Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-02-2018, 18:53   #381
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Wszystko układało się nawet lepiej niż się spodziewał. Jego plan i pomysł zyskał akceptację władzy lokalnej, jego wizyta i przejrzenie planów też nie powinna budzić zastrzeżeń. Wszak oficjalnie działał na rzecz miasta, tłumaczył swoje zamiary i pozyskiwał na to środki. Idra Ausburg była gotowa do współpracy, dodatkowo podsunęła pewien pomysł. Bezczelny, ale dający szansę na realizację wszystkich celów jakie sobie założyli jeszcze tej nocy. Ponadto wizyta w domostwie zmarłego maga dała nowe możliwości i szansę. Upragniona licencja i księga oznaczona kapturem i mgłą. Pokusa była zbyt silna. Zresztą każde inne kolegium ukarałoby go straszliwie, ale Szarzy Czarodzieje może docenią jego starania. Ich struktury są rozproszone, powiązanie ukryte, liczba członków nieznana. Loftus przejrzał księgę i uśmiechał się pod nosem. Chwilę później zaczęły docierać skrzynie z różnego rodzaju artykułami i bogactwami. Ritter nie bardzo wiedział o co chodzi, ale starał się sprawiać odpowiednie pozory. Pochwalił tragarzy i pośpiesznie ich wyprosił. Mężczyźni widzieli na stole przygotowane komponenty do czarów, pracującą kobitę, która szykowała jakieś mikstury.
- Idro, jeśli nasze plany się powiodą będę miał do Ciebie serdeczną prośbę. Spłacając swoje długi w kolegium złota, wpłacisz opłatę za wydanie licencji oraz część zarobku z Silber Haus przedstawicielowi kolegium cienia. Oczywiście środki przekażę Ci później. Opowiesz też o akcji na murach i realizacji pomysłu ze złotem głupców. O wcześniejszych plotkach też proszę wspomnij. A to później, teraz się szykujmy. Może będę wstanie nie tylko spleść magię, ale i bardziej bezpośrednio wspierać twe działania, gdy spróbujemy okpić Brocka i jego ludzi. Gotowa? No to chodźmy, musimy iść przez garnizon, rozmówić się z Truskawą i zerknąć na świnię.- Loftus pozbierał potrzebne składniki i udał się w stronę murów.



Para magów, pewnym krokiem zmierzała do garnizonu. Pytał o kwatermistrza i szynko ustalił miejsce rozchwytanego niziołka. Poprosił go na stronę i zagadał.
- I jak tam świnie? Dało rady coś więcej zorganizować? Przy okazji to będzie męcząca noc, ale jeśli wszystko pójdzie z planem, to najlepsza do przeprowadzenia akcji. W ratuszu coś się dzieje, Komendant obraduje z rajcami i krasnoludami. Noc zapowiada się pochmurna i ciemna. Akcją z granicznymi wywołamy sporo plotek, a rano sprawdzimy, czy Brock jest łasy na złoto głupców. Lepszej okazji nie ma. A do skarbca jest dojście. Twoja pomoc jest praktycznie niezbędna. Nie jestem pewien czy człowiek by się tam przecisnął. Co prawda mistrzyni Ausburg ma pewne obawy i spostrzeżenia. Plany budowli, z tym co tam będzie mogą się lekko różnić, ale uważam, że warto przynajmniej spróbować. Miejsce w którym jest skarbiec ma grube mury i nie ma okien, prowadza do niego tylko jedne drzwi, przynajmniej oficjalnie. Ale w dachu jest zakratowany świetlik. Kraty pewnie będą grubsze od mojego przedramienia, khazadzi by nie ryzykowali niepotrzebnie. Ale prawda jest taka, że to żaden problem. Idra tak je osłabi, że bez problemu będzie można je wyłamać. Potrzebne są tylko linii z kotwiczkami, albo jakaś drabina. Opuścimy Cię na linie, tak żebyś nie dotknął podłogi. Kto wie jakie tam mechanizmy mogą się kryć. Jeden, dwa kursy. Weźmiesz tyle srebra ile dasz rade napakować do plecaka, a my Cię z Idra wyciągniemy. Potem na kraty wyleje się żrącą miksturę, od tak dla niepoznaki. I zwiejemy. Proste i bezczelne, ale najbezpieczniejsze. Jak by jeszcze się udało zorganizować jakieś zwłoki, najlepiej jeńca, albo uchodźcy było by jeszcze lepiej. Ręce i dłonie by mu się ochlapało tą samą substancją, głowę roztrzaskało. I jest kozioł ofiarny. Tyle, że My już idziemy na mury. O tej akcji będzie się długo mówiło. – Uczeń czarodzieja był pełen optymizmu, pozyskał licencję, czuł więc że wiatry magii Ulgu mu sprzyjają.



Dotarli w końcu pod mury, wszytko było gotowe. Oznaczone kredą świnię czekały wraz z grupką ochotników. Pojawił się jednak inny problem. Nikt do cholery nikt nie zajął się przegonieniem tych nieszczęsnych uciekinierów. Loftus szczerze im współczuł, ale ich obecność pod bramą stanowiła zagrożenie dla jego planu. Planu, który pieczołowicie i starannie szykował. Wydał własne złoto, zabiegał o poparcie. Nie Ci nieszczęśliwi ludzie nie mogli pokrzyżować jego planów. Z jego realizacją chciał czekać do godziny duchów. Było więc trochę czasu na rozwiązanie tego problemu.
Nie byli sami, wiedział jakie pogłoski krążyły po bitwie nad rzeką. Chciał wykorzystać ludzki strach i nieufność wobec magii. Najpierw zwrócił się do strzegących bramy i tego odcinka murów żołnierzy.
- Na mój znak puścicie salwę, celujcie w zwierzęta. Koty, psy, kozy, czy tam inne owce. Na nasze czary nie zwracajcie uwagi, moją skłonić tych nieszczęśników do szukania ratunku gdzie indziej. Jeśli jednak, który odważy się w Waszą stronę lub moją i mistrzyni rzucić choćby kamieniem, to ustrzelcie drania!
Następnie podszedł do towarzyszki i się z nią naradził.
- Mistrzyni Ausburg, musimy zrobić drobny pokaz szybciej. Poblask, odgłos, niech martwe zwierzęta wydają dziwne jęki, a ich krew skwierczy i wrze. Może to wystarczy. Inkantujmy czary najgłośniej jak możemy, odwrócimy uwagę od kuszników. Jeśli możesz wcześniej stworzyć przed sobą słynną zaporę ze stali, tym lepiej. Spód murów, nie będą tylko widzieć, że wokół Ciebie coś wiruje i odbija blask.
Weszli na mury, skinęli sobie głową i zaczęli splatać magię. Z początki najprostsze czary, choćby poblask, aby ludzie którzy jeszcze nie posnęli zwrócili uwagę że coś się dzieje.
- Lucere incipit esse simile! – Mag krzyczał ile sił w gardle, machnął też ręką do kuszników kryjących się za blankami. Mieli już dość czasu aby wybrać sobie odpowiedni cel.
- Procidat deceptionem audiunt canetis! – Martwe zwierzęta zawyły potępieńczo, ich krew zaskwierczała jakby zaraz miała wrzeć. Loftus miał nadzieję, że to wystarczy. Może, może ktoś zamiast się przerazić wpadł w furię i rzucił w nich kamieniem, czy sięgnął po broń. Wtedy nie obciążało by to sumienia maga, rozkaz wydał wcześniej. W razie ataku, ustrzelić napastnika. Jeśli i to nie przekonało ludzi i ci dalej koczowali pod murami, gotów był wydać kolejny rozkaz. Salwa w ludzi stojących najbliżej bramy. Wolał jednak tego uniknąć.



Dochodziła godzina duchów. Loftus wraz z towarzyszką miał chwilę na skromny posiłek i odpoczynek. Ponowne przejrzenie potrzebnych składników i powtórzenie całego planu. Uchodźcy opuścili najbliższe teren, zapewne przeklinali obrońców miasta i magów. Szczególnie magów, ale to przecież nic nowego. Kolegia nigdy nie cieszyły się popularnością wśród kmiotów, ku uciesze wszelakich kapłanów.
Ochotnicy mogli wyjść nie niepokojeni za bramy miasta. Czekali na umówiony sygnał. Noc była ciepła i prawie bezwietrzna. Chmury skrywały większość nieba. Obóz wroga był rozświetlony przez ogniska. Magowie skinęli sobie głowami i zaczęli spektakl.
Od strony rzeki rozległo się miarowe uderzanie wioseł o wodę. Loftus na chwilę przestał i zerknął przez lunetę na obóz wroga. Chciał zobaczyć czy wywołam jakieś poruszenie. Gdy tylko dostrzegł jego pierwsze objawy, przeszedł do kolejnego etapu. Sugerując to samo niedawno poznanej przyjaciółce.
Błędne ogniki, paręnaście punktów świetlnych, które zabłysły w oddali. Nie mogli się na nich skupić więc poruszały się bardzo powoli, prosto. Nie o to jednak chodziło. Niech wróg śle patrol, niech zacznie wydawać rozkazy. Na to czekał Loftus. Jeśli tylko w obozie wroga rozbrzmiały jakieś dźwięki to magiczka miała je odgłosem naśladować, albo znowu robić hałas ze strony rzeki. Loftus liczył i na jej twórczą inwencję. W tym czasie uczeń czarodzieje powtórzył za to numer z gwizdkiem. Ten piszczał i miał powodować zamieszanie w szeregach wroga. Rozkaz to rozkaz, zaspani żołnierze strąca trochę czasu nim się zorientują co się dzieje. To był też znak dla podpalaczy świń. Mieli wykorzystać ciemność i zamieszkanie, aby podejść ciut bliżej obozu wroga. Bez zbędnego ryzyka, bez opuszczania bezpiecznej strefy i zasięgu swoich strzelców. Świnie zapłonęły, ochotnicy rzucili się w stronę bramy miasta. A dwójka magów poganiała świnie odgłosami demonów. Te dobiegały zaraz za nimi i lekko z boku, tak aby żadna z nich nie skręciła w stronę rzeki. Mieszały się one z kwikiem nie pozwalając rozpoznać płonących stworów jako wieprze. Krople potu ściekały magowi po skroni, komponenty czarów zużywały się w ekspresowym tempie. Ale chyba było warto, pokaz miał wywołać: zamieszanie, grozę i strach… Do tego nie dać wrogim żołdakom odpocząć oraz uniemożliwić przeprowadzenie szturmu z ich strony.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!

Ostatnio edytowane przez pi0t : 07-02-2018 o 13:05.
pi0t jest offline  
Stary 06-02-2018, 13:36   #382
 
Morel's Avatar
 
Reputacja: 1 Morel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputację
Frietz pozwolił najemnikowi iść przodem, bo sam z siebie nie do końca wiedział, gdzie ów wóz stacjonuje.
- Ty, a słyszałeś o tym, co go tam w tej klitce zamknęli? - odezwał się do szerokich pleców pomocnika.
- Taa. Jakaś przybłęda. - Odparł bez zainteresowania.
- A wiesz co? taki jeden dryblas z wąsem gadał z takim grubym, że to niby szpieg jakiś. Dobrze, że go złapali. Jakby nam jeszcze żarcie zatruł to by na mnie było. By mnie cholera powiesili!
- Hehe! Abo dupskiem na pal napili! Hahaha - Z niewiadomych powodów wizja brutalnej kary niespodziewanie rozbawiła łysego najemnika, który aż się zachłysną zmieniając śmiech w mokry kaszel, od którego dźwięku Olegowi urosła w gardle klucha, a w oczach stanęły świeczki.
- Tiaa, było by przezabawnie - odpowiedział z niesmakiem, kiedy najemnikowi w końcu udało się odpluć niesforną flegmę, którą Oleg po chwili musiał przekroczyć.

Po chwili niezręcznej ciszy dotarli do załadowanego w opór powozu, który choć lata swej świetności miał już za sobą, to dzielnie znosił załadunek kolejnymi partiami zaopatrzenia. Jedynie drewniane balustrady pojękiwały cicho kiedy Oleg z nowym znajomy przerzucali prze zeń trefny pakunek.

- Stokroć dzięki za pomoc - Frietz stęknął prostując plecy. - Potrzebna ta wojna, jak drzwi w lesie, ja Panu mówię.
- A tam pitolisz. Jak się nie jest taki cherlawy to se można sakwę po brzegi napchać. - zaoponował śmiało najmita, któremu zarzucenie pakunku nie sprawiło najmniejszego problemu.
- Może można, może nie można.. - Oleg oparł się łokciem o krzywą drewnianą barierkę i wyciągnął resztkę fajkowego ziela. Nabił nim fajkę, a puszty mieszek zmiął i wsadził za pasek. - Ostatnia porcja. - wysunął zapraszająco kopcącą się już fajkę do nowego kolegi, który ochoczo skorzystał z oferty.
- Gówno wiesz młody. W mieście srebro na ulicach wala. Jeno się po nie pofatygować.
- No właśnie, bo ja coś jeszcze słyszałem. Tylko nikomu nie mów. - Oleg rozejrzał się konspiracyjnie i zbliżył do spowitej białym dymem łysiny.
- Każdy wie, że to w połowie są krasnoludzkie złocisze,a jak tego przybłędę wzięli na spytki to mówił, że karły się ewakuowały swoimi norami. Zostali tylko woje co się o honor chcą bić. A ich honoru to se do gara nie wsadzę. - Oleg odsunął się i ponownie się rozejrzał. - Ja tam nie wiem czy to prawda czy nie, ale się do bitki o szrapnele pchał nie bede. - powiedział z powagą i odebrał fajkę z rąk rozmówcy i zaciągnął się.
- Jak się uda to pakuję się na woza jadę z zaopatrzeniem. - kontynuował puszczając aromatyczny, biały dym nozdrzami. - Nie wiem tylko czy mnie wezmą, ale nie chcę tu być, jak się przyjdzie z czarodziejami bić i fanatykami, co kamieni bronią. Tacy są najgorsi. - Oddał fajkę i dodał z przejęciem - A jak się bili nad rzeką to ponoć jeden taki czarnomag sam pięć łodzi spalił, a krasnoludy mają takie w armii, że jeden to pokonanych na polu walki zjadał. Nie. Pierdole. Ja stąd jadę. Pierdole. - Zakończył konkluzją czekając na reakcję rozmówcy.
 
Morel jest offline  
Stary 07-02-2018, 12:15   #383
 
Ismerus's Avatar
 
Reputacja: 1 Ismerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputację
Walter nie miał pojęcia skąd Bert dowiedział się o naradzie Ostatnich, ale widocznie miał złe informacje. Baron spał w najlepsze i żadne rozmowy się nie odbyły. Lekko poddenerwowany cyrkowiec postanowił wrócić do swoich ludzi, dopilnowując budowy barykady.
Przed wieczorem wszystko udało się zrobić. Walter z zadowoleniem spoglądał na dzieło jego ludzi.
-Dobra, namyśleliście się? Jacyś ochotnicy na misję?- spytał się ludzi. Wybrał czterech.
-Posłuchajcie. Będziecie odgrywać przed tymi głupkami co nas atakują, że jesteście załogą fortu. Szczegóły przekaże wam młodszy sierżant Bert, który zaraz powinien się tu zjawić.

Następnie Walter zwrócił się do reszty ludzi:
-Znajdźcie mi tu jakieś wiadra, na wypadek gdyby barykada uległa podpaleniu. Wystarczy kilka. Będziemy bronić tej barykady. A przy okazji sprawimy naszym przeciwnikom małą niespodziankę.
 
Ismerus jest offline  
Stary 07-02-2018, 22:55   #384
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
- Ciekawy to jest penis szukający w dupie czegoś do zapłodnienia - burknął Waldemar na zaczepkę sanitariuszy. Nie lubił być odrywany od swoich zajęć a już zupełnie nie mógł ścierpieć wyszukiwania dlań innego niż wybrany przez niego samego obiektu zainteresowań. A trzeba było przyznać, że młoda zielarka na swój prosty, wiejski sposób przypadła cyrulikowi do gustu.
Zmierzchało już chwilę temu. W brzuchu burczało czemu zaradzić należało niezwłocznie. Waldemar wyszedł z garnizonu dopiero po wizycie w kantynie. W głowie umówił się z samym sobą, że nie zaprzestanie swoich poszukiwań – ostatecznie wzdłuż muru miały swoje siedziby gildie, które według prawa w większości miast Imperium miały obowiązek dbać i bronić przydzielonego im przez radę miejską odcinka fortyfikacji. Coś kazało cyrulikowi domniemywać, że znajdzie tam także przedstawicieli swojego zawodu, z którymi być może uda się porozmawiać i nakłonić do otwartej pomocy w razie zbrojnego konfliktu.
Nie mylił się. Miast gildii była co prawda mała, prywatna praktyka i to nie w zachodniej ale we wschodniej części miasta ale nie zatrzymało to Waldemara przed wkroczeniem do środka. W wąskim korytarzu z niewielkim okienkiem nie było nikogo. Przestąpił więc próg poczekalni nieniepokojony.
- Dobry wieczór, jest tu kto? - Odezwał się w końcu. Odpowiedziały mu szmery i szurania.
- Tak, tak. Proszę!

Gość nieśmiało wkroczył do głównej izby, w której znajdowało się dwóch mężczyzn. Odziani byli jak zwyczajni mieszczanie a ich zmieszane twarze świadczyły o nakryciu na czymś wstydliwym. Na blaszanym stole, na którym wciąż siedział jeden z nich, stała otwarta butelka wina.
- W czem mogę służyć? - zapytał niższy spośród dwóch.
- Brök moje nazwisko, jestem wojskowym cyrulikiem - przedstawił się, jakby nie dość o nim samym świadczył noszony mundur. - Przychodzę z propozycją.
- Buch, miło mi. Pan Kelgarden -
niski gospodarz przedstawił towarzysza.
- Dobry.
- Wzajem.
- W takim razie, słuchamy.
- Przychodzę z poniekąd altruistycznych pobudek, bowiem izba chorych w garnizonie niewielka, co może sprawić, że w izbie pamięci rychło zrobi się tłok. Może się zdarzyć, że zostaniemy uwięzieni na dłużej wewnątrz murów i będziemy skazani na własne towarzystwo. Tedy zawczasu chciałem się przywitać i przedstawić, bowiem... Przepraszam, że tak na około. Już tłumaczę.
W mieście zaczyna się robić nieciekawie. Ludzie nie panują już nad sobą, sterowani przez byle podżegaczy. Mogą chcieć wejść do pańskiego domostwa by z własnej inicjatywy zarekwirować zgromadzone przez pana dobra. Jak się pan domyśla, nie mogę do tego dopuścić.


Zaraz, czy to był przypadek, czy może faktycznie przestraszony wizją rabunku pan Kelgarden chwycił za leżącą wciąż na blacie dłoń pana Bucha?
- Yyy... Zatem, co proponuję. Póki pański dom jest bezpieczny będzie on służył celom wojskowym. Postawimy wartowników przy drzwiach, a w zamian w razie walk będziemy sprowadzać tu rannych wymagających szybkiej interwencji medycznej. Garnizon jest bardzo daleko na północ i zapewne ciężej ranni nie wytrwają nawet transportu. To miejsce, będące bliżej portu, może się przydać.
W razie, gdyby sytuacja w mieście zrobiła się groźna proszę zjawić się w garnizonie. Warunkom daleko do luksusu, ale przynajmniej z dala od dzikiej tłuszczy.

Po tych słowach Waldemar pożegnał się dając medykowi czas do namysłu do rana. Decyzję miał przekazać osobiście stawiając się w izbie.

Waldemar był wyspany i w dobrym humorze. Mimo późnej pory spróbował odkupić worek wczesnych ziemniaków. W tym celu udał się do knajpki, którą upatrzył sobie tuż po przyjeździe do Meissen. Nieduży lokal mieścił się w północno-wschodniej części miasta i miał widok na fort.
- Uszanowanie. Piwo proszę. Jasne - powiedział dotarłszy do lady. Otrzymawszy gliniany kufel wychylił go na kilka łyków i zagadnął oberżystę.
- Leczę wojaka rannego w nocnych walkach. Potrzebuję dziesięć kilo ziemniaków, takich lepszej jakości, bez parchów. Masz pan może odsprzedać worek? Nie zedrzesz chyba z lekarza co? Tu o życie wszak chodzi!
 

Ostatnio edytowane przez Avitto : 13-02-2018 o 22:08.
Avitto jest offline  
Stary 07-02-2018, 23:00   #385
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Przed zmierzchem kapral Thorvaldsson obszedł perymetr, zaglądając do wieży oraz przyglądając się linii barykad zbudowanych naprędce wspólnym wysiłkiem mieszkańców i żołnierzy. Wcześniej dowiedział się, że dwudziestka zbrojnych krasnoludzkich wojowników najpewniej wróciła do dzielnicy khazadów dając do zrozumienia, że nie zamierzają być ganiani z jednego końca miasta na drugi bez powodu.

Detlef rozumiał ich reakcję. Mieli pomóc, a trafili w bałagan organizacyjny i sprzeczne rozkazy. Nie było planu jak wykorzystać ich potencjał, a przy tym nie zatroszczono się o jedno, co mogło ujść uwadze wydających rozkazy ludzi. Honor.

Słynny krasnoludzki honor miał kilka twarzy. Z jednej strony była to przez pokolenia pielęgnowana duma. Duma z dokonań rasy w przeszłości, a także z tego, czego z wielkim trudem udaje się im dokonywać w obliczu tak wielu zagrożeń. Krasnoludzka duma pomagała stawać naprzeciw okoliczności, które dla mniej zdeterminowanych istot widziały się jako niemożliwe do pokonania. Ta sama duma stawiała słowo krasnoluda jako coś niezmiernie znaczącego. Na złożonej przez dawi obietnicy można było polegać i traktować jako pewnik. Złamanie danego słowa oznaczało utratę honoru ze wszystkimi tego konsekwencjami, wliczając w to utratę poważania wśród rodziny, klanu, sąsiadów i mieszkańców twierdzy, niekiedy nawet oznaczało wygnanie lub zmuszenie do złożenia przysięgi i zostania Zabójcą.

Z drugiej strony tak duże przywiązywanie uwagi do słów i czynów powodowało, że brodaty lud był bardzo drażliwy. Wielu umgi słyszało o Księgach Uraz, gdzie pieczołowicie zapisywano czyny krasnoludów, człeczyn i innych ras, zarówno jednostek, jak i całych narodów popełnione przeciwko synom i córkom Grungniego. Każda krasnoludzka twierdza miała taką księgę, a ta strzeżona była nawet bardziej, niż królewski skarbiec. Pochodzący ze Zhufbar Thorvaldsson nie miał zbyt wiele do czynienia z mniejszymi społecznościami khazadów zamieszkującymi ziemie człeczyn, ale podejrzewał, że również tutaj starszyzna zapisywała krzywdy na kartach opasłego tomiszcza. Tak, krasnoludzkie Księgi Uraz nie były wymysłem bajarzy.

W codziennym życiu ta strona krasnoludzkiej dumy wymagała taktu - łatwo było zrazić do siebie dumnego khazada, któremu ta sama duma nie pozwalała zignorować choćby niezamierzonego faux pas. Drobnostka mogła urosnąć do rangi problemu, którego rozwiązanie i uspokojenie wzajemnch relacji mogło zająć naprawdę wiele czasu. Pamiętając przy tym, że czas dla krasnoluda biegł zdecydowanie wolniej, niż dla człowieka.

W efekcie nieskutecznej komunikacji i chaotycznych rozkazów liczba zdolnych do czynnego udziału w obronie Meissen żołnierzy zmniejszyła się o dwie dziesiątki. A nawet więcej, gdyby wziąć pod uwagę możliwości bojowe silnego, opancerzonego i dobrze uzbrojonego krasnoluda i porównać z wcielonymi naprędce mieszkańcami lub uchodźcami z okolicznych osad. To była poważna strata.

W czasie obchodu dowiedział się od jednego z pomocników Trotsky'ego o efektach i dalszych planach zaangażowania mieszkańców w przygotowanie linii obrony. Ponieważ teraz materiały na budowę umocnień miały pochodzić w większości ze składów kupieckich i rzemieślniczych, kapral (a jeśli wierzyć słowom sierżanta - młodszy sierżant) Thorvaldsson spodziewał się oburzenia i oporu ze strony tej grupy społecznej. I nie zazdrościł Baronowi kolejki niezadowolonych petentów ze skargami na działania autoryzowane przez armię. Przekazał tylko, aby na razie nie ruszać własności krasnoludów, obiecując, że z tej strony również pojawi się pomoc i wsparcie w postaci materiałów i siły roboczej. Nie wiedział jeszcze dokładnie jak to zorganizuje, ale coś mu w głowie zaczynało się układać...

Po powrocie na kwaterę zaszedł do kantyny, skąd zabrał tacę z dzbanem pachnącego drożdżami piwa, kilkoma kawałkami chleba i kiełbasą. W izbie dzielonej z kilkoma Ostatnimi zdjął z siebie zbroję kolczą i odstawił broń na stojak przy pryczy, po czym siadł do wieczerzy przy jedynym stole w pomieszczeniu. Posiłek był skromny, ale też samotny - pozostali lokatorzy ganiali po mieście w różnych sprawach, do koszar wracając o różnych porach, by po krótkim śnie znowu gdzieś pobiec.
- Normalnie jak pożar w burdelu... - mruknął z dezaprobatą.

Nie skończył jeść, gdy pojawił się umyślny od Komendanta. Słysząc wieści w pierwszej chwili Detlef wytrzeszczył oczy wysoko unosząc przy tym obie brwi w bezgranicznym zdumieniu. Gryziony właśnie kęs ciemnego chleba utkwił w gardle nie dając się przełknąć.
- Ale jak to? - wydukał z wysiłkiem, gdy szczęśliwie udało mu się nie udusić. "Za co?" - miał dodać, jednak powstrzymał się w ostatniej chwili.

Choć wiedział, że mógł nie zgodzić się na objęcie tego stanowiska i w najgorszym razie ponieść karę za niewykonanie rozkazu, to zdawał sobie sprawę, że decyzje już zapadły a odmowa powiększy problemy w mieście. Brak współpracy człeczyn z khazadami byłaby idealnym prezentem dla oblegających Meissen sił Wernicky'ego i Brocka. Czy jednak powinien zajmować się czymś, czego nie chciał i szczerze nie lubił? Biurokracja i mielenie jęzorem zamiast ciężaru wiernej broni w ręce.

Pożar w burdelu przeniósł się na całą dzielnicę...

Kapral vel młodszy sierżant vel przyszły dowódca obrony miasta musiał się napić. Zawartość dzbana szybko zniknęła w gardle krasnoluda, a ten zaczął rozgladać się za czymś mocniejszym. Nieco później przyszło opamiętanie.
- Noż kurwa, nawet urżnąć się jak normalny żołnierz nie można... gdzie tu sprawiedliwość? - pożalił się bogom.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 08-02-2018, 00:37   #386
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Gustaw obudził się sam nie niepokojony przez nikogo.
~ Zapomnieli o mnie czy ze wszystkim sobie tak dobrze radzą?~ Zastanawiał się prze chwilę leżąc jeszcze w pieleszach.
W końcu wstał i przeciągnął się. Nigdy nie lubił spać długo i teraz mimo zmęczenia coś mu mówiło, że trzeba wstać.
~ No tak. Obowiązki zbudziły.~ Uśmiechnął się sam do siebie. Obmył się, ubrał w mundur i przypasał broń uprzednio zakładając zbroję.

Gdy wyszedł z komnaty Kadet wstał i zasalutował. Na jego twarzy widać było zakłopotanie i uciekał wzrokiem od Barona.
- Co jest młody? Coś się stało?- Zapytał poprawiając pas z mieczem.
- Panie Sierżancie. Komendant chce Pana Sierżanta widzieć.- Wyrecytował i spuścił wzrok.
- No jak chce to trzeba się zameldować.- Odpowiedział i z przymkniętymi oczyma patrzył na chłopaka. Coś mu się nie podobało. Coś tu się działo.

Gustaw ruszył na spotkanie z Komendantem przez dziedziniec. Uchodźców była masa. Już nie łapali za mundur bo racje żywnościowe były przyznane i tylko spoglądali na Sierżanta idącego na spotkanie. Żołnierze salutowali, ale nie mówili nic.

- Sierżant Gustaw melduje się.- Zasalutował wchodząc do komnaty uprzednio pukając. Stanął na baczność i mimo jeszcze jakiegoś zmęczenia wyglądał w lepszym stanie niż był.
- Pan komendant wzywał.-
 
Hakon jest offline  
Stary 08-02-2018, 10:47   #387
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Ludzie w Imperium mówią, że Estalijczycy nie pracują zbyt chętnie jak jest gorąco. Pół dnia spędzają na odpoczywaniu w cieniu żłopiąc to swoje wino. Drugie pół podobno pracują, ale jeśli by popytać w Imperium, czy ktoś widział kiedyś pracującego Estalijczyka, to usłyszy się tylko parsknięcie śmiechem i oczywiście zaprzeczenie. Estalijczycy nie pracują też, gdy jest zimno. Wtedy w zasadzie wcale nie pracują, bo obawiają się przeziębienia. A zimno w Estalii to każda temperatura, która nie jest w Imperium nieznośnym upałem.
Lud ten natomiast uwielbia się awanturować, gadać o niczym, upijać do nieprzytomności, pływać bez celu ryzykując życie oraz na koniec sprzedawać za ciężkie pieniądze, to co dzień wcześniej zdobył za bezcen. I tylko dzięki temu ostatniemu nie wyginęli jeszcze dokumentnie.

Leonor nie miała pojęcia o tym potocznym wyobrażeniu, gdy uwijała się jak w ukropie od samego rana ratując ludzi i jedzenie oraz organizując takie czy inne religijne wydarzenia. Na koniec dnia, jak by jej było mało niemal obiegła jeszcze miasto oglądając organizację obrony fortu, składanie z kawałków katapulty, stan swojej łajby-zasadzki, a także wzięła udział w procesji pod główną bramą. Jeszcze raz odwiedziła kapłanki Shaylli i poprosiła uprzejmie o pomoc kolejnego dnia z wydawaniem żywności, bo w innym przypadku znów połowa się zmarnuje i ludzie utarzani w pyle zmieszanym z chlebem przyjdą żebrać o jedzenie tutaj. Kapral, który to rozdawał, świetnie sobie radził z odmierzaniem równych racji, ale na tym jego umiejętności się kończyły. Chciała też wspomnieć coś o rapierze, ale uznała, ze akurat w tej świątyni może być z tym kłopot. Padła więc na kolana i modliła się chwilę do dwóch Bogiń naraz. Uznała, że nie wypada oddawać czci Najwspanialszej w jakieś zapchlonej komórce.

Tak więc podsumowując jakiś kumaty cieć z dwójką pomocników pilnował łódki i został dodatkowo zmotywowany obietnicą, że jeśli coś się z nią stanie zostanie zapakowany na kolejną tego rodzaju i posłany na wroga jako samotny desant. Zmiana patrolu co sześć godzin, a wszelki ruch na rzece ma być raportowany natychmiast do garnizonu. Obrona fortu prezentowała się wyjątkowo dobrze i oglądnąwszy ją z zadowoleniem chciała nawet pochwalić Berta i Waltera, ale w zamian za to pobłogosławiła most, żeby palił się dwa razy dłużej jak będą na nim skwierczeć wojska tego zdrajcy Broka i rzuciła salwą estalijskich przekleństw w kierunku oblegających. Najdłużej posiedziała przy krasnoludach, które składały katapultę. Był to ciekawy lud, który zakładał na siebie zdobione puszki z wojskową żywnością kiedy szedł się bić, a zamiast misternych i lekkich broni używał ciężkich i nieporęcznych pacek na muchy, ale zdawał się nie dzielić z Imperialnymi filozofii zdrady i honor traktował równie wielce jak cywilizowany naród estalijski. Krasnoludy były też drażliwe, w przeciwieństwie do łagodnych i przyjacielskich Estalijczyków, którzy w gniew wpadali... w zasadzie to nie wpadali wcale. Niemniej skłonność do fochów oraz dziwaczna potrzeba obkładania się metalem, były niewielkim mankamentem w obliczu zamiłowania do dotrzymywania słowa. Akolitka wpadła więc na przebiegły plan i zamiast podzielić się z nimi wiedzą jak powinni dobrze złożyć to dziwne drewniane coś, jedynie kiwała głową z podziwem i dwa lub trzy razy westchnęła, że jest to wspaniała robota. Bo Estalijczycy oczywiście też mieli takie urządzenia i każdy Estalijczyk we krwi miał umiejętność składania drewnianych rzeczy, ale może lepiej nie rozdrażniać tych pracowitych istot własną doskonałością. Ukłoniła się więc grzecznie, wyraziła nadzieję, że uda się z tego zabić jak najwięcej tych zdradzieckich psów, chociaż lepiej było by ich dziurawić rapierem albo pac... toporami, toporami to ciąć i że może gdzieś jest drugie takie urządzenie i że bardzo dziękuje. Trochę wyszło, jak by to dla niej specjalnie składali tą zabawkę, bo ona z pewnością umiałaby to obsługiwać, ale teraz nie miała na to czasu.

Dopiero jak wyszła zorientowała się, że skoro krasnoludy tak bardzo lubią metal, to może oni mieli przy sobie jakiś rapier. Potem pomyślała sobie, że Detlef też może być taki drażliwy, chociaż sprawiał wrażenie, że ma tyle emocji, co puszki od konserw, w które się ubierał i że może on będzie wiedział coś na temat tego rapieru, który obiecali jej jego kuzyni.

Szczęśliwym zrządzeniem losu kapral siedział w sali Ostatnich przy stole i narzekał na brak czegoś do picia, co za sprawą znakomitej estalijskiej organizacji zaraz zostało załatwione obciążając stół dwoma kuflami mocnego piwa. Następnie w ramach przebiegłego ugłaskania kaprala Leonor opowiedziała mu o łajbie-pułapce na rzece, obronie fortu, procesjach przy murach, rozdawaniu żywności uchodźcom, drewnianym dziwadle złożonym przez jego kuzynów, bardzo sprawnie i z wieeeeelką fachowością ma się rozumieć i na koniec dodała tak jakby mimochodem, że miał być również od jego kuzynów rapier dla niej, którego ciągle nie ma. Żeby kapral nie zdążył się zdenerwować zrobiła na szybko z resztek jedzenia i sztućców mapę poglądową na której pokazała dobitnie, że fort wygląda na potencjalnie dużo łatwiejszy i lepiej przygotowany do obrony niż mury i ci zakuci w pusz... w zbroje jego bracia powinni siedzieć, gdzieś w okolicy bramy, a nie spacerować po mieście bez celu. I że obrona bramy jest teraz priorytetem, bo w przeciwieństwie do Broka, który poprosił o pieniądze, ten drugi Imperialny zdrajca chciałby sobie wziąć je sam.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 08-02-2018 o 11:14. Powód: dodana kursywa tam gdzie Leo coś mówi, żeby odróżnić od tego co tylko myśli :)
druidh jest offline  
Stary 09-02-2018, 23:00   #388
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Po uporaniu się z obowiązkami kwatermistrza Bert udał się do fortu. Po drodze rozejrzał się dyskretnie w okolicach Silber House, mając nadzieję wypatrzyć słaby punkt w zabezpieczeniach budynku. Następnie, mimo późnej pory, pogadał jeszcze z kilkoma kupcami od bukłaków i manierek. Miał zamiar kupić kilka i powiązać sznurami na kształt kamizelki, którą można by założyć. Miało być to swoiste zabezpieczenie, gdyby podczas jakiegoś ataku wpadł do wody lub gdyby musiał opuścić miasto drogą wodną. Wszak pływać to on potrafił tylko jak kamień i bez pomocy czegoś co go uniesie, nie był wstanie utrzymać się na powierzchni wody. Tak więc po ogarnięciu tego wszystkiego wrócił na nabrzeże, gdzie pochwalił Waltera za wspaniałą robotę, a potem ruszył do fortu. Na miejscu zarządził dla resztki załogi kolejność wart, a także zachowanie absolutnej ciszy oraz wyjaśnił zasady obywania się z ogniem, by ta góra desek nie spaliła się przed czasem. Wreszcie mógł chwilę się przespać po wyczerpującym dniu.
 
Komtur jest offline  
Stary 10-02-2018, 02:50   #389
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Diuk o zmierchu zakończył pół legalny szaber i rozesłał ludzi na patrole. W grupach po pięć osób mieli patrolować uliczki przy murze i legitymować "podejrzany element skradający się po nocy". W każdej piątce był jeden lub dwóch z Meissen, co by ewentualnie podpytać podejrzanego "sąsiada". Na alarm wszyscy z czwartej mieli stawić się pod ratuszem, natomiast miejscowi lecieć na barykadę Detlefa.

Karl Topher szedł ciemnymi uliczkami Meissen, jego napierśnik odbijał blask księżyców mieniąc się zielenią i srebrem. Z grubego gardła wydobywało się dyszenie, Karl nie był przyzwyczajony do takiego ciężaru, mimo swojej wagi te dodatkowe kilogramy pancerza dawały o sobie znać. Diuk chciał gdzieś usiąść, nogi go bolały, i miał przy sobie sporo kwitu za te zarekwirowane towary.
Shallya chyba wysłuchała jego modłów, bo o to nagle Diuk ujrzał spełnienie swoich marzeń.
- No kurwa, w końcu jakaś ławka. - Powiedział podchodząc do niej powoli.
Ławeczka Karla, była niewielka, kamienna i oświetlna blaskiem Mannslieba. Postawiona przy rozsłej jarzębinie i tabliczce upamiętniającej Johaima Kopfera, wciśnięta między dwie kamieniczki w tylnej alejce, z widokiem na pełnie Manna i nów Morra była przyjemnym i bezpiecznym miejscem odpoczyku.
Karl posadził dupsko i rozejrzał się do okoła. Tabliczka z brązu była opleciona jakimś chwastem, tak samo drzewo stojące obok. Z ławeczki było widać młyn i namioty wroga, Diuk jednak patrzył w stronę miasta. Z ławki było widać też wieże świątyni i kawałek dachu ratusza.
Topher podrapał się po jajkach patrząc na miejski pejżasz, a potem wyciągnął z gaci woreczek. Karl ponownie sprawdził zawartość. Diuk nie był pod wrażeniem patrząc na drogocenne kamienie, ale wiedział ile one warte.
Karl siedział tak chwilę, aż mu się zimno w dupę zrobiło. Zamknął w końcu worek i wstał.
Diuk zabrał ze sobą jeden kamień, a resztę zakopał przy jarzębinie.
Jakiś czas później Karl wrócił do koszarów. Najpierw zahaczył o kwatermistrza, któremu w wręczył kamień i poprosił o wycenę. Następnie Topher poszedł do Waldka z Lazaretu.
- Trzymaj. Premię do żołdu dostałeś. - Powiedział wręczając mu trzy złote Karle z wielkim uśmiechem. - A jakby jakiś cwel się kręcił po garnizonie i pytał o bandaże i opatrunki to mów, że były ale się skończyły i odprawiaj delikwenta w cztery diabły. Kapujesz? -

Po prezencie dla Waldka, Karl poszedł do karczmy. Miał taką swoją ulubioną, z burdelem i pokojami. A dziewczyny były dość tanie, ale czyste i miłe, a sam "gospodarz" najwyraźniej z dobrego serca oferował "oficerowi" Topherowi zniżki.
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 10-02-2018 o 02:55.
Baird jest offline  
Stary 10-02-2018, 22:53   #390
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Noc z 31 na 32 Vorgeheima 2522, wieczór, niewielkie zachmurzenie

Meissen


Leonora biegała po mieście tak jak jeszcze niedawno Baron. Dostała chyba jakiejś gorączki i powinna zostać zbadana przez cyrulika, bo świadkowie widzieli, jak gadała coś o chlebie do dwóch mieszczek biorąc je za kapłanki Shallyi. Zorganizowana przez tych innych, rzeczywiście istniejących kapłanów na jej prośbę wieczorna procesja pod murami przyciągnęła wiernych z całego miasta, dając im niepowtarzalną okazję na oglądanie brutalności wojska i przyzywania demonów przez magów.
Dotarli na miejsce dosłownie chwilę po tym, jak Loftus wydał rozkaz i zagrały cięciwy żołnierzy na murach. Loftus zauważył, że trafiła nieco ponad jedna trzecia ludzi. Bełty poszybowały w kierunku podanych celów kosząc kozy, kaczki, kozy... ale także raniąc przypadkowo jedno z dzieci. Jakby tego było mało, martwe zwierzęta zaczęły wydawać dziwne jęki, a ich krew skwierczała i wrzała.
Para magów inkantowała czary najgłośniej jak mogła, przyciągając uwagę wszystkich, a wokół kobiety coś wirowało i odbijało blask pochodni.
Nawet żołnierze mieli nietegie miny, a uciekać zaczęli nie tylko uchodźcy, porzucając cały dobytek, ale i niektórzy uczestnicy procesji. Po drugiej stronie murów może nie było widać tego samego, ale słychać było aż nadto dobrze.


Walter przygotował fort do obrony, wybrał czterech żołnierzy i dowodząc swojej inteligencji udał się z resztą na barykadę. Morale tamtej czwórki z pewnością spadło. Po północy, po "występach" magów spadł na nich także kamień wystrzelony z katapulty, uszkadzając poważnie dach i raniąc jednego z pozostałych tam ochotników.
Chwilę później były cyrkowiec dowiedział się, że było to ostrzeżenie i dowód, że nie żartują. Jeśli nie dostaną okupu rano, ludzie Harkina Brocka zaatakują.


Waldemar potrafił być bardzo przekonujący kiedy chciał. Swoimi działaniami wpierw podwoił, a teraz potroił personel medyczny, który weźmie na siebie użeranie się z rannymi podczas bitwy. Kelgarden i jego praktyka byli do dyspozycji wojska, zwłaszcza że słyszał już, że w mieście dochodzi do rekwizycji wszystkiego, co nie jest przybite do podłogi.

O dziwo, trudniej było kupić ziemniaki. Nawet powołując się na swój zawód ledwo był w stanie wydębić je od oberżysty, ale cena nie była niska. Niemniej, pół korony nie było aż taką ceną, na jaką by nie było go stać.


Detlef obszedł perymetr obrony - wszędzie trwały prace nad podwyższeniem i umocnieniem barykad. Obsadzający je żołnierze i ochotnicy patrzyli zdziwieni, jak robotnicy zasuwają z, nomen omen, robotą i jak wylewnie witają khazada. Bogatsi mieszczanie zapewne by się krzywili na jego widok, ale "doły społeczne" zdecydowanie popierały jego działania.
Będąc na wieży mógł się rozejrzeć po okolicy. Widział obóz sił Wernickiego, półkompanię strzegącą barek, którymi przypłynęli, zwiadowców wroga kryjących się na drugim brzegu rzeki... Na tyle na ile znał się na ludziach - tej nocy raczej nie zaatakują.
A po powrocie do garnizonu spędzał ostatnie godziny przed przejęciem dowództwa posilając się i obmyślając plan uzyskania wsparcia ze strony pobratymców, srodze urażonych postępowaniem dotychczasowego dowódcy, w czym dzielnie sekundowała mu Leonora, która podzieliła się z nim wszystkim co wiedziała, zrobiła, planowała i myślała w ciągu ostatnich dni.


Bert zorganizował sobie materiały i pomoc do stworzenia imitacji Kugelmatycznej Kamizelki Nawodnej za cztery i pół korony (i dostał w gratisie posiłek) po czym udał się na przeszpiegi.
Silber Haus wyglądał dla niziołka niczym forteca. Trudno mu było znaleźć słabe punkty, zwłaszcza, że krasnoludy były coś nerwowe i nie mógł spędzić tam tyle czasu ile by chciał nie przyciągając uwagi. Były dosyć nerwowe i nawet mimo ich małomówności Bert był w stanie ze strzępów usłyszanych rozmów dowiedzieć się, że jest jakiś antykrasnoludzki spisek w Imperium, a tu, w Meissen, złapano dziś szpiega! Co dziwne, władze wojskowe zupełnie to zignorowały!


Tymczasem, w obozie sił Wernickiego, Oleg dostawszy się do zarekwirowanego miejscowym wozu złożył na nim swój ładunek przy pomocy miejscowego najemnika. Paląc razem z nim zauważył, że dał mu do myślenia, a znając już trochę wojaków wiedział, że plotki się rozniosą niczym pożar suchych traw. Nie doczekał się jednak słownej odpowiedzi, gdyż ich uwagę przykuło coś innego.

- Co do kurwy? - wyrwało się najemnikowi na widok uciekających w ich stronę uchodźców ściganych odgłosy wydawane chyba przez demony z piekła rodem. Ruszył w kierunku swojego namiotu, zostawiając przebranego wędrowca samego. Przerażeni starcy, kobiety i dzieci, niewpuszczone swego czasu do miasta a teraz odgonione od niego nie wiedziały tego i wpadły w brutalne łapy żołdaków Wernickiego, którzy palili się do pokazania im prawdziwego piekła... Choć dzięki oficerom skończyło się na kilkudziesięciu pobiciach i gwałtach i zaledwie kilku ofiarach śmiertelnych. Zauważył jednak, że przygotowania do szturmu i prace nad machinami oblężniczymi zostały przerwane, co da więcej czasu obrońcom.
Tak czy inaczej, wszyscy mieli co innego do roboty niż zwracanie uwagi na Olega.


Noc z 31 na 32 Vorgeheima 2522, północ, częściowe zachmurzenie


Uczeń czarodzieja razem z pełnoprawną wędrowną czarodziejką dali o północy prawdziwy popis. Różnorakie hałasy, dźwięki, światła obudziły wszystkich zarówno w obozie wroga jak i w mieście, powodując zamieszanie w obu tych miejscach, a nawet w obozie ludzi Brocka po drugiej stronie rzeki.
Dalsza część planu Loftusa przebiegła bez istotnych zakłóceń - podpalone i wypuszczone pięćdziesiąt metrów od murów miasta świnie pobiegły w ślad za uciekinierami, powodując ucieczkę zwiadowców wroga i nerwowe ruchy w jego obozie. Na tym jednak sukcesy się właściwie zakończyły. Taktyka zastosowana przez Loftusa mogłaby sprawdzić się na bliski dystans, ale próba utrzymania kierunku "natarcia" przez prawie pół kilometra skazana była na niepowodzenie. Gdyby tylko miał jakąkolwiek wiedzę z zakresu taktyki, pewnie by o tym wiedział.
Zwierzęta rozbiegły się szeroko, a wizg cichł powoli, gdy padały pozbawione sił i życia. Jedynie kilka dobiegło na tyle blisko celu by mogły być zastrzelone przez wartowników - zwykle w nocy celuje się bardzo trudno, ale nie kiedy cel płonie niczym pochodnia i biegnie prosto. Inne dogorywały na polach pomiędzy miastem, a obozem, dostarczając nieco przypalonego mięsa oblegającym, ale i powodując sporo nerwowości.


Gustaw zastał Komendanta w jego gabinecie. Ze skwaszoną miną poinformował on Barona o wszystkim, dodając, że może część swoich win odkupić łapiąc niejakiego Diuka, szpiega granicznych, który posługując się danymi mu przez von Grunnenberga uprawnieniami zabrał się do grabienia magazynów, zapewne w celu wywołania zamieszek.


Diuk wieczorem rozesłał swoich ludzi na patrole i ignorując wezwanie od Komendanta poszedł zamiast tego do kwatermistrza i cyrulika, a później do burdelu, gdzie dobrze bawił się aż do północy.
W przybytku wątpliwej rozkoszy, a niewątpliwej rzeżączki czuł się jak w niebie. Dziewczyny prześcigały się w staraniach zadowolenia "pana oficera", a alkohol lał się strumieniami. Gdyby tylko wiedziały, że ów "oficer" w rzeczywistości jest obecnie poszukiwany przez innych żołnierzy za kradzieże i szpiegostwo na rzecz Wernickiego...
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 10-02-2018 o 23:09.
hen_cerbin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172