|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
23-04-2011, 10:56 | #31 |
Administrator Reputacja: 1 | Martin jako kolejny wysunął się z krzaków. Rękę trzymał z dala od rękojeści miecza, ale nie odrzucił włóczni, którą traktował jako laskę i się na niej wspierał. - Prawdę mówi mój towarzysz. Napadły nas zielonoskóre potwory, czego dowodem jest moja rana i ta włócznia, którą zostawili uciekając. - Udało nam się ich odeprzeć, dzięki bogom - dodał. - Paru poszło do wody, reszta uciekła. A my nie mamy złych zamiarów, potrzebujemy tylko informacji paru. I, jeśli nas wpuścicie, jedzeniem byśmy nie pogardzili. Za które mamy czym zapłacić - dodał. Nie starał się zbytnio rozglądać, by nadmierną ciekawością nie wzbudzić podejrzeń. |
23-04-2011, 21:39 | #32 |
Reputacja: 1 | Ich słowa być może nieco uspokoiły kryjących się za palisadą obrońców, bo kilkoro z nich wysunęło się ponad zaostrzone pale ukazując zniszczone przez wojnę oblicza. Nie byli to ludzie wojennego rzemiosła, z całą pewnością nie. Jednak zniszczone twarze hohlandzkich obrońców wyraźnie dawały do zrozumienia, że widzieli i przeżyli niejedno. I lekko skóry nie sprzedadzą. Zarówno zerkający zza palisady trzej mężowie, dwaj starcy trójka wyrostków i pięć bab w różnym wieku. A dzierżone przez nich wszystkich kusze były żywym dowodem na to, że już niejednokrotnie witali przybywających z lasu „gości”. - Dobra dobra! Obaczy się czy prawdę mówicie, ale jak jesteście uczciwymi ludźmi to i u nas wam się krzywda nie stanie. Bywajcie tu pod bramę! – głos z wieżycy był nawykły do rozkazywania. Widoczny zaś w otworze okiennym mąż, odziany w skórzany kaftan rozchełstany na szerokiej piersi, najwidoczniej przestał obawiać się przybyszy, bowiem ruszył w dół po drabinie, kierując się na podworzec. Do wychodzących z gęstwiny dał się słyszeć zgrzyt odwalanych bali, którymi podparto szerokie wrota uchylając jedno skrzydło. - Właźcie! Tom kazał was puścić, ale wiedzcie, że nic za darmo! – stojący w progu mąż miał dobrze ponad dwa metry. Był zwalistym osiłkiem a dzierżona przezeń drewniana laga miała grubość, którą niejednokrotnie nie mogli się na ramieniu poszczycić mężowie. Łysa głowa nadawała mu dziwaczny wygląd posągu. Gdyby nie szczerbaty uśmiech można by go porównać do jakiegoś antycznego gladiatora. Uśmiech rozwiewał ułudę mocarności. – Jestem Jaro! Tom kazał was wpuścić, ale od razu z góry płacicie. Po szylingu od łba. Ale w ramach tego macie jeden nocleg w stajni. Jak będziecie chcieli co zjeść, albo wypić, płacicie osobno. Ale jak zaczniecie jaką rozróbę, to was wypierdolimy wszystkich bo urodzonych gości mamy! Rozumiecie? No! To po szylingu, jeśli chcecie w gościnę… Jaro jeszcze szerzej rozwarł wrota ukazując podworzec na którym swobodnie biegały kury i gęsi, kilka wylegujących się w popołudniowym słońcu kotów i dwa merdające ogonami burki. Nadto zaś niedoszłych obrońców zajazdu, obszarpanych, uzbrojonych w co tylko w ręce wpadło, ale najwidoczniej gotowych bronić dobytku do śmierci. Dalej widać było sam budynek zajazdu i kilka przyległych doń zabudowań. W zajeździe zaś z całą pewnością musieli być jacyś goście i jakaś jeszcze obsługa, bo słychać było z niego gwar rozmowy i trzaskane łyżek. Jaro przestąpił nerwowo z nogi na nogę, po czym przejechał wielką niczym bochen chleba łapą po łysej pale ścierając z niej pot. - To jak? Płacicie? . |
23-04-2011, 22:06 | #33 |
Reputacja: 1 | Rupert uznał, że cena nie jest zbyt wygórowana jeśli idzie o choć jeden bezpieczny nocleg. Tym bardziej, że obozowanie w lesie, po którym szwendają się zielonoskórzy było kiepskim pomysłem. -Jeśli o mnie chodzi to zgoda! - zakrzyknął kierując się do bramy. Wygrzebawszy z sakwy szylinga zapłacił przy wejściu. Miał zamiar od razu udać się się do zajazdu aby pokrzepić się posiłkiem i być może zasłyszeć jakichś wieści. |
23-04-2011, 22:11 | #34 |
Administrator Reputacja: 1 | Szyling. Cholerne zdzierstwo. Szlag by ich trafił. Ale lepsze to, niż spanie w trawie i łapanie żab na kolację. W dodatku zapach chleba... I pewnie ten zapach przeważył, bo Martin ruszył do przodu. Sięgnął do sakiewki i wyciągnął garść monet. Wybrał szylinga i podał go osobnikowi, który przedstawił się jako Jaro. - Mam nadzieję, że jest siano w tej stajni - powiedział, okraszając wypowiedź uśmiechem. Prawdę mówiąc guzik go to obchodziło, ważniejszy był dach nad głową i możliwość przegryzienia czegoś lepszego niż to, co zdołali sobie upichcić podczas ostatnich tygodni. - Gdzie ta stajnia? - spytał. - I kogo ważnego gościcie? Gdyby jedynymi obrońcami zajazdu byli ci, których tu widział, to budynki łatwo mogłyby zmienić właściciela. Chociaż on sam nie planował nic takiego. Jeśli jednak byli jacyś dobrze urodzeni, to nie sami, tylko z eskortą. - Stajnia jest tam. - Jaro wskazał podniszczony budynek. - I siano jest, jakby inaczej. A do nas sam hrabia von Bielov z córkami dwiema, tudzież eskortą zawitali. Hrabia? Na takim zadupiu? Dęte to było, ale Martin udał, że przyjmuje to za dobrą monetę. Ruszył za Rupertem do zajazdu. |
23-04-2011, 22:14 | #35 |
Reputacja: 1 | Skoro powiedziało się A należy także powiedzieć B lub jak zwykły mawiać krasnoludy jeśli się miechem napracowałeś, to zacznij kuć, w zgodzie z tymi powiedzeniami postanowił postąpić Jotunn. Ruszył toteż w kierunku wołających ich ludzi nie spiesząc się zbytnio tym samym dając im dużo czasu by mogli się mu przyjrzeć. Ogromny Jaro nie niepokoił krasnoluda, który chociaż niższy od niego o ponad pół metra nie ustępował mu zbytnio szerokością pleców bądź grubością ramienia. Jotunnowi wydawał on się wręcz przyjacielski, zaś cena której zażądał jak na okoliczności była więcej niż przystępna, co pozwalało się domyślić, iż odźwierny niczego dla siebie nie bierze. Bez wahania więc krasnolud wysupłał rzeczony pieniądz i podał go olbrzymowi wraz z kilkoma dodatkowymi miedziakami. - Hej Jaro trzymaj nieco żeliwa. Powiedz mi jakie trunki najlepiej tutaj zamawiać. I co to za gości tutaj macie? - Dowolne informacje uzyskane za tak niską cenę były ciekawe, zaś nawet ich brak nie kosztował Jotunna fortuny, toteż skąpy zwykle krasnolud dorzucił coś ekstra dla odźwiernego. ====================== 74, 64, 3 |
24-04-2011, 11:43 | #36 |
Wiedźmin Właściwy Reputacja: 1 | Draug wyszedł spośród krzaków z rękami ułożonymi w geście wskazującym brak złych zamiarów i stanął obok krasnoluda. - Cena może nie zbyt wygórowana, ale też tanio też nie jest. Prawo popytu i sprzedaży jest nadrzędne. My szukamy bezpiecznego schronienia wy je oferujecie. Ja nie widzę zastrzeżeń do uczciwości oferty. Rozejrzał się dookoła. Widział i wiedział, że nie mieli specjalnego wyboru. Potrzebowali dachu nad głową, opatrzyć rannego, zebrać siły i posilić się oraz przede wszystkim potrzebowali informacji o ile nie nowego przewodnika.
__________________ There can be only One Draugdin! We're fools to make war on our brothers in arms. |
24-04-2011, 13:48 | #37 |
Reputacja: 1 | Georg w milczeniu ustawił się do kolejki do niejakiego Jaro by również w milczeniu podarować mu srebrnego szylinga jakoby gratyfikację za pobyt i nocleg w stajni. Nie miał żadnego ale, to gospodarz narzucał w tym momencie warunki. Mogło być gorzej, choć tak i ten jeden szyling to ciężko zarobiony pieniądz, który niechętnie opuszczał sakwę poczciwego Fleishera. Ten natomiast nie baczył na to, chciał jak najszybciej przejść przez próg i udać się na strawę. Tak też postanowił zrobić. Spojrzenia wbijające się w niego i resztę drużyny były czymś normalnym. Tak pierw pomyślał. Lecz z drugiej strony może jednak było coś nie tak? Muszą tu gościć podobne ekipy, skoro na bagniskach roi się, a przynajmniej tak wydawało się Georgowi, od zielonoskórych brzydactw. Więc co w nich jest takiego rzucającego się w oczy? Czemu ta staruszka przygląda się mu z takim zaniepokojeniem? Może to te nerwy, Georg był jednocześnie sfrustrowany, że przewoźnik, że łajba, a z drugiej strony strasznie głodny i skory to nabycia kilku informacji. Tym zapewne zajmie się, któryś z bardziej gadatliwych towarzyszy. Siedział przy stoliku i jadł i pił, i jeszcze więcej pił. Tej nocy chciał się schlać, przespać ją, być może poswawolić sobie z jakąś dogodną damą. Urokiem to Georg nie grzeszył, a bynajmniej umiał zaczarować swoimi grzesznymi opowiastkami z czasów służby. 80, 15, 49 |
24-04-2011, 17:22 | #38 |
Reputacja: 1 | Alexander Tregardt Bez słowa uiścił wymaganą opłatę, czy raczej bandycki haracz. Właściwie z jego strony taka ocena była hipokryzją, bowiem sam zdzierał ze swoich klientów ile się dało. No, ale oni nie narzekają na brak pieniędzy. Inaczej by go nie zatrudniali. Zwłóczył mijając Martina wypytującego Jaro, nadstawił ucha. Tożsamość gościa nie była zapewne tajemnicą, ale po co się zdradzać z zainteresowaniem jego osobą? Zwłaszcza, jeśli można tego uniknąć. Hrabia von Bielov. Nigdy go nie spotkał, ale znał ze słyszenia. Baron Knobelsdorff, dla którego kiedyś pracował, wspomniał o nim jako swoim krewniaku czy powinowatym. Obiecał szepnąć hrabiemu słowo. To jeden z warunków, jakie zwykle stawiał - poinformuj znajomych. To nie on łaził po domach i walił do drzwi, to do niego zgłaszali się totumfaccy i famulusi klientów. Pan hrabia, póki co, nie zechciał po niego posłać. Trzeba się będzie samemu przypomnieć. Zwykle tego nie robił, nadgorliwość i nadskakiwanie nie były pożądane u ludzi jego profesji, ale biorąc pod uwagę okoliczności... Włączenie się do orszaku szlachcica może znacznie zwiększyć szansę na wydostanie się z życiem z tego wypizdówka. - Czego? - strażnik w liberii prysnął śliną, nadymając się jak mydlana bańka. - Poślij kogoś do swego pana. Niech zapyta go, czy przypomina sobie mężczyznę, którego polecał mu baron Knobelsdorff gdyby miał prawny problem do rozwiązania. - nie była to wyrafinowana aluzja, ale taka wystarczyła, by służba się zbytnio nie interesowała.
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |
25-04-2011, 09:34 | #39 |
Reputacja: 1 | Sigmar jednak dał mu schronienie. Zapłacił szylinga przy bramie bez wahania... Rozglądał się bacznie po okolicy. Ich nowa przystań była niczym oaza spokoju na wzburzanym morzu. Obecność szlachetnie urodzonego mogła się zamienić w potencjalny zysk. Tak przynajmniej uważali niektórzy z jego towarzyszy... Jemu było wszystko jedno chciał się póki co najeść. |
28-04-2011, 23:09 | #40 |
Reputacja: 1 | Hrabia von Bielov. Aż dziw brał, że zawitawszy w tak podłą okolicę ni hrabia ni nikt z jego eskorty nie zareagował na alarm, jaki w „Zajeździe Toma” został uczyniony na wieść, iż się doń zbliżają. Inną sprawą było, że sądząc z dźwięków dochodzących z wnętrza biesiadnej izby, Jaśnie Wielmożny Pan Hrabia był wielce zajęty. Podobnie jak i jego córki, których piski i śmiechy towarzystwa dochodziły nie zniekształcone na dziedziniec, na którym się zgromadzili. Jaro przyjął od wszystkich żądaną zapłatę a skrzydła wrót szybko zostały powtórnie zamknięte i zawalone poprzecznie złożoną belką. - Hunrich, ty na wieżę a Paco na palisadę z Grzybem. I żebyście się nie pospali psie syny, bo wam łeb urwę! – Jaro najwidoczniej pod nieobecność Toma pełnił rolę dowódcy w zajeździe. Zgromadzeni na dziedzińcu powoli planowali swe dalsze kroki. Rupert od razu chciał udać się do biesiadnej i tylko czekał jeszcze na resztę, nie chcąc ruszać samemu. Tym bardziej, że wnet dołączył doń Martin i Stalrin a reszta jeszcze chciała zamienić słówko z Jarem. Ten zaś wydawszy dyspozycje przysiadł na pniu zwalonym pod ścianą. Jotunn, który gotów był brzęczącą monetą zapłacić za kilka ciekawych wieści, przysiadł obok. Georg usiadł na zewnątrz, przy stoliku. I od razu zabrał się za jedzenie leżące na stole. Grube na dwa palce pajdy chleba smakowały wyśmienicie, polane skwarkami i zapijane chłodnym piwem z garnca. Czuł się jak młody bóg i wiedział, że dziś się schleje. - Poślij kogoś do swego pana. Niech zapyta go, czy przypomina sobie mężczyznę, którego polecał mu baron Knobelsdorff gdyby miał prawny problem do rozwiązania.- powiedział Alexander zaczepiając służącego w liberii, który wylazł z jakiejś szopy i kierował się do biesiadnej obserwując uważnie gości. Był zły i widać to było gołym okiem. Słysząc słowa Alexandra strzyknął śliną i nadął się jeszcze bardziej. Ale ruszył powolnym, kaczkowatym krokiem do oberży. - No zjechali rankiem i biesiadują. Dokładniej zaś nie zjechali a spłynęli barką. Ten cały hrabia to jednak swój chłop, mówię ci, łapy jak zwykły chłop, spracowane, bary jak niedźwiedź, ale nie dziwota i to. Wszak wojenny to człek. A córki jakie ma! – Jaro rozmarzył się i pokręcił głową wspominając widać szczególne uroki hrabiowskich córek. Zacmokał ze smakiem. Krasnolud nie próbował sobie nawet wyobrazić jak wyglądały. Nie musiał. Ludzkie baby nie grzeszyły urodą. - Ludzi ilu ze sobą ma? – Jotunn przeszedł do bardziej przyziemnych spraw, ale najwidoczniej zrobił to zbyt szybko. Jaro uważniej przyjrzał się krasnoludowi. - A co ci do tego? Napadać nań chcesz czy co? - Głupiś człeczku. Zwyczajnie pytam, czy mu się kto przy broni nie nada. - A to się najlepiej jego samego pytaj. Jak słyszysz biesiaduje nam pan Hrabia. – Jaro uspokojony wyciągnął nogi. W biesiadnej, w której zniknął posłany przez Alexandra sługa, zrobił się nagły raban. Ktoś tam śmiał się, ktoś coś podniesionym głosem mówił, tłumiły go śmiechy. W końcu dał się słyszeć odgłos kroków. Licznych kroków, pobrzękiwania ostróg, chrzęst pancerza i skrzypienie skórzanych pasów. W drzwiach oberży pojawił się niski, krępy niczym krasnolud ale wyższy znacznie odeń, człek. Wspierając swą prawicę o głowicę luźno upiętego miecza. Za nim zaś wynurzył się drugi, chudy jak tyka. I szpetnej, przeciętej głęboką blizną twarzy. I jeszcze dwóch, podobnych do się niczym dwie krople wody jasnowłosych bliźniaków, których różniło tylko to, że jeden wyszedł w koszuli a drugi nagi do pasa. Wszyscy jednak byli przy mieczach. A ich odzienie, choć nie jednolite z całą pewnością, wyglądało na porządne. Broń zaś na… używaną. Czwórka rozeszła się na boki w ciszy, jaka zapanowała na dziedzińcu dał się słyszeć tylko odgłos głośnego mlaskania Georga. I zbliżające się niewieście śmiechy. Hrabianki pojawiły się rozchełstane, z cycami na wierzchu, podtrzymujące się wzajemnie, wyraźnie pijane. Ich suknie, podarte w wielu miejscach, więcej odsłaniały niźli kryły. Im zaś wyraźnie to nie przeszkadzało. Ba, wnet złowiły spojrzenia nowo przybyłych i zdało się, że jeszcze bardziej okazują swe wdzięki bawiąc się pełnymi pożądania spojrzeniami. Za nimi wyszedł potężnej postury mąż odziany w rozpiętą jakę, przepasany posrebrzanym pasem. Niedźwiedzia pierś mężczyzny pokryta była siwiejącym włosem a on sam, kosmaty jak niedźwiedź, budową przypominał to zwierzę. Idący obok niego, odziany w czarny kaftan chudy i drobny mężczyzna wyglądał w kontraście z nim jak szczurek. I podobnie do gryzonia rozbieganym wzrokiem mierzył przybyszy. - Kurwa, zżera mój smalec! – powiedział naraz chudzielec, który wyszedł jako drugi. W szybkich krokach podszedł do Georga i z całej siły trzepnął go w dłoń, w której nie przejmujący się niczym biesiadnik trzymał kromę ze smalcem. Ta wytrącona plasnęła w twarz i spadła pod stół. Pozostawiając skwarki, niczym krosty, na Georgowej twarzy. Hrabianki aż zgięły się ze śmiechu. W sumie widok był komiczny. Tylko chudzielec nie wyglądał na uradowanego. Zbliżył swą twarz, złą twarz do Georga i warknął – Podnieś i wypierdalaj… Wszyscy na dziedzińcu zamarli w oczekiwaniu na to, co się zaraz stanie. A wszechobecne napięcie można było wręcz kroić… . Ostatnio edytowane przez Bielon : 28-04-2011 o 23:25. |