Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-07-2022, 05:21   #111
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Ile tak naprawdę warta była normalność? Spore grono osób stwierdziłoby bez wahania, że niewiele, bo wszystko co normalne jest sztampowe, nudne, miałkie i niewarte uwagi, bo w życiu liczą się emocje, podniety oraz gnanie na złamanie karku za adrenaliną aby nadać mu niepowtarzalnego smaku, gdy nikt nie gwarantuje przetrwania do końca godziny, czy dnia. Normy były dla frajerów, albo nudziarzy zamkniętych w kierat prozy codzienności, z pracą na pełen etat, domem i obowiązkami z tym związanymi. Z unormowanym trybem dnia, określaniem ściśle według godzin planu od rana do wieczora.

Dla kogoś takiego jak Nox, kto aż za dobrze znał na przykładzie swojej skóry co znaczy odstawać od normy, normalność była do tej pory złudzeniem, którego nie spodziewała się doznać, nie marzyła nawet o tym, przekonana że komuś takiemu jak ona nie dane będzie prowadzić normalnego życia. Ostatnia próba skończyła się złapaniem przez Korpo i wysłaniem na długie miesiące prosto do zamkniętej klatki szczura doświadczalnego w laboratorium aż nazbyt dobitnie pokazując że to nie dla niej. Popełniła błąd za który przyszła pokuta, dość szybko. Za szybko.

Słów normalność i mutant nie dało się nazwać synonimami, o nie. Były swoimi przeciwieństwami, jak biel i czerń, woda i ogień. Życie i śmierć. Żaden mutant którego Maya do tej pory poznała nie wróżył sobie długiego, szczęśliwego życia. O domu, rodzinie, stabilnej sytuacji finansowej i społecznej mogli jedynie pomarzyć. Ich codzienność stanowiły ucieczki, kradzieże, drobne rozboje i ogólnie stosowana kombinatoryka… byle przetrwać. Bo oni nie żyli, tylko egzystowali ciesząc się z każdej sekundy wolności póki nie dopadną ich Korposzczury, albo nie padną trupem jaki zostanie zapakowany do worka na zwłoki i przewieziony na stół do sekcji. Albo zakopany gdzieś pod kamieniami w leśnej głuszy. Albo wyrzucony do kontenera skąd karawan w postaci śmieciarki zabierze ich w ostatnią podróż na wysypisko gdzie docelowo trafiać miały wszystkie śmieci.

Tacy jak oni nie budzili się spokojnie i cicho obok ukochanej osoby mogąc sobie pozwolić na beztroskę i brak pośpiechu. Nie wstawali ze spokojną głową, czując gdzieś pod skórą ekscytację z powodu pierwszego dnia w nowej pracy… paranoja. Radość z przyziemnych, nudnych i sztampowych rzeczy, ale Maya od samego poranka czuła jak rozsadza ją od środka czyste, nieskrępowane szczęście. Odkąd tylko otworzyła oczy w wygodnym łóżku, wtulona w Marcusa, i patrzyła leniwie jak fluorescencyjne wskazówki zegarka pokazują za kwadrans siódmą rano. Wokoło panowała cisza, nikt nie strzelał ani nie roztaczał zapachu krwi i gorączki od zakażonych ran. Brakowało ostrej woni palonego prochu i drapiącego w gardło smrodku smaru do czyszczenia broni. Brakowało posmaku brudnej ściery do podłogi w ustach, bólu głowy od porannego kaca. Zwykły poranek zwykłego człowieka z całą masą zwykłych czynności które Castellano odkrywała jakby na nowo, ciesząc się możliwością wzięcia prysznica, umycia zębów albo zjedzenia śniadania. Krótkich, ciepłych wymian zdań z ukochanym, albo współlokatorami. Smakiem kawy i jajecznicy, widokiem uśmiechniętej twarzy olbrzyma na krześle obok. Przygotowaniami do wyjścia z domu nie po to, aby zabijać lub próbować zdobyć coś co pomoże przetrwać… wyjścia z domu, bo w końcu mieli dom.
Dom i rodzinę, choć to ostatnie jeszcze nie docierało do mutantki tak w pełni. W odbiciu lustra jeszcze nie widziała piłki do koszykówki w miejscu płaskiego brzucha, ale coś tam rosło jeśli wierzyć Lucy, a ta nie miała powodu aby kłamać. Kiedyś perspektywa posiadania dziecka przerażała, bo jak wychować kogoś i dbać o niego, gdy nie da się w pełni zapewnić bezpieczeństwa i przetrwania sobie? Nie dało się. Tam, za murami. W ich wnętrzu sprawa wygląda kompletnie inaczej.

Tutaj ubrana w jeden z mamuśkowych strojów przyniesionych im zeszłego dnia Nox pożegnała się po śniadaniu z Marcusem i resztą, a potem prawie wesołym truchtem wpakowała się do auta żeby pojechać do pracy. Jak zwykły, normalny człowiek. Było jej dziwnie, stylowo ubrania mocno odbiegały od tego co nosiła zazwyczaj, jednak nie chciała straszyć ani dzieci, ani wzbudzać zbędnego niesmaku u Stephane, nowej szefowej.
Na miejscu przywitała się serdecznie z pozostałymi dziewczynami, a potem przeszła do grupy dzieciaków.

Niby nic niezwykłego, gromadka brzdąców jakie widywało się w każdym przedszkolu, ale te tutaj miały we krwi mutację obdarzającą ich niezwykłymi zdolnościami za jakiś czas, gdy dorosną. W świecie zewnętrznym byłyby ścigane, ale tutaj miały zapewnioną bezpieczną przystań i możliwość bycia dziećmi. Nie wymagano od nich niczego poza ludzki standard: kredki, pluszaki, farbki, modelina i klocki. Zabawy w wycinanki, pilnowanie aby nikt nie najadł się za dużo kleju przy robieniu wyklejanek, albo nie walnął drewnianym konikiem innego dziecka po głowie. Nie biegał po sali co groziło przewróceniem i zdarciem kolana… o wiele lepsza robota niż latanie z tacą po sali przydrożnego baru i zbieranie napiwków od podchmielonych żołdaków lub kierowców ciężarówek. Maya przykładała się do zadania, mając wrażenie że to jednak sen, bardzo dobry sen. Ambrey i Laila z marszu przypadły jej do gustu, były w podobnym wieku, uśmiechnięte niewymuszenie i zaangażowane w opiekę nad ich najmłodszym pokoleniem, a nad wszystkim pieczę trzymała Stephane właśnie.

Pierwszy dzień w pracy rządził się swoimi zasadami, należało pokazać się od najlepszej strony, więc i Nox na początku nie wychylała się z rozmowami ponad służbowy standard, chcąc jak najszybciej poznać z kim ma do czynienia przy zabawach oraz opiece. Czas płynął szybko, a ona już nie mogła się doczekać aż po ostatniego malucha przyjdą rodzice i będzie mogła zamienić parę zdań poza pracą z dziewczynami, a potem wrócić do domu, do Marcusa i opowiedzieć te wszystkie rzeczy których była dziś częścią.
Może właśnie na tym polegała normalność: na możliwości zrelaksowania się i cieszenia codziennymi, zwykłymi sprawami. Bez wybuchów, wystrzałów.
Bez zabijania, bez cierpienia i bez strachu.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline  
Stary 15-08-2022, 09:51   #112
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
Nie pamiętała kiedy ostatni raz dane jej było przespać choćby kilka godzin bez koszmarów, a co dopiero całą noc. Chyba jako małolata nie miała problemów z przetrwaniem nocy, potem pojawiła się pierwsza potępiona dusza, po niej kolejna. Druga, dziesiąta, siedemdziesiąta… a teraz ich nie było. Tak po prostu.
Pierwszy ranek nowego życia sam w sobie przypominał sen, Rosjanka spięła się gotowa odeprzeć nadchodzący atak, ale ten nie następował. Zniknęło ciągłe zmęczenie oscylujące na granicy wycieńczenia pompowanego kofeiną i prochami aby utrzymać ciało na nogach w pozycji pionowej.
Teraz zamiast porannego doła pojawiła się… cisza. Cisza w myślach, cisza w sercu i przede wszystkim pierwszy raz od wieków Yemerova poczuła go tak dobitnie, jak cios w twarz. Zapomniała czym jest normalność. Ulga sprawiła że płakała bezgłośnie póki utwierdziła się w przekonaniu, że to jednak nie sen, a jawa. Wtedy otarła oczy bo nie wypadało aby ktoś widział jej łzy. Nie godziło się, chyba by zdechła ze wstydu.
Drugim ważnym elementem był Anthony w fotelu obok, czuwający nie wiadomo ile, możliwe że przez całą noc. Albo tyle, ile spała. Dlaczego, po co?
Równie dobrze mógł odpalić monitoring albo zlecić to redneckiej lasce która mu asystowała przy zabiegu.
W końcu kobieta wyciągnęła spod kołdry nogę i trąciła nią siwego doktorka.
- Davai, budź się. Idź do łóżka bo cię połamie - burknęła mrużąc oczy. Wypadało się zainteresować jego losem i życiem, skoro on oddał jej własne życie prosto w jej ręce.
- Hm? - Anthony obudził się, po czym przetarł oczy, i uśmiechnął się do niej - No dzień dobry…
-Dzień dobry - odpowiedziała zmieszana. W normalnym poranku kazałaby mu spierdalać i pozwolić jej stanąć na nogi, zapalić, wziąć prochy. Normalnie nikt jej nie towarzyszył sam z siebie podczas gdy spała, a jak już to robił było widać obrażenia. Stary doktorek wyglądał na rozespanego i tyle.
-Może rzeczywiście będzie dobry - dodała, patrząc na sufit - Bo to nie sen, co?
- Nie, to nie sen - Uśmiechnął się Anthony, po czym wstał z fotela, i przeciągnął się. Jak na starszego faceta, wyglądał nawet nieźle, zwłaszcza z rozpiętą nieco u góry koszulą, ukazującą lwią klatę…

Przyniósł jej szlafrok i papcie.
- Masz ochotę na śniadanie? - Powiedział - A kroplówki jeszcze zostaw…
- Mam ochotę na wiele rzeczy - Rosjanka uśmiechnęła się krzywo, wsuwając stopy w buty - Zależy co masz na śniadanie. Byle nie gówno z konserw i ten pompowany chleb bez smaku. Owsianka… fajek i kawa. Bliny z kawiorem następnym razem. To na stałe? - pokazała palcem swoją skroń - Spanie po ludzku bez koszmarów.
- Ta "radioaktywna" kroplówka ma wywar od "Babci Jess", tak ją tu nazywamy… nie byliśmy pewni, czy poskutkuje, jednak poskutkowało. W przyszłości, wystarczy że będziesz małą dawkę przed snem wypijała, i śpisz grzecznie jam każdy z nas… - Wyjaśnił siwek, zarzucając jej na ramiona szlafrok - A co do śniadania, to tak… zwyczajowo. Ani puszki, ani… kawior? Tak po środku, całkiem zwyczajowe rzeczy, jak najbardziej…
- Kim jest Babcia Jess? Bez smutnej historii życia, chce same fakty albo… nazwij to suchymi informacjami - kobieta prychnęła, owijając się szlafrokiem kiedy szare oczy pilnie obserwowały siwego obok - Z czego robi te swoje kroplówki, jak niezdrowe to jest? Ile liczy za dawkę i dlaczego tak drogo? Oprócz oazy szczęśliwości którą tu macie jest szansa przeżyć na tym dłużej niż parę miesięcy zanim ilość guzów nowotworowych w bebechach nie połamie mi kręgosłupa, blyat?

Anthony pokręcił głową, z miną… jakby politowania?
- Słuchaj Anyiu, nie wiem co wcześniej przeżyłaś, ale zapomnij o tym. Tu to tak nie działa. Nie ma "za ile", tylko się mówi "dziękuję", i to wszystko. I nie, nie jest szkodliwe. A Jess ma moc, pozwalającą jej zmieszać miksturki na każdą okazję… choć niektórych "okazji" jeszcze nie mieliśmy - Siwek uśmiechnął się sympatycznie, po czym wskazał dłonią drzwi. Mieli iść na śniadanie…
- Brzmisz teraz jak pierdolony guru jakiejś zjebanej sekty - oczy Rosjanki zwięzły się. Stanęła i ruchem głowy wskazała aby doktorek szedł pierwszy. Westchnęła, krzywiąc gębę w cynicznym uśmiechu.
- Za długo tu siedzisz, nikt nie powiedział ile tu zostanę. Sprawdzanie terenu jest czymś zdrowym… pogadamy przy śniadaniu. Masz moje papierosy, sprawdzaliście furę? Dziękuję - burknęła na końcu.
Anthony na słowa kobiety skrzywił się, po czym wzruszył ramionami.
- Do wielkiego pomidora jeszcze nie kazałem ci się modlić więc… - Ruszył przodem - Nie mam pojęcia, co masz na myśli mówiąc "sprawdzanie terenu". A autem nie, jeszcze się nie zajęliśmy. Twoje rzeczy osobiste leżą zaś tam - Wskazał kciukiem jakąś komodę w pokoju.
- Jeszcze - kobieta popatrzyła na mebel i przez długą chwilę biła się z myślami, aż wreszcie westchnęła, przełykając żółć.
- Dziękuję. Za wszystko - powiedziała cicho, chowając dumę do kieszeni.
 
Sonichu jest offline  
Stary 22-10-2022, 14:21   #113
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Enklawa
Owen Lake, Minnesota.


Dni spędzane w bezpiecznym miejscu, wśród takich jak oni, toczyły się wolnym tempem… i było miło. Każdy znalazł jakieś zajęcie, każdy starał sobie jakoś ułożyć życie.

***

Peter poznał w magazynie Jill, która zapraszała go na cielesne figielki, z udziałem jej chlopaka… czy to w towarzystwie Hannah, czy bez… trzeba było przemyśleć sprawę.

A sama Hannah? No cóż. Początkowo była wszystkim oczarowana, i zadowolona, tryskała energią i optymizmem. Poznała Veronicę, która miała moce empatyczne, pozwalające się porozumiewać ze wszystkimi zwierzętami…
- Laska gada z kurami! I one się jej słuchają! - Opowiadała wesołym tonem Peterowi - I potrafi ponoć w wodzie pływać non stop, i nie musi tam oddychać!

No ale, po kilku dniach, wszystko się powoli zaczęło kończyć. Hanna nadal brała po kryjomu prochy, i była często zaćpana, olewając i swoją "pracę". Początkowo nic jej nie mówiono, w końcu i poddano odwykowi. Miała pijać codziennie jakieś wywary, od jakiejś babci, co miało jej pomóc z nałogiem.

Dziewczyna obiecując poprawę piła… mając słomiany zapał. Było w porządku dwa dni, trzy, a potem znowu wszystko olewała, i Peter ją znajdował w różnych kątach domu, naćpaną, obsiusianą, lekceważącą wszystko i wszystkich.

~


Spotkanie z Jill, i jej chłopakiem, miało zaś naprawdę dziwny przebieg. Początkowa miła kolacyjka, luźna gadka, miło spędzony czas. A później na pięterko, i bzykanko w trójkąciku… i zrobiło się dziwnie. I to bardzo.

W pewnym momencie, Jill razem z Robem(!) obciągali Peterowi, a potem chcieli, by i on się zajął nim, z jej pomocą. A tego było już trochę za dużo dla Petera. Korzystając ze swoich mocy, po prostu prysnął w ciągu sekundy, zabierając swoje ubrania, i tyle…


***

May i Marcus nie widzieli praktycznie niczego, poza sobą, no jak to w końcu świeżo zakochani… ale mieli głowy na karku, zwłaszcza ona.

Czarnoskóry pracował w ochronie Enklawy, co mu się podobało. May w przedszkolu, co również było dla niej wspaniałym zajęciem…

Po pewnym czasie, zdecydowali się zaś na nietypowy krok. "Przyspieszenie" ciąży. Codziennie więc przychodziła do nich dziewczyna, która na kilka minut kładła dłonie na brzuchu May, używając swych mocy, a ten rósł i rósł. Dziecko było zdrowiutkie, "Nox" również, żadnych komplikacji, żadnych niespodzianek… po prostu szybsza, naturalnie rozwijająca się ciąża. To było niezwykłe, a zarazem i cudowne. Zamiast przeciętnych 280 dni, miało być tylko 70…


***

"Poskramianie smoczycy" - tak można było wszystko śmiało nazywać… i tak też się siwkowi to udawało. Krok po kroku.

Anthony był dla niej bardzo miły, i spełniał wiele zachcianek Yemerovej. Był starszym już mężczyzną, ale nadal był przystojny, i miał apetyczne ciałko. Miał i miliony dolców na koncie, był w Enklawie szefem, potrafił się kopiować, i zająć Anyią "poczwórnie", hihi…. No i umiał gotować! Był wartym uwagi dla niej osobnikiem.

Z tygodni na tygodnie, coraz bardziej, i bardziej, rosjanka nie tylko się odprężała, i uspokajał się jej "ognisty" charakterek, co i zmieniła się i zewnętrznie. Mniej agresywny wygląd, makijaż, fryzurka.


Aż miło było na nią patrzeć, i cieszyć się jej spokojem, jaki w końcu odnalazła w swoim życiu… i miłością, jaką otoczył ją Anthony.






Enklawa
Owen Lake, Minnesota.
Wiele tygodni później…

May i Marcus doczekali się dziecka. Zdrowa, piękna dziewczynka… nazwali ją Mary. Tak, dla "zębatki", która im to wszystko zapewniła, oddając życie za ich wolność…




***

Hannah zaćpała się na śmierć. Nie miała zamiaru zmienić swojego postępowania, oraz nikogo nie chciała słuchać. Olewała przydzielone jej zajęcia, olewała picie wywarów, mających jej pomóc. Nałóg był silniejszy, od jej woli… Była o krok od wyrzucenia z bezpiecznej przystani dla mutantów, skończyła zaś martwa na podłodze własnej łazienki, po "złotym strzale".

Peter miał zamiar poddać się modyfikacji pamięci, zgarnąć 10.000$, po czym opuścić Enklawę…



***

Anyia została żoną Anthony'ego. "Smoczyca" stała się słodką panią domu, jednak jej ogień nie zgasł całkowicie, i nadal potrafiła pokazać swoje pazurki, gdy zaszła taka potrzeba, czy i kogoś po prostu sfajczyć…





Mutanci z Enklawy, po otrzymaniu informacji, zdobytych przez "Elusive", oraz dokładniejszemu wybadaniu sprawy, gdzie znajduje się jedna z baz Korporacji, w górach na północ od miasta Missoula, postanowili im dokopać… Ale to wszystko, to już całkiem inne historie.


THE END
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 24-10-2022 o 09:14.
Buka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172