Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-05-2013, 13:00   #61
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
- Połóż chłopca tutaj. - powiedział do Hansa. Miejsce, w którym leżał mały było niczym innym jak łóżkiem w jednej z chat.
- Teraz można zająć się trupami i resztą. - dodał cyrulik wychodząc z chaty.

Przeszukanie chat dało nawet dobre rezultaty. Z znalezionych przedmiotów najbardziej cieszyło Konrada jedzenie. Zjadł nieco z tego, co znaleźli, ale wziął jeszcze kawałek sera dla chłopca i ruszył do chaty, w której leżał. Sprawdził jak chłopak się ma i wyglądało na to że nie najgorzej. Spał, więc nikt nie postanowił by go obudzić. W końcu Konrad sam usnął w jednej z chat.

Noc była wyjątkowo przyjemna. Chyba nikt nie spodziewał się że uda im się usnąć z pełnymi brzuchami, jednak tak było, przez co nikt nie kwapił się by wstawać skoro świt. Konrad może i leżałby dłużej gdyby nie obudził go normen i nie zaprosił na śniadanie.

Do rozdzielania broni Altman się nie palił. Ewentualnej broni było mało a byli tacy, którzy zrobiliby więcej użytku z siekiery niż Konrad, dlatego postanowił w ogóle się nie udzielać w tej sprawie.
Zainteresował się natomiast przebudzonym chłopcem. Konrad nie znał mowy północy ale postanowił zostać w izbie i przysłuchiwać się rozmowie, z której niestety za wiele nie wynikło. W między czasie miał okazję obserwować kłótnie małą. Warren dostał w ryj od kapłana, słusznie z resztą. Ale swoją ocenę i opinię Konrad postanowił zachować dla siebie. Nie chciał, przynajmniej teraz, opowiadać się po jakiejś ze stron.

Sam Konrad został w chacie z młodym ocalałem w razie gdyby chłopak czegoś potrzebował.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 01-06-2013, 12:26   #62
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Na plaży

Dwójka kompanów udała się na poszukiwania krasnoludzkiego topora, wierząc wciąż, że broń gdzieś tam będzie. Z pewnością zarówno jeden jak i drugi mąż mieli świadomość, że odnalezienie oręża jest niemal niemożliwe, gdyż ciężka stalowa głowica musiała pociągnąć go na dno oceanu nieopodal miejsca, gdzie zatonął okręt. Woda była lodowata a zimny wiatr z północnego wschodu dodatkowo zniechęcał do nurkowania. Khazad był jednak skurwysynem, którego wola była twardsza od niejednej stali, która wyszła z pod młota krasnoludzkiego kowala. Hans choć podziwiał swego pięknobrodego kamrata nie był tak twardy i zawzięty w sobie. Co prawda nurkował kilka razy w wodzie, jednak trwało to krótko i mężczyzna trzęsąc się z zimna wracał na brzeg skacząc w miejscu by jak najszybciej przywrócić sobie naturalną temperaturę ciała.

Wioska

Słowa przekazane przez Starkada pozostały bez odpowiedzi w ustach dziecka.
- Mannanie Ostudź lęki tego chłopca i wskaż mi ścieżkę - począł modlić się Gottfried na zewnątrz izby. Widząc Friedricha, spytał czy ktoś już postanowił wziąć siekierę .
- Nie wiem. Wszyscy zajmowali się chłopcem i o broni nikt nie myślał - odparł zapytany. - Musiałbyś wejść i spytać.
- Tak czy siak powinniśmy spróbować umocnić tą placówkę Najlepiej spróbować postawić jakowąś wieże z ociosanych pali lub nawet wał ziemny... - powiedział Wedwen głęboko nad tym myśląc - [i] Na początku wystarczy ściany tej chatynki wzmocnić i drwa na opał uzbierać [i] - rzekł zamyślony Gottfried - w takim stanie prędko nie wyruszymy....
-Zostawmy go tutaj, spójrzcie tylko na niego. Widział rzeźnie na własne oczy. Może i jest z norski ale dalej to tylko dzieciak. Jeśli jego umysł wróci kiedykolwiek do normalności to na pewno nie stanie się tak po jednym dniu. Będzie nam tylko zawadzać - Warren rzucił beztrosko do zgromadzonych

- Sprzeciwiam się z całego serca! - powiedział podniesionym głosem Niedźwiedź. - Nie możemy go tutaj zostawić, nie obchodzi mnie, kiedy jego umysł wróci do normalności, ten chłopiec zaznał już za wiele zła od ludzi. My zostaliśmy zesłani przez bogów, byśmy mu pomogli, przecież to tylko bezbronne dziecko, nie zostawię go tu na pastwę wilków! Jeśli nie zechcecie go zabrać z nami to osobiście się nim zajmę. - pomimo tej deklaracji, rycerz zdawał sobie sprawę z tego, że sam tutaj raczej długo nie pożyje. Spojrzał na towarzyszy szukając wsparcia.
Gottfried słysząc przez drzwi o porzuceniu chłopca , wszedł do chaty i trzasnął w mordę Warrena który upadł na ziemię od niespodziewanego uderzenia
- NA BOGÓW! - splunął. - Jak śmiesz oferować porzucenie dziecka ? - tfu splunął po raz kolejny Wedwen . - To nie dla tego Mannan skierował nas na to dziecko ażebyśmy je teraz porzucili !!! - Krzyknął głęboko poruszony Gottfried wychodząc z chaty w poszukiwaniu jakichkolwiek przedmiotów, worków, sakw, gwoździ, garnków czy nawet krzesiwa, a może i jakiego noża?
-tfu.. - splunął krwią na ziemię zaskoczony Warren. - To była propozycja … nie to nie. Ale ostrzegam. Uderz mnie jeszcze raz a pożałujesz

-Chłopy!- chłodną atmosferę przerwał Starkad wołając kompanów. Mężczyzna korzystając z okazji udał się na krótki obchód wokół wioski -Chodźta. Coś wam pokazać muszę.- zawołał wskazując kierunek, z którego przybył. Mężczyźni udali się za Norsmenem na skraj lasu, który otaczał wioskę, a konkretnie na północ od osady. Kilkanaście metrów wgłąb lasu znajdował się spory głaz, na którym ktoś starannie wyrył wilczy łeb o świecących jaskrawym światłem oczach.
-Widywałem różne malowidła moich przodków. Pewnie to nic nadzwyczajnego, bo w moich rodzinnych stronach również często malowano wizerunki wilków i niedźwiedzi, ale mimo wszystko lepiej było wam o tym powiedzieć.- wyjaśnił zawieszając ręce na piersiach. Kompani jeszcze kilka chwil spędzili przy kamieniu, po czym wrócili do osady, gdzie przed wyruszeniem w drogę niektórzy zaczęli raz jeszcze przeszukiwać chaty w poszukiwaniu narzędzi i innych przedmiotów potrzebnych do przetrwania. Znaleźli młotek i gwoździe, znaleźli piłke do drewna, oraz cęgi, znaleźli kilka innych rzeczy, które z pewnością mogłyby się przydać... Tylko właściwie do czego?




Wszyscy

Zgodnie z słowami Helvgrima dwójka towarzyszy wróciła do wioski przed południem. Zmarznięci i wymęczeni jakby nie wiadomo co tam wyprawiali, szybko zostali wprowadzeni w temat malowidła. Starkad wyjaśnił swoje podejrzenia iż lokalni mieszkańcy oddawali cześć wilkom jako naturalnym władcom tych ziem, a być może zwyczajnie był to symbol określający tę osadę i te strony, kto wie.
Tak na dobrą sprawę byli gotowi by opuścić to miejsce, lecz żaden z nich nie miał konkretnego pomysłu w którą stronę się udać. Dziecko, choć już miało jako taki kontakt z otaczającym go światem wciąż pozostawało milczące i ani prośby ani groźby nic nie dawały. Chłopak zwyczajnie zamknął się w sobie i nie chciał rozmawiać, nie chciał nawet myśleć o tym co go spotkało poprzedniego dnia.
-Możemy udać się na północny wschód.- wskazał kierunek, w którym z plaży widać było w oddali górskie wzniesienia -Być może tam coś zobaczymy z wyższych terenów?- zaproponował.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 01-06-2013, 17:26   #63
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Znaleziony przez Starkada rysunek nic Friedrichowi nie powiedział. Równie dobrze mógł to być malunek ducha opiekuńczego, jak i ostrzeżenie przed wrogami. Dokoła nie było żadnych śladów składania ofiar, a jeśli to było bóstwo opiekuńcze... cóż, raczej nie wywiązało się ze swego zadania.
Podziwianie zdolności malarskich jakiegoś tubylca raczej nie mogło przynieść żadnych korzyści, dlatego też Friedrich wnet zrezygnował z oglądania malunki i wrócił do wioski by znaleźć coś pożytecznego.

Grosz do grosza... A nie - raczej ziarnko do ziarnka.
Friedrich chodził od chaty do chaty i przeszukiwał pomieszczenia, przy czym najbardziej nastawił się na kuchnie. I pomalutku, powolutku gromadził przydatny ekwipunek. Tu talerz, tam sztućce. A i worek się znalazł, co od biedy mógł udawać plecak. Idealnie zmieścił się w nim koc, tudzież płaszcz, wyciągnięty z jakiejś szafy. Poprzedniemu właścicielowi nie był już potrzebny, a Friedrichowi mógł ocalić życie. Albo, przynajmniej, zdrowie. Do tego doszło parę innych drobiazgów i (niemal) goły i bosy do niedawna ex-marynarz okrętowy stał się posiadaczem kilku przydatnych drobiazgów. Między innymi zapasów jedzenia na parę dni.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-06-2013, 11:45   #64
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Tego Niedźwiedź się nie spodziewał. Może nie darzył Warrena szczególnym zaufaniem, ale żeby jawnie proponować pozbycie się bezbronnego chłopca? To było nieludzkie. Rycerz poczuł odrazę do autora tych słów. Jeszcze bardziej zaskoczyła go jednak ostra reakcja Gottfrieda. Uważał go za pokojowego akolitę, a tu proszę, porywczość okazała się jedną z jego cech. Już bał się, że dojdzie do jakiejś bijatyki, ale na całe szczęście skończyło się na groźbach.
~ Jeśli chcemy przeżyć to nie możemy bić się bez poważnego powodu. Co innego zwykła bijatyka, co innego honorowy pojedynek, ale ani na jedno ani na drugie nie ma teraz czasu. Chociaż czas przyjdzie ~ pomyślał.
Albrecht już planował zemstę na bezczelnym Ulrichu, który miał czelność bezprecedensowo ukraść jego własność.
~ Odetnę mu rękę to się uspokoi. Oczywiście, gdy będziemy już w miarę bezpieczni. Teraz nie ma miejsca na takie spory. Złodziejskie nasienie… takie coś zwalczać należy u samych podstaw. ~
Nadal pałał ze złości na myśl, że musi póki co pozwolić bezkarnie działać temu człekowi.

Wtem rozległ się donośny głos Starkada, który wzywał wszystkich do siebie. Zaciekawiony Niedźwiedź poszedł więc do niego. Powodem okazał się rysunek. Albrcht zawiódł się nieco. Liczył na jakieś dobre wieści, a takie prymitywne dzieło niewiele mu mówiło.
- Poganie… – burknął pod nosem niezadowolony.
Jak można sądzić, że rysunki wilków czy niedźwiedzi pomogą im przetrwać? Kompletny nonsens. Wizerunek zwierzęcia nic mu nie powiedział, wszak nie znał się na tych pogańskich zabobonach, więc postanowił zbagatelizować to wydarzenie. Zauważył, ze Friedrich zaczął najprawdopodobniej zbierać różne rzeczy z wioski.
~ W sumie to niegłupie ~
Niedźwiedź sam postanowił zebrać parę przydatnych gratów. Poszedł do kuchni, aby pozbierać trochę jedzenia i zawinąć je w coś, chociażby nawet jakąś większą szmatkę, aby tylko tego wszystkiego nie nosić w rękach. Zaczął rozglądać się także za porządniejszymi ubraniami, bowiem pogoda ich nie rozpieszczała. Szukał też jakiejś miski, ot chociażby do jedzenia, czy na deszczówkę.
 
MrKroffin jest offline  
Stary 02-06-2013, 12:52   #65
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
- Przeklęte morze i statek. Krasnolud mówił spokojnie, miarowo. - To już raz drugi jak broń swą utraciłem, wiesz Hans? Pierwej w bestii ciele żem go na miesięcy kilka zostawił. Ostrze jednak przetrwało i drogę swą odnalazło. Los paskudny mnie spotyka. Trudno mi przejrzeć Smednira zamiary co do mego życia. Zupełnie jakby chciał bym brodę przefarbował na czerwono. Khazad nigdy jeszcze nie był tak wylewny w stosunku co do swych uczuć. Mówił teraz i spoglądał na morze które odebrało Sverrissonowi własność przenajświętszą. - ... nic tu po nas. Wracajmy. Helvgrim wiedział że poszukiwania są bezsensowne. Wierzył że przeznaczenie być może skieruje azkharańską stal znów w ręce właściwe... ale nie dziś, nie tym razem.

Kiedy Sverrisson suszył się przy ognisku był bardziej niż przygnębiony. Paskudną bliznę na twarzy, która choć nie pierwsza, to napewno najświeższa, dotknął i przejechał palcem po całej jej długości. Khazad wiedział że blizna jest niczym w porównaniu do braku błękitnej stali trzymanej w garści. Czuł że bogowie jakby przymuszali go do pozostania aglandem, a to nie było dobre przeczucie. Fatum jakieś nad głową Sverrissona tkwiło. Kiedy tak rozmyślał nad tym wszystkim, krasnolud rozpuścił brodę i wyczesał dobrze, znalezionym w osadzie grzebieniem. Trwało to długo, ale akurat tyle by ciało osuszyć i do powrotnej drogi czas dać Hansowi na przygotowanie. Broda zmieniła swój wygląd wyraźnie. Wcześniej warkocze nierówne, pozlepiane solą i błotem... wąsy w nieładzie. Teraz za to, sześć wspaniałych i długich, misternie zaplecionych kłosów. Wąsy w dwie piękne kosy zwarte i spinkami ozdobione. Złoto i srebro, kamieniami szlachetnymi zdobione, w khazadzkie spinki obrócone przez jubilerskiego mistrza... wszystkie one, a szesnaście ozdób było, miejsce swe znalazły na bujnym, blond owłosieniu, twarzy krasnoluda. Tak przygotowany Sverrisson ubrał się, tobołek przez ramię przerzucił i za pas wetknął drewnianą maczugę. Spojrzał jeszcze na morze... być może po raz ostatni na miejsce gdzie broń utracił. Wzrok przeniósł na szczątki stosu pogrzebowego, który to dnia poprzedniego w ogniu stał. W ziemię wbita była drewniana tabliczka z wyciętymi na niej imionami i nazwiskami martwych marynarzy. Tabliczka osadzona była między kamieniami, tak by jej wiatr czy woda w przypływie nie zabrały. W głowie Helvgrima plaża ta kamienista była bardzo smutnym miejscem... i dla ludzi, i dla niego samego. Żal trzeba było jednak zostawić za sobą, innej rady nie było. Kara za utratę duszy ostrza jeszcze nadejdzie, tego khazad był pewien jak kolejnego wschodu słońca... tylko czy jemu jeszcze dane było zobaczyć ów wschód?

***

- Ciekawi cię to Hans? Zapytał krasnolud. - Dobrze opowiem ci. Do osady mamy blisko, toteż opowieść skrócę, znacznie. Sverrisson odchrząknął i zaczął mówić. - Trzymaj dla siebie co ci powiem, zresztą jak zawsze kiedy o dawi ci opowiadam cokolwiek. Krasnolud zrobił wymowną pauzę... po której zaczął opowieść. - Jestem aglandem... a w pełni swej mówimy durgrimst agland, po waszemu to byłoby coś jak ... miecz klanu. Rozumiesz? Hans nie odpowiedział, ucieszyło to Helva, widać człek był z Hohenzolerna pojętny bo dopytywać się nie musiał już o nic. Krasnolud kontynuował zatem. - Jak już broń nawykli jesteśmy nosić, od lat swych młodych, to mieczem klanu się stajemy. Wtedy też miecz od ojca, wuja lub starszego klanu dostajemy... zależy kto z nich jeszcze żyw jest. Miecze aglandów z naszej stali z Azkahr się robi, ale przez ludzkich kowali, z plemienia Vargów. Taka nasza zależność jest. My im żelazo dajemy przednie i złoto w zapłacie, a oni nam miecze kiepskie, ale z najlepszej stali kute. Rozumiesz teraz o co tu chodzi?

Hans nad jednym się tylko zastanawiając nie omieszkał o to zapytać. Chwil w których Helvgrim rozwodził się o rodowych sekretach nie było za wiele i jesli już jakaś okazja się nadarzała to trzeba ją było wykorzystać.

- A czemu sami z własnej stali nie kujecie sobie mieczy? Z khazadów najprzedniejsi kowale są przecież. Mogę się jeno domyślać, że o jakąś przeszłą zażyłość tu chodzi co to wówczas i teraz na honorze leży. Nie próbował nawet zgadywać o co dokładnie mogło chodzić, wolał aby mu Helvgrim powiedział lub na całość osnuł mgłą tajemnicy, było to lepsze niż niepewne zgadywanki.

- Widzisz... bo to nie jest proste wcale. Sverrisson złamał nogą krzak który mu drogę zagradzał i przytrzymał kolejną gałąź by Hansa w twarz nie uderzyła...wciąż mówił. - Miecz u nas znakiem jest hańby co ją nosić musimy aż się godni topora nie staniemy. Do walki w hirdzie... formacji takiej, co to jej na powierzchni czasem używają nasi dowódcy, ale w tunelach i jaskiniach częściej, tylko z toporem stanąć można. Teraz tego tłumaczyć nie będę. Wiedz tyle że młody khazad z północnych twierdz miecz nosić musi, przez ludzi kuty... czas nadchodzi i klanu głowa styliskiem o księżycowym ostrzu zwieńczonym cię nagradza za czyn chwalebny lub służbę trwałą. Wiadomo, jak miecz przez ludzi kuty to lepszy... bo gorszy jest i o chwałę trudniej, ale tam gdzie ludzkich plemion nie ma tam dawi z czeladników zbrojmistzowskich wyrobów korzystają. Jak dzień Valryna nadejdzie, to obrońcą ojcowizny się stajemy. Topór dzierżymy dumnie, co to go domu założyciel, z miecza haniebnego stali wyrabia i złota przysięgi odrobinę dodaję. Wiem to bo nie tylko żem jest wojem, ale i kowalem całkiem niezgorszym.

Krasnolud przerwał na chwilę swój monolog. Wciąż szli przez las... wzdłuż strumienia, byli już blisko osady gdyż dało się zauważyć kontury chat przez drzew listowie. Krasnolud miał już zamilknąć... wody się napić i o sprawach ważnych dla całej grupy mówić zacząć, ale coś go tknęło i kazało o mieczu powiedzieć jeszcze zdanie jedno. - Hans, wiesz? To wszystko co ci powiedziałem. To jedno jest. Jednak mój miecz był inny... zupełnie inny. Sverrisson zamilkł. Wyszli na błotnistą drogę miedzy domami. Hohenzolern być może chciał coś powiedzieć, może jeszcze o coś zapytać... ale Helvgrim dodał tylko. - Znamy się juz długo panie Hohenzolern. Z żadnym człekiem jesze tak długo nie podróżowałem czy nie gaworzyłem. Od dziś mów mi Helvgrim lub Helv... po prostu, imienia mego używaj, bez tytułów jakichś. Czas na to najwyższy by przestać sobie panować. Co ty na to?

***

Sverrisson przyjął wieści o symbolu wilka z wyraźnym przejęciem. Dotknął malowidła dłonią kiedy mu pokazane zostało. To pewne było że lud pod takim znakiem żyjący spokojny w obejściu być nie może. Jeśli zaś wilkom cześć oddają to dzicy być mogą. Chyba że ochronnym symbolem wilk tu był. Gorzej jednak jeśli to ostrzeżenie jest... by do lasu nie wchodzić. Khazad myślał i słuchał co inni do powiedzenia mają. Zapadło w końcu. Trzeba było się naradzić ze wszystkim, decyzję podjąć, opini wszystkich wysłuchać.

Helvgrim stanął na środku osady i zakrzyknął by wszyscy się zeszli i by ustalić dalsze plany było można. Sam usiadł na pieńku i zaczął.

- Co zatem każdy z was myśli? Co proponuje? Każdy pomysł dobry być może. Starkad mówi iść w góry. Okiem sięgnąć i w terenie orient zyskać? Wy zaś? - Zakończył pytaniem khazad i spojrzał na zebranych.

- Przede wszystkim sądzę, że nie możemy odchodzić zbyt daleko od strumienia. O wodę może być tutaj trudno, nie wiemy jak często tu pada. Warto co prawda udać się na jakieś wzgórze i rozejrzeć, ale chyba najrozsądniej byłoby iść ze strumieniem, a nuż wpada do jakiejś większej rzeki, a przy takich rzekach często są osady - odezwał się Niedźwiedź.

- Może przy okazji sprawdzimy - zaproponował Friedrich - dokąd prowadzi ta ścieżka? - Wskazał na dróżkę, która prowadziła w las. - Jeśli tutejsi utrzymywali jakieś kontakty z innymi ludźmi, to pewnie nie przedzierają się przez las.

- Jakby mnie kto pytał to i strumień i droga rozsądne się wydają i jedną z tych dróg powinniśmy wybrać, coś mi się tak zdaje. Ur'z i Friedrich dobrze mówią. W góry iść nie dobry to pomysł, zimny klimat tutaj, ludziska na nizinach mieszkają najpewniej. W górach żywej duszy nie uświadczymy, a i o żywność trudniej. Dodał Sverrisson.

Rozmowa trwała dalej. Krasnolud wiedział jednak że jeśli zostaną na noc jeszcze jedną w osadzie to będzie miał on zajęcie. Postanowił przy użyciu znalezionych narzędzi, które zauważył w posiadaniu Friedricha i Ur'za, zmontować wnyki i koło strumienia rozstawić przed zachodem słońca, tak by wczesnym wieczorem już móc sprawdzić czy jakaś kolacja w nie nie wpadła. Sverrisson zamiarował po domach rozejrzeć się i poszukać wędki bądź sieci... wszak bliskość strumienia musiała oznaczać że ktoś coś łowić musiał.
 
VIX jest offline  
Stary 02-06-2013, 21:10   #66
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Zimna kipiel słonego morza nie zamierzała się poddawać wysiłkom człowieka. Po prawdzie wobec takiej potęgi znaczył mniej niż przysłowiowa kropla w morzu... nie byłby jednak sobą, ani tez przyjacielem Helvgrima, gdyby nie próbował do momentu, aż jego szczęka tak klekotać zaczęła iż myślał, że sam sobie wszystkie zęby powybija.

Musiał się w końcu poddać i z podziwem patrzeć, jak krasnolud nie pomny na lodowata wodę, raz po raz nurkuje jeszcze broni swej szukając.

Widać, że był niepocieszony, włóczykij jak przez mgłę domyślał się jak dużą stratę krasnolud zaznał, sprawa tyczyła się jego honoru a z tego co mówił Helvgrim to kwestia miecza głębsze jeszcze miała znaczenie, stanowiąc furtkę do uzyskania topora i wyjścia spod hańby. Jak jednak spod hańby wyjść, nie mając miecza który temu służył? Na dodatek miecza szczególnego...

Człowiek rozmyślał nad tym długo i pewna rzecz przyszła mu do głowy, trzymał ją w sobie niepewny czy może ją zaproponować towarzyszowi. Dopiero gdy Helvgrim zaproponował mu przejście na „ty” co oznaczało wręcz przyjaźń jak i zaufanie bez namysłu podał khazaldowi dłoń dumny z propozycji mu zaoferowanej. Od razu zniknęły tez obawy o to co może co nie może powiedzieć, przyjaciele zawsze mówili sobie więcej, niepomni na konsekwencje...

- Nie myśl, że próbuje cię pocieszyć, ale przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Skoro w odmętach morskich miecz twój leży, to nikt inny jak Mannan mógłby ci broń tą ze swojej domeny wydać. Być może kapłan Mannana byłby w stanie coś z tym zdziałać, jeśli nie ten nasz – bo i pewnie dawno już by prosił choć o część rzeczy utraconych, to inny, lepszy. Ten zdaje się być zresztą akolitą a to i pewnie ani moc ani łaska bóstwa nie ta sama... Ale w nadmorskich miastach Imperium … gdy tylko wrócimy, spróbować będzie można. Jakąś ofiarę się złoży i zobaczymy... A kto wie, może i wśród miejscowych znajdziemy kogo trzeba.

Hans wierzył w to co mówi miał większe zaufanie do bóstw niż krasnolud mógł do tej pory podejrzewać, fakt iż zaniedbywał ostatnio swoja wiarę nie oznaczało iż nie wierzył... zwłaszcza teraz po doświadczeniu katastrofy statku i ocaleniu od bandy wilków. Nim weszli do wioski nie omieszkał Tallowi podziękować i rozejrzeć się już spokojniej za jakimiś ziołami.

Malowidło było ciekawe i przypomniało Hansowi pewną teorię która już wcześniej nawiedziła jego głowę, ale której nie powiedział głośno:

- Tak sobie tylko myślę, że te wilki to po stronie mieszkańców wioski były i dlatego nie tyle chłopca zagryźć chciały, bo pewnie dawno by to zrobiły, ale przeciwnie chroniły go przed tymi co wioskę zaatakowali. Tyle że jak to wilki zanim do wioski z ratunkiem przybyły mieszkańcy już poginęli i jeno chłopiec ucieczką się uratował.

Hans zadumał się na chwilę raz jeszcze na malunek spojrzał po czym dodał

– mówię to tak tylko, żeby któryś czasem wilka pierwszy nie atakował jak się jakiś pojawi. Nie wykluczone, że doglądać będą chłopca z daleka i nie chciałbym aby jakiś narwaniec do walki je sprowokował.

Nie miał już nic do dodania, zaczął szykować się do dalszej podróży zbierając z mieszkania co się jeszcze dało oraz dłuższy czas przy ogniu z kominka spędzając. Naradzie przez chwilę się przysłuchał po czym wyraził swoją opinię

- Jestem generalnie za ścieżką, musi gdzieś prowadzić a przeprawa przez góry … wiecie nie mamy wyposażenia, obawiam się że musielibyśmy wspiąć się dość wysoko by poprzez korony drzew coś dostrzec, a górach ciężej o jedzenie... no nie wiem, rozejrzeć się dobry pomysł, ale jednak jeśli o mnie chodzi to wolałbym sprawdzić najpierw ścieżynkę.
 
Eliasz jest offline  
Stary 04-06-2013, 21:18   #67
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
- Tak myślę sobie - wtrącił się cyrulik - może nie warto wyruszać teraz całą kupą, może warto zrobić by zwiad. Wyznaczmy dwóch najszybszych i najbardziej odpowiednich do tego. Jak ruszą dwójka to nikt ich nie przyuważy a w razie czego szybciej powrócą niż cała grupa.
Friedrich pokręcił głową
- Mimo wszystko lepiej trzymać się razem - powiedział. - Rozbici na mniejsze grupki będziemy jeszcze słabsi, niż jesteśmy.
- Herr Friedrich ma rację. Rozdzielać się, to źle nam wróźyć może. Zostańmy w grupie lepiej. Dziś minął już dnia środek, ruszać nierozważnie. Jeśli mamy iść to lepiej jutro, o świcie samym. Jak odpoczniemy przed drogą trochę jeszcze to też nam niezaszkodzi. - Odezwał się Helv.
- Najpierw wody pitnej powiniśmy nabrać do butelek - rzekł milczący od incydentu z Warrenem Gottfried .
- Szlachetni panowie, pozwolę sobie na chwilę zboczyć z tematu. - nie wytrzymał już Niedźwiedź. - Jeżeli mamy przeżyć na tej zapomnianej przez bogów ziemi to trzeba trzymać się razem i darzyć chociaż częściowym zaufaniem. Wszyscy zaś widzieli jak bezczelnie zachował się wobec mnie niejaki Ulrich, który sobie teraz swobodnie siedzi i coś rzeźbi z drewna. - łypnął na niego okiem. - Jestem człowiekiem miłującym pokój, ale równie mocno prawo. Myślę więc, że taki uczynek nie może zostać bez kary. Może warto byłoby uciąć mu jedną dłoń zgodnie z prawem. Nie możemy tolerować wśród...
-To jest chyba twoje...- Rzekł niewzruszenie Urlich przysłuchując się temu co mieli wszyscy do powiedzenia jednocześnie rzucając sztylet pod nogi rycerzyka. -Ja już go nie potrzebuję. A jeśli chodzi o sprawy ważniejsze, to według mnie trzeba poszukać innych osad, czy też może i mieścin, gdyż na moje oko nie przetrwamy tutaj długo z tak mizernymi zapasami, a z moich obserwacji wynika, że w okolicy jest mało zwierza, gdyby nawet komuś zachciało się polować. Więc jak, idziemy i szukamy następnej przystani na tym pustkowi, czy zdychamy tutaj?
Gottfried powstał i oddalił się nagle.
Niedźwiedź chociaż powinien się uspokoić faktem, że Ulrich oddał mu jego własność to wpadł w jeszcze większy gniew. Spojrzał na bezczelnego człeka jadowitym spojrzeniem, a oczy zdawały się mu płonąć.
- Chłopcze, nie chodzi mi o ten sztylet. Lepiej go sobie weź, mizernyś strasznie i bez broni długo nie pożyjesz. - zwrócił się do reszty. - Nadal jednak postuluję za tym, aby uciąć mu, może nie od razu całą dłoń, ale chociaż palec, bo kto choć raz coś ukradł, kraść będzie zawsze. Mimo, że wszystko każe mi to zrobić, to nie chciałbym czynić czegoś przeciw wam, towarzysze. Udzielacie mi więc pozwolenia? - położył dłoń na rękojeści miecza.
Hans milcząco skinął głową na zgodę i dodał - Nie zapominajmy też o znieważaniu zmarłych, jak również o fakcie, iż jako jedyny został gdy ludzie w lesie pomocy wzywali... chorego nie liczę, bo do tej pory nie doszedł w pełni do siebie, ale złodziej był zdrów … jeno w dupie miał życie innych, jak i ciała już zabitych, jak i czyjąś własność. - Hans w twardych zimnych słowach nietypowych dla jego młodego wieku, zreferował swoje zdanie, dłoń kładąc na drzewcu siekierki. - [i] Kto wie czy nie przez jakieś świętokradztwo gniew Mannana na nas ściągnął ? Widać po czynach, iż do tego zdolny … [i/]

Kiedy Ulrich gadał od rzeczy , Wedwen cichcem zachodził go od tyłu z pałą w rękach


Ulrich przez cały czas jak mówili Niedźwiedź i Hans miał zamknięte oczy, lekko spuszczoną głowę i śmiał się z cicha tak, że tylko on to słyszał.
-Nieprzemyślane wnioski, a do tego błędne - powiedział podnosząc głowę, by odwzajemnić niechętne spojrzenie, ale u Urlicha była w nich też pograda, a na jego twarzy widniał złośliwy uśmieszek. - Moi panowie minęli się z prawdą. Czy to, że jestem ateistą i nie wierzę w istnienie żadnych bóstw to zaraz powód do tego, by sądzić, że to przeze mnie był ten cały sztorm? Powątpiewałbym. Mógł to też sprawić Niedźwiedź, gdyż jak słyszę cały czas wychwala jakiegoś Sigmura, czy jakoś tak, a z tego co mi wiadomo Mannan to bóstwo wód i ocenanów, więc może ponosić jeszcze większą odpowiedzialność za to co się stało niż ja. Natomiast jeśli chodzi o nie biegnięcie na złamanie karku do zamglonego lasu, to to była rzecz odpowiednio przemyślana. Otóż, a co gdyby naszego chorego towarzysza napadł jakiś dziki zwierz, lub coś innego? Kto by mu wtedy pomocy udzielił? Hę? Nikt, bo by nikogo przy nim nie było. To macie teraz jakieś SENSOWNE argumenty?
- Nawet w swej obronie nie przestajesz bluźnić i ściagać na nas dalsze wyroki boże - Hans już nie tylko trzymał rękę na drzewcu toporka, ale wyraźnie ujął go w całości, rozglądając się i czekając na pozostałych, zwłaszcza na Niedźwiedzia. - Nie do mnie należy jednak orzeczenie kary, bo jeszcze mojego boga nie zdążyłeś obrazić, chyba, że nie wiarą w niego, jednak chętnie w egzekucji kary dopomogę, choćby za pogardę jaką jawnie już okazujesz. - Hans po chwili dorzucił jeszcze - tak, myślę, że twoje bezczelne podważanie istnienia bogów ściągneło na nas ich gniew, jakkolwiek nie nazywasz swojej postawy to znaczy ona, że uważasz za nieistniejącego mego boga i boga które wyznaje każdy z was - lewą ręką wykonał półkole wsakazując na resztę towarzyszy. - Równie dobrze mógłbyś wymówić ich imiona i wykrzyczeć, że nie istnieją... Nie tylko bóstwa gniewasz, ale i z nas wszystkich czynisz głupców.
- Aye... Młody dobrze mówi, bogów rozgniewasz człeku. - Krasnolud mówił do Ulricha. - W sprawy wasze, ludzkie, ingerować mi się nie godzi, ale pamiętaj Ulrichu że my w bogów wierzymy, toć jeśli w głowie twej mądrze jest to choć nie obrażaj wierzących... kto wie, może czas jutro przyjść że dłoni pomocnej Ur’za potrzebował będziesz, a to jak go dziś potraktujesz zaważy na jego decyzji dnia kolejnego. Jeśli kraść ci się zachciewa za to, to może lepiej swej drogi poszukaj do osady następnej. Ja nie człowiek i wasze sprawy wtrącać się nie chciałem, ale i ja cenne przedmioty niosę i by skradzione były, wcale mi się nie widzi. - Sverrisson chwycił jeden z warkoczy swej brody, złotem i srebrem ozdobiony i potrząsnął nim.
Bum!
Rozległo się kiedy Gottfried trzasnął swą pałą Ulricha w głowę - Lepiej go związać a jutro uraczymy co z nim zrobić , kto się z bogów na śmiewa ten szybko ginie. - Otrzepał ręce Gottfried i zaczął wiązać Ulricha znalezionymi linami i skręconymi szmatami bacząc na tą wydrę która gdzieś się skryła.
Niedźwiedź po raz kolejny zadzwił się postawą Gottfrieda. Pozytywnie tym razem.
- Dobrze uczyniłeś Gottfriedzie. Pierwej chciałem ledwie palec mu odciąć, bo jestem litościwy, ale on zbluźnił imię Sigmara! - Niedźwiedź zacisnął pięści. - Mimo to kimże jestem, by wyrok wydawać? Mam inny pomysł. Gdyby go tak wykorzystać
jako zwiadowcę? Wszak tak będzie bezpieczniej dla nas, jeśli on będzie szedł
przodem. W razie niebezpieczeństwa bestie czy poganie pierwsi go zaatakują, a nie nas. Jeśli ma żyć - Sigmar da mu życie, a jeśli ma zginąć to on go zniszczy.



- Uważam że należy go przeszukać dokładnie, bacząc czy na ciele jakichś znamion nie ma - dodał kiwając jednocześnie głową zgadzając się z przedmówcami i zabrał się za robotę mówiąc - Nie do pojęcia jest jak człek w bogów wierzyć nie może, kiedy tyle znaków przeróżnych a i sami kapłani mocą bożą cuda działają. To po prostu nie do pojęcia jest, nigdym nie spotkał kogokolwiek człeka czy nieludzia co by w żadnego boga nie wierzył... a podróżowałem sporo. Tak sobie więc myślę że i on wierzyć może, tyle że w bóstwa chaosu, co też skrywa pod pozorem niewiary...
Zastanawiając się chwilę nad słowami Niedźwiedzia dodał - Jeśli sługa chaosu lub renegat jakiś to wyrok zapaść musi tu na miejscu, nie można ryzykować, że chaośnicze bóstwa przyjdą mu z pomocą. Jakby na potwierdzenie słów spod pazuchy Urlicha wyciągnął tubus skrzętnie schowany, który zdawało się przypieczętował los złodzieja. Po chwili zza pazuchy wyciągnął garść strzałek i puchu i na podłogę odłożył. Z tubusa zaś pergaminy dziwnym pismem zapisane okraszone z pewnością magicznymi symbolami, bo na nic innego to nie wygladało. - Czarnoksiężnik - powiedział cicho lecz słyszalnie z świstem powietrze wciągając. Chwile później dodał już głośniej - Czy potrzeba nam więcej dowodów? - zapytał bardziej retorycznie niż w poszukiwaniu potwierdzenia.
Niedźwiedź oniemiał.
- Czarnoksiężnik - syknął z gniewem i złością w oczach. - Racja, herr Hans, najwyższy czas usunąć zło spośród nas - wyjął miecz.
Sverrisson wstał z pieńka i spojrzał na Ulricha z nienawiścią w oczach... złodziei nie lubił, ale magii nienawidził. - Usta mu trza zatkać czym, tak co by na nas uroku nie rzucił, jak mu do głowy to przyjdzie.
Hans nie czekał na ponowne zaproszenie , do ust wepchał mu kawał szmaty po czym owiązał innym kawałkiem wkoło głowy usta z szmatą zatykając. Dostrzegł też łasiczkę która spod ubrań wyskoczyła i nie myśląc długo rozciachął ja toporkiem na pół. - Chowaniec pewnie jakiś czy inne przeklęte stworzenie czarnoksiężnika - powiedział na głos czyn swój usprawiedliwiając. Zaraz potem zabrał się za dokładne związywanie czarnoksiężnika nie zapominając o unieruchomieniu mu palców, które najchętniej odciąłby od razu dla większego bezpieczeństwa. Okrutnikiem jednak nie był zaproponował więc - Jeno z litości proponuje śmierć szybka mu zadać, myślałem też czy by trupa nie zostawić...
-Wl...f... B... N....-Próbował coś jeszcze wydusić z siebie Urlich, widząc jak postąpiono z jego bratem, a z oczu popłynęły mu łzy i krew, gdyż z wściekłości, aż prawie oczy mu wychodziły na wierzch. Zaczął też łkać, ale wszytko zagłuszała uwolniona wściekłość.
- Trupa zostawić - zgodził się Albrecht. - Niegodnym jest ten co się brata z demonami królestwa Morra. Przecież sam chciał zmarłych na pastwę losu pozostawić. Im szybciej sprawę jego obrzydliwą załatwimy tym lepiej. Czy mógłbym dokonać egzekucji?

Hans widząc że mag jęczy i próbuje czary rzucać, poprawił cios próbując go raz jeszcze do nieprzytomności doprowadzić, a że nie znał się na tym zbyt dobrze to mu kilka siniaków uprzednio nabił zanim mag z powrotem oddał się błogiej nieświadomości.
- Tak, załatwmy to czym prędzej, zwłoki jednak spalmy. Nawet łowcy czarownic robią tak z sługami chaosu a przecież dobrze wiedzą co robią. Zresztą nie chciałbym, aby po śmierci powrócił jako nieumarły, bo dusza jego ukojenia u Morra i tak nie zazna , więc pewnikiem wróci co ciała martwego... Zresztą jeśli my go nie pochowamy , to niewiele różnic się od niego będziemy. A sąd nad jego duszą Morrowi lepiej zostawmy, on już sam będzie lepiej wiedział czy go do swego królestwa przyjąc czy mrocznym potęgom na pastwę wydać.
- Wedle pańskiego uznania. Tylko argument o nieumarłym mnie jednak przekonuje. Tak więc skończymy jego marny żywot teraz? Musimy pozbyć sie go czym prędzej, bowiem im dłużej dyha, tym większa szansa, że dojdzie do świadomości i czar rzucić zdoła. - dodał rycerz.
- Do broni niech prawa zdrajca nie ma... ale rozetnijcie mu choć więzy nim go ostrzem ugodzicie. Dodał krasnolud.
W tym samym czasie przepołowiona łasica zaczęła się zmieniać nie do poznania, tam gdzie jeszcze przed chwilą leżało małe futerkowe zwierzątko leżały teraz nagie zwłoki o postaci identycznej jak Urlicha.
- Mutant !! Zakrzyknął Hans cofając się z obrzydzeniem. - Chwała Sigmarowi , że mnie przeczucie nie zmyliło - dodał wdzięczny bogom za ocalenie przed chaosem. Gdy ponownie spojrzał na maga nie było już w nim krzty litości czy zrozumienia.
- Zdanie zmieniłem... bez litości i powrozy zostawcie mu na nadgarstkach. - Krasnolud patrzył na zmieniające się ciało zwierzęcia w ludzkiego mężczyznę. To zaważyć musiało na decyzji khazada.
Albrecht wiele widział sytuacji tego typu. Każda nowa jednak budziła w nim na nowo obrzydzenie.
- Szkoda tylko, że nie dowiemy się kto to. Zapewne ten szubrawiec jakiegoś swego towarzysza przez przypadek w zwierza zmienił, wszak młody i głupi jeszcze co ewidentnie dowodzi jego bratanie się z Chaosem. - podszedł i uważnie zaczął przyglądać się dziwnemu ciału.
- Ma jakieś znaki, o kontaktach z Chaosem świadczące? - spytał Friedrich. - Może sam ofiarą klątwy padł i niewinny był?
- Pergamina magiczne przy sercu nosił, strzałki, puchy a gdyby mu dać czas pewnie i żabie serca czy inne badziewie by zbierał jak to magowie, szaty ani glejtu przy nim nie znalazłem a magowie to oficjalnie z przynależnością do kolegium się obnoszą co by właśnie za czarnoksięzników kto ich nie wziął. Bogów obrażał i kradzieży się dopuścił. Mało?
- Każden mag papiery nosi - odparł Friedrich - niekoniecznie czarnoksiężnik. A glejtu można w morzu szukać, jak i wielu naszych rzeczy. A gdyby się przyznał, że jest magiem, to byście go powiesili raz, dwa.
- [i]Friedrichu, przecież wiadomo, iż mag kolegialny prawa ma niczym szlachcic, ruszyć go nie wolno a i wielką pomocą służyć może, zwłaszcza gdy wszystkiego brakuje. Długie godziny cholerny ogień na brzegu rozpalałem pocierając patyczki, podczas gdy każdy mag w mgnieniu oka iskierkę by pewnie jakąś mógł wskrzesić. [i/] - rzekł Hans gestem głowy dodatkowo wskazując iż nie podziela opinii przedmówcy.
- Widziałem i takich, których chłopi z widłami gonili, chociaż i papiery miał, i zezwolenia wszelakie - odparł Friedrich. - Sam za magami nie przepadam, ale co sprawiedliwość, to sprawiedliwość.
- Więc jaką karę za kradzież winno się wykonać twoim zdaniem? A za obrazę bogów?
- Nie możemy narażać naszego życia, nie wiadomo czy rzeczywiście ma powiązania z Chaosem, ale skoro są podejrzenia to nie można czekać na dowody. Lepiej niech jeden zginie niewinny, niż mnóstwo zakatrupionych przez demony. - odrzekł Niedźwiedź.
- Jak na razie, za magostwo stracić go chcecie - odparł Friedrich. - A wypytać trzeba. Życia niewinnego brać na swe sumienie nie można, choćby ze względu na bogów. Nie po to nas tu Mannan posłał. Nie chcę, by na nas gniew boga spadł. Poza tym on jest jeden, a nas wielu.
- Rację ma każdy z was. Głos mu dajmy, a jak co powie innego niż na pytania odpowiedzi to niech go miecz przebije. Krasnolud zajął swoje miejsce w sporze.
- Łżeć będzie jak pies, - rzekł rycerz. - Nie ma sensu go przesłuchiwać, bo jeszcze czary zdoła rzuci jak do świadomości powróci, a tego się trzeba najbardziej obawiać.
- Osobiste uczucia przez ciebie mówią - stwierdził Friedrich. - Czar jak rzuci, to przeciw niemu świadczyć będzie.
- Boży gniew to może na nas spać jeśli heretyka i bezbożnika w zaświaty nie odeślemy, aby przekonał się wobec kogo bluźnił. Czyj gniew mamy ściągnąć ? Mannana wobec którego ten złodziej deklarował, że nie istnieje? Zgadzam się też z rycerzem, że kłamać będzie, już raz kota do góry ogonem obracał, próbując zarzucić że oddawanie czci Sigmarowi gniew Mannana ściągnęło - i mówił to ten który ani w jednego ani w drugiego ponoć nie wierzy.
- Widziałem niejednego jemu podobnego w trakcie mej pielgrzymki. Tę chorobę leczy się ogniem lub toporem. Jeśli czar rzuci, życie ktoś prawy stracić może. - przez Albrechta przepływała nienawiść.
- Pewności nie mamy, tak? Jednak trza ten problem rozwiązać rychle, bo droga przed nami, a spory nam na rękę nie będą. Czemu więc nie dać mu szansy? Bożemu sądowi nie dopomóc? Zostawić go tu, niech sam miasta czy wsi szuka. Przeżyje to dobrze, widać przy racji stał. Jak nie? Trudno. Bogowie swą karę zesłali. Zabić go lub przepędzić. Drogi innej nie ma, bo teraz to ani on nam towarzyszem, ani przyjacielem jest i w noc czarną jeszcze nam, za to co tu teraz, gardła poderżnie.
- Gdyby bogowie byli przeciwko niemu, to by na brzeg nie wyszedł, jak i wielu innych - odparł Friedrich.
- Nie doceniasz widzę potęgi mrocznych bóstw, z którymi to każdy czarnoksiężnik z poza kolegium się brata i dlatego właśnie tak przez łowców ścigani są tacy niezależni magowie. - odrzekł Hans, dodając - Mówiłeś też, że gdyby czar rzucił to przeciwko niemu by się to miało obrucić, ja zaś powiadam a na cóż mu pergaminy z magicznymi zapiskami, do tego puch zebrany i strzałki garściami nastrugane, dla których to nie pohamował się przed kradzieżą? Trzymane blisko przy sercu za pazuchą? Jeśli dać mu zaś szanse na magii rzucenie, możemy wszyscy ciężko to odczuć, chorobę lub klątwę na nas ześle śmiejąc się jeszcze nim topór na łeb jego opadnie. Uważam, że za duże to ryzyko a czasu miał sporo by się wytłumaczyć, okazji do pożytecznego magii użycia także miał nie mało. Jednak wolał bogów znieważać i na cudze się rzucać. - odparował Hans
- Nie pozwolę temu pomiotowi opuścić tego miejsca! - oczy Niedźwiedzia płonęły. - Śmierć może nieść, a nas nie zabił tylko dlatego, że bez nas by nie przeżył. Jak chcecie go uwolnić aby nas nie śledził i nie zabijał potajemnie? Powtarzam, za duże ryzyko!
- Ja wyrokować nie mogę. W waszych rękach to zostawię, w rękach ludzi. Za złe nie miejcie że odejdę, ale sprawa to niełatwa jest, a sąd skomplikowany... kara wysoka na szali stoi. Powiem jeno że w mych stronach, człek ten już by nie oddychał, albo wielbiony by był. Północ dziwna jest jak i jej plemiona. Czarcie jednak pismo miał przy sobie i zwierzę zmiennokształtne, kradzieży się dopuścił. Za to śmierć. W swym interesie działał, złego nam wszystkim niczego nie zrobił jeno o siebie dbał, a noża też ukradkiem i pod nocy osłoną nie wyciągnął. Magikiem może on i legalnym jest, kto wie? Za to wolność. Odpowiedzi nie ma dobrej. Jeno kto szybszy ma język, a kto rękę. Jak nie wiecie co zrobić, to głosujecie. Sąd ludzki nad człowiekiem. Khazadzi tu głosu nie mają. Sverrisson odwrócił się na pięcie i odszedł od grupy. Zamiarował rozmówić się ze wszystkim co do planów, a zeszło na sądy. Kolejny smutny dzień.
- [i]Dobrze prawisz, też bym nie chciał by zdanie jednego człowieka zadecydowało o moim życiu bądź śmierci. Wszelako w tym przypadku jestem za karą śmierci. Za kradzież , bluźnierstwa i czarnoksięstwo powiązane z mutacją. -[i] stwierdził Hans - [i]Wszelako ty również powinieneś w głosowaniu wziąść udział, gdyby przyszło nad twoim losem debatować, myślisz, że któryś z tu obecnych od zdania by się wstrzymał i czekał aż się jakiś krasnolud znajdzie co by o twoim losie zadecydować? Człowiek, nie człowiek, wszyscy jesteśmy teraz rozbitkami , powiązani losem, wśród których zachowanie jednego wpływa na pozostałych. Kradzież czy bluźnierstwa dotykają nas wszystkich pospołu, bez względu na to czy to człowiek czy nie. [i/]
Sverrisson zatrzymany przez Hansa odwrócił się na powrót do grupy i powiedział. - Rację masz Hans. Gdyby nas trzech tylko było to bez wahania wyboru bym dokonał, ale was jest dziewięciu aż. Jednak jeśli me zdanie znać chcecie... to ja mówię, śmierć. Krasnolud podkreślił słowa, splunął i odszedł do wcześniej zaplanowanych zajęć.
- Ja zaś chyba swej decyzji określać nie muszę. - rzekł Niedźwiedź. - Powiem tylko, że kogoś, kto wybrał wyzbycie się człowieczeństwa nie dotyczą prawa ludzi. Gdyby Imperium tolerowało takie niejasne przypadki jak ten, już dawno by nie istniało.
Buźka słysząc zamieszanie popędził w kierunku reszty. Gdy dowiedział się o wszystkim co miało tu miejsce i doszło do momentu niejakiego głosowania uznał, że i on powinien zabrać głos.
- Ja również nie czuję się bezpiecznie, mając przy sobie maga uciekającego się do kłamstw i przestępstw. Zgadzam się z wami, kara musi go spotkać. Lecz czy musimy uciekać się do mordu? Może moglibyśmy związać go i prowadzić ze sobą, by poprzez pomoc nam, zamierzoną czy nie, odkupił choć trochę swoje winy? Ja mógłbym czuwać w nocy, by mieć pewności że będzie ciągle skrępowany i zakneblowany, niegroźny dla nas podczas snu. Zastanówcie się proszę, gdyż zawsze miałem zabójstwo za ostateczność a los nie na darmo splótł jego drogę z naszą, wyrzucając nas na jedną plażę!
Miał szczerą nadzieję, że posłuchają...
- Ja to popieram - ponownie odezwał się Friedrich. - Słowa rzec mu nie pozwoliliście, a do zabijania się zabieracie. Każdy ma prawo do obrony. Na tym ponoć Imperium się opiera.
- Wątpie abyś zdołał upilnować kogoś, kto podróżował z łasicą zmieniającą się w człeka, poza tym całą noc chcesz nie spać, czy wszystkich wartowników po kolei trudzić pilnowaniem tego człowieka? Mord to by był gdyby jeden drugiemu w nocy gardło poderżnął, a tego właśnie obawiam się ze strony czarnoksiężnika, bluźniercy i złodzieja. Niechaj się jednak inni wypowiedzą, wasze stanowisko jak i moje jest już znane. - odrzekł Hans
- Wszak warty i tak wystawiamy. Mości krasnolud sam widział przykład mojej czujności nawet nocą. Co to szkodzi by patrząc w las, ci z nas którzy warty pełnią nie zerkali na maga złego. Powtarzam, że nie wiecie do czego jeszcze się nam może przydać dodatkowa para rąk. Opanujmy się. Jeśli to was nie zaspokoi, ukarzcie go tak, jak na złodzieja przystało pozbawiając ręki, która nie mogła się powstrzymać. Lecz życie jego oszczędźcie.
W zakneblowanym Ulrichu wrzała wściekłość i złość. W końcu zabili mu jedyną rodzinę, którą miał, ale już niestety nie ma. Rozumiał już, że musi się mimo wszystko opanować i dobrze to rozegrać jeśli nie chce trafić na pieniek. Postanowił nie czekać nadal na niezdecydowanych “towarzyszy”, lub też raczej oprawców i zaczął uderzać głową o nogę najbliżej stojącego człeka. Miał nadzieję, że zwróci ich uwagę, ale i nie sprowokuje.
Tym człekiem był Niedźwiedź. Rycerz odskoczył, jakby dotknął go trędowaty.
-Chyba chce nam coś powiedzieć... albo czar rzucić. Proponowałbym nie odkneblowywać mu ust. - kontynuował zupełnie ignorując maga. - Myślę, że ten chłoptaś i tak nam w niczym nie pomoże, a nuż jeszcze w zwierzęta pozamienia - spojrzał z wrogością na Ulricha. - Widzę, że niektórzy sądzą, że te wszystkie zbrodnie należy mu wybaczyć, co uważam za bezsens. To człek nieobliczalny, rychło będzie gdy zemsty pocznie szukać. Wcześniej nam nie pomagał, toteż i teraz nie będzie. Dość już dyskusji, bo i tak do niczego ona nie prowadzi. - skierował swój miecz do gardła Ulricha. - Czy któryś z was, szlachetni panowie, stanie w obronie tego złoczyńcy? - spojrzał na zebranych.
Buźka patrzył bezradnie to na rycerza, to na Ulricha rzucającego się na ziemi. Co powinien zrobić?
- Jeśli moje zaklinania i prośby nic nie dają, ustąpię. Ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę to walka z wami i robienie sobie wśród was wrogów. Wiedz tylko że jestem przeciwny i sądzę, że źle robisz.
Nie miał ochoty na to patrzyć. Jeśli rycerz nie poprzestanie, odejdzie do swojego wcześniejszego zajęcia.
Hans stał także blisko Ulricha i ani myślał knebel z ust mu wyjmować, za wiele bluźnierstw już z nich usłyszał a także był pewien, że człek ten wszystko zrobi i powie, byle swą skórę tu i teraz ocalić. Nie zamierzał nigdzie odchodzić, optując za śmiercią był zmuszony jej się przyglądać, nawet jeśli nie miał na to specjalnej ochoty. Była to ostatnia powinność jaką mógł i jaką powinien skazańcowi udzielić.
- Śmierć nic innego! - burknął butnie Norsmen, który również przyglądał się całemu zajściu nieco z boku nie udzielając się wcześniej. - Człek to o fałszywych intencjach, towarzyszem jego człowiek zwierz. Jakich więcej dowodów wam trza? Za wbiciem śmiecia na pal jestem!- dodał wojownik z północy.
- Nie pozwolę!
Wtrącił się z dawna nie słyszany głos. Mężczyzna imieniem Arthur stał nie daleko choć nie pewnie rozgrywanej sceny. Wracał właśnie od wilczego malowidła jakie znaleźli wcześniej na skale. Choć nie pamiętał wciąż niczego konkretnego, to co zobaczył teraz przyprawiło go o mdłości.
- Nie pozwolę go zabić!
Powtórzył pewniej, choć nogi lekko mu się ugięły. Jego oczy wędrowały szybko i chaotycznie pomiędzy zgromadzonymi. Uniósł rękę i wskazał palcem Hansa, który wciąż stał nad martwym ciałem.
- W moim odczuciu jesteście gorsi od niego, zwłaszcza ty. On nie odebrał nikomu życia, a przy najmniej nic o tym nie wiemy. Ba, ten człowiek pomógł mi i został przy mnie gdy wy wszyscy mnie porzuciliście na plaży. Z was wszystkich wolałbym zostać z nim raczej w samotności na tej wyspie.
Arthurowi, czy jakkolwiek miał na imię zakręciło się w głowie, tak bardzo, że musiał usiąść na ziemi.
- Zabiłeś mości Hansie, zabiłeś człowieka i nawet się tym nie przejąłeś. Natomiast Ulrich choć taki zły uronił nad nim łzy. Okazał ludzkie jak mi się wydaje odruchy, a przy najmniej tak podpowiada mi serce.
Gdy poczuł lekki powrót sił podniósł się ociężale z ziemi i chwycił pierwszy lepszy kawał drąga z boku. Trzymając go nie pewnie, skierował nim w stronę reszty ludzi.
- Jeśli chcecie go zabić, zabijcie i mnie. Bowiem każdemu, kto spróbuje wyrządzić mu krzywdę, rozbiję łeb!

Buźka był dumny. Czy z tego, że jego przyjaciel okazał się prawym człowiekiem, czy z tego, że to właśnie jego Burden od początku uważał za godnego uwagi. Stanął teraz ramię w ramię z Arthurem poprawiając chwyt na siekierze.
- Dajmy magowi szansę. Przysięgam wam, zmarnuje ją i sam go przytrzymam byście odrąbali mu zakłamany łeb.
- Popieram takie podejście do sprawy - dodał Friedrich.
Niechaj tak będzie - rzekł Gottfried. - Lecz kto bogom szacunku nie okazuje ten szybko ginie - ostrzegł Czarnoksiężnika młody akolita - Ale nie obawiaj się, po takiej przygodzie każdy uwierzy. - Uśmiechnął się Wedwen
Mam nadzieje że jako i my tobie winy twe darujemy, to i ty nam zachowanie nasze w niepamięć puścisz.
- Obrońców czarnoksiężnika tyleż się nazbierało, że aż dziw. Niemniej nawet jeśli czarostwo i bluźnierstwa puścić mu chcecie płazem to co do kary za kradzież nie do nas należy decyzja. - Tu spojrzał w kierunku Niedźwiedzia. Bezimiennemu raczył nie odpowiadać, w ocenie Hansa widać było, że wypadek morski większe szkody na umyśle jego poczynił niż tylko pamięci pozbawił.
- Nie
Konrad siedział na ziemi oparty o wysokie drzewo i przysłuchiwał się rozmowie. Do czasu kiedy omawiane były plany podróży udzielał się nawet ale potem uznał, że rozmowa nie jest dla niego, nie rozmowa na taki temat. Nie chciał nikogo sądzić, choć dobrze wiedział że czarownik zasługiwał na śmierć za bluźnierstwa i czary. Może teraz wydawał się nie groźny a w przyszłości mógłby sprowadzić jakieś większe nieszczęście, jednak teraz cyrulik miał to gdzieś. Nikt o jego zdanie się nie pytał, słusznie z resztą, bo wiele w tej sprawie powiedzieć nie mógł. Nie chciał kogokolwiek do siebie uprzedzać. Zebrani do sądzenia pierwsi byli, mimo że słusznego, to jednak nie widzieli własnych uchybień. Akolita taki prawy i święty a od tyłu człeka zachodzi i pałą w łeb łupie, czyn iście kapłański... Hans wykorzystał okazję by poznęcać się nad człekiem, na którego wyrok już zapadł, i zabił mu zwierzę, co prawda nie zwykłe, jak się później okazało. Inni jednak za niewinnego mieli czarownika, to już jednak było w oczach Altmana przesadą, jak można nie oddawać szacunku bogom?
Nie, to przerosło Konrada. Gdy zebrani debatowali nad losem czarodzieja Konrad wstał i poszedł w stronę lasu, podobnie jak Krasnolud, jednak bez słowa pożegnania. Uznał że krótka wędrówka po lesie będzie lepsza niż zabijanie, ucinanie dłoni lub palców a może nawet wypuszczenie wolno winnego. To nie było dla niego.
-Banda głupców! - ryknął Niedźwiedź, którego ryk teraz rzeczywiście przypominał prawdziwego Niedźwiedzia. -Jak śmiecie bronić tego degenerata? Wystąpił przeciw nam, przeciw bogom. Jedynym dla niego ratunkiem i błogosławieństwem jest śmierć! Poprzysiągłem chronić świat od takich zakał! Arthurze, gdyby miał w tym interes zarżnąłby cię bez zastanowienia! Po czyjej wy stronie jesteście? - opanował się nieco. - Rzucam wam wyzwanie! Walka, do pierwszej krwi o życie tego bezbożnika, jeden na jeden, honorowo. Arthurze i cała reszto obrońców tego śmiecia, który z was, zacni panowie, zgadza się na pojedynek? Jeśli żaden nie wystąpi osobiście poderżnę mu gardło w imię Sigmara!
Buźka robił się blady. Teraz jego nowy przyjaciel był zagrożony. Spojrzał na Arthura, który dalej był widocznie nie w formie po sztormie. Musiał zwariować, lecz postąpił do przodu.
- Więc niech będę to ja rycerzu. Chcę tylko zaznaczyć, że robię to w imię moich zasad. Nade wszystko szanuję Twoją pozycję, oraz to jakich doznałeś krzywd z jego strony. Niech nie będzie to pojedynek dwóch wrogów, gdyż was wszystkich chciałbym uważać za moich przyjaciół. Lecz jeśli wygram, jego życie będzie bezpieczne i zgodzisz się, byśmy z nim uczynili tak jak mówiłem. Z góry wybacz mi, jeśli zadam Ci ból lub inną krzywdę, gdyż moja broń nie jest tak precyzyjna jak miecz.
Tu spojrzał z powątpiewaniem na siekierę i przełknął ślinę. Będzie musiał uważać, by zbytnio go nie zranić...
STAĆ - Rzekł rozszalały Gottfried - Nie godzi się aby rycerz przeciwko marynarzom walczył , to ma być sąd boży a nie z góry wiadomy wynik!Niedźwiedziu! czyż siostry Shallyi nie nauczają aby miłosierdziem a nie siłą wiarę szerzyć ? Sam akolitą jestem , ale NIE POZWOLĘ - tu Gottfried podniósł głos - AŻEBY POD MOIM OKIEM BEZ KRZTY PRZEBACZENIA MORDOWAĆ !!!! A SZCZEGÓLNIE TY Niedźwiedziu!!! - opuścił z tonu Gottfried. - miałem cię za obrońcę wiary , a nie za żądnego krwi oprycha.....
Nauczaj i nawracaj , a nie morduj..... - wyszeptał Gottfried
Nauczaj i nawracaj.....

Po ciszy zwrócił się do Ulricha

Przepraszam za ten cios ale nerwy wzięły nade mną wodze ….....
Ale następnym razie nie naśmiewaj się z bogów , bo to nie lada zarzut , już za mniejsze przewinienia na stosie kończono ….
Niedźwiedź uśmiechnął się, nie ironicznie, ale serdecznie.
-Chwała Ci Hansie Burdenie, za odwagę. Cenię cię jako przeciwnika i niezależnie od wyniku, zwady z tobą nie szukam. To będzie bój o przekonania. Obiecuję uroczyście, że jeśli przegram to z ciężkim sercem życie mu daruję. A ty Gottfriedzie wiedz, że wiary teraz nie szerzę, a o sprawiedliwość i bezpieczeństwo nasze walczę i że nie jest to sąd boży, a pojedynek do pierwszej krwi. - skłonił się przeciwnikowi na znak szacunku i miecz wyciągnął przed siebie.
- Walcz rycerzu walcz, przebaczaj i nauczaj , on nawet nie wie że źle uczynił! a ty karać go chciałeś ! Walcz skoro chcesz …. - skończył Wedwen i odsunął się na bok.
- Nieznajomość prawa nie zwalnia z jego przestrzegania. - rzucił Niedźwiedź czekając na bój.
Nie jesteśmy w Imperium …. A statek też do niego należał..... -dokończył Gottfried oddalając się w krzaki...
Całe zajście obserwował z zainteresowaniem Warren, co prawda nie miał zamiaru w nim uczestniczyć, jednak ciągle miał na oku osobnika, który wcześniej go uderzył. Przeklinał go w myślach i miał nadzieję, że w końcu mu się oberwie od kogoś. Momentami chciało mu się śmiać, zwłaszcza w momentach gdy przekrzykiwali się nawzajem faktami dotyczącymi bogów. Sam osobiście nie miłował żadnego boga, jego bogiem był ten, który w danym miejscu ma władzę. W mieście białego wilka byłby wyznawcą Ulryka, na morzu Mannanna itd. Jednak nie chciał aby ktokolwiek z tutaj zgromadzonych o tym wiedział, ponieważ to by mogło się źle dla niego skończyć.
- śmieszni jesteście, na prawdę. Oskarżacie człowieka, o którym nic nie wiecie o nie wiadomo co i nie dajecie mu się wytłumaczyć. Zachowujecie się jak chłopski tłum, który wiesza innych za to, że jest inny niż oni sami lub zna się na czymś o czego istnieniu chłop nie miał zielonego pojęcia. Na prawdę, żałosne. Jeśli jeszcze tego nie wiecie to ten futrzak, którego zabiliście był jego bratem. Nawet podobni do siebie są. Wasza porywczość was zgubi. Nie jesteśmy na ziemiach Imperium. Tutaj panują inne zasady i jeśli mamy przetrwać to musimy współpracować. Wybijając siebie nawzajem nic takiego się nie stanie. Tak więc pozwólcie, że pomogę teraz biedakowi stanąć na nogi i mówić. O ile zechcesz mówić Ulrichu, jeśli mi by się to przytrafiło to życzyłbym im wszystkim śmierci jednak wolałbym żeby tak nie było. Teraz musimy żyć wszyscy i możliwie jak najbardziej sobie pomagać. Jeśli chcesz to dam ci radę. Nienawidź ich, nie toleruj, nie wybaczaj win, jednak współpracuj dopóki nie będziemy w Imperium. Inaczej zginiemy i ja i ty i oni. A dopiero wtedy bogowie chaosu będą zadowoleni z kolejnej duszy, która opuściła ciało na tej przeklętej ziemi.
Dziś Odpocznijmy jutro rano ruszmy sćieżką - rzekł Gottfried i oddalił się w stronę swojego posłania , Oskarżaliśmy go o bratanie się z czarną magią a to nie byle co , Warrenie... - Rzekł Gottfried przymrużając powieki przy ostatnim słowem.
- Dajcie mi dowód, że brata się z chaosem a uwierzę. Nie raz widziałem jak chłopi zakładali ludziom rogi i wieszali tabliczkę na szyi po czym palili mówiąc, że jest mutantem. Wy robicie to samo - odpowiedział
Nie odzwyaj się na tematy o których nie masz pojęcia - mruknął Gottfried i poszedł odprawić modły.
-pfff... fanatyk jak każdy inny... To będzie dłuuga podróż - burknął pod nosem ładowniczy.
 
MrKroffin jest offline  
Stary 07-06-2013, 00:20   #68
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Arthur, czy jakkolwiek przeklęci bogowie zwał się ten człowiek znał ten znak. Nie wiedział skąd, co nie było dla niego już niczym nowym i zaczynało go coraz bardziej irytować. Nie mniej wilcza morda na kamieniu wydała mu się niezwykle znajoma. Znalezisko tak bardzo go zaintrygowało, że nim się obejrzał został przy nim sam. Dotknął kamień z malunkiem i zamknął oczy, wkładając ogromny wysiłek by przypomnieć sobie cokolwiek więcej. Bezskutecznie. Wilk na skale, wcześniej ogromny wilk w jego wizji, pod pomnikiem... Wszystko wciąż było zamglone i nie wyraźne.

Z rozmyślań wyrwał mężczyznę hałas jaki dobiegł z obozu. Krzyk ludzi, odgłosy broni. Z nie pokojem zaczął wracać, pozostawiając póki co przeszłość sam na sam z tajemniczym wilczym łbem na rysunku. Gdy dotarł do obozu z początku nie zrozumiał co się dzieje, gorączkowo zaprotestował. Wysiłek jaki włożył wcześniej w odkrycie znaczenia malowidła, teraz go sporo kosztował bo zachwiał się na nogach. Na propozycję pojedynku z rycerzem mimo wolnie się zaśmiał.

- Jesteście honorowi mości rycerzu tak samo jak ci, którzy wymordowali tutejszych mieszkańców. Śmiało jeśli sprawi ci to przyjemność rozpłataj mnie swym mieczem, zabij mnie. Przecież wiesz, że i tak nie mam z tobą szans, uzbrojony w nędzny kawał próchna, ledwo stojący na nogach, z pewnością cię usatysfakcjonuje jako przeciwnik. A nasz pojedynek przejdzie do pieśni i legend, w których będą sławić ciebie, wielkiego pogromcę kaleki, który ledwo widzi na oczy i stoi na nogach o własnych siłach. Wielki honorowy. Jest w tobie tyle godności i czegokolwiek szlachetnego ile znajdziemy w przeciętnej sośnie w tym lesie. A jeśli jeszcze ci to sprawę ułatwi to masz tnij.

Po tych słowach mężczyzna odwrócił się do rycerza plecami i rozłożył na boki ręce. Stojąc tak w pozycji krzyża czekał na ruch rycerza.
 
__________________
"Dum pugnas, victor es" - powiedziałaś, a ja zacząłem się zmieniać...
Tasselhof jest offline  
Stary 07-06-2013, 21:55   #69
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Niedźwiedź oniemiał. Co jak co, ale takiej sytuacji nie spodziewał się. Czyżby przecenił rywala? Buźka leżał na ziemi brocząc krwią. Rycerz zbladł i szybko podbiegł do niego.

- Buźka! Żyjesz?! - krzyknął z przerażeniem w głosie i uklęknął przy rannym przeciwniku. - Biegnijcie po Konrada! Dajcie jakieś bandaże, cokolwiek! - w tej prośbie było mało rozkazu, a znacznie więcej błagania.

- Niech cię szlag trafi! - powiedział Friedrich. - Kij od miotły ci nosić, a nie miecz, rycerzyku od siedmiu boleści!

-Omen!- krzyknął Starkad -To znak! To znak, że krew niewinnego za krew czarnoksiężnika się polała!- energicznie gestykulował mąż.

Niedźwiedź stał jak osłupiały, teraz w miejscu krwawiącego Buźki widział przeora błagającego o litość. Bolesne wspomnienia uderzyły tak silnie, że po czole rycerza spłynęła strużka potu. Pomimo szoku przypomniał sobie o celu tej walki. Spojrzał na Ulricha i stojącego przy nim Hansa. Podszedł do nich.
-Gdyby nie ty, to Buźka byłby cały! - wrzasnął i zaczął bić i kopać maga. -Cholerny pomiocie, przynosisz śmierć i nieszczęście! - podniósł miecz nad czarownikiem. - ”A on strąci niesprawiedliwych w otchłań!” - wyrecytował, a później wbił miecz w ciało czarnoksiężnika i zaczął maniakalnie je przebijać. Gdy ochłonął zwrócił się do Hansa.
- Dość już przelanej krwi widział Bóg w tym miejscu. Nie jest godzien miecza ten, który nie umie nad nim zapanować. - po tych słowach złożył miecz na ręce Młodego i odszedł do swojej chatki zakrywając rękami twarz.

- Jedyna mądra rzecz - powiedział z pogardą Friedrich.

Hans cały czas stał czujnie z toporkiem przygotowanym do obrony, gdy jednak mag wyzionął ducha odczuł ulgę. Jeszcze chwilę temu zupełnie nie wiedział jak może się to skończyć i czy nie przyjdzie mu samemu zginąć z rąk maga. Niedźwiedź wykonał znacznie więcej niż musiał, znacznie więcej niż powinien. Miał pełne prawo do wymierzenia kary za kradzież własności, za bluźnierstwa, wreszcie za czarnoksięstwo... sytuacja jednak zagmatwała się bardzo i niemal od razu podzieliła rozbitków. W tej chwili ość niezgody leżała martwa na ziemi pozostawiając smutny choć słuszny dowód na to czym kończą się czarnoksięstwa, bluźnierstwa i kradzieże.
- Nawet bogowie nie wzięli go pod swą obronę - powiedział cicho lecz bez zdziwienia, patrząc na zwłoki maga. Czemu mieliby go bronić? W międzyczasie przyjął miecz od rycerza. Był splamiony krwią, jednak Hans czuł, że czesc tej krwi to także jego zasługa, jego dzieło i niezależnie czy mu się to podobało czy nie, nie uciekał od odpowiedzialności... Skończył z uciekaniem... Wiedział, że trzeba pochować zwłoki, jednak nie spieszno mu było do tego. Miast tego odmówił krótka modlitwę polecając maga i jego domniemanego brata Morrowi.
Chwilę później podszedł do rannego aby pomóc cyrulikowi opatrywać mu ranę. Gorzałka którą znalazł znacznie lepiej dezynfekowała ranę niż grog. Gdy już nie mógł być bardziej przydatny, poszedł przeczesać najbliższą okolicę i chatki w poszukiwaniu ziół.
 
Eliasz jest offline  
Stary 08-06-2013, 13:11   #70
 
hubix's Avatar
 
Reputacja: 1 hubix nie jest za bardzo znanyhubix nie jest za bardzo znanyhubix nie jest za bardzo znany
Słysząc wrzask niedźwiedzia Gottfried rzucił się biegiem w stronę rannego
w biegu zdarł z grzbietu koszulę i szybko wyciągnął flaszkę z Grogiem zza pazuchy
którą umyślnie schował tam w razie potrzeby...

-PRZYDAJCIE SIĘ NA COŚ I PODGRZEJCIE GRÓG. -
Krzyknął Gottfried drąc koszulę na bandaże
a butelkę grogu podając najbliższej osobie.

PRZYNIEŚCIE JAKIEŚ CZYSTE KOSZULE NA BANDAŻE , I GRZEJCIE TEN GRÓG SZYBCIEJ DO JASNEJ CHOLERY!!! ,

- Wyrzucił z siebie potok słów młody akolita ,
w między czasie bluzgał on na Rycerza i tamował krwawienie pacjenta swą koszulą.

Pojedynek nie rzeź , Pojedynek ….. - mruczał akolita skupiony na swej pracy...
 
__________________
Może się uda....

Ostatnio edytowane przez hubix : 08-06-2013 o 13:16.
hubix jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172