Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-01-2013, 11:16   #81
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** U Wolfengerów (wszyscy prócz Feliksa i czarodzieja) ***

Kogokolwiek w mieście by zapytali, ten bez żadnego problemu wskazywał, jak udać się do domu Wolfengerów. Ich siedziba miała wielkość dużego zajazdu, a była ona prostym, kamiennym budynkiem otoczonym niskim, drewnianym płotem. Z tyłu stała stodoła, a także mały placyk ćwiczebny, na którym trenowali młodzi chłopcy.

Drużynę przyjęła starsza kobieta imieniem Hilda. Żona Urlicha Wolfengera, głowy całej rodziny Wolfengerów. Wystrój wnętrza był skromny, utrzymany jednak w nienagannym porządku. Hilda zaprowadziła ich do dużego pomieszczenia wypełnionego bronią i trofeami z licznych bitw. W fotelu, przy obszernych kominku, siedział Urlich. Wyglądał on na człowieka pełnego smutku i powagi.

- Witajcie dzielni przybysze! - starszy mężczyzna od razu przywitał gości. - Rad jestem, że przyjęliście zaproszenie. Na wstępnie pogratulować wam pragnę tego, co usłyszałem. Poskromienia Arnolda, karczemnego pogromcy. Szybkość, sprawność i sposób w jaki tego dokonałeś khazadzie - spojrzał w tym momencie na Aliquama [/i]- czynem niemałym jest [/i]- dokończył po chwili.

Następnie po krótkiej rozmowie poprosił ich o pomoc…
- (..) na kilka godzin na północ od miasta, osiedlił się oddział zwierzoludzi. Obawiam się, że moi ludzie, choć dzielni i zapaleni na walkę bardzo, nie podołają sami temu zadaniu. Z pewnością jednak, wsparci waszą radą, a także orężem , dadzą sobie radę… Zgodzicie się na prośbę mą? Z pewnością opłacalne to dla was będzie. Chętnie też wysłucham waszych pytań- rzekł splatając ze sobą ręcę.


*** U Unterów (Felix i czarodziej) ***

Felix, a z nim i czarodziej, postanowili chybcikiem, odizolować się od reszty, by następnie samemu ruszyć do domu Unterów. Piórko zdobył zaproszenie, po czym we dwójkę udali się we wskazane miejsce.

Dom, a właściwie to, rezydencja Unterów stała zaraz obok ratusza. Był to gustowny, wielkomiejski budynek otoczony dwumetrowym murem. Budynek ten zdawał się nie ucierpieć wiele w trakcie niedawnego oblężenia, prezentował się wciąż wyśmienicie. Wejście było otwarte, choć pilnowało go dwóch strażników. Ci, po okazaniu pisemnego zaproszenia, od razu wpuścili dwójkę do środka.

Na zewnątrz znajdował się mały ogródek z ławeczkami, a na nich siedziało kilku z spotkanych już wczoraj w karczmie Unterów. Patrzyli oni dość złowieszczo na przybyszy, jednak w żaden sposób im nie wchodzili w drogę i po chwili wrócili do jakiejś narady. Przed drzwiami czekał na nich kamerdyner, który następnie poprowadził ich do gabinetu na piętrze. Przez wytapetowane i utrzymane w gustowny stylu wnętrza, kręciło się trochę służby.

Gabinet Heinricha Untera, był raczej prosty w porównaniu z innymi pokojami. Brakowało w nim bogatych ozdób, które zastąpione zostały obrazami przodków, a także biblioteczką. Na środku stało biurko zasypane papierami, a za nim sam Heinrich.

Był on mężczyzną po czterdziestce, odzianym w obszerne, bogate szaty, które zdawały się na nim wisieć.
- Usiądźcie. Wysłali was na rozmowy? W sumie to lepiej wysłać, tych którzy znają się na interesach, niż całą gromadą przybywać. Mądrze… – spojrzał na dwójkę, która przybyła, a gdy uzyskał odpowiedź kontynuował. - Zaprosiłem was tu, będąc pod wrażeniem tego, w jaki pokonaliście wczoraj Arnolda. Wiele osób tego próbowało, lecz nikomu w taki sposób się nie udawało. Z pewnością przydaliby mi się tacy ludzie… jak wy… spojrzał na przybyszy. Wygląda na to, że wyśmienicie nadajecie się do pewnego zadania… Jeśli się go podejmiecie, to oczywiście możecie liczyć na nagrodę oraz kolejne zlecenia -rzekł, po czym przedstawił na czym owo ma zadanie ma polegać.

- Jakieś dwie godziny stąd, po ostatnim rekonesansie okolicznych lasów, odkryliśmy skupisko drzew wysokiej jakości. Chcę tam wysłać grupę drwali, a także paru imperialnych żołnierzy. Chce jednak także, byście i wy dołączyli do tej wyprawy, i asystowali przy oznaczeniu drogi do nowego miejsca pracy, a także przygotowania go pod wycinkę. Co wy na to? Zgadzacie się? Macie jakieś pytania- spojrzał na Felixa i czarodzieja. Po chwili jednak skupił swój wzrok na Piórku, bo i sam Sven nie odzywając się nic, spojrzał na niego wyczekując odpowiedzi.
 
AJT jest offline  
Stary 24-01-2013, 12:57   #82
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Matthias, jedząc śniadanie, obserwował jak towarzysze witają wąsatego kislevitę. Mężczyzna był głośny, ale na swój sposób radosny i Matthias domyślał się że być może on, jeśli do nich dołączy, doda kompani trochę serca. Od czasu potyczki 'za Svena' - jak nazywał ją w myślach Matthias, klimat w grupie był ponury, potrzeba była czegoś lub kogoś kto da wszystkim trochę spokoju, relaksu. Kto wie, może Wołodia był tym kimś. Mordrin liczył na to, bo nie chciał rozłamu pomiędzy ludźmi od których zależeć mogło jego życie. Z drugiej strony jednak, wczorajsza rozruba w karczmie pokazała że wszyscy są czujni. Matthias obserwował wszystkich czujnie, nie znał tych ludzi za dobrze, ale wszystko rokowało ku dobremu.

- Mordrin, syn Redwalda Klucznika z Derhaffen...szacunek, za Ostland, za to co tam dla nas robicie, a i słyszałem o tobie to i owo...z nami zostaniesz? Przywitał się Matthias, wyciągnął rękę by podać ja Wołodi, nie wiedział czy Wołodia do nich przystanie, spodziewał się że tak, ale postanowił prosto z mostu zapytać. Odpowiedź Matthias przyjął szczerym uśmiechem, kiedy wrócił do śniadania, uniósł kufel z cienkuszem do góry, tak by w charakterystyczny, acz cichy sposób, pozdrowić nowego kompana. Matthias był nowym kompanem tak po prawdzie, ale to nie było już ważne na tę chwilę.

Towarzystwo rozgadało się w najlepsze, jedli śniadanie i w ruch poszły wspominki. Matthias postanowił wykorzystać ten czas dla siebie. Dyskretnie poprosił karczmarza by ten nagrzał wody i zorganizował mu balię z kawałkiem mydła...najlepiej na podwórzu, z tyłu wyszynku. Mordrin musiał się ogarnąć...nie brał kąpieli od niepamiętnych czasów...chyba obmył się ostatnio w Salkalten, ale twedy tego kąpielą nazwać się nie dało. Zapytał jeszcze oberżystę o dobrego i taniego płatnerza w okolicy oraz poprosił o to by jeden z służących w karczmie wyczyścił mu buty i ubranie. Matthias przeprosił towarzyszy i powiedział że musi się trochę oporządzić po wczorajszym, a i do dzisiejszego przygotować...miał nadzieję ich tu jeszcze zastać kiedy skończy ablucje.

Kąpiel była wyborna, co prawda karczmarz, gorącej wody pożałował, mydło się prawie nie pieniło, a biegające w koło kurczaki i indyki miały w zwyczaju wskoczyć czasem na brzeg drewnianej balii i zerknąć z ciekawości co dzieję się w środku. To wszystko jednak Matthiasowi nie przeszkadzało. Najemnik upajał się dniem. Zjedzony posiłek miło zalegał w żołądku i Matthias zaczął robić się senny...z tego błogostanu wyrwał go kobiecy głos.

- Panie, osusz że się już bo ci skóra od kości odejdzie, od tego moczenia...a i pranie muszę zrobić, cebrem wody nanieść do balii. Masz tu panie obcierek. Odzienie ci też odświeżyłam...panny teraz na tobie oko zawieszą.

Matthias otworzył oczy i dostrzegł postawną kobietę. Miała ona szczery uśmiech, zaniedbane zęby i pewnie blisko piąty krzyżyk na strudzonym karku...rozwieszała pranie i uśmiechała się do siebie, biała chusta okrywała jej włosy. Kobieta uporała się z praniem i zbliżyła się do Matthiasa, położyła kawałek płótna z lnu i ruszyła z uśmiechem w stronę tylnego wejścia do karczmy.

- Szanowna pani przestanie sobie ze mnie szydzić z rana, co? Rzucił na jej odchodnym Matthias. Spojrzał w dół i zauważył że resztka piany którą się przykrył, za nim zamknął oczy, znikneła. Kobieta musiała widzieć to i owo przez mętną wodę w balii.

~ Do kroćset...wszystko widzieć musiała. Kolejny uśmiechł wykwitł na twarzy najmity tego dnia. ~ Cholera, to będzie musiał być dobry dzień. Matthias upiął włosy w koński ogon i wyszedł by się osuszyć. Obok balii odnalazł swe ubranie, wyczyszczone i ładnie złożone. Kilka chwil i syn Redwalda był gotów na kolejne spotkanie ze swymi kompanami. Matthias wspominał ojca przez chwilę, humor mu się popsuł troszkę, ale z zadumy wyrwał go mały chłopiec, który w progu czyścił buty Mordrina, szło mu świetnie, widać nie pierwszy i nie drugi raz to robił.

- Gotowe? Zapytał Matthias.

- Gotowe panie, jakżeby inaczej? Odparł chłopiec i podniósł się z zydla z taką szybkością, jakby go mieli musztrować.

Matthias założył buty i sięgnął do kieszeni po kilka drobnych monet...zresztą, innych nie miał. Wybrał dla chłopaka pięć miedziaków i resztę, na powrót schował w kieszeni...zostało piętnaście brązowych monet, było źle. W drodze do sali biesiadnej, z której dało się jeszcze słyszeć głosy ferajny, Matthias zatrzymał gospodarza i dał do zrozumienia że zapłaci jak wróci, poprosił o pokój i o ty by rzeczy jego zanieść do sypialni. Karczmarz niechętnie, ale przystał na to. Matthias stroskał się, wiedział że wydaje pieniądze któych jeszcze nie ma, to nie było mądre, ale miał juz pewien pomysł jak zarobić pieniądze...jeśli wszystko inne da w łeb.

Rozpoczeły się dyskuty, kto i gdzie idzie. Felix, wraz ze Svenem, mieli udać się do domu Unterów, reszta do Wolfengerów. Matthias zaznaczył Felixowi i Svenowi, by żadnych decyzji za całą drużynę nie podejmowali, to samo obiecał zrobić jeśli chodzi o wyżej wspomnianą dwójkę w domu Wolfengerów. Mordrin zaproponował by wysłuchać zdań obu domów i naradzić się przed jakimikolwiek decyzjami, tu w karczmie, w południe powiedzmy. Matthias miał nadzieję że Felix zwany Pawim Piórkiem posłucha jego rady, inaczej trzeba by go przemianować na Felixa zwanego Nieprzewidywalnym Piórkiem. Matthias choć na swój sposób lubił Felixa, to wiedział że nie jest dobrym pomysłem by to on reprezentował wszystkich przed Unterami...Felix miał w sobie wolność i bystrość umysłu, ale właśnie...był zbyt nieprzewidywalny, by nie powiedzieć, chaotyczny.

***

Po drodze do domu rodziny Wolfengerów, Matthias wstąpił szybko do płatnerza, o którym wspomniał karczmarz. Młody mężczyzna wydawał się być uczciwy, ale towary na jego stojakach były kiepskiej jakości...może był świeżo upieczonym rzemieślnikiem. Matthiasa zastanawiał dlaczego karczmarz polecił mu to miejsce. Dlatego że płatnerz ów był przyjacielem jego czy może dlatego że brał mało, a Matthias wyglądał na ubogiego. Bądź co bądź, Matthias chciał tylko uzupełnić tylko kilka brakujących ogniw w kolczudze, naoliwić ja i wyczyścić. Hełm też należało trochę przetrzeć i naoliwić skórzane pasy. ~ Nawet taki płatnerz jak ten sobie poradzi. Przecież co tu można spiepszyć? Pomyślał Matthias i po ustaleniu ceny, zostawił pancerz i wyszedł by dołączyć do drużyny.

***

W domu Wolfengerów, Mordrin uprzejmie przywitał głowę rodziny, Ulricha Wolfengera. Uważnie wysłuchał jego słów i rozejrzał się po gabinecie. Odpowiadał na pytania Ulricha zdecydowanie, ale przemilczał pochodzenie swe i rodzinę, ot po prostu, Matthias - najemnik. Kiedy jednak rozmowa zbaczał na temat pracy dla Wolfengerów, Matthias zadał konkretne pytanie i czekał takiej też odpowiedzi.

- Wszystko jasne herr Ulrichu. Zadanie do prostych się być, niewydaje, to pewnie zapłata i mała nie będzie. Jednak, przemówię tu we własnym tylko imieniu, choć może inni podobnie myślą. Z pańskim zacnym domem, nie chciałbym być identyfikowany. W żadnym wypadku obrazić pana nie chcę, herr Wolfenger. Jedynie o swój żywot i swoich kompanów się troszczę. Języka zasięgneliśmy wczoraj, okazało się że między twym domem, panie, i rodziną Unterów dobrze nie jest. Sprawą to naszą nie jest co was różni, jednak oficjalne sprzymierzenie się z panem, może nas kosztować sztylet w plecy od pana wrogów. Czy za to też nam będzie zapłacone, za niebezpieczeństwo czające się tu, na miejscu, w mieście? Prawdę powiem, że lepiej bym to widział, jeśli się zgodzimy rzecz jasna, żeby kontrakt jednorazowy spisać...na jedną pracę dla pana na raz. Jak nam pasować będzie o to o dłuższym kontrakcie prawić by można było...jasnym że jeśli i panu nasze usługi się spodobają.

Matthias zaczerpnął powietrza. ~ Cholernie długi był ten mój monolog, do diaska. Pomyślał Matthias.
 
VIX jest offline  
Stary 27-01-2013, 03:18   #83
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Felix z czarodziejem udali się w zupełnie przeciwnym kierunku, aniżeli reszta grupy. Zapewne Wolfengerowie przypadli im do gustu swoją hojnością ostatniego wieczora, dzięki której mięsiwo skwierczało na karczemnym palenisku, a alkohol lał się strumieniami. Piórko nie miał nic przeciwko dobrej zabawie, ba!, nawet jeszcze następnego dnia odczuwał skutki opijania się darmowymi procentami. Nawet gdy wstał i zszedł do wspólnej izby zdawało mu się, że jeszcze nie wytrzeźwiał, ale Kislevita był całkiem prawdziwy i nawet okazał się dawnym znajomym większości grupy.

Grupy, od której teraz się oddzielił i poszedł do Unterów. Nie pałał do nich miłością, nie po wczorajszym zajściu, które jak na ironię było powodem jego wizyty u nich. Zwyczajnie dla Piórka ta rodzina zdawała się korzystniejsza jako pracodawcy i potencjalni sojusznicy w mieście. Widać było po ich siedzibie, w której został przyjęty. Powodów towarzystwa Svena nie znał i nawet się nie dopytywał.

Podczas monologu Heinricha Piórko wbijał wzrok w swoje dłonie i dźwięczące na nich bransolety. Obrazy dawno zmarłych Unterów budziły w nim swego rodzaju niepokój i Felix wolał nie podziwiać owych wątpliwych "dzieł sztuki".

Po ciszy która zapadła w gabinecie chłopak zerknął na rozmówcę i kiedy Sven nie odezwał się, westchnął cicho i rzucił w stronę Heinricha.

- Wasze okoliczne lasy są tak niebezpieczne, że potrzeba drwalom zbrojnej eskorty, żeby zrobili co do nich należy? Prześladują was zbóje? Zwierzoludzie? Dzika zwierzyna? - Felix był tylko trochę sarkastyczny.

- Wszystkiego po trochu. - Odparł Unter. - Wszelakie paskudztwo zalęgło się w dziczy, nie tylko tutaj zresztą. Czeka to tylko na okazję, by uderzyć.

- Dużo tego tałatajstwa się u was zalęgło? Ilu ludzi wam trzeba?

- Wysyłamy z ośmiu drwali i piątkę imperialnych żołnierzy. No i waszą grupę, jeśli przyjmiecie zlecenie.

- Puścicie ich i ewentualnie nas samopas do lasu, czy może macie już kogoś do wydawania rozkazów?

- Będzie nadzorca wojowników, będzie i nadzorca robotników. Jak przyjmiecie zlecenie, to ich poznacie.

- Planujecie nas nająć na jedną robotę czy może widzi wam się dłuższa współpraca?

- Jeśli się spiszecie i będzie nam się dalsza współpraca opłacać, to możecie liczyć na kolejne zlecenia. Jeśli nie, podziękujemy wam.

- Czemu najmować przyjezdnych? Tani nie są, a bliżej możecie znaleźć zdatnych do roboty. - Felix zabębnił palcami o poręcz krzesła, czym zarobił sobie na ździebko nieprzychylne spojrzenie gospodarza. - Czemu nie wziąć Wolfengerów do spółki i ubić z nimi interes?

- A na co mi oni i ich zakute łby, pełne bezsensownych pomysłów? - Warknął Heinrich, a Felix postanowił nie drążyć tematu.

- Rozmówię się z moimi kompanami i odpowiemy wam, mości panie, jeszcze dzisiaj. - Odezwał się Felix, podnosząc tyłek z krzesła. - Dziękujemy za poświęcony czas.
 
__________________
"Information age is the modern joke."

Ostatnio edytowane przez Aro : 01-03-2013 o 01:12.
Aro jest offline  
Stary 27-01-2013, 13:55   #84
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Wołodia & Kargun

W drodze do Wolfengerów Wołodia postanowił zagaić nowopoznanego krasnoluda. Kislevczyk miał wielki szacunek dla każdego brodacza. Szczególnie, kiedy poznał Khaldina i Aliqua, nabrał zaufania do honoru rasy krzepkich brodaczy. Kozak podszedł do Karguna i klepnął go lekko w ramię.
-To powijadasz krasnoludzije, żeś dołączył do tej wesołej kompaniji, co to kłopoty przyciąga, niczym smród muchy?- użył dość nietuzinkowego porównania -Znał ty kogo z tej grupki, czy kto inny ciję do nich pokijerował za robotą?- zagaił nieznajomego krasnoluda.
- W zasadzie to czysty przypadek spowodował, żem do kompanii dołączył. Matthiasa po drodze spotkałem, a resztę w Salkalten. Razem z Aliquamem przeprowadziliśmy udany atak na chaośnicką baterię dział. W sumie to spowodowało, że postanowiłem dołączyć do drużyny, bo elektorskie wynagrodzenie było całkiem niezłe he, he, he... - Kargun zarechotał niczym sylwańska ropucha.

Wołodia zasępił się słysząc słowa khazada. Podczas, kiedy on w towarzystwie Aliqua walczyli z pomiotem chaosu, on kurował rany w szpitalu, niczym jakaś elfia pizdeczka.
-Da... Szturm na bateriję chaośnickich dzijał...-
- Nie frasuj się - krasnolud poklepał kozaka po plecach - Jeszcze będzie sporo okazji do walki, skoro ci do niej tak spieszno.
-Kijedyś nije byłem pewny tego, czy dobry ze mnije wojak. Unijikałem bitek. W czasije wojny chaosem ucijekłem z mej ojczyzny przed armiją zwijerzoludzi. Dopijero tu, przy Khaldijinie, Aliqu, Eryku i przy reszcie nabrałem pewnościji sijebije.- zreflektował się człek.
- Khaldin, a któż to? - zaciekawił się Kargun.
-Khaldin nam towarzyszył jakiś czas temu, da. To twój rasowy kuzyn, da. Dobry był z nijego wojak, ale odłączył siję od nas.- wyjaśnił kozak.
- A czemu odszedł?
-Po prostu został po drodze. Nije pamijętam. Aliqua spytać musi, oni w przyjaźni żyli, pewnikijem będzije wijedzieć.-

Kozak zamyślił się na chwilę, po czym spojrzał na kompana -A Ty? Jaki cel ma w życiju?- spytał.
Nie zręcznie było Kargunowi o tym gadać, ale jakoś poczuł sympatię do tego kozaka, więc wyjawił mu swoje motywacje - Ostatni jestem z rodu i do mojego obowiązku należy ten ród przedłużyć. Niestety u khazadów nie jest to takie proste jak u ludzi. Żeby małżonkę zdobyć, to pozycję społeczną trza posiadać, czyli albo fortunę trza mieć ogromną, albo chwalebnych czynów dokonać wielu, a najlepiej jedno i drugie. No więc to teraz staram się robić.
-Daaa...- odrzekł przeciągle Kislevita -U nas miłość dzijewoji też trudno zdobyć. Nie wystarczy mijeć złoto. U nas mało kto zamożny. U nas to trza było zapracować na szacunek u rodzijiców nijewijasty. Da. U nas to trza było futro przynijeść z wilka, albo przynijeść jakie trofeum. No albo trza było odsłużyć służbe. Husary to najłatwijej mijeli. Oni to psy na baby hehe...- machnął ręką.

-Też kijedyś serce moje dla jednej bijałogłowy biło... Wijoska jej, sąsijadująca z moją wyrąbana w pijeń, kijedy Surtha Lenk ze swym ścijerwem na naszą ojczyznę wkroczył...- zasępił się.
- Co się stało to się nie odstanie. Napijmy się lepiej. - krasnolud pocieszył kozaka, choć jego przeszłość była równie bolesna. Gdy dotarli na miejsce Wołodia dał najpierw mówić Wujaszkowi i bardziej kontaktowym członkom drużyny.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 27-01-2013, 17:21   #85
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wujaszek przysłuchiwał się wszystkiemu co mówił ich gospodarz, lecz milczał. Aliquam, którego czyn sprawił, że ludzie zaczęli ich inaczej postrzegać był w centrum zainteresowania. Gdy Ulrich poprosił ich o pomoc, Wujaszek już widział złote korony sypiące się z nieba i odruchowo zadał pytanie:
- Panie Ulrich rad jesteśmy że nas ugościłeś, a jeśli chodzi o opłacalność, to jak bardzo opłacalna była by nasz pomoc ?
- Widzę, że pieniądze pierwsze i najważniejsze, jak u Unterów, tfu - obruszył się mężczyzna [i]- bo podejrzewam, że dopytujesz pan o właśnie takie zyski... - spojrzał na Anzelma można by rzec pogardliwe. - Dam wam po 15 koron na głowę., a także ewentualną pracę w przyszłości i oczywiście swoją wdzięczność - spojrzał po pozostałych gościach.
- Nie dla każdego złoto jest najważniejsze - wtrącił się Alex - ale zawsze mile widziane. I lepiej o tym przed walką pogadać, niż potem pretensje mieć wzajemne. Ale do rzeczy. Wiecie coś więcej o tych zwierzoludziach, czy tylko to, że są? Bo słowo ‘oddział’ wiele mówi i nic zarazem. A że się ich pozbyć trzeba, to rację macie. Szkoda, że dogadać się z Unterami nie możecie, ale i to zrozumieć potrafię.
- Niedobitki z oddziałów armii Chaosu - odparł Urlich ignorując temat Unterów, a także nie wspominając już więcej o zapłacie. Jeden z myśliwych doniósł, że koło trzydziestu ich może być. Głównie ungory, które wiele problemów nie powinny sprawić. Jest tam też jednak kilka gorów ponoć. Obóz ich jest na wypalonej polanie, ale tam was zaprowadzi Urlic. Mój najstarszy syn, który tą wyprawą dowodzić będzie.
-Bijitka, daaa...- rzekł z umiłowaniem kozak uśmiechając się szeroko. Radował się, że kolejny raz będzie mógł sprawdzić swoje umiejętności bojowe w towarzystwie zaufanych kamratów.
I taka odpowiedź zdecydowanie podobała się Urlichowi.
- Tak, bitka z pewnością będzie. Okazja by ściąć wrogowi parę łbów. Takie nastawienie, to rozumiem - uśmiechnął się starszy mężczyzna.
-Mapa, rozumijejm nijet potrzebna he? Syn twój panije zna drogę?- spytał.
- Zna i poprowadzi - potwierdził stary Wolfenger.
- Kiedy, i w ile osób idziemy? - spytał Alex. - I jak to jest daleko? Te kilka godzin to ile? Jak rozumiem, piechotą trzeba, przez las?
- Wyruszy z wami dziesięciu moich najlepszych ludzi. Więcej nie jestem w stanie z wami posłać, ale bez problemu sobie poradzicie. Jesteście mądrzejsi i silniejsi – odparł Urlich. - Wyruszycie jutro rano, toteż dziś odpocznijcie, bo po niektórych z was widać, że noc ostatnia ciężka była. Co do drogi, to zgadza się… piechotą przez las trzeba iść, w dwie godziny dojdziecie.
-Paczemu twijerdzijicije, że to wasz problem? Wszak to każdemu mijeszkańcowi mijasteczka zwierzoczłeki zagrażają, chyba że siję mylę?- spytał lekko zdziwiony kozak po chwili namysłu.
- Bo to my jesteśmy Wolfengurowie! - odpowiedział dumnie. - Wolfengurowie, synowie Urlyka, myśliwi i wojownicy! Obecność tych istot w pobliżu jest naszym problemem. I to my oczyścimy te tereny, od tego plugastwa, by miastu nie zagrażało nic - odparł doniosłym, pełnym przekonania, głosem.
Alex nie skomentował tego pełnego patosu wystąpienia. Nie takich mówców w życiu słyszał.
Wujaszek przysłuchiwał się temu w milczeniu. Obserwował ich gospodarza, powoli wyrabiając sobie opinię o nim.
- Gospodarzu powiedz nam coś więcej o Unterach. Dawno temu tu przybyli ? - zapytał, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o przybyszach.
- Rodzina zakorzeniona w tym miasteczku, jak i my. Choć oni to bardziej chwasty, których wyplenić się nie da - odparł Urlich.
- Widzę że nie przepadacie za sobą Ulrichu. Wybaczcie mą ciekawość jeślim zbyt dociekliwy lecz co przyczyną waszych niesnasek jest ? - zapytał Wujcio.
- Różnice wielkie między nami. Widzisz... dla Wolfengerów najważniejszy jest honor, siła, braterstwo, walka i gromienie sił Chaosu, nie zważając nawet czasem na własne straty. Wiesz, musimy dbać o spokój naszych terenów, naszych rodzin, naszego miasta. Tylko sercem, siłą i rozumem, pokonamy wroga. A oni... a oni zrobią wszystko, byle by się wzbogacić - podsumował krótko Urlich.
- Dla jednych honor a dla innych pełna sakwa Ulrichu, lecz wiedz że rozumiem Cię. Takich jak Ty... czy my … niewielu. Czasy ciężkie, lecz co by nie gadać żyć i walczyć w imię pewnych idei trzeba gdy los nas do tego zmusza. Pomożemy wam... w końcu nie można by pozwolić by tylko “synowie Ulryka” zbijali chwałę. Prawda to towarzysze? - uśmiechnął się dobrodusznie, jak to tylko Wujaszek potrafi.
-Rzeknijcije, kijedy ruszać mamy?- kozak nie mógł się doczekać, spojrzał tylko rozochocony na Aliqa, który do boju garnął się na równi z Wołodią.
- Rzeknijcie, rzeknijcie... - burknął krasnolud. - Nie dość się nagadali?! Idziemy w końcu czy jeszcze sobie na herbatę zostaniecie, dyskutując o tym czy honor czy kasa ważna? - Dodał z ironicznym przekąsem. Od możliwości sklepania czerepów paru mutantom i to za pieniążki, poprawiał mu się humor, który już wcześniej był całkiem niezły..
- Wołodia, wszak mówił Urlich, że rankiem ruszymy - powiedział Alex. - A teraz czas mamy, by do walki się szykować. I odpoczynku zażyć, co poniektórym się przyda.
- Mówił? Mówił? A to i głuchy ja się zrobił po tamtych armatach chaosu...- mruknął Aliq bardziej do siebie niż do ogółu.
-Zmęczony podróżą i gonijitwą za wami.- kozak pogładził się dłonią po głowie, rozczochrując włosy -Jakije plany zatem do świjitu?- spytał.
Wujaszek przysłuchiwał się rozmową i rzekł więc:
- Mamy jeszcze coś do załatwienia, więc Wołodio warto byś z nami poszedł, a potem zobaczymy co wyjdzie... Sądzę że trzeba dziś wieczorem przystopować, byśmy rankiem mogli o pełni sił wyruszyć...
-Da!- odrzekł kozak.

- Wszystko jasne herr Ulrichu. Zadanie do prostych się być, nie wydaje, to pewnie zapłata i mała nie będzie. Jednak, przemówię tu we własnym tylko imieniu, choć może inni podobnie myślą. Z pańskim zacnym domem, nie chciałbym być identyfikowany. W żadnym wypadku obrazić pana nie chcę, herr Wolfenger. Jedynie o swój żywot i swoich kompanów się troszczę. Języka zasięgnęliśmy wczoraj, okazało się że między twym domem, panie, i rodziną Unterów dobrze nie jest. Sprawą to naszą nie jest co was różni, jednak oficjalne sprzymierzenie się z panem, może nas kosztować sztylet w plecy od pana wrogów. Czy za to też nam będzie zapłacone, za niebezpieczeństwo czające się tu, na miejscu, w mieście? Prawdę powiem, że lepiej bym to widział, jeśli się zgodzimy rzecz jasna, żeby kontrakt jednorazowy spisać...na jedną pracę dla pana na raz. Jak nam pasować będzie o to o dłuższym kontrakcie prawić by można było...jasnym że jeśli i panu nasze usługi się spodobają. - Matthias zaczerpnął powietrza. ~ Cholernie długi był ten mój monolog, do diaska. Pomyślał Matthias.

- Nie mogę obiecać, że wasza pomoc dla mnie nie pozostanie nie zauważona. Cóż, możemy nie rozpowiadać o tym, jeśli taka wasza wola. Jeśli chcecie pozostać anonimowymi obrońcami tego miasta, a i zarazem anonimowymi pogromcami zwierzoludzi, możecie takimi spróbować zostać, wasza wola – odparł stary Wolfenger, z miną co najmniej zaskoczoną. – Ja mogę jeno próbować rozwiać obawy twe. Mimo, iż z tymi sprzedawczykami w zgodzie nie żyjemy, to przecież poza rękoczynami, próbami sił w karczmie, czy wrogimi słowami, nikt nikogo z pewnością by się nie ważył ubić, sztyletem potraktować. To się nie zdarzała, toż to już przesada by była i koniec ich rodu. Jak tu stoję, to takiego ataku na rodzinę mą, czy sprzyjających mi bym nie popuścił – zacisnął dłoń w pięść Urlich. - A co do kontraktu, oczywiście że na ten raz tylko. To będzie test zarówno dla was, jak i dla mnie. Próba waszej siły, lojalności, zaangażowania - odparł Matthiasowi.
- Tu cię muszę rozczarować, Urlichu - stwierdził Alex. - Pomóc możemy, ale zobowiązani jesteśmy jechać dalej, by wypełnić powierzone nam zadanie. I chociaż propozycja zatrudnienia nas jest zaszczytem, to obowiązki nie pozwolą nam skorzystać z oferty zatrudnienia.
Wasz wybór, wasza wola - odparł Urlich. - Rzeczywiście złożyłem propozycję wam, a zawczasu nie zapytałem, czy nic innego w planach nie macie - dodał po chwili. - Co w ogóle sprowadza wasza grupkę tutaj?
- Jesteśmy tu przejazdem - odparł Alex. Sądził, że złotousty Anzelm będzie chciał zabrać głos, ale ten milczał. Aby więc cisza się niepotrzebnie nie przedłużała, sam postanowił powiedzieć kilka słów. - Ogólnie biorąc podążaliśmy do Beeckerhoven - wyjaśnił.
- Z herr Alexem zgodzić się trzeba, mości Ulrichu. Sprawy mamy do utarcia, jednak czas nas nie goni jakoś wyjątkowo. Jeśli las, o którym mówisz, nieopodal Beeckerhoven leży, to możemy pomóc, jak już Alex wspomniał. Zaliczkę wypłać, resztę należnego nam wynagrodzenia daj swym ludziom, by po pomocy jakiej udzielimy, się z nami w twym imieniu rozliczyli. My swymi sprawami się zajmiemy, a ty problem z głowy miał będziesz.
Matthias był w nie lada kłopocie. Z Alexem przy obcych rozmawiać otwarcie nie chciał, na zlecenie dla Ulricha może i czasu nie było, trudno powiedzieć, ale kiedy Matthias mówił, to w kieszeni obracał te kilka ostatnich monet z brązu. Jak miał powiedzieć że ta robota była dla niego jak chleb dla głodnego...bo faktem było że nazajutrz, Matthias już nie będzie miał grosza na bochenek chleba czy kawałek sera. O długu u karczmarza i płatnerza, myśleć nawet nie chciał.
Eryk osobiście uważał, że należałoby wspomóc służących Ulrykowi. Był to jednak jego osobiste przekonania. Jako wierzący w Sigmara i znający jego żywot wiedział, że łączy ich przymierze nie tylko z dumną rasą krasnoludów, ale i sporą wagę powinno się przywiązywać do pomocy wyznawcom Pana Zimy.
- Jeżeli spieszy się wam, moi towarzysze, to mogę zostać tutaj i wspomóc Wolfengerów swoją osobą. Następnie dogoniłbym was.
- Z pewnością nie spieszymy się aż tak, by nie móc wesprzeć tych, którym nasza pomoc się przyda - powiedział Alex. - Nasze zadanie nie ucieknie, a jeśli wypełnimy je dzień lub dwa później, to nic się nie stanie. Na dodatek wszyscy, którzy będą tędy przejeżdżać, będą mieli bezpieczniejszą podróż.
~ Co za drań z tego Alexa, w maliny mnie wpuścił z tą potrzebą wyjazdu, a teraz już nam nie śpieszno niby. Sam pewnie by parę Karli w sakiewce złożył. Pomyślał Matthias i uśmiechnął się w duchu. Pokręcił głową i posłał Alexowi wesołe i przyjacielskie spojrzenie.
- W takim razie panie Wolfenger, przynajmniej trzech najmitów pan już ma...proszę nie trzymać mnie w niepewności, co do zaliczki. Zakończył wypowiedź Matthias i odetchnął w duchu. ~ Ufff...no to dzisiaj jem w karczmie, a nie suchy prowiant z plecaka. Matthias pomyślał nie na żarty.
- Jeśli nalegasz, to pięć koron dam teraz, w tym miejscu, przyjmując w zamian obietnicę pomocy. Reszta, jak wrócicie, czyli pewnie jutro wieczorem - odparł najemnikowi Urlich.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-01-2013, 20:30   #86
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Kargunowi dobrze gawędziło się z Wołodią, mimo że przy tej okazji bolesne wspomnienia o rodzinie wróciły. "Szczera i bratnia dusza, jak na człowieka oczywiście" - takie było o kozaku zdanie "Jemioły", po tej pogawędce.

U Wolfengerów krasnolud nie odzywał się wcale, przede wszystkim dlatego, że w negocjacjach nie był najlepszy. Wolał więc zostawić układanie się her Ulrichem tym, którzy lepiej się na tej robocie znają. Oficjalnie też nie potwierdził udziału w wyprawie na zwierzoludzi, choć oczywiście planował wyruszyć z towarzyszami. Słowo krasnoludzkie to nie dym, który se można rzucić na wiatr lub kupić za parę złotych koron. Słowo khazada to pewność, że dane zadanie będzie wykonane bez względu na okoliczności i chyba tylko śmierć może być jedynym usprawiedliwieniem.
 
Komtur jest offline  
Stary 29-01-2013, 13:07   #87
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Wstali kolejnego poranka, ja to było mówione, tym razem bardziej wypoczęci, świeżsi. Już głowy nie bolały, jak o tej samej porze dnia wcześniejszego. Już świat się tak nie kręcił, a w gębie nie panowała niewyobrażalne susza. Tym razem nie… tym razem byli zwarci i gotowi, zwarci na to, by wyruszyć z wojownikami Wolfengerów na bitkę ze zwierzoludźmi.

Udali się do siedziby rodu wyznawców Urlyka, gdzie już czekali na nich, gotowi na wyprawę wojownicy przyodziani w wilcze skóry. Urlic, syn Urlicha, najpotężniejszy z nich, posturą przypominający przeciętnego niedźwiedzia, przywitał ich od razu. Za mężczyzną, którego głowę wzorowo ozdabiały długie włosy oraz broda, a przez którego twarz ciągnęły się trzy równoległe blizny, stało kolejnych dziewięciu wojaków, których głowy również były pozbawione hełmów, a jedynie przyozdobione w długie włosy.
Niedługo po tym, ruszyli w drogę. Na piechotę, pierwsze traktem na północ, jednak później zboczyli do lasu, w kierunku gdzie swój obóz mieli mieć zwierzoludzie.

***

W końcu i dotarli na miejsce. Przystanęli na moment w ukryciu próbując rozpoznać się w sytuacji. Ujrzeli wypaloną polanę, na której leżało ponad trzydzieści ciał ungorów. Wszystkie były martwe i wyglądające na takie, które już parę dni w takim stanie się znajdowały. Wśród ich ciał leżało jedenaście większych bestii, tym razem już żywych. Gory, zdawały się wylegiwać w słońcu i odpoczywać, prawdopodobnie dochodząc do pełni sprawności po ostatniej batalii. Na samym środku polany wylegiwał się najstarszy z nich, jego sierść przyprószała już siwizna. Z daleka było widać, że był zwierzoczłekiem, który niejedno już w swym plugawym życiu przeszedł. Z pewnością musiał być ich wodzem.

Zasadzka wydawała się w takim momencie idealna, jednak Urlic, jak się okazało, miał inny plan:
- Wyjdziemy do tego plugastwa, pozwolimy podnieść broń i dopiero zaszarżujemy! Jeśli się bić, to walczyć jak prawdziwi słudzy Urlyka! - wyraził swoje zdanie, na które jego ludzie ze zrozumieniem, bez większego wahania, przytaknęli.
 
AJT jest offline  
Stary 29-01-2013, 14:46   #88
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Matthias przyjął zaliczkę od Ulricha bez mrugnięcia okiem. Podziękował krótko i zapewnił o swojej obecności wśród ludzi którzy pójdą ubić monstra zamieszkujące okoliczny las. Otrzymane pieniądzę wydał na uregulowanie zapłaty u płatnerza i karczmarza...i jeszcze mu się ostało kilka monet. Pamiętliwy najemnik, dorzucił też kilka srebrników karczmarzowi by ten, lub ktoś z jego służby, zajął się koniem pociągowym, który ciągnął wóz z kompanią do Beeckerhoven. Matthias wiedział że każdy zadba o swego konia wierzchowego...to znaczy ten kto go miał, ale o biednego Siwka ciągnącego wóz, muszą troszczyć się na zmianę.

Matthias zmęczony wydarzeniami poprzedniego dnia, pożegnał wcześnie kompanów i poszedł spać. Wcześniej jednak wysłuchał tego co do powiedzenia miał Felix i Sven o pracy dla Unterów. Pozostawił to jednak rozważaniu na dzień kolejny. Zresztą, z tego co wiedział, powinni wrócić przed wieczorem. Wtedy może, w karczmie, siądą i o tym podyskutują. Raczej nie byłoby rozsądne mówić o pracy dla konkurencji, podczas marszu z synem głowy Wolfengerów.

***

Kolejny dzień rozpoczął się całkiem normalnie. Towarzystwo zebrało manatki i po śniadaniu ruszyło w miejsce spotkania ze zbrojną drużyną Wolfengerów. Na miejscu już, uprzejmości nie trwały długo, przedstawiono sobie wszystkich i po krótkim planowaniu trasy, wszyscy zgodnie ruszyli traktem. Matthias, zwyczajowo już, obrał sobie miejsce na tyłach pochodu. Tym razem nie był jednak sam, towarzyszyło mu dwóch ludzi odzianych w skóry. Ucieszni byli z nich kompani, ale kiedy z traktu, maszerujący na przodzie Ulric nakazał zejście w las, ludzie podróżujący na końcu przemarszu uciszyli się i zamienili w prawdziwych łowców. Matthias za ich sposobem i zdjął z pleców kuszę. Teraz szedł już najciszej jak potrafił i starał się być niezauważalny, wciąż chroniąc tyły oddziału.

***

Mordrin długo nie czekał na pierwszy sygnał ostrzegawczy od ludzi Ulrica. Najemnik spodziewał się długiej podróży przez leśne ostępy, a tu całkowite zaskoczenie...bestie były tuż tuż. Matthias zastanowił się nad tym chwilę i doszedł do wniosku że niewielka odległość oddziału zwierzoludzi od Beeckerhoven, nie świadczy o niczym dobrym. Było ich tu pewnie mnóstwo w okolicznych lasach, dało się też wywnioskować że musiały to być głównie bandy które były bądź w ciągłym ruchu lub takie które tu coś zwabiło. Matthias wiedział już to i owo o zachowaniu tych potworów i pewnym było że tak nieliczna grupa nie siedziałaby prawie że pod murami miasta, chyba że o tym nie wiedziała...lub, lub coś całkiem innego...w końcu to pomioty chasou, a ten przewidywalny z definicji być nie może.

Matthias pozwolił rzucić sobie okiem na polane pełną martwych ungorów, jak zwano tych mniejszych przedstawicieli zwierzoludzi. Widział że spora część ich była rozszarpana i brakowało im kończyn...te większe osobniki pewnie się już najadły. Tak...gory...duże futrzaste, mięsiste i o niebezpiecznie wyglądających porożach. Te właśnie były celem ataku oddziału z którym przybył Matthias. Ktoś powiedział że gorów jest jedenaście, jednak Matthias sam postanowił je policzyć, tak na wszelki wypadek. Trudno było zaufać komuś kto krwi jeszcze nie przelewał z Matthiasem, a takimi osobnikami byli ludzie Ulricha i jego syna Ulrica Wolfengerów oraz Wołodia. Jednak ten ostatni zaskarbił sobie zaufanie ludzi z którymi Matthias przybył do Beeckerhoven, a to już było coś. Tak, to było już coś, Matthias nie powiedziałby że to wystarczy, ale gdzieś trzeba przecież zacząć.

Wszyscy oddalili się od polany na której zebrały się gory i zaczęto obmyślać plan działania. Przy miejscu walki i żeru zwierzoludzi, pozostawiono dwóch ludzi Ulrica by stali na straży i informowali resztę grupy, jeśli zaczęło by się coś tam dziać. Zasadzka była tak oczywistym planem, że Matthias nie zastanowił się nawet nad inną metodą. Zaczął zdejmować z siebie torbę podróżną i zawiesił ją na gałęzi. Sprawdził wiatr, tak na wszelki wypadek, nie chciał by grupa stała z wiatrem w stronę polany. Choć Matthias wiedział że wiatr im sprzyja, inaczej gory już dawno by się zorientowały w sytuacji...lepiej jednak sprawdzić. Kiedy kierunek wiatru zadowolił Matthiasa, ten sprawdził wszelkie rzemienie i pasy. Kolczuga, która w czasie marszu była luźna, teraz już dopasowana trokami, leżała jak ulał. Miecz wychodził lekko z pochwy na plecach, to samo było ze sztyletami. Matthias założył kaptur na głowę, wiedział że nadchodzi czas skradania się wokół polany, dobrze zatem być niewidocznym. Kusza znalazła się w mocnym uchwycie Matthiasa. Jeden z bełtów opuścił kołczan...ten ostatni zawisł na drzewie obok torby podróżnej. Matthias wiedział ze zasadzka to zabawa na jedną strzałę dla najemnika takiego jak on sam...nie było sensu bawić się w strzelca gdy większość z towarzyszy Matthiasa używała broni do walki wręcz. Co innego było by gdyby wszyscy mieli łuki lub kusze, wtedy można by było wyrżnąć zwierzoludzi, nawet do nich nie podchodząc.

Matthias był gotów kiedy do jego uszu dobiegły słowa Ulrica. - Wyjdziemy do tego plugastwa, pozwolimy podnieść broń i dopiero zaszarżujemy! Jeśli się bić, to walczyć jak prawdziwi słudzy Urlyka! Mordrin myślał, w pierwszej chwili że się przesłyszał lub ktoś sobie żartuje. Jednak kiedy spojrzał na grupę i zobaczył kilku wojowników w skórach potakujących głowami do słów Ulrica...to przeraził się nieco, wiedział że ma do czynienia z głupcami. Matthias, człowiek na tyłach, małomówny, opanowany ... chyba że idzie o złoto, życie w nędzy już go poważnie upokarza...lub życie, którym nie można szafować. Teraz bez mała, wściekły na kretynów prawiących o honorowej walce z pomiotem chaosu. Musiał się wtrącić i to już...teraz. Matthias podszedł do grupy i powiedział Urlicowi Wolfengerowi co myśli o jego planie, o nim i jego ludziach. Jednak pierwszy odezwał się Wołodia i Matthias postanowił wysłuchać spokojnie słów kozaka, zanim słownie zaszarżuje na Ulrica.
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 30-01-2013 o 22:59.
VIX jest offline  
Stary 29-01-2013, 17:19   #89
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Na pierwszy rzut oka widać było, że ich przyszli towarzysze walki to jedna rodzina. Klan przynajmniej. Podobni do siebie, jednakowo przyodziani, z jednakowymi fryzurami. Alex miał nadzieję, że w walce okażą się równie sprawni, jak wyglądają.

Droga przez las nie sprawiła żadnych problemów. Zwierzoludzie najwyraźniej byli przekonani o tym, że nikt nie zakłóci ich spokoju - nie wystawili żadnych wart, wylegiwali się w najlepsze. Dziwne tylko było, że leżeli sobie w otoczeniu trzydziestu mniej więcej śmierdzących truposzy. Czyżby traktowali te zwłoki jako podręczną spiżarnię?

Wtedy się okazało, że Wolfengerowie są też jednakowo myślący. Nieco mało rozsądnie. Na szczęście Matthias wykazał nieco więcej rozsądku i przedstawił Ulricowi nieco inny plan.
Alex nie zamierzał się wtrącać do ewentualnej dyskusji. Przynajmniej chwilowo. Ale i tak nie zamierzał walczyć ze zwierzołakami w proponowany przez Ulrica sposób. Uczciwość i honorowe postępowanie to jedno, ale nie warto było traktować zwierzoludzi tak, jak porządnych ludzi.
Przygotował łuk do strzału i cierpliwie czekał na zakończenie dyskusji. Miał nadzieję, że bez względu na to, jaki plan zostanie zrealizowany, to zanim dojdzie do walki wręcz, on sam zdąży wpakować kilka strzał w najstarszego gora.
 
Kerm jest offline  
Stary 30-01-2013, 23:12   #90
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Wołodia włączył się do rozmowy i nie dało się zaprzeczyć że kislevczyk miał trzeźwy osąd i mówił do rzeczy. W oczach Matthiasa, Wołodia dużo zyskał tego dnia, wsparł go słowem i skory do samobójczej walki nie był...znaczy człowiek rozsądny i z wojaczką obyty, a i Ulrica podejść potrafił bo na koniec przyznał chęć do honorowego pojedynku, co na Wolfengerze pewnie odwrotny skutek miało.

-Ulricu, nije śmijałbym Cije głupcem nazwać, jednak nije mądre jest oddawanije honoru bestyjom, które o honorze pojijęcija nije mają. Da. Czy honorowe stwory mordują kobijeciny i ich dzijatki? Niet. Sam sobie stanowczo odpowiedział. -Czy honorowi wojownicy bijorą do nijewoli, okradają wasze plony i palą domy? Jeśli ci tam dla was są honorowymi przecijiwnikami, z którymi trzeba walczyć jak z równymi, to ja wam pomogę ale nije ze względu na dumę i dane słowo a tylko i wyłącznije złoto. Da.

Matthias wysłuchał słów Wołodi i czekał odpowiedzi Ulrica, ale ta nie nadchodziła...widać syn głowy domu Wolfengerów trawił wszystko w swej głowie. Trzeba było kuć żelazo póki gorące.

- Powiem tak Ulricu. Jak sobie chcesz urządzać zawody, to baw się dobrze. Honorowe pojedynki zostaw szlachcie, oni przeważnie kończą się bić jak pierwsza krew pójdzie. Powiem ci to, bo może żeś nie świadom. Zwierzoludzie nie znają honoru, tak jak zacny Wołodia mówi. Zabijają oni matki z dziećmi, starców, chorych i niedołężnych. Bić się można z honorem jeno z tym co rozumie to słowo. Ty chcesz posłać swych ludzi na śmierć... rozumiem, wy się na to godzicie... takie wasze prawo. Matthias zwrócił się w stronę ludzi Ulrica, po czym naciągnął cięciwę kuszy i ułożył starannie belt na łożu. Odsapnął bo cięciwa była mocno osadzona i łatwym nie było jej naciągnąć.

- Zatem dobrze, róbcie tak... kontynuował Matthias. - Jednak ja zrobię to po swojemu, ja i kto ma trochę rozumu w głowie. Gdyż twoim planem, mości panie, stracę tu swe życie. Z ojcem twym uzgodniliśmy że mamy w walce pomóc, cel osiągnąć, a nie pod kły, rogi i tasaki się pchać.
Matthias mówiąc wskazał palcem oskarżycielsko na Ulrica.

- Ja proponuje zasadzkę, starą dobrą zasadzkę, taktyka sprawdzona i nie zginiemy wszyscy. Jeśli jednak postanowicie Ulrica planem się bić, to na mnie nie liczcie. Złoto Ulricha wziąłem i z zadania się wywiąże, ale po swojemu. Ja się Wolfenger nie nazywam to jak jeden z was umierać nie chcę. Matthias swe ostatnie słowa skierował do wszystkich zebranych, patrząc na nich po kolei. Matthias patrzył jak Ulric nabiera powietrza by już rzucić odpowiedź. Zapowiadała się ostra wymiana zdań. Matthias był jednak gotowy bronić swego punktu widzenia ze wszelkich sił...chodziło wszak o jego i innych życie.

Wujaszek wojownikiem nie był. To było pewne. Tak samo i pewne jak to że nie lubił walczyć choć kilkoro miał na swym sumieniu, ale cóż chaośnicy to byli toteż Sigmar mu zapewne wybaczy. Patrzył wprost na Urlica i zastanawiał się czy każdy wyznawca Pana Zimy jest debilem, lecz nie zapytał o to wprost. Po co dodatkowe niesnaski przed walką. Matthias odezwał się lecz Ulric choć zawahał się nad swoją decyzją nie wycofał się z pomysłu. Wujaszek wiedział że musi teraz on wkroczyć by przelać szale zwycięstwa na ich korzyść, i wtedy złotousty potok słów wylał z siebie:

- Dzielny Urlicu nikt Ci odwagi nie odmawia ani nie ujmuje, lecz umierać bez sensu... myślisz że Ulryk by tego chciał. By jeden z jego wielkich i dzielnych wojów bez sensu oddał życie, gdy przed nim czekają większe wyzwania. Każdy z nas ma do spełnienia wyższe cele, i głupio tak Urlicu iść do piachu przez przypadek toteż zaufaj Matthiasowi, on zjadł zęby na zasadzkach i tropieniu takich bestyi. A pamiętaj, że mieliśmy was wspierać i to też robimy. Mądry wódz wie kiedy wykorzystać przewagę i wie kiedy słuchać dobrych rad, bowiem tylko mądrzy będą rządzić. Głupcy giną marnie a Ty przecież nie jesteś głupcem, prawda ? Po tych słowach Wujaszek kiwnął na Matthiasa by przedstawił swój plan. Zawsze pozostawał smok Filipek. Na nim zawsze można było polegać.

Anzelm jak zwykle miał dobre wyjście ze złej sytuacji. ~ Łeb ma na karku ten Anzelm. Pomyślał Matthias - jakoś wciąż dziwnie mu było nazywać Anzelma wujaszkiem. Jednak Ulrica za ton nie miał zamiaru przepraszać czy się przed nim kajać. Zebrał myśli i przeszedł do rzeczy.

- Plan prosty, jak promień strzały. Podzielimy się na trzy grupy. Ostrzelamy ich z zarośli i przejdziemy do ataku. Pomyślą że nas więcej jest i stracą orientację. Wy znacie Ulricu te tereny, jest tu jakie miejsce co by nam w walce sprzyjało? Ruiny, wąwóz albo rzeka? Może je tam ściągniemy?

- Wy to zawsze jakieś sprytne... plany macie, co do walki. A i dobrze! Pokiwał głową Aliq. - Możemy je tu ściągnąć, a ja je sieknę potem! Co wy na to? Zaproponował, idąc tokiem myślenia Matthiasa. - Jakimś hałasem, czy cuś. Albo po prostu niech Aleks i kto tam jeszcze ma dystansową broń w nich z zaskoczenia strzelą, a potem my na nich zaszarżujemy i gotowe. To takie proste i przyjemne w wykonaniu.

Matthias patrzył jak Ulric nabiera powietrza by już rzucić odpowiedź. Zapowiadała się ostra wymiana zdań. Matthias był jednak gotowy bronić swego punktu widzenia ze wszelkich sił...chodziło wszak o jego i innych życie.

Choć Urlic długo nie wyglądał na przekonanego i przenosił wzrok tylko to z kozaka na Matthiasa, to z Matthaisa na Wujaszka, to ostatecznie się odezwał.
- Zrobimy więc po waszemu. Po jego głosie znać było jednak, że nie jest z takiego obrotu spraw zadowolony. - Wokoło, przez parę dobrych godzin drogi, jest tylko las niewiele więcej. Zaatakować musimy tutaj, nie wpuszczając ich do niego. Odpowiedział na pytanie Matthaisowi.

- Kończmy gadać i zróbmy to w końcu! Gadajcie prędko co planujecie i idziemy rżnąć te ścierwa. Rzekł i widać było po nim, że mocno pali się do bitki.

- Zacznę, jak będziecie gotowi. Powiedział Alex. - Ten siwawy gor. Sprecyzował.

- Zbierzcie się, powiem wam jaki plan mam. Zaczął Matthias.
-Alex dobrze prawi, pierwej trzeba się przywódcy pozbyć...tego siwego i największego. Na nim ostrzał trza skoncentrować. Najlepiej by było na drzewach się zasadzić i zwabić je tu, później z łuków i kusz powybijać, ale broni takiej u nas mało...trza się potykać będzie, trudno. Matthias zrobił krótką pauzę by zaczerpnąć powietrza, po czym kontynuował.

- Jak nie na trzy to na dwie grupy się podzielimy. Każdy swych zna i z nimi lepiej mu się walczyć będzie. My zajdziemy gory od południowego wschodu...stamtąd czyli. Matthias wskazał ręką. - Wy, Wolfengerowie, ruszycie z tej pozycji gdzie teraz jesteśmy. Na obrzeżu polany się zasadzicie i puścicie pierwszą salwę na nasz sygnał. Wtedy my, ruszymy na nich swoimi sposobami...jak się ku nam zwrócą, wtedy wy dalej strzałami i bełtami ich raźcie. Tu Matthias znów zaczerpnął powietrza, potrzebnego by dokończyć opisywać plan zasadzki.

- Jak by na was szli, to wiadomo, ruszajcie na nich, my was wesprzemy od strony ich zadków. Jednak jak na nas ruszą, to idźcie nam z pomocą dopiero wtedy jak strzał z łuku będzie niemożliwy. Trza ich wybić ile się da z dystansu...my za przynętę zrobimy. Tylko się z krzaków nie wychylajcie po salwie bo was stratują. Jak się uda to pokiwamy ich raz w prawą, a raz w lewą stronę polany...może się tym sposobem trzech, czterech pozbędzie. Trzymać się przynajmniej dwójkami, samemu nigdzie nie biegać, bo śmierć to pewna. Zrozumiałe wszystko jest? - Zapytał na koniec Matthias. By dodać animuszu Wolfengerom, rzucił jeszcze.

- Jak się uda i do domu wrócimy, to wam honoru nikt nie odmówi...ponad czterdzieści głów zwierzoludzi zniesiemy, za jedenastu, ojciec twój Ulricu, zapłacił już...ale za resztę grosz się ze szkatuły strażników sypnie. Dziewki się na was wieszać będą i słowo się rozniesie że żeście waleczni jak wilki. Zatem trzymajcie się razem i wygrajcie, bo nagroda jest na końcu niemała. Do ataku sygnałem będzie...Matthias zamyślił się i spojrzał na zebranych...to było przecież jasne. - Sygnałem będzie te kilka słów jakie Aliquam tu obecny, powie w stronę naszych wrogów, zgoda herr Aliquamie? Matthias spojrzał na Aliquama i szeroko się uśmiechnął. - Szykujcie się.

- Och wypuści już ktoś strzałę i zacznijmy wreszcie, bo oni się zara rozejdą i będzie... A tak przy okazji to były te słowa rozpoczęcia. Warknął Aliq gotując się do szarży na kogokolwiek.

Jak rozpoczęcie, to rozpoczęcie. I chociaż nie było to nic a nic zgodne z długo wyłuszczanym planem Matthiasa, Alex starannie wycelował w seniora gorów, a potem wypuścił strzałę.

- Do licha! Krzyknął Matthias i wycelował w siwego gora... oddał strzał i odrzucił kuszę. Szykowało się piekło.
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 30-01-2013 o 23:12. Powód: Post pisany wspólnie z całą drużyną.
VIX jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172