Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-09-2011, 23:33   #61
 
dambibi's Avatar
 
Reputacja: 1 dambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znany
Dirk stanął w kolejce do Klary , która zajmowała się opatrywaniem rannych towarzyszy , nie czekał długo , gdyż delikatne dłonie dziewczyny uwijały się z kolejnymi pacjentami bardzo szybko , widać że nie robiła tego pierwszy raz.

W końcu nadeszła jego kolej , lekko speszony zbliżył się do szlachcianki. Przedtem nie było okazji żeby się jej przyjrzeć , a było w końcu na co popatrzeć. Pięknego odcienia rude włosy , teraz mokre i lekko sponiewierane przez ulewę , delikatna twarz i pieprzyk na policzku będący wisienka na przepysznym torcie , do którego niewątpliwie można porównać jej urodę.
Cała sytuacja z boku prawdopodobnie wyglądała głupio , bo Tauermann zbyt długo wgapiał się w Klarę. Szybko jednak się zreflektował , ściągając górną część garderoby i kładąc się na brzuchu obok , by można było lepiej przyjrzeć się ranom.

-Czym ja się zajmuję? Eeee niczym ważnym , powiedzmy że pracuję dorywczo. To tu , to tam a najczęściej przekopuję grządki.
- A panienka czym się para?


Dyskusje przerwał ból , jaki poczuł w tym momencie Dirk. Być może dziewczyna zganiła go za pytanie? chłopak zacisnął zęby , by nie wydać z siebie odgłosów bólu. Po chwili jednak poczuł się lepiej , a jego korpus był owinięty bandażem.

Mimo to z żalem oddalał się od Klary , bo dotyk małych gładkich dłoni nie był czymś częstym w jego życiu.Równie gładkie dotykał tylko raz , gdy włamał się do krypty córki pewnego szlachcica , było to jednak tylko ulotne muśniecie , a uczucie spotęgował fakt , że dłoń była przenikliwie zimna. Dziewczyna potem wylądowała w worku , a worek u pewnego zdziwaczałego bogacza , w różowym szlafroczku.

Pora ciągnąć wóz...
 

Ostatnio edytowane przez dambibi : 02-09-2011 o 23:37. Powód: diabeł się mna interesuje
dambibi jest offline  
Stary 03-09-2011, 10:25   #62
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Zignorowany przez Alberta (A przecież mu pomógł! Cóż za zniewaga!) również ruszył w kierunku wozu, słuchając przy tym "wymądrzania się" krasnoluda. Niby brodacz miał rację, ale przecież mu tego nie powie, prawda? Dowódca powinien zostać wybrany, bo na razie ich działania były strasznie chaotyczne. Może gdyby podczas walki ktoś dowodził nie stracili by Magnura. Z drugiej strony Siegfried był niechętny do wykonywania jakichkolwiek rozkazów ze strony najemnych rębajłów. On sam był magiem, do tego szlachetnie urodzonym - ma wykonywać polecenia jakiegoś prostaczka machającego mieczem? Musiał się głębiej zastanowić nad tą kwestią, więc na razie milczał.

Rzucił Gottriemu zabójcze spojrzenie gdy ten podczas rozmowy z chłopami wspomniał o "w mordę jebanych szlachetkach". Coraz mniej podobał mu się ten szczurołap.

Słysząc odpowiedź długouchego na oskarżenia wobec elfiego narodu uśmiechnął się lekko. Może obelga nie była zbyt wyszukana, jednak z pewnością lepsza od tekstów krasnala. Jak na razie Moperiol miał u czarodzieja plusa.

Jednak uśmiech zaraz zniknął z jego twarzy... Nie, nie z powodu historii opowiedzianej przez chłopów. No cóż, trudno, ale przecież ludzie codziennie umierają z powodu chorób, mieczy, pazurów i innych takich. Zasmucił się, gdyż usłyszał o tym, że trza będzie wrzucić Bestię na wóz i następnie przeciągnąć go do miasta. To nie było zajęcie dla maga. Usiłował wymyślić jakąś wymówkę, ale nic mu nie przychodziło do głowy, przecież nawet ranny nie został... Toteż ruszył do pomocy przy załadowywaniu zwłok na pojazd, lecz dopiero gdy kislevita zwrócił towarzyszom uwagę. Podobnie jak Gislan nie lubił jak się nim dyryguje, jednak zrobił to "dla dobra drużyny", skrzętnie przy tym notując w pamięci słowa Mierzwy. Siegfried miał dobrą pamięć do wszelkich krzywd mu wyrządzonych, zarówno prawdziwych jak i urojonych.

- Uważam, że pomysł Felixa jest dobry. Grupa pozostająca "w ukryciu" będzie miała większe szanse wyciągnąć jakieś informacje od tych Czarnych, co o nich wspomnieli Merkelowie - skomentował. Po chwili dodał: - Jeśli pokusimy się na takie rozwiązanie to wolałbym być w tej tajnej drużynie. - Pragnął sławy, lecz to rozwiązanie bardziej pasowało do jego talentów. Wiadomo wszak, że magowie nie tylko czarują, ale i rozmawiać potrafią. Dodatkowo będzie miał więcej swobody, nie musząc słuchać niczyich rozkazów.

- Przy okazji, jeśli ten zamysł ma się powieść powinniśmy się rozdzielić wcześniej. Mieszkańcy nie mogą zobaczyć nas razem. - No i nie bez znaczenia był też fakt, że za cholerę nie chciało mu się pchać tego przeklętego wozu. - Najlepiej by było gdybyśmy się rozstali już tutaj i druga grupa przybyła kilka godzin później... - Jeśli kompani nie zaaprobują tego pomysłu, to najwyżej poudaje, że im pomaga, a później pójdzie wraz z Flickiem.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 03-09-2011, 12:54   #63
 
Luffy's Avatar
 
Reputacja: 1 Luffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skał
Mimo miłej rozmowy z piękną szlachcianką Felix sposępniał, widząc jak poza magami nikt z towarzyszy nie kwapi się do zostania i działania z ukrycia. Jak to jest- myślał-że każdemu podoba się pomysł dwóch grup, a jakoś nikt nie chce go realizować.
Wiedział, że magowie zostawieni bez wsparcia długo nie będą się mogli cieszyć zdrowiem, nawet zostając w ukryciu.

-No dobrze, jeśli nikt nie ma ochoty zostać, poza naszymi uczonymi, to ja to zrobię.-powiedział do drużyny. Po namyśle dodał jednak-A jak który zabierze dla siebie moją część pieniędzy to wytropię jak psa i zabiję jak bydle, jasne?!

-Linus- zwrócił się już spokojniej do gladiatora, do którego nabrał nieco więcej zaufania niż do reszty-Przypilnujesz mojego wynagrodzenia?
 
Luffy jest offline  
Stary 03-09-2011, 20:11   #64
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Pobojowisko. Wszyscy

Merkelowie oddalili się po zwłoki ojca, uprzednio informując Leo, że Lars mieszka teraz razem z burmistrzem w jego domu, w centrum miasta. Wkrótce węglarze wrócili i umieścili ciało ojca na koźle, sami zajmując pozycje po obu stronach wozu. Bestie wspólnym wysiłkiem udało się załadować na wóz. Kwas, którego ślady większość z nich nosiła na sobie, przestał być groźny wraz z jej śmiercią, więc transport potwora był możliwy nawet na uszkodzonym pojeździe. Ciało piwowara pochowali przy drodze, robiąc mu mogiłę z kamieni. Ot kolejny anonimowy grób, jakich wiele w całym Imperium. Po powrocie do von Antary, trzeba będzie go poinformować o śmierci Magnura. O ile ktoś zdoła wrócić...

Po burzliwej, choć mało konstruktywnej dyskusji awanturnicy postanowili podzielić się na dwie grupy. Czarodzieje i Felix postanowili zostać i wkroczyć do Ostermak po głównej grupie Zabójców Bestii. Peter i Joachim obiecali solennie dochować ich tajemnicy, na odchodnym udzielając ostatniej rady, trójce mającej pozostać z tyłu.

- Nie ma sensu abyście tu zostawali. Trupy przyciągną padlinożerców a i w błocie nie będzie siedzieć. Idzie noc, ale ognia nie uda się wam rozpalić, bo wszystko mokre. Pochodnie też oszczędzające, bo musicie czymś sobie przyświecać w drodze do miasta. Najlepiej wejdźcie z nami na następne wzgórze. Obok drogi stała kiedyś wieża obserwacyjna a przynajmniej nasz dziadunio tak nam mówił, bo zastały z niej już tylko fundamenty porośnięte rzadkimi krzakami. Tam możecie przeczekać. Marne to schronienie, ale przynajmniej nie będziecie gnić w błocie.

- W Ostermak są dwie gospody. Pod Złotym Runem jest lepsza, ale ona jest w obrębie murów, a jak o zmroku zamkną bramy, to nikt was nie wpuści. Poza murami, koło przystani jest karczma „U Protta”. Lokal jest zamknięty, bo stary Prott nie ma klientów, więc pewnie będziecie musieli się dobijać, aby wam otworzył, ale jak pokażecie, że macie złoto, to nie powinno być problemów. Podróżnych w mieście nie ma od dawna a uchodźcy nie mają czym płacić, więc pewnie cały lokal będzie dla was. Powadzenia! -


Ruiny starej wieży. Felix, Albert, Siegfred

Tak jak poradzili im Merkelowie wspięli się wraz z reszta kompanii i wozem na następne wzgórze. Tu pożegnali się z innymi i zeszli z drogi w stronę widocznego nieopodal skupiska krzaków i skarłowaciałych drzewek. Do głównego traktu dzieliło ich może ze dwadzieścia kroków, ale misjami zapadli się w rozmokłym gruncie po same kolana. W końcu jednak dotarli do ruin, choć ”ruiny” to i tak było zbyt szumne określenie. Ot kilka potężnych głazów wkopanych w ziemie, miedzy którymi rosło jakieś zielsko. Kamień przynajmniej dawał oparcie dla stóp i można było na nim bezpiecznie usiąść. Mieli wyruszyć za jakieś półtorej godziny, tyle powinno zając ich towarzyszą dotarcie do miasta. Zostawało tylko czekać.

Deszcz co prawda nie przestał padać, ale wiatr, zanim się usmolił na dobre, przegnał z nieba czarne chmury i światło księżyca zalało całą okolice. Czas płynął wolno. Z tego miejsca mieli jeszcze jako taki widok na niedawne pole walki, toteż kiedy Felix spojrzał w tamtym kierunku, aż zamarł z wrażenia. Przetarł oczy, aby odgnić resztki atakującego go snu i spojrzał jeszcze raz.

- Spójrzcie. Tam na drodze. -

Łowca nagród szturchnął powoli zaczynających pochrapywać czarodziejów i wskazał im miejsce niedawnej potyczki. Cała trójka zaczęła się wpatrywać w tamtym kierunku, próbując przeniknąć ciemność wzrokiem.

Mimo księżycowego blasku na taką odległość ledwo mogli rozpoznać rozmazane kształty, ale byli pewni, ze wzrok ich nie oszukuje. Ktoś był na pobojowisku. Ludzka sylwetka skryta pod płaszczem przemierzała pole wali. Cała trójka miał jeszcze starcie świeżo w pamięci, więc bez trudu zorientowali się, że człowiek chodzi od jednych zwłok mutanta do drugich. Przykucał przy niektórych, innym tylko przyglądał się na stojąco. Więcej uwagi poświęcił miejscu stracia z bestią. Podniósł coś z ziemi i zabrał ze sobą. Po chwili domyśli się, że to strzępy ubrania, które Gislan zerwał z siebie, kiedy Bestia ochlapała go kwasem.

Dopiero teraz zobaczyli drugi kształt. To, co wzięli za plamę ciemności, nagle zaczęło się poruszać i zbliżać do człowieka. Z tej odległości i w tych warunkach ciężko było to ocenić, ale na wielkość przypominało niedźwiedzia, tyle że było dużo szersze w kłębie. Tylko na wielość, bo poruszało się... inaczej. Może gdyby był z nimi Leo albo inny łowca, to lepiej by to ujął, ale im zdawało się, że porusza się jakby ze zwinnością i gracją, której ciężkiemu królowi lasu brakowało. No i ten łeb. Zdawał się ze dwa razy większy niż powinien, o wydłużonym kształcie, bardziej jak u psa lub wilka.

Istota podeszła do człowieka zasłaniać go całkowicie przed ich wzrokiem. Po chwili, z łbem przy ziemi również zaczęła badać pobojowisko. Człowieka już jednak nie było widać. Sylwetka przechadzała się po całym polu walki, aby zatrzymać nagle i unieść monstrualną głowę i obrać nią w prawo i lewo.
~~ Węszy... To coś węszy... ~~
Albert przełknął nerwowo ślinę, bojąc się powtórzyć na głośno swoich myśli. Serca zamarły na chwilę całej trójce, kiedy czarny kształt, ruszył w ich kierunku. Najpierw powoli, jakby nie będąc do końca pewnym kierunku, potem dużo bardziej zdecydowanie przemieszczał się tą samą drogą, która oni tu dotarli.

Felix zacisnął dłonie na rękojeściach mieczy, Albert i młody von Antara nerwowo przypominali sobie inkantacje zaklęć, jednocześnie przeklinając w duchy samych siebie, za pomyśl rozdzielania z towarzyszami. Łowca nagród zastawiał się jak długo zdała powstrzymać cos tej wielkości, zanim dopadnie czarodziejów. Magicy myśleli o tym, ile „Żądeł” trzeba w tym umieścić, aby padło i czy będą mieli czas na choć jedno w międzyczasie drżącymi dłońmi wyszukując strzałki w sakwach z komponentami.

Nagle w powietrzu rozległ się dźwięk gwizdka. Zwykłej świstaki, jakiej używali strażnicy miejscy we wszystkich miast Starego Świata. Zdezorientowana trójka, mając już bez tego nerwy jak postronki, rozejrzała się nerwowo dokoła, ale nigdzie nie było widać nic podejrzanego.

- Co do wszystkich diabłów? –

Tyle zdołał wydusić z siebie Albert spoglądając na powrót na trakt. Na pusty trakt. Ciemnego kształtu niegdzie nie było widać.

Gotrii, Dirk, Gislan, Jotunn, Mierzwa, Heinz, Linus, Maperiol, Draug, Klara

Przybyli do miasta po dobrych dwóch godzinach, ostanie kroki stawiając już przy świetle pochodni, bo słońce zaszło już za horyzontem. Można było je zapalić, bo ulewa, czy raczej nawałnica, dziwnym trafem ominęła ich niedługo po zabiciu potwora. Na niebie wciąż widoczne był czarne chmury, przecinane co jakiś czas liniami błyskawic, ale już spory kawałek na wschód od nich.

Zmęczeni po podróży i walce, niektórzy ranni, stanowili obraz nędzy i rozpaczy. Pchanie wyładowanego truchłem potwora, potrzaskanego wozu też odcisnęło na nich swoje piętno. Kiedy dochodzili do pierwszych zabudowań, większość słaniała się już na nogach.

Ostermak na pierwszy rzut oka wyglądało jak ul, do którego ktoś napchał trzy razy więcej pszczół niż normalnie mógł pomieścić. Samo miasto wzniesiono na strategicznej pozycji, niewielkim wzgórzu u stóp którego rzeka tworzyła małą zatokę. Większość zbocza stanowiły strome, niemal pionowe skały, uniemożliwiające wejście na szczyt bez wspinaczki. Jedyne dogodne podejście było od strony zatoki. Tam też widoczny był jeszcze nie ukończony mur obronny, przeplatany drewnianą palisadą, która chroniła również trudno dostępne części miasta. Jotunnowi od razu rzuciło się w oczy, że aż prosi się aby postawić tu zamek obronny, ale na wzgórzu nie stała nawet wieża. Nie ukończone jeszcze fortyfikacje stanowiły jedyną obronę miasta, choć Pypeć zauważył, że choć niekompletne, to jednak nie wyglądały aby ostatnio były „w użyciu”. Zastanawiające, w kontekście hord Chaosu, które jeszcze nie dawno przetoczyły się przez te tereny. Samo miasto też nie nosiło oznak jakikolwiek zniszczeń.

Na zatoce zbudowano niewielki port, przystań dla barek. To wszystko stanowiło całość Ostermak. Przynajmniej normalnie, bo teraz miejskie wzgórze ze wszystkich stron otaczało morze namiotów, prymitywnych baraków, na prędce stawianych chat i szałasów. Stawiane bez ładu i składu, tworzyło chaotyczna zbieraninę, wśród której na próżno szukać jakiś ulic czy jakiegokolwiek zorganizowania. Wyglądało to trochę jak oblężenie i w pewnym sensie, trochę takim było.


Wieść o ich zwycięstwie, niewiadomym sposobem, już musiała dotrzeć do miasta, bo na ich powitanie zebrał się spory tłumek. Czekała na nich prawie setka ludzi z pochodniami w rękach, zbita w gęstą gromadę, w miejscu gdzie trakt znikał miedzy chałupami uchodźców. Choć nigdy nie byli w Ostermak, od razu mogli rozpoznać przyjezdnych i miejscowych. Mieszkańcy miasta stali osobno. Choć nie wyglądali na bogaczy, to jednak w większości mieli kompletne i czyste ubranie, buty a całość nie zwisała na nich jak na wieszakach. Ich grupka liczył trochę ponad dwadzieścia osób i oni wiwatowali, krzyczeli i okazywali radość najgłośniej. Przeciwieństwo do nich stanowiła druga, na oko ponad dwa razy liczniejsza grupa. Wychudzeni, brudni, obdarci, ze strzępami ubrań na sobie, często ze śladami świeżych ran czy nawet amputacji. Oni czekali w milczeniu. Nie okazywali radości, raczej ponurą ciekawość, z gatunku „co tym razem?”.

Cała ta czereda opadła wóz i jego ładunek w oka mgnieniu, krzycząc i pokazując sobie martwego potwora palcami. Węglarze barwnie i ze szczegółami opisywali walkę z mutantami i bestią, pokazując palcami awanturników i objaśniając role i udział poszczególnych osób w zabiciu potwora. O postawnej przy pobojowisku trójce nie wspomnieli nawet słowem.

- Odrąbał mu głowie jednym cieciem! Mówię wam! -
- Zaszlachtowali ich jak świnie! -
- Jesteśmy bezpieczni! Wreszcie! -
- Wiwat bohaterowie! -


Mieszkańcy, do spółki z węglarzami ściągnęli truchło z wozu i rozwalili na środku traktu, aby każdy mógł mu się przyjrzeć. Przyświecając sobie pochodniami, szturchali trupa butami i kijami, jakby chcąc się upewnić, że faktycznie nie żyje. Zaglądali do paszczy, kobiety zasłaniały usta chusteczkami, zaczęły się nawet pierwsze targi chętnych na zęby potwora! Każdy chciał dotknąć martwej legendy.

- Ale bydle! -
- Jaka wielka! -
- Nareszcie! -
- To nie ona... -
- Zobaczcie na te zębiska! -
- A paszcza?! Mogła połknąć człowieka w całości! -
- Wiwat Pogromcy Potwora! -


- TO NIE ONA!!! -

Głos, który w jednej chwili uciszył tłum, należał do żylastego, wysokiego mężczyzny, który od dłuższego czasu pochylał się na zwłokami potwora, pomagając sobie długim sztyletem w oglądaniu poszczególnych części jego anatomii.
- To nie jest Bestia. A przynajmniej nie ta, o której myślicie. -

- Co to ma znaczyć?! Przepuście mnie, natychmiast! Co tu się... O bogowie! -

Elegancko odziany, niski grubasek przedarł się przez tłum w asyście dwóch, mocno podstarzałych strażników i stanął jak wryty, kontemplując zwłoki potwora.
- Lars? Co tu się dzieje? O co chodzi? -
Grubasek zwrócił się do starszego mężczyzny.
- To nie jest potwor, który zabija naszych ludzi. Nie ma pazurów, układ paszczy też jest inny, no i ten język. Na żadnej z ofiar nie było śladu tego... czegoś, co się z niego sączy. Poza tym, to coś pożerało zwłoki, resztki zostały jeszcze na zębach a Bestia tylko zabija, nigdy nie pożera swoich ofiar. -
- Może teraz zaczęła? -
- Nie. To coś nie mogło zostawić takich śladów, jakie znaleźliśmy na miejscach ataków. Nie Burmistrzu, to nie jest Bestia. -
Grubasek westchnął zrezygnowany, po czym spojrzał na zabójców potwora. Myślał nad czymś intensywnie, po czym uśmiechnął do awanturników i podszedł do nich raźnym krokiem. Chwycił za rękę Linusa i podniósł ją w tryumfalnym gestem do góry.

- Ludu Ostermak! Radujmy się! Oto przybyli do nas Zabójcy Potworów. Posłałem po tych Łowców Bestii, aby rozprawili się z naszymi kłopotami i spójrzcie! Jeszcze nie przybyli do miasta a już zabili jednego i rozgromili bandę mutantów! Tyko patrzeć a przyniosą nam głowę Bestii! -

Mimo starań burmistrza okrzyków radości i entuzjazmu było znacznie mniej. Zwłaszcza wśród liczniejszej grupy obszarpańców, bo mieszkańcy miasta, choć rozczarowani, to jednak dostali nową nadziej na zabicie nękającego ich stwora. Trzymali się jej teraz kurczowo, bo na nadziei w Ostermak ostatnimi czasy nie zbywało. Zwłaszcza jeśli ktoś im ją systematycznie odbierał...

- Tylko Bogowie mogą nas uratować! Tylko w wierze nasza tarcza! Nie w grzesznych, zepsutych ludziach, jak ci tutaj najmici! -

Z tłumu obszarpańców wyłonił się podstarzały mężczyzna, w obszarpanych kapłańskich szatach i z szaleństwem w oczach. Towarzyszyło mu dwóch jemu podobnych fanatyków. Starzec pokazał zakrzywionym palcem „Zabójców Potworów”, coraz bardziej unosząc skrzeczący głos, niesiony na fali potwierdzających pomroków otaczającej go zgrai.

- Kim są ci tu heretycy, najmici o czarnych sercach, rzucający wyzwanie Bogom?! A wy o słabej wierze, chcecie sobie za złoto kupić odkupienie?! - tym razem fanatyk wskazał na grupę uciszonych już całkowicie mieszkańców Ostermak. - Mało wam dowodów boskiego gniewu, na tych co podważają jedynie słuszną wiarę?! Mało wam herezji i obrażanie tych, którym zawdzięczamy życie, że jeszcze sprowadziliście morderców za pieniądze?! Pokuta! Nie krwawe złoto najemników! Heretycką stalą chcecie przeciw Bogom występować! Te potwory przybyły tu za nimi, bo ZŁO ciągnie do złego, a wy cieszycie się z tego jak barany, na widok głodnych wilków! Zbawienia nie kupicie za pieniądze! ICH gniew spadnie na was wszystkich! Ukorzcie się, zanim wszyscy będziecie zgubieni! Ukorzcie się przed ich gniewem i wygnajcie tych, którzy sam swą obecnością ich obrażają! Wygnajcie grzech z waszych serc i wygnacie grzeszników z waszego domu! Inaczej ICH gniew będzie straszliwy! Precz! Precz z zepsuciem i grzechem! PRECZ!! -

Tłum obszarpańców wrzał coraz bardziej z każdym słowem. Mieszkańcy nagle stracili zainteresowanie wozem, jego zawartość i ich nowymi zbawcami. Lars do spółki z dwoma strażnikami próbowali odgrodzić napierający tłum od awanturników, ale byli tylko kroplą w morzu zalewających ich brudnych ciał. Burmistrz patrzył tylko na to wszystko z przerażeniem. Wyrażanie zapowiadało się na krwawe powitanie. W desperacji pociągnął za rękaw Mierzwe w błagalnym geście.

- Zróbcie coś, błagam! Nie dopuście do rzezi, bo możemy jej już nie powstrzymać! -
 

Ostatnio edytowane przez malahaj : 04-09-2011 o 16:35. Powód: Post
malahaj jest offline  
Stary 04-09-2011, 19:30   #65
 
Aston's Avatar
 
Reputacja: 1 Aston nie jest za bardzo znanyAston nie jest za bardzo znanyAston nie jest za bardzo znany
Powitanie miejscowych zaskoczyło Linusa. Nie spodziewał się, że ktoś będzie oczekiwał. Ktoś musiał ich zauważyć w drodze. W sumie to nie taka trudna sprawa dostrzec tę hałastrę kilkunastu chłopa (i jedną kobietę) z wozem, na którym jest Monstrum.

Uśmiechał się. Co prawda to nie jemu przypadło zabicie Bestii, ale był w jakiś sposób dumny. Koniec końców uratował tych chłopów. Patrzył, a to na mieszkańców, a to na kompanów.


Gdy usłyszał słowa Larsa, że to jednak nie ona, zbliżył się. Chciał słyszeć wszystko, a także dokładniej przyjrzeć się zwłokom. Chwilę w ciszy przyglądał się. Głupia sytuacja – pomyślał. Zaraz poczuł jak jego dłoń obejmowana jest przez drugą, bardziej mięsistą. Nim się obejrzał już miał ją w górze podniesioną w „triumfalnym” geście. Zabawnie kontrastowało to z miną rysującą się na jego twarzy. Ta wyrażała zaskoczenie i zakłopotanie. Spojrzał na gawiedź, mało kto wiwatował. Tym głupsza była ta sytuacja. Gdy odwrócił się ku kompanom jego twarz mówiła „zabierzcie mnie stąd”. Tę żałosną sytuację przerwał kapłan. Powiedział co wiedział i...


-Stać kurwa!!! - błyskawicznie dobył z pleców miecza dwuręcznego i ustawił się obok Klary. - Jeśli ktoś, kurwa, ruszy kogoś z nas, urwę, kurwa, łeb tym mieczem! Jestem gladiatorem i nie będziecie dla mnie problemem pozażynanie was! Nawet, kurwa, okiem nie mrugnę! Chyba chcecie wrócić do waszych rodzin!? - Linus potrafił straszyć, paskudna morda i wygląd wojownika robiły swoje. Ale nie miał pewności, czy zapanuje nad takim motłochem. - Przybyliśmy wam pomóc - mówił spokojniej, ale wciąż donośnie – i pomożemy... jeno posłuchajcie w spokoju, a krew ludzka się tu nie poleje. - przeniósł wzrok na kompanię szukając kogoś kto umiałby gadać – no... mówcie...
 

Ostatnio edytowane przez Aston : 04-09-2011 o 19:33.
Aston jest offline  
Stary 04-09-2011, 20:09   #66
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
- Wiedziałem, kurwa, wiedziałem - powiedział na głos Mierzwa patrząc na Larsa. Był zmęczony, mokry i wściekły.
- Za łatwo i za tanio by to wyszło Antarze, he, he - błysnął zębiskami w kwaśnym uśmiechu.

- Jeśli to nie była Bestia - zasępił się Mierzwa. - To znowu wracamy do punktu wyjścia kompani...

Nie dane mu było jednak podjąć dalszych rozważań nad złośliwością najemniczego losu, choć do niej akurat już powinien przywyknąć.

Gdy tłum zaszumiał i niebezpiecznie zbliżył się do towarzystwa, Kislevita płynnym ruchem ręki wyswobodził rękaw z rozpaczliwego chwytu burmistrza i odparł pozornie niedbale:
- Puszczaj Waść, bo odzienie poniszczysz. Poradzimy, nie poradzimy, się zaraz obaczy.

Zdjął topór dwuręczny wysłuchując przemowy gladiatora i spojrzał krytycznie na motłoch.
"Bieda i nędza. Niedobrze, niedobrze" - przemknęło mu przez głowę. "Potrzeba nam przykładu grozy. I to szybko".

Postanowił zabrać głos. Gladiator zaczął dobrze, nie można było tej okazji zaprzepaścić. Splunął na rozmiękłą od deszczu ziemię by oczyścić gardło.

- Gdzieee! - ryknął gdy tylko Linus skończył. - Do szałasów bydlęta!

Odsunął się szybko tak, aby jeszcze raz pokazać truchło monstrum motłochowi w całej okazałości.

- Tak traktujecie wybawców?! Myyśmy to ubili! Sami! W dziesięciuu! Dziesięciu grzeszników! Daliśmy radę! A nie było z nami tego klechy! - wskazał toporzyskiem na sędziwego fanatyka.
- On to siedział z Wami strasząc Was pomstą bożą. Sam srając ze strachu, każąc odmawiać zdrowaśkii i nabijając kabzę z danin! A bestia i tak padła od jego topora - wskazał na Gislana i Jotunna, - I jego łuku - dłoń powędrowała w kierunku Moperiola i Leo Heinza.

- Przypatrzcie się ludzie dobrze i zastanówcie! Kto Was dalej obroni? Bestia morduje od wielu tygodni mimo ględzenia kaznodziei. Dajcie nam tydzień a dostaniecie jej łeb! Jeśli nam się uda, spokój powróci! Jeśli polegniemy to dalej będziecie mogli całować tego starego capa w dupę - błysnął złowrogo ślepiami ku fanatykowi.

Mierzwa uznał, że może go obrażać do woli. I tak by się nie zaprzyjaźnili.

Podniósł topór tak by wszyscy go widzieli. Zasłonił przy tym burmistrza.
"Stary Antara mnie osobiście wybebeszy, jak jego koleżka zginie" - uznał kozak.

- To jak będzie? Po dobroci, czy... - wolał nie kończyć zdania.

Jeśli prostaczkowie chcieli ich zaatakować miał zamiar ściąć parę dłoni, aby polatały w powietrzu. Nic tak nie studzi obyczajów, jak lejąca się krew.

Nie był jednak samobójcą. Jeśli sprawy miały przybrać naprawdę zły obrót, parę kroków dalej dostrzegł jakieś zabudowania, w których mógł zniknąć. Tak na dobry początek nowej drogi życia.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 04-09-2011 o 20:13.
kymil jest offline  
Stary 04-09-2011, 21:16   #67
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
W chwili gdy tłum ruszył, Heinz skrzywił się tylko, zrobił dwa szybkie kroki i stanął obok Linusa. Gdy wjechali do miasteczka nałożył cięciwę dla tego drobnego efektu. Ludzie przychylniej patrzyli na pogromców potworów z dobytą bronią.

Leo nie lubil ludzi jako ogólnej tłuszczy. Dlatego też spokojnym, szybszym od tchnienia ruchem, nałożył strzałę na cięciwę i napiął łuk. Stojąc obok gladiatora czuł się nie tyle pewnie, co spokojnie. Zgarbiony, z napiętym łukiem i skupionym spojrzeniem czekał na rozwój wypadków.

-Lepiej stąd znikaj, lisie.- rzucił przez zęby, mając na myśli rudą szlachciankę stojącą obok rębacza. Nie żeby był zły. Ogółem, mówił z dużymi oporami i niechęcią.-Daj mu miejsce do ewentualnego machania brzeszczotem.

Sam łowca, w razie gdyby tłum jednak uznał że lepiej zabić awanturników, miał prosty plan. Strzała między oczy pieprzonego starucha. A potem się zobaczy.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...

Ostatnio edytowane przez Makotto : 05-09-2011 o 00:13.
Makotto jest offline  
Stary 05-09-2011, 12:17   #68
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Wreszcie! Wreszcie dotarli do miasta, Jotunn miał już serdecznie dość pchania wyładowanego truchłem wozu. Wkurzało go, że najął się do zabicia Bestii, a robił za nie przymierzając konia pociągowego. Do przodu popychała go głównie myśl o pieniądzach, które czekały na niego w Ostermak.
-Ale chlew tu mają.- rzucił na widok dobudowanych wokoło miasta prowizorycznych chałup i namiotów, potem przyjrzał się samemu miastu.
- Aż się prosi żeby, jaki zameczek postawić, a tu nic.- pokiwał z dezaprobatą głową- Jakim cudem oni się tu kurna uchowali z tą niedorobioną palisadą?- zastanawiał się głośno- Musiało im się pofarcić, pewnie niewiele Chaosu widzieli ehh … to i nie dziwota, że ich teraz jedna Bestia straszy.

Zdziwił go trochę komitet powitalny, jakoś nie specjalnie miał ochotę robić za bohatera, stanął więc roztropnie za wyższymi kompanami pozwalając im wziąć na siebie rozentuzjazmowany tłum. „Niech no wszystko ucichnie to się rozliczymy. Może i za resztę pokrak coś skapnie.”
- TO NIE ONA!!! – wrzasnął ktoś i tym samym pogrzebał nadzieje krasnoluda na szybką wypłatę. „Że też go diabli nadali.” Pypeć ledwie się powstrzymał by nie przyłożyć temu człowiekowi. Z zaciśniętymi pięściami słuchał wyjaśnień dotyczących anatomii potwora. Burmistrz starał się ratować sytuację, ale nic nie było w stanie naprawić szkód, jakie zostały poczynione w morale mieszkańców. Jakby na domiar złego do gry wkroczył jakiś obszarpany kapłan i wyzwał ich od heretyków. Sytuacja zmieniła się diametralnie, takiego obrotu sprawy nigdy by nie podejrzewał. W jednej chwili bohaterowie a w następnej wrogowie publiczni. Kompletnie zbity z tropu naszykował tarczę i skróconą halabardę. Miał nadzieję że inni bardziej wymowni od niego zdołają jakoś uspokoić tłum, a jeśli nie… nie pozostawało nic innego jak taktyczny odwrót. Rozpychając ludzi tarczą starał się nie dopuścić by tłum ich otoczył i odciął drogę odwrotu. Nie zamierzał atakować póki nie będzie to absolutnie konieczne.
 
Agape jest offline  
Stary 05-09-2011, 16:14   #69
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Powitanie pogromców bestii nie zaskoczyło Drauga. Małomiasteczkowość aż biła w oczy ze wszystkimi tego niedogodnościami.

- To nie ona. - Usłyszał to samo co wszyscy.

Widziałem, cholera widziałem. Za łatwo poszło. Nie żeby pokonanie bestii było proste, ale coś za łatwo poszło. Podejrzewał to od samego początku. Jak na osławioną Bestię z Ostermark poradzili sobie z nią nad wyraz łatwo.
Nastrój tłumu zmienił się diametralnie. Instynkt samozachowawczy walczył z fanatyzmem religijny. W każdym momencie mogło to doprowadzić do powstania masy krytyczne. Co będzie jak wybuchnie?

Kątem oka zauważył, że przynajmniej część towarzyszy z drużyny musiało mieć podobne odczucia, gdyż spostrzegł jak szykują się do ewentualne obrony. Dla niewprawionego oka nic się nie zmieniło, ale Draug zauważył, nieznacznie zmiany pozycji i poprawianie broni. Dyskretnie poluzował miecz, żeby w razie czego łatwiej było go dobyć.
Walka wisiała w powietrzu.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 05-09-2011, 21:42   #70
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Gislan miał tego dość był głodny i zmęczony, a to nie wróżyło dobrze. Krasnolud wskoczył na wóz i głosem przypominającym tura podczas godów, przyłączył się do moralizatorskiej przemowy "Mierzwy".

- Pierwszemu który podlezie wbiję zęby, aż do samej dupy - jego dłonie zwinęły się w pięści na których groźnie połyskiwały kastety -Rozejść się do kurwy nędzy, albo zobaczycie co potrafią członkowie świętego inkwizytorium, czyli my! Won stąd!

Trochę blefu i garść pogróżek to było to co Gislan lubił, pytanie tylko czy to było dość wiarygodne by przekonać obdartusów.
 

Ostatnio edytowane przez Komtur : 05-09-2011 o 22:16. Powód: stylistyka
Komtur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172