Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-05-2021, 12:08   #281
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację

Popołudnie; Nordland; Neues Emskrank; Ulice miasta; Pirora; James

- Jak myślisz będzie coś z tego? - Pirora zapytała swojego ochroniarza już po wyjściu na ulicę i zaczęli powoli wracać przez zaśnieżone uliczki.

- Czas pokażę panienko van Dake. - bretończyk odezwał się w odpowiedzi przyznając że trudno mu było to jeszcze określić.

- Muszę z tobą i Iriną omówić jeszcze jedną ważną sprawę dotyczącą… tych kwestii o których nie rozmawiamy. Oboje jesteście dobrymi opiekunami i ”przyjaciółmi rodziny” ale tutaj mają inne zwyczaje, najwidoczniej bardzo ich razie posiadanie “przyjaciół” w takiej formie. Z jednej strony trochę mi to utrudnia życia z drugiej… jeśli się zdecydujecie możecie poprosić o przyjęcie do owej rodziny. - Pirora mówiła ciszej choć na ulicy nie było nikogo. - W domu nigdy nie mielibyście takiej okazji, więc jest to kwestia do przemyślenia przed was. Nie ważne co wybierzecie nadal będę was chronić i za was ręczyć ale chwilowo nie będę musiała tę część życia ogarniać sama.

- Faktycznie, ważna sprawa i interesująca. - bretończyk skomentował choć jego twarz pozostała niezmieniona. - Kiedy potrzebują odpowiedzi?

- Nie ma pośpiechu, wolałabym abyście zastanowili się nad tym i przyszli do mnie razem … lub osobno. Z odpowiedzią jak będziecie pewni swego. Nie muszę chyba wspominać że posiadanie was jako równych sobie bardzo by mnie cieszyło, ale zrozumiem jeśli woleliście zostać w cieniu niewiedzy… choć z drugiej strony stos czeka na nas wszystkich nawet jeśli nie przyjmiecie roli wyznawców. - Przyznała Pirora trochę smutno.

- Panienka nigdy nie sprawiła byśmy czuli się upodleni jak większość służby. W tej sprawie myślę, że mogę mówić tutaj za całą nasza trójkę. To ci tutejszy którym nie do końca ufam. - Przyznał się jej ochroniarz stawiając pod znakiem zapytania bezpieczeństwo jakie oferowała tutejsza komórka.

- To jest nas dwoje, do tego nie odpowiadamy bezpośrednio przed ich akolitą ale van Darsen. Z drugiej strony wasze powiązania ze mną powinny was oddelegować do tej jej komórki. Czyli obracanie się w wyższych sferach, zajmowanie się sztuką, intrygami pewnie będa i szantarze... czyli to co w domu tylko na mniejszą skalę bo jednak to nie stolica. No i pewnie van Darsen wymagałaby ode mnie abyście uczestniczyli w ich intymnych przygodach. - Pirora nie bała się poruszyć trudnego tematu intymności z ochroniarzem, nie takie rzeczy widział pracując dla ojca.

- Twoja “kuzynka’ owszem nie jest zbyt subtelna w swoich kontaktach z innymi. - mężczyzna cicho zaśmiał się pod nosem. - Kiedy porozmawiasz z Iriną? -

- Może jutro, chyba że skorzystacie z okazji że na wieczór wychodzę z Jonasem na tańce i moge nie wrocić na noc. - Pirora pozwoliła sobie na nieprzyzwoity komentarz.

- Już nie pan officer a Jonas? -

- Podróż była długa. I nie miałam jak zaspokajać swojego głodu. Ty i Irina mieliście siebie i nawet nie waż się obrażać mojej inteligencji zaprzeczając. Plus oficer Keller potrafi zadbać o damę i uważam że wraz z Rosą zachęcimy go do bardziej odważnych posunięć. - powiedziała blondynka zmieniając ton co każde zdanie jakby tłumaczyła się.

- Nic ci nie umknie… przynajmniej podobały ci się pokazy? -

- Nie nazwałabym tego pokazem i pewnie jak byście do mnie przyszli doradziłabym parę rzeczy. - to ciekawe jak bretończyk potrafił być w obecności osób trzecich nienagannym przykładem ochroniarza dżentelmena, ale kiedy byli w swoim gronie i nikt nie patrzył potrafił od razu przejść w bardziej przyjacielski i koleżeński ton i relacje. BLondynka zawsze to w nim lubiła, choć początki ta nie wyglądały i było też dziwno.

- Jest coś zabawnego w tym że dziewica chce mi dawać rady w dziedzinie intymności. - mężczyzna zaśmiał się szczerze z tej sytuacji.

- Śmiej się śmiej ale coś czuje że ‘kuzynka Versana’ może będzie chciała to wykorzystać i być może zanim ojciec się o nas upomni będę już mężatką - podchwyciła zabawowy ton towarzysza ale nadal mówiła cicho i spokojnie - na pewno będzie “zachwycony’ takim obrotem spraw w sensie że nie miał nad tym kontroli...ale może jakby uwierzył to dla dobra tutejszej rodziny to jakość to przełknie. W końcu i tak szukał jakiegoś portowego miasta by sprowadzać “towary” już nie karawaną przez góry. A powiedzmy sobie szczerze tak jak kocham ojca to Marienburg to jednak za wysokie progi. - Blondynka pokręciła głową oceniając swojego ojca i głównego patrona w rodzinie.

- No ale wracając do głównego wątku jeśli podejmiecie jakieś decyzje dajcie mi o tym znać a ja przekażę je dalej. Lub ustale z wami wasz plan jakby tutaj zaczeło się wszystko walić, zabezpieczymy wam fundusze byście z Juliusem i Iriną mogli w każdej chwili zniknąć z dala stąd. - Powiedziała blondynka kończąc temat tej rozmowy.

- Porozmawiam z Iriną dzisiaj wieczorem. - mężczyzna odezwał się do swojej podopiecznej a resztę czasu spędzili w milczeniu na powrocie do karczmy.


Zmierzch; Nordland; Neues Emskrank; “Pod pełnymi żaglami” , Rosa dela Vega, Pirora van Dake, Jonas Keller


Pirora nawet nie wiedziała kiedy czas minął jej tak szybko i musiała oddać się w zręczne ręce Iriny i Kerstin by przyszykowały ją na wieczór taneczny. Włosy blindynki zostały pofalowane z dobranym warkoczem zaplecionym z tyłu niczym tiara i przyozdobiony szpilkami zakończonymi kwiatkami.

Strój był lekki i gdyby nie jazda dorożką Pirora zamarzła by w połowie drogi do dwóch karczmy. Jednak postanowiła nagrodzić starania officera Kellera i sprawić by inni bywalcy mu pozazdrościć. Założyła czarną sukienkę do samej ziemi a na nią zielony gorset okrywający dekolt. Proste złote kolczyki i złoty naszyjnik przypominający trzy bardzo płaskie monety.

Irina nałożyła na nią lekki makijaż a blondynka zażyczyła sobie użyć perfum o zapachu piwonii. Kwiat późnej wiosny.

Ledwo skończyła a Julius przyszedł z wiadomością że Jonas oczekuje na nią w głównej sali.
- No dobrze, nie czekajcie na mnie. Kerstin dziękuje za dzisiaj. Jutro chcę byście zaczęły pracować z samego rana więc wypocznijcie dzisiaj. Irino przekazała ci rysunki wiem że sobie poradzisz. Julius czy Rose też czeka na dole? Jeśli nie to pójdź do piątki i ją zaproś. - Powiedziała blondynka patrząc na swoje odbicie ostatni raz przed wyjściem upewniając się że wszystko jest jak należy.

- Dobrze proszę pani. - powiedziała najpierw Kerstin a potem Julius. Po czym chłopiec wyszedł czy raczej wybiegł z pokoju. Jeszcze słychać było na korytarzu jego oddalające się kroki. Jeszcze ostatni rzut oka w lusterko i właściwie można było schodzić na dół. Gdy Pirora wyszła na korytarz i zaczęła schodzić po schodach dogonił ją gwizd uznania zza pleców. Jak się odwróciła ujrzała kroczącą korytarzem panią kapitan poprzedzoną przez Juliusa. W jego spojrzeniu dało się poznać, że chyba estalijska oficer dalej była na szczycie jego prywatnej listy popularności wśród dorosłych.

Pani kapitan rzeczywiście wyglądała jak kapitan w pełnej gali. Wysokie do kolan, wyglancowane buty, wyżej jasne spodnie które ładnie podkreślały jej zgrabne uda, potem szeroki pas z dwoma pistoletami które tak się podobały Juliusowi. I rapier u boku. Do tego bogato zdobiony surdut i ciężki, też zdobiony płaszcz. Na głowie zaś nieco zawadiacko przekrzywiony, trójgraniasty kapelusz z finezyjnym piórkiem i broszą.

- Wybacz, nie chciałam krzyczeć na cały korytarz. Chyba nieco przejmuję nieokrzesanych zwyczajów od moich chłopców. - powiedziała uśmiechnięta Rose gdy już zbliżyła się do czekającej Pirory. Zatrzymała się przy niej i z ciekawością obejrzała ją sobie z góry na dół.

- Panno van Dyke, ośmielę się zauważyć, że wygląda panienka olśniewająco. To będzie czysta przyjemność móc panienkę prosić do tańca. - kapitan skłoniła się koleżance oddając honor jej urodzie jak to zwykle mężczyźni gdy prawili komplementy swoim wybrankom i towarzyszkom. Nawet ucałowała dłoń blondynki po czym uniosła ją do góry dając jej się obrócić dookoła osi jak w tańcu.

- Dziękuję pani Kapitan za ten onieśmielający komplement. - Pirora dygnęłą w półukłonie jak prawdziwa dama. - A teraz skoro obie swoim wyglądem możemy pewnie powalić na kolana nie jednego oficera ale całą ich tawernę może zejdziemy na dół do naszego nawigatora próbując wciągnąć go w noc wydarzeń które będzie wspominał nawet na łożu śmierci? - Pirora uśmiechnęła się do pani kapitan, był to drapieżny uśmiech obiecujący coś w stylu polowania a przynajmniej bardzo ekscytującej zabawy. Obie zeszły do głównej sali szybko odnajdując wzrokiem ich partnera na wieczór.

- Panie Keller. Pani kapitan wyraziła chęć dołączenia do nas tego wieczoru. Ostatnim razem nie mieliście zbyt dużo czasu do rozmowy a że jest to jej ostatni wieczór przed podróżą do stolicy który może spędzić na zabawę to wierzę, że stanie pan na wysokości zadania i wszyscy troje będziemy mieli udany wieczór. - Pirora przywitała się z oficerem podając mu dłoń do ucałowania i obdarzyła go odpowiednim do okazji uśmiechem.

- Witam piękne panie. Całuję rączki. Ośmielę się zauważyć, że gwiazdy bledną w waszym olśniewającym uroku moje panie. - Keller jeśli był zaskoczony pojawieniem się dwóch kobiet to nie dał tego po sobie poznać. A on sam też wystroił się odpowiednio, że nie przynosił ujmy swoim towarzyszkom. Ucałował jedną i drugą dłoń po czym gestem zaprosił w stronę drzwi wyjściowych. Trójka tak elegancko ubranych gości przykuwała zainteresowane spojrzenia pozostałych gości tawerny. Z których mało kto mógł się z nimi równać bogactwem strojów. Też preferował wysokie buty i długi, ozdobny, brązowy płaszcz na jakim wzory wyszywane żółtą nicią ładnie kontrastowały i wpadały w oko. Podobnie jak pani kapitan wyglądał jak oficer marynarki, jakby byli ulepieni z tej samej słonej, marynarskiej gliny. Na zewnątrz już w mroku nocy czekała podstawiona pod drzwi dorożka.

Podróż do tawerny gdzie mieszkał pan Keller nie trwała długo i towarzystwo umilało sobie ją drobnymi rozmówkami i prawieniem komplementów. Pirora zauważyła jak doskonale stroje pani kapitan i Kellera współgrają ze sobą stylem, i zaciekawiłą się modą ludzi morza. Na pytania jak to wygląda u niej w ojczyźnie chętnie opowiedziała, że nie mają marynarki więc takich strojów u nich nie uświadczysz ale ludzie armi owszem lubili się wystroić zwłaszcza podczas świat kiedy organizowało się parady.
 
Obca jest offline  
Stary 07-05-2021, 16:29   #282
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Zmierzch; Nordland; Neues Emskrank; Tawerna “Pod pełnym kuflem” , Rosa de la Vega, Pirora van Dake, Jonas Keller


- Czy mi się wydaje czy tamci się nam przyglądają? - zapytała Rose jakby nie była pewna czy nie wpada w jakąś paranoję więc ton przybrała dość lekki. Keller spojrzał tam gdzie ona a kilka stołów dalej siedziało mieszane towarzystwo w tym chyba nawet jedna elfka.

- Nie sądzę. A jak już to na pewno z wrażenia jakie obie wywarłyście na nich. Zapewne są tak samo zafascynowani waszą olśniewającą urodą jak i ja. - nawigator szybko rozproszył obawy estalijskiej kapitan.

- Mam nadzieję, że to nie z powodu ostatniego balu. Niewiele z niego pamiętam. Zwłaszcza z końcówki. - przyznała nieco zafrapowana de la Vega chyba obawiając się, że te ciekawskie spojrzenia jakie dało się złowić tu czy tam mają związek z ostatnim balem jaki miał tu miejsce ledwo kilka dni temu.

Lokal okazał się jakby o oczko wyżej od “Pełnych żagli”. Klientela wydawała się tu nie mniej barwna i z całego świata. Ale jak tam dominowali marynarze i żołnierze okrętowi upstrzeni oficerami, szlachcicami i kapitanami to tutaj proporcje wydawały się dokładnie odwrotne. Ale też marynarski żywioł nadawał rys charakteru tej gospodzie. Tylko taki bardziej wyrafinowany i stonowany. Nie było trudno teraz domyślić się dlaczego tutaj właśnie zorganizowano bal kapitański.

Na początek Jonas zaprosił je do zamówionego stolika gdzie kelnerka sprawnie podała im kolację. Ale też zapytała czy sobie czegoś jeszcze nie życzą. Kolacja wydawała się w sam raz na rozpoczęcie tego ciekawego wieczoru. Była okazja posiedzieć razem i porozmawiać, posilić się i wypić zanim się przejdzie do innych atrakcji tego spotkania. A w jednym z narożników była niewielka scena na jakiej przygrywała gościom orkiestra mile dopełniając muzycznym tłem tą przyjemną atmosferę.

- Udawaj, że pamiętasz wszystko i się tego nie wstydzisz. Zazwyczaj pomaga w skróceniu wszelkich plotek i podśmiechów. Jakoś zawsze trudno komentować takim osobom poczynania osoby których się ona nie wstydzi, zwłaszcza jak ma twoją osobowość. - Skomentował blondynka. Jednak przyjrzała się tutejszym bywalcom. Obdarzając tym z kim nawiązała kontakt wzrokowym pewnym siebie ładnym uśmiechem.

- Mhm czy na przyjęciu nie była też elfka? Podobno jest ...nawigatorem jak pan panie Keller, choć nie jestem pewna czy dobrze pamiętam plotki z waszego balu. - Pirora starała sobie przypomnieć co Naji mówiła jej o innych kobietach na balu. Na pewno wspominała o elfce ale nie pamiętała teraz czy mówiła że była ona nawigatorem czy kimś innym.

Pirora spytała o jedną z nazw pod która nie wiedziała co się ukrywało w czasie wyjaśnień jej brew unosiła się coraz wyżej.

- Dobrze powiedzmy że kierowana chęcią przygody poproszę ten talerz skarbów morza. Nie miałam jeszcze okazji zatopić się w tradycje i pomysły nadmorskich kulinariów. - Przyznała a coś w spojrzeniu towarzyszy mówiło jej że są bardzo ciekawi jej reakcji na wygląd dania.

Kiedy talerz...a raczej piętrowa mała taca przyszła van Dake zrozumiał dlaczego. Na trzech talerzykach był zbiór rozmaitych stworzeń, zapewnia morskich, podanych na z sosem w oddzielnych naczyniach.


- No dobrze teraz nie wiem czy zamówiłam jedzenie czy coś co powinnam zjeść czy zabrać i postawić w pokoju do dekoracji. - Blondynka rzeczywiście była zaintrygowania podanym jej daniem.
- No dobrze mam tutaj coś co nazywa się mule, ostrygi, krewetki, kalmary i homara. - Powiedziała jakby zaczynała rozwiązywać zagadkę. - Biorąc pod uwagę że homar jest raczej liczbą pojedynczą to zgaduje że to ta istota na szczycie. Mule znam mamy mule rzeczne też je czasem jemy w Averlandzie. Tylko teraz mam problem bo są tutaj dwie rzeczy które mi do tego pasują. - Wskazała na dolna tacę wypełniona połówkami dużych muszel i mięczaków. - Jeśli mule morskie i rzeczne mają podobna wielkość ale różnią się muszlami to zgadywałam, że to te jeśli jednak kierować się wyglądem to zakładam że to te mniejsze. - Spojrzała na rozbawionych towarzyszy najwyraźniej mających dobrą zabawę z jej niewiedzy nadmorskiej kuchni.

- Drobna podpowiedź ? Ciepło zimno? Może z czym to najlepiej smakuje to wtedy będę zgadywać po smaku? - Zaśmiała się w ich stronę wciągając ich w tą drobną zabawę przy jedzeniu.

- Mule? Ciekawe określenie. U nas zwykle mówi się na nie małże. - stwierdził ubawiony Jonas.

- A u nas almejas. - odparła Rose w podobnym tonie. Ale trzypiętrowy koszyk morskich smakołyków też ich skusił. De la Vega sięgnęła po jednego z nich dłonią i z pomocą małego widelczyka trochę spiła a trochę łyknęła zawartość tej muszli. Po czym tą, już pustą odłożyła na talerzyk.

- Mnie te małe szkraby smakują. - Jonas wziął dla odmiany niewielką krewetkę i jej spróbował. Po czym mruknął z uznaniem chwaląc w ten sposób ten smak.

- A elfka tak, była wczoraj. Znaczy wtedy na balu. I to chyba nawet ona jeśli dobrze widzę. Alane Złotogrzywa. Albo Jasna. To co na początku było to jeszcze pamiętam. - estalijska kapitan zmrużyła oczy próbując przebić się przez mroki własnej niepamięci gdy spoglądała ukradkiem w stronę odległego stołu gdzie z towarzyszami siedziała owa elfka. Przydomek był czytelny ze względu na jasne włosy skośnouchej.

- Była, była. Nawet z nią tańczyłaś przez chwilę. Ja zresztą też miałem tą przyjemność. - Jonas pokiwał uspokajająco głową na znak, że coś może być na rzeczy z tymi wspomnieniami koleżanki po fachu.

Blondynka nie czekała aż towarzysze zjedzą jej wszystko i sama też zaczęła smakować w ‘owocach morza’. Musiała przyznać że wszystko jej bardzo smakowało i mogła sobie wyobrazić żywienie się tak przez dłuższy czas.

- Mule mówimy na te mniejsze, zazwyczaj podawane są gotowane w takim cebulowym... no między bulionem... a sosem, mocno przyprawione liśćmi pietruszki i kawałkiem chleba. A ‘mule’ bo w rzekach czy stawach siedzą właśnie w mule gdzieś przy brzegu. Są też większe ich muszla inaczej się otwiera - Malarka złożyła ręce by imitować w jaki sposób otwiera się muszla większego mięczaka rzecznego - nazywamy je ‘szczeżuje’ tych się nie je bo jednak nie mają odpowiedniego smaku ale używa się ich do karmienia świń. - malarka podchwyciła wątek różaniec fauny wewnątrz lądowej i nadmorskiej dosyć szybko. Zwłaszcza że była to swego rodzaju ciekawostka dla ludzi morza.

- Złotogrzywa… ciekawe z tego co kojarzę w mieście jest chyba większa zorganizowana grupa elfów, niestety nie miałam jak zainteresować się tym tematem. Ostatnio dużo się dzieje u mnie w życiu codziennym. - Pirora i uśmiechnęła się do Jonasa insynuując że ostatnimi czasy jest rozrywana jeśli chodzi o uwagę jaką dostaje od mieszkańców.

- Tak, chyba tak, są tu jakieś morskie elfy. Ale szczerze mówiąc nie miałem z nimi zbyt wielkiego kontaktu. - przyznał Jonas racząc się winem i morskimi smakołykami. Zaczął za to barwnie opowiadać o morskich muszlach po jakie nurkuje się tam, daleko na południowych morzach po perły. Rose wsparła te opowieści potwierdzając je a dodatkowo opowiedziała o muszlach tak wielkich jak ludzki korpus. Gdy ktoś pechowo stąpnął na nie tak, że trafił między ich szczęki to ponoć jedynym ratunkiem było obciąć mu nogę w kolanie. Albo z powodu pogruchotania kości od takiego nacisku i tak trzeba było ją amputować potem.

- No ale chyba kawaler to obiecał nam jakieś tańce dzisiejszego wieczoru. - powiedziała rozeweslona pani kapitan. Wino przyjemnie szczypało języki, morskie smakołyki syciły już żołądki, dyskusja zrobiła się swobodna, ciekawa i mniej oficjalna więc widocznie Rose uznała, że czas spróbować nieco innych atrakcji.

- Naturalnie moje drogie, wybaczcie mi, że was na moment opuszcze. - ciemnowłosy mężczyzna skłonił się swoim towarzyszkom pojmując tą mało subtelną aluzję Estalijki po czym wstał i podobnie jak poprzednio w “Żaglach” ruszył przez główną salę w stronę niewielkiej sceny dla orkiestry.

- I co powiesz kochaniutka? - zagaiła do Pirory korzystając, że przez chwilę były same i stuknęła się z nią kielichem. Sądząc po głosie, uśmiechu i spojrzeniu Rose zdecydowanie miała ochotę na coś więcej niż tylko przyjemne rozmowy przy stole.

- Powiem, że najwyższy czas kusić pana ‘oficera’ - odpowiedziała blondynka wyginając kusząco swoją szyje. Uśmiechnęła się zalotnie do pani kapitan.

- Pozwolisz że pierwszy taniec będzie mój. Ja chyba przyjmę bardziej subtelną taktykę i zostawię ci bycie władczą panią kapitan której się nie odmawia. Jak się uda go zaciągnąć do pokoju to idealnie jak nie cóż zawsze pozostaje nam wynajęcie drugiego pokoju albo przygoda w dorożce w czasie powrotu do naszych łóżek. - Pirora obiecała pani kapitan, że nie ważne jak pójdzie z Jonasem one będa miały udaną noc. Niedługo potem ich gospodarz wrócił i zaczęła się zabawa. Z początku tylko ich trójka w mieszanych parach zajmowała parkiet w pewnym momencie także inni bywalcy zajmowali parkiet. Co było na rękę blondynce, wprawdzie lubiła być w centrum zainteresowania i starała się swoim obserwatorom dawać pokaz wdzięku i szyku jak tylko ona potrafiła, to tłum pozwalał na anonimowość rozmów i reakcji podczas tańca można było kusić, flirtować, proponować coś, ukrywać zmieszanie albo zaskoczenie.

Pirora mogła tylko zgadywać o czym rozmawiała albo jak bezpośrednia była pani kapitan w czasie jej tańca z Jonasem ale niektóre jego reakcje świadczyły, że był czasem zaskoczony tym co słyszał. Kiedy tańczył z malarką wydawało jej się że z każdą zmianą partnerki jego mowa ciała była bardziej ‘dominująca’. Może było to wino albo poczynania pani kapitan może też fakt że kiedy więcej osób zawitało na parkiet Pirora i Rosa były proszone do tańca też przez innych bywalców i było to nie świadoma taktyka zaznaczenia z kim kobiety tutaj przyszły.

Zabawa rozkręciła się na całego. O ile na początku Jonas zamówił jakiś wesoły i szybki kawałek, w sam raz na rozgrzewkę i poprosił Pirorę do tańca to tańczyli tylko we dwoje. Potem oczywiście przyszła zmiana i para oficerów marynarki miała przyjemność ze sobą zatańczyć. A jeszcze później dołączali kolejni i kolejni. Zrobiło się nie mniej wesoło i gwarno jak poprzedniego wieczora w “Mewie”. Chociaż towarzystwo było całkiem inne i zachowywało się w bardziej dystyngowany sposób to jednak w zabawie byli sobie podobni.

W końcu Pirora miała okazję przyjrzeć się bliżej Złotogrzywej. A nawet z nią zatańczyć. To był jeden z tych tańców co dwie linie ustawiały się naprzeciw siebie po czym tańczyły i klaskały naprzeciw siebie. Ale w pewnym momencie zbliżało się do partnera naprzeciwko, łapało za zgięte łokcie wirując i śmiejąc się ze sobą i do siebie i zamieniało miejscami. Często nawet w różnych zestawieniach i po skosie. Więc w pewnym momencie Pirora trafiła do pary z Alane. I elfka okazała się gibka, zgrabna i ładna tak jak to zwykle przedstawiciele tej rasy miały taką opinię. Także miała naturalny wdzięk w tańcu, każdy jej ruch wydawał się naturalny a sam taniec i muzyka musiał sprawiać jej przyjemność. Podobnie jak Keller czy de la Vega podczas tańca nie bardzo przypominała oficera marynarki jak była bez pasa z bronią. Raczej właśnie jak kogoś kto przyszedł na zabawę i tańce tego wieczora. Ubranie miała jednak w nietypowe zdobienia wyszyte z niezwykłą precyzją a i wzory były takie zawijasy i spirale w jakich lubowały się elfy.

Drobne gesty, “przypadkowe” muśnięcia, uśmiechy, uwodzące spojrzenia, trochę więcej wina i trochę szeptów, trochę pokazowych sztucznych scenek szeptania między Rosą a Pirorą odegranych dla Kellera co by myślał że Rosa namawia do “czegoś” blondyneczkę z Averlandu, ta niby się peszy, zaprzecza potem pąsowieje by w końcu przy którejś scenie pokiwać głową w zgodzie. Van Dake była ciekawa czy Naji pochwaliłaby ich mała improwizacje.

Godzina była już późna cała trójka zasiadła przy swoim stoliku dając odpocząć nogom, dopijając ich ostatnią butelkę wina i podjadając ostatki z kolacji. Siedzieli bliżej siebie niż na początku tego spotkania, można by powiedzieć, że spoufalili się mocno w ciągu tych paru godzin. Część gości rozeszła się już do swoich łóżek innych chwytała alkoholowa drzemka.
Blondynka uznała że ich mała intryga dojrzała wystarczająco by zebrać plony. Trąciła nóżką łydkę pani kapitan i posłała jej spojrzenie na znak że pan Keller nie będzie bardziej gotowy niż w tej chwili. Jako “przyzwoitka i opiekunka” Pirory to była ta chwila na finalny pokaz jej kapitańskiej władczości.

- Myślę, że przydałoby się nieco zmienić otoczenie. - powiedziała wesoło Rose patrząc roziskrzonym wzrokiem na dwójkę swoich partnerów. Delikatnie musnęła palcami po dłoni koleżanki i zachęcająco uśmiechnęła się do towarzysza. Czy o tym rozmawiali wcześniej podczas tańców i zabawy czy też Keller był taki domyślny i wyczuł koniunkturę to Pirora nie wiedziała. Ale dość sprawnie zaproponował odpoczynek w pokoju na górze na co pani kapitan bezwstydnie przystała wesoło podrywając się z ławy i biorąc pod ramię swoją partnerkę.

- To proszę prowadzić kawalerze. - powiedziała zachęcająco. I kawaler strzelił obcasami, zamaszyście skinął głową przez co wyszło nieco przesadnie i komicznie z tym salutem co rozbawiło Rose bo się wesoło roześmiała. No i tak poszli we trójkę na górę. Znaleźli się w izbie bardzo podobnej do tej jaką w “Żaglach” wynajmowała i Rose i Pirora. Dwie szafy, łóżka, kufry i stół z trzema krzesłami.

Para oficerów marynarki zdawała się się mieć bardzo zbieżne cele na wizytę późnym wieczorem w tym pokoju a zwłaszcza sprawdzanie możliwości łóżek. Zaczęło się od zwykłego dotyku i pocałunku ale szybko gwałtowne namiętności zaczęły brać górę nad dobrym wychowaniem i moralnością. Pośpieszne palce próbowały rozpinać te wszystkie swoje i cudze guziki, haftki i sprzączki, pozbyć się butów i reszty ubrań aby jak najszybciej dostać się do tych interesujących rzeczy pod spodem.

Pirora patrzyła na nich z lekkim uśmiechem i powoli sama zaczęła pozbywać się wierzchnich ubrań. Pozwoliła być podczas popaść w zapomnienie przez zajętą sobą dwójkę marynarzy. Ale nie do końca gdyż w końcu znalazła się za plecami officera i delikatnym dotykiem na odkrytych ramionach przypomniała im o swojej obecności. Okryta nadal haftowaną haleczką stanowilą na początku asytę do ich aktu miłości.

Pirora nawet nie wyobrażała sobie jak bardzo brakowało jej tego męskiego pierwiastka w jej intymnych przygodach. Żadna kobieta nie umiała wnieść do sypialni tego czegoś. Pewnie dlatego pan rozkoszy miał obie formy. Jonas może jakimś nadzwyczajnym kochankiem nie był ale wystarczyło go dla niej i Rosy. Blondynka grała rolę niedoświadczonej owieczki sprowadzonej do pokoju, zwiedzonej poczuciem bezpieczeństwa i “uwiedzionej” zachowaniem officera.

Potem nadal grała tą rolę by wydawać się mało doświadczoną ale ochoczą do zabawy kobietką. Jedynie przemycała niepostrzeżenie swoje subtelniejsze techniki, wykorzystywała Rose do grania głównych skrzypiec tej szalonej orkiestry. Widząc panią kapitan ujeżdżająca Jonasa jak dzikiego konia był przepiękny i Pirora pożałowała że nie może tego uwiecznić na płótnie w tej chwili. Kiedy pani kapitan została odpowiednio zaspokojona kolej przyszło na szlachciankę. By to jedyny moment kiedy cała intryga stanęła na włosku. Stwierdzenie van Dake, że oszczędza się dla męża które Rosa szybko przerobiłą w bardziej “egzotyczną” przygodę, przypomniała sobie swoje wspólne noce z blondynką i jej pokaz tileańskich sztuczek sodomi. “Mieć ciastko i zjeść ciastko” tak to określiła naprowadzając Kellera na odpowiednią ścieżkę.

Potem zrobiło się dziko, szlachcianka wyjękiwała pochlebne słówka na temat Jonasa i jego poczynań. Co musiało mu się podobać bo poczynał sobie z malarką coraz śmielej. Rosa z początku tylko obserwowała tą scenę a potem dołączyła do pary pomagając Pirorze osiągnąć ich finał. Spoceni i zdyszani po tych igraszkach skończyli przytuleni wymieniając między sobą pojedyncze pocałunki.

Para kochanków panny van Dyke okazała się całkiem zgrabnym zespołem do współpracy. Chociaż każde w innym stylu. Z Rose z jaką Pirora już miała okazję i przyjemność poznać i zabawiać się wcześniej wyszło z jednej strony całkiem udanie jak i poprzednimi razami. Ale, że tym razem towarzyszył im mężczyzna to jednak nadało to całkiem innego charakteru. Estalijka też nieźle sprawdzała się w roli mentora i jakby starszej siostry. Dla tej młodszej była opiekuńcza i troskliwa. A jednocześnie zachęcała do wspólnych zabaw czy z nią czy z Kellerem.

Sam Keller jako kochanek okazał się też być niczego sobie. Nawet z dwoma kobietami radził sobie zabawiając je na przemian równie udanie jak wcześniej podczas tańca na parkiecie. Jedyny moment którego chyba nie przewidział to ta skromna prośba o zachowanie dziewictwa blondynki. A raczej propozycja alternatywnej zabawy. Jaką się chyba zdziwił ale było to całkiem przyjemne zdziwienie. Mężczyzna wydawał się być wręcz zachwycony taką opcją i bez skrupułów z niej skorzystał. Chociaż starał się być w miarę ostrożny w takich manewrach. Bo w pozostałych zabawach raczej dawał się ponieść gorączce chwili i temperamentu. Był żywiołowy i miał na tyle woli i zdecydowanie, że dwie kobiety, w tym jedna tak dominująca jak pani kapitan z “Morskiej tygrysicy” bynajmniej go nie przytłaczały. Ale w końcu jednak nastąpił ten moment przyjemnego, rozleniwiającego zmęczenia w sam raz aby zrobić sobie przerwę, zwilżyć gardło winem ze stolika i złapać drugi oddech.

Blondynka wymieniła z zrelaksowanym i mentalnie obnażonym mężczyzną małą wymianę zdań. Oczywiście pojawiło się zapewnienie, że dała się ponieść emocją i ma nadzieje, że Jonas nie uważa ją kobietę lekkich obyczajów. I oczywiście zgrabnie naprowadziła oficera, by ten zaproponował jej kolejne spotkanie skoro już znają się na takim poziomie intymności takie powtórzenie wieczoru; kolacja, tańce i to co później. Po reakcjach oficera mogła powiedzieć że nie trudno będzie jej go przekonywać do różnych innych rzeczy po tym wieczorze.

Po jakimś czasie odstawiły z de la Vegą jeszcze jedno przedstawienie gdzie niby “opiekunka” szlachcianki przekonuje ją do bardziej wszetecznych rzeczy które zdecydowanie nie przystoją szlachciankę. A blondynka odgrywała zawstydzenie sprzeciw by w końcu ulec pani kapitan zanurzając ich całą trójkę w coraz bardziej bezwstydnych aktach.
By w końcu paść na łóżko rozkosznie zmęczeni i usnąć spleceni swoimi ciałami.
 
Obca jest offline  
Stary 07-05-2021, 18:26   #283
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Festag (8/8); Wieczór; statek “Morska tygrysica”; Vasilij i Rose de la Vega

- Interesy Pani Kapitan, interesy. Nie zajmę długo proszę o chwilę Pani czasu i przepraszam za późną porę. - Cichy odpowiedział na pytanie kobiety.

- Interesy. No tak. Interesy. - pani kapitan jakoś nie wyglądała na zbyt uradowaną z takiej wizyty. Przyjrzała się gościowi z góry do dołu zastanawiając się pewnie co tu teraz począć. - No dobrze. No to porozmawiajmy o tych interesach. - dała znak aby Cichy do niej dołączył gdy sama skierowała swoje kroki w stronę burty jaka wychodziła na czarne od nocy wody zatoki. Tam się zatrzymała a jej załoganci stali kilka kroków dalej. Nie wtrącali się w dyskusję ale widać było, że dbają aby gość zachowywał się należycie i rozsądnie.

- Tak jestem Vasilij zwany też “Cichym” co zapewne zdradziła Pani Versana. - powiedział uśmiechając się przy tym lekko ironicznie - Co jeszcze powiedziała? Zresztą przyszedłem bo jakoś opornie szło spotkanie które chciała załatwić. Z uprzejmości to oddana przyjaciółka ale sam potrafię znaleźć partnera czy partnerkę do interesów jak mam sprawę. No tylko z tej samej uprzejmości czekałem i dni jakoś leciały…. Więc zjawiłem się na własną rękę. Jestem trochę zalatany więc Pani Kapitan wybaczy jeszcze raz późną porę. - oparł się o element zabudowy burty i zaczął wpatrywać się w morze.

Po chwili Gergiev spojrzał znów na kobietę
- Przejdę do rzeczy żeby nie mitrężyć naszego czasu. Wiem o Pani wyprawie od stolicy w zaufaniu którego nie naruszę. Tylko po prawdzie z tego powodu ta wiadomość stała się znacznie mniej użyteczna - powiedział z lekkim żalem. - Wymyśliłem jednak jak ugryźć sprawę tak by Pani zarobiła wraz ze mną i żeby zanadto nie obciążać wyprawy. Jedziecie tam po srebro przerobione na ich te artystyczne cudeńka. Widelczyki, nożyki i inne precjoza. To wszystko jest wyrabiane ze srebra. Więc najpewniejszą walutą do zakupu jest nie złoto a srebro które będą mogli przerobić na kolejne towary. Tym bardziej, że zima jest srebra na ich rynku pewnie nie jest specjalnie dużo i droższe niż u nas bo zimą ciężej przewieźć a na wiosnę to u nich handel ruszy z kopyta. Sprzedałbym Pani srebro w różnej postaci, jak się przetopi to nie ma różnicy a i tak będą przerabiać. Nie jest tego specjalnie dużo ale zawsze się przyda, równowartość może 200 albo 300 monet. - Vasilij wyłożył wstępnie co może zaoferować.

- A więc o moim srebrze też wiesz. A ja nawet nie wiem z kim rozmawiam. Świetnie. Po prostu świetnie. - mruknęła Estalijka jawnie okazując niezadowolenie z takiego przebiegu wypadków. Zacisnęła usta w wąską, zawziętą linię i oparła się tyłem o reling swojego statku. Dla odmiany wpatrywała się gdzieś w dal, na dachy domów po stronie portu.

- Powiem ci tyle Vasiliju zwanym Cichym, że rozmawiam z tobą tylko ze względu na moją znajomość z Versaną. - powiedziała aby wyprostować tą sprawę dając znać, że Versana miała swój udział w tej rozmowie nawet jeśli teraz jej tutaj z nimi nie było.

- A widzę, że jesteś świetnie zorientowany w sprawach srebrnego rynku. Tylko pozazdrościć. - rzuciła w przestrzeń jakimś ni to cierpkim ni to ironicznym głosem. - Karlika też znasz? - rzuciła spoglądając na stojącego obok mężczyznę. - Jakie masz to srebro? W czym? Na kiedy możesz je dostarczyć? - zadała szybkie pytania na temat celu transakcji o jakiej rozmawiali.

- Spójrzmy na to inaczej dzięki Versanie działamy po jednej stronie. Z obopólną korzyścią co zdaje się przewidziała. Zaufała mi tak jak zaufała tobie. Oczywiście możesz powiedzieć, że ma długi język. Pewnie to nawet prawda w pewnym sensie. Zna się jednak na ludziach i potrafi ich ocenić. I oto jesteśmy… - Vasilij rozłożył ręce obejmując nimi pokład. - Srebro jest w różnych przedmiotach i różnej próby. Jak się je przetopi nie ma różnicy byle zapłacić za nie wedle wartości. Na kiedy miałoby być? Ja wbrew pozorom nie wiem wszystkiego. - powiedział Giergiev do De la Vegi.

- Widzę, że ufa tobie bardziej niż mnie. Ty znasz moje nazwisko a ja twojego nie. Wiesz gdzie mnie szukać a ja ciebie nie. Więc to tak nie bardzo z zaufaniem i partnerstwem. - zauważyła cierpko kapitan dając znać, że to ją dość uwiera ten brak równości.

- Czyli masz gotowe fanty. To nie jest tak chodliwe w stolicy jak kruszec. Kruszec jest potrzebny na zrobienie fantów dlatego to pewne, że zejdzie. A gotowe precjoza no cóż, ja nie będę latać po mieście aby opchnąć komuś gotowe fanty. Będę miała za czym latać. - pokręciła głową na znak, że jej zdaniem srebro srebru nie równe. I chociaż była chyba pewna, że sama upłynni swój towar to nie miała takiej pewności co do gotowych wyrobów o jakich mówił Vasilij. Zwłaszcza jak chciała załatwić sprawę tak szybko jak to możliwe a nie czekać aż ktoś da odpowiednią cenę.

- Vasilij Giergiev do usług - skłonił głowę z łobuzerskim uśmiechem. - Właściciel faktorii handlowej "Kruk" w tutejszym porcie. W dowód zaufania i na przeprosiny za Ver odkrywam co przed piękną kapitan było skrywane. Oficjalnie jestem kupcem, nieoficjalnie przemycam towary. - wyjaśnił czym się zajmował okazując olbrzymią dozę dobrej woli i zaufania.

- Będzie pani obracać srebrnymi wyrobami. W stolicy i nie tylko bo dalej popłyną w świat. Gdzieś się na nie znajdzie kupiec. Żeby ułatwić sprzedaż w przyszłości tego co dostarczę dla pani dam na nie 10% obniżki od ceny rynkowej. Potem sprzeda to Pani z zyskiem. - zaproponował Vasilij.

- No proszę. I jednak się dało. - pokiwała głową Estalijka w trójgraniastym kapeluszu pierwszy raz okazując zadowolenie i uśmiech półgębkiem.

- No ale 10% na gotowce to tyle co nic. Za 20% zniżki mogę je odkupić od ciebie. - powiedziała tonem handlowca.

Ton handlowca był Vasilijowi bardzo dobrze znany.
- Powiedzmy 15% i oryginalna kolacja po powrocie Pani kapitan żeby uczcić sukces. - Gergiev zaproponował kompromis. - Mogę też skupować dla Pani takie wyroby i zaoferować taką zniżkę również w przyszłości. Taka współpraca z korzyścią dla wszystkich. - Vasilij się uśmiechnął.

- To raczej jednorazowa ekspedycja wymuszona okolicznościami. Nie sądze aby powtórzyła się w przyszłości a i nie jest to port do jakiego zawijam zbyt często. Ot, ugrzęzłam tu na tą zimę. 25% wydaje mi się całkiem odpowiednie na taką jednorazowe odkupienie trefnego towaru. - odparła z półuśmiechem estalijska oficer dając znać, że raczej nie zamierza osiadać tu na stałe ani nawet wizytować zbyt często tego miasta z jakim nie wiązała swojej przyszłości.

- Twardy negocjator. - pochwalił Panią kapitan - Zgodzę się zatem na 20% - Vasilij skinął głową. - Na kiedy dostarczyć towar? Najwcześniej mógłby być tu jutro o tej porze. Chyba, że mamy więcej czasu. - Cichy przeszedł do szczegółów.

- Im wcześniej tym lepiej. Jutro może jeszcze nie ale jak pogoda pozwoli to raczej nie będę zwlekać z wyjazdem. Na 20% mogę się zgodzić. Proszę dostarczyć towar tutaj na statek. Jeśli mnie nie będzie Pierre go odbierze i wypłaci należność.- odparła kapitan dając znak, że na taki układ może się zgodzić. Wskazała na jednego z mężczyzn jacy stali kilka kroków dalej czekając na wynik tej rozmowy.

Vasilij skinął mu głową.
- Skoro już rozmawiamy to zapytam czy może mogę w czymś pomóc Pani Kapitan? - Giergiev kontynuował rozmowę w dobrym nastroju rad, że dobił targu i ze szczerymi intencjami wobec rozmówczyni.

- Myślę, że wszystko już mamy ustalone. - odparła kobieta lekko kręcąc głową na znak, że sprawy uznaje za omówione i zakończone.

- Dziękuję zatem za chwilę jaką mi poświęciłaś droga Pani. - Vasilij lekko się skłonił - Do zobaczenia.
 
Icarius jest offline  
Stary 08-05-2021, 15:26   #284
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Wallentag (1/8) Ranek; tawerna "Czarna Czapla" Vasilij; Egon; Silny


Po zamówienia kolejki piwa Vasilij przystąpił do wyjaśniania.

- Chcemy znaleźć tego mordercy. - powiedział cicho konspiracyjnym tonem - Możliwe, że to mutant który zdziczał mało w nim ludzkich cech i będzie go trzeba zabić. Mi się jednak wydaje, że on czuje zew krwii. Jak ty czy Egon tylko inaczej. Może mocniej bardziej dziko a może miał słabszy umysł. Wyrywa tym kobitkom żebra z nadludzką siłą - popatrzył jeszcze chwilę na Egona dla potwierdzenia, że nic nie pokręcił. - Jednocześnie jest w nim na tyle człowieka, że wciąż zabija tylko "kurtyzany". Na nich się skupił z jakiegoś względu. Nie na kobietach na nich więc dla mnie to on będzie rozumny. Ukrywa się najpewniej w kanałach i to bardzo sprawnie do tej pory. Mamy miejsca zabójstw z jednej strony z drugiej wlot do kanałów od strony Portu. Bierzemy pod uwagę tylko te przez które można wejść. Da nam to obszar poszukiwań. Strefę między wejściami a miejscem zabójstw. Trochę się znam na tropieniu. Co prawda w kanałach to się nie przyda tak bardzo ale założenia teoretyczne już tak. Trzeba nam określić obszar na którym zwierzyna najczęściej może występować i zacząć szukać jakiś śladów jej bytności. Jak będzie trzeba przeszukiwać dokładnie w końcu znajdziemy a wtedy… Zobaczymy czy może być nam bratem czy nic z jego ludzkiej natury już nie zostało? Zabijmy go tylko w ostateczności. Wielu z nas straciłoby się w zewie czterech potęg gdyby nie Starszy. Zew Krwii co obaj wiecie na własnej skórze- spojrzał na rozmówców- jest jednym z najsilniejszych. Pomożesz? - zwrócił się już bezpośrednio do Silnego. - Nie mogę go szukać z pomocą własnych ludzi bo jak im wytłumaczę, że nie chce potwora ubić na miejscu. Pomyślą, że zwariowałem. Zresztą może tak jest skoro chce mu ułatwić przemianę. Przemianę z tego czym jest w tego kim może być. - Vasilij być może odnalazł zalążek własnej ścieżki. Przemiany ludzi, miejsc, sytuacji. Wszystko dla chwały i mocy czterech potęg. Z marzeń o salonach wylądował w kanałach pomyślał, że to bardzo skomplikowana droga.

- Pomóc to mogę wam pomóc. Ale nie jestem pewny czy chcecie się do tego właściwie zabrać. - powiedział Silny gdy Vasilij przedstawił mu na czym rzecz polega. Mięśniak przełknął co miał w ustach, popił łukiem z kufla nim wznowił swoją myśl

- To z tym, że to coś wyrywa żebra i tak dalej to żart? - spojrzał na jednego i drugiego kolegę chyba nie bardzo wiedząc jak dosłownie ocenić ten zwrot użyty przez Vasilija. - Bo jak nie no to ma parę w łapach. Albo używa jakiejś siekiery, topora czy co. Wcale nie tak łatwo skruszyć kość póki ktoś śmiga i dyga. Więc nie zapowiada się na to, że pójdzie po dobroci. - powiedział co sądził na ten temat. Widocznie miał wątpliwości czy pójdzie gładko w starciu z kimś kto dysponuje takimi możliwościami.

- No ale na razie odkładając to na bok. Wiecie gdzie go szukać? Bo kanały to się ciągnął pod całym miastem. Można się szukać i szukać. Do wiosny. Nawet w porcie to tych wylotów parę jest. - zapytał jakby liczył, że koledzy mają jakiś pomysł jak zawęzić obszar poszukiwań.

- I skąd wiecie, że atakuje tylko panienki? To jak nas spotka to co? Pójdzie dalej? - zagaił o kolejny wątek mrużąc oczy i zastanawiając się jak to ma się z tymi motywami napastnika o jakich wspomniał Vasilij.

- Jak nas spotka to przede wszystkim nie jesteśmy na jego liście “koniecznych do ubicia”. Panienki natomiast tak. Może da się rozmawiać a zakładam, że rzadko ma okazję gdyby faktycznie miał deformacje. Tacy ludzie to potwory ale są też potwornie samotni. Żeby była jasność spodziewam się walki ale nie wykluczam i nie eliminuje możliwości rozmowy. Nie sprawdzamy całych kanałów. - Vasilij odrzucał taką możliwość od samego początku - Mamy dwa ciała i wejścia w porcie najbliżej nich. Chcemy dziś iść na rekonesans. Egon miał poprosić Strupasa, żeby zorganizował obserwację tych wylotów z kanałów na nocną zmianę. Wcześniej czy później jeśli nasz zabijaka wychodzi w porcie zauważą go i dali by nam cynk od którego wlotu trzeba zacząć. Przy okazji jak poszło? - Vasilij spojrzał na Egona pytającym wzrokiem.

// tutaj jeszcze będzie fragment o Strupasie

- Mhm. A co zrobisz jak on sobie wyjdzie na polowanie za tydzień? Albo za miesiąc? W ogóle wiesz kto to może być? - Silny pokiwał głową na takie wyjaśnienia. Kończył już swój bigos ze skwarkami i kiełbasą. Spojrzał pytająco na Vasilija co jak na razie był bardziej rozmowny od kolegi.

- Póki co atakuje dość regularnie. Wcześniej niż później. Więc to nie będzie miesiąc a tydzień czy dwa przy złych wiatrach. Skoro już jesteśmy przy temacie kto to... słyszałeś coś ciekawego w tej sprawie? - Vasilij podpytał Silnego.

- Właściwie póki wczoraj Czarny nie kazał bić w dzwony to nie. - mięśniak pokręcił przecząco głową dając znak, że ten temat do tej pory go omijał. - Nie słyszałem by ktoś zdjął jakąś panienkę. Ale jak Czarny się za to wziął to widocznie coś jest na rzeczy. - przyznał, że chyba trochę się dziwi, że ta sprawa jakoś wcześniej nie dotarła do jego uszu. Wsadził końcówkę kromki chleba w talerz i zaczął go czyścić do czysta nim zaczął gryźć tą końcówkę smacznego i sytego śniadania.

- Widziałem trupy, które zostawiał - rzekł Egon. - Jeśli przyjdzie to walki, to nie będzie łatwa. Dziewczyna, którą widziałem, miała spore dziury w brzuchu i w zasadzie była bez szyi. Nie był to miecz ani topór, prędzej powiedziałbym, wielkie pazury - Egon wyłożył Silnemu. - Vasilij gada, że możemy bestię obłaskawić, ale ja wątpię w to. Jak się na niego natkniemy, to nas pewnikiem zaatakuje. A potem to nie wiadomo, co będzie.

- Morderca atakuje tylko kurtyzany, zawsze po zmroku. Wiemy, że mieszka w kanałach albo bagnach. Morderstwa były w okolicy Beczkowej i Zbożowej. Jak poszukamy między tymi ulicami, pewnie coś znajdziemy. Ja bym zaczął przy paru włazach. Jak jest silny, to potrafi je odwalać i zasuwać z powrotem.

Jak dla mnie to jest kwestia tego, jak szybko go znajdziemy. Obława w kanałach między tymi ulicami to raczej nie jest kwestia pojedynczego wypadu.

- Aha. - Silny odsunął od siebie pusty już talerz gdy tak w milczeniu przeżuwał ostatni kawałek pajdy chleba moczonej w sosie po bigosie. Akurat skończył jak Egon skończył mówić swoje. Wtedy sięgnął po kufel i upił z niego łyk.

- No jak mnie nie robicie w balona to to co ty mówisz bardziej mnie przekonuje. - wskazał na kolegę gladiatora, że bardziej mu to przemawia do przekonania. - Nie wiem jak on rozróżnia kogo ma zaatakować ale z tego co wiem jak się komuś wjedzie na chatę bez zaproszenia to albo zwiewa albo się broni. Do tego jak go się nie uda zaskoczyć to może łatwo nam zwiać w tych kanałach. Ale jak naprawdę wyrywa gardła i żebra to nas trzech może być mało. Trzeba by ściągnąć jeszcze kogoś. Może pogadać z Versaną by użyczyła Kornasa. Może z tą Wilczycą z toporami. Jak się trzeba będzie rozdzielić czy co to z nas trzech może wyjść jeden na jednego z tym cwaniaczkiem. - powiedział jak to sobie wyobrażał takie ewentualne starcie w kanałach.

- A z tymi atakami to nawet jak buszuje w kanałach to na same ataki musi wychodzić. Myślę, że to nie jest zwierzę. Przynajmniej nie takie zwykłe. Drapieżnik jak atakuje to po to by zeżreć ofiarę. Chyba, że jakieś tresowane bydlę jak psy bojowe albo te co mają zagryzać złodziei. Ale nie słyszałem o psie co byłby w stanie wyrwać żebra. Rozpłatać gardło no to jeszcze ale nie żebra. I pies czy coś takiego nie poradziłby sobie z włazami. Musiałby mieć jakąś dziurę. Albo ktoś by musiał go wypuszczać. A potem to samo przy powrocie. - Silny podzielił się z kolegami swoimi przemyśleniami na temat takich ataków. Upił znów z kufelka i spojrzał na kolegów co oni na to wszystko.

- Potrzebowalibyśmy sieci, takiej, której używają łowcy niewolników, jeśli chcemy coś zdziałać - rzekł Egon, przypominając sobie ciężkie i mocne sieci, którymi dysponowali Norsmeni czasem napadający na miasteczka na Morzu Szponów, by łowić mieszkańców. - I mocnej tarczy. Jak przyjdzie do czegoś, będzie cholernie ciasno. Nie będziemy w sytuacji, żeby walczyć we trzech, tylko jak coś to ktoś będzie musiał przyjąć uderzenie tego draba.

- Ten felczer, o którym wspomniał Starszy - zna się się coś na truciznach? Chcemy go złapać, to sieci, tarcze i strzałki ze specyfikiem na sen to coś, co musimy skombinować.

- Myślę, że nie ma drugiej albo trzeciej osoby zamieszanej w to - rzekł Egon na słowa Silnego. - Raczej nie zwierzę… Zwierzę nie gustowałoby tylko w kurtyzanach. Bardziej coś zwierzęcego, ale zachowującego pozory człowieka. Mutant pewnie. Ktoś dość inteligentny, żeby samemu właz zasunąć. Dlatego jest nieuchwytny. W mroku nikt nie pomyśli, żeby szukać go po kanałach. Znaleźć trudno go będzie… Ale pewnie ma gdzieś siedlisko w tym swoim grajdole - Egon zamyślił się, zastanawiając się, jak najlepiej zlokalizować miejsce, gdzie bytował mutant. Nie mieli wszakże żadnych innych poszlak poza dwoma miejscami, w których doszło do ataków.

- O tym, że to mutant najpewniej mówię od kilku dni. Dobra podsumujmy sieć i trucizna to dobre pomysły. Tylko to by trzeba mieć wzmocnione. Rozpruwacz nawet jeśli nie jest duży, bo tego nie wiemy to jest cholernie silny. Jak ma jakieś pazury to sieć może przerwać zastanawiam się jak tego uniknąć. Trucizna czyli w zasadzie jakiś środek obezwładniający w dużej dawce. Też trzeba dogadać z felczerem jak go podać. Najlepiej poprzez ranę... Do tego włócznia byłaby dobra wchodzi głęboko. Mieczem zdarza się ciąć włócznią byłoby pewniej. Siatkę choć to trochę sadystyczne można wyposażyć w haczyki. Jak się wczepią w ciało to nawet największy twardziel leży potulnie inaczej sam rozrywa sobie skórę w wielu miejscach. Tylko nie wiem czy to nie przesada i czy gość nie jest szalony do końca. Wtedy haczyki go raczej nie powstrzymają. Kornas i Wilczyca jako dodatkowe uzupełnienie to dobry pomysł. Versanę może nawet uda się przekonać w końcu robimy to dla zboru. Tę Norsmenkę to nie wiem. To nie jedna z nas ale lubi wyzwania i bitkę. Można zapytać tylko ją bym zostawił jako ostateczność albo dostał od Starszego zgodę na wciągnięcie ją w akcję. Myślę, że może trzech twardzieli i strzelec to taka grupka w sam raz na Rozpruwacza. Czy myślicie, że jednak go nie doceniam? - Vasilij snuł rozważania z kompanami.

- Sporo luda będzie chodziło po kanałach - mruknął Egon. - Dwóch, trzech styknie. Nie ma sensu, żeby po kanałach chodził cały orszak zbrojny. Linia frontowa, ktoś z siecią i strzałkami z trucizną i ktoś, kto by ubezpieczał tyły. Nie więcej.

- Nie gadaj głupot Vasilij. Jakby to chodziło o sprawy zboru to mistrz by o tym mówił na zborze. A nic nie mówił na ten temat. - Silny spojrzał na młodszego kolegę raczej z pobłażliwym uśmiechem.

- A siatka no fajnie. Kto z was umie się nią posługiwać? Bo ja za cholerę. - popatrzył pytająco na obu kolegów.

- Z włazami do kanałów nie wiem czy to takie oczywiste. Większość jest zawalona śniegiem. Nie jest łatwo znaleźć jakiś co jest odkryty. - pokiwał na boki głową jakby nie wykluczał takiej możliwości ale jednak nie wydawała mu się ona taka łatwa do zrealizowania.

- A z Sebastianem można pogadać czy coś by mógł zorganizować do usypiania. Ale to trzeba do niego pójść. I nawet jak może to by musiał to pewnie przygotować. - skinął głową na znak, że można zawiadomić młodego cyrulika ale to trochę potrwa no i pewnie trzeba by czekać na efekty jego pracy. Zwykle cyrulicy jak zamówioną miksturę przygotowywali na drugi dzień to było prędko. A czasem czekało się i kilka dni albo dłużej.

- Silny to, że Mistrz czegoś nie powiedział na zborze. Nie oznacza, że jakiejś sprawy nie robisz dla zboru. Jest coś takiego co nazywa się ogólnym interesie grupy. Złapanie Rozpruwacza i wydanie go do oceny Mistrzowi takim właśnie interesem jest. - wyjaśnił kompanowi jak on widzi sprawę - Sebastian i jakieś obezwładniające substancje to nasza największa szansa. Znajdę go przez Kurta, postaram się zamówić co trzeba to pewnie chwilę zajmie. Szukanie też… Szukamy od dziś i ryzykujemy spotkanie nieprzygotowani? Czy czekamy dzień może dwa albo i lepiej aż Sebastian coś upichci? Pamiętajcie tylko, że nie znamy możliwości naszego medyka. Równie dobrze może wyprodukować śmierdzące ale nie groźne gówno. - Giergiev spojrzał po towarzyszach. Oni z nim dzielili ryzko on z nimi decyzję.

- Znaczy się, to zawęża ilość miejsc, gdzie możemy go złapać - zastanowił się Egon. - Jeśli te wszystkie włazy są zawalone śniegiem, to włazów w okolicy morderstwa będzie mało. Może nawet jeden albo dwa. Będziemy mieli pewność, że chodził tą okolicą właśnie.

- Siatką nie robiłem wcześniej. Ale co to za filozofia - wzruszył ramionami Egon. - Rzucasz i po sprawie. Choć przyznam, że przydałby się jakiś trening przed tym.

- Skombinujmy tą siatkę i specyfik. Jak to będziemy mieć, to naznaczmy, kiedy wchodzimy w kanały. Czym prędzej, tym lepiej. Wiem, że wejście w dokach jest łatwiejsze, ale mam wrażenie, że używając włazu na Beczkowej szybciej tam dotrzemy.

- Skoczę do Kurta i Sebastiana potem. - Vasilij powiedział kompanom. - Kiedy się widzimy ponownie jutro rano o tej samej porze? Przy okazji z zupełnie innej beczki. Nie mówiłem wam tego ale chyba pora. Siedzimy razem w Zborze, teraz w tym gównie i to dosłownie z “Rozpruwaczem” jak będziecie mieli sensowne interesy na boku do których potrzebna wam gotówka dajcie znać. Zawsze coś się wymyśli tylko wiecie nie cokolwiek dobrze przemyślane. Ufam wam i wiem, że możemy razem działać na większej ilości pól z czasem. - Gergiev przedstawił możliwość towarzyszom.

- Ale jak mistrz o czym nie mówił na zborze to znaczy, że nie jest to sprawa całego zboru. - Silnemu jakby żyłka zapulsowała na skroni, jak usłyszał jakim tonem odpowiedział mu młodszy stażem kolega ze zboru.

- Pójdę do młodego i z nim pogadam. Możemy spotkać się tutaj jutro. - Silny skinął głową i wstał od stołu sięgając po swoją czapę i futro jakie do tej pory leżało na ławie obok niego.

Vasilij nie chciał wchodzić w żadną zwadę z Silnym.

- Przyjacielu dziękuję za pomoc. Co do Zboru to miałem jedynie na myśli to, że jeśli Rozpruwacz przelewa krew i go zwerbujemy - wskazał ręką na ich trójkę - to zbór na tym zyska prawda? Starszy go oceni ale nowy nabytek dla Boga Krwii to zawsze dar dla zboru. I tak bym go traktował. Jak dar i coś dodatkowego od nas z własnej inicjatywy.

- Jak rozpruje kogoś z nas zamiast jakiejś ladacznicy to niekoniecznie. - zauważył mięśniak ubierając kożuch. Po czym skinął głową obydwu kolegom - To do jutra. - i ruszył w stronę wyjścia.

Egon skinął na odchodzącego Silnego, po czym zwrócił się do Vasilija:

- Silny dobrze gada. Jak zejdziemy w kanały, to nie wiemy na pewno, co się stanie. Może schwytamy go, ale całkiem prawdopodobne jest, że usieczemy go po prostu. Jak na ludzi napadnie, to będziemy się bronić i tyle.

- I druga sprawa. Mamy na walkę wojowników i paru ludzi, którzy chcieliby to obejrzeć. Wiesz, ja bym tą pierwszą zorganizował zysk po obstawianiu - przegraną zbieramy my, wygraną po procencie odbierają wojownicy. Ale potrzeba nam miejscówki dobrej. Mówiłeś, że jesteśmy w stanie to mieć w dokach - masz już coś, czy mam się rozejrzeć za tym?

- Do jutra bracie - pożegnał Silnego Vasilij. Potem zwrócił się już do Egona. - Jasne, że będziemy walczyć ale weźmiemy te sieci truciznę i może pójdzie po mojej myśli. W najgorszym razie, zarobimy nagrodę. O ile oczywiście nikogo z nas nie zabije - Vasilij wzruszył ramionami takie było ryzyko tego działania - Dobra to organizowanie walk - Gergiev przeszedł do drugiego tematu - ma jeden newralgiczny punkt. Te całe kursy, rachunki prawdopodobieństwa kto wygra i wielkość udziału wojowników. Trzeba to przegadać myślałeś nad tym? Samo złoto to ja znajdę, tylko nie chciałbym dopłacić jak coś pomylimy. - Vasilij spojrzał na kompana. Pomagał mu trochę na ślepo w jego zadaniu. Vasilij lubił Egona chciał spełnić jego cel ale nie do końca był pewny czy Egon ma uwzględnione aspekty finansowe.

- Wszystko przemyślane, nie wchodzimy w to na ślepo. A zresztą, mały to biznes. My tutaj eksperymentujemy, a nie próbujemy zbawiać świat.

-Ja bym tylko nie chciał eksperymentować tak, że dostaniemy po kieszeni. Zdam się jednak na ciebie w tym projekcie. Zgodę Theo załatwiłem, kasę mogę dołożyć obstawę dać. Rozumiem załatwisz to tak, że stratny nie będę? To, że zysk niepewny rozumiem. Jedynie nie chciałbym dokładać do tych zabaw. - Vasilij opowiedział czego się obawia.

- Ano, jeśli będziemy stratni, to zamykamy, straty powetuję z mojej kieszeni. Stoi? - odpowiedź dla Egona była oczywista.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 08-05-2021, 20:27   #285
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Wallentag (1/8); Ranek; kamienica van Darsen; Versana, Łasica

- Dziękuję za informację. - ucałowała policzek siostrzyczki w ramach wdzięczności. Jej skóra była delikatna i sprężysta. Pachniała świeżym, morskim powietrzem. Ver lubiła ten zapach. Jakoś nieodzownie kojarzył się jej on właśnie z Łasicą.

- Też mam dla ciebie małe co nieco. - postanowiła zrewanżować się kochance kilkoma smaczkami na temat kazamat i nie tylko. Opowiedziała jej pokrótce o tym całym Auguście i grobie jaki odwiedza. Wyraziła jednak przy tym swoją niepewność co do tego czy to na pewno był ów Buldog. Dla granatowowłosej łotrzycy jakby nie patrzeć była to jakaś poszlaka ułatwiając identyfikację i zbieranie informacji na temat szefa nocnej zmiany w tym paskudnym miejscu jakie przyszło im rozpracować.

Wdowa nie zapomniała również podzielić się z wężową siostrzyczką szczegółami ze spotkania z porucznikiem Finkiem.

- Mówię ci. Facet ma maniery niczym z salonów. - nieco jej to imponowało. Jak się jednak nad tym mocniej zastanowić to nie dziwiło. Mężczyzna obracał się w przeróżnym towarzystwie więc zapewne co nieco liznął tematu z pogranicza etyki i uwodzenia. Ver jednak nie takich kochasiów rozpracowywała.

- W każdym razie mimo początkowego wycofania udało mi się go troszkę pociągnąć za język. - była zadowolona ale nie dumna z tego czego dokonała. Wszak liczyła na lepszy efekt swoich poczynań. Lepszy jednak wróbel w garści niż gołąb na dachu. W każdym razie przekazała bywalczyni wszystkich miejskich tawern wszystko to czego udało się jej dowiedzieć. Od sprawy Grubsona zaczynając w związku, z którą ostrzegła koleżankę o możliwości zastawienia jakiejś zasadzki i ewentualnym “ogonie”. Poprzez Sondre i dezercje marynarzy z Akademii aż po kwestie tych napadów na kurtyzany. Z resztą tą ostatnią sprawę łączyła z Louise i jej śmierdzącymi girami. Nie mógł być to przypadek. Stwarzało to jednak zagrożenie dla ich interesów i bezpieczeństwo braci z kultu.

- No i na koniec zaproponował kolejne spotkanie, na które rzecz jasna z uśmiechem na ustach się zgodziłam. - na zakończenie rozmowy poinformowała nową pracownice kazamat iż to nie koniec jej romansiku i flirtu z przystojnym i uroczym mundurowym.

- Swoją drogą. Myślisz, że kiedy będziesz wolna po tych kazamatach? - zapytała zatroskana o sprawę norski - Wiesz chodzi o Normę i tą kąpiel? - nie pierdzieliła się w ceregiele - Dasz mi jakoś znać? Będę dziś po zmierzchu w “Czarnej czapli”. Wpadnij jak zdążysz to razem się przejdziemy do Normy. - były z Łasicą na takiej stopie, że mogła sobie pozwolić na bezpośredniość.

- Mówię ci, że nie mam pojęcia co mnie czeka w kazamatach ani kiedy skończę. Potem mam się zameldować na “Adele” i też nie wiem ile mi tam zejdzie. Dam radę to będę nie to nie. A teraz już muszę lecieć, zobacz, widno się robi. - Łasica wyraźnie się spieszyła aby nie zacząć pierwszego dnia w nowej pracy od spóźnienia. Nie miała głowy ani nastroju do przeciągania tej wizyty. Pokiwała tylko głową, cmoknęła koleżankę i już jej nie było.

Wallentag (1/8); Ranek; tawerna “Jelenie rogi”; Versana

Była wypoczęta i zrelaksowana. Dzień odprężenia był zdecydowanie dobrym pomysłem. Moczenie się w bali z dwoma pięknymi kobietami, wyborny posiłek z uprzejmym porucznikiem, później zaś znów balia i jako wisienka na torcie nagusia i chętna na psoty Dagmara. Zregenerowały całkowicie jej wyczerpane do niedawna zasoby sił.

Dzisiaj zaczynał się jednak kolejny tydzień i znów trzeba było wracać do “pracy”. Jako punkt pierwszy swojego harmonogramu prac obrała polecana przez właściciela “Kniei” tawernę “Jelenie rogi”. Miała zamiar dograć sprawę polowania by wiedzieć na czym stoi i jaką informację przekazać Froyi. Wpierw jednak zamierzała wpaść do skrytki w której według informacji Łasicy powinien czekać na nią gryps. Swoją drogą sama miała jeden który zaadresowany był do Cichego.

“V. Przyjdź z M. do CC. V. PILNE!”

Ubogi w treść mówiący jednak wystarczająco osobie, której był on przeznaczony.

“Rozmawiałem z najmłodszą córką. Jest obiecująca ale trzeba zachować ostrożność. Nic nie mów o sprawie głównej i naszej rodzinie a rodzinie o niej. Możesz ją wdrożyć w sprawy teatru. Powinna się przydać. Utrzymuj z nią kontakt. Ojciec.”

Wiadomość nie była zbyt długa. Ale widocznie pochodziła od samego mistrza. Jak już musiał to on używał pseudonimu “Ojciec” w takich sytuacjach.

Notka była jasna i klarowna. Ver przyjęła wszystko do wiadomości. Jestestwo kawałka papieru stało się zbędne. Zgniotła więc go i postanowiła wyrzucić do najbliższego koksownika mijanego w dalszej trasie.

Lokal znajdował się w połowie drogi pomiędzy głównym rynkiem a wschodnią bramą. Ulice miasta były zatłoczone. Był jednak Wallentag wobec tego taki stan rzeczy nie dziwił. Ver parła więc w pojedynkę mijając kolejnych przechodniów. Dziś wszystkie jej dziewczęta miały równie napięty plan dnia co ona. Brena w ramach przegranego pojedynku Versany z Froyą odesłana była na służbę do rezydencji van Hansenów. Dagmara z Blanką zaś zaraz po tym jak zakupią w “Kniei” proch i kule skierować się miały do Pirory na przyuczenie. Młoda była ambitna ale i bardzo skora do współpracy co cieszyło. Dzięki takim jak ona ich małą rodzinka stawała się silniejsza. Wdowa zaś miała dla niej prezent w ramach podzięki za udzielanie lekcji świeżemu narybkowi.

Nazwa lokalu wydawała się oczywista gdy się już było przed jej głównym wejściem. Łagodny, biały puch opadał na jakiś rogaty, pewnie jeleni łeb jaki królował nad frontowymi drzwiami. Nieco go przysypał przez co trofeum nie było zbyt wyraźnie widoczne spod tego białego okrycia.

Wewnątrz nawet w dzień panował półmrok. A może to okopcone drewno takie sprawiało wrażenie. Za szynkwasem i tu i tam na ścianach też były wyeksponowane łby leśnych zwierząt. Dorodne łosie, warczące wilki, wyszczerzone niedźwiedzie, piękne rogacze zdobiły ściany nadając im jednoznacznie myśliwski charakter, podobnie zresztą jak sklep “Knieja” nastawiony na obsługę leśnych eskapad.

Gości jednak było niewiele. Stołów też było mniej niż w większości karczm. Ci którzy byli siedzieli po dwóch, trzech lub pojedynczo i w większości jedli śniadanie albo byli świeżo po. Rozmawiali ze sobą a na widok kolejnego gościa który wtargnął do środka wraz ze śniegiem i poświatą poranka odwrócili głowy jak to zwykle się sprawdzało kto nowy wszedł do pomieszczenia.

Nie trzeba było być filozofem aby zorientować się, że jest to odpowiedniej miejsce dla kogoś kto chce zorganizować polowanie. Tawerna miała swój niepowtarzalny klimat. Te trofea i ubiór jaki przyodziany mieli goście jednoznacznie wskazywał na fach, którym się zajmowali. Ver nieco dziwiło to czemu Dana, kobieta z lasu, zamiast zameldować się tutaj wybrała obskurny “Sierp i młot”. Była to jednak jej prywatna sprawa.

- Witaj gospodarzu. - zaczęła gdy zbliżyła się do baru - Poszukuje niejakich Bruna Toporka i Konrada Jelonka. Interesuje mnie podjęcie z nimi współpracy. - bezpardonowo zakomunikowała kogo i po co potrzebuje.

- Bruno to tamten. A Konrad siedzi tam. - odparł gospodarz wskazując na obydwu mężczyzn. Każdy z nich siedział z jednym czy dwoma towarzyszami ale przy innych stołach. Konradowi musiało być całkiem ciepło bo siedział w samej koszuli i rozpiętym surducie zaś Bruno miał na sobie podbitą futrem kamizelę. Obaj byli pogrążeniu w jedzeniu śniadania i cichej, spokojnej rozmowie ze swoimi biesiadnikami.

Versana spojrzała w kierunku obu wskazanych przez właściciela mężczyzn. Obaj wyglądali na zawodowców. W każdym razie w jej niedoświadczonym mniemaniu.

- Którego byś mi polecił? - zapytała - Czym każdy z nich się wyróżnia? Specjalizują się w czymś?

- A to zależy kogo szukasz. Znaczy do czego. Obaj są nieźli. Jak całkiem spora część naszych gości. - barman dał znak, że pytanie jest dla niego zbyt ogólne więc nie bardzo wie co interesuje klientkę.

- Duży zwierz by mnie interesował. - odparła bez zastanowienia - Ale nie ukrywam, że wolałabym poznać atuty obu traperów. - zaznaczyła grzecznie nie mogąc pozbyć się wrażenie, że nie jako chwilę wcześniej już pytała o to co jest domeną, którego.

- Czyli chcesz iść na polowanie? - karczmarz obrzucił czarnowłosą nieco wątpiącym spojrzeniem. Ale widocznie uznał, że to nie jego sprawa bo minimalnie wzruszył ramionami.

- To obaj są dobrzy. Znają się na rzeczy. A teraz zima to jest sezon to całkiem często chodzą na takie polowania albo sami albo dla któregoś z możnych. - odparł spokojnie jakby chodziło o rutynową sprawę. Przynajmniej w tym lokalu.

~ Powiedz mi coś czego nie wiem. ~ nieco zirytowana pomyślała nie ujawniając jednak nawet odrobiny tej emocji. Kiwnęła tylko w podziękowaniu głową i ruszyła w kierunku pana “Toporka”.

- Witajcie. - zaczęła gdy już stała przy stoliku zajętym przez dwóch mężczyzn z czego jedne z nich był tym, którego szukała - Tyś zapewne jest Bruno. Jestem Versana. Szukam ochotnika, który zorganizowałby polowanie dla mnie i mojej znajomej. Pod dobry adres trafiłam? - zapytała chwytając za oparcie stojącego obok krzesła i dosiadając się do stolika.

- Pochwalony. - odparł zagadnięty obrzucając kobietę szybkim spojrzeniem. Pozostali zachowali się podobnie po czym szybko wymienili się wzrokiem.

- No to usiądź. - Bruno zaprosił gestem kobietę do wspólnego stołu. - I opowiedz o co chodzi z tym polowaniem. Na kiedy? Na co? Dobrze trafiłaś, zajmuję się też polowaniami na zlecenie. - powiedział jakby nie pierwszy raz prowadził rozmowę tego typu.
- Przegrałam zakład i zobowiązałam się zorganizować polowanie. Sama jednak nie dysponuje takim zapleczem. - w kilku słowach wyjaśniła jak się sprawy mają - Dana poleciła mi ciebie oraz Jelonka. Los jednak chciał, że to tu teraz zasiadam a nie tam. - delikatnym ruchem głowy wskazała drugi stolik - Mamy jednak wolny rynek. - zaznaczyła chcąc zmotywować łowczego do zarekomendowania swoich umiejętności - Na kiedy? A na kiedy byś mógł? Na co? A na co jesteś w stanie się porwać? Aaaa… I to my chcemy tą zwierzynę ubić. - dodała ten dość istotny fakt.

- Chyba pierwszy raz się za to zabierasz co? - Bruno uśmiechnął się pod nosem jakby go trochę rozbawiło takie przedstawienie sprawy.

- Dobra ale jak widzę, że pierwszy raz się za to zabierasz to powiem, że musisz coś nakreślić. Dajmy na to kiedy ma być to polowanie. Ile osób, z kim miałbym współpracować, jakie są oczekiwania pod względem zwierzyny. Czym chcecie polować, konno czy pieszo. Z nagonką czy bez. Z psami tropiącymi czy bez. No i czym już dysponujesz na tą chwilę. Czy potrzebujesz samego tropiciela i przewodnika czy coś i kogoś jeszcze. - myśliwy widocznie miał wprawę także w tego typu rozmowach bo spokojnie wyjaśnił co musi wiedzieć aby przejść do dalszych etapów rozmowy.

Leśniczy sypnął pytaniami jak Ulryk śniegiem o tej porze roku. Nieco ją to skołowało. Przeanalizowała więc je wszystkie w zamyśleniu i po chwili odparła.

- Marktag bądź Backertag? - zaproponowała wstępnie wiedząc już, że nawet zawodowemu łowczemu byłoby ciężko zorganizować taką eskapadę na jutro a nawet gdyby mu się to udało zapewne szarpnęło by to Ver po sakwie - Polowałybyśmy we dwie, góra trzy... - nie była pewna obecności samej Normy - ...używając włóczni i łuków. Hmmm… - zadumała krótko - Wszak mam broń palną nie jestem jednak zbyt biegła w jej obsłudze. Noooo chyba, że przed tym udzieliłbyś mi kilku lekcji. - uśmiechnęła się urokliwie - Co do koni to nie wiem jak reszta. Obawiam się, że mnie jednak taka sztuka mogłaby przerosnąć. - nigdy jeszcze nie walczyła z siodła - Psy i nagonka zaś w mojej ocenie będą przydatne. - nie miała zamiaru cały dzień latać po leśnym ostępie tylko po to by wrócić do miasta z pustymi rękoma - A czym dysponuje? Poza towarzystwem koleżanek i wiedzą o tym do kogo powinnam się zgłosić to raczej niczym. - roześmiała się cicho po czym zwilżyła gardło - Co do zwierzyny. Hmmm… - zadumała nie wiedząc zbyt wiele o trybie życia leśnych stworzeń - Coś dużego najlepiej.

- Koleżanek? - brew i głos myśliwego sugerowały mocny sceptycyzm. - Chcesz iść z koleżankami na grubego zwierza? - zapytał takim tonem, że wypadało się zastanowić czy to dobry pomysł. - One mają jakieś doświadczenie w polowaniu? Bo jak nie to bym polecał coś drobniejszego. Zające, może lisy. Mają dobre futro o tej porze roku. Może sarna jak się trafi. Ale coś jak odyniec czy rozbudzony niedźwiedź to już raczej dla kogoś kto ma w tym doświadczenie. - Topór szybko dodał tonem dobrej rady weterana takich eskapad. Ale dał chwilę kobiecie na przetrawienie tych słów i sam zajął się kolejnymi sprawami.

- Jak was ma być dwie czy trzy to raczej mało. Trzeba zorganizować transport z miasta do lasu. Jak nie konno to sanie. Póki będzie droga dojedzie się do jakiejś polany i tam rozbije się obóz. Dalej to zwykle trzeba się trochę przejść. A w lasach pełno śniegu teraz więc to nawet zawodowemu myśliwemu sprawia trudność. - pokiwał głową wskazując palcem na ramiona wdowy jakby chciał podkreślić, że te polowanie to także spore wyzwanie dla sił i odporności polującego. Skoro trzeba było chodzić po tej dziczy zasypanej zaspami.

- Jak nie macie doświadczenia to łatwiej zorganizować polowanie z zasadzenia. Zostawi się was w odpowiednim miejscu, może paru ludzi do pomocy na wszelki wypadek. I będziecie czekać aż psy wypłoszą zwierzynę. Wtedy wystarczy tylko strzelać. Dalej to kwestia szczęścia i samego strzelca. - powiedział jaką ma propozycję dla początkujących myśliwych.

- Z bronią palną jak się nie czujesz mocna to nie ma co liczyć, że jak leci coś nagle między drzewami to ustrzelisz od jednego wystrzału. Możesz zabrać i próbować jeśli chcesz ale na tą niewielkie szanse. Myśliwi zwykle polują w ten sposób w jakim się najlepiej czują. - pokręcił głową na znak, że broń dla siebie nową wdowa może zabrać ale raczej niech nie nastawia się na zbyt wiele sukcesów przy polowaniu.

Kiwała chwilę swoją czarną czupryną analizując słowa Bruna. W prawdzie Froya z Normą były zaprawione w tego typu aktywnościach. Dla niej samej jednak była to całkowita nowość. Mimo iż uważała się za silną i wytrwałą to nie wiedziała jak wypadnie kiedy przyjdzie jej zmierzyć się twarzą w twarz zarówno z kaprysem Ulryka jak i dziećmi Talla.

- Niedźwiedź? - podchwyciła jednak mimo zwątpienia zleceniobiorcy - To byłoby coś. - na jej twarzy rysował się zachwyt - Zające i sarny możemy sobie odpuścić. - puściła oczko dając sygnał iż ta opcja totalnie jej nie interesuje - Co do doświadczenia to dla mnie będzie to nowe przeżycie. Moje znajome są jednak wprawione w tego typu atrakcjach. - uspokoiła nieco mężczyznę, który zdawał się nawet nieco powątpiewać w potęgę kobiecej determinacji. Kolejny łyk i kolejna chwila zadumy.

- Na miejsce mogłybyśmy dojechać na swoich koniach. - zaczęła kontynuować - Później zaś by się zobaczyło. Tak samo jak z tym zasadzeniem. - dodała - Nie wiem na co miałaby ochotę reszta. - przyznała iż nie czuje się na siłach podjąć na chwilę obecną takiej decyzji - Jeżeli zaś mowa o strzelaniu. Ty potrafisz strzelać z pistoletów?

- Żadna filozofia. Tak samo jak z fuzji. - mężczyzna pokręcił głową na znak, że nie przykłada do tego zbyt wielkiej wagi. - Ale na polowaniu pistolet jest do niczego. Nie ma sensu strzelać jak coś nie jest na tuzin kroków. Czyli do samoobrony. I też trzeba by mieć nadzieję, zranić lub chociaż wystraszyć zwierza bo zabić jedną kulą to mało prawdopodobne. A przy takich odległościach już nie ma jak przeładować drugi raz. - dodał dlaczego nie uważa pistoletu za zbyt sensowną broń na polowaniach. Chyba, że w pewnych fartownych okolicznościach do samoobrony.

- A niedźwiedź zimą ciężka sprawa. Gawrę najpierw trzeba odnaleźć, trzeba wiedzieć gdzie i najlepiej psy mieć. Potem psy budzą zwierza i prawie zawsze są przy tym straty. Jeden cios niedźwiedzia może przetrącić psa, to samo jego szczęki. Niedźwiedź raczej nie będzie się ruszał więc odpada zasadzenie się. Trzeba po niego pójść a to może być długie chodzenie po lesie pełnym śniegu. - powiedział tak jakby nie polecał takiego rodzaju polowania dla początkujących. Dodał, że na niedźwiedzie lepiej poluje się latem gdy jest szansa je dorwać na polu lub polanie gdy szukają pożywienia. Ale zimą to praktycznie trzeba wleźć do jego gawry i psy prawie zawsze mają jakieś straty.

- Na co największego możemy więc liczyć? - zapytała - Odyniec?

- Można próbować. Wałęsają się po lesie. Ale odyniec to bardzo niebezpieczne stworzenie. Szarżuje jak rycerz w pełnym pędzie i swoimi ciosami potrafi rozpłatać człowieka. Nie każdy ma dość nerwów aby znieść taką szarżującą bestie. Bo na odyńca trzeba się zasadzić jak pikinier na kawalerzystę. Zaprzeć rohatynę w ziemię, dlatego w śniegu to trudne i czekać. Jak dobrze pójdzie to odyniec sam się nadzieję na ostrze. Jak źle to rozpłata myśliwego swoimi ciosami. No niektórzy polują z siodła i łukiem to mogą strzelać aż ustrzelą. A koń zwykle szybszy jest od odyńca. No ale to nie jest to co zasadzać się na szarżę odyńca. - powiedział sprawnie przeskakując do kolejnego rodzaju polowania na kolejna leśną bestię. I dodał pewną łatwiejszą wersję polowania łukiem z siodła ale wyraźnie nie miał o takich myśliwych zbyt wielkiego mniemania.

- Na łosia można próbować. Zimą bagna zamarzają to można tam wejść albo wjechać konno nawet. Łoś potężne zwierzę. Silne i wytrzymałe. Jak kogoś sięgnie kopytem albo łopatami to może być krucho. I jak jest więcej niż jeden myśliwy można próbować z łuku i z psami. Można też z zasadzenia. - poradził coś od siebie co chyba wydawało mu się bardziej odpowiednie dla początkujących myśliwych.

Versana i w tym zasadzeniu się na nadbiegającego dzika nie widziała zbyt wiele przyjemności. Jeszcze dla niej jak dla niej. Co sobie jednak by pomyślała taka Froya a tym bardziej Norma, w której żyłach płynęła krew wojownika a nie jakiegoś chuderlawego pikiniera oczekującego aż ofiara sama łaskawie nabije się na wystawioną tykę.

- To nastawianie się z piką nie brzmi zbyt interesująco. - odparła bezpardonowo - Trza nam jakiegoś wyzwania. Czegoś czego zabicie przyniesie satysfakcję i co nie zabije się samo. - uśmiechnęła się delikatnie unosząc kąciki ust - Z tym łosiem już lepiej. Oddać może albo stratować a i po pokonaniu poroże ładne. - kufel powędrował do góry by wdowa mogła z niego zaczerpnąć - Pytanie tylko ile ci czasu potrzeba mości panie aby to zorganizować i ile by mnie to kosztowało? - spojrzała z iskrą w oku charakteryzującą wprawionych kupców.

Versana sądząc po minach trzech towarzyszy siedzących przy stole zorientowała się, że chyba walnęła jakieś głupstwo z tą swoją opinią o polowaniu na dzika. Jeden z nich pokręcił głową, któryś cicho westchnął ale na tym się skończyło. Jak mieli jakieś opinie w tym temacie to zatrzymali ją dla siebie.

- Może być łoś. - skwitował Topór dając znać, że nie ma co już roztrząsać pobocznych wątków. - Za swoje usługi biorę 40 monet za dzień. Do tego 5 za każdego psa, 10 jeśli padnie trupem. I po 10 monet za każdego z pomocników. Będzie ich potrzebna około pół tuzina. Daj znać, czy sanie też mam załatwić. Jak tak to kolejne 20 monet. - myśliwy podał całkiem gotowy cennik jakby w tym też miał całkiem niezłą wprawę i robił to nie po raz pierwszy.

- My ze swojej strony zapewniamy dotarcie na właściwe miejsce. Chłopcy będą robić nagonkę i tak dalej. Jeśli nie znajdziemy łosia wówczas płacisz połowę powyższych cen. Ale to się rzadko zdarza. Raczej znajdujemy to na co polujemy. Natomiast samo polowanie na tego łosia, samo strzelanie to działka myśliwych. Jak nie dacie rady go ustrzelić to wasza sprawa. My w to nie ingerujemy. - zaznaczył jakie są warunki tej umowy. Widocznie aby panie co zamierzają się brać za polowanie miały pretensje do samych siebie jeśli nie ustrzelą wystawionej zwierzyny.

- A ile tych psi wypadałoby zabrać? Wyrobicie się do tego czasu o jakim wspomniałam? Gdzie organizowana by byla zbiórka? - odwdzięczyła się mężczyźnie serią pytań.

- Psów zabierzemy też z pół tuzina. Jak pogoda dopisze to za dwa dni powinno być gotowe. No chyba, że będzie kiepska pogoda no to się sprawa odwlecze. - odparł spokojnie myśliwy zaznaczając, że pogoda może znacznie pomieszać szyki śmiertelnikom i ich planom.

- A zbiórka może być przy południowej bramie. - podał charakterystyczny punkt gdzie można było się spotkać przed wyruszeniem w drogę.

Ver w milczeniu podliczała koszty z jakimi wiązało się polowanie. Nie były to małe sumy. Inwestycja była jednak tego warta. Szczególnie, że w grę wchodziło upieczenie dwóch pieczeni na jednym ruszcie.

- Przy pomyślnej pogodzie jesteśmy więc umówieni na Marktag. Jeżeli jednak Ulryk pokrzyżuje nam plany przekładamy wszystko na dzień następny. - podsumowała wodząc palcem po krawędzi kufla - Pogadajmy więc o cenie. Z mojego rachunku wychodzi sto trzydzieści karlików. Na jaką zniżkę mogą liczyć urocze damy?

---

Versana: - 10 PZ (Knieja)
 
Pieczar jest offline  
Stary 08-05-2021, 20:36   #286
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Wallentag (1/8); południe; rezydencja van Zee; Versana

- Rzeźba? Jest. Wiersze? Są. “Herbatka”? Jest, - upewniała się po raz kolejny kiedy to dorożka prowadzona przez Malcolma zmierzała w kierunku rezydencji van Zee. Czuła dziwne mrowienie w brzuchu. Spowodowane było zapewne ekscytacją i tremą przed zaprezentowaniem Kamili obu podarków. Ciekawa była jej reakcji i interpretacji dzieł, które wdowa wiozła wraz ze sobą. Interesował ją również efekt prac samej gospodyni oraz to jak zareaguje ona na propozycję spróbowania specyfiku, który załatwił “Cichy”.

~ Jak raz poczujesz łaskę Pana to później będziesz błagać by znów chociaż na chwilę spojrzał w twoją stronę. ~ myślała sobie ucieszona taką perspektywą. Dobrze wiedziała jak działają narkotyki i jak mocno potrafią wciągnąć nawet po pierwszej działce jaką się przyjmie. Wystarczająco naobserwowała się uzależnionych od ich boskiego działania ludzi zamieszkujących zarówno ulice czy pustostany jak i drogie apartamenty i rezydencje.

Pogoda zdawała się sprzyjać wycieczkom na zewnątrz. O ile z rana prószył łagodny śnieg to teraz w południe się rozjaśniło a nawet świeciło słońce. Co zimą było dość rzadkie. Dorożką czasem mocniej bujało gdy podskakiwała na jakimś śnieżnym garbie a czasem czekała gdy trafił się inny użytkownik ulicy w jakimś węższym gardle wytworzonym przez hałdy odgarniętego śniegu. Ale jednak bez większych przeszkód Malcolm zajechał przed bramę rezydencji van Zee gdzie ktoś mu ją otworzył. A potem jeszcze kawałek przed szerokie schody prowadzące do głównego wejścia. Tu już wszystko było całkiem ładnie odgarnięte i posypane popiołem aby zmniejszyć ryzyko poślizgu. Jak zwykle jakiś służący wyszedł gościom na spotkanie i otworzył drzwi dorożki oferując swoją dłoń jako pomoc przy zejściu na poziom gruntu. Potem jeszcze były schody i ten sam poważny majordom jaki witał i zapowiadał gości. Miał nienaganne maniery też jak zwykle.

- Dzień dobry pani van Drasen. Panienka van Zee oczekuje pani. Proszę za mną. - powiedział z chłodną grzecznością i jak zwykle ruszył przodem aby zaprowadzić gościa do gospodyni.

- Dzień dobry Versano. Cieszę się, że cię widzę. Jak droga przez miasto? Nie zasypało jej za bardzo? - córka kapitana portu okazała się bardziej wylewna. Przyjęła gościa z ciepłym słowem i uśmiechem w bibliotece gdzie zwykle odbywały się spotkania kółka poetyckiego i wskazała też do niskiego stolika przy jakim zwykle siadała i ona i jej goście. Na nim czekał już słodki poczęstunek.

- Witaj Kamilo. Dziękuję. W taką pogodę aż miło wybrać się na przejażdżkę. - odparła grzecznie jak etykieta nakazywała uśmiechając się przy tym delikatnie - Mróz nas nie rozpieszcza zaś Ulryk skąpi nam promieni słonecznych. Stąd moja radość jest podwójna. Napawam się każdym pasemkiem i promykiem. - westchnęła spoglądając na chwilę przez okno - Mam nadzieję, że Wiosna przyjdzie niebawem. Tęsknie za nią. - dodała - Jak ci mija pierwszy dzień tygodnia? Nowe nadzieję? Plany? Założenia?

- Ano też się cieszę. Ładna pogoda dzisiaj od rana. - pokiwała głową też przez chwilę spoglądając na całkiem malownicze widoki na zaśnieżony ogród za oknem.

- A z planów no cóż, mam nadzieję, że będziemy miały jakiś postęp z tym teatrem. Wczoraj już nie chciałam cię męczyć ale wiesz może jak to teraz wygląda? Na kółku poetyckim będę musiała coś powiedzieć na ten temat. - młoda szlachcianka zgrabnie pociągnęła temat planów jaki zaczął jej gość.

- Z tego co pamiętam to czekamy na ekspertyzę fachmistrza. - rzekła drapiąc się po czuprynie - Madeleine zobowiązała się podpytać męża w tej sprawie. - dodała - Hmmm… No chyba, że dała ci odpowiedź w tej sprawie. - spojrzała pytająco na gospodynie odgarniając kosmyk kruczoczarnych włosów, który właśnie osunął się jej na czoło.

- Nie. Ale wczoraj jak z nią rozmawiałam to mówiła, że to pewnie się okaże dziś lub jutro. Po prostu miałam nadzieje, że coś może wiesz w tym temacie. - wyjaśniła młoda, ciemnoskóra szlachcianka z łagodnym uśmiechem.

- Chciałabym. - odparła bezradnie - Niestety obawiam się, że moje kontakty z nią ograniczają się głównie do naszych spotkań na wieczorkach poetyckich. Skoro już przy poezji jesteśmy i mogę cieszyć się naszą rozmową w cztery oczy to co sądzisz o moim wierszu, który ostatnio ci przysłałam? - powtórzyła pytanie z dnia poprzedniego - Wiem, że się wtóruję ale liczę tym razem na twoje uwagi i rady.

- Sama go napisałaś? - zapytała zaciekawiona gospodyni. - Bardzo ciekawy. Ciekawa tematyka, zgrabnie dobrane rymy. Myślę, że powinnaś częściej próbować swoich sił w pisaniu poezji. - powiedziała zachęcająco do początkującej poetki.

- Mam więc dla ciebie niespodziankę. - twarz jej rozpromieniała na wskutek pochwał arystokratki - Nie ukrywam jednak, że nie czuję się tu zbyt swobodnie. Tremą się to chyba nazywa. - odparła z nieco zakłopotaną miną rozglądając się dookoła - Udało mi się wszak napisać coś jeszcze i chciałabym ci to zaprezentować. - sprostowała.

- O. Naprawdę? No to śmiało, jestem niezmiernie ciekawa. - Kamila wydawała się zaintrygowana taką wzmianką. I zachęciła słowem, gestem i przyjaznym uśmiechem aby gość kontynuował to z czym miał zamiar zaprezentować.

Ver więc sięgnęła do kieszonki wyciągając z niej kawałek kartki, na którym wieczór wcześniej zapisała swoje wypociny. Wzięła kilka głębokich wdechów wyprostowała się i przystąpiła do dzieła.

Cytat:
“Życie w klatce to życie bezpieczne na pozór.
Co ochroni ciebie jak kożuch od mrozu.
Co zapewni szczęście, zachowa przy zdrowiu,
Ustrzeże od figli niepewnego losu.

Lecz czy nie jest tylko to złudna iluzja,
Co mami, oszuka i zrobi z nas głupca.
Co wciąż słodkie słówka nam plecie do ucha,
naprawde zaś niszcząc od środka jak trutka.

Nie poznamy życia nie chcąc ryzykować,
Mylić się czasem by później świętować,
Walczyć o swoje, życie celebrować,
Spełniając marzenia, przestając je chować.”
Mówiła powoli i starała się akcentować słowa w odpowiednim miejscu. Sama tematyka zaś była refleksyjno-filozoficzna i subtelnie nawiązywała do Kamili. Do jej egzystencji pod kloszem ojca. Sam wiersz zaś miał w gospodyni wzbudzić pewnego rodzaju zwątpienie ale i ciekawość. Skłonić ją do przemyślenia obecnego stylu życia i dodać ciut odwagi i zmotywować do spróbowania czegoś nowego.

- I co sądzisz? - wdowa spytała niepewnie starając się wyczytać reakcję gospodyni z jej mimiki - Tylko bądź szczera. Proszę.

- Jak to twój pierwszy wiersz to jestem pod wrażeniem. Bardzo wzruszający. Skłania do zadumy. Myślę, że to dobry pierwszy krok i powinnaś rozwijać ten talent. - gospodyni uśmiechnęła się życzliwie i dała znać co o nim sądzi. I widocznie miała całkiem dobre zdanie o tym wierszu.

- Jak chcesz to przedstaw go na kółku poetyckim. Zwłaszcza Nije. Ona w końcu z nas wszystkich jest najprawdziwszą poetką. - poradziła co Versana mogłaby dalej zrobić z tym wierszem.

- Nie wiem czy nie spalę się ze wstydu. - przyznała - Recytowanie go tobie jest już dla mnie swoistym wyzwaniem. Mam drugi. Chciałabyś aby go również przedstawiła? - spojrzała zagadkowo wprost w oczy przyjaciółki.

- Tak, oczywiście. Mów śmiało. - gospodyni uśmiechnęła się łagodnie zachęcając gościa do recytacji kolejnego utworu.

Ver więc odwróciła kartkę na drugą stronę. Kilku machnęła nią w powietrzu. Wzięła kilka wdechów i zaczęła.

Cytat:
“Na świecie nie ma nic gorszego jak susza,
To od niej umiera i grusza, i dusza,
Wyniszcza, pozostawia jałowe pole,
Zgliszcza, ruiny jak po przejściu wojen

Wciąż dbam więc o swoje i zmysły nawilżam,
Dostarczam im pociech, w istocie to misja,
Gonitwa za weną, za muzą, natchnieniem,
Za tym co finalnie daje ukojenie.”
Mimo wciąż nieco filozoficznego rozważania i tego samego podmiotu lirycznego wiersz poruszał tym razem zupełnie inną tematykę. Dywagował on wokół tego co dla artysty było największą zmorą. Wokół braku weny. To z resztą jej poszukiwanie dość często pchało zarówno malarzy jak i poetów prosto w objęcia Księcia Rozkoszy. Wielu z nich zaprzedawało duszę w zamian za natchnienie,motyw i inspirację a po ich otrzymaniu popadało w wir tworzenia, który stawał się najważniejszym elementem ich życia. Często ważniejszym od jedzenia czy snu. Dobór tematu przez Versane nie był przypadkiem. Kamila przecież wspominała przy okazji tworzenia portretu nagiej Breny o tym iż brak jej zapału i świeżego spojrzenia. W ocenie wdowy był to dobry wstęp do drugiej z niespodzianek jaką przygotowała na dzisiejsze spotkanie. Mianowicie specyfiku “Cichego”.

- Jeśli mogę mieć uwagę to nietypowy temat. A wydaje mi się, że w drugiej zwrotce rymy mogłyby być bardziej dopracowane. Ale nie przejmuj się! Wszyscy popełniamy te błędy na początkach naszego tworzenia. - zaczęła ostrożnie aby nie speszyć nowej poetki ale szybko dodała coś na pocieszenie, że to widocznie jest zmora początkujących artystów z tym dobraniem odpowiednich rymów.

- Dziękuję za szczerość z twojej strony Kamilo. - odparła składając karteluszkę - Wezmę ją sobie do serca. - schowała ją z powrotem do kieszonki - Teraz jednak pora na ciebie. Co udało ci się stworzyć od czasu kiedy to widziałyśmy się ostatnio?

- Tak… Udało mi się dokończyć ten obraz. - przyznała z wahaniem młoda szlachcianka. Spuściła jednak wzrok i wydawała się wyraźnie stropiona. - Ale nie wyszedł mi najlepiej. Chyba nie ma co go oglądać. Właściwie to chyba powinnam go pociąć i zniszczyć. - wyjaśniła nie wiedząc za bardzo gdzie oczy powinna podziać.

- Oj nie. - wystrzeliła strapiona - To byłaby wielka strata. Z resztą chciałabym go wpierw ujrzeć. Nie pozbawiaj mnie tej szansy. Proszę.

Gospodyni była nie mniej strapiona. Ale w końcu dała się uprosić. Wstała ze swojego miejsca i poprosiła aby gość poszła za nią. Przeszły tak we dwie do jakichś części rezydencji w jakich Versana jeszcze nie bywała. Tam, w jednych z ciemnych pokojów czy raczej składzików był przykryty kocami obraz. Gdy malarka go odsłoniła okazało się, że to ten całkiem znajomy obraz z kucającą, nagą modelką pośrodku. Oświetloną z trzech stron różnymi, rodzajami światła i cieni jakie buszowały po krągłościach jej nagiego ciała. Zimne błękity od okna, ciepłe pomarańcze od kominka i blade, naturalne światło od frontu.

Sama Brena za bardzo się nie zmieniła. Podobnie jak centrum już wcześniej namalowanego obrazu. Za to zmieniły się obrzeża. Za oknem pojawił się garb pokryty łuskami. Zupełnie jak zwój gigantycznego węża. A w drzwi ku którym głowę obracała modelka były na wpół otwarte. Jakby się odwracała aby sprawdzić kto wchodzi do pomieszczenia. Czy raczej wpełza. Bo w szczelinie pomiędzy drzwiami i framugą pojawił się gadzi łeb jaki wysuwał swój rozdwojony język w tą szczelinę do wnętrza pokoju.

Malarka też sprytnie poradziła sobie z problemem tatuażu pokojówki. Który był kłopotliwej wielkości. Zbyt duży aby go zignorować i zbyt mały aby wyraźnie widać było co to właściwie jest. Teraz Brena na nagim brzuchu miała ciemnego, węża. Żywego. Co podnosił łeb podobnie jak na wytatuowanym wizerunku. I kierował go w stronę drzwi jakby też sprawdzał kto pojawił się w drzwiach.

Krawędzie obrazu ciemniały stopniowo jakby brakowało tam już światła. Przez co obraz i wizja jaką przedstawiał wydawała się mroczna, niepokojąca i złowróżbna. Jakby wąż przypełzł aby pożreć nagą dziewczynę. Oplatał cały dom mogąc go bez problemu zmiażdżyć. Najmroczniejszy fragment był gdzieś pomiędzy stopami modelki. Widać było tylko zarysowany w ciemności wężowy kształt. Jakby coś od niej lub ku niej wypełzało z lub do ciemności jakie dominowały przy krańcach obrazu.

- Mówię, że mi nie wyszedł. Jest do niczego. Będę musiała go zniszczyć. - powiedziała zrozpaczona artystka gdy już Versana przyjrzała się temu obrazowi.

Versana spokojnym krokiem podeszła bliżej dzieła i raz jeszcze się mu przyjrzała. Jej dłoń delikatnie muskała płutno i wodziła zarazem po postaci samej modelki jak i wężowych wizerunków, których nie brakowało na kompozycji.

- Wybacz Kamilo. - zaczęła grzecznie gdy w końcu udało się jej zebrać myśli - Jest niepowtarzalny. Piękny. Kryjący w sobie pewnego rodzaju kod. Kod Kamili. - cechą największych artystów było sprytne przemycanie swoistych informacji sprytnie zakamuflowanych w elementach zdobiących obraz - Nie niszcz go proszę. - zakomunikowała - Jeżeli nie chcesz go zachować to ja chętnie stanę się jego nową właścicielką. - wyraziła szczere pragnienie nabycia praw do arcydzieła. Swoją drogą miała już pewien plan jakby mogła go w przyszłości wykorzystać.

- Pora więc chyba na kolejną z moich niespodzianek. - rzekła zwracając się frontem ku gospodyni - Kryje się jednak ona na mojej dorożce. Mój woźnica ją tu dostarczy. Wpierw jednak chciałabym zapytać cię o twoje zmagania z brakiem weny? - delikatnie przeszła do gwoździa dzisiejszego programu spoglądając na ciemnoskórą ślicznotkę zagadkowo - Myślę, że znalazłam na to pewien sposób. Czy w czasie jak, ktoś z twojej służby pójdzie poinformować Malcolma o tym aby przyniósł tu mój prezent dla ciebie, jedna z twoich służek mogłaby dostarczyć nam imbryk z wrzątkiem do parzenia herbaty oraz dwie filiżanki?
 
Pieczar jest offline  
Stary 08-05-2021, 21:31   #287
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Wallentag (1/8); Zmierzch; tawerna “Czarna czapla”; Versana, Miłek

Była tu raz. Może dwa. Było to jednak dawno. Dzielnica nie należała do najciekawszych. Pełno słabo oświetlonych zaułków, w których czaić się mogły jakieś zakapiory czyhające tylko na jej cnotę. O ile tak to tylko można było nazwać jeżeli mówiono o wyznawczyniach Pana Rozkoszy. Ona się jednak nie lękała. Znała i Cichego i Czarnego oni zaś zapewniali jej pewnego rodzaju protekcję w takich miejscach jak to.

Knajpa nie była speluną. W każdym razie nie taką typową. Goście nie wyglądali na zapijaczonych meneli a raczej typów spod ciemnej gwiazdy. Co drugi krył twarz schowaną w cieniu kaptura zarzuconego na głowę i nawet mimo iż spojrzeli w jej kierunku kiedy wchodziła do lokalu nie była w stanie na pierwszy rzut oka rozpoznać ich rysów mimo wyjątkowo dobrego wzroku.

~ Ciężko znaleźć kogoś kogo się wcześniej nie widziało i nie poznało. ~ pomyślała doświadczona podobnymi poszukiwaniami z dnia poprzedniego kiedy to niemal po omacku krążyła po cmentarzu. Tutaj było jednak nieco inaczej. Nie dostrzegła wszak żadnej kobiety i to postanowiła wykorzystać. Miłek wiedział kogo się spodziewać. Podeszła więc do baru i zamówiła grzańca dla siebie i nieznajomego gościa, którego przysłać miał jej kolega.

Miłek czekał przy drzwiach i najwyraźniej miał dość dobry opis Versany. Zaraz gdy weszła do “Czapli” podszedł do niej i zaprosił do stolika. Tego samego przy którym najczęściej siedział Vasilij którego jednak nie było.

- Pani Versana zgadza się - powiedział odsuwając krzesło i jakby nagle sobie przypomniał, że należy się upewnić czy rozmówczyni jest tym kogo szukał.

Ver zmierzyła nieznajomego mężczyznę wzrokiem. Wszak nie wiedziała kogo się spodziewać. Vas nie podał przybliżonego rysopisu gagadka, którego jej podeśle.

- To zależy z kim mam przyjemność. - odparła niepewnie kładąc rękę na oparciu krzesła - I kto cię przysyła. - dodała badając grunt starając się wyczuć rozmówcę.

- Miłek - nieznajomy się przedstawił. - A przysłał mnie ten kto miał mnie przysłać czyli? - spojrzał lekko podejrzliwie sprawdzając również rozmówczynię.

- Czyli twój szef a mój dobry znajomy. - odparła zagadkowo mając już pewność iż mężczyzna na wprost niej to ten którego miała się spodziewać.

Po zajęciu miejsca przy stole podsunęła drugi kufel w kierunku rzezimieszka i postanawiając nie marnować czasu na zbędę pogaduszki i przeszła do konkretów.

- Czego więc byłbyś w stanie go nauczyć? - zapytała upijając pierwszy łyk jeszcze gorącego wina - Tak by to mnie słuchał rzecz jasna. - dodała ten dość istotny fakt.

- Pytanie brzmi nie co byłbym w stanie Panią nauczyć a czego sobie Pani życzy. Wtedy powiem czy leży to w granicach moim możliwości. Choć dużo zależy też od psa, pani zaangażowania i charakterów was obojga. - Miłek wyjaśnił sytuację.

- Dobrze by było aby potrafił strzec danego miejsca i zaatakować w razie potrzeby. - wyjaśniła dość oszczędnie - Jakieś podawania łapy bądź aportowania możemy sobie darować. - uśmiechnęła się wskazując na to, że przeznaczeniem psiny nie będzie imponowanie licznymi sztuczkami gościom chcącym bo obejrzeć a sprawowanie pieczy nad losem i bezpieczeństwem tego co przyjdzie mu strzec.

- Wybacz Pani, to tak nie działa. Nie zaczniesz biegać nim nie zaczniesz chodzić. Nie przeczyta się książki bez znajomości liter. Nie zaśpiewasz jeśli nie umiesz nawet mówić. - Miłek uprzejmie wyjaśnił sytuację. - Dobrze, że wyznaczyłaś cel ale droga do jego osiągnięcia będzie wiodła przez naukę podstawowych komend w pierwszej kolejności. - Mężczyzna starał się delikatnie uświadomić kobietę.

- Spokojnie. Zdaje sobie sprawę, że droga może nie być usłana różami. - odparła niemal poetycko - Jednak póki nie zaczniemy to przyjdzie nam stać w miejscu. - dodała komunikując iż liczy się z pewnego rodzaju uniedogodnieniami - Pytanie jednak do ciebie. Gdzie i kiedy? - zapytała - sam rozumiesz, że sprawa jest dość delikatna i zachować nam trzeba szczególną ostrożność.

- Mam polecenie Panią uczyć. Wiem też, że pies jest odmieńcem. Więc od razu zaznaczę, że go nie dotknę. Tak się umówiłem z szefem a szef z Panią. Treningi najlepiej zacząć wieczorami. Mniej oczu nieprzychylnych. Miejscówka to już Pani rzecz z tego jak mnie poinformowano. Możemy się umówić co drugi, trzeci wieczór.- powiedział po chwili zastanowienia. - Tak żeby nie przeciążać Psa ani Pani. - powiedział wyjaśniając.

Versana pokiwała głową w zrozumieniu. Wszak nie każdy był gotów na takie oblicze piękna. Dostrzeżenie tego wymagało czasu.

- Nie musisz się obawiać. - uspokoiła tresera widząc jego poddenerwowanie tematem obcowania z “odmieńcem” - Nie mam zamiaru zanadto cię narażać i odwdzięczę ci się odpowiednią zapłata nawet jak szef nakazał abys nie pobierał ode mnie żadnych pieniędzy. - aby nie być gołosłowną sięgnęła do sakwy by obdarować człowieka Cichego małym zadatkiem będącym tylko przedsmakiem tego ci będzie mógł zarobić na współpracy z ciemnowłosą kultystką - Jutro bądź pojutrze więc poinformuje Vasilija o miejscu i terminie naszego kolejnego spotkania a póki co mam do ciebie prośbę nie cierpiącą zwłoki, zagrażającą waszej działalności. - dodała nachylając się nad blatem w kierunku mężczyzny - Przekaż mu proszę aby zjawił się u mnie jak najszybciej. - poinstruowała - Jeżeli nie zastałby mnie w domu niech powoła się na mnie przedstawiając się z imienia a otrzyma list.

Miłek przyjął sakiewkę. Nie ufał kobiecie która ma zmutowanego psa ale skoro szef kazał to Miłek wykonywał polecenia. Monety były miłym gestem każda moneta zarobku ekstra jest w cenie.
- Zagrażającą naszej działalności? - Miłek nie był pewien czy dobrze usłyszał. “mam do ciebie prośbę nie cierpiącą zwłoki, zagrażającą waszej działalności.” Brzmiało jakby kobieta chciała czegoś co zagrażało ich grupie. Powtórzył jednak dla pewności - Jak mam to rozumieć? Szef zapyta o coś więcej, zawsze pyta. Może pani napisze list tutaj zamknie ja przekażę. Jak otworzę to szef zobaczy, zresztą czytać nie umiem więc wiadomość będzie bezpieczna. - Miłek nadal nie do końca rozumiał. Nie chciał jednak pozostać bierny jak działo się coś istotnego.

Zlustrowała go uwaznie zastanawiając się nad jego propozycja. Pomruczała, zmarszczyła czoło i zmrużyła oczy. Po chwili jednak jej twarz rozjasniała.

- Niech tak też będzie. - odparła gwizdając głośno by wezwać kelnerkę. Gdy ta się zjawiła wdowa poprosiła o kawałek pergaminu i pióro z inkaustem.

Cytat:
“ W kanałach łowcy,
Uważajcie chłopcy!
Z Tygrysicą lipa,
Nie chce pchać się na przypał,
Morderstwa na ulicach,
To nie sprawa porucznika,
Zapytasz więc kogo?
I czy macie ogon?
Odpowiem być może,
Uwaga na łowcę.”
Wiadomość była pisana wierszem by nadać charakter niepozorności. Ver wolała dmuchać na zimne. Dla Vasa rozszyfrowanie przekazu nie powinno być problemem. Jednak dla osoby niewtajemniczonej dojście do sedna stanowiłoby nie lada kłopot.

- Trzymaj. - wręczyła pieczołowicie złożoną kartkę treserowi - I żegnaj. Na mnie już pora. Do zobaczenia. - wstała i kiwnęła głową po czym wykonała zwrot na pięcie, narzuciła płaszcz i ruszyła w kierunku wyjścia.

- Przekaże gdzie trzeba. - Miłek skinął głową I pożegnał kobietę. - Widzimy się tu za dwa dni wieczorem? Potem pójdziemy do miejsca przez Panią przygotowanego? - upewnił się na koniec.

- W rzeczy samej. - rzuciła będąc już w połowie drogi do drzwi.

---

Versana: - 5 PZ
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 10-05-2021 o 11:26.
Pieczar jest offline  
Stary 13-05-2021, 21:14   #288
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 52 - 2519.02.02; abt (2/8); przedpołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.02.02; Aubentag (2/8); przedpołudnie
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar rozmów; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, siarczysty mróz


Pirora i Rose



- No i chyba będzie ładna pogoda. Przynajmniej nasza przewodniczka tak mówi. - powiedziała Rose gdy tak jeszcze ostatnie chwile siedziały razem przy ulubionym stole w ulubionej tawernie. Niby siedziały tak jak zwykle przez ostatnie kilka dni bywało. Niczym przy spóźnionym śniadaniu. Ale jednak niewidzialna atmosfera wyjazdu i rozstania zawisła nad stołem. De la Vega jednak nie traciła rezonu i miała dobry humor. To i niejako rzutowało na zachowanie pozostałych przy stole. Siedziały w piątkę. Standardowa czwórka Ajnur, Beno, Pirora i Rose oraz jej pas z bronią po jednej stronie oraz ta nowa. Dana. Jaka była wynajętą przewodniczką ekspedycji w głąb lądu. I to z polecenia Versany. Widocznie jednak już obie z panią kapitan dogadały się na miejscu same bo teraz wspólnie spędzały ostatnie chwile.

Pani kapitan od rana tryskała dobrym humorem. Zapewne sporo wspólnego miała wspólnie spędzona noc z kawalerem Kellerem z jakim rozstały się dopiero rano. A ten okazał się dżentelmenem do końca i rano sprowadził dorożkę pod drzwi “Kufla” i odprowadził obie damy pod sam próg pomagając im wejść do środka.

- Bardzo żałuję, że panie muszą już opuścić ten gościnny lokal. Tuszę, że jak najrychlej uda nam się powtórzyć to spotkanie. - brzmiało jakby Jonas też coś chyba nie narzekał na wspólnie spędzoną noc i bynajmniej nie miał nic przeciwko powtórce. Nawet jeśli już musiał wiedzieć, że pani kapitan wybędzie na dłuższy czas z miasta.

- Nie jestem w stanie odmówić tak uprzejmej prośbie kawalerze. Niestety wyjeżdżam z miasta i mam nadzieję, że zaopiekuję się pan należycie panienką van Dyke pod moją nieobecność. - Estalijka nie traciła z rana rezonu i z kurtuazją zaproponowała coś co i tak pasowało im wszystkim. Jak się można było spodziewać czarnogrzywy nawigator zapewnił o swojej gotowości roztoczenia opieki nad młodziutką blondyneczką.

- Oczywiście rozumie pan kawalerze, że nie wypada aby taka młoda dama spotykała się samotnie z mężczyznami. Zwłaszcza wieczorową porą. No ja niestety nie będę mogła wam towarzyszyć póki nie wrócę ale mam nadzieję, że zniesie pan obecność towarzyszących pannie van Dyke dziewcząt? - zgramnie zagaiła o temat o jakim jeszcze wieczorem a i wcześniej rozmawiały z Pirorą.

- Towarzyszące dziewczęta? - nawigator zmrużył oczy chyba nie bardzo wiedząc czego się spodziewać. Bo zabrzmiało jakby chodziło o jakieś przyzwoitki którymi nie rzadko bywały jakieś szacowne matrony pilnujące moralności swoich młodych i ładniejszych podopiecznych. By je ktoś niecnie nie zbałamucił. Nie było się co dziwić, że pierwszą reakcją Jonasa było pytające spojrzenie pełne podejrzliwości i nieufności.

- Tak, towarzyszące dziewczęta. Jeszcze nie wiem na jaką się Pirora zdecyduje ale jedną z nich miał pan okazję wczoraj poznać w świątyni i cukierni. Benona, taki sympatyczny rudzielec. - Rose dotknęła swoich włosów aby pokazać na kolor włosów chociaż miała całkiem inny niż jej służka.

- Ah ta. Tak pamiętam. - nawigator skinął głową chyba trochę uspokojony, że chociaż nie chodzi o żadną matronę. Ale z głosu nadal nie znikły wszystkie wątpliwości.

- Tak, właśnie ta. Jestem przekonana, że w jej towarzystwie Pirora będzie się czuła bezpieczniej i swobodniej. - pokiwała głową pani kapitan. Porucznikowi nie zostało nic innego jak też zrobić coś podobnego. A potem się pożegnali we trójkę a dwójka kobiet ruszyła przez poranne, zaśnieżone ulice.

- Widzisz jak ci zrobiłam dobrze? Możesz zabrać jaką tylko chcesz zabaweczkę i mam dziwne wrażenie, że chyba we trójkę nie będziecie się nudzić. - kapitan nie ukrywała swojego zadowolenia z tego, że udało jej się tak ładnie pożegnać z nawigatorem, spędzić z nim wspólną, bardzo aktywną noc i jeszcze umówić osobę towarzyszącą koleżance na kolejne spotkania z porucznikiem nawet gdy jej już nie będzie w mieście. Nie ukrywała też przyjemnego zaskoczenia i zadowolenia gdy jeszcze w dorożce usta i dłonie blondynki wylądowały na niej. Sama też odwzajemniła chętnie te pieszczoty. Ale mróz panujący w dorożce i dość krótka trasa do ich rodzimej tawerny nie pozwolił im na zbyt śmiałą eskalację zabawy. Ale i na to Rose znalazła lekarstwo.

- Czy mogłabyś mi towarzyszyć w łaźni? Jestem taka brudna! A mam dwie śliczne i chętne zabaweczki jakie się nami zajmą. - no i koniec końców ranek spędziły we czwórkę w balii. Na kąpieli. I wodnych zabawach. Rose napędzana już gorączką rozstania wydawała się mieć niespożyte siły. Okazała się w tej balii bardzo żywiołowa i namiętna. W ogóle nie było po niej widać harców ostatniej nocy. Przy okazji poinformowała swoje dziewczęta, zwłaszcza Beno, o roli przyzwoitek na jakie powinny być gotowe w najbliższym czasie. Ruda kompletnie nie ukrywała swojego zachwytu taką rolą.

- Spotkanie z kawalerem Kellerem?! Tym z wczoraj? Z parku i cukierni?! - dopytywała się jakby trafiła jej się możliwość spotkania z księciem z bajki. Widząc ten entuzjazm Rose pozwoliła sobie na mały żarcik co obwieściła Pirorze dyskretnym mrugnięciem oka.

- No tak, właśnie z tym. Ale nie chciałabym was do niczego zmuszać i psuć tego co nas łączy. Jeśli nie miałybyście ochoty usługiwać Pirorze i Jonasowi podczas takich spotkań to oczywiście nie musicie. - rzekła spokojnie mocząca się w balii kapitan i niewinnie spojrzała na siedzącą obok blondynkę.

- Jak myślisz kochanie kogo byśmy wtedy mogły wziąć na przywzoitkę? Może Nadię? Wydawało mi się, że mówiłaś, że nie jest taka najgorsza w takiej usługowej roli. - ciemnowłosa zawinęła sobie pieszczotliwym ruchem blond kosmyk na palec i przejechała nim leniwym ruchem po mokrym, averlandzkim barku kierując się bez pośpiechu w dół ku jej piersiom.

- Ale ja bardzo chętnie! Z kawalerem i panną! Tylko proszę powiedzieć kiedy to ja będę gotowa! - Beno jak otrząsnęła się z zaskoczenia to chyba naprawdę potraktowała poważnie tą groźbę, że zostanie zastąpiona przez Łasicę bo zgłosiła swoją pełną gotowość do takiej roli przyzwoitki i w ogóle w takich spotkaniach. I to z pełną gorliwością.

Po kąpieli przyszedł czas się przebrać, zjeść śniadanie, spakować ostatnie potrzebne rzeczy no i zejść na dół. A na dole w głównej izbie tłumek załogantów powoli gęstniał przy sąsiednich stołach. Robiło się gwarniej i weselej. Przyszła też Dana, owa tropicielka co znała drogę do stolicy prowincji.

Wreszcie zajechały sanie pod główne wejście. I to kilka. Całe towarzystwo wyszło na zewnątrz i odbyła się ostatnia inspekcja. Sanie były załadowane nie wiadomo czym bo kufry miały rozwieszone plandeki niczym wozy podróżne. Wyglądało to wszystko na zimową karawanę. Oprócz wozów było kilku jeźdźców luzem jacy mieli być eskortą i zwiadowcami jednocześnie.

Rose przedstawiła Pirorę i Pirorze Pierre’a jaki był pierwszym oficerem na “Tygrysicy” i jej prawą ręką. No i zostawał tutaj by mieć pieczę nad statkiem i resztą załogi. A przy okazji niejako reprezentował samą panią kapitan podczas jej nieobecności. I w końcu przyszedł się czas ostatecznie pożegnać nim ta sanna wyruszy ku południowej bramie i dalej na pohybel zimie i zimowym pustkowiom. Na pożegnanie załapały się nawet dziewczęta Versany które w międzyczasie zdążyły przyjść wezwane przez posłanego po nie Juliusa. Jak na cztery niewolnice to okazywały całkiem dużo ciepła i sympatii żegnanej pani kapitan.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Czarna czapla”
Czas: 2519.02.02; Aubentag (2/8); przedpołudnie
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar rozmów; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, siarczysty mróz


Vasilij, Egon i Silny



Silny znów siedział na tym samym miejscu. I znów wcinał bigos z kiełbasą, mięsem i skwarkami. Wyglądał tak podobnie do wczoraj jakby od wczoraj wcale nie ruszył się z tego miejsca. Chociaż pozostała dwójka wiedziała, że przecież odszedł od stołu i wyszedł z tawerny pierwszy. Tym razem pogoda dopisywała i była jeszcze ładniejsza niż wczoraj. Co prawda niebo było stalowoszare i zachmurzone ale nic tym razem z niego nie padało a panował lekki wietrzyk. Jak na środek zimy to był całkiem ładny poranek.

- Młody coś zmajstrował. - odparł mięśniak przeżuwając kolejną porcję gorącego bigosu. - Byłem u niego rano. - wskazał na plecak jaki przyniósł tym razem i w jakim coś grzechotało jak słoiki albo butelki. - Rzuca się, słoik leci i rozbija się. Z wnętrza sączy się dym. Usypia. Ale na nas też podziała jeśli się zbliżymy za bardzo. Jakieś chusty na gębę nieco mogą pomóc ale i tak lepiej nie być w tej chmurze bo nas też może zamroczyć. - wyjaśnił co przyniósł dzisiaj w plecaku.

- Dał mi też takie podrobione kawałki mięcha. Ale lepiej je włożyć w inne kawałki mięcha czy inne żarcie. Jak zeżre to też go spowolni. Ale to dopiero po dzwonie czy dwóch. I nie wiadomo jak mocno. Młody liczył dawkę jak na któregoś z nas. No ale można zostawić gdzieś tu i tam no i może zeżre. Ale jak nie wiadomo też co to może być to nie wiadomo jak ta trutka podziała. Na nas czy jakieś psy by pewnie podziałała. - dodał co jeszcze dostał od młodego cyrulika. Plecak postawił na ławie między sobą a kolegami więc mogli sami do niego zajrzeć i przekonać się co tam jest.

- Popytałem trochę. Ta którą ostatnio załatwił, chyba ta ze Zbożowej to była barmanką a nie dziwką. A o innych załatwionych w taki sposób dziwkach albo w ogóle babach jakoś nie słyszałem. - powiedział zerkając na obu kolegów aby dać im znać, że jakoś nie doszły go słuchy o masowych mordach na prostytutkach. Zwłaszcza jak ta jedyna potwierdzona ofiara takiego napadu nią nie była.

Vasilij też miał swoje sprawy do przemyślenia. Wczoraj drugą połowę dnia spędził na łażeniu po mieście i sprawdzaniu różnych adresów jakie mogłyby się nadawać na nową kryjówkę ich zboru. W swojej faktorii jednak mało kogo zastał jak chłopcy albo szukali srebra na sprzedaż dla pani kapitan albo przeszukiwali miasto w poszukiwaniu napastnika. Do pomocy i asysty został mu tylko Krótki. Niewiele właściwie zwiedzili przez te pół krótkiego zimowego dnia. I chociaż puste kamienice mogły same w sobie być niezłą kryjówką dla kogoś w razie potrzeby to raczej nie było to to o co w Agnestag pytał Starszy.

Wieczorem zaś poszedł pogadać z Kunzem. Ten przywitał się z nim w przy wieczornym piwku w karczmie całkiem przyjemnie. Pogadali nad kufelkiem o starych i nowych dziejach. Też był zdziwiony, że dawno nie widział Vasilija. Zagadnięty o strażników kazamat nie miał zbyt wiele do powiedzenia. W końcu był już właściwie na emeryturze a i wcześniej był strażnikiem miejskim a nie tym co pilnuje miejskich lochów. Wiedział jednak, że ci od lochów lubią przesiadywać w “Piwnicznej”, czasem ponoć w “Sierpie i młocie”. Uważał ich za nicponi i obiboków. W końcu tylko siedzieli na tyłkach i to w cieple. A straż miejska musiała patrolować ulice czy zima czy lato i to właśnie oni brali się za bary z różnymi zagrożeniami tego miasta. Chociaż przyznał w chwili szczerości, że gdyby miał więcej szczęścia lub rozumu to też by zamienił swoją fuchę na tą straż kazamat. Na pewno lżejszy kawałek chleba niż w straży miejskiej.

Gdy Vasilij wrócił do swojego magazynu było już dawno po zachodzie słońca. Wrócił też Profesor co zameldował, że to co udało się skupić po mieście ze srebrnych wyrobów poszło na statek pani kapitan. A ta sprawdziła wartość i od ręki wypłaciła całkiem sporą sumkę. Chociaż jak się odjęło ceny zakupu gotowych wyrobów jakie skupowali na mieście to w sakiewce zostawał tylko owe 20% jakie poprzedniego wieczoru Vasilij dogadał się z de la Vegą. Ale zawsze to było nieco monet do przodu w sakiewce.

---

Mecha 52

Vasilij; znalezienie kryjówki dla zboru; (01-25); rzut: Kostnica 46 > nic

Kunz; wiedza o strażnikach kazamat; (INT); 40+10=50; rzut: Kostnica 55 > 50-55=-5 > remis = powierzchowne, drobne info

---




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kupiecka; kamienica van Drasenów
Czas: 2519.02.02; Aubentag (2/8); przedpołudnie
Warunki: ciepło, sucho, jasno, cicho; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, siarczysty mróz


Versana



Po tym jak młody Julius przyszedł z rana aby poprosić o przybycie dziewcząt do “Pełnych żagli” w domu van Drasenów zrobiło się ciszej i luźniej gdy Blanka i Dagmara omotane chustami i paltami poszły razem z nim. Dobrze, że miały z Breną podobne rozmiary to mogły chodzić w jej rzeczach bo swoich właściwie nie miały. Za to pani domu została sama z Kornasem i Breną. Pokojówka wróciła do domu jeszcze wczoraj o zmierzchu. Podobnie jak do tej pory Łasica zjawiała się tu czy tam. Nie miała zbyt wiele do opowiadania. Praca jak praca. Szorowanie garów, schodów, krojenie i gotowanie posiłków i tak dalej. Dokładnie tak samo jak to do tej pory opowiadała Nadia. Jedynym pozytywem jaki uznała była obecność Any. To jakoś było z nią lżej bo dało się zrozumieć dlaczego włamywaczka tak ją polubiła. Wesoła i uśmiechnięta dziewczyna była naturalną partnerką w większości tych prac w rezydencji. A samej panny van Hansen Brena nie widziała cały dzień. Czyli znów tak samo jak to zwykle opowiadała czy raczej narzekała Łasica. Ale zadanie zostało odpracowane więc pokojówka van Drasenów mogła wrócić do ich rodzimej kamienicy.

- Silny wczoraj był. Mówią, że chcą zapolować na tego co poluje na panienki na mieście. Pytał czy mogę dołączyć. To mu powiedziałem, że muszę pani zapytać. To powiedział, że dobrze. I poszedł. No to pytam. - łysy mięśniak z wielkim brzuchem streścił swoim flegmatycznym, piskiliwy tonem co się działo w domu gdy wczoraj Versany w nim nie było. Mówił to też wczoraj jak pani wróciła do domu.

Przynajmniej mogła posłać kogoś do van Hansenów z zawiadomieniem o polowaniu. Topór okazał się właściwą osobą do takiego zadania chociaż jednak za usługi jego i jego zespołu trzeba było nieźle zapłacić. Dobrze, że niedawno comiesięczne wpływy zasiliły sakiewkę czarnowłosej wdowy. Zapowiadało się, że to polowanie będzie ją kosztowało ze stówkę monet a może nawet i więcej. Chociaż i tak udało jej się przekonać myśliwego by trochę jej obniżył cenę. Skoro chodziło o akcję na wolnym powietrzu to ostatnie słowo i tak miał Ulryk i jego łaska albo nie. Myśliwy ostrzegał, że jak pogoda nie będzie sprzyjająca to z wyprawy w dzicz nic nie będzie.

Późniejsza wizyta u panny van Zee skończyła się połowicznym sukcesem. Ta herbatka od Vasilija albo nie podziałała na młodą szlachcianke albo podziałała niezaważalnie. Albo po prostu młoda artystka była zbyt spięta aby sobie popuścić cugli. Cały czas zadręczała się obscenicznością swojego dzieła. Chociaż rzeźba tancerki ją ucieszyła. Przykuła jej uwagę i chętnie ją oglądała, dotykała, sprawdzała każdy detal ciesząc oko i dłonie kunsztem tego dzieła.

- Skąd to masz? Nie słyszałam aby ktoś posiadał coś podobnego w swojej kolekcji. - pytała zaintrygowana próbując określić w jakim stylu została wykonana ta wyjątkowa rzeźba. Sprawdzała na piedestale czy artysta się przypadkiem nie podpisał. Ten prezent poprawił jej humor i zastanawiała się jak się może odwdzięczyć koleżance. Ale jednak do końca nie rozluźniła się i pozostała spięta. O malowaniu kolejnych obrazów nie chciała słyszeć. Zwłaszcza aktów. Wydawała się przestraszona co ostatnio wyszło spod jej ręki i nie miała ochoty tego powtarzać. Gdy się rozstawały Versana wciąż nie była pewna czy malarka pod wpływem emocji nie zniszczy swojego dzieła. A nie zgodziła się go komuś przekazać. Jednak zapraszała Versanę na kolejne spotkanie kółka poetyckiego.

Wieczorem Łasica się nie pokazała. Co aż tak dziwne nie było. W końcu jak rano wpadła jak po ogień zastając gospodynię jeszcze w łóżku to ostrzegała, że może jej zbraknąć czasu i sił na wieczorne spotkanie. Więc dziewczęta same musiały zadbać o Normę w balii. Obyło się bez ekscesów i w połowie wieczoru wróciły do domu van Drasenów. Chyba żadna z nich nie miała śmiałości włamywaczki aby inicjować z wojowniczką z północy bardziej śmiałe zabawy a ta sama z siebie raczej do nich nie dążyła.

Skoro miała wczorajszy wieczór dla siebie mogła wreszcie w spokoju zacząć poznawać się z rękopisem przekazanym przez Starszego na ostatnim zborze. Ręcznie pismo wymagało skupienia ale w reikspiel było dość czytelne. Ze zrozumiem było trudniej. To nie była ani poezja ani proza tylko tekst uczonego dla uczonego. Autor zapewne zakładał, że czytelnik będzie posiadał jakąś minimalną wiedzę sięgając po ten tekst. A młoda wdowa jej nie miała. Więc często spotykała się z licznymi zwrotami czy odniesieniami w obcych jej języków które były trudne do zrozumienia albo po prostu niezrozumiałe. Co mocno utrudniało odbiór tekstu. Dobrze, że na marginesach albo gdzieś z dołu kartek ktoś, chyba Aaron, porobił różne przypisy i wyjaśnienia co nieco pomagały rozjaśnić ten galimatias. Do tego tekst był momentami wzniosły wręcz mistyczny niczym jakieś święte księgi i proroctwa.

Ale mimo tych trudności dało się zrozumieć, że ma się do czynienia z czymś wyjątkowym. Nietuzinkową wiedzą o nietuznikowych zjawiskach. Autor rozpisywał się o wyjątkowości i mnogości zastosowań kamienia przemian. Ów przedmiot wydawał się mieć niezliczone zastosowania. Tak zbawienne jak i przeklęte. Mógł napędzać machiny, transmutować jedne substancje w drugie, cofać efekty starzenia, wzmacniać organizm, wytwarzać nowe życie i wiele, wiele innych możliwości. Ale też był skrajnie niebezpieczny bo te wszystkie przeklęte efekty mogły też dotknąć eksperymentatora. Teraz jednak był początek kolejnego dnia. Pani van Drasen w towarzystwie Kornasa i Breny skończyła śniadanie. Sam tłuścioch już mniej więcej wyglądał jak zawsze. Siniaki jak jakieś mu zostały to widocznie kryły się pod ubraniem ale w ruchach już nie było widać tej sztywności jaką cechowało się obite ciało choćby przy wczorajszym śniadaniu.


---


Mecha 52

Versana; targowanie się z Toporem; (OGŁ vs OGŁ); 65+10-10-10=55 vs 35+10-20=25; rzut: Kostnica 48 > 50+55-25=80; 80-48=32 > śr.suk = obniżka o 20%
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 19-05-2021, 17:35   #289
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Nordland; Neues Emskrank; port; Tawerna “Pod pełnymi żaglami”


Rankiem doprowadziła się do porządku i szybko napisała list do swojej kuzynki. Kazała Juliusowi zanieść go pod adres wdowy jeszcze przed śniadaniem. Kiedy Irina pomagała się jej ubrać i doprowadzić do stanu używalności wspominała swój powrót z Rosą do tawerny. Jak powiedziała woźnicy do której tawerny jada i by jechał okrężna drogą. Potem skryta przed oczami ciekawskim wnętrzem dorożki wylewnie podziękowała Rosie za ten wieczór i pomóc z Jonasem.

Z uwagi że oprócz słów dziękowała też dłońmi językiem i ustami Rosa mogła się uznać za najbardziej zadbaną osobą tej nocy i poranka. Oczywiście doszedł też fakt że Pirora robiła to w jadącej dorożce czego de la Vega chyba nie doświadczyła w swoim życiu. Blondynka spędziła drogę na kolanach Rosy całując i przytulając się z nią. Wymieniając rozmowy o niczym i wszystkim.

Blondynka zgrabnie zasugerowała, ogarniający ją strach, że kiedy jej kochanka wróci ze swojej wyprawy to blondynka nie będzie miała gotowej kamienicy by ją odpowiednio ugościć. Podzieliłą się fantazją by kochać się z panią kapitan na puchatych zwierzęcych futrach przed kominkiem w jej nowej sypialni. Blondynka jednak przyznała ze smutkiem że niestety nie miała takich futer. I braku odpowiedniej zastawy jak i wątpliwość czy w tym mieście znajdzie kogoś kto wyrabia ceramikę w zimie. Albo w ogóle ją ma.

Tym samym licząc, że zasieje w głowie pani kapitan samodzielny pomysł by obdarować czymś swoją młodziutka kochankę po powrocie. Oczywiście nie zamierzala prosić w prost jedynie wyrazić swoje leki jako młodziutkiej dziewczynie w nieznanym mieście.

Pan Keller już był przez blondyneczkę owinięty wokół palca chociaż jego osoba… a dokładniej ciało będzie służyło jej w inny sposób. Zwłaszcza kiedy Rosa wyjedzie i Pirora będzie mogla wykorzystać Benone do schadzek z oficerem. W końcu rudowłosa tak pragnęła być nałożnicą oficera, że malarka chciała zobaczyć na własne oczy do jakich upadłych czynów erotycznych posunie się ta dwójka z jej drobna asystą.

Droga była krótka więc zabawę dokończyły w bali w łaźniach. Malarka zgrabnie podziękowała pani kapitan za pomoc w oświetleniu pana oficera do dalszych spotkań. Ostatnie parę godzin spędzone były na pożegnaniach i wyjaśnianiu ostatnich spraw podczas nieobecności pani kapitan.

- No dobra, chodźcie na górę i zajmiemy się zdobywanie nowych umiejętności. - Powiedziała blondynka do pozostawionych jej dziewcząt. W pokoju Iriny, służki Pirory przygotowały już wszystko więc po krótkich wyjaśnieniach co jaka dziewczyna potrafi i jakie ma doświadczenia Pirora zostawiła dziewczyny pod opieka swoich służek a sama poszła przygotować się do spotkania z notariuszem.

Odczytała jeszcze wiadomość od swojej ‘kuzynki, ale właściwie nic ona nie wniosła do jej życia poza tym, że kuzynka nie umie się określić co do spotkania.


Południe; Nordland; Neues Emskrank; port; Notariusz Rainer , Pirora, James


Blondynka wystrojona swoim zwyczajem zjawiła się pod wskazany adres ze swoim ochroniarzem. Nie do końca wiedziała czego się spodziewać po Panu Rainerze, więc uznała że najlepszą rzeczą będzie gra swoim urokiem osobistym.

- Pirora van Dake, do Pana Rainera. - Powiedziała do obecnych w pomieszczeniu osób czekając na reakcje.

- Proszę spocząć. - odparł mężczyzna siedzący za biurkiem i wskazał na ławę pod ścianą która pełniła rolę poczekalni. Sam wstał ze swojego miejsca i podszedł do wewnętrznych drzwi. Zajrzał przez nie i powiedział coś przyciszonym głosem czego blondynka nie usłyszała. Ale zaraz wynurzył głowę z pomieszczenia i spojrzał na nią.

- Proszę tutaj, rejent panią przyjmie. - powiedział wskazując na drzwi w jakich właśnie stał. Gdy klientka znalazła się w środku zamknął za nimi drzwi i razem z Jamesem znaleźli się w gustownym gabinecie. Uwagę jednak przykuwało duże, ozdobne i pewnie drogie biurko. Oraz mężczyzna jaki za nim zasiadał.

- Proszę usiąść panno van Dyke. Cieszę się, że mogła pani przyjść. - zaprosił klientkę aby spoczeła na jednym z dwóch krzeseł przed biurkiem. Miał modny żabot pod szyją i elegancki żakiet. Był w średnim wieku, może nawet bliżej tej górnej granicy niż dolnej ale spojrzenie miał ciepłe i pewne siebie. Całościowo wzbudzał zaufanie jakiego można by oczekiwać po kimś o jego zawodzie i pozycji.

- Cóż panią do nas sprowadza? - zapytał widząc, że już oboje gości usiedli na swoich miejscach więc można było przystąpić do rozmowy.

- Znajomi mówią że jeśli ktoś szuka nowego domu to jest pan człowiekiem do którego należy się zgłosić. - Pirora uśmiechnęła się promiennie, do mężczyzny. - A ja właśnie szukam sobie takiego lokum, mieszkanie w tawernach jest ciekawe ale uciążliwe kiedy robi się to dłużej. Interesuje mnie opuszczona kamienica na ulicy Bursztynowej. Zna ją Pan?

- Na Bursztynowej znam cztery opuszczone kamienice, jedną do wynajęcia i trzy pomieszczenia do kupienia. - odparł z uśmiechem Rainer dając znać, że widocznie lokalny rynek nieruchomości nie jest mu obcy ale wolałby precyzyjniejszy adres.

- Ile to było….mhmm Bursztynowa siedemnaście. Podobno stoi pusta od zeszłego lata. Poprzedni właściciel miał wypadek? - Pirra podał adres i zagrała głupią co do końca poprzedniego właściciela. James wiedział by odkryć tę kartę w odpowiednim momencie ale ten jeszcze nie nadszedł.

- Ah, 17-ka… Dom pana Augustina… Tak, tak, wiem o który budynek chodzi. - urzędnik sądowy powoli pokiwał głową namyślając się przy tym więc słowa też mówił powoli. - Tak, myślę, że można tak w pewnym sensie powiedzieć. Że pan Augustin miał wypadek w wyniku którego zmarł. - powiedział dyplomatycznie na razie nie rozwijając za bardzo tematu.

- Czy jest pani jakąś krewną pana Augustina? O ile mi wiadomo obecnie nie jest toczone żadne postępowanie spadkowe w sprawie tej nieruchomości. Na pewno nie przez nasze biuro. Ale oczywiście gdy ktoś zgłosi roszczenia spadkowe sprawa na pewno nabierze toku. Inaczej zostaje jeszcze załatwić wszystko przez ratusz. W obu wypadkach nasza kancelaria oczywiście jest gotowa służyć pomocą. - gdy rozmowa wróciła na znajome, zawodowe tory mężczyzna uśmiechnął się i znów mówił pewnym siebie, budzącym zaufanie głosem.

- Och ! Zmarł?! Dosyć niefortunne zdarzenie… - Pirora udała zmieszaną tą informacją. - ...i nie nie jestem krewną. Po prostu spodobały mi się jej okna, więc pomyślałam że skoro jest tak szczelnie zamknięta to będzie do kupna. Co właściwie się stało z poprzednim właścicielem? Musi mi pan wybaczyć jestem nowa w mieście i nie znam go tak dobrze. - Pirora uśmiechnęła się niewinnie i przepraszając za swoją niewiedzę.

Notariusz nie odpowiedział od razu. Przez chwilę przyglądał się klientce tak przenikliwym wzorkiem, że można było odnieść wrażenie, że przejrzał ją na wylot. Ale jednak na koniec znów się lekko uśmiechnął.

- Oczywiście, nie wszyscy możemy być krewnymi tych jakich akurat byśmy potrzebowali. - powiedział jakby to był jakiś firmowy żarcik. - Sprawą pana Augustina dotąd się nie interesowałem. Podobnie jak plotkami. Nie zajmujemy się tym. Ale jednak wiem, że to było samobójstwo. Powiesił się. Prosze mnie nie pytać więcej bo nic więcej nie wiem w tym temacie. - powiedział splatając przed sobą dłonie i kładąc je na blacie swojego wielkiego biurka.

- Ale skoro pani nie jest krewną zmarłego to w świetle prawa jest pani osobą postronną. Oczywiście nadal osoba postronna może nabyć taką nieruchomość. Wystarczy, że wyrazi zainteresowanie tą kwestią. Albo wynajmie kogoś kto będzie reprezentował jej interesy. Nasza kancelaria zajmuje się właśnie takimi sprawami więc za skromną prowizją możemy się dla pani zająć tą sprawą. - mężczyzna wyraźnie dał znać, że w kwestii darmowej rozmowy to właśnie zbliżyli się do limitu. I jeśli dalej miał coś mówić to tylko jako wynajęty przedstawiciel klientki lub musiała poradzić sobie bez niego.

- Oczywiście, - blondynka uśmiechnęła się z uznaniem, musiała przyznać że ładnie to rozegrał. Nie spodziewała się tak zgrabnie przeprowadzonej rozmowy przez prawnika na peryferiach. - więc zacznijmy mówić liczbami. O jakich kwotach mówimy? I co obejmuje zajęcie się przez Was tą sprawą dla mnie. Przyznam że sprawy papierkowe mnie nużą i wolę je zlecać osobom które to lubią. Pan panie Rainer lubi taką swoją pracę? - Powiedziała sugerując że jeśli Rainer dobrze to ugra to będzie miał klientkę stałą. Była to taka zabawa w kotka i myszkę gdzie każdy miał się za kota.

- Oczywiście. To jak prowadzenie śledztwa. Albo czytanie nowej książki przygodowej. I jednocześnie szachy z oponentem. I wszystko w towarzystwie dżentelmenów. A nie jak te sprawy kryminalne i pospolite gdzie trzeba obcować z motłochem a nawet się przekrzykiwać jeśli trzeba się sądzić gdzieś poza budynkiem sądu. - Rainer gładko podłapał temat i potwierdził domysły swojej klientki w tej sprawie. I zdawał się mówić całkiem szczerze. Sprawiał wrażenie, że na swoim stanowisku czuje się jak ryba w wodzie a temat sądownictwa zna jak własną kieszeń. Nawet dało się wyczuć pewien ton wyższości gdy mówił o tych kolegach co muszą się zajmować pospolitymi sprawami. A nie jak on w zaciszu gabinetów i sal sądowych. W końcu jak kogoś było stać na nieruchomość w mieście to zwykle nie należał do tych najbiedniejszych.

- Co do spraw papierkowych całkowicie nie będziemy mogli tego uniknąć. W takich sprawach jest sporo wniosków, próśb oraz choćby pełnomocnictw. My oczywiście możemy to wszystko przygotować ale niestety bez podpisu klienta są one nieważne. Co oznacza, że pewnie jeśli podejmiemy współpracę będziemy się musieli regularnie spotykać. Poza tym jednak nasza kancelaria może się zająć wszystkimi innymi detalami sprawy. Dobrze jednak zwykle wygląda gdy klient jeśli jest w mieście i nie jest obłożnie chory zjawił się chociaż raz w towarzystwie rejenta czyli jak mniemam moim. To wzbudza zwykle większe zaufanie wśród decydentów. Zwłaszcza jak klient nie ma aparycji zbira z ciemnego zaułka. - sprawnie wyjaśnił jak to zazwyczaj wygląda procedura pracy sądowej czy w urzędach w tych sprawach spadkowych i nieruchomości.

- Co do naszej prowizji to zależy od wartości nieruchomości. Do tego pobieramy zwykle około 5% od tej wartości. Oraz 20 koron za każdy tydzień naszej pracy dla klienta. Na tą chwilę to ceny orientacyjne. Głównie bazujemy na wartości nieruchomości a, żeby ją ustalić musielibyśmy się pofatygować do ratusza aby sprawdzić aktualny stan. A przy okazji zbadać sprawę czy są inni zainteresowani i tak dalej. Same podstawowe rzeczy. Jeśli się pani na nas zdecyduje myślę, że jutro mógłbym podać już coś więcej. - powiedział szybkim tonem, prawie rutynowym jakby często przeprowadzał tego typu rozmowy.

- Przyznam że trochę mi zależy by wasz czas pracy był jak najkrótszy. Mieszkanie w tawernie na dłuższą metę całkowicie się nie sprawdza dla mnie i służby. - Postanowiła zabrzmieć trochę jak rozpuszczona dziedziczka. - Gdyby się okazało, że ten budynek jest idealny do szybkiego zamieszkania byłoby dla mnie idealnie. Choć pewnie trzeba było by to sprawdzić prawda? Chyba nie zniosłabym jeszcze czekam na jakieś końce remontu.

- Już i tak będę musiała czekać żeby pewnie sprzątnęli mi ją. - Pobiadliła trochę w naiwnym uczonym stylu. - Mhmmm właściwie to trochę nie wiem czego się w środku spodziewać. I wspomniał pan że sprawy sądowej spadkowej jeszcze nie było?

- Nie słyszałem aby była. A na pewno nie przeszła przez naszą kancelarię. - odpowiedział widocznie tak uczciwie na ile pozwalał mu stan wiedzy w tej kwestii.

- Zaś co do długości trwania sprawy świetnie panią rozumiem. I obiecuję zrobić co tylko się da aby załatwić sprawę jak najszybciej. Niestety mam nadzieję, że pani też nas zrozumie. Póki zajmujemy się pani sprawą musimy zrezygnować z jakiejś innej. A my też nie na wszystko mamy realny wpływ. Czy to sąd czy ratusz no oni pracują we własnym trybie. Ja mogę zapewnić tylko o tym, że zrobimy z naszej strony co tylko się da aby wszystko było zapięte na ostatni guzik. - rejent wyjaśnił skąd ta tygodniowa opłata za korzystanie z usług kancelarii.

- Natomiast jeśli chodzi o wprowadzenie się to legalnie jest to możliwe po zakupie posiadłości. Czyli zakończeniu sprawy. Remont to już prywatna sprawa nowego właściciela tutaj ani my ani sąd, ani ratusz raczej nic do tego nie mamy. Jeśli jest pani zainteresowana sprawdzeniem stanu faktycznego posiadłości, co jest jak najbardziej zrozumiałe, mogę postarać się aby towarzyszyła nam pani z rzeczoznawcą. To standardowa procedura przy wycenianiu nieruchomości. Wówczas sama pani będzie mogła ocenić czy posiadłość spełnia pani wymagania. - prawnik od nieruchomości mówił stonowanym ale pewnym siebie głosem. Widać było, że ma to wszystko w jednym palcu i brzmiało jak do załatwienia prawie od ręki.

- Jeśl mogę coś podpowiedzieć, jeśli bardzo pani zależy aby się wprowadzić do tej 17-ki może pani się postarać ją wynająć. Czy całość czy jakąś część. Na to jednak musiałby się zgodzić obecny właściciel. Czyli ratusz lub spadkobiercy jeśli takie są. Jednak póki by pani wynajmowała tą metodą no jednak trzeba by płacić czynsz za ten wynajem. - podpowiedział sposób jaki zdawał się dawać możliwość zamieszkania w kamienicy prawie z dnia na dzień. O ile by się zgodził obecny właściciel.

- To być może zamiast pięciu procent powinniśmy się umówić na siedem jeśli uda się załatwić sprawę poniżej tygodnia? - Pirora zarzuciła przynętę, - I nie wiem jak to tutaj na północy działa ale jeśli sprawy nie było czy nie lepiej będzie zabezpieczeniu przeze mnie pieniędzy na funduszu dla potencjalnego spadkobiercy dostępnego dla ratusza po czasie przedawnienia sprawy spadkowej? - Zasugerowała Pirora, w końcu przeciągu paru lat wszystko się może zdarzyć na przykład “spadkobierca” może się odnaleźć i podpisać dokumenty i zabrać pieniądze. Taki bardziej podstawiony kuzyn może się nadać.

- Jest bardzo wątpliwe aby dało się sprawę załatwić w ciągu kilku dni. Jeśli to zajmie ze dwa tygodnie to można uznać, że poszło błyskawicznie. Zwykle zajmuje około miesiąca. A czasem dłużej. Wiele zależy od postawy obu stron, zawiłości sprawy, dostępności dokumentów, jeśli w sprawę jest zamieszany ktoś spoza miasta to sprawy potrafią się przeciągać naprawdę długo. - starszy mężczyzna ostrzegł, że to postępowanie spadkowe, sądowe i ratuszowe to raczej coś liczonego w tygodniach a nie dniach. I to przy pomyślnych wiatrach.

- Nie zajmowałem się dotąd sprawą na Bursztynowej 17 więc naprawdę trudno mi powiedzieć coś więcej. Na razie mówię jak to zazwyczaj wygląda. Ale to jest bardzo elastyczne w obie strony. Jak sprawdzę w ratuszu jak się sprawy mają będę mógł powiedzieć coś więcej. Dlatego dobrze aby pani zostawiła jakiś adres kontaktowy gdzie będzie można wysłać wiadomość. - poradził na koniec przypominając, że tego przypadku nie zna więc na razie bazuje na standardzie poprzednich spraw i procedur.

- Zaś co do ewentualnych roszczeń w przyszłości. Cóż, nie można tego wykluczyć. Ale jeśli stanie się pani właścicielem nieruchomości w legalny sposób to będzie to trudne do podważenia. Prawo nie działa wstecz. Więc liczy się stan wiedzy sądu i obu stron w chwili podejmowania decyzji. Jeśli pojawią się nowe, na przykład pojawiłby się jakiś legalny spadkobierca pana Augustusa z roszczeniami do nieruchomości wówczas zapewne trzeba by negocjować. I zapewne w razie potrzeby odbyłby się nowy proces lub rozmówilibyśmy się w biurze. Często wystarcza takim ludziom jakieś odszkodowanie. O ile by udowodnili, że mają do niego prawo. - wyjaśnił jak to mogłoby wyglądać gdyby kiedyś rzeczywiście pojawił się ktoś z jakimś testamentem czy czymś podobnym ostatniego właściciela kamienicy.

- W takich wypadkach najważniejszy dokument to testament ostatniego właściciela. Nie wiem czy pan Augustus taki sporządził przed śmiercią. Jeśli tak to na pewno nie u nas. Ale to też dowiem się jak pójdę do ratusza. W nim powinny być wymienione wszelkie strony jakie mają prawo do takich roszczeń. - wyjaśnił po raz kolejny wracając do punktu w jakim musiałby osobiście się pofatygować aby zbadać tą na razie obcą dla siebie sprawę.

- Rozumiem to w takim razie to chyba nie pozostaje nam nic innego jak spisać kontrakt i wystawić upoważnienia na działanie w moim imieniu. Rozumiem, że teraz jest etap wstępny gdzie rozpoznacie stosunek prawny a cała reszta jak detale finansowe będą jeszcze do ustalenia później? - Pirora zaczynała zakończyć tą rozmowę choć ciekawiło ją jeszcze parę szczegółów o samym notariuszu.

- Tak, jeśli zdecydowała się pani skorzystać z naszych usług to spiszemy umowę. Oraz prosiłbym o wystawienie pełnomocnictwa, że możemy panią legalnie reprezentować w sprawie przejęcia tej nieruchomości. Proszę się nie obawiać, ja podpowiem jak to należy napisać. - mężczyzna zza biurka sprawnie sięgnął po kartkę papieru i piśmidła. Mówił uspokajającym tonem aby dać znać, że może pełnić rolę przewodnika w tej prawnej papierologii.

- No cóż jednak nie przyszłam tutaj z ulicy, - Pirora uśmiechnęła się do mężczyzny zza biurkiem. - ...powiedzmy że postanowiłam uwierzyć opinią znajomych o pana osobie. Wprawdzie wypowiadali się o panu w superlatywach to powiedzmy że sama przekonam się czy jest pan typem człowieka który moja rodzina ceni. - Powiedziała troche tajemniczo licząc, że mężczyzna się zaciekawi tematem.

- Naprawdę? A cóż to za znajomi tak mnie polecali? Jeśli wolno zapytać. - rejent zerknął na klientkę znad zapisywanej kartki papieru. Pisał tak samo sprawnie jak mówił o swoich zawodowych sprawach. Wydawało się, że pisze bez zastanowienia. W końcu skończył, przekręcił kartkę i przesunął ją na stronę po której siedziała Pirora.

- Proszę przeczytać czy się wszystko zgadza. Zwłaszcza adres nieruchomości. Jeśli wszystko się zgadza to proszę podpisać. To jest pani pełnomocnictwo na naszą kancelarię, że mamy prawo panią reprezentować w sprawie przejęcia tej nieruchomości. Jest to jednocześnie termin od jakiego uznaje się, że pani nas wynajęła i będziemy liczyć sobie za to wynajęcie. Zaraz przygotuję odpowiednią umowę. - Rainer wyjaśnił co klientka trzyma w ręku za dokument i jakie ma to znaczenie. Sam czekał aż przeczyta i podpisze a sięgnął po kolejną kartkę.

- No no co za dociekliwość powiedzmy, że pana nazwisko padło podczas spotkania pewnej grupy osób w domu państwa van Zee. Nie wiem czy słyszał pan pogłoski o próbach postawienia w mieście teatru? - Pirora ostrożnie uchyliła rąbka tajemnicy… zmyślonej na potrzeby tej sytuacji. No przynajmniej skąd wie o jego osobie.

- Rozmowa w pewnym momencie przeszła na temat jaki powinien być dobry przedstawiciel prawny. A kiedy ja skomentowałam że ‘bezwzględny i skuteczny” pewna osoba rzuciła pana nazwiskiem i adresem. - Pirora nałożyła swój podpis na kontrakt, jej eleganckie i artystyczne pismo odcinało się od formalnego i czytelnego tekstu. Pirora oddała kartę mężczyźnie uśmiechając się do niego porozumiewawczo.

- Więc jak to będzie Panie Rainer, zdobędzie mi pan skutecznie tę kamienicę? Nawet jeśli trzeba będzie być bezwzględnym dla przeszkadzającego mechanizmowi administracji?

- Posługuje się pani tajemniczymi ogólnikami panno van Dyke. - odparł z uprzejmym uśmiechem starszy mężczyzna. Nie wydawał się jednak być jakoś rozgniewany czy zaniepokojony. Raczej podchodził do takiego zachowania z chłodną rutyną i nie ciągnął dalej tematu.

- A z kamienicą zrobimy co w naszej mocy. Ale nie wszystko zależy od nas. Najczęściej jednak udaje nam się osiągnąć cel satysfakcjonujący naszych klientów. - powiedział krótko odbierając podpisane pełnomocnictwo i przebiegając je wzrokiem. Skinął głową, sięgnął po pióro i zaczął szybko zapisywać kolejną kartkę.

- Jeszcze jeden egzemplarz dla pani. I podobnie z umową na wynajęcie naszej kancelarii. W parę chwil będziemy mieli wszystko za sobą. - wyjaśnił nieco wolniej gdyż absorbowało go pisanie potrzebnego dokumentu.

- Cóż może wolę być traktowana jako moja własna osoba a nie jako dodatek do innego klienta? - Odpowiedziała racjonalną choć trochę emancypacyjnym podejściem coraz to młodszych kobiet. - Prosze mi pokazać na co pana stać a może przy kolejnym spotkaniu zagramy otwarte karty?

- O czym pani mówi? - pióro rejenta zatrzymało się a on zmrużył brwi i spojrzał pytająco na klientkę.

- No cóż chodziło mi że wolę nie rzucać nazwiskami znajomych którzy mi pana polecili. Wolę wypracować sobie opinię “ulubionej “ klientki. Ale jeśli nadal będzie pan chciał dowiedzieć się kto mnie do was pokierował musi pan poczekać na kolejne spotkanie na które na pewno będzie miał pan dla mnie dużo ciekawych informacji. - Odparła jaśniej Pirora podpisując niewzruszona kolejne dokumenty oczywiście czytając je pierwej zanim jaj eleganckie zawijasy podpisu zwieńczyły kartki.

- Dziękuję ale to nie jest mi niezbędne do wykonania zadania. Szanujemy swoją prywatność, prywatność naszych klientów jak i osób postronnych. - Rainer pomachał dłonią i pokręcił podobnie głową na znak, że takie informacje wcale nie są mu do szczęścia potrzebne. Pióro znów zaczęło cicho skrobać papier a on sam przygotowywał kolejny papier. Szybko mu to szło więc wkrótce powstała kopia pełnomocnictwa jakie już raz on napisał a Pirora podpisała. Tym razem ten papier miał być dla niej. Drugi dokument był nieco dłuższy. Przedstawiał sprawę, że panna Pirora van Dyke, z dniem dzisiejszym, wynajęła kancelarię Rainera aby nabyć na własność kamienice przy Bursztynowej 17. I umówiona stawka o jakiej rozmawiali wcześniej. 20 monet tygodniowo za zajęcie się sprawą oraz 5% od ceny nieruchomości.

- Chwilowo zatrzymałam się w tawernie “Pod pełnymi żaglami” proszę tam przesyłać informację o sprawie. Jeśli mogę mieć prośbę. Kiedy zaczną się rozmowy o cenach samego budynku chciałabym być przy nich osobiście. - Wyraziła swoją prośbę o dopuszczenie jej do procesu negocjacji.

- “Pod pełnymi żaglami”? Dobrze, to postaram się zapamiętać. - Rainer skinął swoją nieco łysiejącą głową na znak, że przyjął adres do wiadomości. I chyba wbrew słowom nawet go zapisał.

- A jeśli chce brać pani udział osobiście w negocjacjach to zapraszam do jutra do ratusza. Tam zamierzam się udać na początek aby sprawdzić jaki jest stan aktualny z tą kamienicą. Najlepiej nie przeciągać sprawy i przyjść przed południem. Tak na wszelki wypadek. Na jaką godzinę by pani pasowała taka wizyta? - rejent dość mocno zawęził opcje w jakich był gotów na takie wspólne spotkanie w ratuszu ale jednak zostawił klientce pewne okno do wyboru. I nie miał nic przeciwko aby mu towarzyszyła podczas tej wizyty.

- Przedpołudnie było by dobre? Ale właściwie nie mam jeszcze planów na jutro więc mogę się też dostosować. - Zapytała notariusza, ale jednak wskazując na pewna preferencję godzinową.

- W takim razie może na 10-ty dzwon przed ratuszem? Pasuje to pani? Byśmy się tym zajęli z samego rana. - zaproponował mężczyzna zza biurka patrząc uprzejmie na swoją klientkę. Skoro nie bardzo mogła się zdecydować sama to podał termin jaki jemu by najbardziej odpowiadał.

- Doskonale, nie mogę się doczekać zobaczyć pana w swoim żywiole. Przechodząc na tematy pracy zaczyna mówić pan z większa pasją. - Pirora powiedziała i wstała podając dłoń swojemu radcy prawnemu. - Do jutra panie Reiner.

 
Obca jest offline  
Stary 19-05-2021, 17:38   #290
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Popołudnie; Nordland; Neues Emskrank; port; Tawerna “Pod pełnymi żaglami”


Kiedy dziewczyna wróciła od notariusza mogła zająć jeden ze stolików w sali głównej, James miał chwile dla siebie a ona wysłała Juliusa z informacja do dziewczyn, że powinny powoli kończyć i przyjść zrobić sobie przerwę.

Zeszły wszystkie na czekające je kubki i karafkę zwykłego prostego wina.

- No witam witam, jak wam idzie szycie? - Spytała Kerstin i Iriny.

- Benono, Anjur, Dagmarę i Blankę jak sobie radzicie z podstawami? Coś będzie z tego mojego fartucha? - Zapytała dziewczyn Rosy.

- No dobrze, Irino, Kerstin dziewczyny zostaną teraz ze mną i Jamesem by spróbowały swoich sił z grami. Jakbyście mogły dalej popracować same, dziewczyny wrócą do was jutro rano. - blondynka powiedziała relaksując się przy ich stoliku. Sama również zamierzała skorzystać z tej chwili relaksu.

- Ten fartuch to już prawie gotowy. Myślę, że dzisiaj go skończymy. - odezwała się tutejsza brunetka zerkając jeszcze pytająco na Irinę. Ale Kislevitka potwierdziła skinieniem głowy te rachuby.

- A te szycie też nieźle idzie. Dziewczyny bardzo nam pomagają. Na tyle rąk to robota idzie prawie sama. - Kerstin uśmiechnęła się do czwórki pomocnic jakie dzisiaj z nimi pracowały. One też się uśmiechnęły i potwierdziły głowami, że widoczne nie mają za złe takiej pracy i chyba im się dobrze razem układała współpraca. Nie miały też nic przeciwko, żeby jedne zostały na dole a drugie wróciły na górę dokończyć to szycie na dzisiaj.

- Cudownie to słyszeć, - Ucieszyła się blondynka uśmiechając się od ucha do ucha. - ale pamiętajcie, że szycie to jedna rzecz a zdobienia to druga. Myślę że można użyć cześć skrawków by dziewczyny mogły nauczyć się robić proste choć wyglądają na skomplikowane ozdoby? - Mówiąc to patrzyła na Irinę która od razu wiedziała o co chodzi. Dodatki potrafiły dodać wiele szyku do stroju nawet jeśli nie były wykonane z drogich błyszczących elementów. Czasem wystarczyła naszywka z ozdobnym haftem, czasem kawałek materiału zszyty by imitował kwiat czy ozdobny element.

- Oczywiście dzisiaj to wy uczycie się od nich… - Powiedziala do dziewczyn swoich koleżanek przy stole. - ...ale za jakiś czas pewnie zamienicie się miejscami i to wy nauczycie czegoś nowego dziewczyny.

- No dobra, James przyniosłeś karty? - Pirora spytała ochroniarza a ten wyciągnął talie na stół. I po chwili spędzili z dwie godziny ucząc się dwóch rożnych gier karcianych. Dla bywalców pewnie wyglądało to jakby kobiety miło spędzały czas
 
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172