Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-10-2016, 09:37   #31
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Obolały i osłabiony Heen szybko stracił poczucie czasu pośród dobrodziejstw Chell. Orientacji w upływie czasu nie pomagał fakt, że w zatęchłej dziupli kobiet panowała wieczna noc. Mrok był jedynie rozpraszany sporadycznie zapalonymi lampkami naftowymi a to i tak na krótko. Gorączka ustąpiła po jakimś czasie – nocy, dwóch? Pływający wtedy z bólu umysł nie rejestrował takich rzeczy.
Śmierdziuszka i Kolorowooka karmiły go raz dziennie, dostał również niewielki kubełek do wykorzystywania jako toaletę. W pierwszym odruchu załatwianie potrzeb w ich obecności powodowało jeszcze cofkę. Po kolejnym razie przestało.
Solos miał wrażenie, że smród opadł i wżarł się mu w skórę, przesiąknął go na lewą stronę. Odrobina więcej czy mniej, co to za znaczenie.
Po pierwszym szczekliwym napadzie kaszlu, jaki niemalże pozbawił Heena przytomności z bólu, Sasha regularnie pracowała nad złamanym żebrem. Mimo jego początkowych sprzeciwów dziewczyna odwijała brudnawą owijkę i przesuwając palcami po boku reportera uciskając określone miejsca. Przypominało to prostą formę akupresury. I było skuteczne. Napady kaszlu zmniejszyły się a Heen mógł oddychać swobodniej. Ból jednak ciągle się tlił. Lecz i na to Sasha znalazła sposób – podając mu tutejszy samogon, który wypalał wnętrzności, wyciskał łzy i sprawiał, że oddech śmierdział nie gorzej niż Śmierdziuszka.

Przez większość czasu był pozostawiany sam sobie, bo staruszeczka i jej chuda pomocnica wychodziły na długo. Zazwyczaj wracały z jakimiś dobrami, które zrzucały na hałdę złomu w kącie pomieszczenia.

Tym razem wróciły zaaferowane.

Śmierdziuszka rzuciła się w swym szaleńczym, starczym pędzie do zapalania lampek. Z głębi korytarza prowadzącego do ich nory dobiegało zacięte stękanie i sapanie. I rumor jakby zgrzytania metalu o beton.
Sasha wtarabaniła się ciągnąc za sobą obładowaną dechę, która w latach swej świetności mogła być supernowoczesną hoverboard. Teraz była jedynie dużym kawałkiem metalu, ułatwiającym transport znalezisk w Chell. Na dodatek najwidoczniej nie działającym.

Dziewczyna wciągnęła swój załadunek do środka i padła na posłanie dysząc tak, że aż rzęziło jej w piersiach.
- Wstawaj, rozładować to trzeba!
Gdy po pierwszym popędzeniu Sasha nie zareagowała, wciąż łapiąc powietrze, staruszka szturchnęła ją laską:
- Wstawajże! Nie czas na wylegiwanie!
Kolorowooka zebrała się na zrzędzenie rozemocjonowanej staruszki i na czworakach podpełzła do tłumoku. Rozplątała skomplikowany system zabezpieczeń sapiąc i pokasłując. Buzia była pokryta brudem zmieszanym z potem. Oczy błyszczały pożądliwie.

Z tłumoka wypadły dobroci, jakie dziewczyna zebrała drżącymi rękoma i przycisnęła do chuderlawego ciała. Heen widział kolejne puszki zwierzęcej karmy, suszone ziarna soji, kilka na wpół zepsutych jabłek i papayę. Pojemniki z gotowym żarciem, gotowym do odgrzania w mikrofali, słoiczki z żarciem dla dzieci, niewielka paczka keebli – taka jaką rozdawano czasem w promocji w biedniejszych wersjach megamarketów – oraz karton wysokoproteinowej paćki jaką dawano zazwyczaj ludziom pracującym w ciężkich warunkach lub wojsku.

Upchnąwszy dobrodziejstwa w szafce, Sasha podała staruszce dziecięcy posiłek, a Heenowi porcję protomamałygi.
Sama rzuciła się na podobną saszetkę nie czekając na nic i na nikogo.
- Jak zamierzasz tu kiblować, to musisz zarobić na utrzymanie. – wymruczała staruszka oblizując palce z żółtawej brejki. Zacmokała wzdychając głęboko z ukontentowaniem – Chodzić możesz, śliczny? To jutro z nami pójdziesz... – zagderała nawykłym do posłuchu tonem. Sasha zmarszczyła nos i zaczęła rozrywać saszetkę by wylizać do końca jej zawartość. – Mamy robotę dla Ciebie. Możesz zarobić więcej tego – zarechotała Śmierdziuszka spoglądając na reportera i kiwając głową w stronę szafki z zasobami – i uratować nas wszystkich.
 
corax jest offline  
Stary 16-10-2016, 15:45   #32
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Lugo



Nora Nody i Sashy w Chell, wieczór
Słowa staruszki zaskoczyły go
- Jak to uratować? Jaką robotę?
- Dogadaliśmy deala z szefem -
cmokała Śmierdziuszka - ty pomożesz jemu, on pomoże nam. - Rozciągnęła upaćkane usta w bezzębnym uśmiechu.
- Oni tam potrzebują takich jak Ty. No i da to szanse na sprawdzenie strażnic - dodała Sasha wyskrobująca resztki z opakowania.
- Co będę musiał zrobić? - spytał ostrożnie. - I kim jest ten szef. To ten Lugo?
- Normalne rzeczy -
mruknęła Śmierdziuszka kiwając potakująco głową. - Lugo Cię wprowadzi w szczegóły.
- Coś mi tu śmierdzi. I tym razem to nie… -
urwał i machnął lekko ręką. - Kiedy tam mamy się zjawić?
- Co śmierdzi? Ty pomagasz jemu, on nam. Przy okazji możesz obserwować i planować. -
Śmierdziuszka była mocno oburzona. - Jutro rano. - Rzuciła słoiczkiem w stronę Sashy, która z trudem go złapała. Pojemnik pożonglował przez chwilę w powietrzu.
- Daj sprawdzę opatrunek - mruknęła, gdy w końcu odstawiła go na ziemię. - Dobrze już? Lepiej? - dopytywała podsuwając się z wolna.
- Chyba łapie mnie gorączka.
- Pokaż. -
Podsunęła się i przyłożyła usta do czoła Heena. Chwilę je potrzymała wyczuwając temperaturę ciała. - Ni. - stwierdziła kategorycznie. - Głodny jesteś jeszcze? - zajęta opatrunkiem skupiła się jedynie na badaniu żebra.
- A tu da się być w ogóle najedzonym? W Chell? - zapytał ale raczej retorycznie, bo nie czekając na odpowiedź podjął znowu: - Ile dni minęło gdyście mnie znalazły i… jaki to był dzień?
Sasha tylko wzruszyła ramionami.
- A to ważne? Jak jesteś to Ci dam jeszcze jedną torebkę - wymruczała ledwo poruszając ustami, by nie słyszała ich Śmierdziuszka.
Uśmiechnął się lekko do dziewczyny.
- Dla mnie bardzo. Chcę ustalić ile czasu minęło od pewnego wydarzenia. - Dyskretnie pokręcił głową w odpowiedzi na drugie pytanie.
- Unieś ręce - nakazała i zabrała się znowu do owijania Luca ciasno kawałkiem przepoconej już szmaty. Kucając lekko kiwała głową jakby coś licząc w myślach. - Jakieś cztery dni odkąd Cię znalazłyśmy. - Dokończyła obwiązywanie.
- A ten dzień w którym mnie znalazłyście, to jaki był? Chodzi mi o datę - zapytał zdziwiony lekko upływającym czasem. Widać gorączka mocno nim potargała.
- Nie wiem jaka data. Ale nie mogłeś leżeć długo. Nie byłeś całkiem wychłodzony przecież. Może jakieś 3 godziny tam byłeś. Może więcej… A czemu to tak Cię ciekawi? Spieszysz się gdzieś? - Uśmiechnęła się odgarniając z wychodzonej buzi strzechę posklejanych włosów.
- Chcę ustalić ile czasu ze mną coś robili. Poblokowali mi cyberwszczepy… - urwał wspominając co działo się pierwszej nocy. - No prawie wszystkie. Nie wiecie tu jaki jest dzień, miesiąc, rok? - dodał lekko wstrząśnięty. Chyba źle ocenił z początku poziom barbarzyństwa i zezwierzęcenia Chell.
Dziewczyna pokręciła łebkiem.
- Wiemy, że w określone dni zrzucają paki. Reszta na co? - wzruszyła ramionami. Dumała przez chwilę. - Ale daty są na opakowaniach. Tylko są różne. Pomogą?
- Pokaż jakąś… z najnowszych.

Dziewczyna ruszyła ku tajemnej szafie, na co natychmiast ze swojego leża wynurzyła się staruszka przyglądając bacznie. A przynajmniej próbując.
- Nic, nic, on tylko chce datę… - uprzedziła pytanie Sasha.
- Datę? Na co ci data, śliczny?
- Chcę ustalić ile mnie trzymali nim tu trafiłem.


Sasha wróciła z dwoma opakowaniami: keebli i mamałygi.
- O tu… - Pokazała Lucowi podsuwając lampkę.
Na oko Heena, opakowania były przedatowane o co najmniej sześć miesięcy….
- Taaa, to nam nie pomoże. Zsyłają tu przeterminowane żarcie - pokręcił głową. - No nic, może ktoś inny jest świadom daty. Prowadź Sasha do tego gnojka.
- Ale teraz? -
Dziewczyna się nieco przestraszyła. - Kazał nam przyjść rano. - Sasha nie wyglądała na chętną i obróciła się do Śmierdziuszki po poradę.
- Teraz tam lepiej nie iść… daleko… ja nie dam rady…
- Dobrze, toteż wyśpijmy się i pójdziemy jutro.




Nora Nody i Sashy w Chell, przedpołudnie
Kolejne godziny spędzone w zaduchu i braku prywatności przyniosły Lucowi niespokojne sny. Majaki wypełniające jego płytki sen wspomnieniami nie dawały wypoczywać. W efekcie, co chwilę wybijał się z drzemki. Nie pomagało przy tym ciągniecie w żołądku i uporczywa myśl o papierosie. Od kilku dni nie miał fajka w ustach,ilezby dał za choćby jednego macha...
Obie kobiety spały jak zabite, Sasha czasem kopiąc się z niewidzialnym wrogiem, staruszka zaś puszczając gazy. Miał wrażenie, że gdy w końcu zasnął, natychmiast obudziła go kolorowooka.
- Ej, już czas. - Zatrzęsła ramieniem na wpół siedzącego reportera. Ułożenie się na plecach nie wchodziło w rachubę. Jedynie półsiad zapewniał brak kaszlu a co za tym bólu. - Pomogę. Powoli. - Podsunęła się bliżej zakładając ramię Heena na swoje chudziutkie ramiona. - Na trzy, tak?
- Ja sam. Musze próbować inaczej to będzie znaczyło, że ze mnie dupa a nie na roboty dla Lugo. - Mrugnął i spróbował wstać. Zakuło, przeklął, ale z grymasem podniósł się. - Kurwa, królestwo za dr Kingstone i Highway…
- Za co? - dopytywała zakołtuniona przyglądając się wysiłkom z lekko zmarszczonymi brwiami.
Nie wyjaśnił. Opowieści o poziomie medycznym opieki na jego polisie mogły dziewczyną wstrząsnąć.

Gdy ruszyli i szli już kil;ka minut Luc zdał sobie sprawę, że tworzą doprawdy rozkosznie zabawną ekipę:
Śmierdząca i połamana niemalże wpół staruszka, kuśtykająca o lasce
Chudzina, którą mocniejszy nowojorski wiatr mógłby porwać i unieść.
I on… posykujący i wlokący się równie pospiesznie co liderka ich małej grupki.

Drogę oświecała staruszka, kolebiąc na boki latarką.
Drugi raz tym razem już na bardziej trzeźwo Luc mógł podziwiać dojście do leża kobiet. Tunel tak różny od tunelu jaki podziwiał z Eve. Zaśmiecony, zawalający się, cuchnący odstraszająco odbijał ich kroki i szurania w dwójnasób.
Niewtajemniczeni mogliby się przestraszyć, bo scena doskonale nadawałaby się do wszelkiego rodzaju horrorów.

Wlekli się przez spory czas, Luc czasem potykał się nie widząc przeszkód i nie znając terenu. Sasha łapała go by podtrzymać. Blade światło latarki pomrugiwało chybotliwie rzucając ich przerośnięte cienie na otaczające mury. Heen przechodząc rozpoznał miejsce w którym się obudził rabowany przez hieny.
I w końcu… pojawiło się światło na samym końcu tunelu. Dosłownie.
- No to… trzy oddechy i ruszamy - zakomenderowała Śmierdziuszka. Luc jednak wolał nie brać zbyt głębokich haustów powietrza w jej towarzystwie.

Wyszli na światło dziennie i w tym momencie stały się dwie rzeczy:
Heen niemal zachłysnął się powietrzem czystym powietrzem a jego mózg ponownie zarejestrował potworny, roztaczający się wokół ich trójki smród. Poranne słońce poraziło jego oczy, które błyskawicznie zaszły łzami.
Mrugając zaczął się rozglądać.
Pierwszym słowem jakie przyszło mu do głowy było: “wysypisko”. Hałdy zapadniętych konstrukcji metalowych, zero zieleni, palące światło dnia i brak jakiegokolwiek ruchu wokół. W dali stał jakby osztalunek mostu, czy też może jakiejś wielkiej bramy. W dali widać było zbiornik jakim dawniej przewożono paliwo. Teraz leżał on rzucony jak niechciana zabawka. Cała droga i przestrzeń przed nimi usłane były jakimiś resztkami, których ludzie, czy też istoty ludziom podobne nie wykorzystały. Heen rozglądając się dostrzegł nawet kawałek skrzydła czy może sterownika - części jaka nasunęła mu skojarzenie z pojazdami kosmicznymi.



We lekko drgającym powietrzu poranka Luc spojrzał za palcem Sashy.
- Tam - dziewczyna wskazywała wysoką wieżę - strażnica.
- Idziecie ze mną, czy spotkamy się gdzieś jak będę stamtąd wracał? -
solos spytał patrząc na budowlę czy tez raczej konstrukcję widoczną ponad wysypiskiem.
- Idziemy, idziemy - zaskrzeczała starowinka i zaczęła gramolić się poprzez zaśmieconą ziemię.
- Ostrożnie! - rzuciła Sasha nie wiadomo do kogo: opiekunki czy Heena.
Cała droga i wysiłek jaki jego wciąż obolałe ciało musiało podjąć zaczął się odbijać plamami potu na ciuchach i sapaniu.
- Niedaleko. Dasz radę. - Sasha była małomówna ale starała się go wesprzeć w wysiłkach.
posuwając się z wolna do przodu w kierunku Strażnicy. Luc wyczuwał, że przestali być sami. Kilka razy miał wrażenie, że dostrzegł postaci przyglądające się im z ukrycia.
Napięcie w postawie kolorowookiej tylko go utwierdziło w tym przekonaniu.
Im bliżej strażnicy tym więcej i jawniej pojawiające się postaci. Ostatecznie jakieś 500 metrów przed wieżyczką po obu ich stronach pojawiło się kilku okutanych szmatami mężczyzn, eskortujących całą trójkę po bokach.

Straznica Lugo w Chell, wczesne popołudnie
Przed samą wieżą stało dwóch uzbrojonych wartowników.
W rękach mieli kawałki drewna oklejone taśmami, z nabitymi kawałkami szkła i gwoździ. Nie wyglądali na mięśniaków, byli raczej wyżyłowani, postronki mięśni wyraźnie zarysowane pod skórą ramion. Twarze dwóch z nich okrywały szmaty, trzeci miał twarz podziurawioną licznymi zagłębieniami o nieco innym kolorze niż pozostały odcień skóry. Na czole i nad wargami miał liczne ropnie.
- Kogoż tu widzimy? - uśmiechnął się szeroko ukazując dumnie brak górnego uzębienia, mierząc szczególnie Sashę oblepiającym spojrzeniem.
- Suń się, parszywcze, mamy spotkanie z Lugo - skrzeknęła Śmierdziuszka ironicznie.
- A ten to kto?
- Pomocnik. Nowy. Dla Lugo -
wyjaśniła cicho dziewczyna, która w świetle dnia wydawała się jeszcze młodsza niż w ciemnościach tunelu.
Lucifer na razie nie odzywał się spoglądając jedynie ciekawie na obszarpańców. Stojąc w ciszy nie chciał gestem ni słowem wyjść zbyt buńczucznie lub zbyt spolegliwie. Z tą bandą nigdy nie było nic wiadomo.

Oświadczeniu Sashy towarzyszył radosny wybuch śmiechu całej trójki.
“Wrzodziec” podszedł bliżej i zaczął obchodzić nowoprzybyłych.
- Nie przenosicie nic niebezpiecznego? Z wami nigdy nic nie wiadomo - mruknął stając za plecami Heena i Sashy.
Dwójka kolejnych zbliżyła się również ale nie przesadnie.
- Sinter, ile razy to samo będziesz robić? - westchnęła Śmierdziuszka. - Robisz się nudny.
Dłonie mężczyzny zaczęły sprawdzać kolorowooką. Nie było to standardowe sprawdzanie, jakie Luc wydawał na lotniskach.
- Te gnojki zawsze cię macają Sasha? Zbyt ciency by kto im pozwolił z własnej woli? - zainteresował się solos spoglądając na dziewczynę i by mieć w polu widzenia i Sintera i tych dwóch.
Dziewczyna pokiwała w odpowiedzi, ale macanie mimo, że nie wyglądało jakby był to szczyt jej marzeń nie sprawił, żeby wszczęła awanturę. Przy Rudej "Wrzód" już by się dławił odłamkami własnego nosa.
- Co? - zainteresował się Sinter. - Co tam mamroczesz, parchu? - Nadstawił ucha jakby w żarcie nadsłuchiwania.
- Kończ lamusie, nie mamy całego dnia.
- Uważaj -
Sinter pstryknął palcami na swoich kolesi - żebyś zaraz nie stracił zębów. A może… zedrę Ci tę śliczną buźkę, laleczko. - Wrzód puścił Sashę i odwrócił już się cały ku Lucowi podsuwając swą zaropiała twarz do niego.
- A może puścisz mnie parchu do swojego szefa, bo chciał się ze mną widzieć - powiedział Luc i zainicjował Sandevistana.

Zaklął w myślach.

Zapomniał, że neuroprocesor został wyłączony. To było wręcz nieprawdopodobne jak ludzkość uzależniła się od cybertechnologii. Niby było to traktowane naturalnie, ale bez neurozłącza ani wiedzieć jaki dzień, godzina. Człowiek stawał się zwykłą kupą mięsa po tym jak przestawił swe funkcjonowanie na zespolenie ciała i maszyny. Dopiero teraz solos zrozumiał irracjonalny (wg niego) stan oporu niektórych wobec jakichkolwiek cyberwszczepów innych niż biotyczne. Jak jego dziadek. Staruszek przetrwał jedno uzależnienie ludzkości - od sieci. Na drugie się wypiął. Luc rzecz jasna nie, przez co teraz sytuację i poziom interakcji dostosował do podświadomej pewności, że z Sandym rozsmarowałby tę trójkę gołymi rekami zanim by zdążyli westchnąć. Ale Sandiego wszak nie miał. Wierny kumpel na offie patrzył tylko i chichotał wewnątrz układu nerwowego Heena czekając na wpierdol jaki właśnie miał nastąpić. Luc zastanowił się czy jakby dostał do ręki gnata to potrafiłby się przestawić na celowanie z użyciem muszki i szczerbinki.
- Co ja ci tu zrobię, albo co wy mi - powiedział spokojnie tonując głos i starając się zmanipulować skurwiela jego własnymi uczuciami jakie drzemały w oczach - nie wiadomo. Różnie może być. Ale co zrobi ci Lugo za to, żeś dał się sklepać na warcie, lub sklepałeś jego gościa... To chyba jest pewne. Nie?
- Puśćcie ich -
warknął paskudniś. Śmierdziuszka gderając pod nosem pokuśtykała do podnóża wieży. Sashka z lekkim westchnieniem ulgi ruszyła do przodu, gdy łapa Sintera spadła na jej kark.
- Jak skończy z wami Lugo, to nie spiesz się… - wyszeptał z wrednym uśmiechem przyglądając się Heenowi obok kołtuna dziewczyny.
Sasha tym razem miała dość. Zrobiła krok w tył i wywaliła mu z łokcia w żołądek. Była wyższa, lżejsza i działała z zaskoczenia. Sinter się zatchnął i zgiął w pół, klnąc na wdechu z wybałuszonymi oczami.
Dwójka strażników niemalże złożyła się ze śmiechu, a z góry dobiegło:
- Długo jeszcze? - Słowom towarzyszył przeraźliwy zgrzyt metalu o metal. W głębi wieży właśnie opadała prowizoryczna winda, którą najwidoczniej wciągane też zaopatrzenie. Oprócz niej na górę prowadziły schody, skrzypiące przy lekkich podmuchach wiatru.
Lucifer normalnie nie zaufałby tej windzie, ale schody wyglądały nie lepiej. Poza tym wciąż czuł ranę w nodze i kłucie w boku, toteż skierował się ku platformie z podczepionymi łańcuchami aby wraz ze Śmierdziuszką (nie wyobrażał sobie starowinki wchodzącej po schodach) wjechać wraz z nią. Przez chwilę pomyślał, że idąc na piechotę na kilka minut uwolniłby się od wyciskającego łzy z oczu smrodu… jednak kilka dni w norze obu lumpiar lekko przyzwyczaiły go do strasznego fetoru.
Albo tracił węch.
Obie wersje były możliwe.

Staruszka zastukała w sufit windy, gdy się załadowali i ….
Platforma uniosła się o centymetr.
Drugi.
Kolejny.
Naprężone łańcuchy najwidoczniej napędzane były ludzkimi mięśniami bo tempo ich nawijania było powolne i następowało skokami.
Po kolejnych dziesięciu minutach oglądania zbierającego się Sintera w końcu zostali wciągnięci na platformę. Na górze Strażnica prezentowała się nieco bardziej okazale. W jej organizacji na pewno maczał palce ktoś kto znał się na walkach i taktyce.
Z góry widać było pozostałe dwie strażnice i wysoki prosty mur otaczający Chell, za którym szerzyła się pustynia. Na horyzoncie zaś widać było zabudowę: wieżowce połyskujące kolorowo i metalicznie.

Znajdowała się też tu dość duża kanciapa stworzona z dwóch metalowych kontenerów. Przed nią stało dwóch strażników. Ci mieli staromodne rewolwery bębenkowe. Najwidoczniej to właśnie oni wciągali też windę nakręcając łańcuchy na bęben, teraz zablokowany. Było też cudo w tutejszym świecie: niewielkie działko, które Rudą przyprawiłoby o łzy radości.
Z kanciapy wychodził właśnie wysoki facet, ostrzyżony na zapałkę, w panterkach złechanych i wypłowiałych i czarnej koszulce bez rękawów.
Połowa jego twarzy wyglądała jakby spływała, nos niemal stopiony, kącik ust opadał pod napiętą skórą. Białe oko straszyło spod nieruchomych powiek. Na lewym ramieniu nosił też paskudną bliznę. Najwidoczniej miał do czynienia z kwasem, tudzież “coś” wybuchło mu w twarz.



- Jesteście. Już myślałem, że zmieniłaś zdanie - wychrypiał ruszając jedynie połową ust.
- A gdzie tam… tylko ciężko taki kawał drogi się pchać - zaśmiała się staruszka. - To on. - Wskazała na Heena.
Mężczyzna pokiwał palcem na Luca.
- Pokaż się no. - Na Sashę nie zwrócił uwagi, dziewczyna zaś odstąpiła nieco od reportera.
Był czas być lwem i był czas być lisem, tak przynajmniej ktoś kiedyś stwierdził, choć Luc nie miał zielonego pojęcia kto, kiedy i w jakim kontekście. Widać był też czas by być małpką, która ktoś chciał sobie pooglądać.
Zbliżył się tłumiąc w sobie chęć spytania czy ma się poobracać dla lepszego widoku. Bo byli ludzie tacy jak ten Wrzód na dole z którymi można było sobie jechać w pompkę ryzykując najwyżej lekki oklep ale mając wizje na szacunek za pokazanie jaj, a byli i tacy w przypadku których sam pomysł był szczytem kretyństwa i jaja można było definitywnie stracić.
Przystanął o dwa kroki od Lugo nie odzywając się, a ten uniósł lekko prawy kącik ust, przez co cała lewa strona twarzy lekko się napięła i podjechała w górę.
- Co umiesz? - Mierzył reportera leniwym spojrzeniem by w końcu zakleszyczyć je na twarzy Luca.
- Zabijać, sprawiać by inni robili to co chcę. - Spojrzał mu przez chwilę w oczy. - Więc chyba to co ty… Prywatne śledztwa też robiłem nim trafiłem tutaj - dodał nie patrząc już nigdzie konkretnie. Rozglądając się raczej.
- Jesteś ex-gliną? - zainteresował się Lugo z jakąś ponurą zaciętością.
- Nie. Te kurwy mnie tu wsadziły jak zacząłem węszyć wokół nich. Wokół pacyfikacji nCat.
Tutejszy lider pokiwał głową.
- Masz jakieś doświadczenie z survivalem? - Wciąż nie spuszczał spojrzenia z Heena.
- Tak w dżungli. Ale korzystałem z chipów pamięci jakie dawali nam na inwentarz. Sam z siebie, nie.
- Jakie masz wszczepy? Działają?
- Nie działają.
- Odwróć się tyłem -
nakazał Lugo.
“Czyli jednak małpka” - pomyślał solos ale choć z wahaniem to powoli okręcił się i spojrzał na Śmierdziuszkę oraz Sashkę, by z ich twarzy oceniać co robi “Śliczny”.
- Ok - mruknął szef, gdy z kanciapy doleciał kobiecy głos przetwarzany przez jakieś urządzenie komunikacyjne: “Hallo?”. Strażnik ruszył do środka by wrócić z urządzeniem, jakie pokazywał mu w dzieciństwie dziadek: krótkofalówką.
Śmierdziuszka zaś uśmiechała się jak miła starsza pani, Sasha błyskała oczami spod pozlepianej grzywki.
“Tak, jest zgoda” - zaskrzypiał głos.
A Lugo machnął dłonią.
- Ok. - klepnął Heena w ramię - Kwestia: dostaniesz warunkową fuchę. Sprawdzisz się, ok. Nie, zginiesz. Jasne?
Lucifer nie odpowiedział, kiwnął tylko głową.
- Potrzebuję kogoś ogarniętego do ochrony dla mojej córki. Jest odpowiedzialna za zaopatrzenie i zakwaterowanie. Jest tu grupka idiotów, którzy ostatnio zaczęli myśleć o przejęciu miejsca dla siebie. Ja nie mogę być w dwóch miejscach jednocześnie. Dostaniesz leki, żarcie i miejsce do spania. Fikniesz, zabraknie ci lojalności, znajdę kogoś innego. Wszystkie dodatkowe układy załatwiasz z moja córką. Ona jest twoim szefem. Rozumiesz?
Znów kiwnięcie, jak Ali.
- Przyślij transport - mruknął do krótkofalówki. - Zaczynasz natychmiast. Wydajcie im paczkę - ostatnie rzucił do strażników wskazując na kobiety. - Kolejną dostaniecie po tygodniu testowym. - Wskazał z kolei na Luca.
- Od Ciebie czy Nixx? - spytała Sasha.
Lugo spojrzał jedynie na dziewczynę, którą zasłoniła Śmierdziuszka z miną kota, jaki wychłeptał spodeczek śmietanki. - Dzięki, Lugo. Miło robić z tobą interesy.
- Mam kilka pytań i jedną prośbę -
odezwał się w końcu Luc. Czuł się jak towar, który właśnie przehandlowywano. Choć paradoksalnie nie miał z tym większego problemu.
Szefu odwrócił pokaleczoną twarz.
- Mów. - Krótko i na temat.
- Dzisiejsza data?
Lugo spojrzał na nadgarstek na którym pysznił się szeroki skórzany pas:
- Środa, 10:15, 17 października 2020.
- Kurw… -
aż się zatoczył. Jeżeli tu był cztery dni, to mieli go w łapach przez trzy. - Masz łączność z miastem? Radiową, sieciową, przez ludzi, jakąkolwiek?
- Nie - padła szybka i ostra odpowiedź.
- Ktoś w Chell ma?
- Nie.
- Kurwa mać!!! -
solos do tej pory spokojny nie wytrzymał. Wyglądał jakby miał czymś rzucić a w oku zapaliła mu się wściekłość. Śmierdziuszka mówiła o łączności w strażnicach, widocznie chodziło jej o krótkofalówki. Nimi faktycznie można było podetrzeć sobie… chyba że jakiś technik, zwiększenie mocy… zaczął kombinować, ale to nie był dobry moment.
- I prośba. Chcę mieć pozwolenie zrobić z Sinterem coś bardzo brzydkiego, jeżeli on lub któryś z jego podkomendnych cokolwiek zrobi im jak będą wracać - Wskazał na Śmierdzącą i Chudą.
- Pokonasz go, rób co chcesz - Lugo wzruszył ramionami.

Z oddali zaś zaczął narastać szum. Spoglądając w dół Luc dostrzegł niewielki, rozkraczony jak żaba łazik, który wzniecając kurz, pruł w kierunku Strażnicy.
Śmierdziuszka ruszyła z powrotem w stronę platformy windy. Sasha zaś podeszła do Luca i wcisnęła mu w dłoń paczkę protomaziaji.
- Powodzenia - uśmiechnęła się głównie oczami - odpal zippo Belzebuba.
- Wpadnę po was, jak będę stąd wychodził -
odpowiedział klepiąc chudzinę po ramieniu.
Skinęła głową ale raczej na zasadzie odruchu niż faktycznego przekonania. Odwróciła się i ruszyła za staruszką.
Z dołu zaś dobiegło:
- Szybciej księżniczki, nie mam całego dnia!
Lugo kiwnięciem głowy wskazał Heenowi schody.
- Mam Cię na oku - rzucił reporterowi na odchodne.
“A ja cię w dupie bezużyteczny pojebie” - pomyślał solos.
Nie powiedział jednak nic. Był rozgoryczony, bo od samego przybycia żył nadzieją kontaktu stąd z kimkolwiek. Edkiem, Halo… dosłownie kimkolwiek z zewnątrz. Pieprzone krótkofalówki krótkiego zasięgu.

Schodził po schodach tak wkurwiony, że prawie nie czuł bólu.
w końcu znalazł się na dole rozglądając się i przyglądając łazikowi oblepionemu przez trzech przystojniaków z parteru. Zagadując kierowcę łazika

Nie zwracali w ogóle uwagi ani windę, która właśnie dobijała połowy drogi, ani na reportera od którego biło wkurwienie.
- Ile jeszcze? - burknęła skośnooka mierząc Luca gniewnym spojrzeniem. Sinter odsunął się nieco od pojazdu.
- Tknij Sashkę palcem, a zajebie frajerze. Lugo mi pozwolił. - Luc zbliżył się do łazika powoli kierując się w stronę miejsca pasażera i czekając na reakcję Wrzoda.
- Spierdalaj Lalusiu. Będę chciał to tknę. Nie będziesz mi mówił co mogę a co nie, świerzbie! - Casanova ze śmietnika odsunął się już całkiem od łazika i wyprostował łapiąc mocniej za swoją nabijaną pałkę.
- Dasz mi dwie minuty? - Luc spojrzał na dziewczynę ze straszną blizną na twarzy. - Proszę.
- Nie mam na to czasu. -
Dziewczyna wyciągnęła z kabury rewolwer podobny do tego jakie mieli strażnicy na górze. - Wsiadaj pokiwała na Heena.
- Właśnie ta Pani uratowała Ci jaja. Ale wrócę. Jak okaże się że byłeś niegrzeczny - Luc zbliżył się do siedzenia - to zabiję. - Wsiadł do środka.
- Spierdalaj raz jeszcze mówię. - Sinter zaczął odsuwać się w kierunku windy z obrzydliwym uśmiechem. Położył dłoń na platformie, której niewiele brakowało do poziomu ziemi, może pół metra? - Specjalnie dla Ciebie zjebię ją tak, że nie wstanie przez tydzień. I ja i moi kumple. To moja obietnica - zarechotał.
Azjatka odpaliła silniczek łazika.
- Sinter, zamknij się bo się rzygać chce skunksie - rzuciła znudzonym głosem.
- Wkurwił mnie teraz… - powiedział Heen. - Ta uzbrojona ekipa to ludzie Lugo? - spytał wskazując coś mniej więcej na godzinie ósmej skośnookiej.
- Hmm? - nieco zaskoczona odwróciła głowę w kierunku, w którym wskazywał Heen. - Jaka ekipa? - spięła się odruchowo.
Nim skończyła mówić, Lucifer lewą dłonią chwycił ją za przegub i ucisnął kciukiem tak by rozluźnić chwyt na gnacie, a drugą wyciągnął rewolwer z dłoni. Wściekła próbowała walczyć z Heenem lecz jej szarpanie nie zdało się na wiele. Nie miała dobrej pozycji do wyrywania napastnikowi broni. Luc płynnym ruchem wycelował w Sintera, odciągnął kciukiem kurek i wypalił.
Sprawdzenie jak się strzela bez smartlinka okazało się szybsze niż zakładał i w królestwie Ćwieczka łatwiejsze niż się obawiał.
Zarejestrował wyraz zaskoczenia na ropiejącej twarzy Sintera odmalował się ułamek sekundy zanim Luc zwolnił pocisk. Jeszcze drgnął próbując zejść z linii ognia - za późno. Pocisk trafił go w kilka milimetrów od środka czoła. Zaskoczenie wypełniło powietrze, gdy ciało z łomotem opadło na ziemię. W tym samym momencie zatrzymała się też winda.
Obie stojące w niej kobiety otworzyły nieco usta w szoku.
Lucifer oddał broń kobiecie.

- Za kulkę jakoś oddam - mruknął puszczając jej przegub.
Sam był zaskoczony, chciał śmiecia jedynie postrzelić. Pokazać, że nie żartuje i wystraszyć. Brak smartlinków jak widać był ambiwalentnym problemem.

Trafiało się niby, ale nie tam gdzie trzeba.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 01-11-2016 o 00:40.
Leoncoeur jest offline  
Stary 16-10-2016, 19:05   #33
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
"How I became a whore"



Straznica Lugo w Chell, wczesne popołudnie
- Kurwa mać! Kurwa mać! - Kumple Sintera krzycząc doskoczyli do ciała klnąc i przepychali się między sobą. Sasha pociągnęła Śmierdziuszkę by obejść ich bokiem i oddalić się jak szybko się da. Spojrzała nieco przestraszona na Heena, którego Azjatka właśnie waliła na odlew w ramię.
- Możesz być tego kurwa pewnym! Mówiłam, że nie mam na to czasu?! - wrzasnęła. Była wściekła.
- Niech ktoś wywali to ścierwo stąd bo psuje widok - strażnik z góry przekazał rozkaz Lugo.
Dziewczyna z blizną przeklinając pod nosem ruszyła z kopyta w drogę powrotną.



Fabryka Nixx w Chell, popołudnie
Zajechali w nową część Chell, którego rozmiar Luc dopiero zaczynał ogarniać.
Było ogromne.
Otoczenie też zmieniło się z całkowitego złomowiska, w pozostałości jakiegoś osiedla, które urywało się nagle jak ucięte nożem, - a w zasadzie wysokim murem.
Dziewczyna pruła sobie tylko znaną trasą pomiędzy kawałkami opadłego betonu, wywalonym w wielkim leju asfalcie i opustoszałymi konstrukcjami jakichś magazynów. Tuż po tym gdy minęli wielką bramę zatrzaśniętą na głucho i zasypaną masą plastiku, śmieci i butwiejących materiałów skręcili ostro w lewo. Krótki odcinek asfaltowej drogi starannie oczyszczonej z resztek stanowił nagłe zaskoczenie. Wjechali do tunelu - nieznanej Lucowi jego części. Za nimi dwie osoby zasuwały bramę.
Dziewczyna wyskoczyła z łazika i machnęła na solosa:
- Ruszaj się…
W tunelu był zrobiony metalowy trap, pozwalający z łatwością dostać się na poziom peronu. Stamtąd zaś krótkimi, metalowymi schodkami - dawniej zapewne stanowiące wejście techniczne dla personelu - wchodziło się do dwójki drzwi.
Azjatka wybrała te na lewo.
- Właź, spotkasz Nixx. Lepiej bądź miły… dla własnego dobra.
- Zawsze jestem miły -
mruknął całkiem potulnie nie chcąc irytować jej bardziej niż i tak sobie nagrabił akcją pod strażnicą.
Zapukał.

- Wejść - dobiegł lekko zachrypnięty głos z wewnątrz i Azjatka pchnęła drzwi.
Po przekroczeniu progu Heen miał wrażenie, że przeniósł się w miejscu.
Wnętrze siedziby Nixx było przytulne.
Miało dywan.
Biurko.
Wielką skórzaną sofę.
A nawet… przedpotopowy komputer z wielgachnym monitorem zajmującym większość biurka. Kobieta, która właśnie wyłączyła rzężącą maszynę wstawała zza mebla. Długie choć cienkie i rzadkie blond włosy miała rozpuszczone. Pociągła twarz o ostro zarysowanej, końskiej szczęce, mięsiste usta i długi, nieco spłaszczony na czubku nos sprawiały, że wyglądała nieco dziwnie. Śliczne oczy o ciepłym kasztanowym odcieniu ginęły przytłoczone ostrością rysów.


- Nixx… to ten now…
- Wiem, kto to. Zostaw nas.

Azjatkę wymiotło.
- Dzień dobry - Luc odezwał się grzecznym tonem, jakby na spotkaniu o prace w korpo z chipem CV w ręku i uśmiechem przyklejonym do ryja.
- Tak, dzień dobry. - Nixx zbliżyła się do Heena. - Głodny? Spragniony? - spytała troskliwym głosem. Była szczupła, nie aż tak chuda jak Sasha, ale szczupła. Długie, kościste palce właśnie wykręcały kod w szafce biurka. Dekolt koszulki, odchylił spore piersi i kościstą klatkę piersiową.
- Jadłem, co do spragnienia… - Zawiesił głos, nie dawał się zwieść miłemu tonowi mając wciąż w głowie ostrzeżenie Azjatki. - Na piwo szanse pewnie żadne? - zaryzykował.
- Guinness czy Heinneken? - spytała uśmiechając się nieco szerzej Nixx.
“G...G...ggg...G..” - pomyślał.
- Gguinness - wypowiedział w końcu zszokowany nieco, ale starając się maskować to. W oczach zabłysnął mu promyk uwielbienia. Szefowa częstująca w Chell Guinnessem.
Zaraz jednak zgasł.
Wpuszczała go zapewne.
Nixx wskazała mu wygodną szeroką sofę.
W pół gestu jednak się wstrzymała.
- Zanim zaczniemy, mój ojciec przedstawił Ci problem? - W jej dłoni zjawiła się mała puszka czarnej ambrozji.
“Jak, kurwa?!” - pomyślał. To było Chell, nie mieli kontaktu z zewnątrz, a mają Guinnessy? Luc poczuł się robiony w wała.
- Mam cię ochraniać Nixx. Jest tu banda co chce cię stad wysiudać - powiedział.
Pokiwała głową.
- Jesteś mój. - Skinęła raz jeszcze. - Taki układ zawarłeś z Lugo, prawda?
- Tak, jesteś moim szefem.
- Doskonale. -
Podeszła do Heena z puszką piwa. - Jak Ci na imię? - Powoli otworzyła pojemnik. Rozszedł się przyjemny syk i zapach.
- Lucifer. - Poczuł jak w ustach zbiera mu sie ślina. Piwo. Jakby miała jeszcze fajki… Czuł straszny głód nikotyny.

Nixx zaśmiała się chrapliwie i cicho.
- Lucifer. - Musnęła policzek Heena palcem - Co za idealne imię do tego miejsca. - Oddała puszkę Guinnessa widząc głód w jego oczach.
Dossał się do piwa czując rozkosz zimnego czarnego nektaru pieszczącego przełyk.
- Luciferze, mój drogi - kontynuowała gdy pił. - Pierwsze zlecenie jest proste. Rozbierz się. - odwróciła się by oprzeć się o biurko biodrami.
Prawie się zachłysnął. Dzikie podejrzenie zaczęło szturmować jego mózg.
Choć jeszcze walczyło z myślą, że idzie jej o wykąpanie się i przebranie ochroniarza. Po kilku dniach u siedzibie Ś&S squad musiał zalatywać srogo.
- Wiem, śmierdzę jak stąd do Rio de Janeiro - mruknął zdejmując kurtkę. - Mam się doprowadzić do stanu używalności, tak?
Nixx skinęła przeciągle głową:
- Taaaaak... - Mierzyła Heena spojrzeniem pełnym ciekawości i zadowolenia. - Zdecydowanie chodzi o używalność.

Zastygł.
Zaczynał rozumieć.
Noc z Sashą…
Przeklął w myślach.
Babuszka-Śmierdziuszka robiła interesy w strażnicy, musiała się pochwalić tym co nawywijał z Chudą w czasie “zbijania goraczki”. Nieludzka wytrzymałość w czasie aktu. Casus Studda. Wyglądało na to, że jego fucha ochroniarza mogła być tu tylko poboczna.
Albo inaczej: inicjatywa zatrudnienia go nie poszła od Lugo, on tylko to klepnął wiedząc że przy okazji jako solos...
“No ja pierdolę…!” - pomyślał kontynuując rozbieranie się.

Kobieta oparła się wygodniej i bez skrępowania przyglądała się amatorskiemu stripteasowi.
- Jak żebro? - spytała nieco niższym głosem niż poprzednio. Chyba podobało jej się to co widziała. - I jak się czujesz? - dodała nieco zmartwionym głosem. - Dasz radę zacząć już dzisiaj? - W tonie jednak nie było przekonania. - Chodź, pokażę Ci łazienkę.
Wyciągnęła dłoń do Heena.

Alisteir miał przejebane.
Mama pracująca jako streaptiserka, choć kto wie co Kira jeszcze czasem robiła prócz lapdance. Lub po. Tata dziwką w największej żulerni tej części nUSA. Dzieciakowi zapowiadała się ciekawa kariera gdyby miał iść w ślady rodziców. Dopił Guinnessa i spojrzał na puszkę. Lugo musiał kłamać, special gifty ze zrzutów na zamówienie, albo przemyt. Wspomniał reakcję Lugo na pytanie o łączność poza Chell. Zareagował zbyt szybko, zbyt agresywnie, jakąś łączność zatem możliwe że mieli. Bycie przy Nixx dawało możliwość odkrycia jak mogli kontaktować się ze światem zewnętrznym.
Tylko kurwa za jaką cenę?!
Przywołał na twarz lekko sztuczny, łobuzerski uśmiech.
- Boli jak cholera. Miałem lepsze momenty. Dam. - Ujął ją za rękę. - Palisz Nixx?
- W nagrodę. -
Kiwnęła głową z uśmiechem prowadząc Heena do niewielkiej kabinki przylegającej do jej królestwa. - Zasłużysz… to też zapalisz.

Odkręciła wodę. O dziwo,strumień poleciał całkiem żwawo. Blondynka zaczęła się sama rozbierać lekko sterując Luciferemem pod letnią wodę. Wszedł i z pomrukiem ulgi zaczął zmywać z siebie makabryczny brud i zastygły na ciele pot. Nigdy nie myślał, że strumień nienazbyt ciepły może dać tyle przyjemności. Patrzył przy tym na Nixx, jak wyplątywała się z ubrania. Szczupłe, na granicy z chudością ciało wyłaniało się fragment po fragmencie. Tam gdzie chudość u Sashy wynikała z niedożywienia, w przypadku Nixx była to chyba kwestia genetyki. Przy jej budowie, miała zaskakująco duży biust. Wilgotne kosmyki włosów powoli oblepiały jej ramiona i pełne piersi. Płaski brzuch znaczyła pozioma krótka blizna tuż nad idealnie wydepilowanym łonem. Nogi również były zadbane i gładkie, choć i je znaczyły blizny na lewym udzie w formie czterech pionowych szram. Nasuwało się natychmiast skojarzenie z pazurami. Poziom zadbania ciała Nixx odbiegał o całą galaktykę od stanu chuderlawego ciała Sashy. Ale Luc nie miał zbyt wiele czasu by się specjalnie zastanawiać. Nixx wsuneła się do kabinki i sugestywnie wskazała mu by uklęknął. Uczynił to czując wodę płynąca mu po plecach. Skrzywił się lekko przez nie zaleczoną jeszcze do końca nogę. Wylądował twarzą naprzeciw wydepilowanej skóry podbrzusza. Ciało miała naprawdę niezłe, była niebrzydka, normalnie przeleciałby ja nawet z chęcią gdyby tylko nie dowiedziała się Ruda, bo to groziłoby armageddonem. Tu nie mogła się dowiedzieć.
Było tylko jedno ale.
Zdobywać, być zdobywanym, czemu nie?Mechaniczny, zwierzęcy seks jak z Sashą, czemu nie? Tutaj, w tym układzie był zwykłą dziwką, co nie nastrajało pozytywnie.

Powierzchowne zainteresowanie Nixx jego samopoczuciem zupełnie znikło, gdy Heen zaczął wykonywać jej polecenia. Kobieta zdecydowanie wiedziała na co i jak ma ochotę. Uczucia czy potrzeby samego Heena interesowały ją o tyle, o ile miały wpływ na dostarczanie jej przyjemności i zadowolenia. Po kilku dłuższych chwilach pod prysznicem, przeprowadziła reportera z powrotem do swojego biura. Wyciągnęła papierosa i poczekała aż Heen obsłuży ją podpalając fajka.
Obydwoje wciąż byli nadzy, mimo to kobieta nie przejmowała się tym specjalnie wskazując mu sofę.
- Mmmm - z jakimś lekkim rozczarowaniem spojrzała na Luca. - Uważasz, że zasługujesz na papierosa? - sama zaciągnęła się mocno przy okazji pieszczotliwie trącając męskość reportera. Zdawała się mieć nieco wyższe oczekiwania co do Heena.
- Nie. - Uśmiechnął się. - Bo przecież nawet nie zaczęliśmy. Dopiero poznawałem co i jak lubisz.
Nixx uśmiechnęła się również, unosząc jedną brew.
- Odpowiedź daje cień nadziei. - Podniosła się by zgasić papierosa w stojącej na biurku popielniczce. Wróciła do Luca, popychając go na sofę, lekko skrzypiącą skórzanym obiciem. - Zobaczmy zatem czego się nauczyłeś.

Pokazał.

Nie kłamał mówiąc, że ledwie się jej uczył, obserwował jej reakcje cały czas pod prysznicem, choć nie zamierzał na tym poprzestawać. W jej przypadku musiał czynić to bez przerwy wychodząc naprzeciw temu co zauważał choćby w pojedynczych jękach, zaczerwienieniach policzków, w oddechu, drżeniu ciała czy zaciskających się mięśniach, mimice twarzy…
We wszystkim.
Nie miał z tym problemu, zwykle rozpracowywał ludzi z łatwością, choć… w zupełnie innych okolicznościach, ale nie było to coś zupełnie innego. Wychodził więc naprzeciw temu co widział w niej, naprzeciw temu czego chciała.
A chciała wiele.
zasadniczo Ruda była chyba najbliżej czegoś co nazwać można było nimfomanią. Ona chciała się pieprzyć często, długo i na wymyślne sposoby… ale w jej przypadku było to raczej uwielbienie dla seksu, a nie skrzywienie lub wręcz choroba. Nixx… tu nie był pewny. Ale wyobrażał ją sobie jako sucz, która jak modliszka wyłapywała typów po całym Chell, wykorzystywała i nie do końca zaspokojona skrzywioną chucią, niezadowolona ich niszczyła. Jednego po drugim, również niczym modliszka.
Czy tak było?
Mógł tylko przewidywać.
Ale jeżeli tak było, musiał złamać ją, a nie dać się złamać jak inni.
Miał swoją empatię, miał doświadczenie z Rudą i sztabem innych dziewczyn, miał dobrą kondycję.
I miał Studda.
Przyłożył się do tego papierosa.
Przyłożył mocno.
I długo

Po długich godzinach zarobkowania, Nixx popchnęła go z sofy, sama układając się na brzuchu z leniwym wyrazem twarzy.
- Przynieś mi i weź sobie też. - Poklepała Luca lekko po policzku. - Zasłużyłeś.

I tak Lucifer van den Heen został jedną z najtańszych dziwek w historii USA.
Za fajka…
W Chell...

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 01-11-2016 o 00:37.
Leoncoeur jest offline  
Stary 01-11-2016, 00:16   #34
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Cheechee



Fabryka Nixx w Chell, popołudnie
Lucifer leżał obok Nixx i z błogim wyrazem twarzy zaciągał się papierosem.
Pierwszym od tygodnia.
Gdy minęła chwila od ucichnięcia odgłosów ich igraszek ktoś zdecydował się w końcu zapukać do drzwi.
Blondynka przytulona do Heena odwróciła się na plecy układając ramię mężczyzny pod głowę.
- Wejść!

W drzwiach stanęła Azjatka z pojemnikiem.
- Gdzie postawić?
- Przysuń krzesło do nas. -
Nixx przeciągnęła się leniwie nie kryjąc swej nagości. Azjatka zaś obrzuciła Heena lekko pogardliwym spojrzeniem.
- Nixx, mam prośbę - powiedział gdy oszpecona krzątała się po pomieszczeniu. Ustawiła stołek obok sofy, na wyciągnięcie ręki reportera. Otworzyła pojemnik i pomieszczeniu rozszedł się zapach burgerów.
- Prośbę? - zdziwiła się nieco blondynka machnięciem dłoni odganiając dziewczynę. - Jaką prośbę.
- Lubię zabijać -
skłamał. - A kurwica mną ciska, jak ktoś się ze mnie śmieje. - Starał się uważnie dobierać słowa i być jednocześnie dobrze zrozumiany. - Wiesz, jakby ktoś… - Lekkim ruchem dłoni zatoczył ręką wskazując tę sytuację, w której był bionicznym wibratorem. - Mogę wtedy?
Nixx sięgnęła przez ciało solosa po gorącego burgera - po czym zmieniła zdanie.
Rozłożyła kanapkę i zaczęła podawać kawałki jedzenia Heenowi do ust. Malutkie porcyjki.
- Mówisz - oblizała czubek palca z sosu - że ktoś będzie się śmiał z ciebie bo należysz do mnie? - Zmarszczyła brwi w lekkim niezrozumieniu. Może i udawanym.
Podsunęła Lucowi kolejny kąsek.
Wziął, przeżuł, połknął.
- Tak.
- A kto miałby się śmiać? -
zdziwiła się fałszywie. - Cheechee, podaj nam jeszcze piwo - dorzuciła uprzejmym tonem do dziewczyny stojącej obok z coraz bardziej chmurnym spojrzeniem zafiksowanym na rozwalonym nagim Heenie.
Ten zaś czując fałsz w słowach blondynki solos z początku milczał.
Sucz lubiła widać pogrywać. Patrzył na zachmurzoną Azjatkę z blizną.
- Nie wiem, jakiś szajbus? - zaryzykował.
- Zapewniam cię mój drogi - kolejny kąsek wylądował w jego ustach - że nie ma u mnie szajbusów. - Odebrała puszkę piwa z rąk dziewczyny z blizną. - Ale jeśli by się taki znalazł… - zawiesiła głos trzymając piwo w powietrzu. Cheechee pstryknęła zawleczkę - … to daj mi znać. Pomówimy o tym, Lucyferze. - Machnęła dłonią i Azjatka ruszyła by wyjść. - Przynieś mi zestaw. - rzuciła jeszcze za odchodzącą.
- Oczywiście, Nixx.

Gdy Cheechee wyszła, znudzona karmieniem Luca Nixx, oparła się o sofę pociągając łyka z puszki.
- Możesz zjeść - pozwoliła nakazując. Przyglądała się oceniająco reporterowi.
Skubał po trochu też przyglądając się córce Lugo. Raczej dla jej satysfakcji niż własnej potrzeby prześlizgiwał się lepkim wzrokiem udając mocniejsze niż normalnie i utrzymujące się mimo dopiero przeżytych kilku godzin rżnięcia, zainteresowanie piersiami, udami kobiety, wydepilowanym łonem.
- Guinness. Król piw. Nie zauważyłem po drodze 7/11 - zażartował.
- Co to za życie bez grama przyjemności - mruknęła blondyna. - Cheechee pokaże Ci gdzie będziesz spał. - Podniosła się i ruszyła ku stercie ciuchów porzuconych przy wejściu do łazieneczki.
Na te słowa zjawiła się i Azjatka, która po uprzednim zapukaniu, wniosła niewielkie płaskie pudełko i zwitek ciuchów.
- Doskonale! - Nixx już w bieliźnie podeszła ku siedzącego na sofie Luca i sięgnęła po zawartość pudełka.
Wyciągnęła dłonie z cienką obrożą ku jego szyi.
- To dla Twojego bezpieczeństwa, Lucyferze. I dla mojego. Chcę byś nie oddalał się zbyt daleko. Jeśli tak by się stało na przykład moi przeciwnicy zaatakowaliby Cię - pogładziła Heena po twarzy - będę w stanie przysłać posiłki.
- Zapomnij. -
Lucifer przesunął się na kanapie unikając próby założenia mu obroży.
- Nie bądź dziecinny. - Usta Nixx drgnęły nieco. - Nie znasz Chell, nie znasz tutejszych zagrożeń. Nie chcę by Ci się coś stało - wciąż mówiła ale w jej głosie pojawiły się nutki niecierpliwości.
- Będzie większy fun, podczas poznawania - odpowiedział wstając. - To moje nowe ciuchy? - spytał wskazując zwitek przyniesiony przez Cheechee.
Ta zaś wycelowała w niego rewolwer, który właśnie odbezpieczała.
- Możemy załatwić kwestię po dobroci, albo… mniej przyjemnie - stwierdziła chłodnym tonem córka Lugo.
Stanął obok opuszczając ramiona i nie wykazując już dalszych starań przeszkadzania dewiantce w zakładaniu mu czegokolwiek. Odpuścił ale nie zaszczycił blondyny przy tym nawet ukradkowym spojrzeniem. Dał wariatce pełen dostęp do swojej szyi.
Wpatrywał się za to w Cheechee.
Intensywnie.
Mocno, prosto w oczy.
- Jeżeli zaraz nie opuścisz tego gnata - powiedział spokojnie. - To obiecuję ci cziczka, że kiedyś wezmę ten Twój rewolwer, jak pod chatą Lugo, i wcisnę ci go tak głęboko w dupę, że krzyki rozkoszy z takiej penetracji będą zagłuszały wizg AV-taxi na Manhattanie.
Tymczasem obroża zacisnęła się wokół jego szyi. Po całej przemowie reportera, Nixx pocałowała go w policzek i mruknęła:
- Pamiętaj, ze jesteś mój i że nie lubię się dzielić moimi najbliższymi - dodała z uśmiechem w oczach.
Azjatka opuściła w końcu broń z zaciśniętymi ustami. Nie odrywając od niego spojrzenia, czekała bez słowa aż Heen się ubierze.
- Za późno. Co to za gość na Twojej siódmej? - spytał Lucifer.
- No już nie burmusz się, mój drogi. - Nixx odwróciła się by ruszyć ponownie po ubranie. Cheechee zacięła mocniej usta. Pokancerowane oblicze zdradzało napięcie, w spojrzeniu zabłysła wrogość.
- Nie wiem o czym mówisz. Jesteśmy tu sami - dodała szefowa wciskając się w spodnie i koszulkę, podczas gdy Azjatka nadal nie wychodziła z pomieszczenia. Ewidentnie czekała na zakończenie ubierania się obydwojga.

Lucifer zaczął ubierać się w luźne ciuchy: spodnie przerobione ze starego kombinezonu i koszulki. Obcisłej. Wciąż nawet lekkim spojrzeniem nie zaszczycając córki Lugo i ostentacyjnie wpatrując się w dziewczynę z blizną.
- Będę potrzebował broni - odezwał się.
- Dostaniesz. Po okresie próbnym - stwierdziła Nixx, nie patrząc na niego. Zasiadła już do biurka, włączając maszynę, która z poszumem zaczęła wydawać z siebie popiskiwania. W chwili gdy dopinał buty, usłyszał standardową melodyjkę startową Windowsa.
- Ruszaj się, nie mam całego dnia - warknęła Azjatka, popędzając go.
Przez ten czas nie spuszczał z niej spojrzenia nawet na chwile.
Ruszył jednak do drzwi, w jej stronę.
- Wróćcie przed zmierzchem - rzuciła na pożegnanie Nixx wpatrzona w monitor.
Pokiereszowana dziewczyna uniosła głowę by wpatrując się w Heena przepuścić go przy wyjściu.
Machnęła lekko ręką z niecierpliwością, poganiając go.

Wyszedł wprost na rozdroże, z którego wcześniej się dostawali do pomieszczeń Nixx. Wokół nich w dole tunelu, który wcześniej był pusty i pozbawiony śladów życia, kręcili się teraz ludzie: kobiety, mężczyźni, nawet starsze dzieci, przenosząc paczki, i przeładowując niewielkie wózki. Z tej odległości wyglądali jak większe wersje mrówek.
Oprócz drzwi jakie właśnie się zamykały, były jeszcze jedne. Zza nich dobiegały dość przytłumione hałasy. To tam nakazała mu iść Cheechee, wskazując kierunek kiwnięciem brody. Dlatego właśnie poszedł w drugą stronę, choć z początku intrygowało go co jest za drzwiami. Gdy tylko zorientował się, że Azjatka tam chce go poprowadzić, zwrócił się ku schodom aby zejść w dół do tunelu z niewielkiego pięterka na jakim stali obecnie.
- Gdzie do kurwy nędzy leziesz - sarknęła kobieta zastępując mu drogę. - Ruszaj zad, nie mam czasu na humory. Nixx kazała Cię wdrożyć.
- Ja tam słyszałem, że mamy wrócić przed wieczorem. Pozwiedzać chciałem. Idziesz ze mną?

Azjatka już doszczętnie zniecierpliwiona zrobiła pierwsze co wpadło jej do głowy: walnęła Luca w splot słoneczny dwoma palcami nim ten w ogóle zdążył zauważyć ruch. Zatchnęło go, aż zgiął się wpół próbując łapać oddech. Widział już coś takiego w Clockwork, choć Hao był chyba bardziej wprawiony. Coś podeszło mu do żołądka, płuca spazmatycznie domagały się oddechu. Nic dziwnego, że wtedy to wyłączyło nawet kogoś takiego jak Edek.
- Nixx kazała Cię wdrożyć. - Cheechee stanęła tak by móc ewentualnie asekurować Luca przed upadkiem ze schodów. - Nie chcę Ci robić krzywdy, ale to zrobię jeśli nie przestaniesz narażać mojego tyłka. Rozumiesz? - mówiła cicho.
- Jasne... - Zgięty wpół wydyszał równie cicho, ale raczej z braku powietrza. - Nająłem… się… jako ochroniarz… - Strużka śliny zwisała mu z kącika ust, ale w oczach miał bunt i wściekłość. - A robią ze mnie sexpacynkę, to myślisz, że… możesz… patrzyć na mnie z pogardą i pomiatać…?
Cheechee ponownie wbiła dwa palce tym razem przekręcając je śmiesznie i napięcie nieco odpuściło. Mógł się wyprostować i złapać powietrze, chociaż bok ze złamanym żebrem zakłuł boleśnie.
- Rusz się. Nie tu. - Cheechee pociągnęła go nie czekając aż się pozbiera ku prawym drzwiom.
Faktycznie z tunelu pojawiło się kilku mężczyzn:
- Wszystko w porządku? - jeden z nich podszedł nieco bliżej obserwując ich. Coś w jego wyglądzie, zapadłych policzkach i lekko zaczerwienionych oczach postawiło Heena w stan alarmu. Widział już podobnych ludzi zamieniających się za życia w chodzące szkielety.
Sandman.
- Nie, fajki zgubiłem - odrzekł wciąż lekko zatchnięty, ale ruszając za Azjatką.
- Wszystko w porządku, Willy. - Machnęła ręką i otworzyła drzwi.




Niewielka kanciapa, może dwa na dwa metry, zapewniała przyjemne ciepło. W środku panował miły półmrok, z którego wyłoniły się kolejne barczyste sylwetki. Dwóch mężczyzn, wyglądających na polinezyjczyków, za którymi zalśniły czerwone oczy starych modeli maszyn bojowych.
Cheechee prowadziła Luca nie przejmując się żadnym z nich do kolejnych drzwi. Tym razem użyła klucza by przejść dalej.
Tu pomieszczenie było zdecydowanie większe, oświetlone bladym światłem świetlówek zawieszonych pod sufitem. Rzędy długich stołów wypełniały przestrzeń. Wokół nich przy niedużych stanowiskach, tłoczyli się wychudzeni ludzie. Przed każdym z nich stało opakowanie wypełnione proszkiem, który był zabezpieczony hermetycznymi pokrywkami. Proszek był ładowany do niewielkich fiolek i umieszczany w kolejnych paczkach, ustawianych równym rządkiem we wskazanym pod ścianą miejscu. Tuż obok znajdował się okrągły otwór obecnie zabezpieczony i zamknięty. Oprócz mrówek było tutaj sześciu strażników. W tle za to leciała przyjemna muzyczka mieszająca się z odgłosami kilku wiatraków utrzymujących stałą temperaturę.



Dziewczyna odwróciła się do reportera:
- To właśnie część Twojego zadania. - Kiwnęła głową ku stołom.
- Czyli przepraszam. Co? - Zmarszczył brwi patrząc na nie, na ludzi, pojemniki, proszek. - Bo zdaje się, że nie chwytam.
- To jest to, co będziesz ochraniać. Oprócz Nixx. Stałe dostawy, co tygodniowe. Ostatnio kilku szajbusów przypuszcza na nasze transporty ataki, w chwili gdy następuje przeładunek. Jeden taki transport to jakieś -
pokręciła głową na boki szacując - trzysta tysięcy kredytów.
- I czym mam ochraniać? Mam pluć jak jakieś gnoje zechcą w szalonym zrywie na transport się zasadzić?
- Lubisz wkurwiać ludzi, czy to tylko Twoja milsza strona? -
Cheechee odwróciła ku niemu pokaleczony profil, przyglądając się z nutą zaciekawienia.
- Mam lepsze. Wpadniemy kiedyś do jednego baru na Brooklynie, albo do jednego klubu na Manhattanie w którym niedawno bawiłem ze znajomymi, to spore szanse na ich odkrycie.
- Wciąż się łudzisz, co? -
Dziewczyna pokręciła głową. - Co do broni dostaniesz. Przed transportem. Chodź, pokażę Ci resztę.
- Jak ci na imię Cheechee? -
spytał. Jakby to pytanie absurdalnie nie brzmiało.
- Cheechee, przecież wiesz - mruknęła prowadząc go do wyjścia.
- Aha, taka z Ciebie Cheechee, jak ze mnie Azorek - odpowiedział sugestywnie napinając obrożę i wywołując lekki uśmiech na jej twarzy. Ruszył za nią.
- Ludzie przyzwyczajają się do gorszych rzeczy. - Skrzywiła się lekko. - Chodźmy, Azorku.

Wrócili do tunelu, którym przybyli kilka godzin wcześniej. Tym razem zamiast do wyjścia Cheechee pokierowała go dalej w głąb. Luc miał okazję przy tym zapoznać się z systemem transportowym wózków popychanych mozolnie przez “mrówki”. Wózki wywożono z tunelu, ładując ich zawartość na jeden z dwóch poduszkowców, które śmigały na zmianę przy wyjściu. Idąc dalej tunelem, doszli do podobnej metalowej platformy z jakiej niedawno zeszli. Ta jednak prowadziła bezpośrednio do jednych drzwi, kodowanych zamkiem cyfrowym i otworzyła je wprowadzając Luca do środka, dyskretnie kodując wejście od wewnątrz. Co dawniej zapewne było magazynem technicznym zostało zamienione w wygodną kwaterę. Niewielki przedsionek, wnęka prysznica, obok też wnęka kuchenna i duży salon-sypialniany pokój, w którym po jednej stronie stało łózko, po drugiej niewielka sofa. Pod ścianami stały też półki z książkami.
- Nixx śpi tutaj - Dziewczyna wskazała na łóżko. - Jej hm… Azorki śpią tu. - Obeszła łóżko i wskazała na materac na podłodze obok. Uciekła spojrzeniem tym razem.
- Masz stały dostęp do kuchni - zmieniła temat obchodząc reportera i otwierając niewielka lodówkę - i zasobów.
W środku lodówki były sery, wędliny, napoje, suszone owoce, woda, przekąski.
- Masz jakieś pytania?
- Jak tu trafiłaś? Chodzi mi o Chell.
- Chodziło mi raczej o pytania dotyczące układu… -
Uniosła brew.
- Owszem, takie też mam.
- A co to ma za znaczenie, Azorku? -
Azjatka lekko się obruszyła. - Serio, zostaw chęci i nadzieje za murem Chell. Tak będzie lepiej i łatwiej. - Trzymała dystans cały czas.
- Zróbmy tak, jeżeli spieprzę stąd w dwa tygodnie, skoczymy na piwo na Brooklin - odpowiedział rozglądając się. - Pytanie pierwsze: jak często są transporty wymieniające wyprodukowanego tu Sandmana z policją za specjalne towary?
- Skąd… -
zmarszczyła brwi - …założenie, że z policją?
- Bo to policja obstawia te norę. Byliby idiotami, gdyby rezygnowali z kasy jaka idzie na tym dealu. A nawet jak to mafia, to mała różnica. Pytam jak często.

Dziewczyna klapnęła na sofę i oparła ramiona o kolana:
- Mówiłam.. raz na tydzień.
- Wiem, chciałem sie upewnić, że handlujecie z glinami. -
Wyszczerzył się. - Pytanie numer dwa: jaki jest kod do tych drzwi? - Wskazał panel otwierający wejście.
- Nixx da Ci kod, jak uzna, że może. Może?
- Oczywiście, że tak. Mogę nawet zamerdać ogonkiem. Ale Azorek nie da tu się zamknąć, jak nie będzie sam mógł wyjść na spacerek.
- To już nie zależy ode mnie, pieseńku. Powiedz mi… bierzesz pod uwagę tę śliczną obrożkę?

Lucifer pokiwał głowa i zbliżył się do lodówki na której leżał nóż.
- Tę obróżkę? - Odciągnął ją i zbliżył do niej nóż próbując przerżnąć.
Cheechee zerwała się z sofy błyskawicznie:
- Odłóż ten nóż! - krzyknęła natychmiast ściszając głos. - Oszalałeś? - Przerażone zaskoczenie odbiło się na jej twarzy. Zaczęła powoli zbliżać się do Heena, który lekko kalecząc sobie szyję, napiął obrożkę na ostrzu. Wyciągnął przy tym drugą rękę gestem wstrzymania Azjatki.
- Czemu?
- Dlatego… że -
Cheechee zbliżała się uparcie, odganiając jego rękę i w końcu łapiąc ją w swoją - stracisz życie jak ją zdejmiesz. Jak myślisz co robiła Nixx gdy wychodziliśmy?
- Aktywowała mikroładunek w obroży. Stracimy oboje, jak mi tego nie zdejmiesz. -
Cofnął się zasłaniając sobą drzwi. Uśmiechał się lekko, ale wzrok miał twardy.
- Przestań się wygłupiać! - fuknęła. - Myślisz, że nie zauważy? - Odsłoniła swoją bluzę wolną ręką ukazując podobną obrożę. - Nie doceniasz jej. Jak większość.
- Założyła mi to przez ciebie, twojego gnata. Też masz dosyć. To może skończmy to? -
spytał. - Będzie spokój. Potrafisz to ze mnie zdjąć?
- Czy ja czy nie, ktoś by tam był. -
Odsunęła się nagle ze złością.
- Może gdyby był...
Urwał, bo postawa dziewczyny nie dawała mu spokoju.
- Kim Ty jesteś? Skądeś tu się wziął? - teraz to ona zaatakowała pytaniami.
- ...kto inny to bym zajebał i założyć sobie nie dał - dokończył. - A jestem tu przejazdem - syknął. - Pieprzę “Abandon all hope” i inne takie bzdury. Ja dziewczyno - nie nazywał jej Cheechee od dłuższego czasu, od kiedy spytał o imię - stad wychodzę. Pytanie czy chcesz się zabrać.
- Lucifer, kim jesteś mi powiedz… -
Przysunęła się z zaciętą miną - …ja powiem czy się zabieram czy nie.
- Nie rozumiem pytania, jak to kim. Kimś kto chce stad wyjść i kimś kto może. -
Patrzył na nią uważnie i utrzymywał dystans aby nie dać jej możliwości rozwinięcia głupich myśli w czyny. Cienką obrożkę wciąż miał napięta na ostrzu noża. - Nie jak Lugo czy Nixx, co by mogli, a nie chcą. Bo tu mają władze, status, wszystko co chcą, a na zewnątrz byliby zerami. Mam jeszcze kilka miejsc w AV. Jak się nazywasz? Chcesz całe życie być Cheechee?
- Jesteś za bardzo ogarnięty, za pyskaty i zbyt pewny siebie dla własnego dobra. To nie jest zabawa -
rzuciła ze złością. - Pókiś potrzebny to żyjesz. Nie jesteś, wywalają Cię na śmietnik...
- Ilu było do tej pory Azorków? -
warknął przerywając jej. - Ilu pamiętasz?
- Za mojej kadencji? Jesteś siódmym czy ósmym. Części poprzednich rozrzuciła po Chell. To -
wskazała na swoją twarz - zrobiła mi za to, że sprzeciwiłam się jej przy szóstym. Chcesz to rozrywaj obróżkę! - wrzasnęła i klapnęła na sofę.
- Mogę ją rżnąć godzinami - zaczął spokojnie schylając się. - Mogę zacząć o zmroku, a skończyć w południe. Ile tylko pozwolą mi mięśnie, a i to mogę odpoczywać gdy zechce mnie ujeżdżać. - Był obsceniczny nakreślając te sceny i oczywiście przesadzał. Cheechee skrzywiła się niechętnie. - Ale choćbym ją doprowadzał do czterdziestu orgazmów w nocy to i tak będę kiedyś kolejnym rozrzuconym, bo w końcu klasycznie się mną znudzi. Wiesz o tym kurwa, prawda mała? Więc muszę stąd spierdalać, a mam możliwości. I czeka na mnie syn.
Nic nie mówiła na jego pytania retoryczne.
- Teraz i tak będzie mieć cię na oku i to blisko. Jesteś nową zabawką. Wszyscy będą się przyglądać. Zaczniesz kombinować poleci i moja głowa. - Wskazała na napiętą obrożę na szyi reportera - Mam Cię pilnować. - Ukryła twarz w dłoniach, w ramionach widać było napięcie. - Dobrze, spróbuję Ci pomóc ale nie dziś i nie od razu…
Odjął nóż od szyi i obroży, po szyi ściekała mu wąska stróżka krwi.
- A wtedy ja, będę grzeczny gdy mnie obserwują. Przyleci AV, odlecimy. Powiedz mi na razie… czy mają tu łączność z miastem? Sieć? Radiówka?
Pokiwała głową.
- Radiówka. - Spojrzała na Heena z wyraźną ulgą. - Ludzie Lugo ją obstawiają. W ten sposób oboje trzymają się w szachu. Ona towar, on transport i komunikacja.
- Czyli łączność jest w strażnicy Lugo, a między nimi jedynie kontakt krótkiego zasięgu, tak? -
upewniał się.
- Tak. Oni się niezbyt kochają. Ale robią ze sobą interesy.
- Idziemy coś zjeść? -
Wyprostował się i bardziej lekkim tonem zmienił temat. - Dobrze jakbyś pokazała mi mesę.
Wstała i ruszyła do drzwi.
- Jak masz na imię? - spytał z uśmiechem i totalną upierdliwością.
Pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Przyzwyczajony jesteś dostawać wszystko od razu i za darmo, co? - rzuciła kpiąco.
- Nie. Na żelki w 7/11 muszę czasem czekać w kolejce i wyobraź sobie, że wołają przy tym o kredyty - odpowiedział równie kpiąco.
- Serio bzykałeś Nodę? - spytała prowokująco i raptownie zmieniając temat.
- Nodę? - Zmarszczył brwi w zdziwieniu. - Jaką Nod?... - Grymas zdziwienia przeszedł w skurcz obrzydzenia gdy o czymś pomyślał. - Śmierdząca staruszka? Ona powiedziała, że to… ją…? - Poczuł jak coś mu wędruje w górę układu pokarmowego.
Cheechee zachichotała w odpowiedzi. Pocharatana twarz byłaby ładna, przyciągająca uwagę, gdyby nie szramy.
- A myślisz, że jak reklama działa?
- O kur… -
aż się zatoczył.
Po raz pierwszy miał minę Azorka.
Bardzo zbitego.
O nic więcej nie pytał.
Dziewczyna szła obok lekko się chichrając, chociaż starała się powstrzymywać widząc jego minę. Nic więcej nie powiedziała, chociaż widać było, że chciała.




Zaprowadziła go, ponownie mijając załadunkowych i straże do miejsca niedaleko wejścia do tunelu. Po prawej stronie za niewielkim zakrętem była otwarta hala, z wielką garkuchnią za siatką i kratami. Porcje były wydawane przez dwójkę nastolatków przez niewielkie wycięcie w kratach. Porozrzucane pudła służyły za tymczasowe krzesła i siedziska.
W kantynie było około dwudziestu osób - pierwsze co rzuciło się Lucowi w oczy - tworzyli oni niewielkie grupki. Większość z nich zajęta była jedzeniem i nie rozmawiała ze sobą.
- Oto i królestwo życia - zakpiła Cheechee mrucząc pod nosem. - Strażnicy są tutaj zmieniani trzy razy na dzień. W nocy mesa zamykana jest na cztery spusty. Zapasy żywności są krótkoterminowe, kilka dni, trzy-cztery maks. Nie przechowują więcej. Najwięcej żywności jest zaraz po wymianie. Ci, którzy się przysłużą dostają lepszy wikt. Reszta… różnie.
- Te grupki… ludzie tu się nie trzymają razem? Jakieś frakcyjki? -
spytał rozglądając się.
- Raczej nie - pokręciła głową - każdy tu trzyma się osobno. O pozycję u Nixx się tutaj walczy. Dosłownie - dorzuciła. - Później działa prawo silniejszego. Proszek uzależnia. Duża rotacja - mruczała prowadząc go w kierunku krat rozglądając się uważnie choć dyskretnie.
- Słuchaj mała, ja wiem, że pytanie może być głupie… - Bo było, ale spróbować nie zawadziło. - Chell to syf. Dno. Wysypisko… ale Nixx ma poduszkowce, zamki elektroniczne, komputery. Czy… są tu technicy, którzy mogliby zdjąć bloki cyberware?
Skrzywiła się.
- Chyba nie. Wiesz to wszystko raczej proste sprawy. Poduszkowce to kwestia raczej mechaników niż cybertechno. Co chcesz? - spytała mając na myśli żarcie.
- Nie wiem, wybierz coś za mnie. Ja tu średnio na razie orientuje się co jest zjadliwe.
- Dwa razy gulasz -
rzuciła w stronę jednego z nastolatków obsługujących garkuchnię - i dwa placki.



Odebrawszy zamówienie podała jedna porcję Heenowi i wskazała dwa pudła stojące z boku.
- Dużo masz wszczepów?
- Kilka -
odparł wymijająco próbując specjalności tutejszej kuchni. - Lubisz mieć wszystko od razu i za darmo, nie? - Łypnął na nią spode łba z dyskretnym uśmiechem.
Szczerząc się załadowała łyżkę nieco niedosolonej za to pikantnej potrawki do ust.
- Za darmo? Dostajesz ode mnie pakiet info. To nie darmo.
- Po prostu odpłacasz za niewątpliwy zaszczyt mojego towarzystwa. -
Pokiwał głową udając powagę. - Trochę mam, zdjęcie blokerów by mocno pomogło… A Ty?
- Co ja? Ile wszczepów? -
spytała z miną chomika. W oczach błyszczało jej skrywane rozbawienie. - "Show me yours, I’ll show you mine". - zacytowała zagryzając placek.
- Fajna zasada. - Zaczął udawać, że siłuje się ze zdjęciem koszulki.
- Przestań!! - Spoważniała rozglądając się nieco. Uspokoiła się po chwili i uśmiechnęła krzywo. - Poza tym ja już to wszystko widziałam. - Pokazała czubek języka.
- Twoja przewaga - wzruszył ramionami - nie to nie. - Zajął się szamaniem własnej porcji. - Neuroprocesor, smarty, dopalacz, łączność sieciowa droga radiową. Parę innych świństw. Arasaka dała nam komplet.
- Wzmocnienie mięśni i kości, refleks -
wyliczyła kobieta zwana Cheechee. Na temat pochodzenia nie skomentowała. - Smakuje?
- Ostatnio jadłem psią karmę, keeble i protomix, więc nie będę wybrzydzał. Ale kaczka w pomarańczach to to nie jest -
odpowiedział. - Zdarzały się otwarte konflikty między Nixx a Lugo?
- Nic większego, co przejawiłoby się walką. Awantury się zdarzają. Raczej starają się trzymać wspólny front. -
Oblizała palce. - Ich ludzie też się tłuką i awanturują ale ani Nixx ani Lugo się nie wtrącają w takie konflikty. Kto silniejszy tym lepszy, pamiętasz?
Pokiwał głową.
- Lugo umawia transporty, stawki i zapotrzebowanie, Nixx wysyła transporty. Towar za Sandmana dzielą na miejscu? Tu? Gdzie?
- Tutaj. -
Kiwała głową w rytm jego słów - Nixx trzyma rękę na pulsie. Tak lubi. A Lugo zaś zrzuca na nią odpowiedzialność za bilans i saldo.
- Czyli jeżeli jej kropną część transportu -
Lucifer zamyślił się - to Lugo będzie kreował ból dupy w ramach konsekwencji za odpowiedzialność?
- Z dużym prawdopodobieństwem. Dlatego Nixx zażądała wzmocnienia i ludzi jakich oboje uznają za odpowiednich. Pojawiłeś się Ty.
- Powiedz mi Ch… powiedz mi mała, czy Lugo i Nixx maja jakiś układ z tymi co pilnują, że trzymają to wszystko w garści, żeby tu nie pojawiła się jakaś myśl zorganizowanej ucieczki?
- Pytasz o interwencje z zewnątrz? -
Pokręciła głową. - Nie sądzę. Wszelkie próby tego typu były tu temperowane ale nie sądzę by to było z powodu układów między rodziną, a zewnątrz. Myślę, że oni też są tutaj udupieni. Wykorzystują sytuację ale też wyjść nie mogą.
- A pozostałe strażnice?
- Jedna obstawiana przez Lugo, druga przez zaufanego Lugo, trzecia jest pod kontrolą Nody i jej dzieciarni.
- Nody? -
zdziwił się. - Tej o której mówiłaś, że ją niby rżnąłem?
- No tej babci… jak to niby? Noc jej życia… -
Ukryła złośliwy uśmieszek.
- Co? - Luc nic nie rozumiał.
- Co co? Jej opis się zgadzał…
Mina solosa wciąż sugerowała, że zupełnie nie wie o co jej chodzi. Jadł i wpatrywał się w nią intensywnie.
Uśmiech na twarzy Cheechee poszerzył się.
Mrugnęła do solosa.
- Najedzony?
- Tak. A o co chodzi z ta trzecią strażnicą?
- Noda trzęsła Chell zanim przybyli Lugo i Nixx. Oni ją wykopali i z interesu i z władzy w tym syfie. Staruszka jednak ustawiła się w planie B. Zarządza dzieciarnią. Tych jest niewiele, bo to zazwyczaj wynik związków miejscowych. -
Lekki grymas pojawił się przy słowie “związki”. - Nie wrzucają dzieciarni do Chella. Jeszcze.
- I Lugo akceptuje, że jedna ze strażnic opanowana jest przez dzieciarnię, a Noda zawiadująca nią śpi w norze na wysypisku?
- Z jakiegoś powodu akceptuje. -
Pokiwała głową Cheechee odwracając się gwałtownie, gdy podczas jej odpowiedzi w głębi mesy wybuchła kłótnia. Dwóch mężczyzn rzuciło się na siebie a wokół nich szybko tworzył się mały tłumek. - Chodźmy. - Pociągnęła Luca omijając szerokim łukiem scenę walki.
- Ciekawe klimaty - mruknął po wstaniu i ruszeniu za dziewczyną.
Wzruszyła ramionami nie komentując.
- Za chwilę trzeba będzie wracać. - Skinęła głową w kierunku mieszkania Nixx. - Coś jeszcze chcesz wiedzieć?

Mijający ich robole rzucali ich dwójce spojrzenia, prześlizgujące się po obroży Luca z bezosobową obojętnością. Kobiety przemykały raczej szybko, choć większości ciężko byłoby ubiegać się o tytuł urodziwych. Raczej zmęczonych na skraju wyczerpania, nastroszonych i całym ciałem krzyczących by ich nie ruszać i nie zwracać uwagi.
- Ta ekipa co wzięła Nixx na celownik, kim są? - spytał przyglądając się przy tym ciekawie mijającym ich ludziom.
- Anarchiści - zachichotała pod nosem Cheechee - nie pracują dla żadnego z rodziny. - Spojrzała nagle na Luca. - Jesteś od nich? - rzuciła nieco naiwnie.
Anarchiści… Wszędzie zdarzali się tacy co kontestowali jakikolwiek układ władzy i twierdzili, że nie. Tak nie będzie! Romantyczni durnie ale… czyż Matrix walczący z systemem nie był anarchizmem? Wyskok Lucifera na posterunku nNJ…
- Nie - pokręcił głową - jeszcze nie - dodał żartobliwie.
- Hmmm - mruknęła jakoś nieprzekonana ale ruszyła dalej wolnym krokiem. - Aha jeszcze jedno. Jeśli coś będziesz potrzebował masz dawać znać bezpośrednio mi. Nixx nie lubi sobie zawracać głowy drobiazgami. - Kierowali się powoli ku trapowi i schodom.
- Na przykład potrzeba wyjścia z Chell na szybkiego McWrapa?
- Żartowniś… Jak tu wpadłeś?
- Policja zrobiła pacyfikcję w nCat, zacząłem w tym węszyć, chyba uznali mnie za zagrożenie. "And Here I’am”.
- Jesteś z nCatu? -
Im bliżej siedziby Nixx tym Cheechee bardziej zwalniała.
Dostosował się do jej tempa, nie było mu spieszno do blond-nimfomanki.
- Nie. Z Well.
- Z Well? -
Nie zrozumiała. - To jakaś dzielnica nNY?
- Wszystko od razu i za darmo, co? -
Udawał poważną minę.
- Po prostu odpłacasz za niewątpliwy zaszczyt mojego towarzystw - odparła z równie kamienną twarzą.
Przez chwilę milczał, po czym nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Szzzz... - Dziewczyna poczęła go uciszać gwałtownie, lecz mimo to i tak zaczęto zwracać na nich baczniejszą uwagę. Jak na wariatów, nie na miejscu, zupełnie z innej bajki.
- Chujowe miejsce. Długo tu jesteś? - spytał po chwili.
- Kilka lat - mruknęła jakoś niechętnie. Zasępiła się jakby temat nie był jej w smak.
- Myślę, że miałbym dla Ciebie robotę jak już wyjdziemy - nie drążył tematu, zamiast tego go zmienił.
- Robotę? - Łypnęła okiem. - Jaką robotę? I jesteś super pewny, że wyjdziemy… - Nie przejawiała takiego samego poziomu pewności.
- Robotę, coś takiego, że coś robisz, a dostajesz za to kasę. - Pokiwał głową. - Jestem.
- Hmmm a co robiłeś do tej pory? Zawodowo węszyłeś?
- Pisałem piosenki.
- Dla dzieci? -
Zdusiła uśmieszek.
- Nie, dla dorosłych. - Uśmiechnął się.

Jego nieregularne i anonimowe wpływy z przelewów wymusiły na nim stworzenie bajeczki jak zarabia. Na wypadek przesłuchań policji na przykład. O nReport nie miał zamiaru mówić, zdecydował się ciągnąć tu ten motyw.
- A nCat to nie tak jak tutaj? - zamyśliła się nieco, zatrzymując się i spoglądając na Luca z namysłem. - Tworzyłeś piosenki w syfie? Może też znajdziesz tu natchnienie…
- NCat… Zależy jak na to spojrzeć. NCat, dla mnie to był śmietnik totalny. Mrok, dziura, wręcz kosmos brudu i biedy. Ktokolwiek z nCat by zaś trafił tutaj, uznałby, że miał highlife. A co do natchnienia? W jakim syfie tworzyłem? -
zdziwił się.
- Nooooo mówiłeś o najeździe w nCat, węszeniu a potem, że piosenki piszesz. Węszyć chyba musiałeś na miejscu czyli nCat… -Punktowała wspinając się po schodkach.
Roześmiał się cicho.
- Węszyłem, bo mnie wkurwiono, gdy byłem u znajomych. A pisze Rockmanom. Johnny Silverhand? Aliiisha? Te klimaty.
- Aha.
- Widać było, że zrobiła dobrą minę do złej gry. Nie miała pojęcia, o kim Luc mówi. - Gotowy? - zaszeptała gdy stanęli przed drzwiami.
- Nope - westchnął.
- To trzymaj się gatków. - Otworzyła drzwi po uprzednim zapukaniu i nakazie “wejść!”.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 01-11-2016 o 00:36.
Leoncoeur jest offline  
Stary 01-11-2016, 00:29   #35
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
The Rape



Fabryka Nixx w Chell, wieczór
- Jest gotowy - Cheechee zaraportowała Nixx. - Masz jeszcze coś dla mnie na dzisiaj?
- Na chwilę obecną nie. -
Blondynka siedziała za biurkiem działając na komputerze. - Zostaw nas.
Lucifer wszedł i nie do końca wiedział co ze sobą zrobić. Po chwili zdecydował się na siad na sofie.
Azjatka zniknęła zamykając za sobą drzwi.
Nixx w żaden sposób nie dawała znaku, że zarejestrowała jego obecność wciąż pogrążona w obserwacji monitora komputera. Solos na to przymknął oczy i pogrążył się w próbach ucięcia sobie drzemki.

Miał wrażenie, że minęły godziny spędzone we względnej ciszy. Kobieta nie odzywała się ani słowem przez ten czas. Z półsnu wybudził go trzask zapalniczki i zapach dymu tytoniowego. W ciemnościach tliła się niewielka lampa biurowa i końcówka papierosa. Nixx podniosła się i przeciągnęła, na co solos się już całkiem.
Skinęła na niego palcem, nadal w ciszy, a Luc wstał i ruszył za nią.
Wychodząc z biura wyłączyła światło.
Nie odwracała się by sprawdzić czy Heen za nią podąża.

Za drzwiami na podeście spotkali dwóch strażników, u podnóża schodów kolejnych czterech. Dwóch z nich odprowadziło parę ku mieszkaniu Nixx i zaczekało, aż dwójka tam wejdzie.
Blondynka rzuciła nie podnosząc głosu:
- Przygotuj się... - ...i skręciła do wnęki łazienki.
Solos pokręcił głową obdarzając sukę sroga wiązanką w swoich myślach, ale gdy zniknęła zaczął się rozbierać.
Po chwili do mieszkania wsunęła się Cheechee. Z krzywym uśmiechem skinęła Lucowi głową, a ten spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem starając się rozkminić co ona tu robi.

Nixx wchodząc z łazienki obrzuciła ich dwójkę spojrzeniem na co twarz Azjatki zamieniła się w kamienną maskę. Dziewczyna zaczęła się układać przy drzwiach wejściowych, siadając po turecku na podłodze. Odprowadzała Luca spojrzeniem spod brwi.
Blondynka pchnęła Heena na łóżko.
- Podsuń się - nakazała wyczekująco w między czasie samej sięgając w kierunku zagłówka i wyciągając spod materaca rzemienie.
Po kolei przywiązała ręce Luca unieruchamiając go. Przyglądała się reportowi ze spokojem, obserwując jego reakcje i mimikę. Z wolna wróciła ku podnóżka łóżka i przywiązała stopy Luca.
Nie była łagodna.
Tym razem napawała się jego bezradnością.

Niespodziana pobudka z Sashą, jaką w myślach nazywał gwałtem, nie miała się do tego co robiła Nixx w żaden sposób. Córka Lugo czerpała przyjemność z jęków bólu, gdy stosowała tortury genitaliów, wdrażała z zaciekawieniem nacięcia skóry ostrym jak skalpel ostrzem.
Heen stracił poczucie czasu i miejsca.
I wrzeszczał.
Obrazy pod powiekami zamieniał się w migawki nagiej Nixx dosiadającej go i zwalniającej w końcu zacisk na jego męskości.
Gdy znalazła się na nim, poruszała się niemal czule, przesuwała dłońmi w pieszczocie po całym ciele Heena, doprowadzając się do orgazmu.
Nie czekała na to, czy on osiągnie szczyt czy nie.
Zeszła z łóżka i nie oglądając się ruszyła do łazienki, zostawiając reportera obolałego, związanego i zakrwawionego.




W bezruchu mieszkania usłyszał kroki.
Lekko zamroczony zobaczył Cheechee pochylającą się nad nim.
- Opatrzę Cię… - szepnęła z zaciśniętymi ustami - ...nie szarp się, ok?
- Fffff… -
wydał z siebie. - Ffff… Fajka daj, albo łeb tej suki…
- Już daję… ciiii... -
Dziewczyna zniknęła by pojawić się za chwilę na nowo. - Masz. - Wsunęła papierosa w usta Heena. Poczekała aż się zaciągnie i odsunęła papierosa. - Zaczynam…
Faktycznie zaczęła. Powoli zajmowała się opatrywaniem ran na nadgarstkach i kostkach, przykładając do pulsujących tępym bólem miejsc. Obandażowała je z wprawą by zająć się nacięciami.
Nixx wróciła do pomieszczenia.
- Na podłogę… - mruknęła leniwie. Cheechee zaczęła pomagać Heenowi.
- Sama na podłogę… su… - wybełkotał słabo. Ostatnie słowo utonęło w ciele Azjatki, która zasłoniła Heena tak, że jego twarz wylądowała na jej brzuchu i utonęła w ciuchach.
- Jeszcze masz energię? - spytała z ciekawością w głosie Nixx.
Cheechee z zacięciem pomagała przesunąć się Heenowi na łóżku na leżący na podłodze cienki materac.
Chciał powiedzieć coś jeszcze, a najchętniej wstać i dać dziwce w ryj, a potem wziąć na kopy po brzuchu, po twarzy, gdzie popadnie.
Na to był jednak zbyt słaby.
Nie mówił też nic po reakcji Cheechee na jego słowa.
Mogła zaliczyć sznyty po drugiej stronie twarzy.
Leżał tylko ciężko dysząc.
Opatrunek, drugi, kolejny… Nixx zaś z westchnieniem zadowolenia ułożyła się na łóżku i niedługo dał się słyszeć jej regularny oddech.
- Masz, połknij - mruknęła w końcu Azjatka, gdy po krótkiej nieobecności przy materacu Luca, pojawiła się na nowo. Podawała mu jakąś pigułkę i szklankę wody. W drugiej ręce trzymała piwo.
Połknął.
Uklękła na piętach i podała mu piwo.
- Powoli. Zaraz przestanie boleć.
- Pośpiewamy Mała? -
Wzrok miał półprzytomny.
- Pewnie, ale już jutro, ok? Teraz śpij. - Dłoń dziewczyny przesunęła się po czole Heena. W zasadzie zaczynało być mu wszystko jedno. Ból faktycznie zaczął odchodzić, nawet noga, która była nie tak dawno szyta, przestała dokuczać.
Zaczął ni to śpiewać ni bełkotać sam:

Wolf mother, where you been?
You look so worn, so thin
You're a taker...

Myśli powędrowały do innego miejsca, innego czasu…


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 01-11-2016, 01:29   #36
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
The Convoy & talk right on the edge



Fabryka Nixx w Chell, przed świtem (3 dni później)
Otworzył oczy nie czując iskier bólu przenikających jego ciało przez ostatnie długie godziny. Czuł za to ciepło promieniujące obok niego. Nad sobą widział materac łóżka, na którym Nixx maltretowała go wciąż i na nowo. Wokół panował półmrok. Czuł się zdecydowanie bardziej wypoczęty niż kiedykolwiek odkąd zaczął swoją wizytę w Chell.
Ciszę przecięło jedynie jego poruszanie się na cienkim materacu.
Ruch wybudził Cheechee wciśniętą w jego bok na skraju materaca, skuloną do pozycji płodowej.
- Lucifer? - podniosła się dość raptownie by spojrzeć na niego. - W końcu… - Odetchnęła z ulgą.
- Co… co tu robisz? - spytał rozglądając się półprzytomnie.
- Czekam aż się obudzisz. Jak się czujesz? - Przyglądała się mu uważnie. - Spróbujesz usiąść?
Spróbował.
Wyszło mu to nadspodziewanie łatwo. Żebro łupało mniej, ogólnie czuł się dobrze… jakby to co z nim wyprawiała było tylko snem.


Ale nie było.

- Gdzie ta kurwa? - W jego głosie znać było nietłumiona wściekłość.
Cheechee zasłoniła mu usta dłonią.
- Ciii słuchaj… miałam Cię doprowadzić do stanu używalności. Dzisiaj transport. - Azjatka spojrzała na reportera. - Jak nie teraz, to dopiero za tydzień… - zawiesiła głos znacząco.
- A co to za różnica, kiedy ja zajebię - stęknął cicho rozprostowując zastane mięśnie.
- Skup się… chciałeś stąd wyjść…
- Nic nie załatwię jak transport dzisiaj. Trzeba czekać na następny. A nie dam się więcej tknąć. Zajebie sukę, a potem pomyślę jak dostać się do radia Lugo.
- Jeśli spróbujesz jej coś zrobić to będziesz mieć Lugo na karku.
Zamilkła na chwilę.
Przysunęła się bliżej.
- Myślałam o tym. Mówiłeś, że masz kogoś na zewnątrz z AVką? Mają środki by Cię wyciągnąć… Może dobij deala z Lugo? Albo… faktycznie ją dorwać i sabotażować dostawę? Dolecą tutaj tak szybko by wykorzystać zamieszanie? - Mina jej rzedła z każdym słowem.
- Jak dziś transport to i tak nie zdążymy… Trzeba będzie zobaczyć co wyniknie z dzisiejszego deal. Rozwinięcie. Potem… Potem ona spróbuje mnie tu spętać. Nie muszę tłumaczyć co tu wtedy zajdzie.
Cheechee pokręciła śmiesznie ściągniętymi ustami.
- Kuźwa i tak źle i tak niedobrze. Jak dam Ci broń to ją ubijesz, nie dam Ci broni, bez sensu żebyś szedł. Nie ruszy się nic dzisiaj, będzie przejebka później. - Odgarnęła włosy sfrustrowanym gestem.
- Wiesz co się robi w takiej sytuacji? - spytał z mina chomika.
- Co? - Zmrużyła podejrzliwie oczy.
- Płynie z prądem. Będzie co będzie. Syndrom Indiana Jones. - Wyszczerzył się.
- Kogo? - Nie zajarzyła. - Mhm… - Nie wyglądała na przekonaną. - Obiecasz, że jak Ci dam broń nie będziesz się na nią rzucał?
- Nie. - Powiedział. - W sensie nie będę. Suka wychodzi z nami. - Zaciął usta.
- Dobra. - zmierzyła go raz jeszcze spojrzeniem - Dam Ci jeść i pić. Jak się czujesz? Podwędziłam speedhealera… - dodała ciszej.
- Chujowo. Zostałem wielokrotnie zgwałcony, pocięty, upodlony. Wiesz Mała, miałem lepsze dni.
- Kto z nas nie miał - westchnęła cicho. Klepnęła Luca niezdarnie w ramię, w formie szorstkiej pociechy. - Chodź. Chyba, że wolisz tu zaczekać?
- Nie. chodźmy. - Skierował sie ku drzwiom.




Kantyna tym razem była wypełniona prawie po brzegi.
Oprócz robotników, z których ze dwóch czy trzech Luc kojarzył z poprzedniej wizyty, halę wypełniali obecnie też “zaufani”. Heen zauważył, że ta grupka podobnie jak Cheechee jest uzbrojona w modele może nie najnowszej generacji ale sprzęt lepszy niż pałka czy kawałek szkła.
Siedzieli też w grupkach. Interesującym był również fakt, że wszyscy byli facetami. Na ich tle niewielka dziewczyna-ochroniarz robiła wrażenie kwiatka u kożucha.
Stanęli w kolejce do okienka nie odzywając się wiele do siebie. To chyba dzięki temu, Luc zauważył trzech strażników wymieniających coś między sobą konspiracyjnie. Rzucali przy tym ukradkowe spojrzenia w jego kierunku.
- Trzeba się zintegrować widzę - mruknął do Cheechee, po wzięciu swojej tacki. Kierował się w stronę tych trzech.
- Co? - Dziewczyna nie zaczaiła i wzięta z zaskoczenia drobiła tuż u jego boku. - Jak to integrować? - Rozglądała się wokół próbując zrozumieć szalonego niewolnika Nixx.

Trójka przez chwilę rozmawiała jeszcze szeptem między sobą lecz gdy spostrzegli Heena kierującego się w jego stronę szybko rozpierzchli się. Jeden z nich ciemnowłosy, chuderlawy koleś z cwaniakowato niewinną twarzą podpalał ostatek papierosa i ruszył powolnym, leniwym krokiem udając, że nie dostrzega nadciągającego Luca. Ten usiadł przy stoliku, który zajmowali i postawił swoją tackę.
- Wytłumaczysz mi to Mała? - lekkim ruchem dłoni wskazał za ostatnim odchodzącym.
Klapnęła obok.
- To zależy - mruknęła ponuro i sięgnęła po napój.
- Wiedzą kim jestem dla Nixx i widzę dwie opcje. Pierwsza: mam status trędowatego, frajera, zakażonego socjalnie. Druga: boją się, bo ja mogę im zrobić co chce, a oni mi nic. Bo należę do Nixx i jak mnie uszkodzą… - zawiesił głos.
- Wheeler? - Uśmiechnęła się z pełnymi ustami. W oczach błysnęła jej złośliwość. - Jest jeszcze trzecia opcja. - Uniosła lekko brew na poharatanej części twarzy.
- Zdradzisz jaką? Czy to tak tajne jak Twoje imię?
- Zakłady. - Otarła usta rękawem ignorując jawnie i bezczelnie przytyk.
- Ale jakie zakłady? - Heen spojrzał zdziwiony na dziewczynę. - Kto, o co?
- Zakłady o Ciebie. Ile wytrzymasz. - Umknęła wzrokiem.
- Nie rozumiem, ile wytrzymam z Nixx? Ale co to ma wspólnego z tym, że pryskają jak się zbliżam?
- Nie znają Cię. A tutaj o przyjaciół raczej ciężko. I tak, ile wytrzymasz u niej. - pokiwała głową.
- Wszedłbym w zakład, ale nie mam czym - zamarudził. - Ile wozów i ludzi w konwoju? - zmienił temat.
- Nixx planuje odprawę za jakieś dwadzieścia minut. Może uda Ci się coś zarobić dzisiaj akurat na wbicie do puli? - Szturchnęła go lekko łokciem.
- W konwoju są jacyś ludzie jej papcia?
- Zawsze są. - Skrzywiła się nieco przeżuwając z lekkim mlaskaniem szczególnie żyłowaty kawałek.
- Trzymają się razem na jakiejś furze, czy są rozbici między wozy?
- Obiecałeś! - Rzuciła mu wymowne spojrzenie. - Obiecałeś nie robić rozpierdówy.
- Może rozpierdówa jest jedyna możliwością. Przypominam, musimy dostać się do radia.
- Zmieniasz zdanie szybciej niż Nixx bieliznę - zaszeleściła pod nosem. - Żeby się dostać do radia, trzeba by wyciągnąć z wieży Lugo. Albo wleźć tam w nocy.
- Albo napuścić ich na siebie.
- Wtedy będziesz potrzebny obok niej, nie?
- Mhm, coś w tym stylu. Mogę ją przekonać by rozmowy pokojowe przeprowadzić w jego strażnicy.
- Przekonać ją? - Cheechee była sceptyczna. - Nie polegaj za bardzo na swojej pozycji… - zagryzła wargę.
- ...pozycji dymanego slave’a? Nie, nie mam zamiaru na tym bazować Mała.
Skrzywiła się.
- Co ty masz z tym “Mała”?
- A co? Przechodzimy na “Cheechee - Azorek”?
- Tak bardzo Cię korci moje imię? - Pokazała Heenowi język.
- A jak powiem że korci?
- To Ci powiem, że jak mnie stąd wyciągniesz to Ci je zdradzę. - Odbiła piłeczkę tworząc z imienia kartę przetargową.
- No proszę… Zaczynasz wierzyć. - Uśmiechnął się. - Oddzielny wóz, czy są rozdzieleni po pojazdach?
- Jeden na jednośladzie, dwójka w łaziku. - Podniosła się by pozbyć się resztek i tacki.
- Jacyś ogarnięci, czy leszcze?
Wzruszyła ramionami.
- Ten na jednośladzie, pozostali dwaj to karki. Nie są tam od myślenia…
- Jakie są szanse, że przyceluje ktoś z boku?
- W sensie, że dołączy czy w sensie, że będzie pilnował?
- W sensie że ci co chcą wybić z interesu Nixx zaczają się dziś.
- Pół na pół. Najgorsze co jest to niepewność. A na zwiad nikogo nie wysłano. Z resztą… jaki tam zwiad - machnęła ręką - nikt się nie rzuci na samobója. - Prowadziła Luca z wolna ku wyjściu z messy.




Przeszli znajomą drogą ku wejściu czy bramie jaką mijali jadąc pierwszy raz od Lugo.
Za nimi ruszyli również z wolna pozostali osiłkowie Nixx, więc ich dwójka niemalże schowała się w niewielkim tłumku. Każdy z nich, za wyjątkiem Heena, wyglądał jakby wiedział dokładnie, co ich czeka. Rozmowy powoli ucichały, by w końcu całkiem ustać. Do tej pory Heen nie zdawał sobie sprawy jak wiele wokół było kurzu. Dopiero gdy w zębach mu zachrzęściło zdał sobie sprawę, że lekki pył wzbija się wszędzie, unosząc jasnoszarawą mgiełką znad ziemi.
Po niedługim spacerku, Luc ujrzał przed nimi kilkanaście pojazdów: dwa poduszkowce, jednoślad wspomniany wcześniej przez Cheechee, dwa wyobijane i trzymające się na słowo honoru łaziki i jedną większą przyczepkę, podpinaną właśnie do pojazdu gąsienicowego
Nixx widoczna była z daleka, rozmawiała z kierowcą jednośladu. Gestykulowała dość gwałtownie jak na siebie by w końcu władować się do pojazdu i zacząć grzebać przy tablicy rozdzielczej.
Cheechee obserwowała scenkę ze zmarszczonymi brwiami a Luc zagryzł zęby widząc blondynkę.
Idący z tyłu koleś przez przypadek wpadł barkiem na Heena wymijając go i wyprzedzając.
- Uważaj jak chodzisz… - warknął po drodze. Solos jednak nie zareagował przyglądając się uważnie przygotowaniom.

Azjatka po drodze sięgnęła ku plecakowi, który miała na sobie w formie kamizelki.
- Masz. - Wsunęła w dłoń Luca przedmiot, który zmroził mu skórę przez ułamek sekundy. Długie wąskie ostrze, zrobione domowym sposobem z jakiejś rurki, rozgrzewało się szybko pod dotykiem.
- Serio? To moja broń na akcję? - syknął.
Nie wytrzymała.
Parsknęła urywanym śmiechem chowając twarz za opadającymi włosami.
- Tak… a co? Nie starczy? - rzuciła kosym spojrzeniem spode brwi.
Schował ostrze wciąż nie wiedział czy robi sobie z niego jaja, czy faktycznie mają go puścić na obstaweę transportu z ostrzem z rurki.
- Kiedyś dziewczyno… - powiedział z przekąsem. - Kiedy wyjdziem,y to ja ci wykręcę takie żarty…
- Tracisz poczucie humoru przed akcją? - szepnęła bo już docierali na miejsce. Wszyscy zgrupowali się przez pojazdem blondynki i czekali. Nim jednak zdążyli się całkiem rozluźnić, Nixx wychynęła z kabiny pojazdu i machnęła dłonią na Luca:
- Ty! Lucifer. Do mnie. - rozkazała. Oczy mężczyzn zwróciły się na Heena.
Zbliżył się nie zwlekając, z opuszczona lekko głowa i przygarbiony trochę.
- Tak, Nixx? - spytał cicho.
- Jedziesz ze mną - nakazała ponownie - ładuj się. - Cheechee łazik. Narel i Pedro na przyczepie - Nixx wydawała rozkazy z pewnością siebie i niejaką nonszalancją - Samuel i Korell weźmiecie po dwóch ludzi na poduszkowce. Don drugi łazik.
- Spluwa? Odprawa? - spytał rozglądając się.
Nixx poklepała go lekko po głowie kiwając z wyrozumiałym wyrazem twarzy. Odczekała chwilę by wydane polecenia zapadły odpowiednio.
- Dzisiejszy transport przylatuje za pół godziny...
- Spluwa, odprawa? - przerwał jej.
- Nie przerywaj mi! - Wymierzyła mu policzek na odlew. - Rozumiesz? - Uchwyciła mocno pod brodę by zaglądnąć w oczy.
- Lugo kazał cię chronić. Z gołymi łapami mam to robić?
Przez tłumek przebił się lekki śmieszek, a Nixx odwróciła lekko twarz do rozbawionych.
Chichocik umilkł.
- Powiedziałam.Nie.Przerywaj. - wsunęła dłoń za obrożę ciągnąc ją i Luca mocno w dół. - Rozumiesz?
Milczał uklęknąwszy. Twarz skierował na zgromadzonych ludzi Nixx. Bez wyrazu.
Puściła go ale stanęła obok kładąc mu dłoń na głowie.
- Transport za pół godziny. Od kwadransa w górę obstawiacie - wskazała na Samuela i Korella - zachodnią stronę miejsca zrzutu. Do tego czasu jesteście za mną. Russ - wskazała na kolesia przy jednośladzie - pozostajesz mobilny i zdajesz relację. Sam, Korell, wasi ludzie zajmują się przeładunkiem i obstawiają miejsca zrzutu. Cheechee wam pomoże. Don, będziesz kontrolował południowe wejście. Lucifer i ja, zajmiemy się północną stroną. Pytania? - poklepała Heena jak klepie się psy i sięgnęła w głąb kokpity pojazdu.
- Wof, Wof - skomentował solos.
- Ładować się - nikt jakoś nie kwapił się z dodatkowymi odpowiedziami.

Cheechee przechodząc obok Luca rzuciła mu spojrzenie: ni to pytanie, ni to ostrzeżenie. Nixx usadowiła się na siedzeniu po stronie kierowcy zostawiając prowadzenie pojazdu Heenowi. To było pewne novum. Ostatni raz bez sprzęgu prowadził chyba jeszcze w Well. Samo uruchomienie silnika ręcznie, a nie wolą za pomocą sprzęgu, trochę mu zajęło. W końcu odpalił i ruszył.
- Gdzie mam jechać? - spytał nie odwracając głowy. - Nie znam Chell.
- Jedź na północ aż dojedziesz do czerwonego starego silosu. Tam skręć na zachód - odpowiedziała blondynka sięgając do skrytki przed sobą. - Naprawdę mi przykro, że muszę Cię tak traktowa. - dorzuciła z żalem w głosie. - Ale nie zostawiasz mi wyboru. - Podała mu broń w końcu. Rewolwer, podobnie wiekowy co broń Cheechee, ale w Chell i tak dający posiadaczowi przewagę.
- Rozumiem Nixx… - powiedział miękko jadąc przed siebie. - Gdzie jest północ?
- Skoro rozumiesz, to znaczy, że się poprawisz, tak? - nie pytała, stwierdzała wskazując kierunek na jedenastą.
Posłusznie skierował wóz we wskazaną stronę.
- Co ze mną robisz tam Nixx… - Udał drżenie, z ekscytacji, pożądania i nadziei. - To tam, tu… Ja jestem profesjonalistą Nixx, a na ciebie dybią.
- Więc dobrze, że jesteś blisko, prawda? - Uniosła brew przyglądając się profilowi Heena.
- Dobrze - odpowiedział skupiając się na drodze. - Zniż się w siedzeniu, będziesz trudniejszym strzałem, w razie czego będą celować w kierowcę.
- Próbujesz mną manipulować? - Zmrużyła oczy zagniewana i podirytowana. Nie nawykła do słuchania kogokolwiek innego niż ona sama. Duma i obraza były niemal wyczuwalne w niewielkiej kabince pojazdu. Na samym końcu pojawiła się nutka niepewności i lekkiej obawy szybko pokryta przez bravado i pewność siebie.
- Jeżeli to ci pomaga… - mruknął. - Chciałbym uniżenie Pani, byś przesunęła tym co chciałbym mieć w rekach tysiąkroć bardziej niż kierownicę, po siedzeniu. Aby w razie czego strzelali do mnie.
Nie odpowiedziała, ale obsunęła się nieco. Nie za wiele, by nie tworzyć niebezpiecznych precedensów. Podciągnęła lekko nogi pod brodę i bawiła przez chwilę przeładowując swoją broń. Luc prowadził zerkając na nią od czasu do czasu.
Nawet jeśli ciekawiło ją jego zerkanie nie zadawała pytań.
- Tutaj. - Wskazała na wyłaniający się na horyzoncie czerwono-rdzawy silos, leżący na ziemi. - Skręć tam na zachód. - Wskazała palcem kierunek. - Dojedziesz wkrótce do placu otoczonego przez ściany śmieci.
Posłusznie skręcił choć z problemami. Kierownica wciąż była dla niego czymś…
Jak ludzie mogli tak jeździć?!
- Co będziesz robić na zewnątrz Nixx? - spytał niedbale skupiając się na drodze.
- Na zewnątrz? - odpowiedziała zdziwiona jakby zupełnie nie rozumiała o co mu idzie.
- Nie wnikam gdzie… - Skulił się lekko. - Po prostu poza Chell, gdziekolwiek pojedziecie.
- Lucyferze, Lucyferze… - zaśmiała się - z Chell się nie wychodzi. Jeszcze się z tym nie pogodziłeś. Pogodzisz. Wkrótce.
Luc odegrał na twarzy najpierw niezrozumienie tego co blondynka mówi, potem zaskoczenie.
- Lugo cie nie zab… - urwał, na jego twarzy odmalowało się przerażenie.
- Hmm? - mruknęła rzucając mu spojrzenie.
Milczał skupiając się na drodze, kurczowo zaciskał kierownicę.
- Zacząłeś to skończ, Lucyferze. Nie zmuszaj mnie bym cię ukarała. To byłoby bardziej nieprzyjemne dla mnie niż dla ciebie.
- Ja pierdole, ja pierdole… - mruczał pod nosem udając panikę. Rzucał przy tym lekko spłoszonymi spojrzeniami na Nixx.
Im bardziej panikował tym bardziej spokojniejsza mu się wydawała. Gdy przysunęła się bliżej wydawała się chłodna i niedostępna.
- Mów! - nakazała ostro.
Drgnął, po czym zaraz się skulił. W końcu wybuchł, choć z jakąś żałością.
- Myślałem, że wychodzicie razem - jęknął.
- Skąd masz takie informacje?
Milczał, kilka razy przez drżenie rąk zarzuciło wozem.
Zerknął na nią lecz zaraz odwrócił głowę. Przez twarz przeleciała mu nutka buntu.
- A myślisz, że czemu ja się zgodziłem na to? Mam wyjść z nim.
- Zgodziłeś na co konkretne? - zmarszczyła brwi obserwując Heena wydymając lekko usta w zastanowieniu.
- Noooo… - zawahał się jakby nie wiedząc czy mówić czy nie. Zerknął na nią przelotnie. - Mówił, że jesteś chora, że może być chujowo, ból. Ja lubię takie akcje. Mam cię chronić przed wyjściem. Myslałem, że dlatego byś ty tez… - nie dokończył omijając jakąś kupę śmieci.
- Chronić przed wyjściem a potem co?
Milczał.
- Potem co? - powtórzyła mniej łagodnym tonem, prostując się nieco na siedzeniu.
- Nooo… ewakuacja… kanał wyjścia. Nie wiem dokładnie...
- I kiedy ma nastąpić to wielkie wyjście? - Twarz dziewczyny przypominała maskę.
- Nie wiem, to on ma łączność, nie ja!
- Powtórz dokładnie co mówił…- Nixx zabębniła palcami o kolano.
- Nixx, błagam, jak powtórzę to mnie zajebiesz. - Zacisnął mocno ręce na kierownicy.
- Nie chcesz wiedzieć, co zrobię jeśli nie powtórzysz - syknęła już rozzłoszczona.
Milczał przez jakiś czas kilka razy próbując zacząć.
- Nie będzie to wierne… “Zaopiekuj się nią by nikt jej nie odstrzelił, a jak to zrobisz i dasz się ciąć tej chorej kretynce, to dostaniesz bilet gdy będziemy…” - urwał. - Nixx, kurwa, ja… myślałem, że…
- Zamknij się! - warknęła. Zamilkła najwyraźniej główkując i rozważając. - Jak się z nim masz kontaktować? - spytała po chwili rozkminy.
- Ma mnie zabrać z któregoś z transportów jakiś jego fagas. Po dealu. - Luc zrezygnowany skupił się na drodze. - Nie mówił kiedy. Powiedział… - zawahał się i zamilkł.
- Co powiedział? - zgrzytnęła zębami i wbiła paznokcie w udo Heena. - I czemu wspominasz o tym dopiero teraz?
- Nixx… prosz… - urwał skupiając się na drugim pytaniu: - O czym? - wydawał się być zdezorientowany.
- O tym, że masz zostać zabrany po transakcji? - i co powiedział? I czemu… mam zostawić Cię przy życiu? - spytała bawiąc się bronią.
- Bo skąd miałem wiedzieć? - wypalił. - Miałem czekać na typa, tyle wiem. Lugo mówił że… - znów się zawahał - będzie szybko, bo … Nixx, ja nie pamiętam dokładnie. - Udał celowo nieszczerość. - Coś mówił o tobie, że nie przetrzymam. - Odwracał wzrok. -.. że może tydzień, może trzy? - skulił się.
- Możliwe, że miał rację - urwała na chwilę - Jeśli będziesz próbował uciekać lub ruszać się bez mego pozwolenia ode mnie, zginiesz. Rozumiesz? - teraz patrzyła wprost na niego, on zaś pokiwał głową. - Zresztą… przekonamy się już niedługo. - Wskazała wyrastające przed nimi mury zbudowane ze sprasowanych metali i plastikowych pojemników. - Zaparkuj tutaj. - Ruchem dłoni machnęła w kierunku niezbyt dużego miejsca, do którego podjeżdżali również inni by przyjąć wcześniej narzucone im przez Nixx pozycje.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 26-02-2017 o 11:51.
Leoncoeur jest offline  
Stary 05-11-2016, 16:29   #37
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Czekali już na pozycjach dobre 10 minut, a na horyzoncie nie widać było nikogo.
Za to w oddali Luc zauważył dwójkę niewielkich postaci: dziewuszkę i chłopca niewiele od niej starszego.
Oboje byli młodsi od Aliego. Oboje też grzebali w resztkach złomu i śmietnisku, gdy z pokładów zalegających okolicę dziewczynka z radością wyciągnęła powyginany kabel.
Dzieci zaczęły kombinować jak poradzić sobie z długą rurą i w końcu udało się im połączyć oba końce. Dziewczynka właśnie przełożyła hula hop domowej roboty gdy Nixx traciła Luca:
- Nadlatują... oczy i uszy otwarte.


Faktycznie Heen usłyszał zbliżającego się „robala” dopiero, gdy Nixx zwróciła mu na dźwięk uwagę.


Niewielkich rozmiarów samolot, standardowo bezzałogowy z dużym przyspieszeniem i wysoką zwrotnością, przeznaczony był zazwyczaj do rekonesansu. Choć robale zazwyczaj nie były ciężko wyposażone, nadlatujący model najeżony działkami GIAT, lśniącymi poblaskami słońca. Nie posiadał żadnych oznaczeń. To jednak o niczym nie świadczyło, mógł mieć po prostu aktywowaną nano-maskę.
Solos mógł domyślić się dlaczego rendez-vous odbywały się co tydzień. Samolot nie był transportowcem wiec i porcje zabierane na pokład duże być nie mogły.

Lecący na niskim pułapie robal powoli wynurzał się ponad linię muru Chell i przygotowywał się do lądowania.

Luc zauważył Cheechee podjeżdzającą z wolna ku lądującemu robalowi. Sam i Korell podprowadzali bliżej swoje poduszkowce. Czwórka ludzi, która była do tej pory na ich pokładach, ruszyła pieszo w kierunku samolotu. Z pokładu tego ostatniego wysiadła dwójka ludzi w lekkich egzoszkieletach i maskach na twarzy.

- Zbieraj się... – warknęła Nixx wygrzebując się z kokpitu. Trzasnęła drzwiami a tuż za nią pojawili się Pedro i Narel.

Jeden z przyjezdnych ruszył kilka kroków w stronę Nixx. Ostrożność i miękkość jego ruchów była nieco stłumiona przez egoszkielet. Druga postać trzymała się wyraźnie z tyłu, nie maskując się z odbezpieczonym krótkim karabinkiem.

- Witam. – głos blondynki był podniesiony najwyraźniej po to by nadać jej władczości.
Zamaskowany przybysz jedynie machnął lekko ręką na powitanie:
- Zabierać się do roboty.– wydał rozkaz modulowanym głosem, zwracając się do Nixx, traktując ją jak to czym była: śmiecia z Chell. - Nie mamy wieczności.
- Oczywiście. – padła wysyczana przez zęby odpowiedź - Gdy zobaczę dostawę z tego tygodnia.

Przez chwilę trwała patowa sytuacja, przerwana uniesioną w powietrze pięścią zamaskowanego. Na ten znak ochroniarz cofnął się jeszcze dwa kroki a z robala zaczęły wypływać pakunki unoszone na niewielkich przenośnikach hybrydowych.

Cheechee podeszła do losowo wybranego pakunku i sprawdziła zawartość. Uniosła szybko kciuk w górę ku Nixx, do zespołu wykonała lekki ruch dłonią, rozpoczynając tym samym przeładunek.
 
corax jest offline  
Stary 03-12-2016, 17:28   #38
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
The Attack



Strefa wymiany w Chell, wczesny ranek
Wszyscy sprawiali wrażenie jednocześnie znudzonych rutyną i czujnych. Z jednej strony deal jak co tydzień, z drugiej jednak komuś mogło coś odwalić i to dozbrojone cacko zaczęłoby czynić wokół kopalnię hamburgerów. Obserwując wszystko uważnie Lucifer stał przy Nixx, na tyle blisko by mieć wszystko pod kontrolą i na tyle daleko by w razie czego serią nie oberwały dwie osoby na raz. Ot przywyczajenia z Fili. Starał się skupiać na tych co przylecieli, ale jednocześnie zerkał ku ludziom Lugo. Szlag… jakby teraz przydał się cyberware rozszerzonej fonii i wizji.
Transport opuszczał robala, opasłe pakunki znajdował drogę do przyczepki Marela i Pedro, część też wylądowała na poduszkowcach. Lucowi ciężko było rozszyfrować klucz wedle jakiego ładowano przywiezione paczki. Z drugiej strony ludzie blondyny ładowali swoją dostawę na przenośniki. Wszystko szło zgodnie z planem.
Don również nie zgłaszał problemów i obecni powolutku poczęli się rozluźniać pod koniec całej transakcji. W tle nadal widoczna była dwójka maluchów, które nie robiły sobie wiele z całego procederu. Przeskakiwały z jednej hałdy złomu na drugą.
- Ile jeszcze? - zapytał zamaskowany gość.
- Dwa ładunki - odmruknęła Nixx rozglądając się wokół dyskretnie.
Postawa Heena wskazywała, że i on się rozluźnił spokojną wymianą. Anarchiści nie zaatakowaliby przy sile ognia odbiorców towaru, a ci nie zdawali się być zainteresowani robieniem problemów. Tylko te dwa dzieciaki. Nie powinno ich tu być, a były… Chee mówiła, że dzieciarnią trzęsie Noda. Lucifer przyglądał się przez dłuższą chwilę uważniej dwójce brzdąców starając się czynić to niezauważenie. Bawiły się z wolna coraz bliżej samego placu, powoli wdrapując się na wyższą z konstrukcji zbudowanych z resztek. Pod koniec przeładunku były punkcikami na wysokości. Z resztą ledwie widocznymi. Tylko ich ruch i fakt, że Luc obserwował ich poczynania sprawiły, że wiedział gdzie były. Jednocześnie zerkał na Nixx. Ochrona jej dupy była jego pracą. Ze wściekłością zmieszaną z upodleniem skontatował, że wszak nie jedną i raczej nie główną. Obserwowanie blondynki i jej otoczenia nie było zatem tu czymś dziwnym. Ale obserwację zwieńczał trójkątem. Dzieciaki… Nixx… trzecim punktem był Ross, jeden z ludzi Lugo. Wpatrywał się w niego z przerwami ale bardziej ostentacyjnie starając się czynić to w martwych strefach 'szefowej' układając z jej spojrzeń kierowanych na swego Azorka, pewien timing, gdy był w miarę pewny, że skupiała się na czym innym.

Ross przez długą chwilę nie zauważał spojrzeń Luca, lub też nie zwracał na nie uwagi. Dopiero dobrze w połowie załadunku zaczął odpowiadać najpierw zaskoczonymi a potem już wkurzonymi spojrzeniami.
Lucifer utrzymywał nawiązany kontakt wzrokowy i kątem oka strzelał ku Nixx. W chwili gdy zerkała na niego kiwnął głową Rossowi i skupił się na obserwacji załadunku, jakby nie wiedząc o jej spojrzeniu. Zmarszczyła lekko brwi gdy złapała tę cichą wymianę i zacisnęła mocniej szczęki. Przez chwilę obserwowała uważnie i Lucifera i Rossa, a w jej postawie widać było rosnące napięcie. Obracając się na chwilę plecami do niej jak w standardowym trybie obserwacji przez ulotną chwilę Luc pokazał Rossowi obelżywy gest i wykrzywił się pogardliwie, po czym płynnie powrócił do ‘obserwacji’ kolejnego sektora, bardziej przodem do blondynki.
- Koniec na dzisiaj! - padła oczywista informacja od ekipy robala i gadająca głowa zarządził odlot.
Dwójka powoli zaczęła się wycofywać w kierunku maszyny i po chwili samolot rozpoczął odpalanie silników. Powietrze lekko zadrżało, zebrani poczuli start pojazdu w podłożu i jego lekkim drżeniu. Szum silników wypełnił zakres słyszalności i na chwilę przytępił słuch pozostałych w Chell. Robal miał zdecydowanie dobre przyspieszenie. Heen zakładał, że każdy z ludzi Nixx odczuwał podobne ukłócie wkruwienia i bezradności mając środek transportu na wyciągnięcie ręki.
Ludzie Sama i Korella załadowali się na poduszkowce, Cheechee wskoczyła do łazika. Norel i Pedro zaś załadowali się na pełną obecnie przyczepkę. Nixx strzeliła palcami na Luca i załadowała się do wozu, na co ten wsiadł bez słowa i ruszył.
Karawanę zamykał Don.

Pojazd gąsienicowy Nixx był tym razem na czele, otoczony z każdej strony poduszkowcami. Cheechee prowadziła całą wyprawę.
- Powiesz mi teraz o co chodziło? - syknęła blondynka gdy już ruszyli.
- Z czym? -
odpowiedział odruchowo.
- Rossem i tobą.
- Nie mam pojęcia. Zerkałem, czy to może nie dziś, nie wiem czy dobrze zrozumiałem z dyskretnego gestu, ale chyba zasugerował coś w stylu “pogadamy później”. Jest jakiś spięty, wkurwiony? Ale czemu, to nie wiem.
- Wiesz …. -
zamruczała przeczesując włosy na głowie Heena - … jeśli robisz mnie w chuja, to będziesz się musiał obchodzić bez swojego. - Wpiła palce i odciągnęła głowę reportera do tyłu, odsłaniając grdykę. - Rozumiesz, Luciferze?
- Tttt… takk.

Nixx otwierała usta do kolejnego pytania, gdy nagle jej uwagę odwrócił widok w lusterku wstecznym. Odsunęła się od Luca i wychyliła do przodu by przyglądnąć się odbiciu bliżej.
Chwyciła za krótkofalówkę:
- Don… potwierdź pozycję! - niemalże ryknęła do urządzenia.
Heen spiął się lekko. Dzieci, Noda… gnojki wyglądały na obserwatorów jak cholera. Stara lisica mogła grać przed Lugo biedną śmierdziuszkę, a za plecami działać przeciw niemu z anarchistami. Ot choćby z zemsty. Chwycił mocniej kierownicę i rozejrzał się gdzie jest Don oraz łazik Rossa i tego trzeciego z ludzi Lugo.
Odgłos szumu i dźwięków statycznych był jedyną odpowiedzią.
Nixx odczekała chwilkę i ponowiła próbę:
- Ross! Potwierdź pozycję!
Wychyliła się przez okno i zamachała ramieniem wywijając młynka w powietrzu, na co oduszkowce przyspieszyły, zmieniając układ. Nie płynęły już w powietrzu gęsiego za pojazdem Nixx. Zamiast tego odbiły nieco na dwie strony. Cheechee przyspieszyła.
Łazik Rossa zaś będący do tej pory na szarym końcu gnał za nimi. Wszyscy przekroczyli już granicę północnej części miejsca zrzutu i pędzili w stronę czerwonego powalonego silosu.
- Przyspiesz! - pierwszy raz w głosie córki Lugo brzmiały nuty ekscytacji i jakiegoś dziwnego zadowolenia.
Przyśpieszył, choć wciąż nie dawał wszystkiego co oferował silnik. Zerknął na łazik Rossa w lusterku i przyjrzał się uważnie, lecz prując przed siebie nie był pewien czy widzi wkurzonego kolesia za kierownicą.
- Przy silosie możliwe, że mają punkt obserwacyjny. Uważaj tam! Objedź szerokim łukiem. - Blondynka wciąż rzucała rozkazami.
- Okey. A Ty się zniż na siedzeniu - odparł. - Kurwa, nie podoba mi się to, coś tu nie pasuje…
Kolejny rzut oka za siebie i zza przyczepkę. Łazik Rossa przyspieszał znacznie by niemalże zrównać się z przyczepką ciągniętą przez pojazd Nixx.
- Nic nie widzę - wrzeszczała blondynka, która osunęła się nieco na siedzeniu i wyglądająca przez szybę okna w lusterko. - Don, odezwij się! - parsknęła ponownie w krótkofalówkę.

Klnąc Luc posłusznie skierował się na prawo w stronę Cheechee, aby objechać silos na szeroko. Siłą rzeczy przy manewrze wytracił trochę prędkości. Wykorzystał to łazik doganiając przyczepkę i Luc już z całą pewnością mógł stwierdzić, że za kierownicą nie siedzi Ross, lecz młody murzyn, ledwo wystający zza kierownicy. Z drugiej strony łazika od strony kierowcy zaś wychylała się równie niewielkiej postury postać, biorąca właśnie zamach. Bez ostrzeżenia wcisnął pedał do dechy i zawinął się jeszcze bardziej w lewo jakby chciał staranować Cheechee, jednocześnie zajechał drogę wozowi Rossa. Chciał nie dać temu kto kierował łazikiem możliwości manewru wyhamowania i przejechania wolniej, jedynie siłą poślizgu za nimi, w odpowiedniej chwili depnął w hamulce przygotowując się na to by nie polecieć na kierownice.
- Co ty kurwa wyprawiasz? - wrzask Nixx towarzyszył manewrom Luca gdy dziewczyna nie widząc co się dzieje wpadła w złość.
Przyspieszenie sprawiło, że to czym zamachnęła się postać po stronie kierowcy łazika nie trafiło w przyczepkę. Upadło tam, gdzie miała być wedle wcześniejszych szacunków. Powietrzem wstrząsnął wybuch, który wzbił odłamki ziemi i śmieci wokół.
Manewr Heena wypadł tak jak planował reporter i łazik zaczął raptownie hamować, wpadając w niejaki poślizg. Maska łazika niebezpiecznie przekręciła się w lewo gdy młody kierowca stracił panowanie nad pojazdem. W paradę władowała się jednak przyczepka Nixx, która po wybuchu była rozkołysana. Dodatkowe kombinacje Heena wbiły ją w kolejne niekontrolowane przechyły. Tyłem pojazdu Luca zatelepotało, silnik zawył przeraźliwie i przyczepka wraz z łazikiem błyskawicznie zbiły się w jedną masę wyjącą odgłosami metalu ocierającego się o metal. Pojazdem zarzuciło w prawo, Nixx poleciała siłą dośrodkową na Lucifera. Widok wypełnił wzbity kurz i piach. Sam Heen boleśnie wyrżnął lewym ramieniem o ramę drzwi.

Cheechee nie ryzykowała, nie wiedząc, że Heen depnął w hamulec, odbiła w lewo. Za to u nich nagłe wstrzymanie ‘robala’ sprawiło, że Nixx nie przygotowana na to i już wcześniej latająca po szoferce jak pacynka, poleciała do przodu. Łupnęło gdy trafiła głową w panel na prawo od kierownicy, aż pisnęła, ale nie ogłuszyło jej to do końca, była w lekkim szoku i napompowana adrenaliną.
Lucifer znów ruszył do przodu nabierając prędkości. Jakoś nie przejmował się tymi na przyczepie, skierował się za łazikiem Azjatki.
- Kurwa, Ros właśnie obrzucił nas granatem. Ja pierd… - urwał omijając jakąś hałdę.
- Co? - Nixx przytknęła dłoń do czoła i oglądała w niejakim zdziwieniu ślady krwi na palcach. - Stój! Stój! - rzut oka w lusterko wzbudził w niej panikę, tym razem już nie skrywaną. Chwyciła Luca za ramię wbijając palce w jego ciało. W lusterku wstecznym Heen widział dymiący łazik wywrócony na boku, z którego z trudem wydostawała się jakaś sylwetka.
Dwa poduszkowce Sama i Korella przyspieszyły i ruszyły do przodu, zostawiając ich z tyłu. Nie na długo jednak.
Zbliżały się do silosa, gdy spośród wysokich ścian śmieci padł głośny strzał i w niebo powędrowała lina z hakiem. Wbiła się w ścianę z jednego z poduszkowców, który przyhamował gwałtownie, blokując widok reporterowi i Cheechee.
- Stać? Tu? Zajebią nas!! - Luc odczepił przyczepkę i wcisnął gaz do dechy. Jechał po odbiciu w lewo dalej w zupełnie przeciwną stronę niż fabryka Nixx, do której musieliby nawrócić o 180 stopni i przejechać obok silosa. - Lugo nas wystawił, trzymaj się! - Dał przy tym znak Cheechee, by jechała dalej naprzód.

W bocznym lusterku widział, że jeden z poduszkowców pruł dalej w stronę, z której przyjechali. Drugi zaś został obleziony przez kilkanaście niewielkich punkcików - z tej odległości ciężko było ustalić dzieci czy dorosłych.
Nixx zaś piekliła się w kokpicie:
- Co ty kurwa robisz? - rozzłoszczona nie na żarty wywrzeszczała do Heena również wpatrując się w widok za oknem. - Przyczepka! Większość towarów na niej było, idioto! Nie zdajesz sobie sprawy! - Sięgnęła do kierownicy, by skręcić z powrotem.
Łazik Cheechee skręcił ostro i podążał po prawej stronie pojazdu.
- Lugo? - wrzasnęła Nixx do krótkofalówki wciskając przyciski już bez ładu i składu.
Siłując się jedną ręką za kierownicę, a drugą bawiąc się krótkofalówką nie spodziewała się mocnego ciosu czołem w twarz. Chrupnięcie kości policzkowej brzmiało w normalnej sytuacji nieprzyjemnie. Jednak jęk jaki wydała Nixx nim straciła przytomność, zabrzmiał w uszach Heena jak najczystsza muzyka. Ciało Nixx padło bezwładnie i oparło się o drzwi zostawiając smugę krwi na szybie okna przy większych nierównościach terenu.

Zostawiał silos za sobą, wjeżdżał pomiędzy kolejne pozostałości i szkielety budynków, zwały śmieci ułożonych w niemalże kaniony. Piach nawiany nie wiadomo skąd pokrywał resztki asfaltu i betonu. Oprócz dźwięków pojazdów okolica wyglądała dość spokojnie. Cheechee wyjechała łazikiem przed transporter i zamachała raptownie ramieniem, wskazując by się zatrzymał. Maszyna stanęła, a Luc chwycił za rewolwer. Rozglądał się czujnie przy tym na wszystkie strony.
Raz, że oddalili się trochę od miejsca zasadzki.
Dwa, że zapewne nie spodziewali się ucieczki w tę stronę, a przebijania do Fabryki.
Ale ryzyko było.
- Cała jesteś? - krzyknął.
- Tak! - Cheechee wyskoczyła z łazika i wspięła się na gąsienice po stronie szofera. - Co z nią? Żyje?!
- Nieprzytomna, trzeba ją związać, bo jak się przebudzi narobi bałaganu.
- Musimy ją dowieźć do bazy -
Azjatka zaglądała nerwowo do kokpitu, by zeskoczyć i obiec maszynę dokoła. Pojawiła się ponownie po drugiej stronie - Co to kuźwa było?!
- Zasadzka. - Wyjaśnił grzecznie. Motywu potrzeby odstawienia Nixx do bazy nie skomentował.
- Tyle to ja wiem! -
Wykrzywiła się na jego uprzejmość. - Pytam o to czym spowodowali wybuch. Skąd mieli sprzęt? - Władowała się do szoferki.
- Zwiąż ją czymś i prowadź do strażnicy dzieciaków Nody, pojadę za Tobą.
- Czym mam ją związać? To nie ja noszę ze sobą zestaw sadysty.
- Jej koszulką, pośpiesz sie, w każdej chwili może być pościg.
- To pomóż mi. -
Zaczęła przepychać bezwładne ciało Nixx by rozebrać blondynkę. - A Ty co? - wskazała na twarz reportera. - Krwawisz?
- Nic mi nie będzie. -
By było szybciej zaczął jej pomagać. - Mała, jaki tu w Chell jest najmniejszy, przysłowiowy wręcz system wartości barteru? Wiesz, “złamany kredyt”, “Coś niewartego nawet agrafki” Macie tu takie określenie i stosujecie? - Zaczęli wiązać skręconą koszulką półnagą szajbuske. - Plastikowe butelki na przykład?
Baleronik z Nixx został szybko przygotowany, chociaż Cheechee z jakimś lekkim pietyzmem podłożyła nieprzytomnej pod głowę swoją kurtę.
- Mmm... - Zastanowiła się marszcząc nos przez co blizny na jej twarzy wybrzuszyły się i stały bardziej wyraźne. - Najtańsze co możesz nabyć to jedzenie, najdroższe to dostęp do techniki i wody. Jak powiesz komuś o unicie protopapki to będzie dobre odniesienie. - Wzruszyła ramionami.
- Ok. Leć do łazika i prowadź mnie do strażnicy dzieciaków Nody.
- Uhmm -
zeskoczyła na ziemię - a od kiedy jesteś moim szefem, hm? - Pokazała mu środkowy palec drepcząc do łazika.

Gdy ruszyli zerknął na Nixx uśmiechając się lekko.
- Protożarcie… - powiedział do siebie w zamyśleniu.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 26-02-2017 o 11:51.
Leoncoeur jest offline  
Stary 10-12-2016, 14:48   #39
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Santa Claus & Queen of Chell




Strażnica podopiecznych Nody w Chell, późny ranek
Siedziba chellowskiej dzieciarni architektonicznie nie różniła się wiele od strażnicy Lugo. Główną odmianą było to, że wokół wieży dzieciaków panował czysty chaos. Nie było tutaj uporządkowanego układu charakterystycznego dla wojskowego charakteru pokiereszowanego ojca Nixx. Najwidoczniej to co dzieciaki znalazły rzucane było na stosik, który otrzymywał swojego brata gdy osiągnął wysokość około dwóch metrów. Wśród tego chaosu niewielkie postaci wychylały swoje łebki z najbardziej zaskakujących miejsc, jak grzyby po deszczu.

W końcu łazik zatrzymany został przez grupkę dzieciaków stojących na środku drogi dojazdowej do strażnicy. Jeden z czterech chłopców z twarzą ukrytą w kapturze uniósł ramię wstrzymując Cheechee i pojazd Heena. Do łazika podeszły natychmiast dwie dziewczyny. Chłopiec gestem wskazał Heenowi wyjście z robala. Ten zaś otworzył drzwi ale nie wychodził. Wychylił się tylko lekko.
- Jest Noda?!
- Zależy kto pyta! -
odkrzyknął chłopiec. - Wyłącz silnik! - Dwóch łepków zaczęło zbliżać się do transportera.
- Powiedzcie jej, by wzięła Sashkę, bo chyba mam gorączkę - wygasił pojazd - ale póki nie przyjdzie to od wozu sio.
- Patrzcie jaki pyskaty -
zaśmiał się młodociany dowódca. - Noda nie jest na posługi jakiegoś starucha. Ktoś ty i co od Nody byś chciał?
- Rozdać trochę rzeczy -
kiwnął na tył robala - ale dopiero jak z nią pogadam. Pasuje?
- Zobaczymy. A ta lalka? -
Wskazał na Azjatkę w łaziku. Jeden z młodszych chłopców smyrgnął na strażnicę.
- Jest ze mną. A co, do lalek Ci śpieszno?
- Nieee ta jakaś zużyta -
wybrzydzał szefo.
- Jak Ci zaraz nogi z dupy wyrwę to zobaczysz kto tu zużyty. - Cheechee rzuciła z łazika.
- Jak się dogadam z Nodą - Luc rzucił w zamyśleniu - to mam promocyjną ofertę. Godzina z tą, za pół porcji protożarcia. - Wskazał na półnagą Nixx siedząca obok, wciąż nieprzytomną. - Stoi?
- A co? jakiś syf ma?
- Nie, po prostu ostro mnie wkurwiła.
- Aha -
chłopiec rzucił po chwili ciszy - Czym?
- Potem opowiem. Macie piwo? -
Zaczął grzebać po kieszeniach Nixx w poszukiwaniu fajek.
- Nie na służbie - odparł jeden maluch stojący obok łazika. Fajki były aczkolwiek paczka była pomięta i zawierała cztery papierosy.
- Dla mnie, ja nie na służbie - Luc wymamrotał odpalając jednego.
- Piwo jest dla zasłużonych. Ty na razie jesteś… tym…. patentem…
- Patentem… -
Być patentem dla na oko sześciolatka, brzmiało tak bardzo dumnie. - Grunt, że macie. Pohandlujemy zatem jak widzę. Jak ot tak dać nie chcecie.
- Piwo jest cenne. Co masz do przehandlowania albo zaoferowania? -
rzuciła dziewczynka oparta biodrem o drzwiczki łazika.
- Coś może i by się znalazło… - Luc wyjął rewolwer Nixx i porównał ze swoją bronią. Jej gnat był nowszy. - Jak myślicie, ile to cenne? Pokazał swój rewolwer trzymając za lufę.
Chłopaczek w kapturze podszedł bliżej pojazdu gąsienicowego i wspiął się ku Heenowi.
- Pokaż. - Wyciągnął dłoń ku broni, chwytając za kolbę.
- No chyba ci przygrzało… - Luc nie dawał mu rewolweru do ręki.
- No to jak mam sprawdzić ile warte? - Młody rzucił spojrzeniem z umorusanej twarzy wyłaniającej się spod kapuzy.
- Na oko. - Luc uśmiechnął się. - Za ile będzie Noda?
- Na oko to się umiera. -
Gromadka z jakiegoś powodu była bardzo rozbawiona z odpowiedzi młodego. - Za ile dokuśtyka… jeśli będzie chciała Cię widzieć.
- Dobra, piwo za fajka, stoi?
- Za dwa fajki -
odkrzyknęła dziewczynka właśnie ładująca się na miejsce koło Cheechee.
- Dwa za trzy - Luc targował się bardziej dla humoru i zabawy.
- Liczyć nie umiesz? Dwa piwa to cztery fajki - dołączył do rozmowy kolejny z pilnujących.
- Ale ja mam trzy pety, a nas jest dwoje. Jakaś zniżka, dla Świętego Mikołaja?
- A kto Święty Mikołaj? -
zapytał najmłodszy chłopaczek.



Amanda byłaby tu wniebowzięta.
Nauczać i edukować młode chłonne umysły.
Lucifer jeszcze raz sprawdził improwizowane więzy Nixx i wysiadł z szoferki. Oba gnaty schował do jednej z kieszeni. Dzieciarnia odsunęła się. Były, nastroszone jak kociaki.
Luc otworzył przestrzeń ładunkową i zaczął w niej grzebać.
Zaczął rzucać w dzieciaki paczuszkami suszonego mięsa i puszkami z żarciem, jakie były w pierwszym kontenerze.
- Święty Mikołaj… - starał się trafić i pacnąć hermetycznym opakowaniem “Meat Jerky” w łepek tego co pytał - to taki co przynosi prezenty.
Z początku rozprysnęli się na boki, by podejrzliwie i ostrożnie łapać opakowania. Dziewczynka siedząca w łaziku wyprysnęłą jak wyrzucona katapultą nie chcąc być pominiętą. Pierwszy, najstarszy, złapał toczącą się puszkę i oglądał ją w koło. Potrząsnął nią i kiwnął głową reszcie, która zbiła się na powrót.
Maluch od Świętego Mikołaja próbował oburącz złapać paczkę i przytknął ją do nosa próbując wywąchać co w niej jest.
- To ty jesteś Święty Mikołaj? - spytał ciągnąć mleczakami za rożek paczki.
- Można tak powiedzieć. - Solos roześmiał się i ciskał dalej. W dziewczynkę t-shirtem, najstarszemu rzucił pod nogi wiertarkę, za którą poleciał pistolet spawalniczy.
Wrzawa i radość obudziła się szybko pomiędzy maluchami, którzy zaczęli przepychać się by złapać ile wlezie dla siebie.

Przepychanki i podniesione głosiki strażników pokryły ciche nadejście starszej dziewczynki, rozczochranej, brudnej i z niejakim obłędem w oczach. Obeszła dookoła rumor i hałasującą grupkę jakby była nieświadoma otoczenia. Nie nawiązywała kontaktu wzrokowego z nikim. Dzieciarnia jednak nie zwracała na nią większej uwagi gdy rozczochraniec podszedł nieco bliżej do Heena i machnął ręką wskazując by szedł za nią.
Solos wcisnął jej paczkę meat jerky w rękę i zamknął przestrzeń ładunkową.
- Choć dzieciaku, przejedziesz się w szoferce. Nie zostawię tego przecież tutaj - zrobił gest zachęcający ją do ruchu i wskazał przestrzeń kierowcy robala.
Dziewczyna wciąż z paczką mięsa w dłoni ruszyła ku pojazdowi ale stanęła nieco niezdecydowana przed gąsienicami. Potem najwyraźniej zmieniła zdanie bo zrobiła dwa kroki w tył i ruszyła w kierunku a jakiego przyszła.
- Kto chce przejażdżkę, na dach! - krzyknął ładując się do szoferki. Odpalił transporter i ruszył bardzo wolno za dziewczynką dając znak Cheechee, by też się zbierała.




Siedziba Nody w Chell, późny ranek
Przedziwna karawana docierała najwidoczniej na miejsce, bo małe chochliki zaczęły się wykruszać gdy nieświadoma otoczenia dziewczynka doprowadzała Heena do wejścia do tunelu.
W międzyczasie jednak Nixx powoli zaczęła odzyskiwać przytomność. Z jękiem bólu wybudzała się z przymusowego snu. Luc zerkał na nią od czasu do czasu.
- Królewna się budzi… - rzucił ni to do niej ni do siebie.
- Co… - głos Nixx był dość słaby, mówiła z trudem - ...się stało? Gdzie jestem?
- W Chell -
odpowiedział grzecznie, choć z lekką drwiną w głosie. Pstryknął w jej sutek. - To takie miejsce pod nNY. - dodał wyjaśniającym tonem.
- Pierd..ol się… gdzie Cheechee? - Próbowała się wyprostować i usiąść. Jęknęła. Twarz zaczynała jej puchnąć.
- W Chell - wyjaśnił spokojnie - to takie miejsce pod nNY.
- Każ jej przyjść… daj mi wody… -
W zwolnionym tempie unosiła ramię, nadal oszołomiona.
- Jak mi zrobisz ładnie loda, to przemyślę twoją uprzejmą prośbę Nixx.
Wydała nieartykułowany dźwięk, szarpnęła jakby chciała go uderzyć. Zamiast tego opadła na bok, gdy ruch ciała spowodował utratę równowagi. Walnęła połamaną twarzą o siedzenie i udo Heena.
Kabinę wypełnił krzyk bólu.
Lucifer milczał, odtrącił tylko blond łeb z siebie z niejaką odrazą.
Nixx ciężko dyszała i wypluła plwocinę zmieszaną z krwią. Kolejna próba by usiąść skończyła się jednak utratą przytomności.

Kolejne kilka metrów ukazało czekającą wysoką i chudą sylwetkę. Sasha oczekiwała na wizytę stojąc nieruchomo jak słup soli. Pomachał jej wesoło zza kierownicy i wyjrzał z szoferki. Cheechee tymczasem zaparkowała i wysiadła podchodząc do dziewczyny.
- Sashka! Gdzie Noda? - krzyknął.
- W środku. Nie da rady iść! - odwrzasnęła.
- Masz jakiś pasek, kajdanki? Sznur? - spytał ciszej po wyłączeniu silnika.
- Nie na sobie. - Pokręciła głową. - Mogę poszukać. - Wskazała kciukiem tunel za sobą.
- Dobra, nie trzeba. - Wysiadł i obszedł ‘robala’. - Mała, popilnujesz staffu? Muszę pomówić z Nodą - odezwał się do Cheechee otwierając drzwi od strony córki Lugo.
- Popilnuję. Chociaż mam wrażenie, że jesteśmy po uszy w gównie. - Pokręciła głową zrezygnowana.
Sasha zaś ujrzawszy Nixx otworzyła usta ze zdziwienia.
- Co z nią? - spytała jakoś odruchowo.
- Na razie w miarę - odpowiedział sprawdzając improwizowane więzy. Zacisnął je mocniej i wyciągnął Nixx z szoferki. Po czym złapał za włosy i pociągnął w stronę tunelu.
Nieprzytomne ciało ważyło zdecydowanie więcej niż pamiętał z ich wspólnego czasu. Mimo, że Nixx była szczupła, bezwładność nie pomagała Heenowi w przeciąganiu jej po wertepach i w końcu po zaśmieconym betonie tunelu.
- A po co ją tu zabierasz, Lucifer? - dopytywała Sasha idąc obok reportera, który przez te kilka dni przerwy zdążył odzwyczaić się od smrodu dziewczyny.
- Bo jak spieprzy - odpowiedział ciągnąć blondynkę po ziemi. Zatrzymał się obszedł i złapał za nogę - to będziemy wszyscy martwi…
- Aha -
czupiradło pokiwało głową - a Lugo nie wie, że ona tu?
- Jeszcze nie. -
Luc wyjął rewolwer i chwycił za lufę. Przytrzymał stopę Nixx za palce układając na ziemi, po czym pieprznął kolbą w śródstopie, aż trzasnęło.
- Aaaaaaa - jęk cierpienia wydarł się z ust blondynki. Ból musiał być wielki skoro wybudziła się z omdlenia - Co… co… się dzieje? - wybełkotała przez opuchniętą lewą stronę twarzy - Chee...chee!!!! - krzyknęła gdy ciało walczyło z torsjami.
- Ona tak będzie krzyczeć to się rozniesie… - mruknęła Sasha.
- Jakby w Chell mało kto krzyczał… - mruknął solos znów łapiąc za włosy i ciagnąc w stronę tunelu. - Chodźmy - rzucił do Sashy.
Ruszyli choć tempo nie było wielkie przez wijącą się i wrzeszczącą zduszonym głosem Nixx. Wydzierała się rzucając na przemian obietnice kaźni i próby przekupstwa.




Nixx zwiotczała ciągnięta, znowu straciła przytomność. Nodę zaś znaleźli w tunelu, a w zasadzie wyczuli. Luc był pewien, że nigdy w życiu nie zapomni tego smrodu. Staruszka siedziała na starym kartonie z kolanami podciągniętymi pod brodę i twarzą schowaną w dłoniach. Wyglądała jakby drzemała.
- Oto i Noda. Królowa Chell. Przynajmniej póki nie przyszła ona i jej tata… - odezwał się Luc.
- Ooo nasz śliczny wrócił… co przyniosłeś Nodzie, kochaniutki? - Staruszka z wolna, wolniutka prostowała nogi. Sasha kucnęła koło staruszki, by ta mogła się wesprzeć na niej.
- Wiedziałaś co to za robota. Wiedziałaś, że Lugo odda mnie Nixx. Wiedziałaś co ona będzie ze mną robić, prawda, Noda? - Starał się nie oddychać, smród powalał.
- Obiecałeś wydostać się z Chell - staruszka machnęła dłonią o spuchniętych węzłach stawów i wykręconych palcach. - Każdy potrzebuje motywacji. Zemsta jest najlepszą motywacją na świecie, śliczny.
- Gówno prawda. Moją motywacją jest syn, czeka na mnie -
rzucił z irytacją. - Wiesz jak działają plotki Noda? Działają tak, że kto co chlapnie i powtarzają wszyscy. Na ten przykład po Chell niesie się, że rżnąłem się z tobą, nie z Sashą. Coś o tym wiesz?
Starczy, nieco piskliwy śmiech wypełnił tunel i poniósł się echem. Staruszka wspierała się o chudą dziewczynę, która niemal złożona na pół podnosiła staruszkę pod pachy.
- To tylko - stwierdziła Noda, gdy otarła łzy śmiechu - potwierdza, że ludzie to głupki. Gdzie Ty, śliczny, rżnałbyś się ze mną?
- Prawda… -
jakby się strofował. - Tak samo Lugo… gdzie tam pomyśli, że specjalnie mnie mu wcisnęłaś, bym stuknął mu córkę? Szczególnie, że część rzeczy z transportu już rozdałem dzieciakom przy strażnicy. Plotki, kto by wierzył.
Noda wyszczerzyła nagie dziąsła.
- Dobrześ się spisał. - Pokiwała głową z dumą. - Sasha pokaże Ci, dokąd ją zabrać.
- Czyli gdzie?
- Cierpliwości, synek. Do swojego się spieszysz, nie?
- Gdzie.
- Tam, gdzie się wszystko zaczęło. -
Zaśmiała się nieco chrapliwie, tym razem złośliwie.
- Dureń dałem Ci się sterować, wyszło… - targnął lekko Nixx za włosy - nieźle. Ale chcę wiedzieć co dalej, a nie jak debil dawać się dalej sterować. Gdzie, Noda? Po co?
Staruszka pokiwała na Heena sękatym, powykrzywianym paluchem:
- Zastawić pułapkę na Lugo - jedno oko mętne, drugie z bielmem spojrzały na reportera - a potem byś mógł wylecieć z klatki. Jak i inne ptaszki. Do miejsca, gdzie się nas nikt nie spodziewa. - Poklepała reporterta szorstką i śmierdzącą dłonią po policzku. Gestem jak babki klepią wnuczęta.
Odsunął się, ale nie pod dotykiem, a pod potwornym smrodem.
- Chcesz ją na kwadransik? - spytał.
- Sasha ją przebudzi. - pokręciła przecząco siwiuteńką głową z przekonaniem. - Ale to najpierw ruszymy na miejsce.
- Przestrzenią czy tunelami?
- Tunelami szybciej.
- On ma wozy -
rzuciło czupiradło.
- Wiem, Sasha, wiem. - Noda przez chwilę się zastanawiała. - Tunelami się mogą nas spodziewać. To przestrzenią.
- Dajcie kajdanki.
- Skocz no, Sasha po pakunki.
- Dobrze.

Chudzielec ruszył w głąb tunelu.
- Ty nie chcesz stąd wyjść, co Noda? - Luc rzucił gdy chudzielec zniknęła. - Pozbędziemy się Lugo, odzyskasz tron, tak? O to chodzi?
- Ech -
rozeźliła się staruszeńka - spójrzże na mnie. Co mi z tronu? I gdzie wyjść, hm? Do czego? Tu mój dom… - Rzuciła spojrzeniem za Sashą.
- Ile tu jest dzieciaków?
- Czterdziestka co chodzić umie. I kilka osesków.

- Będę chciał wyciągnąć wszystkie. Dorośli może zasłużyli. No może nie wszyscy, jak ja. Ale one… chce je zabrać.
Noda spojrzała na reportera jak na wariata.
- I co dalej? Ja tu długo, nie pamiętam wiele z życia poza Chell. Ale na ulicę puścisz? Czy sprzedasz?
- Dam im szansę. Tu jest śmietnik Noda. W najgorszej opcji wylądują jako ulicznicy w nCat. To samo, ale dwa poziomy wyżej humanitarnie.
- Tutaj wiedzą czego się spodziewać. Tam? -
Wzruszyła ramionami. - Kto za nimi będzie? System?
- O to się nie bój. Zrobię to Noda, zabiorę je stąd. Mówię to byś wiedziała wybierając czy zostać tu w domu, czy też wyjść.
- Ja ich zmusić nie mogę. Co wybiorą to same. Przynajmniej te starsze. Sashę zabierz jeśli faktycznie gębę se nie wycierasz.

- Ilu ludzi ma Lugo? - Heen zmienił temat.
- Takich co im ufa, dwunastu.
- A wszystkich?
- To jeszcze z ośmiu, nie ...siedmiu dolicz, boś jednego utłukł.
- W Chell nie ma nikogo, co by potrafił zdejmować bloki cyberware? -
spytał, zaraz dodając: - Wiem, abstrakcja, ale ja tu trafiłem z dupy. Zatem różni tu trafiają.
- Nie kojarzę takiego cwaniaka. Jeśli jest, to się cicho trzyma. -
Pokręciła głową starowinka. Z dala dało się słyszeć echo kroków.
Luc nie pytał więcej.

Gdy przyszła Sasha, wziął od niej kajdanki i zacisnął na przegubach Nixx wywalając w bok koszulkę.
- Idziemy? - Spytał chudziny i śmierdziuszki sięgając ku blond włosom.
- Jak będziesz nią tak szurał to na nic się nie zda. - Sasha spojrzała w dół na Nixx a potem ponownie na Luca z poważnym wyrazem brudnej twarzyczki.
Solos wzruszył tylko ramionami, ale dał sobie spokój. Pociągnął blondynkę za ręce.




Gdy wynurzyli się z tunelu okazało się, że na zewnątrz oczekuje jedynie transporter. Po gaziku i Cheechee nie było śladu. Drzwi do pojazdu gąsienicowego stały otworem.
- Hmmm… Mamy jeden pojazd. - Sasha stwierdziła oczywistość spoglądając nieco bezradnie po Heenie i Nodzie.
- No co jest kurr… - Solos puścił Nixx i rozejrzał się. Sprawdził przy tym przestrzeń ładunkową transportera, gdzie zostało jednak trochę sprzętu i resztki żarcia. Śmietnik akcentowały porozrywane pojemniki.
- Wiesz gdzie mogła pojechać? - zwrócił się do chudej dziewczyny.
- Może wróciła do bazy? Albo gdzieś się zaszyć? - Rozczochraniec nie był nawykły do rozkmin poważnego rodzaju.
Noda zacmokała zza ich plecami.
- Bardzo jej ufałeś? - dopytała przez chichot.
- Nie. Ale ona też chce stąd wyjść, a ma zamiecione przez to, że porwaliśmy Nixx. - Luc zamyślił się. - Sashka wie gdzie jedziemy? - zmienił temat.
- Co planujesz? - Noda nie odpowiedziała uciszając i młodą. Spojrzała na reportera uważnie.
- Raczej co ty planujesz. To ty pociągasz tu za sznureczki, co Noda? - Skrzywił się. - Chciałaś by ją gdzieś zabrać, Sashka ze mną do szoferki, Ty z Nixx na tył. stąd moje pytanie.
Staruszka jakby nieco się uspokoiła.
- Tak, może tak być. - Pokiwała głową - Podsadź mnie. - nakazała zdecydowanie, nie wiadomo komu: Lucowi czy Sashy.
By wskazać jak bardzo ma zamiar tykać upiornie cuchnąca staruszkę, Luc wziął Nixx pod pachy.
- Jesteś smakoszką upojnych wrażeń słonko? Jak z Twoim niuchem kochanie? - spytał taszcząc ją do transportera.
- Za..je..bię cię - wycharczała blondynka z wściekłym wyrazem twarzy. Wyglądała na ledwo żywą z oczami uciekającymi w głąb czaszki co chwila. - Za… je..bię i tę skosznooką sukę…
- Aha... -
podsadził ją. - Oszczędzaj siły na to czym Ci podziękuję za twoje zabawy będziesz potrzebowała ich dużo. - Poklepał ją po udzie i oparł o framugę. Zapalił papierosa patrząc to na Nixx, to na Sashę pomagająca Nodzie.
- Lugo urw..wie Ci jaja… - wystękała kolejną porcję gróźb Nixx syknąwszy z bólu gdy głowa opadła jej na zimną ścianę pojazdu. Próbowała zogniskować pływające spojrzenie na reporterze. Wkrótce jednak zaczęła łapczywie wstrzymywać powietrze, gdy Noda załadowała się w końcu na tył.
- Noda, ty pieprzony sku...unksie.
Staruszka udała, ze nie dosłyszała i z westchnieniem wysiłku ułożyła się na podłodze pomiędzy pozostałymi paczkami.
- Luci...fer… zabierz ją ode mnie… - Nixx walczyła o oddech wciąż próbując zarządzać.
- Nie dramatyzuj… Podobno to przeczyszcza zatoki. - Solos pokiwał głową i aż odwrócił ją gdy z wnętrza poleciało solidną dawką szczęścia. Desperacko zaciągnął się szlugiem.
- Noda, bądźmy trochę ludźmi… Zostało trochę żarcia, nakarm ją po drodze okey? Tylko nie zapomnij umyć rąk, kto wie co robiłaś pod tą folią zanim przyszliśmy. Bon voyage.
Staruszka zachichotała radośnie szczerząc bezzębne dziąsła.
Dziki, prawie paniczny wrzask protestu blondynki urwany został trzaśnięciem drzwi do przestrzeni ładunkowej.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 26-02-2017 o 11:49.
Leoncoeur jest offline  
Stary 10-12-2016, 15:37   #40
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Like a Junk




Tunele Nody w Chell, okolice południa
Po kilkunastu minutach jazdy w milczeniu i względnej ciszy przerywanej bębnieniem dobiegającym z tyłu, Sasha spojrzała na Heena.
- Serio będziesz stąd wychodził? - spytała niemal nie mrugając.
- Obiecałem przecież, że Cię zabiorę. Muszę dotrzymać słowa.
Odwróciła się znowu wpatrując przed siebie.
- Nigdy nie byłam na zewnątrz - rzuciła w końcu znowu spoglądając na Lucifera.
- Nie wiesz co Cię tam czeka. Tu wszystko masz obcykane, boisz się zmiany. Myślisz, że nie dasz rady. - Solos też się do niej odwrócił i spojrzał jej w oczy. - Ale tam… jest życie, tu jest śmietnik. Nie będziesz chciała, to na siłę zabierać Cię nie będę. Ale do Chell wrócić to bez problemu. Wyrwać się… chyba nie trafia się często? Co Sashka?
Domorosła pielęgniarka kiwnęła raz głową.
- Nie - potwierdziła dla odmiany.
Nie ciągnęła więcej tematu.
Za to pociągnęła dalej wskazówkami dla reportera jak ma jechać. Pojazd pełzł po wielkim śmieciowisku jak robal wytrwale przedzierający się pomiędzy zapomnianymi konstrukcjami, starociami wystającymi gdzieniegdzie z ziemi i wzbijając kurz za sobą.

Poprowadziła Heena sprawnie i bez przeszkód w stronę strażnicy Lugo. Heen zorientował się w okolicy dopiero gdy zbliżali się do wieżyczki.
- Zaparkuj tutaj. - Wskazała na kolejną z konstrukcji śmietnikowych tak częstych w Chell. - Noda musi powiedzieć co dalej - mruknęła i sięgnęła do drzwi.
Położył jej dłoń na chudym udzie dociskając do siedzenia aby przeszkodzić w wyjściu z szoferki.
- Wiesz co ona kombinuje?
Sasha pociągnęła spojrzeniem po dłoni Luca, uniosła twarz by spojrzeć na reportera.
- Rewolucję. - Uśmiechnęła leciutko i jakby smutno. - Ona nie jest zła - dodała po dziecinnemu próbując przekonać Heena do takiego postrzegania staruszki.
- Oby. Bo jak pogodziła się z tym co ma, to oddanie Lugo Nixx i mnie, zapewni jej sporo. Mi też, atrakcji. Chodź. - Zdjął z niej rękę i wysiadł by skierować się do tyłu.
- Idę - mruknęła młoda i wyskoczyła z pojazdu, szybko pojawiając się obok Luca, który wziął spory haust powietrza nim otworzył przestrzeń ładunkową. Z tyłu buchnęło skondensowanym smrodem zmieszanym z oparami wymiocin. Najwyraźniej Nixx była mniej wytrzymała niż jej się zdawało. Lub niż liczył na to reporter. Po Nodzie jednak nie znać było, by smród jej przeszkadzał.
- Strasznie jedzie - zamarudziła jednak. - Nie wiem co ona żarła rano, ale śmierdzi jak truchło. - Wyciągnęła pokrzywione starcze ramiona do Sashy. Dziewczyna odwróciła się tyłem i pozwoliła staruszce uchwycić się jej na barana.

- Sasha, ty leć dziewczyno i zrób to cośmy ustaliły - starowinka wystękała gdy młoda kucając postawiła ją na ziemi.
- Ty - wskazała sękatym paluchem na Luca - zabierz ją - wskazała na nieprzytomną, zarzyganą Nixx - i chodź ze mną. Musimy ją schować. - Uśmiechnęła się wrednie.
- Tja… Nikt nie pójdzie nigdzie, póki nie powiesz co planujesz.
- Bo co zrobisz? -
Noda rozciągnęła pomarszczoną twarz w uśmiechu i kiwnęła na Sashę. Dziewczyna odwróciła się i ruszyła szybko znajdując drogę pomiędzy śmieciami. - Synek - kontynuowała staruszka - schowamy blondynę, Sasha przyprowadzi posiłki, pójdziemy pogadać z Lugo. Proste, nie?
Kiwnął niechętnie głową i zaczął cucić blondynkę, która zaczęła odzyskiwać przytomność.
- Nixx… - powiedział z dezaprobatą. - Raz, że marnujesz żarcie dwa, że narażasz starszą panią na jazdę w smrodzie wymiocin. Co się z tobą dzieje dziewczyno? Wstawaj, spacerek.
- Cz...czekam aż się opa...pamiętasz -
rzuciła plując Heenowi w twarz ze złością. Plwocina z resztkami jedzenia przeleciała tuż obok twarzy reportera niosąc za sobą kwaśny smród. - Albo … albo zdecy..dujesz pokazać w końcu… jaja. - Spuchnięta twarz nie ułatwiała jej mówienia.
- Pokażę skarbie pokażę. Jak cię brutalnie zgwałcę na oczach taty. Ot zagwozdka, kogo z was dwojga to bardziej wkurwi, jego czy naszą panią wariatkę skrzywioną na punkcie bycia dominą, hm?
Noda ochryple roześmiała się, nieźle się bawiąc.
- Nadal… pamię...ętam jak krzyczysz… jak...mała dziew..czynka. - Nixx prychnęła kolejną porcją śliny.
- Tak tak, chodź. - Luc pokiwał spokojnie głową i pociągnął ją do góry, w ten sposób by ciężar ciała musiała oprzeć na zgruchotanej stopie.
Wrzasnęła.
- No dobrze, dobrze… nie mamy całego dnia na romansowanie - zamarudziła Noda. - Zabieraj ją i idziemy.



Powłócząc nogami poprowadziła solosa wlekącego Nixx za sobą. Blondynka opierała się nieco, ale połamana stopa i wstrząśnienie mózgu nie pomagały w zachowywaniu zimnej krwi i maski opanowanej twardzielki. Opierała się ciężko o Heena, chcąc nie chcąc, przeklinając i złorzecząc. Zdała sobie sprawę dość szybko, że traci niepotrzebnie siły i w końcu dysząc ciężko kuśtykała w ciszy podskakując ciężko obok reportera.
Noda zaś zaprowadziła ich do jednej z konstrukcji śmietniskowych. Wielka hałda wyglądała jak jednolita obecnie ściana, jednak śmierdziuszka z westchnieniem i stękaniem pochyliła się by otworzyć ukrytą w niej klapę. Wskazała otwór Heenowi.
- Dajesz - uśmiechnęła się bezzębnym uśmiechem.
W środku panował półmrok i smród odpadów połączony z zapachem butwiejącego drewna i rdzy. Gdy wzrok Heena przyzwyczaił się do różnicy światła, dostrzegł niewielki tunel czy też korytarz.
- Idź przodem Noda - rzucił mrużąc oczy aby lepiej wychwycać szczegóły.
Staruszeczka, niewielkich rozmiarów, bez problemów zmieściła się wewnątrz konstrukcji. Jej powolne ruchy dały Heenowi chwilę aby spokojnie rozejrzeć się w środku.
- Widzisz, śliczny - gderała posapując i kwękając przy marszu. - Zaczęłam to budować jeszcze zanim się urodziłeś. - Kuśtykała powolutku rozsiewając smród chociaż ironicznie wpasowując się ze swoim zapachem w smród śmieciowego labiryntu. - Jeszcze gdy nad Chell trzymano non stop kontrolę powietrzną. - Podeszła w końcu do pewnego miejsca i zatrzymała się - Trzeba było jakoś działać poza kontrolą. - Zaśmiała się. - Otwórz to synek. - Wskazała na ziemię, w której była kolejna klapa. - Poruszać bez ciągłego monitoringu. Czego jak czego, ale w Chell śmieci nie brakuje.
- Jakim cudem ludzie zgadzali się byś nimi tu trzęsła Noda? -
Luc pokręcił głową i odchylił klapę. - Ja rozumiem, że to ludzki śmietnik, ale czemu dopiero Lugo cię wypieprzył z tronu?
- Lugo to wtyka. Nikt nie chciał słuchać, dopóki nie było za późno -
stęknęła.
Otwarta klapa ukazała zardzewiałą drabinkę prowadzącą w głąb ciemnego szybu. Noda grzebiąc w płachtach swojego workowatego ubioru mruczała pod nosem.
- Lugo i ta kurwa przekabacili ludzi dobrami, a potem wzięli pod but. Gdzie znajdziesz tańszą siłę roboczą? - Wyciągnęła w końcu niewielką pałeczkę fluoroscentną. Złamała ją w pół i wrzuciła w otwór.
- Po pierwsze: tego się domyśliłem, Kontakt z zewnątrz umowa, radiostacja. Chodziło mi raczej o to jakim cudem ty trzymałaś to wcześniej. Po drugie: jeżeli uważasz, że Cię po tym zniosę Noda, to mamy cholerny problem.
- Mnie? -
zaśmiała się chrapliwie. - Nie. Ją. - wskazała palcem na blondynkę i spojrzała na Heena. - Niewiele osób wie o tym. - Wskazała palcem wokół. - Lugo i jego ludzie nie wiedzą. Gdzieś ją zostawić musimy. - Machnęła zachęcająco do otworowi.
- Głębokie to? - spytał zaglądając do otworu.
Żarząca się pałeczka rozjaśniała ciemności. Ocenił wysokość na jakieś dwa - trzy metry. Może nieco więcej.
- Nie, ale sama nie zlezie. A jak ją zrzucisz to będzie problem z wyciągnięciem. - Zaśmiała się, Nixx za to zaklęła:
- Walnięta starucha… żałuję, że cię nie zabiłam..
- Wierzę. -
Smród zintensyfikował się, gdy Noda podsunęła się nieco bliżej. - No już właź. Nie mamy wieczności na słodkie słówka.
- Zapomnij. Ja nie wlezę tam gdzie Ty możesz mnie zamknąć. A ty -
zwrócił się do blondynki - tobie radzę lądować na zdrową nogę. No siadaj, nóżki do otworu.
- Chyba Cię pojebało… -
Nixx szarpnęła się w tył. Zdecydowanie nie zamierzała włazić po dobroci. Noda obserwowała scenkę cofając się nieco.
- Taki już ze mnie wesoły pojeb. No już, będziesz miała te pół metra mniej w dół. Inaczej pełny lot, łbem w dół. Może zaboleć.
- Spierdalaj! -
Nixx dalej cofała się szukając miejsca zaparcia i równowagi.
- Łatwiej by było gdybyś ją zniósł - dolała oliwy do ognia śmierdziuszka.
Lucifer chwycił Nixx za rant spodni pod brzuchem.
- Problem w tym Noda, że ci nie ufam. Może się już pogodziłaś z tym co wokół się dzieje, oddanie mnie i jej Lugo może dać ci sporo punktów u tego typa. - Mówiąc do staruszki zaczął ciągnąć dziewczynę do otworu.
Blondynka zaparła się na zdrowej nodze, wrzeszcząc z bólu i wysiłku.
- Nie!!!... - Zatchnęła się. - Zasta...tanów się co robisz… - Przyjęła błyskawicznie nową strategię, a Noda uniosła wyłysiałe brwi do góry. Część zwisającej pomarszczonej skóry naciągnęła się przy tym zabawnie. - Czemu z nią wwspół...pracujesz… - miotała się nie ułatwiając reporterowi działania.
- Bo ona przygarnęła mnie i nakarmiła, a ty zmieniłaś w… - nie dokończył. Pociągnął mocniej i zmienił pozycję by znalazła się między nim a otworem w podłożu.
- Też cię nakarmiłam… wyleczy...łam - wyliczała Nixx odchylając się od ziejącej dziury. - Dałam wysokie miejsce u mnie... - Nie patrzyła na Heena, wpatrywała się w dół rozpaczliwie wypluwając słowa.
- Spoko, za to zabiorę cię z Chell. Ostatni raz mówię, siadaj i wpierdalaj się na dół albo wrzucę cię tam jak szmatę.
Staruszeczka nie wtrącała się w rozmowę kochanków, najwyraźniej przeczekując.
- Nie zrzucisz mnie… za wiele masz do stracenia. Mogę ci pomóc! - Nixx wierzgnęła by odsunąć się od dziury. - Mogę załatwić łączność! - rzuciła kartę przetargową.
- Nie słuchaj tej dziwki - mruknęła Noda ale bez większego ognia. Raczej brzmiała na zdegustowaną.
- Jak? - spytał wyciągając naostrzony pręt dany mu przed akcję przez Cheechee, uniósł go do twarzy blondynki.
- Co kilka godzin na chwilę, jakieś trzy - cztery minuty mamy możliwość kontaktu z zewnątrz - Nixx niemal przykleiła się do Heena próbując uniknąć i dołu i ostrza.
- Niby jak? - mruknęła Noda. - Ten numer ze starym satelitą nie działa od paru lat - prychnęła staruszka.
- Działa! - Nixx rzuciła jej wściekle w odpowiedzi. - Mogę umożliwić Ci dostęp. Ale zabierz mnie do bazy.
- W bazie mała, to twoje chłopaki zrobią mi z dupy jesień średniowiecza. -
Lucifer oderżnął jej spory kosmyk włosów. - Właź.
- Nie… nie zrobią. Jesteś pod moją ochroną! -
Nixx nie zamierzała się poddać.
Szarpnął ją brutalnie przez co zawisła nad otworem.
- Zatem mamy plan “B”. Wchodzisz, czy puszczać? - warknął.
- Lucifer… - zaczęła drżąco - zastanów się. Pomyśl co tracisz jeśli mi się coś stanie przy upadku. Chcesz stąd wyjść. Chcesz władzy. Mogę Ci dać i jedno i drugie - próbowała nadal przekonać Heena do racji. - Przemyśl to! nie stawiaj wszystkiego na jedną śmierdzącą staruchę!
- Nic ci nie będzie. A jeżeli Noda coś spieprzy to wrócę po ciebie i plan “B” skarbie. Posiedzisz tu trochę i tyle. Liczę do 3 i puszczam, radzę siadać na rancie. Pół metra różnicy i kontrola upadku to czasem bezcenne. Raz…
- Czekaj! Czekaj…. -
zawyła Nixx. - Rozkuj mnie chociaż!
- Chyba cię pojebało. Dwa. -
Rozluźnił lekko chwyt.
- Co tam zrobię ze złamaną nogą i skuta?! - wrzasnęła.
- Trzy…
- Rozkuj mnie, zejdę sama!
- Ech, za miękki jestem. -
Pokręcił głową. Schował pręt. - Cofnij się Noda.
Przesunęła się cmokając i kręcąc głową. Lucifer wyciągnął Nixx na skraj szybu i zdjął kajdanki odsuwając się.
- W dół. I jedno słowo. Malutkie. Cichutkie, chrząknij jeszcze tylko, a pożałujesz, że nie wrzuciłem.

Blondynka z ulgą roztarła nadgarstki i pokiwała tylko głową. Wyglądała okropnie ze spuchniętą twarzą nabiegłą krwią.
Usiadła na brzegu z trudem, powoli przerzucając złamaną stopę przez brzeg otworu.
Rozejrzała się po Nodzie i Lucu i sięgnęła powoli ku drabince. Przeżarte rdzą stopnie nie wzbudzały zaufania i widać było, że Nixx zupełnie nie ma ochoty na wędrówkę w dół.
- Suspens mnie zabije - staruszka zamarudziła ze stęknieciem przestępując z nogi na nogę.
- Zamknij się! - warknęła blondynka macając zdrową stopą stopień. Powoli przerzuciła ciężar ciała na drabinkę i przytrzymując się stopni, zawisła na zaciśniętych kurczowo dłoniach, szukając po omacku kolejnego stopnia.
Wędrówka w dół zajęła długie minuty. Nixx opuszczała się powoli i ostrożnie, nie chcąc narazić zranionej stopy bardziej niż potrzebne. W końcu dotarła na dno szybu i spojrzała ku górze, po czym rozejrzała się na boki, obracając całym ciałem, gdy spuchnięta część twarzy uniemożliwiała sprawną obserwację.
- Jestem na dole - wrzasnęła podświetlana zielona poświatą bijącą od pałeczki.
- Doskonale. To miłego odpoczynku - zaśmiała się Noda. - Idziemy, synek.
Lucifer zatrzasnął klapę i przywalił ją starą lodówką. Żebro kłuło niemiłosiernie, ale chciał mieć pewność, że suka się nie wydostanie.
- Chodźmy - zgodził się idąc przodem trasa którędy przyszli.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 26-02-2017 o 11:50.
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172