Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-08-2013, 20:40   #71
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Poszło na ostro. Ogne sprawił się jak rzeźnik, jednym ciosem posłał zwierzoczłeka w odmęty spaczonych zaświatów. Helv widząc to nie mógł nie podjąć próby by dorównać norsmenowi. Potężny ryk i jeszcze potężniejszy cios, pełne koło zatoczone młotem, gdzie osią była noga krasnoluda... trafienie było potworne. Dwuręczny, ciężki jak górniczy wózek, młot khazada sprzątnął głowę orka z ramion. Wpierw pękła ona niczym dojrzały pomidor, a kiedy obuch wyszedł jakby z drugiego ucha... z orka nie było już czego zbierać. Fontanna krwi wystrzeliła w górę na krótką chwilę, uderzenie serca później, bezgłowy ork leżał już u stóp krasnoluda. Helvgrim nie skończył jednak dzieła. Uniósł młot i uderzył w klatkę piersiową martwego Uruk'azi u swych stóp. Pokazał tym jaki los czeka tych którzy będa mieli ochotę na khazadzkie mięso.

Zęby Helvgrima przegryzły wargę i krew zabarwiła usta i zółte uzębienie na czerwono. Z tak krwawym uśmiechem, Sverrisson przeszedł nad orczym ścierwem i ruszył na kolejnych wrogów. Zbliżał się wolno niczym nieunikniona zagłada, pośpiech był całkiem niepotrzebny. Nagle, jakby z szybkością błyskawicy, norsmen wyskoczył i wbił się w grupę grobi. Rąbał na prawo i lewo i widać że nie tylko wiedział co robi ale i sprawiało mu to przyjemność. Choć wróg to wróg, jasnym jest, ale Ogne zyskał sobie w Helvie przyjazną duszę... wróg zielonych, taki który tępi ich jak zatwardziały khazad, zasługuje na szacunek. Dla Helva nie zostało wiele do roboty jak się okazało się. Jeden tylko ork jeszcze przy życiu biegł z nabijaną kolcami maczuga na Helvgrima. Głupiec. Wynik tej walki był z góry przesądzony. Zielony uniósł swój obuch i opuścił go na głowę Helva... krasnolud cofnął się i kiedy Uruk'azi chybił, Helvgrim ruszył do przodu i uderzył młotem w brzuch paskudnego stwora. Ork zgiął się w pół i zakończył swój żywot po, jakże rzemieślniczym ciosie... młot spadł na potylicę orczego pomiotu i posłał go na spotkanie z ich przeklętymi bogami.

Walka była krótka ale Sverrisson zmachał się odrobinę. Kiedy chciał ruszyć by wspomóc norsa, okazało się że ten ostatni miał taki sam zamiar, ale względem Helva. Dobry wyczyn, w czasie kiedy krasnolud rozprawił się z orkiem, Ogne zdołał pokonać pięć goblinów. Było to warte kilku kubków mocnej krzakówki dla dzielnego człeka z Norski.

- Aye! Norska! - Zakrzyknął Helvgrim i uniósł młot w górę w symbolu zwycięstwa, a zarazem by dać sygnał pozostałym dwóm grupom poszukiwawczym że Helv i Ogne coś odnaleźli... choć owe coś było już martwe dzięki broni z północnych krain. Sverrisson odkorkował butelkę ze spirytusem i podszedł do norsa.

- Daj. Trzeba to obmyć. - Chwycił Ogne za przedrmię i polał ranę po ugryzieniu przez zwierzoczłeka spirytusem, po czym oddał flaszkę ludzkiemu wojownikowi.

- Obszukajmy te ścierwa, może mają przy sobie jakieś zrabowane błyskotki. Odrąbmy dłonie i głowy... w Wurmgrube może znajdzie się burmistrz czy inny wójt co to za oczyszczenie okolicznych lasów zapłaci dobrą monetą. - Jak zaplanował tak zrobił. Helvgrim toporem począł odrabywać dłonie i glowy wrogów i wrzucał je do worka. Ten gdy był pełen, odnalazł miejsce na plecach Helvgrima. Objuczony khazad maszerował tak, znacząc za sobą ślad z orczej krwi, kapiącej z worka.

- Ragnar, Korgan, Karl! Do nas. - Krzyczał azkarhańczyk.
 
VIX jest offline  
Stary 22-08-2013, 18:18   #72
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
- Demony,.... to co sie z tym do cholery stało, to pietnaście wozów było męzczyzna , wyraźnie zdanerwowany stał i gapił się przez okno.
- Panie, ja nie wiem. Po drodze nie spotkałem ich też. Wiem, że w Nuln czekają na transport i pieklić się już zaczynają. Lepiej, by dostali to prędko, bo to ważne dla nich. Jeśli wyszło, to może zorganizujcie ekipę i dowiedzcie co się stało, bo chyba waszmości głowa, by wszystko dotarło jak należy - rzekł spokojnym, zimnym głosem.
- Demony, no wyślę, wyślę bo co począć mogę, zresztą i dla herr Bauera to problem, może i większy, bo poszło wszytsko co miałem, drugie tyle nie wyślę bo i jak nie ma. Jak sie nie znajdzie to dupa, i dla mnie i dla was. odparł kupiec, z wyraźnie pomarszczoną z namysłu twarzą.
- To wyślijcie panie kogo macie, kogo możecie. Ja i... - tu Victor miał zamiar powiedzieć towarzyszki, ale jakoś temu chłopakowi nie mogło to przejść przez gardło -... może pójdziemy z nimi, bo tu i tak nic pewnie po nas - spojrzał na handlarza pytająco. - Bo kiedy ten transport wyjechał? I skąd ostatnie informacje macie, że był cały i w drodze? - spytał jeszcze. I choć detektywem nie był, to pytanie o to kto wiedział o takim transporcie, uważał za niewiele mogące pomóc... wszak pewnie mnogość ludzi o nim mogła wiedzieć. - A może jakiego wroga tu macie, rywala, kogo cosik takiego uszczęśliwić mogło? - takie pytanie jednak mu się nasunęło .
Mężczyzna przystanął i z zastanowieniem odparł: - Ze dwa tygodnie temu, sie spodziewałem ich za tydzień dwa więc sie nie niepokoiłem jakos nadzwyczajnie. Ludzi wysle pewnie, jeno …. czy coś znajdą? W ostatnich wieściach był cały, a później to normalne że z tak daleka wiesci nie ślą, za drogo. zamyślił się znowy -A rywale? Jak pcheł na psie.
- Na kiedy waść ludzi zbierzesz? To sprawa zwłoki nie mogąca teraz zaznać. Trzeba szybko ruszyć, by jakieś ślady, wiadomości, czy co o tym transporcie nie zaginęły. O ile już nie zaginęły. Ja zresztą tam się nie znam, ale pewnie wy musicie mieć ludzi odpowiednich. A jak nie, to znaleźć musicie prędko - ponownie, jak na siebie wylewnie, odparł.
- Do południa ludzi zbiorę. Badźcie pod gidlią, poczekaja na Was
- Będę tam zatem. Mam jeno jeszcze jedno pytanie. Gdzie panie w Averheim Morra przybytek znajdę? Noclegi w tych głośnych karmczach do końca mi nie odpowiadają - zapytał akolita.
- A ku dokom rzecznym, opodal tej alei co to środkiem drzezwa rosną, Sigemundassztrase.
Victor miał w związku z tym miał zamiar udać się pod wskazany adres i tam spędzić w świątyni noc. Miał zamiar pomedytować i poprosić o zesłanie rad we śnie. Wiele dni nie był w tak dużej świątyni, jak sobie wyobrażał tą averheimską. A gdzie bóg go wysłucha, jak nie w takim miejscu... Po drodze uda się jeszcze na moment do karczmy przekazać informacje dziewczętom.
 
AJT jest offline  
Stary 22-08-2013, 22:19   #73
 
MagMa's Avatar
 
Reputacja: 1 MagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie cośMagMa ma w sobie coś
Do późna w nocy dziewczyna przewracała się z boku na bok nie mogąc zasnąć, przez nawiedzające ją niespokojne wspomnienia Trudno się więc dziwić, że gdy w końcu zapadła w sen, to nie obudził jej ani wschód słońca, ani odgłosy tawerny.

Gdy w końcu opuściła krainę snu, słońce stało już dość wysoko. Mimo to nie wstała od razu, rozkoszując się wygodą posłania. W końcu z zamyślenia wyrwało Miriahię nienatarczywe pukanie do drzwi.

- idę, idę... - krzyknęła w stronę wejścia, gramoląc się jednocześnie z łóżka i ruszając w tamtym kierunku. Po drodze pospiesznie narzuciła ubranie. Poprawiała jeszcze przekrzywioną tunikę otwierając drzwi. Widok stojącej w nich Nastaszy, nie zaskoczył dziewczyny, jednak trzymane przez nią nadprogramowe tobołki, w których rozpoznała bagaż Victora, już tak.

- Co się stało? - zadała pierwsze pytanie, które pojawiło się w jej nie do końca rozbudzonej jeszcze głowie.

- Victor, gdzieś nam przepadł. Może nawiedził ciebie i przekazał tudzież można go wyszukać. – odpowiedzi towarzyszyło uważne spojrzenie prześlizgujące się po pokoju. – Jak widzę nie ma go u ciebie. – z uśmiechem dopowiedziała Nastasza – To co wiesz może gdzie się podział nasz chuderlawy kompan?

Przyniesiona przez współtowarzyszkę podróży, niepokojąca wiadomość natychmiast przywróciła Miriahię do rzeczywistości.

- Nie, nie widziałam go od wczorajszego wieczoru - odpowiadając zastanawiała się czym mogło być spowodowane nagłe zniknięcie akolity, bez pozostawienia żadnej wiadomości. Trudno było przewidywać motywacje Victora. Czy wydarzyło się coś, o czym nie wiedziały? Zafrasowana problematyczną informacją nie zauważyła przenikliwego spojrzenia, którym Nastasza omiotła jej pokój.

- Mam nadzieję, że nic się nie stało. - spojrzała na prowadzący do wyjścia korytarz - Chyba warto popytać na dole. Ktoś musiał widzieć jak wychodził.
 
MagMa jest offline  
Stary 23-08-2013, 18:13   #74
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
Rose zdenerwowana, że dalej nie udało jej sie znaleźć nic poza kocem w co mogłaby się ubrać zastanawiała się jakim cudem karczma może być pusta o zmierzchu, to nie wróżyło nic dobrego, sama wychowana na wsi pamiętała jak każdy zchodzący z pola zachodził żeby napić się piwa ze znajomymi. Rozmyślania Rose przerwał dźwięk dzwonu, to nigdy nie wróżyło nic dobrego, złapała pogrzebacz leżący koło kominka, na wypadek gdyby ktoś chciał ją zaatakować i wyszła przed karczme ciągnąc Rupperta za sobą.
Dam dane jej ujrzec było zazcątki sporej bitwy. Niebo rozświetlała łuna pożaru.
Słysząc dzwony i widząc dym Ruppert zląkł się.
- Ojojoj! Złe zbiry! Tak tak! Złodziejaszki! Ojoj! Wó... Wó..., wózeczek! - powiedział staruszek. W jego spanikowanym głosie słychać było strach. Mimo kupy szmat jakimi był otulony widoczne było jak Ruppert trząsł się.
Staruszek nie patrząc na Rose chciał wejść między budynki, dreptajać tak szybko jak tylko się da i udać się w stronę zaułka za karczmą, gdzie zostawił swoje skarby.
Tak więc Ruppert próbował tuptać w jedną stronę, zaś półnaga Rose próbowła ciągnąć go w drugim, co powodowało coś na krztałt zupełnego braku ruchu. Wtem koło nich smigneły pierwsze strzały.
- Ojoj! Puść! P-puśc Rup-p-perta! Jusz jusz! Tak tak! Puuuuść! - szarpał się staruszek.
-dobra dobra, spokojnie powiedziała Rose -lepiej sie schowajmy -powiedziała i puściła Rupperta.
- Ruppert wie co musi! Rup-pert musi ocalić wózeczek! - powiedział staruszek i rzucił się dzikim pędem w stronę karczmy.
Opodal eksplodował nagle jakiś dom.
Ruppert zniknął za rogiem. Oddychając szybko biegł ile mu sił w jego starych kościach starczyło. Będąc już dość daleko zdarzyło mu sie nawet, że kaptur z jego twarzy zaczął opadać na plecy. Momentalnie sięgnął ręką i poprawił swoje ubranie. Chwilę później odnalazł swój skarb. Wózeczek! Wózeczek stał gdzie stał, kilka chałup już nie.
Rose starała sie dotrzymać kroku nadwyraz zwinnemu staruszkowi
-gdzie tak biegniesz dziwaku?! wołała -zwolnij troche, musimy sie gdzieś ukryć. Co takiego jest w tym wózku?
W momencie gdy Rose wołała za Rupperterm ten już odkrywał koc i sprawdzał czy jest jego skyrzyneczka. Widząc ją przytulił ją do siebie i odłożył z szacunkiem na swoje miejsce. Obwiązał wózeczek łańcuchem i zaczął ciągnąć go za sobą w miejsce, z którego przyszli.
Ej-zawołała-co takiego masz w tym wózku?
- Skarby! - powiedział Ruppert ciągnąć za sobą swojego najwierniejszego towarzysza doli.
-ah no tak, to przecież oczywiste-ironizowała Rose.-jakiś pomysł co teraz? pomagamy ludziom czy uciekamy?
- Po co pomagać? Mam skarb, to można uciekać.
eh, jaki znowu skarb może by~ć na takim rozlatującym sie wózku?-bowiedzia~ła bardziej do siebie niż do Rupperta Rose -dobra uciekajmy ale najpierw znajdźmy mi jakieś odzienie
- Rup-p-pert już swoje znalazł. Kocyka dać nie może.
-Spokojnie, nie jąkaj sie, ubranie a nie kocyk, kocyk już mam-powiedziała coraz bardziej zniecierpliwiona Rose-poszukajmy po domach, itak ludzie są zajęci
- T-To Ruppert po-o-osłania tyły! Tak tak! - powiedział staruszek odsłaniając kocyk i zerkając jeszcze kilka razy czy aby nic nie ubyło.
-Niech będzie, może do czegoś się przydasz-powiedziała Rose i ruszyła w kierunku najbliższej chaty
Kitajski mnich pokiwał kilkukrotnie głową i przysiadł w charakterystyczny dla siebie sposób na ziemi przy swoim dobytku życia.
 
piotrek.ghost jest offline  
Stary 29-08-2013, 21:35   #75
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
"Troll!" Co na bogów robił w tych lasach troll Karl nie miał zielonego pojęcia. Miał natomiast całkiem niezłe na temat Zielonego co się pląsało pod nimi. Widok staczającego się krasnoluda w czeluści Zielone nie napawał optymizmem. Z młotem w dłoni zeskoczył w dół zsuwając się po uskoku za krasnoludem. Nie wypadało Sigmarycie zostawiać Brata Dawiego w potrzebie, tym bardzie w momencie słabości. Dzisiejszego dnia miała spłynąć goblinia krew!

Zwabione hałasem gobliny ruszyły w stronę turlaczy. Było iść siedem, zaś już po chwili ze stopę od jednego z wędrowców wbił się oszczep.

Karl rzucił się szarżą ze stoku w goblinią hołotę pędem niczym niesiony kometą o dwóch ogonach i niebiańskim ogniem w oczach, zamachując się młotem z jedynym celem: rozłupywania goblinich czaszek. Miał szczęście. Nim gobliny zdążyły zareagować na jego nagły ruch, zmiażdżył udo najbliższego i nie przystając ani na moment rozłupał mu butem czaszkę kiedy upadł. Jednocześnie skoczył ku kolejnemu z nich posyłając w szałasy goblinie truchło ciosem w pierś. Cyrulik, zarobiwszy lekkie cięcie w ramię, zdjął głowę trzeciemu z napastników, a zielono-krwista breja roztrzaskanych kości, mózgu i krwi zabarwiła zbocze szerokim szlakiem. Czwarty rzucił sie do ucieczki. Ciśnięty impetem młot wbił się goblinowi w plecy. Dobył sztyletu ze złowrogim uśmiechem. Żadnych jeńców, żadnej litości, śmierć wszystkim Zielonym!
 
Dhratlach jest offline  
Stary 02-09-2013, 13:33   #76
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Fajczyło się solidnie, ogień w dość krótkim czasie zdążył opanować większość pokrytych strzechą dachów tuż przy ogrodzeniu i wesoło rozprzestrzeniał się dalej, wpędzając broniących wsi w jeszcze większy amok. Niewiele jest rzeczy potrafiących wywołać w człowieku większą rozpacz niż widok płomieni, trawiących dorobek życia i zagrażających najbliższym osobom równie bezpośrednio co wacha zbójów uzbrojonych we wszelkiego rodzaju narzędzia mordu. Elfka skomentowała całą sytuację spluwając pod nogi. Nawet jeśli udałoby się wieśniakom odeprzeć atak nieprzyjaciela, to pozostanie im jeszcze walka z żywiołem, który do tego czasu zdąży zapewne objąć wszystkie chaty. Ranni i wyczerpanie nie poradzą sobie z tym zbyt dobrze, o ile przeżyją oczywiście. Wściekli i zrozpaczeni szukać zaczną potencjalnego celu do wyładowania frustracji, a kto będzie lepszy niż grupa obcych, do tego z elfem w swoim gronie? Wiadomo, że nienawiść ludzka nie zna granic, a instytucja kozła ofiarnego wciąż miała się dobrze, ku ogólnej rozpaczy osób takich jak Nemeyeth, będących zazwyczaj dość pokojowo i neutralnie nastawionych do otoczenia.

Rozerwanie na sztuki przez wściekły tłum nie plasowało się wysoko na jej liście wymarzonych sposobów na opuszczenie tego padołu łez, można by rzec wręcz iż znajdowało się gdzieś pod sam koniec, ukryte skrzętnie pod stertą śmieci, zapomniane. Lepiej losu głupimi myślami nie kusić, dumanie nad nieszczęściami lubiło je przyciągać. Wróciła więc do chałupy, i ignorując lamenty uratowanych chwilę wcześniej mieszkańców, zaczęła zbierać swoje rzeczy. Opatrzyła pośpiesznie te kilka ran, których nabawiła się podczas pobytu w wiosce, używając do tego przyniesionego przez staruszkę prześcieradła, oraz spirytusu z własnych, osobistych zapasów.
- Krwawienie jak zarzynana świnia, gdy biegnie się nocą przez las to głupi pomysł. Zapach krwi potrafił przyciągnąć drapieżniki przy których ludzcy zbóje są równie groźni co banda kulawych psów - mamrotała cicho pod nosem, mocując ostatni z prowizorycznych bandaży - Bezmyślne zakażenie ran również nie jest mądre. Infekcje są złe, bardzo złe, zresztą jak dobre może być coś co obniża skuteczność i zabić potrafi? Chyba że to alkohol, ale on jest w porządku...

Wybiegła z chaty gdy tylko skończyła przygotowania, nie żegnając się z nikim ani nie reagując na pełne strachu krzyki za swoimi plecami. Razem z rycerzem podarowali tym ludziom wolność i możliwość do obrony, a co głupcy z tym fantem zrobią zależało już tylko i wyłącznie od nich samych.
Na zewnątrz panował chaos, nie wiadomo było kto jest obrońcą, kto atakującym. Wszyscy wyglądali tak samo, podobnie odziani i uzbrojeni stanowili wielką, agresywną masę ciał i żelaza w której próżno było doszukiwać się znajomych twarzy. Gdyby jeszcze znała bliżej mieszkańców byłoby jej łatwiej. Na dobrą sprawę potrafiłaby rozróżnić towarzyszy podróży i nikogo więcej. Gdzieś przy bramie mignął elfce zad rozpędzonego w galopie Fernanda, przywołując na jej twarzy coś na kształt uśmiechu. Koń. Koń może sie przydać.

Przebicie się przez sam środek tłumu nie wchodziło w rachubę, z mieczem w dłoni ruszyła więc w prawo. Przekradała się między płonącymi domami , omijając skupiska walczących i za wszelką cenę starała się nie robić użytku z broni. Byłoby to tylko startą czasu i energii, których nie miała za wiele. Dobiegając do palisady schowała stal do pochwy, a z torby wyciągnęła zwój liny zakończony małą kotwiczką. Gratulując sobie przezorności bez problemów pokonała drewnianą przeszkodę. Doświadczenie nabyte podczas wielu lat morskiej żeglugi znalazło zastosowanie i na suchym lądzie, choć sytuacji daleko było do incydentów, w których Nemeyeth brała udział w młodości.

Pierwszą rzeczą, która rzuciła się elfce w oczy po wylądowaniu za palisadą był rycerz, a raczej jego niewesołe położenie. Otoczony przez wrogów dzielnie stawiał im opór, lecz przewaga nie znajdowała się po jego stronie. Złapała więc za łuk i wycelowała w zbója, znajdującego się między nią a Robertem. Będąc pewną strzału puściła cięciwę, nie mogło być jednak aż tak prosto. Pech chciał, że zamiast wyznaczonego celu trafiła wieśniaka, który pojawił się nagle na lini ognia. Skonsternowana patrzyła jak ten pada martwy, z gardłem przebitym jej strzałą. Tak, teraz już definitywnie musiała ulotnić się z wioski i to szybko.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 02-09-2013, 17:25   #77
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Kapłan i panienki.

Powrót Victora uspokoił trochę towarzyszące mu niewiasty. Po krótkich wyjaśnieniach, te zdecydowały się ruszyć z nim do świątyni. Był to okazały budynek, wysoki, piękny, choć prosty. Na jego tyłach mieścił się rozległy, jak na miejskie warunki ogród porośnięty drzewami i w znacznym stopniu osłonięty licznymi krzewami. Grupa weszła przez główne wrota na dziedziniec skrywający się wewnątrz masywnych murów, przed nimi rozpościerał się ganek i podwójne schody prowadzące do głównej nawy. Na schodach i wszędzie wokół kłębił się rozgorączkowany tłum pragnąc dostać się do środka, gdzie porządek z dużym trudem utrzymywała straż świątynna. Pomiędzy ludźmi rozpościerał się niby stała konsystencja, przytłumiający wszystko szmer. Gdzieniegdzie dało się rozróżnić jedno słowo: Cud

Rose i wózeczkowy kitajczyk

Dziewczynie udało się pozyskać ubranie, szczęśliwie bowiem (dla niej przynajmniej) biegnąc potknęła się o bliżej nieokreślone dziewczę leżące na podwórzu. Z jej oka starczała strzała. Biedne dziewczątko widać stało się przypadkową ofiarą walk. Szybkie obdarcie ją z ubrań i halek pozwoliło Rose przebrać się za węgłem i ruszyć pędem ku wózeczkowi. Następnie ruszyli pędem ku zupełnie drugiej, inne stronie wioski…tam gdzie się nie bili…dotarli do palisady, lecz tam czekała na nich niespodzianka. Nie było bowiem drugiego wyjścia. Jeno niepalące się jeszcze domy i palisada.

Bitewni herosi spod znaku misia i trola

Bogowie wojen sprzyjali ekipie spod znaku misia. Zwycięstwo niedźwiedzia (i Ragnara) nad trollem, zwarcie Ognego i Helvgrima z orkami czy atak Karla na gobliny były niezwykłymi zwarciami, godnymi ich odwagi i umiejętności. Jako jedyny klęskę (i zwycięstwo zarazem odniósł Korgan, który pozbierawszy się z ziemi, zwarł się z grupą orków. Zginął w bitwie, lecz nie poszło to na marne, gdyż zmusić udało mu się wroga do odwrotu. Tak więc grupa została na pobojowisku z chmarą zielonych trucheł, nędznym zdobytym obozikiem i trupem kompana.

Elfka i rycerz.

Robert walczył dzielnie, lecz w końcu upadł na ziemię, przytłoczony zmęczeniem i ranami. Wrogowie zostawili go i ruszyli w głąb osady. Walka roznosiła się coraz dalej. Widząc los swego kompana, elfka, korzystając z odejścia wrogów, zdołała doskoczyć i przywoławszy Fernanda, tudzież załadować na niego rycerza. Ruszyli pędem w las, zostawiając za sobą płonącą osadę.
 
vanadu jest offline  
Stary 03-09-2013, 15:11   #78
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Karl przyglądał się pobojowisku i upewniwszy się, że nikt ich, a raczej go nie podchodzi ułożył ciało Korgana na wznak i zamknął mu dłonią oczy. Potem ułożył denatowi topór w dłonie, a plecak tuż obok niego i zaczął kopać płytki grób pilnując cały czas czy nie zbliżają się żadne Zielone. Zabójca poniósł chwalebną śmierć i zasługiwał na godny pochówek pomimo faktu, że nie mieli wiele czasu. Kopał tak aż zaczęli się zjawiać pozostali członkowie drużyny.
 
Dhratlach jest offline  
Stary 03-09-2013, 20:02   #79
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Widząc, że ciężko będzie się przedrzeć przez tłum, Victor spróbował znaleźć inne miejsce, by dowiedzieć się cóż takiego spowodowało, aż takie zbiegowisko. Akolita był do tego sceptycznie nastawiony, nieraz już widział taki tłum, dopatrujący się wielkich znaków w… niczym. No ale teraz tu i tak był. I tak chciał tu spędzić więcej czasu. W gruncie rzeczy, to całe to zbiegowisko było mu tu nie pomyśli. No nic, pozostało się spróbować przedostać do świątyni. Znając je wiedział, że na pewno jest jakiś sposób… Przy okazji próbował też dosłyszeć może coś więcej, z tego, co ludzie tu o tym cudzie gadają…
 
AJT jest offline  
Stary 09-09-2013, 19:59   #80
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
- Przestań kopać Karl. To nie ma sensu. Korganowi należy się lepszy pochówek niż płytki grób pośród orczego ścierwa. Nawet jeśli był za życia zabójcą i wiarołomcą. - Skwitował Helvgrim zbliżając się do Karla który to pracował w pocie czoła, kopiąc grób dla walecznego wojownika khazadów.

- Zabierzemy jego ciało do Wurmgrube i tam oddamy mu cześć należną. Za nagrobek zapłacimy jego i naszym złotem. Tyle jesteśmy mu winni. - Mówiąc to Sverrisson zabrał się za ścinanie dwóch młodych sosen. Odciął od nich gałęzie i wykorzystując koc Korgana, zrobił nosze. Trwało to trochę, a kiedy już skończył poprosił innych by pomogli mu przenieść ciało martwego Haragona na prowizoryczne nosze. Skromny dobytek krasnoluda również znalazł się na owych noszach.

- Ja i Ragnar poniesiemy naszego brata. Jesteśmy podobnego wzrostu i będzie nam łatwiej... - Helv zrobił krótką pauze po której dodał ... - zresztą, nikomu innemu nie damy nieść martwego khazada. - Mówiąc ostatnie słowa, Sverrisson spojrzał na Ragnara czy i ten się zgadza ze zdaniem krasnoluda z Norski, wszak różnie zabójcy trolli byli odbierani przez górski lud. Dla jednych to upadli którzy powstawali z popiołów i dokonywali czynów godnych legend, ale dla innych to zdrajcy i szubrawcy godni jedynie szubienicy. Helvgrim należał do tych którzy z podziwem patrzyli na tych co to chcieli naprawić swe błędy przez ofiarę krwi i życia. Oby i Ragnar był podobnego zdania. Gdy wszystko było już gotowe do drogi, Helvgrim ponownie zabrał głos.

- Ruszajmy, nic tu po nas. Odetchniemy we wsi dopiero. Orki mogą wrócić tu w każdej chwili i to w większej sile, a i lepiej by nas tu noc nie zastała.- Po swych słowach, Helv chwycił jeden koniec prowizorycznych noszy i dźwignął je.

~ Odkupiłeś swe winy synu Haraga. Teraz odchodzisz w chwale i pokoju. Zyskałeś wolność przez swą śmierć. Umarłeś jak bohater i tak cię będę wspominał. ~ Mówił sobie w myślach Helvgrim niosąc ciało Korgana. Każda z tych myśli była szczerą prawdą.

 
VIX jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172