Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-01-2017, 18:33   #41
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
We got a plan?



Tunele Nody w Chell, okolice południa
Śmierdziuszka kuśtykała za Heenem posapując i rozsiewając fetor, do którego Luc przyzwyczajał się na nowo. Po wyjściu z ukrytego labiryntu tuneli zaczęła wgramalać się do szoferki na co Heen przystanął z boku jakby w sugestii, że jak tak to niech sobie jedzie sama. Po chwili jednak stwierdził, że przecierpieć trzeba. Ale na wszelki wypadek nie za mocno. Wziął rewolwer za lufę i pieprznął z całej siły w okno otwartych drzwi po stronie kierowcy. Szkło prysnęło. Luc zaczął napieprzać w szybę przednią.
- Nie lubisz zamkniętych przestrzeni, śliczny?
- Już nie -
odparł rozwalając przednią szybę i po krótkim siłowaniu się wyciągając ją na zewnątrz. Odrzucił precz i to samo zrobił z każdą szklana powierzchnią szoferki.
Dopiero wtedy wsiadł do środka.
Smród wciąż otumaniał, ale było o niebo lepiej niż gdyby mieli być tu zamknięci w dość “szczelnej atmosferze”.
Solos wspomniał Nixx siedzącą z tyłu i po raz pierwszy przeszło mu na myśl coś w stylu “Biedna dziewczyna”.
Ruszył.

- Masz pojęcie, śliczny, że to naprawdę nie takie złe miejsce? - Noda uśmiechała się dość radośnie siedząc w kabinie obok Heena. - Lugo jest twardy, lubi zgrywać władcę życia ale nie jest idiotą. Potrafi doceniać zdroworozsądkowe podejście - marudziła dość wyluzowana przez pozostały czas jazdy.
- Mam go w dupie. Poza tym, że wiedział w co mnie pakuje oddając córeczce nic do niego nie mam. - Luc siedział oparty o drzwi, głowę trzymał prawie na zewnątrz. - Z tego co jednak zauważyłem, jeżeli oceniłem go dobrze, to jest niebezpieczny. Takich ludzi nie zostawia się żywych za plecami.
- Mało kogo w Chell warto zostawić za plecami -
zarechotała na wspomnienie czegoś. - Pamiętaj, że wieziemy ze sobą ładunek dobra dla Lugo - mrugnęła wesoło do solosa - i nie daj się ponieść nerwom. - Pokiwała jak zwykły to czynić dobrotliwe babunie na filmach - Dasz radę?
- Nie dam, bo nie wiem kurwa co tu jest grane. Jaki ładunek dla Lugo?
- No przecież to co odebraliście z transportu -
Noda lekko poniosła głos. - Myśl, synek! Mieliście odebrać, odebraliście. On nadal będzie sądził, że Nixx odebrała cotygodniową dostawę. - Pokręciła głową przewracając oczami.
- Nie, fabryka ze strażnica ma łączność krótkiego zasięgu, a ludzie Lugo albo nie wrócili z akcji, albo wrócili mówiąc co się stało. Na jedno wychodzi. Nie wiadomo, co zrobiła Cheechee. 9 na 10 szans, ze Lugo wie co zaszło.
- Cheechee jest dziką kartą, ludzie Lugo nie. Tak czy siak -
machnęła ręką - to nie ma aż takiego znaczenia. Na mój znak, przyprowadź Sashę do robala i spadajcie. Ona Cię poprowadzi do bezpiecznego miejsca. Rozumiesz?
- Nie.


Solos zatrzymał wóz.
- Nie rozumiem. Plan Noda, od początku do końca. Co, z kim, jak, gdzie. Po co... po co zostaw dla siebie, nie interesuje mnie z jakich powodów chcesz tu zrobić małą rewolucję.
- Ty, ja, idziemy pogadać z Lugo, Sasha ściąga posiłki, na wypadek, gdyby dzielny lider nie posłuchał swego rozsądku i nie przejął się losem córeczki. A potem… część druga. -
Zawahała się na chwilę przyglądając się rozmówcy i spowazniała. - Renegocjacje umów z zewnątrz.
- Posrało cię Noda. Zdrowo. -
Heen zapalił papierosa. - Jak on się nie przejmie Nixx, to nas zajebie. Od razu, z miejsca. Zanim zdążysz pierdnąć, a wierzę, że w tym jesteś zawodowcem.
Śmierdziuszka obruszyła się.
- Poczekamy aż Ty się zestarzejesz i nie będziesz w pełni kontrolować swojego ciała - fochnęła, zataczając ręką gwałtowne kółko i wzbijając kolejną falę zapachu. - Nie zajebie. Mam parę haczyków na niego. Poza tym, Nixx cię nie zajebała, jesteś twardzielem. - Zarechotała złośliwie. - Ci, których przyprowadzi Sasha pomogą. Cheechee zostawię tobie.

Luc nie odzywał się. Wciąż palił papierosa wychylony lekko przez boczne okno.
- Ruszaj, synek, ruszaj. Nie mamy wieczności.
Wydmuchnął dym, poza tym reakcji zero.
- No? - ponagliła staruszka. - Na co czekasz, synek?
- Na wyjaśnienia. Z kim przyjdzie Sashka? Co to za haki wedle których nie zajebie nas jak ma w dupie los Nixx? Jak mam brać Sashke do robala i spadać, jak my będziemy w strażnicy, a ona na zewnątrz? Co to za bezpieczne miejsce? Mam tam się kisić, a ty będziesz wtedy co? Renegocjować? -
Rzucił kiepem przez okno. - Ja mam czas. Najwyżej wrócę do tunelów, zamienisz się miejscami z Nixx i spróbuję z jej wariantem. Raz mnie już zmanipulowałaś i posłużyłaś się jak młotkiem. Drugi raz to nie przejdzie.
- Nie ma wariantu Nixx, bo nie ma satelity. Robiła Cię w buca. -
Noda westchnęła i poprawiła na siedzeniu. Po czym sięgnęła po rąbek swoich szat i zaczęła je podciągać zgrubiałymi dłońmi. - Ale jak chcesz wariant Nixx, to droga wolna - zamruczała.
Lucifer nie odzywał się. Czekał.

Noda zwijała fałdy materiału rolując do góry wzdłuż patykowatych nóg z grubymi, nabrzmiałymi węzłami żył, obwisła skórą i ciemnymi plamami, które wyglądały jak blizny po wrzodach czy czyrakach. Na łydce miała przymocowane na skórzanym pasie 5 niewielkich pojemników.
- Zabezpieczenie numer jeden. - Wskazała na swoją nogę. - Widzisz, synek? - Sprawdziła czy Luc zwraca uwagę na to co pokazuje. By się upewnić nawet szturchnęła reportera. - Te cudeńka pomogą nam przekonać Lugo, by nas wysłuchał. On lubi dosadne rozwiązania. To jest dosadne. - Uśmiechnęła się bezzębnie.
- Zabezpieczenie numer dwa już widziałeś, no przynajmniej jego część. - Śmierdziuszka przyglądała się solosowi. - Te konstrukcje, tunele pod śmietniskiem ciągną się poprzez całe Chell. Umożliwiają tym co znają mapę na poruszanie bez bycia widzianym... - Przerwała na chwilę. - Słuchasz, synek? Zabezpieczenie numer trzy: wrogowie naszych wrogów są naszymi przyjaciółmi. Niezrzeszeni chcą przejąć Chell, ja robię jedynie za pośrednika. No i mediatora. Sasha poszła powiadomić niezrzeszonych, że czas na działanie. Od dawna czekaliśmy na okazję. Teraz się nadarzyła. Niezrzeszeni przejmą bazę Nixx, bez niej, nikt się nie będzie szczypał. Lugo zostanie z garstką swoich ludzi, bez obstawy pleców jakie gwarantowała mu Nixx. Niezrzeszeni i starsze dzieciaki przedostaną się tunelami by otoczyć wieżę Lugo, odcinając jego ludziom odwrót. Ja pójdę z nim pomówić, Ty też będziesz mieć chwilę by uzyskać to co Ci trzeba.
Stara pokiwała głową z zamyśleniem.
- Rewolucja już się zaczęła, my musimy tylko zdążyć w odpowiednim momencie. Więc jedź!

Lucifer jednak wciąż nie ruszał.
- Co jest w pojemnikach? - rzucił nie patrząc na staruszkę.
- Domowa mieszanka dobra na wszystko - Noda uśmiechnęła się - szczególnie na wywalanie różnych rzeczy w powietrze. - Machnęła dłońmi rozczapierzając powykręcane palce w bezgłośnym “BUM”.
- Aha. - Lucifer wciąż nie włączał silnika. - Wiesz, to mogło się nie udać. Nixx mogła mnie tak zmasakrować, że nie wykurowałbym się na transport, mogła nie wziąć mnie na kierowcę. Większość życia jeździłem na sprzęgu, mogłem nie poradzić sobie z tym transporterem. Mogła mnie zastrzelić tu w szoferce zanim ją obezwładniłem.
- Mogłeś też nie trafić do Chell a trafiłeś. -
Kkobiecinka pokręciła głową. - I co?
- To kurwa, że ty nie planujesz, ty jedziesz na chaotycznej nadziei, że jakoś to będzie. Ile ty masz do stracenia? Nic? Wóz albo przewóz? Ja cholera mam. Jak Lugo zechce nas zastrzelić, to ani te Twoje fiolki nie pomogą, albo wysadzisz mnie razem z nim i sobą. Anarchiści nic nie zdążą zrobić. Strzał w łeb i tyle. Słuchasz mnie babcia?
- Słucham, synek ale nie wiem czego. Marudzenia? -
Noda poprawiała ubranie z zaciętą miną. - I co? Podle Ciebie to niby co? Mam czekać aż z nieba spadnie manna, a Ty ściągniesz tu pomoc, rozwalisz Chell i odjedziesz na białym koniu? - Zaśmiała się pogardliwie, rozzłoszczona.
- Nie. Użyję mózgu. - Solos skrzywił się. - Nie podzielisz sił, atak wszystkimi na fabrykę. Ja będę w środku, oni wiedzą że jestem pieskiem Nixx, ale nie wiedzą że ją Ci wydałem. Zadbam by w czasie ataku nikt nie powiadomił Lugo łącznością krótkiego zasięgu. Po przejęciu fabryki pogadam z nim zdalnie że mam Nixx. Wymusimy jego ruch i wyjście jej na pomoc, nie będzie spodziewał się w co lezie.
- A Lugo nas otoczy? -
Noda nie wyglądała na przekonaną. - I co dalej? Jak długo przetrzymamy bez dostawy żarcia i wody? On będzie miał główne karty.
- On wpadnie w zasadzkę w drodze ze strażnicy do fabryki. Zamiast renegocjować kwestie dostaw i władzy w Chell z wkurwionym typem w pełni sił, będziesz renegocjować z typem mającym pistolet przy czole.

Przez chwilę dumała.
- A tę zasadzkę to kto? Ty będziesz dowodził?
- Zasadzka na Nixx wyszła wam nieźle. Ja nie jestem od dowodzenia.
- Ruszaj. Trzeba przejąć Sashę… -
mruknęła łaskawym tonem akceptując plan solosa.
- Gdzie? - spytał zapalając silnik i ruszając przed siebie.
- Z powrotem, koło miejsca przeładunku. - Zakręciła się sadowiąc się wygodniej na siedzeniu.

Ruszył.




Strefa wymiany w Chell, wczesne popołudnie
Śmierdziuszka pokierowała Luca nieco bardziej na zachód niż placyk, na którym tak niedawno odbierał przesył towaru z Nixx.
- O tam. - Wskazała pochylając się nieco za blisko jak na gust Luca.
“O tam” oznaczało kolejną górę śmieci ułożoną w wytworną piramidowieżę. U jej podnóża kręciło się kilka osóbek. Wszystkie zniknęły jak ręką machnął na dźwięk nadjeżdżającego pojazdu.
Lucowi zaskoczyło, że zapewne i ta wieża posiadała wejście do tunelu.
- No synek, pomóż mi… - nakazała staruszka sięgając ku klamce.
- Wybacz Noda, za krótko tu jestem… - w jego głosie dał się słyszeć faktyczny ton szczerych przeprosin. - Porzygam się, może zawołać Sashkę?
- Nie wyglądasz na takiego delikatnego -
cmoknęła głośno zassaną wargą - no to idź. Wołaj. Powiedz, żeś ode mnie.
Solos wysiadł z pojazdu i ruszył w kierunku konstrukcji ze śmieci. Odetchnął przy tym mocniej gdy oddalił się od pojazdu. Boże, jakżesz ona niemożebnie smierdziała. Zapach śmietniska przy tym, to była perfuma.
- Sasha!!! - wydarł się. - Noda w transporterze, pomóż jej!!
Po chwili chudzielec wypełzł spomiędzy sprasowanych kwadratów metalu i aluminium.
- Co się tak drzesz? - syknęła rozzłoszczona. - Ze skóry cię obdzierają?
Z nią zaczęły się przedzierać i inne sylwetki. Trzech chłopców i dziewuszka, którą Heen widział już wcześniej. Bawiła się z dala wygiętym prętem czy wężem.



Najstarszy z kompanów Sashy wyglądał na jakieś 18-19 lat. Każdy z młodych chellowców był uzbrojony w prowizoryczną broń.
- Obedrą. Jak nam się nie uda - mruknął sprawdzając oba rewolwery. - Idź po nią. I gdzie ci co mają szturmować fabrykę?
- Kto?! -
Sasha stanęła jak wryta wpatrując się w Luca wielkimi oczami. Najwyraźniej nie zrozumiała.
- No szturm na fabrykę Nixx, tak mówiła Noda.
- A to… -
machnęła ręką - … to oni. - Wskazła na stojący obok chłopców i małą dziewuszkę, która jak kot znajdowała się co i raz bliżej, gdy na nią nie patrzył. - Ale co z tym obdzieraniem?
- Lugo. Obedrze ze skóry. Jak już skończy z tą hałastrą. Czy wy sobie robicie jaja?!
- Jaja? Czemu?

Chłopak, ten najstarszy, podszedł bliżej, wyciągając dłoń na powitanie.
- Je...jee..jestem Sol.
- Cześć Sol -
Heen przywitał się. - Noda mówiła o anarchistach - ponownie zwrócił się do Sashy.
Dziewczyna pokiwała rozczochraną głową.
- Sol jest ich głównym no.. wodzącym.
Nastolatek uśmiechnął się błyskając ułamaną jedynką.
- Wła..wła..właśnie się zbie..bie.. bieramy. - Skinął Lucowi.
- Mam cholera złe przeczucia… Sasha skocz po Nodę… Sama nie wylezie z transportera a ja… - rozłożył ręce - no nie przemogę się.
- Ok. - Rozczochraniec ruszył z kopyta, a Heen niemal potknął się o malucha, który stał tuż obok niego zadzierając główkę do góry. Niewinne oczka, umorusana buźka, rączki złożone niewinnie za sobą.
- Cze..emu zzz..złe przeeee..czuczucia? - wyjąkał Sol.
- Nie ważne. Jak u was z uzbrojeniem? - Solos spytał Sola przyglądając się małej i na wszelki wypadek baczniej zwracając uwagę na swoje kieszenie.
Wyszczerzyła się ukazując potężne braki w uzębieniu. Ile mogła mieć lat?
- Maa..ammy to. - Wskazał na ich pręty zaostrzone i kawałki drewna ponabijanego metalem obserwując czujnie reakcję Heena.
- Żadnej broni palnej? Nic?
Sol roześmiał się głośno i palnął reportera po ramieniu:
- Zwarrr...zwa...zwarrr… - utknął i podjął na nowo - ..iowałeś? Z mo..o..o..tyką na słooo...ńce?
Drugi z towarzystwa podszedł i rzucił:
- Mamy dwa karabinki i trzy rewolwery. I coś specjalnego. Działko snajperskie - dokończył ze słyszalną dumą.
- Działko snajperskie… - Luc zastanowił się nad czymś. - Działko snajperskie… pięknie. Dorzućcie jeszcze to. - Wyjął z kieszeni rewolwer jaki dała mu Nixx. - Zawsze coś więcej.
Po broń wyciągnęła łapki dziewuszka.
- Ja! - mruknęła natarczywie.
- To ty mała nie od tej snajperki? - solos zdziwił się grzecznie. Pomysł dawania jej broni prawie postawił mu włosy na głowie.
Dziewuszka roześmiała się radośnie i pokręciła łepetynką.
- Nieeeeeeeee - zasepleniła nadal wyciągając brudne łapki.
- Brianna, ty na zwiad jak zwykle. Nie musisz mieć broni - zakomenderował w końcu stojący do tej pory cicho chłopak. I sam postąpił do przodu by odebrać rewolwer od Luca.
- Ilu was jest? - Heen zwrócił się na powrót do jąkały mrugając przy tym do dziewczynki.
Lekko naburmuszona nie odwzajemniła mruknięcia wpatrując się jednak w solosa.
- Dwuu...uuu dziestu - odparł chłopak a zza pleców Lucifera dobiegło go znajome szuranie, na które solos wziął spory haust smrodu śmietniska, zanim nie będzie już czym oddychać.
- Nie mówcie mi kurwa, żeście się przyzwyczaili do tego sztynku… - mruknął odwracając się do Nody.
Cała trójka wybuchła krótkim śmiechem, a Brianna widząc ich reakcję zaczęła ich naśladować chichotając jak nakręcane zabawki.
- Nie da się.
- To tajna sztuczka Sashy. Jestem Al -
wyciągnął rękę do powitania, ten co odbierał broń. Solos wzdrygnął się na to imię.
- A ja Zach. - Kolejny anarchista przekonawszy się nieco do reportera dokonał prezentacji.
- Lucifer.

- No dobrze, wysokiej kulturze stało się zadość -
zamarudziła nadchodząca staruszka. - Koniec popierdówy. - Machnęła w kierunku Heena. - Ten synek ma plan. W teorii ma ten plan nawet ręce i nogi - zachrypiała śmiejąc się. - No, śliczny, mów.
- A co z naszym planem nie tak? -
zdziwił się Zach.
- To… - Luc wskazał obrożę założoną przez Nixx - jest markerem oznaczającym mnie jako slave’a córki Lugo. Gnoje z fabryki widzieli że spieprzam z nią z miejsca waszej zasadzki przy silosie. Widywali mnie, nie ufają, nie mam tam kumpli, ale w obecnym chaosie uwierzą, że Nixx przysłała mnie chroniąc się u Lugo. Wejdę tam i zabezpieczę komunikację ze strażnicą. Zastrzelę przy tym jednego, może dwóch nie spodziewających się niczego. - Heen spojrzał na Sola. - Zaatakujecie wszystkimi siłami fabrykę ze mną odcinającym ich od łączności i robiącym zadymę od wewnątrz. Większa szansa na sukces, mniejsze straty.
Jąkała spojrzał uważnie na solosa:
- A jaa-aaką gwa-aara-ncję maaaamy, żeee ni-i-ieee w… - zaciął się tym razem na dłużej. Widać było wyraźny wysiłek na jego twarzy, gdy blokada nie pozwalała mu się płynnie wypowiedzieć. - Niee-eee dasz iimm znać?
- Bo gdybym chciał im dać znac, to Noda gniłaby w tunelach z kulka w czole, a ja z Nixx czekałbym w fabryce na wasz samobójczy atak?
- On jest ok, Sol -
bogata rekomendacja wyszła z ust Sashy. Chłopak z blizną przeniósł na nią na chwilę wzrok.
Jego otwarta i przyjacielska twarz nie zmieniła swego pogodnego wyrazu.
- Jee-śli jesteeeś od Nik-k-k-x, il-le lu...uuudzi w śro...odku? - spytał.
- Czterech kręcilo się przed wejściem i na eeee… kurde… jadalni? Kanciapie? - Luc urwał szukając słowa. - W kantynie. Dwójka przy wejściu do tunelu, jeden przy wejściu do laboratorium i dwójka w nim. Nie wiem ilu wykończyliście przed silosem. A i ktoś z was widział Cheechee w łaziku? Macie tu oczy i uszy. Ta dziewczyna, Azjatka ze szramami na ryju co jest cynglem Nixx.
- Mhm -
mruknął Sol.
- Cheechee? Ostatnio jechała do Lugo - mruknął Al.
- Kurwa… to może skomplikować następne posunięcie… - Luc zafrasował się. Nie do końca rozumiał co dziewczyną mogło kierować. Gdyby dzięki jej informacjom i pomocy Lugo ogarnął sytuację i Nixx odzyskałaby wolność, wariatka i tak mogłaby się na niej mścić. Z drugiej strony akcja Lucifera była tak szalona, że Azjatka mogła uznać iż nie ma wyboru nie chcąc w to brnąć dalej.
- Kiedy będziecie gotowi? - Spytał tocząc wzrokiem po trzech chłopakach.
- Możemy ruszać i teraz - Zach oznajmił niecierpliwie. - A Ty?
Solos wzruszył ramionami.
- Ja w każdej chwili. Musze tam tylko dotrzeć sam, a wy wchodzicie na strzały. Lub jeżeli ich nie będzie, to piętnaście minut po mnie.
- Czekaj tylko zsynchronizujmy zegarki -
zachichotała Noda ironicznie.
Anarchiści parsknęli śmiechem, łącznie z małą Brianną, która chyba niewiele rozumiała jeszcze ale bardzo chciała być częścią tłumku.
- Ooo-ok - Sol zająkał. - Trrz-zz-zzeeba uuu-ustalić zna-aak.
- Dowcip-kurwa-pnisie... -
Lucifer skrzywił się. - Na Filipinach na dopalaczach planowaliśmy co do sekundy, a kwadrans to… - Machnął ręką zrezygnowany. Ta hałastra była straszna. Miał nadzieję, że dla wroga tak samo jak dla sojusznika, który ich poznał. - Znak. Strzały. Nie usłyszycie, to wchodzicie po kwadransie, od momentu gdy wejdę do fabryki - powtórzył.
- Daaa-my rra-ra-radę - Sol potwierdził z pewnością wypisaną na przyjacielskim obliczu. - Zbier-ra-rać się - rzucił do reszty.

Wymiotło ich. Młodzi byli ewidentnie nastawieni na działanie. Brianna zamajtała bosymi stopami, biegnąc za nimi.
- Zabierz ze sobą Sashę - Noda odwróciła się do Heena - wyrzucisz ją w pobliżu fabryki. Zaczeka na nas na miejscu.
- Nie wyrzucę, bo idę pieszo. Może iść ze mną. -
Solos spojrzał na staruszkę. - Transporter spalony, tego zapachu nie da się zabić. Nie mogę w nim tam pojechać, bo cię wyczują.
- Ah... -
Nodda jakoś nie przejęła się specjalnie docinkiem. - To zabierzemy go do chłopców. Zawsze to coś jechać niż iść. No, ruszajcie. - ponagliła.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 26-02-2017 o 11:53.
Leoncoeur jest offline  
Stary 03-01-2017, 19:19   #42
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Hi boys! vol. 1




Fabryka Nixx w Chell, popołudnie
Sasha dreptała obok Luca bez słowa prowadząc go w stronę siedziby Nixx opłotkami. W zasadzie reporter sam stracił orientację co w tej okolicy jest śmietniskiem, a co skrótem. Po kolejnym piętrzącym się wysypisku zdał się w pełni na swoją przewodniczkę.
Rozczochraniec w końcu przystanął i wskazał za róg kolejnego zakrętu.
- Tam. - Spojrzała na Heena spod nastroszonej szopy sztywnych włosów. - Iść z tobą?
- Zostań tu i czekaj na resztę. Znają Cię. Jak będziesz ze mną to mogą coś podejrzewać.
- Ok -
zgodziła się dziewczyna kiwając głową. - Bądź ostrożny - dodała jakoś płasko.
- Taaa... - Luc był sceptyczny. - Tylko nie spóźnijcie się… - Wspomniał informacje o Cheechee u Lugo i komunikacji między strażnicą, a fabryką. - Trzymaj się Sasha.
Wyszedł za róg i zaczął iść w kierunku fabryki.

Zaszedł nieco dalej niż podejrzewał czy planował w tej misji kamikadze nim obstawa Nixx go namierzyła i rzuciła się ku niemu. Dwójka ludzi ostrożnie rozglądając się wokół ruszyła lekkim truchtem w kierunku nadchodzącego solosa. Przystanęli około pięciuset metró przed wejściem do fabryki z wycelowaną w niego bronią, na co on uniósł ręce lekko by były na widoku i dalej szedł ku nim tym samym tempem.
- Zatrzymaj się! - padło polecenie od jednego ze strażników. - Gdzie Nixx? Cheechee? Reszta?
- Z Nixx okey, Cheechee nie wiem. Spierdoliliśmy przy ataku. Kto wrócił? Macie wody? -
Luc nie zwolnił.
- Gdzie Nixx? - pierwszy powtórzył pytanie.
- Zatrzymaj się! - drugi rzucił ponownie zdecydowanie mniej opanowanym tonem. - Bo strzelam!
Luc patrzył na obu oceniając ich emocje. Zwolnił, ale nie zatrzymał się.
- Ochujeliiście do szczętu? - Wydawał się być zdziwiony. - Mam się z nią skontaktować z fabryki. Kto wrócił z zasadzki po wymianie?
- Gdzie? Jest? NIXX? -
poddenerwowany ochroniarz wykrzykiwał pytania.
- A skąd mam kurwa wiedzieć? - warknął Lucifer. - Wyjebała mnie z transportera bym obczaił kto wrócił z tej jatki przy silosie i dał jej raport zdalnie z fabryki. Ma krótkofalówkę w robalu. Pewnie pojechała do Lugo, lub nie wiem gdzie. Ja tu jestem kurwa parę dni dopiero. Macie wodę?
- Ok, ok -
drugi ze strażników nieco spokojniejszy łagodził sytuację słysząc wyjaśnienia Heena. - Co z transportem? - pytał jeszcze wciąż celując w reportera.
- No jechał… nie oberwaliśmy. Spierdoliłem jak tylko się zaczęło i napierdalali w poduszkowce. Przyczepa odpadła, ale jak idzie wam o ładunek na nim, to był cały jak się rozstawaliśmy.
- Czyli Nixx zabrała go do Lugo? -
dopytywał jeszcze ale prostował się z wolna i opuszczał broń. Dawał przy tym sygnał swojemu zjeżonemu koledze.
- Tak mi sie wydaje, nie spowiadała się - Heen skrzywił sie lekko. - Lepiej wiecie czy ma jakieś inne kryjówki w Chell. - Heen powoli zaczął znów iść w ich kierunku. - Chyba niepokoiła się, czy jak jebli w transport gdy większość ludzi była w nim, to czy nie pizdnęli ledwo bronionej fabryki. Może być u Lugo, może czekać na kontakt by wrócić tu, mam jej powiedzieć na krótkofali co tu się dzieje. Kurwa dajcie wody idę z godzinę.
- Dobra. Chodź. Woda jest w kantynie. -
“Spokojny” zabezpieczył broń i wsunał za pasek. Jego kumpel jednak wciąż łypał nieufnie na Luca.

Obaj zaczekali tak by zrównał się z nimi i wzięli go pomiędzy siebie.
- Ilu ich było? - wypytywał “Spokojny”.
- Nie wiem, jakbym ogarniał to pewnie byśmy tam zostali… - Solos pokręcił głową. - Pierdolony bałag… - Spojrzał zaskoczony na tego spokojniejszego. - Zaraz… Chcesz mi powiedzieć że nikt nie wrócił?!?!
- Nie. -
Pokręcił głową zaniepokojny sytuacją. - Pospiesz się. Trzeba skontaktować się z Nixx.
Pociągnął Heena za ramię by przyspieszyć.

Resztę dystanu pokonali niemal truchtem. Przy wejściu do fabryki dołączyła do nich kolejna dwójka i cała seria pytań powtórzyła się na nowo.
Tym razem przerwał ją “Spokojny” nakazując podać Lucowi wody.
- Masz. - Podrzucił mu pojemnik z płynem. - Chodźmy. - Wskazał Heenowi znaną drogę do biura blondyny.
Heen zaczął łapczywie pić. Nie udawał faktycznie pił ostatnio dopiero przed akcją.
- Ilu nas zostało w tym pierdolniku? - spytał gdy odessał się w końcu od wody.
- Tyle samo co zawsze. - Spokojny ruszył ku schodom wymuszając na reporterze ruch. - Lugo powinien przysłać posiłki. - Pokręcił głową jakby sam do siebie.
- Może przyśle, może nie? - Heen wzruszył ramionami. - To już między nim a Nixx, ja się wolę w ich akcje nie wpieprzać.
- Dobra -
pokiwał głową - właź i nawiązuj kontakt z Nixx.
Strażnik stanął przed drzwiami do gabinetu blondyny.
- Jak? Ja się nie znam na tym sprzęcie! Ktoś musi ją wywołać czy nacelować, czy jak to się tym robi.
Facet zaklął.
- Kurwa! Nie wyjaśniła Ci? - zapytał z niedowierzaniem, otwierając drzwi do gabinetu. Po skroni zaczęły spływać mu krople potu. - Ja pierdolę…

Podszedł do biurka i zaczął je przeszukiwać otwierając zamaszyście szuflady.
Wyciągnął wielką krótkofalówkę z przedostatniej z nich. Przez chwilę wpatrywał się z sprzęt z niejakim obrzydzeniem wymalowanym na twarzy.
- Nie ma tu nikogo kto potrafi to obsługiwać? Kurwa… mogła pomyśleć że potrafię - solos powiedział lekko zrezygnowany podchodząc do ‘Spokojnego’ i wyciągając lewą rękę do niego po krótkofalę. Urządzenie miało jak to krótkofalówki, kilkanaście przycisków, jakieś pokrętło i krótką, rozkładaną antenkę.



- Nie wiem. Raczej nikt. - Spokojny próbował myśleć, ale stres zaczynał go najwyraźniej zjadać.
- No dobra… - Lucifer wyciągnął rewolwer i wycelował mu w głowę. - Na mój strzał ze dwudziestu typów zrobi tu rozpierduche. Albo zginiesz i zacznie się teraz, albo przeżyjesz, a ja wezmę jeszcze paru Twoich kumpli żywcem zanim się zacznie.
- CO JEST KURWA GRANE?! -
Spokojny przestał być spokojny do imentu. Krople potu zrosiły gęsto jego czoło. - COŚ ZROBIŁ NIXX? - wydarł się wściekle gdy dodał paranoicznie dwa do dwóch.
- Żyje. - Lucifer ustawił się tak, by mieć pod kontrolą drzwi. - Nikt nie musi ginąć. Broń na stół, łapy w górę, morda w kubeł. Albo kula w łeb. Masz trzy sekundy.
- Ja pierdolę, ja pierdolę -
były Spokojny zaciął się na jednej myśli. Powoli sięgnął po broń by odłożyć ją na biurko drżącymi rękami. - Wiesz, że się z tego nie wywiniesz? - Spojrzał na Heena gęsto mrugając gdy pot spływał po skroni w kierunku kącików oczu.
- Zapewne. Kładź się na ziemi twarzą do gleby.
- Jeszcze masz szansę przemyśleć co robisz. -
Próbował przekonać reportera drżącym głosem. - Nixx nie pozwoli Ci zrobić krzywdy - mruknął gdy układał się na ziemi.
- Aha. - Luc pochylił się i pieprznął kolbą rewolweru w jego łeb by go ogłuszyć. Nie był delikatny, uważał tylko by nie przesadzić i nie zabić.
Szybko skrępował go jego własnym paskiem po czym wziął leżącego na biurku glocka i wsadził za spodnie z tyłu rewolwer na powrót wkładając do kieszeni. Poprawił koszulkę by zakrywała gnata, wziął krótkofalówkę w rękę i wyszedł z biura kierując się do laboratorium.

O dziwo, nikt go nie zatrzymywał.
Dotarł do drzwi labu przeskakując po dwa stopnie na raz.
Ze środka dobiegły dźwięki otwierania zamka i w drzwiach pojawiła się sylwetka ochroniarza, jakiego Luc widział w tym samym miejscu odwiedzając je kilka dni temu z Cheechee.
- Czego? - zapytał wdzięcznie zawalidroga.
- Lab w porządku Nixx - Luc powiedział do krótkofalówki. - Chujnia jest - odezwał się do ochroniarza. - Jakaś jebana rewolucja w Chell. Pracownicy nic nie odpierdalali?
- Nie -
ochroniarz omiatał niespokojnym spojrzeniem Heena. - Gdzie Nixx?
- U Lugo, po ataku na konwój pojechała do tatka. Dobra, lecę dalej. Miej oko na tych tutaj, anarchy mogą mieć wtyki. -
Luc odwrócił się od ochroniarza kierując się do schodów.
Strażnik zaklął.
- Widziałem… - mruknał. - Dobra, co z resztą? Nie spieprzyli?
- Na razie jeszcze usta mamy wyżej poziomu gówna. Nie spuszczaj oka z lab, Nixx pierdolca dostaje na tym punkcie -
Luc rzucił wychodząc. - W sumie się nie dziwię - mruknął jeszcze by ochroniarz go słyszał. Skierował się ku schodom w dół.
- Czemu się nie dziwisz, co? - Ochroniarz wystąpił kilka kroków poza lab.
- Nooo... - solos obrócił się jakby zaskoczony - lab, towar, wymiana…? Przecież jakby tu coś jebło to masakra jakaś.
- A… -
strażnik wyglądał na rozczarowanego. - Tak… no dobra. A, słuchaj! - zatrzymał jeszcze Heena. - Nixx mówiła, kiedy przyjedzie z posiłkami?
- Naradza się z Lugo -
solos uniósł krótkofalówkę wymownym gestem - mam czekać na info. - Zaczął schodzić po schodach idąc na zewnątrz.

Wyszedł spoglądając na trzech strażników rozglądających się czujnie. Byli mocno spięci i nabuzowani.
- Panowie jest źle… - Potarł krótkofalówką czoło. - Anarchy jebły transport, to pewnie wiecie, właśnie oblegają Lugo. Nixx mówiła by iść mu na pomoc, ilu mamy ludzi?
- Nie ma jak! -
rzucił jeden - nie mamy tyle ludzi! Jeśli wyślemy do Lugo, nie zostanie tutaj więcej niż dwóch!
- Nie ma opcji. To może być pułapka…
- Jeśli tutaj zostaniemy to odetną nas zaraz po tym jak załatwią Lugo.

Trójka zaczęła dyskusję między sobą.
- Kurwa, panowie! - Lucifer jęknął. - Ja też wolałbym tu siedzieć niż wyściubiać nos. - Wskazał na krótkofalę. - Są tam w strefie jebanej wojny, skurwiele rzucili na strażnicę chyba wszystko. Nie wiem, Nixx mówiła o odprawie za kilka minut. Zbierzcie wszystkich z parteru w kanciapie, tam zdalnie z nią sie naradzimy. Jeden niech zostanie tu. Jak walą w Lugo nam chwilowo nic nie grozi.
- Dobra, a Ty co? -
Ruszyli by spełnić polecenie. Nawykli najwyraźniej do roli wykonujących rozkazy niż głównodowodzących. - Za ile będziesz?
- Odpryskam się i spróbuję tu nawiązać łączność. Lepszy zasięg. Jak złapie tu to nie zerwie w budynku. Fale są słabsze na parterze. Pewnie dlatego Nixx biuro zrobiła na piętrze. -
Lucifer spojrzał na krótkofalę. - Niby Sheefdorf pisał że to nie ma znaczenia, ale z drugiej strony De Faucalt pierdolił o momentach stykowych fal… - solos zastanawiał się nad czymś przez chwilę.
Ochroniarze mieli miny jak zobaczyli obcego.
- Co? Jakie fale?
- Dobra nie pierdol, jebako, zabieraj się do roboty! -
ponaglił najmniej cierpliwy z całej trójki. - My idziemy.

Lucifer faktycznie odsikał się na pryzmę smieci, po czym gmerając w krótkofali zblizył sie do pozostałego na zewnątrz strażnika.
- Jak ten czas leci… ile minęło zanim tu wpadłem? Mnie się zdaje przy tym mętliku jakby to było z godzinę.
- Wpadłeś? Że wróciłeś? -
Ostatni z obecnych z obstawy Nixx sprawiał wrażenie ospałego osiłka. Nie był typem myśliciela.
- Ta, jak wróciłem.
- Nie. Godzinę nie. Parę minut. -
Zastanowił się wpatrując w niebo. - Jakiś kwadrans czy coś koło tego. - Znowu spojrzał na Heena.
- No kurwa, a dzieje się, że jakby godzina. Masz fajka? Jak mi dasz to zanim wyjdziemy przemycę ci Guinnessa z lodówki Nixx, pójdzie na mnie.
Prostolinijny koleś nie miał zbyt wielkich wymagań.
- Chuj wie, co za chwilę się podzieje w tym syfie. - Wyciągał zmiętą paczkę fajek Lucky Strike, a Luc zacisnął dłoń na lufie rewolweru w kieszeni. Nagle wskazał coś krótkofalówką na przedpolu fabryki, korzystając z tego, że typ gmerał w poszukiwaniu fajek.
- Ty, to jeden z naszych? Z konwoju?
Fan ciemnego piwa odwrócił się gwałtownie we wskazanym kierunku przysłaniając oczy dłonią.
- Gdzie? - zaczął obserwację próbując odnaleźć zagubionego człowieka.
- W dupie… - rzucił Heen przypieprzając mu z całej siły w skroń kolbą wyciągniętego rewolweru.
Wielki chłop zamajtał się na nogach wahadłowym ruchem ale ustał próbując zogniskować spojrzenie na Heenie:
- Co...kurwa…. - spytał jeszcze próbując ruszyć na reportera lekko zamroczony.
Ten poprawił drugim ciosem zaskoczony tym, że sukinsyn nie padł jak kłoda. Już wcześniej nie patyczkował się uznając, że w razie czego jedna ofiara śmiertelna nie będzie większym problemem. Teraz uderzył już bez żadnych kalkulacji.
Tym razem usłyszał głuchy trzask i w miejscu uderzenia rozkwitła plama krwi. Ochroniarz wpatrywał się w niego tępo przez chwilę by zwalić się bezwładnie z niejakim zaskoczeniem na twarzy. Paczka Lucky Strike’ów upadła niedaleko jego dłoni.
Luc kątem oka zaś dojrzał niedaleko niedużą postać wystawiającą ciemny łebek zza zwalonych śmieci. Schylił się po upuszczoną paczkę fajek, wyciągnął jednego i odpalił.
- Wołaj resztę Bri, jest w porządku, siedzą w jednym pomieszczeniu.
Bruneteczka zniknęła.

Po chwili przemykając ku wejściu fabryki pojawiła się ekipa Sola.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 26-02-2017 o 11:54.
Leoncoeur jest offline  
Stary 20-01-2017, 22:54   #43
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
- Nononono i cooo? – uśmiechnięty Sol przemknął ostrożnie ku Heenowi, wciąż nie mogąc się opędzić od uczucia niepewności i ostrożności – Jak sytuacja? Ser..rrrrr...io siec.. siec... siedzą w jednyyyyym pokpokpokoju? – nastolatek nie mógł uwierzyć w taki łut szczęścia. Reszta ekipy nerwowo przestępowała z nogi na nogę, nie chcąc wdawać się w gadki na terenie wroga.
- Chodźmy już – mruknął jeden z chłopaków Sola.

Faktycznie nie było na co czekać. Młodzi pognali za solosem, obstawiając wejście do fabryki Nixx, schody, wejście do kantyny i samą kantynę, w której zwyczajowo dyżurowały dwie osoby. Nimi zajęła się dwójka ludzi Sola. Reszta ruszyła ku wejściu do kanciapy ochroniarzy i obsługi. Sasha zamknęła drzwi do kantyny, by zagłuszyć ewentualne hałasy. Rozglądała się przy tym z ciekawością jakby przyglądając się dawno niewidzianemu miejscu.

Przed samymi drzwiami do kanciapy Sol wyszeptał:
- Wy..wy..wywołaaajmy ich... o-odłowimy po je je jednym. – spojrzał na Heena i zaczął odliczać od czterech na palcach.

Luc szybko dokonał niezbędnych oszacowań w myślach. Biorąc pod uwagę rozkład pomieszczeń fabryki, kanciapa obsługi nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia parę metrów kwadratowych. Pięć osób w środku jeśli dobrze liczył.

I jedno wyjście...
 
corax jest offline  
Stary 24-01-2017, 14:46   #44
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Hi Boys! vol. 2




Fabryka Nixx w Chell, popołudnie
Spojrzenie Lucifera przesunęło się po sojuszniczej hordzie.
- Opatrzcie tego wielkoluda na zewnątrz i jak będzie możliwość to chciałbym zakończyć to bezkrwawo - szepnął wlepiając spojrzenie w Sola.
- Aaa-ha - chłopak skinął głową - a-aa-aa jak? Za-za zaśpiewasz im?
- Niegłupie - mruknął Heen w odpowiedzi. - Broń w pogotowiu. I zabezpieczcie schody, na górze w laboratorium jest jeden typ.
Zbliżył się do drzwi kanciapy i uchylił je aby zajrzeć do środka, nie wchodził jednak spoglądając jedynie na ludzi Nixx. Dwójka siedziała przy stoliku, rozmawiając dość swobodnie i wymieniając się co chwila otwartą konserwą, której zawartość wydłubywali łakomie nożem.
Jeden facet, najstarszy, siedział okrakiem na siedzisku i wydmuchiwał smętnie siwy dym. Kolejnych dwóch siedziało opodal żując coś z zacięciem jakby na wyścigi i wpatrując się z uwaga w podłogę. Kolejny rzut oka ukazał dwa karaluchy pełznące pomiędzy ścieżkami śmieci.
- Ok, najważniejsze to zachować zimną krew. - Stojąc w drzwiach solos zwrócił się do czekających na nowe wieści cyngli Nixx. - Reagowanie impulsywne bez przemyślenia sprawy to najkrótsza droga do wyłapania kulki. Także chillujemy. Mam coś do przekazania - Luc niezobowiązująco machnął krótkofalówką - ale ważna sprawa, w spokoju wysłuchacie do końca, tak?
- Jakiej kulki?
- Co to za pierdoły?
- Przekazania od kogo? -
konkretne pytanie padło od kolesia-samotnika.
Dwójka od konserwy wstała bez słowa porzucając najwyraźniej rzadki przysmak. Ruszyli powoli w stronę Heena przypominając nieco dwa automaty.
Solos wyciągnął szybkim ruchem rewolwer i wycelował w jednego z nich.
- Bez zbędnych ruchów, nikt nie musi ginąć. Mam Nixx, tylko ja wiem gdzie ona jest, a tu jest dwudziestu kolegów-anarchistów. Na strzelanie się będzie czas jak taka wola, najpierw chce przedstawić propozycję.
- Co?! -
Dwójka fascynatów karluszych wyścigów wywaliła oczy na Lucifera. Przez chwilę widać było, że walczą w nich zaskoczenie i niedowierzanie. - Jak to masz Nixx? Pojebało cię od nadmiaru miłości szefowej? - zarechotali radośnie.
- Skąd by się tu anarchiści wzięli? Na główkę upadłeś?

Pozostała dwójka wstrzymała się na chwilę by ruszyć na boki, rozchodząc się nieco.
- Co to za propozycja? - zaśmiał się cicho samotnik.
- Wychodze z Chell, tą kurwę zabieram ze sobą. Rozjebanie jej ryja i przetrącenie nóg to za małe podziękowanie za jej amory. Zapewnię jej atrakcje w nNY. Lugo jak będzie mądry to przeżyje ten pucz. - Solos cofnął się nieco uważając na tych dwóch co z początku na niego ruszyli. - Poddacie się to będziecie żyć i któryś z was przejmie nadzór nad fabryką w miejsce szefowej. Będziecie chcieli na ostro, to wrzucimy tu parę granatów, a chłopaki tu mają w razie co broń automatyczną. Ot krótka piłka.
- I to jest propozycja? - zakpił jeden z karaluchowców. - Albo zginąć teraz, albo zginąć później? Zawsze większa szansa, że wyciśniemy z ciebie, gdzie jest Nixx.
- Taaa, jeśli faktycznie ją masz a nie jest u Lugo.

Dwójka znów ruszyła powoli w stronę Heena, Samotnik się podniósł nieco kolebiąc na boki.
- Mam ją. Stój kurwa w spokoju. - Spojrzał na jednego ze ‘spacerowiczów’. - Nie chcę was zabijać, ale starczy mi że choćby próbowałem załatwić to bezkrwawo, reszta to wasza decyzja. Jeden związany na górze. Duży dostał w łeb na zewnątrz mam nadzieję, że się wyliże. Kolo w laboratorium sam, pewnie się podda. Ktoś jeszcze chce przeżyć, to broń pod ścianę i wychodzić pojedynczo. A jak nie to pierdolę to, jeszcze krok i kula w łeb.

Heen nie spodziewał się aż tak gwałtownej reakcji. Dwójka najbliżej nieco się powstrzymała, za to dwójka od robali nie wyglądała na przekonaną. Twarze mężczyzn wykrzywił strach i determinacja. Sięgnęli ku broni i wycelowując ją w solosa sięgnęli po siedziska by skryć się za nimi.
- Stójcie! - ostrzegawczy okrzyk samotnika przeminął bez echa.
Przynajmniej echa w reakcji na jego słowa, bo końcówka krzyku zlała się z wystrzałem. Kula z rewolweru Lucifera trafiła jednego z sięgających po broń. Czy śmiertelnie tego solos już nie zarejestrował bo równocześnie z oddaniem strzału rzucił się w tył chroniąc się za progiem w który walnęły dwa pociski kolegi postrzelonego.

- Przygotujcie się i dajcie mi karabin - Luc przyklejony do ściany rzucił do Sola.
Ekipa spięta i skoncentrowana, ustawiona była po dwóch stronach drzwi tuż za nReporterem. Nie trzeba było im powtarzać dwa razy. Zastępca Sola podał Heenowi krótki karabinek, jednocześnie zezując w kierunku wejścia za którym ludzie Nixx kreowali spory rozgardiasz.
- Na trzy? - spytał podniesionym szeptem, gdy z kanciapy dobiegały wściekłe krzyki bólu i próby ustalenia pozycji napastników.
- Co na trzy? - Luc spytał przeładowując. - Uważajcie na tego w laboratorium.
Nie ryzykował wychyleniem się, zamiast tego włożył jedynie karabinek do środka i puścił po wnętrzu, na ślepo, na wysokości pasa, długą dziesięcio-pociskową serię. Od równolegle do ściany, na szeroko, aż po widoczną z jego perspektywy część pomieszczenia.
Z wewnątrz poleciały przekleństwa i odgłosy padania, gwałtownego przesuwania sprzętów. Szybko jednak ucichły. W powietrzu przebrzmiały też odgłosy wystrzałów.
Dwójka ludzi Sola bez słowa ustawiła się za kolegami obstawiającymi schody na poziom I.
Sol wskazał Heenowi gestem by obserwował i miał go na oku. Pokiwał swojemu kumplowi i obaj w niewygodnym pół przysiadzie posunęli się ku drzwiom. Najwyrażniej planowali szybki rzut okiem za róg pomieszczenia.
- Nie wychylajcie się, bo was postrzelą - wycedził solos, po czym krzyknął do środka kanciapy: - Kurwa, ja nie żartuję. Ostatnia szansa, potem was zajebiemy. Popierdoliło was jebani samobójcy?! Broń pod ścianę!
- Nie Ty to Lugo -
zabrzmiało w odpowiedzi. - Jakie gwara…. - pytanie zostało przerwane wystrzałem w środku. Sol spojrzał zaskoczony na Luca. Machnął na zastępcę, który przekazał mu granat i z uśmiechem wzruszył ramionami spoglądając na Heena.
Odbezpieczył, wziął zamach…
Solos nauczony doświadczeniem wstrzymał chłopaka gestem. Granaty miały to do siebie, że dowcipnisie będący celem mogli czasem pokusić się o odrzucanie wybuchowych prezentów. Wystawiając palce lewej ręki Lucifer poruszał ustami w bezgłośnym “raz… dwa… trzy...” po czym dał znak by Sol wrzucał prezencik do środka.
Uśmiechnięty jąkała zatoczył ręką oszczędny łuk od dołu tak by nie wystawić się na potencjalny strzał. Granat potoczył się z lekkim grzechotem i zakręcił. Wybuch zabrzmiał chwilę po tym jak Sol zasłaniając głowę wrócił na swoją początkową, przykucniętą pozycję.



W normalnych warunkach to co miało nastąpić dalej to rutyna.
Odpalało się ‘Sandiego’ jeszcze przy zwalnianiu zawleczki i wparowywało zaraz po eksplozji dobijając klientów krótkimi seriami sprzęgniętej broni złączem. Dla dwóch operatorów Arasaki rozsmarowanie w ten sposób nawet całego plutonu stacjonującej w koszarach, regularnej milicji na Filipinach było czymś zupełnie zwyczajnym. Problem w tym, że Lucifer nie mógł liczyć ani na dopalacz neuralny ani na sprzęg z karabinem.
Działać jednak musiał, chwila była kluczowa.
Wychylił się lekko zza progu aby szybkimi trzypociskowymi seriami omiatać sylwetki zdradzające jakąkolwiek chęć do zbyt żwawych ruchów. Takich chętnych jednak było już niewielu. Został jeden, który wyraźnie był równie wytrzymały co jego ulubione zwierzątka domowe. Wymierzył w Luca chowając się przykucnięty za jednym z prowizorycznych siedzisk, solos był jednak szybszy. Trójpociskowa seria rozbrzmiała w skatowanym granatem pomieszczeniu i przeszyła ramię i bark obrońcy fabryki, który wystawił się zbyt mocno. Wrzask bólu i wściekłości wypełnił na chwilę kanciapę. Niedaleko od strzelającego Heena leżał kolejny mężczyzna, jego kaszel zlał się z wrzaskami postrzelonego.
Koleś, który odruchowo upuścił rewolwer, schował się za swój punkt ochrony kilka sekund przed tym nim do środka wpadł Sol i jego zastępca, ostrzeliwując pomieszczenie niskimi pociągnięciami.
- Wstawaj. Powoli! - warknął Heen do postrzelonego wciąż skulony i czujny, gotowy do strzału, jednocześnie dał znaki anarchistom by uważali, ale nie dobijali rannych.
- Nic… nie rozumiesz - odkrzyczał z bólem. - Nie.. nie.. nie ma odwrotu.
- Jakiego. Kurwa. Odwrotu? -
solos wycedził ze złością. - Wstawaj. Powoli.
- Lugo albo Nixx… wszy...stko jedno, które. Za..zabije mnie. -
za siedziskiem rozległo się szuranie.
Sol cmoknął niecierpliwie gotowiąc się do strzału.
- Pieee...eeee.przee-enie!
- Nope. Nie zabiją. -
Luc przestawił ogień na ciągły i zaczął pruć w kierunku skrzyni za która krył się cyngiel Nixx, szedł przy tym w jego kierunku. Ostatnie kule władował już w łeb człowieka widoczny przez roztrzaskana osłonę.
Aż do kliku oznajmiającego koniec amunicji.
- Głupio by było, gdyby przeżył akurat ten co to sprokurował - mruknął rzucając pusty karabinek zastępcy Sola. - Sprawdźcie czy któryś z nich żyje.
Anarchiści błyskawicznie rozpełźli się po kanciapie by w końcu zawołać, gdy jeden z nich stanął nad niedawno kaszlącym rannym.
- Jest jeden. - Al stał nad rzężącym przygotowując się do strzału. Solos zbliżył się z odbezpieczonym rewolwerem na który zamienił oddany automat. Przyklęknął przy mężczyźnie.
Z kącika ust rannego sączyła się krew z pęcherzykami powietrza. Spojrzał nieprzytomnie na solosa, spojrzenie mu pływało.
Chrapliwy, płytki oddech nie pozwalał na wiele.
- Sasha! - Luc zawołał w kierunku drzwi i spojrzał na Sola. - Opatrzcie go, postarajcie się go skleić do kupy, gdzieś tu powinny być jakieś speedhealery, Cheechee skądś wytrzasnęła dla mnie. Ja skoczę do tego w lab.

Czupiradło podeszła do leżącego i przyjrzała się mu kucając obok. Gwałtownym ruchem rozdarła koszulę na pacjencie.
Zanim Luc wypadł z kanciapy dotarło do niego jej krótkie ”Hmmm”.
Za reporterem ruszył jeden z młodszych dzieciaków, oddelegowany przez Sashę bez słowa.
- Na cholerę Ci on? - krzyknał za solosem zastępca jąkały. Heen odwrócił się powoli do niego z pochmurnym obliczem.
- A co kurwa? Za mało krwi? Wy tu do cholery aż tak się zezwierzeciliscie, że byście mordowali wszystko jak leci?
- Wszystko nie, tylko to co gówno warte -
odburknął hardo chłopak. - Szkoda na niego medipaku i szkoda na niego wysiłków Sashy. Święty się znalazł zaraz po tym jak zajebał czwórkę.
Lucifera świerzbiło mocno, ale zdzierżył. Wyszedł z pomieszczenia kierując się ku schodom na poziom piętra, ku laboratorium.



- Ej, jesteś tam? - krzyknął przez drzwi na wszelki wypadek stojąc za ścianą poza linią framugi.
Nie odpowiedziano mu.
- Czterech twoich kumpli nie żyje bo chcieli pokazać jakimi są twardzielami. Dwóch w stanie ciężkim, przez to samo. Tylko jeden leży cały i spokojnie bo dał się związać. Pytanie co wybierasz ty, kierowniku.
- Co z Nixx? Przejmujesz fabrykę? Co z Lugo?
- Lugo dostosuje się do sytuacji, albo zginie. Na tą chwilę przejmuję. Serio… daj spokój. Miałem nadzieję, że wszyscy będziecie żyli, nie psuj mi dnia do końca.
- Nixx żyje? -
upewniał się facet za drzwiami.
- Tak. Póki potrzebna. Jest w pełni pod kontrolą.
- To nigdy nie jest prawda. -
Heen nie przekonał ochroniarza labu. - Gdzieś ją zamknąłeś? Ukryłeś? Z resztą nie ważne… jeśli żyje, ktoś zawsze jej pomoże.
Powoli zatrzasnęły zamki i drzwi do wnętrza się uchyliły na kilka milimetrów.
- Wiesz, że tu są ludzie. Nie atakuj.
- Wyrzuć broń i powoli wyjdź z uniesionymi rękoma, to nikomu nie stanie się krzywda.

Kilka chwil później drzwi się uchyliły i wypadła broń. Otoczony kilkoma robotnikami, pojawił się ochroniarz.
- Co teraz? - dopytywał.
- Zwiążemy cię i posiedzisz, poczekasz co dalej. Ktoś przyniesie żarcie i jakieś piwo. Nacieszysz się mądrą podjętą decyzją. - Solos dał znak jednemu z anarchistów wskazując głową stróża laboratorium.

Gdy chłopaki Sola spętali go, Lucifer polecił im mieć oko na robotników gdyby któremuś miało coś odpalić, sam zaś ruszył z powrotem na dół w poszukiwaniu lidera anarchistów. Jąkała wciąż przebywał w pomieszczeniu w którym doszło do jatki, rozmawiając o czymś zaaferowany z Alem i Zachem, Sasha wciąż klęczała przy rannym.
- Sol, spróbuję nawiązać połączenie z Lugo, znacie miejsce na trasie od jego strażnicy do fabryki, którędy mógłby jechać, gdzie najlepiej się na niego zasadzić i gdzie będziemy pierwsi?
- Jejejest takkkkie miejsce -
chłopak pokiwał głową - nie-niedaleko od od… - znowu się zaciął próbując wydusić z siebie kolejne słowa wypowiedzi. W końcu po wysiłku, napięte mięśnie szyi puściły i chłopak wydyszał ciurkiem: - od jego miejscówki. Mniej niż w połoooowie drr..rrrogi tu.
Spojrzał na Ala.
- Onnnn ci-cię zapro.ro.rowadzi. - Uśmiechnął się znowu szeroko z ulgą.
- Ty jesteś ich szefem i lepiej znacie się na zasadzkach w Chell, więc ufam, że dobrze przygotujecie miejsce. Ale sugerowałbym zostawić tu ze czterech ludzi by pilnowali, a ze dwóch odesłać Nodzie by wydobyła Nixx i przyjechała tu z nimi. My jebniemy gnoja gdy będzie jechał tutaj. O ile się ruszy ze strażnicy… mam nadzieje. Pasuje?
- Pasuje - wypruł z siebie Sol. Al zaczął wydawać rozkazy i drobnica anarchistów rozpierzchła się. Solos wstrzymał jeszcze jąkałę chcącego wyjść ze swoimi ludźmi. Prócz nich dwóch w pomieszczeniu została Sasha i ranny. Dziewczyna odwróciła się do Heena i pokręciła przecząco głową ze smutną miną.
Podniosła się i podeszła do Luca.
- Nie pomogę mu. Nie dam rady - stwierdziła nieco smętnie, nieco obojętnie.
- Głupio wyszło… - Heen ukucnął przy rannym spoglądając na niego. - Może zasłużyłeś, ale nie planowałem, że tak się skończy. - Odpalił papierosa zaciągnął się i podał leżącemu mężczyźnie.
- Ma przebite płuco, nie mam jak mu tego no.. naprawić. - Dziewczyna przestąpiła z nogi na nogę gdy ranny oddychał szybko i płytko. Próbował pociągnąć fajka ale nie był w stanie. Zostawił jedynie lepki ślad krwi na palcach Luca, który spojrzał na Sashę.
- Pogadaj z robotnikami z labu, może któryś ma o tym pojęcie, jakieś ambulatorium, nie wiem… - Odwrócił się do Sola. - Niepokoi mnie jedna sprawa, Lugo będzie mobilny jeżeli ruszy się ze swej dziury. Zaczaimy się przed połowa drogi, ale jak wybierze inną to nas minie i będzie tu pierwszy na kilku twoich co zostaną przypilnować. Ni chuja go wtedy nie dogonimy by choć próbować powstrzymać i stracimy fabrykę.
- Alboo tam, alboo tu - mruknął Sol. - Tu.. tu chujjjjowo. Moż..żna na miejjscu wy- wy-wymiany?
- Albo przy strażnicy… - Lucifer zmrużył oczy. - Macie ten karabin antysprzętowy, macie tunele. Jak zacząć mu rozpieprzać obstawę po pięćdziesięciu metrach od wyjazdu z jego leża… tam się spodziewać nie będzie niczego. Będzie pod ciężkim ostrzałem, tymczasem wy z tuneli odetniecie mu powrót do strażnicy. Otoczony w polu, bez opcji zaszycia się w swej twierdzy, rozpieprzany ogniem z dala. co myślisz, Sol?
- Le...epiej. Brz...rzmi le-epiej. Do-obra, powie...powie...powiedz Luuuuugo, że Niksssss jest u nas. Usta..usta..wimy l-luludzi i po...po..poślemy maluchy na czuj-czujki.

Sol uśmiechał się radośnie i kiwał ogoloną głową jakby zapominając o leżących wokół trupach.
- Trze..eba tu zabez..zzzzzz..pieczyć, żebybyby nie stra...acić terenu. - jednak skinął znacząco głową.
- Ok, to proponuje taki plan. - Lucifer zapalił papierosa. - Czwórka tu zostanie i umocni się, oraz zaminuje fabrykę. Na wszelki wypadek. Dwójka do Nody po Nixx i wraz z tym starym skunksem dołączą do tych co zostaną tutaj. Czwórka w Twoim miejscu zasadzki by mogli pieprznąć kogokolwiek kto wyrwie się ze strzelaniny przed strażnicą. Odcięci od niej zapewne będą próbować przebić się tutaj, a po jatce nie ogarną możliwości ewentualnej drugiej zasadzki. Wasza pozostała dziesiątka tunelami zaatakuje strażnicę i siły Lugo ją opuszczające. Będę potrzebował dobrej miejscówki snajpera z oglądem na teren przed strażnicą. Najlepiej na wzniesieniu. Przydziel mi też Sashkę i Briannę.
Chłopak wysłuchał uważnie planu Luca lekko pochylając głowę i przysuwając ucho bliżej mówiącego.
- Naa...aaa co Brr..rrrianę? - zmarszczył brwi zaskoczony.
- Na łącznika z resztą. Małe toto, szybkie, pewnie zna skróty w śmietnisku jak nikt inny.
- Mhm… -
pokiwał ponownie ze zrozumieniem. - Słuuuchaj jaja jaaa bym daaał pią-ą-ą-tkę na Lugo aaa-aaalbo i sz-sz-sz-szóstkę.
- Tylko? Według mnie trochę mało jak na tego skurwiela.
- Nniee, mówię o je-je-jego tyłach.
- Hm, sześciu ludzi na opanowanie strażnicy i pociśnięciu go od tyłu? -
Luc wydawał się sceptyczny, ale patrzył jakby zachęcając jąkałę do rozwinięcia swego pomysłu.
- Ttttak. Lu-ugo nie jeeeest głu-głupi. Mooże kogkogkogoś zosssstawić.
- Och, na pewno zostawi -
solos uśmiechnął się - przynajmniej przy tym pieprzonym działku. Dlatego potrzebuje obserwatora by się przałączać na ogień z pojazdów na wieżę. Ech normalnie starczyłby cybeware… - Pokręcił głową. - Spoko, znasz lepiej teren, przeciwnika i jesteś szefem. Podziel jak uważasz.
Sol klepnął Heena w ramię i ruszył wydawać rozkazy.
Po kilku dłuższych chwilach mała Brianna przypatoczyła się do solosa.
- No co jest, duszy? - uśmiechnęła się zaglądając niewinną kokieterią w oczy Luca.
- Nic mała, pójdziesz ze mną i Sashką. Zrobimy temu szpetnemu gnojowi parę dziur w dupie.
- Ok. Ale ja nie mam broni. Nikt mi nikty nie daje -
zakręciła noskiem drobiąc ku wyjściu.
Nie skomentował udając się za nią.

Na zewnątrz zobaczył Sola, Ala i Zacha rozprawiającego nad planem z częścią innych anarchistów. Tą częścią, która nie zaczęła szabrować fabryki.
- Jest coś jeszcze… trzy sprawy. - Luc podszedł do całej grupy zwracając się do wszystkich. - Lugo może nie złapać przynęty, wtedy może trzeba będzie zaatakować. Nie szarżujcie. Jak będzie jakiekolwiek ryzyko, że można oberwać, lepiej się wycofać. On i tak już jest w dupie, stracił ostatnio 4 ludzi i całą grupę Nixx. Lepiej rozwalać ich po trochu bez ryzyka dostania kulki, niż szarżować na wariata i rozbić w jednym ataku przy dużych stratach. Po wszystkim potrzeba nam będzie wszystkich ludzi na kolejna awanturę… A to prowadzi do innego problemu. - Heen skrzywił się. Wiedział, że łatwo tego nie przyjmą. - Jak się uda to jak najwięcej ich wziąć żywcem. Mogą być potrzebni.
- Pojebało Cię?
- Ochujał…

Solos nie przeliczył się. Czułe wykrzyki poleciały w jego kierunku niemal w tym samym momencie, gdy skończył mówić.
- Nia-nia-niańczyć mamy? Wy-wy-wykorzysssstają okazję by-by wbić nam-nam nóż w pleeeecy.
- Nie, dostaną broń i razem z nami będą napierdalać kogoś innego. We wspólnym interesie. -
Lucifer uśmiechnął się odpalając kolejnego papierosa.
- Brroń. - Sol spojrzał na solosa jak na raroga. - Gdy-gdyby chcieli, to to to by dołłł-ączyli do naaaas duż-żo wcześniej… - Pokręcił przecząco głową. - Ni-ie widzę te-ee-ego.
- Oj tam pieprzysz Sol. Weź się zastanów… do kogo dołączyć? Do czego? Po kiego chuja? Lugo i Nixx dawali im poczucie władzy, status, moc, wszelakie dobra z wymiany prochów. Zabraknie tej rodzinki, zabraknie tego co mieli, to co zrobią? Mówiliście o tej snajperce przeciwsprzętowej, chcę ją wypróbować na Lugo, jego pojazdach, strażnicy. Jak ją opanujemy to przejmiemy też to jego fikuśne działko. Takie zaplecze siły ognia i ze trzydziestu uzbrojonych ludzi na osłonę wymiany z zewnątrz. Każda lufa się będzie liczyć, by stąd spierdalać. Nie pojedynczo. Całym Chell. Myślisz że będą wtedy pajacować i nie przyjmą oferty? Nie będa mieli wyboru.
- Gdddzie spier-rrr-rdalać? -
Sol wybałuszył oczy a uśmiech spełzł z jego twarzy. - Jaaak? - Zbliżył się do solosa. - Co-co to za…
Wokół zaszumrały głosy pozostałych młodych.
Sol pociągnął Luca za ramię odchodząc nieco dalej.
- Daaaj se spo-spokój - rzucił napiętym głosem. - Co ty-ty sss-sssobie do cho-olllery my-my-my-myślisz? Hm?
- Nie rozumiem… Wy nie macie chęci się stąd wydostać?
- T-t-to nasz do-om. Wyyy-yydostać? -
Napięta twarz Sola lekko się spięła. - Ggg-dzie?
Tym razem solos lekko zbaraniał.
- Nooo… na zewnątrz. nNY czy kto gdzie będzie chciał. Sol ty byłeś kiedyś na zewnatrz czy się tu urodziłeś?

Chłopak przez chwilę milczał.
Gdy cisza się przedłużała, Sol westchnął w końcu.
- Ni-ie byłem. Wwwwię-ę-ększo-ość tu-u się ro-ro-rodziła. - Kiwnął głową w kierunku, z którego przeszli, a gdzie stały pojedyncze osoby z jego ekipy. - N-nie ma do-okąd. I ppppo co.
- Ja pier… -
Heen aż przysiadł i ścisnął rękoma głowę. - Ja pierdole... - Patrzył oszołomiony to na przywódcę anarchów to na resztę. - To…, to we łbie się nie mieści.
- Beeez prze- prze-przesady. Do-obra, szkoooda czasss-u, zbier-zbieramy się. Lu-ugo nie-nie będzie bez-bezczynnny.

Lucifer nie odezwał się pokiwał tylko głową, przygaszony i bez emocji.
- Pójde po krótkofalówkę, gdzie macie snapa?
Sol zagwizadał przez zęby.
- Zaach, daj-daj gnaata - Skinął głową na Heena. - Zbi-ierz resz-sz-sz-tę i ru-ruszajcie.

Zach wrócił wkrótce z dumną miną dzierżąc “snajperkę”.
Wyciągnął go ku solosowi oburącz unosząc brew:
- Wiesz jak się obchodzić z taką bronią?



Drewniany korpus i rękojeść karabinu z metalowymi elementami i ostrym zakończeniem, będącym przedłużeniem lufy wyglądała jak coś co Lucowi pokazywał czasem na hologramach dziadek. Snajperka miała ręczny magazynek z dziwną wypustką. Miała też i celownik przykręcany śrubkami, z wytartymi już od ciągłego dokręcania gwintami.
- No? - Zach ponaglił Luca.

“Działko snajperskie…” - pomyślał Heen.
- Działko!? Snajperskie!? - spytał, bezwiednie wyciągając rękę po stary karabin.

Trzymał go w rękach jakby bojąc się to popsuć, ten egzemplarz miał pewnie ze sto lat. Ostrożnie przeładował tak jak to oglądał na filmach, które oglądał z dziadkiem jeszcze jako szczeniak w Wellington.
- Działko… Noż kur…
- Coś nie tak? -
Zach zmarszczył brwi. - O co chodzi, stary?
- Nic, spodziewałem się czegoś innego. Jakiejś przeciwsprzętówki z końca ubiegłego wieku. To tylko szok. -
Luc wpatrywał się w zabytek i nie wiedział czy ma zawyć ze śmiechu czy usiąść i zacząć płakać. - Będzie trudniej, pojazdów tym nie wyłączymy.
- Tu masz naboje. -
Zach wygrzebał kilka pocisków i wyciągnął dłoń ku Heenowi. Nie zauważył ironii w wypowiedzi Luca. Może to i lepiej?

Nabojów było sześć…
Solos nie skomentował i tego.
Zasadniczo czego mógł się spodziewać w świecie gdzie ludzie lali się po łbach kijami z przymocowanym do nich szkłem. Jednak słowa o działku snajperskim rozbudziły w nim nadzieje.
Nadzieje zgaszoną tak brutalnie i bestialsko.
Bezlitośnie.

Pokiwał jedynie głową czekając aż reszta będzie gotowa.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 26-02-2017 o 11:54.
Leoncoeur jest offline  
Stary 26-02-2017, 14:05   #45
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
The Battle for Chell




Fabryka Nixx w Chell, popołudnie
Sol nie wnikał zbyt długo w stan przedzawałowy Luca, roztrząsającego “snajpa” i jego przydatność dla planowanej akcji. Wydzielił niewielki oddział młodocianych bojowników o lepsze jutro, po czym przywołał Briannę i skinął na Sashę.
- Pój..pój..pój...dzieeeecie znim, okkk-kej? - pogładził małą, powtarzając już wcześniejsze ustalenia. - I mamamamacie o nieeeeego dbadbać. Oooononon nienietuuutejszy. Jakjakjakby coś, wrawrawracacie do nas i głogłowy nie nie wyśśśśśściubiacie. Zro-zro-zrooozumiano?
Mała kiwnęła łepetynką, Sasha podobnie choć z mniejszym entuzjazmem.
W międzyczasie oddział składający się z ośmiu chłopców w różnym wieku ruszyła ku strażnicy Lugo oraz po Nixx i Nodę.

Sol został na miejscu z trójką dodatkowych ludzi.
Gdy Luc się nie ruszył, jeden z chłopców wyruszających do Lugo zawrócił i machnął na niego.
- No idziesz? Czy zaproszenie słać, księżniczko?
Solos nie zareagował na zaczepkę.
- Muszę wziąć łączność - odpowiedział wstając. Spojrzał raz jeszcze na “snajperkę” i ruszył do gabinetu Nixx po krótkofalówkę.




Okolice strażnicy Lugo w Chell, późne popołudnie
Młodzi półbiegiem, półskradaniem się gnali poprzez śmietnisko przed siebie. Solos przyznał się sam przed sobą, że gdyby miał wskazać kierunki świata w Chell, doświadczyłby sromotnej klęski. Obok mała Brianna gnała ile sił w krótkich nóżkach, posapując przy tym zawzięcie.

Dzieciaki poprowadziły Heena pomiędzy spiętrzonymi śmieciami wskazując mu po cichu miejscówkę jaką ich zdaniem mógłby zająć. Faktycznie w pewnej odległości od strażnicy było przewężenie jakie pamiętał Luc ze swej podróży do fabryki z Cheechee. W teorii służyło Lugo jako dobry punkt obronny terrytorium wokół jego bazy. Gorzej przedstawiało się znaczenie taktyczne w przypadku jej opuszczenia.
Jeden z jego przewodników odwrócił się i wyseplenił:
- Tutaj planujemy sasackę. Ty wybies miejscófkę, dostosujemy do Ciebie. - Spojrzał w górę w twarz solosa.
- Nie ma nic dobrego bliżej? - Heen spojrzał na okolicę i na wyczucie zmierzył odległość od strażnicy widocznej w oddali. Na oko wyglądało, że stanowisko wskazywane przez dzieciarnię jest jakiś kilometr od strażnicy.

- Podejś blisej mosna, ale tam jego patrole choco więc nie bęcies kryty.
- Noż do kurwy nędzy!!! -
solos wyglądał na mocno wkurwionego. - Czy Sol leci sobie w… - Dopiero po chwili ogarnął się, że jest z dziewczyną i dzieckiem. To było śmieszne biorąc pod uwagę kim były Sasha i mała Brianna, oraz gdzie się wychowały, Lucifer jednak odruchowo zmełł dalsze bluzgi w ustach.
- Brianna, leć do tego matoła powiedz że wstrzymujemy akcję.
- Aha… -
Mała pokiwała zaczerwienioną buźką. - A czemu? - dopytała już w półobrocie.
- Bo to za daleko od strażnicy. Mówiłem, żeby zasadzić się tuż obok, bo nas kuta… bo nas sukinsyn minie inną drogą.
- Aha … -
mała zaczęła bieg powrotny, ale sepleniący przywódca postukał Heena w ramię.
- Ej… jak chces się sasadzać tus obok? Capkę niefidkę mas? - Wskazał na okolice strażnicy, wokół której rozciągał się piaszczysty teren oczyszczony z większych wysypisk śmieci. - Psecies to najlepse miejsce na sasackę.
- No ja pierdolę… -
Heen spojrzał na chłopaka zmęczonym wzrokiem. - A jak on pojedzie inną drogą, bo cwany skurwiel będzie wolał na zimne dmuchać, to jak go tu rozwalimy? I jak zdążymy do fabryki gdy on zmotoryzowany, a my z buta?
- To tseba mu odciąć inna drogę. -
Młody wzruszył ramionami. - Mosna na psykład ładunki sałosyć, albo odstafić któregoś s nas do sutu mołotofem. Tes śle?
- Wiesz jaki zasięg ma to działko, które on ma tam na strażnicy? Może napieprzać nim srogo i do woli w zasięgu wzroku. Ja z tego gówna operatora z tej odległości nie sięgnę. A jak obstawimy powiedzmy trzy różne drogi, to jadąc jedną on po prostu wyrżnie tę trzecią część sił co będzie tam na niego czyhać.
- Nie ma nas tylu, seby fsystkie drogi obstafić. Dlatego tunele f fykosystanie musą isć. I zagonić go w odpowiednią trasę.


Lucifera wiele kosztowało to, aby nie roześmiać mu się w twarz. Planowanie kurwa na stopniu taktycznym. Miał ochotę się rozpłakać. Plany według których działała ta banda opierały się na rdosnych 50%. Uda się, albo nie.
- No ja pier… - Bezsilnie zacisnął ręce w pięści. W końcu podniósł głowę. - A rób kurwa co uważasz… - Zaczął rozglądać się czy nie znajdzie lepszej pozycji niż ta wskazana mu przez Briannę. Do takich akrobacji ważna była też pora dnia i położenie słońca.
- Co sukas? - zapytał jeszcze chłopak by się upewnić w działaniach Luca.
- Miejscówki gdzie się przyczaić.

Sepleniący gwizdnął na odbiegającą Briannę. Nie czekając na powrót małej, podzielił szybko grupę na dwie. Jedna miała rozłożyć się w niewielkim wylotowym gardle, druga miała przekraść się ku drugiej odnodze, którą Lugo mógł wybrać jako najbardziej przewidywalną trasę alternatywną. Brianna, która dobiegła już całkiem zadyszana, dostała przykaz, by czekać przy ostatniej hałdzie, w której były stworzone tunele.

W międzyczasie, Luc widział z daleka ludzi Lugo kręcących się po placyku wokół strażnicy.
- To będzie rzeź… - mruknął do siebie patrząc na siedzibę "szefa Chell". - Sasha, dobry masz wzrok?
- Nie wiem. A co? Widzę, ślepa nie jestem.
- Rozczochraniec spojrzał na Lucifera. - Ty nie widzisz czegoś?
- Potrzebuję obserwatora. -
Wskazał dyskretnie na wieżę strażnicy. - Tam na podeście jest działko, a ja z początku będę skupiał się na wyjmowaniu celów tutaj. Potrzebuje błyskawicznej informacji kiedy ktoś tam pojawi się za tą big-giwerą aby przenieść ogień i go wyjąć. Inaczej albo nas tym powystrzela, albo będę musiał skupiać się cały czas na wypatrywaniu tam i nie wspomogę ogniem zasadzki. Rozumiesz?
- Aha -
pokiwała głową chudzina - czyli cały czas mam oglądać i mieć działko na uwadze. A mam iść tam bliżej? - Sashka najwyraźniej nie była przyzwyczajona do podejmowania decyzji.
- Musimy podejść bliżej, tu jesteśmy za daleko. Brianna, skocz przodem i wypatruj patroli Lugo oraz jakiejś dobrej miejscówki.
- Dobra. Lecę -
mała stęknęła cichutko nabierając powietrza i pogalopowała ile sił w krótkich nóżkach.
Sasha zapatrzyła się za nią na chwilę, po czym zaczęła przemykać wolniej jej śladem.
- Idziesz? - szepnęła jakoś odruchowo do Heena.
Kiwnął głowa i skulony, wręcz zgięty wpół zaczął iść pomiędzy śmieciami bacznie obserwując teren. Naprawdę chciał przerwać akcję i średnio wierzył w sukces. Spojrzał na stary sfatygowany karabin…

Tylko najlepsi specjaliści na najnowszym sprzęcie, sprzęgach i specjalistycznej amunicji osiągali trafienia celów odległych między dwa, a trzy kilometry. Sprzęgi, i dobra broń pozwalały śrubować zasięg skuteczny i do półtora kilometra dla karabinów nie będących bronią snajperską i wyborową. Solos wątpił by ktokolwiek był w stanie oddać z tego “dziadka” skuteczny strzał na więcej niż kilometr. A może i nawet połowę tego. Na przestrzelanie broni i choćby sprawdzenie w jakiej jest kondycji nie było ani czasu ani pocisków. Z nieznanego sobie starego sprzętu Lucifer strzał na kilkaset metrów oceniał jako więcej niż ryzykowny nawet z cyberware, dlatego zbliżenie się do strażnicy było konieczne.
A tam patrole.
Cholera jasna…

W ciszy wraz z Sashą przemykał śladem niewielkiej sylwetki dziewczynki, która pokazywała się jedynie krótkimi błyskami, gdy jej ciemne włoski na chwilę pojawiały się to tu to tam. Ostatecznie dobiegli truchtem niemal na całkowitą granicę obstawianego przez ludzi Lugo terenu. Z każdym krokiem bliżej ryzyko wpadki rosło coraz bardziej. W końcu zauważyli Briannę, która wspięła się na spiętrzenie i schowała się niemal na jego szczycie.
- Zobacz. - Sashka wskazała palcem kucając i kuląc się. - Tam dobrze?
Miejscówka wybrana przez małą znajdowała się niemal po środku obszaru między trasami obstawianymi przez młodych anarchistów. Nieco na prawo od strażnicy Lugo, więc solos musiałby lekko zmieniać pozycję. Jedynym minusem była wielkość spiętrzenia. Tam gdzie kilkuletnie dziewuszka schowała się z łatwością, dorosły mężczyzna byłby łatwiejszy do zauważenia dla uważnego obserwatora.
- Zmieścisz się?
- Będę musiał -
uśmiechnął się do małej - dobre miejsce.
Przez kilka minut starał się wygodnie umościć i składał się do różnych pozycji strzeleckich oraz wykonywał z każdej po kilka, kilkanaście przełożeń na cel znajdujący się na strażnicy aby wyrobić odruch. Trochę to trwało, ale Lucifer nie chciał odpuścić należytych przygotowań. Cel był bardzo daleko, a reagować nań należało jak najszybciej. Dopiero po jakimś czasie sięgnął po krótkofalówkę i zaczął próby wywoływania Lugo.

Pierwsze reakcje nadeszły po szóstej czy siódmej próbie. Usłyszał chrakterystyczne trzaski i przerywane zdania, które ledwo rozpoznał.
Połączenie wymagało powolnego dostrojenia by w końcu usłyszał:
- ...u Straż...ica jeden… strażnica jeden - głos po drugiej stronie wyostrzył się i pod koniec był już całkiem wyraźny: - odbiór.
- Tu fabryka, muszę mówić z Lugo. Odbiór.
- Kto mówi? Odbiór. -
zdziwienie w głosie odbiorcy było słyszalne nawet przez staroć.
- Ochroniarz Nixx. Musze mówić z Lugo. Odbiór.
- Ochroniarz… -
Głos chwilowo ucichł. - … Chwila. Nixx cała? Odbiór.
- Cała. Lugo.
Przez chwilę słychać było szmery, przebicia, trzaski aż ostatecznie w słuchawce odezwał się sam cappo di tutti cappi.
- Lugo. Odbiór.
- Lucifer. Jak z Twoją pamięcią Lugo? Odbiór.
- Zajebiście. Daj Nixx.
- Nie da rady chwilowo. Zapomniałeś mi powiedzieć co ona ze mna zrobi gdy przyjmę fuchę ochroniarza?
- Gdzie Nixx? -
Lugo nie skomentował retorycznego pytania.
- Zarabia. Za pół porcji protożarcią sprzedaję ją na godzinkę. Myślę, że do północy zerżnie ją nawet ta część jej ekipy co się wciąż broni w sekcji laboratorium. Kto by nie chciał? Kto by odpuścił okazję? Jak myślisz Lugo? Też chcesz?
- Coś ty skurwielu zrobił? -
Lugo wrzasnał tak głośno, że wokół przyczajonego Luca poszło echo.
- Jeszcze nic, ja na końcu. Przewiduję zabawę z palnikiem.
- Jeśli spadnie jej włos z głowy, pożałujesz, że się urodziłeś jebańcu -
głos szefa Chell przypominał warkot.
- Spadnie, trochę więcej niż włos. Jednak może żyć. Nie będzie z tego szczęśliwa za każdym razem gdy spojrzy w lustro..., ale hej! Życie to życie, nie? Jak przyjmiesz moją ofertę.
- Jaką ofertę? Dorwę Cię to pożałujesz, że w ogóle się urodziłeś!
- Nie cwaniakuj. Chodzi o jej życie, więc obaj wiemy, że będziesz chodził jak piesek na sznurku. Przeproś za swoje niewychowanie i skupmy się na interesach.
- Gadaj co za oferta i pamiętaj, że jeśli coś jej zrobisz, zrobię to tobie w trójnasób skurwielu.
- To fizycznie niemożliwe Lugo. Ot szczegóły anatomiczne budowy mężczyzny i kobiety. Miałeś przeprosić.

Lugo rozłączył się.
Lucifer, odłożył krótkofalówkę i zaczął obserwować strażnicę i plac, gdzie po chwili zaczął się zwiększony ruch. Ludzie ojca Nixx zaczęli przygotowywać się do czegoś, co najwyraźniej zażyczył sobie ich szef. Kilkunastu chłopa zostało na warcie, reszta przygotowywała wozy, zbroiła się.
- Ojć - szepnęła Sashka leżąca obok Heena. - To tak miało pójść? - Spojrzała na reportera niepewnie spod skołtunionych włosów.
- Mhm - potwierdził solos obserwując strażnicę. - Brienna, leć do miejsca zasadzki. Daj im znać, że powoli się zaczyna. Potem wróć tutaj, bym miał z nimi kontakt.
- Okej! -
pisnęła mała i zjechała ze wzgórka.
- To co dalej, Luc? Siedzimy tutaj? - dopytywała młodsza śmierdziuszka.
- Aha, miejsce nie najgorsze. Jest pole ostrzału i na wieżę i na miejsce zasadzki. Obserwuj strażnice tak jak mówiłem.
Sasha skinęła głową i obgryzając paznokcie wślepiła się w plac i wieżę przed nimi. Tam zaś trwały przygotowania. Lugo najwyraźniej wprowadził do swojej organizacji chociaż podstawy dyscypliny bo nie było tam latania bez sensu w kółko. Heen rozpoznał pewne elementy ze swoich czasów wojennych: ktoś wydawał broń, jakakolwiek by ona nie była, ktoś sprawdził pojazdy i dolewał benzyny. W sumie około dziesięciu ludzi wsiadło do trzech łazików. Ruszały powoli gdy w ostatecznym rozrachunku do środkowego pojazdu wskoczył jeszcze Lugo. Tego wskazała Lucowi sama Sashka z podnieceniem szarpiąc go za rękę.
- Jest, jest! - wykrzyknęła scenicznym szeptem.
- Mhm… obserwuj wieżę. - Solos zaczął śledzić wzrokiem jadącą mini-kolumnę przez lunetę aby upewnić się czy to na pewno sam szef dołączył do grupy ekspedycyjnej.Nie dało się pomylić tej zniekształconej twarzy z nikimi innym.
- Jestem, jusz jestem - dyszała za to mała bruneteczka, która wspinała się powoli po spiętrzeniu. - Są gotowi. Będziesz robił dziury? - zapytała radośnie.

Pojazdy ruszyły najpierw gęsiego a potem rozciągnęły się w jedną linię i nabierając szybkości zaczęły zmieniać szyk i rozjeżdżać się na dwie strony.
Najwidoczniej Lugo uznał szybkość za swój atut w pokonaniu wąskiego gardła wyjazdu.
- Dwójka na strażnicy, Luc! - mruknęła Sasha, która nie odrywała wzroku od wyznaczonego jej punktu.
- Obserwuj ich - odpowiedział sucho Heen wciąż śledząc nadjeżdżające pojazdy. Łazik Lugo zmierzał w przewężenie na którym rozłożyła się większa grupa czekających w zasadzce anarchistów, dwa kolejne kierowały się drogą na prawo od solosa by wielką hałdę na której się zaczaił objechać z drugiej strony. Nie mógł na razie strzelać do strażnicy, musiał sprawdzić najpierw broń na bliższym celu. z drugiej strony strzelanie zbyt szybko oznaczało możliwość zaalarmowania Lugo nim wjedzie w zasięg zaczajonych chłopaków. Zbyt późno i jedno pudło to brak możliwości poprawki i wydostanie się łazików z pola ostrzału.
Zagryzł wargę śledząc lunetą i lufą pierwszy z dwóch łazików objeżdżający go od prawej. Czekał.
- Brianna, wyjrzyj z drugiej strony i mów kiedy samotny łazik będzie w pozycji z której już nie ucieknie naszym. Sasha nie spuszczaj oka z wieży.
Bruneteczka przesunęła się nieco bliżej brzegu i przylgnęła do niego, Sasha zaś całkowicie nieruchomo śledziła punkt przed nią.
Sekunda, dwie, pięć... łaziki zbliżały się prując pełną parą. Te po prawej stronie gnały ścigając się same ze sobą, a pojazd “pod kontrolą” małej zbiżając się do przesmyku jeszcze przyspieszył.
- Jeszcze nie, jeszcze nie - powtarzała mała z zapartym tchem. - Jeszcze nie… teraz!!! - wykrzyknęła cicho chociaż wśród hałasu czynionego przez zbliżające się pojazdy i tak nie było jej słychać.

Dwa pojazdy w lunecie Luca też dotarły do miejsca rozdzielenia się i to tu wyskoczyli na nie anarchiści. Ludzie Sola nie próżnowali i z lewej strony Heena też rozległy się strzały. Lucifer pociągnął za spust, tylko po to by zarejestrowac zacięcie się zamka.
- KUUURWAAAAAA!!! - krzyknął siłując się z mechanizmem trochę na ślepo, bo nie odrywał oka od lunety, a tej od widocznego celu. W końcu puściło, na kolejne ściśnięcie cyngla padł oczekiwany strzał.
Pierwszy z trzech.
Pierwszy kierowca, drugi kierowca, operator działka na strzelnicy.
Z dopalaczem i sprzęgiem broni byłaby to rutyna. Pif, paf, paf, trzy trupy. Tu i teraz to już nie było takie proste. Solos przytrzymał lunetę na celu o jakąś sekundę dłużej niż było trzeba, aby dokładnie ocenić miejsce trafienia kuli względem wycelowania przez celownik optyczny. Tak jak podejrzewał, pamiętający chyba jeszcze druga wojnę światową złom znosił. Kierowca oberwał zachlapując krwią panel rozdzielczy, ale rozrzut był widoczny. I to na taką odległość… Gdy strażnica była kilkadziesiąt razy dalej.
- Działko, działko! - krzyknęła Sasha gdy tylko padły pierwsze strzały. Faktycznie, pozostawiony na strażnicy człowiek Lugo puścił pierwszą serię by ochraniać szefa. W tym samym momencie Lucifer rejestrował już eksplozję krwi na piersi kierowcy drugiego łazika. Uwzględniając defekt broni celował niżej, w korpus, bo zamierzał uwzględniać znoszenie pocisku, a chciał mieć pewność trafienia. Korekta sprawdziła się. Strzał był celniejszy gdy mierzyło się lekko w bok. Tylko na ile takie korygowanie celu mogło dać efekt na dalekim zasięgu…?

Pierwszy z łazików wpadł w poślizg nawet przyspieszając jeszcze przed hałdą odpadów, widocznie trafiony kierowca zblokował się w przedśmiertnym skurczu na przyśpieszeniu pojazdu. Drugi jechał lekkim zygzakiem wykazując brak kontroli. Pasażer próbował sięgnąć po stery, ale Luc tego już nie widział...
Wyćwiczonym i odmierzonym wcześniej ruchem przerzucił broń na strażnicę oszczędzając ułamki sekund w szukaniu jej w lunecie co byłoby pewne, gdyby bez sprzęgu zmieniał ostrzał o tak duży stopień. Zagryzł wargę niemal do krwi. W głowie szybowało mu sporo myśli obracających się tylko wokół tego jaką wziąć korektę celu na kilkaset metrów.
Na wszelki wypadek znów celował w pierś. Większy cel, większa szansa.



Słyszał oddechy dziewczyn, dobiegające go odgłosy strzelanin, huk łazików, wrzaski młodzików. on sam jednak znalazł się jakby w próżni, gdzie dźwięki przedostawały się jedynie częściowo, przytłumione. Nie wiedział, czy ktoś tam w górze miał go w opiece. Czy może to maniacka desperacja nimi kierowała. A może i wszystko na raz. Spięty do granic możliwości znów ściągnął spust mierząc do operatora działka orzącego właśnie hałdy śmieci morderczym ostrzałem.

Wypalił.

W chwili oczekiwania oprócz działka, kolesia i pocisku zarejestrował jedynie dwie krople potu spływające mu po skroni.

Zwolnione uderzenia serca...

I ratatata działka nagle ustało. Strzelec odgiął się nienaturalnie w tył, przez chwile podrygujac w agonii.

Lucifer odetchnął głębiej dopiero po kilku sekundach, ale nie poruszył się. Wedle logiki w takich przypadkach snajper powinien natychmiast zmienić pozycję niezależnie od sukcesu strzału, w przeciwnym przypadku za chwilę miał być martwym snajperem. Szczególnie w ostatnich latach wystarczyło by ktoś przyuważył skąd pada strzał, zaraz koledzy z naprzeciwka fundowali by sroga imprezę z użyciem dronów i skorpionów. Tu jednak Luciferowi to nie groziło. Przyczajony czekał z celownikiem wymierzonym w działko. Zazwyczaj bywało tak, że jeden trup nie rył przeciwnikowi jeszcze bruzd w zwojach mózgowych i starano się zastąpić zastrzelonego kolegę. Dopiero kolejny trup czy dwa na tym samym stanowisku ogniowym kreowały je jako “zadżumione”. Sasha mówiła o dwóch, Luc wciąż omiatał cel wzrokiem przez lunetę i szukał tego drugiego.
Po bokach trwały walki, anarchiści atakowali jak wściekłe zwierzątka ludzi Lugo i łazik samego szefa. W okolicach strażnicy rozpoczął się chaotyczny taniec, gdy cyngle okaleczonego próbowali podjąć walkę przeciwko wypływającej jakby znikąd fali anarchistów.
W końcu Luc się doczekał, cierpliwość popłaciła bo ciało zabitego ściągnął kolejny facet jak szmacianą kukiełkę lub jak puppetmaster swoją lalkę. Skulony wciskał się by zając pozycję, strzelając przy tym na oślep i bez mierzenia.

Solos znowu wstrzymał oddech, a chaos w poczynaniach operatora działka dał mu względny komfort braku pośpiechu. Odległość, poprawka na rozrzut… Powoli, delikatnie ściągnął cyngiel. Gdy padł strzał przeszło mu na myśl, że zostały mu już tylko dwa pociski. Niestety tym razem nie poszło tak jak planował. Strzał był niecelny, a “działkowiec” przytulił się bliżej i czulej do swojej ostoi.
Ruda obśmiałaby go jak norka. Ale tu bez sprzęgu i z takiej broni była to zupełnie inna walka. Wspomniał pudło które przytargała jako “bonus z roboty”. Ech, żeby mieć choć jedno z tych cacek…
Nie zmieniał pozycji.
- Sashka, Briann, po bokach w porządku? - spytał głośno by usłyszały go w jazgocie panującym dookoła i wciąż wypatrywał celu. Czekał aż facet za działkiem wychyli się by w ogóle coś widzieć.
- Walczą… - odparła rzeczowo Sasha.
- Dają radę ale daj mi gnata to im pomogę! - mruczała podeskcytowana Brianna.



Tymczasem koleś obsługujący działko skulił się niemal w kulkę obsługując broń i przeorał serią anarchistów walczących w okolicach strażnicy, którzy zaatakowali w międzyczasie wychodząc z tunelów. W chwili gdy odwracał się by ostrzelać nową grupkę napastników odsłonił swój bok. Luc miał okazję do strzału i natychmiast z niej skorzystał.
Nie wiedział, czy ma dziękować opiekuńczym duchom starych broni, ale tym razem staruszek “snajper” się nie zaciął. Pocisk pofrunał i Luc już wkrótce zobaczył rozkiwtającą plamę krwi na boku strzelca, który zwisł bezwładnie na działku.
Kilka chwil później, na wieżę wspięło się dwóch chłopaków Sola strącając zabitego w dół.

Brianna porzuciła swoją miejscówkę, zsuwając się i zjeżdżając po nasypie.
- Chodźmy, chodźmy! - pisnęła przez zgiełk nieco już przygasający. Walczących nie było zbyt wielu. - Zrobić mu dziury! - oglądała się na Luca i Sashę, która zerknęła na Heena:
- To już? Czy dalej mam patrzeć?
- Starczy, byłaś świetna. -
Lucifer podniósł się, ale odruchowo przylgnął do osłony, mimo że walka zdawała się dogasać. Stary karabin z ostatnim nabojem wziął w lewą rękę i wyciągnął rewolwer.
- Chodźmy, tylko ostrożnie. Brianna prowadź. - Wskazał miejsce gdzie w przesmyku chłopaki ‘sepleniącego’ spadli na Lugo w organizowanej zasadzce.
Dziewczynka zsunęła się z górki niemal ślizgając się lekko na stopach, skulona i w kucki. W ostatnim momencie zeskoczyła lekko i pobiegła szybko w stronę jatki jaka rozegrała się po lewej stronie. Załoga łazika leżała nieruchomo, dwóch anarchistów było rannych, dwóch przeszukiwało i wiązało Lugo.
- Nooo!!! - Briana miała szeroko otwarte oczka zachęcając Luca do “dziurowania”.
- Nie wierzę - szepnęła Sasha.
- Ja też… - mruknął solos z bronią gotową do strzału zbliżając się do pojazdu. - Kia Ora! Lugo… - odezwał się kucając przed ojcem Nixx.
Mężczyzna wyglądał na nieprzytomnego. Leżał twarzą ku ziemi, uwalony pod kolanami przyciskającymi go mocno i brutalnie do ziemi. Związany niczym baleron, właśnie był odwracany na plecy, gdy Luc pochylił się nad nim z czułym powitaniem.
- Chodźmy do strażnicy. Zach, dasz znać skunksowi by dojechała?
- Brianna, leć no daj znać w fabryce.
- Już lecę. Ale nie dziurawcie go beze mnie. Chcem zobaczyć! -
zastrzegła sobie czterolatka.
Solos oddał karabin, jakoś nie miał ochoty tego dłużej dotykać. Zajął miejsce za kierownicą.
- Ktoś oprócz brzydkiego łapie się na podwózkę?
- Pewnie! -
odpowiedział mu chórek radosnych głosów. - Ale najbardziej Ci dwaj. - Zach wskazał na dwójkę rannych - Reszta pomóc naszym!


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 26-02-2017, 18:09   #46
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
CB Graal




Strażnica Lugo w Chell, późnie popoludnie
Zdobyta przez anarchistów siedziba ojca Nixx była jednym wielkim chaosem. Jego ludzie ganiali się niemal w kotka i myszkę z chłopakami i dziewczynami Sola, chowając się i wciąż próbując wojować podjazdowo. Biorąc pod uwagę przewagę liczebną napastników wobec pozostałych przy życiu, rozbitych obrońców, przypominało to nieco sadystyczną wersję podchodów.
Dwóch ludzi Sola przekrzykiwało się wzajemnie odliczając “odhaczonych”. Gdzieś zza warsztatu rozległ się dziki wrzask pełen nieopisywalnego bólu i przerażenia. Chwilę wcześniej wbiegła tam trójka anarchistów. Lekko ranna w nogę dziewczyna miała tylko rozbitą butelkę, jej koleżanka kawał blachy falistej osadzonej na sztorc na kiju, a około trzydziestoletni typ ochoczo kuśtykający za nimi, ze śladem cięcia nożem na udzie, w rękach trzymał wiekowego obrzyna. Krzyk nie milkł przez jakiś czas, a jeżeli już to tylko dla zaczerpnięcia powietrza, aby ryknąć z większą mocą.
Jeden z odliczających dodał ‘kolejnego’ ze śmiechem i wnet uchylił się przed ostrzałem zza beczek z benzyną, gdzie schronił się inny cyngiel Lugo. Młodzież rozpierzchła się szukając osłon, jakiś kretyn nawet wystrzelił w kierunku obrońców, ale na szczęście nie trafił w pojemniki. Okazały się jednak puste. Widać to było po tym z jaką łatwością kilkoro ludzi Sola roztrąciło je dopadając niedobitka, gdy przeładowywał swój rewolwer.
Jego krzyki o litość splotły się z wrzaskami tego zarzynanego za warsztatem. Jeden z obrońców wolał nie czekać, aż znajdą go podczas “krwawego chowanego”. Odrzucił strzelbę i wyszedł z jakiegoś krzywo zbitego budynku, z uniesionymi dłońmi. Dostał w łeb kijem bejsbolowym i wzięto go na kopy, ale szybko znudziło się to “przyjmującym kapitulację” chłopakom. Ruszał się jeszcze niemrawo gdy go odstępowali, a ich miejsce zajęło kilkoro młodszych wiążąc obitego i szabrując jego rzeczy.
W porównaniu z kilkoma kolegami ten fagas podjął jak się okazało dobrą decyzję.
Ten za warsztatem wciąż wył, ale jakby słabiej.

Podjeżdżający łazik Luca zwrócił uwagę i wiwaty ludzi Sola, tuż po tym gdy wiezieni chłopcy wydarli się przeraźliwie:
- WOOOOOOOOT, WOOOOOOOOT!!
Solos miał dziwne uczucie, że wszystko idzie za łatwo.

Anarchiści w tym czasie, nie patyczkowali się i rozpoczęli błyskawicznie przeszukiwanie i dobieranie się do dóbr magazynowanych przez tatusia i córeczkę trzęsących do dzisiaj strefą.
- Czterdzieści kredytów się należy… - Solos odwrócił się i strzelił Lugo po policzku z otwartej, na wszelki wypadek gdyby ten się jeszcze nie obudził. - Z dala od strażnicy! - krzyknął do anarchistów i popatrzył znacząco na Zacha.
Chłopak wychylił się z łazika i uderzył kilka razy otwartą dłonią w dach pojazdu. Zagwizdał przeraźliwie na palcach.
- Ej!!! Najpierw ogarnąć okolicę! Wnętrza przeszukamy za chwilę. Nie dajmy skurwielowi powodów do radości!
Chłopcy i kilka dziewcząt ruszyło się by zacząć sprawdzanie terenu i by upewnić się, że nie ma pułapek. Zza budynku wyłonił się za to zadowolony i uśmiechnięty Sol. Pomachał radośnie do Heena.
- Po po poszło nienienieżle, co? - spytał.
- Nieźle… Nieźle. - Solos odruchowo spojrzał tam gdzie na ziemi leżało kilka ciał napastników szturmujących strażnicę z tuneli. Zupełnie inna mentalność.
Stratę jednego człowieka na Fili traktowali jak cholerną porażkę. Człowiek. Jaka różnica czy specjalista najmowany za tysiące kredytów tygodniowo, czy chłopak lecący do walki z rozbitą butelką. Tu życie było tanie, tam za ludzi umierały najczęściej drony.
A oni chcieli tu zostać.
Bo to dom.

Strzelił z otwartej jeszcze raz Lugo w twarz.
- Pobudka księżniczko - powiedział widząc, że ”szpetny” otworzył oczy. - Jak dzień? - spytał uprzejmie.
Lugo ocknął się, oczy miał całkowicie przekrwione, wyglądały jakby miały za chwilę same wypłynąć. Rozglądał się jakby nie jarząc gdzie i z kim jest. Szarpnął się jak ryba bez wody i charknął. Na ustach pojawiła mi się strużka krwi.
- Co… ? - wypluł zbierającą się mu w ustach krew.
- Zaminowałeś? - Lucifer nie uważał, że właściwym było pytać co.
Okaleczony uśmiechnął się lekko ukazując zakrwawione zęby.
- A .. jaak myś… - zachłysnął się i rozkasłał.
- Myślę, że tak. Gdzie i jak rozbroić?
- Nie… -
Lugo przymknął oczy - ...twoje ...niedoczekanie…
- Sol, masz tu w ekipie jakichś kolegów co… No nie bardzo interesują ich dziewuchy, jeżeli kumasz o co mi chodzi. -
Luc nie przestawał patrzeć na Lugo, wzrok mu stwardniał.
- Móóóówiiiiisz o homhomhomkach? - upewnił się chłopak. - Jeeeest jest tuuu killkillku. Aleee je-jego nienie ruruszą… zaza za passsskudny.
- Ruszą, ruszą. Tu chodzi o upodlenie gnoja, zawołaj ich. Niech ktoś załatwi trochę oleju i zdejmijcie mu spodnie. -
Lucifer uśmiechnął się. - Wiesz Lugo, nie wierzę w tortury. Szczególnie jak bloker bólu dawany jest w promocji do wszczepu neuroprocesora. Nie te czasy. A i ty wiele byś wytrzymał. Ale godność, pewność siebie maczo. Zaraz zgwałci cię tu każdy kto będzie miał na to ochotę. A uwierz mi, wiem to i jestem pewien, że skusi się na Ciebie i trochę hetero. Jak mówiłem, idzie o upodlenie, a ty im zalazłeś za skórę. Nixx nie zrobiłem tego co mówiłem przez krótkofalę, ale będzie to. Tu na tym placu, będziesz na to patrzył sam ruchany w dupę. Jak mi zaraz nie powiesz jak rozbroić Twoje niespodzianki.
Pojmany przez chwilę nic nie odpowiadał jakby albo nie dosłyszał, albo kalkulował.
- Chcę … zobaczyć… Nixx - wysapał przez strużki krwi.
- Noda miała ją zabrać z miejsca gdzie ją schowałem. Ale nie wiem, czy weźmie ją ze sobą tu jadąc. Telefon mi padł, nie przedzwonię. - Na twarzy Lucifera nie wykwitł uśmiech korespondujący z tanim żartem. - Ale zobaczysz. Rozjebałem jej tylko stópkę by nie hasała za mocno, zagoi się.
- To… leć po nią -
dyszał Lugo. - Potem ci powiem - dukał słowo za słowem.
- Nie słonko, panem sytuacji być już przestałeś. - Solos pokręcił głową i zapalił papierosa. Czekał na ‘homokolegów’ Sola.
- Nawet jak mnie tu wydupcą to i tak nie wejdziesz bez strat. Sporych. Sam możesz zginąć. - Lugo grał powoli cedząc słowa.
- Może, każdy kiedyś zginie. Ale pół Chell będzie miało radochę. O przecweleniu Lugo i Nixx ciągnącej jak automat, w przerwie wypluwającej wszy, będą sobie opowiadać nawet w nCatseray. Może przez pokolenia.
Do tej pory zamknięte oczy Lugo otworzyły się gwałtownie i mężczyzna spojrzał z nienawiścią na solosa.
- Przysięgnij, że puścisz ją wolno. - Spojrzał wokół na zebranych anarchistów.
- Zabieram ją z Chell, do nNY.
- Po co? -
Lugo był zaskoczony, nie spodziewał się tego zupełnie.
- Z początku zamierzałem opchnąć ją znajomemu z nCat, do wykorzystania. Wiesz jak. Niebrzydka. Ale to byłby zmarnowany potencjał. Zrobi coś dla mnie na zewnątrz. Za cenę wyciągnięcia stąd i ciebie. Potem, świat wasz. Zechcecie się mścić, to zabiję.
Lugo przez chwilę trawił informacje.
- Tylko tyle? - podejrzliwość dźwięczała w jego głosie.
- Tylko.
- Haczyki?
- Nie ma haczyków. -
Heen zbliżył twarz do poharatanego. - Istnieje ryzyko, że będziesz tu bruździł. Prościej byłoby cię zastrzelić, ale wtedy Nixx nie pójdzie na układ, a nie znam lepszej osoby do pewnego zadania. Zrobi co ma zrobić w Brazylii, jak się dobrze sprawi to wyciągnie cię stąd z moją pomocą. Byś tu nie bałaganił moim nowym znajomym. - Kiwnął głową w stronę Sola. - Nie ma kruczków. Alternatywę już znasz.
Lugo przymknął oczy.
Po chwili kiwnął głową i zaczął mówić o rozmieszczonych ładunkach.




Lucifer wraz z Solem i Zachem, oraz Sashą i dwoma anarchistami niosącymi Lugo wszedł do wieży gdy rozbrojono ładunki. Zerknął w stronę działka które narobiło tyle kłopotów, ale śmiercionośna broń stała cicha, koło niej zaś leżał trup operatora.
- Gdzie radiostacja? - spytał.
Lugo oddychał ciężko, najwidoczniej atak ludzi Sola spowodował więcej szkód niż było widać na pierwszy rzut oka.
- W drugim pokoju. - Wskazał ruchem brody kierunek “biura”, dopiero co rozbrojonego przez ludzi oddelegowanych przez Zacha.
Młodzi z trudnością kontrolowali podniecenie zwycięstwem. Jeden z asystentów palnął Lugo w tył głowy płaską dłonią.
- Jakim drugim pokoju, debilu? Tam nic nie ma więcej - wrzasnął rozzłoszczony gdy głowa niedawnego szefa Chell lekko odbiła w przód i tył. Mężczyzna szarpnął się ze złością, ale Luc nie reagował. Należało się i jednym i drugim. Zahukanym chłopakom rozpalonym największym osiągnięciem ich życia, oraz typowi co trzymał ich pod butem ostatni czas.
- Zabierz tego kmiota ode mnie.
- Trochę pokory, przyda ci się, zanim Nixx nie zrobi dla mnie czegoś i będziesz mógł wyjść. Przyzwyczajaj się. -
Solos uśmiechnął się lekko, a wściekły były szef zgrzytnął zębami pobladłszy. - A Wy spasujcie… - zwrócił się do trzymających go. - Nie bądźcie tacy jak on - dodał zaglądając do drugiego pokoju, które okazało się niewielkim, prawie pustym pomieszczeniem z kratami i siatką w niewielkich dwóch oknach. Radiostacja w zasadzie nie rozczarowała Heena, który wcześniej zamiast obiecywanego snajpa otrzymał przeżytek wykopany przez neoarchelogów.



Wielkie pudło stało niewinnie na niedużym stoliku. Wyglądało na rzadko używane, lekko zakurzone i niezbyt trudne w obsłudze. Big Al z pewnością by sobie z nią poradził w mgnieniu oka.
- A gdzie Cheechee? - spytał odwracając się jeszcze do Lugo.
- Chee - zapytany kaszlnął i wypluł grudkę krwi - Cheechee? A na co ona? - spytał ponownie przeciągając lekko słowa.
- Z ciekawości. Podobno była tu u ciebie. - Luc dał znak by usadzili jeńca na kanapie.

Sasha w trakcie ich rozmowy ruszyła pierwsza w kierunku czarnej skrzynki i wyciągnęła dłoń o obgryzionych i zaszłych brudem resztkach paznokci ku mikrofonowi na krótkim, grubym poskręcanym kablu.
- Hmm… ktoś wie jak to uży…. AUA!! - Cofnęła dłoń z krzykiem bólu, gdy między ciałem a radiostacją pojawiły się krótkie, skwierczące wyładowania elektryczności. - To jakaś lipa! - poskarżyła się majtając dłonią.
Lugo parsknął cicho.
- Jak to odbezpieczyć? - Heen spytał spokojnie pobliźnionego mężczyznę.
- Tu. - Wskazał na przełącznik światła na ścianie. Brianna, która się przypałętała za nimi, pisnęła z tyłu:
- Ja! - zaczęła podskakiwać by sięgnąć włącznika. Sol podsadził ją i dziewczynka z dumą klapnęła dłonią. - Teraz, Sasha. - zadowolone dziecko z dumą zadyrygowała śmeirdzącą nastolatką, która wydęła usta w lekkim grymasie i sięgnęła raz jeszcze drugą dłonią.
Tym razem iskier nie było.
- Co dalej? Luc, wiesz jak to obsłużyć? - rozczochraniec pochylił się nad ustrojstwem oglądając rzędy przycisków i kilka pokręteł.
- Nie mam zielonego pojęcia… a jak poprosimy o pomoc tego sukinsyna, to nas nakieruje na kanał swoich znajomków i będziemy mieli gości. Co nie Lugo?
Lugo nic nie odpowiedział bo i nie musiał. Nie odpowiedział również na wcześniejsze pytanie Heena, który zaczął kręcić gałką powoli by zejść z aktualnie używanego pasma i może trafić na kogokolwiek na jakimś innym.
- Wywołuj Sasha przez mikrofon, może ktoś odpowie.

Brianna podeszła do dziewczyny by razem z nią zająć się nową zabawką, Zach wrócił do wcześniejszego pomieszczenia i zaczął je przeszukiwać. Dość głośno. Zdaje się, że sprawiało mu to frajdę.
Dziewczyny zaś zaczęły na przemian przyciskać przełączniki i kręcić gałkami.
- Tu my! - Brianna pisnęła w mikrofon. - Hallo! To my! Mówcie coś! - Cieniutki głosik mieszał się z poszumem fal. - A co to jest ten przycisk? - spytała czupiradła, które bawiło się w lokalnego DJa.
- Nie wiem…
- Aha... -
Mała wcisnęła guzik na mikrofonie i linia aplitudomierza nagle podskoczyła w górę. - O! To coś robi!

Kilka chwil porykiwania, popiskiwania i białego szumu później, Brianna się znudziła.
- To nie działa… - oddała mikrofon Lucowi. - Idę zobaczyć co znaleźli na dole.
Sasha z zacięciem na buzi i poziomą zmarszczką na czole obserwowała w skupieniu maszynerię.
- Tu...e…Chell! - Naciskała mikrofon. - Wolniej Luc, za szybko… - ofuknęła solosa samozwańcza ekspertka, a on posłusznie dostosował się zmniejszając tempo kręcenia pokrętłem. - Jest tam kto? Hallo?
Odpowiedzią były jedynie trzaski i brzęczenie.
- To chyba nie działa. Albo jest zepsute? - Sasha spojrzała smutno na Luca i ze złością na Lugo, który siedział obecnie pod ścianą i wydawał się drzemać. - Albo jest zablokowane?
- Albo ciężko się wstrzelić, takich staroci prawie nikt już nie używa. Popróbujmy jeszcze. Może śmierdząca potrafi, polecieli po nią, za jakiś czas będzie. - Heen spojrzał na pielegniarko-radiofonistkę. - I tak dużo więcej do roboty tu na razie nie mamy.
- Mhm… -
Sasha uklękła przed stoliczkiem i zaczęła dalszą zabawę w CB-speca, jednak bez większego zapału. - Ale kogo my tak właściwie chcemy znaleźć? - dopytała jakby nagle doznała olśnienia.
- Kogokolwiek kto odbierze, byle nie znajomki Lugo.

Luc stracił poczucie czasu wsłuchując się w próby Sashki, anarchiści mieli bal stulecia rozgrabując znaleziska strażnicy, a były szef strażnicy odpływał i wracał do przytomności w mniej lub bardziej regularnych odstępach.
- Nie odpowiedziałeś co z Chee - zapytał go Lucifer w chwili gdy ten był akurat przytomniejszy.
- Na co ci ona? - W głosie ojca Nixx słychać było lekkie rzężenie.
- Potrzebuję by ktoś skoczył po gazety. Gdzie jest?
- Dostała nagrodę za lojalność. Która godzina? -
zmienił temat pozornie.
- Odpowiadaj. Dokładniej, podobno jechała do ciebie. Co było dalej?
- Zdecydowała się skorzystać z nagrody. Jak mi powiesz, która godzina to powiem Ci czy dasz radę ją jeszcze złapać -
oparł ciężko głowę o ścianę.
- Trzymajcie go. Mocno. Ty chwyć go za rękę i wystaw mu serdeczny palec. - Solos kiwnął głową na jednego z ludzi Sola. - Tak, tak, wiem. Bólem złamać się nie da. Kwestia tylko, że następny będzie kciuk, tylko poza Chell wstawisz sobie protezę, tu będziesz kaleką.
Lugo tylko zarechotał radośnie, a Heen odbezpieczył rewolwer i bez zbędnych ceregieli czy oczekiwania przyłożył lufę do palca i pociągnął za spust.
- Będzie koło szóstej po południu. - Odpowiedź zmieszała się najpierw z jękiem, a potem śmiechem Lugo.
- To - parsknął krwią - ma jeszcze jakieś 20 minut wolności.
- Dokładniej. -
Lucifer przycisnął mu rękę do kanapy i bez większych ceregieli pociągnął za spust odstrzeliwując tym razem kciuk. - Obwiążcie mu łapę…
Sasha odwróciła się od radia robiąc krótką przerwę.
- Pewnie wywalił ją za mur… drony zrobią resztę… - mruknęła, gdy Lugo zwijał się z bólu coraz ciszej się śmiejąc.
- Jest jakaś możliwość ściągnięcia jej z powrotem? - Tym razem pytanie nie było skierowane tylko do ojca Nixx.
- Na co ją z powrotem? Zdradziła. - Sasha nie miała większych skrupułów w sprawie Cheechee.
- A wcześniej pomogła. Obiecałem jej coś. Miała możliwość uwolnić Nixx z moich rąk, nie zrobiła tego.
- Nie wiem jaka -
rozczochraniec wzruszył bezemocjonalnie ramionami - szczególnie nie w dwadzieścia minut. Może być cholera wie gdzie.

W końcu do “biura” wpadł zdyszany Zach.
- Jadą! - rzucił do Heena. - Jak wam idzie? - dopytał w półobrocie do wyjścia.
- Złapaliście jakichś żywcem? - Luc spojrzał na obu przywódców anarchistów.
- Taaaa, dwóch. Reszta zwiała. To znaczy dwóch kolejnych. Dopadniemy ich i tak. Sol puścił za nimi ludzi.
- Mam prośbę… Ten zjeb ma pewnie jakieś specjalne miejsce do takiego “wyrzucania”. Ci dwaj mogą wiedzieć gdzie to jest. Są łaziki, może da się ją wydostać z powrotem. -
Spojrzał na jąkałę. - Gdyby nie ja, stracilibyście wielu ludzi na szturmie samej fabryki. Kto wie czy udałoby się wam tutaj z tym jebanym działkiem. Gdyby nie Cheechee, nie miałbym Nixx. Może i nie byłoby mnie. - Wspomniał speedhealery i opiekę, dzięki której był sprawny na wymianę towaru. - Zawdzięczacie jej coś.
- Mmmmm...oooże aaale oooon nieee wypuuuuszczaaa ludludludzi przeeez brabrabramę. -
Sol spojrzał na Heena. - Ooon wywywala przez mumur. Brabramy zazazazapieeeeczętowane. Própróby ototwarcia ściąściągają drodrony.
- Nie ma sprawnych poduszkowców po ataku na transport? Lugo tu nie ma jakichś? Kur… jeżeli jest pod murem line jej zrzucić?
- Jak jejest pod mumurem to momożna. -
Sol miał nieco podobne podejście na luzie jak Sasha. Zach w trakcie tej wymiany zleciał na dół. Zanim Heen zdążył jednak zareagować w pokoju rozległo się urywane:
- K… am? - pytane cienkim głosikiem. - Sł….nie?
- AAAAAAAAA! - Sasha wrzasnęła i jakoś odruchowo odrzuciła mikrofon. Głos z drugiej strony zagłuszył biały hałas.
- Sol, proszę, spróbuj chociaż dobra? - Lucifer spojrzał na przywódcę anarchistów spinając sie aby nie skoczyć w kierunku radiostacji. - To ważne.
Odpowiedź chłopaka zagłuszyło kolejne piśnięcie Sashy:
- Luc!!! Luc!!! - w tle przez szum i pisk nadal ktoś próbował połączenia. - Jak to ustawić na wyraźniej?! - Sasha zerwała się z kolan i po raz pierwszy odkąd Heen ją poznał wykazywała intensywniejsze emocje.
- Kuuurrrwwwa… - Luc wyrzucił z siebie cicho. - Zaraz! Sol…?
- Jaaaa nienie ww--www… - Chłopak z wrażenia utknął na ostatnim słowie i nie mógł go wykrztusić. Jednak wiadomość dało się odczytać z kręcenia głową. Chłopak nie wyglądał na znawcę technologii.
- Do cholery Sol, proszę cię idź jej poszukać z Zachem!!!
Nastolatek wybiegł z pomieszczenia nie odpowiadając więcej. Wiedział kiedy schorzenie go pokona.

Tymczasem Sasha z paniką próbowała kręcić i przyciskać wszystko po kolei na radiostacji. Luc rzucił się ku niej.
- HALLO?! HAAALLO??? - wrzeszczała już prawie na pełen głos.
- Kto mówi? - odezwał się cienki głosik nagle czysto i wyraźnie. - Hallo słychać mnie?
- Tak, słychać. Jestem Luc, a ty? -
Heen mówił drżącym lekko głosem do mikrofonu jaki wyrwał Sashy, która niemal wisiała mu na ramieniu, wbijając palce w biceps z nerwów.
- Jestem Hamilton Hayden - odpowiedział głosik z drugiej strony wyćwiczonym tonem.
Lucifer znieruchomiał. Rodzina Haydenów była jedną z bogatszych rodzin i dziedziców megacorp zajmujących się żywnością GMO. - Luc? Dziwne imię. To jakiś przydomek?
- Nie podoba ci się moje imię…? -
Solos starał się aby udawany żal był ponad zdenerwowanie.
- Nie wiem. Jest dziwne.- odparł Hamilton. - Długo zajmujesz się radiem? Jesteś moim pierwszym rozmówcą, a Ty brzmisz staro. Wiesz pewnie wiele o tego rodzaju połączeniach. Opowiedz. - Ni to poprosił ni to nakazał władczo.
- Niestety Hamilton, niewiele wiem. Uczę się dopiero, by móc porozmawiać z moim synkiem. Pomożesz mi? Coś mi się wydaje, że dużo wiesz o radiostacjach.
- Uczę się. Mój Slate pomaga -
odpowiedział Hayden junior. - A Ty nie masz swojego androida przy sobie? - zadziwił się mocno. Sasha miała minę zaskoczoną i wskazującą na zupełny brak zrozumienia o czym mówi chłopak.
- Nie mam. Wszystko padło - Luc zabrzmiał bezradnie. - Wysiadło mi połączenie z prądem, tylko radio działa jeszcze na starej baterii, nie mam nawet jak wezwać pomocy by ktoś to naprawił. Hej! - Lucifer jakby ożywił się jakby na coś wpadł. - A może Ty mi pomożesz Hamilton?
- To zależy? Długo to potrwać by miało? Za 10 minut muszę stawić się na kolacji.
- Nieeee, tylko jedną wiadomość wysłać do mojego przyjaciela co umie naprawiać, aby wszedł na swoje radio. Powie mi co mam robić by zrestartować generator energii. Wyślesz mu kilka słów i wystarczy. Mogę na ciebie liczyć Hamilton?
Przez chwilę po drugiej stronie trwała cisza, aż Sasha zaszeptała:
- Zerwało się! - Stała cały czas blisko gryząc z nerwów kciuk po dziecięcemu. Lucifer spięty jak cholera posłał jej ciężkie spojrzenie. Krótkie, bo wpatrywał się uporczywie w radiostację zagryzając zęby.
Ostatecznie jednak Hayden Junior się odezwał z lekkim westchnieniem:
- Mogę spróbować. Musiałem zaszyfrować połączenia wychodzące. Inaczej wiadomość by nie wyszła przez nasz domowy serwer - cienki głosik młodego stał w dużym kontraście do sposobu wypowiadania i tonu nawykłego do tego, że jego słowa traktowane były zawsze poważnie.
- Chciałbym aby mój syn był tak mądry jak Ty. Bezpieczeństwo domowej sieci to podstawa. - Heen mówił na bezdechu po tym jak odetchnął z ulgą. - To jak, mogę dać ci adres i treść wiadomości?
Gdy otrzymał potwierdzenie podał Hamiltonowi adres bocznej ale jednej z głównych skrzynek Halo.
I treść:

Cytat:
Pewnie monitorowałeś mój status i widziałeś jak ‘odcięło mi prąd’. Sytuacja jest poważniejsza niż mogłoby się zdawać, ale jakoś sobie z najgorszym poradziłem. Pomożesz mi wrócić do cywilizacji? Jestem na radiostacji. 27.325 MHz. Luc
P.S.
Mazz bardzo zła?
- Wysłałeś? - spytał napięty do granic wytrzymałości.
- Tak - odparł malec po drugiej stronie - A teraz przepraszam, muszę iść na kolację. Powodzenia z elektrycznością. Polecam domowe generatory mocy. Mogę spytać taty jakie są najlepsze i Ci powiedzieć. Do usłyszenia.
- Trzymaj się Hamilton - Lucifer lekko rozpłynął się na krześle, na którym usiadł. Napięcie przeszło w ulgę skutkującym tym samym jakby ktoś wstrzyknął mu rozluźniacze domięśniowo. - Super chłopak z ciebie i bardzo mi pomogłeś. Smacznego.
Spojrzał na rozczochrańca.
- Zapamiętaj Sashka to pasmo i niech cały czas będziemy na nim na odbiorze - powiedział nie zwracając uwagi, że dziewczyna na tym zna się tak jak on. Czyli wcale.
- Znaczy mam mówić coś cały czas? - Czupiradło wpatrzyło się w Luca z wypiekami na twarzy. - To ok, tylko muszę się odlać - stwierdziła rzeczowo.
- Leć, chwilę tu posiedzę. Pooddycham zanim Noda wdrapie się na górę.
Wziął mikrofon i co kilkadziesiąt sekund mówiąc do mikrofonu “tu Lucifer, Halo, odbiór”, zdecydowanie bardziej rozluźniony zaczął obserwować Lugo.
I czekał na nadejście niszczycielskiej aury.

Stękanie i ciężkie oddychanie połączone było z lżejszymi krokami Sashy, która najryważniej przechwyciła Nodę po drodze.
- No i co śliczny? - Dotarło Heena ochrypłe pytanie. - Już załatwiłeś wyjazd?
- Jestem w trakcie - łzawiły mu oczy - gdzie Nixx?
- Na dole, nie da rady chodzić pamiętasz? -
Staruszka machnęła ręką dając znać by Lucifer zwolnił jej miejsce na krześle. Lugo odpłynął niedługą chwilę temu i zdenerwowany solos zauważył, że zapadł w niebyt na coraz dłużej.
- Nie mogę, czekam na łączność - odpowiedział, choć jego ciało i duch rwały się na wyścigi aby faktycznie jej ustąpić i iść w kierunku podestu z działkiem. Na świeże powietrze.
Wstał i popchnął krzesło bliżej kanapy koło Lugo, aby tam usiadła.
- Potrzebuje jej. Mam dla niej deal.
Noda umościła się na krześle przy pomocy Sashy, która po chwili zbliżyła się do radiostacji.
- No to idź na dół, śliczny - odrzekła staruszka przyglądając się Lugo. - Co się mu stało? - wskazała na zakrwawioną dłoń mężczyzny okutaną na odczepnego jakąś szmatą.
- Miał wypadek samochodowy. A potem był niegrzeczny.
- Czyli norma… -
Noda się nie przejęła. - Ilu przeżyło? Wiesz?
- Czterech, dwóch jest tu, dwóch spieprzyło.
- No szkoda. Ludzi by się akurat przydało więcej… -
Westchnęła teatralnie i znieruchomiała na chwilę gdy radiostacja warknęła gniewnie:
- Luc skurwielu!!! Jesteś tam? - chyba nigdy wcześniej Ptasie Radio nie brzmiało tak słodko.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 26-02-2017, 18:25   #47
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Bird Radio




- Halo…? - ulga w głosie Heena gdy mówił do mikrofonu była tak namacalna jak smród Nody. - Jak dobrze cię słyszeć… wiesz co?
- Co…? -
Głos Halo również był napięty, ale runner był inteligentnym człowiekiem. Szybko załapał. - … zajebie cię, nawet o tym nie myśl.
- Ok -
solos zgodził się bez dyskusji nie kontynuując dowcipu, na co po drugiej stronie przez chwile zapanowała cisza.
- Wszystko okey? - Brat Mazz brak żartu na który nie dawał się naciągać zbyt często, odebrał jako obraz dosyć ciężkiej sytuacji.
- Bywało lepiej. Zasadniczo to nawet jest chujowo… - Solos rozmawiając z przyjacielem spoglądał na Nodę, która patrzyła to na niego, to na radiostację z zaciekawieniem i ciężkim do rozszyfrowania uśmiechem na twarzy.
- Gdzie ty do cholery jesteś?
- W Chell. Wpieprzyli mnie tu po akcji na posterunku. Nie było łatwo dostać się do tej jedynej łączności.
- Chell?! -
W głosie Halo zabrzmiało zdumienie. - Co kurwa? - Runner klął mało, zwykle dopiero gdy ktoś naprawdę mocno wyprowadził go z równowagi.
- Chell - odpowiedział Lucifer.

Znów zapanowała cisza.
Dłuższa.
- Halo... - Pierwszy zdecydował się przerwać ją Lucifer. Brzmiał na totalnie zrezygnowanego. - Mury dookoła, drony na zewnątrz na uciekinierów. Strefa ciężko zamknięta. Wyjść się nie da. Chciałbym żebyś coś dla mnie zrobił…
- C… Zrobił? -
Runner był lekko roztargniony, w tle słychać było stukot klawiszy konsoli.
- Tak. Mazz... Mazz powinna być wolna, to wspaniała kochana dziewczyna. Niech ułoży sobie życie bez niczego co by ją stopowało. Kocham ją. Niech tak będzie… Więc… adoptujesz go? Aliego? Przecież nie zostawię go Kirze, wiesz jak jest. Jakbyś Ty i D. ... Wiesz, on ją uwielbia, a ty jesteś naprawdę bodaj nainteligentniej…
- CO. TY. PIERDOLISZ!!!??
- TO WYCIĄGNIESZ MNIE STĄD KURWA CZY NIE?!?! -
Heen ryknął do mikrofonu tak głośno, że aż wybudził się Lugo.
- Blokad dronów nie obejdę bez zwracania uwagi… - Runner zaczął po wybuchu wracać do trybu: problem-analiza problemu. - Ale co innego monitoring ruchu nad Chell. To strefa zamknięta, jednak w razie potrzeby najwyższych priorytetów ruch nad terenem może być dopuszczony. Pytanie czy będą sprawdzać uprawnienia za pomocą zwykłej łączności czy protokółami sieci, a jak tak to którymi…
- … Halo...
- Wiem, wiem. -
Halo wpadał w trans. - Jeżeli połączenia weryfikacyjne przez sieć to można wpuścić im węża by odciąć na kilka czy kilkanaście minut bez odkrycia iż sygnał jest blokowany. Uznają, że po drugiej stronie ktoś po prostu chwilowo nie jest przy konsoli. Hm... Jeżeli jednak łączność bezpośrednia, to można załatwićto blokadą kierowanego szumu. Odcięcie zasięgu i anten nic nie da, wykryje to system i przekieruje sygnał. To tylko sekundy czasu. Hm... za to biały szum trochę więcej, ale ciężko oszacować kiedy protokoły łączności zakwalifikują to jako blokadę przekierowując sygnał. Ślisko. Chyba, żeby robić im od tej pory chwilówki…
- ...Halo…
- Czekaj… Jakby ich trącać uderzeniami szumu zrywając łączność najpierw na milisekundy i pogłębiając to co pewien okres czasu, to w pewnym momencie wstrzelimy się w moment gdzie nawet dłuższa strata łączności na kanwie analizy wcześniejszych połączeń może zostać uznana za postępujący i chwilowy problem z połączeniem, przez mechaniczną awarię radiowego przesyłu sieci. Wtedy cerber nie przekieruje automatycznie, bo nie uzna tego za blok-atak transferu. Odczeka spodziewając się powrotu łączności wg postępującego algorytmu przerw. Problem tylko na ile boty mają ustawiony okres krytyczny. Tylko wtedy już jesteśmy w domu… Jakby włamać się do centrali z niskiego kanału dostępu przedefiniowując okresy krytyczne w przypadku postepujących problemów łączności bez trybu wykrycia runnerki…
- HALO, KURRRWAA!!!
- Jest opcja, tylko musimy się zgrać w czasie.
- Jak wypakujesz zbędny do akcji sprzęt z AV, to ile osób się zmieści?
- Co?
- Ptasie... Kurwa… Rad...
- Słyszałem, ale o co ci chodzi, po kiego ci to?
- Parę osób chcę zabrać.
- Luc, czyś ty ocipiał? Przecież...
- Halo. Zabieram. Stąd. Parę. Osób. Albo AV albo skaczemy przez mur.
- Dwanaście. -
Odpowiedź była krótka i rzeczowa. - Nawet nie tyle obciążenie. Miejsce w środku. By się nie udusić.
Solos spojrzał na Nodę, która słysząc to uśmiechnęła się szerzej i uniosła lekko ramiona.
Nowa fala smrodu zaatakowała niczym szarża ciężkiej brygady mechów. Luc dusił się już tu i teraz.
- Pasi. Powiedz mi, co z małym…?
- Szaleje. Nie śpi, nie odpuszcza mojej siostry nawet na krok, albo siedzi u D. Jest rozbity i nie wie co się dzieje. Dopytuje się o ciebie i o Kire bez przerwy. Kilkanaście razy dziennie. Jest słabo Luc. Eve próbuje go ogarniać, ale…
- Eve?
- Pomaga jak może.
- Wiem, chodziło mi o…
- Mam ci to rozrysować? -
W tonie Halo zabrzmiało warknięcie. - Nie jest tu raj jeżeli idzie o polirelacje. Ale jest jeden mały skrzywdzony zwornik, kojarzysz go?
- Co z nią?
- Jest wkurwiona -
Runner od razu zrozumiał kogo dotyczyło pytanie. - I zmartwiona jak dzika cholera. Poruszyła chyba wszystkie kanały, nawet ostatniego klienta, co podobno wejścia ma wszędzie. Uderzyła też do Hao by wyłapać info z sieci policyjnej.
- Zajebie mnie.
- Jest to realna opcja.
- A Kira?
Runner nie odzywał się długo.
- Dalej w wariatkowie, ale pyta o ciebie często. - Rozległo się w końcu z radia. - Podawałem się za ciebie, zostawiałem jej wiadomości.
Heen nie pytał jakie.
- Halo, wyciągnij mnie stąd… Po prostu.
- Dam znać, muszę przygotować parę rzeczy. A ty się szykuj.
- Do zobaczenia.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 27-02-2017, 13:16   #48
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Who stay, who go?



Strażnica Lugo w Chell, późne popołudnie
Wzrok Lucifera skierował się najpierw na Nodę, a potem na Lugo.
- Ten będzie jednym z wielkiej dwunastki? - spytała staruszka ukazując bezzębne dziąsła. - Czy będziesz robić losowanie, śliczny?
Sasha łypnęła jedynie oczyskami spod sterczących włosów i wycofała się za 'śmierdziuszkę'.
- Lugo zostanie. Chciałbym abyś schowała go gdzieś. W takim miejscu jak Nixx, abyś tylko Ty wiedziała gdzie. Plus kilka osób donoszących mu wodę i żarcie. Potem go zabiorę.
- Zamierzasz tu wracać? -
wyrwało się Sashy.
- Zamierzam zabrać stąd Lugo jeżeli Nixx zrobi coś dla mnie na zewnątrz.
- Aha. -
Krótka i ponownie beznamiętna odpowiedź nadpłynęła od nastolatki.
- Nie wiem czy on długo pociągnie - mruknęła Noda wydymając obwisłe starczo usta. - Ale idź i gadaj z kochanką. - Mrugnęła wesolutko.
- Nixx musi go zobaczyć. Wiedzieć, że on żyje -
odpowiedział solos. - Ja jej nie wniosę... - Rana w nodze wciąż trochę łupała, podobnie jak ledwo zaleczone pamiątki od blondyny. - Mógłby któryś z was jej pomóc? - zwrócił się do chłopaków pilnujących Lugo.
- Mamy ją nosić? - obruszył się jeden z nich. - Niech spierdala na drzewo.
- Albo niech wskakuje na jednej nodze -
zarechotał drugi.
- Tu jest mechanizm wciagający platforme do poziomu podestu. Gdybym mógł, to bym ją wniósł.
- Ruszajcie się -
mruknęła cicho staruszka. - Nie mamy całego czasu świata.
Chłopcy marudząc cicho pod nosem ruszyli się w końcu, najwyraźniej niechętni całemu zadaniu.
Noda zaś zwróciła się do Heena:
- I co dalej, śliczny? Wezwałeś ratunek, złapałeś dwójkę. Co dalej? - Jedno wyblakłe oko śledziło go uważnie.
- Ty mi powiedz. Ja stąd znikam zabierając tych, którzy będą chcieli, a którym należy się choć próba w miarę normalnego życia. - Lucifer spojrzał staruszce w zdrowe oko. - To Twój przewrót. Twój powrót na tron. Więc ty mi powiedz, co dalej z Chell Noda?
- Nie zbierzesz wszystkich. Masz 12 miejsc. W zasadzie 11. A co z Chell? Będzie to co było zanim zaczęły tu rządzić dragi i deale z zewnątrz. -
Staruszka wzruszyła ramionami.


Z korytarzyka dobiegły hałasy i głos Nixx domagający się wsparcia i pomocy.
W odpowiedzi Sol coś dukał zawzięcie, ale kobieta przerywała niecierpliwie.
- Nie mam czasu słuchać niedorozwojów! Gdzie Lugo? - warknęła napędzana wściekłością i wyraźnie słyszanym bólem pogruchotanej nogi.

- Ta chora dziwka powinna skończyć z kula we łbie, jak jej tatko, a zamiast tego wyrwie się z tego bagna. Zaś masa dzieciaków, którym należy się godne życie, bo nie ich tu wsadzono, a niewysterylizowanych rodziców… będzie się bała zmian, może zechcieć zostać w tym syfie. Bo to przecież dom. Bo oni nawet nie wiedzą co jest na zewnątrz. - Lucifer mówił zgorzkniałym głosem nie zwracając uwagi na awanturowanie się Nixx. - Myślisz, że ja w ogóle skompletuję tę dwunastkę Noda?
- Nie wiem, śliczny -
odparła nader poważnie śmierdziuszka - nie wiem. Wielu z nich tutaj rodzonych. Nie pamiętają często przez kogo. Tutaj mają siebie. Na zewnątrz będą mieć co?
Solos wzruszył ramionami.
- Też siebie. Tuzin dzieciaków trzymających się razem więcej niż rodzone rodzeństwo, bo w nowym dla nich świecie. To nie jest tak, że chce ich zabrać do AV, wypuścić w nNY i powiedzieć “radźcie sobie”. Mam plan, w jednym dużym budynku mocno się zdziwią może jutro, może za parę dni. Te dzieciaki będą miały start. A zawsze będą mogły tu wrócić, gdy będę wyciągał Lugo dla Nixx. - Heen spojrzał na Sashe. - Tak jak mówiłem ci w robalu. Powrót tu nie jest problemem. Wyjście to jak los na loterii.

Na ostatnie słowa do pomieszczenia wparowała blondynka
- Gdzie jest Lugo? Gdzie jest ten gnój?
W końcu natrafiła wzrokiem na Luca i z nienawiścią w oczach i ni to kuśtykając ni to skacząc ruszyła w jego stronę.
- Ty! - warknęła wściekle.
- Jak nóżka? - odpowiedział jej pytaniem Luc. - Siadaj obok tatki.
- Ty chuju! Zepsułeś wszystko!!! -
wrzasnęła i niemal zaszarżowała wyciągając chude ramiona w kierunku Heena. - Zabić cię to zrobienie przysługi. - Doskoczyła ostatecznie ku solosa i sięgnęła paznokciami policzków celując w oczy, dopiero wtedy się uchylił. Odbił w prawo, tak żeby chcąc kontynuować atak musiała obrócić się na lewej stopie. Tej rozwalonej przed tunelem do ‘jaskini smrodu’.
- Siadaj dziwko i słuchaj.
- Nie masz nic do zaoferowania, skurwielu! -
zakolebała się łapiąc równowagę. Noda zarechotała nie kryjąc się specjalnie. Nixx odwróciła się w jej stronę biorąc zamach.
Nim jednak zdążyła wymierzyć Nodzie cios, w pokoiku rozległ się trzask odbezpieczanej broni.
- Siasiasia…. - zaczął Sol, a Nixx prychnęłą mu w odpowiedzi zamierając w miejscu.
- Zanim wydukasz, osiwieje i będę wyglądać jak ona. - Kiwnęła głową na Nodę, po czym łypnęła ze złością na Heena i ruszyła z wolna ku kanapie. Spięta i nastroszona.
- Transport z Chell w toku, wychodzisz ze mną Nixx. Mam dla ciebie robotę w Brazylii. Zrobisz co trzeba, to jesteśmy kwita. Przynajmniej z mojej strony. Sram na twoje chęci w stosunku do mnie. Dasz radę z zadaniem, to pomogę ci wyciągnąć stąd Lugo. - Solos przeniósł wzrok na jej ojca. - Oto moja oferta. Nie zgodzisz się, to on kula w łeb, ciebie oddam tym na dole.
- Niewiele mu zostało -
stwierdziła blondynka spoglądając na ojca. - Taka oferta, a próbujesz się skurwielu wykpić na samym początku?!
- Na pewno masz jakieś zabunkrowane speedhealery w Fabryce. Jak Cheechee na mnie znalazła, to zdziwiłbym się gdyby nie było więcej w zapasach jaśnie pani. A on to twarda sztuka. Przyjmujesz ofertę czy nie?
- Co to za robota?
- Brief dostaniesz w Nowym Yorku. trzeba będzie zrobić z kimś to samo co robiłaś ze mną. Tylko niejednokrotnie.
- Chcesz żebym kogoś zerżnęła? Masz mnie za dziwkę co daje dupy za fajka?
- Chcę byś upodliła, zmasakrowała jak lubisz. Nagrała to. Powtórzyła kilka razy. A za dziwkę to owszem cię mam. Nie za fajka, a za ziarenka piasku cię tu w Chell mogę dawać do dymania jak taka twoja wola. Masz szansę na bilet na zewnątrz z czystym startem i możliwością wyciągnięcia stąd tego skurwiela. Nie podoba się, to spierdalaj na dół i poczekaj kwadrans, będzie impreza.

Przez chwilę przetrawiała i przeliczała.
- Niech któryś z tych przydupasów śmierdziela skoczy do fabryki i przywiezie leki dla niego. Jako gest twojej dobrej woli. - Uśmiechnęła się lekko i z kpiną. - Chcę najpierw zobaczyć jak aplikujesz mu leki. Potem, zgoda.
- To nie moi przydupasy. Kumple. Sol nimi dowodzi. -
Heen wskazał jąkałę stojącego z odbezpieczoną bronią. - Gadaj z nim, ja jestem za.
- To tobie zależy na robocie. -
Nixx wzruszyła ramionami. - Nie będę latać od jednego do drugiego.
- A Tobie na ojcu. Ja do tej roboty mogę na upartego znaleźć kogoś innego. Lugo jest jeden. -
Heen spojrzał na Sola. Chłopak odniósł dziś sukces swojego życia, Luc nie chciał choćby zahaczać o wrażenie komenderowania nim. Szczególnie po sprawie Cheechee. - Sol, jak chcesz, żeby cię błagała, to się nie krępuj. Jak jaśnie pani nie zechce, to zawsze więcej miejsca w AV.
- Spospospo… -
zaczął wiecznie uśmiechnięty Sol, a Nixx parsknęła wrednym śmiechem słysząc wysiłki chłopaka.
- Serio?

Raczej nie spodziewała się tego co nastąpiło zaraz po tym pytaniu.
Milcząca, nieśmiała Sasha przyskoczyła do niej i wymierzyła ostry policzek na odlew.
Noda spoglądała na scenkę i na nagle poczerwieniałego lekko Sola.


- SaSaSaSaasha! - syknął nastolatek.
Rozczochraniec odstąpiła z błyskającymi wściekłością oczyskami i wróciła potulnie by stanąć obok Nody. Nixx syczała ze złości macając szybko puchnącą twarz w okolicach kości policzkowej.
- Sspooooko. Pooślę aaaleee pood warururunkiem, żeże zabierzeeesz Briririanę. - Sol spojrzał na solosa. - Iii zazazapewwwnisz jej ddododododooom i rororobotę.
- Mysle, że zaprzyjaźni się z Zuzu -
mruknął zagadnięty w odpowiedzi. - Z przyjemnością, jak Bi będzie chciała. Zach pojechał sprawdzić Chechee?
- Niieee. Zaaabierbierbierzesz ją tak czyczyczy inaaaczej. -
Sol nie dał się zbić z pantałyku.
- Coś powinienem wiedzieć? Czemu? Sol, przecież… - Luc zamyślił się. Tak żywa czterolatka nie związana chyba jeszcze emocjonalnie z Chell i wykazująca nieokiełznany żywioł dla którego teraz w tej strefie było zbyt ciasno. - Okey. Zabiorę. Zach pojechał na mur?
- Okkkej. -
Skinął głową Sol z jakąś radością i ulgą. - Poposzeddddł na muur. Mómówiłem, żee brabram nie da rarady. Dwójwójka z niiiim. Możee się uda, aaaale wąwątpię. Zazazaraz końkończy się czas. Jeśjeśli nie wrócą wkrókórtce, dopadły jaaa drodrony.
Heen skinął głową.
Rozumiał.
Czuł sie bezsilnie gdy nic nie mógł w tej kwestii zrobić.
- Daj mu kod dostępu do swojej kwatery w fabryce - zwrócił się do Nixx - i miejsce gdzie chowasz speedy, oraz inne medykamenty.
- 7721, w szufladzie pod łóżkiem – odpowiedziała z wciąż zezłoszczona.
- Oooooooo-okey – Chłopak nie czekając na nic więcej zbiegł na dół.

- Sashka? Co z tobą? Łapiesz się do nNY? - Luc zwrócił się do rozczochrańca, ale patrzył na Nodę.
- Ja nie wiem - mruknęła dziewczyna niepewnie.
- Jedzie, jedzie - zachrypiała śmierdziuszka, jej spojrzenie wysyłało zaś czytelny sygnał Heenowi. - Dasz jej miejsce do spania i jedzenie, to się tobą zaopiekuje jak nikt. - Poklepała młodą w szorstkim geście naśladującym czułość.
- Chciałbym żebyś z Bri pojechała do strażnicy-przedszkola - Solos nie dawał czasu na przetrawienie decyzji jaka zapadła niejako trochę ponad nią. - Wszystkich faktycznie nie zabiorę, ale dzieciaki zajmują mniej miejsca niz dorośli. Halo pewnie spodziewał się innego transportu. Więc 12 osób to nie limit. Po pierwsze dzieciaki co nie są jeszcze spaczone Chell, które chcą i mogłyby odnaleźć się poza strefą. Te spokojniejsze. Znajomi Brianne? Nie wiem, Sashka, znasz je, wybierz i spytaj które chcą obiecaj im, że będą mogły wrócić.I ta dziwna zamknięta w sobie dziewczynka co prowadziła Robala do Nody jak przyjechałem do ich strażnicy. Aha, nie mów Briannie, że w jej przypadku zdecydowane…
- Okeeej - Sasha przeciągnęła samogłoskę wciąż zaskoczona obrotem spraw i nieprzygotowana na to co miało nastąpić.
- Nie wiedziałam, że planujesz otwarcie przedszkola - zaśmiała się na nowo Nixx. - Ile takie dzieciaki chodzą na rynku? Ile z tego będziesz mieć? Jak masz kanał przerzutowy, zabierzesz wszystkie i nieźle się ustawisz. Takie młodziutkie muszą być warte sporo kasy.
Nixx najwidoczniej uderzyła w znajome okolice bo Sasha spojrzała nagle na solosa podrzucając głowę.
- To prawda? - spytała cicho. - Chcesz nas sprzedawać? - Zbliżyła się do Nody.
- Mam sześcioletniego syna - Lucifer w pierwszym odruchu też chciał się zbliżyć, ale do Sashy. Bliskość cuchnącej staruszki zblokowała to. Ona mogłaby zarobić majątek odstraszając skunksy.
- Był bity, nie mówi, staram się do niego dotrzeć. Te dzieciaki będą miały choć szansę. Jak Ali gdy wyjdzie z tego w czym jest teraz. - zapiekły go lekko oczy. - Ta kurwa patrzy po swojemu, myślisz, że ja bym tak mógł Sasha?
- Jej też obiecałeś wolność za pieprzenie się z kimś. -
Dziewczyna mrugnęła wolno, a Nixx klasnęła w dłonie.
Noda pokręciła głową.
- Sasha, pamiętasz jakeśmy go znajszły? - Cmoknęła obwisłymi wargami. - Toż to żółtodziób, mimo, że stary.
- Nie pieprz Noda, żółtodziób, nie żółtodziób. Sama wiesz jak tam jest, ty sie tu nie rodziłaś. -
Przeniósł wzrok na chudą dziewczynę. - Nowe, lepsze życie dla dzieciaków i ciebie, albo powrót. Ja zdaje sobie sprawę, że może ciężko będzie przywyknąć. Nic na siłę. Weź Briannę i ogarnijcie kandydatów. Obiecuję, że zrobię co mogę by było im tam dobrze.


- Hallo? - zaskrzeczało radio znajomym głosem. - Hallo? Jest tam kto? Odbiór!
- Ocipieje… -
Lucifer wziął mikrofon w rękę i wcisnął przycisk.
- Rezydencja Van den Heena, słucham. Odbiór.
W tle usłyszał zachłyśnięcie się, gdy Halo kontynuował:
- Przerzut, odbiór czy jak to tam… transport jutro rano, godzina 4:17. Pasuje wasza lord….
- Luc?! -
Ruda odebrała najwyraźniej komunikator. - Zajebię Cię sukinkocie!!! - W głosie słychać było burzę uczuć ale złość i kontrolowany płacz wybijały się na plan pierwszy.
”Halo, daj sobie spokój. Odwołujemy akcję. Tu jeszcze mam jakieś szanse. Od niej nie…” chciał powiedzieć w pierwszej chwili już dosyć rozluźniony by zahaczyć kpiarskim tonem o próbę rozweselenia ferajny tam po drugiej stronie.
Ale w tonie głosu Mazz wyczuł coś, co zblokowało go przed takimi żartami.
- Zabijesz… będzie okey, skarbie – odpowiedział miękko. - Rozwalisz mi łeb wałkiem, którym daaawniej robiło się makaron na spaghetti.
- Lepiej… -
głos jej się urwał. Lojalny brat przejął komunikację:
- Zapamiętasz? 4.17. Nie wiem czy cię tam nie rozpuścili na amen. Zbieraj dupę na miejscówkę 41.17 i - 72.12.
- Jakie 41, jakie 72? Stary czy ty ogarniasz że z elektroniki my tu mamy tylko stare CB i jeden komputer?
- O kurwa… Ok… to wygląda na plac otoczony z dwóch stron jakimiś murami? Nie to jakieś konstrukcje. Z trzech stron otoczony, tuż przed nim jakiś stary żuraw czy też konstrukcja. Czerwony albo zardzewiała. Kojarzysz? Wygląda mi to na najbardziej logiczne miejsce bo reszta to jakiś plac po wojnie.
- Można tam, ale to miejsce wymiany dragów za żywność i inny staff. Chyba policji z fabryką narkotyków tutaj. Mogą monitorować. Widzisz coś na kształt minifortu z wieżą, wokół których w promieniu pewnym są usunięte śmieci i zgliszcza?
- Chwila… -
Halo odezwał się ponownie po kilkunastu sekundach. - Ok. Mam. Koordynaty podam r…
- Luc, odbiorę Cię. Potrzeba coś? -
Mazz znowu się wcięła z niecierpliwością. - Jesteś cały?
- Kod 4 -
odpowiedział jak na Filipinach, gdzie oznaczało to skutki kontaktu z wrogiem, ale bez trwałych uszczerbków na ciele i brak permanentnej utraty zdolności bojowej podczas misji. - Kotek, będzie ważne jak najwięcej miejsca w AV. Tu jest sporo dzieci. chce je zabrać z tego syfu, a sytuacja wewnątrz ogarnięta. Każdy kawałek powierzchni....
- Jakich dzieci? -
Mazz zdębiała. - Dzieci w Chell?
- Oni tu wrzucają ludzi od iluś lat. Tak jak mnie pewnie bez rozpraw i wyroków. Bez sterylizacji strefo-więziennej…
- Ja pier…..

Halo znowu wbił się w wymianę czułości:
- Ok, pogadacie później. Szykuj się. My też musimy.
- Ok. 4.17, w razie co kontakt przez radio. Aha, Halo, dwie sprawy. Maski tlenowe dla obsługi AV, kierowcy. Nie pytaj. Drugie to… mam na szyi obrożę. Może to być tylko sado-fluff, może lokalizator, może mikrobomba. Sprzęt do usunięcia tego gówna mile widziany.

- Ja pierdolę. Wrzucony w szambo ale obroża sado-maso?! - W tle poleciał stek przekleństw rozeźlonej Mazz.
- Dobra. Do rana! - Halo zakończył dysputę. - Bez odbioru!!!
Zach wrócił w między czasie i stał oparty o framugę z uśmiechem szerokim na całą gębę.
- Z deszczu pod rynnę, stary - zarżał radośnie. - Sorry, nie znaleźliśmy jej. Widziałem ślady ale nie wiem czy to jej czy nie. A leciał za nią nie będę.
Lucifer lekko oklapł opierając się o stolik z radiostacją.
- Jest jakiś sprawny poduszkowiec?
- Poduszkowcem chcesz przenieść się poza mur? -
Zach wywalił oczy. Nixx w tym czasie układała się wygodniej. Noda zaś ruszyła ku wyjściu.
- Poduszkowce działają na bazie bliskiej odległości od podłoża. Jeżeli jest jakieś podejście gdzie hałdy syfu w pobliżu murów… - Luc nie kończył spoglądając na anarchistę.
- Jutro rano możecie poszukać. Jak ma przeżyć wieczór i noc to przeżyje. - Zach zdawał się już znudzony tematem Azjatki.
- Jakie kurwa rano jak transport o 4.17?!
- No przy transporcie. Nie?
- Za dużo czasu dla dronów na Chee, za mało dla nas na ewakuacje jak drony wykryją ciężki sprzęt kręcący się wokół Chell. Jest miejsce koło murów gdzie da się poduszkowcem oszukać pułap?
- Może jakby przy bramie spróbować? Tam wielu próbowało budować te… noo… rusztowania do wyjścia. Teraz porozwalane leżą. Może tam?

Spojrzał na Heena uważniej.
- Coś ci w oko wpadła ta maszkara?
- Zawdzięczam jej… wszyscy zawdzięczamy… Obiecałem że ja zabiorę. -
Lucifer patrzył w kierunku podestu i działka. - Nie zostawia się swoich bez próby. Będę potrzebował broni automatycznej, poduszkowca i wskazania miejsca gdzie są jej ślady od poziomu bramy. Będę miał 20 minut, tak. Poduszkowcem nie wrócę, ale może da radę wciągnąć mnie z poziomu muru.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 27-02-2017, 21:03   #49
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Where are U Chee?




Mury Chell, wieczór
Kilka minut później pruł poduszkowcem, uzbrojony w PMa znalezionego przy jednym z ludzi Lugo i kilkanaście powiązanych ze sobą lin.
W głowie rozbrzmiewały mu przykazania Zacha:
  • “jeśli przekroczysz poziom, zlecą się drony zwiadowcze”
    “jeśli nie wyrobisz się na czas, zlecą się drony patrolowe”
    “jeśli nie zdążysz, nie będzie cię jak wciągnąć”

Pruł przed siebie posłuszny wytycznym kierunku: “od bramy na prawo”. Zach obiecał wylać na miejsce “wyrzucania” kolorowe oznakowania. Luc wolał nie wiedzieć skąd te “kolorowe oznakowania” się wezmą.
Rozpędził poduszkowiec na pełną prędkość i zbliżył się ku porozrzucanym resztkom jakichś starych konstrukcji drewniano-metalowych wzniesionych na ogromnej hałdzie, a raczej bardziej górze śmieci i złomu.. Wolał nie zastanawiać się czy nie zawalą się, a poduszkowiec nie zeświruje i nie straci pseudo-oparcia dla wiązek generowanych przez antygrawitory, zwalając się pomiędzy przeżarte czasem sprzęty.

Technologia umożliwiająca lewitację i poruszanie się pojazdem bez styczności z podłożem była dosyć świeża i powstała w Japonii. Zastosowano w tym przypadku mikrogeneratory wiązek działających podobnie do pola siłowego, jednak punktowo, a nie strefowo jak funkcjonowało to już w niektórych gadżetach. Normalnie pole tworzone przez takie antygrawitory skierowane było w górę, co umożliwiało lewitację przedmiotów w powietrzu i było prawdziwym hitem dekoracyjnym. Japoński Nissan był pierwszą firmą, który uznał, że rozpocznie prace nad odwróceniem tego zastosowania w samochodach. Oczywistym jest, że gdy antygrawitory za pomocą pól siłowych utrzymują coś w stanie lewitacji, działając na to coś umieszczone nad urządzeniem, to gdy technologią naszpikować przedmiot z wiązkami skierowanymi w kierunku ziemi, efekt będzie ten sam dzięki ‘poduszce siłowej’ generowanej przez sam przedmiot względem podłoża. Tak rozpoczęła się prawdziwa rewolucja motoryzacyjna.
I koniec Nissana…
Pomysł nie był zły i nawet zabrano się do tego z iście cwanym podejściem. Oprócz kilku linii poduszkowców produkowanych w fabrykach tworzono też zwykłe ramy podwoziowe z mikroantygrawitorami wiązkowymi.
Chcesz zachować stary samochód i dysponować jednocześnie nową technologią? Zjedz ciastko i miej ciastko, usuń koła, osadź swój wóz na ramie Nissan AG IV i zmień silnik konwencjonalny na oxygenowy, działający na zasadzie sprężania powietrza i napędu za pomocą jego odrzutu. Na rynku odebrane było to jako prawdziwy hit. Były jednak dwa zasadnicze problemy. Mały i duży.
Małym była sama technologia. Niska wydajność w przełożeniu na osiągane prędkości silników oxygenowych, przy zbyt dużej cenie napędów odrzutowych i impulsowych na użytek w zwykłym samochodzie. Poduszkowce Nissana, jak i samochody osadzone na jego ramach podwoziowych były przez to powolne, prędkości powyżej 100 km/h osiągając tylko w superlekkich wersjach poduszkowców sportowych, lub napędach oxyduo, czy nawet oxyquatro. Pojazdy takie potrzebowały również w miarę gładkiego podłoża, gdyż nagłe i spore różnice wyczuwalnej wysokości od ziemi upiornie działały na system wiązek siłowych. Wysokość można było regulować od 0 do jakichś 4 metrów, ale dostatecznie duże obiekty o innej wysokości niż podłoże oszukiwały wiązki i stawały się dla nich nowym punktem odniesienia. W warunkach miejskich to wręcz uniemożliwiało choćby w miarę stabilną “jazdę” na wyższym pułapie. Prujesz sobie radośnie na pułapie 4 metrów, a pod tobą przejeżdża furgonetka. Nagły i chwilowy skok w górę o dwa metry zakończony równie nagłym opadem. W praktyce po drogach można było poruszać się tylko na niskim, metrowym pułapie, a zalety szybowania samochodem wyżej odkrywać dopiero na w miarę płaskich bezdrożach. To wszystko byłoby jeszcze do dopracowania, wszak linia technologiczna AG IV otwarcie przez firmę określana była jako eksperymentalna. Można było rozwinąć technologię, opracować inną technikę napędu, wyeliminować problemy techniczne...
Gdyby nie ten większy problem.
Problem numer dwa.
W czasie gdy Nissan badał i produkował technologię AG, amerykański Boeing w tajemnicy opracowywał własne rozwiązanie: technologię AV i opartą na niej linię Aerodyn dla wojska. Pierwsze wyszły tak udanie, że jasnym się stało iż wobec proponowanych przez Boeinga nowatorskich i rewolucyjnych, nowych rozwiązań lewitacji pojazdów, dni technologii AG są właściwie policzone. Kto mógł zamykał projekty poduszkowców i skupiał się na normalnej produkcji z odpaleniem programu AV w swoich centrach eksperymentalnych. Tylko dwie firmy przestawiły się na poduszkowce za bardzo, przewodzący w tym segmencie (co oczywiste) Nissan i amerykański Vector Motors.

W drugim przypadku zdecydowała jankeska elastyczność i kreatywność. Swoją Linię ram AG na podwozia poduszkowców sportowych postanowiono wykorzystać w innym segmencie, gdzie lewitacja pojazdowa była krokiem naprzód, ale nie groziło wyparcie przez AV. Tak oto jednym szalonym zwrotem Vector z producenta szybkich samochodów sportowych stał się dostawca lawet i wózków lewitacyjnych dla przemysłu ciężkiego. Japończycy tradycjonaliści na taki krok się oczywiście nie zdobyli. Nissan walczył do końca. Prezes Kenji Aikawa popełnił seppuku na tydzień przed otworzeniem przez Arasakę linii montażowych areodyn z technologią AV, w halach produkcyjnych przejętego w kondycji upadłości Nissana,.
A poduszkowce spotkał taki sam jak kasety BetaCam, klawiaturę Dvoraka i masę innych świetnych wynalazków wypartych przez technologię równoległą przejmująca prawie cały rynek…



Lucifer nie dziwił się, że poduszkowce były w Chell, wszak mało kto ich już używał. i wiele sprawnych było oddawanych na złom Nie dziwiło go też wybranie przez Lugo łazików na pójście na odsiecz fabryce. Może i ten model ‘poduchy’ miał zdublowany napęd oxygenowy co wraz z usunięciem wielu zbędnych części karoserii pozwalało osiągać większe prędkości, ale wśród tych hałd śmieci i ruin nie mógłby ścinać drogi, więc i tak musiałby lewitować nad w miarę oczyszczonymi drogami, gdzie z kolei nieuniknione przy stanie tego śmietniska turbulencje wywołane tak czy owak występującymi nierównościami byłyby istnym hardcorem.
Słyszał brzęczenie silnika pojazdu i przyspieszone walenie swojego serca gdy siłą woli naginać chciał rzeczywistość. Rozpędził maszynę do granic możliwości prując nad kombinowaną konstrukcją jaka w zamierzeniu miała połączyć ogromna górę różnorakiego złomu z murem. Pomiędzy nią (nieukończoną), a murem ziała kilkunastometrowa wyrwa, gdzie system AG oczywiście zwariuje nie wyczuwając wiązkami siłowymi podłoża cztery metry pod sobą. Jedyną nadzieją było przelecenie w tym czasie ponad murem dzięki sile pędu. Alternatywą zbyt szybka utrata wysokości w bezwładnym locie i rozbicie się o ścianę…

Słyszał stękanie metalu i skrzypienie miejscami zbutwiałego drewna reagujące na uderzenia siłowe antygrawitatorów, które w kluczowym momencie po prostu wyłączył, aby w czasie przeskoku nad murem wiązki nagle uznając go za podłoże nie wystrzeliły przodu poduszkowca na cztery metry wzwyż. O dziwo rozpędzony pojazd już całkiem w powietrzu dzięki nabierał jeszcze przez kilka chwil wysokości, zbliżając się dzikim skokiem ku linii muru.
Nad jego poziomem.
Trzy metry, dwa…
Lucifer wyczuł, że jest w najwyższym miejscu paraboli i poduszkowiec zaczyna ciągnąć w dół.
Kątem oka zobaczył w oddali pierwszy z obłych kształtów.
A za nim drugi.
I trzeci…

Szczyt muru zbliżał się błyskawicznie, solos zamknął na chwile oczy błagając tego rzęcha by opadając przeleciał nad, a nie wbił się w konstrukcję odgradzająca Chell od świata.


Tak!

Z ulga odpalił z powrotem system AG i zacisnął dłonie na kierownicy i drążku regulującym ustawienie pojazdu na osi góra-dół. Szukanie Azjatki na piechotę wokół Chell, a nawet samo dotarcie do miejsca gdzie Zach widział jej ślady, mijałoby się z celem. Potrzebował tej ‘poduchy’, a rozbicie się po ‘przeskoczeniu’ muru mogłoby równać się przymusowi powrotu od razu w jedno miejsc, gdzie z Zachem ustalił ewentualne punkty powrotu. Zacisnął zęby starając się opanować maszynę wizgającą dziko gdy wiązki bezskutecznie jeszcze szukały podłoża.Poduszkowiec opadał gwałtownie unosząc Heena ze sobą. W tym krótkim momencie przypomniał sobie pojawiające się czasem sny o spadaniu z wysokości. Zarejestrował, że uczucie podczas snu i obecnie nie różniły się. Był tak samo spocony i roztrzęsiony.
Nadlatujące drony nie pomagały w ogarnięciu stresu.
W końcu antygrawitatory poczuły opór. Tąpnęło niemożebnie jak w momencie zderzenia, ale większość wzięła na siebie poduszka siłowa.

W zapadającym zmroku poduszkowiec ruszył wzdłuż zewnętrznej strony muru Chell i kilkadziesiąt metrów przebył bez większych problemów. Skulony na najniższych obrotach by nie zwracać na siebie uwagi robotów stróżujących, z których dwa przeleciały nad szczytem muru, Lucifer po raz pierwszy podziękował opatrzności, że Sol i Zach zaszczycili go ‘snapa’ z okresu XX-wiecznej wojny. Gdyby to był nowy sprzęt i z działkiem Lugo, mógłby chcieć szturmować wyjście.
Drony rozwaliłyby ich po mniej niż kilometrze od miejsca ucieczki.
Do ostatniego.

Kolejne dwa słyszał za sobą, lecz gdy się odwrócił niknęły właśnie nad Chell.
Był chwilowo bezpieczny.
Do miejsca oznakowanego przez Zacha dotarł na prędkości nieco większej niż tempo marszu.
Faktycznie na ziemi widać było wielki czarny rozlany kleks, śmierdzący jak olej czy ropa. Poduszkowiec zawisł nad ziemią z cichutkim pomrukiem, gdy Heen wyskoczył by zbadać ślady.
Było ich wiele, mieszały się ze sobą i plątały. W okolicy pod murami, solos nie widział opcji na schowanie się czy przenocowanie. Liczne zarośla i niewielkie zespoły skalne nie zapewniały odpowiedniej ochrony. W ciemnościach nie było widać też by ukształtowanie terenu różniło się wiele w dalszej części.

Kilka śladów oddalało się od muru.
Nad głową Heena wizgnął dron.

Z tej perspektywy obie zakładane opcje co można było zrobić na miejscu Chee, wydawały się równie ciężkie. Z jednej próba powrotu do Chell, forsowanie murów na powrót i ukrycie się przed dronami, z drugiej ucieczka dalej od strefy aby choćby spróbować prześlizgnąć się przez strefę śmierci maszyn. Heen nie miał dużo czasu na zastanawianie się, a i za mało poznał Azjatkę, aby zgadnąć który z tych beznadziejnych motywów wybrała.
W końcu wspomniał jej ucieczkę do Lugo. Nie wierzył w zdradę, bardziej pasowała mu chęć trzymanie się życia. Powiedzenie Lugo co się stało by w razie zwycięstwa anarchistów mieć plecy w Luciferze, a w razie ich przegranej casus ostrzeżenia go o porwaniu Nixx. Praktyka stara jak świat oparta na zmniejszeniu ryzyka. Nic na jedną wielce niepewną kartę...
Skierował poduszkowiec na powrót wzdłuż murów wypatrując jakiegokolwiek ruchu na podnóżu ścian oraz na nich samych. On sam gdyby miał wybierać to będąc nieuzbrojony wybrałby walkę z murem i własnym ciałem wspinając się na powrót.
Nie z morderczymi maszynami.

Minuta za minutą upływały nieubłaganie, a śladu po Cheechee nie zauważał. Nie był pewienn, kiedy dokładnie Lugo pozbył się dziewczyny i co nakazał z nią zrobić. Dopiero będąc poza murami, zdał sobie sprawę jak wiele opcji miał poharatany były przywódca Chell.
Im bliżej ku umówionemu miejscu “odbioru”, tym coraz mniej nadziei miał na odnalezienie wskazówek pobytu dziewczyny. Nawet nie znał jej prawdziwego imienia.
Czas upływał. Im więcej go tracił na szukanie, tym mniej go miał na przedostanie się z powrotem. W końcu nie pozostało mu nic innego niż skierowanie się do najbliższego punktu gdzie mieli na niego czekać z linami aby dać możliwość wejścia na górę.

Zrobił dwa kręgi przy ustalonej miejscówce by się pokazać i osadził poduszkowiec na ziemi, po czym pobiegł w stronę muru. Anarchiści wysłani przez Sola, lub Zacha spuścili linę jaką solos obwiązał wokół siebie i próbował się wdrapywać. choć w jego niedoleczonym stanie widać było, że więcej w tym czekało roboty chłopców Sola. Błyskające kilkadziesiąt reflektory dronów przyspieszyły jego ruchy i dodały mu sił. Czuł niemal wibracje powietrza, gdy nakręcony do ostateczności umysł podpowiadał mu różne scenariusze: drony ostrzeliwujące jego, drony ostrzeliwujące mur, drony czekające na jego dotarcie na szczyt i wtedy otwierające ogień.
Lina napinana siłą ramion młodych bojowników podciągała go wolno lecz nieustępliwie. Drony chwilowo odleciały w przeciwną stronę, kwestią czasu było jednak pojawienie się patrolu nadlatującego z przeciwnego kierunku. Był w połowie wysokości, ciężko opierając się na zdrowej nodze. Napięte mięśnie odnowiły uraz żeber. Dwie maszyny śmignęły obok, zalewając okolicę światłem. Lucifer w ostatniej chwili podkurczył nogi uciekając przez plamą jasności. Lina znieruchomiała po czym ponownie powędrował w górę. Dopiero po chwili znowu zaczął oddychać.

Kolejny odcinek minął przy dźwiękach skrzypiącej i napiętej liny.
Nie patrzył w dół.



Patrolu dronów z jakiegoś powodu nie usłyszał.
Dobiegły go jedynie ciche pyknięcia, które odbiły kawałki muru tuż obok. Lina napięła się i Heen nagle poszybował w górę o cały metr.
Maszyny z kolei też popłynęły cicho w górę, gdy ze szczytu posypały się śmieci wyrzucane falami. Anarchiści najwyraźniej próbowali oszukać czujniki ruchu i odwrócić ich uwagę od solosa. Nie wiedział ilu chłopców go wciąga, ale dziękował każdemu z nich z osobna w duchu. Sam zresztą też starał się jak mógł wciągać po linie.
Kolejny kawałek jakiegoś pudła niemal walnął go w głowę, jeden z dronów zawisł około pół metra nad nim obracając swoje oko w dół i w górę. Uszu Luca dobiegły wystrzały, a obydwie krążące maszyny szurnęły błyskawicznie w górę. Dołączyły do nich kolejne dwie natychmiast otwierając ogień.
Krótkie serie rozświetliły ciemność, Heen znowu pofrunął kolejny metr i drugi.

Ostatecznie krawędź muru była na wyciągnienie dłoni, gdy koło ramienia Luca odprysł kolejny kawałek ściany. Dron nie dał się już zmylić a i odległość była zbyt mała by potok śmieci mógł pomóc. Jedna seria ostrzelała bok Heena niczym kiepski sztylecista w cyrku. Druga jednak przecięła linę na jakiej wisiał. Solos poczuł jak czas staje w miejscu. Widział wyraźnie wyciągnięte dłonie sięgające cokołu…
Bicie serca….
Kolejne uderzenie…
opuszki palców sięgające krawędzi…
I mijające ją…
Jak na ironię zwolnione tempo wydarzeń nadało biegowi jego myśli szaleńczego przyspieszenia.
Nagle czas znowu nabrał właściwego biegu.
Solos machnął dłonią napinając się i przeciwdziałając działaniu grawitacji. Nadzieja - to kawałek odstrzelonej liny nadal zwisający poza mur.

Złapał go jak ostatniego pasma oddzielającego od śmierci.

Strzały, które odwróciły uwagę drona zupełnie nie przebiły się przez ten jedyny w życiu rodzaj koncentracji.
Podciągnął się z syzyfowym wysiłkiem a kilka par rąk wciągnęło go, zrzucając ciężko na konstrukcję poniżej szczytu muru, gdzie pierwsze co zrobił to zwymiotował.

- Kurwa… - dobiegło go gdzieś z boku, a tuż potem rozległ się wybuch, niebo rozjaśniła łuna oznaczająca śmierć poduszkowca
Zgięty wpół Lucifer wciąż rzygał przez połączenie wysiłku fizycznego, i zwykłego przerażenie. Targały nim spazmy gdy niżej poduszkowiec zmieniony w kule ognia wesoło płonął rozświetlając teren pod murem.
- Ja…
Chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego z jego ust wyleciała kolejna fala torsji.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 01-03-2017, 12:42   #50
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
In waiting




Strażnica Lugo w Chell, późny wieczór
Każdemu krokowi towarzyszyło zmęczenie, ból nogi i żeber. Każdy krok wypełniony był zacięciem i złością wynikająca z żalu i bezsilności. Lucifer wszedł na górę strażnicy ciężkim krokiem i wciąż lekko kulejąc. Zaciskając zęby rozejrzał się po pomieszczeniu i przystanął w bezruchu patrząc na oboje, ledwie widocznych jedynie w świetle księżyca, którego światło wpadało przez wyjhście na podest z działkiem. Nixx spała w najlepsze tuż obok Lugo, oddychającego zdecydowanie lżej i opatrzonego. Najwyraźniej Sasha pomogła i jemu i blondynie, z pewnością gderając, że to bez sensu w ich przypadku.
W aktualnym stanie i wskutek emocji buzujących w nim, Heen był skłonny przyznać jej rację.

Dwójka chłopców pilnowała ojca i córkę trzęsącymi do dziś Chell, rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami od czasu do czasu tęsknie spoglądając ku podestowi skąd dobiegały głosy radosnej zabawy ich kolegów i koleżanek. Zwycięzców zatracających się w świętowaniu triumfu. Na Lucifera ledwie zareagowali, jeden z nich niski blondyn, nawet popatrzył z wyrzutem. Dla nich najlepsza opcją byłoby zastrzelić oboje i mieć spokój, a tak musieli tu tkwić gdy impreza na dole przechodziła im koło nosa.
Nody nie było w wieży bo smród nie zabijał, wciąż jednak było czuć, że zaszczyciła to miejsce pozostawiając w nim swoją aurę. Była osobą, która nie potrafiła ukryć faktu swojej obecności gdziekolwiek się pojawiła. Dar naznaczenia. Piętno wręcz.
Jej nieobecność akurat Heenowi bardzo teraz pasowała.

W ciemności rozbrzmiał dźwięk odciąganego kurka rewolweru, który solos wyciągnął go z kieszeni brudnych bojówek. Kroki rozbrzmiewały w ciszy póki nie stanął przed kanapa. Tatuś i córeczka pozornie w spokoju wypoczywali po intensywnych rozrywkach jakie dał im ten dzień, żadne z nich nie zareagowało na nową osobę w pomieszczeniu.
Lufa rewolweru wcisnęła się mocno w czaszkę pokiereszowanego, a prawą dłonią Heen mocno i brutalnie spoliczkował śpiąca Nixx.
- Decy… De… Decyzja - wycharczał nieswoim głosem. Jego zająknięcia nie miały nic wspólnego z tym co prezentował Sol. W oczach Hena błyszczała żądza mordu i niema prośba. Prośba o to, aby Nixx zaczęła się targować, odrzuciła jego ofertę… albo by choć po prostu rzuciła kilka cynicznych i wyniosłych uwag. Tylko tyle, tylko tego chciał. Błagał o to wzrokiem, a spust rewolweru szeptał aby go docisnąć.

Przebudzona brutalnie Nixx była całkowicie zdezorientowana i próbowała się szamotać.
- Jaka kurwa decyzja? Przecież już mówiłam - wydukała drapiąc na oślep powietrze..
- Zrobisz… - Lucifer wręcz dyszał nienawiścią i chęcią zabijania. - Zrobisz co powiem? Tam... - Było wręcz jasne z całej jego mowy ciała, że ma desperacką nadzieję iż Nixx odmówi. To było Chell. Heen był teraz zwykłym, łaknącym krwi zwierzęciem.
Dwójka strażników niewiele sobie robiła z działań reportera. Anarchiści-nastolatki rozemocjonowani omawiali wydarzenia minionego dnia paląc szlugi i jedynie zerkając w stronę ‘przedstawienia’ na kanapie.
- Ile razy trzeba ci to mówić? - Nixx zaczęła się podnosić i cofać na łokciach. - Mózg ci wyruchałam czy co?
Przeniósł na nią wzrok.



I zaczął bić.
Brutalnie, aż do krwi własnych zbitych kłykci.
Wybijał zęby i łamał szczękę.
Lewą ręką ciągnął za włosy prawie je wyrywając, aby unosić jej twarz pod kolejne ciosy.
Bił za to co uczyniła ona, za to co z Chee zrobił jej ojciec.
Za to co myślał, za to że stawał się zwierzęciem.

Po czym zgwałcił.
Przemagając jej opór, brutalnie, jakby była przedmiotem, nie człowiekiem.



Jak Dan Kirę.

To było Chell.
Odbierało człowieczeństwo, wynosiło na wierzch najgorsze emocje.
Których w Luciferze było aż nadto.

Obaj chłopcy przestali rozmawiać i patrzyli tylko na dygoczącą sylwetkę, wciskającą lufę rewolweru w czoło nie śmiejącego się ruszyć lub choćby odetchnąć Lugo. Jakby były szef Chell doskonale wiedział co teraz dzieje się w głowie Heena i zdawał sobie sprawę jakie zwierze może zaraz z niego wyjść, na razie rzucając się na byle jak zbitą z przeżartych rdzą prętów klatkę.
Nixx też nie mówiła nic skulona w kącie kanapy, zdezorientowana i lekko przestraszona zupełnie niespodziewaną reakcją solosa.
On zaś przeżywał w myślach to co chciał zrobić.
I czego tak bardzo zrobić nie chciał by nie stać się jak Dan, albo jak tych dwoje.

Cofnął się w końcu i ciężko usiadł pod ścianą.
rewolweru z ręki nie wypuścił




Po około dwóch kwadransach do pomieszczenia wpatatajowała Brianna i przypadła do umordowanego Luca:
- No i słyszałam, że jedziemy rano. - Uśmiechnęła się słodziutko, jej czarne oczka błyszczały pośród brudu twarzy.
- Mamy ósemkę dzieciaków i trójkę niemowląt - dodała pojawiająca się w drzwiach Sasha. Przycupnęła przy Lucu podając mu paczkę protopapki i przejrzałego banana.
Lucifer kiwnął tylko głową.
Wciąż schodziła z niego wściekłość i żal, sięgnął po paczuszkę, ostatnio nic nie jadł.
- Kim jest dla was Sol? Dla waszej dwójki, nie że szef całej bandy - spytał przełykając pożywne świństwo.
- Bratem - mruknęła Sasha ale nie wydawało się by miała na myśli więzi krwi.
- Moim tatom - rzuciła Brianna opierając się poufale o Heena.
Znów kiwnął głową. Drugiego się spodziewał, pierwszego mniej.
- Zach jest sprytny, bystry i bardzo ogarnięty. Może Sol… To fajny chłopak, może gdyby choć spróbował tam, za murem…?
- Ale co spróbował? -
zainteresowała się czterolatka. - Żeby z nami jechał? - Oczka jej błysnęły ponownie gdy szczerzyła białe kiełki. - A może? - Spojrzała na Sashe i na Lucifera.
- Może. Może być ciężko przywyknąć tam, to lepszy świat, ale inny. Również inny rodzaj skurwysyństwa, które jednak jest i czycha wokół. Jeżeli wypaliłoby wyrwanie was stąd i danie tam startu, to fajnie byłoby zabrać stąd wszystkich. Wszystkich tych co siedzą tu nie ze swojej winy. Sol mógłby wiele pomóc działając z zewnątrz, choćby przekonując niepewnych, po tym co sam zobaczy. Że tam na zewnątrz może być im lepiej niż tu. - Solos spojrzał to na jedną, to na drugą. - I wam byłoby z nim chyba łatwiej, lepiej… Nie?
- Noo! Ja myślałam, że tylko dzieci zabierasz. A Sol nie jest dziecko przecież. -
Brianna oklepała radośnie udo Heena o jakie się opierała.
- No myślę, że brzmi to jak ok plan… ale nie wiem czy Sol się da przekonać. - Chuda nastolatka wzruszyła ramionami, spoglądając niepewnie na dwójkę anarchistów przy Lugo i Nixx.
- Nie wiem czy Sol da się przekonać. Mi. Wy macie większe szanse.
- A będziemy mogli mieć broń? Taką prawdziwą? Bo myślałam, że jak tak to można by te wszystkie drony wredne wystrzelać z drugiej strony - galopowała w planach bruneteczka - i wtedy wsyyyyyscy wyjdą. Co nie?
- Tam nie jest potrzebna broń. No przynajmniej nie wszystkim… Jak ktoś prowadzi normalne życie i nie pajacuje, nie robi sam rozpierduchy, albo specjalnie się w nią nie miesza, to broń zbędna. Są zasady, że nikt na siebie nie napada. Są ludzie, którzy stoją na straży tych zasad i bronią przed tymi co próbowaliby je łamać… Przynajmniej powinni. -
Przez twarz Lucifera przebiegł cień gdy myślał o policji. Z jednej strony ci w nCat, z drugiej Hao. - Tam drony takie jak za murem chronią ludzi przed agresją i napadami, by mogli żyć w spokoju. A powystrzelać wszystkich nie damy rady, lepiej przerzucać po cichu, jak rano. Albo sprawić by ci co kontrolują drony za murem sami wypuścili wszystkich co są tu zamknięci nie ze swojej winy. Jak wy. Ale nie wszystkich…
Spojrzał na Lugo i Nixx, która skulona na kanapie obserwowała czujnie Lucifera wstrząśnięta jego wcześniejszym, wręcz zwierzęcym wybuchem po powrocie z szukania Cheechee.
- Tacy jak oni… wiecie, że jest ich tu więcej. Oni powinni tu zostać, ale wyjdą bo są mi potrzebni. Pozostali skurwiele zamknięci tu za to co zrobili na zewnątrz nie powinni wychodzić. Dlatego nie wszyscy Brianna.
Mała słuchała słów solosa z uwagą i ciekawością.
- Mhm… no to ja będę na straży takich ludzi. I wyciągnę takich co nie są jak oni - Brianna zrobiła plany na najbliższą dwudziestolatkę, a Lucifera przeszły dreszcze.

Brianna w policji.



Narada na głównym szczeblu nNYPD za lat 30: Komisarz Brianna von Chell, przełożona działu przestępczości zorganizowanej Zuzu de nCat i szef komórki antyrunnerki Alisteir van den Heen. Niech opatrzność ma w opiece to miasto...

- Pogadam z Solem - mruknęła Sasha wydobywając Lucifera z przerażających myśli. - A tam będzie jakieś lokum dla niemowlaków? Czy mamy stąd zabierać rzeczy?
- Tylko jak jesteście z czymś mocno związane. Drobiazgi. Tam będzie wszystko co potrzebne. -
Solos zaczął się zbierać z ziemi. - A właśnie. Rzeczy… zbliżył się do radiostacji i zaczął wywoływać Halo na ustalonej częstotliwości.

Runner odpowiedział dopiero po kilkunastu minutach.
- Luc? - głos Halo przerwały szumy, po chwili jednak łączność się ustabilizowała.
- Jest jeszcze trochę czasu, a bez sensu by w tą stronę AV robiła pusty kurs. Nie wiesz czy Edek mocno zajęty?
- Nie wiem. Na razie jestem dość zajęty załatwianiem odbioru. A co potrzeba?
- Mam listę pasażerów. Jedna więźniarka, dwoje nastolatków, dziewięcioro dzieci i trzy niemowlęta. Po pierwsze trzeba ubrań, środków czystości i rzeczy dla najmłodszych. Na razie do mojego apartamentu w Concourse. Druga sprawa… Oni tutaj za broń mają szkło przymocowane do kija, w kwestii jakiegokolwiek innego sprzętu, wyżywienia, to najgorszy sort dostaw z zewnątrz. Pomyślałem sobie, że jak AV pusta, to można przewieźć kilka minikontenerów. Edek, Kirunia, Mo i Dave. Oni mieli by parę godzin by załatwić, na mój koszt.
- Emmm…. -
Halo zająknął się jak rzadko on - … stary, widzisz…. - miotał się nie bardzo wiedząc jak powiedzieć to co go męczyło.
- No mów, nie ma czasu.
- Pfff przed chwilą mówiłeś co innego -
wytknął runner bezlitośnie. - Dobra - zmienił zdanie - załatwię dostawę. Żarcie, ciuchy, środki higieny. Broń - to może być ciężkie. Nie chcemy raczej zbroić Chell, co?
- Nieeee, broń dałem jako przykład poziomu tylko na jakim tu żyją. Środki higieny też odpuść. Nie ma sensu. Ale np. prostą toy-elektronikę dla dzieciaków. Leki. Daj znać Mo. Nasza mama ogarnie. Edek i Kirunia pewnie pomogą jak ta druga dziś nie za barem. Daj im tylko cynk i więcej nie musisz nic robić.
- Mhm. Ogarnę. Coś jeszcze?
- Taaaaaak! -
pisnęła Brianna - Dla mnie taki rewolwer jak ma Luc!
Sasha odciągnęła małą gadułę.
- Hmm… jakieś twoje dziecko o którym nie wiedziałeś? - rzucił Halo. - Brzmi calkiem podobnie…
- Bardzo zabawne. 4.17 czekamy.
- No to święty Mikołaj może załatwi więcej prezentów… - Lucifer zwrócił się do obu gdy runner rozłączył się. - Ogarnijcie Sola, ja bym chciał pogadać jeszcze z Nodą. wiecie gdzie jest?
- Ogarnia porządki na dole z Zachem i Solem. I robi przygotowania do wprowadzki do fabryki -
odparł rozczochraniec i ruszył za Brianną, która na krótkich nóżkach już wybiegła na pogadankę z jąkałą.
Heen ruszył za nimi.




Z Nodą był ten plus, że nie było trudno ją znaleźć. Szło się po prostu tam, gdzie zmysł węchu coraz głośniej alarmował, że iść nie należy. Przez chwile Lucifer miał wyrzuty sumienia, że zabiera jej Sashę. Tutejsza dzieciarnia ją uwielbiała, anarchiści darzyli szacunkiem… ale znalezienie zastępstwa na dosyć bliską opiekę na pewno nie będzie łatwe. Z drugiej strony skazywanie dziewczyny na dożywocie w Chell w ogarnianiu tego skunksa…
Chyba dlatego Noda wręcz wypychała Sashkę do grupy ewakuacyjnej.

Staruszka rozmawiała właśnie z Solem, Zach stał kilka metrów obok ze śmiechem wymieniając uwagi z dwójką swoich ludzi.
- Noda? - Heen podszedł bliżej zmagając się z torsjami. - AV nie przyleci na pusto. Jak starczy czasu, to będzie dostawa. Jakiś kontenerek staffu.
- Dobrze, śliczny, dobrze. -
Uśmiechnęła się prezentując braki w uzębieniu. - Umacniasz pozycje świętego Mikołaja, hę? - dodała nawiązując do tego co wynikło pod strażnica dzieciaków gdy podjechał transporterem z częścią towaru z wymiany Nixx.
Sasha i Brianna odciągnęły Sola by z nim pogadać, Noda nawet nie zwróciła na to uwagi.
- Happy X-mas - Luc mruknął w odpowiedzi. - Przyda się. Szczególnie, że ucinając wymianę towarów za dragi skazujesz się i ogólnie Chell na standardowe dostawy protogówna. Bo zamierzasz to uciąć, nie?
- Chell da sobie radę -
staruszka wciąż się uśmiechała nie odpowiadając na pytanie. Z jej oka lekko przesłoniętego bielmem nie dało się odczytać nic.
- Nie liczcie na więcej. Skoro planuję wrócić tu po Lugi i resztę dzieciarni, to nie będzie można robić zwykłego kanału przerzutowego. Kapną się i zamkną tę opcję.
- A koszta zaopatrzenia to nie argument, co śliczny?
- Schowaj Lugo -
tym razem Luc nie odpowiedział na pytanie. - Jak prosiłem. Jeżeli Nixx uzna, że ma szansę wyrwać go sama, może mi bruździć. Odstrzeliłbym mu drugi kciuk, by nic już nie mógł robić, ale bez przesady.
- Dobrze, ale pamiętaj, że nie za darmo. Zaopiekujesz się Sashą i zapewnisz nam łączność.
- Mhm. Nie martw się o to. Zabieram też Sola. Jak się zgodzi.
- Zabieraj. Jak się zgodzi. Nikogo z nich na siłę tu nie trzymam, śliczny. -
Staruszka poruszyła się z zmęczonym westchnieniem.
- Sama też możesz wyjść. Medycyna na zewnątrz poszła daleko do przodu.
- I zostawić tych tutaj samych? -
pokręciła głową. - Nie, śliczny. Tam na mnie nic nie czeka. Tutaj mnie potrzebują.
- Spróbuję zlikwidować Chell. -
Solos spojrzał na Sola, Sashe i Brianne, po czym wrócił wzrokiem do Nody. - Kto wie. Oni mają władzę, ale jest i moc opinii publicznej, mediów. Może być i tak, że wypuszczą wszystkich co tu się urodzili lub trafili bezprawnie. Prawdziwych skurwieli przeniosą do nowoczesnych ośrodków, albo zafundują im braindance. Szanse niewielkie. Ale jak się uda to co, sama tu zostaniesz? Noda królowa pustego Chell?
- Jak będą zabierać dzieciaki, to pójdę. Aż tak na Chell mi nie zależy -
zarechotała a smród się nasilił.
- To trzymaj kciuki… Zaraz..., myślałaś, że chcę zabrać cię teraz? Dać się zamknąć z tobą w szczelnej AV?
- Nie. Myślałam, że tęsknisz za dzikim ruchankiem z Nodą
- zarechotała już całkiem w głos, ukazując pojedyncze, poczerniałe i starte zęby sterczące z napuchniętych i zaczerwienionych dziąseł.
Na sama myśl znów mu się cofnęło.
- W transporcie będzie trochę leków. Trzymaj się Noda. I dzięki.
- Pamiętaj, że jak będzie ci brakowało ciepełka, wiesz gdzie mnie znaleźć. -
Noda bawiła się wyśmienicie. - Powodzenia. I pamiętaj o przyrzeczeniu. - Pogroziła mu powykręcanym paluchem.
Kiwnął głową i skierował się na powrót do wieży strażnicy.




Był upiornie zmęczony po całym dniu atrakcji. Wspomniał jak obudził się przed świtem obok Cheechee, po sadogwałcie na nim ze strony Nixx i kilkudniowym dochodzeniu do siebie. Wobec tego ile się dziś wydarzyło, dla niego to było jakby tydzień temu.
Spać nie mógł mimo zmęczenia, między innymi z powodu imprezy na dole, jaka dopiero się rozkręcała. Anarchiści byli upojeni szczęściem i triumfem, od czasu do czasu słychać było wystrzały wśród śmiechów, śpiewów i totalnego rozgardiaszu. Nie było raczej opcji, że skończą przed ranem. Dodatkowy zamęt robiła dzieciarnia sprowadzona przez Sashe i Brianne z trzeciej strażnicy. Niemowlaki darły się na przemian w głównym pomieszczeniu Lugo, gdzie opiekowała się nimi ta dziwna pustooka dziewczynka i jeden z chłopców. Chory i bez sił na buszowanie po całej placówce Lugo, dodawał swoje kaszlem włączanym co kilka minut, albo i częściej. Bri i ferajna hałłakując po całym terenie czasem wpadały na górę, by zaaferowane dopytywać Lucifera o jakieś szczegóły.

W tych warunkach choćby krótki sen przed transportem był głęboką fikcją.
Nie tylko dla Heena zresztą, również dla Nixx i dla ustabilizowanego Lugo, którego wszystkie te hałasy wybudzały z drzemki w jaką co i rusz zapadał.
Ich ochrona się zmieniła. Ani Sol, ani Zach nie mieli serca tych dwóch poprzednich anarchów trzymać bez przerwy na górze, gdy reszta szalała w najlepsze. Zastąpiła ich już jawnie pijana parka, co było dodatkowym argumentem dla solosa aby mieć Lugo i Nixx na oku.
W mroku usłyszał pytanie:
- Ty, kim ty jesteś, co? - Ochrypły głos blondyny rozległ się niespodziewanie.
- Jak to kim? - odpowiedział w pierwszej chwili nie rozumiejąc pytania.
- No kim? Normalny kretyn nie ma takich zasobów ani pleców na zawołanie. - Nixx uniosła się na łokciu układając nieco wygodniej nogę.
- Widać nienormalny ze mnie kretyn. - Heen wzruszył ramionami. - Wiesz jaki był największy Twój błąd Nixx?
- Jaki? -
spytała nadal obserwując go. W ciemności błyskały białka jej oczu. - I kim jesteś?
- Cheechee. Mogła mnie zastrzelić gdy zatrzymaliśmy się po zasadzce, a przed dotarciem do Nody. Wróciły byście do fabryki, odparły ten szalony atak Sola, Lugo pozamiatałby resztę. Ale ty byłaś suką tak kurewskiego sortu, że nawet twoi ludzie niektórzy cię nienawidzili. Poharatałaś jej gębę, traktowałaś jak zwierzaka. Postąpiłabyś z nią inaczej, gniłbym pewnie na wysypisku, a ty siedziała za swoim komputerem pijąc Guinnessa. Mam po prostu przyjaciół, ludzi co mi pomogą się stąd wydostać… oraz byłem solo-of-war. Biłem się dla Saki na Filipinach z Militechem. Twoi ludzie dla takich jak ja to przedszkole, a na zewnątrz mam wsparcie. Ty zaś jesteś pieprznięta sadystka, co razem z tata wolała siedzieć jako szefowa w tym gównie, bo tamten świat to za wysoka liga. I spieprzyłaś nawet to Nixx.
- Tutaj nikt nie ma przyjaciół. -
Opadła na plecy i podłożyła ramiona pod głowę. - Myślisz, że ta gówniarzeria to twoi przyjaciele? Sprzedadzą cię za paczkę protopapki, jak sytuacja będzie tego wymagać. Naiwny jesteś jak myślisz inaczej - zaśmiała się krótko.
- Może i tak. Może nie. Gdybym tu został, to kto wie. Tam, nie będą miały komu i po co mnie sprzedać. Będą robić na własny rachunek.
- Zobaczymy. Do czasu, gdy ciebie przyjaciele nie wyruchają -
mruknęła i przestała się odzywać.
- To stąd to kurestwo? Ktoś ciebie, was tam wydymał i tu wrzucił, przez co masz taki stosunek do tego? - Solos zaciekawił się.
Nie odpowiedziała.
Lugo pochrapywał z cicha.
- Ten co go chcesz bym się zajęła, Kto to dla ciebie?
- Nie znam go nawet osobiście, ot ze słyszenia. -
Luc odpowiedział zgodnie z prawdą, choć srogo nią żonglując. - Nie musisz dawać mu dupy, ma cierpieć, mam to mieć nagrane. Nic więcej. Ale najprościej przyjdzie ci go po prostu wyrwać. Ładna jesteś, masz klasę, choć we łbie nasrane. Ja potem zrobię resztę.
- Mhmmm -
mruknęła. Nie wyglądała na zaciekawioną dalszą rozmową.
On też.

Czekali, a wokół Anarchiści bawili się w najlepsze.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172