Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-04-2017, 22:13   #161
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Nightfall wystrzelił w nadbiegającego przeciwnika, trafiając go w tors, po czym palec strzelca nacisnął jeszcze raz spust, poprawiając kolejną wiązką plazmy. Rozpędzony gość, ugodzony dwa razy, impetem niemal wpadł na strzelca… niemal, ponieważ zaległ jak długi na podłodze, szurając po niej bezwładnie nawet i dwa metry. O jednego mniej.

Fenn zranił strzałem w bok Blorelin, walącego do osiłka schowanego za przewróconym stołem bilardowym, będącym w tej chwili osłoną tego drugiego, i kapitan załogi Fenixa, leżącą bezwładnie obok niego. Kobieta chyba martwa, a szkoda, nie miał okazji nawet jej poznać…

Becky ostrzelała niecelnie tego samego typka, pędząc do Bixa, do Leeny, chowając się za prowizoryczną osłoną.

Lecący korytarzem Rhieff zniknął w końcu gdzieś za kolejnym zakrętem, wywołując wściekłość u Nighta. Nie tak miało się to wszystko skończyć, nie tak…

Sam Bix pochwycił stół bilardowy, po czym z nim w łapach, niczym wielką tarczą, popędził na wroga, taranując go owym przedmiotem, a na końcu nawet rzucając owym stołem na zbrojnego, robiąc z niego miazgę.

Blorelin walczący wręcz z dwoma miejscowymi zarobił kilka solidnych razów. Nie miał raczej szans w bezpośredniej walce wręcz z dwoma mężczyznami, a po chwili dołączył i do obrońców trzeci. Przyduszono napastnika, tłuczono go bez litości, przygniatano, wykręcano ręce, obijano mordę… miał naprawdę ciężko.

Ostatni, zraniony już wcześniej agresor bazy Crazass’a, strzelił do biegnącej pilotki, na szczęście jednak niecelnie. Klęcząca przy Leenie, odpowiedziała ogniem, trafiając go w pachwinę. Typek jęknął, po czym przewrócił się bez ładu i składu, przywalając głową w pobliski stół. Zdecydowanie był jednak martwy.

To był koniec.

Naprawdę? Strzały umilkły, wrogowie zostali pokonani, ich przywódca uciekał w jasną cholerę. W “Salce” zrobiło się spore zamieszanie, ex-zakładnicy rzucili się we wszystkie strony, zajmując wieloma czynnościami, rozległy się krzyki, szlochy, nawoływania, udzielanie pomocy rannym, przejmowanie broni po pokonanych…

Nightfall chciał rzucić się w pogoń za Rhieffem, dopaść bydlę i należycie potraktować, jednak powstrzymał go wśród tego całego zgiełku pewien istotny fakt, dobiegający z wnętrza wspólnego pomieszczenia.

***

Po pierwsze, wpadł do niego w końcu zziajany Bullit, i ledwie go towarzystwo zobaczyło, natychmiast rozległy się nawoływania, by zajął się Leeną. Ktoś z miejscowych pobiegł za ladę baru odkrywając w fatalnym stanie Najilę. Pobitą i zgwałconą Vordankę, czego dokonano niemal na oczach zakładników. Odkryto jednak i jeszcze coś. Coś, co wprawiło właśnie Nightfalla w odrętwienie.

- Ej, tu leży jeszcze jedna dziewczyna!
- Cholera jasna, źle z nią!



Night wszedł do pomieszczenia o miękkich nogach. Poraniony i zakrwawiony na całym ciele, dymiący nawet po tym wszystkim co przeżył, ruszył niepewnym krokiem w kierunku baru, z sercem podchodzącym do gardła. Domyślał się już prawdy… niedbale odrzucił swój kask w bok.

Każdy krok, stawiany przez mężczyznę, wydawał się jemu wiecznością, każdy pokonany metr trwał zbyt długo. W końcu ją zobaczył. Leżała na podłodze, oparta plecami o boczną ścianę baru. Z dużą dziurą tam gdzie serce, cała blada i zakrwawiona, spoglądająca na niego wzrokiem pełnym strachu.

Ugięły się pod nim nogi.
- Nie, proszę nie, proszę... nie… - Wychrypiał, padając przed Isabell na kolana. Odepchnął dobrych samarytan, drżącą dłonią odgarniając włosy z jej twarzy. Wszędzie krew, wszędzie ten okropny szkarłat.

Oddychała powoli, choć przeciągle. Spojrzała na niego, nie poruszając się o milimetr i łzy spłynęły po jej policzkach. Zdawało mu się, że się uśmiechnęła. Chyba nie potrafiła się poruszyć. Dziura w jej torsie przerażała swymi rozmiarami, a krew… krew była wszędzie. Night był przerażony tym widokiem. Oboje próbowali coś powiedzieć, jednak nie potrafili.

Oboje spoglądali sobie głęboko w oczy, póki te od Isabell nie wywróciły się białkami do góry.

Umarła.

Zdawało mu się, iż znajduje się w innym świecie. Wygłuszony, nieobecny. Nie docierały do niego bodźce rzeczywistości. Został odepchnięty w bok, przewracając się już całkowicie na podłogę. Miejscowy mężczyzna i kobieta ułożyli Isabell na podłodze, rozpięli jej kombinezon próżniowy, zdarli zakrwawiony podkoszulek z jej bladego ciała, rozpoczęli reanimację.

Skołowany omiótł wzrokiem otoczenie.

Bullit, udzielający podobnej pomocy Leenie, wbijający kapitan prosto w serce strzykawkę. Fenn, z karabinem w dłoniach, spoglądający zmęczonym wzrokiem na Nighta. Becky, pomagająca Docowi. Bix zaciskający piąchy w bezradności, biegający ludzie wokół.

Jeden cios otwartą w twarz. Drugi.
- Będzie żyła - Dotarło w końcu do niego. Miejscowa powtórzyła zdanie, a jego umysł w końcu wrócił na miejsce - Będzie żyła! - Powiedziała kobieta, szarpiąc Nighta za tors. Ale on wiedział, że dla Isabell, to nie będzie takie samo życie jak wcześniej, nie po takiej ranie. Zbyt wiele widział, zbyt wiele przeżył. To było takie nierealne…

~

- Baza odbita z rąk najeźdźców! - Ktoś darł się w panel na ścianie, co równocześnie rozległo się w głośnikach zamontowanych w każdym pomieszczeniu.
- Potwierdzam! Przejęliśmy Centrum Dowodzenia! - Dołączył kolejny głos.
- Wszyscy zdolni do walki, wrogowie uciekają! Powtarzam…

...

- Daj… mi… Chemical... Energize… sukinsynu… - Wyszeptała Leena.

Doc wbił w jej ciało kolejną strzykawkę, a twarz Leeny wykrzywił grymas bólu. Kapitan zaczęła po chwili oddychać przyspieszonym tempem, gdy narkotyk rozszedł się po jej ciele. Wyciągnęła w górę drżącą dłoń, którą złapał Bix, stawiając Leenę na nogi.

Z podbitym okiem, rozkwaszonym nosem, ustami w kąciku których zalegała krew, Kapitan spojrzała na jedynego Blorelin, który przeżył te całe gówno. Skinieniem dłoni przywołała go do siebie, co natychmiast wziął w swoje łapy Bix, przejmując jeńca od miejscowych.
- Gadaj - Warknęła Leena, podtrzymywana przez Doca i Becky.

Fioletowoskóry nie chciał jednak gadać.

W “Salce” pojawiła się Vis, omiatając pomieszczenie wzrokiem wymieniła zmęczone spojrzenia z Kapitan. Darakance znowu zrobiło sią zimno, a zapach spalonych ciał, krwi i widok trupów przyprawił ją o dreszcze. Objęła samą siebie, lekko się trzęsąc i będąc bliską płaczu. Leena wciąż się w nią wpatrywała… Leena chyba widziała TO w oczach Vis, domyśliła się, zrozumiała.


- Gadaj skurwielu!! - Krzyknęła wściekła Hasal, łapiąc pokancerowanego Blorelin lewą dłonią za fraki, i przyciągając do siebie, podczas gdy jej prawy wylądował na mordzie wroga.
- Co. To. Wszystko. Jest. - Za każdym słowem jej pięść spotykała się z jego twarzą.
- Jesteście… wrogami… Unii… - Powiedział w końcu bity jeniec - Żywi… lub martwi…
- Jak?! Dlaczego?!
- Ryknęła Leena, a pieprzony Blorelin roześmiał się jednak na całego swoją zmasakrowaną gębą.
- Wszyscy zginiecie… mamy… bombę… - Wychrypiał.
- Jaką bombę?! Gdzie?! - Wrzeszczała Kapitan. Okładała go dalej. Raz za razem, pięścią w twarz, wśród głuchego dźwięku obijanej czaszki, pięści uderzającej o kości Blorelin, przemieniając jego facjatę w istną papkę… samo w sobie, poza faktem, iż było to niezwykle brutalne i obrzydliwe, jakim sposobem ta kobieta miała taką siłę, taką odporność pięści, swych kości, by dokonać czegoś w tym stylu?

Blorelin ze masakrowaną twarzą zwiotczał w łapach Bixa, który w końcu go puścił. Wróg zaległ martwy na podłodze, z czaszką wgniecioną do wewnątrz. Zielona jucha z chyba jakimiś płynami mózgowymi rozlała się po posadzce… Leena straciła nad sobą kontrolę i zatłukła sukinsyna, nim zdołał na cokolwiek jeszcze odpowiedzieć.

Vis, ze łzami w oczach, zrobiła się jeszcze bledszą na słowa o bombie. Przypomniało jej się bowiem coś, co widziała podczas całego tego burdelu związanego z atakiem na bazę ich martwego gospodarza. Przejęty Bullit podbiegł do chwiejącej się na nogach Darakanki...


.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 30-04-2017, 19:51   #162
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Patrzył się spokojnie na biedną Najilę. Spokojnie ale z obrzydzeniem i nienawiścią w oczach.
- Wiesz czego nie lubię bardziej od ciepłego hyrgolu i zimnych kobiet? - Fenn odezwał się… chyba do Nighta. - Gwałcicieli.
Odwrócił się na pięcie i podszedł do jednego z interkomów.
- Nie wiem jak wy - odezwał się do mikrofonu - Ale ja tym skurwielom tak łatwo nie odpuszczę. Mało tego że najechali nas tak podstępnie, zniszczyli naszą własność, zabili Craza, to jeszcze zgwałcili naszych bliskich. Puścicie to im płazem? Idę pożegnać się z nimi, jak ktoś się chce dołączyć byłoby miło. Hełm - ruszył przez lewe wyjście w stronę głównego hangaru nie oglądając się za siebie.

Jeszcze przed chwilą Becky tamowała krwawienie nieprzytomnej Leeny, mając nadzieję że jej przyjaciółka wyliże się ze swojego stanu krytycznego i przeżyje. Teraz jednak, własnymi rękami rozwaliła czaszkę jednego z Blorelin, niczym młotek uderzający w orzech. Cokolwiek więc podał jej Bullit, musiał to być naprawdę mocny towar. Zbir dostał za swoje i zostały z niego tylko krwawe szczątki.
- Już po wszystkim... Spokojnie... Nie przemęczaj się. - Becky starała się uspokoić Leenę, na tym etapie już nie tyle ją podtrzymując, co raczej przytulając się do niej.
Owszem, słyszała krótą przemowę... tego gościa który pomagał im w walce stając obok Nighta, ale nie mogła tak rzucić wszystkiego i iść... Chciała, ale Leena miała pierwszeństwo.

- Ona na to nie zasłużyła. Ze wszystkich, ona najmniej - Nightfall wyłączył się na otoczenie, nie reagował na żadne bodźce, jakby znajdował w innym świecie. Nie odstępując Isabell na krok, drżącymi ustami wyrzucał z siebie słowa. Niewyraźne, ciche, czasami przechodzące w krzyk. Zakrwawioną dłoń trzymał na jej bladym policzku.
- Dlaczego nigdy nie słuchasz? Prosiłem, prosiłem byś znalazła bezpieczne schronienie. Dlaczego... Do diabła z tą stacją, okolicznymi planetami, ze wszystkim. Zabije ich. Nie zasługują by istnieć. Trzeba ich zabić, wyczyścić, wymazać. Tylko z popiołów i zgliszczy może narodzić się nowy, lepszy świat, bo ten jest już stracony.
Kiwał się w przód i w tył, jak obłąkany.
- Wróg Unii... tak ładnie prosicie. Pokaże wam czym jest terror. Odbiorę wszystko co kochacie, wszystko na czym wam zależy.
Mężczyzna patrzył w ścianę pustym wzrokiem, bardziej skupiony na wizjach, które roztaczał przed nim ogarnięty rozpaczą umysł.

Vis trzymała się już tylko resztkami woli. Czuła że zaraz się rozpadnie na tysiące drobnych kawałeczków i że się po tym nie pozbiera. Z tego też powodu cofnęła się do tyłu gdy Doc się do niej zbliżył, kręcąc przy tym głową. Nie chciała dotyku, nie chciała pocieszeń, nie chciała troski… Nie teraz, jeszcze nie, jeszcze chwileczkę…
- Bomba… - zaczęła tak cicho, że chyba tylko doktorek miał szansę ją usłyszeć. - Bomba! Wiem gdzie może być! - krzyknęła, chociaż głos się jej nieco załamał i nie wyszło to tak alarmująco jak powinno. Raczej histerycznie, co jednak nie obeszło Darakanki. Jeszcze nie… Najpierw trzeba było rozbroić bombę, bo to musiała być bomba… Co innego mogło się znajdować w tej skrzyni?

Doc jednak spokojnie podszedł do niej i spytał ostrożnie.-Gdzie? Mogłabyś ją rozbroić?
Bulllit chciał ją pochwycić i przede wszystkim podtrzymać, bo miał wrażenie że zaraz się przewróci. Ogólnie wszystko szło źle. Dziewczyna Nighta zginęła, Unia zrobiła z nich swoich wrogów numer jeden. Nightowi zaczynało odbijać, a Dave… nie był typem mściciela i terrorysty. Owszem, miał ochotę posłać wszystkich Blorelinów w bazie do wszystkich diabłów, ale… masakrować kolejne planety Unii w imię zemsty? To nie dla niego.

- Nie widziałam jej, nie wiem jaki to rodzaj - odpowiedziała, już się nie cofając. Miała robotę do wykonania. Tak, to był dobry środek, musi się na tym skupić…
- Jest… Wydaje mi się, że jest w magazynie przy hangarze. Oni… Oni wnieśli tam skrzynię i zostawili. Widziałam ich zanim… - Lecz tu głos się jej urwał i tylko pokręciła gwałtownie głową. To nie było teraz istotne, liczyła się robota, zadanie…
- Musimy tam iść - pisnęła, bo gardło się jej tak jakoś dziwnie zacisnęło. Próbowała jednak brzmieć stanowczo i nawet dołożyła wysiłku by zetrzeć łzy, które uporczywie nie chciały przestać płynąć.
- No to nie traćmy czasu.- Doc podał dziewczynie dłoń i rzekł do Nighta.- Robota czeka, trzeba asystować Vis przy rozbrajaniu. I osłaniać w razie kłopotów.
Po czym dodał do Bixa.- A ty pilnuj Leeny.

Leena spojrzała na Bullita mrużąc oczy. W sumie ledwie trzymała się na nogach, jednak…
- Sam się pilnuj - Powiedziała szczerząc do niego zęby, po czym dodała:
- Idziemy tam, Vis prowadź… ktoś jednak powinien zostać przy Isabell - Kapitan spojrzała najpierw na leżącą na podłodze Macolitkę, a później na Becky.

- Ja? - spytała dla uzyskania potwierdzenia Becky i w odpowiedzi pokręciła przecząco głową. - Nie, idę z wami. Nasi gospodarze mogą się tu zabarykadować, a z odziedziczoną po baranach bronią to już w ogóle - powiedziała, spoglądając na obecnych w sali zakładników.

Bix z powrotem miał w garści swoją mega-spluwę. I półcygaro w zębach.
- Niech no tylko który spróbuje fiknąć do kapitan, to będzie gorzko żałował że się urodził.
- Weź ją na plecy… omal nie wyzionęła ducha, więc nie powinna się przemęczać.- stwierdził stanowczo Bullit.

- Racja. Przepraszam kapitanie, ale jak chodzi o zdrowie, Doc ma pierwsze zdanie - zmieszany Bix zarzucił na plecy bynajmniej nie Kapitan a mechową spluwę i delikatnie wziął na ręce szefową.
- Bix wielkoludzie, ja chodzić jeszcze umiem! - Obruszyła się Leena… a “Młot” wyczuł pod swoją łapą obejmującą ciało Kapitan krew…

Vis skinęła głową w odpowiedzi pani kapitan i nieco mocniej zacisnęła palce na dłoni doktorka. Da radę, pewnie że da…
- Po drodze widziałam grupkę, która próbowała dostać się do hangaru - poinformowała, raźniej już nieco. - Śluzy zablokowałam więc nie przejdą, ale mogą chcieć spróbować od strony magazynu - dodała, bo informacja ta mogła być bardzo istotna. Zaraz też ruszyła w stronę wspomnianego pomieszczenia, bo nie wiedzieli wszak ile czasu mają, a ona już na pewno nie wiedziała ile jej zajmie rozbrojenie bomby. O ile da rade to zrobić…
- Chodzić możesz, ale nie powinnaś… albo pozwolisz się nieść Bixowi, albo dostaniesz takie środki przeciwbólowe, że ululają cię na 24 godziny.- zagroził Dave tracąc do Leeny cierpliwość. To nie był czas na kozaczenie. Wszystkim się ta walka dała we znaki.

Fenn’Suzh w tym czasie kierował już się korytarzem do śluzy przy magazynie, dlatego nie słyszał całej dyskusji… która zresztą i tak go nie interesowała, chociaż gdyby wiedział że mowa o bombie to może jednak zwróciłby na nią uwagę. Jednak nie zdążył o tym usłyszeć, ani nawet obejrzeć całego zajścia z Leeną i “terrorystą”.
Zatrzymał się przy wejściu w korytarz prowadzący do śluzy i wystawił zza niego lufę karabinu, a HUD w hełmie pokazał mu jak wyglądała tam sytuacja. Dopiero teraz też rozejrzał się czy ma jakieś wsparcie.

- Lepiej by to miejsce stało się moim grobowcem. Zasuńcie wieko i odlatujcie - Nightfall majaczył, tuląc do siebie nieruchome ciało Iss. - Nie pozwólcie, by demony wydostały się na zewnątrz. Nikt nie będzie bezpieczny.
Trwał w milczeniu długą chwilę, w końcu wydało się, że doszedł już siebie, ułożył delikatnie ukochaną na podłodze i uniósł się z kolan. Tylko to szalone spojrzenie rozbieganych oczu, przemieszczające się po sylwetce Becky, nie opuszczające jej jednak, ani na mrugnięcie i chwiejny krok, którym powoli się do niej zbliżał. Z ręką wyciągniętą przed siebie, jakby chciał ją chwycić za gardło, ścisnąć i pozbawić oddechu. Patrzeć, jak uchodzi z niej życie.
- Dlaczego nie zostałyście na powierzchni? Prosiłem, by trzymać się z daleka. Po co ją tu przyprowadziłaś?! Po co? Jesteś winna - strzelec wydał ponury osąd.

- Sama chciała. Była zdecydowana żeby pomóc niż siedzieć bezczynnie, a żołnierz jak ty powinien to chyba rozumieć - odpowiedziała zdecydowanie Becky, po czym spojrzała na Leenę. - Jest jeszcze jedna sprawa. Ich statek wylądował nad hangarem i blokuje wylot. Lepiej byłoby go przejąć, niż pozwolić im odlecieć. Mogliby ostrzelać bazę.
- Pomóc... o tak pomogła - Night przejechał Becky dłonią po szyi, rozmazując pod nią krwawy ślad. Chwycił pilotkę za kołnierz skafandra i przyciągnął bliżej siebie.
- Zaakceptować prawdę, którą tak długo starałem się negować. Też ją widzisz? - wykrztusił przez zaciśnięte zęby.
Pochylony tuż nad ramieniem, z ustami przy uchu dziewczyny, brudził jej ubranie czerwienią, która spływała wąskimi strumieniami z poharatanej twarzy. Odrywała się od skóry i pozostawiała na podłodze plamy o poszarpanych brzegach. Mężczyzna przymknął powieki.


- Nie można być bezczynnym, gdy wciąż trzeba zdeptać tak wiele robactwa. Chce usłyszeć chrzęst skorupy, gdy miękkie pod naciskiem buta wypływa na wierzch przez najmniejsze szczeliny. A ty… jeszcze się przydasz - w kilku słabo skoordynowanych ruchach przyklepał potargany wcześniej materiał, odwrócił i rozglądał w poszukiwaniu wyjścia.
A gdy mężczyzna był odwrócony do niej plecami, Becky spojrzała na resztę towarzyszy z wyraźną miną “wtf”, będącą w dużej mierze sumą zaskoczenia, niedowierzania i oczywiście kpiny. Pokazała Nighta palcem wskazującym, a następnie zakręciła nim dwa kółka dookoła swojej srkoni, otwierając przy tym szeroko oczy i składając usta jakby wymawiała słowo: “ku ku”... aby na koniec zwyczajnie machnąć na niego ręką. Jej zdaniem najwidoczniej oberwało mu się bardziej niż to przewidywał i hełm chyba mu się nie sprawdził jak powinien.
 
Raist2 jest offline  
Stary 02-05-2017, 21:22   #163
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Fenn ruszył w kierunku głównego hangaru, ostrożnie skradając się korytarzami bazy. Po drodze do śluzy nie napotkał, czy nie usłyszał, nikogo. W najbliższej okolicy panowała cisza, ani śladu po parszywych napastnikach. Dotarł w końcu do śluzy personalnej, prowadzącej do hangaru i… nie był w stanie z niej skorzystać. Została zablokowana nowym kodem, którego nie znał, i powstrzymało go to przed dalszą drogą. Nie był w stanie zrobić nic sensownego, co mogłoby ją odblokować. Zwyczajny kod nie był akceptowany, on sam z kolei nie miał ani umiejętności, ani sprzętu, by bawić się w hakowanie. Siłowo również nic by nie wskórał, grodzie były solidne, i nawet jakby miał porządny granat i tak by niewiele zdziałał…

- Hej Fenn, tu Alex. Jestem z bratem i Shildem w Centrum Dowodzenia, nikogo więcej nie widzieliśmy, mamy do Ciebie dołączyć, czy lepiej pilnować centrum i okolic? - Odezwał się w Unicomie Alex Paddock.

***

Załoga Fenixa ruszyła do magazynu, prowadzona przez Nighta, poruszającego się dosyć szybko, choć profesjonalnie. Szybkie wyjrzenie zza rogu karabinem podłączonym pod HUD, czysto, ruszył dalej. W miarę ciche kroki, spięty i gotowy, przemierzał korytarze szukając swych ofiar...

W magazynie było “czysto”. Brak parszywych gnid Blorelin.

Duże wrota, prowadzące jednak z magazynu wprost do głównego hangaru były zamknięte, i ani drgnęły. Na nic zdało się walenie w panel na ścianie, były zawarte w cholerę i tyle. Czyżby ktoś się tu przy nich bawił, specjalnie je blokując?

- To gdzie ta bomba?? - Spytało niemal na raz, chyba ze trzech załogantów Fenixa.

Vis wskazała w milczeniu palcem jedną z kilku dużych skrzyń, które stały w dosyć dużym nieładzie.
- Dajcie tu tą skrzynię, Bix, postaw mnie - Powiedziała zmęczona Leena.

Doc na razie nie interesował się skrzynią, trzymając railguna w dłoniach rozglądał się za potencjalnym zagrożeniem.

W przeciwieństwie do Vis, która od razu do skrzyni ruszyła. Póki co nie myślała o tym by podawać nowy kod do wrót, a jedynie o tym by sprawdzić z czym ma do czynienia i czy uda się jej rozbroić ładunek zanim będzie za późno. Po prawdzie także, zwyczajnie nie chciała by zostały otwarte, chociaż zdawała sobie sprawę, że kiedyś tak właśnie będzie musiało się stać. Póki co jednak jej uwaga skupiła się w pełni na skrzyni, bo w ten sposób łatwiej jej było zapanować nad emocjami. Podeszła i sprawdziła ją dokładnie, centymetr po centymetrze, sprawdzając czy bezpieczne będzie podniesienie wieka, czy też skończy się całkiem ładnym “bum” i wszystkie problemy zebranych w bazie osób przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie.

Night spoglądał krytycznie na obiekt fascynacji Vis. Nie podobał mu się. Skrzynia była zbyt mała i nawet jeśli kryła w sobie atom, może starczyłaby do zniszczenia podrzędnego, średniej wielkości miasta. Choć zawsze trzeba od czegoś zacząć. Na początek niewielkie kroki. Również podszedł bliżej i położył rękę na wieku, niemal pieszczotliwie.
- Warto było ją przejąć.

Becky tymczasem, nie mogąc otworzyć wrót do hangaru, zaczęła rozglądać się uważnie po pomieszczeniu. Byli w magazynie! Osobiście, bardziej niż na cenne, miała nadzieję na przydatne w ich obecnej sytuacji graty... ale najlepszego nie trzeba było szukać, gdyż zaparkowany był na widoku.


Nie tracąc czasu, pilotka wskoczyła do pojazdu, mając nadzieję zapoznać się ze sterowaniem i oczywiście ożywić maszynę, aby móc zrobić z niej dobry użytek.

- Aye aye Kapitanie, dawać skrzynię - Bix delikatnie postawił Leenę na ziemi i ruszył w kierunku wybuchowego pakunku - I co, podrzucimy im to gówno na statek? Byłby ubaw, jakby jebło!

Duża, podłużna skrzynia, w której mógł się zmieścić dorosły osobnik (i tak w rzeczywistości w pozostałych przypadkach było), po oględzinach Vis, z zewnątrz nie wyglądała na zabezpieczoną jakimiś pułapkami… była za to zabezpieczona przez otwarciem kodem na małym panelu.
- Otworzysz? - Spytała Darakankę Leena - Dasz radę Vis! - Uśmiechnęła się do niej lekko opuchniętą wargą pani kapitan.

Vis wzięła głęboki oddech, po czym sięgnęła po swój mini-comp, podłączyła go pod panel skrzyni…. i się nie udało. Nie złamała kodu.
- Spokojnie Vis, dasz radę... - Leena położyła swoją prawą dłoń na ramieniu dziewczyny, dodając jej otuchy. Dłoń kapitan była pokaleczona i zakrwawiona, a zdarte kostki… prześwitywały metalem.

Kolejna próba zakończyła się pełnym sukcesem, i wieka odskoczyły automatycznie.
- To co, otwieramy? - Mruknęła Leena. Vis zerknęła w szczelinę, i nie widząc nic podejrzanego, otwarła w końcu skrzynię. Oczom najbliżej znajdujących się osób, ukazała się zawartość.


Bomba atomowa. I zegar tykał. Zostało 2:47 na liczniku…

- Ktoś tu miał wyraźnie potrzebę udowodnienia sobie rozmiaru…- Doc jakoś nie wydawał się zbyt przerażony tym co widział. Bo i w sumie… taka bomba czy inna. Co za różnica, od jakiej się ginie. Niemniej bandyci lubili przesadę.

Żadnej plątaniny drutów, jak w bombach, z którymi miał przeważnie kontakt w czasie kariery u niebieskich. Czysta sprawa. Włącz, wyłącz, z ewentualnym wcześniejszym podaniem kodu dostępu, a że łamanie kodów najlepiej strzelcowi wychodziło przy użyciu kolby, wbijanej w klawiaturę tak długo, aż wylecą z niej wszystkie przyciski... Postanowił spędzić ostatnie dwie minuty życia, czytając oznaczenia producenta głowicy. Bomba atomowa nie była czymś co dało się kupić w pierwszym lepszym sklepie. Obstawiał, że pochodzi z Unii, Military Tek, albo inny ukochany przez rząd dostawca.
- Spróbujcie 12345, wątpię, by półmózg jak Rieff był w stanie wymyślić coś bardziej skomplikowanego - sarknął z pogardą.
- To w końcu przenosić to gdzieś czy nie - niecierpliwił się Młotek, któremu najwyraźniej bezczynność przeszkadzała - Serio mówię, zatargałbym to na ich krypę...

- Bix... - Syknęła Leena - Wrogi statek parkuje NAD hangarem, nad naszą łajbą, jakieś 30 metrów w górę. Dasz radę tym gównem tam wysoko dorzucić? I jakimś cudownym sposobem przyklei się to do ich kadłuba? Albo nie… dasz radę tym trafić do ich otwartej ładowni? - Dłonie Hasal zbielały, gdy zaciskała je mocno na brzegu skrzyni. Znów błysnął metal przezierający przez skórę kobiety.
- Night chciał ponoć zgładzić wszelkie gnidy, a grodzie do hangaru zamknięte… zrób może użytek z tej armaty co ją nosisz i otwórz mu do nich drogę? - Leena spojrzała surowo na “Młotka”.

Vis wpatrywała się w bombę, próbując być głucha na toczące się wokoło rozmowy. Dotyk Leeny nie do końca pomagał, ale od tego też się odcięła. Nie mogła tracić koncentracji bo wszyscy umrą i te sukinkoty wygrają tak czy inaczej. Słysząc jednak ostatnie słowa pani kapitan, syknęła gniewnie.
- Po prostu je otwórzcie skoro musicie - warknęła, co chyba się jej pierwszy raz zdarzyło, po czym podała im kod dostępu do wrót. - Potrzebuję rozkręcić obudowę - dodała już spokojniej, nie zwracając się przy tym do nikogo konkretnego. - Hakowanie nie wchodzi w grę, trzeba wszystko zrobić manulanie. Buillt, będę potrzebować twoich dłoni - zwróciła się do doktorka, bo kto jak kto, ale on miał tu chyba najpewniejsze ręce, a wolała nie ryzykować z rdzeniem, nie w obecnym stanie emocjonalnym, który co chwilę wymykał się jej spod kontroli. Nie czekając na odpowiedź sięgnęła do kieszonki przy pasie by wydobyć z niej potrzebne narzędzia. Skorzystała z pomocy Leeny i zabrała za pierwszą fazę rozbrajania, czyli zdjęcie obudowy.

Becky jednak nie odpaliła pojazdu. Mogła, ale ślepa nie była i zorientowała się co robi Vis, więc nie chciała jej przeszkadzać warkoczącym silnikiem. Opuściła siedzenie kierowcy i podeszła dyskretnie do reszty załogi. Przeszukiwanie magazynu mogło poczekać, a tu może nauczy się czegoś nowego - w końcu jak często jest się świadkiem rozbrajania bomby atomowej?

- Ok.. co mam robić?- Doc miał już nieco wprawy w asystowaniu Darakance, bo tym się zajmował pomiędzy opieką nad nią, rozmowami i figlowaniem z nią.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 04-05-2017, 13:57   #164
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Becky rozsiadła się w wózku widłowym, mając zamiar szybko i dokładnie zapoznać się z jego sterowaniem. Maszyna miała już swoje lata, ale z pewnością była sprawna. Jak na wózek w magazynie, pojazd był duży i ciężki, dzięki czemu Becky mogłaby nawet staranować nim grodzie oddzielające ich od głównego hangaru. Najpierw jednak trzeba było zapoznać się ze sterowaniem, a kokpit wyglądał na standardowy i dość prosty w obsłudze.


Siedzenie było wygodne, a sama kabina kierowcy z pewnością hermetyczna, dzięki czemu można było nim pracować także w niesprzyjających warunkach. Nieźle.
Pilotka była przekonana że da radę zrobić z podnośnika dobry użytek. Mogła go odpalić i wypróbować, z czego jednak w końcu zrezygnowała aby nie przeszkadzać w rozbrajaniu bomby. Wysiadła, aby dołączyć do ich "saperów".


- Ok.. co mam robić? - Doc miał już nieco wprawy w asystowaniu Darakance, bo tym się zajmował pomiędzy opieką nad nią, rozmowami i figlowaniem z nią.

Vis uniosła na niego spojrzenie i nawet się delikatnie uśmiechnęła chociaż radości w tym było mniej więcej tyle co kot napłakał.
- Wyjmiesz rdzeń gdy się już do niego dostanę i potrzymasz go chwilę - poinformowała doktorka, wyjątkowo spokojnym głosem.

Becky stanęła za nimi, a Bullit zabrał się za wykonanie poleceń. Ręce mu nie drżały, bo co mogło się stać? Jeśli wybuchnie… to cóż.. są tak blisko, że nie zdążą nic poczuć przed zgonem.

2:32

Rozkręcenie nie sprawiło problemu, szczególnie że miała pomoc. Po nim należało odizolować kable, a następnie odkręcić sam rdzeń. Dla Vis świat właściwie przestał istnieć, więc nawet gdyby ktoś zaczął strzelać to pewnie by nawet nie zauważyła. Robota była delikatna, trzeba się było skupić, szczególnie przy wyjmowaniu rdzenia.
- Nie dotknij nim zewnętrznego rdzenia - poinstruowała doktorka, który za wyjmowanie wewnętrznego się zajął. Eksplozja co prawda nie byłaby tak duża jak całości ale dla tych, którzy znajdowali się w najbliższej odległości, to i tak by nie robiło różnicy.

- Ponoć? - Tryb przypuszczający zranił Nightfalla do żywego, a przynajmniej udawał, że go zabolał. - Pożyczam na nieoddanie - sięgnął do apteczki Dave'a, który zajmował się operowaniem nuka. Otworzył klapę i marszcząc czoło zaczął szperać w zawartości. Wysypał na dłoń i łyknął kilka piguł. Przygotował szprycę, której zawartość wpompował w żyłę przedramienia i automatem do zszywania przeciągnął po łuku brwiowym. Miał dosyć krwi, która zalewała mu oczodół. Reszta mogła poczekać. Uśmiechnął się drapieżnie czując jak wojskowe dragi zaczynają krążyć w organizmie. Tego mu było trzeba.
- Znajdę inną śluzę, nie będę przeszkadzał w słodkiej koncentracji - pomachał ręką w parodii ukłonu z czasów świetności broni czarnoprochowej. Widać było, że z trudem powstrzymuje niezdrowe pobudzenie. Towarzyszyły mu pękające, czerwone naczynka wokół rozszerzonych źrenic i nerwowy tik przy kąciku ust. Night opuścił pomieszczenie.
- Czas na dezynsekcję! Idę po was! - echo niosło z oddali zniekształcone słowa, zakończone chrapliwym śmiechem.

Doc trzymał dzielnie rdzeń wewnętrzny z dala od rdzenia zewnętrznego… choć na chwilę zadrżała mu ręka. Vis sprawdzała po kolei wszelkie kable, wspomagana przez Leenę.
- Negatywny… negatywny… nie… nie... - Mówiła kapitan, wraz z postępami Darakanki.

Nightfall pobiegł w długą, chcąc się dostać do hangaru inną drogą, co samo w sobie było dosyć… nielogiczne. Becky stała tylko w milczeniu za plecami Bullita i Vis przyglądając się ich poczynaniom. Zaś Bix… znudzony na całego Bix, zaczął w końcu strzelać z działka w owe grodzie, robiąc miarowo dziurę po dziurze, powolutku, coraz więcej tworząc otwór, przez który ewentualnie można było się przedostać w kierunku Fenixa... Też dość nielogiczne skoro mieli kod do otwarcia drzwi - a w dodatku hałasujące w momencie gdy niektórzy musieli się skupić, a czas uciekał:

2:26
 
Mekow jest offline  
Stary 04-05-2017, 19:51   #165
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
****

Pieprzeni piraci, pewnie już są w hangarze. Widać mają jednego czy dwóch mundrych by zablokować za sobą przejście.
Żeby rozwalić takie grodzie to musiałby pieprznąć wnie nie jakimś tam granatem który byłby jak zwykła petarda, czy wysadzić akumulator jonowy. Do tego potrzebowałby albo działa ciężkiego mecha i kilka, kilkanaście minut ciągłego ostrzału, albo jebnąć raz a dobrze z działa krążownika. A ani jednego ani drugiego nie miał. Zresztą nie widział sensu w rozwałce całkiem sprawnej śluzy. Zabawa kodami i hackowanie to znowu nie jego działka, brakowało mu do tego cierpliwości, a wiedza by konserwować własny sprzęt mu jak najbardziej wystarczyła.

- Macie jakieś działające kamery? Możecie namierzyć tych chujków gdzie i czy jeszcze tu są? Niech któryś z was do mnie dołączy, dwójka niech zostanie pilnować. Nie powinni raczej zaatakować, ale przestraszeni i zdesperowani nie są w 100% przewidywalni. Może coś kilku jeszcze odjebać.
- Czekaj… sprawdzam... - Odpowiedział Alex - Są już w głównym hangarze, uciekają na swój statek. Może do Ciebie dołączyć Shilde. Kur… Fenn, Gdzie jesteś? Kurwa! Fenn! Oni mają Lexi!! - Wydarł się na końcu Paddock.
Noż, kurwa, jeszcze tego by mu brakowało.
- Fuck. - syknął pod nosem - Jestem przy śluzie nr1. Ktoś majstrował przy kodach, nie wejdę. Sprawdźcie logi czy pozostałe też mają zmienione passy. A najlepiej sprawdźcie mi do tych.
- Leć do drugiej personalnej, te chuje tam drzwi wysadziły, albo je pocięły palnikami. My tu zdalnie nic nie otworzymy, ktoś zmienił kody dostępu! - Wyjaśnił Alex.

Przecież to im przed chwilą powiedział że są zmienione. Na broni to może się i znali, ale w sercu bazy sprawdzić passy do śluzy to już nie potrafili. Trudno.
- To spotkamy się tam z Shilde. - Fenn ruszył biegiem do drugiej śluzy.

Trochę czasu zajął mu sprint do swego celu… cennego czasu, czasu, którego nie miał. Wbiegł przez zniszczone drzwi śluzy, pierwsze, drugie, trzecie. Usłyszał w Uni Nighta, który pędził do jego pozycji, nie miał jednak chyba czasu mu odpowiedzieć. Fenn znalazł się bowiem w głównym hangarze, obserwując, jak ostatni Blorelin wyjątkowo szybko przemieszczali się w górę, ku swemu statkowi, korzystając chyba z jakiś wyciągarek, przez co z szybkim tempem poruszali się w górę na linach.

Po Lexi ani śladu, po pieprzonym szefie tych fiutów ani śladu. Został już tylko jeden kutas, który właśnie szykował się do podróży w górę, kilku innych już tam gnało, a on miał do nich jakieś 20 metrów odległości.

W końcu usłyszał nadlatującego Nighta gdzieś za swoimi plecami.

Nie miał czasu czekać na wsparcie. Widać inni mieli w dupie że ich przyjaciół poniewierano i gwałcono. Ewentualnie był kiepskim mówcą. A Shilde jest po prostu za wolny. Night jest niby dość blisko (chyba), ale też nie zdąży. To on musi działać.
Nie wiele myśląc odpalił silniki na plecach i wystrzelił niczym rakieta w stronę ostatniego “kalmara” by go pochwycić żywcem. Trzeba wydusić z niego coś przydatnego.

Pirat wylądował miękko na podłożu. Wyłączył dysze Jetpacka i zatrzymał w kilku krokach dla wytracenia prędkości. Statek Blorelin był dość spory, straty w załodze znaczne. Pewnie na automatach dało się go jeszcze pilotować, lecz kto chciałby latać czymś takim. Konstruktorzy nie mieli za grosz poczucia estetyki. Z wyglądu do chuja podobny, spuchniętego po użądleniu scaviańskiego gza. Nightfall jeszcze bardziej zapragnął wymazać obrzydlistwo, by nie psuło mu więcej widoku nieba nad powierzchnią księżyca. Otworzył serią ogień do maruderów próbujących ukryć się na pokładzie.

Rozpędzony Fenn, mknął niczym jakaś torpeda do ostatniego z Blorelin, stojącego jeszcze na podłodze hangaru, uczepionego już liny, na której miał zamiar się wciągnąć na ich pierniczony statek, i na widok owej torpedy, wydarł się wyraźnie wystraszony takim widokiem. Fenn z kolei w końcu nadleciał z rozcapierzonymi rękami, by pochwycić typka i… zarobił kopa prosto w gębę, gdy przeciwnik wyskoczył w górę, korzystając z wyciągarki.

W tym czasie Night widząc eskapady kumpla, gdyby nie cała sytuacja i humor, jaki w tej chwili miał, pewnie by parsknął śmiechem i wytykał to jeszcze kilka następnych godzin Fennowi, jednak nie tym razem. Wziął na cel mknącego w górę na linie sukinkota i wystrzelił, najpierw trafiając wroga… w jaja. Ten wrzasnął, jednak nadal pędził w górę, kolejny strzał dosięgnął go jednak prosto w brzuch. W hangarze rozległ się kolejny wrzask, i tym razem przyjemniaczek puścił linę i po chwili wyrżnął z dosyć nieprzyjemnym dźwiękiem o posadzkę, będąc martwym.

U góry sukinsyny z przebrzydłego statku zamykały właśnie śluzę, i statek odlatywał. Nightfall i Fenn zostali więc sami w hangarze…w końcu przybiegł i zziajany Shilde. Rozglądnął się, spojrzał w górę, na odlatujący statek, a potem na Fenna.
- Lexi? - Wycedził przez zęby.

Fenn’a po zaliczeniu spotkania z podeszwą aż odgięło w dół. W ostatnim momencie zdążył skorygować lot zanim przyrżnął w ścianę. Wykorzystując siłę kopa przeciwnika przekręcił się i nogami zamortyzował spotkanie z powierzchnią po prostu na niej kucając. Zawisł tak chwilę podpierając się też ręką o ścianę, ale grawitacja, nawet ta sztuczna, chciała upominać się o swoje prawa, powoli nogi zjeżdżały mu w dół, w powietrzu utrzymywał się tylko dzięki silnikom na plecach. W milczeniu obserwował ruszający statek. W końcu wyłączył silniki z wciąż przyłożoną ręką do ściany opadał na podłogę.
- Złóż hełm - wydał cicho rozkaz a zbroja oczywiście natychmiast go wykonała.
Na jego twarzy malowało się zmęczenie oraz złość. Bez ostrzeżenia jebnął ręką w pobliską skrzynię wginając lekko metal do środka.
- Jeden stopień do jigoku. - odpowiedział Shilde’owi nie patrząc się na niego.

- Tylko jeden? Pierdole... - Night był bardzo niepocieszony, szykował się na większą rzeź. - Co jest kurwa?! Wracać chuje, jeszcze z wami nie skończyłem!
Wyjął z kieszeni podprowadzony z warsztatu nanobeacon, podpiął przystawkę do karabinu, przymierzył i już chciał wystrzelić, gdy nagle zorientował się, że w miejscu, w którym jeszcze kilka sekund wcześniej był statek teraz nie ma już nic.
- Ki chuj? - zaklął z niedowierzaniem, przecierając oczy ze zdumienia.
Opadł na jedno z krzeseł przy ścianie hangaru, zaraz obok jakiejś panny, której mózg obficie obryzgał pobliskie graffiti, zwiększając jego walory artystyczne. Przeładował broń i uruchomił unicom.
- Nie został już nikt do zabicia, musimy zmienić lokację - rozsiadł się wygodniej.


Fenn spojrzał się na Nighta. Pora chyba na jakieś odpowiedzi? Wątpił jednak żeby coś sensownego wyciągnął teraz z niego. Dlatego po chwili zastanowienia się machnął tylko ręką i ruszył w stronę wyjścia. Chciał się napić, po prostu napić.
 

Ostatnio edytowane przez Raist2 : 04-05-2017 o 20:47. Powód: Tak mi kazali ;P
Raist2 jest offline  
Stary 04-05-2017, 20:23   #166
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Dziewczyna i kapitan doszły w końcu do finalnego momentu rozbrajania bomby. Po przesegrowaniu niemal dwóch tuzinów kabli, znalazły się w sytuacji typowej dla jakiś pieprzonych, kiczowatych filmów akcji.

Leena spojrzała na Vis.

Zostały dwa kable.

- Czerwony czy niebieski? - Spytała kapitan, z lekko drżącą dłonią.
- Czerwony, czy niebieski? - Powtórzyła, a wtedy i Darakance zadrżała dłoń, z trzymanymi w niej już szczypcami.

2:20

- No...eee.. nie wiedziałem, serio! - przemówił w końcu Młot, drapiąc się za uchem i robiąc głupią minę - Sorry Kapitanie, ja już nie przeszkadzam.
Kapitan rozbroi bombę. Kapitan może wszystko. W świecie Bixa było to proste jak zdrapywanie meteorytowego pyłu z poszycia górniczej łajby. Zdjął z pleców ciężkie Tsunami i rozejrzał się za tymi drzwiami co je miał rozwalić.

Szanse 50 na 50 nie wyglądały najlepiej, ale nie zawsze trzeba wybierać.
- W hangarze były jakieś małe jednostki i jeśli szybko załadujemy bombę do jednego z nich zdążę jeszcze polecieć i wylądować na ich statku - zasugerowała szybko Becky. Bix może nie dorzuci bombą na 30 metrów w górę, ale ona mogła tyle przelecieć... jeśli się pospieszą.

Czerwony czy niebieski… Pytanie, nie ważne jak często powtarzane, nie ułatwiało wcale podjęcia decyzji. Bomby miało to do siebie, że były tworami indywidualnymi. Ten, kto ją uzbroił mógł wybrać dowolny kolor, wcale nie musiał kierować się wytycznymi zawartymi w instrukcjach, podręcznikach i uczonych w akademiach. Vis próbowała oddychać spokojnie, odzyskać panowanie nad sobą. Spojrzała na Lennę, a następnie przeniosła wzrok, by spojrzeć na doktorka po czym przecięła niebieski kabel, tak jak ją tego uczono.

Doc tylko uśmiechnął się pocieszająco. Co ma być to będzie, albo wybuchną albo przeżyją.
Rzut kością na planszy życia. Jako urodzony hazardzista, Doc potrafił to docenić.

Pilotka wstrzymała oddech wpatrując się w poczynania Vis i bez najmniejszego ruchu stała obok Leeny obejmując ją ręką. Ręka Becky spoczywała na plecach kapitan, na ukos, zaś dłoń na jej talii - przytuliła się do przyjaciółki... bokiem. Jeśli wszyscy mieli teraz zginąć, to przynajmniej razem.

2:12

Vis przecięła niebieski kabel. Paru osobom na moment zamarło serce… i po chwili odetchnęli z ulgą. Licznik bomby atomowej zamrugał, po czym zgasnął, i było już po wszystkim. Udało się ją rozbroić.

Leena uśmiechnęła się do Vis, po czym zaczęła coraz bardziej i bardziej jakoś tak dziwnie ciążyć Becky, jednocześnie bazgrząc coś zakrwawiowym palcem po skrzyni przy której wszyscy stali.
- Doc, przejmujesz dowodzenie... - Powiedziała pani Kapitan, po czym zemdlała.

Na skrzyni zaś był wypisany ciąg jakiś cyfr. Czyżby koordynaty?

- Dobra robota Vis. Bix… zanieś kapitan do ambulatorium, Becky idź z nim, a potem czuwaj. Trzeba przeszukać bazę i sprawdzić jej stan… zebrać rannych i zabitych, zabrać sprzęt z trupów. Przekonać jaka jest sytuacja miejscowych i kto im teraz przewodzi.- rzekł Bullit sięgając do kieszeni. Potrzebował zapalić. Uśmiechnął się do Darakanki dodając.-Wiedziałem że sobie poradzisz.

Do Vis jednak słowa docierały jakby z opóźnieniem. Podobnie jak to, co działo się z Leeną. Odłożyła szczypce na ich miejsce, schowała resztę narzędzi, upewniła się że rdzeń ponownie znalazł się w bezpiecznym miejscu po czym usiadła na najbliższej skrzyni podkulając kolana pod brodę i otulając je ogonem. Zrobiła co do niej należało aż zabrakło jej zadań, na których mogłaby się skupić. Jeszcze się trzymała, adrenalina wciąż utrzymywała ją w całości, ale czuła jak wszystko zaczyna się rozpadać, całkiem jakby bomba, którą właśnie rozbroiła, za chwilę miała wybuchnąć w niej samej. Chciała żeby wszyscy sobie poszli…
-Wszystko… w porządku?- zapytał Bullit widząc jednak, że nie.. nie było z Vis dobrze. Co prawda raczej nie wprowadzał nowicjuszy w arkana palenia, ale… sięgnął po inny ziołowy skręt, o bardziej rozluźniającym działaniu. Zapalił go i podał Darakance. -Sztachnij się… to pomoże.
Coś z nią było nie tak, ale nie tylko z nią w tej chwili. Cała baza była w chaosie, a Doc miał zbyt wiele na głowie.
Darakanka jednak pokręciła głową.
- Wszystko w porządku - rzuciła, ciaśniej oplatając ogonem nogi. - Dajcie mi znać gdy będę potrzebna - dodała cicho, mówiąc bardziej do własnych kolan niż doktorka, na którego nawet wzroku nie podniosła. Dlaczego nie mogli sobie po prostu iść…? Wszyscy…?
- Idźcie sobie… - wypowiedziała swe myśli na głos, w którym nagły gniew mieszał się z bezradnością. Przecież mieli co robić, niech sobie idą…
- Racja… - Doc rzekł w końcu przyglądając się przez chwilę w milczeniu Darakance. - Ruszamy, a ty… Vis… daj znać jakbyś potrzebowała pomocy… w czymkolwiek.
Uznał bowiem, że nadmierne naciskanie na nią, może się źle skończyć.

Becky oddała Leenę w silniejsze, a co ważniejsze aż dwie ręce - należące do Bixa.
- A ja chętnie pociągnę - powiedziała i bez zbędnego pośpiechu, chwyciła za skręta, aby skierować go do ust i zaciągnąć się... nie tak na całego, ale dostatecznie mocno, aby coś z tego mieć. Widać było, że nie był to jej pierwszy taki papierosek.
- Oooo, dzięki - powiedziała spokojnie z wyraźnym uczuciem ulgi, oddając mężczyźnie jego “lekarstwo”.
- Gratuluję dobrej roboty Vis, stawiam drinka - rzekła spokojnie, ale zamiast mówić do niej, wpatrywała się w to co napisała Leena. Były to koordynaty... czegoś. Ciąg cyfr, poprzedzielany znakami przystankowymi, który Becky mogła wprowadzić do układów nawigacyjnych Feniksa i przypuszczalnie rozpoznać miejsce docelowe, jednak w chwili obecnej, tak tylko z pamięci, nie miała pojęcia do czego mogły się one tyczyć.
- Możesz to zapisać? Nie zapamiętam - zwróciła się do Doca, nieznacznie pokazując mu zostawione przez Leenę namiary. - Chodźmy - dodała spoglądając na Bixa i kiwnęła głową w stronę wyjścia. Ambulatoria były dwa - jedno na pokładzie Feniksa, a drugie w bazie. Ponieważ Doc był z nimi w magazynie a nie na Feniksie, pozostało jedno miejce do którego mieli zanieść nieprzytomną Leenę.
Z pistoletem w dłoni, Becky wyjrzała na korytarz na wprost, a po paru krokach zapuściła żurawia w ten prowadzący w prawo - do jadalni i ambulatorium. Oba korytarze pozbawione były wrogów, co w sumie nie było dziwne - skoro najeźdźcy mieli wysadzić bazę atomicą, to pewnie już się ewakuowali. W tych okolicznościach Becky z Bixem mogli więc śmiało iść do przodu... Ale ale...
- Doc, ile właściwie mamy czasu? Znaczy się, jak tamci się skapną że bomba nie wybuchła, to co... Może zamiast leczyć rany, lepiej się stąd zabierać póki możemy? Myślisz, że nie będą ryzykować bombardowania z uwagi na tę atomicę? - pilotka przekazała przez komunikator ich zastępczemu dowódcy.
- Ta baza musi mieć jakieś systemy obronne, wystarczy je chyba uaktywnić i obrócić jej potęgę przeciw ich statkowi. Marna to by była kryjówka, gdyby się ją dało tak łatwo podbić z zewnątrz. - ocenił Bullit.
- Warto więc aby były sprawne. Skoczysz do centrum dowodzenia? Jak już zapakujecie bombkę na Feniksa - spytała Becky.
- Zajrzę pewnie… zajrzę… - odparł bez entuzjazmu Bullit.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 04-05-2017, 20:33   #167
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Pijący w “Salce” Fenn przyglądał się pobitewnej krzątaninie. Cywilów zabrano w bezpieczne miejsca, rannych do Ambulatorium, zaczęto w całej bazie uwalniać pozamykanych wszędzie ludzi i nie-ludzi, rozcinając zaspawane niemal w każdym pomieszczeniu drzwi… dziewczyna Nighta jednak żyła. Z tego co było widać, znajdowała się jednak w fatalnym stanie. Dostała prosto między piersi, i chyba nawet miała uszkodzone serce. Wpakowano ją na nosze, podłączono masę urządzeń, kabli, i innych dupereli, sytuacja wyglądała więc poważnie.

Ciała zabitych Blorelin ktoś zaciągnął w jeden kąt, i jakoś nikt się nimi więcej nie interesował, postawiono jednak na wszelki wypadek przy nich mechanika Torghenna z pistoletem przy pasie, gdyby komuś przyszły jakieś głupie pomysły odnośnie tych trupów…

Fenn’Suzh przyłożył palce lewej dłoni do ucha.
- Night... - zaczął mówić, ale uświadomił sobie że przecież nie ma przy sobie unicom’u. Nachylił się więc do swojej zbroi.
- Komputer, połącz z Nightfallem, głośniki zewnętrzne, tylko nie za głośno.
- Zrozumiałem. - padła komputerowa odpowiedź.
- Night. Ta dziewczyna od was co dostała w klatę. Żyje, zaraz będzie przeniesiona do ambulatorium. - chyba chciałby to wiedzieć, wydawał się poruszony jej widokiem… no dobra, chyba odbiło mu po tej akcji. Ale mniejsza.
Pociągnął kolejny łyk z butelki. Nie miał ochoty pomagać w porządkach, przydałoby się też sprawdzić ścierwa w kącie, raczej nikt się tym nie zajął. Tyle że nie miał ochoty kłócić się z Toghennem. Wgapiał się więc tylko w tamten kąt...

- Isabell żyje? - unicom odezwał się po dłuższej pauzie. Night pociągnął nosem, kręciło go od tych dragów. Poczuł na górnej wardze strużkę spływającej krwi. Kolejna do kolekcji. - Jeżeli przyszła teściowa okazałaby się tak samo twarda... kurwa, jak się jej kiedykolwiek pozbędę? - w tle dało się słyszeć dźwięki przetrząsanego ekwipunku. Widać nie wszystkie zwłoki Blorelin sprzątnięto, a przynajmniej nie te przy których kręcił się Nightfall i kazał nadgorliwym mieszkańcom stacji iść się “kochać” namiętnie z dziurą w głowie Crazassa.
- Co Fenn? Widać, że kobiety są bez serca, a przynajmniej wcale nie potrzebują go do funkcjonowania... pierdoleni, żadnych ciekawych modów nie mają. Dobra wiadomość, choć i tak pewnie trzeba ją będzie odstawić na Bellateer, więc dla mnie bez różnicy, jakby umarła. To czego pragniemy, a to co... I jeszcze mnie ujebał! - nastąpiło szuranie rąk, chyba wycieranych o jakiś materiał, a potem mlaśnięcia masakrowanego ciała przesuwanego po podłodze siłą plazmy wyrzucanej z karabinu. Same wystrzały były najwyraźniej tłumione. Pirat przypomniał sobie o jeszcze jednym trupie wartym obejrzenia. Ten w hełmie, co wyszkoleniem znacznie odbiegał od reszty i nie wyglądał nawet na stałego członka załogi. Leżał gdzieś w korytarzu koło stołówki. Mężczyzna opuścił hangar i ruszył na poszukiwania.

Fenn znowu nachylił się nad pancerzem.
- Jak któryś ma przy sobie 20 kafli to moje. Wiszą mi nową tubę. - kolejny łyk z gwinta - Musisz pamiętać Night, że jak dochodzi do rozwodu, to zawsze winne są obie strony, i żona i teściowa. Heh. Widzieliśmy wiele ran, wiesz jak jest, i z takiej da się wyjść chociaż wygląda paskudnie. Nowe serce to nie problem, problem z uzbieraniem na nie i przetransportowanie na JAKIKOLWIEK cywilizowany kawał skały.

- Kapitan Fenixa, proszę zgłosić się do Centrum Dowodzenia… - Rozległ się nagle komunikat w głośnikach bazy - Powtarzam, kapitan Fenixa... - Obaj mężczyźni, w dwóch różnych miejscach, rozpoznali ten głos. Nawijał Alex Padock. Czyżby to on przejął dowodzenie nad tą dziurą?

- Ej Fenn! - Zagadnął nagle pilnujący wrogich truposzy Torghenn - Ty lepiej przestań chlać, i idź do Ambulatorium. Zostaw co dla mnie...

Alex? Ten przynajmniej wiedział o co chodzi. Ciekawe co teraz będzie, sypnie się wszystko czy jednak na gruzach coś wybudują… czy on zostanie tutaj, czy... nie. Ten dzień sporo zmienił.
Suzh przeniósł wzrok z trupów na mechanika.
- Nie wiesz że strażnicy nie piją? Twoje zdrowie. - uniósł butelkę w jego kierunku i napił się, i akurat pech chciał że w tym momencie prochy zaczęły przestawać działać. Fenn przymrużył lekko oczy i spróbował spojrzeć na plecy co jednak mu nie wyszło, widział rasy które mogły wykręcić głowę o prawie 180* ale on do takiej akurat nie należał. Odczepił się od lady baru i odwrócił plecami do Torghenn’a.
- Jak to wygląda? - zapytał się, a wyglądało nie ciekawie. Kombinezon na plecach praktycznie nie istniał a prawie całe plecy były poparzone, krawędzie rany były tylko zaczerwienione, ale w niektórych miejscach skóra nawęt popękała i z ran zaczęła sączyć się… chyba, krew i ropa.

- Był cywilizowany kawał skały, na którym nie mogliśmy zamieszkać, bo starej próchwie nie pasowało moje CV. To teraz niech się bawi w Lazarusa. Tylko podlatywać za blisko nie ma co, na dzień dobry witają atomem. Albo wystrzelić Iss z orbity, albo przekazać na neutralnym terenie - Night odpowiedział Fenn'owi. Tyle mógłby zrobić dla dziewczyny, w końcu ją kochał. A przy okazji można było dać Macolitkom dane ze stacji badawczej. Powiedzieć jak było naprawdę, kto stał za porwaniem i wydał wyrok śmierci na zbiegłą myszę laboratoryjną. Zarazić odpowiednio nienawiścią do Unii. Koniec pokoju, czas rozpocząć produkcję nanitów i zapleść sieć terroru... a przynajmniej produkcję lekarstw. Choć nie, informacje o środkach neutralizacji zombiebotów należy koniecznie wymazać z danych, gdy zaraza się rozprzestrzeni, będą bardzo cenne.
Pirat uśmiechając się do perwersyjnych myśli, stanął w drzwiach wspólnej sali. Wciąż w zamkniętym hełmie z palcem niebezpiecznie blisko spustu karabinu, którego lufa kołysała się nieznacznie, wymierzona w niedokładnie wytarty ślad na podłodze. Prowadził z korytarza w stronę sterty zwłok i najwyraźniej przyciągnął tutaj strzelca. Lufa unosiła się powoli, podążając za tropem, aż trójkąt celownika znalazł się na głowie jednego z trupów.
- Źle, ale są pozytywy, w razie co zamawiam nerkę - Nightfall przeniósł wzrok na Fenn'a. - Wątroby nie ma co, tak samo zjechaną jak moja. Ale widzę, że w pancerzu też jebnąłeś dodatkową wentylację - zaśmiał się rzężąco, by po chwili zacząć kasłać. - Kurwa, swojego nie zdejmuję, mam wrażenie, że tylko dzięki niemu trzymam się jeszcze w całości, niemu i oczywiście niezwykle ważnej misji, którą zlecili mi bogowie - ponownie zarechotał.

- Nerkę? Ale którą? Ostrzegam, lewa bardziej obita. - spojrzał się na Nighta, paskudnie wyglądał - Kondensatory nie wytrzymały i przepuściły za dużo ciepła z postrzału. Myślisz że da się plecy naprawić? Znów będę taki piękny jak gdy wstawałem rano? - postawił butelkę na ladzie lekko z boku i spojrzał wymownie to na nią, to na kumpla.

- Feeeenn co się martwisz, ty zawsze byłeś brzydki. Dziura całkiem symetryczna, nikt nie zauważy różnicy - Nightfall był już przy trupach i nic sobie nie robiąc z protestów mechanika, chwytając za ramiona, zaczął wyciągać martwego typa bliżej środka sali. Chciał mieć do niego lepszy dostęp. W trakcie walki traktował go jak bite mięso z pomocą concussion rifle, narobił siniaków na całym ciele i... powinien lepiej użyć karabinu plazmowego. Wtedy prawdopodobnie by tu nie leżał, ale chyba za bardzo mu zależało na pojmaniu najemnika żywcem. Po tym wszystkim strzelec zrobił się niezdrowo ciekawy twarzy kryjącej się pod maską, zawartości kieszeni i pamięci systemów rejestrujących.
- Ponoć niektóre kobiety lecą na blizny, jeśli nie przeszkadza ci, że większość z nich należy do Gordathi - pirat wysapał, siłując się z denatem, który zahaczył o paru innych i nie chciał się ciągnąć.

- Hahaha. - udał śmiech nie obrażając się - Teraz może chociaż część kobiet w barze spojrzy na ciebie zamiast na mnie.
Skoro Night wolał szabrować zamiast odpocząć… inaczej. Może lepiej że był teraz czymś zajęty. Fenn skorzystał z okazji i znów pociągnął z butli. - Proszę, powiedz że dziad ma coś ciekawego. Wciąż mi wisi kasę.

- Raczej niewypłacalny, jednak dług nie przepadł, trzeba tylko znaleźć krewnych - Nightfall rzucił ciało na stół bilardowy i zaczął metodycznie przetrząsać. - Nie radzę jednak dołączać do poszukiwań. Zanim się obejrzysz, a najlepszy zarobek jaki przyjdzie wyrwać, to ten po zgłoszeniu się na posterunek z własnym listem gończym. Chętny?
Pirat zamyślił się nad plastikiem z ID wygrzebanym w kieszeni denata.
- Z drugiej strony, blizny to chuj, wydruk z bazy poszukiwanych i duża liczba zer pod portretem, *to* dopiero działa na panny. Jeśli nie masz nic przeciwko, że niedługo i tak ci taką odstrzelą.

- Podziękuje, nie skorzystam. Regularne spacery może i brzmią zachęcająco ale więzienna dieta mi nie służy. Zresztą kraty to w moim przypadku najlepsze co by mogło mnie spotkać. - skrzywił się lekko na ten pomysł - W takim tempie to za 5 lat może uzbieram na nową skrzynię na pancerz…
 

Ostatnio edytowane przez Cai : 04-05-2017 o 20:49.
Cai jest offline  
Stary 08-05-2017, 21:37   #168
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Night po ściągnięciu hełmu jednego z agresorów, wzbudzającego pewne jego podejrzenia jeszcze w trakcie walk… nieco się zdziwił. Martwy osobnik nie był z rasy Blorelin. Na pierwszy, drugi i szósty rzut oka wyglądał na człowieka, i strzelec go chyba już gdzieś widział.


- Fenn poza prawem. Nie wierzę. Co zrobiłeś, przeszedłeś na czerwonym? - Night drwił ze starego kumpla. - Bardziej przejmowałbym się naprawą samego pancerza niż przenośną szafą. Chyba, że jest magiczna, z wrotami do krainy czarów, gdzie... o kurwa - nagle zamilkł wpatrując się w twarz zabitego. - Szybkie są skurwiele. Ile mogło minąć... Dwie, góra trzy doby, a znaleźli wspólnika zaznajomionego z kryjówkami Crazassa, gotowego do zdrady, zorganizowali i przeprowadzili atak. Fenn, twój świętej pamięci pełzający szef miał więcej takich, czy głównie w tej siedział?

Suzh przymróżył oczy, odstawił butelkę na bok i podszedł do truchła. Przyglądał mu się chwilę ale nic mu ta morda nie mówiła.
- O żadnej innej nie wiem. Ta mi wystarczyła, chciałem się tylko zaszyć. Sprawdź jego ID. - Fenn uniósł swoją cybernetyczną rękę na wysokość klatki piersiowej, otworzył klapkę na przedramieniu by dostać się do małego komputera i sprawdzić gościa w galaxynet - Ten nie musiał wiedzieć o bazie. Rhieff był tu już tu kilkukrotnie.

- Jeśli to jest główna z siedzib zielonego, trudność stanowiło jedynie właśnie dotarcie do Rieffa. A idę o zakład, że na niego też mają grubą teczkę. Łatwe, gdy ma się dostęp do danych wywiadu - Night wypuścił powietrze rozczarowany takim banałem. Ciekawe, czy Leena powiedziała Crazassowi na co się pisze, choć może liczyła na większe opóźnienie. Bo niby dlaczego nie aresztowali ich bezpośrednio na Argians. Na pewno wiedzieli już co i jak. Świadczyło o tym tempo organizacji pościgu. Pedał w czapce ze skrzydełkami lubił się bawić. Ta zabawa kosztowała życie zbyt wielu niewinnych. W nagrodę dostanie w dupę zastrzyk z nanitów, a potem będzie tańczył thriller tak długo, aż mu kończyny przegniją i odpadną.
- Żołnierz Unii, podwładny wiceadmirała Wilburna Shailsa, nikt ważny. Rzucony na pożarcie dla rozrywki.

- Nieważnych nie daje się do takiego pościgu. A przynajmniej nie takich nieważnych jak Ja czy Ty byliśmy. Trzeba go zabrać do ambulatorium i przeskanować, żeby nie miał jakiejś niespodzianki. Nadajnik, czy inne brzydkie wszczepy. Przynajmniej nie wiedzą że ja tu siedzę. W coś Ty się władował jak mnie nie było obok?

- Rozwaliło się stację kosmiczną czy dwie - Nightfall wzruszył ramionami, jakby to było nic szczególnego. Za to pomysł z wszczepami podziałał na niego inspirująco, bo chwycił trupa za kołnierz i uniósł do półsiadu. Pochylił się nad nim i wycedził, zbliżając usta do ucha.
- Wilburn, słyszysz, mnie? Lepiej żebyś słyszał kurwiu. Rozpętałeś właśnie wojnę, która pochłonie masę ofiar. Mam nadzieję, że ci się spodoba, bo mi na pewno. Do zobaczenia wkrótce - zwolnił chwyt, pozwalając trupowi bezwładnie opaść i znów leżeć nieruchomo, jak na przyzwoitego martwiaka przystało.

Próba wyszukania jakiś danych osobistych zabitego mężczyzny spełzła na niczym. W oficjalnych źródłach, dostępnych dla każdego, typowego osobnika w całym wszechświecie, nie było nic, co mogłoby dać jakiekolwiek informacje. Może, gdyby pogrzebać głębiej, shakować jedną czy drugą stronę…


- Hej panowie, przestaniecie zalewać juchą podłogę, i może ruszycie dupy do Ambulatorium? - Przerwał gdybania obu mężczyzn miejscowy. Fenn go oczywiście znał, Kayden, jeden z pilotów…

- Jeżeli zależy ci na czystości podłogi, to za późno - Night spojrzał wymownie na powiększające się bajoro, wypływające ze zgromadzonych tu trupów. Parsknął od dochodzącego stamtąd drażniącego, kwaśnego zapachu. - Choć taak, mierzi, że moja krew mogłaby się zmieszać z tym syfem.
Zakończył przeszukiwanie, odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia.

- Wiesz Kayden. Skoro to Ja i Night strzelaliśmy i ruszyliśmy w pościg a inni nie, to niech inni się martwią o brudną podłogę. Zresztą, zastanów się, gość jest z Unii - kiwnął głową na trupa - Myślisz że nie wiedzą w takim razie o tym miejscu? Daje góra 24h jak przyleci tu krążownik zrobić nowy krater w tym miejscu, chyba że skurwiesyny wciąż mają rozmach to może nawet wyślą niszczyciela. A wtedy z tej skały zostanie kosmiczny pył. - wzruszył ramionami jakby to go nie dotyczyło. - Chodź Night. Zszyjmy cię zanim się rozlecisz.
Valarianin podszedł do swojej zbroi.
- Komputer. Zablokuj pancerz.
- Zrozumiałem. - i w tym momencie hełm wysunął się a zbroja stała jak stała. Jednak nikt inny poza Fennem nie byłby w stanie się do niej dobrać.
- Idę posmarować plecy olejkiem do opalania. Chyba nie za późno? - chwycił wciąż stojącą butelkę whisky w której została połowa napitku… z czego on wypił tylko połowę brakującej części, i ruszył do ambulatorium.
 
Cai jest offline  
Stary 08-05-2017, 21:44   #169
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Bullit miał zamiar zostawić Vis samą w pomieszczeniu, dziewczyna chyba tego potrzebowała, czy był to jednak naprawdę dobry pomysł? Było wiele możliwości, wiele czarnych scenariuszy, które mogły się jeszcze wydarzyć, może więc lepiej jednak…

W magazynie zjawiła się jakaś tutejsza kobieta, w towarzystwie zbrojnego.



Uzbrojony pilnował, kobieta-technik zajęła się zaś grodziami prowadzącymi z magazynu do głównego hangaru. Były one wielokrotnie ostrzelane wielką pukawką Bixa, dziura po dziurze, tworząc jeszcze większy otwór, by dostać się do samego hangaru… mimo, iż Vis podała im kody dostępu, by owe grodzie otworzyć.

Co próbowała również w tej chwili tutejsza, po odstawieniu torby z narzędziami na podłogę, i nie radziła sobie jednak ze złamaniem nowego kodu na panelu.
- Hej mała, wszystko w porządku? - Spytała nagle Darakankę, widząc ją siedzącą tam samą, ze spuszczoną głową.

- Kapitan Fenixa, proszę zgłosić się do Centrum Dowodzenia… - Rozległ się nagle komunikat w głośnikach bazy - Powtarzam, kapitan Fenixa...

Bullit zaś po chwili wyszedł, będąc już choć z tym faktem uspokojony, iż nie zostawia tam Vis samej.

Vis podniosła głowę na chwilę, akurat by spojrzeć za odchodzącym doktorkiem. No tak, samej to jej jednak nie zostawią, chyba się z tym musiała jakoś pogodzić.
- Nie - mruknęła do nieznajomej, po czym potarła rogi energicznie, jakby chcąc zetrzeć z nich jakiś uporczywy brud. - Spróbuj tego kodu - dodała, podając po raz kolejny ten sam ciąg znaków, co wcześniej. Nie ruszyła się jednak z miejsca, przyglądając kobiecie i temu co prześwitywało przez dziury zrobione Młoteczkową zabawką. Nie chciała tam wchodzić… Czy zabrali ciało? Zostawili je tam? Nie chciała jeszcze raz patrzeć na tego… Zasłoniła dłonią usta bo się jej nagle niedobrze zrobiło.

Miejscowa technik wpisała kod, grodzie się otwarły i…
- Jasna cholera! - Krzyknęła kobieta, wśród okropnych zgrzytów metalu o metal. Dwie części grodzi, otwierające się w prawo i lewo, i mające normalnie zniknąć w ścianach, zacięły się w połowie drogi. Winne zaś były Bixowe dziury, które wygięły blachy po drugiej stronie postrzałów. A więc chrzęst, parę iskier i po małym buczeniu grodzie raczej trafił szlag w połowie drogi. Wszystko zdechło, otwierając się jedynie częściowo, i dając prześwit tak na 2 metry do hangaru.
- Ech... - Westchnęła miejscowa, drapiąc się za uchem - Kolejna rzecz do naprawy...

“Kolejna rzecz do naprawy”, te słowa o magicznym przekazie, zwykle były w stanie zmotywować Vis do natychmiastowego działania. I fakt, coś tam pod czupryną zaskoczyło, ręce też zaczęły świeżbić, ale… Ale widok po drugiej stronie wciąż odstraszał na tyle, że Darakanka jedynie zsunęła stopy na podłogę i nieco niepewnie wstała, czując te wszystkie bolące miejsca. Z jej ust wyrwał się jęk, tylko częściowo zablokowany przez przygryzienie wargi.
- Pomóc? - zaoferowała, nie będąc do końca pewna czy pyta zgodnie z sobą, czy wbrew sobie.
- Ja się na tym znasz, to chętnie! - Uśmiechnęła się do niej kobieta - Ja nie bardzo wyuczona w kierunku naprawy tak dużych gratów - Wzruszyła ramionami, parodiując prostacką mowę.
Vis powtórzyła jej gest i niechętnie, bo niechętnie ruszyła w jej kierunku, omijając ją jednak i skupiając się na zepsutych wrotach. Pomyśleć że wystarczyło żeby wstukać kod, który podała. Teraz trzeba było naprawiać. Darakanka nie widziała innego wyjścia, jak wygiąć lub wyciąć fragmenty, które blokowały możliwość wsunięcia się grodzi na ich miejsce, a następnie sprawdzić co jeszcze poszło. Pewnie silnik napędzający całą konstrukcję się przegrzał. Oby nie coś innego, bo by trzeba się z tym grzebać, a o dziwo, Vis nie miała na to ochoty.
- Trochę się znam - mruknęła pod nosem, trochę po czasie, jakby dopiero przypomniała sobie że pasuje coś odpowiedzieć.
- Dobra, to jak się za to zabrać, co potrzebujemy? I przy okazji, jestem Tora - Kobieta wyciągnęła do niej dłoń.

- Ej! Tu jest jakaś bomba!! - Krzyknął nagle towarzyszący obu zbrojny, spacerujący po magazynie. Odkrył atomówkę w skrzyni, a jego nowiny doprowadziły do mocnego poblednięcia Tory.
- Rozbrojona. - Poinformowała Vis, bardziej zajęta wrotami niż bombą, która dla niej straciła swoje pierwszeństwo z chwilą przecięcia niebieskiego kabla. - Najpierw by trzeba coś zrobić z tą wystającą blachą - mówiła dalej, kontynuując swój przerwany słowami tej dwójki, tok myślenia. - Może mechanizm jest cały, to powinny ruszyć, chociaż pewnie coś jednak poszło. Macie w razie czego części zapasowe, co nie? - zapytała, odwracając się by w końcu spojrzeć na… na Torę. - Vis - dodała, przypominając sobie że też wypadało się w takich sytuacjach przedstawić.
- Mam narzędzia w torbie, widzę, że Ty też masz… a oprócz tego, znajdujemy się w magazynie, mów więc, co potrzebujesz! - Dodała uspokojona już słowami Darakanki Tora.
- Tak, tak - mruknęła Vis, która kobiety słuchała ledwie jednym uchem, a i to niezbyt uważnie. Usunięcie wygiętej blachy wymagało dobrego palnika. Nie chciała partaczyć roboty używając czegoś bardziej topornego. No chyba żeby wgnieść blachę do środka i wygładzić, tylko że to by wymagało nieco więcej siły i wcale nie gwarantowało pożądanego efektu.
- Palnik - ponownie mruknęła, wyjmując swoje narzędzia i zabierając się za odginanie blachy tak, żeby można ją było łatwo odciąć. Pomyśleć, że wystarczyło wstukać jeden, prosty kod i obyłoby się bez tej całej dodatkowej pracy, a ona mogłaby teraz zaszyć się gdzieś w samotności. No ale nie, oczywiście że nie, bo po co?
W następnej kolejności zamierzała ponownie podpiąć się do systemu i sprawdzić raport o uszkodzeniach. Pewnie powinna to zrobić na początku, ale obecnie nie była pewna czy byłaby w stanie odpowiednio się skupić do nawet tak prostego zadania.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 08-05-2017, 21:56   #170
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Centrum dowodzenia bazy


Doc w końcu się zjawił, gdzie go wołano. Wewnątrz pomieszczenia pełnego monitorów(wielu pozbawionych obrazu), pulpitów, komputerów, i tym podobnych dupsli, kręciło się kilka osób. Wszyscy zaś z bronią przy sobie, czy to karabinami przewieszonymi przez ramię, czy pistoletami przy pasach.

Obserwowali jakieś działające jeszcze monitory, więc i Bullit zaczął obserwować, choć tak naprawdę nie wiedział, co tam dokładnie na nim się działo. Obraz bowiem przedstawiał czernię kosmosu i kilka światełek, jakby gwiazd?

- Szlag by to trafił - Powiedział jeden z miejscowych.
- No i nic z tego... - Dodał drugi, wysoki, łysy grubas z cygarem w gębie.
-Kapitan Fenixa to ja… co się dzieje?- spytał krótko Doc.

- Z tego co wiem, kapitan Fenixa to kobieta? Luna, czy jakoś tak? - Odpowiedział gruby - A dzieje się to, iż te fiuty uciekły w nadprzestrzeń i już ich nie ma, i cholera wie, gdzie polecieli. Działka obronne nie wyrządziły im praktycznie żadnych szkód...
- Zastępczy kapitan, ona jest niedysponowana. Odpoczywa w ambulatorium.- wyjaśnił Bullit krótko.-Wiadomo chociaż w którym kierunku prysnęli, by zawęzić zakres poszukiwań?
- Yyy… nie - Powiedział rozmówca, po czym wyciągnął do Doca rękę - Tak w ogóle to jestem Alex Paddock, i przejęłem dowodzenie bazą. Crazass nie żyje… a Lajia jest… no cóż, niedysponowana... - Dodał smutnym tonem - W każdym bądź razie, zastępczy kapitanie, chciałem z Tobą porozmawiać o pewnym istotnym akcie, który dotyczy nas wszystkich.
-No to mów, co masz mówić.- odparł Doc sięgając po skręta i zapalając powoli, przy okazj i odchylił połę płaszcza by móc w razie czego sięgnąć po laserowy rewolwer. Od “Chciałbym z tobą porozmowiać o…” często zaczynały się chaotyczne strzelaniny.
- Wydaje mi się, iż musimy ewakuować bazę... - Powiedział coraz ciszej Alex, ale i tak całe towarzystwo w pomieszczeniu wbiło w niego wzrok - Ten skurwiel Rhieff już tu kilka razy był, i nigdy nie odstawiał takich numerów, coś się musiało wydarzyć. I obawiam się, że on może tu wrócić, czy tam sam, czy ze wsparciem. A wtedy to na pewno nas zbombarduje i nie będzie co zbierać… mówiąc więc krótko, baza jest spalona jako bezpieczna kryjówka.
-Taaa… a niby dokąd chcecie się ewakuować, co?- zapytał Doc wzruszając ramionami. Mieli rację, ale mieli i problem… a Dave nie miał rozwiązań. Nie przylecieliby przecież na tą kupę kamieni, gdyby mieli gdzie uciekać.
- Rozproszymy się małymi grupkami, zaszyjemy gdzie indziej… niestety, to był nasz dom, a teraz trzeba go porzucić. Zastanawia mnie tylko, czemu Rhieff to zrobił, i co chciał od was?
- Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć… zaminujcie bazę przed odlotem. Niech mają miłe niespodzianki, gdyby spróbowali odwiedzić to miejsce. My… pewnie ruszymy za Rhieffem. Staroświecka zemsta to dobry sposób na zabicie czasu.- Bullit zaciągnął się dymem z papierosa.

Alex Paddock spojrzał tak jakoś dziwnie na Bullita, zwłaszcza na początku jego wypowiedzi.
- Dobra, nie wiem kiedy macie zamiar odlecieć, ale my przeprowadzimy ewakuację tak w przeciągu najbliższych 12 godzin...
-Zaminujecie bazę?- zamyślony Bullit ćmił spokojnie.- 12 godzin… dobra, wyrobimy się. Można uzupełnić zapasy z tego co wziąć nie zamierzacie?

Gruby mężczyzna podrapał się po łysinie.
- Zrób jakąś listę, zobaczymy...
-A tam listę… weźmiemy, co wam niepotrzebne lub obciąża. Możemy wziąć paru pasażerów i podwieźć ich, ale tylko w jedno miejsce. Nie jesteśmy kosmicznym busem.- dodał z uśmiechem Doc.
- Nie będzie łatwiej, jak mi powiesz, co byście chcieli? - Odrobinę się zdziwł Alex - No jak tam chcesz… a na końcu jak nic nie zostanie, hehe. Dobra, a co do pasażerów, poradzimy sobie, mamy już kilka jednostek w drodze, także transport to nie problem...
- No cóż… broń, paliwo, amunicja…leki, żywność… to co potrzebne. Elektronika. Moja mechanik coś tam sobie ze złomu wybierze. - stwierdził Dave, któremu trochę głupio było rabować stację, nawet za przyzwoleniem.
- Dobra, się pomyśli… ale kucharza nam zabili, bo się stawiał z gnatem, a kuchnię granatem rozpieprzyli. A paliwo do czego? - Spytał Paddock.
- Do statku raczej.- zamyślił się Bullit drapiąc po karku. Bo w sumie to nie wiedział czy trzeba. Leena była kwatermistrzynią Fenixa.
- Ok. To pogadamy później teraz, wszyscy tu mamy dużo do roboty… no chyba, że jeszcze coś? - Alex chciał chyba zakończyć już rozmowę.
- Nie nic… zróbcie ewentualnie listę chętnych, których moglibyśmy podrzucić gdzieś w pobliże. I tyle.- stwierdził Bullit i strzepnął popiół ze skręta. - Toooo na razie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172