Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-04-2016, 14:50   #61
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację


Kaldezeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Hochlandu
Hergig

- Pacz pan, przyszedli. Jużech chciał płynąć bez was. Wsiadać i mordy w kubeł, bo ino skupić się musza – uszaty przewoźnik zniknął w trzewiach łodzi i było jedynie słychać jego krzyki z głębi kadłuba. Detlef Luden i Aldric Lutzen rozsiedli się wygodnie na ławkach strategicznie rozstawionych na górnym pokładzie. Aldric zdawał się drzemać patrząc na nurt rzeki Talabek. Chlupot wody połączony ze śpiewem ptaków wytworzył wręcz oniryczną atmosferę, jakby świat nie był zagrożony Chaosem wlewającym się do Imperium. Każdy z pasażerów uległ temu magicznemu klimatowi łodzi okraszonej pięknym imieniem „Rozklapiocha” i zajął się swoimi sprawami.

Detlef wyciągnął swój notatnik. Od bolesnej przygody w „Ziewającym Zającu” nie miał ani czasu, ani nawet ochoty, zapisywać swoich snów i analizować ich znaczenia. Nowicjusz zamoczył końcówkę pióra w atramencie i zadumał się nad pergaminem.

Cytat:
Leżałem w świerzżo wykopanym grobie. Niebo było czerwone, a chmury były czarne i szare. Wiele niewyraźnych twarzy patrzyło na mnie, ale żadnej z nich nie mogłem rozpoznać. Nie mogłem się ruszyć. Ręce i nogi odmawiały posłuszeństwa, ale mogłem poruszać oczami. Czarny kruk usiadł na ramieniu jednej z postaci i zakrakał. To było krakanie połączone ze śmiechem. Nagle mogłem rozpoznać twarz kobiety na której siedział kruk. To była Annabelle. Sięgała ręką w moim kierunku, ale nie mogłem jej złapać za rękę. Zacząłem spadać w głąb grobu, a Annabelle zanosiła się śmiechem. Uderzyłem w ziemię.
Ponieważ pisanie było zdecydowanie nadal nową umiejętnością dla młodego Morryty to kiedy stawiał ostatnią kropkę i obsypywał pismo wysuszającym piaskiem port w Hergig zaczął majaczyć na widoku. Ponownie uszaty kapitan zaczął wrzeszczeć wyrywając wszystkich z pogranicza snu.


„Pod Młodym Cycem”, dalej zwana mordownią, prezentowała się nadzwyczaj zwyczajnie. Smród uryny mieszał się z zapachem piwa i krwi. Detlef przestał się dziwić, że pijaczek z portu zapewnił ich o wspaniałości tegoż przybytku. Jednak jakieś bóstwo chciało, aby właśnie tutaj się znaleźli, gdyż kiedy tylko przekroczyli próg podeszła do nich trójka nieznajomych.

- Witam Panów - powiedział z gracją poruszający się czeladnik. - Jam jest Moritz Wagner - przedstawił się podając wpierw rękę Detlefowi. - Witaj Edku - rzucił bardzo cicho do towarzysza. - Przedstawisz mnie swojemu przyjacielowi? - zapytał Wagner z dziwnie znajomym uśmiechem i rzadko spotykaną u ludzi serdecznością.

- Detlef Luden - nowicjusz przywitał Berta i z radością pochwycił wisząca dłoń gawędziarza. - A to mój przyjaciel, Aldric Lutzen. Może usiądziemy? Albo lepiej nawet wyjdźmy zanim ktoś postronny nas usłyszy - Morryta zaproponował pośpiesznie.

Jebany złotousty Bert Winkel. Detlef nie mógł poznać dwójki pozostałych. Jeden wydawał się znajomy, skinął jedynie głową jakby znał ich od wielu lat, drugi wręcz pachniał nowością. Musieli teraz tylko znaleźć jakieś spokojne miejsce na rozmowę.
 
Evil_Maniak jest offline  
Stary 01-04-2016, 20:53   #62
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Cała ekipa w komplecie. Witajcie na nowo starzy przyjaciele.

Moritz nie zaczął pić dlatego, bo chciał. Wcześniej nawet nie przepadał za alkoholem, który traktował jedynie jako konieczny dodatek w trakcie znajomości z wyżej postawionymi - szczególnie kobietami. Zawsze kiedy gawędziarz sobie chlusnął nabierał niebywałej odwagi i wyżej postawione białogłowy stawały się niemal jego stanu aby móc do woli z nim flirtować czy też oddawać się uciechom cielesnym.

Wagner zaczął pić przez głupi los, który uczynił mutantem jednego z jego kompanów, a innego - najcenniejszego jakiego w życiu posiadał - uśmiercił. Niegdyś domokrążca, później gawędziarz, a obecnie czeladnik znał Eryka Bauera przez całe swoje życie. Wspólnie z nim był w wioskowej straży, wspólnie pił i śmiał się za czasów Biberhof, wspólnie z nim również podróżował w towarzystwie łowcy Imre. Nawet kiedy los uziemił ich mentora Bert i Eryk byli niemal nierozłączni. Jeżeli jakaś śmierć mogła powalić silnego psychicznie Winkela to właśnie ta. To po niej zaczął pić i mimo iż początkowo pił dla zapomnienia to później... przestał nad tym panować.


Opowieść dziadka nie zbiła czeladnika z tropu. Dziwnym było dla niego, że ktoś kto widział co wydarzyło się na festiwalu mógł patrzeć, a co więcej jeść kiełbasę. Wagner od tamtego dnia nie potrafił przełknąć tego dania choćby miało być lepsze od wyrobów świętej pamięci heretyka i zwyrodnialca Heintza. Jedyne czym raczył się w większych ilościach Moritz, a było tego na festiwalu sporo, to różnej maści trunki. Jak niegdyś czeladnik wiedział o alkoholach bezpieczne minimum tak teraz potrafiłby napisać o nich grube tomiszcze będące wstępem do wiedzy i doświadczenia jakich stał się niedawno nosicielem.

Chłopak pewnie miałby czas rozmyślać nad obiadem i kontynuacją opowieści gdyby nie niecodzienni goście. Pokaźnych rozmiarów brodacz obdarzony bardzo świadomym spojrzeniem i dziwnie znajomy gość ze zdecydowanie bardziej pulchną twarzą niż przed trzema laty...


Eryk nie mówił nic aż do momentu, kiedy znaleźli się za karczmą, z dala od ciekawskich uszu.

- Nie chcę być niegrzeczny, ale dobrze by było, jakby wasz nowy przyjaciel poczekał w środku. - wskazał Alexa oszczędnym gestem. - Mamy sporo do nadrobienia, panowie. Całe trzy lata.

- A Pan to kto? - zastanowił się Moritz nie świadom z kim rozmawiał. - Nasz nowy przyjaciel to osoba przed którą nie mamy tajemnic. Tacy są przyjaciele. - dodał z uśmiechem Wagner.

- Co jak co, ale głos mi się chyba nie zmienił przez te trzy lata. To ja, Bert. Przedwcześnie żeście mnie pochowali. - Usta skryte w brodzie ułożyły się w szelmowski uśmieszek, nie wyciągnął jednak ręki do Winkela, ani Schlachtera, wolał poczekać na ich reakcję. - Na pewno wasz przyjaciel wie wszystko? - spytał jeszcze. Każda osoba z zewnątrz mogła stanowić zagrożenie. W końcu nie ma pewności, czy uwierzyłby w ich wersję wydarzeń.

- Co? - zapytał z niedowierzaniem Wagner. - Przedwcześnie? - zapytał. - Ja Ciebie w każdym miejscu jakie odwiedziłem szukałem. Może nie dość skutecznie, bo po festiwalu musiałem być ostrożny… Cieszę się, że żyjesz przyjacielu, ale wstyd mi za siebie. - Moritz uścisnął mocno starego przyjaciela dając upust swoim emocjom. - Strasznie się rozpiłem. - powiedział cicho do Bauera, a ten wiedział, że jedynie przed nim był gotów na takie wyznanie. - Nasz przyjaciel wie dość aby wcześniej udowodnić, że jest godnym zaufania. Zresztą razem teraz rozwiązujemy jedną sprawę, na którą… musicie dać nam jeszcze z 2 dni. - Wagner puścił Sigmarytę i spojrzał na Edka. - Co u was? Co żeście porabiali?

- Er… Aldric mnie odnalazł w Nuln, gdzie odbywałem nowicjat w posłudze Morra. Aldric natomiast potrzebuje dużo więcej słów, aby opisać swoją niedolę. - Detlef stracił uśmiech. - Miejmy nadzieję, że będziemy mieli wystarczająco czasu. Co to za sprawa, skoro jest ważniejsza niż nasza niewinność?

- Sprawa nie cierpiąca zwłoki. - powiedział Wagner. - Musimy jednego gościa znaleźć i jesteśmy niemal u kresu śledztwa. Nasza niewinność czeka już lata więc i te kilka dni poczekać może… - Moritz uśmiechnął się przestawiając słowa niczym sam Grimm.

- Kaspar Heiner. - przedstawił się mężczyzna niegdyś znany jako Jost. Jego wiara w Alexa była nieco mniejsza, niż Moritza. - Długie opowieści wymagają dużo czasu i odpowiedniego miejsca.

- Niby racja, dwa dni nas nie zbawią. - przytaknął gawędziarzowi Aldric. - Ale nie ma z wami… - przez moment usiłował sobie przypomnieć obecne imię Arno - Grimma?

- Jest, ale obecnie gdzieś się zapodział. Miło by było jak byście go tytułowali “Skała”. - odpowiedział Wagner z lekkim uśmiechem.

- Dobrze, a kim jednak jest wasz nowy towarzysz? - tym razem nowicjusz wskazał wąsatego mężczyznę.

- Alex Ohlendorf. Szlachcic i towarzysz części tu zebranych. Słyszę, że macie panowie przeszłość wspólną i sprawy wspólne. Niebezpiecznego typu jeśli o niewinności prawicie. Mogę obiecać milczenie cokolwiek tu usłyszę jak i być może jakąś pomoc. Jeśli natomiast wprowadzać mnie do sprawy nie chcecie, porozmawiajcie sami. Czy Grimm również jest zamieszany w tą sprawę? Jeśli tak przydałby się do tej rozmowy, jest niedaleko możemy poczekać aż wróci.

- Niestety, my jesteśmy skąpani w tym problemie po pas, a krasnolud aż po brodę - zażartował smutno Morryta. - Dwa dni mówicie? Potrzebujecie pomocy czy jednak zbliża się to ku końcowi? Nie chciałbym pałętać się pod nogami.

- Gdyby była potrzebna pomoc damy wam znać. Chętni byśmy was wzięli do kompani, ale nasz pracodawca wymaga dyskrecji. Krzywo spojrzy na werbunek na własną rękę. - rzekł Alex.

- Poczekamy. - zapewnił Aldric. - Gdzie mieszkacie? Przy wjeździe mówili, żebyśmy wpierw wstąpili do Cyca, ale może polecacie inne miejsce aby się zatrzymać, a tu wpadliście tylko na piwo?

- Cyc jest w porządku. - powiedział Wagner. - Tak jak mówił Alex nasz pracodawca mógłby źle spojrzeć jak byśmy was poprosili o pomoc. To arcydyskretna sprawa… Myślę, że najdalej za dwa dni będziemy mieli werdykt i będzie można ruszać dalej.

- Cyc jest w porządku, jeśli chodzi o piwo - wtrącił się Kaspar - ale izby na noc tu nie dostaniesz. Może spróbujecie w Niechlujnym Schabowym. Nazwa brzmi jak brzmi, ale ceny są dobre, a obsługa miła.

- Także postanowione. - Detlef klasnął w geście obopólnej zgody. - Wy dokończcie co musicie, my zajmiemy się swoimi sprawami. Niemniej niezmiernie miło was spotkać po tylu latach, a i nowe twarze z uśmiechem przywitam. Do pogaduszek wrócimy później, my musimy wynająć pokój i miejsce dla naszych koni w takim wypadku.

- I może powiedzcie o naszym przybyciu Grimmowi przy okazji, żeby się nie zdziwił za głośno jak nas zobaczy. - Aldric zerknął na Berta. Chciał coś powiedzieć, powstrzymał się jednak. Spojrzał na ścianę karczmy. - Spróbuję znaleźć sobie jakieś zajęcie na te dwa dni. Życzcie szczęścia.

- Jeżeli brakuje wam pieniędzy to z chęcią was wesprę. - powiedział Wagner do Bauera. - Wiele nie mam, ale na tydzień nawet zatrzymania się w wygodnym łóżku wystarczy.

- Nie ma takiej potrzeby, dajemy sobie radę. - odparł Aldric. - Zachowaj pieniądze na podróż, która nas czeka.

- Podróż? Dokąd? - spytał Kaspar. - Miasto ma swoje uroki, ale z czasem stają się one nieco wyblakłe. - dodał. Ciekaw był, czy rozesłane za nimi listy gończe również wyblakły.

- Później. - odpowiedział Aldric. - Póki co nie zaprzątajcie sobie tym głów, skończcie swoje zadanie. Potem wszystko wyjaśnię.

Kaspar skinął głową.
 
Lechu jest offline  
Stary 02-04-2016, 02:34   #63
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Khazad chyba był jedyną osobą w drużynie niezbyt przekonaną o słuszności wyroku odnośnie oszusta.

Pamiętał dobrze sprawę zabójstwa Sigmaryty i Thomasa Bauera, który zawisł. Wtedy był pewien winy piwowara, ale z biegiem czasu był o tym coraz mniej przekonany.
W sprawie Crutzenbachów i Dutchfeltów również sprawa zakończyła się niepowodzeniem. Obnażyli tajemnice Ruperta, ale sprawcy zabójstwa w Jakubie Crutzenbachu nie odkryli. Choć nadal nie wiedzieli na pewno czy to Jakub zabił.

Arno stał się daleki od pochopnych sądów, zaś wtedy mieli znacznie twardsze dowody niż obecnie. Teraz mieli tylko poszlaki i słowo Gołota. Dla Hammerfista było to zdecydowanie za mało, by kogokolwiek obarczać winą, lecz nie miał zamiaru wyłamywać się z drużyny. Skoro taka była decyzja większości, to pójdzie w tym samym kierunku.

Okazało się jednak, że fortuna nieco uśmiechnęła się do krasnoluda nagradzając jego podejrzliwość. Gdy wyszedł do wychodka był świadkiem bardzo interesującej rozmowy, a kiedy się zakończyła pospiesznie podtarł się i podciągnął portki. Chyłkiem wymknął się usiłując zrobić jak najmniej hałasu drzwiami.

Rzemienie przy pasie wiązał w biegu. Okazało się, że Bert, Jost i Alex stali na tyłach karczmy z dwoma nieznajomymi, co bardzo sprzyjało sytuacji. Zamachał na nich zwalniając dopiero przy zakończeniu wysokiego płotu. Niespiesznie wyszedł w uliczkę, z której usłyszał rozmowę, zaś jego towarzysze podążyli za nim. Nie było czasu na tłumaczenia. Musiał zrobić to później.

Na szczęście mężczyźni zamieszani w przekręt nadal tam byli. Szli w różnych kierunkach. Idący prosto na nich, krępy typ ze złamanym nosem idealnie pasował na bywalca Cyca i to najpewniej on miał walczyć na deskach w następnym tygodniu. Wyglądał na pracownika fizycznego, który umysłowych zadań podejmować się nie powinien. Ubranie miał proste, mocne, ale nie typowo podróżne, więc raczej był mieszczaninem, a nie wieśniakiem.
Niemniej khazad znikąd go nie kojarzył.
Mężczyzna patrzył obojętnym wzrokiem na wychodzącą mu naprzeciw grupę, choć wzrok miał czujny. Widać, iż nie pierwszy raz szedł wąską uliczką.

Drugi już sporo się oddalił, ale jeszcze nie doszedł do następnej dużej przecznicy, lecz szedł dosyć prężnym krokiem. Ciężko było khazadowi cokolwiek o nim powiedzieć prócz tego, że nie jest mały i wydawało mu się, że nie gruby, ale czarny płaszcz z kapturem narzuconym na głowę był dosyć obszerny i długi. Prawie sięgał ziemi.

Sytuację komplikował pies węszący w połowie uliczki. Wyraźnie interesował się tym, co działo się za płotem jakiegoś domu. Nie widać było żadnej obroży.
Grimma zastanowił się przez chwilę nad dziwnym zachowaniem zwierzęcia, lecz musiał odsunąć to pod rozwagę na nieco późniejszy okres.

Jost w lot pojął sytuację. Razem z Alexem wyminęli Robotnika i podążyli za oddalającym się, zakapturzonym osobnikiem.

Arno z Bertem zostali zająć się Krzywonosym. Nie mogli z nim porozmawiać od tak sobie, ponieważ mógłby zaalarmować tego drugiego. Nie mogli go zaatakować, bo nawet jeśli udałoby się ogłuszyć go bez przewagi zaskoczenia, to pies mógłby zacząć ujadać i spalić próby śledzenia.
Po dotarciu do końca uliczki mężczyzna musiał skręcić, więc tam khazad mógł podjąć próbę ataku, ale w przypadku niepowodzenia pies ponownie mógłby zwrócić uwagę.

Arno zatrzymał się nagle i spojrzał na Berta.
- Oooo nie… Nie idę tam ja. Nie póki bydlę tamto siedzi tam. Ryja drzeć zacznie jeszcze i porządnych zacznie straszyć przechodniów. Nas się znaczy - miał nadzieję, że jego towarzysz zrozumie to, co Grimm chciał powiedzieć nie wprost. Rzucił spojrzenie na alejkę spozierał ma zwierzę jednocześnie patrząc jak bardzo oddalił się Jost oraz śledzony przez niego osobnik. Chciał zwrócić uwagę Winkela na to, iż bokser może wszystko zdradzić, jednocześnie oddalić podejrzenia Krzywonosego i uargumentować inny kierunek wędrówki.

- To w stronę teraz którą? - zapytał Moritza i podejrzliwie spojrzał na człowieka ze złamanym nosem, lecz jego uwaga szybko wróciła do gawędziarza. Liczył na to, iż także ten pomysł towarzysz pojmie. Chciał, by Bert zagadał mężczyznę i dał Jostowi oraz Alexowi możliwie najwięcej czasu na oddalenie się przed ewentualnym alarmem z dowolnego źródła.

W tym czasie robotnik zrównał się z nimi stając u wylotu alei. Wagner pojmując co chciałby wykonać Grimm chociaż w małej części spokojnie zbliżył się do mężczyzny. Moritz chciał z nim porozmawiać.

- Przepraszam Pana. - zagadnął chłopak zbliżając się, lecz tym razem nie była to jego najlepsza mowa.

- A… weź pan się.. czep kogo innego… - stuknął się wskazującym palcem przy skroni i minął Moritza.

- Obejdźmy to bydlę tamtędy - wskazał khazad Bertowi stronę, w którą skręcił mężczyzna. Bez wahania podążył za niczego nie spodziewającym się, jak mu się wydawało, Krzywonosym, a kiedy zniknęli psu z oczu Arno wziął zamach.
Zaatakował z zaskoczenia, od tyłu i trafił dokładnie tam, gdzie miał zamiar trafić.

Krzywonosy padł na ulicę, zaś Grimm skrzywił się spoglądając na towarzysza.
- Oooo... oooo... Chyba sił zbyt dużo kapeczkę włożyłem... - stwierdził spoglądając na leżące bezwładnie ciało, po czym chwycił go za nogi z zamiarem zaciągnięcia w róg płotu Cyca.

Wtedy będzie mógł na spokojnie wytłumaczyć Bertowi całą sytuację i poczekać aż mężczyzna się obudzi. Ewentualnie, jeśli Winkel stwierdzi taką potrzebę, można było go opatrzyć.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 03-04-2016, 11:13   #64
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Co robić, by ktoś, za kim się idzie, nie zauważyła, że jest śledzona? na pustej ulicy?
Nie ma na to dobrego sposobu...

Kaspar, w towarzystwie Alexa, ruszył za człekiem w kapturze. Tamten szedł, nie oglądając się ze siebie, a to stwarzało cień szansy, ż nie zwróci uwagi na tych, co za nim podążali.
Poza tym... zawsze można było udawać zwykłych przechodniów.

Pies, szwendający się po ulicy, co prawda łakomym wzrokiem obrzucił przechodzących, jednak nie uznał ich za coś wartego skosztowania. Trudno sądzić, by ktokolwiek w okolicy nie zwrócił uwagi na takie zamieszanie.

Gdy pies został kawałek z tyłu, Kaspar przyspieszył kroku. Ten, za który szli, zdążył zniknąć za rogiem. Co prawda w tym kapturze był dość charakterystyczny, ale lepiej było nie stracić go z oczu na dłużej.

Kaspar wspomniany wcześniej róg ominął szerokim łukiem. A nuż ów zakapturzony gość jednak coś zauważył i zechciałby poczekać na niechciany 'ogon'.
Tak jednak się nie stało. Mężczyzna w kapturze szedł, stale nie oglądając się za siebie. Najwyraźniej spieszył się, albo tak był zajęty swymi sprawami, że nie zwracał na nic uwagi.

Gdy śledzony jegomość wszedł do jednego z domów, wyglądającego na mieszczańską kamienicę, której właściciele nie należeli do najbogatszych, Kaspar zwrócił się do Alexa.

- Może rozpytasz, kto jest właścicielem tego domu? Z pewnością budzisz większe zaufanie, niż ja.

Sam rozejrzał się w poszukiwaniu jakichś uliczników. Ci zawsze wiedzieli wszystko o wszystkich. Za parę miedziaków zwykle byli skłonni do podzielenia się tą wiedzą.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-04-2016, 08:13   #65
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Kaldezeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Hochlandu
Hergig, przy tawernie „Pod Młodym Cycem”

To, jak bezpiecznie było w dzielnicach, w których Chłopcy ze Strilandu bawili w hergidzkiej gościnie, przekonał się Arno z Bertem. Nie nocą i nie w zaułku napadli Biberhofianie znienacka na przechodnia i bez ceregieli odciągnęli na tyły tawerny „Pod Młodym Cycem” i… nic. Samotni przechodnie przyspieszyli kroku, obracali głowy, woleli nie patrzeć, nie mieszać się, wiedzieć mniej jest wszak bezpieczniej. Nie było dobrze dostać w łeb, a zwłaszcza w tej części miasta, gdzie liczyć można było tylko na opatrzność bogów, że ześlą uczciwy patrol miejskiej straży, lub odważnego bliźniego.

Krasnolud i człowiek pociągnęli po błocie bezwładne ciało mężczyzny na tyły karczmy. Miejsce to ustronne było i tylko gość Cyca maszerując tam, gdzie i cesarz chadzał piechotą, mógł zmącić względną ciszę, zepsuć powietrze na wietrze i tak dalej. Głowa ofiary wzbogacona o imponującego guza bardziej w tym momencie bolała Hammefista, który nerwowo wpatrywał się w Winkela, zwanego Moritzem.

Młody czeladnik pociągnął z piersiówki i zabrał się do oględzin ciała oraz odzienia. Puls był miarowy, lecz ciężko było orzec ile czasu zajmie facetowi do wrócenia do siebie. Wedle papieru zza pazuchy zwał się Holger Elsner i tego samego dnia zawarł umowę z Carstainem na dostarczenie trzech tuzinów utensylii kuchennych, na poczet których otrzymał trzydzieści procent zaliczki opiewającej na pięć złotych koron. W mieszku Holgera brzęczały trzy korony bez kilku miedziaków. W kieszeni skórzanej kapoty tkwił, do połowy wystrugany z kawałka drewna, żołnierzyk.

Alex z Kasparem dołączyli do nich wkrótce, po niecałej godzinie, wzbogaceni o informacje spisu rodzin pewnej kamienicy i biedniejsi po srebrnym szylingu. Holger akurat odzyskiwał tomność.



tego samego dnia... zajazd „Niechlujny Schabowy”

„Niechlujny Schabowy” był zadbanym, miłym dla oka przybytkiem, nie za dużym i nie za małym. Na obsługę składały się na pierwszy rzut oka same młode kobiety, małe i pulchne jak na niziołkówny przystało. Ceny nie były wygórowane, wręcz nieproporcjonalnie niskie do jakości serwowanego jadła, może ciut zbyt słodkiego i tłustego jak na podniebienia niektórych, acz i oni często zmieniali zdanie, gdy czerwone ziemniaczki rozpływały się maślanie w ustach wraz z idealnie przyprawionymi króliczkami i kaczuszkami. Dziewczyny usługujące gościom siostrami być musiały, bo podobieństwo wyraźne od nich biło i nie tylko z rozmiarów okrągłych kuperków, lecz z rysów nalanych buzi również. Zwały się Pansy, Poppy i Petunia Butterpuff-Margarine.

Eryk i Edmund posilali się w najlepsze, mimo stirlandzkiej, wyssanej z matek niechęci do krewnych mieszkańców Krainy Zgromadzenia, potrafiąc decenić sztukę kulinarną niziołków. Trunki natomiast były przeciętne. Kuchnia serwowała również wypieki, o czym zostali poinformowani, gdyby zechcieli skosztować deseru. Jeżeli Butterpuffówny poznały się na akcentach Stirlandczyków, to znać po sobie nie dały, traktując nowoprzybyłych gości bez ani przesadnej, ani skąpej uprzejmości.

Za oknem goniec darł japę nawołując na ulicy treść jakiegoś ogłoszenia o pracę. Zarówno Sigmaryta i Morryta znaleźli sobie zajęcie, więc cóż mogły ich obchodzić nowe zlecenia. Głośny nawoływacz wstąpił do zajazdu i uzyskawszy zgodę u gospodyń, powiesił na drzwiach nowiutką ulotkę wyjętą z torby przerzuconej na biodro przez ramię.






 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 07-04-2016 o 08:26. Powód: niektóre literówki
Campo Viejo jest offline  
Stary 15-04-2016, 20:27   #66
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kogo śledzili? Trudno było powiedzieć.
Najprostszym, ale i najgłupszym zarazem rozwiązaniem, było wejście do kamienicy i odwiedzanie mieszkania po mieszkaniu.
Z pewnością po paru próbach trafiliby na poszukiwanego osobnika, ale przy okazji zdradziliby swe zainteresowanie wspomnianym osobnikiem.
Pozostawało wypytać innych...
Pech jakiś chciał, że na ulicy nie było ni jednego ulicznika, ni innego dziecka, a te były zwykle świetnym (a zarazem tanim) źródłem wiedzy.
Pozostawało zatem odwiedzić któregoś z sąsiadów.

Chytre oczka ich aktualnego rozmówcy wskazywały na to, że mężczyzna dużo wie, dużo widział, no i że przy pewnej zachęcie podzieli się swoimi informacjami.

- Ko jest właścicielem? - spytał Alex, udający osobę zainteresowaną kupnem kamienicy. Jako szlachcic lepiej niż Kaspar nadawał się do tej roli.

Jak się okazało, właściciel bawił w szerokim świecie, zatem to z pewnością nie on był osobą poszukiwaną przez Kaspara i Alexa.
- To kto tam teraz mieszka? - spytał Kaspar.
Wylewność sąsiada się skończyła po poprzedniej odpowiedzi, a jego wzrok, spoczywajacy na sakiewce Alexa, dość jednoznacznie dawał do zrozumienia, co zachęci go do udzielenia odpowiedzi.
Gdy na wyciągniętej dłoni spoczęły dwie srebrne monety, sąsiad stał się ponownie chętny do rozmowy.
W budynku, jak się okazało, mieszkały cztery rodziny - Klein, Koch, Hoch i Kappel. Nazwiska nic Kasparowi nie mówiły, a ądząc po minie Alexa - jemu również. Klein był służącym, Koch - kucharzem, Hoch robotnikiem, zaś Kappel - bezrobotnym kaleką, którego żona była szwaczką.
Robotnik? Czy to, że robotnicy dużo stawiali w 'Cycu', miało jakiś zwiazek ze sprawą? Kaspar miał poważne wątpliwości.
- Czy któryś z nich właśnie wrócił do domu?
- Nie wiem.
Dobrze poinformowany sąsiad jakoś nie miał wiedzy w tej materii. Nie miał też wątpliwości, że pytającym nie chodziło wcale o kupno kamienicy.
- Jak wygląda każdy z nich? - Kaspar zadał kolejne pytanie.
- Ano normalnie. Klein jest młody. Hoch też jeszcze nie stary. Koch gruby, a Kappel nie ma dłoni.
To również nic nie dawało. Gdyby który był garbaty albo kulawy, to by zmniejszyło liczbę podejrzanych.
- Któremu z nich najbliżej do typa spod ciemnej gwiazdy, może o którymś plotki chodzą jakieś w tym kierunku? - spytał dla odmiany Alex.
- Jak już, to pewnie syna Hocha szukacie - bez chwili zastanowienia odparł sąsiad. - Nie zrobił niczego co by mnie zdziwiło… Kawał skurwysynka był od dziecka…

To było wszystko, co dało się z niego wyciągnąć.
Pozostawało polecić się na przyszłość i wrócić do kompanów, co też Alex i Kaspar uczynili.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 16-04-2016 o 18:42.
Kerm jest offline  
Stary 15-04-2016, 21:04   #67
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Zdaje się, że Pan zasłabł, Herr Holger. - powiedział niemal zabawnie tłumacząc stan mężczyzny Moritz. - Może chciałby Pan się napić czy też złapać nieco tchu zanim zapytamy o dręczącą nas kwestię? - zapytał uprzejmie były gawędziarz. - Oczywiście nierozsądne zachowanie z Pana strony zostanie dotkliwie i natychmiastowo napiętnowane więc… bez sztuczek serdecznie proszę.
Arno na potwierdzenie słów towarzysza wyszczerzył się do dopiero co oprzytomniałego mężczyzny.
- Czego chcecie ode mnie? - zapytał trzymając się za tył głowy.
Alex kompletnie nie rozumiał sytuacji. Domyślał się jedynie, że sprawa dotyczy śledztwa. Po pytaniu człowieka wymienię popatrzył na krasnoludy.
- Przede wszystkim chcemy wiedzieć wszystko na temat spisku jakiego jesteś udziałowcem. I proszę nie mów, że uczciwie szedłeś kupić graty do kuchni… - Wagner z uśmiechem przewrócił oczami jakby wspomniał o zupełnej bzdurze.
- W dupie mam co chcecie… - Facet westchnął.
- Masz złamany nos i obity łeb. Słabo ci idzie, nie idź tą drogą dalej. Bo skończy się jeszcze gorzej. Chcemy informacji i pójdziesz do domu bez dalszego uszczerbku. Uwierz mi nie warto sobie robić ze mnie wroga- Alex perswadował i zastraszał jednocześnie. Przybrał do tego groźną minę.
- Nos połamany od dawna. Gęba nie szklanka. Czterech na jednego… Odpierdolcie się ode mnie. Nie znam was. Nic wam nie zrobiłem.
- Nam? - zaśmiał się Wagner. - A kim my właściwie jesteśmy? Powiem Ci. Nie masz pojęcia, bo gdybyś wiedział zaprzestałbyś ciuciubabki i zaczął normalnie gadać. - Moritz zamilkł na chwilkę dając gościowi chwilę na kalkulacje. - Sytuacja jest dla ciebie opłakana od momentu, w którym odkryliśmy, że maczasz paluchy w ustawianiu walk. Żyjesz, bo nie wiemy wszystkiego, a kto wie… może jak podrzucisz nam grubszą rybkę pominiemy w obliczeniach mniej ważne persony. - uśmiechnął się szaleńczo były gawędziarz pokazując teatralnym gestem na rozmówcę.

- Że w czym maczam? Coś wam się popierdoliło! - rzucił nerwowo. - Chcecie mnie zabić? Za co, kurwa!?
- Daje Ci ostatnią szansę, co ustaliłeś z tamtym gościem. Gadaj albo zrobi się nieciekawie. Wszystkie palce nie są Ci przecież potrzebne. - Ohlendorf położył dłoń na szabli.
- Czekaj kurwa! Czekaj! Nic mi nie ucinaj! - warknął rozeźlony. - Ale co zrobicie z tym gościem? Możecie mu głowę uciąć? Albo ręce? Albo język chociaż? Żeby jak mnie znajdą w dokach nagryzionego przez raki, nikt mych sierot nie skrzywdził i wdowy?
- Do dupy dobierzemy tak mu się, że błagać zacznie o to sam, coby go pizdnąć ino raz. Kumplom nie zdąży nic powiedzieć - rzekł Arno.
Facet spojrzał wyczekująco na Morritza i resztę, zwłaszcza białą broń szlachcica, jakby upewniał się, czy krasnolud mówi za wszystkich.
- Pomóż nam jak tylko potrafisz, a zachowasz nie tylko anonimowość, ale i życie - powiedział całkowicie poważnie Wagner.
- Wszystko co powiesz nie odbije się na tobie. Tylko wyczerpującą i konkretnie mów.- dopowiedział Alex żeby rozwiać wątpliwości przesłuchiwanego.
- Groził, że jak się nie podłożę, to skrzywdzi najbliższych. Że kurwa mi się chce myślicie? Nic z tego nie mam. Skurwysyny.
- Kto to jest? - spytał Kaspar. - Kilka słów prawdy i nie będziesz miał z nim do czynienia do końca życia.
- Nie znam typa. Tylko z widzenia. Kręci się przy Cycu wśród robotników.
- Nie znasz, ale widziałeś. Opisz go nam. Dokładnie. Wzrost, budowa, włosy, każdy pryszcz na nosie. Wiemy, gdzie mieszka, to go rozpoznamy.
Rozmówcy najwyżej zebrało się na szczerość, bowiem wnet z jego ust popłynął cały potok określeń, mających na celu opisanie poszukiwanego człeka.

- Mogę się założyć - powiedział Kaspar - że już go widziałem. To z pewnością ten sam, który przed finałową walką rozmawiał z Illievem. Być może, suczy syn, walkę wtedy ustawił.
- W takim razie sprawa załatwiona. Ty działasz zgodnie z planem, tamtego typa. Jeśli przed walką dam ci znak, krzyknę "powodzenia". Znaczy się walczysz uczciwie. Jeśli nic nie powiem walczysz jak ci tamten kazał. Mam nadzieję, że dobrze się rozumiemy. A teraz wypad, jak się nie pokażesz na walce i on cię będzie ścigał i my.
Gdy mężczyzna się oddalił Alex przemówił do towarzyszy.
- W najgorszym razie trzeba będzie capnąć tego gościa od ustawek. Dowiedzieć się dla kogo biega i zamknąć sprawę. Wydamy wtedy pionka wraz z informacjami z przesłuchania karczmarzowi. Tak po prawdzie to sugeruję wskazać mu fiksera i na tym zakończyć naszą rolę. Niech sam się za niego weźmie my swoje właśnie zrobiliśmy. Jego chłopcy zgarną robotnika i dalej to już sprawa Barzinich.
 
Icarius jest offline  
Stary 16-04-2016, 21:29   #68
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Moritz początkowo nie miał pojęcia dlaczego Grimm chciał zagaić barczystego faceta. Były gawędziarz zagadał go całkiem dobrze zyskując nieco na czasie. Nigdy bowiem nie wiadomo czy krasnolud nie zmieni zdania - tym bardziej sam Arno Hammerfist, który w przeszłości do wstrzemięźliwych nie należał. Gość jednak zdołał się otrząsnąć z całkowitych bredni jakie wysyłał w jego kierunku Wagner, a Grimm nadal nie podejmował inicjatywy. Chyba się wahał... Kiedy jednak typek opuścił alejkę Khazad ruszył za nim i jednym pewnym ciosem - może nawet zbyt pewnym - powalił go na ziemię.

Wagner nie wiedział co powiedzieć, ale grał twardziela jak na sytuację przystało. Ufał brodaczowi. Pomógł wojownikowi odciągnąć bezwładnego mężczyznę i upewnił się, że żaden z przypadkowych gapiów nie skupił się na nich zbyt dogłębnie. Kiedy byli gdzieś między alejką, a stajnią Grimm zaczął wyjaśniać całą sytuację. Gość prawdopodobnie był mocno zamieszany w ustawianie walk i przesłuchanie go mogło ostatecznie rozwiązać sprawę. Wagner podjął decyzję, że owym przesłuchaniem zajmie się osobiście. Alex był co prawda szlachcicem, ale im więcej będzie sprawnych "dusicieli" tym łatwiej im pójdzie.

Holger Elsner pomimo pokaźnego guza był w całkiem dobrej kondycji zdrowotnej. Oddychał całkiem poprawnie, a jego puls był wyraźnie wyczuwalny. Wedle listu jaki posiadał przy sobie nieprzytomny znał on się z chlebodawcą śledczych. Karczmarz Cyca wynajął go bowiem do zakupu - jakby to nazwał Grimm - "gratów kuchennych". Pewnie każdy na ich miejscu przygarnąłby zawartość kieszeni Elsnera, ale Moritz jeszcze w Biberhof poprzysiągł sobie, że nigdy więcej nic nie ukradnie. Było to zaraz po ukaraniu za przywłaszczenie sobie pamiętnego notatnika, według którego stary Kaspar oszukiwał na dziesięcinie...

 
Lechu jest offline  
Stary 16-04-2016, 22:27   #69
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Khazad wolał się nie odzywać za dużo. W gadaniu jego towarzysze byli zdecydowanie bardziej biegli od niego. Wtrącił jedną wypowiedź, a i owszem, ale i tak nie został zbyt poważnie potraktowany. Dlatego więcej głosu nie zabierał słuchając zamiast tego.

Efekt ich przesłuchania był całkiem zadowalający, ale najbardziej ciekaw był tego, czego dowiedział się Jost i Alex.

- Od początku zacznijmy zatem, bo wiedzieć co stało się musicie - rzekł Arno.
Początek relacji miał w momencie, w którym usłyszał głosy będąc w wychodku i nie były to odgłosy jego własnego organizmu, a zakończył ją w momencie, w którym zawołał ich wszystkich za sobą.

- A co ustaliliście wy za drugim idąc? - dopytał jeszcze.

Hammerfist chciał z kolei dopaść oszusta i wyciągnąć z niego informacje odnośnie mocodawców, a następnie oddać karczmarzowi.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 25-04-2016, 06:49   #70
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Kaldezeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Hochlandu, Hergig

Ulica z domem, do którego kilka godzin wcześniej wszedł śledzony przez Chłopców ze Stirlandu mężczyzna w czerni, była w mało uczęszczanym uboczu dystryktu rezydencyjnego biedniejszego mieszczaństwa. Nie była ani główna, ani obfitująca w sklepy, karczmy czy jakiekolwiek zakłady usługowe. Jedynie na rogu przecznicy, parterem masywnego szarego, kamiennego budynku był komis z szyldem wykutym w mosiężnej tablicy osadzonej nad drewnianymi drzwiami za żelazną kratą: „Pośrednictwo kupna i sprzedaży”.

Alex z Kasparem na zmianę z Arno i Moritzem, obserwowali kamienicę kryjąc się w zaułku, bocznej uliczki sąsiadującej posesji. Szlachcic z Heinerem za dnia, krasnolud z czeladnikiem w nocy. Nikt z mieszkańców budynku, którego okna i drzwi wychodziły na tyły, zdawał się nie zwracać na nich uwagi, przynajmniej w ciągu pierwszych dni konspiracji. A przynajmniej nikt nie starał się zrobić z tego swojej sprawy zostawiając obcych mężczyzn samym sobie, biorąc ich zapewne, albo za zbirów, albo za stróży prawa, co wychodziło na to samo, nie wróżąc nic innego jak kłopoty wszystkim zainteresowanym. W dniu świątecznym ruch na uliczce był większy. Ludzie, jak to z mieszkańcami imperium zazwyczaj bywa wszędzie, mając wolne od pracy wybierali się oddać cześć bogom, zabawić na festynach, brać udział w uroczystościach, pochodach, konferencjach religijnych, czy nawiedzeniach grobów i tak dalej... Ani razu jednak nie wpadł Chłopcom ze Stirlandu w oko robotnik w płaszczu z kapturem, tak dobrze opisany z facjaty przez Kaspara, że Arno domyślił się, że mógł to być ten sam, który przychodził kilka dni wcześniej zamienić dwa słowa na uboczu przy bokserskiej szatni z Gołotem.





Dzień mijał za dniem. Bezpański pies, ten sam stary bokser, którego widzieli w uliczce przy Cycu, kilkakrotnie szwendał się po zaułkach szukając czegoś do jedzenia. Ohlendorf i Heiner widzieli też parę razy sąsiada, który wcześniej udzielił im tych kilku informacji na temat budynku, gdy tamci udawali, że są zainteresowani kupnem posesji, choć akurat to kłamstwo samo w sobie nie zostało sprzedane.

Dnia trzeciego, gdy Grim kończył trening i wybierał się z czekającym Moritzem na zmianę przyjaciół na czujce przy ulicy Piwnej, jeden z wychowanków Cyca, młody o przezwisku Kogut, ten który w zeszły tygodniu pokazał Hammerfistowi swą szybkość w pierwszym sparingu, podzielił się ze wszystkimi dobrą nowiną, że Guss wystawi go do debiutanckiej walki.

- Nieoczekiwana szansa! - mówił ucieszony. - Biorę to za dobry znak opatrzności!




Zapadał zmierzch, gdy w uliczkę wszedł krasnolud z czeladnikiem. Z cienia wychylił się zakapturzony Kaspar i Alex, niekoniecznie wyglądający na szlachcica, bo i cóż takowy miałby robić w tym miejscu, prócz może ino dupczenia cudzej żony lub męża. Kompani wymienili się informacjami, Biberhofianie zajęli stanowiska, zwiadowca z Ohlendorfem zaczęli odchodzić, gdy w zaułek weszło trzech mężczyzn. Z drugiej strony, spomiędzy domów wyszło jeszcze czterech. Szykowali się do brudnej roboty, bo zaraz błysnęły nagie ostrza noży i siekier. Jeden nawet, ten z tyłu, trzymał w rękach sieć, taką, której używają łowcy banitów, albo gladiatorzy. Najwyraźniej nikomu nie zależało na mieleniu ozorami, bo ludzie od razu rzucili się ku Chłopcom ze Strilandu w ten ciepły, parny wieczór, bez słowa powitania, czy choćby nawet „kutas wam w rzyć”.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172