Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-05-2021, 12:59   #271
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Ranek; magazyn Vasilija; Vasilij i Profesor


Vasilij do stołu przy śniadaniu zawsze kogoś zapraszał. Raz tego czy innego członka bandy czasami dwójkami ale tak by z nikim nie zaniedbywać kontaktu. To był taki jego mały rytuał. Najczęściej rozmawiali o niczym szczególnym o pogodzie, mieście czy bandzie ale niczym bardzo konkretnym. Tak sprawdzał nastroje tak budował więzi lojalności od lat. Czasami jednak miał konkretną sprawę i naruszał swój grafik. Dziś była kolej "Oczka" ale przy stole znalazł się również "Profesor".

- Potrzebuje odręcznie narysować zabudowę miasta. Nie wiem do końca czy nawet na pewno narysować. Potrzebuje ustalić które pustostany są rzeczywiście wolne a które tylko pozornie. Sam znam kilka miejsc w końcu nie funkcjonuje w mieście od wczoraj ale nie chce żeby jakaś miejscówka mi umknęła. Potrzebuje - chwilę się zastanowił - spisu tych miejsc. - Vasilij znalazł w końcu odpowiednie słowo. - Zaczniemy od spisu potem chce te miejsca sprawdzić. Potrzebuje znaleźć spokojną miejscówkę z dużą piwnicą i łatwym a przede wszystkim dyskretnym dostępem. Przy okazji tej akcji poszukamy też tego mordercy kurtyzan. Choć to sprawa bardziej złożona. - Vasilij rozpoczął dyskusję.

- Rysować mapę? Całego miasta? Toż to sam kłopot… - Profesor zapytał spoglądając na Oczko i szefa jakby sprawdzał czy dobrze usłyszał albo zrozumiał. Ale pokręcił głową, że nie wydaje mu się to zbyt dobrym rozwiązaniem.

- A nie lepiej mazać jakiś znak na drzwiach? Kredą albo czymś. Że już sprawdzona albo co. - zaproponował nieśmiało całkiem inne rozwiązanie w jakim można się było obyć bez czegoś tak mało pewnego jak szkicowanie mapy miasta. Zwłaszcza jak nikt z nich nigdy wcześniej czegoś takiego nie robił. A maznąć krzyżyk czy inny bazgroł na drzwiach mógł każdy.

- To by trzeba dopracować. - Vasilij lubił takie dyskusje zawsze można wtedy wszystko doszlifować - Jest tak…. Mapa jest za trudna, spis być może też… Bazgranie po budynkach to dobry pomysł, żeby nie sprawdzać tego samego dwa razy przez różne grupy. Tylko nie przybliża nas do wniosków ile tego jest do sprawdzenia, i czy sprawdziliśmy wszystko. Chyba, żeby chłopaki sprawdzali to ulicami. Malowali na konkretnej ulicy znaki a potem przychodzili do ciebie i zdawali raport. Taka i taka ulica “czysta”, z interesujących budynków jest tam to i to. Wtedy taki budynek zaznaczają też inaczej, żebym wiedział gdybym chciał obejrzeć. Przy jednym obchodzie spróbowalibyśmy rozwiązać dwie sprawy. Miejscówki i szukania tego zabójcy. Ten zabójca to może być jakiś dziwoląg, może nawet mutant. Ci z którymi gadałem odnośnie ciał dziewczyn mówili o dużej nienaturalnej sile i dziwnych ranach nie od klasycznej stali. Bardziej jak zwierzęce dzieło. Wiadomo jednak, że zwierzaki to raczej nie są tak sprytne żeby same kurtyzany ciąć. No i prawdę mówiąc spodziewam się go bardziej w kanałach. Sprawdzać trzeba jednak równolegle. - podsumował Vasilij.

- Ja tam szefie nie wiem. Można puścić chłopaków na ulice to zajrzą. Pewnie coś lub kogoś znajdą. Mało to się luda po pustostanach ukrywa? Po prawdzie nie wiadomo kto i ilu tam tak naprawdę jest. Ale jak szef mówi, że tam co niebezpiecznego może być to lepiej kupą sprawdzać. Jak nic to walnąć krzyżyk na drzwiach czy co i iść dalej. - Profesor powiedział co sądził na ten temat. I miał dość prostolinijne spojrzenie tak na tą sprawę jak i wiele innych.

- Ale to by dużo chodzenia było. Jak ktoś pójdzie aby łaził po domach i ulicach to nie będzie łaził za niczym innym. A nie wiadomo ile trzeba będzie łazić. No i to duże miasto szefie. Dużo będzie chodzenia aby zejść je całe. Robota na dwa tygodnie czy co. Może mniej, może więcej. Trudno powiedzieć. Nigdy wcześniej nie robiliśmy czegoś takiego. - przyznał doradca herszta na znak, że nie bardzo da się przewidzieć jaki efekt przyniesie takie szukanie ani ile czasu by zajęło. I ludzie oddelegowani do tego zadania odpadliby od innych.

- Dziś się pewnie po południu przejdę do takich miejsc które sam w głowie upatrzyłem. Potem niech chłopaki chodzą w grupach. Tylko działają schematem ulice sprawdzamy całe, znaki z nimi dogadaj. Po wyczyszczeniu ulicy mają ci opisać co na niej było również pod względem tej miejscówki co mówiłem. Spisz to każdorazowo, żeby nic nie uleciało. Gaduła coś mówił o tej swojej obserwacji? Kilka dni minęło już a ja się z nim ciągle mijam. - Vasilij popatrzył na Profesora - No i do czasu póki nie sprawdzimy o co prosiłem będę chodził tylko z “Krótkim” jako obstawą.

- Gaduła wraca wieczorami. Ale mówi, że nic nowego. Tamten się chyba zamelinował w tym mieszkaniu bo go w ogóle nie widać żeby wychodził. - Profesor skwitował wieści wywiadowcy wzruszeniem ramion. Widocznie nie było na tym polu jakichś przełomowych wieści.


- A te sprawdzanie no dobra, powiem chłopakom. Coś im jeszcze przekazać w tej sprawie? Mają coś brać albo od czegoś zacząć? - prawa ręka herszta chciał wiedzieć czy coś jeszcze ma uwzględnić przed przekazaniem słów szefa reszcie bandy.

- Niech wezmą lampy i pochodnie żeby sprawdzić dobrze piwnice. Jakby znaleźli jakieś podejrzane miejsca czy przejścia niech się tam nie pchają tylko dadzą raport. Mają trzymać się razem i być uzbrojeni. Jak wpadniecie na jakąś ferajnę - użył jednego z określeń półświatka przestępczego. - to niech nie zmyślają jakiś bajek tylko prawdę powiedzą. Szukają zabójcy kurtyzan i patrzą czy się gdzieś ktoś podejrzany nie zabunkrował. To powinno nam pomóc uniknąć zbędnych napięć. - Vasilij udzielił praktycznych wskazówek.
 
Icarius jest offline  
Stary 01-05-2021, 13:01   #272
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Przedpołudnie; mieszkanie Trójhaka; Vasilij i Trójhak


Vasilij wiedział, że trzeba przeszukać zarówno powierzchnię jak i kanały. Górą zajmie się sam z pomocą swoich ludzi. Kanały zaś i tunele były rozległe. Znał je trochę ale o wiele więcej było niewiadomych niż wiadomych. Postanowił więc pogadać z kimś kto zna od niego teren lepiej. Stanął przed drzwiami które kilka dni wcześniej przekroczył z Versana i zapukał. Chłopakom z obstawy jednym ruchem dłoni kazał zostać w uliczce tak żeby nie rzucali się w oczy ale byli pod ręką.

Przez parę chwil nie było reakcji. Ale w końcu dały się słyszeć z wnętrza ostatnie kroki i zaraz potem klapka w drzwiach odsunęła się i ukazało się za nim jakieś oko.

- Kto tam? - zapytał z wnętrza nieco przytłumiony drzwiami głos. Ale chyba należący do Trójhaka.

- “Cichy” pogadać chciałem widzieliśmy się niedawno - herszt bandy szybko odpowiedział i czekał na reakcję gospodarza.

- Zaraz. - odparł gospodarz i klapka zasunęła się z powrotem. Dał się słyszeć chrobot otwieranych drzwi i w końcu te stanęły otworem. A w nich ukazała się już nieco znajoma sylwetka Trójhaka.

- Wejdź. - machnął swoją protezą z trzema hakami aby gość wszedł do środka.

Giergiev wszedł za gospodarzem i zajął miejsce które zostało mu wskazane.
- Przychodzę bo trochę powęszyłem. Byłem tam gdzie mówiłeś i była krew. Zresztą nie tylko tam… - potakiwał głową jakby sam sobie Vasilij - Sprawa jest taka. Kanały zrobią się niebezpieczne. Jest jakiś szaleniec najprawdopodobniej mutant który tam żyje. Wyłazi stamtąd zabija o dziwo tylko kurtyzany i znów się chowa. Wcześniej czy później zapierdoli inną kobietę niż kurtyzana i zrobi się głośno. No i tak sobie pomyślałem, że należałoby to zakończyć jak najszybciej. Nim te kanały przyciągną zbytnią uwagę… Znasz je dobrze więc może zaradzimy coś w sprawie. - Vasilij zaczął rozmowę z Trójhakiem.

- Niby jak? - gospodarz wysłuchał co gość ma do powiedzenia. Nie przerywał mu i nie zabierał głosu aż ten nie skończył. Ale jak skończył zadał mu krótkie pytanie. Sam usiadł po drugiej stronie stołu poprzedni zajętej przez Versanę.

- Nikt nie wie gdzie tej łajzy szukać. Kluczem jest ograniczyć obszar poszukiwań i zacząć od rejonów gdzie jest większa szansa na znalezienie celu. Więc przekornie powiem, że liczę iż wskażesz nam nie miejsce gdzie szukać a miejsca gdzie nie szukać. Takie które są częściej uczęszczane lub takie gdzie w podziemiach mają już swoje kryjówki lub strefy wpływów inni. Może są obszarze mniej uczęszczane. Takie uznawane za niebezpieczne lub wręcz takie gdzie ktoś znany w twoim środowisku zaginął. Pomyśl a może wpadniemy na coś - herszta wyłożył swoją teorię. Rozmowa z Trójhakiem mogła znacząco zawęzić obszar jaki go interesował.

- Nie mam pojęcia. Raz trafiłem na te ślady na ścianie kanałów co wam mówiłem i tyle. Nikogo ani niczego podejrzanego nie spotkałem. Poza tym nie spędzam tam całych dni w kanałach tylko jak mam coś do załatwienia. - Trójhak pokręcił głową gdy dłuższą chwilę namyślał się nad słowami swojego gościa. No ale jak się odezwał to mówił jakby nie był pewny o co go posądza czy jakie ma o nim wyobrażenie jego gość.

- Ale Czarnym powiedziałem, że jak dla mnie to najłatwiej się dostać i wydostać z kanałów w porcie. Tam są kraty ale to nie jest przeszkoda nie do sforsowania. A wyloty są pionowo więc nie są przywalone śniegiem. - dodał po chwili jakby Vailij nie był pierwszą osobą jaka pytała go o tą sprawę.

- Nic ci nie przychodzi do głowy jeśli chodzi o obszary w kanałach? Nikt cię z żadnego nigdy nie pogonił lub nie trafiłeś na jakieś kryjówki? Pytam nie z ciekawości ale dlatego, że nasz jegomość takich miejsc będzie raczej unikał. - Vasilij prowadził niezobowiązującą rozmowę o odnotował w pamięci, że Czarni również się nim interesują.

- Kanały to drugie miasto. Tylko pod ziemią. Nikt nie zna ich w całości. A są tam nie tylko kanały. Nie mam pojęcia gdzie może być ten morderca nawet jeśli korzysta z kanałów. Nie mam zamiaru na niego trafić ani za nim latać. To nie moja działka. - powiedział podziemny przewodnik dając znać, że nie jest zainteresowany bezpośrednią ani pośrednią konfrontacją z tym kimś.

- Dlatego trzeba go usunąć, żeby nikt przypadkiem na niego nie trafił. Jednak ten rybak któremu ostatnio się zniknęło. - Gergiev wykorzystał ostatnie wydarzenie w rozmowie, swobodnie je interpretując.
- Wyciągam jednak wnioski z naszej rozmowy. Zamieńmy jeszcze kilka słów o wyjściach z kanałów w porcie. Znam jedno, kraty są tam poluzowane. Łatwo wejść i wyjść. Dużo takich wyjść jest w porcie? - Vasilij miał nadzieję, że niewiele nigdy jednak temat przesadnie go nie interesował.

- Sporo. Prawie każda portowa ulica ma wylot kanałów w porcie. Kanały z całego miasta kończą się w porcie. Więc tych wylotów jest całkiem sporo. - potwierdził kanalarz spokojnym tonem jakby mówił o czymś prozaicznym.

- Zakładam, że tylko częścią da się wejść i wyjść. Tymi które ktoś poluzował, nie wszystkie jednak. Więc część nie byłaby dostępna dla naszego zabójcy. Można sprawdzić którymi się da a którymi nie… - rzucił do Trójhaka luźną myśl i patrzył czy doświadczony kanalarz myśli podobnie.

- To nie jest przeszkoda nie do sforsowania. Piła, łom, trochę czasu i każdy wylot staje otworem. Nic trudnego dla kogoś zdeterminowanego. - kanalarz pokręcił głową na znak, że takie kraty mogą zatrzymać przypadkowego gościa ale raczej nie kogoś kto celowo chce się nimi przedostać. Zwłaszcza jak ma odpowiednio silną motywację, czas i narzędzia.

- Gdybym był zabójcą nie piłowałbym krat jak leci. Skorzystałbym z już istniejącego przejścia lub stworzy jedno na trasie do mojej kryjówki. Kto czyści i dba o te wyloty? Będzie chyba najlepiej zorientowany która krata jest od kiedy poluzowana. Ograniczy to miejsca do sprawdzenia. - Vasij kontynuował analizę sytuacji z Trójhakiem.

- Kanalarze dbają o kanały. Ale zwykle jak coś się zwali. A tak to nikt nie łazi po tych kanałach bo po co? Ciemno, mokro, brudno i śmierdzi. - skwitował wzruszeniem ramion jakby te warunki panujące pod ziemią skutecznie odstraszały od wizytowania w tych miejscach. Trochę brzmiało ironicznie bo dzięki temu mógł działać swobodnie w swoim procederze.

- A nawet jak ktoś skorzystał z jakiejś dziury zamiast robić nową to co z tego? Skoczył tam czy tu i tyle. Podpisu pamiątkowego pewnie nie zostawiał. - pokręcił głową jakby nie bardzo wiedział do czego zmierza rozmówca.

- Nie chodzi o ślady tych nie ma szans zobaczyć po takim czasie. Chodzi o zawężenie obszaru poszukiwań. Gdyby jakiś kanalarz regularnie w miarę bywał przy tych wylotach przynajmniej raz w miesiącu byłby w stanie powiedzieć czy któryś nie został spiłowany na trochę przed pierwszymi zabójstwami. To byłby dobry trop, jeśli natomiast nie cóż wolnych wylotów też jest ograniczona liczba. Takich gdzie ktoś pozbył się już zabezpieczeń. Tam trzeba by szukać naszego nicponia. - Gierviev podsumował rozmowę i wnioski.

- Być może. Ale to trzeba by się przejść i sprawdzić te wyloty. - Trójhak pokiwał głową jakby przyznawał rację przedstawionym argumentom ale nie palił się do rozwinięcia tego wątku.

- Tak zamierzam zrobić. Staraj się ograniczać przechadzki nim nie zabijemy tego czegoś. Mówią, że to nie człowiek i mogą mieć rację. Postaram się go pozbyć. Gdybyś coś o nim usłyszał daj znać. Ja go będę tropił ale może i wypłynie gdzieś wcześniej. - Vasilij uśmiechnął się i wyciągnął rękę na pożegnanie dziękując za rozmowę.

- Pewnie. A gdzie cię szukać w razie czego? - gospodarz też wstał i uścisnął wyciągnięta rękę swojego gościa.

- Zostaw wiadomość w “Czarnej Czapli” tak jak rozmawialiśmy ostatnio. Trafi do mnie szybko a ja wpadnę wtedy tutaj. Jak coś pilnego karczmarz kogoś po mnie pośle a ty zaczekasz tam. - Vasilij się pożegnał i ruszył na spotkanie z Egonem.
 
Icarius jest offline  
Stary 01-05-2021, 13:04   #273
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Popołudnie; tawerna”Czarna Czapla”; Vasili i Egon


Vasilij wszedł jak zawsze do swojej najczęściej wybieranej tawerny w porcie i poczekał na Egona. Byli umówieni dzień wcześniej i należało dotrzymać terminu.

Egon wszedł ostatecznie do tawerny, przez chwilę wodząc oczami po klienteli i próbując z niej wyłowić Vasilija. Kiedy ostatecznie zlokalizował przemytnika, skinął głową i podszedł bliżej.

Vasilij przywitał kompana i zamówił po piwie. Wiem już gdzie powinniśmy zacząć poszukiwania by nie kręcić się jak bez celu. W porcie są wyloty kanałów które są łatwiejszym i dyskretniejszym wyjściem niż pionowe studzienki na mieście. Napastnik jeśli zadaje rany nie pasujące do ludzkich metod pewnie jest mutantem. Jak zaznaczymy miejsca zbrodni, wyloty z tych kanałów i miejsce gdzie trzymał łódkę ten zaginiony rybak... powinniśmy otrzymać mniej więcej obszar od którego należy zacząć. Rybak mógł być też ofiarą naszego mordercy który widział coś co nie powinien. Trzeba nam jednak więcej informacji by to potwierdzić. - Vasilij na jednym tchu powiedział czego się dowiedział. Po czym uśmiechnął się upił łyk piwa i czekał na informacje od Egona.

- Wczoraj gadałem z kurtyzaną, która uszła z życiem. Rany miała takie same, jak trup na katafalku, na pewno jest tak, że ktokolwiek zabijał te kobiety, nie był zwykłym człowiekiem. Czy mutant to nie wiem, ale rany wyglądały tak, jakby niedźwiedź się zamachnął i wyrwał kawał żebra, a nie cięcia od miecza.

- Jak dla mnie wygląda to na sytuację, gdzie możemy ubić dwie ryby jednym hakiem. Ktokolwiek chodzi po tych kanałach, wie, jak się nimi poruszać i zna przejścia. Ja bym powiedział, że jeśli będziemy przeszukiwać kanały, to prędzej czy później natkniemy się na kogoś.

- Wiesz, że chce go zabić tylko w ostateczności? - Vasilij leniwie zaczął temat okiełznania kogoś wyrywa żebra niczym niedźwiedź. - Ma rządzę krwi twojego patrona, potrzebuje też przemiany choć zapewne duchowej jakie zasłać powinien mój. - uśmiechnął się choć cały czas mówił szeptem. - Jeśli jest w nim świadomość i inteligencja. Sądzę, że powinniśmy spróbować go okiełznać. Nie bez pomocy Starszego oczywiście, niech mnie cztery potęgi bronią. Musimy nad nim tylko albo aż spróbować zapanować w pierwszej fazie. No albo chociaż pojmać a nie zabić. To prowadzi nas do kolejnego problemu, musi iść sami - wskazał palcem na ich dwójkę. Ewentualnie co byłoby dość rozsądne zabrać ze sobą Silnego. Nie wolno nam jednak iść z kimś poza rodziny. Nie jeśli mamy zachować go przy życiu. No i trzeba się dowiedzieć jak daleko w morze była łódka tego rybaka. Spojrzeć na nią i ustalić czy mógł wypaść czy jedynie ktoś ją wypchnął w morze. Ta druga część mogłaby prowadzić do ciekawych wskazówek. Przejdziemy się po tym piwie? To pewnie dziś temat rozmów i uda nam się ją namierzyć.

- Możemy się przejść - zgodził się Egon. - Co do tropów, nie ma zbyt wiele. Mordy były na Zbożowej i Beczkowej przy zatoce. Jeśli byśmy zmapowali tą część kanałów, to pewnie coś znaleźlibyśmy.

- Nie jestem pewien, czy da się go okiełznać - rzekł Egon. - Jeśli faktycznie jest w kanałach i ma szpony jak niedźwiedź, ciężko się z nim będzie dogadać. Możemy go złapać i próbować wytresować… Ale prawda jest taka, że jak przyjdzie co do czego, to może się to okazać problemem, pojmać go.

- Znam parę miejsc i włazów, od których moglibyśmy zacząć. Skoro chciałeś chodzić po kanałach - Egon uśmiechnął się.

- To co, idziemy zobaczyć tą łódkę?

- Zacznijmy od łódki - Vasilij dopił piwo i skinął głową Egonowi.
 
Icarius jest offline  
Stary 01-05-2021, 14:19   #274
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Ranek; miasto; Egon i Vrisika


- Ten wampir śmierdział bagnem albo kanałami - rzekł Egon. - Wampir czy nie wampir, ale to Neues Emskrank jest przecież. Ludzi pełno, czy tego się chce, czy nie, nawet na opuszczonych ulicach. Poszukajmy no jakiegoś wejścia do ścieków.

- Bagna i kałuże zamarzły albo są pod śniegiem. - zauważyła Vrisika wzruszając ramionami. Ruszyli przed siebie rozglądając się po tej ulicy ze śnieżnymi hałdami po bokach i ledwo przejezdnym centrum.

- Ty, Vrisika - rzekł Egon. - Te kanały to chyba miejsce jego napadów - Egon potarł się po brodzie. Przejdźmy się tylko, tam jest właz - wskazał na właz z kanałami.

Egon wszakże nie zamierzał poprzestać na tym. Wyglądało na to, że morderstwa były bardzo blisko wody zatoki - miejsca, gdzie chyba kanały wpadały do wody. Całkiem możliwe, że smród zabójcy pochodził stamtąd.

Egon, podszedłszy do włazu, rozejrzał się wokół. Nie chciał zwracać uwagi, ale chciał przynajmniej zobaczyć, czy na powierzchni włazu nie zostały jakiejś dawne ślady lub czy nie nosił na sobie śladów czegoś, co mógłby rozpoznać. Rozglądał się przez pewien czas wokół, szukając czegokolwiek na tej kracie, a także rozglądając się, czy wokół byli ludzie - być może mógł odwalić właz i popatrzeć, co w środku?

Kiedy tylko miał się uwinąć z wejściem do kanałów, zamierzał podejść do doków i sprawdzić, co śmierdzi najgorzej.

- Blisko wejścia to śnieg odwalony. - skonstatowała Virsika widząc, że o dziwo jeden z włazów nie jest przywalony grubą warstwą śniegu jaka go zasłaniała kompletnie. Ten był w pobliżu ścieżki prowadzącej do jednego z domów więc widocznie załapał się na codzienną porcję łopatowania i zmiatania śniegu. Dlatego był widoczny. Była na nim zwyczajowa porcja śladów butów odciśniętych w śniegu.

- One są ciężkie. Trzeba mieć hak aby go odwalić. Myślisz, że tędy zwiał albo wyszedł? - zapytała niepewnie złodziejka. Ale z hakiem miała rację. Właz na mase dał się pewnie podnieść zwłaszcza takiemu siłaczowi jak Egon. No ale nie miał właściwie uchwytu. Zwykle wsadzało się w niewielki otwór hak który pociągnięty służył za uchwyt. Zaś jak od zdarzeń z Rabi minął tydzień czy dwa to na tej popularnej ścieżce wielokrotnie chodzonej, zamiatanej i szuflowanej były marne szanse, że uchowały się jakieś ślady. W środku dnia tam i tu chodzili jacyś przechodnie, czy to wzdłuż ulicy czy to wchodząc lub wychodząc do okolicznych domów.

- Rabi gadała, że śmierdział. I że był wielki. Jak jest większy ode mnie i napadał w nocy, to pewnie odwalał właz, zabijał, wchodził z powrotem i właz zasuwał za sobą.

- Przecież to tylko kawał prętu - rzekł Egon. - Takie gówienko możemy zorganizować w trymiga od kowala - rzekł Egon, rozglądając wokół, czy dużo było ludzi. - Ślady czy nie, całkiem możliwe że ktoś, kto wyrwał żebra tej dziewczynie spokojnie mógł unieść ten właz. Sądzę, że może to tutaj następnym razem będę musiał z Vasilijem wskoczyć do kanału. Śladów nie będzie na powierzechni, ale całkiem możliwe, że pod włazem może być ciekawego, musimy to sprawdzić.

- Chodź, Vrisika. Pójdźmy no do płatnerza albo popytajmy się, gdzie taki kawał prętu dostać można, to raz.

- Potem przejdziemy się do doków, konkretnie sprawdzimy, gdzie śmierdzi najgorzej. Zdaje mi się, że morderca mieszka w kanałach albo przynajmniej nimi chadza. Nie obejdzie się bez wizyty w kanałach… Tak czy inaczej trzeba wdepnąć w gówno - Egon potarł ze zniechęceniem brodę.

- Chcesz łazić po kanałach? - zdumiała się koleżanka tak bardzo, że chyba liczyła, że to jakiś żart. Patrzyła sceptycznie na ten właz przykryty zadeptanym śniegiem jakby zastanawiała się czy ktoś go otwierał czy nie. Otwór na pręt był mały, może by weszły tam dwa szczupłe palce albo jak takie jak u Egona to jeden. Trudno było liczyć, że bez takiego haka ktoś zdołałby podnieść ten właz.

- No to chodź do tego kowala czy co. Jak nie ma czegoś gotowego to trzeba będzie czekać aż zrobi. - machnęła reką na te rozważania o włazie i zajęła się czymś innym. Wskazała brodą w głąb ulicy gdzie powinni ruszyć. Kowale z powodu pracy na otwartym ogniu zwykle mieli swoje kuźnie na obrzeżach miast i wiosek. Tak też było w tym mieście więc czekał ich mały spacer.

- Pręt? Taki jak do włazów? No mogę zrobić za parę groszy. - rzekł kowal gdy już dotarli do niego i powiedzieli czego szukają. Widocznie znał temat o jaki produkt chodzi co zresztą nie było jakąś wielką tajemnicą.

- A długo trzeba będzie czekać? - zapytała koleżanka gladiatora wiedząc, że jak im każe czekać do jutra to tak średnio.

- Nie. Mogę zrobić od ręki. Poczekacie z pacierz to będzie gotowe. - kowal wzruszył ramionami na znak, że to nic trudnego ani zajmującego jak dla niego i za drobną opłatą może im to zmajstrować prawie na poczekaniu.

- Poczekamy, poczekamy - Egon machnął ręką na kowala, płacąc umówioną kwotę.

Po czym zwrócił się do Vrisiki:

- Nie wiem, czy rzeczywiście będziemy chodzić po kanałach, ale warto sprawdzić chociażby tamten właz - rzekł. - Ostatnio z Vasilijem widzieliśmy na dole smugę krwi. Nie wiadomo na pewno, ale coś jest na rzeczy.

Wreszcie, wzruszył ramionami:

- Ostatecznie, nie zawadzi nam się przyjrzeć nieco, nie będziemy schodzić - dodał. - Potem przejdziemy się do doków. Pochodzimy, popytamy.

- Mam nadzieję, że nie po to mnie tu dzisiaj zaprosiłeś aby mnie ciągać po kanałach. Nawet lampy ani nic nie mamy by coś tam zobaczyć. - Vrisika popatrzyła uważnie na gladiatora jak czekali aż kowal zmajstruje ten hak. Przyjął zapłatę i teraz było słychać jak wali młotem w jakiś metal.

- A właściwie to o co ci chodzi z tymi dziewczynami? Dlaczego tak za tym chodzisz? - koleżankę zaintrygowało czemu kolega wykazuje takie duże zainteresowanie tą sprawą.

- Czy nie chcesz, żeby ci pomóc? - zapytał Egon uśmiechając się krzywo. - A zresztą, sprawa nie będzie ciągnąć się długo.

- Pomyśl sama. Jeśli ktoś biega po ulicy i zabija ludzi, to ile czasu zajmie mu, żeby dojść do ciebie? Hm?

- No niby tak… - przyznała Virsika kręcąc głową jakby dostrzegała jakąś logikę w tej argumentacji. - Ale skąd wiesz, że ktoś biega? I właściwie co ty chcesz zrobić w tej sprawie? - zagaiła do Egona próbując zrozumieć jaki ten ma właściwie motyw i plan, że tak chodzi za tą sprawą. Spojrzała w bok na budynek kuźni bo walenie młotem ucichło. Co mogło oznaczać, że kowal skończył lub zaraz skończy swoją pracę. Faktycznie minęło z pół pacierza albo cały to długo nie czekali.

- Słuchaj, prawda jest taka, że nie mamy nic - rzekł Egon. - Wiemy, że pewnie wyszedł z kanałów albo śmierdzi, jak kanały. Ostatnio krążyły plotki o potworze w kanałach, może to właśnie ten?

- Chodźmy, przejdźmy się przynajmniej do tego włazu i pooglądajmy. Może nic tam nie ma, a może jest tam coś.

- Potem sprawdźmy jeszcze właz przy ulicy, gdzie zamordowano Valeriyę - rzekł Egon, zabierając pręt od kowala. A potem pomyślimy. Chodźmy.

- Dobra. - zgodziła się koleżanka gdy załatwili sprawę z kowalem. Ten wydał im haczykowato zagięty pręt gruby jak ludzki palec. A z drugiej strony miał trójkątnie zagięty uchwyt dzięki czemu można było go wygodniej złapac. Całość była w miarę poręczna, nieco dłuższa od przeciętnego sztyletu.

Wrócili na Zbożową i jeszcze kawałek do tego odnalezionego włazu. Wydawało się, że nic się nie zmieniło odkąd go jakiś czas temu zostawili aby zmajstrować ten pręt u kowala. Samo narzędzie sprawdziło się idealnie do celu w jakim zostało stworzone. Hak wszedł w niewielki otwór włazu, zaczepił o jego spód a gdy gladiator pociągnął poczuł jak ciężar przymarznięty do ziemi powoli ustępuje. Jak nie musiał robić tego na czas to właz w końcu się poddał jego sile i z brzdękiem opadł na zdeptany śnieg. Pod spodem ziała czarna czeluść i zawiewało wilgocią jak z piwnicy. I smrodem z kanałów. Światła poranka padało na tyle by oświetlić pierwsze dwa czy trzy stopnie studzienki ale dna kompletnie nie było widać.

- Tak, jak myślałem, musimy wejść przygotowani - Egon pokręcił głową i wrzucił pokrywę na swoje miejsce.

Wreszcie, wzruszył ramionami.

- Vasilij szuka szlaku przemytników kanałach - rzekł. - Jeśli zbadamy kanały pod Beczkową i Zbożową, jest spora szansa, że znajdziemy coś albo kogoś.

- Ślady zostały zatarte. Jedyny trop, który mamy to taki, że tamten śmierdział, jak bagna albo kanały. Myślę, że pozostaje mi tylko zagadać do Vasilija… - rzekł Egon, zastanawiając się nad innymi możliwościami.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 02-05-2021, 18:06   #275
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Festag (8/8); Południe; tawerna “Czarny kot”; Versana, Łasica

Przemarzła przechadzając się tymi cmentarnymi alejkami. Tęskno jej było do pory gdy wszystko wokół kwitło roznosząc przyjemną dla nosa woń. Teraz jednak o tym zdawałą się nie myśleć. W towarzystwie Łasicy siedziały w “Czarnym kocie” popijając grzańca i oczekując nieobecnej w tamtym tygodniu Louisy. Ludzi w lokalu jak i na mieście nie brakowało. Wszyscy korzystali z często jedynego dla nich dnia wolnego.

- Myślisz, że dzisiaj się zjawi? - zapytała koleżankę spoglądając na nią znad buchającego parą kufla - A tak wogóle to jak wczoraj udał ci się wieczór?

- A udał. Przecież też tam byłaś. Chyba nie powiesz mi, że urwało ci pamięć z wczorajszego wieczora? - Łasica siedziała w dobrym humorze. Spojrzała na siedzącą obok niej koleżankę nieco koso i z rozbawieniem. Chyba nie podejrzewała, że ta mogłaby aż tyle wypić wczoraj aby dzisiaj mieć kłopoty z pamięcią.

- A poza tym spotkałam się dzisiaj z Wiewióreczką i Aną. - dodała bujając w dłoni zwykłym drewnianym kuflem z grzańcem jakiego już zdążyła trochę upić. - Zastanawiam się czy nie robię się stara i szpetna. Czy trafiam na jakieś takie co niekoniecznie wolą z dziewczynami. Nawet jak na pierwszy albo i drugi rzut oka takie się wydają. Z Oksanką też przecież do niczego nie doszło. Szkoda. Całkiem niczego sobie dziewuszka. Wcale bym się nie pogniewała jakbym się obudziła obok niej rano i obie byśmy były bez ubrań. - westchnęła nieco z żalem, że ostatnio nie każdą z dziewczyn jakie jej się spodobały udało jej się zaciągnąć go łóżka.

- Z Aną dzisiaj zaczęło się całkiem nieźle. Przyszłam ja, potem one. Prawie od ręki udało mi się namówić je aby zamówić pokój. Poszłyśmy tam we trzy. Trochę grzańca, winka, przekąsek. Chichrałyśmy się jak głupie. Oczywiście obgadywałyśmy naszych państwa. Wiewióreczka ciebie nie bardzo to albo cię lubi albo się hamowała ze względu na mnie. O Froi Ana nie miała zbyt wiele do powiedzenia. Więc albo jest bardzo dyskretna albo nasza pani się z nią tak nie zabawia jak ze mną. - Łasica znów była w swoich ulubionych, skórzanych spodniach darując sobie chodzenie w zgrzebnej spódnicy w jakiej zwykle chodziła na służbę do wielkich państwa. A opowiadała szybko i sprawnie relacjonując niedawno zakończone spotkanie z dwoma koleżankami.

- W każdym razie dość szybko, prawie od razu wylądowałyśmy w łóżku. I nie powiem. Zabawa była przednia. Ta Ana to całkiem pocieszna i słodka dziewczyna. No ale jak się pewnie domyślasz Ver jak ja już ląduję z jakąś ślicznotką w łóżku a nie mówiąc jak z dwiema to wolę nieco inne zabawy. - spojrzała na sąsiadkę z bezczelnym uśmieszkiem skoro obie często właśnie ćwiczyły ze sobą te “nieco inne zabawy w łóżku”.

- No więc tak, udało mi się wsadzić rączki w majtki Any. W cycuszki też. Nawet wyzwolić je na wolność i posmakować. Też się z nią całowałyśmy. No ale to tyle. No dla mnie to było jak przystawka do głównego dania. Ale dla Any to chyba było nieziemskie szaleństwo. Więc właściwie nawet się do końca nie rozbierałyśmy. Myślę, że ona nigdy tego wcześniej nie robiła z dziewczyną. I tak troszkę była nieśmiała i wstydliwa a troszkę ciekawa jak to bywa. No ale nie chciałam jej spłoszyć to jak wyczułam, że zbliżyłam się do granicy to odpuściłam. No a z Wiewióreczką też już nie chciałam się przy niej migdalić na całego z tego samego powodu. - streściła jak to wyglądało dzisiejsze spotkanie trzech służących po godzinach w wolnym czasie.

- Więc nie wiem jak teraz będzie. Jestem przy nadziei, że jakbym miała więcej czasu i okazji to by może udało ją się zachęcić do czegoś więcej. Ale jak od jutra zmieniam robotę to mi się z nią kontakt urwie. Szkoda. Całkiem sympatyczna dziewczyna. Polubiłam ją. Poprosiłam na koniec aby przekazała w rezydencji, że się pochorowałam.
Bo powiedziałam jej, że jutro nie przyjdę do pracy i pewnie przez parę dni albo tydzień też nie. - przyznała nieco rozżalonym tonem, że akcja z koleżanką z pracy tak jakoś zatrzymała się wpół kroku. A nie było teraz wiadome kiedy by się mogło udać dokończyc ten krok jak od jutra Nadia nie będzie przychodzić do rezydencji a więc i widywac się z Aną.

- Zaprosiłam ją za tydzień na powtórkę. Powiedziała, że chętnie. Ale nie wiem czy naprawdę przyjdzie. Może jakbyśmy były same to by śmielsza była? Sama nie wiem. - powiedziała zamyślonym tonem jakby sama się zastanawiała czy i jak tak to gdzie popełniła błąd w postępowaniu z Aną. Czy też nie popełniła i koleżanka z kuchni gdzie obie pracowały po prostu zbliżyła się do swojej granicy takich zabaw.

- W takim razie jutro zastąpi cię Brena. - odparła z początkowo kamienną twarzą - Może Ana przy niej otworzy się nieco i podzieli swoją opinią. No ale nie ukrywam, że narobiłaś mi smaka. Taka nie tykana jeszcze przez żadną inną. No palce lizać. - pokerowa mina szybko ustąpiła tej radosnej i roześmianej - Nie ciekawi mnie jednak tak bardzo Ana jak jej pracodawczyni i to o czym dyskutowała wczoraj po norsku z Normą. - wspomniała o blond arystokratce, która wciąż formalnie pozostawała chlebodawczynią Łasicy. Versanie cała ta sytuacja z berserką i młodą van Hansenówną niezbyt się podobała. Czuła się wyłączona z kręgu wtajemniczonych co było nieco uwłaczające biorąc pod uwagę fakt iż to za jej pośrednictwem doszło do spotkań obu kobiet z tak odległy sobie środowisk.

- A właśnie. Jak ci spodobały się te wczorajsze specyfiki które przyniosłam? Co o nich sądzisz? - interesowała ją opinia koleżanki ze względu na moc jak i działanie obu substancji - Może one by mogły czy mi, czy tobie ułatwić rozpracowywanie co poniektórych osóbek.

- Nijak. Nie miałam ich kiedy spróbować. - przyznała Łasica z rozbrajającą szczerością. - Wczoraj wieczorem sama wiesz co robiłyśmy, potem się polulałam, rano się szykowałam na spotkanie z koleżankami ze służby no a teraz przyleciałam tutaj. Nie miałam kiedy spróbować tego czegoś. - streściła jak wyglądał jej grafik przy końcówce wczorajszego dnia i początku dzisiejszego. Brzmiało jak ciągły kołowrót spotkań w różnych punktach miasta.

- A Wiewióreczka no jutro ma służbę u van Hansenów. Pomogłabym jej i pokazała co i jak jakbym była. No ale mnie nie będzie. Jak trafi na Anę to powinno być jej łatwiej. Ale nie wiadomo gdzie ją przydzielą. To duża rezydencja i pełno tam roboty. - odparła nieco kręcąc głową z żalu, że nie będzie mogła wprowadzić Breny w nową robotę. Jednak chyba liczyła, że Ana ją wesprze jeśli by trafiły na siebie.

- Jest! Przyszła! - nagle Łasica syknęła z ekscytacji trącając łokciem ramię koleżanki i wskazała spojrzeniem na postać opatuloną futrem i z wielkim, dwuręcznym młotem na ramieniu. Jak ściągnęła kaptur ukazały się jasno blond włosy spięte w kok na potylicy. Łowczyny heretyków podeszła do szynkwasu i pewnie zamówiła coś u oberżysty.

- Szkoda, że w domu nie spróbowałaś. - zaakcentowała - Mogłoby to się nam przydać w sprawie naszej blondyneczki. - spojrzała na stojącą przy barze łowczynie - No to co? Dzisiaj twoja kolej. - uśmiechnęła się wskazując, kto winien wykazać się teraz inicjatywą - Ja z chęcią pooglądam cię od tyłu. - zachichotała podszczypując udo przyjaciółki.

- Jakie w domu? Nocowałam w “Żaglach”. - prychnęła rozbawiona dziewczyna o granatowych włosach kręcąc głową. Widocznie nie chciało jej się po nocy zasuwać na inny koniec miasta skoro miała do dyspozycji wygodne i ogrzane łóżko. - To życz mi powodzenia i trzymaj kciuki aby nasza lwica nie straciła ochoty na zabawy z ładnymi dziewczynami. - syknęła cicho puszczając jej oczko i wstając ze swojego miejsca. Podeszła do szynkwasu i oparła się obok stojącej tam blondynki zagadując do niej. Rozmawiały chwilę i Kruger spojrzała na stół przy którym została Versana gdy pewnie padło jej imię. A rozmowa trwała dalej. Widać było spory kontrast między wesołą, postawą Łasicy która zdawała się przyjacielska i uśmiechnięta a poważną twarzą łowczyni jaka wydawała się nieczuła na jej urok. W końcu Versana dojrzała jak Łasica się do niej odwraca i przywołuje gestem do siebie.

Wstała więc nie pozwalając czekać obu kobietom. Mijała zgromadzonych w karczmie klientów zachowując wciąż pełen powab i elegancje.

- Witaj. Już się martwiłyśmy, że coś ci się stało. - wyraz troski był zazwyczaj dobrym rozpoczęciem rozmowy - Dzięki bogom jesteś cała i zdrowa. - Coś poważnego się stało iż nie zjawiłaś się ostatnim razem? - nie liczyła na odpowiedź ze strony tajemniczej łowczyni. Grałą jednak zmartwioną. Swoją drogą informacja ta naprawdę ją ciekawiła.

- Chodzi o tego świra, który zbiegł z hospicjum? - postanowiła jednak dopytać - Czy tego szaleńca atakującego niewinne kobiety po zmierzchu? - miała przejętą minę i patrzyła na Louise z zainteresowaniem ale i pewnego rodzaju przerażeniem - Coś dziwnego dzieje się w tym mieście ostatnimi czasy. Berserkowie, ofiary na ulicach, zbiegowie. Kiedyś było tu spokojniej.

- Bujda. Zawsze jakiś brud się czai po norach. Wystarczy wiedzieć na co zwracać uwagę. - mruknęła łowczyni odszczepieńców z ponurą determinacją nie odwzajemniając uśmiechu. Wyglądała na zmęczoną albo przygnębioną.

- Louise mówi, że jest zmęczona. - szybko podpowiedziała Łasica łagodnym, przyjacielskim tonem ostrożnie kładąc jej dłoń na nadgarstku. Jakby dla dodania otuchy ale bez poufałości.

- Nic mi nie jest. - warknęła blondynka jakby usłyszała oskarżenie o słabość.

- I właśnie mówiłam Louise, że byłyśmy tydzień temu tak jak się umawiałyśmy ale jej nie było. - Nadia dalej mówiła ciepłym głosem zdając Versanie relację z tego co pewnie dotąd usłyszała od blond wojowniczki.

- Już mówiłam. Byłam w pracy. - mruknęła zdeterminowana łowczyni takim tonem, jakby bezpieczniej było nie pytać o szczegóły. Zwłaszcza jak się wiedziało jaką właścicielka ciężkiego obucha miała pracę. Łasica zerknęła z konsternacją na Versanę. No Kruger w końcu się zjawiła ale jakoś nie wyglądała na zbyt przyjacielską. Burczała odpowiedzi ze złością lub ze zmęczenia. Trudno było się przebić przez tą odpychającą aurę ponurej determinacji.

- Balia. - rzuciła jakoby zamyślona - Nie słyszałam jeszcze aby balia z gorącą wodą komuś zaszkodziła. - teraz już zaogniła spojrzenie to na jednej to na drugiej kobiecie - Muszą tu mieć jakąś łaźnie, którą wynająć można na wyłączność. - dodała - Co wy na to?

- Ja bym chciała tylko dodać, że jestem wykwalifikowaną łaziebną więc jakby panie potrzebowały moich usług w tej materii to ja służę uprzejmie. - kultystka o granatowych włosach szybko weszła w rolę usłużnej słodyczy gotowej do pełnej współpracy. Popatrzyła z nadzieją na obie swoje sąsiadki licząc, że skorzystają z takiej oferty. Kruger jednak spojrzała na nią obrzucając spojrzeniem od góry do dołu jakby ją pierwszy raz widziała. Zaraz potem Versana zaliczyła podobną ocenę.

- Mam jeszcze spotkanie. Jak wyjde z mokrą głową to mnie zaraz szlag trafi. - burknęła w końcu blondynka dając znać, że ma pewne zobowiązania na później.

- To żadna sprawa! Owiniemy głowę ręcznikiem to włosy będą suchę. No i będę uważać aby ich nie zamoczyć. - Łasica z miejsca znalazła rozwiązanie na taki feler. Zrobiła zawijający gest wokół głowy pokazując ów ręcznik. Łowczyni wahała się jeszcze chwilę co tu począć nim w końcu machnęła ręką.

- Dobra niech będzie. - powiedziała w końcu i wezwała do siebie oberżystę zamawiając u niego jedną balię z gorącą wodą. Ale jak zwykle trzeba było trochę poczekać aż obsługa naznosi wody do balii oraz nagrzeje na piecu gorącej aby wymieszać z zimną i uzyskać odpowiednią do kąpieli. To zawsze zajmowało kilka pacierzy.

- No to chyba nie będziemy tak stać tutaj jak kołki? - obrzuciła obie kobiety pytającym spojrzeniem - Kelnerka! - kultystka gwizdnęła tak jak zazwyczaj czyniła to jej koleżanka - Wino dla mnie i moich dwóch towarzyszek. - wskazałą na siebie, Louise i Łasicę. - To co? Idziemy usiąść?

- Możemy. - chociaż z blond wojowniczy chyba nieco uszło tej ponurej aury jaka ją otaczała jak gradowa chmura to nadal trudno było w niej dostrzec ślady radości.

- Grzańca! I miodu! - zawołała wesoło Łasica do tej kelnerki gdy ta zwróciła na nich uwagę. Wkrótce we trzy wylądowały przy jednym z wolnych stołów. Zaraz przyszła ta kelnerka z tacą i zamówieniem.

- No to się napijmy! Za spotkanie! - Nadia chwyciła swój kufel grzańca i stuknęła się z sąsiadkami. Wesoło i radośnie. Ale Kruger po prostu oddała toast i łyknęła ze trzy łyki dalej nie zdradzając żadnych śladów uśmiechu.

- No to… chyba byłaś trochę zajęta ostatnio co? Bo tak cię nie było i w ogóle. - Łasica próbowała coś wysądować ich znajomą a jednak tak nieznaną łowczyni czarownic. Ta jednak obdarzyła ją tak przeszywającym spojrzeniem, że stało się jasne, że lepiej o to nie pytać.

- Aha… Bo ten… U mnie na przykład to trochę się działo. Pracę zmieniłam. Od jutra zaczynam nową. - powiedziała nieco skonsternowana łotrzyca chyba tracąc rezon jak tu się można przebić przez tą zimową aurę jaką otoczyła się łowczyni.

Nastrój i reakcje Louisy nie uszły uwadze Ver. W jej głowie zapaliłą się świaczka wskazująca na to co może być przyczyną takich a nie innych ripost łowczyni. Praca!

- Spięta i podminowana jesteś niesłychanie. - zwróciła się do blond wojowniczki - Mam nadzieję, że uda nam się ciebie nieco rozluźnić. - uśmiechnęła się delikatnie starając dostosować zachowanie to tego jakim charakteryzowała się dzisiaj pracownica Olega - Nie zrozum mnie na opak proszę. - zrobiła chwilę przerwy starając się dobrać odpowiednie słowa tak by wytatuowana kobieta nie odebrała ich ani jako atak ani jako wścibskość - Praca w tak szowinistycznym gronie nie jest łatwa. Sama coś wiem o tym. Wszak mało w mieście kobiet kupców. Pozostali to w większości gbury, którym przeszkadza to, że atrakcyjna dama potrafi sobie radzić równie dobrze a niejednokrotnie lepiej niż oni. Ty też z resztą zdajesz się być otoczona przez facetów. Może miałabyś chęć pogadać z nami jak kobieta z kobietą. Wyrzucić coś z siebie. Dać upływ emocjom. Duszenie w sobie tych negatywnych zazwyczaj nie wychodzi nam na dobre. - odgrywała rolę troskliwej i opiekuńczej koleżanki. Znały się z Louis już trochę stąd też zdecydowała się na nieco większą otwartość w jej kierunku oferując “pomocną dłoń”.

- Nic nie wiesz. Nic nie rozumiesz. Nie twoja sprawa. - w głosie blondwłosej wojowniczki właściwie nie było agresji ani wrogości. Ale trudno było to uznać za przyjazną odpowiedź. Pokręciła głową i nawet nie spojrzała na rozmówczynię wpatrując się martwym wzrokiem w swój kufel od jakiego grzała dłonie. Na dłoniach miała zadrapania. Pewnie z wczoraj lub sprzed dwóch dni. Nic poważnego ale jednak nieco szpeciły jej dłonie czerwonymi pręgami.

- To może… Ta kąpiel pomoże? Ja mówiłam, bardzo chętnie was obsłużę. Zrobię co będziecie chciały. Macie jakieś życzenia? - Łasica znów się odezwała łagodnym tonem chyba chcąc jakoś skierować uwagę blondyny na jakieś weselsze i cieplejsze tory. W końcu właściwie zgodziła się przed chwilą na tą kąpiel.

- Cześć dziewczyny. Można się przysiąść? Tak same siedzicie a my mamy wino i piwo. Co tak będziemy sami siedzieć jak możemy z wami. - niespodziewanie do stołu podeszło trzech mężczyzn. Weseli i z przyjaznymi uśmiechami. Jakby skusił ich widok trzech samotnie siedzących ślicznotek. Na zachęte pokazywali trzymane kielichy i butelki.

- Zjeżdżajcie. - burknęła Kruger też nawet na nich nie podnosząc wzroku. Chociaż pewnie musiała widzieć ich chociaż częściowo bo stali tuż przy ich stole.

- No nie bądź taka oschła. Mamy coś, żeby cię nawilżyć i rozweselić. No? Sama zobacz. - ten co stał pierwszy wskazał na trzymane butelki i pomachał nimi zachęcająco.

- Powiedziałam zjeżdżajcie. Nie będę powtarzać trzeci raz. - Kruger powtórzyła z prowokującą determinacją w końcu podnosząc na nich wzrok. Łasica na wszelki wypadek pokiwała głową na zachętę, że to chyba by była właściwa decyzja. Ten wygadany spojrzał na nie z pewną konsternacją, zerknął na swoich towarzyszy i chociaż było im wyraźnie nie w smak taka odpowiedź to wzruszyli ramionami i odeszli.

Louisa była zła jak osa. Teraz w głowie Ver zaświtał kolejny pomysł. Może to nie praca a zawód miłosny był przyczyną tak ponurego nastroju ich blond lwicy.

- Szczerze powiedziawszy przydałby mi się masaż stóp. - rzuciła do Łasicy po tym jak niedoszli amanci zostali odprawieni z kwitkiem - Dłońmi i językiem. - dodała puszczając jej oczko. Tego jeszcze nie próbowały ale skoro Łasica wciąż grała rolę uległej to czemu by nie spróbować.

- Nie moja racja. - odparła spokojnie zbliżając swoją dłoń do dłoni Louisy - I racja. Nic nie wiem i się nie dowiem póki nie powiesz ale w takim przypadku nie będę w stanie ci pomóc. Nawet mentalnie. - zauważyła nie wychodząc z roli troskliwej koleżanki - Nie mogę jednak patrzyć na ciebie tak przygnębioną. Widzę, że to nie zmęczenie. - delikatnie i ostrożnie ujęła dłoń łowczyni - Wiesz, że to co dzieje się między nami w trakcie naszych spotkań zostaje tutaj. Możesz nam zaufać. Jak kobieta kobiecie. - spojrzała na dłoń Kruger - Ucałuje ją później ale skąd to?

- Głupstwo. Nie ma o czym gadać. - blond wojowniczka spojrzała na swoje ciemno czerwone krechy na swojej dłoni i dała znać, że nie widzi potrzeby o tym mówić. Za to Łasica wyraziła pełną gotowość do współpracy w ramach usługiwania pozostałej dwójce czy to w łaźni czy poza nią. I tak jakoś zeszło im aż jedna z kelnerek nie przyszła do nich oznajmiając, że kąpiel jest już gotowa.

- No to chodźmy. - powiedziała bez uśmiechu Kruger. Wstała, wzięła swój ciężki obuch i przejęła rolę przewodniczki kierując się ku zapleczu lokalu gdzie na parterze były łaźnie.
 
Pieczar jest offline  
Stary 02-05-2021, 18:09   #276
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Festag (8/8); Zmierzch; kamienica van Darsenów; Versana, Brena

Przygotowania szły pełną parą. Kąpiel, olejki, kremy, perfumy i wszystko to czego kobiecie było trzeba by mężczyzna na jej widok stanął w zachwycie zapominając języka w gębie. Versana chciała wypaść jak najlepiej w oczach Finka. Wszak to dzięki niemu mogła dojść tam gdzie pozostali z kultystów nie mieli wstępu. Była to jednak misterna gierka, uśmieszki i sprawne przyjmowanie jak i prawienie komplementów. Porucznik może nie był dzianym arystokratą. Pochodził raczej z podobnej warstwy co ona. Zajmował się jednak takimi sprawami, którymi ci wysoko urodzeni nie zaprzątali sobie głowy.

- Za mundurem panny sznurem. - komentowała Brena spinając włosy swojej pani w zmyślnego koka z opadającymi po bokach na czoło pasemkami jej kruczoczarnych włosów. Fryzura była i elegancka i praktyczna zarazem. Ciężko było ją popsuć nawet w czasie tak zmiennej pogody jak o tej porze roku.

- Przystojny, dystyngowany i szarmancki z własną kamienicą i porządną pracą. - rozmyślała na głos uczeninca Versany opisując mundurowego - Ładnie by pani wyglądała u jego boku a raczej… - złapała się za język - ...on u pani. - zachichotała poprawiając się. Wdowie również przypadło do gustu takie dobranie przez rudzinke słów. Zaśmiała się wtórując piegusce.

- Nie najgorszy. To fakt. - potwierdziła niejako słowa pokojówki - Nie wiem jednak czy dla mnie tacy służbiści. - coś w tym było. Fink podchodził do swojej pracy bardzo poważnie i zdawał się być w tym całkiem niezły. Takie bezwarunkowe oddanie się czemukolwiek wprawdzie cieszyło Węża. Przypadek adoratora Ver był jednak równie ciężki co Louisy. Wszak oboje stali po stronie prawa. Jeżeli jednak mieli oni zejść na ścieżkę spaczenia Tzeentch na pewno zapisał już to w swoim mistycznym planie.

- A swoją drogą to nie myślałas o rozejrzeniu się za kimś dla siebie? - Ver postanowiła podpytać pomocnicę jaki ona ma plan na siebie - Ten szef magazynu Huberta na prawdę wydaje się być całkiem niezłą partią. Kamienica, posada i… - przeciągła odwracając na chwilę głowę ku uczennicy - ...niezamężny. Tylko brać i chrupać. - zachichotała

- Tak, chyba tak… - przyznała Brena spłoszonym tonem i takimż spojrzeniu. - Nie myślałam o takich rzeczach. - po chwili wahania dodała zmieszanym głosem.

- Czemu? - Brena była nieśmiała. Brakowało jej pewności siebie, którą Versana chciała w niej rozbudzić - Jesteś młoda, atrakcyjna z perspektywami. Szykuje ci się awans więc ten brygadzista jest w twoim zasięgu. - wymieniła kilka spośród wielu zalet rudowłosej dzierlatki - Z resztą on też niczego sobie. No a że troche starszy od ciebie to nawet dobrze. Bardziej doświadczony w łóżku więc nie popuści po kilku ruchach. - zachichotała wyraźnie rozbawiona tym dość sprośnym żarcikiem - Swoją drogą twoja znajomość z nim niosłaby ze sobą wiele korzyści. Zauważyła. Zastanów się nad tym kochana. Wiesz przecież, że w takich dążeniach możesz na mnie liczyć. - puściła jej oczko po czym odwróciła głowę tak by jej pracownica mogła dokończyć splatanie koka.

- Tak, chyba tak. - odparła Brena ale wciąż z wahaniem i bez większego przekonania. Cierpliwie skręcała włosy swojej pani aby je uformować w pożądaną fryzurę.

W pewnym momencie do pokoju Versany ktoś zapukał. Okazała się to być Greta, która przyszła zakomunikować iż porucznik Fink właśnie zajechał i oczekuje na panią.

- Jak kocha to poczeka. - zachichotała spryskując swoją wystawną suknie perfumem o zapachu drzewa sandałowego, fiołków i migdałów. W torebce trzymała jednak inna fiolkę a w niej te dość “specyficzne” pachnidło. Czekała ona na specjalną okazję. Na taką jak dzisiaj właśnie.

Jak już gospodyni uznała, że wszystko ma dopięte na ostatni guzik opuściła swój pokój schodząc na parter. Tam czekał na nią porucznik Fink który też wystroił się na ten wieczór podobnie. W zgrabny kożuszek barwiony na brąz podpadający prawie w czerwień i finezyjnymi wzorami naszytymi przy guzikach oraz pas z mieczem czy rapierem.

- Dobry wieczór Versano. Ośmielę się stwierdzić, że wyglądasz olśniewająco. - skinął głową na powitanie schodzącej do niego gospodyni oddając pokłon jej urodzie.

Versana uroczo się uśmiechnęła trzepocząc przy tym wymalowanymi rzęsami. Wyglądała zniewalająco. Zadbała o makijaż najlepiej jak potrafiła a znała się na tym niesłychanie. Usta miały barwę dojrzałych wiśni, powieki wiosennych fiołków a na policzkach dostrzec można było delikatny róż. To zaś w połączeniu z zapachem perfum, strojem i fryzurą tworzyło spójną i miłą dla oka całość.

- Ty zaś wyglądasz raczej na dostojnika ze stolicy aniżeli mundurowego z ratuszu naszej mieściny. - zrewanżowała się komplementem w kierunku adoratora - Jestem przekonana, że wszystkie panienki a i mężatki będą mi zazdrościć czasu spędzonego u boku takiego dżentelmena jak ty. - dodała schodząc schodami na dół.

- W takim razie nie traćmy czasu i chodźmy kłuć oczy innych. - mężczyzna wystawił ramię aby kobieta mogła je objąć i był gotów aby wyjść z nią na zewnątrz. Na zewnątrz zaś czekała podstawiona dorożka. Fink podał dłoń wchodzącej doń kobiecie i gdy weszła zajął miejsce obok niej. Potem zastukał w ścianę dając znak woźnicy do odjazdu i ruszyli wzdłuż ulicy.

- Będąc szczerą to nie jadłam nic od rana. - zaczęła - Narobiłeś mi apetytu swoimi zapewnieniami. - zaśmiała się delikatnie. Żart zazwyczaj był najlepszy by przekuć jakieś lody i rozpocząć rozmowę.

- Mam nadzieję, że ci się spodoba. - odparł krótko porucznik. W ciemności widać było tylko bladą plamę twarzy. A za oknami mijały kolejne domy i ulice. Dorożka jechała całkiem raźnym tempem. Na zewnątrz już od dobrego dzwonu panował wieczorny zmrok ale była jeszcze dość wczesna pora tego wieczoru. Sklepikarze i rzemieślnicy dopiero co zamknęli swoje miejsca pracy i teraz mieli czas na kufelek przyjemności albo zwykłą kolację. Zaczynał się wieczorny szczyt we wszelkich tawernach i gospodach. W sam raz aby skorzystać z uroków jednego z nich.

- Jesteśmy na miejscu. - powiedział mężczyzna do siedzącej obok kobiety gdy dorożka zatrzymała się. Fink wysiadł pierwszy i znów służył damie pomocną dłonią. Gdy wysiedli na zdeptany śniego stanęli przed wejściem do jakiejś karczmy. Nad wejściem był szyld z dwoma skrzyżowanymi kluczami. I napis też pasował do obrazka “Pod skrzyżowanymi kluczami”. Kawaler poprowadził swoją partnerkę do środka.

https://static.wikia.nocookie.net/fi...20080211074903

Wewnątrz w szatni mogli zostawić swoje okrycia a następnie podszedł do nich jakiś kamerdyner czy ktoś taki i zapytał o nazwisko. Gdy Fink podał swoje ten skinął uprzejmie głową i wskazał na jeden ze stolików pod oknem. Zaraz podeszła do nich uśmiechnięta kelnerka i wręczyła im po karcie dań prosząc by ją wezwać gdy już się na coś zdecydują.

- Polecam państwu jesiotra. Oraz czerwone, bretońskie wino do tego. - zasugerowała uprzejmym tonem stojąc pomiędzy nimi. Stoliki były małe i okrągłe. W sam raz na dwie czy trzy osoby, może cztery. Ale raczej nie na więcej jakie preferowały inne karczmy. W rogu grała jakaś orkiestra ale raczej w tle i nie przeszkadzała gościom w rozmowie. A ci musieli być nieźle sytuowani sądząc po ubraniach. Pewnie szlachta, oficerowie, rycerze i bogaci kupcy ze swoimi towarzyszkami. Zdecydowanie nie był to lokal dla pospólstwa. Widać to było także po nazwach dań napisanych chyba po bretońsku oraz cenach. Za butelkę wina w zwykłej karczmie można było kupić dwie czy trzy. Chociaż nie wiadomo jak z gatunkami bo mało którą markę Versana rozpoznawała. Ale te które rozpoznała cieszyły się dobrą opinią więc i cena była odpowiednia.

Ver zadumała jeszcze chwilę nad kartą dań. Ciekawiło ją to co teraz było na topie w kręgu wyższych sfer.

- Jeżeli mam być szczera… - uniosła wzrok znad karty wprost na mundurowego siedzącego po drugiej stronie - ...to ryb mam już przesyt. Co ty byś zaproponował drogi Marcusie? Za mną ostatnio chodzi przepiórka. - dodała.

- Przepiórka? Mamy dzisiaj jakieś przepiórki? - porucznik powtórzył zamówienie i spojrzał pytająco na stojącą przy nich kelnerkę.

- Obawiam się, że nie. Ale mogę państwu polecić kuropatwę. Duszona z warzywami i suszonymi śliwkami będzie idealna na taki zimowy wieczór. Do tego polecam albo kislevski miód na słodko albo bretońskie wino bardziej na cierpko. - kelnerka musiała mieć wprawę w takich pytaniach i obsłudze klientów bo bez zająknięcia podała alternatywę dla przepiórki jaką mają obecnie do dyspozycji. Fink spojrzał pytająco na swoją partnerkę aby sprawdzić czy ta reflektuje takie danie.

- Brzmi wyśmienicie. - rzuciła widocznie uradowana - Do tego bretońskie, cierpkie wino. - po wytrawnych napitkach zdecydowanie mniej bolała głowa następnego dnia. Swoją drogą Ver lubiła kontrast. Słodycz nadzienia kuropatwy w jej ocenie doskonale pasowała do czegoś kwaskowego. - Wystarczająco dużo słodyczy dostarcza mi siedzący na wprost galant. - mimo, że mówiła do kelnerki nie odrywała wzroku od porucznika, w którego wpatrzona była jak w obrazek. Jej twarz zaś promieniała o policzki zaczęły powoli czerwienieć.

- O pani droga pani mógłbym powiedzieć dokładnie to samo. - porucznik śledczy z miejsca zrewanżował się komplementem i lekkim skinieniem głowy.

- Dobrze to jakby państwo czegoś potrzebowali to proszę mnie wezwać. Za jakieś trzy pacierze danie powinno być gotowe. Zaraz przyniosę przystawki. - kelnerka dygnęła grzecznie i zwinnie ulotniła się zostawiając parę przy stole samym sobie.

- Przyznam, że jestem tu pierwszy raz. Ale słyszałem same dobre opinie na temat tego lokalu. A ty Versano? Byłaś już tu wcześniej? - zapytał oficer zaciekawionym i życzliwym tonem.

- Nie i jestem niezmiernie zaskoczona poziomem jaki on sobą reprezentuje. - ostatnimi czasy Ver bywała w karczmach i tawernach. Jednym było bliżej do takich w których grywali bardowie inne zaś były zwykłymi spelunami. Ten lokal natomiast stanowił zupełne zaprzeczenie tych ostatnich. Elegancki, z wyszukanym aranżem i nad wyraz kulturalną obsługą. Miło było posiedzieć.

- A to kto ci go polecił drogi Marcusie? - przydomek nie był bez znaczenia - Twoi koledzy po fachu raczej nie bywają w tak wyszukanych lokalach. Mam nadzieję, że nie była to jakaś urokliwa panienka z wyższych sfer, która ostrzy sobie na ciebie ząbki za moimi plecami. - rzuciła na przekór w formie żartu puszczając mundurowemu zalotne oczko - Prawdę powiedziawszy to nie wiem jak ci się będę mogła odwdzięczyć za zabranie mnie tutaj.

- Oh to czysta przyjemność gościć cię tutaj. - mężczyzna pokręcił szybko głową dając znać, że nie ma o czym mówić z tym odwdzięczaniem się. Uwaga o jakiejś innej damie sprawiła, że się roześmiał. - A ten lokal kolega mi polecił. Zresztą słyszałem o nim od jakiegoś czasu. Ale zwykle nie mam tu kogoś odpowiedniego aby zaprosić a samemu nie wypada. - powiedział z uprzejmym uśmiechem.

- Tym milej, że to właśnie mnie zdecydowałeś się zaprosić. - uśmiechnęła się sięgając po wino, które właśnie przyniosła kelnerka - Czuję się wyróżniona. Nikt dawno nie potraktował mnie tak wyjątkowo. Może więc wznieśmy toast? - zaproponowała spoglądając to na kielich to na amanta.

- Bardzo dobry pomysł. A w jakiej intencji? - zapytał mężczyzna siedzący po drugiej stronie okrągłego stolika. Złapał za swój kielich gotów spełnić ten toast ale na jego inteligentnej twarzy dało się odczytać zaciekawienie propozycją jaka miała właśnie paść.

- Za to aby każdy mężczyzna miał tyle klasy co ty? - zaproponowała niepewnie.

Festag (8/8); późny wieczór; kamienica van Darsenów; Versana

Dzień zmierzał ku końcowi i jak przystało na Festag Ver również w jego trakcie zaznała nieco odprężenia. Brakowało jej tego. Ostatnimi czasy była zabiegana niczym goniec. Prowadzenie własnej działalności i praca na rzecz kultu zajmowały jej całe dnie. Pojawienie się Pirory było niczym promień słońca na pochmurnym niebie i dawało nadzieję na odciążenie Versany z co poniektórych obowiązków, które do tej pory spoczywały na jej barkach. Wszak były rodziną, która dbała o siebie i swoje interesy. Dzisiejszy wieczór był również miłą odskocznią od codzienności. Balia pełna gorącej wody z dodatkiem aromatycznych olejków a do tego długo dojrzewający ser, wytrawne wino, kartka papieru oraz pióro z inkausem. Wina nie musiała jednak pić sama. Towarzyszyła jej siedząca obok i przegrywająca cicho miłą dla ucha melodię Dagmara. Była dzisiaj jej wsparciem nie tylko duchowym ale i poetyckim.

“Życie w klatce to życie bezpieczne na pozór.
Co ochroni ciebie jak kożuch od mrozu.
Co zapewni szczęście, zachowa przy zdrowiu,
Ustrzeże od figli niepewnego losu.

Lecz czy nie jest tylko to złudna iluzja,
Co mami, oszuka i zrobi z nas głupca.
Co wciąż słodkie słówka nam plecie do ucha,
naprawde zaś niszcząc od środka jak trutka.

Nie poznamy życia nie chcąc ryzykować,
Mylić się czasem by później świętować,
Walczyć o swoje, życie celebrować,
Spełniając marzenia, przestając je chować.”

Po zakończeniu ostatniego wersu, wsadziła pióro do kałamarza i kilkukrotnie przeczytała na głos to co udało się jej stworzyć. Z każdym kolejnym razem nabierała coraz większego przekonania iż ma to pewnego rodzaju polot i nie brzmi nijako. Dodało jej również otuchy by spróbować napisać coś jeszcze.

“Na świecie nie ma nic gorszego jak susza,
To od niej umiera i grusza, i dusza,
Wyniszcza, pozostawia jałowe pole,
Zgliszcza, ruiny jak po przejściu wojen

Wciąż dbam więc o swoje i zmysły nawilżam,
Dostarczam im pociech, w istocie to misja,
Gonitwa za weną, za muzą, natchnieniem,
Za tym co finalnie daje ukojenie.”

Drugi wiersz również wydawał się jej być “całkiem, całkiem”. Była z siebie dumna jakby postawiła pierwszy krok po ponad rocznej rekonwalescencji w łóżku. Nie miała zamiaru psuć aury tej wyjątkowej chwili więc krótkim ruchem głowy i uwodzicielskim spojrzeniem zaprosiła brzdąkającą na mandolinie Dagmarę by ta dołączyła do niej w bali. Umuzykalniona służka zaś nie stawiała żadnych oporów. Nim zrzuciła z siebie ubrania zakluczyła drzwi do izby.

Ożywienie i euforia Versany przełożyła się na finezję i inicjatywę jaką wykazywała dzisiejszego wieczoru. Na szczęście Kislevitka nie pozostawałą dłużna swojej pracodawczyni i również dawała z siebie ile tylko mogła. Splecione ciała, giętkie języki i ciekawe palce sławiły imię Pana Rozkoszy. Ten zaś zasiadając w centrum swojej twierdzy spoglądać musiał na nie łaskawym okiem, gdyż obie czuły się dziś nieco inaczej niż zazwyczaj a może po prostu wino wprawiło je w taki stan. Nie wiedziały i nie chciało im się tego zgłębiać. Po osiągnięciu już, któregoś z rzędu szczytu przystąpiły dopiero do kąpieli. Po niej zaś Dagmara na prośbę swojej pani zostawiła ją samą sobie. Ver postanowiła ten czas wykorzystać na oddanie się lekturze księgi, którą pożyczył jej Starszy.
 
Pieczar jest offline  
Stary 03-05-2021, 02:38   #277
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 51 - 2519.02.01; wlt (1/8); ranek

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.02.01; Wellentag (1/8); ranek
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar rozmów; na zewnątrz jasno, śnieży, łag.wiatr, b.mroźno


Pirora i Rose



- Jestem ciekawa jaka jutro będzie pogoda. Jak taka jak teraz to chyba można by ruszać. Co prawda pada ale jest dość spokojnie. - Rose zeszła na śniadanie razem ze swoimi dziewczętami w podobnym momencie jak i panna van Dyke. Więc śniadały razem we czwórkę znów przy tym samym stole co zwykle. Nawet w podobnym układzie co zwykle. Najpierw pas z bronią pani kapitan, potem sama pani kapitan, rudowłosa Beno i migdałooka Ajnur. Estalijka jednak mówiła jakby już jedną nogą była w saniach podróżujących przez śnieżne pustkowia. Patrzyła też zamyślonym wzrokiem na śnieg padający za oknami tawerny w jakiej wszystkie mieszkały.

- I dlatego bym cię chciała prosić o przysługę Piroro. - odwróciła się do swojej rozmówczyni po swojej lewicy. - Zajmiesz się moimi dziewczętami do mojego powrotu? Nie będę ich zabierać na taką zimę. Będę spokojniejsza jak będę wiedzieć, że będą tu na mnie czekać całe i zdrowe. W dobrych rękach. Pokój z wyżywieniem jest opłacony na dwa miesiące do przodu więc tutaj nie byłoby żadnych kosztów. Zostawię też część mojej załogi gdyby ktoś sprawiał wam kłopoty. - wyjawiła na czym polega ta prośba. Dziewczęta chyba były już wtajemniczone bo uśmiechały się przyjaźnie do nich obu. Zwłaszcza Beno zdawała się nie mieć nic przeciwko takiemu rozwiązaniu albo po prostu w przeciwieństwie do koleżanki z dalekiego wschodu mogła na bieżąco śledzić dyskusję.

- Rozmawiałam z Versaną. Chce ich użyć jako kelnerek w walkach na arenie. Zgodziłam się. Ale nadal bym chciała aby obie były całe i zdrowe jak wrócę. Nie wiem jeszcze kiedy wrócę. Zależy od pogody i od tego ile czasu zajmie mi w Saltburgu. Tydzień to pewnie minimum. Na samą podróż w jedną stronę zejdzie pewnie ze trzy czy cztery dni. Albo dłużej jak coś pójdzie nie tak. Więc dwa tygodnie to też jak najbardziej realny termin. - mówiła jak to szacowała termin swojego powrotu do Neus Emskrank. To też widocznie miała już dość dobrze przemyślane ale jednak nie wszystkie czynniki mogła przewidzieć jak choćby pogodę na czas podróży czy samo załatwianie spraw w stolicy.

- No. A jakie ty masz plany na dzisiaj i w ogóle? Słyszałam, że spotkanie z Jonasem wyszło nie tak najgorzej. - czarnowłosa Estalijka odsunęła na bok te sprawy śnieżnej i mroźnej przyszłości jaka mogła się zacząć lada dzień i na razie cieszyła się chwilą obecną i rozmową z koleżanką. Zagaiła o wczorajsze spotkanie i sądząc po wesołym uśmiechu Beno na jaką wskazała ta pewnie już coś musiała jej opowiedzieć o wczorajszej eskapadzie z przystojnym nawigatorem jaki zajął pierwszą połowę świątecznego dnia. Ale i tak Rose była ciekawa relacji Pirory z tego spotkania.

- I mówisz, że Łasica pomogła ci znaleźć nowy dom i jeszcze zaprosiła do swojej knajpy? No to masz chody u niej mnie tam nigdy nie zapraszała. - jak blondynka wspomniała o tym jak spędziła drugą połowę dnia i z kim to Rose też wydawała się tym żywo zainteresowana. I ciekawa szczegółów. A rzeczywiście było co opowiadać nawet z końcówki wczorajszego wieczora. Łasica okazała się całkiem zdolną aktorką w takich sekretnych widowiskach jakie wczoraj z Gerhardem zaserwowali Pirorze. Z czego jej partner do końca nie został uświadomiony, że bierze udział w widowisku które ktoś ogląda i, że w pokoju prócz niego i Łasicy jest ktoś jeszcze. Chociaż parę razy wydawało się, że już się kapnie! Raz na samym początku.

Priorze niezbyt wygodnie leżało się w dość wąskiej szczelinie między podłogą a spodem łóżka. Pod sobą miała dechy podłogi a nad sobą dechy z dna łóżka. Ta poduszka i koc rzeczywiście okazały się bardzo pomocne. Miejscówka miała jednak pewne wady. Nie tylko była dość niewygodna to jeszcze jedna z dech podłogi skrzypiała przy każdym ruchu. Więc jak już ułożyła się na ile to było możliwie wygodnie to musiała bardzo ostrożnie zmieniać pozycję. Kolejną wadą było to, że miała dość ograniczoną perspektywę. O ile dość dobrze widziała poziom podłogi na terenie całego pokoju to już wyższe partie tylko po przeciwległej stronie. Kolejną wadę odkryła troszkę później.

Leżała chyba całe wieki. Zostawiona między podłogą a łóżkiem została wydana na pastwę swojej ekscytacji i domysłów. Słyszała przytłumione podłogą i ścianami echo karczmy. Kilka razy kroki na korytarzu i serce wówczas podchodziło do gardła. Ale za każdym razem ten ktoś mijał pokój. Aż wreszcie kolejny raz zaowocował znajomym, kobiecym śmiechem zwiastującym przybycie Łasicy i gmeraniem przy klamce. Pewnie aby uprzedzić Pirorę, że już wchodzą. Drzwi wreszcie się otwarły i panna van Dyke ujrzała dwie pary butów. Pierwsze te znajome co miała na sobie Łasica i co ich tak niedawno szukała przez kilka pięter kamienicy do jakiej się włamały. A drugich butów i nogawek leżąca pod łóżkiem blondynka nie znała. Tak samo jak męski głos jaki się odezwał.

- Było otwarte? I światło się świeci? To na pewno ten pokój? - trzeźwo zapytał męski głos. Wtedy Pirora zorientowała się, że zostawiła zapaloną lampę na stole. A drzwi zamknąć na zasuwę nie mogła bo tamci by nie weszli. A z tego wszystkiego klucza nie miała. Więc zostawiła je zamknięte tylko na klamkę. No i Gerhard pewnie sądził, że władowali się do cudzego pokoju. Na szczęście Łasicy udało się sprytnie wykręcić z tego wszystkiego.

- No tak bo pogadałam z Cori aby wszystko przygotowała. No chodź! - powiedziała zniecierpliwionym tonem i najpierw ona a potem on weszli do środka. Chociaż nadal Pirora widziała tylko ich buty i nogawki. Nadia odwróciła się aby zamknąć drzwi co mężczyzna był tak rozochocony, że stanął za nią i słyszała jak się zaczynają całować.

Potem poszło dość szybko. Czy włamywaczka domyśliła się pod którym łóżkiem leży koleżanka czy też był to czysty przypadek stopniowo przeniosłą zabawę pod ścianę. I chociaż tym razem rama łóżka zasłaniała dół obu kochanków to podglądająca ich blondynka widziała jak oboje się zaczynają rozbierać. Siebie samych i partnera. Szybko i gwałtownie. Obojgu sprawnie to szło i widać było, że mają w tym wprawę oraz po ruchach, odgłosach i urywanych pocałunkach dało się wyczuć, że mają na siebie ochotę jak jasna cholera. Aż się sprawy skomplikowały jak doszli do gorsetu Łasicy. Te liczne wiązania zdecydowanie zniecierpliwiły jej partnera, nawet go chyba rozzłościły za ten bierny opór.

- Nie… czekaj… nie chcę czekać!... może ja spróbuję… co za gówno!... daj mi, ja to wezmę… nosz kurwa!... ale bo tu się zaplątało, poczekaj a ja to… - trwała gwałtowna wymiana urwanych zdań z całą małą kotłowaniną gdy oboje chcieli to samo ale jednak nieco innymi metodami.

- Do cholery z tym! - krzyknął ze złością Gerhard gdy wreszcie wyzwolił swoja partnerkę z górnych partii ubrania i posłał ją precz. Pirora skryta pod łóżkiem przez moment widziała jak gorset wciąż splątany z koszulą leci w jej stronę, potem zderza się ze ścianą przy jakiej leżała i wreszcie osuwa się po niej wpadając w szczelinę za łóżkiem i ostatecznie ląduje na podłodze tuż przy niej. Ale para kochanków, już do połowy rozebrana nie zwracała na to uwagi zajęci sobą nawzajem. Po pozbyciu się góry przyszła pora na dół. Wtedy Łasicy udało się zrealizować pierwszy z punktów programu atrakcji umówionego z Pirorą. Bo widziała jak jej granatowa główka pracowicie i rytmicznie porusza się przy lędźwiach mruczącego z zadowolenia mężczyzny. Co tam dokładnie robili to już spod łóżka było widać mniej dokładnie bo głowa kochanki zasłaniała przyrodzenie mężczyzny. Ale odgłosy jakie oboje przy tym wydawali były dość sugestywne.

Potem przenieśli się na łóżko. Gerhard bez ceregieli pchnął kobietę na łóżko tak, ze jej nogi zawisły na tej ramie a ona sama, już w samych spodniach leżała na wznak śmiejąc się wesoło i zachęcająco. No ale były jeszcze spodnie. Skórzane spodnie.

- Ty się specjalnie tak ubrałaś na ten wieczór? - zapytał nieco sfrustrowany nieco rozbawionym tonem drugi z aktorów tego przedstawienia. Bo pewnie jak się dało najszybciej chciał dobrać się do Łasicy po całości a tym razem opór stawiły mu te wiązane, skórzane spodnie jakich w pośpiechu wcale nie było tak łatwo zdjąć. Te eleganckie przyleganie do ciała które tak kusząco podkreśkało kobiece kształty Nadii miało swoją cenę, że nie było ich tak łatwo ani zdjąć ani założyć.

- Oj, no chodź, pomogę ci. - mruknęła rozkosznie kochanka przyzywając go do siebie palcem a zaraz potem sama zaczęła rozpinać swój pas i spodnie po czym je zsunęła do kolan razem z bielizną. A od kolan w dół już jej partner je przejął i znów beztrosko cisnął na bok. I znów wylądowały z boku czyli przy sąsiednim łóżku a nawet pod. Czyli całkiem blisko ukrytej obserwatorki.

Przeniesienie zabawy na drugie łóżko miało tą zaletę, że dla Pirory to było chyba najlepsze miejsce do podglądania. Miała wszystko jak na widelcu. Chociaż było pewne ryzyko, że jak Gerhard by spojrzał i dojrzał w odpowiednim momencie mógłby ją odkryć. Była szansa, że w cieniu jaki panował pod łóżkiem jednak tego nie zrobi. A i Łasica dość mocno go angażowała więc nie rozglądał się po pokoju.

Drugi punkt do jakiego zobowiązała się Łasica wyszedł jej po mistrzowksu. I nie dość, że okazał się całkiem widowiskowy to cechował się bezczelnością jaką czasem okazywała łotrzyca. Gdy więc zgłosiła chęć aby Gerhard ją wziął jak swoją sukę burą i na pieska to ten to zrobił. Przy okazji chyba dopiero wtedy odkrył, że partnerka ma podejrzanie zaczerwieniony tyłek.

- A to widzisz, ktoś już dzisiaj dał mi lekcję dyscypliny… I mam nadzieję, że nie ostatnią bo czuję, że mam jeszcze wielkie braki i muszę się wiele nauczyć… - wysapała słodko dziewczyna o granatowych włosach nie informując partnera, że owa osoba od tych lekcji leży pod sąsiednim łóżkiem. O to zresztą mężczyzna z blizną nie pytał. Dali niezłe przedstawienie tej czworonożnej pozycji. Zwłaszcza jak Łasica opadła ramionami na podłogę zsotawiając swój dół ostro wypięty w górze na łóżku gdzie Gerhard brał ją bez zmiłowania. A zdyszana Nadia wylądowała twarzą tuż przy krawędzi drugiego łóżka i puściła Pirorze niemego całusa i oczko. A dłonie miała tak blisko blondynki, że mogły się prawie dotknąć.

Trzeci z punktów był jednak dyskusyjny. Albo Łasica nie do końca wyczuła kochanka albo to on się nieco pospiszył. Bo w końcu kończyli tak, że włamywaczka opierała się dłońmi o łóżko panny z Averlandu więc ta widziała jej brzuch, podbrzusze z wężowym tatuażem, uda i nogi. Oraz podobny zestaw tuż za nią tyle, że męski. Zabawa zbliżała się do kulminacyjnego momentu gdy zorientowała się Łasica.

- Nie, nie! Jeszcze nie! Chodź! Chodź pod ścianę! - krzyknęła przez swoją zadyszkę nieźle kołując swojego partnera który chyba już był gotów dojść do finiszu tak jak byli.

- Co? Jaką ścianę? - Gerhard wysapała zdeyszany ale nogi Łasicy wyśliznęgły się spod niego a dłoń pociągnęła na ścianę. Ten sam kawałek gdzie na początku włamywaczce udało się zrealizować pierwszy z trzech punktów. No i tam rzeczywiście doszli do finału. Ale znów przez tą ramę łóżka Pirora nie widziała tego zbyt dokładnie bo tylko gdzieś od bioder w górę. Trzęsące się rytmicznie piersi Łasicy, jej dłonie zaciskające się na ramionach i barkach kochanka, wyraz twarzy nie do końca świadomej tego co się dzieje dookoła w tym szczytowym momencie oraz plecy i tył, czasem profil głowy pobliźnionego mężczyzny. A potem cisza i odpływ jak już było po wszystkim. Oboje roześmiani i weseli wrócili na łóżku korzystając z napitku jaki tam został. Wreszcie się zaczęli ubierać. No i wtedy o mało Gerhard nie odkrył podglądaczki. I to z całkiem przypadkiem i niechcący. Ze zwykłej, męskiej życzliwości wobec kobiety w potrzebie.

- To poczekaj, ja odsunę to łóżko. - zaoferował się już częściowo ubrany gdy partnerka co też zaczynała szukać swoich ubrań odsunął to łóżko na jakim się właśnie skończyli kochać. Ale, że tam nie było brakujących ubrań to Pirora ujrzała jak zasunął łóżko z powrotem i podszedł do tego pod jakim ona leżała.

- Nie! Nie trzeba! Daj spokój zobacz, to chwila moment, daj mi pracować. - Łasica zawołała gwałtownie podchodząc szybko do niego, całując i schylając się szybko pod łóżko aby sięgnąć po brakującą garderobę. A przy okazji bez ceregieli udało jej się pomacać leżącą tam podglądaczkę.

- Widzisz, już wszystko jest. - oznajmiła partnerowi gdy już była na górze. On się pytał czy na pewno jakby miał podejrzenia albo widział, że tak nie musi być ale łotrzyca stwierdziła, że chrzanić to i czas się czegoś napić na dole. No i wreszcie wyszli.

Znów słyszała ich kroki i nie było jeszcze wiadomo czy któreś z nich nie wróci po coś. I gdy już była gotowa wyjść usłyszała szybko zbliżające się korytarzem kroki. Zatrzymały się tuż przy drzwiach i je otworzyły. Ujrzała dół sukni jakiejś kobiety stojącej w drzwiach. To nie mógł być nikt z dwójki jaka właśnie opuściła pokój. Kobieta jednak raźno weszła do środka i zamknęła drzwi.

~ Pirora! Jesteś? Chodź, już poszli. ~ przy podłodze pojawiła się uśmiechnięta twarz okolona blond włosami. Okazało się, że Cori dostała znak od Łasicy, że już Pirora może wyjść bezpiecznie no i przyszła po nią.

- Ale się kotłowali. I jak było? - stwierdziła z zaciekawieniem Cori gdy już obie stały na środku pokoju i mogły się przyjrzeć całości. Rzeczywiście oba łóżka wyglądały jakby ktoś z nich korzystał tak jak właśnie skorzystał. Blondynka była jednak ciekawa relacji z realizacji tego niecodziennego pomysłu. Bo jak stwierdziła Łasica miała różne pomysły i przygody tego typu no ale o takim numerze jak teraz to Corrette jeszcze nie słyszała. To była ciekawa.

Potem się spotkały razem we trzy przy szynkwasie gdy doholowała do nich Łasica która już się pożegnała z chłopcami z ferajny i wróciła do nich. I też była w wyśmienitym humorze a numer uznała za zabawny i ekscytujący. Więc jakby Pirora miała ochotę go powtórzyć to ona była bardzo chętna. No i oczywiście też była ciekawa jak to wyszło z roli widza.

- Jak już poszłyście to sobie przypomniałam o strychu. Tam chyba by można spróbować. - Cori okazała się całkiem pomysłową wspólniczką w knuciu takich zabaw. Chwilę rozmawiały o propozycji strychu. Było tam dość chłodno bo nie był ogrzany. Ale przy samym kominie było całkiem ciepło. No i stała szafka oraz kosze z ubraniami. Jakby wiedziała na kiedy mogłaby tam chyba przygotować jakieś koce albo legowisko. No i było ciemno. Więc poza promieniem lampy to było ciemno właśnie. Jak ktoś był chociaż kilka kroków dalej to powinien być skryty w tej ciemności. Zwłaszcza jakby się okrył jakimś ciemnym kocem i zachował ciszę. No ale to już zależało od Pirory czy pasuje jej taki pomysł czy woli tak jak teraz w pokoju pod łóżkiem.

Jak się pożegnały z Cori i “Mewą” to już było całkiem późno. Może północ, może trochę przed albo po. No ale skoro Łasica uznała pannę van Dyke za kamratkę to oczywiście odprowadziła ją pod same drzwi “Żagli”. Dobrze było nie iść samej przez te puste, mroczne i zaśnieżone ulice gdzie każdy cień mógł kryć nie wiadomo kogo albo co. Śnieg pod butami zdawał się skrzypieć dziwnie głośno ale jakoś dotarły do przystani Pirory cało i bez przygód. Łasica była bardzo zafascynowana ciekawa tych numerków z podglądaniem i jak i gdzie i z kim je się organizuje.

- A w tym nowym domu też będziesz organizować takie przedstawienia? Bo jak tak to bym była zainteresowana. To kiedy się umawiamy na następny raz? Ja na jutro to nie bardzo mogę. Jestem w robocie a potem na wieczór już jestem umówiona. - jakoś na tym się skończyła wczorajsza rozmowa z Nadią już przed głównym wejściem do tawerny w jakiej dzisiaj z Pirorą i jej zabaweczkami spożywały śniadanie. No a Rose była właśnie ciekawa wczorajszego dnia swojej koleżanki o blond włosach i jej planów na dzisiaj.


---


Mecha 51

Łasica; wykonanie powierzonych zadań w zakładzie; (75%); rzut: Kostnica zad 1 75-47=28 > ma.suk; zad 2 75-37=38 śr.suk; zad 3 75-72=3 > remis


---




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Czarna czapla”
Czas: 2519.02.01; Wellentag (1/8); ranek
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar rozmów; na zewnątrz jasno, śnieży, łag.wiatr, b.mroźno


Vasilij, Egon i Silny



- Ja może wczoraj czegoś nie załapałem. Ale przypomnijcie mi po co tu jesteśmy? - Silny sięgnął po pajdę chleba i odgryzł go aby zagryźć porcję bigosu jaki wcinał. Wczoraj Egon zaszedł do niego po tym jak się z Vasilijem rozstali w porcie. Ale udało im się zebrać do kupy dzisiaj rano. Co prawda Silny przyszedł do “Czapli” na to spotkanie i siedzieli teraz we trzech. Ale mówił jakby nie zrozumiał po co się tu zebrali albo zwyczajnie niedowierzał.

- Wczoraj dzwony biły szóstą dwa razy. No to Czarny otworzył sezon łowiecki na tego co mu psuje interesy. - powiedział widocznie też słysząc wieści z półświatka o “pomyłce” w biciu wieczornych dzwonów. I wiedział co to oznacza. Jednak nadal wolał aby towarzysze sprzedali mu więcej detali na tym porannym spotkaniu.

A ci dwaj mogli sobie przypomnieć co się działo wczoraj. Po opuszczeniu tej tawerny w jakiej i teraz siedzieli poszli do portu. Dość opustoszałego. W końcu zmrok był za pasem a dzień święty gdy należało odpoczywać i modlić się do dobrych bogów. Więc i rybacy odpoczywali i modlili się do dobrych bogów. I port świecił pustkami. Statków i łódek było pełno. Nie wiadomo było od czego zacząć te szukania. Zwłaszcza jak nie znali żadnego imienia o jakiego rybaka może chodzić. Nie zostało nic innego jak spróbować zasięgnąć języka u kogo się tylko da. Pomogło im to, że sprawa była świeża no i kapłan w świątyni Mananna dzisiaj o tym mówił na porannej mszy. To wieść rozeszła się po mieście.

Co prawda pierwsze zapytania nie przyniosły zbyt wielkiego efektu. Albo zagadnięci ludzie nie wiedzieli nic o sprawie albo nic poza tym co Egon z Vasilijem już wiedzieli. No ale trafili w końcu na kogoś kto słyszał o jakiego rybaka chodzi. I to było wczoraj a nie dzisiaj. Wczoraj, w Agnestag, znaleźli jego łódkę. Rano Lukas jeszcze nią wypłynął razem z innymi, gadał z nimi w porcie no a w południe znaleziono tylko pustą jego łódź.

- Wypchnąć z portu? Nie, nie, niemożliwe. Ryb nie łowi się tu w zatoce tylko na zewnątrz. I tam znaleziono jego łódź. Widocznie jeszcze tam wypłynął i zarzucił sieć i zaczął łowić. Ale nie tutaj. - rybak pokręcił głową na znak, że tutaj chyba zaszło jakieś nieporozumienie. Uważał, że początek połowu Lukas musiał mieć jak zawsze. Wsiadł na łódź, wypłynął z portu na zatokę i przed nią. No a potem pewnie coś poszło nie tak skoro znaleziono tylko jego łódź, bez niego.

- Zresztą prąd pcha wszystko do brzegu. Puste łódki też. Jakby to było gdzieś w porcie to by pustą łódź znaleziono przy którymś pirsie a nie przed zatoką. - powiedział swój ostateczny argument. No ale jeśli to była prawda to rzeczywiście port był położony na końcu zatoki wrzynającej się głęboko w ląd i z trzech stron otoczoną wodą. Kawał wody do przepłynięcia aby wydostać się z tego wodnego worka na otwarte morze.

Nawet pokazał im o jaką łódź chodzi. Nie różniła się niczym od dziesiątek innych łodzi kiwających się na leniwych falach w zasięgu wzroku. Jak się nie wiedziało o którą chodzi to można ją było minąć tak jak się mija jedną rybę w ławicy podobnych. Łódź nie zdradzała śladów przemocy. Ani śladów krwi ani pazurów ani nic takiego. Zwyczajna, stara, mocno zużyta rybacka łódź od jakiej zalatywało morską wodą i rybami.

Już zmierzchały ponure ciemności gdy skończyli swój obchód w porcie za tą łodzią zaginionego rybaka. No i się rozdzielili. Gladiator poszedł szukać Silnego i może Strupasa a Vasilij estalijskiej kapitan.

Egon znalazł Silnego już wieczorem. Już nie bardzo było sens gdzieś ruszać w miasto jak zimowa noc była za pasem. Wczoraj kolega gladiatora zgodził się spotkać dziś rano. No ale dziś rano czekał na jakieś dokładniejsza wyjaśnienia co właściwie mają zamiar robić po śniadaniu. Strupas za to przyjął brodacza mniej wylewnie. Właściwie to zdradzał nieufność.

- Hmm… Mogę popytać. Ale to tak samo jak z tą siecią co mówiłem Vasilijowi. Zarzucę ale nie wiadomo czy albo kiedy coś się złapie. Poza tym mógł wczoraj od razu powiedzieć jak się widzieliśmy i gadaliśmy. - mruknął niezadowolonym tonem garbaty grubas. Ale koniec końców jednak zgodził się pomóc w tej sprawie. Trudno było jednak przewidzieć jakie to przyniesie efekty i czy w ogóle.

Vasilijowi zaś przyszło rozpytywać o tą kapitan jakiej wcześniej nie spotkał ale słyszał od Versany. Niestety nie słyszał gdzie ją można spotkać. Nie znał też nazwy jej statku a w Festag to i kapitanat był zamknięty a tam było najprościej sprawdzać takie rzeczy. Zwłaszcza jak się miało nazwisko kapitana albo nazwę statku.

W końcu rozpytywanie przyniosło skutek wczesnym wieczorem. Pomogło to, że w porcie niewiele było kobiet - kapitanów statków no i akurat ta kapitan była dośc charakterystyczna. Wpadała w oko. W końcu więc jak pochodził i popytał po tawernach to dostał namiar na statek “Morską tygrysicę” i miejsce gdzie jest zacumowana. Wreszcie odnalazł sam statek. Podobnie jak na “Adele” trzeba było walić w burtę albo krzyczeć aby ktoś podszedł i wyjrzał na gościa. Tym razem była to jakaś blada plama na tle pochmurnego, wieczornego nieba jaka wyjrzała za barierki burty.

- No? - zapytał pewnie ktoś z załogi sprawdzając czego obcy chce. W tych ciemnościach nie było widać detali i nawet z paru kroków twarz była tylko bladym owalem. Te negocjacje przez burtę trochę trwały zwłaszcza, że załoga nie bardzo była skłonna ufać obcemu i nie puściła pary z gęby czy pani kapitan w ogóle jest na pokładzie. Dopiero jak się przedstawił któryś z nich poszedł gdzieś. I po jakimś czasie wrócił i na dół spuszczono drabinkę sznurową z drewnianymi szczebelkami. Vasilij mógł wejść na pokład i tam było jaśniej gdyż paliło się kilka olejaków. Stała o kilka kroków od wejścia na pokład. Stała w czarnych, wysokich do kolan butach i białych spodniach. W bogato zdobionym surdocie i ciężkim, marynarskim płaszczu nie mniej zdobionym. Z gróbym skórzanym pasem za jakim miała wetknięte skrzyżowane pistolety i szablą u boku. Oraz trógraniastym kapeluszem na czarnych włosach. Nie witała go jednak z uśmiechem przyjaźni na pełnych wargach. Podobnie jak jej załoga.

- Cichy jak sądzę. Witaj na moim statku. Jestem kapitan Rose de la Vega. Czemuż zawdzięczam tą wizytę? - zapytała grzecznie chociaż z wyczuwalną rezerwą jaką zwykle obdarzano obcych składających wieczorną wizytę bez wcześniejszych zapowiedzi. Rzadko były to dobre wieści.

No tak, więc koniec końców udało się im zrealizować plany spotkań wczorajszego wieczora. A teraz był kolejny poranek. Nowy poranek, pierwszy nowego tygodnia i miesiąca. Nachexen się skończył i zaczynał się Jahrdrung, drugi miesiąc nowego roku. Poranek okazał się sypiący śniegiem ale chociaż mroźny okazał się dość spokojny. Siedzieli w “Czapli” we trzech jedząc wspólne śniadanie i rozmawiając o planach na nowy dzień.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kupiecka; kamienica van Drasenów
Czas: 2519.02.01; Wellentag (1/8); ranek
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar rozmów; na zewnątrz jasno, śnieży, łag.wiatr, b.mroźno


Versana



Młoda wdowa siedziała w swojej jadalni. Tym razem nie usługiwała jej Brena która poszła odpracować swój dzień służby do van Hansenów. Za to odzyskała Blankę i Dagmarę. Rose była słowna i wczoraj trochę po zmroku obie zabaweczki wróciły do Versany. Więc już wczoraj wieczorem mogła się cieszyć ich towarzystwem. No ale dzisiaj brakowało znajomej rudzinki. I jeśli miała pracować tak samo jak Łasica to raczej przed zmierzchem nie było co się jej spodziewać. Za to wczoraj wieczorem mogła się zabawić z blondwłosą Kislevitką. Która jakoś nie zdradzała niechęci przed takimi zabawami i okazała się całkiem utalentowana w tej materii. Dzisiaj rano też powitała swoją panią ciepłym uśmiechem i życzliwym tonem. Blanka była jak zwykle cichsza i mniej wylewna. Przemykała jak myszka jakby bała się, że ktoś ją zauważy albo wręcz zawoła. Widocznie tą długoletnią niewolę u Norsmenów nie będzie z niej tak łatwo wypędzić. Z drugiej strony pewnie dzięki temu posłusznie wykonywała wszelkie polecenia jakie otrzymała.

Kornas przy śniadaniu wyglądał jak zbity pasztet. Miał chyba ten najgorszy etap jak to co miało zsinieć i spuchnąć to właśnie zsiniało i spuchło. Więc miał spuchnięte i spękane wargi, guzy, zadrapania no ale nic poważnego mu nie było. I zaczynał powoli wracać do zdrowia. Ucieszył się jak dziecko jak mu Versana wręczyła jego dolę z walk na arenie. Nawet dziewczęta mu powiedziały coś miłego to nawet jak kastrat raczej nie zdradzał się zbyt wielkim libido to jednak też musiało mu się zrobić przyjemnie od tej kobiecej troski i wyrazów uznania.

Gdy już to mieli załatwione pani van Drasen miała okazję aby sobie przemyśleć kilka spraw. Tych z wczoraj i z dzisiaj. Jak choćby wiadomość od Łasicy. Chociaż raczej od Starszego. Musiała zajść rano jak jeszcze była Brena a Versana jeszcze była w łóżku. Ale jak nie przehulała ostatniej nocy jak porzednią to nawet nie wstawało się rano tak ciężko jak ostatniego poranka. Zwłaszcza jak nad łóżkiem pochylała się twarz okolona włosami o granatowym połysku.

- Cześć Ver! - zaćwierkała radośnie Łasica całując ją w usta. - Wpadłam tylko na chwilę. Zajrzyj do skrytki czy szef ci czegoś nie zostawił. Mi zostawił, że jest po rozmowie z blondyneczką i na razie ani mru mru o “Adele” i reszce grupy ale na teatr ma zielone światło! I ojej ale się z nią wczoraj zabawiłam! Cudownie! Ma dziewczę talent! No ale to jak będę wieczorem to pogadamy teraz muszę już lecieć do kazamat. Potem mam się zgłosić na “Adele” i opowiedzieć jak było ale nie wiem o której bo nie wiem o której skończę. To lecę! Cześć! - Łasica mówiła bardzo szybko i bardzo cicho. Ale zdradzała ekscytację z wczorajszego wieczoru i uprzedziła, że może mieć jakąś wiadomość od mistrza. Może nawet inną niż dla Łasicy skoro jej nie było sensu wysyłać słowa pisanego. A potem jeszcze raz pocałowała Versanę w usta i już się wyprostowała i wyszła z sypialni. Na zewnątrz była jeszcze nocna ciemność chociaż niebo już granatowiało od pierwszych zwiastunów nowego poranka. Więc jak Łasica miała na ranną zmianę to był już czas najwyższy się tam udać. Podobnie zresztą jak Brena do van Hansenów. I dlatego później już rano nie widziała ani jednej ani drugiej.

Ale i wczoraj też się działo całkiem sporo. Na dość wczesnym Festag spotkała tamtego faceta na cmentarzu. W tym pasie przy rzece co wskazał jeden z grabarzy. Ale czy to był Buldog tego nie wiedziała nawet teraz przy śniadaniu. Wiedziała, że stał przy nagrobku Amelii Habich co wedle dat nagrobka zmarła z kilkanąscie lat temu będąc u progu dorosłości. Ale on w końcu przedstawił się tylko z imienia. August.

W końcu bo z początku wcale nie wydawał się skory do rozmowy. Spojrzał w bok na stojącą obok kobietę obrzucając ją spojrzeniem z góry do dołu i z powrotem jakby zastanawiał się po co się go przyczepiła. Burknął coś w odpowiedzi i nie bardzo wiadomo było czy się z nią wita czy ją spławia. I dalej odgrzebywał śnieg z nagrobka. Całkiem pieczołowicie. Chociaż miał lżejszą robotę niż młoda wdowa bo nie miał aż tyle zbitego śniegu czyli pewnie przychodził tu częściej niż ona. Niechcący jednak bardzo utrudniał jej zadanie bo jakoś nie palił się do rozmowy i dawał znać, że nie jest nią zainteresowany. Czy rozmową czy samą rozmówczynią to nie bardzo było wiadomo. A i z tej odległości nie bardzo mógł pewnie poczuć zapach aromatu jaki roztaczała wokół siebie wdowa. Ten lekki wiatr i mróz też nie pomagał. Właściwie to chyba sama czuła ten przyjemny zapach najlepiej. Pewnie lepiej niż on jak wciąż sprzątał ten nagrobek. I zorientowała się, że ten środek zrabowany na Grubsona jest bronią dwustronną. Na nią też to działało, zwłaszcza jak cały czas drażnił w jej nozdrza ta leciutka mgiełka zapachowa. Bardzo przyjemna. Aż się chciało więcej i mocniej.

- Ta, pewnie ta. - mruknął mężczyzna gdy zbierał grudy śniegu zdartego z nagrobka do wiadra. Trudno było powiedzieć aby był natarczywy. Raczej jakby w końcu okazał jakieś zainteresowanie zagadującą go nieznajomą. Przedstawił się jako August i zapytał ją o imię. Nie zdradził skąd jest, ani gdzie pracuje. O Buldogu i kazamatach nie padło żadne słowo. A ta Amelia to była jego siostra. Najlepsza jego część. Jaka umarła. No ale czas już się żegnać. Więc z bogiem dobra kobieto.

Nieco podobnie było później z Louisą. Chociaż bardziej bezpośrednio i mokro. No i była jeszcze Łasica. Która w roli usłużnej, zgrabnej, czułej i uśmiechniętej łaziebnej sprawdziłą się wyśmienicie. Zapewne mało jak ktoś lubił towarzystwo łaziebnych w kąpieli to raczej na usługi kultystki o granatowych włosach raczej nie powinien narzekać. I Lousia nie narzekała. Versana też. Zapomniała o całym świecie i upojona tym przyjemnym aromatem od jakiego stawały włoski na karku oddała się tym wodnym zabawom na całego.

Poszły we trzy do tej łaźni gdzie zostały same. Łasica znów wcielała się w swoją ulubioną rolę kuszącej uległości więc była jak do rany przyłóż. Sama się bez ceregieli rozebrała i chętnie pomogła rozebrać się koleżankom. A jak Versana i Louisa wylądowały obok siebie w balii ona zajęła miejsce przy ich stopach i zgodnie z wcześniej wyrażonym życzeniem zajęła się nimi zajmować. Blondynka z początku zachowywała się dość biernie i ospale. Siedziała nago w balii obserwując zabawę co najwyżej dając się dotykać czy całować ale sama nie zdradzała większej aktywności. Ale w końcu coś tam w niej pękło. I jak się zaczęła kochać to jak szalona i na całego. Aż się balia zrobiła za mała i w pewnym momencie nawet przygniatała wijącą się Łasicę do ściany serwując jej brutalne i bardzo dokładne przeszukanie czy czegoś tam w środku nie ukryła. Ale jakoś sądząc po reakcji włamywaczki to jakoś chyba nie miała jej tego za złe.

Ale chociaż pod względem rozrywki znów zaliczyły upojny numerek z wojowniczką Sigmara to dowiedziały się niewiele. Głównie dlatego, że ta najpierw prawie nic nie mówiła przed, w trakcie no to w trakcie a po właściwie też nie. Dała znać, że czas się zbierać, ubierać i wychodzić. No i się pożegnały. Jakoś okazji aby pogadać właściwie nie było. Chociaż pod koniec Lwica jaką ją nazywała Łasica, wydawała się chociaż częściowo mniej ponura jakby w tych gwałtownych zabawach w balii zostawiła część swoich trosk razem z brudną wodą w balii.

- O tak, tego mi było trzeba! Ale za tym tęskniłam za tą jej rewizją osobistą! - śmiała się wesoło Łasica gdy już we dwie szły razem zaśnieżonymi ulicami. Każda z nich miała jeszcze inne sprawy do załatwienia na ten dzień i wieczór ale na razie jeszcze szły razem.

- No ona nigdy jakoś rozmowna nie była ale dzisiaj to już całkiem. Na początku myślała, że nas w ogóle spławi. Dobrze, że wyskoczyłaś z tą balią. No ale jakoś rozmowna i tak nie była. Właściwie to nas spławiła jak już było po zabawie. - przyznała już bardziej stonowanym głosem gdy tak na świeżo rozmawiały o właśnie zakończonym spotkaniu. Zdaniem oponentki Silnego Kruger nic nie straciła w jej oczach pod względem atrakcyjności zabawy z nią i tutaj sprawdziła się jak za każdym razem gdy od miesiąca ją odwiedziały. Ale jeśli szło o wyciągnięcie z niej informacji to poszło im chyba gorzej niż zwykle.

- Ale jak ją rozbierałam to wyczułam smród. Zwłaszcza z butów. Zalatywało jak z kanałów. Stopy na początku też miała mokre i zimne. - zdradziła koleżanka co odkryła gdy na początku kąpieli pomagała się rozbierać blondwłosej wojowniczce. Także jak się schylała przed nią aby zdjąć jej buty, skarpety i potem spodnie. Potem jeszcze zastanawiała się czy ją śledzić no ale ona sama była już umówiona z Pirorą a w dni robocze była zajęta. Dopiero wieczorami miała wolne. A do tego łowcy czarownic mogli być szkoleni tak w śledzeniu jak i wykrywaniu własnego ogona i jego gubieniu w razie potrzeby. Więc to było spore ryzyko na jakie obecnie z braku laku Łasica się nie zdecydowała.

A wieczorem miała okazję sprawdzić swój urok i wdzięk wsparty subtelna nutką afrodyzjaku Grubsona na poruczniku Finku. Oficer śledczy okazał się chyba najbardziej podatny na taki zestaw ze wszystkich wcześniejszych spotkań w ciągu dnia. Co bynajmniej nie oznaczało, że był łatwym orzechem do zgryzienia. Wręcz przeciwnie. Chociaż wieczór w towarzystwie Versany i w tym luksusowym otoczeniu wyraźnie sprawiał mu przyjemność to prowadził dyskusję na poziomie na jakim wdowa musiała użyć wszystkich zwojów nerwowych w mózgu aby coś wydłubać z niego oprócz interesującej dyskusji. Gdyby przyszła tam tylko po to Fink zapewne okazałby się czarującym i utalentowanym rozmówcą. Na pewno mógłby swoim wdziękiem i oczytaniem oczarować nie jedną kobietę, nawet wśród szlachcianek jakie z powodu jego ubóstwa normalnie raczej nie patrzyły na niego zbyt przychylnym okiem.

Ale gdy chciała dowiedzieć się coś więcej, coś co on uważał za sprawy zawodowe to natrafiała na mur uprzejmego milczenia i zmieniania tematu. Przypominało to wyrafinowaną grę w szachy z między dwoma mistrzami tej gry. Wet za wet, komplement za komplement, pytanie za pytanie. Fink nie był w ciemię bity i potrafił widocznie oddzielić sprawy zawodowe od prywatnych. O nie miał ochoty tego mieszać. Niemniej w końcu coś udało jej się z niego wyciągnąć.

W sprawie najbardziej osobistej a jednocześnie i oficjalnej czyli włamaniu do mieszkania i magazynu kupca Grubsona dowiedziała się, że “śledztwo trwa” oraz tego, że obu włamań dokonali zawodowi włamywacze jacy posiadali odpowiednie narzędzia i umiejętności. Szukali ich. Społeczność włamywaczy nie była łatwa do spenetrowania ale prawdziwych zawodowców nie było aż tak wielu. W końcu coś się złapie w zastawioną sieć. Niestety wymaga to cierpliwości. Może też podziała nagroda jaką ostatnio wyznaczył kupiec Grubson za ujęcie sprawców lub chociaż wskazanie jakiegoś pożytecznej informacji. Marcus uśmiechał się przy tym przyjaźnie do siedzącej naprzeciwko kobiety ale czy wiedział z kim naprawdę siedzi i rozmawia? Podpuszczał ją? Wiedział coś o niej i Łasicy? Tego wdowa nie potrafiła odgadnąć ale i teraz nie była pewna czy słowa oficera nie miały jakiegoś ukrytego dna.

Sprawami napadów i morderstw oficer się nie zajmował bezpośrednio. To nie była jego sprawa. Ale nie powiedział czyja. Może dlatego wydawał się mówić o niej nieco swobodniej. Owszem jakieś ciała znajdowano ale zawsze gdzieś znajdowano jakieś zamordowane ciała. Takie rzeczy niestety zdarzały się nie tak rzadko w tym mieście. Ale ile tych ciał, jakie i czy był między nimi jakiś związek to wydawało mu się to mętne. Ale jak się zastrzegał nie zajmował się tą sprawą i właściwie to się zachowywał jakby właśnie od Versany dowiadywał się o tym po raz pierwszy.

O Sondre się nawet trochę rozgadał. Cóż to byłoby za trofeum! No ale niestety gdzieś się ukrywa. Porucznik na swój sposób nie mógł ukryć pewnego rodzaju podziwu dla brawury łotrzyka który ośmielił się na tak zuchwały czyn. W świetle dnia i na tak masową skalę. I to nie przeciwko jakiejś biedocie tylko samym zacnym rodom. Fink nie miał pojęcia jak skończy Sondre ale żywił przekonanie, że taki czyn miasto zapamięta na długo. Ale gdzie zuchwały bandyta może przebywać teraz to powiedział, że nie ma pojęcia.

- Obawiam się, że nie bardzo wiem co masz na myśli moja droga. - przyznał gdy temat zszedł na okoliczności zamieszania przy dezercji żołnierzy okrętowych z portu na początku zimy. - Skąd pomysł, że to coś więcej niż zwykła dezercja? - zapytał obdarzając ją przyjemnym uśmiechem ale chociaż pozwolił sobie poluzować modną, falbankową chustę zaczepioną do szyi to widocznie umysł wciąż pracował mu nieźle. Nie miał zamiaru się upić ani zachowywać jak na dżentelmenowi nie wypadało na spotkaniu z damą. Na koniec gdy wieczór był już dość zaawansowany zaoferował się odwieźć swoją damę do domu i tak właśnie zrobił. Wrócili dorożką pod główne drzwi van Drasenów i stosownej porze i mogli sobie podziękować za ten interesujący wieczór. Porucznik pytał czy pani van Drasen miałaby ochotę go powtórzyć. Za jakiś czas oczywiście gdy będzie miała ochotę bo nie ośmieliłby się jej narzucać.

Jak w końcu wróciła do domu i własnej sypialni nie bardzo miała okazję się skupić. Wina może nie wypili w “Skrzyżowanych kluczach” zbyt wiele ale jednak w połączeniu z afrodyzjakiem i całą resztą jakoś nie sprzyjało to koncentrowaniu się na składaniu literek w całość. Dobrze, że trafiła się młoda i chętna Dagmara aby pomóc swojej pani ukoić ten niedosyt cielesnych przyjemności. Z książką zorientowała się tyle, że był to rękopis. Pismo było podobne do aaronowego ale Starszy coś wspominał, że to on tłumaczył oryginał jaki wpadł w ich ręce. Pewnie dlatego. Język był jednak dość trudny i na wpół mistyczny a Aaron nie miał zbyt starannego pisma to wymagało porządnego skupienia do czytania. Zwłaszcza do czytania ze zrozumieniem. A wczoraj wieczorem sytuacja nie bardzo temu sprzyjała.

No a dzisiaj był kolejny dzień i kolejne śniadanie. Właściwie pierwszy dzień nowego miesiąca. Czas gdy księgowy zrobi podsumowanie całego miesiąca i sprawdzi jakie saldo wyszło w sklepie. Łasica już pewnie była w kazamatach, Brena u van Hansenów no a ją samą też czekało parę spotkań w ten nowy dzień. Na razie sypało śniegiem na zewnątrz ale bez zauważalnego wiatru więc po prostu sypało jak pierzem.



---


Mecha 51


Versana; działanie afrodyzjaku; na cmentarzu; (SW); 60+10-10=60; rzut: Kostnica 52; 60-52=8 > remis = naprawdę ładny zapach

August; działanie afrodyzjaku; na cmentarzu; (SW); 45+10-10-10=35; rzut: Kostnica 25; 35-25=10 > remis = naprawdę ładny zapach

Versana; działanie afrodyzjaku; w łaźni; (SW); 60-10=50; rzut: Kostnica 79; 50-79=29 > ma.por = podatność +10 na flirt i uwodzenie

Louisa; działanie afrodyzjaku; w łaźni; (SW); 60-10=50; rzut: Kostnica 55 > 50-55=-5 > remis = naprawdę ładny zapach

Łasica; działanie afrodyzjaku; w łaźni; (SW); 45-10=35; rzut: Kostnica 41 > 35-41=-6 > remis = naprawdę ładny zapach

Versana; działanie afrodyzjaku; wieczorem; (SW); 60-10=50; rzut: Kostnica 45; 50-45=5 > remis = naprawdę ładny zapach

por. Fink; działanie afrodyzjaku; wieczorem; (SW); 55-10=45; rzut: Kostnica 73; 45-73=-28 > ma.por = podatność +10 na flirt i uwodzenie

Versana vs Fink; przekonywanie do odpowiedzi; (OGŁ vs SW); 65+10+10-10=75 vs 55+10+10+10-10-10=65; 50+75-65=60; rzut: Kostnica 27; 60-27=33 śr.suk = zwykłe odpowiedzi
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 04-05-2021, 09:42   #278
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wieczór; Nordland; Neues Emskrank; Tawerna “Wesoła mewa”


Po powrocie z piętra Pirora wraz z Corretą poczekała na Łasicę i wdała się w małą pogawędkę. - Nie mów, że tu na dole było to wszystko słychać ?! Choć fakt poszli na całego. A jak było, to zależy o co pytasz… albo czy pytasz o to jak się podgląda bo tego nie robiłaś czy o ich “występ”. Jeśli o pierwsze toooo polecam spróbować samemu może ci się spodobać. A jeśli o drugie to spod łóżka wszystkiego nie było widać tak jakbyś siedziała obok, ale widać było i słychać było wystarczająco bym rozważała dołączenie. - Blondynka zaproponowała kelnerce by ta próbowała takich zabaw w podglądanie.

- Coś czułam że ci się spodoba, trochę inaczej kiedy wiesz że jest jesteś obserwowana co? - Zapytała Lasicę kiedy ta wróciła w skowronkach. - Strych… jakby miał dziury w podłodzę nad pokojami też opcja ale owszem można coś skombinować, zobaczyć co i gdzie stoi czy coś przestawić co by było lepiej widzieć obserwowanych… znajdziemy czas to coś zrobimy aaaaaleeee teraz… no cóż przyznaję się bez bicia, że wygrałaś. - Pirora skłoniła się lekko przed Łasicą w wyrazie uznania. - To teraz zdecyduj co wolisz zabrać cię na prawdziwe słodkości czy wolisz skupić się na mój koszt? Nie musisz decydować dzisiaj. - Van Dake dała czarnulce czas na namysł i zwróciła się z powrotem do Correte.

- A jak tam mój nieznajomy? - Zapytała rozglądając się po karczmie nie widząc nigdzie tajemniczego mężczyzny. Zniknął jak poprzedniego dnia ale tym razem Pirora była na piętrze i nie wiedziała jak i dlaczego.

- Aha no tak. Wyszedł. Już jakiś czas temu. - blond barmanka jakby przypomniała sobie o co ją prosiła druga blondynka nim pobiegła na górę. Spojrzała na główną izbę jakby jeszcze ostatni raz się upewniała czy nic się nie zmieniło w tej materii no ale nie. Nadal go nie było widać.

- Ale jak był to gadał z Sypkim Dieterem. Chyba mieli umówione spotkanie. A potem jeden i drugi wyszli. - powiedziała zerkając bardziej na Łasicę niż na Pirorę pewnie zdając sobie sprawę, że nowej koleżance te nazwiska nie mówią tyle co stałej bywalczyni tego lokalu.

- O. Czyli jednak interesy. - Łasica pokiwała głową na znak, że widocznie ksywa nie jest jej obca. - Sypki handluje różnymi rzeczami ale głównie bronią palną i prochem. Dlatego wołamy go Sypki. - wyjaśniła nowej koleżance. Ale chętnie wróciła do omawiania właśnie zakończonej zabawy.

- A to jak wygrałam to chcę coś słodkiego! Z prawdziwej cukierni! Zabierzesz mnie tam? - zawołała jakby zastanawiała się nad wygraną tylko dla formalności. Po czym cieszyła się z tej wizyty jak mała dziewczynka.

- I pewnie, że mi się podobało! Niby to samo jak zwykle ale jakoś jednak całkiem inaczej! No! I cieszę się, że przedstawienie się spodobało. Rany! Jak on chciał te łóżko odsuwać to myślałam, że mi serce stanie! - Łasica zaczęła przeżywać i opowiadać jak to wszystko wyglądało z jej perspektywy. I musiało jej naprawdę przypaść do gustu bo nie ukrywała swojej ekscytacji i opowiadała jak najlepszą przygodę.

- No to rzeczywiście brzmi ciekawie. - skomentowała jej koleżanka zza baru jaka słuchała tych relacji z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy. Bo Łasica jak chciała to potrafiłą całkiem ładnie i barwnie opowiadać.

- No pewnie, że ciekawie! Przecież ja się za to zabierałam! No a co Cori? Chciałabyś spróbować? - zapytała Łasica jakoś nie bardzo bawiąc się w skromność w podkreśleniu swojej roli w tym przedstawieniu. Co rozbawiło blondynkę bo roześmiała się serdecznie.

- W takim razie jak tylko będziesz mieć jakiś wolniejszy dzień daj mi znać i zabiorę cię do cukierni. - Powiedziała blondynka śmiejąc się wraz z resztą. - Na nas chyba już czas ale jak byś chciała spróbować takich zabaw - malarka zwróciła się do kelnerki - to daj znać coś wymyślimy. - Na pożegnanie puściła Cornette oko i chwyciła za ramię Łasicy by ta też się zaczynała żegnać bo miała ją jeszcze odprowadzić.

Barmanka pożegnała je obie ciepłym uśmiechem i wesołym machaniem rączką. A jak Pirora puściła jej oczko to ta odwzajemniła się posłaniem jej niemego całusa. Ale już z Łasicą wychodziły na tą zimną i czarną noc aby przebyć ostatni kawałek drogi do domu. Musiało już być dość późno, pewnie w okolicach północy albo może po.
 
Obca jest offline  
Stary 05-05-2021, 07:36   #279
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Rano

Rano; Nordland; Neues Emskrank; “Pod pełnymi żaglami” Pirora, Benona, Ajnur i Rose


- Och to wyjeżdżasz już jutro? Strasznie szybko ten czas leci. - Powiedziała Pirora racząc się pasztecikiem podanym na śniadanie.

- Och jakie ekscytująco to brzmi “zostawiam ci Piroro moja załogę marynarzy” - Zaśmiała się blondynka traktując to wszystko w lekkim tonie. - Myślę, że sobie poradzę, i raczej nie będziemy potrzebować większej obstawy ale jakbyś mi przedstawiła jednego albo dwóch do których mogę się bezpośrednio zwracać jeśli jakimś naprawdę wielkim pechem coś by do takiej pomocy mnie skłoniło. -

- Czyli najwcześniej spodziewać się ciebie za półtora tygodnia, dobrze. Mogę być sama teraz zajęta Nadia wczoraj znalazła mi kamienicę która mi się spodobała. Mieści się na ulicy Bursztynowej, ma zostawioną większość mebli więc można wprowadzać się właściwie od zaraz, no ma parę rzeczy do naprawy jak pojedyncze stopnie na niektórych schodach, okno w wieżyczce jest pęknięte i nie ma wyposażenia jak talerze, sztućce garnki patelnie. Muszę też znaleźć parę kotów bo szczury. I wymienić materace. Być może nowa balia do kąpieli też by się przydała. W głównej sypialni jest wielkie łoże. - Pirora jak się rozgadała o wszystkich atrakcjach poprzedniego wieczora to mogła tak mówić na wspomnienie łoża jednak przeszła do szeptu i złożyła Rosie sugestywną propozycję.

~ Mam nadzieje że jak wócisz będziesz miałą ochotę zostać na noc, myśle, że spokojnie ty, ja, dziewczęta i może ktoś jeszcze zmieścimy się na nim bez wielkiego ścisku. ~

- A najlepsze to to że dom ma złą reputację, tutejsi mówią że jest przeklęty i nowi właściciele padają jak muchy, dlatego jestem pewna że jeśli będą chcieli jakąś zapłatę to powinnam wynegocjować solidną zniżkę. - Pirora obwieściła bardzo zadowolona z siebie i swoich pomysłów.

- Pan Keller zdecydowanie umie zadbać i kokietować damę na poziomie. Pewnie Benona już opowiadała gdzie byliśmy więc tego powtarzać nie będę ale, mam propozycje. Choć nie wiem czy się zdecydujesz bo widzę że jedną nogą jesteś już stolicy. Pan Keller zabiera mnie dziś do Kufli na tańce. Chciałam cię spytać czy nie chcesz się rozerwać na tańcach na ze mną i nim … chwilowo moja relacja z nim jest dosyć przyzwoita bez śmiałych posunięć ale może przy swojej dominującej i sensualnej osobowości, Jonas byłby bardziej śmiały do podbojów miłosnych. Normalnie myślałam że spytam cię czy mogę zabrać Beno ale skoro ona zostaje a ciebie nie będzie może aż dwa tygodnie o ile nie dłużej to może chciałabyś ten wieczór spędzić razem? Oczywiście jak nie możesz i chcesz mieć dzisiaj Beno przy sobie to pójdę sama pan Keller pewnie się ucieszy. - Pirora była tego dnia wielce rozgadaną istotą ludzką.

- Hmmm… Chcesz mi powiedzieć, że jesteś skłonna podzielić się ze mną tym czarnogrzywym amantem? - brwi pani kapitan uniosły się do góry w geście sympatycznego zdziwienia. - Ale cóż, skoro zapraszasz mnie na nasz ostatni wspólny wieczór w mieście to nie mam serca ci odmówić. A kawaler Keller wie na co się zanosi? - Rose zgodziła się na taki wspólny wypad i wyglądała na zadowoloną.

- Mam nadzieję, że nie wystraszy się pani kapitan. Jakoś wczoraj nie wyglądał mi na zbyt strachliwego to będę trzymać za niego kciuki. - powiedziała biorąc kielich do ręki i upijając z niego łyk z nieco złośliwym uśmieszkiem na ustach.

- A z tą załogą, cóż w ogóle to ich tu trochę zostanie. Ale siedzą na statku albo po kwaterach. Nie mogę przecież zostawić statku bez opieki. Ale dam ci namiar na Pierra. To mój pierwszy oficer. Zostawiam go tutaj aby miał na wszystko oko. Tutaj pewnie też zostawię jednego czy dwóch a i tak często tutaj balują. Więc nie będziesz musiała obawiać się najazdu hordy nieokrzesanych marynarzy. - uśmiechnęła się dając znać, że ten punkt planu raczej nie uznawała za zbyt kłopotliwy.

- Och! No to ustalone. W razie jakiś problemów będę kontaktowała się z Pierrem. - Powiedziała zadowolona blondynka i wróciła jeszcze tematem nawigatora. - Jonas, nie wiem czy zauważyłaś zdaje się ignorować twoje dziewczęta. Nie wiem czy zadawanie się z nimi jest poniżej jego statusu czy podobnie jak ja ma do zachowania pewne pozory. Nie ważne które z wymienionych jest prawdziwe to we dwie mamy większą szansę go “zbałamucić”. Bo w końcu wątpię by był tak nierozsądny by odmówić czegokolwiek kapitan Rosie de la Vega. A w końcu pani kapitan jako moja zaufana doświadczona przyjaciółka nie naraziłaby mnie na nic niestosownego i skoro tak doświadczona kobieta która stała się kapitanem własnego statku twierdzi że nie ma nic nieprzyzwoitego w spędzeniu paru ciekawych godzin lub nocy, w trójkę w pokoju nawigatora Kellera to przecież nie mam powodu by w to wątpić prawda? - W jednej słodkiej przeplatanej udawaną naiwnością wypowiedzi Pirora przedstawiła swój pomysł jakby tu owego amanta omamić. Wymagało to tylko trochę bezpośredniości i władczości od strony Rosy, bezgranicznego zaufania, uległości i naiwności okazanego przez van Dake i osiągnięcia przez obie stan uroku i piękna które chce się posiąść. W pewnym stopniu było to też wyzwanie dla nich obu. Blondynka starałą się by użyć swojego uwodzicielskiego głosu a też by wykonać pod stołem parę gestów na udzie pani kapitan dla pobudzenia zewu przygody.
Które w najgorszym wypadku sprawi że Rosa i Pirora same zatroszczą się o swoje wspólne potrzeby. W najlepszym wciągną nawigatora w swoje zabawy a kiedy Rosa wyjedzie artystka będzie mogła wciągnąć w tę dynamikę Beno.

- Tak, to bardzo interesujące. - przyznała Rose i delikatnie pogładziła dłoń koleżanki jaka wędrowała po jej udzie. Po czym nakierowała ją bardziej w stronę wnętrza swoich ud i ich zwieńczenia. - Myślę, że to mogłoby być właściwe miejsce dla takiej taktyki. - przyznała Rose z nieco kpiącym uśmiechem jaki maskował manewry obu ich dłoni pod blatem stołu.

- Mam nadzieję, że kawaler Keller nie jest aż tak dobrze wychowanym młodzieńcem aby czekać trzy miesiące by móc złapać wybrankę za kolanko. Bo się wiosna zacznie zanim się doczekamy na coś konkretnego. - roześmiała się wesoło na te wieczorne plany względem czarnowłosego oraz siebie nawzajem. Wyglądało, że znów mają ze sobą wiele wspólnego i podobne poglądy na temat spędzenia wspólnego wieczoru.

- Dobrze w takim razie jesteśmy umówione na wspólny wieczór we trójkę. Oby na samych komplementach i tańcach się nie skończyło! - złapała za kielich i wzniosła toast za te plany na dzisiejszy wieczór.

- A z Beno nie dziw się. Jakby to wyglądało jakby kawaler i oficer oglądał się za spódniczkami służek czy kelnerek skoro się umawiał z panną z towarzystwa. Kto wie co on by zrobił z Beno jakby nas nie było w pobliżu. Co myślisz Beno? Co byś chciała robić z kawalerem Kellerem? - kapitan machnęła dłonią na znak, że brakiem okazanego zainteresowania służącą jakim cechował się Keller nie należy się za bardzo przejmować. Tego wymagało dobre wychowanie i maniery. Na końcu nieco nachyliła się nad stołem aby spojrzeć ciekawie na swoją służkę jaka siedziała za Pirorą.

- Oj z takim czarnym ogierem to ja bym chciała bardzo dużo i bardzo często! - roześmiał się wesoło rudzielec zdradzając, że tak samo jak obie panie ją też bardzo interesuje znajomość z panem nawigatorem. A zwłaszcza konsumpcja takiej znajomości.

- No dzisiaj chyba jeszcze będziesz musiała się obejść smakiem. Ale mam dziwne wrażenie, że jeśli nasz nawigator spełni nasze nadzieję to i chyba na ciebie przyjdzie pora. - Rose powiedziała do niej tonem obietnicy i pocieszenia co Beno przyjęła wesołym kiwaniem główki i takimż spojrzeniem.

- Co do wieczora z Nadią po znalezieniu kamienicy, było zabawnie. Można było potańczyć i udawać że jest się kimś kto nie musi uważać co mówić i kim być. A po prostu potańczyć z marynarzami wprawiając całą karczmę w drżenie. No i przegrałam zakład z Nadią że nie poderwie i nie zdarzy zrobić trzech rzeczy z przypadkowo wskazanym mężczyzną. Teraz czekam aż się upomni o nagrodę. - Pirora nie szczędziła pani Kapitan szczegółów nawet tych sprośnych choć wypowiadał je ciszej często na ucho. Mówiła to z takim zadowoleniem jakby panią kapitan ominęła naprawdę dobra zabawa.

- Ale z was nieprzyzwoite i niewychowane dziewuchy! Trzeba wam ręce i język wyszorować ługiem! Jak mogłyście tak bawić się bez swojej ulubionej pani kapitan! Skandal! Całkowity brak dobrego wychowania i moralności! - Estalijka chyba miała dobry humor a i to streszczenie zdarzeń z poprzedniego wieczoru wprawiło ją w jeszcze lepszy humor. Robiła dyskretne “ochy” i “achy” albo śmiała się rozbawiona tymi wczorajszymi przygodami swoich koleżanek. Jak się już odezwała to tonem purytańskiej matrony. Chociaż w takim żartobliwym wydaniu.

- To jak przyjadę i mam już jak widzę zaklepane to miejsce w tym wielkim łóżku jakie tak zachwalasz to mam nadzieję, że też mi zorganizujecie taki pokaz. Chciałabym to zobaczyć jak to ta nasza Nadia odstawia takie harce. - powiedziała już zwyczajnym, rozbawionym tonem śmiejąc się serdecznie.

- Daję słowo na honor mojej rodziny, że jak wrócisz to zorganizuje się coś takiego. Może nawet zorganizuje w niektórych ścianach i suficie wygodne dziury od oglądania. Albo potajemnie wyjdziemy na zabawę do “Mewy” i Nadia zrobi powtórkę być może z lepszymi widokami. - Pirora mruknęła blisko ucha pani kapitan.

- Oh brzmi bardzo kusząco. Będzie miało mnie co rozgrzewać jak będę marzła na tych saniach. Oprócz piołunówki oczywiście. - Rose pokiwała głową i czule pogłaskała policzek blondynki dając znać, że jest gorącą entuzjastką takiego planu.

- Mam nadzieje że wrócisz cała i bezpieczna. A i koniecznie mi będziesz musiała mi opowiedzieć o tym co tam znajdziesz w stolicy może jak czas mnie nie będzie gonił na wiosnę sama się wybiorę i doposaże kamienicę w parę produktów luksusowych. - Blondynka powiedziała podekscytowana.

- Ach właśnie szycie stroi i uczenie dziewczyn. Zaczniemy od stroju Ajnur bo jest najprostszy do uzyskania wiec jutro późnym rankiem będzie dobrze jak podejdzie do nas. Jak Benona chce też pomóc i poznać podstawy to niech przyjdą razem. Jak będa zajęte by cię odprawić To niech Ajnur przyjdzie na ocenienie ile materiały zużyjemy a obie niech zgłoszą się po twoim wyjeździe. Spróbujemy zobaczyć do czego dziewczyny mają największy dryg. - van Dake poruszyła jeszcze kwestie nauki - Za materiały rozliczymy się po twoim powrocie, dopiero dzisiaj po nie idę i próbuje wynegocjować jak najlepsza cenę.

- O. A to ty nie przyjdziesz się ze mną żegnać jakbym miała jutro wyjeżdżać? - brew kapitan uniosła się do góry a usta wykrzywił nieco ironiczny uśmiech. - Mówiłam, że je zostawiam pod twoją opieką. Więc jak uważasz, że jutro powinny się stawić tu czy tam to im to powiedz. Jak mnie już tu nie będzie to raczej nic mi do tego. - wzruszyła ramionami dając znać, że zorganizowanie czasu obu jej dziewczętom spada od jej wyjazdu na Pirorę.

- Och oczywiście że jak jutro wyjeżdżasz to przyjdę się pożegnać. Chodziło mi że jeśli będziesz potrzebowała by dziewczyny cię ogarnęły przed wyjazdem i czas podany przeze mnie koliduje z tym to oczywiście ty ich potrzebujesz bardziej. W końcu dziewczyny są twoje i nie mam zamiaru się nimi rządzić, w końcu zostawiasz mi je pod opieką więc zamierzam się nimi opiekować a nie wysługiwać… choć jeśli szybko dostanę klucze do kamienicy i nie będzie jeszcze czas twojego powrotu może będę potrzebowała rąk do pracy przy miotłach. - Wyjaśniła to małe nieporozumienie zaznaczając, że nie zamierza się rządzić dziewczynami nadużywając zaufania pani kapitan, choć może zrobić wyjątek w imię szykowania kamienicy na powrót pani kapitan. Potem powtórzyła plany szykowania sukni już bezpośrednio do dziewczyn.

- Jak dziewczęta będą mogły ci pomóc z tą kamienicą to chyba nie powinno być z tym kłopotu. Mam nadzieję, że nie weźmiesz ich do przenoszenia szaf i stolarki. No i pamiętaj o tej arenie co Ver mnie prosiła bo już jej obiecałam. - kapitan popatrzyła nad stołem na swoje dwie służki i Beno pokiwała głową na znak zgody na taką współpracę. Sama Rose też jakoś nie robiła trudności w tej kwestii i potraktowała sprawę z humorem.


Przedpołudnie; Nordland; Neues Emskrank; “Pod pełnymi żaglami” ; Pirora, Kerstin

Po przybyciu służki Pirora zabrałą ją na górę i posadziła ją sobie blisko.
- Dzisiaj pracuje nad oczyma. - Wyjaśniła blondynka zabierając się najpierw za lewe oko potem za prawe. - Robimy coś łatwego bo jesteś mi potrzebna. Na prośbę mojej kuzynki Versany przygotujemy jej służką i służką pani kapitan stroje według moich projektów. Będą potrzebować tego do pracy. Dziewczyny też będą partycypować w tym zadaniu. Nie wiem która umie szyć i jak dobrze ale traktujemy to by się zaczęły uczyć. - Blondynka wyjaśniała powoli co czeka Kertin i Irinę w najbliższych dniach. - Chce być pomogła Irinie w szyciu i uczeniu dziewczyn tej sztuki. Zwłaszcza przy ogarnianiu podstaw. A dzisiaj w południe pójdziemy po materiały. Dodatkowo znalazłam kamienicę i też chcę byś zastanowiła się co ci bardziej odpowiada. Nie przeprowadzam się jutro ani pewnie do końca tygodnia bo muszę to ogarnąć legalnie no i małe poprawki trzeba tam zrobić w jednym miejscu nie ma schodów i niektóre deski czy stopnie trzeba wymienić. Nie mówiąc już o skompletowaniu wyposażenia kuchni. No ale do rzeczy są tam dwa pokoje dla służby z czterema łóżkami szufladowymi, więc miejsce jest pytanie czy wolisz nadal mieszkać sama w domu rodziców. Czy może chcesz przenieść się z nami na ten czas służby a twój dom się zabezpieczy lub pomoże ci go wynająć. Masz na spokojnie czas to przemyśleć nawet jak zaczniemy się przenosić to myślę że nie musisz wtedy dawać odpowiedzi. - Pirora uspokoiła Kerstin że ta nie musi podejmować żadnych radykalnych decyzji w tej chwili.

- Ale teraz ty opowiadaj jak było na weselu koleżanki, dobrze się bawiłaś poznałaś kogoś na weselu? - Pirora zmieniła temat rozmowy na bardziej przyziemne tematy.

- Tak, było bardzo miło. Można się spotkać ze znajomymi i rodziną. Potańczyć, najeść i pośmiać się. Niektórych nie widziałam całe miesiące. - brunetka odparła miłym głosem kiwając głową i uśmiechając się lekko na to pytanie swojej pani o wesele.

- Z tym szyciem to dobrze. Ale to jakie dziewczyny mają być? Bo Irinę to już znam. Ja umiem szyć. Nie jestem krawcową ale szyć umiem. A gdzie byśmy miały szyć? - zapytała o te parę detali jakie chciała wiedzieć w sprawie zleconego przez pannę van Dyke zadania.

- A ta kamienica co pani znalazła to gdzie jest? - zanim odpowiedziała coś na temat ewentualnej przeprowadzki to chciała wiedzieć gdzie by miała być ta przeprowadzka.

- Służki pani kapitan de la Vegi to Benona i Ajnur, mieszkają tutaj pod piątką. Poznam was wszystkie jutro ale Benona jest ładną hojnie obdarzoną w biuście rudowłosą dziewczyną w mniej wiecej twoim wieku, za to Ajnur łatwo rozpoznać ma ciemne włosy i niespotykaną urodę, ma oczy w kształcie migdałów. Słabo mówi w naszej mowie ale na rozumie po kislevsku i Benona często jej pomaga. Będziecie szyć w pokoju Iriny lub w piątce to już zależy jak wam będzie wygodniej. A kamienica mieści się na ulicy Bursztynowej ten rzekomo nawiedzony budynek. - Powiedziała blondynka jednym tchem skupiając się na uchwyceniu odpowiedniego odcienia barwy oczu swojej syreny.

- Aha. No dobrze. To kiedy mam przyjść na to szycie? Mam coś wziąć? Igły albo nożyczki? - odruchowo Kerstin pokiwała lekko głową gdy widocznie myślała o tym spotkaniu z resztą szwaczek. Już chyba w dość praktycznych kategoriach.

- A w ogóle to ciekawe. Ale my tutaj malujemy syrenę a wczoraj kapłan mówił na mszy o syrenach. - powiedziała po chwili milczenia jak wciąż starała się patrzeć w wybrany kilka dni temu punkt na ścianie i zachować jednakową pozycję.

- Tak, mieliśmy dobre zgranie w czasie. - Powiedziała blondynka przytakując Kerstin. - Tak, przynieść to co masz. Część też dokupimy jak nici i może parę igieł ale jak masz coś czym lubisz pracować to przynieść. - malarka przyznałą rację służce która podeszła bardzo profesjonalnie do tematu. Podobało jej się to, jej syrena wykazała dobrą inicjatywę i profesjonalne podejście jakie van Dake ceniła u współpracowników.

- Zaczniemy jutro pewnie późnym rankiem przedstawię was sobie, pokaże rysunki kreacji i podzielimy prace na trudną która będzie musiała zająć się Irina i te prostsze którymi będziesz mogła wprowadzić dziewczyny w podstawy szycia by je usamodzielnić. - Blondynka przedstawiła plan pokazując, że na Kerstin spoczywać będzie ciężar opieki nad nowicjuszkami.
 
Obca jest offline  
Stary 05-05-2021, 07:40   #280
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Południe; Nordland; Neues Emskrank; Sklep z Materiałami Grubsona; Pirora, Kerstin; Irina; James

Dziedziczka, wraz z dwoma służkami i Jamesem weszli do sklepu z materiałami poleconego przez Versanę. Jedynie młody Julius został w tawernie i miał być dostępny jakby ktoś jej szukał i przekazać wieści jak wrócą. Dostał książkę z której miał ćwiczyć czytanie ale Pirora powiedziała że jak będzie chciał zrobić sobie przerwę może zabawić się w jej szpiega i spróbować podpatrzeć o czym rozmawiają ludzie w tawernie.
Malarka od razu przeszła do osoby za ladą i określiła ilość materiałów, kolor jaki potrzebuje. Chciała zobaczyć wszystko co mają w tych barwach i wymaganej ilości, każdy materiała oglądała uwaznie, ważyła w rękach oceniając wagę i jakość. Grała trochę wybredną i dopytywała czy Pan Grubson nie ma nic lepszego.

- Potrzebuje dobrego lekkiego materiału dobrej jakości, w kolorach czerwieni, czerni zieleni, fioletu, żółci i bieli, nici w tych samych kolorach do szycia. Jeśli macie kości gorseciarskie też wezmę trzy komplety. I igły dwie grube i długie, oraz dwie cienkie i długie. Nici ozdobne do haftu w kolorach czerni, czerwieni, żółci. Co nam jeszcze będzie potrzebne… Irino może zapasowe nożyczki? - Pirora odniosła się pierwszy raz do swoich służących, raczej wyniośle zwłaszcza przed obsługa sklepu.

Kiedy materiały i nici zostały pokazane ona Irina i Kerstin przeznaczyły specjalnie przesadnie dużo czasu by przymierzyć rożne wariacje kolorystyczne nici, materiałów zarówno pod względem kolorów jak i struktury materiałów. Dopytywały sklepikarki jak owy materiał zachowuje się podcza prania, szycia, innej obróbki. *

Sklep polecony przez Versanę okazał się być całkiem nieźle zaopatrzony. Z początku Pirora rozmawiała z subiektem. Który sprawnie odpowiadał na jej pytania i doradzał oraz oferując co mają na stanie. Okazało się, że lokal ma własną szwalnię więc mogą też coś uszyć na zamówienie klienta.

Jednak gdy przyszło omawiać detale samego szycia, igieł, nici i tym podobne to kierownik sklepu wezwał na pomoc koleżankę. Ta była zawodową krawcową i miała nietypwe dwukolorowe włosy. Przy skórze brązowe ale brąz stopniowo przechodził w blond na końcówkach. Dziewczyna miała je spięte w schludny kok z tyłu głowy zostawiając sobie tylko luźniejsze pejsy. Okazała się też zorientowana w sprawach szycia nowych kreacji więc między krawcowymi szybko znalazły wspólny język. Ale nawet gdyby nie liczyć robocizny sklepu i brać same materiały to na cztery kreacje to nadal szykował się wydatek kilkudziesięciu monet.

- Och nie koniecznie chce coś gotowego, moje dziewczyny lepiej znają mój styl i upodobania ale sama zastanawiałam się nad paroma rzeczami pod tutejszą modę. Choć to jest sprawa drugorzędna. Chwilowo chce zakupić materiał i dać się im wykazać, może jak będę zadowolona z materiałów zapewne wrócę z gotowym pomysłem zobaczyć wasz kunszt. Pani van Drasen wyrażała się o was wielce pochlebnie. - Blondynka tańczyła trochę obok tematu zamówień gotowców jak i Versany która polecała to miejsce.

Potem zaczęły się negocjacje o cenę, bo Pirora jednak zdawała sobie sprawę że wiele z jej posiadanych pieniędzy ma bo tacy jak ona nie przepłacają, plus doszedł fakt że kupuje materiały dosyć cienkie które pasują bardziej na pełną wiosnę i lato niż na zimę w której jeszcze hula pełną mocą.

Potem odesłała Kerstin i Irinę z zakupami z powrotem do tawerny mówiąc od których materiałów będa zaczynać i mają je zostawić na wierzchu a resztę niech odłożą na bok.
Sama z Jamesem skierowali się do magazynu Versany van Darsen.

---

Mecha 51

Pirora; wycena materiałów (INT + żyłka handlowa); 55+10=65; rzut: http://kostnica.eu/roll/6091a88ccc80b/ 12 > 65-12=53 > du.suk = mniej więcej tyle co mówią, raczej nie naciągają

Pirora; targowanie się o materiały (OGŁ vs OGŁ); 55+10+5-15=55 vs 50+10-20=40; 50+55-40=65; rzut: http://kostnica.eu/roll/6091a9d09b004/ 13 > 65-13=52 > du.suk = zniżka o 30% (ok 60 PZ -30% = ok 42 PZ)


Popołudnie; Nordland; Neues Emskrank; Magazyn; Ksiegowy Maksymilian Abakus; Pirora; James

Południe przyszło szybko więc ona i James ruszyli pod wskazany przez van Drassen adres gdzie mieli spotkać się z jej księgowym. Trudno było powiedzieć czego Pirora się spodziewałą po magazynie czy samym księgowy. Ale postanowiła nie oceniać przed wcześnie tego wszystkiego.

Sam magazyn jakoś nie robił oszałamiającego wrażenia. Ot, jeden z kolejnych magazynów w kolejnym mieście. Tutaj jednak trafiła na całą ich dzielnicę. Można się było zgubić. Dobrze, że Versana dała im adres to chociaż można było przechodniów pytać się o to jak tam dojść. Szło się jednak nie tak lekko bo zerwał się wiatr który zamiatał chmary luźnego śniegu jaki napadał rano. Nie była to jednak zamieć jak parę dni temu ale przyjemnie też nie było. W końcu z Jamesem jednak dotarli pod właściwy adres.

Drzwi w środku dnia roboczego były otwarte. Za nimi niewielkie pomieszczenie z biurkiem i jakimś urzędującym tam magazynierem. Ale jak się przedstawili kim są to widocznie coś było na rzeczy bo poprosił aby poczekać i uderzył w dzwonek na biurku. Zaraz jakies inne drzwi się otworzyły i wszedł przez nie jakiś chłopak pewnie niewiele starszy od Juliusa. Magazynier polecił zaprowadzić państwa do biura. I chwilę później siedzieli w niewielkiej izbie gdzie dominowało biurko i łysięjący mężczyzna w okularach po drugiej stronie.

- Proszę usiąść. Czekałem na panienkę. - wskazał na dwa krzesła ustawione dla gości po drugiej stronie mebla. A gdy się rozgościli mogli przedstawić sprawę z jaką przyszli.

- Dziękuję serdecznie, że znalazł pan czas by mnie przyjąć. Kuzynka Versana wychwalała pana umiejętności i zasugerowałą że będzie pan odpowiednią osobą która rozwieje pare moich wątpliwości. Tak jak pisałam w liście, poszukuje dla siebie lokum. Nawet już znalazłam kwestia spotkania się z notariuszem i omówieniu spraw własności i ceny za posiadłość. Tylko że Averland ma o wiele więcej papierologii, opłat i podatków jeśli chodzi o nabywanie posiadłości że trochę mnie zdziwiło jak Lady van Drassen wspomniała że tutaj właściwie przejmowanie nieużytków jest tak proste jak wejście do nich i obwieszczenie że jest on mój. - Pirora pozwoliła sobie na mały żarcik z tych pogłosek które wszyscy jej mówili ale szybko wróciła do meritum.

- Chciałabym zasięgnąć rady jakie triki prawne mogę wykorzystać by jak najmniej obciążyć sobie ten zakup. Czy czekają mnie podatki i ukryte opłaty za już zakupioną posiadłość czy miasto ułatwia nabywcą inwestycje poprzez spłaty w dwóch trzech ratach zamiast wszystkiego od razu. A jeśli nie i będę musiała zapożyczyć się by przeznaczyć na te zakup lokum i wyposażenia gotówki i mieć jeszcze na życie i jedzenie to czy doradza pan konkretnego człowieka w mieście do którego mogłabym się zwrócić?

- Tak, tak… - wydawało się, że księgowy o nieco szczurkowatym wyglądzie próbował sobie zebrać do kupy te wszystkie pytania i swoje myśli. Zastanawiał się chwilę nim odpowiedział.

- To zależy. - odparł z chytrym uśmiechem. - Wiele zależy od tego o jaki nieużytek chodzi. W jakim jest stanie, czy ma aktualnego właściciela, czy jest wystawiony na sprzedaż, czy ktoś rości sobie do niego pretensje i tak dalej. No i oczywiście bardzo pomaga jeśli kupujący ma jakieś uprawnienia do danego lokalu. - zaczął na początek od przedstawienia ogólnej sytuacji. Potem ją nieco rozwinął. Jak go Pirora słuchała to na ile się mogła zorientować jak lokal był użytkowany przez kogoś to wyglądało to bardzo podobnie jak w Averlandzie i pewnie większości miejsc na tym świecie. Dom się przejmowało w spadku, wystawiało na licytację na sprzedaż lub po prostu stary właściciel sprzedawał nowemu. To akurat w jej rodzimych stronach wyglądało podobnie. Co innego pustostany. Niektóre stały puste ale miały właścicieli ale albo umarli, albo wyjechali, albo ktoś przejął majątek za długi. A jeszcze inne stały całkiem puste i nikt nie zgłaszał do nich pretensji. Z nimi było najłatwiej. Wystarczyło się wprowadzić i zalegalizować sprawę w ratuszu. Jak nikt nie zgłosił sprzeciwu wówczas można było się uważać za nowego właściciela takiej nieruchomości.

- Przyznam, że ja jestem tylko księgowym. Takie rzeczy zwykle załatwiają notariusze. Oni są lepiej zorientowani w temacie. Mógłbym pani polecić rejenta Rainera. On się specjalizuje w sprawach majątkowych, zwłaszcza nieruchomościach. Ma doświadczenie w takich sprawach. A można zapytać o jaką nieruchomość chodzi? - zaznaczył, że chociaż ma doświadczenie w papierologii to jednak nie zajmował się zawodowo sprawami przejmowania majątków. Ale polecił pewnego rejenta od takich spraw.

- Tak z Panem Rainerem widzę się jutro, ale nie chciałam wyjść na zieloną gąskę i przyjść do niego z jakimiś podwalinami wiedzy. Co do posiadłości interesuje mnie ten budek na ulicy Bursztynowej, ten który ludzie zabobonni mówią że jest przeklęty. Ma dobrą lokalizację wygląda na odpowiednio zadbany i liczę że z uwagi na historię poprzednich właścicieli będzie do wzięcia od ręki. Od pana mogłabym prosić o radę czy jest sens bym nalegałą o spłate w częściach czy niestety miasto zbyt rzadko idzie obcym na rękę w tych sprawach i powinnam się rozejrzeć za pożyczką. Versana mówiła o panu w samych superlatywach jestem przekonana że uda nam się coś wymyślić. - Blondynka skłamała obdarzając mężczyznę uśmiechem jaki ci bardzo rzadko otrzymywali od kobiet takich jak ona, ładnych młodych i bogatych.

- Oh, dziękuję ja jestem jednak tylko skromnym księgowym. - mimo skromnych słów to jednak komplementy chyba sprawiły mężczyźnie przyjemność. Zwłaszcza z ust młodszej kobiety no i jakoby to jego szefowa tak go zachwalała. Przydało się bo jakby się nieco stropił gdy usłyszał o jaki budynek chodzi.

- Ah, ten budynek. No tak, tak… Ma dobrą lokalizację, tak. - przyznał z wahaniem przeczesując na w pół świadomym ruchem swoje rzadkie włosy. - Przyznam, że nie wiem jaki jest jego obecny status. Na pewno w lecie miał legalnego właściciela ale nie jestem w temacie co się działo potem i obecnie. To już pewnie trzeba będzie się w ratuszy dowiedzieć, w biurze do spraw nieruchomości. Jeśli ktoś przejął ten majątek to pewnie sprawa będzie się toczyć z nowym właścicielem o kupno. Jeśli nie ma żadnych spadkobierców wówczas majątek przechodzi na rzecz miasta. I zwykle ci wystawiają go na aukcję gdzie można go nabyć. To rzeczywiście jak przypuszczam herr Rainer będzie w tych sprawach bardziej zorientowany ode mnie. - przyznał uważnym tonem ale widocznie temat był mu nieźle znajomy, przynajmniej w ogólnych zarysach.

- W sprawie ceny nie będę się wypowiadał. To naprawdę różnie może trafić. Jak ktoś nie jest krezusem to raczej wpłaca zaliczkę i płaci w kilku ratach. A gdy potrzeba można spróbować pożyczki. Jeśli nie ma pani bogatych znajomych można spróbować w banku. Mamy trzy banki w mieście. Obce pochodzenie nie powinno być myślę problemem. To port. Tu wielu z nas nie urodziło się w tym mieście i raczej jesteśmy otwarci na przypływ kapitału z zewnątrz. - podpowiedział i na koniec dodał coś na pocieszenie nawet gdyby okazało się, że młoda dama nie dysponuje od ręki potrzebnymi funduszami.

- Zdecydowanie już mi pan pomaga bardziej niż koleżanki z wyższych sfer które mają na miejscu odpowiednie do tego osoby. - Zapewniła mężczyznę uśmiechając się nadal uroczo. - Cóż chyba na dzisiaj wiem już wszystko co będzie mi potrzebne na początek. Mam nadzieję jednak, że w ramach pojawienia się nowych pytań mogę liczyć na pana pomoc w przyszłości. - Pirora dopytała jeszcze o parę rzeczy by Maksymilian Abakus mógł popisać się przed nią jego wiedzą i zakończyła spotkanie.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 05-05-2021 o 07:43.
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172