Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-10-2020, 09:49   #71
 
Mads's Avatar
 
Reputacja: 1 Mads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputację
Dzień 10, po kolacji, kabina Tony'ego

Zaraz po wyjściu z mesy rzeczywiście skierował się ku magazynom, ale nie zabawił tam długo. Nie miał powodów nie ufać skrupulatności Jericho, szczególnie że na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało dobrze. Na kolejne rzuty - wiele na to wskazywało - będzie miał jeszcze czas.
A pod czaszką miał prawdziwe piekło. To tam kotłowały się galaktyki pytań i niedopowiedzeń, niesprawdzonych obserwacji oraz resztek pokriogenicznej chemii. Sam fakt, że jako jedyny z załogi aż tak się poskładał po przebudzeniu, wyprowadzał z równowagi. Dodawszy do tego absolutną niemożność powiązania znanych faktów, znalezienia dla siebie miejsca w tym całym szaleństwie, tylko dodawał wszystkiemu onirycznej otoczki, surrealistycznego posmaku.
Trzeba mu było jakichś punktów stałych. Jakichś ustalonych poglądów na sytuację, które pozwolą mu zakotwiczyć się w nowo zastanej rzeczywistości.

Od myśli do czynu droga nie była długa. Uruchomił holo i przesunął wzrokiem po liście załogi. Negru wyznawał wielce życiową zasadę, która mówiła, że jeśli czegoś się od kogoś chce, trzeba się doń pofatygować osobiście. Sprawdzało się w biurach Xeon Industries, sprawdzało na poprzednim statku, ba! - sprawdzało nawet w dokach Guerry, gdzie zwykła, staroświecka uprzejmość kosztowała taniej, niż papieroch z herbaty.
Tak było i tym razem. Odczekawszy czas stosowny do tego, jaki mogło załodze zająć spokojne dokończenie kolacji, wysłał krótką wiadomość na kapitański komunikator.
[Tony, chciałbym pogadać. Zajdę do Ciebie, jak będziesz miał chwilę.]

[Za piętnaście minut, jeśli Ci to odpowiada. W mojej kajucie.] - odpowiedział Tony.

[Wpadam]

Dokładnie piętnaście i pół minuty później Dragos znalazł się na miejscu. Już w kajucie przeszedł dwa kroki z dłońmi założonymi za plecami i zatrzymał się, by odwrócić do Tony'ego.
- Potrzebuję pomocy w poukładaniu sobie dalszego działania - zaczął od razu, nie bawiąc się we wstępy. - Dlatego chciałbym wiedzieć, jakie priorytety mamy jako załoga. Nie zrozum mnie źle - żółtawe, trochę wyblakłe oczy magazyniera przemknęły po najbliższym otoczeniu. - Wiem, że w pierwszej kolejności interesuje cię kapsuła. Ale chodzi o cel, bo ten mi umyka. Czego chcemy się dowiedzieć i co zyskać najpilniej?

Tony uśmiechnął się lekko, po czym wskazał Dragosowi fotel.
- Chcemy się dowiedzieć, w jaki sposób dotarł tu Archimedes - odpowiedział - i czy możemy skorzystać z tego samego sposobu, by wrócić do domu. To są priorytety.

- A to, co się stało z tamtejszą załogą?
Rozsiadłszy się w fotelu, Negru odruchowo poklepał się po pustych kieszeniach, jakby usiłował tam coś znaleźć. Bezskutecznie.
- I czy może powtórzyć się u nas?

Tony przez moment się zastanawiał, chcąc udzielić jak najbardziej precyzyjnej odpowiedzi.
- Większość mieszkańców stacji została ewakuowana, a reszta... Prawdopodobnie zginęli, ale jeszcze nie wiemy, w jaki sposób - powiedział. - Dlatego musimy zachować szczególną ostrożność, dopóki nie dowiemy się więcej. Może Seth nam powiedzą coś więcej. Rano.

- I właśnie ten sposób eliminacji obsługi Archimedesa martwi mnie najbardziej - podjął magazynier, wpatrując się w podłokietnik fotela, na którym siedział. - Prawdę mówiąc bardziej, niż odległość od cywilizacji. Bo co, jeśli wracając w swoje... - chrząknął - ... czasy, zawleczemy tam coś, co zrobiło rozpierduchę tutaj?

- Dlatego się zastanawiam - odparł Tony - czy ta tragedia stała się tu, na orbicie Antaresa dziewięćdziesiąt dziewięć, czy też gdzieś tam daleko jakiś eksperyment nie wyrwał się spod kontroli, a jego skutki wysłano gdzieś daleko od naszych gwiazd. Tego musimy się też dowiedzieć - albo z czarnych skrzynek, albo z komputerów w centrum stacji.

- Rozumiem, że uważasz, że jeśli katastrofa Archimedesa wydarzyła się gdzie indziej, to tutaj nie mamy się czego obawiać? - Dragos spojrzał na kapitana, upewniając się w sensie jego słów.

- Musimy uważać bez względu na to, gdzie stację dopadło nieszczęście - odparł Tony. - Mam nadzieję, że próżnia zabija wszystko, co organiczne i ewentualne zabójcze zarazki... - Przerwał. - Seth będą musieli zbadać, czy czegoś nie przywlekliśmy ze sobą ze stacji.

- Najlepiej kontrolować nas wszystkich codziennie. Możemy już być zarażeni, a jeszcze o tym nie wiedzieć. Z tego samego względu interesuje mnie ten granulat znaleziony w naszym ogrodzie, ale nie miałem szansy pogadać o tym z Agnes.
Negru przerwał na chwilę, jakby o czymś sobie przypomniał. Po chwili wyprostował się w fotelu i odezwał ponownie.
- Przy najbliższym locie do kapsuły nie przydam się na wiele, ale chciałbym polecieć z wami, kiedy ruszycie do centrum. Diabelnie brakuje mi tutaj drugiego dropshipa, a jeśli tam są hangary, możemy taki znaleźć. Jericho zgodził się towarzyszyć mi przy oczyszczaniu zniszczonych sekcji, więc przy dodatkowym transporcie odejdzie dylemat, co i kogo pakować na pokład. Co ty na to?

- Nie wierzę w kolejnego dropshipa - odparł Tony. - Jeśli miała tu miejsce masowa ewakuacja, to mogli zabrać wszystko, co ma skrzydła - wyjaśnił. - Może zrobimy tak... Chris zawiezie ciebie i Jericho na stację, z zapasami, a potem wróci do nas. Będziecie mieli trochę czasu na oczyszczanie sekcji. Z tym jednak, że nie byłoby szansy na wasz natychmiastowy powrót na Aurorę. To dość poważna wada tego planu.

Nie będąc człowiekiem o głębokiej duchowości, Dragos nie zamierzał odnosić się do kwestii kapitańskiej wiary. Skupił się więc na sprawach realnych.
- Na tę chwilę tylko tam możemy w jakikolwiek sposób posunąć sprawy do przodu. Pozostając na Aurorze będziemy bezużyteczni; Jericho całą inwentaryzację zdążył zrobić ze trzy razy. W dodatku jeśli teraz przewieziemy sprzęt tam, na Archimedesa i zostawimy, następnym razem w dropshipie będzie więcej miejsca dla załogantów.

- Możemy zmienić system pracy - z zaduma powiedział Tony. - Odpoczniecie trochę, ty i Jericho, zrobicie zestawienie i zbierzecie cały przydatny wam sprzęt, a wyruszycie na stację gdy wrócimy z wyprawy po kapsułę. Chris jest do dyspozycji całą dobę, więc praca na dwie zmiany jej nie zaszkodzi. Najwyżej zjecie kolację na Archimedesie.

- Piękne okoliczności przyrody - skwitował Rumun, wstając z fotela przy akompaniamencie cichego strzelenia kośćmi. - Cóż, to mi wygląda na jakiś kompromis. Pogadam jutro z Sulelmem i ogarniemy sprawę. Dzięki i miłego - dodał, ruszając w kierunku drzwi.

- Jeśli wpadniesz na jakieś pomysły, to zapraszam. - Tony również się podniósł na moment.

Dzień 10, późny wieczór, kabina Vicente

Było już sporo po kolacji, kiedy Vicente otrzymał na swój komunikator lakoniczną wiadomość:
[Masz chwilę? Trochę mnie ominęło i chciałbym pogadać odnośnie tego cyrku, w którym obecnie siedzimy.]

Przez chwilę w komunikatorze trwała cisza, po czym usłyszał w odpowiedzi lakoniczne i niezbyt gramatyczne: "Przyjdź. U mnie."

Nie było już żadnej odpowiedzi. W kajucie informatyka Dragos zjawił się po kilkunastu minutach. Wpuszczony, przysiadł na pierwszym lepszym skrawku wolnego miejsca i założywszy ramiona na piersi, spojrzał na Sancheza.

Informatyk siedział w głębokim, skórzanym fotelu. Przed sobą miał dwa monitory, w których pootwierane miał po kilka programów. Przesuwające się paski postępów sugerowały, że trwają jakieś procesy. Co chwilę z czegoś, co wyglądało na pudełko, wyskakiwały ciągi znaków, by wskoczyć na jeden ze słupków.

- Dobra. Najpierw chcę wiedzieć, co myślisz.
Negru wykonał nieokreślony gest szerokiej, pobliźnionej dłoni, który w zamiarze obejmował Aurorę, a może i całe okolice Antares 9.

Sanchez zakołysał się w fotelu, pociągnął łyka z bidonu i uśmiechnął się do operatora.
- Trochę cię nie było? - zabębnił palcami o podłokietniki. - Dłuższa czy krótsza wersja?

- Ta... - wymownemu skrzywieniu ust magazyniera towarzyszył nieznaczny ruch głowy. Można było iść o zakład, że Negru zaraz splunie w kąt; ostatecznie jednak przypomniał sobie, że nie jest u siebie na salonach i przeniósł wzrok na przyciągające ruchem monitory. Chwilę próbował śledzić mknące przez ekran symbole, ale szybko dał sobie spokój. Żółtawe oczy wróciły ku Vicente.
- Widzi mi się, że dłuższa.

- Hmmm… - zaczął Hiszpan. - Wylecieliśmy z US w 2523 i dolecieliśmy tu, na Antaresa w pięćdziesiąt lat, co jest niemożliwe z technicznego punktu widzenia. Powinniśmy mieć zatem około 2573 roku. - Spojrzał na operatora patrząc jakie wrażenia wywierają jego słowa. - Archimedes… Zbudowany w 2575… - zrobił pauzę, podkreślając ostatnią datę. - Ewakuacja w 2591 - znowu podkreślił rok, - plus jakieś dwadzieścia lat latają wokół Antaresa 99. Czyli na Archimedesie mamy około 2611 roku!
Uderzył otwartą ręką w oparcie i wstał nagle i zaczął się przechadzać głośno myśląc.
- Skoro u nas mamy 2573, czy coś koło tego - wyglądało jakby zatopił się we własnych przemyśleniach i przestał kompletnie zwracać uwagę na Dragosa, - co potwierdziło nawet ułożenie planet, to jedyne rozsądne tłumaczenie jest takie, że niecałe dwadzieścia lat później, Archimedes skoczy w przeszłość. Taka technologia może być znana za dwadzieścia…
Zatrzymał jakby zdał sobie nagle sprawę, że nie jest sam w pokoju. Spojrzał na operatora i usiadł z powrotem w fotelu.
- Coś ich zaatakowało i zmieniło w gluty a kapitan lekceważy zagrożenie i zachowuje się jakby to był piknik. - Wychylił się w fotelu do przodu i wyciągnął wskazujący palec w kierunku Dragosa. - Z drugiej strony… może ciągle jesteśmy w kriośnie i śnimy tylko taki realny sen…

Dragos nie przerywał informatykowi, śledząc jego mimikę i gesty przez cały czas, kiedy tamten mówił. Widać było jasno, że nadążanie za myślą Sancheza sprawia mu niejaki kłopot; trzy wspólnie spędzone loty na Aurorze dostatecznie pokazały, iż magazynier nie należy do myślicieli, własne braki zręcznie maskując gadaniem. Rozpaczliwie jednak starał się być przydatnym, w niezrozumiały sposób bojąc się bezczynności.
- Gadałem wcześniej z kapitanem. Nie mogę powiedzieć, by lekceważył zagrożenie - odezwał się, przenosząc spojrzenie z wymierzonego w siebie palca Vicente na jego twarz. - Powiedział jednak coś, co w połączeniu z twoimi obserwacjami, trochę mnie uspokoiło.
Odchylił się nieco i - któryż już raz tego dnia poklepał się po kieszeniach, nie potrafiąc zwalczyć wżartego w nerwy odruchu.
- Otóż Tony zastanawiał się, czy problem Archimedesa nie wystąpił gdzie indziej, posyłając ku Antares 99 jedynie smętne resztki. Jeśli ta awaria z dziewięćdziesiątego pierwszego miała coś wspólnego ze skokami czasoprzestrzennymi, jeśli to prowadzone na stacji badania ją wywołały, to być może zabójcą pracowników był sam skok, nie jakieś oddzielne, niepowiązane czynniki. Rozumiesz. Siedzieli w centrali, nadzorując ewakuację, niezahibernowani, czekając na swoją kolej. Ale stacja skoczyła, a oni...
Negru wzruszył ramionami, drażniąco obojętnym gestem kwitując los młodszego pokolenia.
- My zaś możemy być efektem ubocznym. Jak nartniki pchnięte rozchodzącymi się kręgami na wodzie. Albo jakąś symetrią, której nie umiem skumać.

- Może tak… może nie… Słyszałeś o rosyjskiej ruletce?

Krzywy uśmiech Negru był wystarczającą odpowiedzią. Słyszał.

- Tam też albo jest nabój w komorze albo go nie ma. Może nawet większa szansa, że go nie ma. Tylko po co ryzykować życie, żeby sprawdzić?

- Stary, nie chcę cię martwić, ale nasze życie już się skończyło. Jaka różnica, czy umrzesz błyskawicznie i bez świadomości, czy będziesz umierał kilkaset lat w kolejnych hibernatorach, robiąc krótkie przerwy na rzyganie krwią? - Dragos mimowolnie przeciągnął wierzchem dłoni po ustach, pociągnął nosem i odezwał się znowu. - Jaką masz kontrpropozycję?

- Póki oddycham - rzekł powoli Vicente, akcentując każdą głoskę - zrobię wszystko by wrócić. Powinniśmy minimalizować ryzyko. Dowiedzieć się co się stało. Archimedes zawiera nowszą technologią niż dysponowaliśmy gdy opuściliśmy US. Jeśli dostaliśmy się w tą stronę, to jest sposób żeby wrócić. Tylko musimy się dowiedzieć i nie dać się wcześniej zamienić w gluty. Tylko… - znowu podniósł palec - widzi mi się, że z tym kapitanem to może być niemożliwe.

Nie wiedzieć czemu, ostatnie zdanie informatyka widocznie rozbawiło magazyniera.
- Marzy ci się bunt na pokładzie, Vicente? - rzucił, pochylając się nieco do przodu. W pozornie poufałym geście współspiskowca, ale uniesiona brew i osobliwie twarde spojrzenie czyniły z tego niepokojącą parodię. - Tak chcesz nam zapewnić bezpieczeństwo?

Hiszpan jednak nie wyglądał na rozbawionego. Wlepił spojrzenie w poharataną twarz Negru.
- Dowódcę narażającego ludzi na niebezpieczeństwo stawia się pod sądem polowym - powiedział z pełną powagą.

- Członka załogi prącego do jej skłócenia i rozpadu w sytuacji kryzysowej eliminuje się bez sądu i po cichu.
Ostatni cień wesołości spełzł z twarzy Dragosa. Światła w kajucie odbiły się w głęboko osadzonych oczach. Niespodziewanie Rumun wstał i założywszy ramiona na plecach, uczynił dwa kroki w kierunku drzwi.
- Macie z Tonym więcej wspólnego, niż ci się teraz wydaje - mruknął, spoglądając na informatyka. - Więc radziłbym wsadzić dumę w buty do czasu, kiedy będzie potrzebna. Pomogę ci w kwestii bezpieczeństwa na tyle, ile będę mógł. Ale jeśli będziesz próbował bruździć, osobiście upewnię się, że zostanie to ucięte.
To powiedziawszy skinął głową, odwrócił się i opuścił kajutę Sancheza.
 
Mads jest offline  
Stary 09-10-2020, 22:11   #72
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
-Komputer, ponów symulację – Ryan czuł już przyjemne zmęczenie po długim treningu strzeleckim i wielokrotnym powtarzaniu treningowej sekwencji abordażu w przestrzeni kosmicznej. Niedługo polecą zbadać obiekt, jak będzie bezpiecznie to może nawet przytargają go w pobliże Archimedesa. Jak nie… to lepiej być gotowym na nieprzewidziane okoliczności, z którymi najłatwiej radzić sobie modułowym karabinem plazmowym.
Magbuty głucho uderzyły o połączone kontenery, które imitowały kapsułę. Ryan poczuł jak elektromagnesy trzymają jego stopy na powierzchni, by po chwili uruchomić algorytm start-stop, pozwalający na swobodne chodzenie. Ochroniarz poćwiczył przemieszczanie się, przyjmowanie pozycji strzeleckich, zabezpieczanie włazów. Niby proste ćwiczenie, jednak aby skutecznie zadziałać w stresowej sytuacji, należało mieć w pamięci mięśniowej wszystkie scenariusze bojowe. W końcu im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi podczas akcji.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 10-10-2020, 10:05   #73
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Kajuta kapitańska, Tony + Alice, wieczorkiem

Wyprawa na "Archimedesa" nie była na tyle męcząca, by Tony miał padać na pysk, ale nie samym "Archimedesem" żyje kapitan statku. Na samej "Aurorze" było roboty od groma, więc Tony z radością przyjął nadejście wieczoru, gdy można było usiąść wygodnie w fotelu i zająć się czymś przyjemnym. Na przykład postudiować relacje tych, co w różnych celach odwiedzali dryfujące po bezdrożach Kosmosu wraki.

Odpoczynek rzecz święta, więc Tony ze średnio umiarkowanym zachwytem przyjął fakt, iż ktoś usiłuje się dostać do jego "sanktuarium". Uczucie to zmieniło się diametralnie, gdy okazało się, kto jest owym gościem.
- Alice... - Tony z uśmiechem powitał wchodzącą do jego kajuty panią inżynier. - Siadaj. - Wskazał miejsce przy niewielkim stole.
- Uchu – mruknęła Alice. – Jak oficjalnie. Uprzejmie dziękuję za zaproszenie, kapitanie. Sir. – powiedziała i walnęła się na fotel stojący obok stolika.
Nogi w wysokich butach i bardzo krótkich szortach położyła na stoliku a sama ułożyła się wygodnie w fotelu.
- Jak tam kapitanowanie?

- Sama przyjemność - odpowiedział uśmiechem. - Wszystko idzie jak w zegarku... prócz tego, co zgrzyta w trybach - zażartował. - Piwo? - zaproponował, równocześnie sięgając do podręcznej lodówki.
- Zawsze - uśmiechnęła się Alice. - Wiesz, jak podejść dziewczynę.. - wygięła się pod dziwnym kątem, aby wyciągnąć z tylnej kieszeni szortów papierosy. - Chcesz?
- Jeszcze mnie to, co zastaliśmy na stacji, nie przeciągnęło na ciemną stronę mocy - żartował. - ale pal, nie krępuj się - dodał. Zgoła niepotrzebnie, bowiem Alice nigdy się nie przejmowała takimi drobiazgami. - Popielniczka jest tam, gdzie zawsze - dodał.
Otworzył puszkę piwa i podsunął Alice.
- Dzięki - mruknęła. Zaciągnęła się a potem poprawiła piwem. - Wolę w szkle, ale wiem, że z dużo wymagam… No dobra. Jakieś konkrety masz, zanim przejdziemy do bzykanka?

Tony uśmiechnął się.
- Co myślisz o tej kapsule? - spytał, po czym sam napił się nieco piwa. - Masz ochotę obejrzeć ją z bliska, czy wolisz zostać widzem... z odległości paru metrów?
- Nikt nie będzie w stanie ocenić, jak tam idą kabelki… I dlaczego. Co było ruszane. - pociągnęła łyk piwa. - Znaczy, da radę ocenić ktoś inny niż ja, po wierzchu, ale nie będą wiedzieli czego szukać. Nie zauważą, jeśli ktoś tam majstrował. Więc chciałabym zajrzeć.
Wypuściła dym, próbując zrobić kółko. Słabo jej wyszło. Być może z winy klimatyzacji, dzielnie zmagającej się z dymem.
- No, ale z drugiej strony… Jak tam nic nie było grzebane, to po co mam lecieć? Marnować czas i energię?
Znów się wygięła, żeby złapać popielniczkę, która stała gdzieś z tyłu. Krótka koszulka opięła się jej jeszcze ciaśniej na jej biuście i nieco uniosła, odsłaniając brzuch.
- No, ale z trzeciej strony - co niby mam tu do roboty? Zawsze to jakaś rozrywka. - usadziła się na powrót w fotelu.
Tony nie odpowiedział od razu, przez moment przyglądając się swej rozmówczyni... bo było na co popatrzeć.
- Jak nie polecisz, to się nie dowiesz. - Uśmiechnął się. - Złowienie kapsuły i dokładne jej oględziny zapewne nie będą stratą czasu... No ale to zawsze jest ryzyko. Twoje fachowe oko z pewnością wypatrzy wszelkie nieprawidłowości.
Przewróciła oczami.
- No proszę cię, kapitanie. Sir. Nie sądzisz, że samo przebywanie tutaj - zatoczyła koło ręką z papierosem. - Na statku, w środku niczego, z marną resztą prętów uranowych i dżunglą, oraz Seth, którzy mają dbać o nasze zdrowie, już jest ryzykiem?

Tony wzruszył ramionami. Tyle razy prosił ja, żeby skończyła z tym „Kapitanie. Sir”, ale odpowiadała mu niezmiennie, że to jest bardzo zabawny i nie po to ma rangę, żeby jej nie używać.
- Seth zadbają o nasze zdrowie, więc w tym ryzyka nie ma. A cała reszta... Zapewne parę osób z załogi wolałoby żyć długo i nudnie, niż ryzykować. - Uśmiechnął się. - Gdyby nie załoga i Aurora, już bym siedział w dropshipie i leciał w stronę centrum stacji. Będziemy więc ryzykować troszkę wolniej i ostrożniej. - Ponownie się uśmiechnął.
- Miejsce kapitana jest na mostku. Koordynuje, zarządza, przewiduje i deleguje. Powinien minimalizować ryzyko, które oddaje innym członkom załogi. - wyrecytowała. - Tak mnie w każdym razie uczono, Kapitanie. Sir. Czyli załoga działa zgodnie z wytycznymi.
Znów się przeciągnęła, ponownie przyciągając wzrok Tony'ego.. - Załodze należy się premia.
- Tak, tak, mnie też tak uczono - powiedział. - Tkwić na mostku i decydować o wszystkim. Ale to sytuacja nietypowa, a wysyłanie kogoś, by ryzykował, a samemu siedzieć i nic nie robić... Nie uchodzi. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu. - A premia będzie, gdy wrócimy do domu - zapewnił. - Nie dość, że kompania będzie musiała zapłacić za wiele lat pracy, to jeszcze przywieziemy bezcenne materiały z tych okolic. No i ta sława, wywiady... Może filmy... Jeszcze zostaniesz gwiazdą filmową - zażartował.
- Jasna sprawa - uśmiechnęła się. - Świetnie wyglądam w moim roboczym kombinezonie. - zmarkotniała. - Jeśli uda się nam wrócić...
- W kombinezonie nie będziesz udzielać wywiadów - zapewnił ją. - Jestem przekonany, że gdy rozwiążemy zagadkę Archimedesa, to zdołamy wrócić do domu. Skoro oni dotarli tu przed nami, to i wrócić zdołamy. Vicente przegryzie się przez wszystkie czarne skrzynki, a ty z kolei rozgryziesz systemy podróży w czasie i przestrzeni - dodał z uśmiechem.
- Dotarli … - wrzuciła papieros do puszki. - I znaleźliśmy ich jako zaschnięte plamy na ścianie...
- Trochę optymizmu... - Pokręcił głową. - A poza tym nie wiemy, czy byli w tym stanie przed wyruszeniem w drogę. Jeszcze jedno piwo? - Zmienił temat.
Alice też pokręciła głową i wstała.
- Dziś nie. Oczywiście zgłaszam swoją gotowość do bezpośredniego oglądania kapsuły.
Podeszła do mężczyzny, nachyliła się i pocałowała go.
- Dobranoc Tony. - powiedziała tylko, nie dodając zwyczajowego Kapitanie. Sir.
- Nie zostaniesz jeszcze paru chwil? - spytał. Oddał pocałunek, a potem podniósł się i objął dziewczynę.
- Dziś nie. Ale jutro też jest dzień, prawda?
- Zdecydowanie masz rację. - Uśmiechnął się lekko. Usłyszała zawód w jego głosie. - Spokojnych snów zatem.

Wykonała ruch ciałem w stronę drzwi, kiedy coś jeszcze przyszło jej do głowy. A co jeśli Zygmuś nie do końca był świrem? A usta rzeczywiście są źródłem przyjemności , ssanie, pocałunki i gryzienie… z naciskiem na ssanie i pocałunki.
Pocałowała jeszcze raz Tonego, a potem zsunęła dłoń niżej, na jego tors, a potem jeszcze niżej. Był gotowy.
- Poczekaj – zaprotestowała, widząc że chce coś zrobić czy powiedzieć. Opadła na kolana. – Pozwól mi zrobić mały… eksperyment. – powiedziała, patrząc cały czas w górę, na jego twarz.
Sprawnie rozpięła pasek jego spodni, wydobywając na wierzch to, czego substytutem był wg Zygmusia papieros. Bardzo, bardzo marnym substytutem. A może chodziło o pierś matki? Postanowiła nie zaprzątać sobie teraz tym głowy. I ust.

Zabrała się do roboty.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 10-10-2020, 13:28   #74
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dzień 10, wieczór; kabina kapitańska

Po wyjściu Alice Tony czuł całkiem przyjemne zmęczenie, chociaż nieco żałował, że jego ulubiona pani inżynier nie została nieco dłużej. Na przykład do samego rana.
Ale nie można przecież było mieć wszystkiego.

Kolejnym gościem był Dragos.
Operator załadunku miał swoje plany na zwiedzanie stacji, a że pokrywały się one częściowo z tym, co wymyślił Tony, kapitan nie miał nic przeciwko temu, by wyrazić na to zgodę i przydzielić paru pomocników. Dzięki temu i wymogi regulaminu zostały spełnione, i paru członków załogi nie miało okazji to nudzenia się. A nuda mogła doprowadzić do bardzo głupich pomysłów. Takich jak hodowanie różnych świństw... którym to pomysłom warto było zapobiegać lub w inteligentny sposób torpedować.

Po wyjściu Dragosa Tony zabrał się za planowanie zajęć na dzień następny.

Dzień 10; tuż przed północą; kajuta Tony’ego


Usłyszał krótki dzwonek przed drzwiami. Mały ekran komunikatora zdradzał, że przed wejściem stoi Chris. Co zaskoczeniem nie było bo przed paroma minutami zadzwoniła do niego z krótkim pytaniem czy może przyjść i porozmawiać. Była lakoniczna i widocznie nie chciała rozmawiać przez łącze.
- Wejdź, proszę - powiedział, a gdy tylko syntek znalazł się w jego kajucie, wskazał miejsce. - Siadaj - dodał.

- Dziękuję. - powiedziała Chris gdy weszła do kapitańskiej kajuty i zamknęła za sobą drzwi. Gdy usiadła chwilę milczała jakby zbierała myśli co i jak powinna powiedzieć. Ale chyba coś ważnego bo wyglądała na skoncentrowaną i poważną.

- Właśnie rozmawiałam z Vicente. - zaczęła w końcu podnosząc głowę na Tony’ego. - On chyba obawia się, że zbadanie kapsuły narazi nas na niebezpieczeństwo. I świadczy o braku odpowiedzialności. Tak go zrozumiałam. - zaczęła mówić to co skłoniło ją do przyjścia tutaj mimo dość późnej pory.
Tony skinął głową.
- Częściowo rozumiem jego obawy - powiedział - ale już samo wejście na pokład Archimedesa mogło nas narazić na niebezpieczeństwo. Kapsułę musimy zbadać, ale z dala od Aurory. Z dropshipem połączymy ją liną i tak dostaniemy się na jej pokład. Cały czas będziemy w skafandrach.

- No tak, rozumiem. - pilot pokiwała blondwłosą głową na znak, że przyjmuje to do wiadomości. Znów się chwilę zastanawiała. - Nie jestem pewna bo to chodzi o emocje a z tym zawsze mam trochę kłopot. Więc może coś źle zrozumiałam. Ale odniosłam wrażenie, że Vicente ci nie ufa. Twoim osądom i decyzjom jako dowódcy. Uważa, że narażasz nas na zbędne niebezpieczeństwo. - wyznała w końcu z widocznym wahaniem jakby sama nie była pewna czy właściwie zinterpretowała słowa i zamiary informatyka. - Może będzie lepiej jak sam z nim porozmawiasz? Ja mogłam coś pokręcić. - zaproponowała po chwili kolejnego wahania.

Uśmiech Tony'ego był tylko częściowo wesoły.
- Gdybym robił to, na co mam ochotę, to w tej chwili przebijałbym się przez sekcję dziesiątą, a potem przez R-trzy do centrum - powiedział. - Musimy się przekopać przez całego Archimedesa, ale zrobimy to ostrożnie, krok po kroku. Nie mam zamiaru stracić żadnego członka załogi... ale też nie mam zamiaru tkwić tu do końca życia.

- To nie mnie musisz przekonać, Tony. - odpowiedziała blondynka lekko kiwając głową i nieco przygryzając wargi jakby chciała dać znać, że to nie chodzi o sprawę tylko między ich dwójką.

- Jego nie przekonam - odparł Tony - chyba że przestanę cokolwiek robić. A tego z kolei robić nie zamierzam, z oczywistych powodów.

- Sam się chcesz skreślić nawet nie próbując z nim porozmawiać? Może wystarczy, że sobie wyjaśnicie parę spraw? Albo innym. - blondynka nie wyglądała na zachwyconą taką odpowiedzią kapitana. Dalej miała raczej zmartwioną i poważną minę jakby obawiała się konsekwencji takich czy innych decyzji jakie mogliby odnieść jej koledzy i koleżanki z własnej załogi.
- Biorąc pod uwagę fakt, iż niektórzy chcieliby robić jeden kroczek na miesiąc, zaś inni dziesięć kroków na godzinę, to nigdy nie da się wszystkich zadowolić - odparł. - Wiem, co musimy zrobić, więc Vicente będzie się musiał z tym pogodzić. Prędzej czy później zrozumie, że odwlekanie niektórych spraw nic nie zmieni.

- Może… - specjalistka od pilotażu latadełek i obsługi kriogeniki pokładowej zastanowiła się szukając jakiejś odpowiedzi. Zawahała się. - Może po prostu im przedstaw swoje racje? Tak by pokazać, że troszczysz się o nich i zależy ci na naszym bezpieczeństwie? Bo jak nic nie mówisz i nie tłumaczysz to może ktoś pomyśleć, że w ogóle ci na tym nie zależy i o tym nie myślisz. - dziewczyna popatrzyła niepewnie na kapitana i chyba trudno jej było ocenić jak tu taki albo inny krok mógłby wpłynąć na zachowanie kolegów i koleżanek.
- Przemyślę to - odparł po chwili Tony. - Coś jeszcze?

- Nie. To wszystko. - pilot potrząsnęła swoją blond głową i wstała z siedzenia. Zrobiła z krok i drugi w stronę drzwi ale zatrzymała się jeszcze. - Pójdę się podładować. A potem w nocy przeprowadzę procedurę przedstartową i spakuję sprzęt do holowania. Myślę, że wyrobię się do rana. - powiedziała już pod kątem jutrzejszego lotu po dryfującą w przestrzeni kapsułę ratunkową.
- Jestem pewien - uśmiechnął się Tony, żałując nieco, że nie mają w ładowni jeszcze paru takich modeli. - Do jutra zatem.

- Dobranoc Tony. - pilot pożegnała się skinieniem dłoni i wyszła z kapitańskiej kabiny zamykając za sobą drzwi.

Chris poszła, ale problemy pozostały.
Jedni palili się do działania, inni chcieliby iść do przodu tak małymi kroczkami, że najwcześniej za rok nie wkroczyliby na pokład Archimedesa. Oczywiście po tej stronie Wszechświata rok w tą czy w tamtą miał niewielkie znaczenie, ale siedzenie na tyłkach nie wpływało dobrze na nastroje tych, którym brak działań nie pasował. A konserwacja powierzchni płaskich nie była zajęciem, które dobrze by wpływało na morale specjalistów różnej maści. Wizja polerowania ścian i podłóg przez rok czy więcej zdecydowanie nie była budująca.
Niektórzy najwyraźniej nie rozumieli, że już byli martwi. Cała załoga.
Pozostało rozstrzygnąć jedną sprawę - czy mieli wegetować i powoli wymierać przez najbliższe dziesięciolecia, czy lepiej było odejść z przytupem, robiąc cokolwiek w celu zdobycia możliwości powrotu do domu, lub choćby zdobycia wiedzy, która mogłaby się przydać tym, co kiedyś tu dotrą.
Może ktoś, kto chciał żyć wiecznie, powinien się położyć do hibernatora i budzić się co 50 lat? Był cień szansy, że jeden z członków załogi przeżyje nawet milenium, co pół wieku budzony przez Chris.
No i kwestia Chris.
Co zrobić z syntkiem? Pozwolić, by po śmierci ostatniego członka załogi snuła się po pustych korytarzach Aurory? Wyłączyć Chris, a Aurorę skierować w stronę zaludnionych systemów gwiezdnych? Wmontować w Chris specjalne oprogramowanie? Ale do tego byłoby potrzebny Vicente... czyli pomysł odpadał.

Odsunąwszy sprawę Chris na plan dalszy Tony ponownie zabrał się za przydzielanie zadań dla załogantów - na przyszły dzień.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-10-2020, 13:44   #75
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 15 - Dzień 11 10:00

Czas: Dzień 11; 10:00
Miejsce: “Black Hawk”; orbita “Archimedesa”
Skład: Tony, Alice, Ryan i Chris


Tony, Alice, Ryan i Chris



- No i tak to wygląda. - w słuchawkach zabrzmiał spokojny głos blondwłosej pilot. Ona i siedzący po jej prawicy Tony mogli “to” oglądać własnymi oczami przez owiewkę kabiny pilotów. Alice i Ryan mogli oglądać to samo chociaż za pośrednictwem ekranów zamontowanych do sufitu ładowni. Tam też widać było obłą kabinę kapsuły ratunkowej. Kapsuła była niepokojąco ciemna co nie zwiastowało zbyt dobrze. Odkąd wczoraj Chris ją namierzyła za pomocą skanów pokładowych dropshipa to zawsze jakaś sonda miała ją na oku. I od prawie 24 h czujniki nie zarejestrowały żadnej aktywności. Niemniej wciąż była jakaś nadzieja, że jeśli wewnątrz jest aparatura kriogeniczna, a model sugerował, że powinna, to gdyby generatory kapsuły skoncentorwały się tylko na spż to właśnie mogłoby to być trudne do wykrycia z zewnątrz.

- Poprosiłam o ekspertyzę Seth. Mówił, że jak obiekt lata ze dwie czy trzy dekady w kosmosie to nawet jak był skażony biologicznie i coś by tam przetrwało to w formach przetrwalnikowych. A te nie powinny się aktywować póki nie będzie warunków dla nich. No i póki skafandry są szczelne to nawet w aktywnej formie nie powinny przez nie przeniknąć. A skażenie promieniowaniem albo chemiczne na tyle groźne by przebić się przez skafandry powinny wykryć czujniki skafandrów odpowiednio wcześnie. Ale w środku to może być różnie. - Chris na wszelki wypadek podzieliła się tym ostrzeżeniem na wypadek gdyby okazało się, że Vicente miał rację i coś tam w tej kapsule mogło być groźnego. Niemniej wedle ekspertyzy Seth no i norm bezpieczeństwa ryzyko wydawało się być pod kontrolą. Przynajmniej na zewnątrz, gdzie parę dekad kosmicznej pustki powinno skutecznie wysterylizować powierzchnie. No ale rzeczywiście z zewnątrz nie bardzo było jak sprawdzić co jest w środku.

Na wszelki wypadek Chris już z kwadrans oblatywała kapsułę dookoła. Stopniowo po coraz ciaśniejszej spirali skracając odległość z kilku tysięcy do kilkuset metrów. Teraz już nawet gołym okiem było widać napis na burcie kapsuły “Archimedes” zdradzający skąd pochodzi kapsuła. Mieli dobry czas lotu. Niechcący orbity stacji i frachtowca tak się korzystnie nałożyły, że zamiast standardowych 4 kwadransów lecieli jakieś 3. No ale ten 4-ty Chris poświęciła na bliski skan kapsuły. Ale jakoś nic specjalnego się nie pokazało. Ani coś co by zniechęciło albo zachęciło do zmiany planów. Za to można było dokładnie obejrzeć kapsułę pod kątem jej holowania. Właśnie zbliżał się moment w którym wypadało się za to zabrać albo dać sobie siana.

- To jak chcecie się za to zabrać? - w słuchawkach znów odezwała się pilot. No pytanie rzeczywiście było w sam raz. Gdy po śniadaniu stopniowo się zeszli w hangarze pakując swoje rzeczy osobiste i ubierając skafandry próżniowe, wkładając plecaki tlenowe pod siedzenia bo w nich nie bardzo dało się siedzieć okazało się, że “Black Hawk” jest zatankowany i gotowy do odlotu. Jak zwykle zresztą. Noc widocznie wystarczyła syntetycznej blondynce by przeprowadzić wszystkie procedury po jednym locie i przed kolejnym a do tego wypakować bagaże z ładowni promu i załadować ją na nowo. Dlatego gdy z godzinę temu pakowali się na miejsca widać było jak ładownię zawalają cztery, prostokątne pudła o gabarytach małych wanien. Silniki manewrowe. Normalnie je się przyczepiało do kontenerów i podobnych modułów. Przy braku ciążenia mogły dość dobrze zastąpić dźwigi portowe i podobną infrastrukturę portową. Można je było przyczepić magnesami do kontenera i potem zdalnie nimi manewrować choćby z pokładu dropshipa. No ale było jednak pewne ryzyko.

Otóż właśnie normalnie to te silniki montowały automaty. Tutaj ich nie mieli. A każdy z takich silników to ważył mniej więcej tyle, co astronauta w pełnym obciążeniu i skafandrze z plecakiem tlenowym. Oczywiście, że dało się w stanie nieważkości podnieść i ruszyć takie pudło o masie 150 czy 200 kilo. Tylko, że to pudło dalej zachowywało swoją masę. I manewrowanie nią robiło się dość niewygodne a w pechowych przypadkach nawet niebezpiecznie. Ot nie wszystko w co takie pudło gruchnęłoby z rozpędu zniosłoby takie uderzenie bez szwanku. Gdyby trafiło w poszycie dropshipa czy kapsuły raczej nic nie powinno się stać. Ale jakby trafiło pechowo w jakiś skaner czy coś tak wrażliwego, albo nawet przygniotło jakiegoś pechowego astronautę no mogło się zrobić… no pechowo właśnie. Ale gdyby udało się zamontować te silniki to manewrowanie kapsułą zrobiłoby się proste. Przy odrobinie cierpliwości mogło nawet starczyć na samodzielny lot do “Aurory” co zwolniłoby dropship do innych zadań. Chociaż taki lot by pewnie potrwał z kilka godzin. Z tego powodu chociaż Chris zapakowała w nocy te silniki manewrowe to decyzję czy ich użyć zostawiła pozostałej trójce.

Podstawowy plan to było zaczepić uprząż holowniczą od rufy dropshipa do kapsuły. Tutaj największą wprawę miały Chris jako ekspert od obsługi latadełek i Alice jako ekspert od inżynierii kosmicznej. Ale, że Chris raczej miała zostać za sterami “Black Hawka” no to rola eksperta od holowania spadała na wytatuowaną inżynier pokładową.

Początkowy etap zapowiadał się dość prosto. Trzeba było zabrać ten zwój taśmy holowniczej i wywalić w przestrzeń. Najlepiej przez tylną rampę bo było najbliżej rufy. I zaczepić taśmę o zaczep rufowy dropshipa. A potem wziąć drugi kraniec taśmy i polecieć z nim do kapsuły. Tu właśnie trzeba było z bliska sprawdzić stan zaczepów kapsuły. Na tyle co pokazywały kamery dropshipa to nie wyglądały źle. Ale stan faktyczny będzie można sprawdzić dopiero na miejscu. No i trzeba było zaczepić te taśmy. Najlepiej 3, po 1 do każdego z 3 zaczepów. Chociaż teoretycznie na jednym zestawie też powinno pociągnąć. Jak się uda zostawało wrócić na dropship i można było wracać na frachtowiec. Mechanicznie to była to dość prosta robota, coś podobnego każdy astronauta trenował podczas szkolenia na astronautę właśnie. Podróż z takim obciążeniem powinna potrwać z 1,5 do 2 godzin jeśli obejdzie się bez niespodzianek. Bo dla promu holowanie takiej masy było zauważalnym obciążeniem.

No i w takim planie na razie nic nie było mowy i otwieraniu kapsuły. O tym też trzeba było zacząć myśleć. Jak otwierać, gdzie, kiedy, kto i czy w ogóle.



Czas: Dzień 11; 10:00
Miejsce: “Aurora”; mostek
Skład: Dragos, Vicente, Jericho


Vicente



Po śniadaniu jakoś mostek stopniowo zapełnił się kolejnymi astronautami. Chociaż każdy z ich trzech zajmował się czym innym. Pokładowy informatyk siedział nad badaniem danych przesłanych z czarnej skrzynki ze sterówki archimedesowej 12-ki. A miał co badać. Właściwie jeszcze wczoraj zorientował się, że tych danych jest za dużo by nawet cała załoga “Aurory” mogła je zbadać przez rok cały. W końcu tu chodziło o setki kamer i czujników z dobrych kilku lat nieustannej pracy. A on na dobre zabrał się do tego po śniadaniu.

Ale nie był bezbronny w starciu z zalewem oceanu danych. Miał swoją wiedzę, sprzęt i doświadczenie. Wiedział, że własne oprogramowanie może go wspomóc w tych poszukiwaniach. Najłatwiej poszło mu z Antaresem. Co prawda to były dane z segmentu mieszkalnego czyli odpowiednika ogromnego hotelu a nie z mostka jednostki czy choćby jakiegoś centrum łączności. No ale mimo wszystko wzmianek o Antaresie właściwie nie było. Zupełnie jakby “Archimedes” a przynajmniej jego 12-segmen nijak nie był związany z systemem w jakim teraz byli. Bo trudno było uznać “Antares” piracki statek kosmiczny z jakiegoś filmu za realne powiązanie z tym co mieli za burtą.

Z wojną i atakiem było podobnie. Nic związanego z regularną wojną, taką co mogłaby doprowadzić stację do takiego stanu w jakim ją zastali nie znalazł. Wojna handlowa, wojna z odpadkami, wojna o energooszczędne oświetlenie no ale żadna wojna w sensie konfliktu zbrojnego. Z atakiem podobnie. Jedyne ataki jakie znalazł to ataki jakichś grupek chuliganów. Raz była groźna sytuacja co służby ochrony interweniowały jak jakiś desperat wziął swoją dziewczynę na zakładniczkę i przetrzymywał ją prawie dwie doby. Ostatecznie negocjatorzy załatwili sprawę i przekonali go by ją wypuścił i się poddał. No i to tyle z ataków. Czasem były alarmy o atakach bombowych ale praktycznie wszystkie okazywały się fałszywymi. A nawet jakby któraś wybuchła to nie mogła doprowadzić stacji do takiej dewastacji w jakiej się znajdowała obecnie.

Najwięcej jego programy szukające znalazły związków z “zagrożeniem”. Chociaż to też raczej nie było to czego szukał. Chodziło zwykle o zagrożenie awariami. Raz na 5 piętrze była poważna awaria bo siadły spż i piętro zaczęło się stopniowo wychładzać i powietrze przestało nadawać się do oddychania. Zarządzono ewakuację ludności do innych sektorów. Zarządzono pomoc humanitarną i zbiórkę dla tych ewakuowanych. Awaria była na tyle poważna, że jej usunięcie potrwało kilka tygodni. I to było chyba najpoważniejsze zagrożenie jakie w kilkuletniej pamięci miały dane z czarnej skrzynki.

Właściwie to z tymi danymi można było czuć się jak jakiś manager osiedla mieszkaniowego. Co widzi je od podszewki, od strony zarządzania i problemów. I tych było całkiem sporo, regularnie czymś trzeba było się zająć. Ale w skali globalnej to były raczej drobiazgi, nic co by mogło zagrozić funkcjonowaniu całej stacji a nawet tylko 12-ki. I tak przez kilka lat co mieściła w sobie czarna skrzynka. W skali katastrof, to był wręcz nudny materiał.

Dlatego tym bardziej nie pasował nagły alarm wzywający do ewakuacji. Tak w środku dnia, kompletnie bez ostrzeżenia i zwiastunów nadchodzącej zagłady. W połowie przysłowiowej kawki nagle przyszedł ten komunikat wzywający do ewakuacji. Przyszedł z góry, z centrali i Vicente był prawie pewny, że sprawa nie dotyczyła bezpośrednio 12-ki. W 12-ce był kolejny, rutynowy dzień gdy zawyły alarmy ogłaszające ewakuację.

Reakcja ludzi była różna. Ale z początku w zdecydowanej większości zachowali spokój. W komunikatach wzywano do zachowania spokoju i raczej to się udało. Jakby chodziło o jakieś ćwiczenia. Ludzie przerywali swoje zajęcia i napływali do 12-ki. Ale w miarę tego ludzkiego potoku robiło się bardziej nerwowo. Jak zaczynała się odczuwać presja czasu, jak do ludzi docierało, że to tak naprawdę z tą ewakuacją, jak się gorączkowo szukali czy czekali na kogoś kto powinien wrócić z innych sektorów albo chcieli się upewnić, że ktoś bliski ewakuuję się z innego sektora. No to niektórym nerwy zaczęły puszczać. Ale jak na taką masówkę to i tak szło im dość nieźle. Prawie jak we Flocie. Musieli mieć to przećwiczone nie raz.

Koniec końców ludzie stali w kolejkach do włazów zewnętrznych. Ze swoimi bliskimi albo do końca czekając na nich. Trzymali swoje dzieci, swoje bagaże i grupka po grupce przechodzili do śluz a następnie do promów jakie miały ich zabrać gdzieś dalej. Więc robiło się puściej i luźniej, strumień ludzki wysychał aż niemal wysechł zupełnie. To się stało tak szybko, że nawet na zwolnionym tempie nie bardzo było widać co się stało. Kamery w sterówce pokazały coś jakby błysk i nagle tych kilku techników nadzorujących do końca ewakuację rozpadło się w pył. Tak po prostu. Rozpadli się. Nie wiadomo dlaczego, od czego właściwie kamery pokazywały właśnie tylko to jak nagle nieruchomieją i zaczynają się rozsypywać. Aż zostały po nich kupki popiołu jakie kilka dekad później znaleźli załoganci z “Aurory”.

Potem coś się działo. Coś dużego. Bo mrugały światła, trzęsły się ruchome detale, turlały po podłogach i regałach okrągłe przedmioty albo spadały na dół, czasem gdzieś doszło do spięcia i wybuchł lokalny pożar. Może i było to jakieś echo eksplozji. Ale raczej nie w 12-ce. Ta jakimś cudem zachowała się prawie nietknięta. Ale automaty wciąż jeszcze działały i nadążały z gaszeniem pożarów. Potem się wszystko uciszyło i uspokoiło. W ciągu paru tygodni komputery z braku aktywności przeszły w tryb oszczędny by jeszcze później zapaść w letarg. Kolejna aktywność to dopiero jak na pokład weszła czwórka załogi “Aurory” i uruchomiła generator co przywróciło pamięć i całą resztę systemu. Co się działo w tym interwale pomiędzy wyłączeniem się systemów a włączeniem przez Alice to nie było wiadomo. Chociaż ten blackout wydawał się bardziej naturalny, po prostu energia się stopniowo wyczerpała i wszystko się samo włączyło.

Znalazł jednak sporo nawiązań do Koraba. Zupełnie jakby wówczas “Archimedes” był właśnie w tym systemie. Ale system Korab był jakieś 550 lś stąd. Prawie 2x dalej niż Pegasus skąd odlatywała “Aurora”. Chociaż z całkiem innych kierunków. Był jednak dość blisko, zaledwie kilkadziesiąt lat świetlnych od Zeusa co był światem macierzystym dla korporacji Zeus.



Dragos i Jericho



Rumun z początku sam siedział przed pulpitem jakim sterowało się sondami. Z irytacją odkrył, że te parę sond przez ostatnie parę dni to nagrało całkiem sporo materiału do przejrzenia. A trzy sztuki to nawet zeskanowały powierzchnię Antaresa 99 tworząc całkiem solidną, wielowymiarową mapę powierzchni tego satelity gazowego giganta. Ale nawet bez tego skanu to było od cholery materiału do oglądania. Ale dość szybko na mostek przyszedł Jericho i przyszedł mu w sukurs. Mogli się niejako podzielić zadaniami. Jeden oglądał nagrania a drugi mógł skierować sondę by zbadała jakiś ciekawszy fragment dryfujący w przestrzeni. Trzeba było uważać bo wokół “Archimedesa” wytworzył się pas kosmicznego śmiecia gdzie największe fragmenty mogły rozbić nie tylko sondę ale i “Black Hawka”. A najmniejsze były drobicą tworzącą pylistą chmurę zmrożonych szczątków zasłaniającą światło widzialne.

Prawie przy okazji zarejestrowali najpierw jak sam dropship odbija od “Aurory” a potem dość długo nic specjalnego się z nim nie działo jak prawie trzy kwadranse leciał przez kosmiczną pustkę. Nic ciekawego do oglądania. Dopiero jakiś czas temu Chris musiała zastopować maszynę i krążyła wokół kapsuły. Ta zaś zasuwała wokół zmrożonego naturalnego satelity gazowego giganta. Pewnie niedługo zabiorą się za tą kapsułę. Na razie zaś kwatermistrz i droniarz mieli i bez tego sporo filmów do oglądania.

Sondy zrobiły całkiem dobrą robotę. Vicente też bo okazało się, że jak zaczęli grzebać w systemie by obejrzeć zdjęcia i zapytać komputer o ekspertyzę to system wyświetlił im zmodyfikowaną symulację ostatnich dwóch dekad dryfowania w przestrzeni rozwalonej stacji. Chociaż sama symulacja nie bardzo dawała odpowiedź co zrobiło te wszystkie dziury w stacji.

Teraz gdy Jericho prowadził sondy na zbliżenie by dokładniej się przyjrzeć obrażeniom jakie otrzymała stacja coś już było widać. Zdecydowana większość dziur była jakby wyrwana od wewnątrz. Jakby wybuchło coś od środka i rozerwało pokłady i poszycie stacji. Co niby wskazywało na źródło wewnętrzne takich eksplozji. Ale. Ale ekspertyza komputera mimo wszystko nie wykluczała ataku z zewnątrz. Takie wielkie struktury jak “Archimedes” były wielkimi celami ale pozbawionymi pancerza typowego dla porównywalnych wielkością jednostek bojowych floty. Był więc to porównywalny do jakiegoś wielkiego frachtowca czy bardziej statku pasażerskiego. Więc nie trzeba było używać typowej broni przeciwpancernej. Wystarczyły klasyczne dewastatory. A takie wbijały się przez poszycie w trzewia i tam eksplodowały. Więc uszkodzenia były jak od eksplozji wewnętrznej a sama “rana wlotowa” była łatwa do przegapienia przy tylu wyrwanych kęsach jakie rozpruwały kompozytowe cielsko od środka.

Właściwie więc twardych dowodów, że atak nastąpił od zewnątrz nie było. I bez zbadania wnętrza stacji raczej nie było co na nie liczyć. Pośrednio jednak ilość i wielkość uszkodzeń może nie dziwiła bezdusznego komputera. Ale żywych załogantów mogła budzić zastanowienie. Bo symulacje wskazywały, że ten “Archimedes” musiałby być od stępki po dach wypełniony jakimś gazem czy magazynem rakiet, amunicji czyli czymś co wybucha pięknie by doprowadzić do aż takich i aż tylu zniszczeń. No ale twardych dowodów na atak z zewnątrz mimo wszystko na razie nie było.

Gdy Jericho kursował sondami w tę i we w tę po różnych fragmentach zdewastowanej stacji na Dragosa spadło przeglądanie tego co się nagrało wcześniej. To było dość męczące zajęcie. Bo w tym morzu kosmicznych szczątków łatwo było przegapić… no właściwie wszystko. Zwłaszcza jak się nie wiedziało czego się szuka czyli na co zwracać uwagę. I czy w ogóle coś tam jest wartego odnotowania. Sprawa wydawała się prawie beznadziejna. Ot, za jednym poszarpanym kawałkiem czegoś, dryfował kolejny fragment poszarpanego czegoś. A w przerwach jak sonda wleciała w mgławicę no to momentami zostawał tylko obraz radarowy albo podczerwień co nie była tak podatna na zapylenie. A jednak.

A jednak w pewnym momencie żywy operator wyłapał na kamerze coś co sondy nawet jak zarejestrowały i przesłały na pokład frachtowca to system nie zwrócił na to uwagi. Bo w końcu wyglądało to jak jeden z wielu poszarpanych fragmentów poszycia. Ale na tym się zachował kawałek nazwy. Chyba “Nautilus”. A jeśli to była nazwa statku no to na pewno nie należał do “Archimedesa” tylko właśnie oznaczałoby, że jakiś statek tu był i oberwał chociaż na tyle by stracić ten fragment.



Czas: Dzień 11; 10:00
Miejsce: “Aurora”; ambulatorium
Skład: Agnes, Seth


- I co? Pieprz? - Seth skorzystał z okazji aby zagaić do koleżanki. Oboje wylądowali w ambulatorium zaraz po śniadaniu koncentrując się nad badaniami. Chociaż każde z nich badało co innego. Seth zabrał się za badanie tej próbki “glutów” przywiezionych wczoraj ze sterówki 12-go segmenty a Agnes zajęła się jego znaleziskiem z ogrodu. On sam zażartował na samym początku, że ktoś chyba pieprz próbował sadzić i hodować. Bo te próbki rzeczywiście wyglądały jak ziarenka pieprzu: prawie czarne, podobnej wielkości, okrągłe i nie dawały się rozgnieść palcami. No zupełnie jak pieprz. Nawet jak się miało tą małą, ciemną, kulke w ręku to nadal pierwsze skojarzenie to było z pieprzem. Ale Agnes dość szybko połapała się, że to nie jest pieprz.

- Chciałbym, że to był pieprz. - Seth westchnął przeczesując palcami swoje długie, czarne włosy. Wydawał się być zmęczony. Albo przybity. Dopiero po chwili Agnes zorientowała się, że mówi o własnej próbce jaką badał od śniadania. Przesunął dłoń na swoją twarz, przetarł oczy jakby walczył ze zmęczeniem. W końcu otworzył oczy i wskazał na własny mikroskop.

- To ludzie. To byli ludzie. Ludzkie tkanki, ludzkie DNA i tak dalej. Ale strasznie pocięte. Poszatkowane. Na bardzo drobne fragmenty. Nie mam pojęcia co mogło tak poszatkować materię. Nawet ubrania, resztki ubrań też tu są. Wszystko kompletnie przemielone. Biedacy. - Seth westchnął jeszcze raz gdy pewnie uświadomił sobie co oznaczają takie wyniki badań. Wydawał się tym przygnębiony.

- A ty co masz? - zagaił jakby wolał wrócić do czegoś innego niż próbki jakie badał pod mikroskopem. No pytanie wydawało się naturalne i grzecznościowe a nawet być objawem zainteresowania. Ale odpowiedź wcale nie była taka oczywista. Właściwie po dwóch godzinach pod mikroskopem… Agnes właściwie nadal nie była pewna co ma pod mikroskopem. Właściwie łatwiej jej było powiedzieć czym to coś nie jest.

No więc nie był to pieprz. Mimo zewnętrznego podobieństwa do przyprawy używanej w kuchni. Nie był to granulat używany w ogrodzie. Chociaż ten trop wydawał się naturalny. Jakiś rodzaj granulatu, może jakiś stary co się zbrylił zamiast rozpuścić czy co. No czasem się zdarzało. A gdzieś tam w głębi gleby mógł się taki ostać. No ale nie. To na pewno nie był granulat. Ani stary, ani nowy, ani żaden.

Nie było to też żadne nasiono. Po prostu w każdym nasionku było wewnątrz coś co służyło do wykiełkowania nowego pokolenia. Tutaj nawet po przecięciu laserowym skalpelem tej kulki nie znalazła nic takiego. Więc nie miało co kiełkować nawet jakby do końca świata leżało w żyznej glebie i miało powietrze, światło i składniki odżywcze. Więc nie, nasiono to to też nie było.

Miało za to dość strefową budowę. Jak kulka z ciasta francuskiego. Jedna warstwa, pod nią kolejna, i kolejna i tak dalej. A i te warstwy pod mikroskopem były dość gąbczaste. To nadawało kulce ciekawe właściwości. Palcami ledwo się ugniatały, prawie w ogóle. Ale zapewne dlatego, że ludzkie palce były dla tej kulki jak kłody. Przy mniejszych powierzchniach nacisku, jakimiś igłami czy fizycznymi ostrzami kulka okazywała zaskakującą elastyczność. Naprawdę trudno było ją przekroić właśnie z powodu małych rozmiarów i elastyczności. Igła czy ostrze częściej ześlizgiwały się po powierzchni a nie bardzo chciały ją przeciąć. Dopiero laserowy skalpel przeciął unieruchomioną szczypcai kulkę. I dopiero wtedy było widać tą warstwową, gąbczastą budowę i brak wyraźnego centrum.

Ciekawie też reagowała na skrajne temperatury. Nieco puchła, jakby troszkę nadymała się przy temperaturze powyżej 1000*C. Za to prz skrajnie niskich temperaturach jakby zasklepiała się w sobie przez co nieco zmniejszała swoją objętość. Było to zwłaszcza widoczne na przyśpieszonym nagraniu z takich prób odporności termicznej. Ale chociaż młodej biolog udało się zdyskwalifikować parę kategorii czym to coś w próbce nie jest to nadal nie bardzo mogła znaleźć odpowiedź na pytanie co to właściwie jest.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 16-10-2020, 18:31   #76
 
Mads's Avatar
 
Reputacja: 1 Mads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputację
Aurora, mostek

Miejsce: Mostek "Aurory"
Skład: Vicente, Jericho, Dragos, Zeeva, Agnes, Seth

- Mam coś ciekawego - przerwał ciszę na mostku Vicente, po czym otworzył połączenie z Zeevą. - Przyjdź na mostek. Mam coś co może cię zainteresować.

Nie czekając włączył holo.

- Mam nagranie z ostatnich chwil życia załogi dwunastki. - Nie sposób było nie zauważyć podekscytowania informatyka. - Gotowi?

- Dawaj - Jericho odkleił nos od ekranów i pulpitów sterowniczych dron badawczych i manipulacyjnych, sięgając jednocześnie po kubek z zimną już kawą

Zeeva wmaszerowała na mostek i zmierzyła zebranych spojrzeniem. Ostatecznie jejsyntetyczne oczy zogniskowały się na Vinim.
- Co jest tak ważne by przerwać moje spotkanie z “Johnym” i “Jackiem”...?

Sanchez nawet nie odwrócił głowy.
- Patrz! - powiedział puszczając nagranie.
Na hoło wyświetliły się znane już informatykowi błyski a następnie rozpad załogi. Zatrzymał projekcję. Spojrzał po obecnych jakie wrażenie wywarł na nich film.
- Macie pomysł co to mogło być? - pytanie rzucił do wszystkich lecz wpatrywał się w Zeevę.

Kobieta przyglądała się holoprojekcji z uwagą podzieloną na odpalanie papierosa.
- Widziałam kilka razy jak wygląda załoga statku po nagłym przyspieszeniu. Żeby przyspieszyć z tu z Koraba pewnie musiałoby to wyglądać jeszcze bardziej efektownie, na przykład tak. - zauważyła Zeeva.

- Niee...to chyba nie przyspieszenie. Mi wygląda na... promieniowanie jonizujące - stwierdził Jericho - zauważcie, jest błysk, potem nieruchomieją, bo zgon jest praktycznie od razu przy odpowiedniej dawce. Potem samorzutny rozpad. Obstawiałbym broń jakiegoś nieznanego projektu, lub jakieś urządzenie - Jericho potarł kilkudniowy zarost na policzkach, machinalnie próbując dopić kawę z pustego kubka.

Zeeva strzepnęła popiół na podłoge.
- jakieś ślady tego “promieniowania”? ponoć w przyrodzie nic nie ginie…

- ADRy nic nie wykryły na Archimedesie - przypomniał Sanchez. - Dodam, że wszystko wskazuje na to, że TO wydarzyło się w Korabie. Skok był po tym, albo TO było następstwem skoku. - Informatyk zamacgał rękami. - W każdym bądź razie TO nie zdarzyło się na Antaresie. Może jakieś wybuchy wtórne. OK. Ale nie ich przyczyna. To by tłumaczyło dlaczego wg analizy brakuje części materiału ze stacji w przestrzeni.

- Jedno nie wyklucza drugiego. Zresztą, nie jesteśmy “w przyrodzie” - zauważył Jericho, komentując uwagę Zeevy - Weźmy pod uwagę długi czas orbitowania. Być może w czasie katastrofy ta materia była silnie promieniująca, w tej chwili jest jałowa jak cały statek. Mi chodzi, że wygląda mi to na przyjęcie przez tych kolonistów jakiejś określonej dawki. Czegoś. Energii? Może. Promieniowania? Może - Jericho marszczył czoło, jakby intensywnie o czymś myślał.
- W bazie danych nie ma przeznaczenia stacji? Może to jakaś naukowa placówka i coś im poszło nie tak? Ci ludzie nie zachowują się jak zaatakowani. Wtedy są określone procedury w czasie ataku i byliby najpewniej w określonych miejscach

- W bazie nie ma nic - przypomniał Hiszpan. - Archimedesa zbudują za kilkadziesiąt lat, pamiętasz? - Przeczesał włosy palcami. - Dobra informacja jest taka, że ryzyko, że coś wyskoczy z kapsuły - wskazał na ekran, na którym widzieli Black Hawka, - i nas pożre albo zmutuje nasze geny, jest minimalna.

Zeeva wypuściła dym.
- Obstawiam, że byli w Korabie w czasie ewakuacji, to dlatego w taki zorganizowany sposób się ewakuowali i przynajmniej myśleli że mieli gdzie. Obstawiam też, że ten “wybitny skok w przestrzeni” jaki popełniła stacja odbył się w czasie tego całego “błysku”. W ogóle to są jakieś zapisy z kamer na zewnątrz? coś co pozwoliłoby ustalić kiedy zmienił się obraz obserwowanych gwiazd? jeśli znajdziemy zapisy z przed i po to będzie można umieścić w czasie to wydarzenie - kobieta zatrzymała wskazująco papierosa przed zatrzymanym obrazem holo.
- Ale… - kobieta uśmiechnęła się - to już sprawy was, mózgowców.

- Hmmm… - przytaknął hacker. - Mogą być w centrum Archimedesa.

- Zgadzam się z Vicente - odezwał się Dragos, w końcu odrywając spojrzenie od ekranu z zatrzymanym obrazem. - To, co widzimy, może być efektem skoku. Chyba mocno źle obliczonego, bo patrzcie… - pokazał wszystkim zarejestrowany przez sondę, lewitujący wśród szczątków kawałek Nautilusa. - Wygląda, jakby przenosząc się w okolice Antares zgubili część własnej konstrukcji i wyrwali ze sobą fragment otoczenia… w tym i tych nieszczęśników, którym nie udało się ewakuować - teraz z kolei przeniósł spojrzenie na obraz z okolic kapsuły, przy której pracowała druga część załogi.
- Interesuje mnie, czy ci, którzy zostali tam zahibernowani, również rozsypali się w proch. To mogłoby rzucić nieco światła na obecną sytuację Aurory.

- Hmmm… - skwitował Vicente uruchamiając ekspres do kawy, który też był na wyposażeniu mostka. - Chyba, że w kapsule też znajdziemy tylko gluty. - Wyciągnął kubek parującej kawy, której aromat od razu rozszedł się po pomieszczeniu. - W analizie nagrań nie znalazłem wzmianki o zagrożeniu. Cokolwiek się stało, nie spodziewali się tego. Jednak była ewakuacja… - Siorbnął głośno.

- Jakiejś awarii spodziewali się na pewno. Pytanie tylko, czy akurat tej. - Negru podrapał się po policzku. - Może im grożono. Obawiam się jednak, że podobnej informacji nie znajdziemy w części mieszkalnej. W tej raczej starano by się uniknąć niepotrzebnej paniki.

Zeeva ustawiła się w kolejce do ekspresu.

- Czyli, jeśli to była jakaś broń - upewnił się Sanchez robiąc miejsce Zeevie, - to nic nam znanego?
- Na pewno nie mi. - wtrąciła weteranka nalewając sobie kawy.

Dragos poklepał się po kieszeniach, westchnął, po czym zaplótł ramiona na piersi. Spojrzenie uparcie uciekało mu do zatrzymanej w kadrze, bezgłośnej tragedii.
- Wspominałeś o promieniowaniu jonizującym - rzucił w kierunku Jericho. - Ale gdyby to było po prostu coś z reaktorem, na odparowaniu załogi by się nie skończyło, hm? Zakładając, że sam wybuch dałoby się jakoś opanować, to czy zniszczeniu nie uległyby też wszelkie dane?

- Nie znając rodzaju promieniowania, nic nie jest pewne. Obstawiam jednak przy swoim, bo na filmie jest błysk, widoczny zgon, i rozpad tkanki, jak przy zdjęciu roentgena które jest krótkotrwałą emisją promieniowania, nie tak zabójczego oczywiście. Nie zakładam awarii, w końcu reaktory Archimedesa są sprawne, a śladów awarii reaktora nie stwierdziliśmy. Myślę, że Seth lub Agnes mogliby zbadać szczątki kolonistów pod jakimś mikroskopem i potwierdzić lub odrzucić teorię. Przy przeciążeniu cało by eksplodowało. Jak granat. Choć też jest możliwe, że właśnie jesteśmy pierwszymi istotami badającymi efekt skoku czasoprzestrzennego na niezabezpieczonym organizmie. Albo nie pierwszymi, bo już to przetestowano w czasie pracy stacji przed jej zniszczeniem. Hmm...wiem, że prowadzono badania nad uzyskaniem czarnej dziury w warunkach laboratoryjnych, ale otwieranie tuneli czasoprzestrzennych w środku bazy... - Jericho nie sprawiał wrażenie, że podoba mu się ten pomysł.

- A może to nie działanie z wewnątrz bazy? - podsunął Negru. - Może ktoś się nimi zabawił, jak nami?

- Możliwe - przytaknął Jericho.

- Nic więcej póki co nie przychodzi mi do głowy - Rumun strzelił kostkami i odchylił się na oparcie fotela, zerkając po reszcie w milczącym oczekiwaniu. - Z tego, czego się dowiedzieliśmy do tej pory, nie umiem więcej uskładać.

- Mnie, z kolei bardziej nurtuje, jak my się tu dostaliśmy. Mam pewną teorię, którą chciałbym sprawdzić, ale potrzebuję do tego Alice i Agnes. Wpierw Agnes, aby być ścisłym - Jericho odstawił w końcu pusty kubek z kawą, tracąc nadzieję, że napełni się sam.

Zza otwierających się powoli drzwi wychyliła się głowa Agnes.
- Obgadujecie mnie? Wiedziałam. Chwilę mnie nie ma! - uśmiechnęła się i weszła do środka machając ręką. - Mam te kulki wraz z jedną dobrą wiadomością, a drugą złą, która najpierw?

- Hmmm? - zapytał informatyk, zdążywszy już przysiąść z kawą w ręce na wolnym fotelu.

- Tą ważną… - odpowiedziała kobiecie Zeeva popijając kawę.

- No to zacznę od lepszej: nie ma tam żadnych szczątków ludzi, raczej nie jest to broń, ani raczej to nie wybuchnie. Zła wiadomość jest taka, że nie mam pojęcia, do czego mogło to służyć ani skąd się wzięło. - wzruszyła ramionami - Przyszłam zrobić burzę mózgów, może wy na coś wpadniecie?

Zeeva popuściła dym nosem.
- Spoko, nie ma takich kulek z których Alice nie zrobiłaby użytku. Szczególnie z Chris…

- A gluty? - dopytał Sanchez.

Nawigatorka przez chwilę wpatrywała się w Zeevę, jakby zastanawiała się, czy coś powiedzieć, ale ostatecznie postanowiła po prostu to pominąć.
- Nic szczególnego. Kawałki ludzi. I ubrań. Brrrr. - wzdrygnęła się. - Jakbyś coś szczególnego chciał wiedzieć, to do Seth z pytaniami.

Informatyk przymknął oczy.
- Nie chciał przyjść?

- Przyjdzie pewnie.

- Hmmm… - skomentował Sanchez. - A pył? Badaliście pył?

- To co było w próbkach to pewnie normalny pył. Seth nie mówił, że odkrył coś szczególnego. Ale może ich nie ruszał, nie wiem. - wzruszyła ramionami ponownie. - Wy znaleźliście coś ciekawego?

Agnes nie pomyliła się w swoich szacunkach. Niedługo potem drzwi mostku syknęły i wszedł przez nie medyk pokładowy. Odgarnął swoje długie włosy i podszedł do niej przy okazji rozglądając się po mostku bez większego zainteresowania.

- Masz coś? - spytał go wprost informatyk.

- To ludzie. Ludzkie szczątki. Przemielone. Nie pytaj jak bo nie wiem. - Seth wzruszył ramionami jakby nie miał ochoty o tym rozmawiać. Zaczął się bez większego zainteresowania przyglądać tym wszystkim ekranom jakie były rozpylone w różnych miejscach mostka.

- Coś niezwykłego? - dopytał, jakby mogło być coś niezwykłego w przemielonych, ludzkich szczątkach o konsystencji gluta. - Jakieś obce substancje?

W odpowiedzi doczekał się przeczącego ruchy długowłosej, czarnej głowy.

Informatyk był najwyraźniej rozczarowany. Odłożył opróżniony do połowy kubek i podszedł do Agnes.
- Masz to?

Agnes uniosła brew pytająco.

- No… - informatyk pstryknął palcami. - To coś z ogrodu.

Dragos zerknął na Agnes.
- Bawiłaś się jakoś tymi kulkami? - zapytał z głupia frant. - Zmieniają się jakoś pod wpływem otoczenia? Albo mogą na to otoczenie wpływać? Na przykład na rośliny?

Vicente posłał słaby uśmiech operatorowi za pomoc w zwerbalizowaniu pytań.

- Tu są. - pomachała zaciśniętą dłonią. - Mogę je wam dać do obejrzenia, ale w jakimś bezpiecznym miejscu, żeby się nie odturlały. Kulki reagują na wysoką lub niską temperaturę, lekko zmieniają wielkość. Przypominają gąbkę, albo ciasto francuskie, albo coś w stylu waty, jakby się ktoś uparł. W środku nic nie ma, da się je ugiąć… Co jeszcze…

- Na temperaturę? - Rumun z ciekawości aż poprawił się w fotelu. - Jak? Mamy w bazie danych Aurory coś o podobnym materiale? W sensie - mogliśmy to przywieźć ze sobą, czy pojawiło się nie wiadomo skąd?
Pytający wzrok operatora zawisł zarówno na Agnes, jak i kolejno Vicente oraz Jericho.

- Organiczne? - dorzucił pytanie Vicente jednocześnie wzruszając ramionami jako odpowiedź dla Dragosa.

- Ciężko cokolwiek stwierdzić. Nie jest to coś, co występuje często, albo na czym się znam. Może ktoś tutaj ma większe doświadczenie lub pamięta, czy mogliśmy coś takiego brać ze sobą? - zamyśliła się i również przesunęła wzrokiem po obecnych osobach.

- Hmm, nie przypominam sobie w spisie ładunku aby coś takiego było na pokładzie... mogę przejrzeć spis czwarty raz, w sumie, co mi szkodzi - Jericho podrapał się po głowie patrząc na tajemnicze kulki.

- Możemy to zobaczyć? - wciął się znowu Hiszpan. - W labie? Mamy tego więcej?

- Mogę pomóc przejrzeć, zawsze więcej oczy i może się coś znajdzie? Nawet wszyscy możemy przejrzeć, wtedy to już całkiem szybko będzie. - uśmiechnęła się szeroko. - Ale co do ładowania się całą grupą do laba, nie wiem, czy to dobry pomysł. Jeszcze ktoś coś przypadkiem przestawi albo szturchnie… Cud, że mnie Seth jeszcze stamtąd nigdy nie wyrzucił, jak tak sobie myślę o niektórych rzeczach… Ale jakby ktoś coś konkretnego chciał zobaczyć, albo zaproponować, to może się udać.

- Może wrzucisz pod mikroskop i wyświetlimy obraz tutaj? - Vicente wskazał jeden z monitorów na mostku. - Aaaa… - dotknął palcem ust, zastanawiając się nad czymś, - sprawdziliśmy jak to reaguje na próżnię?

- Albo jednocześnie wysoką temperaturę i wilgotność? - dodał Negru.

- Ja ekranów nie tykam, jak to podłączysz i będzie działało, to wtedy mogę ja ze swojej strony podać obraz dalej. Próżnia, wysoka temperatura i wilgotność… Myślicie, że ta próżnia coś zmieni? Nie wiem, czy wyciągnęlibyśmy z tego jakieś wnioski. To drugie… Kulki leżały przez pewien czas w naszych tropikach, więc może miałoby to jakiś sens… Sprawdzić, czy może powstrzymają wodę przed parowaniem… Chociaż też nie wiem, czy by to coś dało. - Podrapała się po głowie. - A, właśnie, ogródek powoli wraca do używalności. Sprawdzał ktoś, jak tam instalacja? Chciałabym potem przejść się tam i ocenić stan miejsca, czy można coś nowego zasadzić i takie sprawy.

- Przygotowałem go pod wymianę instalacji ale A.J. chyba jeszcze się tym nie zajęła - odparł informatyk. - Możesz się upomnieć. Podepnę kamerę pod mikroskop, choćby teraz. Idziemy? - strzelił wzrokiem w nieobecnego duchem Seth. Ten spojrzał na niego jakby się otrząsnął z zamyślenia, wzruszył ramionami, skinął głową i ruszył do wyjścia z mostku. Vicente podążył za nim i obaj zniknęli za drzwiami.

Magazynier zerknął za wychodzącymi, po czym zwrócił się do Jericho.
- Tymczasem miałeś jakiś pomysł w kwestii sposobu, w jaki się tu dostaliśmy. Potrzebowałeś Agnes - szerokim gestem wskazał nawigatorkę - więc oto jest.

- Ah, tak...badałaś tą dżunglę która wyrosła nam na statku. Możesz pokazać mi szczegóły tych badań? Ja wiem, że szybciej byłoby sobie przejrzeć wyniki i dokumenty, ale do biologii nie mam jakoś głowy i pewnie niespecjalnie to zrozumiem - Jericho wyjaśnił Agnes.

- Zależy, co konkretnie chcesz wiedzieć. - zamyśliła się nawigatorka. - Wszystko się strasznie rozrosło, nie ma nowych, szczególnych mutacji, wygląda jakby cała instalacja się sypła i rośliny rosły szybciej, jakbyśmy mieli nie hibernować... Nic szczególnego nie było oprócz tych kulek.

- No właśnie chodzi mi o potwierdzenie, czy rzeczywiście rośliny zarejestrowały upływ tych kilku dekad, czy trwało to krócej, czy dłużej. Wciąż próbuję znaleźć teorię, jak zgubiliśmy ten czas i paliwo. Najlepiej byłoby, jakbyś pokazała mi później jak to wygląda bezpośrednio na roślinie - wyjaśnił Jericho.

- Zdecydowanie krócej niż powinny. Odległość wygląda na wieki lotu, rośliny wskazują na kilkadziesiąt lat, a stacja jeszcze inne dane ma. Jeszcze sprawdzałam, ile czasu mogło upłynąć po ułożeniu gwiazd… I wychodzi pięćdziesiąt! Ja już nie wiem, poddaję się. Podróżujemy w czasie czy co? - westchnęła nawigatorka i rozłożyła ręce.

Seth i Vicente wrócili po około kwadransie. Informatyk przełączył ekran i ujrzeli powiększenie rozkrojonej kulki pod mikroskopem.

Negru patrzył na kulkę ładnych parę chwil, ale ostatecznie jedynie pokręcił głową i wzruszył ramionami. Widok, jaki miał przed sobą, zupełnie z niczym mu się nie kojarzył.

- Dużo tego mamy? - spytał Sanchez.

Agnes tylko wpatrywała się w pozostałych, licząc na jakąkolwiek reakcję.
- Zależy co rozumiesz pod “dużo”. Wystarczająco, aby móc jedną pokroić, poniszczyć, czy spalić, ale niewystarczająco, aby robić na nich wszystkie możliwe testy wytrzymałości czy struktury.

- Eeee… - Na twarzy Vicente odmalowała się konsternacja. - Dwie?

- Blisko. - kiwnęła głową z uśmiechem. - Ale strzelaj dalej.

- Hmmm… - mruknął, nie bardzo mając ochotę grać w tą grę.

Dragos, nie potrafiąc wykrzesać z siebie żadnej nowatorskiej teorii dotyczącej nurtujących cały zespół pytań, popadł w milczenie, skupiając się na obrazie z sondy orbitującej wokół “Black Hawka”.
Zdecydowanie miał jeszcze wiele do przetrawienia.

- No zgaduj, zgaduj. - nawigatorka szturchnęła Vicenta łokciem, nie poddając się.

- Muszę… - lecz nikt nie dowiedział się co musi informatyk bo ten bez pożegnania po prostu wyszedł.
 

Ostatnio edytowane przez Mads : 17-10-2020 o 12:04.
Mads jest offline  
Stary 17-10-2020, 15:31   #77
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Tony, Alice, Ryan i Chris - kapsuła

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że kapsuła jest martwa. Aby jednak mieć pewność, to trzeba było się tam wybrać osobiście. Tony z chęcią by to zrobił, ale istniało parę przeciwwskazań. No i był ochotnik, który sam z siebie wyraził chęć dokonania desantu.

Alice dokładnie zdawała sobie sprawę z chęci Tony’ego. Jeżeli coś traktowała poważnie, to poza jej działką, była to zależność służbowa. Dokładnie wiedziała, że w każdej sytuacji, a szczególnie sytuacji kryzysowej (a w takiej się teraz znaleźli jako załoga) niezbędny jest ktoś, kto zarządzi i zadecyduje. Zbierze opinie – lub nie zbierze, jeśli nie będzie na to czasu – a potem podejmie decyzję. Ta świadomość, ze ktoś takie jest, dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Dlatego, niezależnie od wszystkiego, niezależnie od tego, że był to Tony (no, to też było ważne, ale nie nadrzędne) nie pozwoliłaby Kapitanowi iść na pierwszą linię frontu. Bo jeśli kapitana by z jakiegoś powodu zabrakło, to oni jako załoga stali na przegranej pozycji.
Tony był doświadczony, ale nie myślał do przodu. Skupiał się na tu i teraz. To była ważna cecha, ale w połączeniu ze zbytnią „demokratycznością” mogła tworzyć niebezpieczną mieszankę. To tak jak z grą w szachy – Tony myślał maks. 2, 3 ruchy do przodu. Za mało. Byłby szachistą światowej klasy, gdyby nauczył się rozważać więcej opcji. A tak był po prostu świetnym szachistą.
Ale był kapitanem. Decydował. Dlatego zdaniem Alice powinien siedzieć na mostku, nie w dropshipie. Nagięła swoje zasady, pozwalając mu wejść do promu. Ale czasem musiała odpuszczać… Faceci nie potrafili rezygnować z zabawy. Na zawsze gdzieś zostawali małymi chłopcami, którzy cieszyli się na nowe wyzwania i przygody. Dlatego Tony musiał wleźć do dropshipa. Choć obiektywnych powodów ku temu nie było.

- Plan jest prosty – przerwał jej rozmyślania kapitan. - Łączymy kapsułę z dropshipem dość długą liną, a potem otwieramy kapsułę. Ryan, jak tylko wylądujesz na kapsule i ją przypniesz, montujesz ten nadajniczek. Przynajmniej kapsuła się nie zgubi.
- Jasna sprawa. Zaczepię się linką SPIE tak na wszelki wypadek i wezmę liny z karabinkami do przypięcia
- odpowiedział ochroniarz, biorąc nadajnik.
- Chris, trzymaj się tak blisko kapsuły, jak na to pozwalają względy bezpieczeństwa - polecił Tony. - A gdy to będzie możliwe, wypuszczamy Ryana na krótki lot. Alice, sprawdź Ryana, żeby się nam czasem nie odpiął i żebyśmy nie musieli go gonić.
- Jasne
– przytknęła Alice.

- Dobrze. - Chris skinęła głową i zaczęła manewrować dłońmi po drążku i konsolecie. Dropship zmienił tor i kierunek lotu i znacznie skrócił odległość od kapsuły ratunkowej. Teraz wynosił on ledwie kilka długości dropshipa. Załogantom z przedziału desantowego zostało otworzyć tylną rampę co spowodowało wyskoczenie resztek atmosfery ładowni w próżnię. Oraz wszelkich, luźnych, zapomnianych śmieci i drobnych elementów.

Operacja zaczepienia obu jednostek zestawem holowniczych lin poszła całkiem sprawnie. Z kwadrans później Ryan meldował zaczepienie kompletu lin i wszyscy mogli znów wracać na pokład, zamknąć za sobą rampę.

- Wszystko gra. Wracamy? - blondynka w skafandrze próżniowym siedząca na miejscu pilota spojrzała na siedzącego obok kapitana by dać znać, że ten etap planu udało im się wykonać całkiem sprawnie. Mieli kapsułę na zaczepie holowniczym.

- Mamy kapsułę - powiedział Tony - to teraz można pomyśleć o jej otwarciu. Jeśli podłączymy jakieś źródło zasilania, to może da się otworzyć automatem. A jeśli nie, to trzeba będzie ręcznie, tak jak w Archimedesie.

- Dobrze, to zaczekam.
- pilot pokiwała głową na znak, że zrozumiała i przyjęła polecenie. Pstryknęła coś tu i tam na konsolecie pewnie przygotowując pojazd do nieco dłuższego postoju. - Uważajcie na siebie. - dodała jeszcze w eter życzliwym głosem.

Stojąc na poszyciu kapsuły Ryan zaczął szukać włazów i kołowrotów otwierających lub jakichkolwiek innych sposobów na dostanie się do środka.
- Załoga, puszczam streaming z kamery naramiennej. Alice, jak zauważysz coś ciekawego, to daj znać - oznajmił ochroniarz na kanale komunikacyjnym, włączając nagrywanie i przesył obrazu.

- Widzimy wszystko wyraźnie - powiedział Tony, dzieląc uwagę między ekrany a bezpośrednią obserwację.

Alice też skupiła się na obrazie, szukając czegoś, co odbiegałoby od normy.
W dropshipie obraz na ekranach był co prawda wyraźny ale często się bujał skoro kamera była zamontowana na ramieniu skafandra astronauty. Niemniej dało się zobaczyć gładkie krawędzie z ostrymi krawędziami światłocieni tak charakterystycznych dla światła poruszającego się bez rozmywającej atmosfery.

Ryan zaś okrążając z bliska kapsułę już przy zaczepianiu uprzęży holowniczej zdołał dostrzec właz, ale wcześniej nie miał okazji zbadać go z bliska. Teraz więc mógł podlecieć i odkrył, że jest to dość standardowy model włazu i nie wyglądał by miał jakieś udziwnienia. Nie świeciły się żadne światła w terminalu wejściowym więc wygodne, automatyczne otwieranie nie działało. Podobnie jak na “Archimedesie” musiał otworzyć klapkę awaryjną i tam ręcznym kołem uruchomić mechanizm awaryjnego otwarcia drzwi.

Pierwsza próba nie poszła mu najlepiej. Rękawice skafandra ześlizgiwały się po kole sterowym. Ale spróbował po raz kolejny i tym razem drzwi drgnęły. Potem centymetr po centymetrze przez dobre parę minut mocował się z opornym materiałem ale szczelina powiększała się i powiększała. Aż powiększyła się na tyle, że astronauta z plecakiem tlenowym mógł wpłynąć do środka.

Środek był bardzo mały bo była to tylko śluza powietrzna. Z wciąż zamkniętym włazem wewnętrznym. Przez niewielkie okienko w drzwiach nie widział żadnego światła prócz tego odbitego od świateł własnego skafandra. Gdy podleciał bliżej wreszcie jako pierwszy załogant z “Aurory” mógł zajrzeć do środka kapsuły. Niewiele widział. Jak zgasił światła przy hełmie to wewnątrz panowała ciemność więc nie widział co jest w środku. A jak zapalił te światła to znaczna część odbijała się od szybki i działała jak lustro. Ale wtedy coś tam widział. Coś tam leniwie dryfowało wewnątrz kapsuły. Jakiś kubek, jakiś śmieć… I był zarys czegoś większego. Ale na krawędzi widzialności. Albo był to jakiś skafander lub podobny ubiór… Albo człowiek w takim ubiorze. Albo jego ciało. W każdym razie Ryan mógł teraz albo wrócić na zewnątrz i darować sobie otwieranie wewnętrznego włazu albo trzeba było zamknąć się w śluzie i spróbować otworzyć wewnętrzny właz. Ale to by go pozbawiło możliwości szybkiej ewakuacji na zewnątrz. Ale zabezpieczenia śluzy nawet bez energii, nie powinny pozwolić na jednoczesne otwarcie obu włazów.

- Jestem w śluzie. Przez wizjer niewiele widać co jest wewnątrz. Latają jakieś śmieci, ale widzę też zarys czegoś większego - Ryan podzielił się informacjami z resztą załogi.

- W takim razie zamknij zewnętrzny właz i spróbuj wejść do środka - powiedział Tony. - Potem dołączy do ciebie Alice.

Rayn podjął się realizacji zadania a Alice zaczęła przygotowywać się do podejścia do kapsuły. Wciąż była przekonana, że Tony mógł zarządzać całością nie ruszając się z mostka.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 27-10-2020 o 09:45.
kanna jest offline  
Stary 17-10-2020, 18:01   #78
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 16 - Dzień 11 11:00

Czas: Dzień 11; 11:00
Miejsce: “Black Hawk”; orbita “Archimedesa”
Skład: Tony i Chris


Tony i Chris



- Przerzuciłam przekaz na mostek. - Chris poinformowała kapitana wskazując na obraz na ekranie. A tam był przekaż z kamer skafandrów Ryana i Alice. No i trochę się trzęsł, zwłaszcza jak coś próbowali majstrować z włazami czy czymś innym. Bo póki luźno dryfowali w przestrzeni to obraz był w miarę stabilny.

Na tych ekranach widać było różne obrazy. Kamera ze skafandra Ryana mocno się trzęsłą gdy ten mocował się z ręcznym otwieraniem śluzy więc wówczas przyjemniej patrzyło się na to co przekazywała Alice. Widać było jak ochroniarz mocuje się z jednymi drzwiami, potem wpływa do śluzy, za nim Alice no i tam chwilę obserwowali i naradzali się. Nawet jak coś osobiście widzieli przez szyby swoich hełmów to kamery ich skafandró tego nie pokazywały. Światło za bardzo się odbijało od szyby oślepiając nieco kamerę.

Widać było jak Ryan znów ręcznie zamyka się w śluzie odcinając się od kosmicznej próżni. A następnie bierze się za właz wewnętrzny. Po paru chwilach wstrząsy jego kamery ustały a kamera Alice pokazywała jak sylwetka kolegi majestatycznie wpływa do wnętrza kapsuły. Zaraz po nim i sama inżynier pokładowa zrobiła to samo. Z bliska Tony widział, że Chris niby syntek, sztuczniak i podróba człowieka ale jednak zęby i usta zaciskała w wąską linię jakby naprawdę się denerwowała i martwiła o tą dwójkę wewnątrz kapsuły. Wiedzieli, że “w razie czego” tamci nie mieli szans na błyskawiczną ewakuację a ich dwójka by pośpieszyć im na pomoc. Cokolwiek by tam było byli zdani tylko na siebie.

- Mamy jasny i klarowny przekaz. - Chris chyba powiedziała to aby powiedzieć cokolwiek. Albo jakoś dodać otuchy sobie, Tony’emu no i tej dwójce w kapsule.



Czas: Dzień 11; 10:00
Miejsce: “Black Hawk”; kapsuła ratunkowa z “Archimedesa”
Skład: Alice i Ryan


Alice i Ryan



- Mamy jasny i klarowny przekaz. - w słuchawkach usłyszeli głos blond pilota. Przynajmniej więc łączność była z dropshipem i mogli nadawać relację na żywo. Gdy wewnętrzne drzwi po kawałku się otwarły mogli wlecieć do środka. Nic się nie stało. Nie zapaliły się światła jak powinny gdyby wszystko było w porządku ani nikt się na nich nie rzucił ani nie zaczął strzelać. Temperatura była na -143*C. Efekt długotrwałego wychłodzenia zapewne chociaż nadal znacznie cieplej niż w próżni na zewnątrz. Czujniki skafandrów wykrywały też atmosferę. Ale bardzo zanieczyszczoną dwutlenkiem węgla. Alice rozpoznawała skład powietrza podobny jak przy awarii spż. Gdy nie następowała wymiana powietrza zużytego na nowe i jak ktoś był to stopniowo dusił sam siebie gdy stężenie dwutlenku węgla rosło a nowe porcje tlenu się nie pojawiały. Panował mrok i cisza jak w grobowcu. I dość szybko zorientowali się, że to jest grobowiec.

Ten kształt co dotąd tak majaczył dotąd przez szybę w świetle latarek skafandrów dał się zidentyfikować jako człowiek. Człowiek w roboczym kombinezonie. Mężczyzna w średnim wieku, z kilkudniowym zarostem. Tobias Lampke jak głosiła plakietka na piersi. Inżynier I-ej klasy. Czyli w swoim czasie musiał to być niezłej klasy spec. Martwy. Od dawna martwy. Ale był to pierwszy człowiek jakiego spotkali w tym systemie. Tylko, że martwy.

Ciało było twarde w dotyku. Co przy tak niskiej temperaturze nie było dziwne. Nie nosiło śladów urazów, żadnych ran ani nic takiego. Przynajmniej na tyle co dało się obejrzeć w próżniowych skafandrach.

Chwilę potem znaleźli kolejnych. Tylko ci byli przypięci pasami więc nie lewitowali swobodnie w próżni więc tak się nie rzucali w oczy. Kobieta musiała być w średnim wieku i jak pokazywała plakietka przy jej piersi była zadbaną, poważną kobietą. Inżynier od łączności Shanna Allman. Martwa. Tak samo jak jej towarzysze. I chociaż przypięte do fotela, zesztywniałe ciało trudno było wygodnie obejrzeć w skafandrze próżniowym to też nie nosiła widocznych śladów urazów.

Dopiero trzecie ciało nosiło ślady obrażeń. Facet miał paskudne, otwarte złamanie nogi. Ktoś mu musiał zrobić opatrunek póki żył bo widać było rozciętą nogawkę i ten opatrunek. Michael Okeefe, technik. Miał też brudne plamy na boku jakby tam miał coś nie tak z żebrami. Na podłodze przy nim były dawno temu zamarznięte ślady krwi. Jak trochę ich było, ciągnęły się aż do włazu.

Trzy ciała. Wszystkie w kombinezonach z naszywkami “Archimedesa”. Wszystkie trzy od dawna martwe. Za tym przedziałem osobowym był przedział “trumnowy”. Czyli z hiberna torami. Alice rozpoznała dość solidne modele ale bez przesady. W końcu to był sprzęt ratunkowy więc nie rzadko kto montował takie zaawansowane modele jak w głównych komorach kriogenicznych. Ale zorientowali się oboje, że kapsuły chyba żadna z tych 4 komór nie była używana. W każdym razie nie były napełnione żelem co było ostatnim krokiem przed zanurzeniem się w sen bez snów tylko puste. Ale bez sprawdzenia mechanizmó albo przywrócenia energii na tyle by dobrać się do wskaźników trudno było oszacować dlaczego tak się stało.

Ryan natrafił na coś innego. Zurzyte kapsułki i otwartą apteczkę. Musiał trochę złowić te lewitujące drobinki co w rękawicach wcale nie było takie proste. Ale udało mu się. Jak starł szron z kapsułki mógł odczytać napis. Słodka śmierć. Co prawda oficjalnie to się inaczej nazywało a Seth to by pewnie mógł podać co to, z czego i jak działa na organizm. Ale w slangu kosmonautów to się nazywało “słodka śmierć”. Jak sytuacja była beznadziejna można było sobie wstrzyknąć to cudo. I człowiek ponoć odpływał jak na słodkim haju. Tylko już się nie budził. Gdy alternatywą była nieuchronna śmierć, gdy nie było już painikillerów, gdy kończyło się powietrze, można było sobie wstrzyknąć to cudo i zostawić to wszystko w diabły. No i miał tutaj zużytą kapsułkę po czymś takim.

W świetle latarek dostrzegli jeszcze coś. Strzałkę. Dosłownie ktoś narysował strzałkę jakimś markerem na pulpicie. Strzałka kierowała się do jednej z szuflad. Gdy ją otworzyli znalazł się tam holofon. Zupełnie jakby ktoś go tams chował. Sprzęt był oczywiście martwy i nie było wiadomo jak zniósł długotrwałe przebywanie w tak ujemnej temperaturze. Ale kto wie? Może był martwy tylko dlatego, że był rozładowany?



Czas: Dzień 11; 11:00
Miejsce: “Aurora”; mostek
Skład: Dragos, Jericho, Agnes, Zeeva


Jakoś ledwo Vicente i Seth wyszli a Dragos skupił się na oglądaniu przekazu z sondy jaka przekazywała co się dzieje w okolicach kapsuły i dropshipa a dostali sygnał od Chris. Na pożegnanie Seth mruknął, że znalazł ten “pieprz” na robocie ogrodowym więc jakby poszukać to może jeszcze by dało się znaleźć. Połączyła ich na przekaz z dropshipa a ten przekazywał to co nagrywały kamery skafandrów Ryan’a i Alice jacy wlecieli do środka kapsuły. I dobrze. Bo z sama sonda pokazywała tylko obraz z zewnątrz więc jak zamknął się właz zewnętrzny kapsuły to właściwie już nie bardzo było co oglądać. I nie wiadomo było co się tam dzieje. Zresztą Tony i Chris byli dokładnie w tej samej sytuacji, gdyby kamery skafandrów dwójki pionierów szlag trafił albo zerwała się z nimi łączność to nie mieliby pojęcia co tam się dzieje. No ale na razie łączność działała więc mogli oglądać co się dzieje wewnątrz kapsuły.

Co prawda kamery naramienne czy przy hełmach nie były idealne dla widzów. Ale jednak pozwalały dość dobrze oddać to co się dzieje dookoła ich skafandrów. Mimo więc, że załogę na mostku frachtowca oddzielały od kapsuły setki tysięcy kilometrów oglądali praktycznie na żywo jak ich koledzy oglądają pierwsze i kolejne ciała albo komorę hibernacyjną i resztę kapsuły.

Wyglądało to dość przygnębiająco. Jak każdy kosmiczny grobowiec i niemy świadek katastrofy. W przestrzeni dryfowały różne drobne elementy które w tej czerni znienacka pojawiały się w promieniu światła latarki i przed oczami astronauty w skafandrze czy obserwującym to za pomocą kamer. Niesamowita była cisza. Słuchać było tylko te głosy jakie mówili do siebie Alice i Ryan, jak czegoś dotknęli, stuknęli, coś się otarło o skafander. A poza tym cisza. Brakowało tego zwykłego tła dźwiękowego, różnych szumów, pikania i szelestów jakich zwykle się świadomie nie zauważa ale jak ich nie ma to od razu wiadomo, że coś jest nie tak.



Vicente



Pokładowy informatyk opuścił mostek razem z Seth. Ale potem się rozstali gdy ich medyk poszedł gdzieś dalej, chyba wracając do laboratorium. No a Vicente poszedł w swoją stronę. Gdy usiadł na spokojnie łącząc się z komputerem pokładowym by z kolei przeszukał dane z czarnej skrzynki 12-ki długo nie czekał na wynik.

Ze sprawdzaniem “Zeusa” sprawa wydawała się beznadziejna. Wyskoczył taki ocean danych, że nie było sobie co głowy zawracać ze sprawdzaniem tego. Jakby pytać o Federację na jednostce Federacji. Pytanie było zbyt ogólne by wyszło z tego coś sensownego. Trzeba było to jakoś doprecyzować. W końcu “Archimedes” należał do Zeusa tak jak “Aurora” do ich kompanii więc wzmianek o firmie macierzystej było pełno.

Podobnie było z “tajne”. Właściwie wyskakiwała jakaś pulpa teorii spiskowych i popularnych dram filmowych. W końcu czym tajnym mogło się zajmować centrum kosmicznego osiedla mieszkaniowego? Nawet jak na samej stacji prowadzono jakieś tajne badania czy operacje to pewnie nie trzymano takich danych we względnie powszechnie dostępnym centrum zarządzania sektorem mieszkalnym.

A “badań” trochę było. Ale nie wyglądały jakoś zbyt porywająco. Badanie wytrzymałości grodzi, eksperymentalne badanie nowego systemu wentylacji, badanie nowej mieszanki utylizującej odpadki organiczne i tak dalej czym zajmowała się obsługa teczhniczna dbaijaca o poprawne funkcjonowanie segmentu mieszkalnego. Jakoś nie wyglądało to na to by miało to rozwalić stację czy chociaż kawałek tej stacji.

Za to z wyszukiwaniem obrazu komputer uporał się błyskawicznie. I znalazł tysiące mniej lub bardziej owalnych przekrojów… czegoś… jakieś nasiona, zarodniki, granulaty, mieszanki drobnoziarniste, wypełnienia antywstrząsowe i tak dalej. Zależy jak ścisłe widełki tego wyszukiwania się obrało. Ale podobnie jak z “Zeusem” była to powódź danych i sprawdzanie każdego z tym co mieli tutaj musiało zająć sporo czasu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 23-10-2020, 14:10   #79
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Kapsuła - Alice i Ryan + zdalnie Tony , Drogos

Widok wnętrza kapsuły ratunkowej nie napawał optymizmem. Wręcz przeciwnie - była to niezbyt delikatna sugestia tego, co może spotkać "Aurorę" i jej załogę. Wizja, która się Tony'emu nie spodobała za grosz.
- Jeśli obejrzeliście wszystko - powiedział do znajdującej się w kapsule dwójki - to zabierzcie swoje znalezisko i wracajcie, zamknąwszy za sobą drzwi - dodał.

Alice pociła się, co było nieprzyjemnie. Nie ze strachu, oczywiście – nie urodziła się wczoraj i widziała już niejedno – po prostu nie znosiła mieć na sobie tyle odzieży. Sztywnej, nie przepuszczającej powietrza, ani niczego odzieży. Cienkiej warstwy, która oddzielała ją od tego, co było w kapsule i od tego, co (prawdopodobnie) zabiło wszystkich. Odetchnęła głęboko (na ile to było możliwe, oczywiście). Sądziła, że poradziła sobie już z tymi natrętnymi, klaustrofobicznymi myślami. Potrzebowała czegoś na rozluźnienie.
- Skup się i do roboty – ponagliła samą siebie. Działanie zwykle pomagało.

- Warto spróbować przywrócić zasilanie, zanim stąd wyjdziemy - powiedziała do komunikatora - Sprawdzę generator kapsuły.
Omijając martwe ciała - nie zdarzało się jej jeszcze pracować na cmentarzu, myśl pojawiała się w głowie, zanim zdążyła ją zablokować - przeszła na tył kapsuły, gdzie zwykle umieszczany był generator. Zdjęła panel i zajrzała.
Wyglądało na to, że wszystko było tu, przynajmniej technicznie, w porządku - ktoś ręcznie wyłączył zasilanie, albo wyłączyło się samo, na skutek przepięcia, czy zwarcia. Alice chwyciła dźwignię i pociągnęła w dół.
Nie było żadnych spektakularnych efektów. Zabuczało cicho, o wiele zbyt cicho, i generator uruchomił się. Jechał na rezerwie, szczątkowych resztkach mocy. Ale energii wystarczyło na to, żeby w kapsule uruchomiły się blade światła.

Rozejrzała się, teraz miała szansę zobaczyć więcej, niż przy punktowym świetle hełmu. Jakiś znaczących różnic nie było. Zobaczyła za to wyraźniej ciała, co spowodowało, że jeszcze bardziej zaczęła się pocić w kombinezonie. A sądziła, że to już niemożliwe.. he. Lifelong learning.
Wróciła do pomieszczenia, gdzie znaleźli holofon w szufladzie oznaczonej strzałką. Jeśli padł z braku energii, to był teraz szansa na uruchomienie go. Podpięła holofon do portu energii.

Dryfująca w użytkowej części kapsuły Alice przez chwilę czekała i czekała wpatrując się w martwy i niemy holofon. I nic się nie działo. Nie było żadnej reakcji. Chociaż jeśli port ładowania działał to może bateria holo potrzebowała dłuższego ładowania albo i ogrzania by tchnąć życie w swój aparat. No albo już mieli tu holo trupa. Chociaż może Vicente coś jeszcze nawet z trupa by dał radę wyciągnąć jakby go wziął na warsztat.
Alice skrzywiła się paskudnie i odpięła holofon, z zamiarem zabrania go na dropshipa.

Tymczasem stuknęła w terminal, żeby sprawdzić ostatnie logi.
Ekran miał ledwo siłę by się zajarzyć dodając bladą poświatę do tej co się sączyła z lamp sufitowych. Ale pojawił się na nim ekran startowy na jakim trzeba było wpisać odpowiednie hasło jakiego Alice nie znała. Ale na dole ekranu była też aktualna data. Aktualna dla tego komputera. 17 listopada 2591 roku.

Siedzący na mostku Aurory Dragos nieznacznie zacisnął usta na widok niewyraźnych obrazów z kamerek Alice i Ryana.
- Biedni skubańcy - mruknął. - Wygląda, jakby znaleźli się tu razem ze stacją i nie mieli już dokąd uciekać. Jeśli miałbym wybierać, wolałbym, żeby przejechało się po mnie tamto promieniowanie, niż umierać przez miesiąc w kapsule, której nikt nie zabierze. Przynajmniej widać, że samo przeniesienie nie przemiela ludzi na proszek. Coś stało się tylko na stacji.

- Alice, Ryan, wracajcie na dropshipa - polecił Tony.
- Tajes - mruknęła Alice i skierowała się w stronę śluzy. Coś jeszcze przyszło jej do głowy. - Za moment, Tony - powiedziała. - Wyciągnę tylko moduł z danymi. Vincente pewnie coś z tego wygrzebie.

W rękawicach kombinezonu i w stanie nieważkości pracowało się trudniej niż normalnie. Zwłaszcza, że metal kaprysił w tak niskiej temperaturze i był oporny na współpracę. Niemniej Alice miała trening i wprawę w podobnych manewrach więc jak popracowała to w parę minut udało jej się otworzyć trzewia komputera i wymontować dyski z danymi.

- Wracamy - zameldowała i poszukała wzrokiem Ryana.

Wszystko wskazywało na to, że ekipa pod przewodnictwem Tony’ego nie napotka żadnych niespodzianek i bezpiecznie wróci na pokład Aurory. Wobec tego, mając w perspektywie nocną zmianę, Dragos podniósł się z fotela, skinieniem głowy pożegnał pozostałych na mostku i udał się do swojej kajuty w nadziei na złapanie chwili snu.

- Ryan, jak tylko zamkniesz włazy to odczep liny - polecił Tony. - Na razie kapsuła nam nie jest do niczego potrzebna, a dopóki działa nadajnik to ją znajdziemy.

Ryan potwierdził, Alice weszła pierwsza do śluzy, zostawiając ochroniarza z tyłu, żeby mógł pozamykać szczelnie trumnę.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 23-10-2020, 17:11   #80
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Kabelek, zworka, zacisk, multimetr, weryfikacja napięcia, pomiar rezystancji, izolacja, przykręcić...
Każde zajęcie odrywało myśli Vicente od tego w jak czarnej i głębokiej są dupie. Wmawiał sobie, że nawet tak mało istotna robota jak ulepszenie monitoringu Aurory ma sens. Sens większy niż nicnierobienie praktykowane przez Zeevę. Tą podziwiał. Sam nie potrafił usiedzieć na dupie dłużej niż kilka minut. Nosiło go. Musiał więc zająć czymś głowę i ręce. Tak było bezpieczniej.
Śrubka, śrubokręt... Śrubokręt! Kurwa mać!
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172