Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-06-2012, 10:45   #461
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Gracjan usnął niczym małe dziecko, śniąc sobie spokojnie..gdy nagle coś go wybudziło. Tym kimś był Ragnar, który potrząsnął nim niczym szmaciana lalką, tak że młody uczeń prawie nie umarł z przerażenia. Gdy krasnolud chwycił za broń młody uczeń poderwał się gotów...właściwie to on nie był gotów na cokolwiek. Stał zdębiały i rozglądał się, z szeroko otwartą buzią.

Gregor znikł a wraz z nim jego rzeczy a naprzeciwko niego stał..Czarodziej Bursztynowy. Strach zajrzał w oczy młodemu uczniowi, który przełknął ślinę. Oto jego kat lub wybawienie. Gracjan przyklęknął na jedno kolano i rzekł:

- Witaj ...
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 11-06-2012, 18:41   #462
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Twardy, Dawit + dwóch krasnali od Bombura

- Raz… dwa… trzy odnogi. Raz… dwa nas - Dawit rzekł szeptem do Twardego. Mówił cichutko, jak najciszej mógł, wiedział że jest na zwiadzie i że w ciszy pozostawać trzeba. Przestrzegał więc pieczołowicie tej zasady. - Dawit myśli… hmmm… myśli, że może my się rozdzielimy i sprawdzimy po jednej. A jak co źle to uciekamy ile Esmeralda siły w nogach dała. I krzyczymy po drugiego ku pomocy. I my możem ucieknąć za ten most jak co i go ściąć w dół i spokój. - Dawit zaczął od wersji pesymistycznej, ale z udanym finałem. W końcu bohater może mieć tylko takowe.

- Przy trzecim korytarzu możemy my jaką głośną pułapkę uczynić. Garnki na ziemi, sznurki, czy co. Ma co Twardy takiego? - Zerknął na towarzysza. - Hmm… pewnie nie – zauważył sam po czym rozejrzał się po jaskini.

- No albo my nie rozdzielamy? Jak przyjaciel myśli? Co? – Zapytał khazada. - Bo Dawit myśli wciąż, że rozdzielić się lepiej. Bombum mówił, że tu stworów nie ma. Jak ich się bali, to Dawita też będą i Twardego. Czyż nie? A w dwóch różnych my więcej znaleźć możemy, niż w jednym osobnym.

-Nie mamy nic takiego przyjacielu.-rzekł do nizołka. -Rozdzielenie się do zła metoda moim zdaniem. Lepiej być razem i czujnym. Jednak by nikt nam nie umknął z tego przeczesywania zostawimy tu naszych nowych towarzyszy. -zwrócił się do krasnoludów.-Dopilnujcie bracia by nikt tędy nie uszedł. My zaś sprawdzimy kamień po kamieniu sztolnie.

- Tak, tak. Co dwie głowy to nie jedna. A cztery oczy to nie dwa. Ma racje, ma, z Dawitem pewniej.- Swoim sposobem zgodził się z Twardym, po czym ruszył z nim do pierwszej z odnóg.
 
AJT jest offline  
Stary 12-06-2012, 20:16   #463
 
Julian's Avatar
 
Reputacja: 1 Julian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie coś
Reiner został właściwie sam. Większość dużyny rozeszła się z konkretnymi zadaniami, został właściwie on, Helena i Zirnig. No i Kislevici z którymi nie dało się dogadać. Z tym, że Zirnig próbował rozmówić się, ze swoimi krasnoludzkimi braćmi, a on nie chciał przeszkadzać. Nie dość, że był człowiekiem, to w dodatku bardzo młodym i nie mającym nic wspólnego z wojennym fachem, więc spodziewał się, że nie pozyskałby sobie wielu przyjaciół wśród krasnoludów. W zasadzie kiedy o tym myślał, to nie znał bliżej wielu należących do niskiego ludu i nie do końca wiedział czego mógłby się po nich spodziewać. Tak czy inaczej, wśród obcych łatwo palnąć coś głupiego. Chłopak czuł się trochę jak piąte koło u wozu, ale przynajmniej miał święty spokój i nie musiał nadstawiać karku. Przynajmniej jeszcze nie teraz.

Nie chcąc przeszkadzać swoją obecnością, młodzieniec usadowił się ze swoimi rzeczami tak, aby nikomu nie przeszkadzać i aby jemu nie przeszkadzano. Powoli, jakby dla zabicia czasu, przeglądał swoje rzeczy, czy wszystko jest, czy nic się nie uszkodziło. Gdyby jednak ktoś bliżej się przyjrzał, młodzieniec niespecjalnie przykładał uwagę do tego, za to raz po raz podnosił głowę i dokładnie rozglądał się uważnie wokół siebie. Miało to trochę związku z tym, że czuł się nieswojo w nowym miejscu, ale raczej liczył na to, że uda mu się wypatrzyć coś ciekawego. Wszyscy rozeszli się przeszukiwać każdy zakamarek oprócz samego obozu, więc on mógł przynajmniej dokładniej się rozejrzeć. Nie mogli przecież tego miejsca przeszukać, bo na pewno by im na to nie pozwolono, zresztą podejrzewał, że samo wspomnienie o tym mogłoby zdenerwować ich nowych kompanów. Cholera, Ci krasnoludowie szukali wielkiego runicznego topora, takie rzeczy nie rozpływają się przecież w powietrzu. Im dłużej jednak się rozglądał, tym bardziej zblizał się do wniosku, że na wiele się tam nie przyda. Więc gdzie mógłby? Może dołączyłby do Twardego i Dawita, w końcu chyba nie pogardzą dwoma dodatkowymi rękoma do pomocy.
 
Julian jest offline  
Stary 12-06-2012, 20:16   #464
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
- Pójdziemy górą - zadecydował Yerg - Przejdziemy jedną stroną do końca, drugą wrócimy, a wszystko w dole i tak będziemy mieli jak na dłoni - mówił wyjątkowo pewnie, teraz jak rzadko kiedy czuł, że ma słuszność - Łuna pomoże w wypatrywaniu. Chodźmy, im szybciej wyruszymy, tym prędzej wrócimy.
- Może być - powiedział Gottwin. - Jeśli będziemy szli dołem, to nic nie zauważymy. Co prawda kogoś schowanego starannie tam na dole nie zdołamy zauważyć, ale nie ma sensu się rozdzielać. Skoro tego kapłana spotkało coś nader niemiłego, to znaczy że w okolicy czai się paru niezłych drani. Odrobina ostrożności nie zawadzi.
-Eeee. Wąwóz rozciąga się na kilka mil. Nie wiem czy damy radę obejść go w jeden dzień, a co dopiero teraz jak za trzy, może cztery godziny zajdzie słońce.- zauważył Aberald.
-Aż tak wolno chodzisz? - spytał Yerg - kilka mil po trudnym terenie można przejść w nieco ponad godzinę. Zdążymy, a jak się nie podoba, może pogadaj o tym z Twardym - rzekł z uśmieszkiem błądzącym po twarzy.
- Na upartego to i w ten dzień możemy przejść sporo. Będziemy jednak robić hałas. Ktoś tu przecież w pełnej zbroi przyszedł z nami... - skomentował wiecznie niezadowolony...
-Masz rację Felixie.- rzekł tonem pełnym energii. -To świetna myśl. Pójdę dołem, a wy będziecie czaić się na górze. Jeśli ktoś będzie chciał zrobić mi psikusa, wystawi się wam jak na tacy.- zauważył z szerokim uśmiechem na twarzy -Wszak rycerzowi mego pokroju nie przystoi skradać się i szeptać.- dodał na koniec.
- Chyba masz rację, sir Valdonie - powiedział Gottwin. - Skradanie się zdecydowanie do ciebie nie pasuje.
Rycerz spojrzał na Felixa i Yerga chcąc się upewnić, czy to oznacza iż ma ruszać wgłąb wąwozu.
- Może być. Jednak nie pchajcie się za daleko od nas. Idzcie wolnym krokiem. Musimy mieć zasięg żeby w razie czego osłaniać. Do pięćdziesięciu metrów maksymalnie. Pamiętaj, że idziemy powoli. Uniesiona pięść oznacza stój, dwukrotne machnięcie ręką dłonią z wyprostowanymi palcami idź, a takie coś po prostu kucnąć lub obniżyć się. Reszty musicie się domyślać. - Felix niechętnie udzielił rycerzowi tych rad. Nie chciał mieć później jednak problemów w razie gdyby niektórzy z nich nie wrócili z tego zwiadu. Yerg na pewno te gesty znał.
- Pies! Do nogi maleńki. Idziemy węszyć. - zawołał swojego towarzysza i ściągając łuk z pleców stanął przy najbliższych krzakach.
-Ja idę lewą stroną, Yerg i no... A... no... Ty prawą. Bretończyk środkiem.
Wziął głęboki wdech, jakby chciał się zaciągnąć leśnym powietrzem. Uśmiechnął się delikatnie i zrobił pierwszy krok w gąszcz. Pokazał pierwszy z omawianych znaków.
Dwukrotne machnięcie. Idziemy!
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 16-06-2012, 16:18   #465
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wizja odpoczynku w porządnej gospodzie zdecydowanie Gottwinowi odpowiadała, jednak uważał, że odpoczynek jako taki może poczekać, jako że gospoda nie ucieknie, a są jeszcze sprawy warte wyjaśnień.
- Wybrałabyś się ze mną na małą rozmówkę o dowódcy straży? - zwrócił się do Heleny. - Nie to, że chciałbym ci przeszkadzać w odpoczynku, ale, podobno, obecność kobiet łagodzi obyczaje. Może pan komendant okaże nieco cierpliwości i dobrej woli, gdy nieco mnie wspomożesz.
-Oczywiście.- stwierdziła bez zastanowienia. Jako, że mieścina nie była zbyt obszerna to już po kilku chwilach spokojnego spaceru dotarli do budynku straży miejskiej. Był to prawdopodobnie największy budynek w Martendorfie. Grube mury sprawiały wrażenie bezpiecznego wnętrza, zaś strzeliste okna dodawały poczucia bezpieczeństwa dla przebywających w środku. Strażnicy kręcili się w pobliżu drzwi do środka, jednak żaden nie robił problemów dwójce najemników. Spytani, poprowadzili ich do komnaty swego dowódcy.
- Kapitanie. - Gottwin skinął głową na powitanie. - Gottwin - przedstawił się. - Moja siostra, Helena. Ale nie o koligacjach rodzinnych chciałem rozmawiać. Chodzi nam o tego kapłana Sigmara, którego znaleźliśmy.
-Słucham panie Gottwin?- spytał człek. -Co dokładnie chciałby pan wiedzieć?- spytał unosząc brew. Najwyraźniej niezbyt przyjazne stosunki z Twardym nie odbijały się na pozostałych najemnikach.
- Widział pan, kapitanie, w jakim stanie było ciało tego kapłana? - spytał Gottwin. - Poddano go torturom i sądzę, że nie dla samej przyjemności zadawania cierpień. Sądziłbym, że chciano z niego wydobyć jakieś informacje.
-Być może.- wzruszył ramionami -Lecz tego się nie dowiemy. To był dobry i poczciwy człek, ale nie interesował się polityką, nie ingerował w sprawy wojska ani obronności. Nie posiadał żadnej wiedzy, którą mógłby ktoś wykorzystać.-
- Mimo wszystko w dzisiejszych czasach warto wiedzieć jak najwięcej - odparł Gottwin. Co prawda to stwierdzenie dotyczyło wszystkich czasów... - Zastanawiam się, czy Braian mimo wszystko nie wie, jaki był cel wyprawy kapłana. Gdyby pan zechciał z nim porozmawiać, kapitanie... Może panu coś powie. Gdybyśmy wiedzieli, dokąd się udał, może byśmy mogli się domyślić, z jakiego powodu zginął. Miał wrócić dwa dni temu, a nie żyje od paru dni, czyli wracał wcześniej, niż planował.
Kapitan pokręcił głową -I ja i Brain wiedzieliśmy po co i gdzie poszedł.- wyjaśnił nieco ściszonym głosem -Ale nie mówiliśmy o tym nikomu bo nie było takiej potrzeby. Wyprawiał się do pobliskich lasów po zioła na mikstury lecznicze. Wiedział, że niebawem mogą być potrzebne kiedy tylko usłyszeliśmy o wojennych ruchach sił chaosu w Kislevie... Brain pewnie też wiedział, że skoro jego nauczyciel się spóźnia to znaczy, że coś się musiało stać a rozgłaszając, że coś się stało najważniejszemu klerykowi w mieście rozsiałby nie małą panikę... Cóż. Teraz już wiecie, że ten młody akolita wcale nie taki głupi.- człek podszedł do okna i wyjrzał na plac, gdzie po za jego ludźmi nie było widać zbyt licznych mieszkańców, czy przypadkowych przechodni.
-Zastanawia mnie tylko jedna rzecz...- burknął nie odwracając głowy do Gottwina i Heleny -Kto go powiesił?- spytał spoglądając w końcu na najemnika -Nigdy nie widziałem takiego sposobu wiązania pętli.- dodał po chwili z zastanowieniem.
- Od nas też nikt - powiedział Gottwin. - A mamy, że tak powiem, specjalistów z różnych dziedzin, którzy widzieli niejeden kawałek świata. I nikt - powtórzył - nie widział czegoś takiego.
-Inwazja chaosu dodała odwagi skrytym w okolicznych jaskiniach i kryjówkach różnym stworom... Cholera jedna wie, co się po okolicy kręci.-
Gottwin skrzywił się. Nieznacznie.
- Mieliśmy niedawno do czynienia z takimi - powiedział. - I jestem pewien, że ma pan rację, kapitanie. Nie znaleźliśmy jednak żadnych śladów pozostawionych przez napastników. Przewidywanie, kto i skąd przyszedł i dokąd się potem udał to by było wróżenie z fusów. Tyle tylko, że wróży to panu i całemu miastu wiele kłopotów. Akcja na tyłach zawsze wprowadza dużo zamieszania i wywołuje panikę.
-Być może.- rzekł dowódca -Na szczęście większość zwykłych mieszkańców uciekła z miasta do Wolfenburga wiedząc, że szpica sił chaosu może tu dotrzeć...- pokręcił głową -W Martendorfie pozostali strażnicy i pewnie niebawem przybędą tu żołnierze. Chyba...- sam nie wiedział czego może się spodziewać.
- Można tylko sądzić - stwierdził z namysłem Gottwin - że gdzieś tam gdzie her Gustaw miał zbierać zioła, kapłan zobaczył coś, czego ujrzeć nie powinien. Ale to żadna wskazówka.
Kapitan skinął głową potwierdzsając słowa rozmówcy -Dokładnie. Wysłałem kilka mniejszych patroli na zwiad wokół Martendorfu.- rzekł chłodno -Każdy w innym kierunku mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale jeśli któraś grupka nie wróci będę wiedział, gdzie czai się niebezpieczeństwo...
- Cóż, kapitanie - Gottwin rozłożył bezradnie ręce. - W tym już nie mogę nic pomóc. Ale dziękuję za informacje.

Kaplica Sigmara

Drzwi do kaplicy były otwarte na oścież, mimo iż była już wieczorna pora. Młody akolita klęczał przed posągiem Młotodzierżcy modląc się skąpany w blasku licznych świec. Nie był świadomy obecności dwójki najemników.
Aż nadto religijny to Gottwin nie był. O tym, by spędzać długie godziny na modłach nawet by nie pomyślał. Prawdę mówiąc omijał świątynie, dopóki pomoc kapłanów nie była mu potrzebna. Zawahał się w pierwszej chwili nie bardzo wiedząc, czy wypada Braianowi przerywać w modłach, ale wnet doszedł do wniosku, że młody akolita może tak tkwić do samego rana i czekanie aż skończy mogłoby się bardzo, ale to bardzo przedłużyć. Nie hałasując zbytnio, ale też nie starając się zachować ciszy, podszedł do klęczącego.
Młodzieniec lekko przechylił głowę w stronę Gottwina, jakby chcąc udowodnić że słyszał go od samego początku. Chwilę jednak pozostawał w bezruchu skupiając się na modlitwie, jakby chciał ją w duchu dokończyć, po czym w końcu wstał, strzepując kurz z kolan.
-To wy...- burknął chłodno -Znowu chcecie mnie dręczyć?- spytał smutno.
Gottwin rozłożył ręce w geście od dawna uznawanym za pokojowy.
- Przepraszam za zachowanie naszego towarzysza - powiedział. - Z krasnoludami niekiedy tak bywa. I przepraszam za przeszkadzanie ci w modłach, ale, jeśli pozwolisz, chcielibyśmy ci zadać dwa-trzy pytania, a jutro możemy nie mieć czasu bo ruszamy dalej.
Młodzieniec wziął głęboki wdech -Mój bóg nakazuje mi wybaczyć tym, którzy o to proszą- rzekł, po czym uśmiechnął się pokojowo -Słucham zatem, z jakimi pytaniami do mnie przychodzicie.- wejrzał na Gottwina a następnie na Helenę.
- Jak powiedziałem - odrzekł Gottwin, lekko skinąwszy głową - my wyjeżdżamy, ale to co pan powie może mieć znaczenie dla waszego kapitana. Dokąd dokładnie wybrał się her Gustaw? W końcu chyba nie miał zamiaru wędrować nie wiadomo dokąd lub też krążyć na oślep wokół miasta. Taka informacja byłaby ważna, bowiem można by określić, w jakim kierunku szukać napastników.
-Gustaw szukał ziół. Żółta pokrzywa rośnie niedaleko stąd. Przy szlaku z południa. To miała być wyprawa na dzień lub dwa. Chciałem go wyręczyć, lecz zbieranie ziół jest rzeczą, która ponoć go uspokajała i sam zawsze po nie chodził... Miał wrócić trzy dni temu.- zrobił skwaszoną minę -Ktoś go bił i torturował. Magnus, ze świątyni Morra mówił, że używali narzędzi nietypowych dla tortur.-
- Nie wyobrażam sobie, by kapłan Sigmara mógł mieć jakieś informacje warte takich metod - powiedział cicho Gottwin. - Chyba że chcieli się dowiedzieć czegoś o waszym mieście czy stacjonujących tu siłach. Her Gustaw wszak nie mógł nic wiedzieć o ewentualnych planach kogokolwiek w związku z napaścią Chaosu... - spojrzał pytająco na Braiana. - Ten Magnus, mówił coś więcej o tych narzędziach? Może wiedział, kto takich używa? Albo chociaż jak wyglądały?
-Mówił coś, że być może torturowano go narzędziami rodem z warsztatu. Z resztą możecie z nim sami porozmawiać. W każdym razie tak jak mówiłeś. Mój nauczyciel nie mógł posiadać informacji wartych takich metod wydobywania, choć był człowiekiem o żelaznym charakterze więc pewnie nie chciał nawet zdradzić swojego imienia.- dodał po chwili akolita.
- Od dawna był kapłanem w tym mieście? - spytał. - Jeśli tak, i jeśli ostatnimi czasy nigdzie nie wyjeżdżał, to nie mógłby mieć żadnych informacji, że tak powiem, z wielkiego świata. A może był w twierdzy? U krasnoludów?
-Służył Sigmarowi dobre piętnaście lat. Tutaj, kaplicą opiekuje się od jakiś trzech lat, kiedy ją zbudowano. Ja tu zostałem przydzielony do nauk jakieś cztery miesiące temu.- wyjaśnił młodzieniec -Gustaw z zasady nie wyjeżdżał z miasta. Wielu mieszkańców to pobożni ludzie. Potrzebowali go. W twierdzy? Po, co skoro tam są krasnoludy. Im Sigmaryta do szczęścia nie potrzebny.- dodał na koniec.
- Oprócz miasta twierdza to najważniejszy obiekt w okolicy, chyba że ja o czymś nie wiem. - Gottwin spojrzał pytająco na akolitę.
-Jest dokładnie jak mówisz, z tym, że nie przesadzałbym z tym “ważnym miejscu”- wyjaśnił -Ot zwykłe ruiny w których siedzi garść brodaczy.- machnął ręką.
- Blokują drogę przez wąwóz, dlatego mówię o ważnym miejscu - wyjaśnił Gottwin. - Jeszcze jedna sprawa, ostatnia już... Te węzły. Domyślam się, że takich nie widziałeś, ale może macie jakieś księgi o kultach?
-Nie tutaj.- odrzekł -Skarbnicą wiedzy był Gustaw. To on o wszystkim wiedział. To za małe miasteczko, by ktoś tu biblioteki potrzebował.
- No trudno. - Gottwin rozłożył bezradnie ręce. - Miałem nadzieję, że możesz znaleźć coś na temat tych węzłów. To chyba wszystko. Przykro mi, że nie zdołamy zdobyć żadnych informacji, które pomogłyby w znalezieniu tych morderców.
Spojrzał na Helenę.
-Pobłogosław nas, nim stąd odejdziemy.- odezwała się kobieta.
-Niechaj Sigmar Młotodzierżca czuwa nad wami i waszą słuszną sprawą.- dotknął skroni kobiety, oraz po chwili powtarzając gest na skroni Gottwina.

W warowni

Gdy Zirnig ruszył w stronę swych pobratymców, Gottwin podszedł na chwilę do Brombura.
- Mówiłeś coś na temat broni, Bromburze - powiedział. - Niedawno, gdy pokonaliśmu grupę mutantów, trafił w moje ręce piękny egzemplarz broni. Czy nie znalazłby się wśród waszych zbiorów magazynek do tego? - Pokazał kuszę,
-Widziałem kiedyś takie cacko. Walczył tym mój znajomek, Grimbo Sokoli Wzrok. Taaa. Pluła bełtami jak smok ogniem. Grimbo padł pod maczugą trolla...- pokręcił głową ze smutkiem -Zanieś to do naszego specjalisty od napraw.- wskazał niewielki warsztacik, przy którym brunatnobrody khazad dłubał coś dłutkiem i młotkiem.
Gottwin ruszył we wskazaną stronę.
- Witam - powiedział. - Brombur powiedział, żebym się z tym zgłosił do ciebie. - Pokazał kuszę. - Przydałby mi się zapasowy magazynek do tej wspaniałej broni.
-Poka no to...- burknął brodaty karzeł spoglądając z zainteresowaniem na kuszę. Khazad odłożył ją na drewniany stolik i pochylił się do niewielkiej skrzynki zbitej z desek.
-Co my tu...- mamrotał pod nosem.
-Dobra. Może będzie coś się dało zrobić, ale szkielet musi być drewniany. Idź no do tego wieprza co wydaje racje żywnościowe przy tej wielkiej stercie skrzyń- wskazał palcem usypiającego na stojąco krasnoluda -I załatw kilka desek. A wtedy będziem działać.- poinstruował Gottwina.
Gottwin skinął głową, a potem ruszył w stronę wskazanego krasnoluda.
- Witam - powiedział. - Ten tam - wskazał za siebie - mistrz od napraw, obiecał mi, że spróbuje zrobić magazynek do krasnoludzkiej kuszy. Potrzebuje jednak do tego kilka desek z twardego jak sądzę drewna. Masz coś takiego?
Brodacz uniósł brew i rozejrzał się znacząco dookoła -Oczywiście, że mam.- rzekł uśmiechając się -Ale każda ze skrzyń jest mi potrzebna.- dodał po chwili przybierając wyraz twarzy wrednego skurczybyka.
- Każda? - powtórzył Gottwin, starając się nie okazac niedowierzania. Osobiście sądził, że krasnolud po prostu łgał. - Może jednak by się znalazła jakaś deska? Cała skrzynka nie jest potrzebna.
-Żeby mieć deskę trza rozwalić skrzynię, rozwale skrzynię to będzie mniej miejsca na przechowywanie prowiantu. Mniej prowiantu oznacza głodówkę...- odrzekł brodacz -Jeden z moich kuzynów tutaj jest mi dłużny dobrą gorzałę za przegrany zakład. Jeśli przekonasz Steriona żeby oddał mi moją należność, dostaniesz deski.- zawiesił ręce na piersi.
Ktoś tu sobie wyraźnie robił jaja, co się Gottwinowi niezbyt podobało. Mimo wszystko skinął głową.
- Zobaczę - powiedział. - Sterion, mówisz? Który to? - spytał.
Khazad wskazał paluchem brodacza o którym była mowa. Był to szczupły i wysoki jak na standardy swej rasy osobnik. Siedział w grupce pięciu kamratów popijając z szklanki, raczej nie wodę. Gdy Gottwin zbliżył się, śmiechy ucichły i każdy z członków grupki zmierzył człeka wzrokiem.
- Witam - powiedział Gottwin. - Ty jesteś Sterion? Słyszałem, żeś zakład przegrał i długu nie chcesz spłacić.
-Ale... To chyba nie twoja sprawa ludzinko?- spytał brodacz unosząc brew -Chyba, że ten cap przysłał cię, żebyś mi michę sklepał? W takim razie już oddaje jego wygraną...- odrzekł kpiącym tonem. Widząc minę Gottwina, Helena położyła mu tylko dłoń na ramieniu, by dodać mu sił w nierównej walce z krasnoludzkim sposobem załatwiania zwyczajnych i drobnych spraw.
- Sklepać michę? Wszak sojusznikami jesteśmy, razem z Chaosem walczyć będziemy. Chciałem po prostu zobaczyć krasnoluda, co ponoć słowa nie dotrzymuje - stwierdził Gottwin. - Dziw to nad dziwy, gdy o taką honorową rasę chodzi, więc uwierzyć nie mogłem.
Sterion przez moment spoglądał na Gottwina z rozdziabioną gębą. Kamraci jego zamilkli spoglądając tylko kątem oka, w oczekiwaniu na szybką i brutalną reakcję. Sterion nagle zerwał się z podłogi i w momencie złapał Gottwina za koszulę gniotąc ją przy tym.
-Dobrze, że żeś tu przylaz...- warknął przez zaciśnięte zęby -Przynajmniej zaniesiesz temu pijaczynie jego nagrodę za wygrany zakład.- dodał po chwili. Khazad puścił Gottwina i sięgnął do swego plecaka, na którym się opierał, by w końcu wyjąć z niego flaszkę z żółtą zawartością. Gottwin odebrał flaszkę i wrócił do poprzedniego zleceniodawcy. Krasnolud przy skrzyniach, machnął ręką uśmiechając się szeroko -Ty to dobry jesteś. Sterion prawie się zesrał he he...- zaśmiał się głupkowato -Zatrzymaj gorzałkę. Chodziło mi tylko o to, żeby zobaczyć minę tego głupka...- pokręcił głową -Trzymaj.- wręczył Gottwinowi kilka desek. Człek zaniósł je do warsztatu oddając pracowitemu brodaczowi a ten od razu przeszedł do pracy.

Zwiad

Po słowach Felixa Gottwin spojrzał z namysłem na mówiącego.
- Jesteś pewien, Felixie - spytał - że to rozsądna decyzja? Skoro i tak mamy iść i tam, i z powrotem, to rozdzielanie się jest niepotrzebne, jako że i tak obejrzymy obie strony wąwozu. A jeśli czai się w okolicy ktoś nam nieprzychylny, to lepiej być w grupie. Rozdzieleni wąwozem nawet byśmy nie zdołali wzajemnie sobie pomóc w razie niebezpieczeństwa.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 16-06-2012 o 18:13.
Kerm jest offline  
Stary 17-06-2012, 19:41   #466
 
Deliad's Avatar
 
Reputacja: 1 Deliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputację
Zirnigowi tańcowały przed oczyma mroczki. Mocna ta gorzałka musiał być, iście jak kopnięcie konia w głowę. Przypomniał sobie, że Twardy wspominał, żeby wyciągnąć trochę informacji, od bywalców, na temat skradzionego topora.

- To mówicie panowie, że ten topór, topór niezgody można by rzec. Powód rozłamu między Khazadami, ukradł jakiś parszywy Kislevita? We łbie się nie mieść - wyrzekł na jednym tchu podpity Zirnig.

- I to jeszcze zwiał bez otwierania bramy? Kto wtedy był na straży? Też jakiś “mientki” człek - nerwy poczęły ponosić woźnicę.

- O nie panowie! Tak być nie może, żeby krasnoludy się za łby brały. Obiecuję wam, że puki we mnie krew płynie, a serce ją pompuje, nie spocznę póki tej sprawy nie doprowadzę do szczęśliwego zakończenia. Tak mi dopomóż Morngrim, Grimnir,Valaych Throrin, Gronrhum i wszyszcy dobrzy bogowie - wyrzucił z siebie patetyczne słowa.

- Ino muszę znać więcej szczegółów. Panowie mówcie wszystko co wiecie. Po woli i ze szczegółami - odrzekł już o wiele spokojniej.

-Parszywy kislevita? A skąd ten pomysł? To człek mądry i honorowy. Nie raz z nami walczył i udowodnił swoją wartość.- odrzekł jeden z brodaczy -Zniknął, jednak nikt nie twierdzi że uciekł z toporem Araka. Ot dziwna sprawa. Pytasz o wartę, ale nie wiemy dokładnie kiedy zniknął kozak. Nie miał tu swojego zajęcia więc nikt nie zwracał na niego większej uwagi.- dodał inny khazad.

-Ach tak? Mądry i honorowy... To komplikuje sprawę. Hmmmm. Jest jedno takie przysłowie, mówiące, że jeżeli coś wygląda jak elf, rusza się jak elf i śmierdzi jak elf. To na pewno jest to elf. Czy może chodziło o goblina. Mniejsza z tym. Zniknął topór, a wraz ze zniknięciem topora, zniknął Miszka. Jeżeli to nawet nie jego sprawka, to jest wielce prawdopodobne, że jest w to jakoś zamieszany. - powiedział z namysłem Zirnig.

- Ciekawią mnie dwie sprawy. Pierwsza, czy był tutaj z wizytą, ktoś obcy, w czasie jak zniknął topór? I druga, czy są stąd jakieś inne wyjścia, niż wrota jakimi wjechaliśmy.

-Hm... Nie. Nie było tu nikogo. A przynajmniej nic na ten temat nie wiemy.- odrzekł jeden z rozmówców siedzących przy stole, po czym spojrzał on na kompanów, którzy również kręcili głowami ze zdziwionymi minami.
-W zasadzie nie wiemy dokładnie. Kopalnie badaliśmy w mgnieniu oka i nie było czasu zaglądać w każdy zakamarek, psia jego mać. Ale było nas tam wielu, więc pewnie który by zauważył niezbadaną odnogę tunelu. Z resztą, zabójcy gnieżdżą się tu ponoć od wielu miesięcy więc pewnie też by wiedzieli.- dodał inny khazad.

- Przywódcę trollowych zabójców musiała wielce upokorzyć ta kradzież. Topór, jak mniemam też musiał być zacny. Jedynie zastanawia mnie jedna sprawa. Dlaczego oskarża o nią swych kuzynów. Przecie to ktoś specjalnie, robi niezgodę w waszych szeregach, aby osłabić was w czasie wojny.
- Nurtuje mnie też jedno, niezwiązane ze sprawą pytanie. Znacie Panowie jeszcze jakiegoś innego Rubenbrascha, poza mną?

-Zabójców jest tylko kilkunastu. Znają się ponoć od wielu lat. Arak prędzej by położył łeb pod orkowy siepacz niż oskarżył, któregoś z ziomków o kradzież.- wzruszył ramionami khazad -Rubenbrash? Nie znam.- dodał po chwili kręcąc głową. Jego kompani również zaprzeczali.

- Tak - mrukną smutno - to dość rzadko spotykane nazwisko - khazad pociągnął łyk piwa.
- Wracając jednak do sprawy. Jak wyglądał, ten topór. Zacny to musiał być oręż?
Krasnolud pokiwał głową robiąc skupioną minę.
-Ano był zacny. Widziałem go tylko raz, w rękach Araka, jednak nie zapomnę tego do końca życia. Był idealnie długi, ni za krótki ni za wielki, taki by zadać druzgocący cios a i nie spowalniać za bardzo właściciela. Jego ostrze było lekko stępione, a przynajmniej takie sprawiało wrażenie, jednak nikt nie wierzył że taką broń trzeba ostrzyć co dzień. Na głowicy znajdowały się liczne złote runy, które ponoć sprawiały, że broń była nasycona magią.- pokręcił głową. Po chwili do rozmowy wtrącił się inny khazad.
-Taaa topór był ponoć prezentem od dawnego przyjaciela Araka, Zabójca nim umarł wysłał w otchłań strasznego demona Khorne'a a o podarowaniu topora pisał w swoim pamiętniku.

-A wracając do wyglądu, pamiętam wspaniały, niebieski kamień osadzony na głowicy, oraz każdy centymetr run, nawet przy samej końcówce styliska.- machnął ręką -Szkoda, że tak wspaniała rzecz zwaśniła jeden lud...- dodał na koniec.
 
Deliad jest offline  
Stary 18-06-2012, 00:50   #467
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
Wolfgrimm

- Bądź pozdrowiony bracie - Wolfgrimm odezwał się już z daleka, wiedział jak gwałtowni potrafią być niektórzy zabójcy. Podejrzewał, że bez problemu poradziłby sobie z młodzikiem jednak po co wszczynać niepotrzebne bójki, a poza tym z całą grupą zabójców już na pewno by sobie nie poradził - Nazywam się Wolfgrimm. Jakie jest twoje miano kuzynie? - zapytał w khazalid, nie przepadał za rozmową z kuzynami w staroświatowym [i]- Słyszałem że macie jakieś problemy, przyszedłem zaoferować swoją pomoc licząc na pomoc moich pobratymców w zamian.
-Pomocy każdy kuzyn może od nas oczekiwać. Jeden parszywy los nas połączył i wspieramy się zgodnie z naszym kodeksem.- rzekł chłodno -Pomocy możesz nam w prosty sposób udzielić. Potrząś tym zdrajcom, co dowodzi swoją bandą złodziei...- pokręcił głową krzywiąc się na twarzy.
- Narazie nie będziemy nikim trząść - powiedział Khazad -Zdradzisz mi swoje miano? Może wpuścisz mnie do środka, usiądziemy napijemy się i opowiecie co się stało.

-Tak. Zwą mnie Glandirem. Nie wpuszczę cię za darmo.- od razu przestrzegł Wolfgrimma -Jeśli chcesz się zobaczyć z Arakiem, musisz ze mną powalczyć. Ostatnio rzadko opuszczamy to miejsce. Sprawa się nie zmieni do czasu jak Arak nie odzyska topór. A ja uwielbiam walczyć. Pokonaj mnie, a zaproszę cię do środka, gdzie zostaniesz królewsko ugoszczony.- rzekł z zawadiackim uśmiechem.
Walczymy na śmierć i życie czy bez broni? zapytał Wolfgrimm - nie mam zamiaru zabijać pobratymca jeżeli nie jest to konieczne. skwitował zapał młodego zabójcy.
-Obuchem toporów...- odrzekł uśmiechając się z entuzjazmem -Aż któryś z nas stwierdzi że ma dość.- dodał po chwili, po czym uniósł topór, skierowany tępą stroną do przeciwnika. Młodszy zabójca przyjął postawę bojową i kiwnął znajomkowi głową na znak, że jest gotów.
-Obuchem powiadasz - powiedział Wolfgrim z uśmiechem poklepując swój obosieczny topór - masz tu jeszcze jakiś czy mam po prostu bić płazem? Jestem gotów.

~***~
Jak też powiedział tak zrobił, Zabójca wyprowadził dwa szybkie ciosy niestety młodszy Khazad był widocznie zwinniejszy niż starszy Wolfgrimm i sprawnie uchylił się przed atakami rozpęd nabrany przy uniku pozwolił Glandirowi wyprowadzić naprawde mocny cios, który trafił Wolfgrimma w skroń i na chwile ogłuszył, jednak to tylko rozjuszyło Krasnoluda, który błyskawicznie odpowiedział równie silnym ciosem w korpus, próbując wykorzystać impet natarcia zaatakował po raz kolejny jednak młodszy krasnolud sprawnie sparował cios topora i odpłacił się lekkim uderzeniem.
W głowie Wolfgrimma szumiało, krew zaczęla mu spływać z rozbitej skroni, odetchnął chwilę i znowu spróbował zaatakować młodzika jednak ten sparował pierwszy cios a przed drugim sprawnie uskoczył próbując wykonać szybki atak, który przez nieuwagę młodzika skończył się niepowodzeniem.
Wolfgrimm chciał jak najszybciej ukończyć walkę i wyprowadził dwa błyskawiczne ataki, które przez krew zalewającą mu oczy omalże nie skończyły się upadkiem. Utrata równowagi pomogła Krasnoludowi uniknąć ciosu Glandira, a następnie wyprowadzić szybki cios płazem topora w brzuch młodzika a gdy ten zgiął się z bólu napotkał jeszcze pięść Khazada, Ciosem którego wolfgrimm niemalże nie poczuł próbował odepchnąć starszego i bardziej doświadczonego zabójce jednak tylko wystawił się na cios kolanem który rozbił nos młodego krasnoluda, krew pociekła na podłogę a Glandir uznając wyższość starszego kuzyna odpuścił sobie dalszą walkę

~***~

-Dobry jesteś...- burknął młodszy z zabójców trolli, trzymając się za rozbitą głowę. Krew ciekła ze skroni niczym górski potok jaki, lecz wytatuowany krasnolud nie myślał nawet narzekać czy już w ogóle nie spełnić danej obietnicy.
-Chodź. Zaprowadzę Cię do Araka.- rzekł, po czym podszedł wraz z Wolfgrimmem pod stalowe drzwi i zastukał w nie obuchem topora. Dwa razy, później trzy i znów dwa. Po chwili dało się usłyszeć odsuwaną w środku zasuwę i wrota otwarły się powoli do środka za pomocą krasnoludzkich mięśni. Wolfgrimm ujrzał niewielką komnatę, może taką, jaką miał lord Von Walter, gdzie wspólnie z najemnikami jadał obiady i się naradzał. Dla tej społeczności jednak to wystarczało. Spora grupka zabójców zajmowała się swoimi czynnościami, to ostrzeniem broni, to przeglądaniem map, jedni rozmawiali a jeszcze jedni się tatuowali. Byli nieco zdziwieni widząc młodego strażnika bramy w towarzystwie nieznajomego, jednak każdy potępiony khazad witał Wolfgrimma skinięciem głowy, jakby wrócił do domu po latach.

Glandir doprowadził Wolfa pod oblicze ich dowódcy. Był to starzejący się khazad, o brodzie sięgającej ud, odziany w skórzaną kurtkę i pasiaste spodnie. Czarne, zużyte buciory miały stalkapę z ćwiekami, która pewnie nie jednemu rozbiła łeb. -Znów się biłeś?- spytał Glandira. Ten tylko bezradnie wzruszył ramionami i wskazał skinieniem głowy Wolfgrimma.
-To Wolfgrimm. Przybył dzisiaj do warowni z towarzyszami. Ponoć chcą pomóc w twej sprawie.- rzekł, po czym wejrzał na Wolfa -To Arak. Zostawię was samych.- skończył, po czym uścisnął dłoń brodacza i odszedł za bramę, która została za nim zamknięta.
Wolfgrimm powitał Araka skinieniem głowy
-Dajcie mi tu piwa i mięsa.- nakazał Arak, a po chwili Wolf trzymał w ręku drewniany dzban z piwem, oraz spore, pieczone, chodź zimne już kurczęce udko.
-Słucham.- rzekł chłodno.
- Bądź pozdrowiony bracie, słyszałem, że macie tutaj nielada problemy ze zlodziejami, postanowiłem wam pomóc, komuś z zewnątrz będzie łatwiej się czegoś dowiedzieć. Powiedz mi wszystko co powinienem wiedzieć, potem zjemy i napijemy się razem a następnie spróbujemy znaleźć jakieś rozwiązanie - powiedział Zabójca ogryzając kurczaka i zapijając piwem.

-Problem? To jest jedna wielka kpina. Ot co mam do powiedzenia na temat Bombura Gurninsona i jego ludzi...- warknął brodacz. Miał niski gardłowy głos i gdy szerzej otwierał usta dało się zauważyć kompletny brak zębów.
Wpuściliśmy ich tutaj, pomogliśmy zorganizować obóz, daliśmy część zapasów i podzieliliśmy się gorzałą. Prowadziliśmy handel po niskich cenach a oni co? Wbili mi sztylet w plecy!
- machnął agresywnie ręką.
-Zdrajcy, ot co.- mimo wszystko zdawał się być dość spokojnym jak na tak kiepską sytuację.
-Ten ich kislevczyk, Misza, ponoć dobrze szył. Kręcił się tu czasami łatając nam ubrania i takie tam. Pewnie wtedy wykradł mój topór. Musiał wyczuć chwilę kiedy byłem najmniej czujny i zwyczajnie wyniósł mój topór... Gdybym tylko miał dowód... Zmiażdżyłbym mu głowę w moich stalowych dłoniach!- rzekł robiąc przy tym groźną minę.

-Może to wcale nie wina Bombura i jego ludzi, przecież dyby ukradli twój topór i zapierali się że to nie oni to musieliby zgolić glowy tak jak my, no chyba że z honorem są na bakier. iesz coś więcej o tym Miszy? Gdzie moge go znaleźć, może jak sie go mocniej przyciśnie to sie przyzna. - Wolfgrimm nie wątpił, że gdyby tylko wyszło na jaw że Kislevczyk ukradł topór jego życie mogłoby się skończyć szybko i gwałtownie. -[i] A co do Khazadów, mysle że to nie oni, a w perspektywie zbliżającej się wojny może warto żeby nasz naród nie był podzielony. Przemyśl to Araku.
-Nie obchodzą mnie ludzie Bombura oraz zadania, które im rozdziela. Nie interesuje mnie również sojusz z tym krasnoludem i jego bandą. Któryś z nich musiał to ukraść, skoro broni nie ma. Sama wszak nie wyszła.- Arak wziął głęboki wdech, po czym spojrzał na oddalone o kilkadziesiąt metrów stalowe wrota -Udaj się teraz do Bombura i powiedz mu, że tak długo jak nie oddadzą topora, tak długo jak broń nie trafi z powrotem do prawowitego właściciela tak długo jego ludzie są tu niemile widziani.- rzekł wskazując ręką wyjście z komnaty krasnoludzkich zabójców. Wolfgrimm wiedział, że nie ma wyjścia i musi wyjść, gdyż tak zadecydował najważniejszy osobnik w tej społeczności.

Stalowe wrota otwarły się przez Wolfgrimmem a kiedy opuścił komnatę, krasnoludy w środku zamknęły je za najemnikiem.
-I co? Dowiedziałeś się czegoś?- spytał młody strażnik, który pojedynkował się z Wolfem -Powiem Ci coś... Wypytaj w obozie o tego niemowę. On trzymał z kislevczykiem. Dużo czasu ze sobą przebywali. Może razem coś naskrobali.- Glandir wydął usta i wzruszył ramionami.
 
piotrek.ghost jest offline  
Stary 18-06-2012, 05:30   #468
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Ragnar, Gracjan

Dwójka mężczyzn nie spuszczała maga z oczu. Poruszał się spokojnie, ale jednocześnie nienaturalnie do w porównaniu do innych ludzi. Jego ruchy były bardziej zwierzęce, zupełnie jakby ktoś zamienił zwierzę w człowieka i teraz uczyło się poruszać na nowo. Mag podszedł bliżej krasnoluda i młodego ucznia stając dwa metry przed nimi. Człek dokładnie zlustrował wzrokiem Gracjana a następnie zbadał stojącego obok wojownika z rudą jak rdza brodą.
-Mhmmmm...- wziął głęboki wdech i wydał z siebie niski pomruk jakby nad czymś się zastanawiał. Czarodziej odwrócił się powoli i ruszył przed siebie. Dwójka kompanów spojrzała na siebie nawzajem, lecz nie bardzo wiedziała co poczynić. Mag przeszedł kilka metrów i stanął, po czym odwrócił się i wejrzał zdziwionym wzrokiem na młodzieńca i khazada. Człek skinął głową by tamci za nim szli.

Mężczyźni prędko pozbierali swoje rzeczy i spiesznym krokiem dogonili czarodzieja. Na nic zdawały się próby zagadania, poznania jego imienia, czy prośby o ujawnienie miejsca, do którego zmierzali. Człek w ogóle się nie odzywał. Szedł bystrym wzrokiem obserwując okolicę, nasłuchując co jakiś czas i próbując wychwycić nieznajome zapachy. Szli dobre dwie godziny, różnymi ścieżkami. Byli zdziwieni gdy czarodziej po stromych i niebezpiecznych ścieżkach kroczył pewnym chodem nawet nie zwalniając. Nie miał żadnych trudności by pokonać mniejsze czy większe przeszkody. W końcu dotarli na miejsce, a przynajmniej tak im się zdawało. Spora, chłodna jama nie była ukryta pod gąszczem roślin, czy za jakim głazem. Miała jednak takiego strażnika, który odstraszał każdego intruza. Spory, niedźwiedź o brunatnym futrze leżał plackiem tuż przy wejściu do jamy. Gdy czarodziej wraz z dwójką gości zbliżyli się do niego, podniósł na chwilę masywny łeb, wejrzał na nich i po chwili znów się położył kompletnie ignorując.

Jaskinia była kręta o śliskim podłożu. Gracjan nie odstępował starszego czarodzieja na krok, gdyż ten niósł pochodnię, która dawała jedyne źródło światła. Po kilku chwilach dotarli do krańca jamy, gdzie znajdowało się dziwaczne leże. Masa suchej trawy na podłożu sprawiała, że było tu dość sucho i nawet ciepło. Wszędzie dookoła roznosił się zapach mokrego piżma i ryb, lecz nie przeszkadzało to nieco poddenerwowanym najemnikom. Pod jedną ze ścian znajdował się spory głaz, odwrócony dość płaską powierzchnią do góry. Leżało na nim kilka książek, słoje z dziwnymi, zapeklowanymi zawartościami, oraz kilka niewielkich flakonów z kolorowymi miksturami. Na nic jednak zdało się, poszukiwanie wzrokiem narzędzi alchemicznych. Nic takiego tutaj nie było, co tym bardziej ich dziwiło. Mag wskazał ręką podłogę, by towarzysze spoczęli, sam zaś ich opuścił wychodząc z jaskini.

Nie było go kilka dobrych chwil, lecz w końcu wrócił trzymanym w ręku zaskrońcem. Krasnolud z uczniem wejrzeli na siebie, jednak nie mieli wyjścia i musieli mu ufać. Tak życzył sobie her Gregor. Mag wyciągnął spod noszonego futra spory nóż, którym jednym, błyskawicznym cięciem, pozbawił węża głowy. Odciętą głowę wyrzucił zaś ciało oparł na małej, glinianej misce do której ściekała krew gada. Po kilku chwilach, kiedy krew cała, skapała mag odłożył łuskowate ciało węża i podszedł do jednej ze ścian, po czym świeżą krwią zaczął kreślić dziwne symbole. Nawet Gracjan nie bardzo wiedział, o co tutaj chodzi. W końcu, kiedy skończył odkorkował jeden z eliksirów i wlał jego zawartość do resztki krwi w misce. Czarodziej dokładnie ją wymieszał i w końcu przelał do dwóch drewnianych kubków, podając je Gracjanowi i Ragnarowi.

Reiner

Poszukiwania zaginionej broni nie szły młodzieńcowi zbyt dobrze. Od rozglądania się i wodzenia wzrokiem od jednego brodacza do drugiego, nic się stać nie mogło. Młodzieniec pewnie miał rację, myśląc że wielka, runiczna broń od tak nie może rozpłynąć się w powietrzu. Mimo to miejsc w których można było ukryć broń było tu naprawdę sporo. Masa niewielkich szczelin w skałach, liczne skrzynie w których krasnoludy trzymały swoje zapasy, ogromny korytarz, prowadzący spod bramy do hali w której właśnie się znajdowali, podziemia gdzie prowadzono wydobycia, oraz masa mechanizmów pod samą bramą. Z drugiej jednak strony liczba skrytek była ograniczona i gdyby każdy dokładnie szukał, pewnie by coś znaleźli.
Zrezygnowany Reiner postanowił udać się do Twardego i Dawita wiedząc że i tak nic tu nie wskóra.

Yerg, Felix, Gottwin

- Nie sądzę, żeby rozdzielanie się było najlepszym pomysłem, Felix - rzekł Yerg - Nie stracimy wiele czasu trzymając się razem, a mniejsza szansa na to, że czegoś nie przyuważymy - westchnął - No i to las, co zrobisz jak cos na ciebie wyleci zza drzewa i nie zdążysz zareagować? Tym bardziej, że sprawdzamy bezpieczeństwo tego terenu. To nie grzybobranie.
-Też tak myślę...- wtrącił Aberald -I to nie kwestia tchórzostwa...- podkreślił i wytłumaczył się od razu.
- Jak tam sądzicie. Nasz rycerz chciał się wykazać męswtem i odwagą, a wy mu to uniemożliwiacie. Jak tam chcecie. Nie jestem przyzwyczajony do zwiadu w tak dużych grupach. Co do Yerga jestem przekonany, ze niczego nie spierdoli... natomiast co do reszty... do cholery... Gottwin czym Ty się w ogóle zajmujesz? Bo na żaka czy innego wierszokletę mi nie wyglądasz... łowca nagród czy ki chuj?
- Nie o nim myślałem - odparł Gottwin - ale pozostałych. - On pójdzie dołem, a my górą. A ja faktycznie do szkół nie chadzam, ni wierszy nie pisuję. Tym się zajmuję, co pieniądze przynosi. Im więcej, tym lepiej.
-Niech tak będzie. Ja pójdę dołem, tak jak ustaliliśmy z początku. Gdyby coś się tu czaiło zainteresuje się mną a wy to dajcie bogowie ustrzelicie nim to coś zrobi mi krzywdę.- wtrącił Bretończyk.

Wdrapanie się na szczyt wąwozu nie było wcale takie proste. Ani tym bardziej przyjemne. O ile Felix, Gottwin i Yerg jakoś sobie z tym poradzili wiedząc wcześniej jak poruszać się po podobnych terenach, o tyle Aberald miał nie małe problemy by dotrzeć na górę, po drugiej stronie wielkiej szczeliny. W końcu jednak kompani byli gotowi i ruszyli w stronę drugiego końca wąwozu, by upewnić się iż jest bezpieczny i przejezdny. Szli dobre trzy godziny, co jakiś czas spoglądając w dół, gdzie karkołomną tułaczkę prowadził sir Valdon. Yerg i Felix zatrzymali się w miejscu, kiedy Pies wyłapał jakiś trop. Mężczyźni wejrzeli na siebie wiedząc, że złapany przez psa trop, może wnieść coś do sprawy.
Pies węszył w stronę lasu, z w kierunku przeciwnym do kanionu. Szli dobre kilka minut nim czworonóg dotarł do miejsca, które chciał pokazać. Wtedy jednak i mężczyźni już sami wiedzieli co to może być.

-Gówno?- Felix uniósł brew nie mogąc się nadziwić. Ogromny zwał kału, śmierdzący jak troll i wielki jak dorosły koń. Przyciągał setki much i różnorodnych robali, korzystających z okazji. Towarzysze już wtedy wiedziali, że to zwiastuje kłopoty. Wszak tak wielkie odchody muszą należeć do wielkiej istoty jak gigant czy cholera wie co jeszcze.
-Wracajmy, trzeba ostrzec resztę...- burknął Aberald. W tym samym momencie Pies odkrył obecność kogoś jeszcze dając o tym znać swoim głośnym ujadaniem. Było jednak za późno by zareagować. Dookoła między drzewami, majaczyła grupka kilkunastu, a może i kilkudziesięciu niskich osobników, na pierwszy rzut oka wyglądających jak krasnoludy. Każdy z nich trzymał broń w ręku. Jedni włócznie, inni topory, a jeszcze inni kusze. Nie wyglądali jakby chcieli przywitać najemników i poczęstować winem,
-Odłożyć broń i na kolana skurwysyny, bo was poszatkujemy...- burknął brodaty wojownik z rudą jak Ragnar brodą i hełmem przysłaniającym większość twarzy. Było ich sporo, kiedy każdy z nich wyłonił się zza drzew, okazało się iż grupa składała się z dwóch tuzinów tajemniczych krasnoludów.




Dawit, Twardy, Reiner

Przeszukiwanie opuszczonych korytarzy kopalni nie było przyjemnym ani zbyt ciekawym doświadczeniem. Dwójka kompanów marudziła powoli tam i z powrotem by nie pominąć jakiegoś przypadkowego, ważnego szczegółu, który mógłby im jakoś pomóc. Pierwszą z odnóg korytarza przebyli dość szybko, gdyż według dwójki towarzyszących im krasnoludów Bombura, ta była najkrótsza i najprostsza. Kiedy kompani przeszukali ją całą, wrócili się by zbadać kolejny, drugi korytarz. Czekał już na nich Reiner, który stał z dwójką brodaczy pilnujących tyłów Twardego i Dawita. Jak się szybko okazało, młody człek nie mógł znaleźć dla siebie konstruktywnego zajęcia, to też postanowił dołączyć do zwiadu w podziemi. Kompani ruszyli zatem w trójkę. Badanie drugiej jaskini również nie przyniosło większych efektów ale przynajmniej najdłuższą jamę mieli za sobą.

-Ostatnia...- burknął jeden z krasnoludów widząc po raz kolejny wracających do nich najemników. Ci chwilę odpoczęli i ruszyli dalej w głąb trzeciej jaskini. Ta była nieprzyjemna, gdyż im dalej się szło tym prowadziła wyżej a kapiąca ze sklepienia woda spływała ospale malutkimi strumykami w dół sprawiając iż podłoże było śliskie i niestabilne.
-O kurwa... Chyba coś mamy...- rzucił Twardy, kiedy za jednym, z drewnianych pali, trzymających strop dostrzegli ślady czyjejś obecności. Dwie, czerwone świece, które praktycznie całe się wypaliły. Wosk, który z nich niedawno spływał świadczył o tym iż były to wielkie świece a co za tym idzie płonęły od dobrych kilku dni. Było to jedyne znalezisko, na jakie kompani się natknęli. Reszta jamy była równie opustoszała jak poprzednie dwa korytarze, ale Twardy miał pewność, że ktoś w towarzystwie krasnoludów mieszał...
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Kerm : 22-06-2012 o 16:06.
Nefarius jest offline  
Stary 18-06-2012, 08:13   #469
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
- Nici, znowu nici i pustki. - Poinformował krasnoludy czekające przy odnogach. - Została ostatnia, chwile odpoczniemy, bo Twardy duszy już trochę i pędzim dalej. O Reiner - zauważył. - Została ostatnia, jak co tu to tu teraz. Teraz pójdziem wszyscy, żeby dokładniej wypaczyć. Z pozostałych nic nie przyjdzie. Czatów nie trzeba, a co pięć par oczu, to nie dwie, nie. I jak mówił pięć pięć głów to też nie dwie, nie - zerknął na Twardego czekając na potwierdzenie jego mądrych słów. Gdy odpoczęli ruszyli, wszyscy.

-O kurwa... Chyba coś mamy...- zauważył Twardy. No ale czemu tak brzydko mówi, czemu, Dawit pomachał głową z leciutką dezaprobatą. - Dobrze, dobrze, przynajmniej my nie na pusto. Coś się dowiemy, coś się już dowiedzieli zresztą. Dawit pójdzie pierwszy. Dawit zwiadowaca szybki. Sokoli refleks i oko. Za mną od razu wielkie wojowniki, aby w razie czego wspomóc Dawita, gdyby tam coś złego. Ostatni Reiner, bo… będzie pędził po pomoc jak co trzeba będzie. - Rzekł po czym wyciągnął dla pewności swoje Victorię i ruszył przed siebie.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 18-06-2012 o 20:46.
AJT jest offline  
Stary 18-06-2012, 20:43   #470
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Świeczki... Kto rozpala tajemnicze świeczki po środku niczego? Ktoś kto coś mrocznego knuje.... Wychodząc zawsze z takiego założenia człowiek jest bezpieczniejszy... Tym bardziej, że coś tu śmierdziało. Wrócili do Bombura. Twardy zdał mu relacje z tego co widział. I z tego co podejrzewa. Nie lubił bawić się w kotka i myszkę. Doszli do wniosku że najprostsze rozwiązania są najlepsze. Przeszukanie wszystkiego, wszystkich i każdego kawałka wspólnej części kompleksu. Każdego posłania, plecaka dziury czy czegokolwiek.... Filary okolice bramy kamień po kamieniu... Twardy poprosił wszystkich swoich ludzi o pomoc w przeszukaniu. Naturalnie wszystkich którzy byli pod ręką. Bombur wyraził na to zgody i powoływał się na "wyższą konieczność" gdy niektórzy z jego ziomków protestowali. Dodatkowo posłano trzech najbardziej zaufanych ludzi Bombura do zabezpieczenia sztolni mieli pojmać każdego kto się tam wymknie. Zamknięto główną bramę i nikogo nie wypuszczano. Albo coś znajdą albo kogoś wypłoszą. Najlepiej jedno i drugie. Twarde rozwiązania są szybkie i najlepsze przynajmniej zdaniem Twardego....
 
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172