Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Postapokalipsa Świat umarł. Pogodzisz się z tym? Położysz się i umrzesz przygnieciony megatonami, które spustoszyły Twój świat, zabiły rodzinę, przyjaciół, a nawet ukochanego psa? Czy weźmiesz spluwę i strzelisz sobie w łeb bo nie dostrzegasz nadziei? A może będziesz walczyć? Wstaniesz i spojrzysz na wschodzące słońce po to, by stwierdzić, że póki życie - póty nadzieja. I będziesz walczył. O przyszłość. O jutro. O nadzieję... Wybór należy do Ciebie.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-12-2019, 22:05   #91
 
Surelion's Avatar
 
Reputacja: 1 Surelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputację
Terres Putain, Noc

- Wasza miłość. Ustalmy jak mam się do was zwracać, bo tytułowanie się nie wchodzi w grę.

- Hmmm... w takim razie możecie mi mówić po imieniu. - spojrzał z lekkim zaskoczeniem na wytaczającego się z cienia niedźwiedziowatego Pollanina.

Podkład: https://www.youtube.com/watch?v=P3jn3lkzAMg

Miasto tętniło faerią barw i kolorów. Dziesiątki jerzyków mieszały się kakofonię przecinaną pokrzykiwaniami i klęciem. Mijali przygodnie spotkane zamtuzy, domy wszelakich uciech, uliczników ze wszelkimi legalnymi i nie towarami dostępnymi na wyciągnięcie ręki. Mieli oni na pewno tez Żar oraz cała chemię świata jaką można było odstać. Ta myśl wprawiła w przedni humor dziedzica.

- Fascynujące... - powiedział cicho dziedzic. Dokładnie wiedział czego chciał, od lat bawił się w małą chemię na potrzeby własne i niewielkiej grupy przyjaciół. Gdyby tego nie robił, ojciec dostałby korony argument by pozbyć się swego pierworodnego. Abdel był przyzwyczajony, że o swe potrzeby dba sam. Zdawał sobie też sprawę jak kluczową sprawą było dobre źródło z jakiego czerpał komponenty.

Im bardziej oddalali się od rezydencji, bogate domu ustępowały brudnym czynszówkom coraz bardziej posępnym i dziwacznym miejscom. Tu już nie było rozkrzyczane dno, dolnych partii miejsce do którego ściągnął go Barthez było miejscem najemników i zabijaków. Takich lokali Abdel nie zwykł odwiedzać w Montpelier zadowalając się miejscami przyjemniejszymi w naturze, przesączonymi zapachem kobiet i kadzideł toteż rozglądał się ciekawie. Miejsc było straszne ale co by nie mówić mając tych dwóch doborowych ochroniarzy czuł się dość swobodnie.

- Witaj w Le Cirque... - oświadczył krótko Barthez. - Kurwa! Ależ mocna! Zabić nas chcesz? Może wolisz wino, lub jakieś inne miejsce? Noc jeszcze wczesna.

Dziedzic obserwował z zachwytem szefa ochrony. Zajadał się właśnie rybami choć przecież jeszcze niedawno pożarł sutą kolację. Miał niespożyty wprost apetyt, choć może i jadło mu nie służyło. Trzymając w rękach cynowy kufel z którego nawet upił z trudem łyk spoglądał z ciekawością na talerz z rybami. Ostatecznie zaryzykował kęs uznając, że są wcale niezłe. Jak na taką dziurę pośrodku niczego oczywiście.

- Nie, nie... trunek jest dobry, choć nieco mocny jak na mnie, przyznaję. - Powiedział w nadziei albowiem wiedział że wszystko co choć trochę zbliżone do spirytusu, ma błogosławione moce odkażające co w takim meijscu mogło się okazać rzeczą wprost bezcenną. Chwycił w dwie ręce kufel i nieco na siłę upił kolejny łyk wbijając wzrok w Bartheza niczym pająk.

- Myślałem... o jakimś miejscu typowym dla Toulonu. O takiej, typowiej tutejszej rozrywce by poznać duch a miasta. Ale wpierw chciałbym odnaleźć kogoś kto handluje czarnym prochem lub podobnymi ingrediencjami. Miałem mieć do dyspozycji materiały wybuchowe ale mi ich nie dostarczono. Jestem w stanie sam wymieszać składniki by usunąć ten niedostatek ale potrzebuję dobrych komponentów. - Powiedział uprzejmie.

Ktoś kto ma taką chemię, ma zapewne tez dojścia i do innej, o wiele bardziej interesującej. Muszę uzupełnić zapasy na czas podróży przez tą cholerną dzicz. Inaczej nie zmrużę oka.

Abdel przykrył swe zmartwienia uprzejmym ciepłym uśmiechem.
 
__________________
"Gdy chcesz opisać prawdę, elegancję pozostaw krawcom. " A. Einstein
Surelion jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-12-2019, 22:06   #92
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Port Lagagne, Tulon

Szpitalnik wyciągnął własną prawicę i uścisnął dłoń Leona.

- Profilaktor pierwszej klasy Didier - przedstawił się krótko - Dziękuję za propozycję, niemniej ogrom obowiązków zmusza mnie do odmowy. Czynię to z przykrością. Na szczęście moi koledzy i koleżanki po fachu w Bastionie to doskonali specjaliści i chętnie współpracują z mieszkańcami Montpellier. Proponuję, by wasza miłość skontaktował się z nimi po powrocie do domu.

Na twarzy medyceusza rysował się przyjazny uśmiech, ale jego oczy sprawiały wrażenie chłodnych. Mężczyzna otaksował spojrzeniem trzymanego pod ramiona nieprzytomnego brodacza, po czym skłonił raz jeszcze głowę w wyrazie pożegnania. Potem odszedł wraz z ciągnącymi zbiega kompanami na most i szybko zniknął Leonowi z oczu w przemieszczającej się nad kanałem ciżbie ludzkich ciał.

Szlachcic milczał dłuższą chwilę, uświadamiając sobie znienacka coś, bo mocno ubodło jego dumę własną. Na palcach jednej ręki mógł policzyć wcześniejsze przypadki takiego potraktowania przez kogoś obcego i żaden nie był aż tak rażąco oczywisty jak ostatni. Błękitnokrwisty z Montpellier, poważany i ceniony arystokrata rodu Sanguine, został bezceremonialnie i otwarcie zignorowany przez kogoś, kto winien był okazać mu przynajmniej udawane zainteresowanie!

Sprzedawcy złomu poukładali na straganach strącone przez brodacza przedmioty, komentując między sobą akcję Szpitalników i zerkając z nadzieją w oczach na wynalazcę. Ten zaś obejrzał się nad ramieniem słysząc znaczące chrząknięcie Lodovica.

- Nie są tacy kryształowi jakby można sądzić, wasza miłość - powiedział przyciszonym głosem najemnik - Mają fundusze, aby leczyć, ale nie robią tego powszechnie. W Saint Chenil ludzie chorzy na płucną grzybicę leżą na ulicach, ale im nikt nie pomaga. To była gładka gadka na użytek gapiów. Dam sobie głowę uciąć, że złapali tamtego po to, by wyciągnąć z niego źródło dostaw, a nie dla leczenia.

- To nie pomniejsza znaczenia ich ostrzeżeń, panie Lodovic - odparł neutralnym tonem Leon Thibaut - Widziałem na własne oczy leperosów w ostatnim stadium choroby, tych duszących się zagrzybioną flegmą. Jeśli czerwonokrzyżowcy uważają, że to Żar roznosi tę chorobę, należy się go bezwzględnie wystrzegać. To wybitni specjaliści w swoim fachu i doskonale zaznajomieni z tematem, więc wiedzą, co mówią.

- Proszę mnie źle nie zrozumieć, wasza miłość - zastrzegł natychmiast ochroniarz - Ja żywię wielki szacunek dla doktorów, ale drażni mnie, że czasami pozują na bezinteresownych zbawców świata. Wiem, że nimi nie są.

- Interesujący punkt widzenia - oznajmił Sanguine spoglądając na Lodovica wzrokiem, w którym mieszało się ze sobą zaciekawienie oraz pewna doza ostrzegawczej przygany - Dziękuję za podzielenie się tak odważną opinią. Odważną i kontrowersyjną. Na niej poprzestańmy, udając się w zamian w jakieś inne interesujące miejsce. Co może mi pan zaproponować, panie Lodovic?


Napiszę niebawem, co tam jeszcze ciekawego znajdzie nasz wynalazca! Co zaś do znaczenia powyższej scenki, chciałbym położyć nacisk na przykre rozczarowanie Leona. W Montpellier Szpitalnicy z Bastionu - sztabu tej frakcji w Królewskim Rubinie - okazują arystokracji zasłużony szacunek. Ten tutaj potraktował Leona jak plebejusza, zbył go demonstrując szokujący brak zainteresowania propozycją spotkania, którą Leon mu przedłożył. Wyglądało to wręcz tak jakby tulońscy Szpitalnicy nie traktowali Sanglierów z respektem przynależnym tak znamienitym Frankom. Oburzające i trudne to zaakceptowania przeżycie!
 
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-12-2019, 22:08   #93
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Port Lagagne, Tulon

Niecodzienne zdarzenie wziął Leon za uśmiech losu, mogący szybko przenieść wynalazcę do ogrodu obfitości. Właściwie przedstawiając się czuł już trzymany w ręce kwiat wiedzy. Kiedy profilaktor bezceremonialnie odmówił spotkania, i co szło za tym pomocy z kwiatu wyrosły ciernie, raniące boleśnie ambicję i nadzieje szlachcica. Zdołał on utrzymać na wodzy gniew i rozczarowanie, choć czuł się tak, jakby czerwonousta kurtyzana odmówiła mu wieczoru mimo pękatej sakiewki, którą w jego mniemaniu była jego błękitna krew.

Zrozumiał, że pozycja szpitalników musiała być w Tulonie bardzo silna. Ze spokojem przyjrzał się zimnym oczom czerwonokrzyzowca, próbując zgadnąć skrywane przez tamtego tajemnice. Czy gdyby z propozycją wystąpił sam dziedzic, szpitalnik postąpiłby tak samo? Ale Abdel nigdy by nie wysunął podobnej propozycji. - próbował zgadywać wynalazca. Zdał sobie sprawę, że lata spędzone poza dworem pozbawiły go wyczucia posiadanego przez dworzan w Monpellier.

Wysłuchał z uwagą opinii Lodovica lekko się uśmiechnąwszy, chętnie przyznałby rację przewodnikowi, ale dość było niefrasobliwych słów. Musiał odpowiedzieć dyplomatycznie, jak od niego oczekiwano, w duchu jednak cieszył się, że ma do czynienia z człowiekiem otwartym, szczerym i odważnym. Uznając, że sytuacja rzucała na szpitalników z Tulonu zupełnie nowe światło, a ich arogancja mogła być ich słabością, postanowił powrócić do swej pracy.

- Co może mi pan zaproponować, panie Lodovic?
To co jeszcze znajdziemy tego wieczoru?

Jak wyglądają nasze pancerze na drogę? Rozumiem, że nie są to skóry nabijane ćwiekami, ale znacznie lepsza technologia.

 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-12-2019, 22:11   #94
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Port Lagagne, Tulon

Lodovic nieco pomarkotniał uświadomiwszy sobie, że kunsztownie wykonane nakręcane zegary z kukułką jednak nie powaliły Leona Thibauta na kolana. Wraz z przewodnikiem pomarkotnieli również zegarmistrzowie, którzy tłocznie oblegali możnego klienta oferując mu coraz to wymyślniejsze dzieła swych rąk.

- To jest coś wręcz przepięknego, zacni panowie - oznajmił wynalazca chcąc zatrzeć nieco złe wrażenie wywołane odmową kupna czegokolwiek, co miało niewielkie metalowe trybiki i co godzinę waliło młotkiem w blaszany gong - Precyzja wykonania budzi moje najwyższe uznanie. Gdybym nie wybierał się poza granice cywilizacji, od razu bym złożyłbym zamówienia na co najmniej trzy, cztery sztuki, dziś jednak muszę z przykrością odmówić, do mej następnej wizyty w tym cudownym mieście.

Ująwszy Lodovica pod ramię Sanguine przysunął usta do ucha przewodnika.

- Bardzo jestem wdzięczny za wizytę w tym fascynującym przybytku, niemniej jednak najbardziej zależy mi na komponentach elektrycznych. Znajdziemy coś takiego w pobliżu?

- W Port Lagagne raczej nie, wasza miłość. Na pewno w Ferrallies, ale już wspominałem, że tam po zmroku jest dość niebezpiecznie. Nawet z naszą eskortą zniechęcałbym waszą miłość do wizyty tam o tej porze.

- Jeśli przewodnik tak twierdzi, nalegam na zmianę planów, wasza miłość - dodał stanowczym tonem sierżant Bonnet - Bezpieczeństwo przede wszystkim.


Leon i Angeline mają szyte na miarę skórzane kurtki i spodnie z naszytymi we wrażliwych miejscach metalowymi płytkami. Elegancja przede wszystkim, bo to ostatnia linia obrony. Generalnie brać na siebie ciosy i krwawić mają członkowie świty, nie nasza drużynowa szlachta.
 
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-12-2019, 22:12   #95
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Terres Putain, Noc

- Oczywiście Abdel. Kończmy i spadajmy - kiwnął na Polanina. Olbrzym kiwnął głową po czym wlał resztę alkoholu do swojego kubka i posłusznie skończył.

- Przecież nie zostawie na zmarnowanie... - kiwnął rozbrajająco ramionami, gestem zupełnie nie pasujacym do człeka tej postury i aparycji. Barthez szepnął coś Yuranowi i cała trójka opuściła Le Cirque. Abdel stwierdził w myślach, że po takiej ilości piekielnie mocnego trunku jaką właśnie wypił olbrzym, pewnie straciłby przytomność od upojenia alkoholwoego, ale Yuran zdawał się być wciąż absolutnie trzeźwy. Znów zapuścili się w gąszcz węższych uliczek tnących kwartały fabryczek, magazynów czy zwykłych domostw. Po kilku minutach dotarli do znajdujacej się przy samym nabrzeżu rudery. Barthez wszedł w wąski, ciemny zaułek oddzielający zapuszczoną kwaterę od następnego budynku. Za nim postąpili Abdel i Yuran. Miejsce o dziwo nie cuchnęło zbytnio fekaliami, ani nie było zbytnio zaśmiecone, choć tego można byłoby się spodziewać po tym ustronnym miejscu. Helweta wyszedł na tył zaniedbanego budynku i podszedł do pokrytych rdzą wrót w umieszczonych nisko przy fundamencie rudery. Bez wahania je otworzył zszedł po stromych schodkach w dół.

Cała trójka znalazła się w wilgotnej piwnicy. Nie było tam ani foteli, ani krzeseł, jedynie kilka starych, rozklekotanych ławek. Brudne, grube zasłony pokrywały wszystkie mury. Gdzieś z oddali dochodziły odgłosy dziwnego, przytłumionego kaszlu i świszczącego oddechu. Zza jednej z zasłon wyszedł mały, może siedmioletni chłopiec. Odziany był w dość przyzwoicie, ale był bardzo blady i miał podkrążone oczy. Podszedł do przybyszów trzymając mały worek z koziej skóry i spytał:

- Unity?

Chciał podać rękę Abdelowi, jakby znał odpowiedź, ale Barthez spokojnie podał malcowi małą sakiewkę i powiedział:

- Wołaj Dzięcioła.

Chłopak zniknął równie szybko jak się pojawił a Helweta cicho wyjaśnił dziedzicowi:

- Nie wiem, czy dostaniesz tu czarny proch, ale z pewnością każdy inny jakiego sobie zażyczysz. Muszę tylko ostrzec, że jeśli chcesz brać ze sobą w podróż Płon, a Helweci go znajdą nie przepuszczą karawany choćby za całe złoto Montpelier. Acha, nie wiem kim jest Dzięcioł. Wołanie go w tym miejscu, to usługa dalece ponad standardowa. Przywoływałem go kilka razy, ale za każdym razem widziałem tu inną osobę. Ostrzegam tylko, że choćby wydzedł z nami gadać zawszony leperos, to traktuj go z szacunkiem i nie zadawaj głupich pytań. Innaczej nie wyjdziemy stąd żywi. - przestrzegł śmiertelnie poważnym głosem.

Z zewnątrz wszedł jeszcze jeden przybysz. Wytatuowany marynarz o długiej brodzie i rękach pociętych bliznami. Abdel dostrzegł, że Barthez bardzo dyskretnie zlustrował go wzrokiem kierując dłoń ku kaburze, a Yuran bardzo naturalnie zmienił pozycję, zasłaniając Abdela. Obcy jednak nie był zupełnie zainteresowany trójką oczekujących. Po chwili ten sam chłopak znów wyłonił się znikąd, podszedł do nowego gościa i zadał to samo pytanie co wczesniej. Mężczyzna kiwnął tylko bez słowa podał mu dłoń i obaj zniknęli za kotarą.

Od strony drzwi dosłyszeli zgrzyt metalu, jakby ktoś zasuwał żelazną zasuwę i zza innej kotary wyszła ruda i piegowata, wyzywająco ubrana dziewczyna. Trudno było ocenić jej wiek, ale z pewnością daleko było jej do dorosłości. Miała na sobie opięty skórzany, przyozdobiony ptasimi piórami kombinezon, więcej w gruncie rzeczy odsłaniający niż zasłaniający. Lolita kokieteryjnie uśmiechneła się do Abdela i zakręciła biodrami. Potem jednak uśmiech zniknął z twarzy dziewczyny. Stanęła wyprostowana eskponując mały biust, Jej twarz przybrała surowe oblicze. Wyprostowała prawą rękę i wskazała palcem Abdela wiedząc, że to on przyszedł tu po prochy:

- Czego chcesz? Bionu z Polanii, Glorii z Purgare... Czy może Diskordii? A może jeszcze czegoś innego? Mów szybko!
 
8art jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-12-2019, 22:14   #96
 
Surelion's Avatar
 
Reputacja: 1 Surelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputację
Terres Putain, Noc

Abdel nie był pewien czemu Batrhez zachował się tak dziwnie w sytuacji z niedopitym kubkiem. I ta wiskozja nie dawała dziedzicowi spokoju, dając do myślenia przez całą dalszą drogę, jaką wspólnie pokonywali pokrętnymi uliczkami mrocznej części miasta. Wprawdzie uprzejmy uśmiech nie opuszczał jego twarzy ale obraz Helwety zmieniał się w jednej chwili. Nie dawało mu spokoju pytanie, czemu tak naprawdę szef ochrony nieco na siłę pozwolił dopić tamtemu kufel. Wiadomo, że alkohol nie pomagał w profesjonalnym wykonywaniu zadań. Dlaczego zatem to zrobił? Może nadto folgował swym ludziom, nawet kiedy mieli ważne zadania do wykonanie. A może był skąpym draniem, który lubił grosiwo i nienawidził jeśli miało się zmarnować. Była też trzecia opcja, po prostu uległ chwili zapominając o tym co winien profesjonalista w tym momencie zrobić. Żadna z tych trzech opcji nie przypadła dziedzicowi jakoś szczególnie do gustu, ale widząc iż docierają już na miejsce postanowił nie zastanawiać się dalej i pozwolił biec rzeczom dalej aby z czasem same wyjawiły prawdę o prawdziwej naturze Bartheza. Postanowił jednak być w tej kwestii czujny, by mógł zaplanować wcześniej odpowiednią strategię, w taki sposób by słaby punkt Bartheza nie przeszkodził mu w realizacji celów misji.

Ciemne korytarze wąskich i brudnych uliczek skąpane w słabym blasku księżyca w końcu doprowadziły ich do miejsca w którym Abdel mógł dostać towar jaki sobie umyślił.

Wprawdzie tego typu młódki nie były w jego typie ale siłą rzeczy kręcąc zawadiacko bioderkiem, skromnie odziana w pierze lolita przyciągnęła wzrok Abdela. Choć trudno było powiedzieć właściwie dlaczego. Czy to prze ten zbyt mocny makijaż, słabo zarysowane jeszcze nie do końca kobiece biodra, prześwitujący strój? Abdela nie pociągały w jakiś szczególny sposób pedofilskie zabawy, miał swoje własne bardziej wyszukane. Bardziej wpadały w oko jego kompanowi z Towarzystwa, w jakim zwykle przemieszczali się po Montpelier w poszukiwaniu ubawu. O tak, tamten lubił takie wczesne i jeszcze trochę kwaśne jabłuszka, najlepiej z białą pestką w środku...

Mimo to prowokacyjne ruchy dziewczyny tym razem nie pozostały bez oddźwięku.

Głupie dziewczę. Nie wie, że jest tylko własnością którą bez trudu mogę kupić za psi pieniądz. Tak zawadiacko i zachęcająco się uśmiecha, czy ta idiotka nie wie że mogę za grosze zabrać ją za przyzwoleniem jej pana by pokrył ją, dla zabawy, ten dwumetrowy Polanin? Ciekawe jak by kwiliła z bólu gdyby ten wielki dzikus brał ją na wszystkie prymitywne sposoby jakie zna. Oczywiście, poddał bym mu kilka nowych ciekawych propozycji.

Abdel uśmiechnął się do dziewczynki uprzejmie ale w jego oczach musiało być coś przerażającego, bo w jakiś sposób lolita to wychwyciła.

Ciesz się, żem przybył tu w konkretnym celu dziewko.

- Saletra, siarka, węgiel drzewny i coś na uspokojenie. Może być Czar Czerwonej Królowej?* , pył Faye* lub coś w tym stylu... - powiedział uprzejmym aksamitnym głosem patrząc głęboko w oczy lolity.

Podkład muzyczny:
https://www.youtube.com/watch?v=XTb8Pp3adt0


* Improwizuję. Chodzi o tzw. tabletki gwałtu oraz prochy które mogą być dolewane lub dosypywane do pokarmów i napojów powodując odurzenie. Wynalazca Leon dostanie zaraz zadanie zrobienie takiego specjalnego pierścienia, o przesuwnym oczku który...

 
__________________
"Gdy chcesz opisać prawdę, elegancję pozostaw krawcom. " A. Einstein
Surelion jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-12-2019, 22:22   #97
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Rezydencja rodu w Terres Putain, Tulon

Leon Thibaut powrócił do rezydencji w stanie ogromnego poruszenia. Wieczór obfitował w liczne atrakcje i szlachcic podejrzewał, że nieprędko uda mu się zmrużyć oko, z drugiej zaś strony niczego nie pragnął bardziej od nadejścia kolejnego poranka.

Lodovic obiecał, że zaraz po śniadaniu zabierze swego pryncypała do położonego po drugiej stronie zatoki Ferrallies, gdzie biło industrialne serce Tulonu i gdzie wielkie rzesze umięśnionych półnagich mechaników uwijały się w fabrykach produkując, naprawiając bądź złomując przeróżne cudowne wynalazki obecnych i minionych czasów.

Minionych czasów. Leon Thibaut coraz bardziej żałował, że terminarz wyprawy nie pozwalał Sanguine na dłuższy pobyt w mieście Hamzy. Wracając do rezydencji miał sposobność natknąć się na grupę miejscowych harapów, noszących oprócz rytualnych masek również charakterystyczne i rzadko spotykane hełmy ze stopu metalu, którego współcześni metalurdzy nie potrafili skopiować. Leon wiedział, że tworzywo owe zwało się mylarem i że było w powszechnym użytku przed katastrofą Eshatonu, zwłaszcza na obszarach mitycznego i uważanego przez niektórych historyków za bzdurny wymysł państwa o nazwie Oenzet.

Hełmy, przywożone przez harapów z ruin baz wojskowych Dawnych Ludzi w Północnej Afryce, budziły u Leona przyśpieszone bicie serca świadomością swych parametrów ochronnych, a także ceną na czarnym rynku, ale wynalazca nie koncentrował swej uwagi wyłącznie na nich. Przez Tulon przepływały strumienie towarów z każdego zakątka Europy, od Brestu po zamieszkane przez lud Bordenoir Pireneje, przez Alpy po położone za nimi ziemie Borki, a nawet z tajemniczego, pełnego groźnych historii Pollenu.

W rezydencji wszyscy już spali - a przynajmniej tak twierdził pilnujący wejścia sierżant Blanchard. Leon Thibaut zastanawiał się przez, czy nie obudzić któregoś z lokajów nakazując mu pomoc w zdjęciu odzienia i wieczornych ablucjach, koniec końców uznał jednak, że lepiej będzie to zrobić samodzielnie. Szef ochrony ekspedycji wyglądał na surowego człowieka i pewnie nie przejawiłby aprobaty dla typowo szlacheckich zwyczajów.

Pół godziny później był już w oddanym do jego dyspozycji pokoju, przebrany w sprezentowaną przez żonę piżamę i gotowy wyciągnąć się w miękkim łożu.


* * *


Dziupla apokaliptyków w Terres Putain

Piegowate dziewczę przybrało minę osoby kompletnie zbitej z tropu. Abdel uśmiechnął się kącikami ust widząc tę oczywistą konsternację, choć z drugiej strony poczuł też narastające rozczarowanie.

- Saletra, siarka, węgiel drzewny - powtórzyła dziewczynka - To nie należy do naszego asortymentu, musiałeś pomylić adresy. Jeśli jednak idzie o środki zapewniające uspokojenie, coś dla ciebie znajdziemy. Poczekajcie tutaj chwilę.

Dziewczynka czmychnęła za brudną poszarpaną kotarę. Abdel obrzucił długim spojrzeniem swego towarzysza, niewiele bądź mnóstwo mówiącym. Nathan wzruszył w odpowiedzi ramionami, przybrał beznamiętną minę.

W pozornie opustoszałej piwnicy przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Potem zza zupełnie innej płachty materiału wychynęła stara pomarszczona kobieta w łachmanach, trzymająca w rękach nieruchome dziecko. Nie zwracając na obcych najmniejszej uwagi, żebraczka wspięła się po schodach na powierzchnię ziemi.

Piegowata dziewczynka nie powróciła, zamiast niej z ciemności podziemi wychynął niemłody mężczyzna o twarzy pokrytej symetrycznymi tatuażami. Przez kilka minut przyglądał się w milczeniu dziedzicowi, ten zaś odwzajemnił owe spojrzenie.

- Mam coś, co powinno zaspokoić twoją potrzebę - przerwał w końcu milczenie człowiek sięgając za połę luźnego płaszcza. Widząc ów gest Barthez i Yuran równocześnie położyli dłonie na kaburach, ale na handlarzu nie zrobiło to najmniejszego wrażenia.

Mężczyzna zaprezentował Abdelowi niewielki woreczek z koźlęcej skóry.

- Dwadzieścia działek kordolaminy, najlepszej jakości - oznajmił - Cena to dwieście dinarów i ani jednego mniej, nie podlega negocjacji. Środek działa natychmiast i jest bardzo silny, więc nie przedawkuj, bo już nie wrócisz po więcej. Uspokaja po największym wstrząsie.

Abdel strzelił znacząco palcami, a wytatuowany mężczyzna w mig pojął, co ów gest oznaczał. Poluzowawszy rzemyk woreczka, handlarz ukazał oczom swego klienta kilkanaście dużych niebieskawych tabletek.

Dziedzic sięgnął dla odmiany po własną sakiewkę, wyjął z niej z wystudiowaną powolnością cztery pięćdziesięciodinarowe monety z czystego kruszcu. Najwyższy nominał wśród klasycznych monet, droższe środki płatnicze przechodziły od tego momentu w różnej wielkości sztabki. Mężczyzna w tatuażach zerknął łakomym wzrokiem na resztę mocno ubitych w trzosie pieniążków, potem przeniósł spojrzenie na kaburę Bartheza i szerokie bary Yurana. W jego wzroku ponownie zagościła fałszywa uprzejmość.

- Robienie z tobą interesów to czysta przyjemność, przyjacielu - oznajmił wymieniając zapłatę za woreczek z tabletkami - Powinieneś koniecznie spróbować czegoś mocniejszego. Sprzedajemy najlepszy proszek w mieście, idealnie wyczyszczony. Nawet Szpitalnicy kupują go od nas na lewo.

Abdel uniósł znacząco brwi, chociaż powstrzymał się od ironicznego komentarza. Siedziba rodu Sanguine niemal sąsiadowała z Bastionem czerwonokrzyżowców w Montpellier - zresztą nawet gdyby znajdowała się po drugiej stronie miasta, dziedzic wiedziałby wystarczająco wiele, by nie dać się skusić na oferowaną przez mężczyznę używkę.

To musiał być płon, zapewniający niezwykłe doznania i zabijający w okrutny sposób narkotyk, którym handlowano na wszystkich czarnych rynkach Europy.

- Jak powinienem dawkować tę kordolaminę? - spytał w zamian.

- Jedna tabletka na osobę twojej wagi uspokoi ją na co najmniej osiem godzin - odparł handlarz - Dwie na całą dobę. Trzy mogą wywołać trwałą śpiączkę.

Sanguine nic więcej nie powiedział, co sprzedawca bezbłędnie zrozumiał. Schowawszy do kieszeni dwieście dinarów w złocie, cofnął się o krok kończąc transakcję. Abdel wycofał się ostrożnie w górę schodów, czujnie strzeżony przez obu ochroniarzy.

Na zewnątrz powitało go rześkie nocne powietrze, przesycone zapachem morza, chemikaliów i gnijących portowych odpadków.

- Myślę, że wystarczy nam na dzisiaj wrażeń - powiedział do Bartheza chowając woreczek z tabletkami do kieszeni - Wracajmy do rezydencji.


Post napisany w uzgodnieniu z Surielem. Myślę, że jeszcze wrócimy do Tulonu po właściwej misji, więc trafią się dodatkowe okazje do eksploracji tego pięknego miasta!
 
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11-12-2019, 13:08   #98
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Rezydencja rodu w Terres Putain, Tulon

Kiedy wschodzące za poranną mgłą słońce, nieporadnie rozrywało mrok nocy, Leon Thibaut wspomagając jego blask lampą, kończył właśnie golić twarz. Rozważał przez chwilę usunięcie zarostu na głowie, ale uznał, że ani nie ma na to ochoty, ani czasu.

Wyjrzał przez okno, jakby jego nieme wołanie o świt mogło przyspieszyć zmagania dnia z nocą. Nad dachami unosiły się wołania tych, którzy dzień zaczynali, mieszając się z głosami tych, którzy go kończyli. Zastanawiał się czy kuzyn wyssał do cna pokusy nocnego Tulonu. Sam miał taką ochotę, a teraz czuł jakby coś mu umknęło. Obce i nowe miejsca nieodmiennie budziły w nim dziecko, pragnące wszystkiego co było w zasięgu. Tymczasem czuł niedosyt, który zdawał się fizycznym bólem. Uciekły mu tajemne targowiska pełne nasyconych dawną magia przedmiotów, drzwi do skarbca szpitalników zostały zamknięte, a egzotyczno-erotyczna muzyka i pląsy czerwonoustych dam ominięte w roztargnieniu.

Nawet kiedy się położył, sen nie chciał nadejść. Krótkie drzemki barwione migawkami snów.
Czerwonokrzyżowiec zdejmując kombinezon okazywał się Abdelem, stawiającym przed Leonem sto takich samych kieliszków i wino. Kuszące ulicznice, a każda mająca twarz Angelline Lei, zapraszające do wnętrza kamienic pokrytych czerwonymi dachówkami, te zamieniały się w zmysłowe usta mówiące "choć". Wybudził go wielki stojący zegar bijący północ, na którego wahadle huśtała się Loretta, grając balladę, w której brzmiało coś ostrzegawczego. Wtedy obudził się na prawdę i pospiesznie umył w zimnej wodzie. Patrząc przez okno na szare dachy wzdrygnął się na wczorajsze lubieżności, rozumiejąc, że były tylko iluzja utkaną z cieni.

Oderwał się od okna i pośpiesznie skierował do kuchni. W korytarzach mijał zdziwioną służbę. Wślizgnął się cichaczem do kuchni wiedząc, że zje tu szybko i dobrze. Zapach pieczywa utwierdził go w przypuszczeniach. Znalazł ser i oliwki i usiadł przy wielkim stole, na którym wkrótce miał być przyrządzony posiłek dla szlachty. Od spokojnego spożywania oderwał go stukot lądujących na podłodze garnków, które na jego widok upuściła kucharka.

- Cóż Pan czynisz to śniadanie dla Państwa, o przepraszam, nie poznałam Pana. - usprawiedliwiała się korpulentna kobieta.
- Nie szkodzi - wynalazca uśmiechnął się - proszę podać więcej sera, szynkę i chleb, za chwilę będą tu panowie Lodovic i Bonnet. Może jeszcze smażone jajka.
Ten pierwszy zjawił się jak duch i zamiast orzeźwiających ziół nalał sobie kapkę wina. Jedli w milczeniu, kiedy zjawił się Sang. Świeże, sycące i pyszne jedzenie na tyle poprawiło im humory, że pozwolili sobie na toast za pomyślne łowy.

Wychodząc wynalazca zwrócił się do Bonneta.
- Proszę zawiadomić lokaja żeby usprawiedliwił moją nieobecność na śniadaniu.

Kiedy oczekiwali na Sanga, szlachcic zwrócił się do Lodovica.
- Proszę mi powiedzieć, jest pan miejscowy. W jakim stopniu szpitalnicy kontrolują tutejszy rynek? Czy wywierają wpływ na nobilów, lub pospólstwo?
Słońce zdążyło już opanować horyzont, kiedy Leon wysłuchał odpowiedzi przewodnika, a Sang dołączył, odpowiednio wyposażeni w finanse i wory na łupy, ruszyli w trzech eksplorować miasto za dnia.
Panowie zostali poinstruowani, by nie tytułować Leona Sanguine Panem, w jego mniemaniu może to obniżyć ceny towarów, a na pewno zapobiec ich zawyżaniu.
 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12-12-2019, 20:10   #99
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Terres Putain, Tulon

Dzielnica uciech i grzechu pogrążona była o tak wczesnej porze w całkowitym otępieniu. Tu i ówdzie ostatni bywalcy knajp i burdeli wlekli się chwiejnym krokiem do miejscu odpoczynku. O poranku w Terres Putain po ulicach kręcili się najczęściej drobni złodzieje, czyhający na okazję do pozbawienia mienia śpiących w zaułkach pijaków albo sztywniejące ofiary nocnych porachunków między lokalnymi gangami. Od czasu do czasu idący przez dystrykt mężczyźni natrafiali też na umundurowanych w miarę jednolicie żołnierzy tulońskiego garnizonu, ci jednak nie zwracali na porządnie ubranych przechodniów większej uwagi.

Zapewne również dlatego, że Lodovic i Bonnet ponownie schowali pistolety pod kurtki, a Leon nie zabrał ze sobą żadnej broni.

Czwartek zapowiadał się słonecznie i bezwietrznie. Zalegająca przez krótki czas nad portem mgła szybko znikła ogrzana ciepłymi promieniami. Zadowolony z takiego stanu rzeczy szlachcic maszerował dziarskim krokiem ku nabrzeżu Terres Putain.

- Czerwonokrzyżowcy nie mają w mieście zbyt wiele do powiedzenia, wasza miłość - Lodovic kontynuował swe objaśnienia, zaskakując Leona Thibauta rozległą wiedzą na temat tulońskich realiów - Hamza ich szanuje w granicach rozsądku. Tak przynajmniej mówią na mieście. W jego pałacu podejmują Szpitalników, ale żaden tam nie mieszka. Mogą robić swoje, byle mu nie podpadli.

- Nie obawia się, że przestaną mu leczyć poddanych? - zapytał być może nieco naiwnie Leon Thibaut, nawykły do ogromnych wpływów Szpitalników w Montpellier.

- Wasza miłość, Hamza jest tak bogaty, że ma głęboko w dupie tych ze Szpitala, za przeproszeniem - roześmiał się dźwięcznie Lodovic - Otacza się zaufanymi medykami z Afryki, czarnymi jak on sam. Ludzie powiadają, że tamci mają niezwykłe moce, wręcz magiczne. Ja w magię nie wierzę, ale kto wie, ile w tych gadkach jest prawdy. Czerwonokrzyżowcy mogą się cieszyć, że Hamza pozwala im leczyć miejscowych.

Leon wspiął się nieco na palce próbując dostrzec w przerwach między piętrowymi kamienicach przynajmniej zarys wzniesionego na wzgórzu Cour Argent pałacu możnowładcy.

- Jak się dostaniemy do Ferrallies? - spytał po chwili, przenosząc spojrzenie na przewodnika.

- Znajdziemy łódź, wasza miłość - odparł Lodovic - W porcie pracuje mnóstwo przewoźników, wożą ludzi poprzez całą zatokę, gdzie kto zechce. Popłyniemy prosto pod hutę.

- Huta mnie za bardzo nie interesuje - zastrzegł od razu wynalazca - Pasjonuje mnie energia elektryczna, znaczy się prąd.

- Wiem, co to prąd, wasza miłość - w głosie Lodovica pojawiła się nutka urażonej dumy - Urodziłem się w Tulonie. Większość dzielnic ma przyłącza do transformatorów. Nie musiałem dorastać przy świeczce.

Leon Thibaut skinął z aprobatą głową, po czym przystanął na kamiennym nabrzeżu sycąc swe oczy imponującą panoramą portowej metropolii. Tysiące wznoszących się na brzegach zatoki budynków, po części wcinających się w leniwą toń portowych basenów, zwracało uwagę różnymi barwami fasad i dachówek. Oczarowane spojrzenie Sanguine pobiegło ku murom widocznej na północy twierdzy Hamzy, potem omiotło mrowie statków i stateczków wszelkiej maści pieniących śrubami wody zatoki.

Po jej przeciwnej stronie, na wschodnim krańcu, ponad dachy ciasnej miejskiej zabudowy w pogodne niebo biły kłęby dymu z kominów hutniczego kompleksu oraz przylegających do niego zakładów i rafinerii.

- To Ferrallies, wasza miłość - potwierdził Lodovic - Zejdę na dół i poszukam przewoźnika z szybką łodzią.

Sierżant Bonnet odprowadził najemnika podejrzliwym wzrokiem, wciąż nie potrafiąc zdobyć się na przynajmniej odrobinę zaufania w stosunku do człowieka nie przynależącego do Sangów.

- Wasza miłość zamierza spędzić tam cały dzień? - spytał pozornie beznamiętnym tonem.

- Do pory obiadowej, jak mniemam - wzruszył w odpowiedzi ramionami Leon Thibaut - Nie wiem, kiedy mój drogi kuzyn zechce wyruszyć z miasta. Lepiej nie wystawiać na próbę jego cierpliwości.

Sierżant skinął z aprobatą głową, a potem wskazał dyskretnym ruchem dłoni na machającego ręką Lodovica. Niski Frank stał na pirsie przystani, przy przycumowanej do niego niewielkiej motorowej łodzi.

Chociaż łódź sprawiała wrażenie mocno podniszczonej, przemknęła przez wody zatoki niczym strzała skacząca zwinnie na niewielkich falach. Leon Thibaut na co dzień nie ulegał płochym emocjom, ale smagany bryzą i kroplami pryskającej spod dzioba wody, pokrzykiwał z uciechą niczym rozpieszczany przez rodziców brzdąc. Lodovic szczerzył się jak szalony czerpiąc z przejażdżki podobną przyjemność i tylko sierżant Bonnet przeklinał bezgłośnie pod nosem trzymając się kurczowo barierki na rufie motorówki.

- Mój zacny człowieku, jakże to świetna była zabawa! - oznajmił wynalazca, kiedy już wygramolił się na nabrzeże Ferrallies opodal rzygającej kłębami dymu huty - Lodovic, zapłać temu przewoźnikowi z nawiązką, aby tu czekał na nasz powrót.

Rozliczywszy się z właścicielem łodzi, mężczyźni rzucili raz jeszcze okiem na barwne Terres Putain, które znalazło się nagle po przeciwnej stronie zatoki, a potem zapuścili się pomiędzy hałaśliwe, pełne pozornego chaosu i zgiełki uliczki industrialnego dystryktu.

Leon Thibaut poczuł od razu, że znalazł się w zupełnie innym świecie. W Ferrallies na ulicach nie było skąpo odzianych kobiet, handlarzy przekąskami czy naganiaczy do nocnych klubów. Tutaj ulicami przelewali się śmiertelnie poważni ludzie w roboczych kombinezonach, obwieszeni pasami z narzędziami, taszczący jakieś skrzynie, rury, ramy z metalu. Zewsząd dobiegał huk maszynerii, warkot spalinowych silników, zgrzyt pił tarczowych, łoskot zgniatarek i pneumatycznych młotów.

- Hamza stworzył sobie imponujące zaplecze - rzucił do Lodovica przystając przy jednej z częściowo odsłoniętych hal i obserwując z dziecięcą ekscytacją wielki hydrauliczne prasy produkujące równe płaty okrętowej stali - Naprawdę podziwu godne.

- Proponowałbym waszej miłości nie wyrażać tu zbyt głośno zachwytu nad Hamzą - odparł znaczącym tonem Frank, rozglądając się jednocześnie wokół siebie - Ludzie w Ferrallies nie przepadają za czarnoskórymi dobrodziejami, nie przepadają. Podobno mieszka tu dziesięć tysięcy dusz, ale czarnych jest może tysiąc i prawie żaden z nich rąk tu sobie nie brudzi.

- Tutejsi złomiarze nie lubią Neolibijczyków? - zdziwił się nieco Sanguine - Dlaczego?

- Hamza sprowadził sobie z Afryki własnych poszukiwaczy złomu, ich wysyła na bagna po łupy - wyjaśnił Lodovic - Biali mocno na tym ucierpieli. Nie dla nich profity z szabrowania, im została ciężka robota za grosze w Tulonie. Jak tu który nogi złamie albo kręgosłup, zdycha z głodu w rynsztoku, nikt się nim nie zajmie. Żelazni Bracia podpisali takie kontrakty z Hamzą i jego dworem, że płacą za każde niedociągnięcie, za każde opóźnienie w terminie. A jak kogoś nie stać na kary, harapowie włażą do Ferrallies i wybierają takich, którzy się potem smażą pod czarnym pejczem na plantacjach pod Trypolisem. Kiedyś było inaczej, kiedy jeszcze byli tu Kronikarze. Biali mieli nadzieję, że tamci im pomogą stanąć na nogi i się wzbogacić, ale Borkanie wynieśli się stąd lata temu, osiedli w Aquitaine.

Leon Thibaut pokiwał ze zrozumieniem głową, przesunął wzrokiem po posępnych zawziętych twarzach robotników, po ich naznaczonych odciskami dłoniach i przygarbionych od dźwigania zbyt dużych ciężarów plecach. Takie właśnie były prawidła obecnego porządku świata - kto nie urodził się dość szlachetnie, musiał przyjąć do wiadomości obowiązki wynikające z niskiego stanu społecznego.

- Jeśli wasza miłość nie ma nic przeciwko, chodźmy pod Moduł - zaproponował przewodnik - To największy generator prądu na południowym wybrzeżu, a przynajmniej tak słyszałem. Jeśli ktoś się wyznaje doskonale na prądzie, to właśni ci ludzie, którzy tam pracują. Może będą mieli coś do odsprzedania na boku.



Witamy w Ferrallies!

 
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12-12-2019, 21:52   #100
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Ferrallies, Tulon

Mroczne pokusy i niepokoje wczorajszego dnia odeszły jak poranna mgła, gdy euforycznie uniesieni Frankowie wysiedli z motorówki, w każdym razie na pewno Leon Thibaut był tak nastawiony. Oczarowany nowym obliczem Tulonu, przestał zwracać uwagę na swego ochraniarza i przewodnika, zasypując tylko tego drugiego pytaniami, jakby znów miał naście lat.

Wielkie maszyny w służbie człowieka jawiły mu się krainą ze snu, ziemią obiecaną. Przy każdym ruchu żelaznych tłoków, ramion, stalowych zębatych kół, tarcz tnących metalowe płyty, przed oczami wynalazcy jawiły się wzory, wykresy krzywych, widział ulatujące przy gięciu stali liczby oznaczone symbolami sił, wektorami. Uznał, że można by ulepszyć niektóre procesy, zwiększając szybkość obrotu tarcz, racjonalizując użytą siłę, odzyskiwać utracone ciepło.

Słowa Lodovica opowiadające o sposobie i podziale pracy, tylko jeszcze bardziej nakręcały koło zamachowe wyobraźni wynalazcy.
Marzyła mu się już własna fabryka, w której panowałby wzorowy porządek, pracownicy byliby zadowoleni i zaangażowani w pracę, wydajność bliska perpetuum mobile. Wszystko ukraszone Symfonią Tysiąca, zharmonizowaną z pracą ludzi i maszyn. I gromadząca się energia. Wszyscy pracowaliby po społu Frankowie, Afrykanie, Borkanie, może nawet wynaturzeni.
Nie, to chyba niemożliwe - pomyślał.

Bajkę przerwał jednak zły wilk w postaci dwóch zamaskowanych harapów glebujących bezpardonowo jakiegoś majstra. Dumni i bezwzględni wojownicy, zwracali buńczucznie oblicza masek na zalęknionych pracowników, tylko szukając powodu do zaczepki. Niewykluczone, że tylko oczy Leona nie były wtedy pokornie wbite w ziemię i możliwe, że Lodovic uratował wtedy młodego szlachcica przed przykrym upokorzeniem, pociągając go za sobą.

- Jeśli wasza miłość nie ma nic przeciwko, chodźmy pod Moduł - zaproponował przewodnik - To największy generator prądu na południowym wybrzeżu, a przynajmniej tak słyszałem. Jeśli ktoś się wyznaje doskonale na prądzie, to właśni ci ludzie, którzy tam pracują. Może będą mieli coś do odsprzedania na boku. - dodał znacznie ciszej, gdy znaleźli się już w bezpiecznej odległości.

- Znakomity pomysł, ma pan unikatowe wyczucie chwili panie Lodovic - przyznał Leon. - Więc ci wszyscy ludzie pracują dla Hamzy? To jego zakłady, czy czerpie tylko z tego zyski? Do kogo należą maszyny?
 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172