Dział Postapokalipsa | Oddział FBI w NC, 7 listopada 2021, godz. 17:35
Przeszkolne podwójne drzwi głównego wejścia rozsunęły się bezszelestnie wpuszczając gościa do przestronnego holu w środkowej części federalnego gmachu. Izolacja dźwiękowa budynku okazała się wyjątkowo skuteczna, co znużony już monotonnym hałasem ulicznego życia Leopold przywitał z ogromną ulgą. Kiedy drzwi zasunęły się ponownie, do uszu detektywa docierał już tylko pomruk układu klimatyzacji oraz ciche głosy federalnych urzędników.
Umundurowani strażnicy pilnujący wejścia wiedzieli o ukrytej broni przybysza, nim ten jeszcze przekroczył próg, kilkakrotnie prześwietlony za pomocą całej gamy detektorów wmontowanych w wejście i fronton gmachu. Policjant wyciągnął swoją odznakę na widok zbliżających się żwawym krokiem wartowników.
- Detektyw Voronin z Komendy Głównej NCPD - przedstawił się Pumba - Mam umówione spotkanie z agentem specjalnym Sorensonem z FBI.
- Dzień dobry - skłonił nieznacznie głowę jeden ze strażników lustrując gościa cybernetycznymi oczami o czerwonych tęczówkach skrywających bez wątpienia układ wspomagania inteligentnej broni - Poproszę o zdanie osobistego uzbrojenia.
Sięgając do swej kabury Leopold odnotował w myślach, że wartownik nie poprosił o wyłączenie cybernetyki obronnej. Nie świadczyło to bynajmniej o braku kompetencji ochroniarza, tylko o wysokiej jakości detektorów strzegących wejścia do konsulatu. Strażnicy musieli wiedzieć już przed rozpoczęciem rozmowy, jakie wszczepy nosił w sobie policjant i mieli świadomość tego, że są one dla rezydentów konsulatu zupełnie nieszkodliwe.
Odebrawszy pistolet Pumby ochroniarz wskazał dłonią niewielką kafeterię na parterze gmachu, sąsiadującą z holem poprzez przeszkloną ścianę.
- Agent Sorenson uprzedził nas o pana wizycie - oznajmił mężczyzna nie przestając świdrować Voronina swymi czerwonymi tęczówkami - Zaraz go poprosimy o zejście do poczekalni.
Znajomy komendanta de Soto nie dał na siebie długo czekać. Nim jeszcze Leopold zdążył przesunąć wzrokiem po niewielkim hologramie prezentującym menu kafeterii, w jej progu pojawił się ubrany w drogi garnitur mężczyzna o nader przystojnej twarzy, zapewne zapożyczonej z katalogu wzorów proponowanych przez wszystkie szanujące się salony chirurgii plastycznej w metropolii. W tych czasach każdy mógł być olśniewająco piękny, jedynym wpływającym na jakość zabiegów czynnikiem były pieniądze. Nie tylko kobiety korzystały z praktycznie nieograniczonych możliwości medycyny upiększającej, mężczyźni też już dawno zarzucili demonstracyjną niechęć wobec tego rodzaju operacji próbując nadążyć za rywalami w miłosnych podbojach.
- Znajomy komendanta? - zapytał czysto retorycznie, ponieważ w kafeterii nie było nikogo prócz Pumby oraz pełniącego rolę obsługi stacjonarnego robota wbudowanego w bufet - Jestem Philip, miło mi poznać.
- Leopold.
- Myślę, że nie będziemy się musieli bawić w konwenanse - oznajmił agent rozsiadając się wygodniej w fotelu - To raczej nieformalne spotkanie, ale myślę, że de Soto pana o tym uprzedził. Współpraca Ecotopii i władz federalnych napotyka wiele trudności natury czysto politycznej, więc chcąc uzyskać dostęp do cyfrowych danych musielibyście przejść długą procedurę wnioskowania.
- Czyli wyłącznie rozmowa? - pojął w mig znaczenie wywodu gospodarza Pumba.
- Tak - kiwnął głową Sorenson - Na szczeblu terenowym możemy w ograniczonym stopniu wymieniać się informacjami, o ile nie narusza to federalnych przepisów o danych utajnionych.
- Interesuje nas osoba Stevena White, byłego obywatela federalnego, który został zamordowany w dość niejasnych okolicznościach na obszarze metropolii - powiedział Voronin.
- Sprawdziłem już odpowiednie kartoteki - odrzekł szybko agent FBI - De Soto przekazał mi jego dane osobowe w rozmowie telefonicznej. Były zawodowy wojskowy, dosłużył się starszego sierżanta, ceniony przez przełożonych. Kilka misji zagranicznych i zadatki na wzorcową służbę do chwili postawienia przed wojskowym sądem kilka lat temu. Został oskarżony o współudział w dużym skoku, ale dochodzenie oczyściło go z wszelkich zarzutów. Wydalony z armii zaraz po postawieniu w stan oskarżenia, mimo uniewinnienia już do służby nie powrócił, chociaż usilnie mu to proponowano, najpewniej z powodu głębokiego rozgoryczenia. Wyjechał do Ecotopii, osiadł tutaj, uzyskał wasze obywatelstwo.
Philip Sorenson splótł obie dłonie palcami, spoglądając żywym wzrokiem na gościa i najwyraźniej próbując sobie zbudować wyobrażenie poziomu jego kompetencji.
- Cztery lata temu w Bostonie doszło do skoku na federalny pociąg wiozący rezerwy dewizowe Waszyngtonu. Ładunek został skradziony, ale sprawców szybko namierzono i aresztowano. White został zatrzymany wskutek bliskiego powiązania rodzinnego z jednym ze sprawców, którym okazał się jego syn. Młody White, Marcus, poszedł na układ z prokuraturą, za co otrzymał status świadka koronnego, bo był w trakcie akcji tylko kierowcą. Pozostałych dwóch skazano na dożywocie, bo w trakcie próby zatrzymania zabili dwóch gliniarzy. Groziła im kara śmierci, ale sąd wstrzymał się od jej wykonania licząc na to, że dranie zmiękną i ujawnią miejsce ukrycia łupu.
- Więc dewiz nie znaleziono? - zapytał z narastającym zainteresowaniem Leopold.
- Nie, chociaż po dziś dzień się ich szuka - odpowiedział Sorenson - już się na ten temat nie pisuje, a sami sprawcy nabrali wody w usta i nic nie wyjawili.
- Ile był warty ten ładunek?
- W zaokrągleniu dwadzieścia milionów.
- O kurwa! - zapomniał się na chwilę Pumba - Dwadzieścia milionów? Jezu, to kupa kasy. Nikt nie wycisnął ze skazańców odpowiedniej informacji? Za pomocą środków chemicznych?
- Nie pomogły ani farmaceutyki ani zaawansowany braindance - potrząsnął głową Sorenson - Dwa lata trzymali ich w komorach kriogenicznych, podłączonych przez cały czas do programu dostosowania osobowości, ale nic to nie dało. Nie mam dostępu do pełnych danych, wydaje się jednak, że obaj zaraz po skoku przeszli zabieg punktowej lobotomii, niesłychanie profesjonalny, ale nieodwracalnie kasujący część ich organicznej pamięci.
- Niesamowite. Tak się obłowili, a potem łup zniknął?
- Bez śladu - potwierdził raz jeszcze agent - A sam White senior wyjechał krótko potem na drugi koniec kontynentu, zapewne z zamiarem rozpoczęcia nowego życia. Między nami mówiąc, przekonano go, że syn nadal tkwi w pudle, chociaż to nie była prawda. Młody przeszedł zabieg zmiany osobowości i skomplikowaną operację plastyczną, po czym wsiąknął gdzieś w ramach programu ochrony świadków.
- Nikt nie wie, gdzie on się teraz znajduje? - zapytał Voronin analizując w myślach różne koncepcje śledcze - Przecież ktoś go musiał nadzorować?
- Sprawa zrobiła się ponownie gorąca - Sorenson ściszył nieco głos i pochylił się do przodu w fotelu - To, co mówię jest naturalnie objęte klauzulą tajności, ale po spełnieniu odpowiednich procedur uzyska pan dostęp do tych danych oficjalnie. Ja po prostu już teraz mówię wam, czego powinniście szukać, żebyście nie czekali tydzień na autoryzację swojego wniosku, ale ten wniosek powinien wpłynąć, rozumiecie? Najlepiej jeszcze dzisiaj.
Voronin kiwnął głową pojmując znaczenie wypowiedzi rozmówcy. Zgodnie z przepisami powinien był wystosować oficjalny wniosek do konsulatu FBI prosząc o udostępnienie danych, które właśnie półoficjalnie przekazywał Philip Sorenson, robiący to tylko przez wzgląd na zażyłą znajomość z komendantem de Soto. Uzyskana przy stoliku wiedza nie zwalniała Pumby z konieczności złożenia odpowiedniego wniosku, chociażby po to, aby bazujący na zaufaniu do supervisora detektywa agent nie miał później nieprzyjemności, gdyby na światło dzienne wyszedł fakt, że przekazał mu przedwcześnie jakieś zastrzeżone informacje.
- Sprawa zrobiła się gorąca dwa miesiące temu, kiedy z nowojorskiego więzienia prysnęła grupa recydywistów z dożywotnimi wyrokami za zabójstwa, porwania dla okupu i handel prochami. Czterech gości, którzy już dawno powinni byli dostać czapę, ale z niezrozumiałych powodów ich nie stracono. Jeden siedział z wspólnikiem Marcusa White'a, więc trzeba założyć, że przez przypadek wszedł w posiadanie informacji, które warte były zorganizowania ucieczki. Zwiało z nimi dwóch więźniów, ten wspólnik właśnie, Jean Lefevre, oraz Lukas Klose, doskonały sieciarz z wieloletnią odsiadką do zaliczenia. Pięciu zniknęło bez śladu, znaleźliśmy tylko Lefevre.
- Co zeznał?
- Nic. Nie żył, zostawili go w pierwszej po ucieczce kryjówce. Strzał w skroń, zapewne zimnokrwista egzekucja.
- Nowy Jork jest kawał drogi stąd - mruknął Leopold - Co łączy tamtych drani z naszym Stevenem?
- Nic prócz Marcusa - odpowiedział Sorenson - O jego obecnej kryjówce wiedział jedynie jeden agent prowadzący, należący do wydziału ochrony świadków. Miesiąc temu ktoś włamał się do naszej bazy danych i zanim został odłączony, zdołał zidentyfikować prowadzącego.
- Agent nie żyje, prawda?
- Potrącony ze skutkiem śmiertelnym przez samochód, w biały dzień na oczach wielu świadków. Z zeznań wynika, że uciekał przed tym samochodem.
- Więc próbowali go złapać.
- Zdołali już wcześniej - zmarszczył gniewnie czoło Sorenson - Uciekał ze związanymi na plecach rękami.
__________________ Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis! |