Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-02-2013, 04:43   #91
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Wcześniej, po opuszczeniu rezydencji Unterów

- Więc, magiku... - Felix zwrócił się do swojego towarzysza, kiedy zostawili rezydencję Unterów daleko za plecami. - Ruszacie dalej, do Altdorfu, czy może zasmakowało wam nasze towarzystwo i planujecie pobawić się w najemnicze życie?

Sven spojrzał z uwagę na Felixa.
- Nie przypuszczam przyjacielu, żeby to było życie dla mnie. Ale z drugiej strony - wstrzymał się na moment. - Z drugiej strony wybrałem się dziś tam z tobą z ciekawości i teraz z ciekawości mógłbym zostać z wami, z tobą, a i przy okazji paru koron się dorobić. Nie wygląda, to na jakieś ciężkie zadanie. Jeśli więc będzie z waszej strony ochota, to pozostanę jeszcze z wami – odparł młodemu mężczyźnie.

- Możesz z nami zostać tak długo, jak chcesz! - Odparł Piórko, ze szczerą i nieskrywaną radością w głosie, klepiąc po przyjacielsku ramię magika. Nie obnosił się z tym, ale zdążył polubić Svena i jego towarzystwo było mu chyba w chwili obecnej najmilsze. Ale nie tylko sympatia miała tutaj znaczenie; w końcu czarodziej nadal miał wobec Felixa niespłacony dług, a chłopak prędzej czy później będzie chciał jego spłaty. Z odsetkami, rzecz jasna.

* * *


Obecnie

Felixowi nie podobało się. Nie podobała mu się przechadzka po lesie, nie podobali mu się nowi towarzysze spod znaku Wolfengerów. Spodobał mu się za to zapał Urlica, który chciał się rzucić na łeb, na szyję w stronę zwierzoludzia i z ulrykową pieśnią na ustach pociągnąć ich w, jak Piórko uważał, zasadzkę.

Chłopak nie miał zamiaru zatrzymywać napalonego na rzeź Wolfengera w myśl zasady "róbta, co chceta". Miałby nawet frajdę z oglądania zderzenia żarliwych poglądów Ulrica z rzeczywistością; byłoby co wspominać. Jego towarzysze jednak mieli zgoła odmienny plan i wnet ostudzili zapał młodego. Felix, jak świadczyła jego nadąsana mina, był rozczarowany. Podczas gdy wszyscy mielili ozorem i szukali jakiejś rozsądnej taktyki, Piórko odciągnął Svena w bok, gdzie było trochę więcej miejsca i prześwitów między drzewami.

- Pilnuj czy ktoś nie nadchodzi, magiku. - Odezwał się, zdejmując z pleców kuszę i celując w zwierzoczłeka. - Jak zobaczysz jakiegoś brzydkiego skurwiela, zmień go w ropuchę.

I, wyszczerzywszy wpierw zęby do Svena, nacisnął spust, uwalniając świszczący bełt.
 
__________________
"Information age is the modern joke."

Ostatnio edytowane przez Aro : 02-02-2013 o 04:52.
Aro jest offline  
Stary 08-02-2013, 19:09   #92
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Tak więc wiadomo nie od dziś, że dobry plan to podstawa. Tak też było tym razem. No może nie do końca, ale zasypanie strzałami i bełtami zwierzoludzi, miało się okazać lepszą taktyką, niż ‘urlykański’ pojedynek.
Sygnał do ataku dał Alex, który jako pierwszy wystrzelił. Jego bełt drasnął “Siwego” w ramię. Przywódca zwierzoludzi warknął i ruszył ku napastnikowi. Idąc za przykładem towarzysza Kargun, Wołodia, Matthaias, a także Wołodia i Piórko również oddali swoje strzały. Najprawdopodobniej zbyt późno poszli spać gdyż ich strzały okazały się niecelne. Najbliżej był Khazad ale jego bełt wylądował tuż koło nogi najbliższego, wylegującego się zwierzoczłeka.
Grupa mogła liczyć jeszcze na Svena, lecz czarodziejowi daleko było do choćby przyzwoitego poziomu. Próba splecenia wiatrów spełzła więc na niczym.

A teraz przyszedł czas na szarżę. Czyli… to, co następuje zwykle po zasadzce. Bestie rzuciły się wściekle na swoich prześladowców, którzy też nie czekali biernie i zaczęła się rozpierducha. Alex wykorzystując przewagę dystansu zdołał jeszcze jednego zwierzaka trafić. Może i niegroźnie ale krew polała się z ramienia ‘dziobogłowego’, reszta rozpoczęła dochodzenie swoich praw w starodawnym zwyczaju. Ręcznie.

Kargun i Matthias postanowili chyba działać grupowo, bo w końcu w grupie siła i pierwszy ze zwierzoludzi zaczął obficie krwawić. Futro uwalone juchą, ale bydle stało jeszcze na własnych nogach, groźnie szczerząc swe zębiska. Na więcej stać go jednak nie było.

Eryk z imieniem Sigmara na ustach postanowił pokazać czym jest siła wiary. Jego młot dosłownie rozłupał czaszkę pierwszemu zwierzoczłekowi, który mu się nawinął i począł przeć dalej na przód.

Anzelm wraz z Wolferami postanowili również grupowo działać co sprawiło, że ich cel po chwili ledwo dyszał. A to że nie podyszał zadługo stało się za sprawą sapiącego wściekle Aliquama, który postanowił wyjaśnić sprawę do końca.

Kolejny trup na końcie naszych bohaterów, jednakże nie może być tak że bestie tylko dostają łupnia. W całym tym zamieszaniu, któryś z Ulrykanów został lekko pocięty. Piękniejszy i tak nie będzie, wiec utrata ucha nie zaszkodzi mu zbytnio.

Kolejny etap walki wręcz należała tym razem do Wolferów, bo “I zwierzoludź dupa gdy Wolferów kupa”, jak to zwykli mawiać. Tym razem po ich ostrzami padło dwóch, a trzeci został ciężko ranny.

Widać że przewaga z każdą chwilą rosła, choć Kargun w całym tym zamieszaniu oberwał. Nie było to cięcie, które mogło go wyeliminować z walki, ale cięcie to i tak mogło pozostawić mu bliznę na przedramieniu. Krasnolud, jak to krasnolud, dostał od zwierzoludzia więc mu się odwinął tym samym, a dzieła zniszczenia dokończył kislevski kozak, Wołodia.

Sven za to nadal ni to splata, ni to rzuca, ale na dobrą sprawę to mógłby już ognisko zacząć przygotowywać, co by zwycięzcy mieli gdzie odpocząć. Natomiast Alex, jak to Alex. Kolejna strzała i kolejne trafienie. Ulric gdzieś tam walczy tnąc, siekając lecz przeciwnik walczy z nim jak równy z równym.

Co się odwlecze to nie uciecze, bo Piórko, który do tej pory słabo sobie radził, w końcu zastrzelił bestię… na śmierć. Bełt młodziana wbił się głęboko w czaszkę zwierzoludzia, by w końcu ukazać swe ostrze z drugiej strony. Piórko z zadowoleniem na to spoglądał, jednak po chwili już dalej szukał kolejnej ofiary.

Tych jednak ubywało bowiem grupowa akcja Karguna, Anzelma i Svena, który to w końcu obudził w sobie ten magiczny potencjał, sprawia że zostało już tylko dwóch.

Jednym z nich zajęli się Ulrykanie, którzy po krótkich bojach, z pomocą Wołodi, utłukli bestię. Drugi ze zwierzoludzi zaatakował biednego Karguna. Khazad nie zamierzał mieć żadnych długów u nikogo i oddał mu, a dzieła zniszczenia dopełnił Alex. Strzała trafiła cel między oczy i futrzak padł trupem na ziemię.

W całym tym ferworze walki większość zapomniała o Siwym. Dowódca wdał się w walkę z Ulriciem i jego świtą. Widać było, że chłopaki się męczą strasznie bowiem ich ciosy nie robiły na dowódcy większego wrażenia, za to ten powalił jednego na ziemię i rozłupał mu czaszkę. Svenowi po raz drugi udało się spleść zaklęcie i żądło ubodło Siwego. Ten odwrócił się w kierunku maga by spojrzeć kto śmiał go zranić i było to ostatnia rzecz jaką zrobił. W tym samym momencie twarz przywódcy zwierzoludzi spotkała się z młotem Eryka. Wynik do przewidzenia był prosty… na młocie znalazły się kawałki mózgu bestii. Wrogowie pokonani za cenę życia jednego Ulrykanina, rannego Karkuna i w ferworze walki również Matthiasa. Całkiem dobry bilans. Można odpocząć lub ruszyć dalej.

Możnaby były gdyby nie jedna rzecz… Alex, Eryk i Wołodia spostrzegli coś… Coś się czaiło w krzakach. W krzakach niedaleko których stanął właśnie Urlic. Nagle spostrzegli za jego plecami wyraźniej zwierzoczłeka, który to widocznie wracał właśnie z głębi lasu. A ten zwierzoczłek nie wyglądał na takiego, który miał zamiar uciec, najprawdopodobniej zaatakuje zaraz, niczego nie spodziewającego się, Urlica.
 
AJT jest offline  
Stary 08-02-2013, 20:03   #93
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zasada jest jedna - wykończyć przeciwnika zanim on zdąży wykończyć ciebie. A czyż można to zrobić lepiej, niż za pomocą dobrego łuku?
Alex starał się jak najlepiej wykorzystać swoje umiejętności i możliwości łuku i nie zmarnować żadnej ze strzał. Te miały jedną wadę - na drzewach nie rosły. Za każdą trzeba było zapłacić i lepiej było nie strzelać Panu Bogu w okno. Bez względu na to, czyjego boga to okno było...
Wymierzyć, strzelić. Tego w ramię, tamtego w tors, innego między oczy. Nawet jeśli nie podobało się to któremuś z towarzyszy, który chciałby na własną rękę załatwić swego przeciwnika.

Dobijanie tych przeciwników, którzy jeszcze dychali... To zajęcie Alex postanowił pozostawić innym. Na przykład Wolfengurom. Sam rozglądał się dokoła sprawdzając, czy czasem los nie szykuje im jakiejś paskudnej niespodzianki.
No i... była niespodzianka.
- Ulric, padnij! - krzyknął Alex.
Starannie wycelował w zwierzołaka, który czaił się za plecami Ulrica... i w odpowiednim momencie strzelił.
 
Kerm jest offline  
Stary 09-02-2013, 11:19   #94
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Wolferowie okazali się nie być w najmniejszej mierze ciapami. W walce radzili sobie dzielnie, czy to na dystans faszerując wrogów strzałami, czy siekając ich. Ostatecznie na polu bitwy zrobiło się lekkie zamieszanie i Aliq biegał od wroga do wroga, próbując komuś przywalić, jednak gdy już dobiegał, ten już padał. Na szczęści udało mu się wbić topór w brzuch zwierzoludzia. Gorzej jednak, że zarył przy tym o żebra i zanim wyjął minęło parę sekund. Za to jucha wypłynęła z wnętrza konającego stwora ślicznie, na to krasnolud też się zagapił, z szaleńczym błyskiem w oczach. Zanim zaś z niego się otrząsł, walka była prawie na ukończeniu.

Był już bardzo blisko, gdy Eryk rozłupał czaszkę Siwego. Od plusku rozciapcianego mózgu i chrzęstu pękającej kości, Aliq aż się skrzywił.
- Właśnie dlatego kiedyś walczyłem młotem... - mruknął podchodząc.
Nagle Alex ostrzegł Ulrica. Aliquam nie bardzo wiedząc, skąd może nadejść niebezpieczeństwo, instynktownie musiał chociaż spróbować zasłonić towarzysza tarczą. Na ślepo.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 09-02-2013, 16:54   #95
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Zaczęło się. Alex jako pierwszy oddał strzał. Wołodia wiedział, że nie będzie czasu na dłuższy ostrzał, to też przygotował sobie tylko jedną strzałę, nałożoną na cięciwę. Swietłana czekała w pochwie jak zwykle, w razie gdyby trzeba było użyć szybkiej i poręcznej broni. Kozak miał również pod nogami wielkie toporzysko, które wygrał w zakładzie jakiś czas temu. Był zadowolony ze swej broni niezmiernie i wiedział, że przeleje nią jeszcze sporo krwi. Silne ramię pociągnęło cięciwę pod sam policzek, następnie kozak puścił lotkę strzały wyrzucając ją w przód. Pocisk świsnął z charakterystycznym dźwiękiem przecinanego powietrza, lecz jak się szybko okazało długi okres, w którym Wołodia nie poświęcał czasu na ćwiczenia strzelania z łuku teraz zbierał swoje żniwo. Strzała nawet nie drasnęła celu, mimo że ten ważył dobre sto kilo.

Nie było czasu na zastanawianie się, co dalej. Zarubiev upuścił łuk i schylił się wartko po toporzysko, po czym złapał je oburącz silnym i pewnym uchwytem po czym ruszył za resztą do ataku. Wszystko działo się tak nagle. Wyznawcy Ulryka mieli swoich przeciwników, Wołodia i kilku kamratów również mieli swoich przeciwników. Bitka rozgorzała na dobre. Kozak skrzyżował topór z długim, wyszczerbionym mieczem jednego z mutantów. Do krzyków, powarkiwań i stęknięć doszły również dźwięki szczęku stali o stal. Iskry posypały się jak w krasnoludzkiej kuźni. Bydlak był nadzwyczaj silny. Nie tylko przetrzymał cios topora, ale również przezwyciężył Wołodię w chwilowym siłowaniu się i odepchnął do do tyłu tak, że kozak stracił równowagę i upadł na plecy.

Na szczęście nie był sam i miał dość czasu by wstać nie narażając się na dobicie przez jakiegoś mutanta. Potem wszystko potoczyło się z górki. W międzyczasie kompani poradzili sobie z kilkoma zwierzoludźmi. Gdy Wołodia wstał dołączył do nich ponownie skupiając na sobie uwagę jednego, tak, że po raz kolejny ludzie mogli dobić bez większego problemu stwora. Po krótkiej chwili zmagać z bestyjami ostał się jeden, największy, siwy przywódca bandy. Po krótkiej chwili zmagań, Eryk dokończył sprawy roztrzaskując bydlakowi czaszkę swoim potężnym młotem. Widok rozbijanej niczym melon głowy był paskudny ale zarazem dawał sporo satysfakcji. Wołodia odetchnął z ulgą. Nie widział, co czai się w krzakach. Dopiero krzyk Alexa sprawił, że kozak wejrzał w tamtą stronę i znów uniósł toporzysko w gotowości do boju.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 09-02-2013, 23:03   #96
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
~ Co za banda obłąkańców? Pomyślał Matthias, kiedy łoże jego kuszy dotknęło policzka. ~ Trzeba z nimi porozmawiać i to poważnie...do nędznej matki ich wszystkich, czy życie już im nie miłe? Myśli pogardy dla zaistniałej sytuacji kotłowały się w głowie Matthiasa. ~ Cały trud jak krew w piach...cały plan zasadzki...wszystko na nic! Głupców poznałem wielu, jednak nie ma ich już tu ze mną. Teraz są martwi albo kalecy...nie licząc zaginionych. Za lepszych miałem tę kompanię...Wolfengerowie to banda kretynów, ale żeby nasi tak...jak to? Do kroćset. Wcale lepiej od wilczych synów nie pokazali. Jeszcze przyjdzie mi tu gardła dać za te ich, jak nie szlchetne pojedynki, to za potyczki w lekceważeniu. Matthias rozmyślał i obrał sobie cel ataku...duży, siwy gor, widać przywódca tej grupy śmierdzących bestii. Oddech uległ delikatnemu ukojeniu...grot bełtu działał na wyobraźnię, a prawy łokieć mocno naciskał w okolicach przepony. ~ Dziwne słowo, przepona. Ciekawe skąd Martin Furtz, kusznik z Korbuth, znał to słowo. Kilka dobrych lekcji mi dał, fakt...ale...ciekawe jak wygląda przepona? Matthias spokojnie mierzył w naczelnego gora, myśli i ramie miał opanowane...to powinien być celny strzał. Bełt opuścił łoże i dołączył do innych pocisków które wystrzelili towarzysze Matthiasa. Ostre jak Katajskie przyprawy groty osadzone na prostych jak Wissenlandzcy chłopi promieniach. Bełt Matthiasa szybował jako ostatni...jako ostatni opuścił też zasłonę, jaką było poszycie zieleni. Pociski przeleciały szybko przez polanę i spadły gradem na odpoczywające potwory. To powinna być rzeź...a jednak nią nie była. Salwa była chybiona. Ranald śmiał się teraz na pewno do rozpuku.

Matthiasowi trudno było ogarnąć tak wiele wydarzeń jakie miały teraz miejsce. Wzrokiem powiódł za swym pociskiem, choć widział że większość strzał i bełtów jego przyjaciół i towarzyszy paskudnie chybiła. Nieliczne ostrza osiągneły cel, ale gory opedzały się od nich jak od natrętnych much...a to znaczyło jedynie że nie zadano im większych ran. To był zły znak. Mordrin był pewien że trafi starego wodza zwierzoludzi...wszystko się na to zanosiło. Teraz jednak wszystko potoczyło się w tempie błyskawicy, jak to zwykle w walce bywa.

Strzała Alexa leciała wspaniale, Matthias widział ją gdyż i Alex obrał sobie za cel siwego gora. Ostrze strzały rozcięło ramie gora i siwe futro zmieniło kolor na czerwony. Gor, choć odporna bestia, odruchowo sięgnął zdrowym jeszcze ramieniem ku ranie i odchylił wielki łeb w ryku. Dźwięk mroził krew w żyłach. Jednak Matthias poczuł chłód dopiero wtedy gdy ujrzał jak bełt wymierzony w rogaty łeb przelatuje obok celu...wszystko przez ranę na ramieniu, wszystko przez bojowy ryk stwora. Takie są jednak prawidła sztuki łuku i kuszy. Towarzysze Matthiasa wiele sobie nie robili z faktu że gory były wielkie, muskularne i całe swe życie spedziły na walce i mordowaniu wszystkiego co na ich drodze...uzbrojone też były zabójczo. Matthias jednak dobrze znał te stwory i postanowił trzymać dystans tak długo jak to możliwe. Dwa sztylety pojawiły się w dłoniach najemnika, zaraz po tym jak kusza wylądowała na ziemi. Wszyscy ruszyli do ataku. Matthias z tyłu, jak zwykle. Opóźniony przez misterną sztukę celowniczą, która spełzła na niczym...nie było sensu się frapować, przeszłości nie zmienisz.

Ostrza skrzyżowały się. Spaczona natura, wsparta bezmyślną dziką furią przeciwko wieloletniemu wyszkoleniu i chęci powrotu do domu w chwale. Ryki besii zagłuszające stęknięcia żołnierzy machających ciężką bronią. Okrzyki chwalące Ulryka i Sigmara, wybijające się ponad wrzawę innych głosów. Twarde krasnoludzkie zawołania bojowe przeciwko chwalącym nieład, warknięciom zwierzoludzi. Tak wiele w tak krótkim czasie. Zaczęło się piekło suto zroszone czerwienią. Sztylety Matthiasa dobijały gory w sposób szybki i skuteczny. Towarzysze zostawiali za sobą szlak na wpół martwych zmienionych...większość już nie stanowiła zagrożenia...jednak zawsze trzeba uważać na martwych, z założenia. Mordrin był zaskoczony skutecznością z jaką wybijali stado...wydawało się że grupa była zdezorganizowana podczas natarcia, tu jednak ukazało się doświadczenie wojowników. ~ Warto zobaczyć co będzie...może źle ich oceniłem, za szybko?

Matthiasa wyrwał z zamyślenia ból pleców i klatki piersiowej. Otworzył oczy i ujrzał przed sobą jedynie świeżą, zieloną trawę. W okropnym bólu podniósł się na równe nogi i spojrzał na polanę. Kilka kroków od niego, nieopodal skraju polany, warczał olbrzymi gor. Potwór uzbrojony w prymitywną maczugę szykował się do ataku. Matthias nie wiedział nawet kiedy stwór uderzył go tą przeklętą bronią. Szczęściem trafienie nie było śmiertelne...nie było nawet poważne, jednak Matthias czuł że jego żebra są złamane. Obrażenie było, można powiedzieć, niekomfortowe jak na tę chwilę. Maczuga zrobiła swoje, a uderzenie plecami o drzewo też do bezbolesnych nie należało. Matthias zagryzł wargę i sięgnął po kolejne sztylety. Jeden krótki, stworzony z myślą o rzucaniu...drugi długi, dobry właściwie do wszystkiego poza czesaniem włosów. Obie bronie wyglądały śmiesznie w zestawieniu przeciwko potwornej bestii uzbrojonej w sękaty drąg. Gor szykował się do natarcia...drogę zaszedł mu jednak jeden z towarzyszy Matthiasa. Wołodia rozprawił się z gorem w mistrzowskim stylu. Topór raz za razem uderzał...najpierw w drewnianą maczugę, chwilę później w brunatne futro. Matthias otrząsnął się, nie było to łatwe, ale tak bardzo konieczne. Kilka uderzeń serca później oba sztylety znalazły swój cel. Idealnie wpasowały się w lewy bok zwierzoczłeka z którym starł się Wołodia. Potworność ryknęła po tym jak ostrza zagłębiły się po żebrami. Wąsaty topornik nie tracił czasu. Jednym potężnym cięciem, wyprowadzonym z nad prawego barku, pozbawił zwierzoczłeka życia. Pysk stworzenia pękł, a oko wylało się kiedy topór opuszczał paskudną ranę.

Chwila wytchnienia. Czas by rozejrzeć się za kolejnym przeciwnikiem i ocenić sytuację. Potyczka była wygrana. Część ludzi Ulrica dodawała sobie otuchy i cieszyła się z wygranej...inni dobijali zwierzoludzi dogorywających we własnej posoce. Matthias miał ochotę usiąść i odpocząć jednak było by to nie na miejscu. Najemnik rozejrzał się za rannymi wśród ludzi z którymi tu przybył... ~ teraz czas na bilans strat. Pomyślał Matthias jednak jego myśl przerwał ostrzegawczy krzyk Alexa. Matthias przeniósł spojrzenie na herr Ranelfa tylko po to by za jego przykładem wbić wzrok w Ulrica. Dopiero po chwili dostrzegł ruch za plecami wojownika stojącego nad ciałem zwierzoczłeka. Z krzaków wynurzał się kolejny stwór z zamiarem pomsty za swego kamrata. Matthias chciał również krzyknąc ostrzeżenie, jednak czasem ręka szybsza jest od ust, jakkolwiek sprzeczne było to z logiką. Matthias przełamał ból palący klatkę piersiową i plecy i cisnął oba sztylety w stronę wyłaniającej się z krzaków bestii. Miecz po chwili pojawił się w dłoni najemnika z Derhaffen. Mordrin ruszył tak szybko na ile pozwalały mu na to rany, w stronę zagrożonego towarzysza, biegnąc w bólu krzyknął.

- Do Ulrica. Niebezpieczeństwo!
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 10-02-2013 o 12:19.
VIX jest offline  
Stary 10-02-2013, 18:23   #97
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Walka była jak to w tych czasach, krótka, gwałtowna i brutalna, a przewaga liczebna i zaskoczenie zadecydowały o jej wyniku. Kargun spisał się nieźle choć oberwał w przedramię. Szczęściem rana nie okazała się zbyt groźna i mógł cały czas rąbać swoim mieczykiem. Niestety gdy walka się skończyła okazało się, że przeoczyli jednego ze zwierzoludzi, który nie zamierzał rejterować, a wręcz przeciwnie i postanowił podstępnie wyeliminować Ulrica. Kargun był zbyt daleko by móc cokolwiek na to poradzić, zresztą kumple nieźle dawali sobie radę, ale pobiegł w tamtym kierunku, by w razie czego udzielić wsparcia orężem lub miksturą leczenia.
 
Komtur jest offline  
Stary 11-02-2013, 09:59   #98
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Wujaszek po wszystkim oczyścił swój miecz i zaczął przechadzać się po polu walki. Bogowie mu sprzyjali co go niezmiernie ucieszyło, tak samo jak czuwali nad jego przyjaciółmi. Krzyk Alexa wyrwał go z zadumy toteż od razu Wujcio był już w gotowości, skierował swe kroki ku zwierzoczłekowi.

- Nie rozchodzić się. Trzymać szereg - krzyknął w stronę Ulrykan licząc że Ci nie rozbiegną się jak debile.

Byli grupą i w grupie powinni walczyć. Jednak co on wiedział, by tylko zwykłym nikim.. jak na razie. Szedł skupiony rozglądając się dookoła. Niebezpieczeństwo mogło czaić się wszędzie.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 16-02-2013, 11:04   #99
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Krzyk Alexa udowodnił, że instynktownym zachowaniem Urlica, z pewnością nie jest unikanie ciosów. Wielki mężczyzna skierował swój wzrok na Alexa, jakby próbując zrozumieć co to Ranelfowi po głowie chodzi. Gdy to w końcu pojął, zacisnął mocniej dłoń na rękojeści swej potężnej broni. Miast jednak paść, zaczął się odwracać.

W tym momencie zwierzoczłek już wyłonił się zza krzaków. Z okrzykiem wydawanym przez zmutowany dziób ruszył, mając w zamiarze pozbawić Urlica, jego długowłosej głowy. Szczęściem w tym czasie, naprzeciw mutantowi, leciała już strzała wystrzelony przez wyborowego, drużynowego strzelca. Alex rzadko się myli w takich sytuacjach i w tej nie pomylił się również. Strzała poszybowała nad próbującym zasłonić Wilczego wojownika Aliquamem, by zakończyć swój lot w rozwartym dziobie zwierzoczłeka. Dobiegający do mutanta Wołodia zakończył całą sprawę, odcinając oponentowi głowę.

Wujaszek, jak i też inni z uwagą poczęli obserwować okolicę, czy aby na pewno kolejne niebezpieczeństwo gdzieś w krzakach się nie czai. Lecz już nic się nie pojawiło… Było po wszystkim.
- Dobry strzał Alexie. - Poklepał Urlic po ramieniu strzelca, gdy było już po wszystkim.
- Dobra walka - tym razem rzekł już głośniej, by wszyscy słyszeli. - Nasza ziemia wolna od kolejnych kilkunastu parszywców. Dobra robota!- pochwalił ekipę. - Nie była to może ciężka walka, ale dowiedliście tego, że można wam zaufać i liczyć na was. Przekażę to ojcu, z pewnością – ostatnie słowa zwrócił do najętej drużyny.

***

Jak Urlic rzekł, tak też zrobił. Opowiedział głowie rodziny wszystko ze szczegółami, a tamten po wszystkim rzekł…
- Jakem rzekł już wcześniej. To miał być głównie test waszego zaangażowania, lojalności i sprawności. Jak najbardziej mu podołaliście - rzekł gromkim głosem starszy już mężczyzna. - Otóż i zapłata wasza. Piętnaście złotych karli na głowę każdego z was. Jakeśmy się chyba umawiali wcześniej. Poza tym oczywiście zapraszam na wieczorną ucztę urządzoną na cześć zwycięstwa. Przybędzie, a jadła i popitki wam nie braknie. - Uśmiechnął się szeroko, po czym usiadł na swym fotelu. - Jeśli tu jeszcze będziecie, a ja robotę będę miał jeszcze, to możecie się spodziewać kolejnego zaproszenia do mnie - dodał po chwili.

***

Dnia następnego po kolejnym, wyruszyli natomiast na zadanie zlecone przez Unterów. Po krótce przedstawiono im je jeszcze raz. Mianowicie mieli wraz z grupą drwali i żołnierzy, udać się jakieś dwie godziny w głąb Laurelorn. Tam miało być skupisko drzew bardzo dobrej jakości. Ponoć żyła złota dla drwali. Zadaniem miało być oznaczenie i przygotowanie tego miejsca pod wycinkię. Wraz z grupą ośmiu drwali i pięciu imperialnych żołnierzy wyruszyli. Drwalom przewodził Hieter Dolzer, a wojownikom Friedel Erst.

Oznaczając po drodze trasę, w końcu dotarli we wspomniane miejsce. Gdy zabrali się za wykładanie sprzętu z plecaków i ostrzenie toporów, nagle w drzewo, tuż nad głową jednego z robotników, uderzyła strzała. Wojownicy natychmiast unieśli tarcze, przyszykowawszy jednocześnie miecze. W tym czasie spośród drzew wyszedł odziany w zielone, zadbane szaty, elf.


- Należę do leśnej straży, a strzelał do was jeden z mych elfów. Choć ich nie dostrzegacie, są tu. Wynoście się, bądź klęskę poniesiecie - zagroził. - Chcę też byście świadom byli, ostrzegam was tylko dlatego, gdyż niedawno razem z Chaosem walczyliśmy. Odejdźcie - ostrzegł raz jeszcze.
- Chędożone leśniaki – usłyszał ukradkiem Aliquam i wiele mu pewnie nie brakowało, by nie zgodzić się z tą opinią. Zauważył też, że żołnierze dają sobie sygnały, rozglądają się wokoło i z pewnością nie minie wiele czasu, może minuta, może mniej, jak zaatakują. Wszyscy poza Alexem, Kargunem i Wołodią, byli pewni że zaraz dojdzie do walki. Alex w tym czasie wśród gęstwin dojrzał jednego z długouchych. Aliquam kolejnego, a jeszcze następnych Matthias, Anzelm i Wołodia.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 16-02-2013 o 13:04.
AJT jest offline  
Stary 18-02-2013, 00:41   #100
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Wbij siję na pal pomijocije!- krzyknął kozak, po czym splunął siarczyście na truchło zwierzoludzia, którego powalił ścięciem łba. To była dobra bitka, tak jak podejrzewał. Na szczęście obyło się bez niepotrzebnych ofiar w grupie najmitów, której był częścią. Zarubiev wytarł głowicę topora o rozczłonkowane ścierwo mutanta, po czym odłożył broń pod drzewem, obok pobojowiska. Kozak przeszedł się zasłaniając usta i nos przed wszechobecnym fetorem gnijących trupów i śmierci. Szukał czegokolwiek wartego jego uwagi, jednak poza kilkoma zdobycznymi strzałami, które nadawały się do użytkowania nie znalazł nic ciekawego. Nie zdziwił się, choć miał nadzieję, na coś co zwierzoludzie mogli skraść zamordowanym wcześniej ludziom z miasta. Wołodia wrócił do kompanów przerzucił swój topór przez ramię jak miał to w zwyczaju robić i ruszył za resztą z powrotem do domostwa wyznawców Ulryka.

Wolfengerowie sprawili iście królewską ucztę. Przynajmniej dla Wołodii, wszak dawno nie jadł tak dobrej pieczeni, ani nie pił tak zacnego miodu pitnego. Ubawił się nieźle. Kiedy, większość gości była już pod wpływem wypitego na umór alkoholu, kozak dostrzegł anioła na progu izby w której się znajdowali. Była niczym anioł śmierci wysłany przez samego Morra. Miała idealną jak dla kobiety sylwetkę. Szerokie biodra i soczysty cyc, sprawiały, że Zarubiev kilka chwil nie mógł oderwać od nich wzroku. Kiedy jednak już to zrobił okazało się, że na tym się nie kończą atuty niewiasty. Miała tak niewinną twarz, że kozak nie wiedział czy samo spoglądanie na nią jej nie zawstydzi. Długie blond włosy splecione w warkocz sięgały samego pasa. Jej oczy miały kolor błękitu Rzeki Lynsk, największej i najdłuższej rzeki w Kislevie. Niewiasta rzuciła Wołodii tajemnicze spojrzenie i wyszła z izby znikając w półmroku korytarza.

Kozak odczekał chwilę po czym wstał od stołu i spokojnym krokiem wyszedł za kobietą. Goście, oraz Wolfengerowie bawili się tak dobrze, że nikt nie zauważył jak Wołodia wychodził. Dostrzegł kątem oka jak kobieta wchodzi przez kuchnię do spiżarni. Ruszył za nią nie tracąc czasu. O kucharki martwić się nie musiał. Jadła na stołach było pod dostatkiem i w tej chwili jedynie czego trza było donosić to wina, gorzały i pitnego miodu. Wołodia przeszedł przez pustą kuchnię i dostrzegł ją z bliska. Przypominała mu Saraid. Niewiasta była równie piękna co elfka, a przynajmniej wiele jej nie odstawała.
-Nije wijedzijał ja, że gospodarz chowa w tym domu takije skarby.- rzekł bez chwili namysłu. Dziewczę uśmiechnęło się lekko pod nosem, jednak nie zawstydziło, jak wcześniej myślał kozak.
-A jakież to skarby? Toż to zwykłe wino.- odrzekła biorąc z pułki jeden, zakorkowany dzban.


-Panijenka raczy sobije żartować, szto?- spytał unosząc brew -Wszystkije dzbany wijina elfów, wszystkije beczki khazadzkijego piwa i każda flasza kislewskijej gorzały nije warta tyle co jeden uśmijech panijenki.- odrzekł ze śmiertelną powagą.
-To bardzo miłe zacny Wołodio.- odrzekła.
-Znasz me imiję?- spytał nieco zdziwiony.
-Słyszałam jak twój niski przyjaciel z długą brodą opowiadał jak walczyliście dzisiejszego poranka.-
-Ah tak. Aliq...- wzruszył ramionami -Twego imijenija jeszczem nie usłyszał.-
-Zwą mnie Marit.- powiedziała, zaś sekundę później Wołodia złapał delikatną dłoń blondwłosej kobiety i czule ją ucałował.
-Nijet widzijał wcześniej Ciję Marijit.- rzekł po chwili.

-Mam swoje obowiązki w tym domu. Gospodarz wasz, to mój wuj, brat matki mojej, która na ospę zmarła, kiedy jeszcze ledwie od ziemi odrastałam.- wyjaśniła -Opiekuje się mną tyle lat, lecz nie darmo to czyni. Traktuje mnie jak własne dziecko, a każde jego dziecko ma swe obowiązki i powinności. Pewnikiem zajmowałam się szyciem, gdy żeście tu przybyli pierwszy raz.- oznajmiła -[i]Wybacz mości Wołodio. Czas bym odniosła wino na stół i udała się na spoczynek. Kozak pokłonił się lekko Marit po czym otarł czoło z kilku kropli potu, które na nim zawitały. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuł. Serce waliło mu mocniej, niż tamtej nocy, kiedy zwierzoludzie spalili jego osadę, zabili ojca i prawie jego dopadli w ucieczce. Cały drżał i przeszła mu ochota by dalej się upijać z kamratami. Chciał jeszcze patrzeć na siostrzenicę Wolfengera. Pragnął upajać się jej melodyjnym głosem i wąchać zapach, który ją otaczał. Niczego tak nie pragnął jak tych rzeczy...

~***~

-Spokojnije władcy leśnych królestw...- Wołodia uniósł dłoń pokojowo w geście próby porozumienia się. -Jesteśmy przyjacijółmi Sarajid z klanu Barthijinal.- użył największego atutu jaki mu teraz przyszedł do głowy -Pomówmy spokojnije, nijikt z nas kłopotów i bijitki nije chce...- rzekł spoglądając stanowczo na kompanów i towarzyszących grupie najemników mężczyzn.
Elf wyraźnie zainteresował się, gdy usłyszał wzmiankę o elfiej wojowniczce. Nie zmieniło to jednak nie zmieniło to faktu, że rzekł tylko...
- Po prostu odejdźcie. Wiem po co jesteście w tym miejscu, więc rozmawiać wiele nie mamy o czym - wypowiedział spokojnie. Przy okazji Wołodia zauważył też, że jego słowa na żołnierzach nie wywarły także wielkiego wpływu. Przybyli tu po drewno i bez tego drewna najwidoczniej wracać nie mieli zamiaru. Wyglądało na to, że są w patowej sytuacji, a walka wisiała już na włosku.

-Drewno albo życije?- kozak uniósł brew -Dobra, ja wracam do mijasta.- wzruszył ramionami. Wołodia zarzucił topór przez ramię po czym ruszył spokojnie w stronę, z której przybyli do lasu.
- W końcu nie po to tu przyszliśmy, żebyśmy mieli walczyć z elfami- powiedział Alex. - Mutanty czy jakieś orki albo gobliny, to co innego. Ale nie elfy. - Wzruszył ramionami i ruszył w ślad za Wołodią.
Aliquam spojrzał zdziwiony za dwójką towarzyszy, z wrażenia aż zsuwając dłoń z topora.
-A... a... A niech będzie! - Fuknął tupiąc stopą, ruszając wściekły i zgarbiony za resztą. - Niech się ocierają o te drzewka, jedzą ich chorę i rozmnażają się z nimi... za durne korzeni nie będę waszej skóry ryzykował. Sam wszystkich nie zasłonię tarczą - mówił z lekko zranioną dumą.

Wołodia nie miał zamiaru oddać życia za sprawę tego absolutnie nie wartą. Złoto i tak zarobi, w ten czy inny sposób a teraz nie mógł sobie pozwolić na śmierć. O nie. Serce mu drżało na myśl, że mógłby nigdy więcej Marit nie zobaczyć. Chciał wrócić do domu Wolfengerów i prosić seniora o błogosławieństwo i rękę jego siostrzenicy. Być może nie był członkiem zakony Ulryka, jednak jego dogmaty odpowiadały mu jak najbardziej, nic więc nie stało (po za Erykiem) na drodze by nie przyjąć wiary Białego Wilka. Nie był jednym z nich, lecz to był tylko wygląd i akcent. W środku bowiem był takim samym niezłomnym wojem jak Ulrykanie. Musiał jeszcze spytać o zdanie Wujaszka. Wszak był mądrym człekiem i być może doradzi coś Wołodii, gdy już dotrą z powrotem do miasta i będzie czas na spokojną rozmowę...
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172