Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-11-2009, 10:56   #41
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Gdy elfon został obezwładniony, związany i zakneblowany, Goran odetchnął z ulgą. Wciąż czuł na sobie działanie czaru, choć nie było bolesne czy przykre. Nawet wręcz przeciwnie. Lecz takie właśnie były uroki – podstępne niczym kobieta. Elfon nawet kobietę ciut przypominał, choć nią przecież nie był. Takie niewiadomo co. Góral zdecydowanie wolał krasnoludy. Jak Harg, który objął z nim wartę. Krasnoludy, które miały miasta w górach, były sprzymierzeńcami w walce z zielonoskórymi. Lubiły się napić, walczyły żelazem a nie podstępnymi czarami i gadały prostszym językiem niż elfon. Goran może nie tyle lubił, co tolerował krasnoludy. Uśmiechnął się do Harga, poklepującego go po plecach. Po chwili jakby cień przeszedł przez jego twarz. Przypomniał sobie jak niegdyś, w służbie wampirzego księcia, zdobyli krasnoludzką wioskę. Krew, rzeź i rozdzierane przez nieumarłych niemowlęta. Towarzysze Gorana gwałcili krasnoludzką kobietę, podczas gdy on obdzierał trupy. Stąd miał srebrny wisiorek na szyi. Teraz poprawił kurtę, ukrywając lepiej zdobyczny amulet przed spojrzeniem Harga.

***

Poranek, jak dla Gorana, był znośny. Do mżawki był nawykły, a suszone mięso okazało się znośne, lepsze niż w oddziałach milicji. Góral wysrał się jeszcze w krzakach, po czym przygotował do drogi osły. Wlókł się wraz z nimi na końcu kolumny – trudny teren, nic nowego dla Gorana, znacznie ich spowolnił. Tym razem góral nie miał zbytniej ochoty na pogaduszki, wyszczerzył się tylko do Ann, posłyszawszy, że w rozmowie z nią Marco wymienił jego imię. Niebawem rozpoznał okolicę. Późnym rankiem minęli ostatnią wieś przed Uchlavą, w mowie Stirlandczyków Uchlaven, gdzie żyła jego kuzynka z mężem i dziećmi. Z pewnością hojnie ich ugoszczą, powiedział kompanom.
- Tamoj, k’dje izašmi, v Uchlava, mja familja ugostit lepe nas.
Humor poprawił się Goranowi na tyle, że znów zanucił piosenkę. Jego głos niósł się we mgle.

Zaustavi še vjetre
Pita bi te nesto
Vidis li mi dragu
I pita li za mene?

Prolazia jesam
Krajevima tvojim
Draga te jos voli
Cijelim srcem svojim

Piju li mi vuci
Sa izvora vodu
Da li nam slavuji
Pjevaju u zoru

Vukovi še kriju
I piju ti vodu
Veseli slavuji
Pjevaju u zoru

Vjetre Austrul zaustavi še
Vjetre Austrul čujes li me
Vjetre Austrul poslusaj me
Gdje sam rodjen tu ponesi me

Kako mi je mati
Otkad s ocem nije
Da li sada stari
Priko više pije

Mati ti je dobro
Ne znam, mozda krije
Otac ti odavno
Dolazia nije

Sta mi je sa bratom
Kazu veliki je
Sigurno je baka
Bolesna ko prije

E jos ti še braco
Ozenia nije
Baka ti jos dida
Pribolila nije

Vjetre Austrul zaustavi še
Vjetre Austrul čujes li me…


- Przestań piać – skarcił go Harg – wchodzimy w rejon gdzie widziano gobliny. Nie muszą nas słyszeć z odległości mili.

Tego ranka Austrul nie wiał a Gór Krańca Świata nie było widać. Wszystko tonęło w białej wilgoci.

***

Właśnie zeszli stromą ścieżką z porośniętego lasem wzgórza i dostrzegli wioskę. Stojąc na skraju łąki góral wpatrywał się w opustoszałe zabudowania oraz słup dymu.
- Mja familja…
Może zdążyli uciec, pomyślał z nadzieją. Może są w niewoli, a wtedy można ich próbować odbić. A jeśli zginęli, zostaną pomszczeni. Chociaż nie będzie to łatwe. Musiała tu być cała masa zielonych, skoro zdołali pokonać mieszkańców wsi oraz dwudziestu żołnierzy. Goran poczuł przypływ adrenaliny. Gdy nizioł ruszył na zwiad, przywiązał osły do drzewa. Poprawił skórznię i chwycił oburącz berdysz.

Po chwili jego obawy potwierdziły się. Z pomiędzy chałup wypadł na łąkę halfling a za nim gobliny. Kompani zaczęli szyć z kusz i łuków. Góral ustawił się posłusznie obok Marka, na krańcu prawej flanki. Zgodnie z przewidywaniami kilka stworów, wykorzystując przewagę liczebną, próbowało zajść ich z boku. Dwa ruszyły na niego, lecz natknęły się na zataczający szerokie łuki berdysz. Ich włócznie były o ponad metr krótsze i człowiek z łatwością trzymał je na odległość.
- Nu, dolazič, zelene skurvyny! – Podpuszczał zielonoskórych.
Jeden z goblinów, z wytatuowaną gębą pełną kolczyków, chyba zrozumiał, bo skoczył wprzód, próbując minąć berdysz. Góral był szybszy i ostrze zaczepiło goblina za bark. Ranny sycząc jął się wycofywać. Goran nie miał czasu go dobić, gdyż kolejny zielony rzucił się na niego. Ten nie miał jednego ucha. Mimo swych miejszych rozmiarów, wymachując sprawnie włócznią, zmusił górala do odwrotu, wciąż skracając dystans. Drań był szybki, trzeba było mu to przyznać.
Drzewca kilkukrotnie zderzyły, lub minęły się.
- Waaagh! – Nagle goblin ryknął tocząc pianę z pyska a grot włóczni rozorał bok Gorana. Szczęśliwie większość impetu wyhamowała skórzana kurta.
- O ty krvo! – Góral zacisnąwszy zęby zamachnął się berdyszem. Goblin uciekł przed ostrzem, ale uderzenie drzewca powaliło go, wytrącając włócznię. Odturlał się przed kolejnym ciosem. Spostrzegł widać pogrom swych kumpli, bo rzucił się do ucieczki. Goran nie ścigał go. Rzucił na ziemię berdysz i klnąc pod nosem jął rozpinać skórznię, by obejrzeć ranę.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 12-11-2009 o 12:46.
Bounty jest offline  
Stary 12-11-2009, 19:20   #42
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Tamtej nocy nie powiedziała już nic, ale przyjęła sygnet. Przez chwilę trzymała dłoń Ivo w swoich zimnych rękach, a potem skinęła mu głową w podzięce i schowała podarunek do wewnętrznej kieszeni w ubraniu. Chronił go, a mówił, że może nawet wyrzucić i jego to nic nie obchodzi. Brakowało w tym konsekwencji, ale może trzeba było brać wszystko co los przynosił.
~Darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda ponoć, chociaż to strasznie brzmi w tej sytuacji.~

Nie mogła spać. Budziła się co chwilę, a usypiała długo z dłonią na rękojeści sztyletu. Może niepotrzebnie? Przecież tak na prawdę nikt z nich nie próbował zrobić jej nic złego. Znacznie gorzej miał elf, który po raz kolejny użył magii. Musiał być bardzo pewny swoich umiejętności. Ciekawe czy w przypadku elfów niebezpieczeństwo z tym związane również było takie duże? Nastawiła mu nos i opatrzyła na tyle ile mogła, przecież nie mogła założyć mu opatrunku tak, by się udusił. Dotykanie go było takie dziwne, gładka skóra, oczy przyglądające się jej i te dziwaczne uszy, wystające spod włosów. Nigdy nie miała tak bliskiej styczności z tą legendarną rasą. Gdyby tylko zachowywał się troszkę inaczej. Uśmiechnęła się do niego współczująco i wróciła do swojego śpiwora.

***

Kości i mięśnie bolały i rwały od leżenia na zimnej i twardej ziemi, a oczy nie chciały się otwierać, gdy nadszedł kolejny świt. Jesień trwała już w pełni, a noce były zimne - przytulanie się jedno do drugiego w ciasnych namiotach miało swoje zalety, chociaż nawet mimo koca czuła się wymacana. Nawet jak podpowiadał jej to tylko umysł, a nie rzeczywistość. Gdy składali namioty, to już było tylko gorzej. Drżała, gdy zimny wiatr przewiercał się przez nie wyschnięte do końca, a znów już moczone ubrania. Nie wypoczęła w ogóle, a po zjedzeniu suszonego mięsa nie czuła się dobrze. Ruszyli prawie natychmiast, a Ann miała ochotę się rozpłakać. Tylko determinacja pozwoliła jej zacisnąć zęby i iść przed siebie.

Przez dłuższy czas nie miała się nawet do kogo odezwać. Przecież na wojnie się nie znała, a o czym mogłaby rozmawiać z uzbrojonymi i na wojnę idącymi mężczyznami! Kroczek za kroczkiem człapała sobie niewiele przed osiołkami, na tyle, by nie czuć specyficznych zapachów Gorana - wiedziała, że musi przyspieszyć, gdy smród docierał do jej nozdrzy. Działało lepiej niż poganianie jakimś bacikiem lub wrzaski Helgi. Sierżant najwyraźniej nieźle zaspokoiła Tileańczyka, może to było rozwiązanie? Trzymać się niewyżytej ćwierć-ogrzycy. Marco teraz nie wydawał się już taki przerażający, gdy do niej podszedł i zagadnął.

-Jeszcze kilka dni i nie będę się bała niczego. Będę zbyt obolała i zmęczona by się bać.
Zmusiła się do lekkiego uniesienia kącików ust, dopiero po dłuższej chwili namysłu odpowiadając na pytanie.
-Nie mam niestety nic na stanie, wszystko co mam, może prócz kilku bandaży jakie nam dano w obozie, to przywiozłam ze sobą z Nuln. Z zielarstwa nigdy nie byłam dobra, znam kilka roślin, ale nawet nie do końca wiem jak która wygląda. W mieście ich znaleźć nie można.
Bezradnie rozłożyła ramiona, chcąc jawniej dać do zrozumienia, że to nie jej wina.
-Ale mam maść rozgrzewającą, może ona coś pomoże? Zazwyczaj stosuje się ją na koniach, ale taki duży mężczyzna jak ty nie poczuje jej siły. Tylko po niej lepiej już nie ruszać się za wiele, mogę dać ci trochę na wieczornym postoju.
Przynajmniej to był temat, na który coś wiedziała i mogła bezpiecznie rozmawiać.

Dymu nie skojarzyła z pożarem, dopiero zachowanie innych członków kompanii sprawiło, że i sama sięgnęła po łuk i sprawdzając naprężenie cięciwy. Nie zdejmowała jej już tej nocy a tylko zakryła przed deszczem. Odsłoniła też kołczan ze strzałami, ale i tak przez chwilę zastanawiała się, czy nie zostać z osiołkami. Tylko co jak ktoś wyskoczy z tyłu?
Z bijącym jak szalone sercem, ściśniętym i zaschniętym gardłem, szła więc razem z innymi, trzymając się raczej za plecami większych i lepiej opancerzonych wojowników. Ta taktyka mogła skutować, póki tacy żyli. I wcale nie przekonywały jej słowa Helgi, że gobliny nie mogły pokonać tamtych dwóch dziesiątek. Może i były małe, ale było ich dużo a swoją paskudnością przerażały Ann.
~A więc to tak wygląda jedna z plag nękających Imperium. A przecież mówią, że to ta najładniejsza! Do wyboru jest jeszcze Chaos i nieumarli. Cudownie.~

Pierwsze chwile przespała, z rozdziawionymi ustami gapiąc się najpierw na atakujące, a potem uciekające gobliny. Jej mózg jak to zwykle bywało, włączył się z opóźnieniem i dziewczyna rozejrzała się wokół. Większość jej towarzyszy najwyraźniej szykowała się do szarży, a to raczej odsłaniało ją, związanego elfa czy niziołka. Ale przecież minęli chatę, a z niej nawet we mgle można było strzelać! Zanim zielonoskórzy się pozbierali, pociągnęła Oskara i Kah'el-a, wskazując im budynek.
-Tam nas nie dopadną, chodźcie!
Nie czekając pobiegła w tamtym kierunku, jednocześnie wyciągając strzałę z kołczanu. Ta zaczepiła się chyba o inne, bo udało się dopiero po pchnięciu drzwi, na szczęście otwartych i wbiegnięciu do środka. Nie było tam nikogo, wróciła więc do progu i stamtąd szyła z łuku do co bardziej oddalonych od największej zawieruchy zielonoskórych. Chyba tylko jedna z jej strzał trafiła, ale to, czy będzie pomocna okaże się przecież i tak po walce. Gdy trzeba będzie podszywać tych, którzy walczyli w pierwszym szeregu.
 
Lady jest offline  
Stary 13-11-2009, 02:05   #43
 
Corran's Avatar
 
Reputacja: 1 Corran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumny
Wioska płonęła nie dało się ukryć, gdy spomiędzy chat wybiegły pierwsze zielonoskóre potwory Elf już był gotowy. Niewidzialny pancerz Eteru pokrywał jego ciało a ametystowa kosa lśniła w smukłych dłoniach Maga. Wbiegł między walczących i nie zważając na nic zaczął ciąć na prawo i lewo kosą z wprawą godną najwyższych szermierzy, ciosy przeciwników ześlizgiwały się po magicznej osłonie powodując tylko dodatkowe przerażenie u przeciwników. Dwóch już padło martwych ze ściętymi głowami kolejnych dwóch zaraz miała powtórzyć los poprzedników. Kah'el zacisnął dłoń i siłą Magii wyrwał życie z trzewi goblina przenosząc jego energie życiową na siebie odnawiając swoje zasoby Mocy i Energii... Ruszył pewnym krokiem w sam środek zawieruchy bitewnej eliminując raz po raz przeciwników którzy śmiali stanąć mu na drodze, zdekapitowane ciała, bezrękie i beznogie korpusy zaścielały całą ulicę a on szedł dalej pobawiając życia coraz to nowe hordy przeciwników....


A raczej pozbawiał by gdyby nie jeden malutki fakt, był związany i zakneblowany i nikomu nie przyszło do głowy by zwrócić na ten drobny szczegół uwagę no cóż, życie czasami bywa brutalne. Gdy bitwa rozgorzała na dobre Elf nadal mocował się bezskutecznie ze sznurem próbując uwolnić się z więzów, rozglądał się za jakimkolwiek narzędziem które nadawało by się do przetarcia krępujących go więzów, niestety nic takiego nie znalazł, a w ciągu kilku kolejnych sekund usłyszał głos Ann która biegła w stronę jakiejś chaty, pobiegł za nią mamrocząc coś co bardzo mocno przypominało wiązanki przekleństw od których nie jednemu krasnoludowi uszy by zwiędły. Gdy dobiegł do chaty, zaczął mozolnie przecierać więzy o jakieś stare narzędzie rolnicze, bogowie jedni wiedzieli jak długo miało mu to zająć... W głowie tłukła się tylko jedna myśl: pozabijam ich wszystkich, normalnie co do jednego za takie rzeczy.
 
__________________
Dyplomata to ktoś, kto mówi ci abyś poszedł do diabła, a ty cieszysz się na podróż...
Corran jest offline  
Stary 13-11-2009, 15:16   #44
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Helga mogła nie być przyzwyczajona do wydawania dokładnych rozkazów i ze względu na swoje gabaryty i rodzaj broni - do walki w szyku, ale to co zrobiła część oddziału zaskoczyło nawet ją. Kurt wyrwał do przodu jako pierwszy, z całkowitą pewnością siebie, ignorancją i pychą, jakie to cechy dotykały lekko doświadczonych w boju wojowników, widzących naprzeciw siebie bandę niewysokich, chudych goblinów. I zupełnie bez respektu natarł na nie, siekając i kując swoimi mieczami. Jeden z wrogów padł we własnej krwi, ale już tutaj Steiner zauważył, że one wcale nie są takie wolne jak myślał, a ich broń swoją rdzą i postrzępieniem może nie przebiła by płytówki, ale on miał na sobie tylko lekką zbroję. Przetoczył się, lądując ciężko na ziemi i tym samym w zasadzie wyrównując się wysokością z wrogami. Na dodatek przetaczanie się w biegu, trzymając przy tym dwa obnażone ostrza, tak by się na nie nie nabić, również nie było proste. Wstawał szybko, a jeden z mieczy przebił prawie na wylot kolejnego stwora. Ale przecież był przez nie praktycznie otoczony, a na dodatek część z nich spokojnie dorównywała mu doświadczeniem w bitwach. Grot włóczni wbił się w niego od tyłu, w bark, przejeżdżając po kości. Krzyknął z bólu i wyrwał włócznię zarzynając goblina od razu. Ale lewą ręką prawie już nie mógł walczyć.

Ivo skoczył niewiele później, chociaż jego styl walki był zupełnie inny. Sporą tarczą odrzucał i powstrzymywał napór wrogów, tyle, że to nie była walka w ciasnym pomieszczeniu, gdzie ta taktyka byłaby na prawdę skuteczna. Nie była to też walka w zwartym szyku tarczowników, których taktyka opierała się właśnie na ścianie tarcz i krótkich mieczach. Ivo był sam, wpadając w grupę wrogów. Jego tarcza odrzuciła pierwsze gobliny, a jeden z nich uderzony w głowę padł nieprzytomny i został rozdeptany przez wojskowy bucior wojownika. Jego długi miecz zatoczył krąg i ściął jeszcze jednego z nich, ale potem opadły go ze wszystkich stron. Zmuszony do obrony cofnął się, ale nawet potężna tarcza nie mogła zasłonić wszystkich. Jakiś zielonoskóry dopadł go z boku, krótka włócznia ześlizgnęła się po kolczudze. Ale rozproszony pozwolił drugiemu dojść do zwarcia i poczuł, jak miecz wroga rozrywa kółka zbroi i wbija się w udo. W takim zwarciu długi miecz był do niczego, ale wystarczyło uderzenie rękojeścią, by odrzucić napastnika. Dopiero nadejście walczacych metodycznie dowódców odciągnęło od niego część wrogów, ale i tak już utykał na jedną nogę, a gwałtowne starcie wyczerpywało siły - uderzenia tarczą może były silne, ale lekkie gobliny albo ich unikały, albo odbijały się od niej prawie bez własnej szkody.

Helga i Harg nie rzucili się do przodu jak Kurt i Ivo. I to nie mogła być ich pierwsza wspólna potyczka, bowiem współpracowali - sierżant ze swoim potężnym dwuręcznym mieczem panowała z przodu, nie pozwalając zbliżyć się zielonym pokrakom i ścinając dwa co mniej bystre stworzenia. Krasnolud zaś pilnował jej pleców i boków, czyli tego czego zabrakło chociażby Ivo. Oboje parli do przodu, ale nie była to bezmyślna szarża, co było całkiem dziwne w przypadku ćwierćogrzycy. Okazywała się dobrze opanowana. Kilka zielonoskórych i tak się przebiła, nadziewając się najpierw na szybki ostrzał Reinharda. Samopowtarzalna kusza była jednak bardzo niecelna, a wojownik bardziej chyba myślał o dołączeniu do walki w zwarciu niż celowaniu i dziesięć bełtów opuściło broń, ale trafiły tylko dwa. Jeden w goblina, skracając jego marne życie. Drugi zaś musnął Ivo, gdy jakiś mechanizm w kuszy nie zadziałał prawidłowo. Na szczęście dla wojownika przeszedł po wierzchu kolczugi. Reinhard chwycił za miecz, a Marco i Goran odpierali ataki tych goblinów, które nic sobie nie robiąc z szarżujących ludzi z przodu, zaszły ich od boku. Ann już się wycofywała, podobnie jak Kah'el. Oskar chyba poczuł rządzę walki, bowiem został, rażąc wroga ze swojej procy. I wtedy też pozostałe z tyłu gobliny postanowiły zastosować trochę wymyślnej taktyki - sięgnęły po łuki.

Pierwszym celem stał się Reinhard, który z mieczem rzucił się na wroga i ciął we wszystkie strony. Był kawalerzystą, strażnikiem dróg. Może to go tłumaczyło, czemu walczył tak czy inaczej? O ile z dwoma krótkimi mieczami przetoczyć się po ziemi jeszcze było jak, to długi miecz sprawił, że wojownik zahaczył o jakiś kamień i zatrzymał się na ziemi, próbując z niej wstać. Wrogoowie dopadli go natychmiast. Jedna z włóczni wbiła mu się w bok, na szczęście nie wbiła się daleko, jakaś maczuga trafiła w ramię, które zesztywniało. Walczył jak mógł i powalił jeszcze jednego goblina, ale potem nadleciała strzała, która wbijając się w lewą rękę uniemożliwiała praktycznie podnoszenie jej. Helga również oberwała, ale lekkie goblinie pociski na szczęście nie miały siły przebicia. Ann zabiła jednego z nich, drugiego ustrzelił Oskar. Ale nizioł nie miał tego dnia szczęścia. Był mały, a mimo to niezdarnie wystrzelona goblinia strzała wbiła się z mlaśnięciem w jego gardło. Zwiadowca zdążył tylko wybałuszyć oczy i legł na ziemi, szybko się wykrwawiając i rzężąc ostatkiem tchu. Na wasze szczęście i zielonoskórzy ponieśli ogromne straty i widząc padających wszędzie kompanów rzuciły się do ucieczki, wrzeszcząc i piszcząc. Łucznicy nie zamierzali zostać sami na polu bitwy i wkrótce widzieliście tylko plecy uciekający przez pole zielonoskórych. Oskar ucichł i znieruchomiał.

Mimo, że były to tylko gobliny, które część zignorowała, to tylko Ann i elf nie mieli nawet zadrapania po tej potyczce. Dziewczyna szybko wzięła się za najciężej rannych, pochłonięta całkowicie w swojej pracy. Ciężko było powiedzieć jakby się to skończyło, gdybyście medyka nie mieli. Ivo utykał, krzywiąc się z bólu przy każdym kroku. Rany Reinharda były poważne, zwłaszcza ta w ramieniu, gdyż strzała uszkodziła jakiś ważny mięsień. Kurt również oberwał dość mocno, ale chociaż ręką mógł ruszać, chociaż z bólem, a głęboka rana wymagała szybkiego opatrzenia. Pozostali rany mieli mniejsze, ale zardzewiała broń goblinów zostawiła w nich tyle odłamków i syfu, że zakażenie było niemal pewne bez dokładnego wyczyszczenia ran. Ann miała dużo pracy. Helga natomiast patrzyła jeszcze za goblinami, a potem bez cienia współczucia zerknęła na swój oddział, zwłaszcza na najciężej rannych.
-Co to było, do jasnej cholery?! Jestescie pierdolonym oddziałem wojska a nie zasranymi bohaterami czy za kogo tam się uważacie. I jako oddział walczycie razem! Harg, będziemy musieli zrobić coś z tą chołotą, zanim przez nich zginiemy. I zajebiście się turaliście. Żołnierze. Kurwa mać. - sapnęła głośno - I pochowajcie tego małego, co myślał, że też walczyć może.

wioska nagle zrobiła się bardzo spokojna. Dobiliście kilka dogorywających goblinów, a sierżant rozwiązała elfa.
-Tylko bez czarów. Na pokurcze były zbędne.
Ci, którzy zostali już opatrzeni, mogli "zwiedzać". Wieś była pusta, a chałupa i stodoła powoli się zaczynały dopalać. Część chat zdążyły przetrząsnąć już gobliny, ale nie zdążyły nic nawet zabrać. Nie było trupów... prócz jednego. Kilkadziesiąt metrów za miejscem potyczki leżał martwy mężczyzna. Rozebrany zupełnie do naga i w kałuży krwi, ale nie to było najgorsze. W ziemię wbity był palik, a wokół niego nawinięte były jelita trupa. Teraz już urwane, ale smuga krwi i kału ciągnęła się od trupa do słupka. Cuchnęło. A Harg rozpoznał człowieka.
-To porucznik Laharr. On miał nami dowodzić. Tfu. Trzeba pochować.
Trup leżał tu już od kilku godzin, jak mogła stwierdzić medyczka, ale sam widok był koszmarny. Człowiek musiał umierać w niesamowitej agonii. Poza tym nie można było dopatrzeć się śladów ludzi.
-Trzebaby wybadać, gdzie poszli, ale naszego zwiadowcę szlag trafił. Przygotujcie jakąś chatę. Dalej dziś nie idziemy.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 13-11-2009 o 19:04.
Sekal jest offline  
Stary 13-11-2009, 17:51   #45
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
- O żesz kurwa ja pierdolę! – warknął Kurt, łapiąc się za pulsujący tępym bólem bark. Żeby nie to pierdolone błoto na trakcie, to pewnie by mu się udało wykonać obrót i wyrżnąć zielonych tak jak chciał. Dzisiaj jednak nie miał szczęścia i musiał niemal na leżąco zmagać się z przeciwnikami. Dobrze, że żaden mu tym zardzewiałym ostrzem po mordzie nie przejechał; i tak był wystarczająco brzydki, bardziej nie musiał.

Chwilę później zobaczył ciało nizioła. Oskara zdążył poznać tylko dzięki żarciu, które im przygotował dwa razy, teraz jednak do niczego już im się nie przyda – niech mu ziemia lekką będzie. Kurt podczas swojej tułaczki po świecie pochował wielu towarzyszy, więc kolejna śmierć nie zrobiła na nim większego wrażenia. Poza tym każdy był tu z własnego wyboru, ewentualnie był, bo mu kazano. Nie było się co rozwodzić nad filozofią wcielania do armii, zwłaszcza tych, co w tej kompanii byli. Nad nim nikt by nie płakał, jakby zdechł w tej smutnej jak pizda trollicy wiosce i nie zamierzał się też użalać nad innymi.

Gdy ucichł bitewny chaos, Kurt z niejakim trudem przetransportował się do Ann, która w jednej z chat zorganizowała prowizoryczne centrum medyczne. Każdy najmniejszy ruch zalewał ciało wolfenburczyka falą bólu, a ten klął pod nosem zmierzając w kierunku obozowej medyczki. Ile kurew, chujów i innych przekleństw leciało, gdy kobieta rozdziewała Steinera ze skórzni, a potem czyściła ranę, mogła tylko ona sama powiedzieć, tak samo jak Ivo i Reinhard, którzy czekali obok na swoją kolej i przysłuchiwali się wszystkiemu.

Dziewczyna oczyściła ranę krewkiego najemnika w sobie tylko znany sposób, wysmarowała ją jakimiś śmierdzącymi specyfikami, a potem pomogła nałożyć mu skórznię na tyle, na ile było to możliwe. Umieściła lewą rękę Steinera na temblaku, kazała jej nie obciążać i zgłaszać się co cztery godziny. Szkoda tylko, że nie zastosowała jakiegoś znieczulenia, bo teraz Kurt czuł, jakby łapa miała mu za chwilę odpaść. Zdenerwowany, z bolącą ręką wysłuchiwał reprymendy sierżant Helgi.

- Co to było, do jasnej cholery?! Jesteście pierdolonym oddziałem wojska a nie zasranymi bohaterami czy za kogo tam się uważacie. I jako oddział walczycie razem! Harg, będziemy musieli zrobić coś z tą chołotą, zanim przez nich zginiemy. I zajebiście się turlaliście. Żołnierze. Kurwa mać. - sapnęła głośno - I pochowajcie tego małego, co myślał, że też walczyć może.

- Frau sierżant powiedziała, że mamy się trzymać blisko, tośmy się trzymali. Przecież nie odbiegłem na piętnaście metrów. – rzucił Steiner, po czym syknął, gdy ramię nieprzyjemnie zapulsowało bólem.

- Zamknij się, Steiner, bo ci drugiego kikuta urządzę tak, że się będziesz nadawał tylko do tego, żeby tobołki nosić na plerach. – Helga warknęła na najemnika. – Następnym razem ochraniać se dupy, a nie będziecie wyglądać jak te kaleki. – wskazała pozostałym Kurta, Ivo i Reinharda.

Mężczyzna miał coś jeszcze dodać, ale tylko ugryzł się w język. Z Ogrzycą nie było sensu się kłócić, poza tym nie chciał bardziej podpaść pani sierżant. Przełknął kilka przekleństw z kwaśną miną i zerknął na towarzyszy podzielających jego dolę. Uśmiechnął się lekko, po czym skinął im głową. Przynajmniej nie był sam, trzeba było oblać pierwsze rany przy ognisku.

* * *

Po krótkim zebraniu Kurt postanowił zwiedzić wioskę. Ta okazała się pusta, jednak w jednej z chat, wyglądających na karczmę, brodaty najemnik znalazł dwie flaszki jakiejś miejscowej berbeluchy. Zwinął ze sobą dwa kubki i ruszył w drogę powrotną. W międzyczasie zobaczył trupa jakiegoś mężczyzny, którego ktoś potraktował z niebywałym wręcz okrucieństwem. Steiner spojrzał na jelita owinięte wokół małego pala i poczuł jak śniadanie podchodzi mu do gardła. Może i widział w swoim życiu podobne rzeczy, ale to już była lekka przesada. Odwrócił się na pięcie i odnalazł poskładanego przez Ann Ivo. Zasiadł z nim przy stole w jednej z chat i rozlał szkarłatny trunek do glinianych naczyń.

- Harg mówił, że dzisiaj siedzimy już na dupach, więc trzeba się znieczulić. – Kurt uśmiechnął się do mężczyzny. – Żeby ból tak nie doskwierał. Widziałeś ciało tego porucznika? Paskudna sprawa… cokolwiek mu to zrobiło, na pewno nie było goblinem. Nie chciałbym tak skończyć. – Kurt pokręcił głową wychylając napój do dna.
- Dzięki, staruszku. – Ivo wtórował Steinerowi. - Co do porucznika... Nie wiem, ty mi powiedz. Między nami, nie miewałem z zielonymi za wiele do czynienia. Czy to podobne do goblinów, stosować tak wymyślne tortury?
- Trochę się z nimi biłem w Księstwach i jestem pewien że gobliny tak nie działają. – rzucił Kurt. – Bardziej kurwa orki, albo inne ścierwo. Mam dziwne przeczucie, że to początek grubszej sprawy. Oby nie za grubej jak na nasze możliwości. – najemnik polał następną kolejkę. Zmienił po chwili temat. – Widziałem, że się kręcisz blisko tej naszej medyczki. – uśmiechnął się szeroko. – Będzie co z tego?
Ivo wybuchł śmiechem, ale za chwilę pożałował tego, sycząc z bólu.
- Mam wrażenie, że w tej Małej siedzi więcej niespodzianek, niż nam się wydaje...- sylvańczyk odpowiedział wymijająco - A co do sprawy. Śmierdzi na milę, ale czegóż można by się spodziewać po tej od początku szytej grubą dratwą wyprawie na gobliny... – upił łyka i zamyślił się.
- Niczego dobrego, towarzyszu. Niczego. – stuknęli się naczynkami i przechylili do dna. - Czemu żeś się zaciągnął do tej kompanii? Z potrzeby serca, boś w końcu sylvańczyk, czy dla złotych Karlów-Franzów? – zapytał Steiner.
- Mam pewien dług do spłacenia...- powiedział poważnie Ivo, wciąż zamyślony - Tylko tyle. I aż tyle. – wyrwał się po chwili z zamyślenia. - A jak jest z Tobą?
- Jestem tu dla kasy. – wypalił najemnik polewając do kubków. – Poza tym swego czasu zostałem bez pracy, a z czegoś trzeba żyć, nie? Mieczami trochę robić umiem, więc się zaciągnąłem do oddziału Helgi. Zobaczymy, jak będzie. Na razie zapowiada się ciekawie. – zerknął na swój bark i ranę Ivo uśmiechając się krzywo do towarzysza.
Ivo zakaszlał...Najemnik dojrzał w półmroku wyraźnie zaczerwienioną twarz sylvańczyka.
- Ciekawie...- powiedział cicho. - Straciliśmy zwiadowcę. To nie jest najgorsze... – najemnik spojrzał na mężczyznę. - Straciliśmy kucharza - nagle Kurt zobaczył garnitur zębów wykrzywionych w szerokim uśmiechu.
Obaj parsknęli śmiechem, co mogło nieco dziwić, patrząc w jakim stanie się znajdują i po chwili obaj syknęli, łapiąc się za swoje rany.
- Pierdolone gobliny. – zaklął Steiner.
- Wybacz, brachu...- powiedział Ivo rozkładając się ostrożnie na tobołach - Gorączka już nadchodzi. Muszę złapać nieco snu...
- Jasne, wypoczywaj. – Steiner podniósł się z siedziska zważając na swój bark. – Też idę się zdrzemnąć, znając życie Harg znów niedługo zarządzi warty. Lepiej wtedy być w dobrej formie.
- Racja, dzięki za trunek. - Ivo odwrócił się do ściany, przykrywając się płaszczem.

Steiner skinął mu jedynie głową, po czym wyszedł na chłodne powietrze zwiastujące nadejście zimnego wieczoru. Alkohol zaczął robić swoje – rozgrzewał i przytępiał nieco zmysły stając się naturalnym środkiem przeciwbólowym. To było to, czego Steiner na tę chwilę potrzebował, żeby móc się zdrzemnąć a potem czekać na dalsze, ewentualne rozkazy Helgi.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.

Ostatnio edytowane przez Serge : 13-11-2009 o 17:58.
Serge jest offline  
Stary 13-11-2009, 21:47   #46
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Potyczka weszła w fazę zamętu. Zielonoskórzy stawili zaciekły opór, mimo strat jakie ponieśli w pierwszym starciu nie rozpierzchli się z popłochu, na co liczył Sylvańczyk. Zaczęli wykorzystywać swój atut – przewagę liczebną.

Ivo liczył też na to, że szereg ruszy razem z nim, ubezpieczając flanki – ale albo nie byli jeszcze zgrani jako oddział, albo innych towarzyszy broni zaatakowały wściekle inne pokurcze wybiegające z mgły. Albo zabrakło zdecydowanej komendy. Nie wiedział tego, ale nie miał czasu rozpamiętywać tych ulotnych myśli, bo znalazłwszy się nagle sam pośród opadających go ze wszystkich stron goblinów rozpoczął rozpaczliwą nieco obronę. Nie po raz pierwszy wrodzona brawura wpędzała go w kłopoty...

Kątem oka widział już zbliżający się do niego szereg, ale skoncentrowany umysł wiedział, że wrogów jest po prostu zbyt wielu. Potężna tarcza po raz kolejny ratowała mu skórę, ale wreszcie któregoś z kolei ciosu Ivo nie wychwycił…
Nie widział nawet ciosu. Nagle chłodny, krystaliczny stan umysłu pękł w jednej chwili a błysk okropnego bólu rozświetlił to, co działo się pod czaszką Ivo. Jakby ktoś wyjął mu watę z uszu, nagle razem z bólem powrócił ogłuszający zgiełk wrzeszczących potworków, odgłosy wypuszczanych bełtów, szczęk żelaza i czyjeś pokrzykiwania.

Ivo zawył, odtaczając się do tyłu jak pijany i instynktownie zasłaniając się dalej tarczą. Goblin, który wraził mu ostrze w udo został gdzieś z przodu razem z ociekającą posoką bronią, ale inne rozochocone trafieniem rzuciły się do boju. Na szczęście dookoła pojawili się kompani, a Ivo wydając wściekłe syki za każdym ruchem rannej nogi przeszedł do defensywy, cofając się już tylko i oganiając się mieczem od szturmujących. Oczy zaszły mu mgłą, a usta miotały przekleństwa ale sytuacja na polu już się klarowała. Zataczając się, dyszał ciężko, z opuszczoną jak byk głową i dłonią zaciskającą się nadal na rękojeści miecza, a rana pulsowała tępym bólem. Widząc znikające między domami wsi ostatnie czmychające gobliny, Ivo zacharczał i wyszczerzył jeszcze za nimi kły.

- Do tegom…- wybełkotał jeszcze słabo do siebie, powtórzywszy – do tegom stworzony…

Gdy adrenalina powoli przestawała krążyć, ból stał się nie do zniesienia. Jakieś ręce chwyciły Ivo pod boki, potem poniosły, sam nie wiedział dokąd. Pamiętał odgłos skrzypiących drzwi jakiejś chaty, zapach strzechy. Ktoś chciał wyjąć mu miecz z ręki, ale palce zaciskały się na rękojeści jakby od tego zależało dalsze życie. Gdy poczuł oparcie pleców o drewnianą ścianę jakiegoś obcego mu, wiejskiego domostwa, odetchnął ciężko i splunął.
Kiedy nie ruszał nogą, było jeszcze całkiem znośnie. Mgła przesłaniająca oczy zaczęła rzednąć. Wzrok Ivo znów się wyostrzył. Potrząsnął głową, jak obudzony ze snu.

Przestronna, zatęchła izba wiejskiej chaty… Ten najemnik, miotający przekleństwa niczym krasnolud na kacu, gdy odwrócona do Ivo plecami Ann zajmowała się jego ranami. Był jeszcze ktoś, ale na razie umysł Ivo uczepił się innej myśli. Szarpnął głową z niepokojem, ale na szczęście wszystkie toboły leżały zaraz obok. Dłonie Sylvańczyka nerwowo rozsznurowały bagaż i szukając głębiej, wyrwały ze środka jeden z bukłaków. Rozległ się dźwięk korka, a potem ostry zapach spirytu rozszedł się po izbie.

Ivo przyjrzał się ranie z niesmakiem, a potem wyszarpnął z pochwy sztylet i zacisnął zęby na jego zimnej klindze. Druga ręka jednym zdecydowanym ruchem wylała solidnym chluśnięciem prawie pół bukłaka na rozerwane ciało…

- Krvvvvvvvvaaaaaaa…- wysyczał, zagryzając twardą stal i zaciskając powieki tak mocno, że aż zabolały. Potem sztylet brzęknął o ziemię, a Ivo pociągnął potężny łyk z tego, co zostało w naczyniu. Zakaszlał brzydko i oparł się o ścianę, oddychając ciężko.
Mrużąc oczy, sięgnął po sztylet i wsadził go z powrotem do pochwy. Potem ostrożnie wsunął swój miecz na miejsce na łydce i oparł porzuconą nieopodal tarczę o ścianę, tworząc coś w rodzaju osłoniętego od światła kąta. Tam, ciągle siedząc, wrzucił swoje toboły i upychając płaszcz umościł sobie posłanie.

Następne parę godzin spędził w otępieniu. Ann chyba opatrywała jego nogę, najprawdopodobniej o czymś rozmawiali. Drzwi parokrotnie trzaskały, ktoś wchodził i wychodził. Przespał się, płytkim i nerwowym snem. Mimo to, po przebudzeniu było dużo lepiej. Musiało zmierzchać, albo do chaty docierało niewiele światła. Usiadł, zbierając myśli i przypatrując się świeżemu opatrunkowi.

Zbliżała się noc, a wspomnienie zmasakrowanego ciała żołnierza na palu nie nastrajała najlepiej. Ivo poświęcił godzinę, czyszcząc znowu pistola i ładując go dłużej, niż było potrzeba. Znajoma czynność uspokajała. Naładowany pistolet ułożył pod płaszczem i zacisnął na rękojeści dłoń. Tak zamierzał dziś zasnąć, jeśli zielonoskórzy wrócą, przynajmniej pierwszego czeka przykra niespodzianka…

Jednak wieczorem w chacie pojawiało się sporo znajomych z oddziału. Ivo, ułożony na prowizorycznym posłaniu, starał się jak najmniej poruszać, by nie forsować rannego uda. Zamieniał z niektórymi parę słów, z niektórymi tylko wymieniał się spojrzeniami. Kurt przyniósł skądś cierpki, ale całkiem niezły samogon – rozmawiali, obracając w śmiech niewesołe położenie oddziału. Po drugim czy trzecim kubku Ivo poczuł, jak gorączka zaczyna powoli podpełzać we wszystkie członki jego ciała. Okręcił się grubym płaszczem i wyciągnął na barłogu, zamykając oczy. Z dłonią zaciśniętą na pistolecie, czekał na sen, czując pod podpuchniętymi powiekami żar, a na plecach lodowate strużki potu powodujące dygotanie.

Gorączka zsyłała wizje, w których Ivo brodził niczym w stawie wypełnionym lepką, ciepłą wodą. Obrazy rodzinnego domu mieszały się z labiryntami wyciętymi w posępnych, sylvańskich lasach. Ciemność wiejskiej, górskiej chatynki plątała się z ciemnościami snu…Czym były te zasnute mgłą kurhany, dokąd prowadziły te wilgotne, mroczne kamienne korytarze? Czy ten wiatr był prawdziwy, czy Ivo śnił tylko jego zawodzenie na otwartych przestrzeniach dygocząc od przynoszonego przez niego chłodu?

Vjetre Austrul zaustavi še
Vjetre Austrul čujes li me
Vjetre Austrul poslusaj me
Gdje sam rodjen tu ponesi me
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "

Ostatnio edytowane przez arm1tage : 14-11-2009 o 21:09.
arm1tage jest offline  
Stary 15-11-2009, 13:06   #47
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Ann dziękowała za to, że mgła była tak gęsta. Nie całą krew widziała dzięki temu, nie wszystkie wypruwane wnętrzności i łamane kończyny. Nie bała się krwi, nie o to chodziło - pierwszy raz w życiu widziała jak brutalną, tak pozbawioną jakichkolwiek zasad walkę. Szyła już trochę ran, ale w Nuln były to głównie obrażenia pojedynkowiczów, zadane czystą, dobrze utrzymaną bronią, która ciało rozcinała gładko i nie zostawiała w środku rany żadnych brudów. Gdy gobliny odbiegały, dziewczyna nie marnowała już strzał, a zarzucając łuk na plecy podbiegła do Oskara. Strzała wciąż sterczała mu z gardła, a biedny nizioł, ten sam, który tak bardzo chciał ją ratować, teraz leżał martwy i stygł powoli. Wojna, wojna była okrutna i nie miała skrupółów. Medyczka w tamtym właśnie momencie przyżekła sobie, że nie przyzwyczai się do nikogo, nie polubi prawdziwie, nawet jakby ktoś taki się trafił. Przynajmniej do końca tej całej zawieruchy, do czasu aż pozwolą jej stąd uciec. Jeśli przeżyje, była pewna, że nawet mały Oskar był lepszym żołnierzem od niej. Następna strzała będzie dla niej, mówiła jej to ta zimna pewność nieuchronności losu, którą czasem odczuwała.

Widok ten rzezi z bliska, nawet jeśli leżały tu już tylko goblinie trupy, wywoływał potężne mdłości. Tylko przyzwyczajenie do zapachu choroby i śmierci zatrzymywało zawartość jej żołądka na miejscu. Sprawdzała rannych, mocno obwiązała nogę Ivo i rękę Reinharda, by się nie wykrwawili zanim się nimi porządnie nie zajmie. I udało się jej zwymiotować dopiero po tym, jak odkryli nagiego mężczyznę z jelitami obwiązanymi wokół słupka. To było prawdziwie obrzydliwe i okropne, Ann doskonale sobie mogła wyobrazić cierpnienie tego biednego człowieka. Nie zwiedzała tego dnia już wioski, nie miała ochoty. Wybrała tylko najbliższą chatę z dosć dużym i prostym stołem. Z pomocą Harga i Marco kładli tam rannych, a ona czyściła rany, wyciągając szczypcami nawet centymetrowe odłamki zardzewiałego żelaza, dezynfekowała je, zszywała i dawała po łapach, jak któryś, jak Ivo, próbował ją w tym wyręczać.
-Taki duży chłop, a umiera od dziabnięcia w udo! Zostaw to, to moja działka!
Wyrwała mu bukłak i wróciła do swojej pracy. Za karę wbiła igłę mocniej niż powinna. Cholerni wojownicy, zawsze myślą, że wiedzą lepiej! Na koniec smarowała rany ziołowymi specyfikami, przywiezionymi jeszcze z Nuln. Sama była słaba w ich tworzeniu i była pewna, że w takim tempie to bardzo szybko im ich zabraknie.

Na szczęście nie było złamań, ale ręce dwóch żołnierzy i tak wylądowały na temblakach, zaś Ivo został przeniesiony na siennik, jeden z tych, które przywleczono tu z inych chat.
-Masz leżeć całą noc, zobaczę, że chodzisz to dostaniesz w tą głupią łepetynę!
Nie potrafiła opieprzać jak Helga, dlatego na koniec uśmiechnęła się do niego lekko. Gdy już nie widział, zacisnęła dłoń na ukrytym w kieszeni sygnecie, zastanawiając się trochę bezsensownie, czy to właśnie jego brak sprawił, że oberwał. Większość z nich wydawała się odważna, niestety dla niej zbyt odważna - dawali jej strasznie dużo pracy. Na szczęście pozostałe rany były niewielkie i uwinęła się z nimi szybko. Szóstka pacjentów, w ciągu kilku dzwonów. I to z takimi ranami. Zarobiłaby przynajmniej kilkadziesiąt koron, z jej wykształceniem, możliwościami, miejscem, w którym miała gabinet...
~A teraz jakiś cholerny szlachcic dał go komuś innemu! ~
Wyszła na świeże powietrze, by odetchnąć, pozbyć się tych myśli i odpocząć. Była zmęczona, zapewne znacznie bardziej, niż żołnierze po tej krótkiej potyczce. Trupy goblinie już posprzątano, nawet zapach krwi został pokonany przez zimny wicher i gęstą mgłę. Owinęła się szczelniej płaczem ósmej kompanii czterdziestego regimentu. Ciekawe czy dobrze zapamiętała. Pewnie i tak nie zwróciłby na to uwagę, skoro regimentów było przynajmniej czterdzieści to wątpiła, by ktoś wiedział, który gdzie był i jaki był jego skład.

Wstała i wróciła do chaty, ściemniło się już, a nawet krótkie siedzenia tam wywiało całe ciepło z jej ciała. Odnalazła sierżant Helgę i Harga.
-Zrobiłam co mogłam, ale przynajmniej dwóch z nich nie będzie w pełni sprawnych. Noga Ivo nie może być przemęczana, bo się nie zaleczy i w najlepszym wypadku on okuleje do końca życia. Potrzeba też dziś dużo ciepła. Normalnie zalecałabym leżenie przez co najmniej dwa tygodnie...
Zrobiła się czerwona pod spojrzeniem ćwierćogrzycy i pokiwała głową na znak, że rozumie. To była armia, rana to tylko drobna niedogodność. Wróciła więc do rannych, jeszcze raz sprawdzając ich stan. Miała nadzieję, że jej warta nie będzie długa, bo ze zmęczenia kręciło się jej w głowie. Przysunęła siennik blisko tego należącego do Ivo, a gdy najemnik otworzył oczy westchnęła.
-To na wypadek, gdybyś znów mdlał i była potrzebna moja pomoc.
Mrugnęła i położyła się, owijając kocami.
 
Lady jest offline  
Stary 15-11-2009, 14:04   #48
 
Corran's Avatar
 
Reputacja: 1 Corran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumny
Rozgrywka, bitwa, potyczka czy jakkolwiek nazwać tą nieskładną i „brzydką” walkę skończyła się równie szybko jak zaczęła niestety nie było tak różowo jak powinno być zabrakło taktyki, umiejętności i co najważniejsze doświadczenia połączonego z odpowiednią oceną przeciwnika.


Gdy jednak nadszedł koniec a ręce elfa zostały rozwiązane, Kah'el poczuł jak przepływa przez niego potężny ładunek Syish, to miejsce było tak naładowane smutkiem śmiercią i rozpaczą że stało się naturalnym skupiskiem magii Śmierci, mag wyczuwał także w tym miejscu Dhar która jak cień posuwała się za każdymi pomiotami chaosu.


W czasie gdy Ann zszywała, leczyła i uśmierzała ból wojowników wraz z odgłosami które przypominały niejednokrotnie dziewczęce piski i narzekania. Elf zabrał ciało Oskara i Martwego dowódcy. Zabrał je na barkach za miasto do lasu. Dobijając jakiegoś okaleczonego Goblina skracając jego męki, wykopał dwa groby i złożył w nich ciała. Zasypawszy je w oba wbił broń wojowników i odmówił krótką modlitwę do Morra o to by ich dusze zastały za jego bramą spoczynek wieczny. Po około trzech godzinach wrócił i zaczął składać wszystkie goblinie ścierwa na kupę, na środek wioski tam gdzie kiedyś musiał być ryneczek a teraz stały zwęglone szczątki miasteczka, zajęło mu to kolejne cenne godziny z życia ale człowiek, pomiot chaosu czy cokolwiek innego nie można pozwolić by ich ciała zostały w jednym kawałku, spalone nie wstaną ożywione mroczną potęgą, dlatego także przed zakopaniem sojuszników z bólem połamał im nogi, na wszelki wypadek nie chciał nigdy stanąć twarzą w twarz z nieumarłym dawnym sojusznikiem. Gdy ciała były ułożone drewno także a zmrok zapadł, zwiększając natężenie magii Syish, Kah'el odmówił krótką modlitwę do Sigmara by przyjął krew pokonanych wrogów jako ofiarę i zesłał łaski szczęścia na niego i jemu towarzyszy. Mówił spokojnym donośnym głosem tak by niebiosa mogły go usłyszeć, pomodlił się także do dawno zapomnianego bóstwa Solkana, boga krwawej zemsty, by nie zapomniał co się stało z Oskarem i wieloma istnieniami w tym miejscu i dał okazję by odpłacić za to co dziś tutaj się stało.


Powietrze zafalowało dookoła Maga, przez chwilę między ciałami dało się ujrzeć fioletowe pasma jak gdyby wiatru który ulatywał z ciał, ostatki duszy i wiatry syish odchodziły tam skąd pochodziły do domeny chaosu by już nigdy nie niepokoić śmiertelnych, dookoła maga zaczęły tańczyć światła, ten kto żył w lesie czy na bagnach na pewno rozpoznał błędne ogniki. Zaczęły wirować dookoła maga i stosu który on ułożył przemykając między ciałami, gdy natrafiały na jeden z wiatrów na chwilę rozbłyskały sypiąc tysiącem iskier. Mimo że był to stos pogrzebowy widowisko mogło zaprzeć dech w piersiach, tańczące ogniki wirowały w niemym tańcu, jeżeli ktoś się temu przyglądał ogniki tańczyły również wokół niego uciekając przed każdą próba dotknięcia, po kilku minutach poszybowały nad stos układając się w znak kruka i jak kometa spadły na stos zapalając go.


Stos płonął przez całą noc...


W międzyczasie elf poszedł na chwilę do chaty w której przebywali ranni z medyczką, wszedł do izby i rozglądnął się, pachniało tutaj mocnymi medykamentami i ziołami a także krwią i smrodem goblinoidalnych stworzeń, Elf podszedł do Ann
- Chciałem tylko podziękować za okazaną pomoc i opiekę medyczną wcześniej – spojrzał za okno gdzie płonął wielki stos widoczny z każdego miejsca w wiosce, a po chwili zamyślenia dodał – Tak czy inaczej, to wszystko, dziękuje jeszcze raz i oby Shaylia nie szczędziła ci łask na dalszym szlaku.

Odwrócił się na skierował się w stronę gdzie przebywali dowódcy, nie lubił ich towarzystwa ale to oni niestety najważniejsi, gdy zobaczył krasnoluda i ogra podszedł blisko
- Stanę dziś na warcie, byłem w szpitalu i nie sądzę by którykolwiek z służących w tym oddziale żołnierzy był w stanie dziś wytrzymać całą noc stojąc i gapiąc się w ciemność.

I poszedł, nie czekał na aprobatę czy jej brak, mądrym posunięciem było wystawienie straży a jeszcze lepszym straży stworzonej z zdrowych żołnierzy zamiast z kalek wojennych. Teraz czekała ich ciężka przeprawa za brak myślenia odpowie cały oddział tracąc na sile uderzenia i woli walki.



Co za głupcy....
 
__________________
Dyplomata to ktoś, kto mówi ci abyś poszedł do diabła, a ty cieszysz się na podróż...
Corran jest offline  
Stary 17-11-2009, 14:24   #49
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Rana w boku nie była głęboka. Szczęśliwie goblin nie posmarował grotu włóczni łajnem, jak jego pobratymcy miewali w zwyczaju. Stojąc w rozpiętej koszuli Goran rozejrzał się wokół.
Na polu pozostało kilkanaście ciał. Góral ze zdziwieniem spostrzegł, że z jego kompanów tylko jeden – nizioł – zginął, a ledwie trzech było ciężko rannych. Zaiste, przyszło mu walczyć u boku wielkich wojowników! Milicja, walcząc w szyku, w starciu z goblinami traciła zwykle dwóch własnych poległych na trzech zabitych wrogów. Nie miała by w podobnym starciu szans.
- Urra! – Zakrzyknął Goran, potrząsając berdyszem. – Urra, urra urra!
Odnieśli wielkie zwycięstwo!

Kilku zielonych jeszcze dychało. Próbowali doczołgać się do krzaków albo chałup.
Jako, że Goran w starciu nie zabił żadnego, postanowił teraz naprawić ten błąd skracając ich męki. Szukał też stwora na tyle przytomnego, by można było z niego wydobyć jakieś zeznania. Niestety, jedynego takiego dobił właśnie elfon.
Góral przy okazji przeszukiwał zwłoki w poszukiwaniu kosztowności, ale parę srebrników, garść miedziaków i nieco marnej biżuterii było wszystkim co uzbierał. Wziął też całkiem przyzwoity – bo zdobyczny ludzki – łuk i kołczan z tuzinem strzał.
Gobliny mogły udawać, zatem z bezpiecznej odległości sprawdzał dźgając berdyszem również trupy. Jeden z „zabitych” widząc to zerwał się do dość niezdarnej – był bowiem ranny w brzuch – ucieczki. Berdysz wnet przykuł go do ziemi. Góral klęknął przy plującym krwią stworze i wyjął zza pasa nóż, przystawiając go goblinowi do oka.
- Gdje!? Gdje ludje!? Mowa! K’dje izašli?
- Aghrath! –
Zapiszczał przeraźliwie goblin. - Ru, na rha magha! Czlekhi uozchli, zy woje, zy baestha – wskazał kierunek południowy, po czym zakrztusił się krwią. – Khe…prcha, rugha n Gork i Mork. Ty, grrath czlekh. Puść ja ru Waaagh!
- Zacny zeleny syn – uśmiechnął się Goran – ja tebe puste, k’ mogila – wbił nóż w oko goblina. Stwór jęknął i zesztywniał.
Wyglądało na to, że mieszkańcy Uchlavy żyli i nie byli w niewoli. Jeszcze nie. Oby nie. Goblińska niewola była odroczoną śmiercią. Wolni zielonoskórzy sami nie uprawiali roli, używali do pracy tysięcy niewolnych – ludzi lub własnych pobratymców. Nie traktowali ich łagodnie.
Domysły Gorana potwierdzał brak śladów walki i trupów. Za wyjątkiem jednego. Wyglądało na to, że mieszkańcy odeszli z dobytkiem, wraz z nimi żołnierze. Został tylko porucznik, pewnie by zaczekać na ich dziesiątkę. Spóźnili się może o godzinę. Wieś nie była nawet porządnie ograbiona, więc gobliny były tu pewnie krócej. Góral chciał iść na południowy skraj wsi, aby poszukać śladów kolumny uchodźców, lecz zamiast tego zatoczył się na ścianę chaty. Odezwała się krwawiąca wciąż rana w boku. Szok bitewny minął.

Goran podpierając się berdyszem poczłapał do chałupy, w której Ann urządziła szpital. Czekając na swą kolej podzielił się z kompanią swoimi przypuszczeniami co do losu mieszkańców. W międzyczasie polał ranę znaleźnym samogonem oraz owinął materiałem wydartym ze znalezionej wśród suszącego się prania, w jednej z chałup, kobiecej koszuli. Góral podał jej resztę, łatającej podziurawionego jak sito Reinharda medyczce, mówiąc:
- Prida se na opatrunka.
Pomógł jej przytrzymać w górze bezwładne ramię strażnika dróg.
Wreszcie, obolały usiadł, napił się samogonu i poczęstował Marco.
- Zacny ty woj – powiedział z uznaniem – lepe rznič zelene krvy. Lepe bil se. Mocarny herr pan. Ty z daleka strana? Z Averland?

Znieczulając się samogonem posłyszał rozmowę Iva i Kurta, którzy powątpiewali w zdolność goblinów do wymyślania wyrafinowanych tortur.
- Jak krva ne prifą, gobeliny tortura omyšlač? – Wtrącił się Goran. – Jak pomne, prede dva roka, moj sesad, wratil z nevola u zelenych. Zbiegl byl. Poviadal, jak inszego muża, umecili gobeliny. Ulozyli klatkje ze scuramy na bebechu jego. Klatka krat ne miala ode spoda. Kedy scury glodnialy, jaly gryzč i wgryzly se w bebech jego. Strašne wyl, ponot. Jennych, sesad m’wil, zelene krvy glodily prive na smert, a potem obrznily jem stopu, gotovali i davali na stravu. Take muki omyšaja, krva ich mat. Tak u nech w nevoli. Sigmar, Buka i Prochilev chronte.

***

- Hvala te, djevojka – podziękował Ann, zionąc gorzałą, kiedy zaszyła mu bok. – Syješ jak kravcova. By ja żeny ne mial, bralbym tebe na dragu. Odepočnej i pomożeš me prirobit strave.
Ci jeszcze przytomni spojrzeli przerażeni wizją Gorana – kucharza. Nie zważając na nich, góral poszedł spełnić swą groźbę. W opuszczonych w pośpiechu chałupach oraz chłodnych ziemiankach znalazł mnóstwo żywności – chleba, kaszy, w miarę świeżego mięsa, przypraw oraz warzyw. Z pomocą Marka przytargał skądś olbrzymi gar, w którym postanowił zrobić prawdziwy sylvański gulasz. Wkrótce chatę wypełniła woń gotowanej baraniny. Starczyło dla wszystkich i smakowało wszystkim, zwłaszcza Sylvańczykom – może nie jak kuchnia Oskara, ale wcale nieźle. Nawet stojący na warcie elfon, dostał od Gorana miskę pożywnej strawy, chociaż dziś nie walczył. Chyba dostał już nauczkę, żeby nie rzucać na górala uroków, lecz ten na wszelki wypadek trzymał się z daleka.
- Elfon ječ – powiedział wskazując na miskę. – Zacna strava, z liśtiami dla elfona.
Dosypał elfonowi do gulaszu nieco jesiennych liści, które jak opowiadała mu w dzieciństwie matka, są ich ulubioną potrawą.

Goranowi pozostał już tylko jeden obowiązek. Przed zmrokiem będzie musiał pójść w miejsce gdzie elfon pochował nizioła i dowódcę, odkopać ich, po czym uciąć im głowy i złożyć między nogi. Elfon na pewno o tym zapomniał a to była Sylvania i zasad należało przestrzegać.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 17-11-2009 o 15:33.
Bounty jest offline  
Stary 18-11-2009, 08:30   #50
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Małe, zielone, pokraczne, ale nie głupie. Gobliny widząc, że poniosły spore straty wycofały się na „z góry upatrzone pozycje”. Całe szczęście, gdyby były bardziej wyrywne nie skończyłoby się na stracie jednego niziołka, z którego śmiercią odeszły w przeszłość całkiem smaczne posiłki.
Przed ich pieprzonymi strzałami uchroniło Marco tylko przyklęknięcie i zasłonięcie się tarczą, która wyłapała trzy pociski. Okazało się, że Ann i elf zwiewając mieli rację, choć sporo ryzykowali.
Po potyczce, bo bitwa to za wiele powiedziane, najemnik lekko kulejąc pozbierał wystrzelone bełty. Tylko jeden nie był połamany, ale przynajmniej udało mu się odzyskać wszystkie groty. Przy okazji podobijał rannych przeciwników, żeby nie hałasowali. Gobliny rzęziły w wyjątkowo drażniący uszy sposób. Zostawił konwersacje Goranowi. Sam nie miał ochoty gadać z tym plugastwem. Miał też mniej szczęścia niż góral i znalazł przy zielonoskórych ledwie parę miedziaków.
Jeno na kufelek piwa się uzbierało, co i tak nie miało większego znaczenia, bo czynnego wyszynku w pobliżu i tak by nie uświadczył. Zadupie z dala od piwnej cywilizacji i tyle.
Oddalenie od ojczyzny uświadomił mu w całej pełni Goran pytając skąd pochodzi i czy nie z Averlandu :
- Uuuuu … amico. Jeszcze dalej. Jakbyś przeszedł przez góry na południe od Averlandu, co je zowią Górami Krańca Świata. Zresztą całkiem słusznie patrząc z Tilei, bo za nimi barbaricum jak cholera, a potem skręcił w prawo i trochę na południe, to byś trafił do Tilei. Mojej ojczyzny.
Marco uśmiechnął się poklepując Gorana po plecach.
- To dalej niż stąd do Altdorfu. Kawał drogi.

Ranni z oddziału byli na chodzie i nie trzeba było wielkiej pomocy, by dostarczyć ich do medyczki. Na początek poszły najcięższe przypadki, pod koniec przyszła kolej na Marco. Ann oczyściła i zabandażowała mu ranę całkiem sprawnie. Miała ciepłe, delikatne dłonie, nie to co Helga.
Elf z kolei był tak miły, że sam zabrał się za grzebanie zmarłych i zapewne zaczął odprawiać nad nimi swoje gusła. Marco nie miał zamiaru mu w tym przeszkadzać. Choć nie był pewien co do szlachetności jego zamiarów, to widok łamania gnatów trupom rozwiało jego wątpliwości.

To się nazywało mieć pecha. Tileańczyk po walce był głodny, a ubili im kucharza. Wyciągnął suchara i zaczął pogryzać, gdy natrafili na ciało porucznika. Marco popatrzył zniesmaczony. Co za pokręcony skurwiel mógł zrobić coś takiego ? Ale dopiero widok rzygającej medyczki ostatecznie odebrał mu apetyt.
- Ann … - powiedział z wyrzutem – no nie przy jedzeniu, jak pragnę zdrowia.
Vieri odwrócił się i poszedł zwiedzać dalej. Szczęście nie odwróciło się od niego całkiem, bo przy przetrząsaniu wioski natrafił na pochowane po spiżarniach i piwniczkach zapasy. Nie tylko on, także Goran znalazł co nieco i postanowił ugotować gulasz. Tileańczykowi nie trzeba było dwa razy powtarzać z ochotą przyłączył się do pichcenia miejscowego, ludowego specjału.
Przy okazji pokłócił się z kucharzem, bo góral nie rozumiał, dlaczego Tileańczyk nalega, by baraninę umyć przed wrzuceniem do gara, skoro i tak już tam jest woda.
- Od brudnego mięcha i twoich śmierdzących łap dostaniemy sraczki, ty ćwoku ! – wykrzykiwał krewki południowiec – Nie wierzysz, to spytaj Ann. Umyj choć ręce sylwański skurczybyku.
Marco był nieustępliwy, ale opór górala przed ablucją złamał dopiero zagroziwszy, że wyleje cały gulasz.
Danie gdy już było gotowe smakowało wybornie, a może po prostu Vieri był tak głodny, że smakowało mu wszystko.
Dość sceptycznie przyjrzał się próbom doprawiania gulaszu liśćmi dla elfa. Siedział nieco dalej, więc zawołał :
- Nie dawaj mu zeschłych liści, bo zgagi dostanie. Wszyscy wiedzą, że one jedzą zielone, albo młode pędy, a na jesień to wpieprzają żołędzie i kasztany, a z kory brzozowej mąkę robią i chleb sobie wypiekają. Słyszałem, że jak pół wieku temu w Bretonni był głód, to wieśniacy podpatrzyli takie żarcie u elfów z Loren. Mam rację Kah’el ?
Nie czekając na odpowiedź stwierdził po namyśle.
- Za pozwoleniem naszej Pani Sierżant, powinniśmy ustalić jakąś taktykę, bo to dzisiaj to była bezładna siekanina. Tarcze mam ja, Ivo, Harg i to my powinniśmy walczyć w środku. Goran z halabardą może kłuć z drugiej linii, albo z flanki, gdzie będzie miał więcej miejsca. Reszta walczących na obu skrzydłach, a w razie kłopotów cofniecie się za nasze tarcze, by zebrać siły, albo by chronić nasze tyły. Ann i elf cały czas w odwodzie. Podobnie wygląda ustawienie piechoty switzerskich kantonów, a wierzcie mi ciężko ugryźć tak uformowanych skurwieli. Oczywiście Pani Sierżant wie najlepiej, jak nas poustawiać, ale ten sposób warto wziąć pod uwagę.
Zastrzegł się Marco. Należało postępować dyplomatycznie z dowódcą o gabarytach Helgi i jej temperamencie.
Tileańczyk zaskrobał łyżką o dno miski kończąc całkiem smaczny posiłek.
 
Tom Atos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172