Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Sesja RPG Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-05-2007, 01:48   #61
homeosapiens
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Z tysięcy gardeł wydobył się jeden wielki krzyk bojowy, gdy wrogie armie runęły na siebie niczym dwa zwarte w śmiertelnym uścisku brytany. Już od samego tego dźwięku Khelowi ręce zaczęły drżeć, aczkolwiek po chwili ucichł on nieco. Wasz oddział szedł bokiem.

Zderzyliście się z bandą różnorakich stworzeń. Olbrzymi jaszczur uderzył wielkim młotem na Falcona. Równie jak on sam olbrzymie było jego zdziwienie, gdy jego cios został fachowo i bez najmniejszego skrzywienia sparowany. Valles wyprowadził dwa błyskawicznie szybkie cięcia krukiem przeciwko jakiejś przedziwnej jaszczurce. Uniknęła ona ich jednak bezbłędnie niczym akrobatka i odpowiedziała ciosem, który o mało nie powalił Marinerisa na glebę. Wbiła mu swój ogon, trzeba dodać, że kolczasty, głęboko w ramię, następnie zaś wyjęła wraz z kawałkami jego mięśni i krwią. Młodzieniec nie upadł walczył dalej. Zapamiętał się. Tarcza opadła z bezwładnej reki, ale kruk śmigał dalej, a on daleki był od kapitulacji. Werner wykorzystał moment, kiedy jaszczurka stała w miejscu i rozpłatał ją niemal na dwoje. Następnie uderzył na skalnego potwora. Nie wiedział o tym, ale uderzył w czuły punkt struktury i jak można się domyślać, potwór opadł na ziemię w tysiącach małych jak ziarnka piasku odłamków. To tym bardziej utrudniało walkę, ponieważ owego dnia wiatr był dość mocny. Khel próbował rzucić czar, który zasiał by panikę w szeregach wroga, ale zdał sobie sprawę, że żaden dźwięk na tym polu bitwy nie może być tak straszny, by przerażać. Spróbował więc rzucić magiczny pocisk w olbrzyma atakującego Falcona. Prawdopodobnie jednak hałas był zbyt wielki, Khelowi nie udało się wystarczająco dobrze skoncentrować. Zack już wycelował doskonale w kolejnego przeciwnika, gdy otrzymał strzałę pod żebra. Wypuścił cięciwę, a strzała poszybowała gdzieś w powietrze. Chwilkę jeszcze się zbierał, ale znów naprężył łuk i zemścił się z nawiązką. Oko tego łucznika, który odważył się trafić w Zacka juz nigdy nie będzie takie samo, Falcon tymczasem kopniakiem w piszczel odwrócił uwagę wielkoluda i rozciął mu brzuch w trzech miejscach. Ruchy mocarza powoli stawały się coraz wolniejsze. Zadowolony z siebie i czekający na następnego oponenta Falcon został jednak niemile zaskoczony. Zwierzołak uderzył go okutą maczugą w głowę z taka siłą, że gdyby nie hełm to pękła by chyba jak arbuz. Przez chwilę nie potrafił wyprowadzić celnego ciosu, kręciło mu się w głowie. Valles odbijał ciosy i sam je zadawał, wcale nie zważając na straty własne. Dziwnym trafem żaden cios nie dosiągł go od tamtej pory, mimo iż był odsłonięty. Dla Wertera przyszedł moment wielkiej chwały. Po tym jak Khel wystrzelił w jego nowego przeciwnika, wyglądającego po prawdzie jak jedno wielkie kolorowe gówno magiczny pocisk, ten, obryzgany usiłował ściąć głowę szarżującego na niego jeźdźca na wilku. Dwa wilki tymczasem zderzyły się w locie na niego i głowy goblinów również się zderzyły- mocarz obciął obie. Po tym pięknym ciosie najemnik jednak padł na ziemię. Nie potrafił zablokować trzech ciosów na raz. Z jego głowy ciekła krew.
W tym samym momencie również Zack poczuł, że bitwa to nie żarty, ponieważ oberwał strzałą w głowę. Dwóch z was leżało nieprzytomnych, ale wy walczyliście dalej. Khel zdaje się również oberwał, ponieważ z jego ramienia wystawała czarnopióra strzała.

Wałcząc ramię w ramię i uzupełniając się przy każdej okazji i po stokroć ratując sobie życie doszliście do łuczników wroga. Tym zaś już strzały się skończyły najwyraźniej...
Uciekli...

Wasza pierwsza batalia była za wami.

~~~~~~

Werner ma zdartą z głowy skórę i cała twarz zalaną krwią.(0 Pw)
Zack leży ogłuszony wśród zabitych. Z jego głowy streczy strzała. Wbiła się ona między jego skórzane nakrycie głowy raniąc jego twarz, ale jednocześnie nie zabijając od razu.(0 Pw)
Falcon (10 Pw)
Valles (6 Pw)
Khel (3 Pw)

~~~~~~

Olbrzym z obosiecznym mieczem siedział na dobrawdy olbrzymim rumaku stworzonym jakby z pozszywanych ludzkich zwłok. przyglądał się wam, waszej armii, a w szczególności Vallesowi. W jego umysle nagle zaczął bic okropny śmiech. Coś nie do zniesienia. Upadł na ziemię trzymając się za głowę. Jeździec odjechał. Dźwięk zniknął. To wrażenie zapamieta on chyba do końca życia. Bitew bedzie jeszcze wiele...
 
 
Stary 15-05-2007, 10:29   #62
 
Mazurecki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwu


Ciężka bitwa... Ale poradziliśmy sobie, co nie? - spytał niewielu przytomnych. Sam ledwo stał na nogach. Przy każdej próbie poruszenia ręką w zranionym ramieniu odzywał się straszny ból. Nie miał jednak zamiaru używać leczniczych mikstur, da sobie radę bez tych alchemicznych wymysłów. Poza tym, medykament prawdopodobnie niewiele by zdziałał na dziurę w ramieniu po wyrwanym przez jaszczura mięsie.
Ten śmiech... To musiał być jakiś czarodziej-wojownik, użył telepatii! - myślał Valles. To mógł być jakiś dowódca, może generał. Szkoda, że nie mogłem nawet się zbliżyć do niego.
Spróbował machnąć mieczem. Był powolny, ale wciąż mógłby walczyć, na tyle, by nie zginąć. Ale na razie wolał odpocząć.
Falcon, Khel, musimy zabrać Zacka i Wernera do lazaretu. Pomóżcie mi ich zanieść. - schował Kruka do pochwy, podniósł i zawiesił upuszczoną w walce tarczę na plecach, schował pod nią tradycyjnie kuszę, po czym podniósł nieprzytomnego Zacka, i powlókł się z nim w stronę prawdopodobnej lokalizacji polowego szpitala.
 
__________________
"Sousa kanashimi wo yasashisa ni
Jibun rashisa wo chikara ni
Kiminara kitto yareru shinjite ite
Mou ikkai! Mou ikkai!"

Ostatnio edytowane przez Mazurecki : 03-07-2007 o 01:27.
Mazurecki jest offline  
Stary 15-05-2007, 13:18   #63
 
lotwin's Avatar
 
Reputacja: 1 lotwin nie jest za bardzo znany


Falcon

Stał o własnych siłach i słuchał tego co mówi Valles.
Jego miecz był zakrwawiony, a głowa letko go bolała po takim uderzeniu.

- Wiesz co, później pomodlimy się do Vereny i podziękujemy za to, że żyjemy

Falcon myślał o tym olbrzymie i jego okropnym rumaku.

Zwrócił się do Khela
- Idziemy do lazaretu, jeśli dasz rade o własnych siłach to chodź, jeżeli nie to wróce tu po ciebie - po czym podniósł Wernera i poszedł wślad za Vallesem
 

Ostatnio edytowane przez lotwin : 15-05-2007 o 13:21.
lotwin jest offline  
Stary 16-05-2007, 09:24   #64
 
Khel's Avatar
 
Reputacja: 1 Khel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodze


Khel

- Zdaje się, że moje rany nie są aż tak poważne. Na szczęście strzała w trafiła w rękę a nie serce, więc powinienem muc iść.

Powiedział to z lekkim rozbawieniem, wiedział jednak, że niewiele brakowało. W myślach dziękował Pani Sprawiedliwości za opaczność. Khel nie bał się śmierci, pojmował, że dusza po śmierci trafia do wyższych planów. Był wiernym wyznawcą Vereny, więc nie musiał obawiać się o swoją duszę.

- Tak Falkon masz rację należą się podziękowania Bogom, za nasze dzisiejsze zwycięstwo. Poczekaj pomogę ci.

Khel podszedł do Falcona i chwycił Wernera sprawną ręką pomagając w ten sposób go ciągnąć.
 
__________________
"Gonna die in hell,
gonna pay for all his sins"
Khel jest offline  
Stary 17-05-2007, 00:03   #65
homeosapiens
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Droga do lazaretu była dość długa, tak samo jak i kolejka. Szliście zresztą wśród morza trupów, rozmaitego żelastwa oraz czeladzi próbującej się na tym wszystkim obłowić kradnąc miecze, tarcze, zbroje, wszystko co sie dało. Każdy wiedział, że miecz mógł być spuścizną po przodkach, a zbroja prezentem slubnym. Nikogo to nie ochodziło. Szabkowaniu nie było końca. Denerwowały was chichoty dzieci zadowolonych ze znalezionego na pobojowisku futra, zdjętego rycerzowi, który poległ chwalebnie, duzo rzeczy was denerwowało. W końcu przyszła armia i przepędziła tych, którzy nie mieli wystarczająco dużo pomyślunku, by wcześniej sie oddalic każąć im jednocześnie zdać skradziony ekwipunek. Domyslaliście się po co- dla nowych rekrutów. Nie jeden widząc to przełknął goszką łzę. W końcu dotarliście do szpitala polowego. Była tam czarnowłosa nizołka. W białym niegdys fartuchu, obecnie czerwonym, wygladała jak rzeźnik. Nie był to przyjemny widok. Valles raz jeszcze pomyslał nad tym, czy by nie uzyć mikstury. Jeszcze mu co amputują! Zacka i Wernera operowano. Siedzieliście przed namiotem czekając na swoja kolej i na wieści o tym, jak powiodły się operacje Zacka i Wernera. Wiedzieliscie też, że w kolejce jesteście na samym końcu. Staliście na własnych nogach. Byliście przytomni. Ból w ranie wywołanej uderzeniem ogona jaszczurki dawał sie we znaki coraz bardziej, a krew nie przestawała płynąć.
 
 
Stary 17-05-2007, 09:03   #66
 
Mazurecki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwu


Cholera, nie przestaje krwawić... - powiedział Valles cicho do siebie, próbując zatamować krew kawałkiem materiału oderwanym od szaty jakiegoś poległego. Jasna cholera, nie przestaje... Jeszcze gotowym się wykrwawić, jak tak dalej pójdzie...
Wstał i wsadził głowę do namiotu, i spytał lekarkę - Nie może Pani czymś z tym zrobić? - pokazał jej rękę. Nawet nie usłyszała. Operowała kogoś, kogo nie widział zza parawanu. Prawdopodobnie ktoś, kto nie miał już szans, ale niziołka musiała zrobić co do niej należało. Trudno...
Niech wszystkie klątwy świata spadną na tego jaszczura... - powiedział, po czum odkorkował butelkę mikstury leczniczej. Z lekkim wachaniem, wypił całą zawartość - do dna.
Zaczął czekać na efekt...
 
__________________
"Sousa kanashimi wo yasashisa ni
Jibun rashisa wo chikara ni
Kiminara kitto yareru shinjite ite
Mou ikkai! Mou ikkai!"

Ostatnio edytowane przez Mazurecki : 03-07-2007 o 01:27.
Mazurecki jest offline  
Stary 17-05-2007, 10:47   #67
 
Khel's Avatar
 
Reputacja: 1 Khel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodze


Khel

- Ciekawe, czym było to coś na koniu. Mam nadzieję, że to nie jakiś demon ani mag. Trzeba przyznać, że był dość przerażający, nie chciałbym stanąć na przeciw tego potwora.

Mówił te słowa raczej do siebie niż do towarzyszy. Po chwili przerwał i spojrzał na Kamratów.

- Szczęśliwie udało nam się przeżyć kolejny dzień. Co prawda odnieśliśmy niewielkie raby, ale czym są one w porównaniu ze śmiercią. Znakomicie walczyliście, wiedziałem, że można na was liczyć. Swoją drogą ciekawe czy dostaniemy jakieś odznaczenia za waleczność.

Khel rozgadał się, co nie było u niego normalne. Chciał w ten sposób zniwelować stres związany z walką i potworami, jakie widział. Nie myślał, że aż tak to na niego wpłynie. Jednocześnie miał nadzieję, że nie będzie musiał spędzić tu więcej czasu niż to będzie potrzebne.
 
__________________
"Gonna die in hell,
gonna pay for all his sins"
Khel jest offline  
Stary 17-05-2007, 15:03   #68
 
lotwin's Avatar
 
Reputacja: 1 lotwin nie jest za bardzo znany


Falcon

- Chyba prędzej czy później będziemy musieli się z tym czymś zmierzyć - powiedział nie patrząc na towarzyszy - A swoją drogą jakieś odznaczenia może dostaniemy - powiedział i się roześmiał, wkońcu śmiech to zdrowie.

Wyobraźił sobie siebie w jednym szeregu z kamratami i innymi żołnierzami w Middenheim. Czekali na odznaczenia od samego Imperatora, a tłum gapiów oklaskiwał ich. Imperator się zbliżał, a on dostrzegł w tłumie ładną blondynke - koleżanke z dawnych lat. Imperator doszedł do Khela, przyczepił mu medal i już miał iśc do Falcona.

Niestety Falcon nie dowie się jaki był dalszy ciąg wydarzeń, bo marzenia się rozmyły i znów widział dużą kolejke do lazaretu i wokół pobojowisko.
 
lotwin jest offline  
Stary 18-05-2007, 04:47   #69
homeosapiens
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Wasi towarzysze wyszli po chwili o własnych siłach z lazaretu. Kapłanki Shaylli zajęły się nimi zdaje się dobrze, bo wyglądali jakby wyszli raczej z domu rozpusty niż z miejsca, gdzie tylu ludzi umarło nie doczekawszy się swojej szansy na leczenie. Nie zdąrzyliście jednak zamienić ni jednego słowa, gdyż przyszedł wasz dziesiętnik. Zydar był widać jakiś zadowolony.

Słuchajcie chłopcy. Dobrze się dziś spisaliście. Widziałem to i opowiadałem o tym dowódcom. Ci przyjeli to niby to ze spokojem, ale znając ich spor może z tego wyjść. Może dostaniecie jakiś awans? Się zobaczy.

Następnie odszedł. Myślał pewnie też o własnym awansie. Valles poczuł moc magicznej mikstury. Jego ciało zaczęło drżeć i w mgnieniu oka jego zana się zabliźniła. Był zmęczony, osłabiony utratą krwi, ale czuł sie w miarę dobrze. Noc snu powinna dopełnic kuracji, pomyślał. No cóż, pech, że wypiłem miksturę zanim kapłanki dojechały do lazaretu. Tak by się i mną zajęły i mikstur nie było by potrzeba marnować. Jest dobrze w każdym razie.

Spotkaliście się więc wszyscy. Bitwa wygrana, ale wojna wciąż trwa. Jedyne co na razie z tego wszystkiego mogło wyjść na korzyść to to, że mogliście dostać awans lub lepszy przydział.
 
 
Stary 19-05-2007, 10:45   #70
 
lotwin's Avatar
 
Reputacja: 1 lotwin nie jest za bardzo znany


Falcon

- Pierwsza bitwa za nami, pierwsze zwycięstwo.- uśmiechnął się. Może myślał, że do końca swojego życia będzie gladiatorem lub zginie na arenie, a tu taka niespodzianka.

- Podczas bitwy straciliśmy dużo ludzi. Teraz armia znowu zaciągnie "ochotników". Szkoda mi troche tych ludzi, ale wojna trwa. - pochylił głowe i myślał o tym jak było gdy jego ojciec służył w wojsku.

I przypomniał sobie słowa, które jego ojciec powiedział kiedyś gdy zasypiał:
Miarą sukcesu jest krew - twoja lub wroga
 

Ostatnio edytowane przez lotwin : 19-05-2007 o 10:48.
lotwin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172