Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-07-2016, 20:14   #51
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- To kurwa pracować nie można, taki jazgot! - Bix kopnął ze złości skrzynkę z narzędziami i wkurzył się jeszcze bardziej, bo wiedział, że będzie musiał je pozbierać. Wychylił się do trójki załatwiającej swoje finansowe sprawy i huknął - Cicho tam, bo nogi z dupy przy głowie pourywam!
Czasami tak jest, że niby kłopot, niby przypadek, a dzień staje się piękniejszy. W końcu nie na co dzień dostaje się okazję do rozróby i to legalnej, bo przecież stanął w obronie słabszego. A Bix napierdalać się lubił i już cieszył się na niespodziewany prezent od losu.

Szumowiny spojrzały na wielgachnego mężczyznę, a przez ich twarze przeleciał cień strachu. Ten z pałką, z wrednym uśmiechem, zdzielił czym prędzej mechanika prosto w łeb, przez co nieszczęśnik zalał się krwią z rozbitej głowy. Padł na podłogę wijąc się z bólu.

- Nie słyszałeś? Masz siedzieć cicho! - Drugi z cwaniaków sprzedał dwa kopy rannemu - Nikt ci nie pomoże, hehe...
- Takiego wała - Bix splunął na pokład - Obiliście go, a ja będę musiał zrobić za niego robotę? Komuś należy się wpierdol. Dwóm ktosiom.
- Chwila, chwila... - Typek kopiący mechanika, nagle nie był już taki cwany i pewny swego, cofając się o krok w tył - To Ciebie nie dotyczy, po co się… denerwować?

Jego kumpel z pałą łypał zaś na Bixa, oceniając chyba szanse. I po jego minie, można było wywnioskować, iż jakoś nie uśmiecha mu się bliższa znajomość z wielgachnym mężczyzną.
- Przez was niemyte kutasy będę musiał zostać po godzinach i wichajstry mocować! - huknął olbrzym - boście tępe ciule nie pomyśleli i w pół roboty mu przerwali.
Bix zakasał już rękawy ukazując łapska wielkości średnio wyrośniętych delfinów.

Dwaj cwaniacy na ten widok puścili wiązanki pod nosem, po czym… dali nogę. Spieprzali, aż się prawie za nimi kurzyło, i tyle. Nie mieli najmniejszej ochoty zmierzyć się z “Młotem”. No cóż…

- Woły doić! - krzyknął za nimi kafar i sklął w duchu fakt, że wyrobił sobie na Maggelanie reputację. Do siebie, ale całkiem głośno dodał - Trzeba stąd spieprzać, bo już nawet na ring pod drugą piastą nie zawsze chcą mnie wpuszczać.
Podszedł do skopanego i spałowanego nieszczęśnika i przyjrzał się kto to. Bo jeżeli to ktoś od szefowej, to tamci mieli szczęście, że zwiali. Firma w której Bix pracował może była mała i szemrana, ale wszyscy byli dla siebie jak rodzina. Nie zawsze lubiana, ale jednak...

Bix znał pobitego z widzenia, i nie, nie należał do tej samej firmy… Ruavu Daeli, czy jakoś tak się zakrwawiony typek zwał, robił w małej niezależnej kompanii, ale żadna to tam konkurencja nawet dla mamuśki Rosalinn.
- Sie musisz uważać - powiedział do niego Młot stawiając go na nogi szybkim ruchem - bo kurna pracy więcej dla mnie będzie.
Po czym wziął swój plazmowy palnik i wrócił do wycinania poszarpanych fragmentów kadłuba pod kompozytowy zamiennik. Ale nie szło mu dobrze, myślami był już na pirackim okręcie, na który zamierzał się zaciągnąć. Przygoda, zupełnie jak na holo, które oglądał setkami tuż po wyzwoleniu, a nie marne rozrywki na zapyziałej stacji!

Ruavu chwiejąc się na nogach, podziękował za pomoc, po czym burknął coś o lekarzu, i opuścił hangar. Bix wrócił do roboty, myślami będąc jednak gdzie indziej… i po około pół godziny, nie zauważył nadchodzących problemów. Wróciła parka szumowni, w towarzystwie swojego własnego “karka”. Typek nie był tak potężny jak “Młot”, jednak wzrostem mu niemal dorównywał.
- Ej, grubasie! - Koleś zagadnął wyjątkowo miło - Słyszałem, że ty masz teraz dług swojego koleżki? Cho no tu na chwilę...

Bitka!
Od razu to zaświtało w głowie Bixa. I to nawet nie z leszczami, bo typ wyglądał na kogoś, kto wie do czego służą pięści! Trzeba było tylko rozegrać to jako samoobronę, bo nie miał ochoty znów wysłuchiwać połajanki Mamy Rosy, która znów musiała wpłacić kaucję. To była pora na dyplomację najwyższych lotów, więc Młot skupił się i grzecznie odpowiedział:
- Wal się i wypchaj gównem, spedalony cieciu!
- Sam masz gówno zamiast mózgu… pedale - Odpowiedział typ na tym samym poziomie co Młot, po czym kopnął w skrzynkę z narzędziami Bixa. Wszystko się oczywiście wysypało... a Bix na to przydzwonił mu prosto w pysk, na czym skończyła się błyskotliwa wymiana obelg.

Huknęło całkiem solidnie, gdy “Młot” trzepnął mięśniaka po pysku, aż temu drugiemu poleciały gdzieś w cholerę jego przyciemniane okulary, ten jednak warknął, po czym odpowiedział całkiem solidną kontrą, również waląc mechanika po gębie. Zaczęła się więc bijatyka…
Bix był już w swoim żywiole, cios przeciwnika poczuł, co tylko go rozjuszyło, więc skrócił dystans, złapał drania za bary i trzasnął czołem w twarz, łamiąc przeciwnikowi nos. Ten jednak zdawał się nawet nie zauważyć owego faktu(dziwne), po czym przywalił dwa razy pięściami w brzuch “Młota”, jakby tłukł w worek treningowy, oj bolało, ale ból był dobry, ból oznaczał twardego przeciwnika, a więc dobrą walkę. Na dwa ciosy odpowiedział potężnym sierpowym, w który włożył całą siłę.

“Młot” strzelił przyjemniaczka po pysku, aż zadudniło ale... albo koleś był na jakiś prochach, albo… cholera wie, nie był człowiekiem? Przyjął cios, warknął, splunął krwią, po czym wyprowadził kontrę. Raz w żebra Bixa, potem hakiem w szczenę, o tak, ta walka była naprawdę zajebista w mniemaniu mechanika.

Wokół nich zaczęło coś wybuchać. Pierwsze dwie eksplozje i efekty granatów obezwładniających “Młot” całkowicie zignorował, dwa kolejne jednak miały już na niego całkowity wpływ. Zatoczył się, coś mamrocząc pod nosem, resztkami przytomności zauważając kilku strażników, owymi granatami właśnie obrzucający walczących ze sobą. Piąty już granat, wykończył go na dobre. Nastąpiła już tylko ciemność…
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 02-07-2016 o 20:20.
TomaszJ jest offline  
Stary 03-07-2016, 22:21   #52
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=MSuHACeorAs[/MEDIA]










Występują:


Becka Ryder

Dave “Doc” Bullit

Nightfall

TRX-215 "Arhon"

"Młot" Bix

Vis Less

kapitan Leena Hezal







Odcinek 2

“Urlop”



Corvetta “Fenix”

Odlecieli czym prędzej w siną dal, ile fabryka dała. Byle jak najdalej od przeklętej stacji i tych Zombie, robali i wszelkich innych maszkar. Komputer pokładowy nie miał problemu z obliczeniem skoku do Bellateer 4, byleby nie zmieniać w ciągu godziny kursu, czy prędkości…

Leena zebrała wszystkich w stołówce. Nie było żadnego wielkiego przemówienia, czczej gadki, zachwalania. Ot, otwarto kilka flaszek procentów, wypito za zdrowie Xiu, otarto łzę czy dwie, pośmiano się, powspominano ją. To były te ulotne chwile spokoju, bycia sobą, słabości… zwał, jak zwał. Nie było źle.

Doc nalegał, by wszyscy poddali się jeszcze raz badaniu. Pod czujnym okiem TRX-215 przeprowadzono testy i okazało się, że nikt już nie jest zarażony wirusem, dobre chociaż to. Każdy więc udał się w końcu na stronę, oddając swym własnym zajęciom.

Prysznic, porządny posiłek, sen. Do celu ich podróży mieli 48 godzin, non stop w trakcie pokonywania hiperprzestrzeni, na pokładzie statku panował więc ogólnie pojęty spokój. Z jednego krańca wszechświata na drugi, jak na to nie patrząc, to zajmowało trochę czasu…


Uchu zniknął w maszynowni, zaszywając się tam na dłuższy czas z Arhonem. Inżynier nie wyglądał najlepiej, po przypadkowym wystawieniu się na działanie próżni. Lewe biodro uległo odmrożeniu, efektem czego szczurowaty humanoid okulał, do tego miał problemy z oddychaniem sfatygowanymi płucami, i lewe oko, po wystawieniu na zgubne działania, miał obecnie zaszklone. Jak nic, przy pierwszej lepszej okazji, musiał się podreperować cybernetycznie.

TRX, od momentu aktywacji, ledwie w kilka godzin, przeżył już naprawdę sporo, i musiał również przeanalizować sobie na spokojnie nie lada wiedzę, odnośnie ostatnich wydarzeń w jakich uczestniczył, osób, które poznał, jak i rodzajów zachowań, w jakich brał udział. Jego procesor przerabiał wszystko na pełnych obrotach… a sam Arhon był zafascynowany tym wszystkim tak bardzo, iż nie miał ochoty na stan spoczynku, by się podładować. W końcu jednak uległ namowom Inżyniera.


~


Becky spędziła pod prysznicem godzinę. Oddałaby lewą rękę za wannę, jednak chyba nie można mieć wszystkiego, taki już ten świat zwariowany… myła się, płakała, wspominała, piła, znów się myła, śpiewała do ulubionych kawałków Billy’ego Boostera. Bolały ją plecy, w miejscu, gdzie owe plecy traciły swą szlachetną nazwę, to jednak było zwykłe stłuczenie, drobnostka, po tym wszystkim, co przeżyła.


Odwiedziny Isabell były naprawdę pożądaną odmianą. Młoda dziewoja swoją niewinnością, prostotą i słodkością, była tym, czego pilotka w tej chwili potrzebowała. Była odmianą, powiewem świeżości, milutką chwilą odprężenia… pożyczyła jej nieco ubrań, i obie miały niezły ubaw, wyszukując pasujące jej wdzianka. Cóż z tego, że była inna, kto wszak nie był w tym zwariowanym wszechświecie?


~


Nightfall… rozpieprzył pokładową siłownię. Pił, klął, pił, ćwiczył, złorzeczył, i w końcu rozwalił połowę sprzętu, śmiejąc się na głos z powodu Xiu. Nienawidził jej, i podziwiał zarazem, pogardzał i wychwalał, stanowczo był już zbyt pijany…

- Jebaj się Xiu! - Ryknął, ciskając sztangą w kąt, wśród huku i brzdęku metalu.

Wygrała, na swój sposób wygrała. Postawiła na swoim, dopierdoliła wrogowi, nie było czego zbierać, czego chcieć więcej? Wredna cipa, ot co… prysznic był zbawienny. Nie tyle, co oczyściło go to fizycznie, co i umysłowo. Wyszedł spod niego z całkiem innym nastawieniem do świata.

Nie wszystko było takie złe, jakie sobie malował. Miał kumpli, miał swój kawałek wszechświata, miał Isabell, wszelkie brudy przeszłości zostały zmyte, zostały gdzieś daleko, nie mając już znaczenia.

Idąc korytarzem, trafił właśnie na nią. Choć nie dał po sobie tego znać ani mrugnięciem oka, jedynie jej widok, doprowadził momentalnie do szybszego bicia serca.

- Hej - Uśmiechnęła się słodko - Szukałam Cię… tęskniłam - Dodała, a Night wyczuł od Isabell wyraźną woń alkoholu. Jak zwykle, powalała go przysłowiowo na kolana samym swym wyglądem, zachowaniem, gestami. Jak nic, był kurna w niej zadurzony po uszy. Ledwie kilka godzin po operacji, po odpoczynku w ambulatorium, dziewczyna była już na nogach, niby w pełni zdrowa. No i ta sukienka...




~


Bullit miał pełne ręce roboty. Ledwie skończyły się wszelkie zabawy z cyklu “kto kogo udupi”, zakończone fajerwerkami, a należało się zająć tymi w potrzebie. Poskładał do kupy Isabell, zajął się Uchu, przebadał całą załogę… w końcu mógł w spokoju zajarać, chwilę odsapnąć od tego całego burdelu.

Później było już w sumie z górki. Młoda znajda miała 3 nieproszonych gości, i to bynajmniej nie było to w żadnym wypadku w stylu Doca… usunął z jej rany trzy obce zarodniki, wzdrygając się na myśl, co też mogły one poczynić w ciele już po zalęgnięciu. Na końcu, najzwyczajniej w świecie, zgniótł owe gówienka, nie pozostawiając możliwości na wszelkie pomyłki… sam by tego nie chciał w swych najgorszych koszmarach, więc dlaczego by mieli cierpieć inni? Kij tam z jego osobistym podejściem do Isabell, w tej chwili liczył się profesjonalizm.

Napił się, i to napił się porządnie, zajarał, a wszystko przybrało odrobinę bardziej pozytywne kolory. Lecieli odstawić młodą do jej domu i ponoć mieli zgarnąć za to niezłą nagrodę. Jeśli była to prawda, to może nie wyjdą tak straceńczo na całej tej cholernej przygodzie związanej ze stacją?





W całkiem innym, bardzo odległym miejscu...
Stacja Maggelan-Tethannis

poziom 22, areszt

Bix obudził się z łupiącą głową w celi. 4 metry na 4 metry, gładziutkie, wzmacniane powierzchnie, wbudowana w podłogę prycza bez żadnych dodatków, w rogu kibelek. Pole siłowe zamiast jednej ze ścian, skąd miał widok na korytarz i pustą celę na wprost niego.

No tak, znów został aresztowany, znów mama Rosalinde będzie z tego powodu zła. Po raz kolejny trzeba będzie zapłacić mandat, a on będzie musiał robić nadgodziny, by jakoś to wszystko spłacić… a zbyt często już tu gościł, i wiedział, że swoją wersję wydarzeń może spłukać w owym kibelku w rogu, bo i tak nikt jemu nie wierzył.


Po pewnym czasie miał wrażenie, że ktoś idzie. Czyżby nadchodziło wyzwolenie? Mandat zapłacony, może wychodzić? I faktycznie, zjawił się oficer straży, miał jednak dziwnie posępną minę.

- Witaj Bix, i słuchaj uważnie - Odezwał się jeden z przedstawicieli prawa na stacji, używając do rozmowy komunikatora na ścianie - Tym razem to Ty zadałeś pierwszy cios, jest dwóch świadków i nie jest zbyt pięknie. Do tej pory, jakoś to wszystko nie wyglądało tak źle, z różnych powodów i w różnych sytuacjach dostawałeś po gębie, inni dostawali po gębie, aresztowaliśmy Cię, tamtych odstawialiśmy do lekarza, płaciłeś mandat i wychodziłeś… tym razem jednak miarka się już przebrała.

Oficer uśmiechnął się smutno, wzruszył ramionami.

- Ja Cię nawet lubię, ale mam rozkaz z góry i nic na to nie poradzę. Mandat, mandatem, a oprócz tego zostajesz skazany na banicję… no, mówiąc prosto, wyrzucony z Maggelan-Tethannis. Masz opuścić stację, i już tu nigdy więcej nie wracać. A jak wrócisz, to zostaniesz aresztowany, i skazany na roboty karne, niczym zwyczajowy więzień. Przykro mi chłopcze.





Stacja Maggelan-Tethannis
poziom 17, “targowisko”


Vis szwendała się właściwie to bez celu. Jej wieczna ucieczka, zaprowadziła ją aż tutaj, i najwyraźniej tutaj chwilowo miał nastąpić jej koniec. Brakło bowiem funduszy, i ostatni przelot wyczerpał już jej zasoby finansowe, można więc rzec, że utknęła. Teraz zaś, aby jakoś przeżyć i zarobić, musiała znów ruszyć swoją główką… póki jednak co, okazji żadnych nie było. No dobrze, była jedna, ale typowi z oczu tak źle patrzyło, że Darakanka nawet nie zwolniła kroku, przechodząc obok ewentualnego źródła zarobku. Miała już wystarczająco problemów, i brak ochoty pakowania się w kolejne.

Jakby tego wszystkiego mało, zaczynało jej burczeć w brzuchu z głodu. Od ostatniej, skromnej przekąski minęło naprawdę już wiele godzin… i chyba w końcu przed dziewczyną pojawiła się okazja, należało jednak wszystko rozegrać nad wyraz umiejętnie.

Ledwie ponad metrowa babcia rasy ludzkiej, okładała właśnie metalową laską swojego iskrzącego robota-tragarza, złorzecząc przy tym ile się tylko dało. Mechaniczny służący zastygł zaś w pół ruchu, i ani drgnął. Sypał iskrami, zgrzytał, i piszczał, wyraźnie walcząc z jakąś mechaniczną awarią, blokującą chyba jego ośrodek ruchu. Na śmiechy przechodzących obok, przypadkowych gapiów, babcia odpowiedziała zaś wyjątkowo subtelnym gestem.








***
Komentarze jutro
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 03-07-2016 o 22:32.
Buka jest offline  
Stary 07-07-2016, 23:48   #53
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Nightfall zatrzymał się przed dziewczyną. Zaskoczyła go. Promienie światła lampy korytarza połyskiwały na wilgotnych, nastroszonych włosach. Cień padał na pokrytą kilkudniowym zarostem twarz, a usta dłuższą chwilę nie mogły znaleźć słów. Miał poważny kłopot by nie gapić się nachalnie na te wszystkie wcięcia, które projektant umieścił ku jego zgubie, co dopiero zebrać myśli i powiedzieć coś mądrego. Przeszkadzał alkohol szumiący w głowie. Także to, że miał na sobie jedynie przewieszony przez ramię ręcznik, spodnie, które bez pasa trzymały się dość nisko na biodrach i rozchełstane, niezasznurowane buty. Nic więcej, w końcu w międzyczasie robił pranie. Był kompletnie nieprzygotowany, a ona tak cholernie blisko.

- Chętnie przetańczyłbym z tobą ten bal, co to się wybierasz, ale w najbliższym czasie za chu... - urwał, jakoś nie wypadało mu kląć, nie w jej towarzystwie. - Nie zdołam wyczarować nic, co pasowałoby do tej obłędnej sukienki - podparte komplementem alibi, by przez moment, całkiem legalnie, podziwiać krój i fason, i linię talii. Przyjemny dla oka kolor, geometryczne wzory oplatające materiał dekoltu. Okręgi, elipsy, które hipnotyzowały, prowadząc wzrok ku epicentrum. Zganił się w myślach, orientując dokąd go wywiodły. Och, zmyślna pułapko. Czuł rękę Becky w doborze kreacji. Dziewczyny wszystko przemyślały. Tylko stań w niej przed nim, a padnie ci do stóp. Tak to szło panno Ryder? Niech cię cholero, nie jesteś daleka od prawdy.

Uniósł głowę, bezpieczniej było spoglądać w błękitne oczy. Natchnęła go myśl, czy równie intensywny i głęboki jest lazur oceanów jej rodzinnej planety, czy równie kojący? Nigdy tam nie był i nie wiedział dlaczego, ale bezkresne oceany wydały mu się czymś naturalnym dla miejsca z którego pochodzi.

- Dobrze zobaczyć cię całą i zdrową - tembr jego głosu brzmiał ciepło i łagodnie. - Bez żadnych maszkar w tle - zbliżył się i przychylił ku jej twarzy. Wciągnął powietrze tuż przy policzku. Nie musiał, ale przecież każdy pretekst był dobry by znaleźć się jeszcze bliżej. - Tęskniłaś? O, na pewno. Z tej tęsknoty poszło już nawet trochę szkła. Godzi się tak, parę godzin po operacji? - zapytał z udawanym wyrzutem. Był tuż przy jej uchu, niechcący musnął ustami jego płatek, wyszeptał. - Zostało ci coś jeszcze? U mnie już tylko przygnębiające pustki.

[MEDIA]https://www.chlomo.org/chan/8/src/1437985061989.gif[/MEDIA]

Isabell zachichotała, zarzucając mężczyźnie ręce na szyję. Stojąc na palcach, wpatrywała się z bliska w jego twarz, między ich ustami były zaś ledwie centymetry.
- Też tęskniłeś, prawda? - Szepnęła zarumieniona, a strzelec wyczuł oprócz alkoholu, również delikatną nutkę perfum.
- Nie powinnam tyle pić… Doc zabronił... - Znów zaśmiała się cichutko.

- Doc propaguje abstynencje? - Night wyraził zdziwienie. - Chyba po to, by mieć więcej dla siebie. To jak? Użył słów "nie pić" i przy tym nie umarł? Powiadam wam koniec świata jest bliski - drwił wesoło. Patrzył na nią i wiedział, darzyła go równie nieobliczalnym, gorącym afektem, szalona. - Tęsknie, gdy tylko znikasz mi z oczu.

Za jakieś trzydzieści-kilka godzin przyjdzie im się rozstać. Był gotowy znieść ból. Nie mógł pozwolić jej zostać na statku. Śledztwo, obława, oskarżenie o terroryzm. Obrazy pojawiające się w umyśle mężczyzny były aż nazbyt wyraźne.
Patrzył na Isabell i znał tylko jeden sposób by zatrzymać czas. Nie myśleć już o niczym więcej. Tylko o czerwieni szminki, dotyku jej ust. Ujął dziewczynę, przyciągnął do siebie. Niknęła w jego ramionach, tak krucha i ulotna. Złączył się z nią w namiętnym pocałunku.

[MEDIA]http://3.bp.blogspot.com/-VCx2kl2cTXc/VZqULa2qqvI/AAAAAAAAEdw/Nvmz4Pmm-BM/s1600/6cd1764c97947d0f4d6843ce18f58999.gif[/MEDIA]

Była snem, z którego nie chciał się budzić, pięknym, cudownym snem. Isabell odwzajemniła pocałunek, drżąc na całym ciele. Najpierw delikatnie, spokojnie, po chwili zaś z coraz większą namiętnością, odrobinę nawet wprowadzając do zabawy języczek. Zsunęła dłonie z jego karku, wodząc nimi po nagim torsie mężczyzny.

Ręce mężczyzny podążały w dół, poniżej linii pleców. Uniósł Isabell lekko nad podłogę. Przechylił się w tył, pozwalając całemu jej ciężarowi spocząć na sobie. Powoli odkrywał wszystkie tajemnice dziewczyny, która tak nagle porwała jego serce. Na razie zmysłem dotyku, przez materiał sukienki. Ten marszczył się i odsłaniał coraz więcej, gdy Night odwrócił się, ruszył w przód, przyciskając ją do ściany. Na powrót oddał jej grunt, ale nie miał zamiaru oddać wolności, pozwolić na ucieczkę z niewoli jego ramion. Wodził palcami po aksamitnej skórze uda, zachęcając by nie tylko dłońmi go objęła.

Isabell aż zachłysnęła się powietrzem, gdy ręka mężczyzny znalazła się na jej nodze. Cała spięła się mocno w górę z jękiem wielkiego zaskoczenia i spojrzała Nightfallowi w oczy. Przygryzała wargę, jej lico było rozpalone, oczy błyszczały, szeroko otwarte.
- Pozwól - Szepnęła i pochwyciła jego dłoń, przesuwając ją coraz wyżej i wyżej, po biodrze, po brzuchu, na jedną z mięciutkich piersi. Jej palce z kolei ześlizgiwały się po jego torsie, znikając w na wpół otwartych spodniach. Pochwyciła jego nabrzmiewającą męskość, ponownie namiętnie całując mężczyznę. Po chwili zaś, gdy oboje łapali po raz kolejny oddech, dziewczyna z tajemniczym uśmieszkiem zsunęła się w dół, klękając tuż przed Nightfallem.

Zachęta przeszła najśmielsze oczekiwania. Night wiedział, że Iss była bardzo emocjonalna, w swych emocjach nieobliczalna, ale nie... nie mógł już dłużej analizować, porywany pieszczotami. Pełną seksualnego napięcia bezpośredniością. Początkowe przyjemne mrowienie przeradzało się w żądzę. Uległ jej. Chwycił dziewczynę za włosy i zbliżył do siebie. Pożądliwie patrzył, jak bierze go do ust. Jak pod dotykiem jej warg i języka twardnieje do granic. Obraz tej niewinnej twarzy i lubieżnego spojrzenia budził w nim skrajne odczucia. Jęknął z rozkoszy, gdy wykonała kolejny ruch. Szarpnął, przyciągnął raz jeszcze, odrobinę za mocno. Tak przyjemnie, że tracił kontrolę. Nie chciał. Musiał ją powstrzymać. Sprawić by to nie on, a ona nie wytrzymywała, jęczała i wiła się z rozkoszy. Nie zdołał, Isabell zignorowała jego gest, gdy próbował unieść ją z kolan. Nie przestawała. Pieściła nabrzmiałą męskość ręką, ustami, języczkiem, z góry do dołu, każdy centymetr, czuł, że długo nie wytrzyma. Spojrzała na niego, z uśmiechem w oczach, nie przerywając pieszczot, a odsłaniając zgrabnie swe kształtne piersi, by miał co podziwiać, by było mu jeszcze przyjemniej. Ssała, lizała, sprawiała przyjemność obiema już dłońmi, nie zapominając i o pieszczotkach jego klejnotów. Był już naprawdę blisko, bardzo blisko, czując gorąc jej ust, tak strasznie gorąco, jego dłonie mimowolnie objęły głowę dziewczyny…

Night nie zdołał powstrzymać nadchodzącej ekstazy. Fali rozchodzącej się gwałtownym spazmem po całym jego ciele. Rozlewającej przypływem w jej ustach. Ona jednak nie przestała, nie przestała go pieścić. I nie uroniła ani kropelki. Oddychał głęboko. Przeszył go bodziec tak intensywny, że kręciło mu się w głowie. Spoglądał z góry na tą nieokiełznaną dziewczynę, uśmiechającą się do niego słodko. Jak ona to robiła, nawet teraz pozostawała tak niewinna i piękna. Szalał za nią z każdą chwilą coraz bardziej. Isabell oblizała swoje usteczka, przekrzywiając zabawnie głowę w bok. Była jednocześnie niezwykle kokieteryjna i zarazem czarująca, była wprost jak marzenie. Uśmiechając się, wyciągnęła do niego dłoń, by pomógł jej wstać…

W oddali dało się słyszeć metalowe kroki, zbliżające się do pary. Widać TRX wybrał się na małą wycieczkę. Akurat sobie znalazł moment… W końcu go zobaczyli.
- Nightfall, Isabell, witajcie - odezwał się najzwyczajniej na świecie.

Nightfall stał tuż przy Isabell, splatając z nią palce jednej dłoni, drugą obejmując w talii, wygładzając materiał sukienki. Szeptał jej coś do ucha. Przeniósł spojrzenie na niespodziewanego gościa.
- Arhon - odpowiedział na powitanie robota. - Zaprzyjaźniasz się ze statkiem? Nic nie ugrasz stary. Feniks kocha Becky.

- Zapoznaje się z nim. Nightfall, ta jednostka nie posiada obwodu SI. Przez co nie może kogoś kochać - widać że robot nie zrozumiał żartu, o ile można na metalowej powierzchni dostrzec jakiekolwiek oznaki ekspresji.
- Coś się stało? Nightfall twoja wymiana gazów jest lekko przyśpieszona, tak samo jak u kapitan Leen’y.

- A czy androidy śnią o elektrycznych owcach? - strzelec się zaśmiał. - W szachy rozjedziesz mnie w pięciu ruchach, ale z abstrakcyjnym myśleniem u ciebie marnie. Lubimy gry słów. Połączenia, które pozornie nie mają logicznego sensu. Poczekaj, aż zobaczysz nas kompletnie zalanych. Od surrealizmu, albo przegrzeją ci się obwody, albo załączy tryb "killallhumans".
Isabell go rozpaliła, a teraz przyszło mu stygnąć w przeciągu korytarza. Spojrzał na nią, starając się wybadać jak znosi obecność robota. Sam miał zamiar jak najszybciej się stąd ruszyć, z nim lub bez. Pociągnął dziewczynę lekko za dłoń, prowadząc w stronę kajuty. Wymiany gazów nie skomentował. Maszyny sprowadzały wszystko do pospolitych procesów życiowych. To takie... pozbawione uroku.

- Spokojnie, nie musicie się bać. Posiadam tylko trzy tryby pracy: ładowania, zwykły oraz bojowy. To Ja decyduje który tryb jest włączony i kogo zabijam. Dlatego nie musicie się bać że przypadkiem to was spotka - spokój robota był…. komiczny, dla nie których mógł być nawet irytujący - Propozycja gry w szachy jest interesująca. Z przyjemnością bym ją przyjął.

Isabell stała się dosyć nerwowa. Szybciutko przysłoniła co miała odsłonięte, w trakcie rozmowy zaś jedynie od czasu do czasu przelotnie się uśmiechała.

- Innym razem - Night odpowiedział droidowi. - Chcę porozmawiać z Isabell, o… naszych organicznych sprawach, mało zerojedynkowych. Wcześniej nie było zbyt wielu okazji.
Bawiło go skrępowanie dziewczyny, po tym czego doświadczył przed chwilą. Chyba, że tylko przy nim potrafiła zrzucić wszystkie blokady. To byłoby słodkie. Schował rękę za jej sylwetkę, by ta stała się niewidoczna z perspektywy droida i złapał blondynę za tyłek. Uśmiechnął się przy tym łobuzersko. Była gorąca, a on momentalnie zdał sobie sprawę, że droczenie się z nią jest bronią obusieczną. Oczami wyobraźni widział jej pośladki wypięte zniewalająco na łóżku. Uniesione do góry, ponad wygięte w łuk plecy... wypuścił powietrze w głębszym wydechu. Trzeba było się oddalić, zanim Arhon wróci do pytań o przyspieszoną wymianę gazów.
- Chodźmy najdroższa - mówił do niej cicho, by zmieścić się poniżej granicy odbioru sensorów Arhona. - Chcę ci pokazać, jak czuły potrafi być facet, którego po wyjściu spod prysznica, spotyka coś tak... - już dobrze wiedziała jak niesamowitego.

- Co Ty na to, żebym przyniosła tą flaszkę, o której wspominałeś? - Dziewczyna uśmiechnęła się do Nighta przelotnie, zerkając gdzieś w korytarz. Może i był w niej zadurzony, wyraźnie jednak widział, że na jej twarzy malowało się jakieś podenerwowanie. Czyżby aż tak stresująco na nią działała obecność TRX-215? No chyba, że chodziło o co innego…

Arhon odprowadził dwójkę wizjerem odwracając przy tym głowę aż wreszcie całe ciało. Jednostki organiczne zaiste są bardzo interesujące…..

- Ja pójdę - Night odpowiedział. Obserwował badawczo dziewczynę, ale zrzucił jej napięcie na karb tej całej szalonej sytuacji. Może złapała moralniaka. - Kobieta, która wykorzysta cię w korytarzu, a potem jeszcze skoczy po flaszkę to... to szczyt marzeń. Nie bądź już takim ideałem - odgarnął jej włosy za ucho, pogładził po policzku. - Wszystko w porządku?

- Za chwilę przyjdę, naprawdę - Szepnęła Isabell jakoś tak dziwnie, po czym pocałowała na szybko Nightfalla w policzek - Dobrze? - Zrobiła krok od niego, choć oboje nadal mieli złączone dłonie.

- Jesteś pewna? - zachowanie dziewczyny było co najmniej niejasne, ale przecież nie mógł jej niczego zabronić, ani tym bardziej naciskać. Zbliżył się jeszcze, przytulił i pocałował w blond czuprynę. Trwał tak moment, nim w końcu ją puścił. - Wracaj szybko - odprowadził Isabell wzrokiem, gdy znikała w korytarzu. Zamyślony udał się do własnej kwatery.

~*~*~

Przez pierwsze piętnaście minut miał jeszcze nadzieję, że niedługo się zjawi. Kolejnych dziesięć przeczekał nerwowo, zastanawiając co mógł zrobić nie tak. Był zaniepokojony, w ten śliski nieprzyjemny sposób, który pełza w trzewiach i mówi, że coś jest bardzo nie w porządku. Silne złe przeczucie. Zarzucił na siebie tank top. Wygrzebał pokładową apteczkę. Równie dobrze mogła gdzieś zasłabnąć. Tak niewiele przecież minęło od operacji. On powinien być tym który zachowuje tu rozsądek. Miał sobie za złe, że przy niej nie potrafił. Wyszedł z kajuty, nawet nie zwracając uwagi na zamknięcie drzwi. Chciał jak najszybciej odnaleźć Isabell. Miejsca gdzie trzymali flaszki, jej własna kwatera, impreza u Doc'a. Może właśnie zapijali się z Dave'm, a on niepotrzebnie się martwił. Nawet by mu ulżyło.

Zarówno w kuchni, jak i stołówce jej nie było. Strzelec skierował więc swe kroki do kajuty, którą przydzielono Isabell. Stojąc przed drzwiami, najzwyczajniej w świecie nacisnął jeden z guzików na panelu obok nich. Czekał sekundę, dwie, z walącym sercem. Czy za chwilę będzie musiał ciąć drzwi palnikiem?
- Kto tam? - Usłyszał w końcu jej głos w małym głośniczku.

- Night - strzelec odpowiedział w mikrofon interkomu. - Jeśli nie chcesz mnie oglądać to okej. Już się bałem, że może gdzieś zasłabłaś i chciałem cię odszukać. Choć nie, to wcale nie okej - poprawił. - Tylko nieco lepiej niż ta druga opcja.
Stał nie wiedząc co powinien zrobić. Mimo wszystko ucieszył się, słysząc jej głos.
- Mogę wejść?

Zamiast odpowiedzi, usłyszał wyraźne westchnięcie, i jakby pociągnięcie nosem.
- No… ok - W końcu coś odpowiedziała, po czym rozległ się dźwięk odblokowywanych drzwi.

Ledwie mężczyzna wszedł, wyczuł woń alkoholu, niczym w najprawdziwszej gorzelni. Sukienka Isabell leżała w nieładzie na podłodze, podobnie butki. Całości zaś dopełniała pusta flaszka leżąca na łóżku, z której chyba nieco się wylało, sądząc po plamie na pościeli. Sama dziewczyna zaś przebywała w owym łóżku, przykryta do pasa kołdrą. Miała na sobie zwyczajną koszulkę, fryzurę w nieładzie oraz zaczerwienione oczy. Znów pociągnęła nosem.

[MEDIA]http://i.gr-assets.com/images/S/photo.goodreads.com/hostedimages/1382805371i/6216267.jpg[/MEDIA]

Nightfall minął drzwi i zamknął je za sobą. Przestępując na tym całym burdelem, zbliżył się do swego ukochanego obrazu nędzy i rozpaczy. Usiadł na skraju łóżka. Odszukał dłoń Isabell.
- No dobrze, a teraz powiedz, tak szczerze, o czym próbujesz zapomnieć? - zapytał spokojnym, choć zdecydowanym tonem. - W ten sposób piją tylko alkoholicy, albo ci, którzy próbują zapomnieć. Zauważ, że nawet Xiu nie doczekała się od nas podobnie... szalonej imprezy - spoglądał na nią wyraźnie zmartwiony. - Powód musisz mieć dobry. Opowiesz mi?

Isabell wyśliznęła swoją dłoń z jego dłoni, co stanowczo nie było dobrym znakiem. Cofnęła się nieco na łóżku, wraz z kołdrą, byle dalej od niego. Wzrok wbity w pościel, twarz nieco przysłonięta włosami. W końcu na niego spojrzała, a po jej policzkach spłynęły łzy.
- Kłamałam... - Szepnęła - Kłamałam, oszukiwałam... - Odwróciła od mężczyzny wzrok.

Skoro zrobiło się więcej miejsca Nightfall usiadł wygodniej na łóżku. Położył wyprostowane nogi jedna na drugiej. Oparł się plecami o ścianę i splótł ręce na karku.
- Aha... - przytaknął. - Pewnie kogoś dla siebie ważnego. Okłamywanie i oszukiwanie tych pozostałych, nie boli tak bardzo - pochylił się w przód, próbując dostrzec jej twarz, schowaną za potarganymi blond lokami.
-Jak myślisz, jak mu o tym powiesz, będzie na ciebie bardzo zły?

Zaszlochała, i zaczęła nerwowo przebierać palcami w swych włosach przy czole.
- Teraz już za późno… za późno… jestem wstrętna, jestem potworem... - Spojrzała na Nightfalla zapłakanymi oczami - To wszystko… zaszło za daleko… głupia, głupia… znienawidzisz mnie - Szepnęła.

[MEDIA]http://images78.fotosik.pl/730/5d5047539f981b51med.jpg[/MEDIA]

- Potworem? - Nightfall się zaśmiał. - Isabell, pochodzisz z miejsca, które potrafi funkcjonować w pokoju, które nie zna konfliktów. Całe życie zadawałem sobie pytanie, czy ono może gdziekolwiek istnieć. Ty jesteś moją odpowiedzią. Chcesz zobaczyć potwora? To spójrz na mnie. Człowiek, który chciał sprawić, aby jego własne takim się stało, ale obudził się pewnego dnia i stwierdził, że nie umie nic innego poza zabijaniem - zbliżył się do niej i otarł łzy. - Pozwól, że sam zdecyduje kogo nienawidzić.

Nagle zaczęła gwałtownie oddychać. Zacisnęła usta, zagryzła je wprost. W jej oczach, oprócz migoczących łez, pojawił się i dziki błysk, jakby… szaleństwa, gniewu? Odepchnęła go od siebie, choć nie zrobiło to na nim zbyt wielkiego wrażenia. Isabell do silnych nie należała.
- Chcesz zobaczyć potwora?! - Krzyknęła i odkopnęła kołdrę.

Mężczyzna uśmiechał się pod nosem, patrząc na Isabell.
- Głupia... - westchnął. - Do potwora ci jeszcze brakuje. Ta skala zaczyna się od dwudziestu pięciu - skomentował rozbawiony, wyrywając poduszkę zza pleców dziewczyny, którą następnie... zwyczajnie w nią rzucił. Łapiąc za przedramiona przyciągnął ją na środek łóżka i przycisnął ręce do materaca, tuż nad jej głową. Zawisł nad nią, wsparty na kolanach.
- I co, myślisz, że tak łatwo cię skreślę? Wychowywałem się w chińskiej dzielnicy. Za smarka zapuszczaliśmy się z ferajną na Czerwone Latarnie. Bardziej dla zgrywu, ale nie jedno w życiu widziałem i nie łatwo mnie zaskoczyć.
Spoglądał na zapłakaną twarz, a w jego oczach wciąż tańczyły iskierki zachwytu.
- Jesteś cudna... nawet teraz. W rozmazanym makijażu, rozczochrana z... pomińmy może zionący, alkoholowy chuch - usta Nighta uniosły się w delikatnie, by za chwilę w zapamiętaniu całować jej podbródek, pieścić językiem szyję, przygryzać skórę ramion.
- Chce się z tobą pieprzyć, jakby jutro miał się skończyć świat, rozumiesz? Każdego cholernego dnia, aż w końcu ten koniec nadejdzie, bo ci na górze zobaczą jak bardzo nam na nim zależy - odnalazł pod koszulką dwa znajome kształty, poddające się zachłannemu dotykowi jego palców.
- Chodź, pokaże ci, jak jesteś piękna.

Isabell… płakała. Płakała ze szczęścia, na przemian z chichotaniem, przyciągając mężczyznę jeszcze mocniej do siebie.
- Kocham Cię, kocham, kocham, kocham! - Powtarzała, gdy dłonie i usta Nightfalla znów pieściły jej ciało. W kilka chwil skończyły się już wszelakie popłakiwania, czy to ze smutku, czy z radości, pojawił się za to pomruk zadowolenia, wywołany pieszczotami.

[MEDIA]https://33.media.tumblr.com/409651e44cea5ba96860100dd1d78aa8/tumblr_n1t3lmCkue1qmxnz7o1_500.gif[/MEDIA]

Nightfall zwolnił tempo. Tym razem to na jego twarzy wykwitł tajemniczy uśmieszek, gdy zobaczył w pościeli porzucone majteczki Iss. Najpierw ściągnął z niej koszulkę. Zasłaniała zbyt wiele, przeszkadzała. Chyba coś uszkodził, bo gdy zrywał ją z jej ciała usłyszał dźwięk rozdzieranego materiału. Odcisnął przepraszający pocałunek na ustach dziewczyny, unosząc jednocześnie do góry jej ręce. Złączył je razem i związał nadgarstki niewielkim kawałkiem tkaniny, który jeszcze niedawno ozdabiał jej tyłek. Zadowolony spoglądał na swoje dzieło. Teraz była cała jego. Nie spiesząc się, wędrował opuszkami palców od dekoltu, przez biust, któremu znów nie mógł się oprzeć by podarować więcej czułości. Brzuch i... nogi. Bardzo mu się podobały. Chwilę rozmyślał, czy czasem to do nich nie ma największej słabości. To jak się porusza, jak układa miękko stopy na podłożu, przy każdym kroku kołysze biodrami. Pieścił i całował jej uda, tak zgrabne, gorące i rozpalające zmysły. Chwycił za drobne stópki, których rozmiar zapamięta już do końca życia i opierając je sobie na ramionach masował podbicia. Chwytał palce między wargi, drażniąc językiem.

- Och....och! Mmmm... - Pojękiwała Isabell, czasem i z zaskoczenia, na zmyślne pieszczoty, jakimi ją obsypywał jej kochanek. Oddychała głęboko, z przymkniętymi oczami, lekko rozchylonymi ustami, a jej niewielkie, lecz bardzo kształtne piersi unosiły się i opadały w rytm oddechu. Drżała z rozkoszy.
- Proszę… dłużej nie wytrzymam... - Szepnęła, leciutko obracając się na bok. Najwyraźniej miała zamiar wystawić w stronę Nighta swe dwie inne krągłości.

Nightfall spoglądał drapieżnie na Isabell. Nacieszył się nią całą, i tak, mógłby spełnić jej prośbę, ale nie w taki sposób jakby sobie życzyła. Jeszcze nie. Przygryzł paznokieć, a potem nie odrywając spojrzenia od jej błękitnych oczu nawilżył palce. Przesunęły się po jej udzie, aż znalazły pomiędzy nogami. Najpierw pieściły ją z zewnątrz spokojnie i delikatnie, coraz szybciej, aż wśliznęły się do jej rozkosznego wnętrza. Z wyczuciem, lecz mocno, intensywnie, bez końca. Night nie przerywając ani na chwilę, zbliżył do niej swe usta i dołączył miłą zabawę koniuszkiem języka. Później jeszcze, na złość wszystkim odczuciom dziewczyny, wiedziony wrodzoną ciekawością, złapał za miejsce, które czyniło ją tak wyjątkową, a o którego pieszczotach wiedział przecież tak wiele. Nie zostawił żadnego schronienia, gdzie mogłaby uciec, schować się przed burzą zmysłów.

- O tak, o tak, taaaaaaaak!! - Dziewczyna wiła się w jego dłoniach, przeżywając coraz większą ekstazę. Nie potrafiła chyba już nad sobą zapanować, jęcząc coraz głośniej i dłużej. Wygięła się niczym struna, z biodrami wysoko, zaróżowione suteczki sztywne… sztywne i co innego. Wspięła się w błyskawicznym tempie na wyżyny rozkoszy, nie dając złudzenia, jak bardzo jej było dobrze.
- Skarbieeeeeee!! - Niemal zawyła w uniesieniu, dochodząc.

[MEDIA]https://i.imgur.com/66KyF.gif[/MEDIA]

Nightfall obserwował dziewczynę z nieukrywaną satysfakcją. Położył się tuż przy niej, głaszcząc po ramieniu, obdarowując delikatnymi pocałunkami, czując jak drży pod jego dotykiem. Dał jej chwilę na uspokojenie, jednak wcale nie zamierzał pozwolić jej ostygnąć. Pokręcił głową, chcąc odgonić pewne myśli, które go nawiedziły. Przejaw mrocznych instynktów, mieszkających gdzieś głęboko, próbujących przedostać się na zewnątrz. Isabell, taka potargana, ze śladami łez zaschniętymi na twarzy, brudna i sponiewierana. Wyglądała jak ofiara napaści. Próbująca się bronić, uległa w końcu swemu oprawcy i nieokiełznanej, zwierzęcej rozkoszy. I choć nie chciał się do tego przyznać, był to jeden z powodów narastającego w nim, coraz większego podniecenia. Splótł z dziewczyną za dłonie i powoli kierował z stronę zapięcia swoich spodni.

Uśmiechnęła się do niego, słodko, niewinnie i… ścisnęła odrobinę wrażliwe miejsce mężczyzny przez materiał.
- Kocham Cię - Powiedziała, po czym obdarowała go namiętnym pocałunkiem, leciutko przygryzając jego wargę. Znów się uśmiechnęła, spoglądając z bliska w oczy Nightfalla, dłońmi objęła jego twarz. Kolejny pocałunek, i kolejny, coraz dzikszy, pełen pożądania, języczek bawiący się z jego języczkiem… dłoń wróciła na swoje miejsce i sprawnie rozpięła spodnie, wśliznęła się w nie, zaczęła masować męskość, a ciepłe piersi dziewczyny znalazły się na jego ramieniu, ocierały się o jego skórę wciąż sterczącymi suteczkami. W końcu od niego odstąpiła, ześliznęła się w dół i ciągnąc za nogawki, jednym ruchem uwolniła sterczący okaz rozkoszy.

Isabell spojrzała kochankowi w twarz lubieżnym wzrokiem. Nachyliła się nad obiektem pożądania i… wyjątkowo słodko pocałowała go w sam czubek. Zachichotała, po czym zabrała się za dalsze ściąganie spodni mężczyzny, który po chwili był już zaś całkiem nagi, samemu ściągając w międzyczasie koszulkę. Młoda dziewoja rozpoczęła zaś ponowną, powolną wspinaczkę ku jego górnym obszarom, ocierając się noskiem, a po chwili i piersiami, o jego kolana, uda, i w końcu męskość. O tak, ona również była rozpalona do białości.

Taką lubił ją najbardziej, ze śmiejącymi się oczami, zadziorną, ze słodkim uśmiechem, skrywającym obietnicę wszystkich nieprzyzwoitych rzeczy tego świata. Usiadł i przyciągnął Isabell do siebie. Gładził po udach, gdy znajdowała się tuż nad jego biodrami. Muskając wargami jej piersi, objął dziewczynę i pchnął lekko w dół. Nie mógł już dłużej się oprzeć.
- Ja też cię kocham - jęknął z rozkoszy, czując jak ciasno go opina. Taka gorąca, taka wilgotna. Nie myślał, nie prowadził już żadnych gier. Przepełniała go najczystsza żądza. Oddawał się jej coraz mocniej, spleciony z Isabell w zachłannym uścisku. Smakując jej skórę, oddychając głęboko. Brał ją bez pamięci, nienasycony.

Nie trwało długo, jak razem wspięli się na wyżyny rozkoszy, łącząc we wspólnej chwili ekstazy. Gdy opadali z sił, Isabell tuliła się do niego czule, zupełnie jakby nie chciała już nigdy więcej wypuścić go z ramion, od czasu do czasu zmysłowo całując. Oddała się mężczyźnie ciałem i duszą, pozwalając na wszystko, czego zapragnął, ale w końcu po dobrych dwóch godzinach zachwycania się sobą, zasnęli wymęczeni. Była chyba tak szczęśliwa, że nawet lekko się uśmiechała przez sen.

 
Cai jest offline  
Stary 08-07-2016, 21:56   #54
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Cytat:
STAN AKUMULATORA: 100%

SPRAWDZANIE SYSTEMÓW
.
.
.
WSZYSTKIE SYSTEMY SPRAWNE

SPRAWDZANIE OPROGRAMOWANIA
.
.
.
SPRAWNE

TRYB PRACY: CZUWAJĄCY
Arhon nie potrzebował dużo czasu na doładowanie akumulatorów. Był aktywny ledwo kilka godzin. Jednakże podczas ładowania jego procesor mógł bardziej się skupić na analizie doświadczeń, nie musiał dzielić tego procesu z bodźcami zewnętrznymi ani kontrolą osprzetu. Dlatego poświęcił na to pełne 8h. Gdy minęło dokładnie tyle czasu włączył systemy ruchu, sensorów oraz mowy.
Stał chwilę w ciszy, wydawać by się mogło że wciąż jest w trybie ładowania. Odwrócił głowę w stronę zajętego czymś mechanika.
- Witam inżynierze Uchu - odezwał się nagle strasząc tym samym biednego Chis’a.
- Przestań mnie denerwować - Syknął konstruktor TRX-215, głośno wypuszczając powietrze, które opuściło jego płuca z niewielkim świstem. O tak, miał je uszkodzone…
- Nie to było moim zamiarem. Myślałem że przywitanie się jest normalne wśród jednostek organicznych.
- Owszem, tak, ale takie zaskakiwanie nie jest często mile widziane… ehh… witaj “Arhon” - Odpowiedział Uchu, siadając na pobliskim krześle.
- Inżynierze Uchu, jak powinienem sygnalizować swoją aktywność?
- A bo ja wiem? - Chiss podrapał się po uchu - W każdym bądź razie, chcesz o czymś porozmawiać?
Po chwili ciszy droid odezwał się.
- Nie. Chciałbym się rozejrzeć po statku, po Feniksie. Jeśli jest to możliwe.
- Droga wolna. Idź, rozglądaj się, obserwuj, poznaj załogę - Uchu machnął ręką w kierunku drzwi - Tylko im się nie pchaj, żywe organizmy potrzebują również tak zwanej prywatności… nauczysz się.
Arhon wyprostował głowę i bez słowa ruszył zwiedzać Feniksa.

Udał się najpierw na mostek. Co prawda znał statek naprawdę dobrze, miał całe jego plany w bloku pamięci, ale to były suche plany, jak wygląda tego nie wiedział. Rozejrzał się po pomieszczeniu, konsola sterownicza wyglądała jak w standardowych modelach tej jednostki, z tą różnicą że można było zobaczyć tu i uwdzie jakieś nie praktyczne przedmioty. Podszedł do każdego z nich i podniósł dokładniej badając. Jako że nikogo nie zastał skierował się na dalsze zwiedzanie statku. Miał zamiar odwiedzić każde pojedyncze pomieszczenie.

Pomieszczenie sąsiadujące z kajutą Becky było puste, toteż po otwarciu grodzi i szybkim zeskanowaniu zamknął je nie poświęcając na to dużo czasu. Następnie przyszła kolej na kajutę Pani Pilot.
Nie pukając ani nie włączając interkomu, jakby nigdy nic otworzył drzwi, które się momentalnie odsunęły ujawniając pokój pilotki. Pomieszczenie było dość spore, przynajmniej jak na mieszkalne przystało, a posiadało jeszcze drugie drzwi po prawej stronie. W pokoju panował pewien nieład - wiele rzeczy leżało na wierzchu bez przewidzianego zastosowania: różne części garderoby, jakieś części elektroniczne od komputerów, kable i wtyczki, a do tego puste butelki po alkoholu. Ogólnie zaś pokój urządzony dość typowo: biurko na którym stał terminal do komputera statku z dużym monitorem, szafa z lustrzanymi drzwiami w której przez otwarte drzwi widać było kolejny bałagan kolekcji ubrań i butów, plakat dobrze ubranego i krótko obciętego blondyna, oraz dość duże niepościelone łóżko, na którym siedziała zaskoczona pilotka, ubrana w dwa ręczniki - jeden owinięty wokół tułowia, a drugi wokół głowy.
- Ej, a pukanie to co? Czarna dziura wessała? - powiedziała Becka, spokojnie i z lekkim uśmiechem, gdy po chwili odzyskała mowę.
- Pilot Becky, witaj. - odezwał się tak samo jak wszedł, czyli jakby nic się nie stało - Na pokładzie nie pojawiła się czarna dziura, co jest nie możliwe bez odpowiedniej wielkości umierającej gwiazdy. Czy pukanie to też część tak zwanej prywatności? - skupił swoje sensory głównie na kobiecie i chociaż Ona tego nie mogła stwierdzić przez zwróconą w jej stronę twarz, skanował też resztę pomieszczenia.

- Tak, chodzi o zachowanie prywatności. Trzeba poinformować o swoim przybyciu, przed wejściem do prywatnego pomieszczenia. A z tą czarną dziurą, to tylko takie wyrażenie - wyjaśniła Becka, zdając sobie sprawę, że całą załogą będą wspólnie wychowywać ich nowego robota. - A ty wpadłeś w odwiedziny towarzyskie, czy potrzebujesz czegoś konkretnego? - spytała.
- Poznaje statek, wykaz oraz rozmieszczenie sprzętu w danych pomieszczeniach. Chciałbym też lepiej poznać załogę. Nie wiele mam o was danych. - stał cały czas w bezruchu nie ruszając żadną swoją częścią nawet o milimetr.
- No tak - mruknęła Becka kiwając nieznacznie głową. - To dobrze, ja też chętnie cię poznam. Ale to nie najdogodniejszy moment - powiedziała, poprawiając nieco ręcznik wokół tułowia. - Spotkajmy się kiedyś na stołówce, to pogadamy. Inni może będą... Uchu też może ci sporo opowiedzieć. A właśnie, jak on się czuje?
- Jego ciało zostało poważnie uszkodzone, potrzebuje wymieć prawy wizjer… prawe oko - droid poprawił się żeby Becky łatwiej było go zrozumieć - Prawe biodro oraz płuca. Jego funkcje motoryczne dolnych partii wyraźnie zmalały, wydajność wymiany gazów również. Jednakże jego życiu nic już nie zagraża. - odpowiedział na ile umiał, z rozpoznawaniem i interpretowaniem uczuć jego oprogramowanie jeszcze sobie nie radziło najlepiej.
- O cholera - wyrwało się Becky. - To porządnie oberwał. Jest w ambulatorium jak sądzę? - spytała, nieco trzeźwiejąc na nowe wieści.
- Inżynier Uchu obecnie znajduje się w maszynowni.
- W maszynowni? - zdziwiła się kobieta. - Powinnam go odwiedzić - powiedziała wstając z łóżka, ale zaraz potem zamknęła na chwilę oczy i potrząsnęła przecząco głową. - Ale najpierw muszę się ubrać - stwierdziła i spojrzała na Arhona, który wciąż stał na środku pokoju nie wzruszony.
- Nooo ten - zaczęła Becka, odrobinę rumieniąc się na twarzy. - Żeby się ubrać muszę najpierw zrzucić te ręczniki - wyjaśniła i spojrzała na Arhona wyczekująco.
- Pilot Becky, czyżbyś czuła skrepowanie moją obecnością? Większość jednostek organicznych nie odczuwa tego typu emocji przy syntetykach. Traktują nas jak wyposażenie, np. medyczne, co w moim wypadku mijało by się z prawdą jako że nie mam tego typu danych.
- Nie masz? To zadbamy o to abyś wiedział co trzeba. Może dojść do sytuacji, gdy będziesz jedynym zdolnym do działania członkiem załogi - odpowiedziała na wstępie Becka. - A skrępowanie... jest normalne, bo ludzie nie pokazują się innym nago. Robot czy istota organiczna, to nadal... Zresztą nieważne, innym razem to wyjaśnię - Becka obecnie nie bardzo wiedziała jak wytłumaczyć podstawy zachowania ludzkiego. Podeszła bliżej Arhona i kładąc dłoń na jego ramieniu, delikatnie zasugerowała mu drogę do wyjścia. - Któregoś dnia, na stołówce. Może być jutro. I mów mi “Becky”, bez tego tytułu od pilotowania - powiedziała.
- Z chęcią będę kontynuował rozmowę z Tobą Becky. Jest wielce pouczająca i są aktualnie dwa zagadnienia których chciałbym kontynuować analizę
Wyszedł bez żadnych protestów. Nie do końca rozumiał podejścia Pilot…. Becky do siebie, w końcu Ona była jednostką organiczną, a on jednostką syntetyczną, przedmiotem, rzeczą, jak ślizgacz którego w każdej chwili można się pozbyć i zbudować nowy. Trzeba będzie kontynuować analizę tego zagadnienia.

Po odwiedzinach u Becky skierował się do kajuty Pani Kapitan. Ominął zbrojownię jako że już wcześniej zdążył ją odwiedzić. Drzwi do kajuty Leeny, były jednak zamknięte, spróbował więc skorzystać z interkomu przy drzwiach.
- Kapitan Leena. Jesteś tam?

Chwilę to zajęło, w końcu jednak usłyszał panią kapitan.
- O co.. chodzi? - W jej głosie można było wyraźnie wyczuć przyspieszony oddech.
- Wszystko w porządku? Słyszę u kapitan Leen’y przyśpieszoną wymianę gazów.
- Przyspieszoną co?? A zresztą… dobra, o co chodzi? - Kobieta wydawała się poirytowana.
- Zwiedzam statek. Chciałbym w pełni go poznać. Oraz załogę.
- To sobie poznawaj, ale teraz nie tu, przeszkadzasz - Kapitan wyłączyła interkom.

Nie pozostało mu nic innego jak odpuścić sobie na razie to pomieszczenie. Ruszył dalej w głąb Feniksa. Znajomość planów i rozmieszczenia pomieszczeń to jedno, ale dobrze by było na wszelki wypadek poznać też jak te pomieszczenia są wyposażone, nigdy nie wiadomo co się wydarzy...
 

Ostatnio edytowane przez Raist2 : 07-08-2016 o 23:42.
Raist2 jest offline  
Stary 12-07-2016, 21:39   #55
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Lecieli na rodzinną planetę Isabell, oddalając się od tej przeklętej stacji z prędkością nadświetlną. Ten jeden koszmar mieli za sobą, choć z pewnością będzie on ich jeszcze nawiedzał w snach. Obecnie jednak musieli się zmierzyć z innym - ze stratą XiuXiu, ich zaufanej twardej załogantki i przyjaciółki... Ponieważ łatwiej było przeboleć straty przebywając pod wpływem alkoholu, a nic ważnego nie było do robienia, Becka dała się ponieść żądzom zaczęła uszczuplać nieco swoje zapasy. W pewnym momencie, przyszedł czas na nową butelkę.


Wtedy to zjawiła się Isabell, oczywiście najpierw grzecznie używając interkomu przy drzwiach…
- Hej Becky! - Zagadnęła wesoło, i dodała o wiele skromniej - Bo wiesz, tego… ja chciałam spytać o jakieś ubrania...
- Wchodź wchodź - zachęciła Becka, a gdy nieśmiała Isabell pojawiła się w drzwiach, pilotka zachęciła ją dalej. - Z ciuchami to nie musisz pytać, tylko przymierzać - stwierdziła z uśmiechem. - Zacznijmy może od... - zastanowiła się przez chwilę - Widzisz coś co ci się podoba? - spytała z uśmiechem, gdyż różne ciuchy znajdowały się nie tylko w otwartej szafie, ale i walały się po całym pokoju.
Sama odłożyła flaszkę nalewki i wstała z łóżka, gotowa asystować podczas wybierania odpowiednich strojów.
- No… jakieś spodnie i koszulka starczą, chyba. O, co tam pijesz? Dasz spróbować? Ale to mocne chyba nie jest? - Dziewczyna uśmiechnęła się do pilotki, i wbrew temu, co powiedziała, zawiesiła oko na ubraniach… - Jej, ale ładna sukienka...
- Takie średnio mocne, truskawkowe coś tam - wyjaśniła krótko. - No dobra - złapała niebieską kreację - To przymierz. W łazience będzie przymierzalnia - wskazała ręką drzwi do swojej łazienki. - A ja popatrzę co tu jeszcze mam - dodała z uśmiechem.
- Nie ma sprawy! - Isabell porwała sukienkę i popędziła do łazienki, w drodze jeszcze mówiąc do Becky:
- Truskawkowe? Mniam! Poczęstujesz?
- No pewnie - odpowiedziała krótko Becka, szykując jej drinka i przeszukując wzrokiem zawartość swojej garderoby.
Po 2 minutach dziewczyna wyszła z łazienki w pierwszej kreacji, i trzeba było przyznać, prezentowała się bardzo dobrze… no tylko brakowało jej pasujących butków. Obie spojrzały na bose stopy Isabell i zachichotały.
- Spoko, zaraz coś dobierzemy- powiedziała Becka. - A to na dobry początek - dodała, podając Isabell dość spory kieliszek pełny jasnoczerwonego płynu.

Isabell wypiła łapczywie połowę, po czym głęboko odetchnęła.
- Dobre! - Powiedziała z uśmiechem - Wiesz, lubię Cię, i to nawet bardzo. Jesteś pierwszą… przyjaciółką od naprawdę długich czasów - Wzniosła w jej kierunku toast połową zawartości kieliszka - To co teraz dobieramy? - Zrobiła niewinną minkę.
- Na zdrowie - Becka z uśmiechem dołączyła się do toastu wznosząc butelkę i upijając nalewki z gwinta. - Teraz buty. Te są pod kolor, a te są białe więc pasują do wszystkiego oprócz dresów - powiedziała Becka prezentując dwie naszykowane pary butów z obcasami.


- Przymierz obie, to zobaczymy które dobrze leżą - zaproponowała… i okazało się, że obie pary butków dobrze jej na stopie leżą… choć co prawda tylko jedne pasowały do owej kreacji, którą miała akurat teraz na sobie Isabell. W międzyczasie dziewczyna wypiła już swoją porcję alkoholu, i skromnie spoglądała w stronę flaszki.
- Dolewkę? - zagadała Becka i nie czekając na odpowiedź dolała Isabell sporo płynu do kieliszka. - A w ogóle to jakie ciuchy preferujesz? Kiecki i suknie, spodnie, a może kombinezon? Jak sama widzisz, jest w czym wybierać - powiedziała przyglądając się Isabell i zastanawiając się co jeszcze by na nią pasowało.
- Oj nie, nie, kombinezonów mam już naprawdę dosyć - Wzruszyła Isabell ramionami - Wolałabym coś naprawdę… kobiecego. Jak powiedziałaś, kiecki i sukienki - Mrugnęła do Becky.
- No spoko. O, to przymierz tę - zaproponowała Becka, wyciągając lekką i przewiewną sukienkę z wzorem kotów drapieżnych.


- Ojej! Ale… dzikie! Myślisz, że Nightowi się spodoba?? - Zaczerwieniła się Isabell - Bo wiesz… on i ja… no coś iskrzy no...
- Ta jest przede wszystkim wygodna. Jak ma być dla oczu Nighta to prędzej ta niebieska. Albo czekaj, mam coś innego. Taką czarną... - powiedziała i zaczęła się rozglądać po pokoju - Chcesz przymierzyć tego lamparta? Zobacz, może będzie pasować. Ty i Night? No proszę. On ci się podoba? Bo odwrotnie to na pewno - zarzuciła z uśmiechem Becka.
- Taaaaak - Powiedziała nieśmiało Isabell, przygryzając wargę - On jest taki no… taki… taki słodki - Zachichotała, po czym… pochwyciła pierwszy lepszy fatałaszek pod ręką i rzuciła nim w Becky. A że to były akurat majtki pilotki… - No nie śmiej się ze mnie no.
- Ależ wcale się nie śmieję. Fajnie jest, że macie się wzajemnie na oku - powiedziała ze szczerym uśmiechem, starając się zignorować fakt, że dopiero co oberwała własnymi majtkami... w dodatku tymi czerwonymi. Co jak co, ale bielizna nie powinna walać się na wierzchu.
- O jest ta czarna - powiedziała i starając się zachować dyplomatycznie, położyła sukienkę w lamparta przykrywając leżące na podłodze majtki. Zrobiła dwa kroki i z oparcia krzesła, spod dwóch bluzek wyciągnęła krótką czarną sukienkę z trochę prześwitującymi elementami.


- Przymierzysz? - spytała, przykładając kieckę do Isabell i zgadując czy kreacja ta będzie na nią pasować.

- Ojej, Becky, to wyjściowa?? - Zarumieniła się Isabell - Bo wiesz… ja to bym to założyła na noc... - Dziewczyna zachichotała.
- No, yyy. No mam nadzieję, że wyjściowa - zamotała się Becka. - Tak tak, z pewnością. No, ja ją zakładałam do klubów, na koncert i takie tam. Przecież nie paradowałabym w bieliźnie. No co ty? - tłumaczyła się Becka... prawie jakby miała z czego. - To kiecka na imprezy. Choć na spotkanie w interesach, czy zwykłe zakupy już się nie nadaje - powiedziała.
- Dobrze, przymierzę - Zachichotała dziewczyna, po czym zniknęła z sukienką w łazience. Ledwie po drobnej chwilce, pojawiła się w niej w kajucie Becky, odrobinkę zawstydzona, i starająca się ją mocniej naciągnąć w dół.
- Słuchaj, a ten no… ja nawet majtek nie mam... - Zachichotała, prezentując się w nowym wdzianku pilotce.
- Zaraz coś zaradzimy. Obróć się - poprosiła, a gdy Isabell pokazała jak sukieneczka na niej leży, Becka wiedziała że ten ciuch do niej nie pasuje - przewidziany był bowiem raczej na większe... Jednocześnie Becka uprzytomniała sobie, że jeśli chodziło o bieliznę, to jej własna mogła być za duża w obu przypadkach. Nie mniej jednak nie dowiedzą się dopóki nie sprawdzą.
- Najpierw dobierzmy na zewnątrz, potem zajmiemy się tym co pod spód - powiedziała Becka i puściła do Isabell oczko.

Isabell okręciła się na paluszkach stópek, prezentując Becky w kreacji… przy okazji dając jej wgląd na swoją pupę w przykrótkiej sukience.
- I jak to wygląda? - Zachichotała.
- No cóż... Ty wyglądasz dobrze, ale ta kiecka na tobie jakoś nie bardzo - odpowiedziała dyplomatycznie Becka. Nie tracąc czasu rozejrzała się za czymś, co by pasowało na Isabell a jednocześnie, aby zapewnić jej ciuch na każdą okazję.

I wtedy, zupełnie znikąd, Isabell ściągnęła ową sukienkę prosto przed Becky. Jednym, płynnym ruchem przez głowę, i rzuciła ją na podłogę, stojąc przed nią golutka. Spojrzała na kobietę wyczekując reakcji, stojąc przed nią obnażona, i wystawiając na pokaz swój najbardziej skrywany sekret.
W pierwszej chwili Becka stanęła nieruchomo, dość zakłopotana. Sama wiedza to jedno, ale widok to już coś innego.
- Drzwi chyba są otwarte - wydusiła z siebie, wskazując nieznacznie na drzwi wejściowe, przez które teoretycznie w każdym momencie mógł ktoś wejść. Aczkolwiek gdy wskazała na drzwi, jej spojrzenie nie oderwało się od nagiego ciała Isabell.
- Tooo, co ten? - zarzuciła, oblizując nieznacznie usta. - Jakaś bielizna? Tak tak, mam tam, tu w szufladzie - powiedziała nadal nieco zmieszana, po czym skierowała się w stronę rzeczonej szuflady. - Masz jakieś preferencje w tej dziedzinie? - spytała, starając się brzmieć normalnie.

Isabell wzruszyła ramionkami, nic sobie nie robiąc ze swojej nagości. Najwyraźniej nie miała aż takich obiekcji, odnośnie innej kobiety…
- Becky… czy… czy to Cię… stresuje? - Spytała z uwagą w oczkach.
- Stresuje? Nie nie. Tylko mnie zaskoczyłaś - odpowiedziała Becka, szybko się opamiętując i odwracając wzrok od ciała Isabell spojrzała na jej twarz. Uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Doskoczyła do szuflady z bielizną i wyciągając ją całą postawiła ją na łóżko, prezentując jej zawartość.
- Przepraszam... - Isabell odrobinkę posmutniała, spojrzała zaś na szufladę pełną bielizny - O te, te… - Powiedziała, widząc białe, koronkowe. A w końcu stała obok Becky naga…
- Spoko - odpowiedziała z uśmiechem Becka. - Te? No to przymierz i zobaczymy - zachęciła i podając jej wskazaną właśnie parę. - Są do pary z tym - wyjęła biustonosz do kompletu.
- Masz jeszcze co do picia? - Zaśmiała się Isabell, po czym niespodziewanie, kompletnie nagusia, przytuliła do zaskoczonej pilotki. Ta druga zaś wyczuła podniecone piersi dziewczyny, dotykające jej wypukłości, a oprócz tego… coś ją naaaaaaawet miło kłuło w brzuszek.
- Tak. Jest jeszcze ta truskawkowa nalewka - powiedziała Becka, odwracając głowę w stronę Isabell i posyłając jej delikatny uśmiech. - Dopijemy do końca? - zaproponowała ochoczo i pogładziła Isabell po ramieniu.
- Jasne - Uśmiechnęła się dziewczyna. Becky odwróciła się więc, nalewając trunku do kieliszków, Isabell w tym czasie założyła zaproponowane majteczki i biustonosz. Znów się obie napiły…
Becka popatrzyła na Isabell, koncentrując się oczywiście na bieliźnie.
- Obróć się - poprosiła, zataczając orbitę wystawionym do góry palcem. Gdy młoda modelka zaprezentowała się w nowym stroju, dawało się dostrzec, że w pewnych miejscach bielizna była dość luźna, zaś w innym... trochę wypchana. Jednak to, że Becka miała bardziej wyraźne krągłości, nie znaczyło, że jej bielizna całkiem nie pasowała na Isabell. Dół byłby luźny na pośladkach, gdyby nie “pewien aspekt”, dzięki któremu całość leżała nawet dobrze. Biustonosz natomiast miał za duże miseczki, ale od tego są sylikonowe wkładki i doszywki, a w ostateczności wata i chusteczki.
- Wygląda dobrze. Tylko tutaj można by podpiąć jakiś push-up - Becka wskazała na biust Isabell.
- No… tak. Ty masz zdecydowanie więcej do oddychania! - Uśmiechnęła się młoda dziewczyna. Zadziwiającym faktem było, jak ona ukrywała swą odmienność w majteczkach, patrząc bowiem na Isabell, nie odnosiło się wrażenia, iż ma tam coś, czego mieć nie powinna.
- Dzięki - odpowiedziała Becka, uśmiechając się zadowolona. - Które jeszcze ci się podobają? Może dobierzemy coś pod kolor oczu? - zagadała pilotka, gotowa podzielić się swoją przesadnie nagromadzoną garderobą.

I tak oto, blondynki bawiły się w rewię mody, popijając truskawkową nalewkę, rozmawiając i śmiejąc się przy kilku okazjach. Becka nie szczędziła ciuchów. Tak naprawdę zależało jej na tylko jednym stroju z czerwonej skóry, a cała reszta po prostu była. Większość była jednak trochę za luźna, ale dziewczyny dobrały Isabell całkiem funkcyjną garderobę, począwszy od strojów zewnętrznych, przez buty na bieliźnie kończąc... Ale nie skończyły na ciuchach, gdyż zajęły się także kosmetykami. Dobierając kolory pod stroje, robiły sobie wzajemnie makijaż... często znacznie przesadzony, jak to po alkoholu.
Koniec końców - usnęły przytulając się do siebie pod stertą ciuchów, pijane, z mocnymi tapetami na twarzach... Ale w sumie zadowolone.
 
Mekow jest offline  
Stary 14-07-2016, 21:50   #56
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Chwila przerwy...


Cygaro.. jedno z tych rzadkich cudeniek znajdujących się w “sejfie” ambulatorium. Tym tajnym sejfie, zwanym metalowym pudełkiem po anyżkowych cukierkach.
Bullit wbił już raporty medyczne do bazy danych statków, uzupełnił karty pacjentów o nową galeryjkę urazów i ran. Teraz miał przerwę…
Zaciągając się dymem cygara, rozpoczął wstukiwanie nowego kodu za pomocą wirtualnej klawiatury.
Personal encryption ON
Personal account Wilddoc, password *******

Wszedł. Wyszukał osobisty kod, jeden z kilkunastu na tym koncie serwera statku i szybko napisał krótką wiadomość.
Hej Pavv. Jestem w tym kwadrancie OMEGA 56700. Znasz może jakieś dobre kasyna lub inne jaskinie hazardu godne polecenia. Nic szykownego. Nie mam tyle zasobów do przepuszczenia by wskakiwać w garniak. Daj znać co u ciebie.
Całuski Wilddoc.
Send.

Poszło do tymczasowej pamięci i zostanie wysłane przy najbliższym postoju statku. Dave ustawił powiadomienia i przeciągnął się na fotelu lekarskim. To był cholernie parszywy zjazd i zakończył się… cóż… Xiu była wredna i złośliwa. I urocza na swój sposób. Była kimś kogo Doc dobrze znał. I której stratę kasa nie mogła zastąpić. Tę którą zarobili, bo w kasę za odstawienie Isabell, akurat nie bardzo wierzył. Pewnie jest goła i wesoła, więc należało się jej po prostu pozbyć przy pierwszej okazji. Za miękka była na piratkę.

Cygaro się dopaliło… a Doc zgasił je o metalowy mebel i wrzucił do utylizatora. Po czym ruszył pod prysznice, by się nieco odświeżyć i zrelaksować. Niespecjalnie wiele miał do roboty podczas lotu, to była głównie zabawa pilotów. Zabrał ze sobą ręcznik i szlafrok, bo też i nie widział powodu przebierać się w okolicy prysznica w świeże ubranie, tym bardziej że korzystał z prywatnego zamontowanego w jego królestwie, w laboratorium medycznym.
Wkrótce woda zaczęła się rozlewać po jego ciele, wąskimi strużkami niczym kobieca pieszczota. Owe kropelki spływały po mięśniach twardych jak skała, wyrobionych latami na prerii pełnymi fizycznego wysiłku.


Muskulaturę Doc miał wyrobioną i zwartą niczym grecki posąg… twarde życie uczyniło jego ciało równie twardym. A każdy oddech poruszał tę zwinną acz umięśnioną sylwetką. Prysznic był przyjemny.

Ledwie Bullit wyszedł spod prysznica, usłyszał brzęczenie swojego Unicomu… który w końcu ściągnął, jak przecież się z nim w uchu wykąpać. Okazało się, iż zostawiła na nim wiadomość Leena, zapraszając go do siebie na pogawędkę, i wspominając, by przyniósł flachę i zagrychę.
-Też sobie wybrała czas.- Bullit nie miał za bardzo czasu na ubieranie się, więc tylko mocniej związał sznur szlafroka i porwał pierwszą z brzegu butelkę dobrego dżinu. Gorzej było z zakąskami. Leena raczej nie gustowała w suszonym mięsie. Jakieś paluszki może?
Capnął i to po drodze kierując się wprost do kwatery kapitan.

***

Hezal czekała na niego jedynie w szortach i koszulce. Kręcąc się po swojej kajucie, wskazała Bullitowi stolik…
- Jak tam samopoczucie? - Zagadnęła w końcu do niego - Mnie coś czoło boli i swędzi, nie wiem sama, jakaś wysypka, uczulenie? No ale nic nie widać...

Stanęła przy nim, pochyliła się, żeby obejrzał. W sumie tam nic nie było, ale zaczerwieniony punkcik owszem, nawet duży, tak na samym środku czoła, może 2 centymetry średnicy. Jebła się?
-Samopoczucie lepiej… trochę.- stwierdził Doc i puknął palcem w czoło pani kapitan sprawdzając czy boli.- Chyba wiesz, że raczej niewiele zrobię bez sprzętu? Butelka alkoholu i przekąski nie nadają się do leczenie wysypki.
- Oj dobra, nie marudź - Uśmiechnęła się do niego nieco krzywo - Lepiej polej! - Roześmiała się.
- Znajdę ci potem jakąś maść.- odparł Bullit i ruszył na poszukiwanie szkła w pokoju, do którego mógłby przelać zawartość butelki. W panującym w kajucie pani kapitan burdelu, zajęło mu chwilkę, nim znalazł dwie szklanice… w tym czasie sama Leena, usiadła w końcu przy stoliczku, podciągnęła nogi na krzesło.



- Słuchaj, liczysz na to, że dostaniemy co za odstawienie Isabell? Chwilę z małą gadałam, i z tego co mi opowiadała, jej matka to ponoć jakaś tamtejsza mniejsza szycha...
- Nie bardzo…- Doc zaczął nalewać trunku do szklanic.-Została porwana więc zmyśla… w końcu jeśli nie będzie dla nas cenna jako okup, to pewnie byśmy się jej pozbyli sprzedając handlarzom żywym towarem… Teoretycznie, bo przecież byśmy tego nie zrobili. Nawet pirat musi mieć jakieś standardy.
Zerknął na Leenę dodając.- Poza tym… i tak nie mamy nic lepszego do roboty, a ona się nie nadaje na piratkę. Nie ma nerwów do tego, histeryzuje, jest miękka. Więc im szybciej się jej pozbędziemy tym lepiej.
- Anom - Przytaknęła Leena, biorąc szklankę w dłoń - Ale z Nightem to się na siebie gapią... - Zaśmiała się, wzniosła toast, po czym upiła nieco trunku - ... może jednak co za nią wpadnie, bo inaczej, to w sumie jedynie drobne z tego całego burdelu wyciągnęliśmy.
- To co? To niech wiadomości do siebie piszą.- machnął ręką Bullit i spojrzał na Leenę dodając.-Night ją zamknie w swojej kwaterze i będzie ją utrzymywał? Zamierzasz uczynić z tej Isabell część załogi?
- Nie no, co Ty… jak mówiłeś, raczej się nie nadaje - Kapitan wzruszyła ramionami, przegryzła co. Znów się napiła, szklanka była pusta - Wiesz o tym, że to nie koniec naszych problemów ze stacją, prawda? Już wkrótce… mogą nas nawet za to wszystko ścigać, może być nieciekawie, i to bardzo - Spoważniała.
-Mogą… najlepiej byłoby ją zniszczyć w drobny pył.- upił nieco trunku Dave i zerkając na Leenę dodał.-A jeszcze Night chce tę sprawę rozgłaszać poprzez swoje kontakty.
- Jak to rozgłaszać?? - Zdziwiła się kobieta - A co do całkowitego zniszczenia… no cóż, nie mamy jednak aż takiej siły ognia, a zmarnować naprawdę wszystkie rakiety, byłoby niewskazane?
-Pff… musimy żyć z tym co mamy, a nie martwić się tym, czego nie możemy zrobić.- przypomniał Dave zerkając na Leenę.-Fajnie by było rozpirzyć, ale cóż… nie da się. Więc nie ma co zawracać tym sobie głowy.

Leena spojrzała na niego, mrużąc oczy, a w kącikach jej ust czaił się uśmiech.
- Ty już coś tankowałeś, że tak filozofujesz? - Roześmiała się - Nie no, spoko... - Klepnęła go po dłoni na stole - Tak, masz rację. A powiedz, jak tam robot Uchu, sprawdził się w akcji?
-Jak każdy nakręcany automacik. Robi to co wyliczyły mu obwodki. Działa.- wzruszył ramionami Dave.- Całkiem udana maszynka.
- Dobre i chociaż to - Kapitan usiadła nieco inaczej. Poprosiła o dolewkę alkoholu, a akurat, gdy Doc tego dokonywał… pogładziła bosą stopą jego nogę pod stołem. Uśmiechnęła się zadziornie.
-Dobre… Co zamierzasz zrobić z tym blaszakiem?I co z Uchu? Trzeba by go usprawnić chirurgicznie.- Bullit pozornie nie reagował na zaczepki Leeny, pozwalając jej na swobodną eksplorację. Na razie.
- No… TRX zostanie jako pomoc, czy widzisz to może inaczej? Co do Uchu, owszem, trzeba będzie go nieco podreperować, implanty, czy coś... - Stopa pani kapitan wspięła się nieco wyżej, lądując na kolanie Doca.
-Mnie tam wszystko jedno. Roboty to nie moja działka. Jak się zepsuje, to mogę tylko zezłomować.- ujął delikatnie stopę Leeny dłonią i nakierował głębiej, by poczuła pod nią czubek wycelowanej w nią armatki. Kobieta parsknęła śmiechem, po czym poruszała nieco palcami stopy, trącając figlarnie prężący się cel pod szlafrokiem.
-Co cię śmieszy…- wystawił język Doc.- Na mnicha wszak nie trafiłaś.
- No nic no, zaskoczyłeś mnie odrobinkę - Uśmiechnęła się, a do pierwszej jej stópki, dołączyła druga, pani kapitan zaś, jakby nigdy nic, znowu się napiła procentów.
-A ty mnie… też trochę… pytanie czym znów zaskoczysz?- wymruczał wesoło Doc pieszczotliwie muskając palcami łydki nóg Leeny.
Wtedy to, niczym w odpowiedzi na zadane pytanie, odezwał się intercom.
- Becka - przedstawiła się pilotka, oznajmiając swoje przybycie.
- A wchodź! Wchodź! - Ryknęła z kajuty Leena, nie zabierając swych nóg z nóg Bullita…

Pilotka weszła do kajuty i dosiadła się do stolika, obok Leeny, koncentrując się głównie na tym co stało na stole.
- Siemka - powiedziała, dorzucając się do puli na wpół wypitą butelką beżowego trunku.

- Siadaj, siadaj - Powiedziała pani kapitan, choć nie wskazała konkretnego miejsca, pozostawiając pilotce wybór, czy usiądzie obok Doca, czy obok samej Leeny.
Blondynka dosiadła się do stolika, zajmując miejsce obok Leeny.
- Co pijecie? Ja mam jakiegoś whiskacza - zarzuciła Becka. - Mam parę kwestii do obgadania. Chyba, że macie coś co chcecie najpierw. - kobieta mówiła co prawda w liczbie mnogiej, ale spoglądała głównie na siedzącą obok niej Leenę.
-Ja nie mam nic.- odparł szczerze Bullit puszczając szybko nogi dziewczyny i wykładając dłonie na stół. Sytuacja była dość podejrzana i bez tego detalu.

Leena zrobiła zawiedzioną minę do Doca. Na chwilkę wstała od stołu, i przyniosła trzecią szklanicę, dla Becky.
- To proszę polać, panie doktorze - Uśmiechnęła się zadziornie, po czym zwróciła do Becky - No to mów, mów, słuchamy.
Bullit w tym czasie hojnie napełnił wszystkie trzy szklanki alkoholem, nie żałując go nikomu. Mówiono, że trzy to już tłum, choć Bullit nie wiedział czy chodziło o trzy osoby czy trzy kobiety.
- No więc... - zaczęła Becka i szybko uznała, że póki są trzeźwi, trzeba wybrać bardziej poważny temat. - Z tą stacją było przejebane i tak się zastanawiałam, czy chcemy pogadać o tym z osobą która zleciła nam tę dostawę. Wiemy kto to był? - powiedziała Becka, chwytając za jedną ze szklanek.
-Zdecydowanie nie chcemy o tym pogadać… Przy odrobinie szczęścia o nas zapomną zajęci sprzątaniem tego bajzlu. Źle by było więc o sobie przypominać. Takie luźne wątki jak my są zwykle ucinane.- ocenił sytuację Bullit.
- Już my.. ja się tym zajmę, spokojnie - Leena zrobiła na moment poważną minę, po czym się znowu napiła, gestykulując na moment szklanką - Najlepiej by było, gdzieś się nieco przyczaić… może w końcu ten obiecywany urlop? - Spojrzała na Doca pytająco.
-Urlop byłby miły, ale przyczajenie się to nie to samo co urlop.- ocenił Dave popijając i zerkając na Leenę.- Jak stoimy z finansami?
- Znalezione 10 patyków, niewiele… i w sumie do podziału. Macie jakieś oszczędności? - Wyszczerzyła ząbki w nieco durnowatym uśmieszku.
- Nawet flaszki mi się kończą - odpowiedziała krótko Becka, wypijając zawartość swojej szklanki. - Co to takiego? - rzuciła z ciekawością. - No, ale jeśli mamy kogoś unikać, to fajnie by było wiedzieć kogo. To jakaś organizacja, czy pojedynczy gościu? - Becka nie dawała za wygraną i chciała się dowiedzieć kogo mają przeklinać za to felerne zlecenie.
-Całej porąbanej Union of Galaxies, bo od nich było zlecenie. I nieważne jak nazywał się gość który nam fuchę zlecił. Od sprzątania to oni mają inny wydział.- mruknął ponuro Bullit. Po czym spojrzał na trunek.-Coś z moich zapasów. Butelka po dżinie, ale smakuje jak bimber z melasą i pewnie tym właśnie jest. Eksperymentem zakupionym gdzieś po drodze.
- Dobra, mniejsza z tym... - Leena ponownie wsunęła stopę pod stołem w poły szlafroku Bullita, po kryjomu do niego mrugając - Pogadamy o tym później, co jeszcze Cię trapi złotko? - Spytała Ryder.
- No cóż... - zaczęła niezdecydowanie Becka, gdyż temat był naprawdę nieprzyjemny. - Polej - poprosiła Bullita, podsuwając swoją pustą szklankę bliżej niego. - Nie mogę przeboleć, że straciliśmy Xiu. Ona... I oddała mi jedyną szczepionkę jaką mieliśmy... - Becka sama nie wiedziała co i jak powiedzieć, ale wyraźnie chciała zrzucić z siebie pewien ciężar, wygadać się, aby móc zamknąć sprawę i przestać tak o tym rozmyślać
Doc polał jej starając się zachować spokojną minę, poważną minę… co nie zmieniło faktu, że ułatwił Leenie buszowanie pod szlafrokiem rozchylając szerzej nogi.
- Co było a nie jest, nie pisze się w rejestr.- stwierdził filozoficznie Doc. On już przeżył swoją żałobę i gniew. A przez całe życie zostawił za sobą wiele trupów. Miał więc doświadczenie z takimi sytuacjami.
Leena stuknęła własnym ramieniem w ramię Becky, skoro w końcu siedziały obok siebie.
- Słuchaj, czasem tak w życiu jest, i nie masz się co załamywać, ja bym tak i dla Ciebie. Każdy by tu chyba dla każdego, jesteśmy dla siebie przecie jak rodzina... - Poklepała ją niespodziewanie po udzie.
-Wyjątkowo dziwaczna rodzina, ale rodzina.- mruknął Bullit popijając trunek i dzielne znosząc figlarne ruchy stopy Leeny.
- Tak, dzięki. Niby nie mam powodów, aby się obwiniać, ale tak sobie myślę, że... gdyby... - Becka złapała swoją szklankę i jednym haustem wypiła połowę jej zawartości. - Czy ona miała jakiś krewnych? - spytała dopijając swojego drinka do końca.
- Ponoć ma jakąś rodzinę… tak twierdzi przynajmniej. Jeśli o mnie chodzi. Nie ma umiejętności i nerwów na piracką robotę i wypadałoby ją odstawić do domu. Leena… mówi że Night się w niej zadurzył, jednak to chyba nie jest wystarczający powód… kiedyś marynarz miał po żonie w każdym porcie.- wyłuszczył swe stanowisko Doc.

Leena zaś w milczeniu, ponownie do pierwszej stopy dołączyła drugą, po czym zaczęła lekko przebierać paluszkami we wrażliwym miejscu Doca, robiąc słodką, niewinną minę, do swej perwersyjnej gierki. Nawet raz teatralnie zamrugała oczkami…
- Becky, naprawdę… wyluzuj - Powiedziała, spoglądając na nią - Rozumiemy Cię, rozumiemy Xiu. Stało się, nie odmienimy tego. Jednak jesteś tu, dzięki niej, za co wszyscy ją kochamy. Ciesz się więc z tego, żyj pełną gębą, bądź… szczęśliwa - Pani kapitan uniosła swoją niemal ju4ż pustą szklankę w geście toastu.
-Taaa…. luzuj…- mruknął Doc wypijając jednym haustem swoją szklankę. Alkohol rozgrzewał i tak wrzącą w nim krew.-A ty Leena… słodziutka właśnie u mnie sobie grabisz. Jeśli myślisz że obecność Becky sprawi że nie dam ci klapsów za twe zachowanie to możesz się zdziwić.-
Był pijany i był podniecony… i co miał do stracenia?
- Dzięki Leena - odpowiedziała krótko Becka, gdyż właśnie to potrzebowała usłyszeć. Gdyby kobiety stały na przeciwko siebie, to zapewne pilotka przytuliłaby się do kapitan, ale skoro siedziały obok siebie, ograniczyła się do chwilowego położenia dłoni na barkach rozmówczyni. Nie tracąc czasu, złapała za butelkę, aby uzupełnić swoją szklankę i przyłączyć się do toastu, co oczywiście zaraz zrobiła.
- Uważam, że zachowanie Leeny jest wzorowe, dzięki - powiedziała spoglądając na siedzącą obok niej kapitan, po czym nachyliła się do niej i dodała szeptem: - Chyba, że chcesz dostać kilka klapsów?
- Taaak, jasne - Zaśmiała się Leena, i nagle rozległ się dźwięk walenia o stół - O żesz w mordę, moje kolano... - Syknęła pani kapitan. Wyciągnęła nogę spod stołu, trzymając się za obolałe miejsce, po czym… obróciła się nieco w bok, i usadowiła swoje nogi na nogach Becky - Ał, boli... - Pomasowała na moment owe miejsce.
- Zdarza się. Ja raz siedziałam sobie w banku i nagle wpadł szefuńcio z pytaniem kto tu włącza alarm... a to byłam ja, niechcący kolanem. Bardzo boli? Może niech Doc sprawdzi, czy nie masz czegoś ten - Becka chciała sięgnąć po komunikator, ale zobaczyła Bullita po drugiej stronie stołu. - Łał, szybki jesteś - zachichotała Becka... cokolwiek pili, było nawet mocne i nie pierwsze dla niej tego dnia. - Może zerkniesz? - zaproponowała spoglądając na doktora, gdyż sama nie była do końca pewna, którym kolanem Leena walnęła w stół.
Doc wstał i to był błąd z jego strony. Naruszony bowiem przez Leenę szlafrok zaczepił bowiem o opuchliznę Bullita w kroczu. Duma Dave’a częściowo okryta, częściowo z przodu odsłonięta sterczała dumnie celując twardym czubkiem w obie kobiety. Bullit powoli zaczął okrążać stolik, by dokonać oględzin kolana Leeny… nie bardzo wiedział po co, nie bardzo wiedział... którego.
- Jejku Becky, coś Ty narobiła... - Niby to oburzyła się Leena - Nie wiesz jeszcze, że z niego to konował? - Udała zakłopotaną, zasłaniając niby swe kolana przed Bullitem - Ratuj - Jęknęła do jasnowłosej.
Becka nie od razu wiedziała co powiedzieć. W pierwszej chwili uśmiechnęła się szczerze, starając się nie przyciągać do siebie uwagi. Zaraz potem oblizała usta i wyrzuciła ręce w kierunku kolan Leeny, przykrywając je swymi dłońmi.
- Dobra dobra. Poradzimy sobie, panie doktorze. Prosimy bez kar cielesnych - powiedziała ze szczerym uśmiechem.
-Nie jestem konowałem! Mój tatko… świeć panie nad jego duszą… mój tatko był lekarzem i mnie uczył, toteż ja też jestem lekarzem.- oburzył się Bullit podpierając dłonią o stolik i zaczynając wykład. I nie zwracając uwagi, że szlafrok coraz mniej zasłania bojową stójkę jego berła rozkoszy.
- O matulu! - Pisnęła pani kapitan, wskazując na celujące w nie działo, wystające z poł szlafroka - Becky, musimy uciekać, manewr Alfa 7! - Leena zaczęła się gramolić, przechodząc przez pilotkę, efektem czego, na drobny moment, znalazła się na niej, siedząc na kobiecie w… rozkroku.
- Alfa 7? To ten z... - zaczęła Becka, ale nie była w stanie dokończyć. Zgodnie z wcześniejszą sugestią chciała wstać, ale ten manewr nie doszedł do skutku, gdy pani kapitan usiadła jej na kolanach. Będąc pod wpływem alkoholu, Becka musiała się czegoś złapać aby mieć pewność, że zachowa równowagę. Tym czymś była oczywiście Leena, a konkretniej jej talia. Jako, że pani kapitan, a konkretniej jej dekolt, przykrywały obecnie większość pola widzenia pilotki, Becka nie bardzo już wiedziała co i jak zrobić, aby obie nie przewróciły się z krzesłem na podłogę.
- Ojej… dobrze, że Cię mam, pani pilotko... - Mruknęła równie już wstawiona Leena, i niespodziewanie zarzuciła Becky ręce na jej kark. Spojrzała jej z uśmiechem w oczy, po czym zaczęła zbliżać swoją twarz do twarzy pilotki.
Bullit z początku nie przerywał tyrady o swych przodkach - lekarzach, ale… nagle zamarł i wgapiał się w dół. W dwie wypięte krągłości Leeny, zamachnął się niedbale i uderzył, raz, drugi, trzeci. Klapsy były głośne i dość mocne… ale niezbyt bolesne, zwłaszcza że nie na gołą skórę, a Dave nie miał zbyt wygodnego celu dla swej dłoni. Musiał się nachylać.
Becka tylko po głosie mogła się domyślać, że Bullit spełnił swoją wspomnianą wcześniej groźbę. Nie mniej jednak mało ją to teraz interesowało, wszak miała w ramionach Leenę i to z wzajemnością. I były tak blisko siebie, że aż się jej gorąco zrobiło. Nie myśląc ani trochę, odchyliła głowę nieco do góry, aby jej usta mogły spotkać się z kuszącymi ją ustami Leeny.

Hazel pocałowała Becky. Z początku skromnie, muskając jej usta, delikatnie, ledwie górną wargę, skromnie, ulotnie, delikatnie. Pocałunek jednak szybko przybrał na sile, ich usta złączyły się namiętnie, pojawiło się pożądanie, chwila zapomnienia, uniesienia. Leena pochwyciła jej potylicę w dłonie, rozkoszując się smakiem Becky.



I wzajemnie, Becka rozkoszowała się całowaniem z Leeną. Nadal lekko przytulała ją do siebie na wysokości łopatek, wyczuwając jej biust pod swoją brodą i na szyi, gdy spotykały się te delikatne fragmenty ich ciał.
Bullit zaś… na razie mógł podziwiać widoki, od czasu do czasu podgrzewając atmosferę solidnym klapsem w kręcącą się pupę pani kapitan.
- Och Ty... - Mruknęła Leena, i więcej z siebie nie wydusiła, jej usta były bowiem zajęte ustami Becky. Wśród namiętnych pocałunków, dłonie kapitan zsunęły się z głowy Becky, na jej szyję, a potem niżej, na dwie krągłości pilotki. Masowała je łapczywie przez cienki materiał koszulki.
Pilotka zaś nie pozostawała jej dłużna i odwzajemniła się tym samym. Jej dłonie przejechały po płaskim brzuchu Leeny i zatrzymały się na zdecydowanie-nie-płaskich rejonach kobiety. Becka była delikatna, ale konkretna zarazem i znakomicie się czuła, zgodnie z powiedzianą nie tak dawno sugestią - żyła tu i teraz, zapominając o wszystkim i wszystkich, rozkoszując się upojną chwilą.
Dłonie Leeny wśliznęły się szybko pod koszulkę pilotki, zdecydowanie nie chcąc skończyć na takich pieszczotach. Pani kapitan delikatnie masowała piersi Becky, palcami szukając suteczków pod biustonoszem. Do tej zabawy dołączył języczek, wyjątkowo sprawnie harcujący w ustach Becky, badający niecierpliwie każdy zakamarek.
Kobieta nie opierała się przed pieszczotami i dając się ponieść chwili nasiliła swoje własne pieszczoty, choć nadal zatrzymując swe dłonie na zewnątrz ubrania Leeny. Ona sama, jednak nie była taka powściągliwa… nie zwracając uwagi na Doca, pani kapitan zaczęła ściągać koszulkę Becky przez jej głowę. Uśmiechała się przy tym dosyć nonszalancko, od czasu do czasu jednak muskając jej wrażliwe miejsca.
Koszulka Becky powędrowała przez jej głowę i zostawiła po sobie falujące włosy blondynki. Kobieta została od pasa w górę tylko w zdobionym w kwiatową koronkę, niebieskim staniku z cienkiego materiału. Przytuliła się bliżej do Leeny całym ciałem, chowając przed Builltem swoją twarz za głową Leeny.
- Może byśmy zostały same? - wyszeptała Leenie do ucha, ciężko łapiąc oddech.
- Nic z tego... - Szepnęła kapitan, rozpinając biustonosz Becky z perfidnym uśmiechem. Ponownie ją pocałowała pełnym namiętności pocałunkiem, nie szczędząc języczka.
- Nie masz się czego wstydzić, jesteś piękna - Dodała ściągając z pilotki bieliznę i odsłaniającą jej dwie słodkie krągłości. Biustonosz opadł gdzieś na podłogę. Przytuliła się do niej mocno, a ich piersi ze sterczącymi suteczkami oddzielała już tylko koszulka pani kapitan.

Becka jęknęła cicho, mimo wszystko zadowolona z tego co się działo. Nie pozostała Leenie dłużna, zdając sobie sprawę, że zapewne za gorąco jej w ubraniu. Zjechała rękami niżej i łapiąc za brzeg jej koszulki, zaczęła energicznie podciągać ją do góry. Po chwili obie pozbyły się swych koszulek, będąc już półnagie. Leena zaśmiała się, dosyć cicho, choć gardłowo. W końcu zeszła z Becky, po czym wpatrując jej się prosto w oczy, chwyciła jej dłoń, ciągnąc lekko w stronę łóżka. Nie zwracały uwagi na Doca, choć ten był ledwie metr od nich, sam gotowy do akcji…
Becka dała się poprowadzić dalej, była tak rozochocona, że sama właściwie się do tego garnęła. Nie potrafiła jednak całkiem zapomnieć o obecności Doca i mimo wszystko poświęcała nieco swojej uwagi, aby za bardzo nie prezentować swych wdzięków jemu, a właśnie jej - Leenie. Uśmiech zadowolenia nie znikał z jej twarzy, a spojrzenie wraz z dłońmi wodziło po ciele kobiety. Obie opadły na łóżko pani kapitan. Ta ostatnia pociągnęła pilotkę za sobą, i Ryder wylądowała na niej. Szybkie oddechy, rozpalone spojrzenia… wiele pocałunków, namiętnych pocałunków, półnagie ciała ocierające o siebie. Leena uśmiechnęła się czule do Becky, owijając ją swymi nogami. Zapomniały się obie, ignorując cały wszechświat, miejsce i czas, a przede wszystkim doktora tuż obok nich…
Doc nie zapomniał, ruszył w kierunku obu kobiet również skupiony głównie na Leenie właśnie. Ale Becky zasłoniła mu ten widok z czego zadowolony nie był. Nie bardzo bowiem miał ochotę na widok pupy Becky w dresach. Ani w ogóle na widok pupy Becky, piersi… czy reszty samej Becky. Może i pilotka była ładna, ale już nie raz wyraźnie mu dawała do zrozumienia, że “nie dla psa kiełbasa”, nawet jeśli ów “pies” niespecjalnie wykazywał ochotę by tę kiełbasę capnąć. Bullit miał swoją męską dumę i zwykle nie pchał się tam, gdzie go nie chciano. Becky więc była zaporą… broniącą dostępu do głównej nagrody. No cóż…
Głęboki oddech, powolny ruch do przodu… alkohol w tym nie pomagał. Doc capnął dresik opinający ciało pilotki i zaczął go zsuwać z pilotki. Nachylił się przy tym i musnął czubkiem języka obszar pomiędzy pośladkami dziewczyny schodząc głową w dół wraz dresami. A nuż odpędzi tym lodową pannę od Leeny prowokatorki.
Nieco zaskoczona kobieta spauzowała przez chwilę jej figlarne poczynania z Leeną i odwróciła głowę, aby zobaczyć co się dzieje. Zrozumiała jak musiała wyglądać z punktu widzenia Doca i nie mogła się niczemu dziwić, a ewentualny sprzeciw był dla niej nie lada dylematem.
Pijany Doc uwolniwszy pupę Becky od dresu i bielizny nie przestawał całować i muskać językiem wypiętego tyłeczka pilotki. Jego palce lewej dłoni sięgnęły pomiędzy uda dziewczyny, muskając intymny zakątek, którego nie mogła obronić będąc w rozkroku nad leżącą Leeną.
I pieszcząc ją na oślep, prawą ręką sięgnął niżej do obszaru szortów Leeny, by samemu prowokować prowokatorkę dotykiem dłoni na jej podbrzuszu.
Zarówno sytuacja, jak i ilość procentów w organizmie nie sprzyjały suchym analizom. Sucho na pewno tam nie było, więc Becka poddała się chwili. Mruknęła przeciągle, niezwykle zadowolona, ponownie dbając o pieszczotę biustu Leeny i ich wzajemną aktywność usta-usta, jednocześnie wypinając zalotnie swoją zgrabną pupę.
Leena w pierwszej chwili nie wiedziała, co się tam na dole działo… po chwili jednak jęknęła z rozkoszy. Bullit już jej bardzo zręcznie(i to dosłownie), uświadomił, czym się tam tak pracowicie zajmował. Becky również miło mruczała, spijając słodycz z ust kapitan, na co ta ostatnia odpowiadała równie intensywnie. Całowały i pieściły się wzajemnie, same będąc i intensywnie rozpalane przez mężczyznę… zaczynało się robić naprawdę gorąco.
Palce mężczyzny sięgnęły głębiej… przynajmniej w przypadku Becky, bo ta była bezbronna i wręcz wystawiona na jego atak. Dave dość szybko zdobył wrota rozkoszy pilotki, stanowczymi ruchami palców przyjemnie muskając jej wnętrze. No i delikatnie kąsając tyłeczek. Leena miała gorzej lub lepiej, w zależności od punktu widzenia, ubranie chroniło ją przed wtargnięciem palców doktorka, i jedynie czuła silny kciuk mężczyzny masujący jej punkcik miłości nad kwiatuszkiem kobiecości.
Becka w pełni rozkoszowała się silnymi doznaniami, nie krępując się już z niczym. Była rozpalona, oddychała szybko i nad wyraz głośno pojękiwała z rozkoszy, a na jej twarzy wyraźnie malował się wyraz ekstazy. Rozochocona, zaczęła intensywnie pieścić wrażliwe sutki Leeny, oczywiście cały czas kontynuując ich namiętne całowanie i dotychczasowo ofiarowywane pieszczoty.
Po “grze wstępnej” Bullit zabrał się za bardziej stanowcze działania. Wdrapał się na łóżko i klęknął za rozpaloną Becky. Jej rozchylone uda kusiły, jej jamka rozkoszy kusiła kropelkami wilgoci. Zacisnął więc dłonie na jej zgrabnym tyłeczku i ruchem bioder powoli zanurzył swój pal rozkoszy. Wtargnął gwałtownie, ale kolejne pchnięcia, jedynie lekko kołysały kuszącymi krągłościami dziewczyny.
- Aaa! - jęknęła Becka, zarówno z zaskoczenia jak i z podniecenia. Uniosła głowę, przerywając całowanie, a jej dłonie zrobiły pauzę i już tylko trzymały biust Leeny.
Podczas gdy Doc działał za plecami Becky, Leena miała doskonały widok na jej przybierającą kolejnych ekspresji twarz. Najpierw oczy pilotki otworzyły się szerzej a usta przybrały kształt małego “o”, zdradzając jej zaskoczenie. Zaraz potem kobieta zmarszczyła brwi, a jej usta wykrzywiły się w wyraźnym grymasie niezadowolenia i zdegustowania. Następnie przyszło zmieszanie i niepewność, podczas którego Becka gorączkowo próbowała coś wykombinować... W końcu jednak doznania wzięły górę i na twarzy pilotki zagościł wyraz ekstazy. Kobieta zaczęła współpracować i kołysała się w przód i tył, dopasowując się do rytmu działań Bullita, przy których pojękiwała cicho. Jednocześnie prezentowała Leenie swój wspaniały i rytmicznie podskakujący biust.
Leena uśmiechnęła się do Becky, po czym wyczołgała powoli spod pilotki. Będąc przed nią na kolanach, pocałowała ją namiętnie, gładząc po policzku, a następnie spojrzała na Doca i mrugnęła do niego. Z figlarnym uśmiechem ściągnęła swoje szorty, i ponownie położyła się na łóżku, tuż przed Becky, zapraszająco rozchylając nogi na boki. Kilka razy pogładziła się po swojej mokrej z podniecenia muszelce.
Zarówno Ryder, jak i Bullit, byli już blisko finiszu. Pilotka nie miała już naprawdę dawno żadnego mężczyzny, pokładowy lekarz z kolei zdobył nową kobietę, co samo w sobie podwajało rozkosze, jakie właśnie przeżywał…
Widoki jakie prezentowała przed nim Leena, były wystarczające by pobudzić Doca bardziej do działania, mocniej napierał biodrami na Becky, lekko popychając dziewczynę ku rozłożonym nogom pani kapitan i z każdym szturmem niczym taran docierał głębiej, mocniej, wyraźnie… aż do finału.
- Aaaaaah. Aaaaaah. Aaaaah - pojękiwała z rozkoszy Becka i nie było to już tak cicho jak wcześniej.
Zapomniała o całym Wszechświecie i w pełni dała się ponieść doznaniom. Nawet jeśli kobieta nie do końca wszystko kojarzyła, to było jej teraz tak dobrze, że nic innego jej nie obchodziło. Uprawiała seks i to właśnie temu się teraz poświęciła, rozchylając trochę nogi i wypinając się mocniej. A co najważniejsze współpracowała naskakując na męskość jej partnera, stosownie do jego przyspieszonego rytmu działań.
- Aaaaaaah! Ahhhhhh! - Becka pojękiwała głośno, czując, że jej spełnienie jest na wyciągnięcie ręki.
Miała przed sobą roznegliżowaną i chętną do zabawy Leenę, ale w swym stanie uniesienia naprawdę niewiele mogła zrobić. Jedynie wyciągnęła ręce i gładziła wewnętrzną stronę ud pani kapitan, jednocześnie trzymając się jej nóg dla zachowania własnej równowagi.

Leena uniosła się na łokciach, i spojrzała na pojękującą parkę. Uśmiechnęła się miło do obojga, sięgając po poduszkę, którą sobie podłożyła pod głowę.
- Wyglądacie naprawdę słodko - Mruknęła, po czym zaczęła jedną dłonią pieścić swoją pierś, drugą zaś rozpaloną cipkę. Wkrótce przymknęła oczy, również odpływając w świat rozkoszy, prezentując swym kochankom widoki warte zapamiętania.
To był ostatnia kropla która przelała czarę. Kilka głębokich oddechów, kilka jęków i Doc oddał trybut rozkoszy w głąb drżącego już od ekstazy ciała Becky. Ona też była na skraju spełnienia, a ten końcowy impuls był kroplą która przepełniła kielich.
- Aaaaaaaaaaaaahh!! - Przy akompaniamencie głośnego przeciągłego jęku rozkoszy, ciałem Becky wstrząsnęły silne impulsy orgazmu. Sekundkę po niej, Leena oznajmiła przeciągłym jękiem swój finał, który był nawet przez dłuższą chwilę widoczny niekontrolowanym drganiem jej nóg.

Gdy w końcu uspokoiły się oddechy całego trio, a podniecenie zaś miarowo opuszczało ich ciała, pani kapitan przyciągnęła do siebie pilotkę, przytulając ją czule. Położyły się na boku, zwrócone do siebie twarzami. Doktora z kolei Leena przywołała do swojej pupci, by również wziął udział we wspólnym tuleniu, po wielce udanych łóżkowych figlach.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 04-02-2017 o 14:14. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 14-07-2016, 21:54   #57
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Brak funduszy był bardzo niewygodnym stanem, który zdecydowanie komplikował życie. Dla przykładu taka prosta funkcja jak spożywanie posiłków. Bez funduszy ani rusz. W takim wypadku nawet poziom dobrego samopoczucia może opaść o poziom lub dwa, w skali ogólnej, która w przypadku Vis znajdowała się zdecydowanie wyżej, niż zazwyczaj powinna.
Szła sobie lekkim krokiem, nucąc pod nosem coś, co od biedy można było nazwać spójną melodią, która nie raniła uszu w sposób szczególnie uciążliwy. Dłonie wcisnęła głęboko w kieszenie kurtki, która jak nic nadawała się do wymiany, ale że ostatnią kasę wydała na podróż, a poprzednią na nowy zestaw wzmacnianych kluczy, który wpadł jej w oko gdy przechodziła obok kramu w… No właśnie, gdzie to było? Ile tam spędziła? Pamięć nie chciała podpowiedzieć, więc jej nie męczyła. Liczyło się tylko to, że mogła znowu zacząć od nowa. Lubiła zaczynać. Nowy projekt, praca, miejsce, życie… Tyle ciekawych możliwości, opcji do wykorzystania i…
Burczenie w brzuchu sprowadziło ja z obłoku na którym przez chwilę się bujała. Wyjęła dłoń z kieszeni i odchyliła daszek czapki, którą miała na głowie. Niestety, ruch ten nie pozwolił dostrzec żadnej okazji, a przynajmniej żadnej, która by jakoś Vis do serducha przypadła. No cóż, bywało gorzej. Jakby nie spojrzeć nikt jej jeszcze nie ścigał, więc jakieś opcje były. Może gdyby wraz z nią nie szwędało się tyle ludu? Nie przepadała za takim tłokiem, jednak ciężko go było uniknąć więc musiała go jakoś znosić. Znowu nasunęła czapkę, marząc o jakimś cichym kącie, gdzie mogłaby w spokoju pobawić się znalezionymi częściami. Oczywiście musiała je jeszcze znaleźć. Gdzieś w tym zakazanym miejscu musiało być przecież jakieś złomowisko. Gdyby tak popytać o nie to mogłaby od razu zabrać się za…
Ponownie burczenie przywróciło ją do świata rzeczywistego. Musiała się tym zająć. Zaraz jednak jej myśli powędrowały w kierunku niewielkiego robota zajmującego się zbieraniem śmieci. Zatrzymała się i obserwowała jak mechaniczne ramiona podnoszą zgniecioną puszkę i wrzucają ją do znacznie większego pojemnika, który podążał za robotem. Widziała już takie kilkakrotnie, pełno ich było na stacjach i w gorszych częściach miast, które odwiedzała. Często też znajdywała ich szczątki, wyrzucone niczym te śmieci, którymi się zajmowały. Od jakiegoś czasu chodził jej po głowie plan przemodelowania jednego z nich, na osobistego pomocnika. Sprawa wydawała się dość prosta, przynajmniej z mechanicznego punktu widzenia. Trzeba by jednak było przeprogramować go od podstaw, przeprowadzić pełną modernizację systemu i rozwinąć…
Burczenie, ponownie… Z ust Vis wyrwało się westchnięcie. Zjadłaby coś… Cokolwiek, na dobrą sprawę. Ostatni posiłek ledwie już trzymał się pamięci i jak nic zaraz miał z niej całkiem zniknąć. Sprawdziła dla pewności kieszenie, licząc naiwnie że może uda się jej coś w nich znaleźć. Oczywiście nic w nich nie było. Puste niczym jej żołądek. Ponownie się rozejrzała, zdejmując tym razem czapkę i trąc skryte pod opaską rogi. No przecież coś do roboty musiało tu być. Nagle wypatrzyła swoją szansę. Szybko poprawiła ciuchy, chociaż lepiej to one nijak wyglądać nie mogły, a wręcz po jej staraniach wyglądały chyba gorzej. Starsza pani w potrzebie. No jak to nie zaowocuje to chyba będzie musiała własny ogon zjeść, a trochę by jej było szkoda.

- Może mogłabym pomóc? - Zaoferowała wesoło, więcej przy tym uwagi skupiając na robocie, niż na jego właścicielce. Zaraz też, nie czekając na odpowiedź, zaczęła ściągać plecak. Znowu zapomniała o jedzeniu, mając przed sobą ciekawszą rzecz, którą mogła się zająć.

- Chwila, chwila! - Obruszyła się babcia, widząc co też nieznajoma dziewczyna robi, i przez chwilę to wyglądało, jakby chciała trzepnąć Vis metalową laską - A co chcesz w zamian? - Spojrzała na Darakankę podejrzliwym wzrokiem.

- W zamian? - zapytała Vis, nie od razu załapując o co starowince chodzi. Przecież gołym okiem widać było, że robot się zepsuł, a co zepsute to należało naprawić. Przynajmniej dla Less zasada ta była zrozumiała i logiczna, widać jednak nie dla każdego. Na szczęście, zanim udzieliła bezmyślnej odpowiedzi, zdążyło jej zaburczeć w brzuchu.
- O ile jest to drobna usterka, to co łaska, byle na obiad wystarczyło - wyszczerzyła się do kobiety, nieco niecierpliwa by zacząć pracę. - No i może jeszcze informacja gdzie znajdę tu jakieś złomowisko.
Nie byłą osobą, która wiele od życia wymagała. Jedzenie i spokój by móc zajmować się swoją robotą, to wszystko. Pewnie powinna podać jakąś rozsądną cenę, jednak na początek wystarczyło wypełnić brzuch, później będzie się martwić o najbliższą przyszłość.

- Hmmm… no dobrze - Powiedziała staruszka - To czekam.

Nie minęło 5 sekund, a babcia zaczęła nerwowo postukiwać laską o podłogę…

Które to stukanie zostało kompletnie zignorowane. Mając przed sobą robota do naprawienia, Vis zapomniała o całym otaczającym ją świecie. Na pierwszy rzut oka chodziło tu o mechanizm odpowiadający za ruch. Iskry pozwalały się domyślić, że któraś część wstrzymała swoje działanie, nie bacząc na to, że reszta była jak najbardziej sprawna. W takim przypadku należało zacząć od odcięcia zasilania, żeby te dobre części uchronić od zepsucia. W następnej kolejności musiała zlokalizować co dokładnie nawaliło. Żeby nie pchać się z łapami w niewiadomy sprzęt, najpierw sprawdziła co to za jednostka i jakiego typu komponenty wchodziły w jej skład. Dopiero po tych czynnościach zamierzała wreszcie przystąpić do działania, czy się staruszce ta zwłoka podobała, czy nie.
Na szczęście nie musiała grzebać zbyt głęboko by znaleźć odpowiednie informacje. C22, robot ów był całkiem sprawny jako portier jednak zdecydowanie nie przeznaczono go do roli tragarza. Biorąc pod uwagę jak stary to był model i jakie w nim zmiany wprowadzono, nie dziwiło jej, że nawalił. Była niemal pewna, że nie był to pierwszy raz. Gdyby to od niej zależało to przede wszystkim zmieniałaby właśnie te części, które odpowiadały za ruch, a dopiero później zajmowała się dorzucaniem mu dodatkowych obciążeń do powłoki zewnętrznej. Ktoś jak nic spartaczył robotę, co wprawiło ogon Vis w nerwowe drgania. Nie lubiła partaczy.
- No już… Już… - Mruczała pod nosem do wyłączonej maszyny, podczas gdy jej dłonie zagłębiły się we wnętrze robota. Iskry przestały się sypać gdy tylko zabrakło mocy napędzającej więc Darakanka nie musiała się obawiać że przypali sobie skórę.
Babcia widać miała więcej szczęścia niż rozumu. Moduł odpowiadający za synchronizację ruchu nie uległ poważnej awarii. Wystarczyło przestawić go na niższe obroty i wyregulować. Nic, czego nie byłaby w stanie zrobić w parę minut.
- No , prawie jak nowy - poklepała mechaniczne ramie, jakby dodając otuchy całej konstrukcji, po czym na nowo włączyła zasilanie by sprawdzić efekty swojej pracy.

Naprawiony robot zaskrzypiał, zatrzeszczał i… zaczął działać całkiem płynnie. Jego ruchy były w normie jak na ten model, wszystko zdawało się być w porządku.

- Hmmm... - Zamyśliła się babcia, pokiwała głową, po czym trąciła dziewczynę metalową laską - Jak to się zwiesz dziewuszko? I co to było, obiad, tak?

Jej uwaga skupiona była na robocie, więc słowa staruszki dotarły do niej z opóźnieniem. No tak, faktycznie coś o obiedzie wspominała, a jej żołądek potwierdził istnienie potrzeby odnowienia zapasów.
- Jestem Vis - przedstawiła się z wesołym uśmiechem, przy okazji pakując swój cenny sprzęt, upewniając się że wszystko ląduje tam skąd zostało wyjęte. - Obiad nie byłby zły - dorzuciła, machając radośnie ogonem.
- Na mnie gadają “Mama”, choć tak naprawdę zwę się Rosalinde Nis-Pelginn, może coś o mnie słyszałaś?
“Mama”? Vis nie kryła zdziwienia. Prędzej już by ją nazwała babcią niż mamą. Prababcią może? Zaraz jednak porzuciła rozważania na temat owych pra i mamusinych spraw. Jakoś nie znajdowało się w jej zakresie zainteresowań wnikanie w początki owego przezwiska.
- Niestety nie - odparła zgodnie z prawdą na zadane pytanie. - A powinnam?- zadała zaraz własne. Ot, z ciekawości, jednak nie na tyle silnej by dopytywać dalej gdyby tamta nie chciała opowiadać.
- W sumie nie musisz… a i pewnie niedługo tu przebywasz? Ot, to nic wielkiego. Dobrze Vis, chodź, to dostaniesz co do jedzenia.
Pusty żołądek zgadzał się w stu procentach ze słowami staruszki. Jak nic czas był najwyższy by i nim się zająć zamiast stale zapominać o jego potrzebach. Cóż, Vis swoje wady miała, nikt doskonały na świat nie przychodził.
- Mama prowadzi - zgodziła się, nie tracąc uśmiechu. Dobrze wykonana robota poprawiała humor w sposób znaczny, a tajenie tego faktu jakoś nie zaprzątało obecnie uwagi Darakanki.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 14-07-2016, 23:16   #58
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- O kurwa! - wyrwało się Młotowi, który zaraz po tym kompletnie zbaraniał. Zamierzał w sumie rzucić stację w cholerę, zaciągnąć się na piracką krypę i wieść żywot pełen bijatyk, pijatyk i bijatyk znów jeszcze, ale to go zaskoczyło. Trawił przez chwilę w głowie nową sytuację.
- A...aaaa... - zająknął się - Aaaale jak to? Ja nie mam na bilet! Wyrzucicie mnie w próżnię? I Co powiem Mamuśce!? I to tak od razu, czy jutro, bo chciałbym wypić z kolegami na do widzenia... No ja pierdolę - wrzasnął Bix na koniec i w złości przyładował piąchą w pole siłowe, nie patrząc na konsekwencje… które były nawet bolesne. Wielgachnego mężczyznę porządnie “trzepnęło” wyładowanie, aż zadzwonił zębami.

- Bix, Bix, uspokój się - Powiedział oficer straży - Za chwilę zaś padniesz i obudzisz się już w próżni...nie no, żartuję. Możemy Cię wypuścić z aresztu na 5 godzin przed odlotem kolejnego promu, żebyś mógł spakować manele i się z mamą pożegnał. Nie wcześniej, i nie samego, będziesz cały czas pod nadzorem. A, i wiesz, wydaje mi się, że tym razem przywaliłeś komuś, komu nie powinieneś… ale to tylko takie moje prywatne zdanie.




- Ale twardy był, skrurczybyk - z uznaniem wyszczerzył się zza pola siłowego Młot, wspominając krótką wymianę "uprzejmości" z dryblasem - Warto było. Czyli co, nie będzie pijatyki z kolegami?

- No niestety nie. Ale… może jakbym co sprawdził, udałoby się wyciągnąć Cię nieco wcześniej? A właśnie, skoro jesteś już przytomny, chcesz z kimś pogadać? Bo adwokata chyba nie masz? - Mężczyzna wskazał na komunikator na ścianie korytarza.
- Urzędowego dostawałem. Pani Kioto się nazywała zwykle, raz mi dali takiego idiotę co wiedział mniej ode mnie to go obsobaczyłem i od tamtej pory głównie ją dostaję. Taka drobna skośna babka. Do Mamuśki zadzwonię, dam znać co i jak. Powie chłopakom, to choć na prom odprowadzą. Stacja płaci bilet? Bo teges... spłukany jestem. A Złotej Rękawicy do lombardu nie oddam, choćby nie wiem co!
- Dobrze, to najpierw może do mamy? Tak mi się wydaje sensownie… no chyba, że wolisz do adwokata, choć decyzja już została podjęta, niewiele on wskóra. To Bix, proszę, nie rób głupot, dobra? - Oficer wyciągnął pistolet z kabury, chwycił za komunikator na ścianie, po czym wyłączył pole siłowe celi. Z bronią w pogotowiu, i obserwując wielkoluda, rzucił mu komunikator prosto w łapy…
Komunikator rozpoznał Bixa, gdy tylko ten go dotknął, a dokładniej - podniósł z ziemi, bo złapanie za zręcznie mu nie wyszło. Screen ożył, wachlarzem otwierając listę częstych kontaktów. Nie było ich zbyt wiele. Rosalinn Nis-Pelgin, jego szefowa, zwana "Mamą Rosą", jego kumple z pracy - "Dziadek" Bramble, ze swoimi fantastycznymi opowieściami podróżniczymi oraz Morach, rogaty Dulorn, inżynier który wiecznie narzekał na "pierdolonych Unitów". Poza tym oczywiście jego urzędowa obrończyni, Tycjan, hermafrodyta, który ustawiał nie do końca legalne walki na ringu, pizzeria "Tłusty Bobbi". I tyle.
Bix westchnął i pacnął grubym paluchem wybierając "Mamę". Odsłuchał durnej reklamy i zaczekał na połączenie. W końcu jednak to nie twarz Rosy ożyła na ekraniku.


- No? - Odezwała się niespodziewanie Jia Nightingale, prawa ręka Rosy. Najwyraźniej Bixa przekierowało, czyżby mama była zajęta?
- W pierdlu jestem Jia. Znowu. Ale tym razem za niewinność, słowo! - Bix burknął do pomagierki mamuśki.
- No kurwa jaja sobie robisz?? - Ryczała Jia przez komunikator - Ty wiesz ile te Twoje mandaty kosztują i jak to wpływa na firmę? Chcesz w końcu wykończyć Rosę?? Czy Ty zamiast mózgu też masz w łepetynie tylko biceps??
- Może i mam, ale teraz to już wszystko jedno. Nie będzie mandatu. Wpadłem na całego, wypierdalają mnie ze stacji. Powiedz Mamie, co? I chłopakom. Niech wpadną do doku uściskać mnie, co?
- Na parszywą mordę Gordathi... - Jia spuściła mocno z tonu - No to się kurwa doigrałeś. Oj Bix, szlag by Cię trafił, miejmy nadzieję, że Rosa to jakoś przeżyje. To nie wyjdziesz z paki aż do odlotu?
- Trochę przed odlotem mnie wypuścić mają. Ale z aniołem stróżem - Młot podrapał się po głowie - tyle, że Was wyściskam. Będę tęsknił... - łezka pociekła po zarośniętym policzku olbrzyma.
- Dobra, nie rozczulaj się, zobaczymy co da się zrobić. Wdepnęłeś w wielkie gówno wielkoludzie, ale może co wymyślimy - Odpowiedziała Nightingale.
- Daj wszystkim znać, dobra? Zbierzcie moje graty do jakiejś walizki czy co. Zwłaszcza Złotą Rękawicę. Przypomina mi fajne rzeczy. Trzymaj się - Bix rozłączył się i oddał funkcjonariuszowi aparat - Do dupy to

- Głowa do góry, to nie koniec wszechświata - Odpowiedział jemu przedstawiciel tutejszego prawa - Do odwiedzin w końcu masz prawo… a może chcesz co przekąsić? - Zlustrował posturę Bixa z uśmiechem, a ten chyba zaczynał rozumieć, iż to nie było zwyczajowe traktowanie aresztantów. Z jakiego to powodu oficer był dla niego taki uprzejmy? No bo chyba to nie tylko zwykła sympatia, po kilku aresztowaniach?
- Pewnie, że bym zjadł - zgodził się Młot - nawet tej więziennej papki z prefabrykatów. Po zabawie zawsze jestem głodny.
I uśmiechnął się od ucha do ucha, wspominając krótką acz intensywną wymianę ciosów.
- Dobra, to zaraz co dostaniesz - Powiedział oficer straży, po czym zostawił Bixa już samego. Wielki mężczyzna został w pustej celi, gapiąc się w ścianę…


* * *



- Biiiiiixxxxx - Usłyszał nagle “Młot” w swojej głowie(?!). Jaka cholera? - Bix, słyszysz mnie?
- Co jest - mruknął - Słyszę. Kto do jasnej... - olbrzym rozejrzał się po celi. Bo z głowy mu nie dobiegał. Chyba. A może?
- Uspokój się Bix, tak, słyszysz mnie ze środka swojej łepetyny. Nie znasz mnie, ale ja nieco poznałem Ciebie. Jest sprawa... - Mówił tajemniczy głos.
- Do mózgu mi czipa wlepiliście... mam nadzieję, że nie przez dupę, bo to będzie wasz sromotny koniec, kimkolwiek jesteście - zrezygnowany Młot pacnął sobie w ucho dłonią.
- Ty masz dupę zamiast mózgu, ot co - Zakpił z niego rozmówca - Nic Ci nie wszczepialiśmy... powiedzmy, że są możliwości takiego kontaktu. Niewielu tak potrafi, ale ja do nich należę...
- No to... co teraz? Bo nie kapuję - Bix potrapał się po brodzie przyjmując zamyślony wyraz twarzy. Wyglądał przy tym jak zwykle, czyli głupio.
- Ech... - Westchnął głos w jego głowie - Dobra, powiem prosto z mostu, bo widzę, że inaczej nie idzie. Chcesz wyjść z ciupy? Chcesz być oczyszczony z zarzutów i może i nieco mieć grosza, nim wylecisz ze stacji?
- Pasi - uśmiech zagościł od razu na młotowej twarzy - Komu wpierdolić?
Jak widać, świat Bixa był dość nieskomplikowany i niewiele w nim było dylematów moralnych.
- Weźmiesz udział w następnej walce, i lepiej żebyś ją wgrał, inaczej dupa z Twoich marzeń - Głos w głowie Bixa był wyraźnie.. czysty.
- Brzmi prosto. Spuścić łomot, skasować szmal i jeszcze się oczyścić. Zara, jakich marzeń? Wypierdalaj mi z głowy!
Bix miał kilka marzeń, które były nawet skomplikowane. W sumie różniły się ilością kobiet w każdym z nich. Poczerwieniał i starał się o nich nie myśleć, co zaowocowało skutkiem dokładnie odwrotnym, więc spuentował całość dosadnie - Kurwa!*
- Ostatnia Twoja walka wielkoludzie. Nie tylko na tej stacji, może i ostatnia w Twoim życiu. Zmierzysz się z maszyną, jeden człowiek, jedna maszyna, na śmierć i życie. Jak przeżyjesz, jak wygrasz, będziesz odchodził z odrobiną grosza w kieszeni, po spłaceniu całego burdelu jaki narobiłeś, po wyrównaniu… szkód u mamy… co Ty na to Bix? “Kurwa nie”, czy może “Kurwa tak”, słucham?
- A gadaj, i tak nie mam nic innego do roboty niż słuchać pieprzonego ducha w głowie. Pewnie już Ci przy kamerach dziwią się że do siebie gadam. Poza tym dla Ciebie nie Mama, tylko Pani Rosalinda. - Młot położył się na glebie i założył dłonie na kark.
- Nie jestem duchem, i oweszem, znamy Rose, i to nawet lepiej niż Ty. Dobra, jak tam chcesz Bix, to się skup - tylko żeby Ci żyłka nie pękła - ja nie lubię się powtarzać. Wszystko by wyglądało tak...
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 15-07-2016, 19:59   #59
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Stacja Maggelan-Tethannis
poziom 47

Babcia, nazywająca się Rosalinde Nis-Pelginn, lub prościej - “Mama”, prowadziła Vis… cholera wie gdzie. Opuściły targowisko, wkrótce opuściły i całkowicie poziom 17 stacji, jadąc licznymi windami coraz wyżej i wyżej. Na pytanie dziewczyny, dokąd ją staruszka zabiera, ta zdawkowo odpowiedziała, iż do swojego domu. No dobrze, tam będzie obiad, w końcu o to chodziło prawda?

Im wyżej na samej stacji, tym liczniejsze zabezpieczenia, śluzy-posterunki, coraz większa liczba strażników. Same wnętrza również się zmieniały, na coraz bardziej czyste, cichsze, przyjemniej pachnące. Ludzi i nie-ludzi zdecydowanie mniej, spokojnie, przyjemnie… czyżby one jechały na te wysokie poziomy, gdzie to niby żyli ci bardziej majętni? Wszystko na to wyglądało! A że Vis nie czuła żadnego podstępu i strachu raczej również nie odczuwała, przyglądała się wszystkiemu z wielkim zaciekawieniem.


- Wszystko w porządku Ros? - Spytał jeden ze strażników, przy kolejnej kontroli. Czyżby ta niepozorna babcia była tu jakąś szychą?
- A tak, tak, gościa mam. Ta dziewuszka jest ze mną - Odpowiedziała “Mama”.

Vis nawet nie wiedziała, kiedy je zeskanowano. Rozległ się skromny alarm, a mundurowi stali się nieco nerwowi. Szybko jednak wyjaśniono sprawę, iż chodziło o zwyczajne narzędzia, jakie w końcu przy sobie Darakanka posiadała…

***

Apartament mieszkalny babci był przeogromny, i zdawał się ciągnąć bez końca. Tu i tam kręcił się jakiś robot-służący, stało sporo antycznych mebli (to syntetyki dziewuszko, mało kogo stać na prawdziwe, wiesz, kiedyś je ponoć robili z drewna i to ręcznie…), do tego były również i duże okna z polami siłowymi, umożliwiające podziwianie widoków na zewnątrz stacji.

- Mam małą firmę, naprawiamy statki - Wyjaśniła w skrócie Ross - Może i to wygląda wszystko całkiem całkiem, ale nam się nie przelewa. Paru chłopców, co to dla mnie robi też tu mieszka, głodomory jedne - Zarechotała.

Wkrótce dotarły do kuchni, gdzie robot którego Vis naprawiła, zaczął wyładowywać taszczone pakunki. Babcia nalała sobie kawy z automatu.
- Też chcesz? - Spytała z miłym uśmiechem - A co byś dziecinko zjadła? Jakieś konkrety?



Stacja Maggelan-Tethannis
poziom 22, areszt

Plan był niezwykle prosty. Tajemniczy gość, mający wielką władzę na stacji, wykupi Bixa z aresztu. Bix weźmie udział w walce z maszyną. Jeśli wygra, dostanie niezłą kasę, za co opłaci wszystko, co do opłacenia było, a Mama nie będzie miała już pustek w kasie przez jego wybryki. Jeśli przegra… no cóż. To nie będzie się już niczym martwił, a jego krótki żywot na tym padole przyczyni się chociaż do nakarmienia sporej ilości tutejszych dziwacznych zwierzątek bogaczy.

No ale gdzie tam, żeby on przegrał… aż takiej strasznej maszyny przeciw niemu nie wystawią, broń w pojedynku zabroniona, wszystko na szarej granicy prawa, w końcu to nie będzie nic aż tak wielce nielegalnego. On będzie miał rękawicę, robot pięści. A co, jakby tak i postawić na samego siebie, można by zgarnąć jeszcze więcej?

***

Błyskotliwe przemyślenia “Młota” przeżuwającego kiepski posiłek, przerwało pojawienie się innego strażnika, pakującego jakąś rozwydrzoną panienkę do celi na przeciw. Laska była zdecydowanie schlana lub na jakiś prochach… a może jedno i drugie?

- Heeeej bydlaku, no co się tak gapisz? - Zaszczebiotała dziewczyna - No co, cycków nie widziałeś? - Powiedziała i… pokazała Bixowi swoje piersi, śmiejąc się jak szalona.


- Za co siedzisz, zeżarłeś kogoś? - Parsknęła, chodząc od jednej ściany swojej celi do drugiej, wyraźnie nabuzowana energią - Słuchaj no, Ty sobie nie myśl, że możesz się tak na mnie gapić do woli, normalnie to kosztuje! - Omiotła dłońmi swoje ciało - Chciałbyś dotknąć? Ale gryźć nie będziesz?? Jak chcesz, ja mogę ugryźć, ale to kosztuje tak 2 dyszki więcej! - Znów się zaśmiała szaleńczo, aż na końcu zaczęła nawet gwałtownie kaszleć.





Corvetta “Fenix”
22 godziny w hiperprzestrzeni

Statek mknął do swojego celu na autopilocie, a jego załoga zbijała na pokładzie bąki. No dobrze, nie wszyscy. Niektórzy byli aktywni fizycznie. Z innymi. Wielokrotnie…


Nightfall przeniósł się wkrótce z Isabell do swojej kajuty. Dał najpierw oczywiście dziewczynie nieco podrzemać, następnie wspólnie dokończyli, co on sam rozpoczął w pralni i poszło o wiele, wiele szybciej, widać było, iż w jego życiu brakowało kobiecej ręki. Odwdzięczył się więc ładnie, na suszarce, było cudownie… po tym szybko zniknęli w jego kajucie, i już z niej nie wychodzili.

~

Doc wraz z Becky i Leeną, zalegli w kajucie tej ostatniej. Konkretniej to zaś na łóżku pani kapitan, wtuleni w siebie na wzajem. W pomieszczeniu dominowały obalone flaszki, porozrzucane ubrania i ciche chrapanie. Wkrótce jednak Bullit obudził się jako pierwszy z drzemki, ucałował delikatnie kapitan, po chwili wahania i pilotkę, zabrał swoje manatki i wrócił do siebie. Tak bowiem raczej wypadało… dwie godziny później postąpiła ponownie i Becky, choć tej się bardzo ciągnęło z odejściem. Było jej bowiem tak miło, iż nie chciała wypuszczać Leeny z ramion.

~

Uchu nie pokazywał się pozostałym załogantom. Przebywał w maszynowni, doglądając pracy wszelkiego ustrojstwa, myślał wyjątkowo intensywnie nad tym wszystkim co zaszło, i po małej burzy mózgów doszedł do zaskakujących wniosków. Ale o tym później.


TRX-215 z maniakalnym… nie, stop, źle. Z typowym dla maszyny uporem zwiedzał cały statek, pomieszczenie po pomieszczeniu, zaglądając w każdy możliwy kąt, studiując niemal każdy centymetr pokładów statku. Zbierał informacje, analizował otoczenie, zapoznawał się z nim by być efektywnym, gdy zajdzie taka potrzeba. Uczył się, a miał przed sobą jeszcze sporo owej nauki, aby zostać wartościowym załogantem Fenixa. W końcu po to został stworzony, prawda?



Corvetta “Fenix”
33 godziny w hiperprzestrzeni
kolejny dzień…

Pilotka obudziła się z wrzaskiem we własnym łóżku. Mimo, iż zasnęła naprawdę zrelaksowana i w wyśmienitym humorze, śniły jej się straszne rzeczy. Śniło jej się, iż sama była Zombie, powoli gnijącym, żywym trupem, polującym na własnych współzałogantów. Ich zżeranie zaś żywcem, przyprawiało ją nie tyle o mdłości, lecz i wywoływało chore podniecenie, graniczące ze stanem uniesienia seksualnego.


Zerwała się gwałtownie, spocona i wystraszona, krótko krzycząc. Przetarła twarz dłońmi, jeszcze moment odrobinę się trzęsąc na całym ciele, i odsapnęła. Na szczęście to był tylko zły sen, nie skończyła jak Claudia Indygo… jak Xiu. Potrząsnęła głową, by odgonić ponure myśli, i miała zamiar wstać z łóżka. Ból pleców, mocny ból pleców dał się jednak jej tak we znaki na końcu kręgosłupa, że aż jęknęła. Złapała się dłonią za owe miejsce.

Wtedy w kajucie pilotki rozległ się drugi krzyk.

Ogon.

W nocy wyrósł jej ogon. Wijący się teraz gwałtownie na boki, w rytmie szalonego bicia jej serca, najprawdziwszy ogon. Długi na około metr, pokryty drobnymi włosami, wyglądał prawie jak u jakiegoś kota. Na wszystko co święte, co to było??

~

Night został obudzony… ustami zajmującymi się jego męskością. Oj tak, tak to mógłby być budzony codziennie. Uśmiechnął się do Isabell, podciągnął ją jednak w górę, przywitali się delikatnym pocałunkiem.

- Dzień dobry skarbie - Szepnęła dziewczyna - Jak spałeś? Ja cudownie… śniadanko gotowe - Wskazała na stoliczek obok łóżka. Stała tam taca z kubkiem pachnącej kawy, było i pieczywo, wędlinki, nabiał, nawet kilka warzyw. Strzelec się bardzo zdziwił, nawet nie wiedział, że mają oprócz kawy takie rzeczy na pokładzie…



~

Bullit wstał w dobrym humorze. Ponownie wziął prysznic, wesoło pogwizdując ogolił się, a następnie sprawdził wiadomości na komputerze. Jednak żadnych nie było… no cóż, nie pozostało nic innego jak dalej czekać. Ubrał się spokojnie, po czym ruszył do kuchni, odnośnie porannej kawy… i wtedy statkiem lekko szarpnęło, gdy doszło do dosyć gwałtownej procedury wyjścia z nadprzestrzeni, a samym Davidem lekko rzuciło na ścianę korytarza.

~

“Arhon” stał w maszynowni statku. Silniki Fenixa pracowały w systematycznym rytmie, drobne wibracje również miały monotonny rytm, jednak dla niego nie miało to znaczenia. Być może, jednostki organiczne uznawały takie zjawiska za warte uwagi, za… przyjemne? On jednak został w miejscu, w którym zostawił go po ostatniej rozmowie Uchu.

Inżynier wyjaśnił bowiem TRX-215 swoje zamiary w całkiem niedalekiej przyszłości, co wywołało u robota dosyć kontrowersyjne analizy. Stał tam więc już sam, po raz kolejny odtwarzając sobie nagranie wizualno-dźwiękowe, dotyczące owej rozmowy. Inżynier wydawał się strapiony podjętą decyzją, był przejęty tym co postanowił, odczuwał ból? Jednak chyba nie fizyczny, chociaż jego rany… Arhon jeszcze nie zrozumiał do końca funkcjonalności żywych jednostek, choć starał się całym procesorem o poprawną analizę wszystkich faktów. Załoganci byli jednak niezwykle skomplikowani, i często bardzo nielogiczni. Musiał się jeszcze wiele nauczyć.

***

Unicomy oszalały:
- Co się dzieje?
- Co to było??
- Co jest do cholery??

Kto mógł, pędził na mostek Fenixa, wśród sygnałów alarmowych i monotonnego, powtarzanego ostrzeżenia głównego komputera:
- Uwaga! Nieplanowane wyjście z nadprzestrzeni. Uwaga! Nieplanowane wyjście z nadprzestrzeni. Uwaga! Nieplanowane wyjście z nadprzestrzeni...

Zamknął już by ten komputer jadaczkę. Po naprawdę dłuższej chwili, gdy odpowiednie osoby znalazły się na mostku, okazało się, iż owy manewr wywołany był “czynnikami naturalnymi”. Gdzieś na wytyczonej trasie do Bellateer 4, doszło do jakiś nietypowych wydarzeń, tych zaś mogło być naprawdę wiele. Ot, nieprzewidziane rozbłyski jakiegoś słońca, Meteoroidy, kosmiczne burze itd. w każdym bądź razie na tyle owe zagadnienie było poważne, iż komputer postanowił wyjść z nadprzestrzeni.

Obliczenie nowego kursu zajmie zaś około godziny…

- Gdzie jesteśmy? - Spytała Leena, a w jej zachowaniu było coś dziwnego. Przytrzymywała się to ściany, to pulpitu, a przy stawianiu kroków wyraźnie nią rzucało na boki. Czyżby była pijana? No i ta opaska na czole, pani kapitan takich nie nosiła.

- Sektory wspólne, kwadrant 33700, całkiem niedaleko Argisass VI… za nami nieco większa połowa skoku do Bellateer 4 - Poinformowała Becky, dziwnie siedząc na swym fotelu.
- Aha - Odparła Leena, kilka razy przetarła oczy, kilka razy nimi zamrugała. Sprawdziła na szybko najbliższą okolicę na mapach - O, całkiem niedaleko jest Stacja Maggelan-Tethannis. Może tam wpaść na kilka godzin? Zasięgniemy języka, może nieco uzupełnimy zapasy, są i kasyna - Mrugnęła do Doca - W końcu tam mamy znajomych

- Nalegam - Powiedział zjawiający się na mostku Uchu - Podjąłem bowiem decyzję, chciałbym opuścić załogę. Jak dla mnie, szczególnie po ostatnich wydarzeniach, tego wszystkiego już zdecydowanie wystarczy. Było miło, ale się skończyło, wybaczcie. To będzie dobre miejsce, bym mógł odejść. Już się nawet prawie całkiem spakowałem.







***
Komentarze "za chwilę"
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 28-07-2016, 22:04   #60
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

Pokład Feniksa

Wychodzili z nadprzestrzeni...

Isabell była słodka, mocno go rozpieszczała i ciągle chciała się kochać. Cud nie dziewczyna. Tylko dlaczego z taką ulgą powitał przestrzeń korytarza, gdy na statku rozległ się komunikat alarmowy... czyżby reakcja obronna organizmu obawiającego się, że zajeździ go na śmierć. Sam nie miałby nic przeciwko, umrzeć pijany, przykuty do łóżka, uciszony jej majtkami wepchniętymi w usta. Gdy po kolejnym, chciwym ruchu bioder, ekstaza przeładuje mu system nerwowy, a serce padnie z wycieńczenia. Nie, wreszcie miał pretekst. Musiał uciekać jak najszybciej na mostek. Choć trochę odpocząć od jej gorących objęć i namiętnych pocałunków. W biegu dopinał koszulę. Spodziewał się, że wciąż nosi na twarzy ślady szminki, gdzieniegdzie ukąszeń, na plecach i ramionach zadrapań. Spały w niej ukryte żywioły, płonął niezaspokojony ogień.

Rozejrzał się po centrum dowodzenia. Uspokoił, słysząc, że przyczyny wyjścia z nadprzestrzeni są w pełni naturalne, żaden pościg. Omiótł spojrzeniem załogę, niektórzy zachowywali się podejrzanie. Leena, Becky... Uchu? Nie, temu ostatniemu wcale się nie dziwił. Wiele przeszedł.
- Rozumiem, że chcesz chwycić najbliższą okazję - zwrócił się do inżyniera. - Osobiście jednak wolałbym odstawić cię w stanie w jakim tu trafiłeś, w pełni sprawnego. Jesteśmy ci to winni.
- Nic nie rozumiesz - Prychnął szczurowaty humanoid - A ja nie mam zamiaru tłumaczyć kolego - inżynier położył nacisk w swojej wypowiedzi na ostatnie słowo - Fajnie było, ale się skończyło...

- Dobrze Uchu, rozumiemy, respektujemy - Powiedziała Leena z markotną miną - Więc tam lecimy, choć na kilka godzin, czy może kto ma jakie obiekcje? - Dodała, ponownie przecierając sobie palcami oczy. Zdecydowanie coś było nie tak z panią kapitan.

Bullit jedynie pokiwał poważnie “zgadzając” się z Leeną. Osobiście wszystko mu było jedno… szczurowaty nie okazał się aż tak użyteczny jakby się Doc spodziewał po mechaniku, więc jego zniknięcie nie miało dla Bullita żadnego znaczenia.

- Jakbyś kiedyś potrzebował pomocy, daj znać - Night podsumował i nie poruszał już więcej tematu. - Leena? - przyglądał się badawczo kapitan. - Dobrze się czujesz? Chyba nie zabraliśmy ze sobą jakiegoś dziadostwa? Doc wszystkich dokładnie przebadał. I nie mów, że nic, bo kurwa widzę, że nie - wyparcia spodziewał się w pierwszej kolejności.

- Kurs wprowadzony. Ruszymy jak tylko komputer skończy diagnostykę - zameldowała Becka spoglądając na monitory przy jej stanowisku. Potem odwróciła się do Leeny i przyjrzała się jej uważnie przez krótką chwilę.
- Muszę z tobą pomówić, na osobności - powiedziała wpatrując się w panią kapitan, a ta znała Beckę na tyle dobrze, aby w jej spojrzeniu dostrzec strach i desperację.

- Nie było żadnej zarazy w naszych ciałach - burknął Bullit słysząc sugestię Nighta. - Przeszliśmy dużo w bazie… możemy czuć zmęczenie.
Dave zerknął na Leenę z niepokojem, acz na końcu wzruszył ramionami. Pani kapitan była zbyt dużą dziewczynką, by ją niańczyć. Jakby miała naprawdę problemy, to by się przecież do niego zgłosiła. Wzruszył ramionami i ruszył w kierunku wyjścia z mostka. - W razie czego wiecie gdzie mnie szukać.

- Więęęęc? - Zniecierpliwiła się Leena - Wśród szeroko pojętej demokracji panującej na tej łajbie, lecimy na Stację Maggelan-Tethannis, czy może macie inne plany? Za chwilę pogadamy... - Zwróciła się do Becky, a następnie dodała do odchodzącego Doca - I za chwilę do ciebie przyjdę.

Bullit zatrzymał się na moment w drzwiach i zerknął za siebie. - Leena daj spokój. Jakie inne plany? Nie ma co bawić się w głosowanie. I tak musimy się gdzieś zatrzymać, choćby po to by ktoś sprawdził czemu nasza łajba wykopyrtnęła z kursu. Równie dobrze możemy na stacji, zamiast na jakimś planternym zadupiu.
Uśmiechnął się ironicznie dodając. - Nie musimy z każdej duperelki robić demokratycznego zebrania. No to na razie - wyszedł.

- Kurs wprowadzony, pani kapitan - potwierdziła ponownie Becka. - Mam tylko nadzieję, że wszystkie systemy są sprawne - dodała, zakładając nogę na nogę i przechylając się nieznacznie, aby siedzieć po części na boku.
- Przykro nam będzie jeśli odejdziesz Uchu. Jesteś pewien? Rozumiem, że po tym co przeżyliśmy... - Becka chciała przekonywać Szczurka do pozostania, ale zdawała sobie sprawę jak ostatnie dni wpłynęły na jego zasoby odwagi. - No dobra, rozumiem. Ale wiesz, jesteśmy kumplami i jak coś to możesz na nas liczyć - rzuciła i kiwnęła mu znacząco głową. To, że Uchu zdecydował się na opuszczenie Feniksa, nie znaczyło że już się nie spotkają. W końcu kto lepiej zna silniki i systemy ich statku jeśli nie ich inżynier. Pewnie nie raz go odwiedzą, aby coś naprawił... o ile będą wiedzieć, w którą mysią dziurę się schowa.

- Decyzja Inżyniera Uchu wydaje się być logiczna, podwyższony poziom stresu przy jego uszkodzeniach może wpływać negatywnie na podejmowane przez niego akcje - odezwał się Arhon pojawiający się za Chiss’em. - Dokowanie w tej stacji jest najlogiczniejszym rozwiązaniem. Becky, Kapitan Leena, za waszym pozwoleniem mogę podpiąć się do systemów tej fregaty i przyśpieszyć procesy diagnostyczne.

- Jacy wszyscy nagle tajemniczy - Night przyłożył dłoń do ust i stłumił ziewnięcie. - Zupełnie jakbyście mieli poprzyczepiane do głów pasożyty sterujące. Magellan-Tethannis, tak? Dobrze, że nie rodzima planeta Brain Slugów, gdzie mielibyśmy pozwiedzać trochę, bez hełmów.
Postał jeszcze, gapiąc się na pulsujące wskazania przyrządów pokładowych, próbował przeniknąć czeluść kosmosu za kabiną. Potem zawrócił i wyszedł, gdzieś tu na statku była dziewczyna, która nie miała przed nim żadnych sekretów.

TRX był cierpliwy, jak na standardy jednostek organicznych wręcz bosko cierpliwy. Mógłby czekać na coś i czekać, ale skoro odpowiedzi nie dostał, załoganci zaczęli się rozchodzić a ani pilot ani kapitan nie wydawały się skore do odpowiedzi, to bez słowa opuścił mostek.

[MEDIA]http://funguerilla.com/images/creative-art/space-art/space-art16.jpg[/MEDIA]

Drzwi do kwatery Nightfall'a rozsunęły się z cichym sykiem napędu. W środku panował półmrok przygaszonego światła. Mężczyzna zdezaktywował automat modyfikacji oczu, by nie załączył trybu nocnego widzenia. Nie chciał psuć nastroju. Gdzieś tu w środku czaiła się kocica, przeciągająca się z zalotnym mruczeniem. Gdzieś tu, pośród świec rozstawionych po całym pomieszczeniu, których płomienie kołysały się miarowo, rzucając ciepłą poświatę na kontury mebli. Lirycznej muzyki i układów gwiazd przemierzających cały wszechświat, na drodze pomiędzy nim, a łóżkiem o wzburzonej pościeli. Zapominał, że to wszystko holografia, oszukanie zmysłów. Ulegał kłamstwu. Wszedł głębiej. Odnalazł Isabell i trwał w jej ramionach poza czasem i przestrzenią. W oddali nastąpiło zderzenie galaktyk, ale nie miało to znaczenia. Doświadczał właśnie czegoś równie astralnego.

Strzelec stał pod prysznicem, oparty rękami o ścianę. Pozwalając strumieniom wody rozbryznąć się dokładnie o jego czoło. Strugi relaksująco płynęły w dół ciała mężczyzny znikając w kratce odpływowej. Lądowanie przewidziano za jakąś godzinę. Nie spieszył się zanadto, choć już dawno uznał, że czystszy nie będzie. Nie przejmował się, że nadmiernie opróżni zbiorniki. Kto wie? Może ta cholerna woda po oczyszczeniu wracała do obiegu. Nieistotne szczegóły. Obecnie tylko jedna rzecz miała znaczenie, ta która czyniła go szczęśliwym. Wyszedł z kabiny, przetarł ręcznikiem, wskoczył w prowizoryczne ciuchy i ruszył do kajuty. Tym razem musiał się bardzo pilnować, albo cały prysznic skończy się jeszcze większym marnotrawstwem.

Fartownie dla wszystkich solidaryzujących się ze spragnionymi dziećmi z terenów ogarniętych suszą, kwatera okazała się pusta. Isabell musiała najwyraźniej gdzieś pójść, przypudrować nosek, czy coś tam. Night stuknął klawisz zasilania osobistego terminalu. W międzyczasie robił porządki. Pościel choć niedawno zmieniana, znowu nadawała się do prania. Ściągnął poszewki i wrzucił do kosza na brudy. Gdzieś tu były nowe. Tylko gdzie? Rozglądał się po szafkach. Kobieca ręka życiu i już nic nie pozostaje takie jak wcześniej. Pogwizdywał, schylając się po puste flaszki turlające po podłodze i parę zużytych zabezpieczeń, które w ciemności umknęły uwadze. Rozwalił się na krześle, zarzucając nogi na biurko, wklepał hasło Magellan-Tethannis. Szukał atrakcji jakie oferowała stacja. Wbrew pierwotnym obawom, nie było to kompletne zadupie, a całkiem ludna metropolia. Uśmiechając się pod nosem, śledził wzrokiem wydarzenia kulturalne, wylistowane na ekranie monitora. Mniej więcej zorientowany, co chciałby zobaczyć, zaczął się ubierać. Broni pewnie nie wniesie, ale z pancerza nie miał zamiaru rezygnować. No, może tylko z hełmu. Narzucił na ramiona luźną cywilną kurtkę, trochę się maskując i przyjrzał obrazowi 3D emitowanemu przez układ zwierciadeł, zastępującego starożytne, prymitywne lustro. Pokiwał głową, w geście “niezgorzej”. Zostało tylko poczekać na dokowanie. Z nudów przeglądał na komputerze śmieszne obrazki z pociesznymi, futrzanymi stworkami z kosmosu.

[MEDIA]http://49.media.tumblr.com/7ea9ca42bcb5992f968b8e1bd9162c14/tumblr_nr814am6zy1r7qac9o2_500.gif[/MEDIA]




Stacja Maggelan-Tethannis

Po zwyczajowych procedurach meldunkowych i uzyskaniu pozwolenia, Fenix prowadzony zręcznymi dłońmi Becky zadokował w końcu przy stacji. Ze względów na rozmiary corvetty, nie było w tej chwili możliwe wlecenie do jednego z naprawdę dużych hangarów, te były w tej chwili wszystkie zajęte.
- To jak dzieciaczki, gotowi na rozrywki? - Leena uśmiechnęła się do załogantów zebranych przy śluzie statku. - Przypominam i wiem że to wnerwiające, ale lepiej nie próbujcie przemycać broni, jak wykryją, to nas zapuszkują wszystkich razem, a w najlepszym wypadku wyrzucą ze stacji w trybie natychmiastowym… sama bez miecza czuję się jak bez nogi, ale są i mniej efektowne sposoby... - Mówiąc to kapitan sięgnęła do swego kozaczka, wyciągając z niego zwyczajny, staromodny nóż sprężynowy. - Takich zabawek się raczej nie czepiają.

Nightfall wykrzywił usta w ironicznym grymasie.
- Tak, tak pani kapitan. Nie chcemy, aby skończyło się jak ostatnim razem - odwrócił się i miał już wyruszać, ale najwyraźniej przypomniał sobie o małym szczególe. Ponownie odszukał wzrok Leeny. - Ile dajesz nam czasu na ten rozpustny high life? - pytająco uniósł brew. - Zachowujemy łączność radiową?

- Trzy godziny rozpusty wam starczą? Możemy przedłużyć, nie ma problemu… jak co zgadamy się przez Uni, choć w kasynach są zabronione, wiadoma sprawa - spojrzała w kierunku niewinnie mrugającego oczami Bullita. - Ja odwiedzę naszą znajomą, niech się nieco zajmą naszym statkiem. Arhon pójdzie ze mną.

- No to ruszajmy - odparł Bullit którego godziny ślęczenia nad instrukcjami i przeglądania medycznych baz danych utrudziły i wynudziły. Miał zamiar choć trochę się tu rozerwać. Nawet jeśli stacja wygląda na typowy model ze standardowymi rozrywkami, to jednak beggars can’t be choosers.

Arhon czekał aż ruszą głębiej w stację. Wiedział że jako autonomiczna jednostka militarna obdarzona samoświadomością mógłby wzbudzać kontrowersje… jeśli nawet nie stwarzać problemów. Z tego powodu zachował do Leeny dystans jednego metra, który idealnie utrzymywał.
- Będę cały czas na nasłuchu - wszyscy usłyszeli głos TRX w słuchawkach, co ciekawe sam Arhon nie wydał żadnego dźwięku.

[MEDIA]http://images77.fotosik.pl/763/b94afe4f333fc0b5med.jpg[/MEDIA]

- Trzy godziny? - Night zdawał się być niepocieszony - Nawet nie zdążymy się rozgrzać, prawda, marzenie me cudne? - uśmiechnął się do Isabell tak słodko jak potrafił, ukradkiem zerkając, czy reszta dostaje już cukrzycy od ich ciągłego mizdrzenia się do siebie. Zawadiacko puścił do dziewczyny oko, by kontynuowała torturowanie załogi solidną dawką tęczy i jednorożców. - Znajdziecie nas gdzieś w pasażach i na pewno w klubach. Chcę zobaczyć jak to dziewczę się rusza - położył blondynie rękę na plecach, przyciągnął do siebie i przechylił w tył w tanecznej figurze.

Bullit już tego nie widział. Doc bowiem nie czekał aż wszyscy się rozejdą i sam przystąpił z inicjatywą oddalenia się w kierunku “tajemniczych obszarów” stacji.

- Jak dobrze pójdzie to trzy godziny miną jak laser strzelił, a jak źle to będzie to za dużo, więc unicom to dobry pomysł - powiedziała Becka. - I tak nie wiemy ile potrwa przegląd i naprawy, więc... dasz znać jak będzie wiadomo? - zagadała, posyłając pod koniec pytające spojrzenie w kierunku Leeny.

- Jasne, jasne... - mrugnęła do niej pani kapitan.

Załoga Fenixa opuściła pokład swojego statku i stanęła przed… odprawą celną. Kilku uzbrojonych mundurowych, skanery, czujniki i inne duperele. Pytali o cel wizyty, o jej czas, o jedną i drugą pierdołę, wszystkim zajęła się Leena. Ona też jako pierwsza przeszła przez kontrolę. Oczywiście wykryto u niej nóż, co z przesłodką minką skwitowała słowami, iż to do… otwierania piwa. I żadnego burdelu nie było, celnicy jedynie pokręcili nosami. Przyszła kolej na pozostałych załogantów… Doc nie miał nic do ukrycia, więc w jego przypadku poszło szybko i gładko. Tym bardziej że całe ciało Bullita nadal była naturalne.

Gdy TRX-215 poddał się kontroli celnej, wszelkie alarmy oszalały, celnicy i strażnicy stali się nerwowi, a Leena miała ubaw po pachy. Po kilku chwilach wyjaśnień, postąpili jednak tak, jak niemal przypuszczała pani kapitan… z drobnym wyjątkiem. Nie tyle, co zaplombowano “Arhonowi” przedramię z rozkładanym wibroostrzem, co i je… tymczasowo zaspawano. Nic wielkiego, nic niezwykłego, jednak skutecznego przed ewentualnym użyciem owego miecza. Ot i cały cyrk dobiegł końca, z Becky również nie było wielkich problemów, gdyż kobieta nie przemycała niczego potencjalnie niebezpiecznego.

~*~*~

Night szedł pod rękę z Isabell. Deptak wiódł wzdłuż nieskończonego ciągu kolorowych witryn sklepów i salonów. Wtuleni w siebie mijali tłumy mieszkańców stacji, jak i podobnych sobie przyjezdnych. Ruch tutaj chyba nigdy nie zamierał.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/97/21/55/972155fe1eb75a0351d9b9bb60ce1080.jpg[/MEDIA]

Strzelec nie należał do wielkich entuzjastów zakupów. Konsument był z niego taki, że gdyby reszta choć trochę go przypominała, rynek usług i handlu szybko poszedłby z torbami. Minimalista ceniący sobie ofertę sprzedaży za pośrednictwem ekranu komputera. Dzisiaj jednak miał przy sobie uroczą towarzyszkę i niepowtarzalną okazję, by poznać ją od wciąż nieznanej strony. Jej gust, preferencje, ulubiony kolor, wszystko. Sprawić jej przyjemność, zobaczyć jak cieszy się w ten wręcz dziecięcy, najczystszy sposób. Wciąż to potrafiła, podczas gdy inni, on sam także, z każdym kolejnym rokiem odnajdowali coraz mniej rzeczy, które ich bawiły. Twardnieli, smagani nieprzyjaznym wichrem nadchodzących czasów. Ziemia wokół stawała się jałowa, tak i oni sami. Szedł przy boku Isabell, czekając, aż porwie go w końcu w stronę którejś z wystaw. Z tymi swoimi oczami szeroko otwartymi w zachwycie i ustami drżącymi w słowach "jakie to ładne". Wiedział, że prędzej, czy później to nastąpi. Spoglądał na dziewczynę, na profili jej twarzy i nabierał ochoty, by przebrać ją w bardzo piracki i ostry kostium. Uśmiechnął się do siebie. Pochylił lekko, całując policzek, który już w wyobraźni widział pokryty białym podkładem, wargi blondyny umalowane krwistą czerwienią i powieki podkreślone mocnym czarnym cieniem.
- Dzisiaj szalejemy, jutro będziemy zbierać gumy do żucia z chodników, by mieć co jeść - zażartował.

- Kasa to nie wszystko… masz rację! - uśmiechnęła się do niego, po czym w końcu coś wpadło jej w oko na wystawie i jak Night przypuszczał, zaciągnęła go w kierunku jednego ze sklepów. Powitał ich krzykliwy wystrój, orgia świateł, dziwna muzyka i jeszcze dziwniejsze zapachy. Już od przekroczenia progu sprzedawczyni wbiła w nich wzrok, jak na razie jednak jeszcze nie rzuciła się z nachalnym doradztwem w ich kierunku.

[MEDIA]http://images77.fotosik.pl/766/34d292ecbbd7acb1med.jpg[/MEDIA]

Night przestąpił próg lokalu i stwierdził, że nie do końca się tu odnajduje. Dzielnie zniósł penetrujący atak na wszystkie jego zmysły. Skłonił lekko głowę witając się ze sprzedawczynią. Chyba nie miała wiele do roboty, ale co się dziwić, gdy wszystko tutaj odpychało jak jakieś migotliwe, jaskrawe pole negatywnej energii.
- Gdybym dostał ataku epilepsji, proszę z łaski swojej zadzwonić po ambulans, albo chociaż reanimować we własnym zakresie - nie mógł się powstrzymać od komentarza, choć spodziewał się za moment poczuć łokieć Isabell pod żebrami, w karcącym szturchnięciu. Rozglądał się po ofercie przybytku, zastanawiając cóż takiego przyciągnęło wzrok dziewczyny.

Czarna sukienka, dosyć frywolna, z wycięciami, siateczkami i jakimiś cekinkami… czy czymś podobnym, na czym się Night kompletnie nie znał. Chętnie by jednak w takim wdzianku zobaczył Isabell, choć sama sukienka była dosyć wyzywająca. Chciała tak paradować po ulicy? No no, to miałaby odwagę ta mała psotnica…

Strzelec chwycił między palce materiał kreacji, sprawdzając jaka jest w dotyku. Trącił te dziwne ozdoby, zaciekawiony co to. Na modzie nie znał się wcale, ale zawsze można było spróbować choć liznąć nowej dziedziny.
- Isabell... - szepnął - Nie mam karabinu. Jak przyjdzie mi pozabijać tych wszystkich, obłapiających cię wzrokiem?
Zdjął wieszak z sukienką i przyłożył do sylwetki dziewczyny.
- No, leć piękna - skinął w stronę przymierzalni, zostawiając obiekt westchnień w jej dłoniach… na co Isabell zachichotała, i poleciała przymierzać, a Nightfall spotykał się nagle twarzą w twarz ze sprzedawczynią, która przygalopowała widząc, iż klientela się na coś zdecydowała.
- Może w czymś pomóc? - Wyszczebiotała z przyklejonym uśmieszkiem.

- Przydałoby mi się coś, aby nie wyglądać przy niej jak ostatni lump - Nightfall stał bokiem do ekspedientki, poświęcając więcej uwagi swojemu wizerunkowi wygenerowanemu w umieszczonym pośród manekinów i stojaków z wieszakami holografie. Domyślał się, że obraz jest nieco zmodyfikowany, upiększanie klientów było powszechną praktyką, równie szczerą jak grymas na twarzy chętnej do pomocy kobiety. - Klasycznego, stonowanego - sięgnął na półkę po jeden z kapeluszy o niewielkim rondzie. - Znajdziemy coś? - zapytał, mierząc ją spod cienia fedory rzucanego na oczy, dodającego gangsterskiego sznytu.

- A… ależ oczywiście - zająknęła się sprzedawczyni, po czym zmierzyła mężczyznę wzrokiem z góry do dołu - Znajdzie się coś interesującego przystojniaku - tym razem jej uśmiech nie był już sztuczny. Wskazała dłonią kierunek, a wtedy z przebieralni wyszła Isabell. Znów latała boso, co dodawało jej naturalnego uroku, sukienka zaś… leżała na niej idealnie, i robiła wrażenie.

[MEDIA]http://images78.fotosik.pl/767/782bf5303d39b305med.jpg[/MEDIA]

Nightfall trwał wpatrzony w Isabell, nic nie mówiąc. Dopiero po dobrych kilkudziesięciu sekundach złapał za kołnierz swojego pancerza. Starał się odciągnąć go nieco od szyi.
- Strasznie tu gorąco, chyba macie niesprawną klimatyzację... - wykrztusił w końcu, pełen podziwu dla podkreślonych krojem, co ciekawszych krągłości jej ciała. - Nawet gdybym miał karabin, nie starczyło by mi ładunków - westchnął, wpadając na jakiś regał, gdy kierował się w stronę wskazaną przez ekspedientkę. - Szukaj butów Iss - pokazał entuzjastycznie palcem na jej bose stopy, pokiwał kilka razy. - Szukaj, szukaj.

- Podoba Ci się? - Isabell okręciła się na paluszkach wokół własnej osi, odrobinę rozchylając ręce na boki, prezentując się mężczyźnie w jeszcze bardziej słodki sposób… przez co wpadł on tym razem na sprzedawczynię, trącając ją ramieniem w pierś. Ta nic sobie z tego nie robiła, nawet się uśmiechnęła, Isabell zaś przystawiła na moment dłonie do ust.
- Uważaj głuptasie… a może Ty mi poszukasz butków? I… majteczek? - Wypaliła nagle - Niech będą koronkowe, a ja może co jeszcze przymierzę - Uśmiechnęła się do niego niezwykłe czule.

Isabell nie miała dla niego litości. Gdyby tylko nie było tutaj kamer, gdyby nie obawiał się mandatu za nieobyczajne zachowanie. Musiał być twardy. Przetrwał aranżacje przyprawiającą gałki oczne o chęć wydostania się z czaszki i ucieczkę, przetrwa i jej kuszenie. Dużo trudniejsze zadanie. O kilka poziomów trudniejsze.
- Znajdę, daj mi tylko malutką chwilę - oddalał się, idąc za zielonowłosą. Gdy dziewczyna zniknęła mu z oczu, dopiero mógł zacząć spokojnie oddychać.

Sprzedawczyni kiwnęła na damską biodroidkę stojącą za ladą, by zajęła się Isabell, mając jej pomóc w ewentualnych dalszych zakupach. Sama zaś, wprost zaciągnęła Nightfalla do działu męskiego, prezentując wiele kreacji…
- Na co przystojniaczku miałbyś ochotę? - Szepnęła, niewinnie mrugając oczętami.

- Schlebia mi to "przystojniaczku", ale lepiej zachować dystans - Nightfall spoważniał. - Isabell może nie wygląda, ale niedawno wyszła z oddziału zamkniętego. Dobrze, że tylko stamtąd. Po tym co ostatnio odwaliła, groziło jej ciężkie więzienie, ale... - zrobił równie niewinną minkę. - Na szczęście stwierdzono u niej niepoczytalność i wysłano ledwie na leczenie. Mam nadzieję, że tamta dziewczyna doszła już jakoś do siebie. Szczerze, nie wyglądało to zbyt dobrze.
Strzelec przeglądał wieszaki z ubraniami, snując tragiczna opowieść. - Jest bardzo zazdrosna, o to przymierzę - jak gdyby nigdy nic chwycił kilka rzeczy, które wpadły mu w oko i ruszył w stronę przebieralni.

Minęło kilka minut, gdy strzelec był sam.... i nagle sprzedawczyni od tak, odsłoniła zasłonę, spoglądając na niego w nowym wdzianku. Nic sobie nie robiła z jego opowiastek. Albo nie słuchała, albo nie wierzyła, lub miała naprawdę to gdzieś? Trudno powiedzieć. W każdym bądź razie, jakby nic, spojrzała na Nighta krytycznym okiem, po czym… uklęknęła nagle przed zaskoczonym mężczyzną, a jej dłonie znalazły się na jego kroczu.
- Tu chyba trochę za ciasne, czyż nie? - Chwyciła go na drobny moment w strategicznym miejscu(!) - Taka moja fachowa opinia.... a zresztą, jak macie zamiar nas obrobić, to droga wolna, nie mój sklep, nie moje problemy. Tylko proszę, nie rób mi nic złego… zrobię wszystko co zechcesz... - zerknęła na zdjęty przez Nightfalla lekki pancerz.

Strzelec parsknął. Kompletnie nie nadążał za tą współczesnością, gdzie nawet zwykłe zakupy rodziły komplikacje. Na wszelki wypadek, korzystając z zainteresowania ekspedientki swoim kroczem, uruchomił dyskretnie unikom w tryb rejestracji dźwięku. Sytuacja śmierdziała, na razie z dystansu, a nie miał zamiaru wąchać gówna z bliska.
- Spokojnie, mała - nie dowierzał. - Jakie obrobić, jakie zrobię wszystko? Czy wam się już kompletnie we łbach popierdoliło od tej sieczki, którą puszczają w telewizji? To nie jest jebany film... po co sięgać po chwast, jak w ogrodzie rozkwita róża - odpowiedział oschle. Minął kobietę wychodząc z kabiny. W kieszeni przymierzanej marynarki wymacał paczkę fajek, najwyraźniej pozostałość po ostatnim kliencie. Rzadko zdarzało mu się palić, teraz musiał się uspokoić.

- W sklepie nie wolno! Czujniki! - Fuknęła za nim niezbyt zadowolona z przebiegu wydarzeń sprzedawczyni.

[MEDIA]http://www.fascinationstart.com/artwork/imagery/l.smoking-under-the-light%20III.jpg[/MEDIA]

- Nie rozumiem, skąd nagłe przejęcie losami sklepu? - ironizował, odwrócony plecami. Trzymał papierosa między wargami, bawiąc się krzemieniem zapalniczki. - Pani wybaczy, mam jeszcze coś do zrobienia - elegancki strój budził w nim szarmanckie odruchy. Jak być zimnym draniem, to tylko z klasą. Postanowił, że zostanie w tym co ma na sobie, podobało mu się, a pancerz przy najbliższej okazji trzeba będzie zanieść na statek. Spacerował między regałami. Działowi damskiej bielizny poświęcił sporo uwagi i w końcu znalazł to czego szukał. Eleganckie koronkowe majtki, bardzo ładne.
I dalej - buty, tak bogata oferta, że nie mógł się zdecydować. Brał je w dłonie, sprawdzał jakość wykonania, przyglądał fasonom, zastanawiał, który kolor i materiał najlepiej będzie pasował do sukienki Isabell. Wybrał dwie pary. Jedne srebrne na wysokim obcasie. Nie znał się, ale intuicja podpowiadała mu, że konieczne do nich będą małe dodatki, jakaś bransoleta, czy kolczyki oraz czarne, które na pewno dobrze się skomponują.
W pełni zaopatrzony, wracał w miejsce, gdzie zostawił dziewczynę. Pomyślał, że przydałby się też płaszcz. Jakiś lekki, z delikatnej tkaniny, nie mógł pozwolić paradować jej po ulicy w samej tylko kreacji, która przecież dość sporo odsłaniała… i znowu mało nie wpadł na jakiś regał, gdy Isabell wyszła z przebieralni w nowym wdzianku, z iście lisim uśmieszkiem na twarzy, prezentując się w niewinnej, lecz zarazem niezwykle kuszącej i działającej na wszelakie zmysły pozie.

[MEDIA]http://images78.fotosik.pl/771/af5db549ca8e06e8med.jpg[/MEDIA]

Sprzedawczyni tuptająca za Nightem odchrząknęła, sama chyba nieco zaskoczona wyglądem dziewczyny, a po chwili aż zachłysnęła się powietrzem, widząc… widząc… wystające coś, co nie-powinno-wystawać spod kusej spódniczki Isabell. Dziewczę było wyraźnie podniecone zakupami i przebieraniem się w coraz bardziej wymyślne stroje. Lekko zaczerwieniona, zakryła szybko wypuklenie przypadkowym ciuszkiem ściągniętym z pobliskiego wieszaka.
- Hej kochanie, co powiesz na te wdzianko? - Spytała Isabell - Sam również wyglądasz czarująco, ulala... - Zachichotała.

Kaptur z obszyciem miał się nijak do możliwości ochrony przed chłodem przez pozostałe fragmenty garderoby, ale przecież nie o to w tym chodziło. Wcale a wcale. Night zatrzymał się w lekkim rozkroku, trzymając jedną rękę w kieszeni spodni, a na palcu drugiej kołysał srebrny bucik, zawieszony za pasek zapięcia.
- Jak królowa lodowej krainy... która długo nią nie pobędzie - uśmiechnął się, przyznając rację kobiecie zza lady. Robiło się nieco przyciasno. - Pod jej gorącym spojrzeniem wszystko topnieje.
Zbliżył się do Isabell.
- Wyglądasz bosko, ale nie mogę cię tak wypuścić na ulicę - powiedział niemalże smutno.

- Czemu nie? - Wtrąciła się sprzedawczyni, co zaskoczyło nawet Isabell - Jesteś jednym z tych, co to chcą kontrolować, trzymać rękę nad wszystkim jak macho? - Wyminęła Nighta i stanęła przed Isabell… i obie były zarumienione - Widziałam już odważniejsze stroje... - Zielonowłosa spojrzała krytycznie na ubranego w garnitur mężczyznę. Niby słodki na zewnątrz, a wredny sukinkot w rzeczywistości?

- Nie całkiem, lubię jak Isabell przejmuje kontrolę - odpowiedział bezczelnie. - Wy tu macie jakieś kursy z podejścia do klienta, czy zgarniają was w ulicznej łapance i stawiają za ladą? - strzelec miał powoli dosyć babsztyla. Wyjaśnił. - Po prostu nieco się martwię, czyj wzrok może przyciągnąć.

Niespodziewanie, stojąca za sprzedawczynią Isabell, pochwyciła ją za nadgarstki, jednocześnie się przybliżając do kobiety… i wykonując lekkie pchnięcie biodrami. Sprzedawczyni wybałuszyła oczy i nieco rozwarła usteczka, wyraźnie zszokowana tym co się działo… w tym czasie młoda dziewczyna spojrzała jej przez ramię w kierunku Nighta, uśmiechając się prowokująco.

- Niech cię Isabell, to prezent? Dla mnie? - mężczyzna spoglądał na dziewczynę z zaskoczeniem i nieukrywaną fascynacją. Podjął grę. - Ale wiesz, że to złe... bardzo złe? - Podchodził bliżej, aż znalazł się tuż przy ekspedientce, czując na twarzy ciepło jej oddechu. - Nastąpiła drobna zmiana planów, ale ciiii.. wszystko będzie dobrze, spełnimy twe małe, brzydkie marzenia - bawił się krawędziami jej dekoltu. - A zaraz twoje ubranie zamieni się w dużo, dużo bardziej odważny strój - wyciągnął nóż.

- O nie. Nie, nie!. Co wy robicie? - Zaskomlała sprzedawczyni, jednak nie protestowała fizycznie, nie ruszając się choćby o centymetr. Wbrew pozorom, była nieco lepiej zbudowana niż Isabell, mogła więc raczej sobie z nią poradzić… takie sytuacje chyba jednak ją podniecały, przygryzła bowiem usteczka, oczekując dalszych występków nietypowej parki klientów.

Nightfall przyłożył chłodne ostrze do szyi kobiety. Przesuwał płaską stroną, aż znalazło się pod kwiecistą klamrą. Jednym pociągnięciem przeciął paski tkanin, sprawiając, że ozdoba poszybowała gdzieś w bok, a na skórze pojawiło się drobne czerwieniejące zadrapanie.
- Kreator mody ze mnie żaden, ale te fragmenty to bezguście - zaśmiał się drwiąco. - Podobnie jak to i to - kolejne wycinki materiału, w precyzyjnych ruchach zostawały oddzielane od sukni. - Zabierzmy ją w bardziej kameralne miejsce, kochanie. Artysta nie może pozwolić, aby ktoś przypadkowy przeszkodził mu w pracy - spojrzał porozumiewawczo na Iss i skinął w stronę zaplecza. -Tylko jeszcze jedna poprawka... - z prefidią złapał za górną część i brutalnie szarpnął na boki, rozrywając ubranie i wystawiając biust farbowanej na publiczny widok.

- Skarbie, to za daleko… i jeszcze te kamery... - Mruknęła Isabell, po czym zaczęła ciągnąć kobietę w stronę przebieralni, z której kilka chwil temu sama korzystała. Uśmiechnęła się do Nightfalla, a i nawet mrugnęła… gdy zaś już byli na miejscu, popchnęła sprzedawczynię w kierunku podłogi, a potem nawet przytknęła jej twarz do spodni mężczyzny.
- No już, zabieraj się do roboty, jeśli życie Ci miłe - Powiedziała Isabell, jednocześnie wychylając się odrobinę w przód, i całując namiętnie swojego kochanka. Zielonowłosa wzdychnęła niby przerażona, po czym wyswobodziła męskość Nighta ze spodni… i od razu przystąpiła do łapczywego zaspokajania swego “oprawcy”. Młode dziewczę z kolei podwinęło nieco poły swej spódniczki… i kolejna męskość wylądowała na ramieniu sprzedawczyni, na co ta aż zadrżała z podniecenia.

Mężczyzna z wyrazem błogości na twarzy pozwalał kobiecie bawić się swoim twardniejącym kutasem, co jakiś czas przyciągając ją mocniej do siebie i patrząc z perwersyjną satysfakcją jak dławi się i kaszle, nie mogąc złapać oddechu. Chwycił kobietę za włosy i odciągnął od rozpiętych spodni. Pochylił się nieznacznie.
- Kim jest nasza mała dziewczynka? - zapytał ekspedientkę niemal z czułością, głaszcząc jej zieloną czuprynę. - No, przyznaj się? Powiedz, jestem małą, wiecznie niezaspokojoną kurewką! - rozkazał jej drapieżnie. - A teraz jeszcze raz, z Isabell w ustach! - pchnął jej głowę z stronę blondyny...

~*~*~

Cała trójka miała niezwykle zadowolone miny, kabinę zaś należało koniecznie wysprzątać. Zielonowłosa sprzedawczyni z kolei przebrała zniszczony strój, nie mając chyba ani trochę za złe, takiego potraktowania jej ubrania. Nightfall i Isabell otrzymali również bonus 20% na zakupy i… namiary na przyszłość do Valentine, ich seksualnej zabaweczki. Po uregulowaniu rachunku, i w nowych już strojach, parka opuściła w końcu sklep.

Night na moment mógł wejść w skórę tych parek kryminalistów, o których czasami słyszało się historie. Najczęściej mocno romantycznie podkolorowane, aby się lepiej sprzedawały. Przyznał, że dokonywanie przestępstw razem z ukochaną jest ekscytujące i można się od niezdrowego przekraczania granic uzależnić. Trochę mu ulżyło, że skończyło się tylko tak. Równie dobrze Val mogła wezwać służby i właśnie spędzałby wątpliwie miłe chwile w areszcie, w oczekiwaniu na rozprawę. Dali się ponieść, ale kusiło go, wciąż kusiło, aby wybrać się kiedyś z Isabell w podróż po galaktyce, rabując banki, zabijając przypadkowych ludzi i ginąc w ostatecznym starciu przeciw obławie.
- Kocham cię - powiedział do dziewczyny ciesząc się, że nic takiego nie miało miejsca, że jest tu przy nim, że są wolni i mogą iść gdzie tylko zechcą. - To co? Zaniesiemy zakupy na statek i pójdziemy potańczyć? Czy masz ochotę na coś innego? - wtulił się w jej szyję, nie chciał być kontrolującym macho.

- Ja też Cię kocham skarbie - Isabell pogładziła dłonią jego kark, po czym wyraźnie się ożywiła - Potańczyć? O tak, bardzo! Chodźmy natychmiast, wyślemy jakiegoś kuriera z paczkami do statku...

Spojrzał na nią ciepło. - Chodźmy - porwał dziewczynę za dłoń i ruszył z miejsca, tam, gdzie w zasobach sieciowych wygrzebał lokalizację klubów tanecznych. Początkowy entuzjazm uchodził z niego, gdy okazywało się, że są to przeważnie wielkie, kilku platformowe obiekty z hałaśliwą, monotonną muzyką, niosącą się z dala pogłosem ciężkiego basu. Zrezygnowany był już gotowy zdecydować się na podobny przybytek, gdy w pewnym momencie przemierzając labirynt stacji zbłądzili w jedną z bocznych uliczek. Mijając przeszkolone drzwi, mężczyzna wychwycił przyjemny rytm. Coś co lubił i znał. Odwrócił głowę, przenosząc wzrok na Iss i wydało mu się, że ona chyba również.

[MEDIA]http://laurent.harduin.free.fr/RM/episode2_liftpassage_lit.gif[/MEDIA]

Drzwi otworzyły się ze skrzypieniem zawiasów, ukazując wnętrze lokalu. Okrągłe stoliki upchnięte przy ścianach, wysoka lada z rzędem barowych krzeseł. Podest niewielkiej sceny i wyjątkowo dużo wolnego miejsca na środku. Jakby wszystko tutaj krążyło wokół parkietu, stanowiło tło i znajdowało się tylko dlatego, bo tak wypadało. Dominował brąz drewnopodobnych wykończeń. Jakże odmienny wystrój od tego co Nightfall zobaczył ostatnim razem. Czujnikami też widać mało kto się przejmował. Dym papierosów unosił się wokół lamp, mieszając z zapachami dębu i kawy. Nieliczni bywalcy siedzieli zajęci swoimi sprawami, tylko początkowo zwracając uwagę na nowo przybyłych. Szukali w nich może znajomych twarzy. Rozczarowani wracali do przerwanych rozmów, wypełnionych brunatnym płynem szklanek, śledzenia prasy. Zdawało się, że lokal ożywa o określonych godzinach, znanych tylko wtajemniczonym. Strzelcowi to wcale nie przeszkadzało. Miał tu wszystko czego potrzebował. Na scenie muzyczny zespół przeprowadzał próbę, korzystając z kameralnego grona, szlifowali nowe aranżacje. Nightfall zostawił Isabell przy wejściu, w paru krokach znalazł się na środku sali, zerwał z głowy kapelusz i odrzucił na pobliski wieszak. Stał naprężony, trzymając ramiona w niewielkiej odległości od tułowia. Wpatrzony w bok, w sobie tylko widoczny punkt.

Night ruszył samotnie w tan… i od razu się skompromitował, zaczynając nie tą nogą i myląc kroki. Goście przy stolikach spojrzeli na niego kręcą z niedowierzaniem głowami, Isabell z kolei stała właściwie to w małym szoku, patrząc co też jej kochanie wyprawia.

[MEDIA]http://images76.fotosik.pl/774/42c1ad947ad13f23med.jpg[/MEDIA]

W końcu jednak coś zaczęło mężczyźnie wychodzić i tańczył jak należało (kryt!), a kilka osób przytaknęło z aprobatą. Jasnowłosa z kolei przestała być zawstydzona, a na jej twarzy pojawiła się radość. Tak dawno nie tańczył klasyka, że pozapominał większość elementów, a i wyczucie rytmu nieco u niego siadło. Nic sobie nie robiąc z zażenowanych spojrzeń publiki, rozkręcał się, bawiąc w najlepsze. Enrosque, lapiz, planeo, kiedyś był w tym niezły, a i teraz z satysfakcją stwierdził, że jeszcze całkiem nie zardzewiał. Z łobuzerskim uśmiechem porwał wzbraniającą się Isabell ze sobą. I choć bardziej pasowały by tutaj wymiany długich spojrzeń i gra namiętności, nie potrafił ukryć chłopięcej wręcz radości. Obrócił dziewczynę w półksiężycu, wyniósł w górę i zakończył efektownym corte.

- Lepiej nie psujmy już dobrego wrażenia - wyszeptał do blondyny, lekko zdyszany. - I chodźmy tam, gdzie wcale nie trzeba pamiętać kroków - wesoło do niej mrugnął.

 

Ostatnio edytowane przez Cai : 29-07-2016 o 17:19.
Cai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172