Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-12-2010, 20:18   #181
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Ziew obserwował rozgrywające się wokół wydarzenia, jakby patrzył na film instruktażowy pokazujący modelowe przykłady poszczególnych przestępstw. Kradzieże kieszonkowe i nie tylko, wymuszenia, zastraszanie, przekupstwo, korupcja, rozboje i bójki. Tego wszystkiego było pełno w Mos Eisley. I oczywiście władca wszystkiego - pieniądz. Bez niego nie mieli szans na zorganizowanie żadnego sprzętu dla Kastara. Kradzież nawet nie przyszła im na myśl. A jednak musieli coś zrobić, żeby nie stracić następnego dnia na kręceniu się w kółko. Nie mieli, niestety, żadnego pomysłu. Tydzień na "wkręcenie" się w jakiekolwiek struktury przestępcze w tym mieście wydawał się zbyt krótkim okresem na takie zadanie. Obserwacja bez znajomości lokalnego środowiska też była bezcelowa. Pozostawało zdać się na przypadek i Moc ...

W końcu szczęście uśmiechnęło się do nich … grupa "Jeźdźców" podjechała do kantyny Krayt. Z wizgiem repulsorów jedna maszyna po drugiej zatrzymywały się przed wejściem. Wszystkie wyglądały, jakby ktoś wpadł na złomowisko i poskładał je z części tam znalezionych. W wielu miejscach pordzewiałe, o bliżej niezidentyfikowanym rodowodzie. Ciężko było nawet określić, jaki model posłużył za model bazowy. Verpine w pierwszym odruchu chciał trochę "pomajstrować" przy pozostawionych bez żadnej opieki maszynach, a najlepiej przy jedynym w tym zestawieniu swoopie, który najpewniej należał do kogoś ważnego w hierarchii. Swoopy były bardziej niebezpieczne, szybsze i przede wszystkim, droższe od speeder bike-ów, więc zapewne jeździł na nim nie byle kto. Pomysł był prymitywny … popsuć i później zaproponować naprawę … ale po chwili zastanowienia słabość planu była widoczna w całej okazałości. Cóż bowiem mieliby pomyśleć sobie przestępcy? Nagle dobrze do tej pory działający sprzęt psuje się i znikąd zjawia się "wybawiciel" mechanik? Toż to na parsek śmierdziało jakimś przekrętem. W końcu zdecydował się na wariant "spokojny". Uzgodnił szybko z Kastarem, że umieszczą lokalizatory na swoopie i maszynie rodianina, który podjechał pierwszy. Dzięki temu będą wiedzieć, gdzie te dwie maszyny się przemieszczają i być może uda się namierzyć siedzibę "Jeźdźców". A później? Infiltracja była jedną z tych rzeczy, które Jedi potrafili znakomicie … Mieli tylko nadzieję, że takie złomy nie posiadały systemów wykrywających obce urządzenia na pokładzie.
 
Smoqu jest offline  
Stary 19-12-2010, 18:08   #182
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Tamir & Jared & Nejl

Jedi dokończyli swoje drinki, co zajęło im trochę czasu, po czym opuścili spelunę. Ilość plotek była zdumiewająca, a z każdą chwilą ich przybywało. W sumie nie powinno to dziwić, Hutt pewnie rozesłał po mieście wszystkich swoich ludzi, ale przecież nie chwalił się nikomu, że go okradziono. Chodziło w końcu o jego reputację, coś do czego przestępcy przywiązują olbrzymią wartość z czym mogłyby rywalizować chyba tylko pieniądze i ich własne życie. Cała sprawa stawała się więc coraz bardziej tajemnicza. Nikt też nie widział włamywaczy, co musiało tylko potęgować wyobraźnię żądnych sensacji prostaczków z Anchorhead.

Towarzysze postanowili, że nie będą się kręcić po okolicy. Byli tu obcy, zwracanie na siebie uwagi zbyt dużej liczby osób mogło znacznie pogorszyć ich sytuację, a na razie nie było ona taka zła. Rycerze wrócili więc do wynajętego lokalu, w którym mieli zastanowić się nad dalszymi działaniami.

Podjęcie decyzji nie było łatwe, ale po długich dyskusjach udało się określić zarys planu. Po kolejnej nocy na Tatooine doprowadzili się do porządku i udali się ponownie do siedziby Ghuli. Tym razem mieli jednak dostać się do środka głównym wejściem. Wartownik, którym okazał się dobrze zbudowany Gran, spytał, posługując się wspólnym galaktycznym:

- Czego tu?

Nejl odparł szybko, że chcieliby się zobaczyć z Ghulą i przychodzą w sprawie kradzieży. Strażnik nie zadawał więcej pytań, a następnie poprowadził ich długim korytarzem zatrzymując się koło drzwi, w które niepewnie zapukał i wszedł do środka. Niedługo potem wyszedł i gestem zaprosił przybyszów do środka.

Jedi znaleźli się w sporym, jak na pokój, pomieszczeniu. Na prawo od wejścia, pod ścianą, znajdowało się "legowisko" Hutta, na środku pokoju dwie, skąpo odziane Twi'lekanki, kończyły właśnie swój występ, a za nimi trójka Bithów grała na instrumentach jakąś wesołą i żywą melodię. Pod ścianami i po bokach Ghuli stali ochroniarze gangstera, którzy bardziej przypominali meneli z niższych poziomów Coruscant, jeśli nie liczyć blasterów przypiętych do pasa i karabinów trzymanych w rękach. Było ich w sumie ponad dwudziestu, a dodatkowo jeszcze kilku weszło do środka, ustawiając się za przybyłymi gośćmi. Gospodarz powiedział coś w swoim języku, gdy rycerze stanęli na miejscu Twi'lekanek Po chwili srebrny droid protokolarny, stojący po prawej stronie grubasa, przetłumaczył:

- Mój pan rzekł: Kim jesteście i co wiecie o całej tej sprawie?


Ziew

Lokalizatory zdały egzamin. Kilka godzin po zachodzie słońc gangsterzy opuścili kantynę, wsiedli na swoje maszyny i ruszyli w przeciwnym kierunku niż ten, z którego przyjechali. Nic nie wskazywało na to by pijani bandyci zorientowali się choć w najdrobniejszym stopniu, że w pewien sposób są śledzeni.

Jedi obserwując ekran urządzenia lokalizującego dowiedzieli się, że Rodianin i właściciel swoopa poruszali się wszędzie razem. Odwiedzili dwa miejsca w mieście, po czym udali się na pustynię, gdzie zatrzymali się nad ranem w odległości zbyt dużej by wybrać się za nimi na piechotę.

Gdy słońca znów pojawiły się na niebie Kastar i Ziew sprawdzili jakie miejsca bikerzy odwiedzili po wizycie w kantynie. Pierwszym okazała się kolejna speluna, w której jednak, jak Jedi pamiętali, nie zabawili zbyt długo. Ich drugim celem był sporej wielkości budynek, który musiał być czymś w rodzaju magazynu, gdyż co jakiś czas zatrzymywały się przy nim transportery, z których wyładowywano jakieś skrzynie, albo je na nie ładowano.
 
Col Frost jest offline  
Stary 28-12-2010, 23:25   #183
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Ziewa nie męczyło czekanie na rozwój wypadków. Już wielokrotnie w akcjach ze swoim Mistrzem był do tego zmuszony, więc przyzwyczaił się. Wtedy co prawda pełnił zwykle rolę wspierającą, a nie operacyjną, ale nie zmieniało to faktu, że dzięki temu nauczył się cierpliwości. Oczywiście chciał coś zrobić, ale nie miał żadnego punktu zaczepienia. Informator nie przybył na spotkanie. Nie wiedzieli ani jak wygląda, ani gdzie mieszka. Było oczywiste, że coś się stało, ale nie mieli żadnych szans nawet podjęcia próby sprawdzenia tego. Samo zadanie wydawało się wręcz stworzone, żeby czekać. Mieli sprawdzić obecność jednej osoby na planecie. Dość specyficznej osoby, ale wciąż jednej. Równie dobrze mogli szukać igły w stogu siana, a i to zapewne z większymi szansami na powodzenie. To, co mogli robić, to zbierać informacje, pogłoski i próbować na tej podstawie zorientować się, czy i gdzie poszukiwany przez nich osobnik się znajduje. Całkowicie bierne obserwowanie rozwoju sytuacji również nie wchodziło w rachubę, bo wtedy na pewno nic by się nie dowiedzieli. Dlatego Ziew z Kastarem zajęli się obserwowaniem lokalnych "młodych gniewnych", czyli gangu "Jeźdźców". Po zainstalowaniu lokalizatorów mieli chwilę spokoju, bo obserwowana grupa postanowiła się trochę zabawić w "Kraycie". Żeby nie marnować czasu, Jedi nawet weszli na chwilę do środka, żeby przyjrzeć się i posłuchać, ale niewiele się dowiedzieli, gdyż gang okupował kilka stolików, do których nie było szans podejść. Ograniczyli się więc do obserwacji kantyny z zewnątrz i sprawdzaniu zachowań wchodzących tam gości.

W nocy Ziew chciał porozmawiać z Erą, ale jej akcja najwyraźniej nabrała większego tempa, bo nie spotkali się w hotelu. Wyczuwał zresztą z daleka jej emocje i podejrzewał, że właśnie pakuje się w jakieś tarapaty, ale na obecnym etapie nie mógł jej pomóc nie narażając na zdemaskowanie.

Rano ruszyli w miasto, żeby sprawdzić miejsca, gdzie gang się zatrzymywał. A właściwie nie gang, a jego dwaj, jak się wydawało verpinowi, przywódcy. Wszędzie razem. Może szef i jego ochroniarz? Tylko który z nich jest tym ważniejszym? Speluna, będąca pierwszym punktem nocnej wycieczki "Jeźdźców", nie wyróżniała się na tle innych tego typu przybytków w Mos Eisley. Tym niemniej Jedi weszli do środka, żeby sprawdzić, jakież to cuda może kryć tak niepozorny budynek, obejrzeć jego bywalców i posłuchać lokalnych plotek.

Ciekawszym obiektem wydawał się być magazyn. Interesujące było, co ich tu ściągnęło? Odbierali jakąś przesyłkę, czy też chcieli ją nadać? A może przyjechali po "dolę" za ochronę? Zgodnie z zapisami lokalizatora nie jeździli w tym miejscu, ale zatrzymali na pewien okres. Więc nie było to miejsce "rozróby", z których gang był słynny.

>>Wchodzimy? … Sprawdzić ogólnie ...<<

Przekaz do Kastara był bardziej stwierdzeniem, niż pytaniem. Chodziło o wśliźnięcie się do środka i sprawdzenie, jakiego typu towary są przedmiotem operacji w tym magazynie … Może obserwowana grupa przyjedzie tu jeszcze raz?
 
Smoqu jest offline  
Stary 29-12-2010, 11:12   #184
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Za dnia na Tatooine można było umrzeć. I to na wiele sposobów.
Na początek z upału bezlitośnie spadającego z nieba. Złośliwe dwa słońca raczyły hojnie swoim żarem gotując wędrowcom różne rodzaje atrakcji. Od udaru słonecznego, do poparzeń różnorakiego stopnia.
Jeśli udało się zbiec z zasadzki mściwych niebieskich ciał gdzieś w nieliczny cień trzeba było stawiać czoła licznym lokalnym rezydentom. Większość z nich miała przy sobie różnorodne narzędzia zagłady od blasterow, poprzez wibroostrza na własnym chuchu kończąc.
Dlatego właśnie Era D’an omijała cień maszerując sobie środkiem ulicy o poranku. Miała sporo wolnego czasu. Aż za dużo jak na jej gust.
Wiatr sypał jej piaskiem w plecy zacierając ślady, tak jakby jej nie było. Czy dlatego Tatooine od niepamiętnych czasów przyciągało różne męty? Bo łatwo zagrzebać się w tym jego przebrzydłym piasku i zniknąć. A może chodziło o wrażenia? Tych od samego początku im nie brakowało.
Zazwyczaj Jedi żyli jakby nie dostrzegając własnej seksualności, w końcu była jedną z rzeczy, których mieli się wyrzec w imię swojej misji. Tymczasem odkąd wylądowali na Tatooine Erze aż za często przypominano, że jest kobieta, która nie ma się czego wstydzić. Jakby pijany Trandoshanin nie wystarczył.
Nawet nie chciała wspominać tego ile się wtedy strachu najadła. Na jakiś czas miała dość romantycznych przygód. W ogóle miała dość wszystkiego na jakiś czas. Romanse, miłość, wojna życie. Szkoda, ze moc nie dołączyła do tego wszystkiego instrukcji obsługi. Przydałaby się.
Dawniej czułaby się w takim miejscu jak ryba w wodzie. Tymczasem chciała tylko zniknąć w piasku.
Pokręciła głową zagniewana na samą siebie za podobne pomysły.
- Masz robotę D’an – szepnęła. Tak, robota. Być tym kim się nie jest. A może tym właśnie jest? Kim jest?
Pytania. Nagle zatęskniła za Tamirem i jednocześnie bała się go znów zobaczyć.
Tym razem nie tyle potrząsnęła głową co nią potrząsnęła.
Robota. Tak była robota.

***

Zaplecze knajpy było stanowczo za wielkie jak na jej gust. Ktoś tutaj miał miał małe ego i usiłował je sobie ratować rozmiarami... chyba właściwe wszystkiego. Od sali poprzez biurko, na tuszy kończąc. Era spojrzała w oczy swojemu rozmówcy bez jakiegokolwiek strachu. Teraz za nic nie mogła sobie pozwolić na słabość. Dlatego obecność ochroniarzy skwitowała łagodnym uśmieszkiem.
- Bo uważam, że twoi pracownicy nie do końca się sprawdzają. I myślę, ze przydałby ci się jakiś nowy, żeby usprawnić funkcjonowanie interesu. - powiedziała sięgając po Moc by nadać swoim słowa bardziej przekonujące brzmienie. Posłała do mężczyzny emocjonalny komunikat. "Ona jest silna, przebojowa i sprytna ona mi się przyda" wraz z otoczką ciepłych emocji.

Mężczyzna skrył twarz w dłoni, głęboko westchnął, po czym znów spojrzał na Jedi.
- Czy ktoś cię o to prosił? A może pracujesz z dobroci serca? - spytał kpiącym tonem.

- Pracuję dla kredytów i tego kto ma ich więcej - odparła kontynuując swoje zabiegi w Mocy. Zerknęła na ochroniarzy wymownie. - Przy okazji, ochronę też masz nie najlepszą.
Spięła się w środku przygotowując się na awanturę. Niech się dzieje co chce, najwyżej będzie jatka za późno było żeby grać zachowawczo.

- Och, więc jesteś również specjalistką w sprawie ochrony? - mężczyzna wciąż ukrywał swój gniew, choć jego głos zaczął delikatnie drżeć. Zdawało się, że sugestie Mocy na niego nie działają. - Nie ucz mnie robić interesu mała. Od razu widać, że nie masz o tym pojęcia. Ale mniejsza z tym. Zastanawiam się tylko co ja mam teraz z tobą zrobić, może jakaś propozycja? W końcu jesteś taka mądra...

Nie porozmawiasz z tym gościem normalnie póki mu nie rozpłaszczysz kogoś o ścianę Ero. Pomyślała. Na razie uznał, że jesteś cwana, musi wiedzieć, ze masz czym to cwaniactwo poprzeć. Jego dziwna niewrażliwość na Moc wydawała się zagadkowa i nakazywała ostrożność. Przydałoby się to zbadać.
W najlepszym wypadku właśnie znalazła kryjówkę mrocznego Jedi w najgorszym... znalazła kryjówkę mrocznego Jedi.
Dziewczyna westchnęła i uwolniła Moc sięgając do ochroniarzy gangstera. Znudzenie, spokój. Albo pewni siebie albo bardzo głupi.
No nic, lećmy z tym koksem. Pomyślała.
Na Tatooine wiele było kłamów, oszustów, krętaczy. Oszustwo było tutaj czymś normalnym, pospolitym. Uczciwość nie i tak jak przypuszczała zaraz została zauważona. Inna sprawa, że wyglądało na to, że uczciwość nie popłacała. Z drugiej strony za bardzo się czuła ostatnio brudna i wypaczona. Choć raz chciała być taka jak powinna. I cóż znów nie wyszło. Życie czasem bywało żartem.
Więc żartujmy dalej.
- Można cie kilka razy zabić zanim zdążą choć wyciągnąć blastery. - odpowiedziała spokojnie.
Spięła się w środku oczekując ataku, pułapek, działek na ścianach i innych oznak ukrytej broni która tłumaczyłaby zachowanie mężczyzn.

- Śmiesz mi grozić?! - człowieczek nie wytrzymał. Darł się teraz na całe gardło. - Za kogo się uważasz suko?! Przyłazisz do MOJEGO lokalu, straszysz MOICH klientów, psujesz MÓJ biznes, a teraz jeszcze grozisz MI?! Kto cię przysłał?! Gadaj i to już!

Suko? Oho to było całkiem ładne, nie ma co. Facet jeszcze trochę się nadmie a będzie wielki jak hutt. Cóż nie zamierzała zaczynać bójki ale była na nią gotowa.
- Nie grożę tylko stwierdzam fakty. Masz fatalną ochronę i przydaliby ci się lepsi pracownicy w ogóle. I choć za pewne nie chcesz tej rady ale i tak powiem. Weź coś na uspokojenie zanim do tego zdenerwowania pęknie ci jakaś żyłka. Nadciśnienie i miażdżyca to jedni z najskuteczniejszych zabójców w galaktyce. - stwierdziła, patrząc prosto w oczy przestępcy. Sięgnęła po Moc by kontrolować co robią jego ludzie. I była gotowa.
 
Lirymoor jest offline  
Stary 30-12-2010, 00:04   #185
 
Gekido's Avatar
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
- Kimś, kto szanuje wielkiego Ghulę - odparł Tamir, zabierając głos w imieniu całej trójki. - O sprawie wiemy tyle, że włamywacze leżą pod piaskami Tatooine, a skradzione rzeczy stoją przed twoim panem -
Zabrak mówił spokojnym głosem, ważąc każde słowo. Huttowie byli przebiegłymi istotami, z którymi trzeba było postępować ostrożnie. A Jedi nie chciał stać się karmą dla Banth.
Droid przetłumaczył wszystko swemu panu. Hutt nie zastanawiał się długo:
- Mój pan kazał wam wyjaśniać dalej.
- Nie ma właściwie czego wyjaśniać. - stwierdził Tamir. - Nie zadawaliśmy pytań, kiedy strzelaliśmy, a i od trupów zbyt wiele dowiedzieć się nie można. -
Zabrak zsunął plecak ze skarbami skradzionymi wcześniej Huttowi, wziął go do jednej ręki i położył na ziemi przed sobą.
- W tym plecaku są rzeczy skradzione twojemu panu
Hutt machnął ręką na jednego ze swoich ludzi, który podszedł by zabrać plecak. Ghula po wstępnych oględzinach uśmiechnął się wrednie.
- Mój pan powiedział: Do wyjaśnienia jest wiele. Kto to zrobił? Jak go znaleźliście? I najważniejsze dlaczego?
Teraz był najtrudniejszy moment. Jeśli coś pójdzie nie tak, cała trójka będzie miała naprawdę spore problemy. Dłoń zaczęła świerzbieć Zabraka. Bardzo chciałby czuć w niej w tej chwili chłód rękojeści swojego miecza.
- Łut szczęścia. - odparł Tamir, patrząc spokojnie na Hutta. - Właściwie nikogo nie szukaliśmy, można powiedzieć, że na nich wpadliśmy. - rozpoczął wyjaśnienia. - Niski rodianin i twi'lek. Szczerze mówiąc, nie wyglądali na zawodowców, nie bardzo dbali o to, żeby ktoś ich nie zobaczył. - Tamir uśmiechnął się łobuzersko. - A powód jest chyba oczywisty. Kasa. -
Droid znowu wziął się za tłumaczenie:
- Tak po prostu wpadliście na dwójkę złodziei, załatwiliście ich i oddajecie mi moją własność? Ciekaw jestem skąd wiedzieliście, że te rzeczy są moje.
- Plotki szybko się rozchodzą po mieście. - wyjaśnił. - Znamy twoją reputację, więc po co ryzykować, że zostaniemy złapani ze skradzionymi przedmiotami, skoro można je oddać, zachować życie i, powiem szczerze, zarobić na tym. - Zabrak wzruszył ramionami
Hutt wyglądał na zadowolonego:
- A gdzie są ciała?
Tamir ponownie wzruszył ramionami z obojętną miną
- Jak wspomniałem wcześniej, pewnie leżą pod piaskami Tatooine. Mogły zostać zjedzone przez pupilki szwędających się wszędzie Tuskenów. Nie dbamy o to -
- Ale ja dbam. Pięknie by się tu prezentowały. Przynieście mi ich głowy, to zapłacę wam ekstra.
- Sporo fatygi, która może się nie opłacać. - stwierdził rzeczowo Torn. - Ile? -
- Powiedzmy tak: nie ma ciał, nie ma zapłaty - Hutt zaśmiał się.
- Ciekawe zagranie. Dostajesz to, co ci skradziono, oferujesz dodatkowe pieniądze za głowy złodziei, a i tak wiesz, że nie wydasz ani grosza, bo znalezienie dwóch ciał, po kilku godzinach na pustyni, graniczy z cudem. - Tamir był nadal spokojny. - Jednak to, co mówią o twoim rozsądku nie mija się z prawdą. -
- To już raczej wasz problem, czyż nie? Ale znajcie moje dobre serce, nikt nie powie, że jestem niewdzięcznikiem. Bakstret wypłaci wam po 500 kredytów na łepka. Jeśli wrócicie z Rodianinem i Twi'lekiem dostaniecie po 10000
Tamir założył ręce na klatce piersiowej. Wpatrując się w tłuste cielsko Hutta, zastanawiał się nad kolejnym ruchem. Na razie mógł jeszcze pograć na czas, bo poza 1500 kredytów, niczego nie zyskali.
- Gdzie jest haczyk? - zapytał Torn z uniesioną brwi.
- Nie ma żadnego haczyka, to tylko prosta wymiana handlowa. 30000 kredytów za łby dwójki parszywych złodziejaszków.
- Mam inną propozycję, na której możesz dodatkowo sporo zyskać. - stwierdził, gdy przyszedł mu do głowy pewien pomysł, który może zapewnić im pobyt u Ghuli
- Więc mów.
- Wiem, że inwestujesz w talenty. - ciągnął Torn. - Wyścigi to dobry biznes, zwłaszcza jeżeli ma się w swojej stajni dobrych pilotów. A tak się składa, że stoi przed tobą dwójka, o nietuzinkowych umiejętnościach. - Zabrak zamilkł na chwilę. - Gadką niczego nie udowodnię. Niedługo odbywa się lokalny wyścig, przetestuj mnie. Daję ci gwarancję, że tego nie pożałujesz. -
Hutt zamyślił się przez chwilę.
- Ścigałeś się kiedyś?
- W zapomnianych dziurach na Odległych Rubieżach. - odparł. - Do tego gubiłem pościgi w pasie asteroid -
- To może wolałbyś zostać przemytnikiem?
Tamir uśmiechnął łobuzersko
- Tak, czy inaczej, najlepszą okazją do sprawdzenia moich umiejętności, będzie najbliższy wyścig. -
- Jeśli uważasz, że pilotowanie statku kosmicznego jest tym samym co pilotaż ścigacza to nie jesteś mi potrzebny.
- Nad interpretujesz moje słowa - zaoponował. - Sprawdź mnie w wyścigu, jeśli się nie spiszę, będę dla ciebie przemycał. Przez trzy lata za darmo. Tak, czy tak, ty jesteś górą. -
- Jeśli będę tracił swój towar, z pewnością nie wyjdę na swoje. Ale zróbmy tak: przyniesiecie mi głowy tamtych patałachów, zapomnicie o nagrodzie, a ja ci podaruje ścigacz na którym będziesz mógł wziąć udział w wyścigu. Jeśli się spiszesz, nie pożałujesz, jeśli zgniesz, nie będę stratny.
- Czuję się urażony, że mi nie ufasz - odparł Torn, kładąc rękę na sercu. - Zróbmy inaczej. Moi towarzysze pójdą po głowy, dasz im po 250, czyli razem 500. 1000 już zostaje u ciebie, do tego rezygnujemy z 30 000 za ich głowy. Żebyś miał pewność, że niczego nie kombinujemy, zostanę pod twoim okiem. To jedyny sposób by mieć pewność, że w ogóle będę miał szanse wystąpienia w wyścigu. -
- Skoro tak ci zależy zamkniemy cię w celi do czasu aż twoi przyjaciele nie wrócą. Ale z zapłaty nici, przecież wszystko pójdzie na twój ścigacz.
- Co jeśli nie wrócą do wyścigu? -
- Wtedy nie wystąpisz - Hutt zaśmiał się potężnie.
- Wtedy obaj na tym tracimy, wiesz o tym. -
- Mam wielu kierowców, ale jeśli nie odpowiadają ci moje warunki zawsze możesz wziąć swoje 300 kredytów i wyjść.
- Wielu kierowców... - Zabrak prychnął. - Nie masz takiego kierowcy, jak ja - powiedział pewnym tonem, wskazując na siebie kciukiem. - Nie jesteś głupcem Ghula, więc nie odbieraj mi szansy udowodnienia swojej wartości poprzez czekanie na otrzymanie dwóch dziurawych łbów. -
- Gdybyś był takim świetnym kierowcom jak twierdzisz nie szukałbyś zatrudnienia w tej dziurze, no i nie nalegałbyś tak bardzo na przyjęcie wiedząc, że każdy chciałby mieć ciebie w swoim teamie. Zjeżdżaj stąd szczeniaku zanim się zdenerwuję i na prawdę każę cię zamknąć. Masz szczęście, że przyniosłeś mi moją własność, inaczej juz byś gnił w lochu za próby naciągania mnie.
- Właśnie popełniłeś błąd - odparł Tamir, nie tracąc animuszu. Jednak w środku cały się gotował. - 1500 i masz mnie z głowy -
- O nie chłopcze, 1500 było kilka chwil temu. Teraz cieszcie się, ze wychodzicie stąd w jednym kawałku. I to na razie
- W jednym kawałku z niczym. - odparł Torn obracając się na pięcie. - Pozostaje mi tylko świadomość, że przeszło ci sporo kredytów koło nosa -
Zabrak był zły. Sam nie wiedział dokładnie na co, ale chyba najbardziej na siebie samego. Wiedział, że był blisko. Mógł już nie próbować się targować, zostać w celi i zdać się na kompanów. Na pewno nikogo by nie zabili, ale z pewnością coś by wymyślili. Ech, był głupi, poczuł się zbyt pewnie i przez to stracili na dobre okazję, by zbliżyć się do Ghuli. Kolejne niepowodzenie. Aż dziw, że Tamir jeszcze do nich nie przywykł.
Swoją złość okazał dopiero po opuszczeniu i oddaleniu się od rezydencji na odpowiednio bezpieczną odległość. Zaklął siarczyście, w taki sposób, że nawet najgorsze męty by się tego nie powstydziły. Nie pozostaje im już właściwie nic innego, jak czekać na przylot Mistrza i odlecieć z Tatooine z pustymi rękami.
 
Gekido jest offline  
Stary 05-01-2011, 10:39   #186
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Ziew

Magazyn nie był przesadnie dobrze pilnowany, Jedi dostrzegli zaledwie dwójkę strażników. Nie uważali więc za konieczne czekanie do zmroku i ruszyli na przeszpiegi od razu. Sam budynek był godziwej wielkości. Z pewnością pomieścić mógł towar z dziesiątek frachtowców. Główne wejście było otwarte, być może spodziewano się jakiejś dostawy lub odbioru towaru.

Ominięcie stojącego na warcie Trandoshanina, o głupim wyrazie twarzy, nie stanowiło wielkiego problemu. Wystarczyło rzucić Mocą jakiś kamyk by na sekundę bądź dwie skierował on swój łeb w przeciwną stronę. Rycerzom to wystarczyło by wślizgnąć się do środka. Gdy mijali zaintrygowanego wartownika, Ziew dostrzegł, że z tyłu kurtki ma on wyhaftowane złote gwiazdy, logo Jeźdźców.

Sam magazyn wypełniony był kontenerami i skrzyniami o przeróżnych rozmiarach. Kastar zaproponował by najpierw rozejrzeć się czy w środku nie ma żadnego gangstera, na co jego towarzysz przystał. Po upewnieniu się, że mogą pracować spokojnie, obaj zabrali się do badania zawartości poustawianych wokół pakunków.

Wystarczyło otworzyć kilka z nich, by zorientować się co jest w pozostałych. Przyprawa. W każdej skrzyni jaką otwarli znajdował się inny gatunek. Induro rozpoznał jeden z nich, była to Karsuna, narkotyk pochodzący z Sevarcos zwiększający czasowo siłę, szybkość, a nawet inteligencję. Jedi trafili do czegoś w rodzaju skarbca Jeźdźców.


Era

- Brać ją! - człowieczek nie wytrzymał.

Dwójka ochroniarzy ruszyła przed siebie, ale pierwszy z nich doznał bliskiego spotkania swojej twarzy z podeszwą buta Ery. Drugi zdążył wyciągnąć blaster, ale Jedi wytrąciła mu go z ręki zanim nacisnął spust. Jedynie działania grubasa powiodły się. Wcisnął ukryty w biurku przycisk. D'an poczuła wcześniej jak wypełnia go fala strachu, teraz coś w rodzaju ulgi, albo raczej nadziei na nią.

Do pomieszczenia wbiegło pięciu mięśniaków, wszyscy rodzaju ludzkiego oraz jeden Wookie. Wyciągnęli broń, ale zanim wystrzelili w ręku dziewczyny pojawił się jej świetlny miecz. Niepotrzebnie wybiegła ochroniarzom naprzeciw, teraz znajdowała się na środku pokoju bez możliwości schowania się za mosiężne biurko, za którym kulił się niewielki właściciel tego przybytku. Dobrze, że przynajmniej zabrała ze sobą broń, pięć blasterów i jeden karabin nie powinny sprawić jej problemu.

I rzeczywiście dwójka mężczyzn padła od wiązek ze swojich własych giwer bądź tych należących do kolegów. Reszta starała się uciec na zewnątrz, ale kolejny padł na ziemię. Tylko Wookie zawył głośno, rzucił karabin na ziemię i pędem ruszył na Erę. Jedi dostrzegła w jego oczach chęć mordu, a w Mocy wyczuła czystą wściekłość. Stwór nie mógł się jednak oprzeć srebrnej klindze. Desperacko próbował zasłonić się ręką, ale miecz przeszedł przez nią gładko chwilę przed zadaniem śmiertelnego cięcia w klatkę piersiową. Włochacz z cichym skowytem zwalił się na ziemię.

D'an wyczuła, że dwójka z korytarza uciekła i z pewnością nie miała zamiaru zawiadamiać kogokolwiek o tym zajściu. Jak to na Tatooine bywa, przyszła pora na zmianę pracodawcy. Dziewczyna wyłączyła swoją śmiercionośną broń i podeszła powoli do grubasa. Ten już nie trząsł się ze złości, a ze strachu. Z wrażenia nogi się pod nim ugięły i siedział teraz potulnie na podłodze. Wyglądał nawet dość sympatycznie.

Era miała zamiar zadać właśnie pierwsze pytanie, na które wiedziała, że dostanie odpowiedź gdy TO poczuła. Coś mrocznego zbliżało się nieuchronnie w stronę pokoju, w którym się znajdowała. Poczuła siłę napędzaną gniewem, potężną siłę. Chwyciła mocniej rękojeść miecza.

Drzwi nagle wyleciały z futryny i uderzyły w podłogę całym swym ciężarem. Za nimi nie było jednak nikogo. Z zewnątrz biła ciemność jaką D'an zapamiętała, gdy sama była prowadzona do tego pomieszczenia. Teraz jednak wyczuwała, że w cieniu kryje się coś złego. Zapaliła miecz.

* * * * *

Era powoli otwarła oczy, nie wiedziała co się dzieje. Rozejrzała się dookoła i na prędce ustaliła, że znajduje się w jakimś ciemnym, niewielkim pomieszczeniu. Leżała na zimnej, kamiennej podłodze, co od razu zwróciło jej uwagę po dniach spędzonych na gorącym Tatooine.

Pomieszczenie nie posiadało okien, a jedynym źródłem światła była niewielka, czerwona lampka zamontowana w ścianie, której zadaniem bardziej było rzucanie złowrogich cieni niż oświetlanie otoczenia.

W celi, którą zapewne było to pomieszczenie nie znajdowało się praktycznie nic. W kącie stało wiadro, o którego przeznaczeniu mówił smród wydobywający się z niego. Przy zwykłych, zawiasowych drzwiach stała topornie wykonana misa, która pachniała podobnie.

D'an starała się przywołać ostatnie wspomnienia, ale przychodziło jej to z trudem. Wiedziała, że spotkała się z szefem kasyna tego gangu... zdaje się, że Szczurów. Pamiętała jak z nim rozmawiała, a potem rozłożyła jego ochroniarzy. Oczami wyobraźni zobaczyła nawet jeszcze raz wściekłe spojrzenie Wokieego, ale kolejne jej przeżycia już się zamazują. Kojarzyła tylko przerażający mrok.

Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach. Nie potrafiła jeszcze trzeźwo myśleć, władały nią emocje. Chwilami nawet się bała, nigdy nie czuła czegoś podobnego jak wtedy w kasynie. Nie była nawet pewna kiedy dokładnie to się stało. Po pewnym czasie uspokoiła się i wówczas dojrzała, że nie jest w celi sama. W kącie spał skulony, niewysoki grubas.


Tamir

Trójka towarzyszy kroczyła tymi samymi uliczkami, którymi pamiętnej nocy uciekała z posiadłości Hutta. Tym razem nie nieśli żadnych zdobyczy, te wróciły z powrotem do właściciela. Jeżeli Jedi mogli znaleźć jakieś pocieszenie w tej sytuacji to chyba tylko uspokojenie sumienia, że niczego nie zagarnęli dla siebie.

Po przebyciu kilkunastu metrów Tamir zorientował się, że na ulicy zrobiło się dziwnie pusto. Pod ścianami budynków zabrakło prowizorycznych straganów, które zwykle stały tam przez cały dzień, a mieszkańcy Anchorhead darli się przy nich na całe gardło chwaląc swoje towary. Wokół nie było również przechodniów, a okna we wszystkich domach były zamknięte.

Nagle zza rogu wyłonił się wysoki mężczyzna. Był to brunet z przepaską na prawym oku i okropną blizną przecinającą wzdłuż całą twarz. Nos miał dziwnie zgięty, jak gdyby zniósł wiele trafień ciężkim przedmiotem. Ubrany był w zwyczajną koszulę o barwie piasku i takie same spodnie. Przy pasie w kaburze spoczywał blaster, a w prawym ręku nieznajomy trzymał karabin. Gdy uśmiechnął się szeroko okazało się, że nie ma kilku zębów:

- Przykro mi panowie, ale dalej nie pójdziecie - za plecami bruneta pojawili się dwaj jego kompani, a za Jedi znaleźli się jeszcze czterej. - Hutt Ghula przysyła pozdrowienia - to powiedziawszy przechylił broń by strzelić.
 
Col Frost jest offline  
Stary 12-01-2011, 17:53   #187
 
Gekido's Avatar
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
Coś tu ewidentnie nie pasowało. Było o wiele za wcześnie na to, by na tych ulicach było pusto. Znikąd nie dochodził gwar rozmów, czy kupców wzajemnie się przekrzykujących i wychwalających swoje towary. To nie było to Anchorhead, które Tamir pamiętał, gdy wchodzili do rezydencji Hutta. Teraz przypominało wyludnione miasteczko, gdzie pomiędzy domami hulał wiatr.

Zabrak zwolnił, a to samo uczyniła dwójka jego towarzyszy. Widocznie oni także przeczuwali, że to nie wróży niczego dobrego. Dlatego Torn wzmógł swoją czujność i ostrożniej stawiał swoje kolejne kroki. Wciąż szedł przed siebie, by zachować pozory. Złość na samego siebie gdzieś uleciała, zastąpiona przez czujność. Jedi postanowił zdać się na podszepty Mocy. Zaczął rozpuszczać jej wici wokół siebie. Pierwsze co wyczuł, to czujność i gotowość swoich towarzyszy. A chwilę później, trójka Rycerzy nie była już sama.

Zza rogu wyłonił się mężczyzna, który nie mógł uchodzić za ideał piękna. O karierze modela, czy aktora w holofilmach też mógł zapomnieć. Za to jego strój, uzbrojenie i wygląd zdradzały inną profesję. Mógł być jakimś podrzędnym łowcą nagród albo zwykłym popychadłem od wykonywania brudnej roboty. Prawdopodobnie dla Ghuli. I jak się niedługo okazało, nie był sam i przypuszczenia Tamira się sprawdziły. Przystojniaczek był sługusem Hutta, a skoro on i szóstka jego towarzyszy się tu pojawili, to oznaczało, że negocjacje poszły Zabrakowi gorzej, niż myślał.

Nie było czasu na to, by zastanawiać co należy zrobić. Do konfrontacji musiało dojść, na co wskazywały wszystkie znaki na niebie i ziemi. Włączając w to karabin wycelowany w trójkę Jedi i czwórkę zbirów, którzy prawdopodobnie mierzyli w ich plecy. Zabawy z blasterem, by zachować pozory odpadały. Martwi i tak na nic by się nie przydali Republice, a w głowie Zabraka zaświtała pewna myśl.
Wykorzystując Moc, Tamir wyskoczył w powietrze, by saltem znaleźć się za plecami mierzącego do nich przystojniaka. Chciał wylądować dokładnie pomiędzy dwoma zbirami, których chciał odrzucić telekinetycznymi atakami w boki, a następnie dobywając blaster, wymierzyć w plecy przystojniaka. Oczywiste było, że ten skojarzy ich z Jedi, ale Zabrak chciał pograć inaczej. Gdyby mu się udały poprzednie akcje, przestrzelenie nogi przystojniaka i dorzucenie "pozdrowienia od Hrabiego Dooku", powinny zrzucić winę na Konfederację. Jeśli nie pójdzie po jego myśli... cóż, trzeba będzie myśleć nad czymś innym. Ale jakie szanse mogło mieć 7 oprychów, przeciwko 3 Jedi?
 
Gekido jest offline  
Stary 14-01-2011, 22:54   #188
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Pierwsze co poczuła do żołądek. Pojawił się gdzieś w czarnej pustce skręcając się boleśnie, mięśnie pracowały uparcie i nagle okazało się, że miała usta pełne kwasu i dymu i klejące się oczy oraz skołataną głowę. Era D’an jęknęła cicho niezupełnie zadowolona z tego odkrycia. Poruszyła dużym, z grubsza nieokreślonym tworem zwanym ciałem i wtedy dotarło do niej zimno podłoża. Chłód dotarł do ciała, przeszywał nieprzyjemnie kości.
Co się stało?” Myślenie nie było w obecnym stanie za dobrym pomysłem. No ale myśl już się pojawiła wiec nie bardzo było jak ja wypędzić.
Co się stało?

***

- Brać ją
Na te słowa odpowiedzią był pusty śmiech a potem jeden płynny ruch, kopnięcie i mocny cios w twarz. Przestąpiła z nogi na nogę, chwyciła trzymającą blaster dłoń i wykręciła. Wyrzut adrenaliny do krwi zlał się z Mocą wypełniającą każdy oddech.
Zawsze lepiej rozumiała ruch niż inne formy medytacji. Coś było w pędzie, szybkim oddechu i szaleńczym galopie serca co wydawało się jej bliżej Mocy, prawdziwsze.
Obracała się wolno do grubasa zamierzając zmusić go żeby wreszcie z porozmawiał z nią uprzejmie.
Wtedy drzwi otworzyły się z trzaskiem.

***

Nie mówcie, że jacyś zawszeni ochroniarze spuścili mi manto” Pomyślała poruszając zdrętwiałymi rękoma. Kończyny awanturowały się przy próbie zmuszenia ich do pracy. Przed oczami przelewała się jej ciemność powoli formując kształty. Z cienia wyłonił się wiadro do którego by się nie zbliżyła nawet gdyby od tego zależało życie całej populacji Coruscant.
Syknęła na widok czerwonego światła. Dekoracja do niskobudżetowego filmu grozy. Wiedziała coś o tym, miała na datapadzie cała kolekcję tanich horrorów.
Kończyny ze strajku przeszły w lekkie naburmuszenie więc mogła usiąść.
A wtedy ukazał się jej widok, którego się nie spodziewała.
- No proszę... mówiłam ci, że masz słabą ochronę.

***

Przy wejściu nagle zaroiło się od ochrony. Idioci zbili sie w ciasną grupę i otworzyli ogień. Trudno o lepszy cel dla miecza. Wyciągnęła ostrze odruchowo, było częścią niej samej jak ręka i noga. Nie myślała o tym, że właśnie diabli wzięli jej przykrywkę na Tatooine. Była spalona. Wieść rozniesie się po okolicy razem z pustynnym wiatrem.
Ostrzał był jak deszcz świetlistych igiełek. Zanim to do niej dotarło padłu dwa trupy. Dwa urwane krzyki w Mocy. Pozostali zaprzestali ostrzału. Stanęła z wyciągniętym mieczem i kiwnęła w ich stronę zachęcająco. Kto następny?
Trzech drabów zrewidowało swój pogląd na sprawę stwierdzając, że lubią swoje życie. Ale wookie rzadko ustępowały pola. A ten osobnik cuchnął w Mocy czymś niezdrowym, jak zarażone wścieklizną zwierze. Patrząc na wściekły kłębek futra musiała się zastanowić czy zdoła go zatrzymać nie zabijając. Wtedy on rzucił się na nią rycząc wściekle i już wiedziała, ze nie zdoła.
Rzadko walczyła wiedząc, że zadawany cios ma kogoś zabić. Zazwyczaj w ferworze walki strzały leciały gdzie popadnie. Śmieć była przypadkiem, wolą Mocy, a raczej Era mogła tak ją odbierać. Ale teraz to była jej wola. Świadomie zadecydowała o swądzie palonych włosów, odciętej ręce i rozpadającym się na kawałki ciele.
Czuła nieprzyjemny chłód patrząc na zwłoki wookiego. I to właśnie musiała mieć wymalowane na twarzy kiedy odwracała się do grubasa.
Zdecydowanie spuścił z tonu. Powinna była pamiętać, że na tej planecie tylko narzędzia zniszczenia i kredyty wzbudzają respekt.
Gangster patrzył na nią szeroko otwartymi oczami. Z tymi swoimi pucułowatymi policzkami wyglądał jak małe dziecko. Brakowało tylko żeby zaczął ssać kciuk.
Może teraz odpowie na parę pytań? Uśmiechnęła się szelmowsko i otworzyła usta.

***

- Nie teraz!Era uderzyła się płaską dłonią w czoło. –No dalej durny czerepie… co było dalej?
Cóż jej pamięć postanowiła jednak skorzystać z ustawowego czasu wolnego i żadne prośby ani groźby nie skutkowały.
Na szczęście nieopodal miała inne źródło informacji.
Era powoli podeszła do swojego towarzysza niedoli i uważnie przyjrzała się mu nim ostrożnie chwyciła go za ramie i potrząsnęła nim.
- Hej... pobudka... room service.
Grubas drgnął wypowiadając głupawe "hę". Prawdopodobnie spał sobie smacznie nie wiedząc nawet co się dzieje.
- Hej, masz może adres do recepcji? Bo chyba ktoś powonien zamówić sprzątanie. - wymamrotała jeszcze raz rozglądając się po sali.
- Co? - właściciel kasyna zdawał się nie rozumieć. Na jego twarzy pojawiła się czerwona barwa sugerująca wybuch złości, jednak nim to nastąpiło mężczyzna rozejrzał się po pomieszczeniu, a gniew błyskawicznie ustąpił miejsca strachowi. - K-k-kim ty jesteś? Czego ode mnie chcesz? - człowieczek chyba wierzył, że jego porywaczem jest Era.
- Słuchaj nie mam pojęcia z kim się skumałeś ale właśnie wcisnął nas tutaj po wczorajszej pogawędce w kasynie. – westchnęła, cóż przynajmniej teraz nie musiała go lać żeby wrócił do postawy rozkosznego malca. - A mówiłam ci żebyś się przestał nadymać.
Grubas milczał wciąż kuląc się w kącie. Jego szeroko otwarte oczy wpatrywały się w dziewczynę. Nie trzeba było być Jedi, żeby dostrzec w nich ogromne pokłady strachu.
Dziewczyna pokręciła głową. Taki twardy był w gębie, a teraz kiedy trzeba siły zupełnie rozpadł się na kawałki. Mężczyźni.
- Wdech -wydech, tylko o tym nie zapomnij. - prychnęła patrząc w oczy gangstera, miała dziś mało cierpliwości. Odetchnęła i spróbowała trochę łagodniej. - Słuchaj nie panikuj. Żyjemy. Może zdołamy się wydostać. Ale musisz mi powiedzieć w co się do ciężkiej cholery wpakowałeś?
- A skąd mam wiedzieć?! - charakter człowieczka dawał o sobie znać mimo towarzyszącemu mu strachowi. Po chwili opanował się i mówił trzęsącym się głosem. - T-t-to chyba t-ty powinnaś to w-w-wiedzieć. Tamten f-f-facet zdawał się ciebie z-znać.
Stop. Facet?
Chłód. Nagle Jedi poczuła lodowate macki wypływające gdzieś z umysłu. Wspomnienie ciemności żywej, namacalnej, takiej która niemal dotykała.
Chyba jednak zakończyła swoją misję sukcesem. Jeśli przeżyje żeby komuś o tym powiedzieć. Nagle zachciało jej się śmiać chociaż wcale nie czuła się wesoła.
- Ta, jak ktoś ma miecz świetlny to od razu musi znać wszystkich innych posiadaczy. Jesteśmy jedną wielką patologiczną rodziną - prychnęła usiłując skupić myśli, stereotypy bywały gorzkie.
-nie widziałem j-j-jego twarzy. M-miał kaptur.
Jak można zostać przywódcą gangu będąc takim skończonym tchórzem?
-Cokolwiek? Płeć? Wzrost? Wiek? Rasa? Ubiór? Skąd on się kurwa wziął u ciebie w lokalu?
- N-nie wiem skąd. T-t-to ty go przecież znasz.
„Mocy daj mi cierpliwość albo ciężką pałkę bo zaraz go walnę”
Pomyślałam Era.
- Znam? Ja go nawet na oczy nie widziałam! - odparła szybko. - Znałeś go wcześniej? Widywałeś?
- N-niby gdzie? Nie znam takich jak w-wy.
- Cóż... wychodzi na to, że dwoje "takich jak my" wpadło do ciebie do lokalu na partyjkę tego samego dnia. Niezła statystyka.
– westchnęła, czując jak powoli zaczyna ją dusić niepokój i bezsilność. - Masz jakiś pomysł gdzie jesteśmy?
- W ciemnej celi?!
- człowieczek znów dał się ponieść nerwom.

Zanim Era zdołała odpowiedzieć usłyszała inny głos.
- Nie trać swojego czasu, on niczego nie wie
Dziewczyna odwróciła się błyskawicznie by zobaczyć postać ubraną w czarną szatę Jedi z kapturem nasuniętym na głowę, nie była w stanie dostrzec jej twarzy. Osoba ta przemawiała zdecydowanie męskim, choć delikatnym głosem. Era nie czuła tego co wówczas w "biurze" grubasa, nie wyczuwała nawet wrażliwości na Moc od osobnika stojącego za polem siłowym, zastępującym drzwi, ale w jakiś sposób wiedziała, że to on ją tu przyprowadził.
- Witaj młoda Jedi - powiedział tonem serdecznego człowieka. Właściciel kasyna cicho zaskomlał.
Era obróciła się ze zmęczonym lekko zblazowanym wyrazem twarzy. Po prostu nie była w stanie się chwilowo zdziwić.
- Z kim mam przyjemność? - spytała.
- Moje imię nie jest ważne. Niech ci wystarczy, że jestem tym po kogo przybyłaś na Tatooine.
„Nadęty dupek z przerostem ego”
Skwitowała w myśli. Czasami do diagnozy człowieka wystarczy jedno zdanie.
- A jeśli jednak jest moim zdaniem ważne? - upierała się.
- Będziesz musiała obejść się smakiem. Choć może przed twoja śmiercią odkryję twarz.
- Uuuuu jaki jestem mroczny. Az pociemniało mi w oczach
– prychnęła spuszczając na chwilę ze smyczy irytację. Facet brzmiał jak bardzo kiepski czarny charakter z podrzędnego holo. - Czym sobie właściwe zasłużyłam na twoją gościnę?
- A czym ja sobie zasłużyłem, żeby Rada wysyłała za mną grupę Jedi?
- Nie wiem, pojedź ze mną na Coruscant i zapytaj.
- Z pewnością kiedyś tam zawitam. Może nawet zabiorę kilka legionów droidów bojowych.

Westchnęła. To się robiło idiotyczne. Skoro facet zamierzał tak z nią rozmawiać zwyczajnie szkoda było na niego czasu.
- Słucham nie powiem wymiana złośliwości to fajna sprawa i w sumie w moim charakterze ale jestem trochę zmęczona rozdrażniona i robię się niepotrzebnie zgryźliwa. Po drugie trochę mnie męczy odgrywanie pewnych rolek. Więc powiedz mi szczerze czego chcesz a może uda się nam przejść do jakiejś sensownej dyskusji.
- Jeśli jesteś tak bardzo zmęczona śmiało możesz się przespać. Jak na razie chcę mieć cię tutaj, potem zobaczymy.
- A mogę chociaż liczyć na coś takiego jak koc? O poduszce nie wspominając?
- Nadzieja umiera ostatnia
- mężczyzna zdawał się być rozbawiony tym pytaniem.
- Ostatnie umiera oprocentowanie na kredycie wziętym u Huttów. Co z tym kocem? – spytała zniecierpliwiona. Przydaj się na coś zamiast zamiatać okolicę swoim ego dupku Pomyślała.
Mężczyzna nie odpowiedział. Odwrócił się i odszedł. Przez chwilę Era słyszała jego śmiech, zimny i twardy, zupełnie odmienny od głosu jakim się posługiwał w rozmowie z nią.

- Dwa sparszywiałe tchórze - syknęła dziewczyna zostawiając gangstera sam na same ze swoim strachem. Oddaliła się na tyle na ile pozwalało jej pomieszczenie. Musiała pomyśleć i jeśli to myślenie nie przyniesie efektu była w ciężkiej... „nie nie dupie, w dupie chodzić by było ciepło.” Stwierdziła w myśli.
Znalazła ich wytęsknioną zgubę. To stało się już dla niej jasne. I musiała kogoś o tym powiadomić. Miała pod ręką Moc.
Teraz pytanie kogo.
Najlepszy byłby Karnish tyle, ze miała z nim póki co tak mało kontaktu, że wątpiła by zdołał cokolwiek od niej odebrać.
Za to z Tamiremna pewno zdołałaby się porozumieć. W końcu ostatnio w głowie miała tylko i wyłącznie zabraka. Tyle, że na samą myśl o tym, że ten zjawi się tu z odsieczą poczuła mdlący strach. Był zbyt impulsywny, poleciałby jak wariat i... zginąłby jak wariat. Już wolała tu zgnić niż na to pozwolić.
Ale był blisko ktoś jeszcze, osoba znacznie rozsądniejsza zdaje się. No i na tyle bliska Karnishowi żeby przekazać informację. Ćwiczyli przecież ze Ziewem komunikację. Tak to mogło się udać. No i w razie czego Verpin był bliżej.
Odetchnęła głęboko i usiadła przylegając plecami do ściany. Zamknęła i zatopiła się w skrytej pod nimi pustce.
Wyobraziła sobie kufer i niespiesznie po kolei chowała do niego zmartwienia. Niewola, Tamir, własna niepewność. Wszystko co mogłoby ja rozpraszać lądowało pod kluczem odsunięte na dalszy plan. Teraz liczyła się tylko Moc obecna wokół niej. Topiła się w niej, zatracała własne ja aż nie było dziewczyny tylko przekaźnik. Wszystko i nic. Wdychała to z każdym kolejnym spokojnym oddechem.
Potem przywołała obraz Ziewa, jego owadzią facjatę, duże oczy i to poczucie czystości jakim ją zawsze napawał. Czekała aż obraz będzie silny, wyraźny.
A potem wysłała przekaz. Prosty. Obawiała się dłuższego kontaktu, nie chciała zdradzić mrocznemu towarzyszy.
Był w nim chłód i mrok, strach, zagubienie, ostrzeżenie. Poswawoliła się wypełnić tym uczuciom, stać się dla niej ciałem. Chciała żeby zrozumiał i wezwał pomoc.
Po wszystkim siedziała zlana zimnym potem i odpoczywała ponownie zagłębiając się w medytacji. Potrzebowała sił. Musiała jeszcze raz zbadać pomieszczenie tym razem Mocą. Ta przecież mogła ocalić tylko tego, kto sam usiłował się ocalić.
A potem?
Będzie co ma być. Nie było sensu martwić się czymś na co nie miało się wpływu.
 
Lirymoor jest offline  
Stary 17-01-2011, 06:10   #189
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Odkryli magazyn pełen nielegalnych przypraw, ale co im to dawało? Nic. Dokładnie nic w sprawie, w której tu przybyli. Najwyraźniej "Jeźdźcy" mieli lepsze źródła utrzymania niż to podejrzewali. Ale ta działalność była całkowicie … normalna, jak na warunki Tatooine. Żadnych podejrzeń o kontakty z Ciemnym Jedi. Sam magazyn był pojemny, więc wyglądało na to, że gang był w jego posiadaniu przez dłuższy czas, bo zgromadzenie takiej ilości towaru nie trwało chwilę. Wydawało się, że ten trop to ślepa uliczka. Ale jak na wartość, jaką przedstawiały zgormadzone tu rzeczy, ochrona była zbyt mała. Coś tu nie pasowało Ziewowi. Nie podejrzewał, żeby ten skład był jakimś pomniejszym dla grupy. A jeśli był jednym z głównych, albo wręcz głównym, to zabezpieczenia bez wątpienia powinny być silniejsze. Chyba, że gdzieś w budynku mieli swoją siedzibę i mogli wpaść całą hałastrą, jak tylko coś się zaczynało dziać. Poza tym na Tatooine miały siedzibę co najmniej dwa klany Huttów. A to oznaczało, że to właśnie oni kontrolują podziemny światek tej planety. Na pewno nie pozwoliliby, żeby interes narkotykowy na taką skalę, jak ten magazyn, był poza ich wpływami. Więc wiele wskazywało na to, że "Jeźdźcy" albo opłacali się Huttom, albo byli po prostu ich następną inicjatywą, pozornie z nimi nie powiązaną. Z tego, co pamiętał o Huttach, tworzyli oni dobrze zorganizowany syndykat, nad którym pieczę sprawowała Rada Klanów. Ale to nie wykluczało wchodzenia sobie w drogę i walk pomiędzy. Rada interweniowała dopiero wtedy, gdy sytuacja groziła całemu kartelowi. A to dawało pewne szanse na małe zamieszanie. Niezależnie, po której stronie był ten, którego szukali, być może uda im się go wywabić z ukrycia. Ten magazyn na pewno nie był specjalnie krytyczny dla Huttów, ale wystarczająco duży, żeby po jego sabotażu zaczęło się coś dziać. I zrobią dobrą rzecz, bo pewna partia narkotyków nie trafi na rynek.

>>Skrzynie … wybuch … zamieszanie …<<

Przekazał do Kastara. I zaraz zaczął myśleć, co z tym dalej zrobić. Przydałyby się jakieś materiały wybuchowe. Tylko skąd je wziąć? Choć … nie wiedzieli co prawda, po której stronie jest ten, którego szukali, ale jeśli tu był dłużej, to mógł już zaprezentować swoje zdolności, które tak naprawdę nie odbiegały specjalnie od tego, co oni potrafili. I bez wątpienia miał miecz świetlny. W głowie Verpina zakiełkował nowy plan, w który natychmiast wtajemniczył swojego towarzysza. Sprawa była prosta. Zniszczenia powinny zostać dokonane w sposób wskazujący na udział kogoś umiejącego posługiwać się Mocą i mieczem, więc … potną skrzynie z narkotykami, rozrzucą ich zawartość i znikną, wycinając wyjście mieczami. Potem pozostanie jedynie obserwować, co się będzie działo. Rozpierducha na pewno. A w zamieszaniu zawsze łatwiej coś przeoczyć albo się odsłonić. To mogła być ich szansa … Zabrali się za realizację planu. Najpierw zamaskowali się, żeby ewentualny system monitorowania magazynu nie ujawnił zbyt wiele. A później, niczym duchy przemknęli wzdłuż ostatniego rzędu skrzyń i mieczami rozcięli te znajdujące się na dole, osłabiając ich konstrukcję tak, aby nie były w stanie utrzymać znajdujących się nad nimi. Najpierw nie działo się nic, bo towar znajdujący się w skrzyniach ciągle utrzymywał ich kształt. Ale przez wycięte szczeliny wypadło coraz więcej zawartości, powodując brak oparcia dla rozciętych ścian. Te pod wpływem nacisku zaczęły się odkształcać. Trzaski i zgrzyt gnącego się, i łamiącego materiału sygnalizowały rychłą katastrofę. Odgłosy z kierunku wejścia sugerowały, że ktoś właśnie przybył. Teraz był moment na drugą część … ucieczkę. Wspięli się zwinnie na skrzynie, skąd było najbliżej do osłony systemu wentylacyjnego i, usunąwszy zabezpieczenie zniknęli w otworze. Na odchodnym zatrzymali się na chwilę i wspólnie wspomogli Mocą wciąż niechętny do przewrócenia się stos skrzyń. Ten zachwiał się niechętnie, ale w końcu, gdy osłabiony materiał przekroczył granicę, wszystko posypało się, jak domek z kart. Wewnątrz zapanował chaos. Ostatni rząd uderzył w stojący bliżej wyjścia. Znów pomogli Mocą. Teraz przewracał się już następny. A później już nie musieli czekać. Impet robił za nich resztę. Wyczołgali się na dach, zostawiając za sobą narastający hałas … i nerwowe okrzyki zdezorientowanych strażników. Z dachu zeskoczyli w zaułek, gdzie nikogo nie było. Schowali miecze, zdjęli kaptury i uśmiechnąwszy się do siebie, wyszli na główną ulicę i wmieszali w zwykły o tej porze ruch. Tu było spokojnie, bo zaułek wychodził na tyły magazynu, a zamieszanie przy wejściu dopiero się zaczynało …

Teraz pozostało obserwowanie zdarzeń w mieście i lokalizatorów. Jeśli "Jeźdźcy" byli tylko przykrywką, to niedługo powinni złożyć raport z tego, co się stało. Teraz wystarczyło ich śledzić ...
 
Smoqu jest offline  
Stary 22-01-2011, 01:26   #190
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Tamir

Zbiry nawet nie zareagowały na fakt, że obok nich pojawił się wojowniczy Zabrak. Tamir wyskakując w powietrze zwinnie wskoczył pomiędzy dwójkę oprychów, którzy chwilę potem wylądowali bez ducha na ziemi. Przywódca bandy zdążył jedynie zorientować się, że przeciwnik znajduje się za nim, gdy nagle poczuł pieczenie w prawej nodze. Ból stał się nie do zniesienia, a sama noga odmówiła posłuszeństwa. Mężczyzna upadł słysząc złowrogo wypowiedziane: "Pozdrowienia od Hrabiego Dooku".

Torn zadowolony z siebie spojrzał na dwójkę towarzyszy. Ci, tak jak się Zabrak spodziewał, zdołali się rozprawić z ostatnią dwójką bandziorów. Oboje Jedi patrzyli jednak na Tamira dość dziwnym wzrokiem. Szczególnie spojrzenie Nejla dokładnie określało co myślał o umyślnym zadawaniu bólu. Już miał coś powiedzieć, gdy Jared wypalił:

- Nie teraz, musimy wiać.

Uciekali zatem uliczkami Anchorhead. Nie łatwo było jednak opuścić niezauważenie miasto jeśli się go dokładnie nie znało. Potrafili dotrzeć uliczkami do hotelu, w którym wynajęli pokój, ale z ulic prowadzących do bramy miasta znali tylko te główne. Kluczyli więc między prymitywnymi domami mieszkańców dość długo. Wreszcie stwierdzili, że muszą odpocząć. Schronili się w jakimś zakamarku, gdzie jak myśleli, nikt nie zagląda.

- To nie ma sensu - Nejl zabrał głos. - Jeżeli wyjdziemy teraz na pustynię, to co zrobimy? Będziemy czekać na mistrza Karnisha przez 4 dni?

- Ale zostanie w mieście jest ryzykowne biorąc pod uwagę, że za godzinę będziemy mieli na głowie wszystkich zbirów grubasa, a i za nasze głowy będzie pewnie wyznaczona niemała sumka - odpowiedział swoim lekceważącym tonem Jared. - Jednak rzeczywiście musimy mieć jakiś plan.


Era

Jedi medytowała starając wyciszyć swój umysł, ale nie było to łatwe. Jej myśli wciąż gdzieś gnały. A to w kierunku Ziewa z ciekawości czy Verpine otrzymał wysłaną wiadomość i jeśli tak to jakie podejmie działania. A to znowu w kierunku mistrza Karnisha, który mógł się okazać ostatnią nadzieją w walce z Mrocznym Jedi, a może jednak jest od niego słabszy? Najczęściej jednak w jej głowie witał Tamir, oddzielony od niej ogromną pustynią, nieświadomy tego w jakiej sytuacji znalazła się dziewczyna.

Medytacja, mimo iż prowadzona z niewielkimi problemami, spełniała swoje zadanie i Era powoli odzyskiwała spokój. Po części wypominała sobie swoje zachowanie z rozmowy z "właścicielem" tego "przybytku". Dała mu się sprowokować i w efekcie zamiast coś od niego wyciągnąć martwiła się tylko jak bardziej dopiec mężczyźnie skrywającemu twarz pod kapturem. I właśnie wówczas, gdy myślami wracała do poprzedniego spotkania nadarzyła się okazja do następnego. D'an znowu nie wyczuła obecności Mrocznego.

- Mam nadzieję, że nieco ochłonęłaś - rzekł łagodnym głosem stojąc za polem siłowym.


Ziew

Gdy Jedi spojrzeli na ekran lokalizatora dwójka Jeźdźców, którym podczepili pluskwy, już gnała w kierunku magazynu, najwyraźniej powiadomiona o sabotażu przez strażników. Gdy jakiś czas później kropki na ekranie, symbolizujące śledzonych, zbliżyły się do Kastara i Ziewa stojących u wylotu z zaułku okazało się, że nie są sami, a jedzie z nimi cała banda gangsterów. Prawdopodobnie trzymali się razem odkąd opuścili tamtą kantynę.

Przed wejściem do magazynu, które dwaj towarzysze obserwowali z ukrycia zgromadziło się z dwadzieścia różnorakich postaci. Dwójka trzymająca wartę jakby coś tłumaczyła wysokiemu człowiekowi, który, jak Ziew zaobserwował, przyjechał Swoopem. Tamten wściekał się, a jego krzyki dochodziły do skrytych Jedi, choć ci nie potrafili dosłyszeć co dokładnie mówi.

Wreszcie mężczyzna sięgnął do kieszeni i wyjął z niej przedmiot, który po chwili okazało się być holoprojektorem. Na ręce gangstera pojawiło się coś co musiało być bladoniebieską sylwetką mężczyzny, niestety Jedi nie widzieli dokładnie. Po krótkiej rozmowie człowiek wykonał gest podobny do salutu i wyłączył urządzenie. Odwrócił się w stronę wartowników i zwyczajnie ich zastrzelił. Potem wraz z innymi członkami bandy udał się do magazynu. Kilka chwil później po ich odjeździe cały budynek wyleciał w powietrze.

Gdy Ziew z Kastarem ruszyli spokojnie przed siebie Verpine wciąż obserwował ekran lokalizatora. Chciał wiedzieć dokąd uda się cała ta paczka. Coś mu jednak przeszkodziło w tym zadaniu.

Lokalizator wylądował na ziemi, gdy Xir'rk otrzymał bardzo wyraźny, choć strasznie chaotyczny przekaz. Był w nim chłód i mrok, strach, zagubienie, a także ostrzeżenie. Nie było wątpliwości, że autorką wiadomości była Era i, że coś jej się stało.
 
Col Frost jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172