|
Muzyka, film Forumowy dział „kulturka” |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
10-01-2020, 15:38 | #111 |
Reputacja: 1 | Pan Sapkowski tam był na planie konsultantem więc uwagi musiałby mieć do siebie. A każdy kto pana Sapkowskiego choć raz słyszał, to wie, że pan Sapkowski nigdy się nie myli. Nigdy. Z tego co słyszałem to pan Sapkowski jest z serialu zadowolony, sianko chyba dobre tym razem i stać go by było teraz księdzu po kolędzie dać więcej niż tylko symbolicznie na taksówkę
__________________ Our obstacles are severe, but they are known to us. |
10-01-2020, 15:43 | #112 |
Reputacja: 1 | Mam - delikatnie mówiąc - głęboko schowane, czy AS jest z serialu zadowolony czy nie, a jego satysfakcja nie jest dla mnie żadnym argumentem
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
10-01-2020, 15:46 | #113 |
INNA Reputacja: 1 | Phil, to tylko czepianie się zwrotów/słówek, ale napisałeś, że AS nie ma szczęścia do ekranizacji, a szczęście pojęciem względnym i on akurat jest zadowolony i szczęśliwy. A że zawsze znajdą się tacy co nie polubią i tacy co polubią, to takatam oczywistość
__________________ Discord podany w profilu |
10-01-2020, 16:00 | #114 |
Reputacja: 1 | Ale zdanie "nie ma szczęścia do" nie ma nic do osobistej szczęśliwości i zadowolenia ASa Żeby było mniej wątpliwości - książki o wiedźminie nie mają szczęścia do ekranizacji. I zostawmy już autora w spokoju Zobaczyłem 1 sezon, zobaczę pewnie i wszystkie następne, ale na razie jestem zawiedziony.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
10-01-2020, 16:33 | #115 |
INNA Reputacja: 1 | Tyle, że to kwestia subiektywna mocno. Ja nie oglądałam, to nie mam zdania nt serialu, odnoszę się tylko do konstrukcji zdań, z którymi bardzo łatwo się kłócić i wchodzić w polemikę nt "ty nie lubisz a ja lubię", która to polemika zwykle nie ma większego sensu :P
__________________ Discord podany w profilu |
10-01-2020, 16:45 | #116 |
Reputacja: 1 | To nie wiem o czym dyskutujemy. Chyba jest oczywiste, że podaję tu własną, subiektywną opinię, a nie prawdę objawioną.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
10-01-2020, 17:08 | #117 |
Reputacja: 1 | Ostatnio nawet jak napiszesz "moim zdaniem jest tak i tak" to też ci to wypomną, czemu mówisz za wszystkich i że wcale tak nie jest. #Prawdziwa historia. Czasem wydaje mi się, że ludzie zapominają, że wiesiek to nie jest jakiś mega mroczny klimat. Może ja nie pamiętam bo dawno czytałem, ale dla mnie on był zawsze trochę baśniowy. I nawet taki serial jest. Ostatnio edytowane przez Rewik : 10-01-2020 o 17:10. |
11-01-2020, 14:19 | #118 |
Reputacja: 1 | Wydaje mi się, że tu jest często strzyg... wróć - pies pogrzebany. Dla wielu ludzi w tym kraju, wiedźmin to książka w stylu "poczytaj mi mamo" którą czytało się kilkadziesiąt lat temu. Gdyby ją przeczytać pierwszy raz teraz, szczególnie mając te kilkadziesiąt lat praktyki nie tylko w czytaniu ale w czytaniu fantastyki, wrażenia miało by się inne. Nie mówię lepsze, nie mówię gorszę, w ogóle nic nie mówię... tylko piszę , że wrażenia były by inne Topic flejmowo hejtowy, jasne każdy to wie, wciąż sformułowania pod adresem filmów, że nie są jak książki na motywach których powstały doń scenariusze jest trochę... eh... hmm... nudne już
__________________ Our obstacles are severe, but they are known to us. |
11-01-2020, 20:09 | #119 | ||||||||||
Reputacja: 1 | Wstęp Post zawiera spoilery - głównie w dalszej części. Mnóstwo spoilerów - czytasz na własną odpowiedzialność Muszę się niemalże w 100% zgodzić z Bardielem. I również uważam, że uczynienie Ciri i Yennefer na równi z Geraltem jest słabym pomysłem. Rozumiem, że główny bohater nie dostanie 100% czasu antenowego w serialu, ale to jest zupełnie co innego niż sztuczne tworzenie bohaterów pierwszoplanowych (dopiero saga doczekała się drugiej głównej bohaterki w postaci Lwiątka z Cintry - w opowiadaniach był nim tylko Geralt). Moim zdaniem "Constantine" był super pod tym i nie tylko pod tym kątem. Polecam serdecznie (jeszcze zanim Matt Ryan zagościł w tym chłamie jakim jest CW - bardzo lubię DC i boli mnie jak oni masakrują to uniwersum). "Drakula" (najnowszy) jest świetny (pomijając ostatni odcinek). Wiem, zgodność "Drakuli" z oryginałem nie jest najlepsza, ale akurat w przypadku jednego z najbardziej znanych wampirów, tak jak mówił Tadeus, dobrze spojrzeć na jakieś nowe podejście. Problem w tym, że hrabia doczekał się wielu odsłon - od bardzo zgodnych do bardzo niezgodnych z materiałem źródłowym. Nie można tego powiedzieć o "Wiedźminie". Nigdy nie doczekał się wiernej ekranizacji tylko jakichś słabych wiatrów (Zwracam uwagę, że "wiatr" jest pojęciem meteorologicznym. "Wiatry" - nie.) dlatego chciałbym zobaczyć choć jedno porządne odwzorowanie. Jedno. HBO przelało "Grę o Tron" wiernie (przynajmniej 1 tomosezon) z budżetem daleko różniącym się od budżetów kolejnych sezonów. Nie poprawiali tego tego, co było bardzo dobre. I wielki sukces. Nie wiem czy można określić książki Martina jako super trudne. Wiem, że książki Sapkowskiego nie były trudniejsze, więc nie ma co mówić, że to serial dla mas, dlatego są spłycone (Swoją drogą jak to w końcu jest? Widz masowy jest głupi, więc trzeba spłycić fabułę czy widz nie jest głupi i połapie się w chaosie linii czasowych?). Chcę powiedzieć, że książki Pandżeja miały potencjał wypełnić lukę w serialach fantasy, jaką zostawiła "Gra o Tron". Potencjał ten został zmarnowany przez nędzną ekwilibrystykę scenarzystów, którym pomimo usilnych starań nie udało się zepsuć wiedźmińskiego świata do końca. Tak właśnie do tego serialu podchodzę. Serial rozszedł się z takimi opiniami, bo bazował na świetnej, choć groteskowo zdeformowanej historii. Sukces pomimo tego co zrobili, a nie dlatego, że tak zrobili. Wiem, wstęp jest przydługi. Już kończę. Chciałbym zdementować jeszcze jedną kwestię. Serial nie jest tworzony dla fanów książek ani gier. Takie bzdury, jakie zostały zaprezentowane w "Wiedźminie" Netflixa mogą łyknąć głównie osoby nie znające świata. Moja reakcja jako fana wyglądała tak. Do tego Rewik ma rację, ale tylko połowicznie: opowiadania i saga nie są mroczne, ale definitywnie nie są też baśniowe. Są brudne. Fabuła natomiast nie pozostała względnie bez zmian, tylko została przenicowana i rozszarpana. Ludzie Problem zaczyna się już na poziomie obsady, gdzie reakcja jest podobna jak w linku powyżej. O niektórych bohaterach wypowiem się nieco obszerniej, o innych mniej. W głównej mierze niech przemówią cytaty: Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Charaktery, mówiąc oględnie, nie zgadzają się. Henry Cavill wkłada serce w Geralta, ale musi mówić to, co ci geniusze napisali w scenariuszu. Więc jest jak jest. Moim zdaniem to mocny punkt serialu. Yennefer jest jest inna niż pierwowzór - wystarczy poczytać kilka dialogów. Wyniosłość, nie agresja. Ciri też nie jest dobrze odwzorowana, ale już Calanthe czy Foltest... to już niebo a ziemia. Calanthe jest w opowiadaniach bardzo inteligentna i agresywna, ale na zimny, dworski sposób. Nie wypowiada gróźb jak tani oprych w nędznej karczmie. Nie wpada na zorganizowaną przez siebie biesiadę spóźniona, a już tym bardziej nie zakrwawiona w zbroi. Nie zachowuje się jak niewykształcony najemnik. To królowa. Dama o wielkiej władzy. A Foltest... to prywatnie równy chłop. Wystarczy wspomnieć jak oficjalnie rozgłaszał, że interesuje go tylko odczarowanie Addy, a nieoficjalnie powiedział Geraltowi, że jeśli zabije w obronie własnej, to pokrzyczy, wywali z zamku i nic mu nie zrobi. A zapłacą mu inni. No ale przecież uzgodniliśmy, że serial jest spoko, więc możemy przymknąć oko i na to. Jest sobie jakąśtam wizją kilku "geniuszy" i żyje jako odrębny twór. Na pewno? Tak jak Bardiel wspomniał, strasznie kosmopolityczne są te Królestwa Północy, co jest całkowicie niezgodne z klimatem książek. Zostały one zbudowane na fundamencie średniowiecza z domieszkami innych epok. Jeśli miałbym strzelać jak wygląda planeta, na której znajduje się Kontynent, to powiedziałbym, że odpowiednik naszego równika jest na wschodnio południowym wschodzie. Temperatura bardzo szybko rośnie w kierunku wschodnim, o czym świadczy np. Pustynia Korath. Jest też Zerrikania, Ofir czy Zangwebar. Niekoniecznie w tej kolejności. Zdaje się, że wraz posuwaniem się w kierunku południowym także klimat się ociepla, ale wolniej, o czym może świadczyć Toussait i sama stolica Nilfgaardu - Nilfgaard. Z kolei na zachodzie i północnym zachodzie jest zimno. Nie bez powodu Kovir i Poviss ma stolicę letnią i zimową (odpowiednio Pont Vanis i Lan Exeter). Porównajmy sprawę z nadchodzącą Diuną. Oczywiście filmu nie można oceniać po obsadzie, ale obsada jest częścią składową filmu. Widzimy tutaj cztery "Frakcje". Widać tutaj obsadę całkowicie zgodną z książką, choć Frank Herbert nie opisał koloru ich skóry. Wygląd był określany z kontekstu. Dlatego Fremeni żyjący na niegościnnych pustyniach będą mieli ciemniejszą karnację niż przyjezdni na Arrakis. Oby tacy byli wszyscy Fremeni. Yueh natomiast nigdy nie został opisany jako Azjata, ale była jedna, maleńka przesłanka, by tak uważać. Obwisłe wąsiki kojarzące się z naszymi dalekowschodnimi przyjaciółmi. Co więcej, Sapkowski garściami czerpie z mitologii celtyckiej, germańskiej, skandynawskiej czy też słowiańskiej. Szczególnie mit arturiański jest tu mocno widoczny. Co to oznacza? Czas akcji to odpowiednik średniowiecza (tym śmieszniejsze jest to, iż prymitywne pod względem technologicznym driady posługują się tak nowoczesnym sprzętem jak kusza, a łuków, z których były znane, raczej nie było za wiele) z domieszkami innych epok (dostępnych wyższym sferom w szerokim tego słowa rozumieniu: naukowcy - wieczyste ruchadło, czarodziejki - genetyka). Miejsce akcji to odpowiednik mniej więcej środkowej Europy. Skąd zatem taka wielorasowość? Tego nie wie nikt, ponieważ nie da się tego wyjaśnić pozostając w zamkniętym, izolowanym od naszego wiedźmińskim uniwersum. Taki fakt da się wyjaśnić wyłącznie ingerencją ideologii producentów w wiedźmiński świat. To strasznie smutne, że mając książki o tak antyrasistowskim i feministycznym wydźwięku poprzez wykręcenie fabule rąk zmniejszają na to nacisk i wrzucają zamiast tego poprawność polityczną nie pasującą do świata. Wyważają otwarte drzwi. Nie, przepraszam. Rozwalają ścianę, żeby przejść obok pustej futryny tworząc tym samym brzydką wyrwę. Świat Świat nie trzyma się kupy na wielu poziomach. Pamiętacie walkę Geralta z kikimorą? Była wielka. Jakiej wielkości stwora przywiózł Geralt na Płotce? Przyjrzyjcie się. Dol Blathana, Dolina Kwiatów, kraina urodzaju. A widzę piaszczysty, wyschnięty teren. Serio? Podpowiem, że żyzną glebą jest czarnoziem, nie piach. Odcinek ze strzygą jest jedną, wielką karykaturą. Foltest chce, żeby odczarowano Addę, ale nie pozwala wiedźminowi spróbować. Ba! Wystawia straże stojące nocą tyłem do dworu, gdzie przebywa potwór, żeby Geralt nie spróbował zdjąć klątwy. Ten z kolei potwór wyłazi nocami i grasuje po CAŁYM KRAJU (?!), a potem wraca w ciągu tej samej, jednej nocy do dworzyszcza? Ma dziewczynka tempo. Oczywiście omijając strażników. Yennefer walcząca mieczem jest śmieszna. Nie dlatego, że aktorka nie dała rady z choreografią (jeśli to była ona). Po prostu czarodzieje nie są biegli w walce bronią białą. Oni niszczą armie czarami i śmieją się z wiedźmińskich znaków. Więc tym bardziej groteskowe jest to, że czarodziejka walczy i mówi wiedźminowi kiedy Geralt ma użyć swojego śmiesznego (dla czarodziejów) znaku, a nie korzysta z własnej potęgi. W leży smoczycy wypadają na bohaterów Rębacze z Crinfrid, którzy po drodze się rozmnożyli, zaś smok w tym czasie siedzi na grzędzie i nie robi zupełnie nic oprócz spalenia jednego człowieka, gdy tylko dwie postacie walczą w obronie jaj. Ajajaj... Eyck z Denesle jest rycerzem. Mam wrażenie, że Netflix nie rozumie kim jest rycerz i jakie ma wartości. Pojęcie etosu rycerskiego jest im obce. Nie wspominając, że to całkiem niezgodne z charakterem tegoż konkretnego rycerza. Cytat:
Zbroje Nilfgardczyków o bardzo zagadkowym zastosowaniu. Nie wiem jakim, ale z pewnością nie obronnym. Geralt wyprawiający się na połów dżina na siatkę, bo nie może zasnąć. Wyeliminujmy mysz podpalając spiżarnię. Skąd wiedział, że tam jest dżin? Dlaczego nikt go nie wydobył? W każdym odcinku znajdzie się jakiś ekspert pouczający Geralta o przeznaczeniu. To nie jest temat, który pojawia się w każdej konwersacji jak pogoda. W szczególności, że o prawie niespodzianki łączącym Geralta i Ciri wiedzieli nieliczni (do pewnego czasu). Ciri rzucająca się na szyję człowiekowi, którego pierwszy raz widzi na oczy. W szczególności jest to bardzo wiarygodne po niedawnych przejściach z dopplerem. I tu już nie można się zasłonić wizją. To są niezgodności na poziomie logicznym. Nie trzeba być tu znawcą książek Sapkowskiego. Każdy świat musi być wewnętrznie spójny. Paradoksalnie w szczególności fantasy. Jak już wspominałem, fabuła została całkowicie przenicowana. W szczególności ta niezwiązana z wątkiem fabularnym Geralta. Przykłady? Proszę bardzo. Weźmy sobie Yennefer. Pomińmy mało istotny fakt, że nie została sprzedana tylko oddana i przejdźmy do grubej sprawy. Do magii. W świecie wiedźmina energię magiczną czerpie się z żywiołów, a nie węgorzy. O nie, skończyły mi się węgorze, nie mogę czarować! Żywioł ognia był najbardziej chaotyczny i najtrudniejszy do kontrolowania. Dlatego Ciri nie mogła za bardzo rzucać zaklęć opartych na żywiole wody, gdy była na Pustyni Korath, ale kiedy rozpaliła ognisko, mogła do niego sięgnąć. Chyba, że ma się na usługach dżina (wiem, dżin jest powietrzny, a marid wodny). Wtedy bardzo potężne źródło mocy chodzi z czarodziejem, który może przestawiać góry, bo zasłaniają mu widok z jego wieży. I tu odbija nam się wszystko brzydką czkawką oraz wiatrami. To dlatego Yennefer chciała schwytać dżina. W pogoni za potęgą, nie macierzyństwem. Była w stanie poświęcić całe Rinde, żeby zdobyć więcej mocy. To nam stawia Yennefer w innym świetle, nieprawdaż? Taka była Yennefer z Vengerbergu. To prowadzi do kolejnego absurdu. Czarodziejki były sterylizowane przez magię. Wiedźmini zdaje się, że też. Taka jest cena mocy, którą ludzie godzą się płacić (lub zostają do tego zmuszeni). Usunięcie jajników nie prostuje garba, zaś Tissaia magicznie poprawiła wygląd naszej czarnowłosej czarodziejki w niedługim czasie po próbie samobójczej. Z Yennefer jest związana jeszcze jedna, olbrzymia pomyłka istotna z punktu widzenia sagi. Teleportacja przy Tor Lara, czyli Wieży Mewy (nazwanej w pewnym miejscu - całkowicie niepoprawnie - Wieżą Jaskółki). Chaotyczny, niebezpieczny portal w Tor Lara (prowadzący właśnie do Tor Zirael - Wieży Jaskółki) wypaczał wszystkie portale tworzone przez czarodziejów. Nie dało się stamtąd teleportować. Dopiero Ciri się udało przeniesienie i to korzystając z teleportu w Tor Lara, który to eksplodował niszcząc Vilgefortzowi pół twarzy. Skoro jesteśmy przy Vilgefortzu, to jest to jedna z największych pomyłek serialu. Czarnoksiężnik grający pierwsze skrzypce w II bitwie o wzgórze Sodden (nie, nie była to Yennefer), człowiek potrafiący zneutralizować antymagiczne właściwości dwimerytu, który rozłożył Geralta lewą ręką w pojedynku na broń białą został zmiażdżony przez Cahira. Dramat. Płynnie przechodząc do Cahira, to w żadnym wypadku nie był fanatykiem Nilfgaardu. Dostał zadanie od samego Emhyra: sprowadź Ciri żywą. Nie udało mu się, przez co stracił na znaczeniu na dworze. Koniec pieśni. Potem, w sławetnej bitwie o most, walczył przeciwko Nilfgaardowi. Ogólnie to był miły człowiek, nie fanatyk urządzający obławy z Fringillą Vigo, co ma znaczenie, bo w końcu przecież dołącza do Geralta. A skoro już przy Fringilli, to spodziewałbym się, że będzie uczyła się w Loc Grim w Nilfgaardzie (lub innej akademii). Ewentualnie u Artoriusa Vigo, rzeczywiście jej wuja. Nie chodziła do Aretuzy i nie była szkolną koleżanką Yennefer. "Poznały się" na wzgórzu Sodden. Wyrafinowane czarodziejki nie wróżą z jelit. Bardziej wioskowi wróżbici. I to ze zwierzęcych. Bardzo duże znaczenie tutaj ma fakt, że Nilfgaard bardzo krótko trzymał swoich czarodziejów. Dlaczego to ma duże znaczenie? Już wyjaśniam. Ponieważ pewien czarodziej obłożył Emhyra klątwą. Kiedy udało się ją zdjąć, władca ten stał się bardzo cięty na magów. Nawet usuwano portrety, żeby przyszłe pokolenia nie wiedziały jak ci ludzie wyglądali. To sprawiło, że przegrał II bitwę o Sodden. Nie miał odpowiedniej kadry czarodziejów, a Królestwa Północy tak. Zatem w żadnym wypadku Fringilla nie mogła być osobą dowodzącą. A już na pewno nie ładnie ubierającą się, co jest napisane w książkach wprost. Co ciekawe, nie istnieje żadne Bractwo Asasynów... tfu... Czarodziejów. Istnieje Kapituła i Rada rozwiązana po rebeliach Falki, a przywrócona w bliżej nieokreślonym czasie. I z pewnością nie należy do niej Stregobor. Trzymając się potężnych czarodziejów: Tissaia de Vries rozłożona przez Fringillę. Błagam. Na Thanedd znajdował się pałac - Garstang. Tam czarodzieje obradowali, a żeby nie dochodziło do incydentów, Nina Fioravanti, potężna czarodziejka i mistrzyni władania żywiołem ziemi obłożyła to miejsce silną aurą antymagiczną. Zajęło jej to rok. Tissaia zdjęła tą barierę jednym zaklęciem. Zostawmy magików. Przejdźmy do Pani Czasu i Przestrzeni. Kiedy zagrożenie ze strony Nilfgaardu stało się realne, Calanthe nie machnęła ręką jak w serialu, zaczęła kombinować nad wzmocnieniem pozycji Cintry. Dlatego chciała zaręczyć Cirillę z Kistrinem z Verden. Ta uciekła i wpakowała się do Brokilonu. Driady tymczasem miały problem z ludźmi. Strzelały do każdego, kto zbliżył się za bardzo ponieważ ludzie wyrzynali Brokilon. Najpierw strzał ostrzegawczy, potem ten śmiertelny. Geralt został wpuszczony tylko dlatego, że znał się z Eithne (o srebrnych włosach...). Tam poznał Ciri. Tam uratował Ciri. I nie było wtedy zimy. Raczej okres letni. Stamtąd ta dwójka się znała. To bardzo duża zmiana. Tym dziwniejsze, że nagle doppler (którego w książkach nie było) wmaszerował sobie do Brokilonu i nikt nic nie zauważył. Szczególnie mężczyzna. Tam były tylko kobiety. Elfom nie była podawana Woda Brokilonu. Była podawana tylko dziewczynkom, żeby zapomniały o swojej przeszłości i w pełni stały się driadami. Ciri wróciła potem do Cintry, a nie szukała Geralta, który to właśnie do Cintry ją odesłał poprzez wydanie jej Myszoworowi. Przejdźmy do najlepszego. Geralt. Przyznaję, że pierwszy odcinek był bardzo niezgodny, ale szkielet fabularny pozostał. Dalej było tylko gorzej. Geralt spotkał Jaskra w Gulecie, a nie nieopodal Dol Blathanna, ale to nie ma aż tak wielkiego znaczenia. Tą przygodę wykastrowano zanim zabrano się za resztę. Niby ten szkielet jakoś człowieka przypomina, lecz jakby za mało kości ma. To było jak przeczytanie streszczenia książki. Niby najważniejsze fakty są w porządku. Problem w tym, że tu nie wybrzmiał dramat elfów. Niby Filavandrel coś sobie pogadał, lecz to nie o to chodzi, żeby walnąć sobie jeden dialog i uznać, że sprawa odfajkowana. Wyzimskiej przygody nie będę komentował. Tam jest tak dramatyczny rozjazd. Prawie nic się tam nie zgadza. Biesiada w Cintrze. Już na początku opowiadanie dostało w twarz. Czytając je zastanawiałem się: co robi Geralt w tym miejscu i dlaczego ma się podawać za Ravixa z Czterorogu? Tu przyprowadza go Jaskier (którego nota bene nie było), żeby Geralt go chronił... Napięcie buduje się powoli, Calanthe próbuje wciągać wiedźmina we własną intrygę, zmusić, by zrobił to, co królowa chce. Tu królowa wpada jak najemny zbir. Opowiadanie błaga o litość, ale masakra jeszcze się nie kończy. Pojawiają się goście, w tym Jeż z Erlenwaldu. Tu (kilkukrotnie) ujawnia się przebiegłość Calanthe. Wywiązuje się walka, ale jej zakończenie nie spuszcza powietrza. Czytelnik czuje, że to nie był punkt kulminacyjny. Myszowór (poznany przez Geralta dopiero tutaj) komunikuje się z wiedźminem, bo obaj to czują. I wtedy następuje punkt kulminacyjny. Zamek grozi zawaleniem. Co dostaliśmy? Walkę spuszczającą parę, a potem nieciekawą eksplozję. Opowiadanie się już nie rusza, ale kopać dalej trzeba. Myszowór grał pierwsze skrzypce w walce z Pavettą. Tutaj robił... nie wiem... coś. I nie jestem pewien dlaczego. Tam reagowali, ponieważ zamek groził zwaleniem się wszystkim na głowy. Tutaj Duny i Pavetta uroczo latali sobie w powietrzu. Ale groza... Zieeew... O odcinku z dżinem już pisałem, więc możemy przejść dalej. Co nie oznacza, że to wszystko... Resztę omówię w skrócie. Kolejny odcinek wykręca fabule rękę i kładzie ją na glebie. Biedna fabuła już nie tyle stuka, co wali w ziemię, by netflixowy sadysta przestał. Ten ani myśli. Geralt po pewnym czasie od powyższej uczty przybywa do Cintry i bynajmniej nie jest to tuż prze inwazją, a jeszcze przed wydarzeniami w Brokilonie. Przychodzi po dziecko niespodziankę, ale tak bez przekonania. Calanthe prezentuje mu zestaw chłopców i mówi, że jak trafi we właściwego, to może go wziąć. Geralt załapał, że Dziecka Niespodzianki tu nie ma i odszedł. Kaniec filma. Nawet nie wiedział, że to dziewczynka. Dowiedział się w Brokilonie. I nie było go w Cintrze podczas pogromu. Coś takiego jak bitwa o wzgórza Sodden miała miejsce. Były nawet dwie. Jedna sromotnie przegrana przez Królestwa Północy (to ta z Eistem ze strzałą w oku), a w drugiej byli czarodzieje. Bitwy nie następowały jedna po drugiej. Były to wojny armii. W serialu armii nie było widać, za to nieistniejące w książkach zamczysko już tak. Czarodziejów z Północy było czternastu pod dowództwem Vilgefortza z Roggeveen, na której to bitwie wybił się tak mocno, że zapewnił sobie miejsce w Kapitule (nie żadnym Bractwie). Czarodziejów po stronie Nilfgaardu było znacząco mniej. Nie zdziwiłbym się, gdyby było ich ze 2-3, ale może była tylko jedna. Fringilla Vigo. Jeśli chodzi o Geralta z tego odcinka, to nawet w prostym opowiadaniu udało się szanownej pani Hissrich coś zepsuć, choć przyznaję, że nie aż tak dużo. Podsumowując, przygody są tu płytkie. Są omówione na szybko, jakby twórcy wypisali sobie kilka punktów, które muszą się znaleźć, po czym po białośluzówkowym trakcie pomknęli ku krainie jednorożców. Gdzie pan DeMayo zapędził się tak mocno, że trafił do Ponylandii gubiąc po drodze prawie wszystkie wypisane punkty. Technikalia Irytowała mnie nic nie wnosząca do serialu nagość. Jestem zwolennikiem zastosowania jej w konkretnym celu. Można to rozwinąć. Jestem zwolennikiem idei, że wszystko, co dzieje się w filmie ma mieć jakiś cel. Jeśli można jakąś scenę wyciąć i nic to nie zmieni, to należy się jej pozbyć, a wstawić coś użytecznego. Może to przedstawienie świata, jakiejś ważnej akcji... cokolwiek. Mnóstwo scen z Ciri dałoby się wywalić, zaś serial by nie ucierpiał. Serial jest w miarę równy tylko dlatego, że dobre historie z Geraltem zostały do pewnego stopnia zepsute. Dzięki temu sceny z Yennefer i Ciri wyglądają znośnie. Gdyby tak nie było, kontrast byłby uderzający. Nie jestem fachowcem od robienia filmów. Widzę obraz i mnie "uwiera", ale ciężko mi określić co w nim jest nie tak. Dysponując fachową wiedzą można precyzyjnie wskazać te elementy. Człowiek tworzący kanał "Na Gałęzi" właśnie to robi. Zapraszam do zapoznania się, bo jest to spojrzenie na "Wiedźmina" od kuchni. Inscenizacja, oświetlenie, grading kolorystyczny. O tym traktuje powyższy link. Ścieżka dźwiękowa była dla mnie nijaka. Potrafi ktoś coś zanucić? Ja nie. Nie tworzyła mi klimatu i nie zapadła mi w pamięć. Dobrze, że nie była zła, lecz definitywnie poniżej oczekiwań. Od razu zaznaczam, że z powyższego wyłączony jest "Toss a coin to your witcher" w dowolnej wersji językowej. Podsumowanie Netflix wyłożył się na prawie wszystkim, na czym mógł się wyłożyć. Serial, według mnie, bronił się tym, że materiały źródłowe były świetne i nawet ich nieudolne streszczenia są dość interesujące. Ostatnim stojącym jest Henry Cavill. Kawał dobrej roboty, mnóstwo serca, przygotowań i umiejętności. Tona poświęcenia. Mam wrażenie, że starał się być Geraltem, a nie go grać. Chapeau bas. Jeśli chodzi o Anyę Charlottę, to w innej roli byłaby w porządku. Nie chcę tu powiedzieć, że to zła aktorka - w żadnym wypadku. Po prostu nie pasuje mi jako Yennefer i trochę rozminęła się z charakterem postaci. W przypadku Ciri to, niestety, nawet jakby Freya Allan zaczęła klaskać rzęsami stojąc na nich, to z pustego i Salomon nie naleje. Biedną dziewczynę pokarało takim a nie innym zespołem scenarzystów, reżyserów i innych profesjonalistów. Sceny z Ciri były tragikomiczne, ale nie ze względu na Freyę. Jak dla mnie zrobiła dobrą robotę na słabych fundamentach. Samo to zasługuje na uznanie. Każdy odcinek oglądałem blisko 4h, bo co kilka sekund był jakiś absurd i niespójność. Zatem... Świat jest niespójny. Nie tylko z prozą Sapkowskiego, ale też wewnętrznie, co jest olbrzymim zarzutem. 3/10 Wygląd postaci jest nietrafiony w dużej mierze przez ideologię producenta, co jest karygodne (1/10). Ich charakter w części przypadków jest skrajnie różny od pierwowzoru bez wyraźnego powodu. Ot tak sobie. Wszelkie zmiany były nieudane. Ani jedna postać nie jest przez zmianę lepsza niż w książkach, przeciwnie (4/10). Całokształt psuł mi immersję. 2,5/10 Fabuła została w najlepszym wypadku lekko zniekształcona. W większości wypadków jednak jest poważnie zdeformowana i pozbawiona głębi. Adepcie, nie poprawiaj dzieła mistrza (wiem, porównanie trochę słabe, bo mimo wszystko z Sapkowskiego mistrz raczej nie jest). Zmiany i tu wyszły na złe. W powieściach wszystko trzymało się kupy. Tutaj nie zawsze tak jest. 4/10 Warstwa techniczna to najlepsza strona serialu. Świat nie wygląda na brudny poza pierwszym odcinkiem, jednakże wygląda ładnie. W pozostałych brakowało mi tej szarości i brudu, dynamiki scen czy oświetlenia ukrywającego niedoskonałości. Wprowadzanie postaci jak z karabinu maszynowego sprawiło, że na śmierci patrzyłem obojętnie. Nie przywiązałem się do nich. To kolejny minus. CGI nie będę się czepiał, bo wyszło solidnie. Złoty smok był niezgodny z książką, bo miał szczątkowe przednie łapy, ale to mniejsza kwestia. Sceny walk bardzo mi się podobały. Były niezgodne z książką - walka ze strzygą, niestety, leży na poziomie logiki. Geralt potrzebował miejsca na swobodne poruszanie się, a tutaj był w jakimś korytarzu. Niemniej walki definitywnie na plus. Światłem nie zagrali prawie w ogóle. 6/10 Zatem ocena ogólna to (zaokrąglając w górę): 4/10. Jeśli ktoś chce serialowego fast fooda, który tylko przyjemnie się ogląda, to będzie zadowolony. Jeśli ktoś chce obejrzeć kawał solidnej roboty czy może nawet dzieło, to nie ten adres. Definitywnie nie jest to coś, co może się mierzyć z "Grą o Tron". A jeśli ktokolwiek wciąż myśli: ale to przez budżet, to ostatecznie wyprowadzę go z błędu. Budżet Netflixa na 8 odcinków "Wiedźmina" to około 70-80 mln dolarów. Budżet HBO na 1 sezon "Gry o Tron" to około 60 mln dolarów na 10 odcinków. Wystarczy nie psuć materiału źródłowego. P.S. Tu macie mapę. Z kalendarium wziętym z... serialu. Czy muszę dodawać jak bardzo jest kanoniczna? Wygląda ładnie. Tyle.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 11-01-2020 o 20:50. | ||||||||||
12-01-2020, 14:00 | #120 | ||||||||
Interlokutor-Degenerat Reputacja: 1 | Cytat:
2. Sapkowski i Netflix robią wspólny biznes. Nie jedzie się po swoich partnerach biznesowych, gdyż szkodzi to zarówno na wizerunek, jak i pieniądze. Dlatego też ani Netflix nie powie nic złego na Sapka, ani Sapek na Netflixa - bo razem prowadzą w tej chwili bardzo dochodowy interes. Nie sugerowałbym się więc oficjalnymi oświadczeniami autora. Cytat:
Cytat:
Co do baśniowości - Sapek nawiązał do wielu bajek, przedstawiając je w krzywym zwierciadle. Ot, na przykład wątek Renfri (czyli królewny, którą wygnała zła macocha i ścigał łowczy) i siedmiu gnomów (czyli krasnoludków). Oczywiste nawiązanie do bajki o królewnie Śnieżce. Z tym, że tutaj łowczy zgwałcił Śnieżkę, Śnieżka postanowiła zarzynać ludzi, a siedmiu krasnoludków napadać na podróżnych. Ot, classic Sapek. Takich nawiązań jest jeszcze całe mnóstwo - do czerwonego kapturka, do pięknej i bestii itd. Oczywiście to w książkach, bo w serialu takich subtelności nie uświadczymy. Cytat:
I wiesz co? Wrażenia są o niebo lepsze. Gdy czytałem Sapka jako gimbus nie miałem odpowiedniego obycia literackiego, aby docenić to jak bawi się słowem, jak świetne i dynamiczne dialogi pisze, ile robi nawiązań do różnych innych dzieł. Dopiero teraz to widzę i doceniam. Jest to kawał świetnej literatury fantastycznej. Saga nie jest już tak dobra, ale dwa pierwsze tomy (czyli opowiadania) to jest dzieło sztuki. Z całą pewnością nie jest to żadne "Poczytaj mi mamo", bo nie wiem która mama czytałaby małemu dziecku jak Geralt czarodziejki chędoży. Dziwne porównanie. Cytat:
Cytat:
Jak wygląda taka "silna" kobieca postać? Ano przede wszystkim nie jest kobietą. Próbuje naśladować mężczyznę. Ale oczywiście nie takiego przeciętnego mężczyznę... Tylko takiego krzykliwego, obleśnego, rubasznego. Takiego co głośno pierdnie, beknie, a na koniec dorzuci kilka przekleństw, aby w ten sposób obwieścić wszystkim swoją "dominację". I wielka szkoda, że uczyniono to Calanthe. Zamiast pokazać bystrą, przenikliwą damę, która na chłodno kalkuluje rację stanu, pokazano wulgarnego babochłopa. Bez pojęcia o jakiejś podstawowej etykiecie. Najbardziej się chyba załamałem jak przybyła delegacja z Nilfgaardu, na co Calanthe niczym skończona idiotka zaczęła ich obrażać. Wyzywać, żartować z nich. I to nie żartować w sposób inteligentny, dowcipny - tylko jak jakaś gimbusiara. I trwało to dość długo. Tak królowa wita gości na uczcie? Raczej nie tak głowy państw okazują sobie niechęć... Cytat:
Dodajmy, że usunięcie bez znieczulenia... To w ogóle możliwe do przeżycia? Cytat:
Zastanawia mnie jedna rzecz: ludzie, którym się ten serial nie podoba, podają sporo konkretnych zarzutów. Natomiast ludzie, którym się podoba... W ogóle nie piszą co im się właściwie podoba. Za co ten serial lubią? Scenariusz? Kostiumy? Muzyka? Aktorstwo? Uzasadnijcie proszę, bo przez to ciężko dyskutować. Jedyne co pozostaje w takiej sytuacji przyjąć to rzeczywiście tylko to, że książka i gry zdążyły zbudować tak ogromną bazę wielbicieli Geralta, że Netflix po prostu nie dał rady tego zepsuć (mimo usilnych prób). I, że materiał źródłowy autorstwa Sapka nawet po licznych cięciach i deformacjach, nadal potrafi się obronić. Ostatnio edytowane przez Avitto : 12-01-2020 o 21:21. Powód: Ponownie proszę o poniechanie drobnych złośliwości. | ||||||||