramionami tuląc je obie do siebie rzekł.-Jestem wasz, ruszajmy zwiedzać.

***

Po kilku minutach dziewczyny się przebrały, wytrzasnęły skądś maszyny, i były gotowe na zwiedzanie wyspy. Wyglądały przy tym oczywiście olśniewająco.


- Jedziesz z jedną z nas, czy może sam? - Spytała Amora.
-Raczej z jedną z was. - stwierdził z uśmiechem Bullit i drapiąc się po karku. Bezpieczniej byłoby z Amorą, ale był coś winien Zalii, więc usadowił się za blondynką.
- Mruuuu - Zamruczała Zalia, gdy Doc usiadł za nią, obejmując ją w pasie - To co, jedziemy? - Spytała.
- A kaski? - Powiedziała Amora.
- Za ciepło! - Krzyknęła blondi, i dała gazu, ruszając z rykiem maszyny do przodu. Co prawda, owe pojazdy były na akumulatory, a ryk “silnika” był wywoływany sztucznie, miało toto jednak sporego kopa… i o mały włos, nie wpakowałaby się na pierwszą palmę już przy starcie. Czekoladka pokręciła głową, po czym ruszyła za nimi, nieco spokojniej, choć i bez ślimaczenia się. Rozpoczęto więc zwiedzanie wyspy, którą chyba dziewczyny znały bardzo dobrze.

Doc zaś nie przejmował się zwiedzaniem za bardzo tuląc się do Zalii mocno i pilnując żeby nie przesadzała z manetką gazu i nie wpakowała się czołowo w najbliższe drzewo. Ktoś w końcu musiał być głosem rozsądku w tej grupie, choć krągła pupa blondynki o którą się ocierał mu to utrudniała. Pędzili wśród zieleni, wąskimi drogami, wymijając ze sporą szybkością wyrastające z ziemi skały, palmy, w dóóóóóół z górki, aż wszystko podchodziło do gardła, a potem znowu w góóórę, a serce uciekało w pięty, do tego mały wyskok… lot na kilka metrów w powietrzu.
- Yeeeeeeeeeeeaaah!! - Cieszyła się taką zawrotną jazdą Zalia. W końcu się ostro zatrzymała, aż ich zarzuciło lekko w bok. Gdy zaś opadł kurz, a Amora również była obok nich, mogli podziwiać przyjemne widoki niemal całej wyspy, i wody wokół niej, jak okiem sięgnąć.
- Podoba się? - Blondynka stuknęła Dave’a łokciem w brzuch. Może jednak nie powinna tego robić?
-Tak… bardzo ładne.- tyle tu było urokliwych widoków, że Dave nie wiedział na czym oko zawiesić, nie wspominając już o ślicznej panoramie okolicy.
- Dave, długo z nami zostaniesz? - Spytała nagle Amora, słodko się do niego uśmiechając.
- Chyba nie… ale to ostatecznie zależy od mojej kapitan.- podrapał się po karku Bullit zastanawiając wyraźnie. Od kapitan, która nie wiedziała gdzie on jest i z którą nie wiedział jak się skontaktować. Cóż… był wkurzony i najwyraźniej tego wyjazdu nie przemyślał.
- Ojej... - Powiedziały obie, smutnym tonem. Wyglądało na to, iż dziewczyny chciały go zatrzymać na jak najdłużej?
- Dobra! Koniec smutania! - Powiedziała Zalia - Jeszcze jest tyle zabawy przed nami!
Amora przytaknęła, wychyliła się ze swojego quada w kierunku mężczyzny, po czym pocałowała go krótko i ulotnie. Było to miłe… orzeźwiające wprost.
- Jedziemy dalej! - Jasnowłosa pochwyciła dłonie Doca, przesuwając je ze swego brzuszka w górę, na dwie miękkie półkule - Trzymaj mocno, teraz będzie sporo wertepów - Powiedziała chichocząc po nosem. Pojechali więc dalej…
-Hej ..tylko ostrożnie. - zastrzegł nieco nerwowo Doc. W innym przypadku może mógłby się zdobyć na jakieś figle, ale sytuacja temu nie sprzyjała. Więc mocno ścisnął biust Zalii, trzymając się jej stanowczo.

Wertepy były, było nawet i błotko i gdyby Bullit nie był przyzwyczajony od dzieciństwa do wybojów, czy i ogólnego ruchu w siodle, jego żołądek mógłby tego nie wytrzymać. Ogólnie więc, nie zrobiło to na nim zbyt dużego wrażenia… no może poza kolejną dozą nadmiernej prędkości, jaką zaprezentowała jemu blondi-kaskaderka. Obyło się jednak bez przykrych wypadków, i powoli chyba już wykorzystali sprzyjającą im fortunę, ileż tak można było?

Póki jednak co, Zalia poprowadziła ich w milusi okolicę, z zapraszająco wyglądającym wodospadem. Tam też natychmiast zeskoczyła z quada, od razu szybko ściągając buty.
- Chyba nie potrzebujecie specjalnego zaproszenia? - Uśmiechnęła się, umorusana na buzi błotem, reszta jej ciałka, podobnie jak i ubiór, nie wyglądał z kolei o wiele lepiej. Rozbiegła się, po czym wskoczyła do wody…


Amora spojrzała na Doca, również posyłając mężczyźnie czarujący uśmiech.
- To idziemy myju myju? - Powiedziała, ściągając swój staniczek.
-Jak najbardziej…- Docowi nie trzeba było dwa razy powtarzać i jego ciuchy wylądowały na pojeździe, podczas gdy on sam podążył za macolitkami.

Dave był już kompletnie nagi… blondi zaś jeszcze ubrana, a czekoladka w samych już szortach. Woda z kolei była orzeźwiająca i pobudzająca w tym ciepłym klimacie. Dziewczyny zaczęły chichotać, po czym zbliżyły się do siebie, objęły, po czym zaczęły namiętnie całować, dając mężczyźnie gorące przedstawienie.
I widać było na to jego reakcję. Pełna owacja na stojąco. Golutki mężczyzna, zbliżył się do całujących macolitek i stanąwszy za Amorą, sięgnął w dół by ostrożnie zsunąć z niej szorty.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 10-09-2016, 15:39   #84
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Becka miała duże zamiłowanie do wyścigów. W przestrzeni kosmicznej, w powietrzu i na lądzie dysponowała niemałym doświadczeniem, ale na wodzie nie miała jeszcze praktyki... jeszcze nie, gdyż chętnie wypróbuje nową wyścigówkę.
Podeszła bliżej nich, wchodząc do morza na tyle na ile było to wygodne i stanęła w wodzie po kolana. Woda nie była zimna, wprost przeciwnie, nieomal jakby ją podgrzewali.
- Cześć - przywitała się z uśmiechem. - Fajne maszyny. Można tu gdzieś wypożyczyć takie cacko? - zagadała.
- No cześć… cześć - Odpowiedziała jedna z nich, dosyć sceptycznie - Twoja kumpela już sobie pożyczyła - Kilka dziewczyn wskazało w kierunku morza, gdzie zwiał na jednym ze skuterów... Nightfall. I akurat w tym momencie do wody wpadł jakiś myśliwiec?? Zrobiło się małe zamieszanie, do wody wskoczyły roboty ratunkowe, a znajomy pilotki wypłynął na powierzchnię. Nie był jednak sam, była tam z nim w wodzie jakaś inna osoba… hmm… czyżby to była Isabell? To ona wpadła myśliwcem do wody, żeby efektownie zwrócić na siebie uwagę swego kochasia? To wszystko było zwariowane…
- O, nasz skuter wolny - Powiedziała jedna z dziewczyn przy Becky, i po niego popłynęły, po chwili wracając.
- To co mówiłaś? - Spytała kolejna, gdy w końcu się cały ten cyrk uspokoił - A tak, że fajne maszyny... - Oglądnęły sobie pilotkę z góry do dołu - Jak chcesz, możemy popływać razem - Pięć miłych uśmiechów skierowanych było wprost do Becky.
Becka żałowała przez moment, że nie ma jakiejś lornetki, aby zobaczyć co się tam dzieje, ale w sumie nie musiała wiedzieć wszystkiego. Jej zdaniem, Isabell zaplanowała całą akcję, aby Nightfall mógł ją uratować i zasłużyć na swój tytuł... Było to trochę naciągane. I żeby poświęcać myśliwiec dla odstawienia scenki... Rodzina Isabell musiała naprawdę być nadziana... Ale to wszystko nie miało dla Becky większego znaczenia. Miała wolne i chciała się zrelaksować, zabawić.
- Brzmi zachęcająco - odpowiedziała ze szczerym uśmiechem i ruszyła w ich stronę. Razem z nią była ich szóstka, a skuterów trzy. - Mogę też prowadzić? - spytała tej, która nie miała pary.
- No nie ma sprawy… właściwie, to nawet lepiej jak poprowadzisz, nauczysz się. No chyba że już jeździłaś? A przy okazji: to jest Laren, to Eyla, Ann, Katara, a ja Tandra - Ta ostatnia przedstawiła całą paczkę.


- Miło mi poznać. Ja mam na imię Becka - powiedziała pilotka z uśmiechem i spoglądając na koleżanki powtórzyła sobie w głowie imię każdej z nich. Skomplikowane nie były, ale przy kilku na raz mogłaby coś zapomnieć i byłoby jej niezręcznie.
- Właśnie, prowadzić taki skuter jeszcze nie miałam przyjemności, co najwyżej Hooverbike. Pokażesz mi co i jak? - zagadała.
- A to nic trudnego, tu masz “gaz” - Pokazała jej na prawą część kierownicy - Im mocniej pokręcisz, tym szybciej jedziesz, tu też jest przełącznik, żeby zablokować i jechać na dłuższy dystans… tu po lewej... - Tandara wskazała na lewą stronę kierownicy - ...tu jest przełącznik na przód lub tył, a jak lecisz szybko do przodu, to robi i za hamulec. Tu z kolei podłączasz zabezpieczenie, jak Cię ze skutera zrzuci, żeby sam nie popłynął - Pokazała kabelek podłączony w okolicach oparcia lewej nogi na maszynie, a ciągnący się właśnie do lewej kostki u nogi samej Tandry - Nic trudnego… a, i kamizelkę by wypadało założyć, ale to jak tam chcesz... - Dziewczyna odpięła zabezpieczenie ze swojej nogi, po czym przypięła do nogi Becky - To jak, jedziemy? Bo reszta się już niecierpliwi - Wskazała pozostałe Mackolitki, które ze... spokojnymi minkami czekały na rozwój wydarzeń.
Becka uważnie przyglądała się skuterowi i słuchała instrukcji. Faktycznie obsługa była prosta, nawet intuicyjna. Kamizelkę mogła sobie darować, w końcu umiała pływać a towarzystwo i bransoletka na kostkę były już dostatecznymi środkami bezpieczeństwa.
- Pewnie, ruszamy - powiedziała z entuzjazmem i zajęła miejsce kierowcy.

No i ruszyły… zostając w tyle. Pozostałe 2 parki od razu wystrzeliły w przód na pełnym gazie, obeznane ze skuterami, Becky wolała nie ryzykować… choć w sumie Tandra ją zachęcała, by się nie bała, co najwyżej się zmoczą. Chwyciła dosyć stanowczo pilotkę dłońmi za brzuszek, czekając aż da nieco więcej gazu.
Ruszyły przed siebie. Najpierw oddalając się od plaży, a po kilkudziesięciu metrach spokojny skręt i długa prosta równolegle do linii brzegowej. Śmiganie skuterem było rewelacyjne. Mknąc przed siebie Becka czuła się taka wyzwolona i wolna od wszelkich trosk, a sterowanie dawało jej uczucie pełnej kontroli, nad otoczeniem, nad życiem. Trochę podskakiwały na falującej wodzie, ale to dodawało tylko frajdy i śmiało sunęli do przodu po niebieskiej tafli morza. Becka dość szybko zapragnęła dogonić pozostałe pary i ostro podkręciła gaz. Maszyna zawarczała mocniej i głośniej, zwiększając obroty silnika a tym samym ich szybkość. Trwało to jednak tylko krótką chwilę, gdyż zaraz potem pilotka spuściła z gazu, w obawie że przeciąży silnik. Zwolniły nieomal tak gwałtownie, jak wcześniej przyspieszyły.
- Dobrze było, dawaj - powiedziała Tandra.
Taka zachęta wystarczała Becky i zaraz potem ruszyły do przodu z pełną prędkością nie obawiając się już niczego. Było wspaniale i nie obyło się bez kilku okrzyków radości.
Potem o kilkanaście metrów minęli białą boję z jakimiś czarnymi oznaczeniami. Becka śmigała dalej, aż zobaczyła pozostałe pary, które najwidoczniej się zatrzymały. Minęły kolejną boję, tym razem żółtą.
- Dalej niż czerwona nie wolno, zaraz zawracamy - poinformowała Tandra.
- Dobra - zgodziła się Becka, rozumiejąc już dlaczego pozostałe Macolitki na nich czekały. Sama też zauważyła kilka statków w oddali, a widok plaży wkrótce zastąpiłby port.
Zawracanie łatwiej było jednak powiedzieć niż zrobić. Becka zwolniła i odbiła najpierw w prawo, a potem nieco ostrzej w lewo. Chciała zrobić pętlę, aby w efekcie zawrócić. Niestety niepotrzebnie się przy tym nachyliła w bok i w pewnym momencie podczas płynięcia ostrym łukiem, skuter po prostu przewrócił się na bok, wrzucając Beckę i Tandrę do zimnej wody.
- ŁooHooo - rzuciła uradowana Becka, gdy wypłynęła na powierzchnię. Jeszcze nigdy nie miała tak głupiej, ale i fajnej w skutkach kraksy. Wspaniała sprawa.
- Jesteś cała? - spytała Tandra, która była blisko niej.
- Tak tak, za ostro wchodziłam - odpowiedziała Becka, płynąc powoli w stronę ich skutera. - A ty w porządku? - spytała.
- W porządku. I nie martw się failami, dopiero zaczynasz - Tandra podparła ją na duchu, a Becka odpowiedziała szczerym uśmiechem.
Gdy dopłynęły do skutera, Tandra weszła na niego pierwsza, a widząc to Becka chciała zrobić dokładnie to samo. Złapała za uchwyt, podciągnęła nogę do góry, aby oprzeć się kolanem o krawędź skutera i...
- Nienie zaczekaj - zdążyła powiedzieć Tandra, a Becka za późno zorientowała się, że jej waga zaważyła na przeciążeniu skutera na jedną stronę i...
- Łaaa!
- Aaa!
Plusk! - Ponownie obie wpadły do wody, jak się tym razem okazało nie tylko zimnej, ale i bardzo słonej. Nie było jednak powodu do smutku czy gniewu, a nawet przeciwnie - obie nieźle się po tym uśmiały.
- Nic wam nie jest? - spytała Katara.
Pozostała czwórka, podpłynęła do nich bliżej.
- Nic nic, błędy początkującej - odparła Becka, dopływając do jej skutera. - Zrobisz przeciwwagę? - zagadała do Tandry.
- Nom - przytaknęła jej Tandra, która zasiadła już na skuterze i odchyliła się w przeciwny bok wyciągając ku Becky pomocną dłoń.
Tym razem, bardzo łatwo było wrócić na skuter i na nim pozostać.
- To co? Ścigamy się? - zaproponowała uradowana Becka.
- Pewnie! Do tamtego pływającego placu, boję mijamy z lewej - powiedziała Laren.


Becka pamiętała ten plac. Sam w sobie wyglądał na fajne miejsce i miał pewną strefę bezpieczeństwa, wolną od pojazdów wodnych - wyznaczoną przez odpowiednie boje.
- Prostopadła do linii brzegowej, przechodząca przez środek placu i boję, to linia mety. Kto ostatni, ten stawia napój zwycięzcy - podsumowała Ann.

Za zgodą wszystkich, skutery ustawiły się w jednej linii i po odliczeniu od trzech w dół, razem ruszyły przed siebie, mknąc po wodzie niczym myśliwce. Z początku Becka nawet prowadziła, ale to pewnie dlatego, że koleżanki dały jej trochę fory na początek. Dla pilotki jednak liczył się sam wyścig i śmiganie na skuterze, niż sama wygrana.
Początkowe danie fory, zostało szybko nadrobione przez pozostałe 2 skutery i Becka… była ostatnia. Nie dawała jednak za wygraną, cisnęła ile się dało, a miejscówki zmieniały się co chwilę, choć jedna z maszyn stanowczo pomknęła do przodu… koniec końców, pilotka dopłynęła na trzecim miejscu. Całe towarzystwo miało jednak niezły ubaw, i wszyscy byli w naprawdę dobrych humorkach.
- To co robimy? - Spytała Laren.
- Nuuudy - Dodała z niewinną minką Katara.
- To co teraz robimy? - Tandra siedząc z tyłu skutera, oparła brodę na ramieniu Becky. Czyżby całe towarzystwo chciało, by to właśnie pilotka podjęła decyzję odnośnie dalszej zabawy? Dla niej samo śmiganie na skuterach było wystarczającą frajdą, ale rozumiała, że jeśli towarzystwo miało je na co dzień, to nie były one już aż tak ekscytujące. Nie mniej jednak i dla nich zabawa była przednia, inaczej robiłyby co innego.
- Fajnie jest - powiedziała z uśmiechem Becka. - Ścigajmy się dalej, tylko z innym, jakimś ciekawszym zakładem? - zaproponowała Becka.
- Na przykład, trzecie miejsce oddaje górę pierwszemu - podrzuciła Laren, pokazując górną część swojego kostiumu kąpielowego.
- Yyy ale - mruknęła Tandra, chyba przewidując wynik wyścigu.
- Ale chyba dacie małą przewagę początkującemu? - zasugerowała Becka posyłając zgromadzonym szeroki uśmiech.

- Hmmm... - Zastanowiły się głośno niemal wszystkie. No i się zgodziły. Rozpoczęto więc kolejną rundkę wodnych wyścigów, i Becky… została od samego początku w tyle. Później jednak, zrównała się z jednym ze skuterów, finisz zaś należał do niej! Pilotka nie dała za wygraną, i gnała ile fabryka dała, efektem czego wygrała!
- Heeee-heeee - Droczyła się z resztą Tandra - No już, już, wyskakiwać z biustonoszy!

Z oporem, ale cztery pozostałe dziewczyny ściągnęły więc co trzeba, najzwyczajniej w świecie… rzucając nimi w Becky i Tandrę. Obie je pozbierały, niemal znów spadając z maszyn do wody, i przywiązały je do kierownicy.
- Rewanż! Rewanż! - Domagała się reszta towarzystwa.

Kolejny wyścig, i kolejne emocje… i znów Becky była ostatnia. Jakoś jej te starty nie wychodziły, a może to była jej taktyka? Chwilę później przesunęła się na drugą pozycję… i na niej już pozostała do finiszu.
- No to fanty, fanty - Powiedziała wygrywająca tym razem Laren i Eyla. Po chwili Ann i Katara były już kompletnie nagie… i miny miały nietęgie. Becka i Tandra zaś, chciały po prostu oddać zwycięskiej drużynie L-E, to co przegrały one w poprzednim wyścigu.
- Nie ma tak łatwo. Zdejmujecie swoje - zarządziła Laren ze szczerym uśmiechem.
- I nie wolno zakładać cudzych! - rzuciła stanowczo Eyla.
Chcąc nie chcąc, Becka i Tandra musiały zdjąć i oddać im swoje biustonosze.
- Ja się już tak nie bawię - Powiedziała Ann.
- Nom - Dodała Katara.
- To co teraz? - Spytała Laren.
- Hmm... Może się poopalamy? - Zaproponowała Tandra.
- I napijemy drinka? - Uśmiechnęła Laren.
- Brzmi fajnie i generalnie jestem za. Tylko... - powiedziała Becka zerkając na nagie koleżanki.
- Tylko czy wracamy na naszą plaże? Czy płyniemy na tą południową dla nudystów? - rzuciła Tandra i uśmiechnęła się szczerze, rozbawiona sytuacją Ann i Katary.
- Wracamy na naszą oczywiście - zarządziła Laren, - A żeby odzyskać swoje kostiumy, trzeba najpierw złapać tego kto je ma - dodała z uśmiechem i odpaliła skuter jej drużyny.
Becka od razu podchwyciła sytuacje i także szarpnęła za gaz.

Zaczął się kolejny wyścig - na plaże. Becka i Tandra uciekały z trofeum w postaci czterech biustonoszów, zaś Laren i Eyla trzymały dwie góry i dwa doły od kostiumów. Ciekawe czy ktokolwiek odzyska swoje kostiumy przed dotarciem na plaże, czy też będą gonić za nimi jeszcze przez kilka kilometrów piasku...

***

Dziewczyny wylądowały na plaży. Niczym jakiś desant… półnagich piękności, wprowadzających chaos i zamieszanie. Ten kawałek ziemi należał do nich, ten bar, ten dzień, ta chwila. Było po prostu cudownie. Wspaniała pogoda, piękne widoki, krajobraz również był niezły. Becky czuła się cudownie, i wcale nie miał na to wpływ wlanych w siebie procentów. Ganiały za sobą chcąc odzyskać wdzianka, śmiejąc się, przewracając wzajemnie na piasek, krzycząc za sobą i na koniec odbierając swoją własność. Kiedy wśród szczerych śmiechów i bieganina, szaleństwo chwili dobiegły końca, cała szóstka rozłożyła się na słońcu.


Leżąc na ręczniku, czując ciepły piasek pod stopami, doszła do wniosku, że takie życie jej odpowiadało. Kosmos był… zimny i pusty, był wrednym miejscem. Wieczne gonitwy za kawałkiem szczęścia, za kolejnym dniem, podczas gdy tu, miała wszystko, czego tylko pragnęła. Upojona szczęściem, pozwoliła ponieść się chwili.
- Skarbie... - Usłyszała, i poczuła na swym ciele czyjeś zręczne dłonie, wcierające w jej skórę olejek. Przez na wpół otwarte oczy spojrzała na Tandrę, masującą jej brzuszek. Ktoś podstawił jej pod nos kolejnego drinka, jej usta objęły więc rureczkę, pijąc posłusznie…
Zimny, lekko alkoholowy z tego co się zorientowała; bardzo dobry, taki orzeźwiający a jednocześnie kojący.
- Oh, dziękuje - odpowiedziała Becka z uśmiechem. - Nie znam waszego słońca, a trzeba uważać żeby się nie sparzyć - dodała.
Nikt nie musiał zamykać jej ust słomką - sama ochoczo za nią złapała, popijając drinka. Mimo mijających godzin nie była ani trochę głodna. Wszystko było takie wspaniałe, że pilotka czuła się jak w jakimś mitycznym raju.


Słońce zaszło za horyzontem. Becka była pijana i szczęśliwa, a plaża niemal pusta. Kilka par dłoni pieściło jej ciało, a Becky unosiła się na fali rozkoszy. Czego więcej potrzeba do spełnienia, czego do szczęścia. Nawet nie poczuła, gdy zniknął jej strój. Dotyk był wyjątkowo przyjemny… piersi, brzuch, nogi, a nawet i stopy. Westchnęła, zadowolona z życia. Już dawno nie zaznała tyle uwagi i troski, a fundowany jej masaż był niezwykle zmysłowy i relaksujący.
- Jesteście wspaniałe - powiedziała Becka z błogim uśmiechem. - Może popływamy później w morzu?... Nago - zaproponowała z figlarnym uśmiechem. Co innego leżeć nago na pustej plaży, w otoczeniu koleżanek, a co innego oddalić się od kostiumów i wskoczyć do wody. Byłoby to ekscytujące doświadczenie, którego Becka chętnie znowu skosztuje. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że otaczające i pieszczące jej ciało osoby, były jej koleżankami nieomal w takim samym stopniu jak i kolegami... a pilotka powinna unikać silnych uniesień.

Propozycja panny Ryder została przyjęta z ogólną aprobatą, i już ledwie po 5 minutach roześmiane dziewczyny pomknęły na golasa do wody… która nadal była ciepła. Na odrobinę światła również nie narzekały, dzięki łunie bijącej bowiem od miasta, nie musiały się pluskać w absolutnych ciemnościach.


Wygłupiały się na całego, chlapały wodą, ganiały, raz nawet ktoś ją lekko pociągnął za ogon… w pewnym momencie, Becky poczuła, jak ktoś jej wpływa między nogi! Chociaż nie, nie do końca. I choooop, została uniesiona w górę, znajdując się na ramionach Katary - silna z niej sztuka. Pozostałe dziewczyny również dobrały się parami, jedna mająca drugą na ramionach i w ten sposób zaczęły nową zabawę: drobne przepychanki i siłowanie, wśród radosnych pisków i chichotów.

Becka kilkukrotnie wpadała do wody, przewracając się wraz z Katarą, ale świetnie się przy tym bawiąc. Aby zoptymalizować siły w drużynie, zamieniały się co jakiś czas, ale szybko się zorientowały, że lepiej im idzie, gdy pilotka była na górze i tam właśnie spędziła większość zabawy. Ona sama czuła się jak dziecko podczas dobrej zabawy - czerpała z niej niesłychaną radość, nie martwiąc się absolutnie o nic. Reszta towarzystwa też się świetnie bawiła, sądząc choćby z nieustających śmiechów całej szóstki, a do tego jako przedstawicielki iście sportowej społeczności, prowadziły punktację kto ile razy kogoś przewrócił oraz ile razy został przewrócony. 12-15, 13-12, 14-12.
Śmiały się, przewracały i zwyczajnie świetnie się bawiły. Jednak wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć i zmęczenie po długiej aktywności fizycznej zaczęło dawać o sobie znać - nie tylko u Becky.
W pewnym momencie Ann przewróciła Tandrę do wody, a potem po chwili siłowania się z Becką przewróciły się obie, w efekcie czego całe towarzystwo wylądowało w wodzie. Wtedy to wszyscy się uśmiali i jakoś tak wyszło, że nikt nie chciał już na nikogo wskakiwać.
Cała szóstka odpoczywała, stojąc sobie po prostu nago w morzu, w wodzie sięgającej ich biustów, a nawet pod szyję gdy akurat szła fala. Pogadały sobie przez jakiś czas - zarówno poważnie, jak też żartując i śmiejąc się szczerze. Becka podczas tych rozmów nie szczędziła im uprzejmości, dziękując jednocześnie za wspaniale spędzony dzień i wieczór.
- Hej, może umówimy się na jutro? Możemy się jeszcze pościgać na skuterach. Może udamy się na ten pływający plac, żeby się poganiać? - Zasugerowała Becka.
- Naprawdę chcesz już iść? - Mruknęła Tandra, zachodząc pilotkę od tyłu. Przytuliła się do jej pleców, jednocześnie obejmując dłońmi jej brzuszek. Becky wyczuła momentalnie odmienność Macolitki na swych pośladkach… szybko prężącą się odmienność i nie bardzo wiedziała co z tym zrobić.
- Zostań jeszcze - Namawiały ją.
- Napijemy się przy ognisku - Laren również przybliżyła się do Becky, stając przed nią. Pogładziła ją po ramieniu, miło się uśmiechając.
- O, ognisko brzmi wspaniale - zgodziła się ochoczo Becka, która nie chciała aby ten wieczór kiedykolwiek się skończył. - A damy radę je zorganizować? - spytała.
- Pewnie. Są na to specjalne surowce. Tam już ktoś sobie zrobił - powiedziała Ann, pokazując blask ognia na plaży, jakieś dwieście metrów na prawo od nich.
- No to dajemy - rzuciła ochoczo Becka.

Towarzystwo wróciło więc na plażę, po czym dziewczyny zaczęły się ubierać. Ryder nieco się zdziwiła, jednak postąpiła podobnie, zadowolona że nikt nie świsnął im ich rzeczy. Następnie ruszono… do oddalonej ledwie minutkę drogi chatki na plaży. Tam znajdowało się z kolei miejsce, gdzie można było rozpalić owe ognisko, były i wygodne krzesełka, była i pełna lodówka, oraz barek w owej chatce, jednak trzeba było za wszystko zapłacić. Po krótkiej naradzie, ustalono w końcu dalszą strategię, i przystąpiono do kolejnego etapu miłej zabawy. Naszykowanie wszystkiego i rozpalenie ognia potrwało zadziwiająco szybko, dzięki czemu już po chwili siedzieli w kółku, przyglądając się migoczącym płomieniom, w bardzo klimatycznej atmosferze.


Wszyscy co prawda mieli mokre włosy, ale nikt o to nie dbał; zresztą od czego jest ciepło bijące z ogniska. Oczywiście wykorzystały je też do przyrządzenia tutejszej potrawy - pieczonej na rożnie rybki zwanej “Czuryga”, już bez ości. Nie ograniczyły się jednak tylko do jedzenia, skoro lodówka była dobrze zaopatrzona. Zimne piwo z różnymi smakami: cytrynowe, limetkowe, miodowe i wiele innych. Becka zaproponowała małą degustację, ale w praktyce wyszła z tego duża degustacja. Każda z nich wypiła po pół piwa z każdego rodzaju, a było ich ponad tuzin. Pilotce najbardziej zasmakowało miodowe i brzoskwiniowe, ale do samej rybki najbardziej pasowało cytrynowe. Picie nie kończyło się jednak na samym piwie. Barek był zaopatrzony też w mocniejsze trunki i piwo zostało wzmocnione odrobiną wódki, tworząc oryginalne smaki... i efekty.
Oczywiście nie siedziały przy ognisku w milczeniu. Cały czas rozmawiały, począwszy od tematu tego co właśnie robiły i przebiegu dzisiejszych zabaw, przez opowiadanie sobie wzajemnie historii z życia, skończywszy na ogólnie pojętych dowcipach. Temat rozmów zmieniał się też wraz z ilością wypitych procentów i choć rozmowy cały czas były luźne i swobodne, z czasem robiły się coraz bardziej wesołe. Becka pamiętała, że w pewnym momencie chciała się napić łyk piwa, ale tak się śmiała, że po prostu nie mogła. Panowała wprost wyśmienita atmosfera.
Im dłużej towarzystwo siedziało przy ognisku i bawiło się w najlepsze, im więcej znikało procentów, tym bardziej stawało się nie tylko i wesoło, ale i… frywolnie. Eyla zaśmiała się podobnie do pilotki, radośnie i pełną buzią, odchylając się nieco w tył, efektem czego pacnęła na plecy. Leżąc zaś na piachu, nadal chichotała, nieco już wstawiona. Zresztą i całe towarzystwo miało z tego spory ubaw. Ann zaoferowała jej pomoc w powrocie do pionu, jednak po uklęknięciu obok dziewczyny, coś jej długo schodziło… póki się nie okazało, iż ich usta zespoliły się w namiętnym pocałunku, a dłonie Ann zaczęły błądzić po ciele Eylei.
Becka spojrzała na nie i uśmiechnęła się rozbawiona, zadowolona i rozmarzona zarazem. Upiła nieco swojego drinka wznosząc toast za koleżanki.

- Hmmm... - Podsumowała wszystko Tandra, podczas gdy siedząca obok Becky Katara pogładziła delikatnie Ryder dłonią po udzie. Spojrzała jej prosto w oczy, lekko przygryzając usteczka, a dłoń sunęła powolutku coraz wyżej i wyżej, prosto ku środkowi skąpych majteczek.
Becka odwzajemniła spojrzenie i uśmiechnęła się do Katary. To był wspaniały dzień i wieczór, więc dlaczego noc miałaby być gorsza?... Nanity - oto dlaczego. Mimo wypitego, a właściwie pitego przez pół dnia alkoholu, Becka nadal zdawała sobie sprawę, że nie powinna “iść na całość”, o ile nie chce zarobić jakiejś kolejnej mutacji. Mogło to jej dorobić trzecie oko, dodatkową parę rąk, albo też zlikwidować ogon. Wszystko było możliwe, ale ryzyko było za duże, nawet jeśli mieli już wstępne plany pozbycia się tego wszystkiego.
- Ja nie powinnam - powiedziała cicho. - Stan zdrowotny, nie mogę tak... na całość - mruknęła, ale nie zablokowała sąsiadce ręki. Właściwie w ogóle się nie opierała, a mało tego - nachyliła się w stronę Katary... ale nie po to aby szeptać jej do ucha. Pocałowały się namiętnie, a dłoń Macolitki szybko wśliznęła się pod cieniutki materiał majteczek, paluszkami muskając myszkę Becky… która nawet nie zauważyła, przelatujących obok jej głowy części strojów Ann i Eyli. Ale to nie był koniec mocnych wrażeń, ba, to był dopiero początek… pilotka poczuła kolejną dłoń, należącą tym razem do Tandry. Ona również przycupnęła obok Becky, pieszcząc jej pierś przez materiał staniczka, ustami całując ramię, a drugą ręką rozwiązując sznureczki na plecach uwodzonej kobiety.
- Mmmm - mruknęła rozochocona Becka. Nie przerywając namiętnych pocałunków z Katarą, chwyciła delikatnie jej dłoń i skierowała ją ze swojego krocza, na swoją wolną od pieszczot pierś. - Tutaj, proszę - szepnęła jej delikatnie do ucha.
Sama też przystąpiła do działania obejmując ją jedną ręką i sięgając do wiązań jej biustonosza. Aby było ciekawiej, drugą ręką zabrała się za to samo u Tandry. Miała nadzieję, że uda się jej pozbawić je obu górnej części odzienia, w tej samej chwili. To byłoby zabawne i... ekscytujące. Nie tracąc czasu, zaczęła pociągać za odpowiednie sznureczki.

Wtedy to jej spojrzenie padło na siedzącą z piwem w dłoniach i przyglądającą im się Laren. Becka uśmiechnęła się do niej i ze znakiem zapytania na twarzy, dosłownie za plecami sąsiadek, wskazała jej Ann i Eylę. Spędziły razem cudowny dzień, więc i w nocy żadna z nich nie powinna siedzieć samotnie.
Za plecami Becky rozległy się wymowne jęki Eyli...co tylko jeszcze bardziej rozpaliło pilotkę. Wstawionej już i podnieconej, na chwilę zakręciło się w głowie, lecz równie szybko przeszło, co się pojawiło, a po chwili na piasku wylądowały 3 kolejne biustonosze, z małą pomocą odnośnie własnych strojów Tandry i Katary. Te obie zaś chyba się potajemnie zmówiły, bowiem gdy jedna przestała namiętnie całować Becky, po chwili druga zajęła się jej ustami… a dłonie już obu dziewczyn, oprócz pieszczot piersi, zsunęły się do majteczek pilotki, rozwiązując je z obu stron, efektem czego, i te opadły do połowy. Języczki obu znalazły się z kolei na jej piersiach, pieszcząc suteczki. Rączki dziewczyn powędrowały zaś znów do skarbu Ryder, rozchylając jej uda, oraz masując wrażliwe miejsce. W tym czasie Laren wypiła piwo, wstała, po czym uśmiechnęła się do Becky. Szybkim ruchem ściągnęła górę swego stroju kąpielowego, a po chwili i dół, ukazując błyskawicznie budzącą się do życia, rasową odmienność. Uśmiechnęła się ponownie, nieco tak tajemniczo i podeszła prosto przed pilotkę, rozpaloną pieszczotami dwóch innych koleżanek. Laren perfidnie podsunęła swe sterczące berło prosto pod nos pilotki… Która w pierwszej chwili tylko oblizała usta widząc to co miała przed oczami. Starała się zrozumieć jak coś tak dużego mogło się tak niewidocznie schować w kostiumie kąpielowym - widać poziom powiększania się tego narządu, był u Macolitek większy niż u ludzi. Becka zdawała sobie sprawę, że Laren mogła dołączyć do Ann i Eylei, ale wolała właśnie ją. Cóż więc było robić? Podniecona i pijana pilotka ani trochę nie chciała niczego odmawiać i na jej twarzy pojawił się figlarny uśmieszek. Zaraz potem otworzyła usta i pochwyciła w nie apetycznie wyglądający “lizak”. W ten sposób nie uaktywni nanitów. Świadoma tego co ma do zrobienia, zabrała się ochoczo do roboty…

Usta i dłonie pieszczące jej ciało rozgrzewały coraz bardziej. Ona sama, pieszcząca, również była tą czynnością podniecona… do tego tuż za jej plecami już uprawiano figle, te jęki rozkoszy, odgłosy miłości, i pity przez cały dzień alkohol. Wszystko to powoli mieszało się w sobie w jeden wielki, wspaniały szum. Jęknęła z rozkoszy, gdy czyjeś paluszki wśliznęły się w jej muszelkę, czuła się cudownie, a to był dopiero początek cielesnych uniesień.
Gdzieś tam w głębi umysłu pamiętała, że nie powinna się zbytnio unosić, ale niesamowite doznania miłosne i wypity alkohol przesłoniły jej ten zakaz. Starała się nie udostępniać swojej kobiecości za bardzo, ale mimo to, podekscytowana wszystkim co się działo dała się ponieść chwili i zajęła się dopieszczaniem męskości Laren. Na przemian pochłaniając i uwalniając ją ze swych gorących, mokrych od śliny i zaciśniętych ust, ssąc ją i drażniąc językiem, dopieszczając dłońmi… i nagle poczuła, jak ją delikatnie popychają w tył, jak kładą na plecach. A liczne usta, języki i paluszki badały niemal każdy zakamarek jej ciała. Rozchylono jej bezwstydnie uda, aż zachłysnęła się powietrzem, i jęknęła, jęknęła krótko z rozkoszy i zaskoczenia, gdy poczuła wchodzącą w jej ciało Laren, i po chwili wiła się z rozkoszy przy każdym pchnięciu.
- O tak, tak - mruknęła Becka, pomiędzy cichymi pojękiwaniami rozkoszy. - To znaczy: nie - sprostowała - Laren ja... ja nie powinnaaa-aaa-m - powiedziała kochance, ale jej ciało zdradzało coś zupełnie innego. Becka była rozpalona i gotowa na wszystko, a chwilowy głos rozsądku został szybko przyćmiony ogromem podniecenia... nie wspominając o czyichś ustach, które zaczęły ją namiętnie całować. Katara... albo Tandra.
Dla Becky było to dość dziwne połączenie: kochała się zupełnie jak z mężczyzną, ale zdecydowanie widziała i czuła na sobie kobietę. Było jej z tym tak wspaniale! Sama nie wiedząc dlaczego, uchwyciła piersi Laren i zaczęła je intensywnie ugniatać, pieścić czule i delikatnie, ale i trochę tarmosić.
- Ach, ach, ach!! - Pojękiwała i Laren, intensywnie zajmując się Becky… nagle jednak przestała, choć pilotce było już naprawdę dobrze.
- Odwróć się skarbie - Powiedziała. A jak poproszono, tak Ryder uczyniła, wypinając po chwili w jej stronę pupę - nie miała nic przeciwko kilku klapsom. To było jednak chyba wszystko zaplanowane. Będąc bowiem na czworakach, pod Becky wśliznęła się Tandra, nabijając ją sobie na swą męskość, aż pilotka zadrżała. Wtedy też, w okolicach jej buzi, pojawiło się berło Katary.... a jakby tego wszystkiego było mało, Laren zainteresowała się nagle rejonami Beckowego ogona. Przez chwilę dzielna pani pilot jęczała nieco głośniej niż wypadało, uczucie bólu szybko jednak zostało zastąpione rozkoszą. Czuła się wypełniona w każdym centymetrze, co wprost w szaleńczym tempie wyniosło ją na wyżyny rozkoszy, kochając się z trzema dziewczynami na raz. A wkrótce dołączyły i dwie pozostałe, czegoś takiego nie przeżyła jeszcze nigdy w życiu…
Potem Becka nie pamiętała już co się dokładnie działo. Chciała powiedzieć coś o tym że nie powinna, ale usta miała wypełnione czyimś... Zapamiętała już jedynie niesamowite doznania, trzy działające na nią męskości, dużo pieszczących ją rąk, dużo całujących ją ust, a do tego ocierających się o nią piersi, nóg, oraz wijących się razem z nią ciał. Wszystko to przy blasku ogniska, oraz licznych odgłosach uniesień całego towarzystwa... i jej samej.
 
Mekow jest offline  
Stary 14-09-2016, 14:24   #85
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Mężczyzna wynurzył się wypuszczając z ust fontannę wody. Że sam się wynurzył to za dużo powiedziane. Na powierzchnię wypchał go uaktywniony system kamizelki ratunkowej. Nie było źle, woda ciepła, przejrzysta, fale niewysokie... o obecności drapieżnych ryb i innych parzących meduz nic nie wiedział. Uznał jednak, że profilaktycznie wklepie podobne zapytanie w holonecie. Idącą na dno maszyną nie bardzo się przejął. Pomyślał, że połączenie samolotu z łodzią podwodną to tutaj pewien standard. Najpierw przemierzasz przestworza, by za chwilę zgłębiać magię dna oceanu. Kto bogatym zabroni? Równie dobrze jego ścigacz mógł posiadać funkcję latania, tylko trzeba znaleźć odpowiedni przycisk, poza tym.

- To publiczna plaża, nie przeklęte lotnisko! - bardziej zaciekawiony, niż zdenerwowany przyglądał się całej sytuacji. Powoli oswajał się z próbami mieszkańców Bellateera dokonania na nim overkilla. - Toń, toń, wkrótce zamienisz się w rafę koralową. Będzie co oglądać.
Leniwymi ruchami ramion zagarniał wodę, płynąc w stronę pozostawionego samemu sobie skutera.

[MEDIA]http://previews.123rf.com/images/meddj/meddj1108/meddj110800157/10190313-blonde-woman-on-water-bckground-Stock-Photo-splash.jpg[/MEDIA]

I wtedy dołączyła do niego osoba, której najmniej się w tym miejscu spodziewał. Podobnie jak on, pryskając wodą z ust, wynurzyła się… Isabell. Perfidnie, w całej tej sytuacji, zagadnęła:
- Tęskniłeś?

- Jeszcze jak - Night zmienił swój obiekt zainteresowań ze ścigacza, na jego blondwłose szaleństwo i teraz to w jej kierunku zmierzał. - Masz wejście dziewczyno. Zwróciłaś uwagę wszystkich plażowiczów i mieszkańców domów w promieniu kilometra - ocenił rozbawiony.
Znalazł się tuż przy niej, obejmując w talii.
- Przyjemnie było was zobaczyć. Wiesz, ciebie z panią Krunt - uśmiechnął się na to poważnie brzmiące nazwisko. - Taka satysfakcja, że zrobiło się coś dobrego.

Trzasnęła go dłonią po torsie, wciąż się uśmiechając.
- Czy mam być zazdrosna o własną mamę?? - spytała, jednak nie dała Nightowi czasu na odpowiedź. Ich usta złączyły się w wyjątkowo namiętnym pocałunku… przerwanym pojawieniem się robotów ratunkowych.
- Czy wezwać pomoc? - sondował jeden z nich, wynurzając się tuż obok uprawiającej miłostki parki. - Czy potrzebujecie pomocy medycznej? - dodał kolejny.
- A idźcie w cholerę… znaczy się, nie, nie potrzebujemy - odpowiedziała im Isabell, owijając się nogami wokół bioder Nighta, przez co… niemal boje utonęli.

- Obłędna... - brunet z zachwytem spoglądał ukochanej w oczy, ciesząc się jej przyjemną bliskością. Pobudzającym dotykiem dziewczęcego ciała, ocierającego się o jego własne. Wraz z relaksującym wpływem ciepłych oceanicznych prądów tworzyły błogą mieszankę. Unosił się wśród fal, co jakiś czas obryzgiwany co większą z nich, podpływającą pod usta i nos. Zakasłał. - Nie pływam zbyt dobrze, jeszcze trochę i to ty będziesz musiała mnie ratować - powiedział żartobliwym tonem, by po chwili spoważnieć, czując jak nogi opięte na jego biodrach powoli zsuwają z niego spodenki.

Isabell zachichotała, obejmując Nighta za szyję. Wkrótce, wszelka bielizna opadła gdzieś na dno zatoki, poza ich zasięg. Dziewczyna przywołała ponownie jednostki ratunkowe. Roboty uprzejmie służyły pomocą i wkrótce oboje mieli na swym wyposażeniu aquakonwentery, przemieniające okoliczną wodę na zdatny do oddychania tlen, a wodór na napęd ich “mechanicznych skrzeli”. Podwodne eskapady prowadziła Isabell również pozbawiona wszelakiego stroju.

[MEDIA]http://1.bp.blogspot.com/-hZiQ-N4fquI/U0Kd76PVahI/AAAAAAAAPV4/rExZCJpc4S4/s1600/tumblr_ma3159jMtP1rsn4c6o1_1280.jpg[/MEDIA]

- To jest sen, prawda? - strzelec spoglądał to na zgrabne pośladki syreny ciągnącej go na dno, na nogi poruszające się w płynnych ruchach, na kusząco falujący w wodzie biust. Podziwiał mijające ich, zajęte swoimi sprawami kolorowe morskie stworzenia i faktycznie czuł się jakby trafił do innego świata. Jak tonący marynarz, zmierzający do morskiego raju. - Nie wiem co za dragi wziąłem, ale nie chce się już budzić - musiał sprawdzić czy aby na pewno spadający myśliwiec go nie zabił, a to wszystko to ledwie przedśmiertne majaki. Przyspieszył równając się z Iss, przyciągnął ją do siebie i... pocałowałby, gdyby nie szyba maski do oddychania. Tak przejrzysta i wygodna, że prawie o niej zapomniał. Pokazał dziewczynie język, ale puszczać już nie zamierzał. Coraz odważniej dotykał. Nie obawiał się, że znajdą się jacyś wścibscy paparazzi, polujący na dobre ujęcie z córką pani senator, w końcu byli dość głęboko. Choć kto wie, może właśnie siedzieli za porośniętym wodorostami kamieniem. Rozsądek, konsekwencje znikały w dali, uwaga mężczyzny koncentrowała się tylko na jednym, bo kto by się przejmował teraz nieistotnym tłem? Pieścił dłońmi biust blondyny o onirycznie unoszących się w toni włosach, ściskając delikatnie między palcami jej różowiutkie sutki. Patrzył na nią pożądliwie.

Przyciągnęła go do siebie. Z figlarnym uśmieszkiem chwytając za jego męskość i pobudzając ją ruchami dłoni. Po chwili naprowadziła mężczyznę w odpowiednim kierunku, pozwalając jemu na wejście w swe ciało. Kochali się pod wodą, wśród błękitu, płynących nieopodal ryb. Wypięła się, trzymając rafy, pozwalając Nightowi na coś, czym mogli poszczycić się naprawdę nieliczni, a w oddali, jakiś inny amator mocnych wrażeń, uznał swą aprobatę owego zajścia, wyciągniętym w górę kciukiem.

Nieskrępowanie, pełna swoboda, żadnych ograniczeń. Ani w możliwości ruchu we wszystkich kierunkach, ani tym bardziej w jakichkolwiek tabu. Nighta to trochę przerażało, przerażało i ekscytowało zarazem. Zbliżał się z rekinim uśmieszkiem do swojej ofiary przyczajonej w rafie koralowej. Bardzo nietypowo, bo panujące warunki nie pozwalały na dużą dynamikę, a tak bardzo chciał dać klapsa w ten niegrzeczny, wypięty w oczekiwaniu tyłek. Zadowolił się mocnym ściśnięciem pośladków dziewczyny. Złapał ją za biodra i wszedł w nią głęboko. Nie pozwalając oddalić choćby o centymetr, kochał ją powoli i zmysłowo. Spleciony z Isabell w uścisku, tylko w niej znajdując oparcie, doznawał przyjemnych dreszczy z każdym kolejnym pchnięciem. Akt namiętności przedłużał opór wody nie pozwalający na gwałtowniejsze i szybsze ruchy. Wznosząc podniecenie ku niebu, z przekorą nie pozwalając go jednak wcale osiągnąć.
- Więc tu też lubisz? - Night zamruczał obiecująco, napierając kciukiem na ostatnie, niewypełnione jeszcze miejsce, pod naciskiem otwierające się przed nim zachęcająco.

Isabell nie miała w tej chwili wiele do powiedzenia. Oddając się cielesnym rozkoszom, pojękiwała miło dla ucha, jeszcze bardziej podniecając tym prostym odruchem swego Jeddaka.
- Och tak… tak! Taaaaaak! Mmmmmmmmm - w końcu z siebie wydusiła, i mimo, że do niego zwrócona tyłem, w jakiś magiczny i znany tylko kobietom sposób, zdołała owinąć wokół bioder mężczyzny swoje stopy. Wyglądało na to, że oboje byli już bardzo blisko momentu nieokiełznanej rozkoszy.

Mężczyzna kontynuował swój piękny, rozpustny sen. Brał Isabell w jej chętną cipkę, oddychając głośno, ekstatycznie. Palec zanurzył w pupie już do samego końca, budząc w blondynie uczucie kompletnego wypełnienia, przyjemnej, perwersyjnej uległości. Zwolnił, zatrzymał się, nie wychodząc z niej jednak. Chwytając za ramiona, przyciągnął kochankę do siebie i przywarł do drobnych, dziewczęcych plecków. Chłonął, studził zmysły. Chciał to jeszcze zrobić, spróbować zakazany owoc, którym jego Ewa tak bardzo go kusiła. Zbadać jak Iss zareaguje na równie nieprzyzwoite zabawy. Oddalał swój orgazm, jej jednak wcale nie miał zamiaru na odpoczynek pozwolić. Sięgnął w dół, łapiąc za sztywniutki z podniecenia rasowy atrybut macolitek i zaczął go intensywnie pieścić. W górę i w dół i wzdłuż obwodu, coraz szybciej i niesamowicie przyjemnie. Dotykał lubieżnie jej biustu, ściskał i masował okrężnymi ruchami. Taki milutki, poddający się jego objęciom.
- Moja, tylko moja - szeptał rozgorączkowany, chcąc zasypać dziewczynę pocałunkami, smakować jej skórę, gdyby tylko nie ta przeklęta maska.

Isabell jęczała cudownie, jej ciałko było cudowne, miejsce w jakim się kochali podobnie… i mimo, iż mężczyzna chciał cieszyć się tym momentem jak najdłużej, czuł nadchodzący wielkimi krokami finał.
- Tak kochanie... tylko Twoja. A Ty... tylko mój - wyjęczała - A teraz proszę... przyspiesz! - powiedziała, a Night poczuł dłoń Isabell na jej rasowej odmienności. Najwyraźniej chciała sama zająć się czym trzeba z przodu, pozostawiając jemu pole do popisuj odnośnie rejonów, którymi i tak już się zajmował.

- Cały… na zawsze cały mojej niegrzecznej dziewczynki - potwierdził, świadomy, że każdego dnia coraz bardziej ulega wpływowi jej uroku i wcale nie zamierzał z tym walczyć. Wysunął się z niej tylko po to by wejść ponownie, nieco wyżej i ciaśniej, dużo ciaśniej. Nie forsował. Napierał, wsłuchując się w jej ciało. Powoli i delikatnie, aż wśród przeciągłego jęku dziewczyny znalazł się w niej w pełni. Oddawał się perwersyjnym przyjemnościom, coraz mocniej i mocniej. Objęły go bodźce tak wyraźne, wyostrzone względem poprzednich, że nie zdołał się opanować. Niespodziewanie, napięcie długo utrzymywane na granicy ekstazy przełamało w nim wszelkie blokady. Pulsował w niej, zalewając wnętrze gorącym dowodem olbrzymiej rozkoszy. Oboje jęczeli głośno, dając ujście rozszalałym zmysłom. Night objął mocno Isabell, opadając z sił. Oparł głowę na jej ramieniu, niespiesznie dochodząc do siebie.
- Niesamowite - wysapał, wciąż drżąc, z trudem łapiąc oddech, a jego Jeddara puściła rafę. Kochankowie opadali powoli na dno...

Znaleźli się w podwodnym ogrodzie, otoczeni srebrzystą roślinnością. Kołyszące się pośród spokojnego oddechu oceanu giętkie liście mieniły się kolorami, odbijając światło wyrastających ze skał barwnych, luminescencyjnych kryształów. Słońce tu nie sięgało, ale wodę ogrzewał strumień bijący z pobliskiego gejzeru. Było im błogo, magicznie i bardzo intymnie. Tu gdzie mogli się ukryć przed całym światem i cieszyć wzajemną bliskością. Night tulił do siebie siedzącą mu na kolanach Iss. Całkowicie rozczulony wspaniałym seksem i... chciałby ją zagłaskać na śmierć. Pod wpływem chwili może nawet się oświadczyć. Niestety nie miał pierścionka, a improwizacja ze zrobieniem kółka za pomocą czegoś podobnego do konika morskiego nie wchodziła w grę. Desperackie poszukiwania przyniosły jednak inny efekt. Dostrzegł leżące w piasku dna fragmenty kostiumu kąpielowego Isabell. Na razie nie zamierzał jej o tym wspominać, jeszcze nie teraz. Po raz kolejny przesunął dłonią po aksamitnej skórze dziewczyny.

- Kochanie... - powiedziała w końcu Isabell, lekko się w jego stronę odwracając - Chodź może popływamy co? Skoro już tu jesteśmy, obejrzymy sobie okolicę… nie widziałeś mojego stroju? Nie wypada tak córce senator później na plażę wychodzić, jeszcze będzie skandal - zachichotała, siadając na jego kolanach już bokiem, i przystawiła swoją maskę do jego maski, by ich twarze były jak najbliżej siebie. Pogłaskała mężczyznę czule po karku.

- Twoje majteczki leżą o tam... - Night z ociąganiem, jakby walcząc ze sobą wskazał kierunek. Nie miał najmniejszych problemów z widzeniem w półmroku. - Za tym krabopodobnym czymś, udającym kamień - sprecyzował, po czym dodał weselej. - Na szczęście nigdzie nie widzę stanika od kompletu, więc dłużej będę mógł się napatrzeć na te cudne piękności - pogłaskał biuścik Iss i gładził go tak sobie jeszcze dłuższą chwilę, zanim zaczął kontynuować. - Skandal? A ta co nas przyłapała na byciu taaaak bardzo nieprzyzwoitymi? Myślisz, że ma jakieś dowody? - zaakcentował. - Może powinniśmy ją nieco sterroryzować? - zapytał z przekorną powagą. - Nie, nie, żartowałem - poprawił się szybko, widząc ten skwapliwy błysk w oku Iss, zdał sobie sprawę, że kto jak kto, ale ona byłaby do tego zdolna. Poklepał swoje kochanie, aby uniosła się z jego kolan. - Chodźmy więc popływać Najdroższa - przystał na propozycję.

Wbrew pozorom, znaleźli nie tylko górę bikini Isabell, ale i dół, do tego również po chwili i kąpielówki Nightfalla. Dziewczę jednak miało najwyraźniej nadal ochotę nurkować na golasa, bowiem obydwie części swego stroju obwiązała sobie na obu nadgarstkach… morze było wspaniałe. Ciepłe, błękitne, pełne kolorów i pływających w nim, różnorodnych, niegroźnych stworzeń. Spędzali wspólnie naprawdę miłe chwile.

[MEDIA]http://images77.fotosik.pl/842/d24c499c118d367cmed.jpg[/MEDIA]

- Skarbie... - odezwała się kilkanaście minut później Isabell, nawet dosyć poważnym tonem - Mama by chciała, żebyś przyszedł na kolację, tak… oficjalnie, wiesz.

- Nie wyglądała na zachwyconą, gdy nazwałaś mnie Jeddakiem - Night płynął u boku Iss, ciesząc się z jej decyzji o niezakładaniu stroju. - Chyba rozumiem dlaczego. Nie ma u was na planecie wielu obcych, a ty wybrałaś właśnie takiego. Do tego żadna ze mnie arystokracja, nie powiem żebym pochodził z biedy, ale... - szukał odpowiednich słów. - Moje nazwisko to tylko obciążenie, nie żyje z krewnymi najlepiej.
Zrobił przewrót i piruet wśród raf, jakby chciał jak najszybciej zrzucić z siebie ciężar myśli o rodzinie.
- Przyjdę i postaram się zrobić jak najlepsze wrażenie. Może ją do siebie przekonam - planował.

- Nie bądź dla siebie taki surowy - wyciągnęła w jego kierunku dłoń - Jestem dorosła, nikt mi nic nie będzie narzucał, mój wybór… może i mama kręci nosem, ale co zrobi, zamknie mnie w pokoju? - roześmiała się - Będzie dobrze.

- Jak zamknie, to zapukamy w drzwi za pomocą Młota - Night odwzajemnił uśmiech dziewczyny. Jej obecność napełniała go nadzieją i masą innych pozytywnych uczuć. Jasne, że wszystko będzie dobrze. Patrzył na buzię Isabell i był o tym przekonany. Pewny, że jest w stanie pokonać wszelkie przeciwności, choćby po to by ponownie zobaczyć te urocze dołki w policzkach, gdy spogląda na niego tak roześmianymi oczami. Chwycił ukochaną za wyciągniętą dłoń, przyciągnął do siebie i zawirował raz jeszcze, tym razem trzymając ją w objęciach.

~*~*~

Koniec końców, wodne igraszki dobiegły końca. Isabell powróciła z Nightfallem na plażę, uprzednio oczywiście się ubierając, jeszcze pod wodą. Gdy zaś oboje ściągnęli maski, będąc jeszcze w wodzie do pasa, dziewczyna natychmiast przytuliła swoje kochanie, całując go długo i namiętnie, zupełnie jakby nadrabiała braki ledwie dwugodzinnej rozłąki, oraz braku możliwości posmakowania jego ust pod wodą. Aż w końcu, przechodząca niedaleko nich po piasku przypadkowa Macolitka, zwróciła im uwagę:
- Wynajmijcie sobie może jakiś pokój co? - powiedziała, nawet się nie zatrzymując.

Isabell roześmiała się wesoło, nic sobie z tej uwagi nie robiąc. Jeszcze chwilę kontynuowała wygibasy języczkowe z mężczyzną.
- To co teraz robimy? Na co masz ochotę? - spytała.

[MEDIA]http://4.bp.blogspot.com/-zhQkNU7CCb4/U29P8VwNy4I/AAAAAAAAGXw/6hIPNS5LGI4/s1600/uomo+sexy+ragazzo+in+intimo+slip+boxer+fisico+7.jp g[/MEDIA]

Night wciąż przez chwilę delektował się smakiem oderwanych od niego ust. Potem przysiadł na piasku i ulegając hipnotycznemu szumowi fal obmywających brzeg, zaczął rozważać różne warianty.
- Chciałbym przejechać się z tobą wzdłuż nabrzeża, wiatr we włosach, piękne krajobrazy... i jechać tak aż do wieczora. Obejrzeć znad klifów zachód słońca... - zatoczył ręką półokrąg. - Tylko zostaje nam co najwyżej spacer. Trzeba zdążyć na kolacje, przygotować się odpowiednio.
Odgarnął mokry kosmyk z czoła dziewczyny, uśmiechając się lekko. Chyba naprawdę przejął się tym całym oficjalnym spotkaniem, postanowił wybadać co i jak.
- Dasz mi trochę wskazówek? Nie chciałbym zachować się z gracją nosoroga, nieświadomie zrobić czegoś głupiego. Powinienem przynieść jakiś upominek? Tylko co ja mógłbym... najlepiej coś unikatowego z odległego zakątka galaktyki - zastanawiał się, drapiąc po nastroszonych włosach. - Nie pomyślałem, można było poszukać na Magellanie... - spojrzał na Isabell rozbrajająco. Wzruszył ramionami w geście, że i tak nic już z tym nie zrobi, więc nie ma co się zadręczać. Zmienił temat na mniej stresujący. - Chodźmy wzdłuż plaży skarbie. Opowiesz mi o Arianie? To tutaj się urodziłaś? - zapytał zaciekawiony.

- Tak, chociaż w sumie nie całkiem tu, niedaleko, poza głównym miastem... - Isabell pochwyciła mężczyznę pod ramię, gdy tak spacerowali plażą - W sumie na tą kolację mogłaby również przyjść Leena, jest w końcu waszą kapitan, i wypadałoby, by również się tam pojawiła, oficjalnie reprezentując waszą ekipę przez mamą... - jasnowłosa uśmiechnęła się sympatycznie.

- Z Leeną nie groziłoby mi niezręczne milczenie - Night podjął ochoczo. Szedł, przyjemnie zapadając się w wilgotny piach, omiatany chłodną bryzą biegnącą od morza. Wraz ze słońcem sprawiły, że już prawie kompletnie wysechł. Wszystko takie nowe i mało znane. Jedyny wiatr, który dobrze znał to przeciąg betonu, niosący syreny, jak echo bezprawia. Wrócił do tematu. - Pewnie będą chciały obgadać kilka spraw. Booo... widzę tylko dwie możliwości, albo lecisz z nami dalej, albo ja zostaje tu u ciebie - uśmiechnął się zadziornie i pocałował dziewczynę w policzek. - Jaka jest ta twoja mama? Na pewno bardzo cię kocha, ale to już wiem - spojrzał w błękitne oczy blondyny.

- Potraficie coś ugotować na Fenixie? Bo u nas to taka tradycja, by przychodząc w gości, przynieść jaką strawę… - Isabell uśmiechnęła się tym razem jakoś tak tajemniczo - Mama jest… no cóż, jest poważna, jeśli chodzi właśnie o oficjalne sprawy. Ale nie bój się, mój Jeddaku, nie zje Cię żywcem - zażartowała, gdy tak spacerowali, i nagle natknęli się na trójkę małych dziewczynek, bawiących się na plaży pod czujnym okiem mamy. Dziewoja spojrzała wtedy jakoś tak… poważnie prosto w oczy Nightfalla. Wyraźnie chciała coś powiedzieć, jednak się powstrzymywała.

- Co nieco potrafię. Moje dania biją na głowę pokładowy automat żywieniowy no i... tyle, silnej konkurencji nie miałem - strzelec boleśnie zdał sobie sprawę, jak wąska jest jego specjalizacja. Pocieszył się, że jak ktoś podskoczy do Iss to przecież go zastrzeli, a nie będzie karmił. - Nie zje...? - pracował na kolejnego kuksańca, udając, że wcale nie jest do tego przekonany. - Uwierzę, jak poznam los ostatniego Jeddaka pani Krunt - roześmiany osłonił przedramionami żebra.
Objął ramieniem Isabell, podążając za jej wzrokiem.
- Nasza sytuacja jest jeszcze taka niepewna, musimy się zasłużyć i... - wciąż miał w pamięci słowa Camary. Coś go tknęło w zachowaniu blondyny, tym jak zareagowała na widok dzieci. Wyglądał na lekko spanikowanego. - Chyba, że ty... Iss, czy ty?

- Ja... co? - zdziwiła się dziewczyna, uśmiechnęła… w końcu roześmiała, po czym pokiwała głową. Klepnęła go dłonią po brzuchu, tak zupełnie niespodziewanie i spontanicznie.
- Skarbie... - zaczęła niepewnie - Czy Ty… no wiesz… chciałbyś kiedyś dzidziusia? - Zatrzymała się nagle na piasku, wpatrując prosto w jego oczy.

Mężczyzna przyjął pierwsze niespodziewane uderzenie, ale potem opanował się i zdusił w sobie wszelkie pozostałe objawy jakiejkolwiek strachu. W końcu był twardym facetem, nie z takimi rzeczami się mierzył, jakby coś. Musiał przyznać, że Isabell go złapała w ogniu dość interesującego pytania. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, a przecież kochali się tak namiętnie i to prawie bez przerwy. Powinien brać pod uwagę, jak różnie może się wszystko potoczyć. Uśmiechnął się na moment, jednak to była sprawa, z której żartować nie zamierzał.
- Gdyby udało się wszystko poukładać - objął dłonie Isabell. - Nie chciałbym, aby dorastał na pirackiej krypie, albo żeby był tu traktowany jak obcy - westchnął. - I właśnie... dlatego, spotkanie z twoją matką jest takie ważne - śmiejąc się, porwał blondynę do góry, unosząc ją nad ziemię, tak że zetknęli się czołami. Błękit jej oczu był taki intensywny.

- Nie mów tak... - szepnęła, a po jej polikach… popłynęły łzy - Nie skreślaj nas. To nie fair, nie teraz, nie tak od razu - naparła czołem na jego czoło, może i odrobinę zbyt mocno - Kocham Cię, i tylko to się liczy, nic innego mnie nie interesuje… Night, proszę, powiedz, że będziemy razem.

- Co? Jak... oczywiście, że będziemy razem - mężczyzna nie rozumiał dlaczego Iss zaczęła płakać, przytulił dziewczynę, całując łzy, spływające po jej twarzy. Wyglądał na zdezorientowanego. - Co ty? Isabell? Kochanie? Skąd pomysł, że miałbym nas skreślić? Nigdy tak nawet nie pomyślałem. Chciałem tylko powiedzieć, że fajnie by było, gdyby mały mógł odwiedzać babcie, wiesz, bez ryzyka dostania atomem - zażartował niepewnie. - By mógł dorastać w bezpiecznym miejscu. Taka już rola rodziców, zapewnić to niezbędne minimum, jeśli rodzicami chcą zostać - szeptał łagodnie do ucha dziewczyny. Trzymał w ramionach i nie zamierzał puścić, zanim nie uzna, że już wszystko w porządku. - Kocham cię głuptasie, co ty, chciałabyś, żebym umarł z tęsknoty? Już dobrze, no? - zanurzył dłoń w jej włosach i głaskał delikatnie.

Przez chwilę tak trwali wtuleni w siebie czule, blisko tej drugiej osoby, tej jedynej, najważniejszej we wszechświecie. Myśląc o tysiącu rzeczy na raz, o wspólnym życiu, o tym co już przeżyli, o tym co będzie, o dzieciach, o towarzystwie w jakim żyli... Oni naprawdę byli w sobie zakochani, zakochani po uszy.

- Powoli powinniśmy się szykować odnośnie tej kolacji - szepnęła Isabell.

- Tak - Night patrzył na nią w ten jedyny, niepowtarzalny sposób, wzrokiem pełnym ciepła i miłości. - Tak, Najdroższa - jeszcze przez moment nie chciał wypuszczać z ramion całego swojego świata. - Przebiorę się tylko, kupię niezbędne składniki i poproszę o dostęp do porządnie wyposażonej kuchni. Ta na Feniksie to typowy wojskowy moloch. Toporny i dobry jedynie, by wykarmić głodnego żołnierza o niewyszukanym guście, nic ponad.
Położył dziewczynie rękę na plecach, ruszając z powrotem. W drodze głośno zastanawiał się co mógłby zrobić.
- Może lekkie białe mięso, w chrupiącym cieście, smażone na głębokim oleju... podawane z ostrym sosem. Podduszane warzywa z grzybami i ryżem, przyprawione według receptury moich dziadków - strzelec przełknął głośno ślinę na samo wspomnienie odległego smaku. - I zupę, takie pierożki z cienkiego ciasta z mięsnym nadzieniem, makaron i trochę zieloności - znów czuł się jakby szedł po zatłoczonej targowej ulicy, wzdłuż rozmaitych kramów, gdzie potrawy skwierczały wesoło, przyrządzane wprawnymi rękami kucharzy. Tradycyjnie, jak wiele lat temu, od pokoleń przekazując tajemnice fachu z rodziców na dzieci. Oczami wspomnień widział tablice z napisem Złoty Węgorz, lokal starszych Ryo. Kuszący zapach, który nie pozwalał przejść obok obojętnie. Zastanowił się przez moment co tam słychać u towarzysza młodzieńczych szaleństw i naprawdę zrobił się głodny.

~*~*~

Ruszyli więc na powrót do domku na plaży przydzielonego Bullitowi, mając nadzieję na znalezienie tam Leeny, by z nią porozmawiać odnośnie nadchodzącej, oficjalnej kolacji. Jeszcze przed owym domkiem, natrafili na biegającego po piasku Bixa z dziwnie roześmianą gębą, taszczącego piwo i jakiegoś drinka do środka domeczku…
- Proszę nie przeszkadzać - Powiedział do nich wielkolud, znikając szybko wewnątrz.

Sama pani kapitan, w towarzystwie ich przewodniczki Camary, wylegiwała się z kolei przy basenie owego domku. Obie były toples, choć na leżakach wylegiwały się na brzuszkach, nieco spocone, błyszczące w słoneczku, oj było na czym zawiesić oko, jednak Nightfall wykazał się profesjonalną miną pokerzysty.

Night stał chwilę, drapiąc się po bródce, po czym cwanie stwierdził, że najlepszym sposobem na zaburzenie błogostanu, zwrócenie na siebie uwagi i wywołanie chęci pozbycia się go jak najszybciej, będzie przesłonienie swoją osobą niezbędnego do opalania słońca. Rzucając wielki cień zbliżył się do leżaka Leeny.
- Pani kapitan, mam zaszczyt przekazać zaproszenie senator Laury Krunt Mansoon zzz... - spojrzał na Isabell jak uczniak przy tablicy na kolegów, licząc na małą podpowiedź. - Jak to dalej szło? - wyszeptał uśmiechając się łobuzersko. Potem odchrząknął na powrót poważniejąc. - Na oficjalna kolację. Obowiązują stroje wieczorowe i no... wiadomo.

Leena łypnęła oczkiem na Nighta, nie poruszając się ani o centymetr.
- Mhm - odparła wielce kreatywnie, po chwili jednak uniosła nieco głowę, spoglądając na niego i na młodą dziewoję - O, cześć Isabell… oficjalna kolacja? No dobra, a jeszcze ktoś z załogi, czy tylko my?

Strzelec się zamyślił.
- W sumie to tylko mnie zaprosiła, ale konieczne jest wsparcie. To będzie bitwa z natury dobre maniery, trudne pytania, aluzje i słowne przytyki, jak to w wyższych sferach. Muszę zrobić jak najlepsze wrażenie, z wiadomych względów - Night mrugnął do blondyny. - Ale jest też i okazja żeby porozmawiać z senator-o-jakże-napiętym-grafiku-i-masie-obowiązków. Zarządzanie krajem to nie byle co... - zarzucił poważnym argumentem. - I ten, chciałbym cię tam Leena, bo jeśli samemu przyjdzie mi mówić czego sobie życzymy za uratowanie Iss? Bez wahania padnie "jej uśmiech jest najwspanialszą nagrodą". I niech mnie ziemia pochłonie, jeśli będzie inaczej - potrząsnął głową.

- To może przydałby się i kto jeszcze? - Leena podrapała się od niechcenia… po tyłku. Oczywiście wzrok Nightfalla na milisekundę zarejestrował ową czynność. Zresztą jaki mężczyzna by nie zerknął na taki krągły, skąpo odziany i błyszczący w słońcu element kobiecości. Nawet Isabell zerknęła.
- Może Doc, albo Becky jeszcze do towarzystwa? - dodała po chwili pani kapitan.

- Doc, może... jak zmusisz go do założenia wyjściowego kapelusza - Night nie miał pojęcia co mówią tutejsze zasady savoir-vivre o naginaniu zasad zaproszeń na oficjalne rauty. - Nie gwarantuje, że się nie zanudzi. Becky podobnie. A nie chciałbym, aby spotkanie skoncentrowało się u nich na opróżnianiu barku - wzruszył ramionami. - Czy ja dobrze widziałem, Becky ma ogon? Wcześniej nie chciałem pytać, biorąc go za efekt popromiennych urojeń... - chyba się wygadał.

- Dobrze, to się zastanowimy… a chwilowo… zejdź mi w końcu ze słońca - uśmiechnęła się do niego przelotnie pani kapitan - Ach, i Isabell, fajnie wyglądasz, widać, że jesteś odprężona - Dodała do dziewoi, na co ta nieco poczerwieniała, przytakując.

Night przekrzywił głowę, przyglądając się uważniej Isabell.
- Taki mały, subtelny relaks od wodnej kąpieli nie uszedł uwadze pani kapitan - uniósł kącik ust, odsuwając się i pozwalając promieniom słońca muskać przyjemnie skórę Leeny, wszystkie jej lśniące od olejku krągłości. - Bo ten, którym wali po oczach Młot, to nawet ja zdołałem dostrzec - roześmiał się przekornie. - Będziemy się zbierać, masa przygotowań czeka. Do zobaczenia wkrótce - odwrócił się, unosząc dłoń do góry w oszczędnym, pożegnalnym machnięciu.
 
Cai jest offline  
Stary 16-09-2016, 20:30   #86
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Chcielibyście wiedzieć, co porabiał Bix na pedalskiej planecie, w czasie gdy nie baraszkował z koleżanką inżynierką, nie oblewał wodą kumpli i kolejny raz nie podpadał Kapitan?
Otóż postanowił wyrównać jedyny w swoim mniemaniu mankament, który miał jako członek pirackiej załogi, a mianowicie brak spluwy.
Oczywiście to nie mogła być byle jaka spluwa. To musiała być SPLUWA! A jak wiadomo od zarania dziejów gnaty mają rekompensować pewne niedostatki, to w przypadku bixowej zwyczajnie musiała być olbrzymia. Choć niedostatków nie czuł. Po prostu nie wypadało mieć jakiegoś małego badziewia typu Brzęczący Świerszczyk.
Jako VIP stanowczo zażądał przewodnika po mieście, wraz z samochodem i kazał zawieść się do handlowej części miejscowego portu kosmicznego. Było nie było, to właśnie tam w strefie wolnocłowej można było kupić gnaty które normalnie podpadały pod regulacje cywilne. A wiadomo - w kosmosie bezpiecznie nie jest, więc zbyt był.
Sieć "GFG" była chyba największa. Na niemal każdej większej planecie mieli swój oddział, a ich hasło reklamowe i nazwa firmy jednocześnie mówił sam za siebie. "Guns For Galaxy"


Dla Bixa ważniejsze było to, że były tu wyroby nie tylko lokalnej konstrukcji.
Czuł się już Vipem pełną gębą, więc z cygarem w zębach, wywaloną owłosioną klatą opiętą rozchełstaną hawajską koszulą (co to są te hawaje?) i przewodnikiem płci nieokreślonej doczepionym do boku przekroczył próg GFG i z miejsca kazał dać sobie katalogi.
- Dobra, potrzeba mi czegoś wyjebistego - powiedział do kobiety obsługującej sklep - Ma być duże, mieć wielką lufę... no, albo dużo luf. I ma do mnie pasować. O, to jest fajne. I to.

- Ojej, ojej... - Pokręciła przecząco głową sprzedawczyni - Ale na to potrzeba wieeeele pozwoleń, i kupę kredytów...
Jej słowa zaś potwierdziła przewodniczka Bixa, dla odmiany kręcąc potakująco łepetynką.
- Nie mówiąc już o tym, że są oficjalnie zabronione - Dodała z rozbrajającą miną.
- Ale...ale... ja jestem VIP do jasnej cholery! - wydarł się Bix - WU JOT PE! To się chyba da załatwić nie? Dostarczycie kurda na statek, do ręki dostać nie muszę. A to? Nadałoby się, tylko trzeba trójnóg zdemontować - Młot pokazał jakiegoś ośmiolufowego potwora podpisanego jako "Gatling Laser Cannon".
- Wszystko pięknie i ładnie, pozwolenia może dostaniesz, ale nawet jak jesteś VIP to za darmochę nie oddam - Obruszyła się sprzedawczyni - Taaak, można trójnog ściągnąć. A po co Ci taka wielka spluwa? Masz zamiar polować na jakieś mutanty?
- Bo właśnie, jako VIP... - Zaczęła nieśmiało przewodniczka “Młota”, ale ten ją przekrzyczał rozentuzjazmowany.
...bo ja lubię porządnie napierdalać- cierpliwie tłumaczył Bix sprzedawczyni całkowicie dominując swoją przewodniczkę, kiedy nagle wypchnął ją do przodu i nakazał - No dalej, powiedz jaki jestem zasłużony i takie tam
- Ich załoga uratowała córkę senator Krunt Mansoon, i odstawili ją do domu. Są naszymi gośćmi i mają sporo przywilejów... - Drobna kobieta tłumaczyła sprzedawczyni sytuację, czując na karku oddech sapiącego wielkoluda.
- Za darmochę nie dam - Obruszyła się ta druga - Wy za to zapłacicie? Znaczy się, bezpieka? - Fuknęła, sięgnęła pod ladę… i nagle w stronę Bixa i jego przewodniczki ział dużą, czarną dziurą, jakiś sporych rozmiarów pistolet. Sprzedawczyni naj(nie)normalniej wzięła ich na muszkę.
A Młot nawet jej nie zauważył, wpatrując się w wyświetlany na holo banner reklamowy.
- Łaaaaał To jest zajebiste! Czym to napierdala? Plazmą? Infernitem? Czy starym dobrym napalmem? - I dopiero wtedy odwrócił się napotykając wzrokiem lufę pistoletu i zabawnie zezując na nią oboma oczami -Łups!
- Ale... - Zaprotestowała przewodniczka, unosząc grzecznie łapki w górę… a wtedy sprzedaczyni się roześmiała. Rozładowała gnata, wyciągając z niego jeden, wielki nabój, po czym rzuciła sam pistolet Bixowi.
- A co byś powiedział, na poręczny wyrzutnik? Jak takim pizniesz, to dopiero robi “bum”. A jak widzisz, wielkości większego pistoletu… no ale tylko na 1 pocisk niestety, trzeba za każdym razem ładować ręcznie.


Bixowa twarz zmieniła wyraz ze skrajnego zdziwienia do skrajnej radości. Dziecko w sklepie z zabawkami można by rzec - O! O! I to TEŻ chcę!
Złapał za pistolet i spróbował jak leży w jego łapsku. Rękojeść była oczywiście dostosowana do normalnego człowieka, ale jakoś takoś by uszła. Zatknął pistolet za pas dumnym gestem posiadacza, po czym znów zaczął się rozglądać.
- Coś takiego mieli na Magellanie! Zamontowane na policyjnym śmigaczu! Używali do rozpędzania zamieszek! Raz mnie pizło, to myślałem że mnie piorun trafił, a dwóch koło mnie od razu bez czucia padło. To nie zabija! Więc pewnie legalne! - z nadzieją spojrzał na sprzedawczynię Bix.
- Widzę wielkoludzie, że lubisz duże zabawki? - Powiedziała sprzedawczyni z uśmiechem - Wszystko jednak zależy, na co Ci tu pozwolą... - Wskazała kiwnięciem głowy na przewodniczkę Bixa, za to kolei zamrugała niewinnie oczkami.
- No… tego… ja bym to musiała najpierw wyjaśnić z przełożonymi... - Odpowiedziała ta coraz ciszej i ciszej, zupełnie jakby bała się reakcji “Młota”.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 17-09-2016, 13:45   #87
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
TRX wybrał się samotnie na zwiedzanie planety, a raczej miasta. Okazja do obserwacji rasy stroniącej od obcych była bardziej kusząca niż obserwacja załogi Feniksa na plaży. Prawdopodobieństwo zobaczenia w przyszłości jak razem spędzają wolny czas było większe niż ponowna, swobodna wizyta w takim społeczeństwie.
Pierwsze co zrobił po odłączeniu się, to skierowanie do publicznego terminala. Wysunął wtyczkę z lewego nadgarstka i wpiął się do sieci. Tutejsze wrażenia po tej czynności były inne niż te na Feniksie, bardziej ograniczone. Czuł zaporę ograniczającą “przeżycia”, program ochronny przed przeciążeniem programów droidów oraz wszczepów. Jako że nie znał kompletnie tego miasta, a miał się po nim poruszać całkiem sam, zgrał do swojej pamięci mapę aglomeracji uwzględniającą każdą drogę, każdy sklep, i wszystkie miejsca publiczne. Następnie przejrzał w okolicy najpopularniejsze miejsca zebrań jednostek organicznych. Wybrał kilka do sprawdzenia, a zaczął od nie dalekiej kawiarenki. Wylogował się z sieci, odłączył od terminala i ruszył według mapy.

Po drodze zaś zwracał na siebie uwagę. Wiele miejscowych Macolitek oglądało się za nim, kulturalnie jednak nie wymawiając wszelkich komentarzy. Było to bowiem dosyć niezwykłe, aby biodroid, i to bojowy, tak sobie spracerował samopas, bez konkretnego celu, i “sztywności” w trakcie wykonywanego zadania…
- Hej! Hej Ty! - Zagadnęła go nagle jedna z miejscowych, siedząc blisko drogi jego podróży - Identyfikacja i cel!




Arhon zatrzymał się, odwrócił w stronę kobiety głowę, zeskanował, by następnie obrócić całe ciało.
- TRX-215 Arhon, załoga Fenixa. Moim celem jest kawiarenka “Spadająca Gwiazda” - co wcale kłamstwami nie było.
- Robot bojowy w tych okolicach nie ma co szukać - Powiedziała kobieta, odwracają się w jego stronę, okręcając na kamieniu, na którym siedziała - To nietypowe, by jednostka mechaniczna, szukała tak błahego celu. Czy jesteś tam z kimś umówiony?
- Szukam materiałów do badań. Mój konstruktor zlecił mi zbieranie informacji. - może i był droidem, ale wiedział jak jednostki organiczne mogą reagować na nie spętane SI w ciele zdolnym zmiarzdżyć czaszkę rękami jak jajko.
- O jakie informacje chodzi? - Spytała nieznajoma… rozchylając nogi. Arhon miał pełny wgląd na jej anomalie fizjologiczne, kobieta zaś, najwyraźniej ubaw po pachy.
- Dane utajnione.- jego ośrodek SI zaczął pracować intensywniej, nie na tyle by spowolnić inne procesy (zresztą od tego i tak miał zapasowy procesor), ale na tyle by zacząć kojarzyć fakty. Od wylądowania nie spotkali żadnego mężczyzny, jednostka przed nim najwyraźniej była hermafrodytą.
- Czy na tej planecie występują same kobiety? Hermafrodyty? - zapytał bezpośrednio.
- Wszystkie jesteśmy kobietami… puszko - Fuknęła nieznajoma, po czym przywołała go do siebie skinięciem palca - Posiadasz usta? Język? A może chociaż posiadasz sprawne palce?
Arhon zbliżył się bez oporu do nieznajomej. Według danych o tym społeczeństwie uzyskanym od Isabell, oraz po zeskanowaniu kobiety, zagrożenie z jej strony wynosiło 0.01%.
- Ten model nie został wyposażony w usta. Są zbędne. Moje systemy są w 100% sprawne. - uniósł dłonie do poziomu swojego pasa.
- Czy mógłbyś mi więc pomóc? - Spytała nieznajoma… jednym ruchem ściągając swój skromny strój, będą już całkiem nagą - Zrób użytek ze swych dłoni, mój metalowy bohaterze... - Powiedziała zalotnie… i całkiem niepotrzebnie.
Arhon błyskawicznie przeanalizował sytuację. Rozebranie się zwykle zwiastowało rozmnażanie się. Jednak brakowało tu jednego elementu, partnera. Stał tak chwilę patrząc się na nagie ciało. Czy było piękne? Albo chociaż ładne? Nie umiał stwierdzić. Wiedział za to że kobieta chciała by chwycił jej penisa w swoje dłonie, co bez krępacji uczynił. W końcu nie widział jeszcze rozmnażania, nawet takiego…. innego.
- O tak…. tak… tak!! - Macolitka zaczęła wić się wśród ruchów TRX, i bardzo szybko wspięła się na szczyty ekstazy, o których odrobinę wiedzy “Arhon” posiadał……
- Taaaaaaaaaak!! Taaaaaaaaaaaak!!!!!!! Aaaaaaaaaaaahhhhhhhhhhh!! - Bardzo szybko nieznajoma zakończyła swe jęki, pozostawiając organiczne resztki na dłoni biodroida.
- To było naprawdę słodkie mój blaszaku.... - Powiedziała, leżąc na ziemi, jeszcze z odrobinę drżącym ciałem.
Arhon nagrał całe zajście, co prawda pamięć miał perfekcyjną, ale dzięki nagraniu mógł to nie tylko odtworzyć w swojej głowię, ale także przerzucić na inne urządzenie.
Po wszystkim obserwował dalej leżącą w ekstazie kobietę. Na swoje dłonie. To było interesujące. Jak zwykły dotyk, zwykłe ruchy ręką w tę i z powrotem działały na organiczne ciało.
Ukucnął obok nieznajomej. Nie przestając nagrywać, zaczął wodzić swoją dłonią po jej ciele, cały czas obserwując reakcję jej ciała, zauważył że sporym odzewem poza członkiem cieszyły się też jej piersi, szczególnie sutki, ale i delikatny dotyk pod pachami i na szyi wywoływał podobną reakcję. Jadnak najpierw skupił się na piersiach. Badał zachowanie tej istoty.

- Teraz tu... - Szepnęła kobieta, zsuwając dłoń TRX poniżej swych klejnotów. Natrafił tam on na kobiecy organ rozrodczy, co wprawiło go w zdziwienie. Dwa rodzaje, u jednej jednostki? Pozostał jednak biernym uczniem, dając się prowadzić na całej linii… wkrótce kolejne jęki rozkoszy rozległy się w okolicach prywatnego ogrodu Macolitki…
Tak jak przypuszczał, hermafrodyta. Skoro kobieta posiadała dwa organy, oba unerwione i sprawne, w takim wypadku postanowił użyć obu swoich rąk. Pierwszą, tą którą Macolitka pokierowała dalej używał przy pochwie, to wkładając, to wyjmując dwa palce, lekko zagięte. W drugą natomiast ponownie chwycił jej penisa i zaczął masować go w górę i w dół.

Kobieta wiła się pod jego pieszczotami, jęcząc wyjątkowo głośno, jakieś niezrozumiałe słowa co chwilę opuszczały jej usta… szczytowała wyjątkowo mocno, niemal mdlejąc. Gdy zaś doszła do siebie, nadal będąc na granicy rozkoszy, daleko poza rzeczywistością. położyła stopę na jego metalowym torsie, lekko nią pocierając o metalowy korpus TRX.
- Proszę… proszę… powiedz czego chcesz... - W końcu z siebie wydusiła.
Wardroid rejestrował jej pytanie, jednak postanowił nie odpowiadać na nie. Chwycił jej nogę jedną ręką, drugą wodząc nią po kostce, łydce, pod kolanem, po wewnętrznej stronie uda, i z powrotem. Jej reakcje były takie nagłe. Jak zwykły dotyk mógł je wywoływać. Wciąż brakowało mu danych.
Uniósł jej biodra zarzucając sobie jej nogę na ramię. Jej tyłek był uniesiony i odsłonięty. Chwycił go mocno w dłonie ściskając, lecz nie na tyle by zrobić jej krzywdę, wiedział że ciało organiczne jest mniej wytrzymałe od niego. Uścisk raz malał, raz nabierał na silę, jego palce zaczęły wędrować do tylnych drzwi, najpierw drażniąc, badając strukturę. Nagle bez ostrzeżenia włożył dwa palce do środka. Już nie tylko wyjmował i wkładał, ale także ruszał każdym z palców oddzielnie. Jakby tego było, to samo zrobił z jej pochwą. Był zajęty badaniami.

Macolitka niemal straciła przytomność, wywracając na moment oczy białkami… leżała u metalowych stóp TRX ciężko oddychając. W końcu chwyciła go dłonią za nogę, przesuwając po niej powoli.
- Czego… czego chcesz? - Szepnęła ledwie słyszalnie, naga u jego nóg, bezbronna, oddana - Proszę.... - Niemal załkała, znacząc swą rozkosz śladami wilgoci, ciągnącymi się i po ziemi, i po jego dłoni.
- Zebrać dane. - odpowiedział zgodnie z prawdą.
Jego dłonie nie przerywały pieszczot. Jęczała dosyć głośno, podniecona do granic możliwości, jęczała w ekstazie… a jej męska odmienność ponownie się prężyła i podrygiwała, co całe ciało Macolitki. Te jęki zwróciły uwagę innych.

- Co tu się dzieje? - Spytała kolejna tutejsza, idąc w ich stronę, a miała na sobie jakiś mundur. Jeszcze sekundę czy dwie, byli skryci przed jej wzrokiem za niewielkim krzakiem tuż przy kamieniu, przy którym TRX “badał” chętną kobietę… z całej tej sytuacji mógł jednak zrobić się nie lada skandal. Czy jednak “Arhon” był świadomy, iż takie zachowanie, czynność, czy i owe badania nie były na miejscu?

Czy był świadomy czy nie. To i tak nie miało znaczenia.
- Posiadam za mało danych - stwierdził. Po czym bez słowa przerwał dotykanie kobiety. Błyskawicznie sprawdził na mapie w pamięci gdzie znajduje się najbliższa biblioteka. Zajęło mu to mniej niż sekundę. Wyprostował się i jakby nigdy nic odwrócił zamierzając opuścić to miejsce i udać się do znalezionej biblioteki. Wybrał drogę taką by nie natrafić na zbliżającą się mundurową. Czyli przez budynek na posesji na której się znajdowali.
Miał teraz wyraźnie obrany cel, trasę wytyczoną tak by zajęła najmniej czasu, i żądzę zdobycia wiedzy. O ile w jego przypadku można mówić o żądzy.

***

Biblioteka była imponującym miejscem. Zachowanie tradycji i staromodności, odnośnie chociażby wyglądu miejsca, czy też i panującego tu klimatu, mogłaby niejednego wprowadzić w zadumę… nie jednak TRX. Ten pozostał obojętny na wszelkie bodźce estetyczno-moralne, skupiony jedynie na swym zadaniu.
- W czym mogę pomóc? - Spytała Macolitka, rozglądającego się po owym miejscu robota.




Arhon od razu zwrócił głowę do bibliotekarki, a zaraz potem całe ciało.
- Witam. Potrzebuje danych. Terminal z dostępem do sieci tej biblioteki.

- Nooo… Oczywiście - Odpowiedziała kobieta po początkowym zająknięciu. Wskazała dłonią odpowiednie miejsce - Tam są terminale. Czy mam jakoś pomóc?
- Nie, dziękuje.W razie problem zgłoszę się do Pani. - co jak co, ale granie zwykłe robota…… w jego przypadku wręcz nie było mowy o graniu. Był tak naturalny że bez dokładnego sprawdzenia obwodu SI nie dało się stwierdzić że posiadał wolną wolą, a i ze sprawdzeniem mógł próbować się maskować.
Odwrócił się bez dodatkowych słowa i skierował się do terminali. Wybrał jeden wolny, krzesło przy nim odsunął na bok nie korzystając z niego, po czym wpiął się do sieci.

Ograniczona przestrzeń wirtualna. Bramki umożliwiające wyjście poza sieć biblioteki też były, jednakże solidnie pilnowane. Nie tak jak wojskowe zabezpieczenia które pamiętał w sobie, ale jednak, amator nie miałby szans przejść przez nie niezauważonym. Jednakże jego to nie interesowało. Wyszukał blok pamięci z danymi biologicznymi, pod-port: medycyna, hasło: anatomia, fizjologia. Zaczął kopiować wszystkie dane do swej podręcznej pamięci. Niestety nie będzie miał do niej bezpośredniego dostępu, ale za to może je skopiować do dowolnego komputera lub innego urządzenia. Kopiując dane zaczął także wyszukiwać inne. Wyszukiwanie, hasło: sex. Wyskoczyło mu kilka odnośników, zauważył też że część była blokowana, te z zewnętrznej sieci. Zaczął przeglądać te do których miał dostęp… Zajęło mu to chwilę. Gdy skończył zostało mu 2% do skopiowania danych medycznych. Poczekał chwilę na koniec, następnie się wylogował. I bez słowa, nie zwracając nawet uwagi na bibliotekarkę wyszedł.

TRX ruszył przed siebie, bez konkretnego celu, co samo w sobie na maszynę, było już sporym ewenementem. On jednak nie był zwykłą maszyną… miał na celu zbadanie(zwiedzenie) najbliższej okolicy, toteż tak postanowił działać.

I nie zauważył, iż ktoś go śledzi.

Po kilku minutach wędrówki, natrafił z kolei na… wypadek drogowy. Jakaś tutejsza miała kraksę na hooverbike, efektem czego, leżała częściowo pod nim, krzycząc z bólu od przygniatanej nogi. Jakaś inna Macolitka próbowała jej pomóc, jednak nie miała wystarczająco siły, by usunąć z kończyny poszkodowanej, uszkodzoną maszynę. Jedna więc wzywała pomocy, druga wyła z bólu, może im tak pomóc?


Jednak TRX nie miał tego w planach. Kolejna sposobność by zobaczyć reakcję jednostek organicznych na konkretne zdarzenie. Stanął na środku chodnika nie przejmując się wcale że może utrudnić ruch. Stał i obserwował całą sytuację, jak reagują inni. A reakcje były najróżniejsze, zupełnie jakby każda widziała co innego. Jedne stały i się przyglądały, jakby oglądały vid, inne podbiegły chyba chcąc pomóc. Arhon nie miał w sobie danych medycznych które mógłby przeglądać, ale z jego wiedzy na temat ciała organicznego obrażenia musiały być dość poważne. Jednak z uporem maszyny, pozbawionej współczucia stał tylko i obserwował.

- Hej Ty! - Krzyknęła w końcu jedna z niosących pomoc poszkodowanej, wskazując palcem prosto na TRX - Rusz się, i nam pomóż! Dyrektywa 3!

No tak… brały go za miejscowego.

Pierwsze z trzech praw Assimova brzmiało:
“Robot nie może skrzywdzić człowieka, ani przez zaniechanie działania dopuścić, aby człowiek doznał krzywdy.”
Nieodzownie wpisywane w cywilne modele. Jednakże w bojowych odpowiednikach było trochę modyfikowane, szczególnie pierwsza jego część. A Arhon je zignorował. Lecz wciąż pomimo tego że był jednostką bojową to nawet zmodyfikowana dyrektywa powinna wymusić pomoc mieszkańcom tej planety, szczególnie skoro był “miejscowy” według tu obecnych. To nie dopatrzenie mogło wywołać spore problemy.
Nie zwlekając jednak dłużej podszedł do pojazdu. Zeskanował ułożenie poszkodowanej względem hooverbika, chwycił od spodu w odpowiednich miejscach tak by zminimalizować szkody na ciele Macolitki, i uniósł go. Akcja zakończyła się sukcesem, noga ofiary wypadku była uwolniona, zawodzenie poszkodowanej nieco zmalało… pojawiła się za to krew spływająca na ulicę. No i znów tonacja wzrosła. W oddali dało się jednak już usłyszeć sygnały dźwiękowe nadciągającej pomocy, “Arhon” był tu już więc zbyteczny? Zresztą, po tym jak wykonał, o co go proszono, nikt nie zwracał więcej na niego uwagi… on sam jednak zauważył, iż z hooverbike wycieka łatwopalna substancja. Błyskawiczna analiza ostrzegała o możliwości zapłonu cieczy, wynoszącej 78%.

Wardoid podkręcił swoje głośniki na najwyższą głośność. Musiały się przebić przez zbliżający się sygnał i być usłyszane przez wszystkich w okolicy.

- PROSZĘ SIĘ ODSUNĄĆ OD MIEJSCA WYPADKU! PRAWDOPODOBIEŃSTWO EKSPLOZJI: 78%! ZAGROŻENIE ZDROWIA!

Pomimo tego że nikt na niego nie zwracał już uwagi, po dodatkowym incydencie ktoś mógł sobie przypomnieć że robot ich nie ostrzegł. A od tego tylko krok do niepotrzebnych utrudnień.
Wziął na ręce ranną i oddalił się pośpiesznie od wraku powtarzając jak zapętlony.

- PROSZĘ SIĘ ODSUNĄĆ OD MIEJSCA WYPADKU! PRAWDOPODOBIEŃSTWO EKSPLOZJI: 78%! ZAGROŻENIE ZDROWIA!

Mały tłumek posłuchał go grzecznie, cofając się z miejsca wypadku… w tym czasie przyjechały również już ekipy ratunkowe. Odebrano ranną z rąk TRX, po czym zajęto się jej opatrywaniem, inne służby zneutralizowały zagrożenie w postaci łatwopalnego płynu… zjawili się i miejscowi przedstawiciele prawa, a “Arhon” doszedł powoli do wniosku, iż nic tu po nim. Co mógł, zrobił, reszta go nie dotyczyła. Miał więc zamiar odejść z miejsca zdarzenia, gdy…
- Chwila, chwila! - Usłyszał głos skierowany ku jego jednostce. Mundur, hełm, pistolet przy pasie. Tak, to była ta sama cholerna Macolitka, co to przed nią uciekł tuż po (a może i w trakcie?) “dogłębnego” badania cielesnego pewnej ochoczo do tego nastawionej miejscowej.

Arhon stanął posłusznie w miejscu. Na szybko zaczął pisać fałszywe prawa Assimova które nie miały na niego wpływu jednakże miały sprawić wrażenie prawdziwych podczas podręcznej analizy jego systemów. Na szczęście nie posiadał modułu sieci zdalnej więc i skan podręczny jego programów nie wchodził w grę. Jak będzie miał więcej czasu postara się wpisać je bardziej przekonywująco w swój program. Zrobić swoistą pułapkę by i podczas dokładniejszych badań odgrywały swoją rolę. Jednakże teraz nie było na to czasu.
- Tak funkcjonariuszu?
- Identyfikacja - Powiedziała twardo mundurowa, przypatrując się krytycznym wzrokiem TRX, jednocześnie, wysuwając w jego stronę nadgarstek z zamontowanym na nim mini-komputerem.
- TRX-215 Matuzalem.
- Ma-co? - Zdziwiła się funkcjonariuszka - A dalej? Jakiś konkretny numer identyfikacyjny, przynależność do konsorcjum?
- SD009705AR32, AZCorp Company.
Niewielki komputer mundurowej, oznajmił wyjątkowo brzydkim dźwiękiem, o negatywnym poszukiwaniu owej kompanii. Macolitka położyła dłoń na pistolecie przy pasie…
- Powtórzę raz jeszcze: kim jesteś, i co tu robisz, identyfikacja - Warknęła kobieta.
- Jestem TRX-215 Matuzalem, numer SD009705AR32, kompania AZCorp Company. Misja utajniona. Funkcjonariuszu. Ostrzegam, w przypadku użycia siły będę zmuszony się bronić. Dyrektywa nadrzędna.
- Ty mi tu nie pitol... - Kobieta cofnęła się o krok w tył - Nie ma Cię w bazie danych, nie jesteś zarejestrowaną jednostką, więc wnioskuję, że jesteś nielegalnym tworem. Jaki jest Twój cel?

Zachowanie obojga, na prawie środka ulicy, wywołało spore zainteresowanie przypadkowych 3 osób. Póki co, miejscowe obserwowały wszystko z rozdziawionymi ustami.
- Funkcjonariuszu. AZCorp Company nie jest miejscową kompanią. Proszę sprawdzić w międzygwiezdnej bazie danych. Przybyłem na tą planetę 4 godziny i 12minut temu. Nie stanowię zagrożenia. Jednakże nie mogę zdradzić celu mojej misji.

Zachowanie policjantki było wystarczającym powodem do załączenia trybu Bojowego, co też Arhon uczynił. Jednak jego ostrze wciąż było schowane w przedramieniu.
- Proszę więc o konkrety: przynależność do statku, pobyt przybycia na planetę, forma kontaktu z Twoimi przełożonymi, cokolwiek. To zwyczajowa kotrola, więc obowiązują i pewne formalności, proszę jej nie utrudniać - Wyjaśniła kobieta.
- Nazwa statku: Feniks. Dowódcą corvety jest Kapitan Leena Hazel. Proszę się skontaktować z oficer Camarą waszych służb bezpieczeństwa.
- I takie trudne to było? - Powiedziała Mundurowa, zerkając na swój mini-komputer - No dobrze… zgadza się wszystko, mam potwierdzenie. Sama jednak powiem, a właściwie dam dobrą radę: proszę nie zaczepiać miejscowych, i proszę trzymać się z dala od wypadków - Powiedziała, mrużąc nieco oczy. Chyba wiedziała, a może raczej widziała, co też TRX wyprawiał z pewną Macolitką w tej ogrodzie?
- Funkcjonariuszu. Pani pytania były nieprecyzyjne. Cieszę się że udało się dojść do porozumienia. To wszystko?
- Tak, wszystko - Burknęła Macolitka, będąc chyba o krok od użycia niestosownego słownictwa - Możesz iść dalej.
- Życzę miłego dnia Funkcjonariuszu. - odpowiedział grzecznościową formułką, która w jego przypadku była zwykłą formułką, bez prawdziwych życzeń.

Odwrócił się od Macolitki i ruszył dalej. Poziom energii wskazywał na 37%, czyli 8 godzin i 40 minut aktywności. Chyba że będzie musiał wejść w tryb Bojowy, wtedy jego zużycie energii nieznacznie wzrasta. Według mapy którą ściągnął był oddalony o 3km od portu w którym wylądowali. Miał jeszcze czas na zwiedzanie, chciał na to poświęcić 4h, potem wrócić na Feniksa i się doładować. Ruszył dalej, bez konkretnego celu.
Na ulicy dało się zauważyć mniej par z dziećmi, za to coraz więcej grupek młodych kobiet. Miasto zdaje się przechodziło w kolejny tryb, nocny. Według nie wielkiej wiedzy TRX na temat jednostek organicznych, te na noc udają się spać, lecz tymczasem im bliżej do ściemnienia tym ulice wcale nie pustoszały. Interesujące. Po godzinie takiej tułaczki gdy słońce chowało już się powoli za horyzontem postanowił sprawdzić dokąd grupy jednostek się udają.
 
Raist2 jest offline  
Stary 18-09-2016, 21:22   #88
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Bix


“Młot” opuścił sklep w kiepskim humorze. O wszelakich gnatach jedynie pogadano, stworzono niby listę jego marzeń, po czym… miał czekać. Czekać na potwierdzenie, na zezwolenie, na sroty pierdoty odnośnie możliwości zakupu owych bajerów przez otaczających nad nimi opiekę pannami z futkami ze służb bezpieczeństwa. Bix z kolei, mimo iż do wybitnie inteligentnych nie należał, wiedział iż szanse na to wszystko były naprawdę małe.

No cóż, przynajmniej nadal miał ręczny pistolet-wyrzutnik, który wetknął sobie za spodnie, i tam owa broń została, nawet gdy opuścili sklep. Co prawda nie miał amunicji, ale to się dało załatwić, kto wie, może i nawet na Fenixie mieli pasujący kaliber?


W każdym bądź razie, nieco naburmuszony postanowił wrócić do Vis w domku na plaży, po drodze poprawiając sobie humor kilkoma litrami piwa. Owego trunku okazało się jednak stanowczo za mało, gdy okazało się, że dziewczyny w domku już nie ma. Zniknęła gdzieś, wspominając coś chyba we wcześniejszej rozmowie, iż chce zrobić jakieś zakupy odnośnie sprzętu? Miała chyba zamiar coś poskładać na statku… albo mu się ubzdurało? Podrapał się po łepetynie, nie bardzo wiedząc co teraz ze sobą począć.

Wtedy też, jego wzrok natrafił na reklamę w tutejszym tv. Krzykliwe slogany informowały i możliwości podniesienia swego statusu obywatelskiego, zdobyciu prestiżu, kasy i tym podobnych pierdół. Wszystko zaś zostało sprowadzone do jednego, tajemniczego słowa: “Polowanie”.

Spojrzał z głupią miną na kręcącą się w pobliżu przewodniczkę...





Vis


Darakanka oczekując powrotu Bixa z napojami, stworzyła szybko listę potrzebnych jej materiałów, by zająć się swym małym, prywatnym, i dosyć tajnym projektem. Gdy rzuciła się w owy wir natchnienia, całkowicie zapomniała o “Młoteczku”, o fakcie wypicia już sporej ilości alkoholu, o tym, iż ledwie kilka chwil wcześniej przewiercił ją tak bez pardonu… nie wiedziała, że sam Bix również nagle zmienił zdanie co do dalszego postępowania, widząc bowiem na plaży roboty policyjne, zamarzyło się jemu nagle zdobycie wielkiej spluwy, zamiast więc wrócić do V, poszedł swoją drogą.

Znudzona oczekiwaniem, jednocześnie pobudzona alkoholem, zbliżeniem, jak i własnymi planami, Vis zerwała się z miejsca, nie mając zamiaru dłużej czekać. Ubrała się czym prędzej, wykonała jedno połącznie, jak na VIP’a przystało, i już była w drodze na własne zakupy, zacierając rączki i wesoło machając ogonem na owy fakt.


Zbliżał się już wieczór, ona jednak dobrze znając takie miejsca, wiedziała, że bez względu na porę dnia czy nocy, zdobędzie potrzebne jej materiały. Teraz zaś, nie ograniczały ją również finanse, mogła więc kupić właściwie wszystko. Na jej ustach wyrósł szeroki, nieco zwariowany uśmieszek.





TRX


Arhon udał się wieczorową porą za licznymi miejscowymi, udającymi się w tym samym kierunku i wkrótce okazało się, że niemal wszystkie Macolitki, za jakimi podążał, kierowały swe kroki ku… licznemu skupisku barów, klubów i tym podobnych miejsc rozrywki. TRX do muzyki miał obojętne podejście, nie interesowała go ona w sumie, także opcja przyglądania się relaksującym w jej rytmie jednostkom, nie wzbudziła w nim odpowiedniej motywacji do obserwacji, podobnie jak przyglądanie się spożywaniu płynów wysokoprocentowych, co samo w sobie było dosyć dziwne. Podobnie jak kapitan Leena, czy i medyk Bullit, żywe jednostki podtruwały się owymi płynami, przechodząc powoli w różnorodne stadia euforii...

Ze zwyczajową sobie obojętnością, nawet nie wzruszył ramionami, ignorując po 20 sekundach owe fakty, i skierował swe kroki w innym kierunku. Szedł tak więc właściwie bez celu, powoli mając zamiar już zakończyć zwiedzanie okolicy, by wrócić na statek i podładować swe akumulatory, gdy…

- Mru? - Małe, egzotyczne zwierzę, skaczące sobie dla zabawy po kałuży, spojrzało zaciekawione na TRX swymi czterema ślepkami.


Arhon spojrzał na czworonoga, potem zlustrował najbliższe otoczenie. Nigdzie nie było widać kogoś, kto mógłby być właścicielem owego stworka. Niewielki park był pusty, jeśli nie liczyć prymitywnego automatu, koszącego niedaleko trawę. Czy owe nietypowe zwierzę przebywało więc tutaj bez nadzoru? Prawie… jak on?





Nightfall + Leena (+ Isabell)

Po krótkim pobycie ze swym ukochanym, Isabell znów go opuściła, wracając do domu, żegnając się zaś słowami, iż zobaczą się za 2 godziny… nie pozostało chyba nic innego, jak zabrać się za przygotowywanie do owej oficjalnej kolacji w towarzystwie pani senator.

Leena zniknęła więc “na stronę”, czyniąc owe przygotowania. Podobnie uczynił i Nightfall, choć w sumie potrzebował znacznie mniej czasu niż pani kapitan odnośnie własnej osoby, za to więcej w kwestii przygotowania posiłku-podarku, jak nakazywała tutejsza tradycja… obojgu więc w sumie zeszło mniej więcej tyle samo czasu.


Leena zjawiła się w dla odmiany w białej sukni, przygotowała zaś jakąś sałatkę. I mimo, iż jej wygląd robił wrażenie nawet na Nightcie, kulinarnie było wprost fatalnie. Pani kapitan nie umiała za cholerę gotować, o czym już kilka razy się sam mężczyzna przekonał na pokładzie Fenixa, także i przekąska, którą przygotowała, miała raczej kiepski polot.

Co innego sam strzelec. Ubiorem nie odstawał od formalnego nastroju wieczoru, danie przez niego przyrządzone było z kolei całkiem całkiem…

***

Podstawiono im limuzynę, którą ruszyli do domostwa Krunt Mansoon z domu Huq'noo, podczas zaś podróży, mającej trwać według szofera-automatu 17 minut, pani kapitan uszczupliła znacznie zawartość barku pojazdu. Czy to z nerwów? Dla odwagi? Bo miała pragnienie? Jak zwał, tak zwał, Leena jednak od zawsze piła jak smok, także te kilka drinków nie miało najmniejszego wpływu na jej stan jeszcze przed dotarciem na miejsce.


W końcu dotarli na miejsce, i od razu było widać, iż pani senator nie powinna narzekać na brak funduszy, co wywołało na chwilkę szczerzenie ząbków u Leeny. Pani senator wraz z córką przywitały je w obszernym holu, po czym udano się do jadalni, gdzie czekał na nich długaśny stół uginający się pod masą jadła, zupełnie jakby spodziewano się jeszcze co najmniej 20 gości...





Becky

Pilotka obudziła się skacowana na plaży. Bolała ją głowa, bolało właściwie całe ciało, w tym i dwa miejsca, które boleć nie powinne. Do tego chciało jej się bardzo pić… rozglądnęła się mrużąc oczy, i stwierdziła, że nie poznaje miejsca w którym się znajdowała. Usiadła na hamaku, mało nie spadając, po czym potarła pulsujące skronie, przy okazji natrafiając palcami na coś, co zaschnięte pokrywało pół jej twarzy, podobnie jak i posklejało włosy.

Głośno westchnęła. Czy tak właśnie się często czuła Leena, czy i Doc? Jeśli tak, to ona za taki stan podziękuje. Nie pamiętała zakończenia wieczoru, choć pamiętała, iż było naprawdę gorąco, pamiętała rozpoczęcie figli, gdy puściły jej wszelkie zahamowania, finał owej orgietki pozostawał jednak za mroczną zasłoną. Teraz zaś była sama, wykończona, półnaga… wykorzystana??


Przebiegające blisko niej dwie jogujące o poranku Macolitki posłały jej zdziwione, jak i rozbawione spojrzenia. No cóż, Becky wyglądała fatalnie, wyglądała niedwuznacznie. Każdy kto w tej chwili na nią spojrzał, już dobrze wiedział, co to też ta jasnowłosa wcześniej wyprawiała.

Obok Ryder, na piasku, leżał jakiś komunikator, z migoczącą lampką. Po naciśnięciu, wyświetliło się imię “Tandra” i numer. Więc jednak nie tak do końca ją bezczelnie wykorzystano i porzucono?





Doc

Bullit leżał na brzuchu, na trawie, jęcząc z bólu i złorzecząc pod nosem. Raj okazał się złudnym miejscem, a wakacje przemieniły w katorgę. Jego tyłek bolał jak jasny szlag, a do tego i krwawił. Tutejsze panienki, niczym jakieś złudne syreny, poprowadziły go ku nieznanemu, ku zmysłowym figlom, przyjemnościom cielesnym zakrapianym całym morzem alkoholu, no i się stało. Doigrał się, i teraz miał za swoje, a wszystko miało być takie cudowne.

- No już, spokojnie, przeżyjesz - Pocieszała go Amora, gładząc po głowie, a on najchętniej to by… sam nie wiedział do końca co. Wył, złorzeczył, a może i roześmiał się z własnej głupoty?

Zalia w tym czasie pobiegła do quadów, szukając medipaka. Jak to w końcu było? Ano było banalnie…

Piękne widoki, wodospad, dwie rozpalone i gotowe na zabawę ślicznotki. Wspólne baraszkowanie w wodzie, namiętne pocałunki, dłonie ślizgające się po ciałach, badające ich zakamarki, usta i języczki pieszczące wrażliwe miejsca. A potem Doc miał durny pomysł, by wejść na pobliską skałkę, by tam przycupnąć i dać obu panienkom swobodny dostęp do swego berła, by mogły go ładnie wypieścić. I gdy już tam wlazł, odwrócił się w ich kierunku, wtedy się pośliznął, upadł na dupsko, rozdarł sobie pośladek, polała się krew, i spadł do wody z jękiem.

Heh, wakacje.


Teraz sam był pacjentem w ich rękach, a rana w takim miejscu była dosyć kontrowersyjna. Miał jedynie nadzieję, że chociaż nie zostanie blizna… no a pod ręką chwilowo żadnego alkoholu. Jak pech, to pech.

***

Jakiś czas później, gdy w końcu wrócono na plażę, a on tym razem jechał z czekoladką - byle powolutku i spokojnie - miał już jedynie ochotę na spoczynek w łóżku po dniu pełnym wrażeń, i to byle na brzuchu. Gdzieś w zakamarkach jego umysłu wciąż jeszcze tliła się ochota na małe figle, jednak co umysł chciał, ciało nie pozwalało… i to nie tylko przez ranę.








Komentarze jutro...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 25-09-2016, 22:16   #89
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Becka usiadła na piasku... Taaak. Tandra zostawiła jej swoje namiary. “Dziękuję bardzo” - pomyślała Becka. Obecnie miała ważniejsze rzeczy zaprzątające jej umysł... zmęczony i przeciążony wczorajszymi ekscesami, brakiem snu, o ilości alkoholu nie wspominając.
Zdając sobie sprawę z tego co działo się ostatniej nocy i jakie mogły ją spotkać konsekwencje, w pierwszej kolejności pilotka zaczęła oglądać i badać swoje ciało. Gdy jej palce trafiły na "coś", wystraszyła się przez chwilę, obawiając się jakich łusek na twarzy, ale szybko się okazało, że znalazła na ciele tylko zaschnięte... męskie pozostałości po wczorajszym gwałcie, które mimo początkowej ulgi, jakoś niespecjalnie poprawiły jej humor. Co prawda nie wykryła żadnej nowej mutacji, przynajmniej niczego wyraźnie zauważalnego, ale zanim odetchnie z ulgą musi się porządnie zbadać.
Że też dała się tak wykorzystać? Zaczęło się tak niewinnie, fajnie spędzały czas ścigając się i bawiąc, a potem... Becka szybko uznała jednak, że robienie sobie wyrzutów sumienia nic jej teraz nie pomoże. Musiała wziąć się w garść i zadbać o siebie, bo jak to zwykle w życiu bywa - nikt inny o nią nie zadbał.
Jedną z pierwszych rzeczy jakimi musiała się zająć było zmycie z siebie resztek tego świństwa, ugaszenie pragnienia i dorwanie jakichś prochów. Na szczęście na plaży nie brakowało pryszniców, do opłukania się z morskiej słonej wody, a jeden z nich znajdywał się nawet w zasięgu wzroku Becky.


Gdy kobieta tylko wstała, nowe napięcie mięśni, sprawiły że jej bóle się nasiliły. Becka skrzywiła się niezadowolona i zachwiała się przez chwilę, o mało co nie siadając ponownie na hamaku. Zaklęła pod nosem, zdając sobie sprawę z przyczyn tych niedogodności. Przez ten zbiorowy gwałt ledwo stała na nogach. Ale nie mogła jednak się położyć i czekać aż wszystko minie - samo jej nie przejdzie. Poza tym męczyło ją pragnienie i wyglądała zapewne tak źle jak się czuła, a do tego zdawała sobie sprawę, że już niedługo plaża się zaludni.
Rozejrzała się jeszcze po najbliższej okolicy, ale nigdzie nie dostrzegła swojego kostiumu kąpielowego. Skubane musiały zabrać go sobie na pamiątkę - a niech je wszystkie meteoryt trafi! Jedyne co jej zostawiły to ten hamak z kocykiem i komunikator... ale lepsze to niż nic.
Becka zabrała co mogła, a następnie powolnym i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę pryszniców. Chodzenie nie było takie łatwe jak pamiętała - z każdym krokiem piekło, trochę rwało i po prostu bolało ją... tu i ówdzie.
Zdawała sobie sprawę, że biorąc prysznic zniszczy dowody gwałtu, ale jakoś nie miała zamiaru męczyć się ze ściganiem Macolitek po sądach. Nic jej to nie da, stało się i nic tego nie odczyni, a umyć się po prostu musiała.
Dzielnie prąc na przód, dotarła pod prysznic i odrzuciwszy koc, włączyła wodę. Wspaniałą, czystą, zimną i kojącą wodę, która zaczęła czyścić jej splugawione ciało, oraz studzić jej obtarte i opuchnięte części ciała. Poczuła pierwsze uczucie ulgi.
Nie omieszkała napić się kilku łyków lecącej na nią wody, była zimna i kojąca pragnienie, a nawet jeśli oficjalnie nie nadawała się do picia, to w tym momencie dla Becky doskonale się jako taka sprawdziła. Nie tracąc czasu, pilotka zaczęła się dokładnie myć - jednocześnie sprawdzając bardziej szczegółowo, czy nie pojawiły się jej gdzieś nowe mutacje. Najpierw umyła twarz i najbardziej bolące miejsca. Potem głowę, a w miarę szybko udało jej się porozklejać włosy i doprowadzić je do normalnego stanu. Piersi, ręce, szyja, brzuch i jako tako plecy. Pupa, potem raz jeszcze obolałe miejsca, ogon, aż w końcu nogi, do których niestety musiała się schylić. Z każdą umytą i sprawdzoną częścią ciała, Becka czuła się coraz lepiej; wyglądało bowiem na to, że nie pojawiła jej się żadna nowa mutacja, co samo w sobie było bardzo budującą myślą.
Może i była już czysta, ale wcale się tak nie czuła. Dalej stała pod prysznicem pozwalając wodzie opłukiwać i studzić jej ciało. Pilotka masując swoją skórę, pomagała wodzie wykonać jej zadanie, a do tego kilkakrotnie nabierała ją w obie dłonie, aby ugasić pragnienie.
Dość długo tam stała, a biorąc ten kojący prysznic. Kilkakrotnie odwracała się bokiem lub nawet stawała za kolumną prysznica, bo dostrzegła że w mniejszej lub większej oddali, ktoś akurat przechodził wzdłuż plaży.

Z czasem dostrzegła, że miejscowi już nie tylko przechodzą, ale rozkładają się z ręcznikami na plaży. Co prawda byli daleko, ale jasno świadczyło to o tym, że zaczynał się nowy dzień i nie będzie tam już tak pusto jak do tej pory. Opłukała się po raz ostatni i napiła się jeszcze wody. Potem chwyciła kocyk - jej jedyne dostępne okrycie i owinęła się nim jak dużym ręcznikiem po kąpieli. Zarówno biust jak i tyłek miała zakryte, więc odzienie spełniało swoją funkcję jak należy. Urządzenie komunikacyjne... też wzięła. Nie ma co zostawiać z powodów osobistych - zawsze to można sprzedać za parę kredytów, albo dać Vis na części.

Teraz, Becka musiała jakoś wrócić do ich domku i reszty załogi. Nie powinna być daleko, w końcu aż tyle by jej nie nieśli. Prawda? Rozejrzała się dalej, starając się coś rozpoznać: pływający plac zabaw, albo może chociaż linię brzegową. Skoro czekał ją niemały marsz, to wolała od razu ruszyć w odpowiednim kierunku. Niestety ku jej lekkiemu zdziwieniu rozpoznała niczego i nie wiedziała, którędy powinna iść. Mimo prowizorycznego stroju, musiała więc podejść do jednej z porannych plażowiczek i po prostu spytać o drogę.
 
Mekow jest offline  
Stary 30-09-2016, 04:16   #90
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Pogoda była spoko, gnat był spoko, piwo było spoko. Ogólnie było całkiem fajnie.
Nawet pierdolony babochłop z bezpieki, którego dali mu na opiekuna zły nie był. Znaczy tfu, nie w tym sensie! W końcu to babochłop. Co z tego że wyglądał jak niczego sobie panienka.
Tfu i już.
- Słuchaj no - zaczął jak zwykle z klasą Młot do swojej opiekunki, która towarzyszyła mu na zakupach i której za szybko nie pozwolił odejść - Jesteś nawet w porządku jak na baboch... hermafrog... kurwa sama wiesz co! Masz browara... - Bix przysunął jej jeden ze swoich kufli i nawet sam zdmuchnął pianę - ...łyknij se, i pomóż mi ogarnąć dwie rzeczy. Pierwsza, to spluwa bez nabicia, co jest o tyle chujowe, jak statek bez paliwa. Ogarnij mi coś, może być cywilne gówno typu gazy, sklejacze, gumowy szrapnel i tym pododobne. Albo kurwa nawet race i fajerwerki. Bo widzisz, tak se umyśliłem dwa pasy z nabojami przez klatę, będę wyglądał kozacko!
Druga sprawa to to cholerstwo
- Bix podszedł do ekranu pacnął paluchem na konsolę poleceń głosowych i powiedział - Cofnij wizję minutę... kurwa, fonię też durna maszyno - Urządzenie nie złapało oczywiście synchronizacji między jednym a drugim dopóki Młot nie walnął kułakiem w górę. Najwyraźniej komendy manualne też telewizor przyjmował.
- Status, prestiż i kasa. Podoba mi się! Na co polujecie i jak się w to wkręcić? Aha, jest jeszcze trzecia rzecz, też cholernie ważna, ale wyleciała mi ze łba, co to było... A! Mam! Czy "Chujowe" to też u was bluzga?
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 30-09-2016 o 04:18.
TomaszJ jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172