Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-01-2011, 14:37   #191
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Ziew uważnie badał zachowanie bandy. Po pierwsze, reakcja była szybka, bardzo szybka. Musieli mieć komunikatory. Nic dziwnego. Druga rzecz, która rzuciła mu się w oczy, to holoprojektor. To było coś drogiego. Jak na bandę, która po prostu rozrabiała po barach i ewentualnie zajmowała się dealerką prochów, to było coś niespodziewanego i niepokojącego. Wskazywało na udział kogoś z lepszym wyposażeniem i dbającego lepiej o swoich ludzi, niż typowe mafie działające na Tatooine. Po trzecie, postać na przekazie holograficznym nie była Huttem, więc najprawdopodobniej Jeźdźcy nie pracowali dla nich. Nie było to pewne, bo równie dobrze mógł to być któryś z wyżej postawionych w hierarchii bossów, ale gdyby działali lokalnie, to Huttowie nie musieli wyposażać szefa, bo pewnie taką funkcję pełnił jeździec na swoopie, w taką zabawkę. I w końcu wysadzenie magazynu. To znaczyło, że całe te narkotyki to przykrywka. A banda nie wyglądała na superbogatą, żeby ot tak wysadzić towar wart wiele milionów kredytów.

>>Transport …<<


Prosty przekaz do Kastara wskazywał priorytet. Uganianie się na piechotę za ścigaczami było bez sensu. Musieli znaleźć jakiś środek transportu. Najlepiej mechaniczny. Przyglądął się punktom na ekranie lokalizatora, gdy nagle …

Otrząsnął się z szoku, jaki przeżył. To była Era. I chciała ich przed czymś ostrzec. Nie mógł sobie wyobrazić, żeby na tej planecie istniało coś, co mogłoby jej zagrozić. Poza jednym … obiektem ich poszukiwań. To, że nadała przekaz było pocieszające, bo oznaczało, że żyje. Ale jak długo? Jeśli ten, którego szukali uwięził ją, to musiał czuć się bardzo pewnie. Powoli doszedł do siebie i podniósł z ziemi lokalizator.

>>On tu jest. Ma Erę. Pomoc. Wiadomość. Reszta.<<


Informacja do towarzysza była krótka. Poinformowanie Irtona było ich podstawowym obowiązkiem. W końcu ostrzegał ich przed kozaczeniem. Ale nie mogli czekać na resztę z pospieszeniem Erze na ratunek. Verpine wyciągnął komunikator, którego używał do kontaktowania się ze swoim Mistrzem, gdy jeszcze działali tylko we dwóch i sprawnie napisał na klawiaturze:

"Obiekt jest w Mos Eisley. Uwięził Erę. Potrzebne wsparcie."

Wysłał wiadomość. Teraz musieli się zastanowić nad dalszymi krokami. Przede wszystkim, o ile w ogóle chcieli myśleć o śledzeniu teraz maszyn z nadajnikami, musieli znaleźć jakiś środek transportu.



Rozglądając się, zauważyli coś, co mogłoby się przydać. W zasadzie, to chcieli tylko wypożyczyć ten sprzęt. Na pewno go oddadzą, jak już nie będzie im potrzebny. O ile oczywiście ta maszynka przetrwa ich wyczyny. I być może nawet ktoś zapłaci odszkodowanie w razie czego. Ziewa to nie interesowało. Była im teraz potrzebna, więc … po prostu wsiedli na nią, uruchomili i zniknęli za najbliższym rogiem, podążając za przemieszczającymi się na lokalizatorze kropkami. Komunikator zawibrował, oznajmiając w ten sposób nadejście wiadomości:

"Nie rób nic pochopnego. Poczekaj na moje przybycie."

Akurat tego polecenia nie miał zamiaru wykonywać. Ponieważ nie wiedział, gdzie jest Era, więc kontynuował swoją misję. Nikt nie mógł przewidzieć, co się kryło za co najmniej dziwnym zachowaniem bandy, którą śledzili.
 
Smoqu jest offline  
Stary 29-01-2011, 21:02   #192
 
Gekido's Avatar
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
Zabrak czuł adrenalinę krążącą w jego żyłach. Otrzymał nagły zastrzyk ułamek sekundy przed skokiem, a później pozwolił by ona, jak i Moc, płynęły przez jego ciało i kierowały ruchami. Tamir czuł jej przepływ, gdy postrzelił zbira, a później wraz z dwójką towarzyszy uciekał przez Anchorhead. Jednak stopniowo, z każdym krokiem zanikała, Moc już nie przenikała ciała Jedi tak intensywnie, a on sam zaczął na spokojnie analizować sytuację.
Posunął się za daleko. Oczywiście, wtedy był przekonany, że robi wszystko, by zmylić trop. Gdyby ta zgraja powiedziała Ghuli, że próbowali wykiwać go Jedi, sytuacja Republiki w wojnie mogłaby się pogorszyć. A tak, podając się za poplecznika Dooku, Torn wierzył, że mógł dzięki temu nabruździć Konfederacji. Tylko, że jego towarzysze nie popierali jego metod działania. A on sam złapał się na tym, że to nie był pierwszy raz, gdy posunął się do przemocy, bo uznał, że to będzie lepsze wyjście.
Tak nie postępuje Jedi przeszło mu przez myśl, gdy przebiegał przez kolejne uliczki, zaraz za Jaredem i Nejlem. Za bardzo daje się ponieść chwili, impulsowi... To już drugi raz, kiedy niepotrzebnie sprawiłem cierpienie. Czy to możliwe, żeby ta wojna, aż tak mnie zmieniła? Może powinienem wrócić na Coruscant? Spędzić jakiś czas w Świątyni na medytacjach? Porozmawiać z K'Khrukiem lub Yalare? Era na pewno by mnie za to skarciła. Zresztą K'Khruk i Yalare też...

Tamir zaprzestał rozmyślań, gdy zauważył, że Jared i Nejl zatrzymali się. On także przystanął, próbując uspokoić oddech. Nawet nie zauważył, kiedy ten stał się przyspieszony.
- Za nasze głowy pewnie już jest wyznaczona nagroda. - wtrącił się Zabrak. - Na pustyni nie mamy szans. Zabije nas albo słońce, albo Tuskeni. Jedyna opcja, to ukrywać się w Anchorhead. Niestety, ale nie mamy tu nikogo, kto by nam sprzyjał, ale też innego wyjścia nie mamy. No i musimy poinformować Mistrza Karnisha. Musi wiedzieć, że mamy naprawdę spory problem. -
Tamir westchnął. Tak bardzo chciałby być teraz razem z Erą. Przydałby się jej trzeźwy osąd i błyskotliwe pomysły. Poza tym, potrafiła go utemperować. Gdyby tu była, pewnie nie wpadliby po uszy.
- Do wynajętego pokoju nie mamy nawet po co wracać. Pozostaje nam tylko włóczyć się po mieście, odnajdywać jedną kryjówkę za drugą i jakoś dotrzymać, do przybycia Mistrza. -
 
Gekido jest offline  
Stary 29-01-2011, 23:04   #193
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Era od dawna nie spędzała tyle czasu w stanie statycznej medytacji. Zazwyczaj, kiedy chciała zjednoczyć się z Mocą szła pobiegać, poskakać lub w inny sposób uaktywnić swoje ciało. Paradoksalnie ruch bardziej ja wyciszał, pozwalał pozbierać myśli, ułożyć je w głowie niż statyka. Siedzenie w miejscu zazwyczaj powodowało nieprzyjemne uczucie dyskomfortu. Zamiast uwolnić się od myśli za dużo myślała.
Na szczęście chwilowo czuła się zbyt oszołomiona żeby myśleć. Za to powoli z każdym kolejnym miarowym oddechem coraz mniej kręciło się jej w głowie. Torsje tez się uspokajały. Przychylniej spojrzała na swojego mamroczącego towarzysza. Musiał być przerażony. Ba, ona sama jak wyjdzie do końca z szoku pewnie wpadnie w niezła panikę. Swoją drogą jak na przywódcę gangu miał dość słabe nerwy.
Właśnie otwierała usta żeby go zagadnąć, już mniej złośliwie, kiedy drzwi się otworzyły i jego mroczność wpłynął dostojnie do pomieszczenia.
- Mam nadzieję, że nieco ochłonęłaś - rzekł łagodnym głosem stojąc za polem siłowym.
Ten cały mroczny Jedi był jakiś dziwny, jakby nie umiał się zdecydować czy jest złem wcielonym czy przyjaznym wujaszkiem. Pomyślała przecierając zdrętwiały kark.
- A masz dla mnie jakieś konkrety, czy chcesz się dalej po prostu przerzucać obelgami?
- Jeżeli oczekujesz długiej przemowy w stylu czarnych charakterów z dennych holofilmów zdradzającej moje plany będę musiał cię rozczarować. To ja tu zadaję pytania.
– odpowiedział.
Dokładnie o to jej chodziło. Tak jakby miał rozdwojenie osobowości, przy czym te przeskakiwałyby w jego głowie średnio co trzydzieści sekund.
- Więc zadawaj - wzruszyła ramionami, w końcu sama nie miała zbyt wiele wyboru.
- Jaka niecierpliwa - na ustach mężczyzny znajdujących się na granicy cienia rzucanego przez kaptur pojawił się krzywy uśmieszek. – Spokojnie moja droga, za chwilę się doczekasz. Jeszcze tylko muszę załatwić jeden szczegół.
Mroczny uniósł delikatnie prawą dłoń, której palce zacisnęły się jak gdyby chwytały niewidzialny przedmiot. Era usłyszała z tyłu jakby chrząknięcie. Odwróciła się błyskawicznie by ujrzeć jak grubas trzyma się za szyję i desperacko próbuje zaczerpnąć powietrza. Oczy miał szeroko otwarte, podobnie jak usta, przez które jednak nie mógł zaczerpnąć życiodajnego tlenu. Po chwili padł martwy na ziemię.
- Żadnych świadków - rzekł mężczyzna.
Jeden krótki krzyk w mocy i pustka.
Dziewczyna czuła się jak w zaczarowanym śnie. Wszystko stało się tak szybko. Mroczny musiał skręcić mu kark. Bo przecież nim człowiek się udusi mija całkiem sporo. Tymczasem jej nawet nie dano szansy zareagować, a gangster był martwy.
Era obserwowała oblicze za kapturem. Po co to zrobił? Czyn wydawał się jej tak idiotycznie bezsensowny jak właściwe każda śmierć. Potem spojrzała na zwłoki.
- Wiesz... a ja mam wrażenie, że właśnie skończyliśmy. Dobranoc. - odwróciła się plecami do mężczyzny. Nie myślał o swojej reakcji, po prostu poddała się odrazie do zabójcy, z którym nie chciała mieć absolutnie nic wspólnego. Nawet rozmowy.
Po chwili usłyszała, ze wychodzi i odetchnęła. Dopiero, co uspokojony żołądek wykręcił się i pewnie by zwymiotowała gdyby miała, czym.
Powoli podniosła się i podeszła do ciała. Ostrożnie zmierzyła puls i spojrzała w wytrzeszczone strachem oczy a potem delikatnie, zamknęła je. Za dużo śmierci się ostatnio naoglądała. Ułożyła równo ciało. Niestety nie miała, czym go nakryć.
Pozostało jej tylko usiąść w koncie i spróbować się uspokoić.
Zachowanie zakapturzonego było bezsensowne. Nie przesłuchali gangstera, a zadali sobie trud żeby go zabrać. Po co? Żeby go teraz od tak zabić. Coś jej udowodnić? Co? Nie, ten człowiek albo był idiotą albo wariatem. A takimi osobami się nie dyskutuje. Cokolwiek by jej powiedział nie mogłaby w to zwyczajnie uwierzyć.
Tak wiec koniec rozmów z mrocznym. I to permanentny.
Tylko, co teraz?
W swojej sytuacji niewiele mogła zrobić. W sumie tylko jedno. Podniosła się z miejsca i uważnie obejrzała całą celę sprawdzając ją za pomocą Mocy. Jeszcze zdąży się nasiedzieć na tyłku. Zanim nie przyjdzie jej czas. W ten czy inny sposób.
 
Lirymoor jest offline  
Stary 20-02-2011, 20:46   #194
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Ziew

Dwójka Jedi, jadąca na jednym swoopie, wkrótce opuściła miejskie zabudowania i wyjechała na pustynię. Ziew starał się utrzymać spory dystans, tak aby pozostać niezauważonym. Gangsterzy skryli się za horyzontem, ale w ten sposób rycerz i padawan również nie znajdowali się w zasięgu ich wzroku.

Cały czas gnali naprzód, jedynie czasami wykonując skręty by ominąć niewielkie dziury, czy zjechać z wydmy po mniej stromym zboczu. Wkrótce piachy rozciągające się po horyzont zostały zastąpione przez twardą, popękaną z braku wody, ziemię. Szczury wciąż pruły przed siebie i Verpine zaczął się zastanawiać czy nie oddalili się od miasta za bardzo.

Mógł się mylić, ale wydawało mu się, że gdy gangsterzy ostatnio opuścili Mos Eisley nie odjeżdżali tak daleko. Teraz z kolei byli w drodze już kilka godzin. Mistrz Karnish mógł już dotrzeć do miasta, chociaż wówczas prawdopodobnie skorzystałby z komunikatora, żeby porozumieć się ze swoim uczniem i jego towarzyszem.

Na horyzoncie pojawiły się zarysy jakichś skalnych wzniesień. Przywodziły na myśl wyspę po środku wypalonej, niemal płaskiej, ziemi. Być może to tam Szczury Pustyni miały swoją kryjówkę, z pewnością zmierzały w tamtą stronę. Nagle Ziewa naszły złe myśli.

Zareagował błyskawicznie wytracając prędkość i dobrze zrobił. W następnej chwili leciał już wraz z Kastarem w powietrzu, a zaraz potem obaj wylądowali na ziemi. Swoop przewrócił się kawałek dalej, przekoziołkował, a gdy wreszcie stanął w miejscu z silnika wyłonił się czarny dym. Ktoś do nich strzelił i to bardzo celnie, gdyby nie byli Jedi, Verpine nie zareagowałby hamując i obaj byliby mokrymi plamami.

Induro i Xir'rk nie wiedzieli nawet skąd padł strzał. Podejrzewali jedynie, że musiałby to być snajper strzelający z daleka. Teren był płaski jak stół i nie było gdzie się ukryć, wyjątek stanowiły skalne pagórki, które jednak znajdowały się w sporej odległości, ale ktoś z dobrym karabinem mógł otworzyć do nich ogień.


Tamir

Czas dłużył się niemiłosiernie mimo niebezpieczeństwa wiszącego nad głową trójki Jedi, w postaci gniewu Hutta Ghuli. Ci nie oddawali się jednak emocjom i zachowywali względny spokój starając się unikać jakichkolwiek starć. Nie było to łatwe, na głównych ulicach zostaliby z pewnością od razu zauważeni przez, ścigających ich, gangsterów, z kolei w ciemnych zaułkach łatwiej się było skryć, ale tutaj ludzie Ghuli rządzili niepodzielnie i unikanie ich było nawet trudniejsze.

Jedi nie jest jednak zwyczajną osobą, która z pewnością dawno wpadłaby w ręce mściwego mafioza. Minęło kilka godzin w trakcie których nie padło zbyt wiele słów. Każdy zatopiony w myślach zastanawiał się nad różnymi rzeczami. Tamira nurtowała przede wszystkim Era, zastanawiał się jednak również nad tym ile dni będą mogli pozostać niezauważeni i czy mają jakąkolwiek szansę wytrzymać do powrotu mistrza Karnisha.

Nagle cicho zapiszczał komunikator do przesyłania krótkich wiadomości tekstowych, jaki na początku misji otrzymała każda grupa. Jared, który dzierżył urządzenie, uniósł je do oczu, a następnie podał towarzyszom. Okazało się, że była to wiadomość od mistrza Karnisha, jakby samo wspomnienie o nim wystarczyło do zwrócenia jego uwagi. Tekst głosił: "Spotkanie w tym samym miejscu, w którym was wyrzuciłem, za dwie godziny. Karnish". Mistrz nie wspomniał o powodzie takiego polecenia, ale z pewnością poznają go, gdy się z nim spotkają. Jedi musieli się spieszyć jeśli o wyznaczonej godzinie mieli się znaleźć poza miastem, na środku pustyni, w miejscu, z którego przybyli do miasta po opuszczeniu pokładu Gwiezdnego Ambasadora.

Bez zwlekania rycerze udali się w stronę najbliższego wyjścia z miasta, które otoczone było starymi, poniszczonymi już, murami i wydostać się można było z niego tylko przez kilka bram. Istniało ryzyko, że ludzie Ghuli obstawili wszystkie, ale pokonanie nawet sporego oddziału uzbrojonych bandziorów nie powinno być niemożliwym dla trójki Jedi. Niedługo już ich tu nie będzie, więc jakiekolwiek starcie nie powinno mieć poważnych następstw.

W czasie wędrówki Zabrak usłyszał ciche, chrapliwe nawoływanie: "Taaamiiirzeee". Głos był słaby i przeciągał każdą zgłoskę, i chociaż młodzieniec nie słyszał wyraźnie był pewien, że padło jego imię. Rozejrzał się szybko po alejce, ale nikogo nie dostrzegł. Po chwili do jego uszu doszło: "Taaamiiirzeee Tooorn". Nie było mowy o pomyłce.

- Słyszeliście? - spytał niepewnie przyjaciół. Ci nie wiedzieli o co chodzi Zabrakowi i ponaglali do dalszego marszu. Gdy ruszyli znów Jedi ponownie usłyszał swoje imię, ale tym razem towarzyszyło mu dziwnie znajome, choć niemiłe uczucie. Wydawało mu się nawet, że dojrzał jakąś postać, która ułamek sekundy później zniknęła za rogiem. Nagle do niego dotarło skąd zna uczucie, jakie go nawiedziło. Korel tu był! I najwyraźniej czaił się w pobliżu naigrywając się z Zabraka.


Era

Dziewczyna spędziła długie godziny na szukaniu czegokolwiek w ścianach pomieszczenia, w którym została uwięziona. Było w nim strasznie ciemno, więc gdyby nie wyczulone zmysły Jedi, musiałaby poruszać się w nim po omacku. Jedynie w pobliżu pola siłowego było nieco jaśniej. Oczywistym wydało się, że czytanie z pewnością nie jest w tym pensjonacie jedną z rozrywek dla gości.

Era podążała wzdłuż jednej ze ścian, gdy nagle coś poczuła. Maleńką iskierkę, którą zdefiniowała jako życie. Ruszyła szybciej jej śladem aż znalazła się w rogu na prawo od wejścia do celi. To coś było małe, ale szybkie i się poruszało. D'an ruszyła teraz w kierunku pola siłowego, ale zaraz się zatrzymała dostrzegając coś.

W słabym świetle Jedi dojrzała miskę z czymś co być może było jedzeniem, a w niej niewielkiego gryzonia, który zmieściłby się w zamkniętej dłoni. Wyjadał właśnie zawartość naczynia i najwyraźniej bardzo mu smakowało. Być może nie miał tu wielkiego wyboru.
 
Col Frost jest offline  
Stary 27-02-2011, 12:10   #195
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Ktokolwiek do nich strzelał, nie miał przyjaznych zamiarów. Do tego strzelał celnie, bo nie byli go w stanie dostrzec ani wyczuć. Najlepszą metodą przekonania go, że osiągnął swój cel było udawanie martwych, czyli pozostawanie w stanie, jakiego się spodziewał.

>>Martwi!<<

Przekaz popłynął do Induro, gdy byli jeszcze w powietrzu. Verpine leciał bezwładnie uważając jedynie, by nie połamać się podczas lądowania. Upadł w gorący piasek i przekoziołkował w pozornie niekontrolowany sposób. Chmura piasku i dym z rozbitego speedera zasłoniły ich na chwilę, a gdy w końcu zasłona opadła, na piasku pustyni leżały nieruchomo dwa ciała Jedi.

>>Ktoś sprawdzi.<<

Pomysł był prosty. Jeśli komuś bardzo zależało na ich wyeliminowaniu, to podjedzie i sprawdzi, czy na pewno są już niegroźni. A jak przyjedzie, to zapewni im tak potrzebny teraz środek transportu. Jeśli nie, to niedługo powinien zapaść zmrok i wtedy pod jego osłoną spokojnie będą mogli podążyć dalej i sprawdzić, co też znajduje się w pobliskich skałkach, do których najwyraźniej zmierzali Jeźdźcy.

>>Czekamy ... czujność<<

Verpine uspokoił się i skoncentrował na Mocy, która dawała mu siłę, aby wytrzymać w piekielnym żarze słońc Tatooine, jej sygnałach i podszeptach. Czuł ... czuł coraz dalej ...
 

Ostatnio edytowane przez Smoqu : 03-03-2011 o 04:03.
Smoqu jest offline  
Stary 02-03-2011, 22:10   #196
 
Gekido's Avatar
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
Długie godziny wędrówek, chowania się w cieniu, który nawet w niewielkim stopniu nie był bezpieczniejszy niż otwarte chodzenie po mieście. Ale czy mieli inne wyjście? Gdyby otwarcie wyszli na którąś z ulic, mieliby na głowie całe mnóstwo problemów. Huttowie znani byli z tego, że płacili wysokie sumy, za głowy osób, które im podpadły, a trójka Jedi niewątpliwie do nich należała. I chociaż Tamir próbował zwalić wszystko na Konfederację, co z czasem może zaprocentować, to w tej chwili niewiele to zmieniało. Ich sytuacja była w najlepszym razie wysoce niesprzyjająca poszukiwaniom Mrocznego Jedi, a w najgorszym ugrzęźli w bagnie głębszym niż te na Dagobah. Ale przecież nie można się było poddawać. Jedi potrafili dokonywać rzeczy niemal niemożliwych. Przez te długie godziny ukrywania się, unikali starć z chłopakami Ghuli, co mało komu się udawało. Wciąż nie zostali wykryci, ale przez cały czas, niczym cień, za Zabrakiem snuła się jedna myśl-jak długo jeszcze dadzą radę?

Jakże wiele dałby, chociaż za dwie, a nawet za godzinę spokoju, trzymając Erę w objęciach. Chciałby znów wziąć ją w ramiona, jak podczas wielu ich spotkań na Coruscant. Spędzi z nią noc, gdy spał, czując ją wtuloną w niego, kiedy grzał ją własnym ciałem. Kiedy usypiało go jej bijące miarowo serce, a słodki zapach dziewczyny był ostatnim i pierwszym jaki czuł w łóżku. Ech, chciałby móc wrócić do tych szczęśliwych i beztroskich chwil chociażby na chwilę. Znów zasmakować jej ust w delikatnym pocałunku, czuć jej miękkie wargi na swoich. Ale nie mógł. Byli oddaleni od siebie o wiele kilometrów, wykonywali tajne zadanie i to na nim musieli się skupić. I chociaż Tamir martwił się o Erę, to wierzył, że razem z Kastarem i Ziewem dadzą sobie radę.

Te myśli jednak zostały zmącone przez dźwięk przychodzącej wiadomości. Coś ścisnęło go w żołądku, a ciarki przeszły po plecach. Nie wiedział dlaczego, ale od razu jego myśli podążyły do Ery, a jego pewność, że da sobie radę, została naprawdę mocno zachwiana. Jednak to nie była wiadomość od niej. Ani od nikogo innego z jej grupy. To była wiadomość przesłana przez Mistrza Karnisha. Czyżby udało mu się znaleźć Mrocznego Jedi? To byłaby wręcz wspaniała wiadomość, bo oznaczała koniec misji i możliwość odlotu z tej rozpalonej słońcami planety. Lecz nim dotrą na miejsce spotkania i dowiedzą się wszystkie, będą musieli, rzecz jasna, wydostać się z miasta, co może nie być wcale takie łatwe.

A sytuacja skomplikowała się nawet bardziej, niż się Tamirowi wydawało. To, co początkowo wziął za omamy dźwiękowe spowodowane nadmiernym stresem i wyczuleniem zmysłów, okazało się być najgorszym, co ich mogło spotkać. Mroczny Jedi, być może nawet ten, którego poszukiwali, znajdował się pod ich nosem i bawił się z nimi! Od jak dawna? Może od samego początku? A może natknął się na nich przypadkiem? Korel był Shistavanenem i cokolwiek złego można było o nim powiedzieć, to nie można mu było odmówić tego, że był naprawdę dobrym łowcą. A jako, że dla Jedi przypadki nie istnieją, Korel musiał ich śledzić i pozostawał dla nich niezauważony. Co więcej, jak na razie o jego obecności wiedział tylko Tamir. Miał teraz idealną okazję na to, by odpłacić mu za Elom. Mógł stoczyć z nim pojedynek i zakończyć to raz na zawsze. Albo on, albo Tamir. Musiał jednak pomyśleć, zanim zacznie działać. Nie odwrotnie, jak to czynił do tej pory. W starciu z Korelem 1 na 1, chociaż niechętnie to przyznawał, miał niewielkie szanse. W trójkę by sobie z nim poradzili, ale walka tylko ściągnęłaby zbirów Ghuli, co uniemożliwiłoby spotkanie się z Mistrzem Karnishem. To z kolei skomplikowałoby ich misję, a na to Torn nie zamierzał pozwolić.
- Mamy kłopotliwy ogon. - stwierdził, doganiając towarzyszy, za którymi do tej pory był o krok. - Korel tu jest i nas śledzi. Pospieszmy się, bo będą niemałe problemy. Walka z nim to dobra rozrywka, ale sądzę, że nietaktem z naszej strony byłoby, gdybyśmy bawili się bez Mistrza Karnisha. -
 
Gekido jest offline  
Stary 06-03-2011, 22:47   #197
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Era D’an od pierwszej chwili czuła na karku suchy śmiech biorąc się za sprawdzanie pomieszczenia. Jednak alternatywa – gadanie do trupa wydawała się jej jeszcze dziwniejsza.
Po oględzinach kolejnej ściany wcale nie bardziej fascynującej niż poprzednia z desperacją zerknęła na ostatnią w pełni świadoma tego, że jeśli i tam nic nie znajdzie będzie nieuchronnie musiała się zastanawiać nad własną sytuacją.
A siedzenie w ciemnej celi z trupem i psychopatą po drugiej stronie pola to nie było coś o czym chciała rozmyślać. Można by się przestraszyć. A panika to była ostatnia rzecz jakiej potrzebowała. Przerażony człowiek robi głupie rzeczy. Głupich rzeczy można nie przeżyć.
Delikatny błysk życia wyczuwalny gdzieś w ścianie był jak kometa. Impuls pędzący po dendrycie.
Puchata kulka popędziła z dzikim piskiem do miski. Po chwili Jedi usłyszała chrobot zębów ścierających coś twardego. No proszę, zadowolony klient. Czegoś takiego ten przybytek chyba jeszcze nie widział.
Dziewczyna osunęła się na ziemię gorączkowo obmacując ścianę. Otwór był mały i niestety jego ściany okazały się mocne.
- Masz niezłe zęby mały skoro to wygryzłeś – powiedziała do małego kłębka futra wesoło pałaszującego jej obiad.
Usiadła pod ścianą obserwując małego żarłoka.
- Smakuje ci? Nie krępuj się ja bym tego nawet kijem nie tknęła.
Delikatnie musnęła Mocą umysł stworzonka. Był ożywczo prosty, żadnych wielkich dylematów, filozoficznych wywodów, życiowych tragedii. Tylko jeść, dużo i szybko. Czego nie można zjeść napchać do policzków i zanieść do nory. Jakie to proste, jakie piękne. Jak delikatna gwiazdka na nocnym niebie.
- Łasuch z ciebie straszny – nacisnęła Mocą na zwierzęcy umysł. – Chodź do mnie...
Stworek podniósł główkę, przez chwilę węszył w powietrzu po czym potruchtał wzdłuż ściany wprost na wyciągniętą dłoń dziewczyny. Był brunatny, z uszami wielkimi jak dwa żagle. Na puchatej mordce zauważyła troje błyszczących oczu.
- Uhh… kiedy ostatni raz brałeś kąpiel kolego? – skrzywiła się. – No nic… jak widać to lokalny koloryt Tatooine.
Pogładziła delikatnie zmierzwione futerko splatając w Mocy swoją wolę z prostym umysłem zwierzaczka. Czuła jego potrzebny, instynkt pędzący do przodu, były jak czysty strumień, zlała się z nim zjednoczyła.
- Mam dla ciebie pracę Łasuchu – zamknęła oczy oddychając głęboko. – Przejdziesz się teraz dla mnie na spacerek, a w nagrodę całe moje jedzenie będzie twoje, dobrze?
Oddychała miarowo, wolno płynąc z prądem rzeki. A potem wzięła ster i przejęła kontrolę.
Jeśli miała trochę szczęścia i norka maleństwa prowadziła gdzieś jeszcze poza jej celą może zdoła rozejrzeć się po okolicy jego oczami. Ba, może nawet zdołałaby znaleźć jakieś narzędzie dość małe by zwierzak przyciągnął je do niej.
 
Lirymoor jest offline  
Stary 25-03-2011, 23:25   #198
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Ziew


Dwójka Jedi leżała na piasku starając się nie ruszać. Ta, nie do końca, prosta, a wręcz trudna czynność wychodziła im perfekcyjnie, tak że nawet dla kogoś stojącego w pobliżu mogli spokojnie uchodzić za martwych, a co dopiero dla obserwatora ulokowanego zapewne wśród skał, do których zmierzali. I Ziew zdawał sobie z tego sprawę, dlatego też czekał cierpliwie.

A czekał długo. Każda minuta zdawała się dłużyć i, mimo koncentracji, napięcie nie dawało spokoju młodemu padawanowi. Verpine zastanawiał się czy Kastar odczuwa to samo, czy może jako pełnoprawny rycerz potrafi już radzić sobie w takich chwilach. Nie był w stanie go wyczuć. Człowiek ten wydawał mu się dziwnie obcy i odległy, może to kwestia tego, że go słabo zna? Nie odczuwał jednak tego przy kimkolwiek innym z drużyny.

Obaj rycerze stracili poczucie czasu, ale wreszcie ktoś się zjawił. Zaczęło się już ściemniać i Ziew chwilę wcześniej podjął decyzję, że jeszcze trochę i trzeba się będzie wreszcie ruszyć. Zmienił jednak zdanie gdy usłyszał warkot silnika, bez wątpienia pochodzącego z wnętrza swoopa. Napastnik musiał wreszcie postanowić sprawdzić swoją ofiarę.

Xir'rk leżał twarzą do ziemi. Wyraźnie czuł, niemal widział, jak mężczyzna zatrzymuje się koło Kastara i zsiada ze swego pojazdu. Chłopak nadal się nie ruszał. Członek gangu podszedł do tego, do którego miał bliżej. Pchnął delikatnie czubkiem buta nogę Induro. Nie dostrzegając żadnej reakcji zamachnął się by kopnąć go w bok, ale wówczas Jedi zerwał się z ziemi i nacierając przewrócił gangstera. Po krótkiej szamotaninie przestępca leżał nieprzytomny na piasku.

* * * * *

Wyglądało na to, że obu dopisywało szczęście. Zapadł zmrok, gdy Kastar i Ziew znaleźli się w pobliżu skał. Ze swoopa skorzystali jedynie na części dystansu, nie chcieli by odgłos silnika zwracał na nich uwagę. Dość długo rozglądali się po okolicy szukając czegokolwiek co wskazałoby im kryjówkę bandy, nie mogli jednak znaleźć niczego.

Dopiero, gdy sięgnęli do Mocy wyczuli skupisko żywych istot i podążając za nim trafili do otworu w skale rozmiarów ludzkiej głowy. Było to coś w rodzaju prymitywnej wentylacji, słyszeli bowiem głosy. Baza Jeźdźców musiała znajdować się pod ziemią.

- ...dowiedzieć się kto to był - Jedi doszedł strzęp rozmowy. - Za wszelką cenę - głos był niski i twardy.

- Ale jak? - spytał piskliwy głos. - Nikt ich nawet nie zobaczył, a ty rozwaliłeś cały magazyn, więc nie zostały żadne ślady. W jaki sposób mamy się czegokolwiek dowiedzieć?

- Zamknij się Roddy! - wrzasnął pierwszy mężczyzna. - Na szczęście ci ludzie wzięli się za rozwalanie wszystkiego i nie znaleźli tego. Lepiej było zniszczyć magazyn i ślady obecności naszego specjalnego towaru. A może wolałbyś, żeby ktoś się o tym dowiedział?!

- A gdzie to teraz schowamy? - spytał Roddy.

- O to się nie martw. Mamy wiele magazynów. Ty martw się o tych, którzy wtargnęli na nasz teren. Jeżeli zrobili to raz, mogą to zrobić ponownie.

- Ale od czego mamy zacząć? Jesteśmy w kropce, przecież nie wyjdę na ulice i nie zacznę się pytać każdego kogo spotkam, czy nie odwiedził ostatnio naszego magazynu. Musimy mieć jakichś podejrzanych.

- Huttowie. Kto inny odważyłby się pakować z butami w nasze sprawy? Pomysł z wypytywaniem nie jest taki zły.

- Oszalałeś, jak ty to sobie wyobrażasz?

- Bardzo prosto, imbecylu. Weźmiesz kilku chłopaków i złapiesz jakiegoś głupka ze Szczurów, Grimwoll weźmie się za Bractwo, Illro za Słońca, a Vight za Bthalów. Tylko do cholery, niech nikt was nie zauważy, bo rzuci się na nas całe miasto!


Tamir

Chociaż ani Jared, ani Nejl nie bardzo wiedzieli kim właściwie jest Korel, zrozumieli, że sytuacja musi być poważna, skoro ich przyjaciel doradzał ucieczkę. Zdążyli już nieco poznać Tamira i wiedzieli, że nie jest to osoba, która chętnie się wycofuje. Wręcz przeciwnie, jak dotąd zawsze widzieli go stawiającego czoła niebezpieczeństwu nawet w najbardziej beznadziejnych sytuacjach. Jego spokojny, nawet nieco żartobliwy ton, nie był w stanie przyćmić prawdziwego przekazu Zabraka.

Jedi ruszyli więc biegiem przez ciasne alejki, co chwila musząc skręcać w lewo lub prawo. Ich droga często przypominała coś w rodzaju slalomu i czasami na prawdę niełatwo było się nią poruszać szybko bez ocierania się o ściany. Do tego dochodzili jeszcze przechodnie, którzy lubili się wyłaniać zza rogu akurat, gdy któryś z rycerzy dobiegał w to miejsce. Nejl raz nawet przewrócił jakąś kobietę, ale nie zatrzymując się rzucił tylko krótkie "przepraszam". Nie było czasu na uprzejmości, Torn wyraźnie wyczuwał bliskość wściekłego Shistavanena.


Trochę to trwało, ale trójka towarzyszy dotarła wreszcie pod olbrzymią bramę, prowadzącą na pustynię. Tak jak się mogli tego spodziewać, Ghula nie miał zamiaru po prostu ich wypuścić. Najwyraźniej zdążył już obstawić wszystkie wyjścia z miasta, albowiem gdy tylko Jedi wyłonili się z ciemnych zaułków dało się słyszeć krzyk: "To oni!", a po chwili padły jakieś strzały, na szczęście niecelne.

Tamir, Jared i Nejl stanęli naprzeciw piątce oprychów pilnującej wyjścia z Anchorhead. Ten chwilowy postój pozwolił jednak Korelowi na dobiegnięcie do jego uciekającej zwierzyny. Zabrak wiedział już, że jest za późno, a chwilę po tym pojawił się przed nim jego odwieczny wróg. Teraz Jedi nie mogli ani ruszyć na przód, ani się cofnąć bez wyciągnięcia swych mieczy.


Era

Podróż malutkimi korytarzami była męcząca, nawet mimo tego, że Era jedynie obserwowała ją oczami małego stworzenia. Sama nie wiedziała jak, ale w jakiś sposób znała drogę poprzez cały ten ciemny i śmierdzący labirynt. Musiało to mieć związek z zagłębieniem się w umysł gryzonia, ale Jedi wolała się w takiej chwili nad tym nie zastanawiać, tym bardziej, że nie miała wielkiego doświadczenia w takich praktykach.

Zwierzak wreszcie wydostał się z ciasnych przejść i rozejrzał wokół. D'an zauważyła ogromnej wielkości korytarz ze słabą, czerwoną poświatą na jego końcu. Dopiero po chwili zorientowała się, że rozmiary tego pomieszczenie wydają jej się tak wielkie, ponieważ patrzy na nie z punktu widzenia niewielkiego organizmu.

Ruszyła w stronę czerwonej poświaty, która po chwili okazała się być polem siłowym jej własnej celi. Doznała dziwnego uczucia, gdy tak patrzyła na samą siebie klęczącą i starającą się zachować skupienie. Po chwili dojrzała, że w ścianie jest więcej cel, ale tylko ta jedna ma lokatora.

Dalej z korytarza wychodziły kamienne schody prowadzące na górę. Stworek z trudem wspinał się na kolejne stopnie, ale wreszcie dotarł na szczyt i tu spotkała go niemiła niespodzianka w postaci zamkniętych drzwi. Na szczęście były dość stare i nie domykały się całkowicie toteż Era podjęła próbę przeciśnięcia się przez szparę. Po kolejnym wysiłku udało się.

Dziewczyna rozglądała się teraz po dobrze oświetlonej izbie, która wyglądała jak zwykły pokój mieszkalny, dość obskurny. Typowe jednopokojowe mieszkanie na Tatooine, mogłoby się zdawać. Nie dostrzegła żadnych innych zabezpieczeń, żadnych strażników ani broni. W środku zresztą nie było nikogo, ani śladu po Mrocznym, który odwiedzał Jedi w jej więzieniu. Może to nawet lepiej.

Pomieszczenie miało prymitywne wyposażenie. Prócz stołu i trzech krzeseł nie było w nim nic tylko tona korzu. Zwierzak nie był w stanie dostrzec co znajduje się na stole, zakładając, że jest tam cokolwiek. Były też drzwi, które zapewne prowadziły na dwór, co sugerowało okno znajdujące się zaraz obok, przez które Era dostrzegła błękit nieba. Te drzwi były już jednak na tyle sprawne, że gryzoń nie znalazł najmniejszej szczeliny.
 
Col Frost jest offline  
Stary 06-04-2011, 22:19   #199
 
Gekido's Avatar
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
Tamir to czuł. Niemal jak bicie własnego serca w piersi. Wściekłość. Dzika, pierwotne i niepohamowana wściekłość. To był motor napędzający Korela. Od tak dawna, jak tylko Zabrak pamiętał. Czuł ją już podczas pierwszego spotkania z Shistavanenem. Wściekłość nakręcała Mrocznego Jedi, wyostrzała jego zmysły. Korel był na polowaniu. Dało się to wyczuć w Mocy. Tak wyraźnie, że Zabrak niemal mógł dotknąć żądzy mordu swojego nemezis. Był urodzonym drapieżnikiem, który z racji pochodzenia miał przewagę nad swoimi ofiarami, a była ona tym większa, że potrafił posługiwać się Mocą. Udowodnił to już na Elom. Wtedy też dał Zabrakowi posmakować, co to znaczy znaleźć się w jego łapskach. Teraz Torn niemal czuł jego oddech na swoim karku. Wiedział, że to tylko jego wyobraźnia, ale mimo tej świadomości, z trudem powstrzymywał się od odwrócenia głowy. Gdy młody Jedi biegł, w jego umyśle krążyła tylko jedna myśl Korel jest na łowach, a my jesteśmy jego zwierzyną.

Gdy tylko oczy Zabraka zamykającego pochód dostrzegły wyraźniejszy przebłysk światła, odetchnął z ulgą. Wypadł jako ostatni z uliczki, dołączając do dwójki towarzyszy. Brama prowadząca na zewnątrz miasta, ich szansa na dołączenie do Mistrza Karnisha, na uniknięcie spotkania z Korelem, była obstawiona przez ludzi Ghuli.
- Pięciu oprychów, przeciwko trójce Jedi? - zapytał Jedi z lekkim uśmiechem. - Potrzebne im wsparcie. - stwierdził, a po niecelnych strzałach dodał - Naprawdę niezłe wsparcie. -
Wtedy też pojawił się Korel, a Tamir ugryzł się w język. Powstrzymał się przed plaśnięciem się w czoło. Mocnym plaśnięciem. Cóż, właściwie można uznać, że Zabrak sam wywołał Krayta z jego leża. Nie było zatem wyboru, walka była nieunikniona.
- Potrzebne nam przejście. - stwierdził sięgając po swój miecza. - Nejl, bandytów Ghuli zostawiam tobie. Sądząc po tym, jak celnie strzelają, nawet początkujący adepci daliby sobie z nimi radę. - miecz ożył, wysuwając szmaragdową klingę. Jej buczenie i cylindryczny kształt w dłoni, dodały otuchy Tamirowi i uspokoiły go. Jego, a także kołaczące serce. - Jared, ty i ja bierzemy na siebie Korela. Żadnego zgrywania bohatera i popisywania się, pilociku, jasne? - zapytał Torn nie spuszczając z Shistavanena spojrzenia. - Odganiamy go od siebie, osłaniamy wzajemnie i powoli podążamy za Nejlem do wyjścia. To łajno Banth będzie musiało poczekać na otwarte starcie na odpowiedni moment. -
Gdy Zabrak przedstawił swój plan i zrobił krok w tył, do życia obudziło się drugie ostrze jego miecza. Broń zatańczyła w dłoni Tamira kreśląc szmaragdowe kręgi w powietrzu. Gdy tylko Korel zaatakuje, Zabrak będzie gotów.
 
Gekido jest offline  
Stary 09-04-2011, 00:58   #200
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
To było dziwne uczucie, kiedy świadomość rozdzielała sie na dwoje. Niby Era miała to swoje ciało, chwilowo wielkie, toporne i ciężki, gdzieś tam w ciemnej celi obok trupa. I był mały kudłacz pędzący lekko na miękkich łapkach. Jak cień zostawiający za sobą tylko smrodek i chrobot pazurków.
Jak przyjemnie, jak łatwo było być nim. Płynąc gdzieś na prądach instynktów pierwotnych, głośnych i prostych. Nie było socjalnych niuansów uderzających w większość istot inteligentnych z siłą tarana.
Zwierzaczek jednak miał pewne ograniczenia. To jak mozolnie trudził się na schodach, narastający głód jakiego nie znała w swojej ludzkiej formie. Szybki metabolizm, błyskawiczna przemiana materii. Będzie musiała go solidnie nakarmić po tej całej zabawie. Zasłużył.
Drzwi na drodze sprawiły, ze serce zabiło jej mocniej. Najpierw wysiliła czułe zmysły maleństwa, szukała szmerów, najmniejszych znaków obecności mrocznego. Nie chciała narazić Łasucha. Był chwilowo jej jedynym oknem na świat, jedyną kartą przetargową w grze o własny los.
W końcu futrzak prześlizgnął się pod drzwiami.
Era czuła radosne podniecenie widząc światło, takie prawdziwe, słoneczne, nie to coś co promieniowało z bariery dbając o nastrojowość jej małego lokum. Ale Łasuch chyba go nie lubił. Mrużył oczka rozglądając się po pokoju. Pokój, wysokie meble, zamknięte drzwi, szczelne tak żeby zatrzymać wszechobecny piasek i wiatr. Nie wyglądało to za dobrze.
Ale nie byłaby sobą gdyby się od tak poddała.
Zmusiła gryzonia do dalszego wysiłku. Miał chwytne łapki, powinien zdołać wspiąć się na stół. Posłała go też na zwiad wzdłuż ścian, może jest tu jakieś okno do którego mógłby się wspiąć. Cokolwiek co by jej podpowiedziało położenie domu.
Ale jeśli i to się nie uda... cóż wtedy pozostawało ściągnąć małego na dół niech obejrzy pole. Może znajdzie jakiś uroczy kabelek do przegryzienia. W końcu miał ostre zęby.
 
Lirymoor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172