Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-04-2014, 03:53   #411
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Szaleństwo i śmierć - tylko to czekało na nich w tych przeklętych przez bogów ruinach. Szpony obłędu, zaciskające się powoli na podobieństwo pułapki. Pułapki z której nie było wyjścia. Laura ścisnęła palcami kąciki oczu, tłumiąc przemożną chęć wyrzucenia z siebie potoku przekleństw. Wszystko się pieprzyło, z minuty na minutę pogrążając ich w coraz to głębszym bagnie urojeń, majaków i zwykłej paranoi.

Czerwone ślepia.
Gdzie na miłość Sigmara podziały się te cholerne upiory? Gdziekolwiek by się nie ruszyła, czuła na sobie palące spojrzenie wroga. Zimne, oceniające. Bezlitosne.

- Wszyscy pogrążymy się w szaleństwie, jeden po drugim - wyszeptała, ciągnąc się za Siobanem. Ktoś musiał mieć na niego oko, podczas gdy reszta przeszukiwała i badała kamienne sale. Niektórym zebrało się na modlitwy, inni woleli stawiać na racjonalizm. Szperali, zaglądając we wszystkie kąty.

Laura również się rozglądała, lecz to nie ukrytych przejść szukał jej wzrok. Z dłonią na korbaczu wypatrywała czegoś zupełnie innego. Krwistych błysków, ukrytych między kamiennymi filarami, poruszających się cieni widocznych kątem oka.
Szukała swoich demonów, nie ważne jak urojone by nie były.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 04-04-2014, 18:16   #412
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Musiał je sobie przypomnieć. Zaczął myśleć o tym słowie coraz bardziej. Skupił się na nim by wydobyć je z zakamarków swej pamięci. W końcu miał je...

Bragthorne.

Historia z uzdrowicielem uświadomiła Galvinowi że Thazzok dostał kolejną szansę, ale nie od Bogów Przodków, a prawdopodobnie od złych mocy. W końcu powrócił sam odmieniony... i ta dziwna korona. Ciekawe czy ją nosił i czy został pochowany razem z nią. Uzdrowiciel. Korona.

Jednak teraz Galvin skupił się na poszukiwaniu Bragthorne'a. To była ważniejsza kwestia. Dużo ważniejsza.
 
Stalowy jest offline  
Stary 05-04-2014, 21:52   #413
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Galvin

https://www.youtube.com/watch?v=BEm0AjTbsac

Piwowar wrócił więc do księgi i zaczął wertować strony, w poszukiwaniu jakiejkolwiek wzmianki o Braghthornie. Kartka za kartką, strona za stroną wzrok krasnoluda wędrował szukając tego, co tak naprawdę chciał odnaleźć w tej księdze. W końcu całkiem przypadkiem, a może tak, jak chcieli Bogowie, odnalazł to, czego pragnął. I pogrążył się w czytaniu:

“Przybył znikąd, pod osłoną nocy - tak powiadają. Twarz zasłaniał zaciągnięty kaptur, a jego szaty rozpadały się w dłoni. Opierał się na długim kosturze. Jego wyschnięte palce zdobiły dwa pierścienie. Nim pełen dzień minął i księżyc ponownie pojawił się na niebie, nieznajomy zniewolił pierwszą wieś. Ci, którzy stawili mu opór polegli, by służyć mu jako bezmyślne kreatury, słuchające jedynie głosu swego Pana. Imię jego było Bragthorne i dawał prosty wybór: służ mu za życia lub służ mu jako powstały z martwych. Strach zapanował na ziemiach, a on każdego dnia umacniał się w sile. Chodziły słuchy, że zdobył tajemną wiedzę Pierwszego. Niektórzy twierdzili, że to dwa klejnoty dały mu tą potęgę…

Galvin czytał o tym jak nekromanta zaczął podbijać okoliczne wioski, miasteczka, miasta, a na koniec nawet twierdze. Na południu Barakk Varr oparło się jego sile, choć nekromanta nie został doszczętnie pokonany. I nim minął tydzień odzyskał w jakiś sposób to, co stracił pod krasnoludzką twierdzą. W ten jego wzrok padł na Strażnicę Dwóch Szczytów.
Czytał to Khazad ze spokojem, lecz ze słów napisanych w tej księdze, ów Bragthorne nie był kimś, kogo można było lekceważyć. Jego dokonania, jakże okrutne i straszne, odciskały piętno na całym tym rejonie. Strach pojawiał się wszędzie tam, gdzie padł wzrok i cień czarnoksiężnika. Spaczony jego umysł, chora psychika i umiejętności korzystania ze sztuk czarnoksięskich, sprawiały, że był on bardzo niebezpieczną istotą. Kolejne strony ksiegi wyjawiały coraz więcej o przerażających dokonaniach, aż w końcu Galvin trafił na to:

“Jego wzrok padł na nasze miasto. Nasza twierdza miała paść jego łupem, a trzydzieści setek sługusów, które zniewolone za nim podążały, miały dać mu zwycięstwo. Poczęliśmy się zbroić i gotować na bój, gotowi oddać swe życie w obronie naszego domu, honoru i sprawiedliwości. Pięć setek Khazadzkich wojowników miało stawić czoła sześciokrotnie większej armii i choć każdy zdawał sobie sprawę, że walka jest z góry skazana na porażkę, to nikt nie skarżył się na to. Kobiety, a nawet dzieci brały udział w przygotowaniach do tej wielkiej bitwy. Ta jednak nie nadeszła. Magus znikł ot tak, jakby nigdy się nie pojawił. Armia bez dowódcy została obrócona w pył. Wszystko, co nie miało prawa żyć, zostało ponownie odesłane do Morra. Ci, którzy byli żywi, a na służbę się zdali, osądzeni zostali. Zaczęto poszukiwania nekromanty, lecz jedyne co znaleziono, to dwa klejnoty i kostur, na którym się wspierał czarnoksiężnik. Mistrzowie Run usiedli i sprawili, że kostur zniszczono i podzielono na cztery części, które odesłano w cztery różne strony świata, lecz klejnotów nie dało się zniszczyć, ani pozbawić mrocznej mocy.
Postanowiliśmy je ukryć tak, żeby nigdy nie ujrzały świata dziennego. Jeden z nich wziął Gibun, syn Nasura i to on podjął się jego ukrycia. Drugi z klejnotów został odesłany do Imperium, by jeśli ktoś ważył się je odnaleźć, więcej niż pół Khazadzkiego życia na to poświęcił… ”


Gdy Galvin skończył to czytać, musiał usiąść i odpocząć ponownie. Pochodnia, którą miał powoli zaczynała się wypalać. Oczy go piekły od tego czytania, lecz czuł w głębi duszy, że to nie wszystko, co mógłby odnaleźć w tej księdze. Pojawiło się tylko pytanie: ile czasu tu spędził, co z jego kamratami… Krasnolud jednak przemógł zmęczenie i wrócił do zapisanych stronic:

Tego dnia rozmawiałem z Mistrzami Run. Jeden z nich, Elmador Goremsnev, który wiekiem przewyższał większość z nas rzekł: iż kiedyś jego ojciec opowiadał mu o podobnie wyglądających kamieniach. Czerwieńsze od krwi, bez żadnego zarysowania czy uszczerbku i nic ich nie mogło uszkodzić, lecz było to wieki temu. Któryś z władców miał podobno taki, lecz gdy zapytał który, nie odpowiedział. Słowo, które nie zostało wówczas wypowiedziane, brzmiało Thazzok”

Serce Galvina zamarło na chwilę jakby i musiał wziąć głęboki wdech...


Pozostali

Jak się okazało, komnata stała się celem dokładniejszych badań ze strony Wolfa, który zaczął sprawdzać tron, szukając kolejnego ukrytego przejścia. Niestety żadnych ruchomych dźwigni nie znalazł, a tron zdawał się być nieprzesuwalny. Helvgrim natomiast skupił swoją uwagę na drzwiach po prawej. Na szczęście okazało się, że nie trzeba będzie młota do ich otwarcia, bowiem wystarczyło je pchnąć. Gdy już mieli się do nich skierować Lotar słusznie zauważył, że ogień powoli się kończy, więc cała grupa udała się na poszukiwanie pochodni. Trochę czasu minęło, lecz wędrówka zakończyła się sukcesem w postaci znalezionych trzech pochodni. Nikt jednak nie wiedział, jak głęboko schodzą pod ziemię i jak długie mogą być korytarze w tej twierdzy. Tak samo, jak nikt z bohaterów nie wiedział, jaka jest pora dnia, ani co się dzieje na zewnątrz.
Za drzwiami na prawo, w przeciwieństwie do pozostały dróg, które Wolf wcześniej sprawdził, nie było długiego i prostego korytarza, ale kręte schody prowadzące gdzieś na dół.



Wąskie zejście pozwalało tylko na schodzenie gęsiego, a jako, że Helvgrim szedł pierwszy, jemu przypadło w udziale trzymanie pochodni. Pozostałe na razie nie były zapalone, gdyż lepiej było oszczędzać ogień na później. Schodziło się dość dobrze, mimo iż podłoże w pewnych miejscach było śliskie od wody. Im głębiej się bohaterowie zagłębiali, tym powietrze znów robiło się jakby bardziej wilgotne i jednocześnie mniej przyjemne w odbiorze. W końcu schody się skończyły i najemnicy trafili do podziemnego korytarza. Był on dość szeroki, bowiem trzy osoby mogły iść bez skrępowania tuż obok siebie. Jeżeli chodziło o wysokość, to nie był wyższy niż 3 metry. Na ścianach nie było żadnych symboli, znaków czy malowideł. Najemnicy mogli pójść w prawo, w kierunku skąd dochodziło dziwne, delikatnie bijące biało-niebieskie światło, lub w lewo. Tam jednak panował mrok i ciemność. Ogień pochodni rozświetlał co nieco, ale nie było na tyle jasno, by coś poza korytarzem i odchodzącymi od niego odnogami, zobaczyć.
Podłoga korytarza była pokryta wodą, co sprawiało, że nie dało się iść cicho. Plusk towarzyszył każdemu krokowi.



Kolejny wybór, kolejne drogi do wyboru. Widać było, że sama Twierdza była bardzo rozbudowana, a ogień nie pali się wiecznie. Czas naglił więc decyzje trzeba było podejmować dość szybko i sprawnie.


Helvgrim

Dawno nie czuł się jak w domu, ale tutaj tak było. To uczucie sprawiało, że pomimo ciężkich ran krasnolud zdawał się rosnąć w siłę. Zmęczenie się go nie imało, a instykt podpowiadał, że to miejsce kryje jeszcze wiele niespodzianek. Część z nic jednak nie powinna być nigdy odkryta przez ludzi, a tym bardziej elfów. Khazad na myśl o elfie buszującym w podziemnej twierdzy krasnoludów, prawie buchnął śmiechem. Zdawał sobie jednak sprawę, że coś takiego w oczach jego rasy było kiedyś nie do pomyślenia i ta myśl właśnie sprawiła, że w jego sercu zakwitło uczucie gniewu.


Sioban

Schodził tak ze swoimi towarzyszami bez przekonania i zaangażowania. Czuł, że jest blisko utraty zmysłów oraz utraty kontroli nad sobą samym. Każdy postój zdawał mu się niepotrzebny, wydłużony i był dla niego tylko stratą czasu. Korytarz, w którym się znajdował wraz z resztą towarzyszy, nie napawał optymizmem, a sytuacja w której był, daleka była od satysfakcjonującej. Skrępowany i uwiązany niczym kundel na smyczy, szlachcic czuł, jak ogarnia go frustracja. Gniew i złość zaczynały dosłownie piec jego ciało, a on sam z trudem powstrzymywał się od wybuchu.

W prawo...w prawo...już jesteś tak blisko...tak blisko celu...Chodź do mnie...Dam Ci wszystko czego pragniesz - głos nasilał się z każdą chwilą w głowie szlachcica.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 07-04-2014, 19:20   #414
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Trochę żałował, że w końcu znaleźli dodatkowe pochodnie.
I, nie da się ukryć, w zasadzie nie miał pojęcia, czemu nie został na górze, pod mniej czy bardziej pochmurnym, ale za to prawdziwym niebem.
I ze świeżym powietrzem w płucach, a nie z tą stęchlizną, która powietrze tylko udawała.

Jeszcze kawałek i wracam, pomyślał.
I zdecydowanie nie miał zamiaru iść w tak zwanej straży przedniej. Niech sobie lezie zachowujący się jak nawiedzony Helvgrim. Najlepiej w towarzystwie szalonego Siobana.

Tylko czemu, na niebiosa, nikt z poprzedniej załogi nie wybrał się tutaj na spacerek. Wszak tu były krasnoludy.

- Może wam się tu podoba, ale według mnie jest tu dość ponuro - oznajmił. - A to światło podoba mi się jeszcze mniej.
 
Kerm jest offline  
Stary 09-04-2014, 13:55   #415
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
W prawo...w prawo...już jesteś tak blisko...tak blisko celu...Chodź do mnie...Dam Ci wszystko czego pragniesz - głos nasilał się z każdą chwilą w głowie szlachcica.

A droga była długa i upierdliwa i nic nie wnosiła. W końcu szlachcic rzucił do kompanów: -Choćby w prawo...mam do tego dobre przeczucie.

Z trudem panował nad tonem głosu i złością, chciał się tam udać, teraz to już wiedział, chciał odkryć co jest grane, co się stanie i czy słowa się spełnią. Nie miał nic do stracenia...prawda?
 
vanadu jest offline  
Stary 10-04-2014, 22:07   #416
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Youviel uważnie przyglądała się szlachcicowi całą drogę. Chciała go nawet wypytać o jego wizje jednak albo Helvgrim albo Laura przeszkadzali jej w tym, więc ostatecznie skoncentrowała się tylko na obserwacji. Jednak nie poświęcała całej uwagi Siobanowi, bystre elfie oczy pochłaniały każdy szczegół otoczenia jaki mijali. Nie spuszczała z oczu przewodnika nie wiedząc do końca czy mu ufać. Byli w końcu w khazadzkiej twierdzy, a ona była elfem. Znając charakter krasnoludów nie mogła być niczego pewna.

- Za dużo marudzisz człowieku, strach cię obleciał? - odezwała się kąśliwie do Lotara, który ostatnimi czasy zdawał się tylko myśleć o tym jak bardzo nie powinni nigdzie iść. Mierny człeczyna nadawał się tylko na strażnika miejskiego i to w dodatku takiego co pilnuje wejścia. Byleby nie musiał narażać karku

Kobieta wyciągnęła swój łuk widząc poświatę. Wolała być przygotowana. Nigdy nie wiadomo co jest źródłem światła, czy kolejny człowiek nie zacznie się rzucać lub czy ie pomiesza się w głowach tym co już raz namieszali. Youviel skrzywiła się. Niepewność tego co znajduje sie przed nimi nie była by aż tak uporczywa jeśli ludzie potrafili się choć odrobinę pomiędzy sobą dogadać. A teraz nie uważała by mogła ufać komukolwiek. Nawet Wolfowi mogło coś namieszać w głowie.

Youviel rozglądała się jeszcze uważniej. Sufit, który był blisko nie został pominięty. Jeśli można liczyć tylko na siebie trzeba zachować ostrożność.
 
Asderuki jest offline  
Stary 11-04-2014, 15:06   #417
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Krasnolud niecierpliwił się jak mało kiedy. Wszyscy smącili tylko o potrzebie posiadania pochodni czy lamp albo czego takiego, a dla Helva to trudne do zniesienia. Doskonale widział w ciemnościach, szczególnie pod ziemią, bo w ciemnych puszczach, pod gołym niebem, już takie dobre jego oczy nie były. Skoro więc widział to mógł iść dalej z powodzeniem, a inni tylko opóźniali pochód. Czemu tak było nie wiedzieć, ale Sverrisson był poddenerwowany srodze na te opóźnienia, na źródła światła... na osoby które tego światła potrzebowały.

- Macie co chcieliście to chodźmy już do kroćset. Dziad mojego wuja, Fornulf Dźwigar, co przez sto lat nosił beczki z piwem i na starość dorobił się garba, szybciej ruszał się niż wy. - Helvgrim pozwolił sobie na docinkę bo niecierpliwił się ogromnie. Chciał już być głębiej, pod ziemią. Jednak dlaczego tak było?!

***

Helvgrim szedł po schodach w dół i wciągł w nozdrza wspaniałe powietrze przepełnione mineralnym zapachem i smakiem. Choć nie potrafił tego opisać, wyjaśnić logicznie, to uwielbiał ten zapach, kojarzył mu się z domem nie widzianym od wielu lat. Wspaniałe wspomnienie które nie miało prawa nigdy wygasnąć w sercu i rozumie krasnoluda.

Gdy grupa dotarła na sam dół Helvgrim zrobił sie jakby mniej czujny, radośc z pobytu w tym miejscu wypełniała jego krew i buzowała niczym para w maszynerii inżynierów z Barak Varr, prawie że rozsadzając khazada od środka. Helvgrim podał pochodnię jednemu z towarzyszy i wszedł w wodę która zalegała na posadzce. Kucnął i nabrawszy jej w dłoń, uniósł, powąchał i napił się.

- Zły znak. Gdzieś jest ciek a woda jest stara i zatęchła. Znaczy się że mogła zalać niższe poziomy. - Helvgrim brnął przez wodę zakrywającą mu stopy i rozglądał się. Dotykał ścian i węszył w powietrzu. Wtem do jego nozdrzy dobiegł zapach, nie miał on nic wspólnego ze Strażnicą Dwóch Szczytów, bo jego źródłem była Youviel. Krasnolud spojrzał na nią z niechęcią i potarł podbródek porośnięty blond włosiem. Coś mu tu nie pasowało... wtem przemówił Lotar, ale jego słów, ani tych które powiedziała po chwili Youviel, krasnolud nie rozpatrywał, bo spoglądał jedynie, raz po raz w oba korytarze.

- Słuchajmy naszego kulawego wieszcza. Chodźmy w prawo. Do zimnego, podziemnego światła. Tam coś musi na nas już czekać. Sprawdźmy zatem co to jest. - Sverrisson uśmiechnął się obnażając przy tym swe zęby... wyglądał pewnie jak szaleniec bo jego oczy zdradzać musiały podekscytowanie tym że się tu znalazł. Odwrócił się na pięcie czym wzbużył małą fale na zalanej posadzce. Poklepał Siobana po plecach jak starego przyjaciela i chwycił po chwili swój kowalski młot w obie ręce. Ruszył w korytarz po prawej, a pod nosem zaczął nucić pieśń.

W tunelu mrokach zawsze żył,
Do końca świata choć bez sił,
Zgotował śmierć dla wszystkich nas,
Idźmy zatem, poznać go nadszedł czas...
 
VIX jest offline  
Stary 11-04-2014, 15:57   #418
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Galvin

Piwowar stał tak w zamyśleniu. Nie wiedział ile to trwało bowiem powoli w jego głowie zbierał się całościowy obraz, który sobie układał tej układanki. Wtedy poczuł zimno i wiatr, który wdarł się do komnaty. Ogień na pochodni zaczął powoli przygasać, i półmrok zaczął panować w pomieszczeniu. Kątem oka Galvin zauważył cienie, które zaczęły przemykać tuż przy ścianach. Kilka a może kilkanaście pomniejszych cieni zdawało się biec po ścianie, ale zbyt mały ogień w pochodni nie pozwalał na dokładną ich identyfikację. Przynajmniej z tego miejsca gdzie stał poczciwy Khazad. Wszystko to wyglądało jakby po ścianie zaczęły pełzać węże. Szmery, szelest i cichy chichot zaczął rozbrzmiewać w komnacie, niosąc się echem. Odgłosy te początkowo były ciche, wręcz ledwo co słyszalne by z każdą upływającą sekundą stawały się głośniejsze. Zostały jednak one uciszone przez tubalny, męski głos:

-Galvinie… - głos ten był znany krasnoludowi bowiem należał do jego ojca. Migamara...

Krasnolud nie mógł uwierzyć lecz po chwili w miejscu gdzie było wejście dostrzegł cień jakiejś postaci. Nie widział jej w pełni, lecz zarys, budowa sprawiły, że Khazad mógł znaleźć się w lekkim osłupieniu. Czyżby? Jego własny ojciec ? Postać zbliżająca się ku niemu, wyglądał jak krasnolud. Szła ona powoli, nie spiesząc się i Galvin czuł jej wzrok na sobie. Cienie zdały się pierzchnąć gdzieś w mrok.


Pozostali

Sioban, a za nim trzymający go na “uwięzi” Wolf ruszyli do przodu jako pierwsi. Delikatne chlupanie wody towarzyszyło przy każdym kroku, a niebieskie światło padające na podłogę było coraz mocniejsze. To sprawiło, że im bliżej się tam najemnicy zbliżali, tym coraz więcej mogli dostrzec i zobaczyć.

[IMG][/IMG]

Podłoga - może kiedyś tam była, lecz teraz znajdował się tam krąg wodny. Jakby ktoś zrobił wyrwę w podłodze, sięgając gdzieś głęboko pod ziemię i wypełnił wodą. Gdy spojrzało się co może skrywać się pod delikatnie poruszającą się taflą wody, widać było tylko mrok i ciemność, przez którą próbowało się przebić padające światło. Jednak ono, było zbyt słabe albo ciemność za duża, by poza gdzieś tam kawałkami ścian dostrzec coś więcej nie było nikomu dane. Krąg wody miał dość sporą średnicę i trzeba było dobrze się rozpędzić by go przeskoczyć, jeśli chciało się podążyć dalszą częścią korytarza. Ten prowadził prosto by po parudziesięciu metrach skręcać w prawo. Jak głęboko było pod wodą też nie dało się określić bez zanurzenia się w niej.

Gdy spojrzało się w górę, w miejsce skąd padało światło, można było dostrzec spore wyżłobienie, mającą kształt stożka. Patrząc tak z dołu miało się mieć wrażenie, że boczne ściany szły przynajmniej dwa, może trzy metry do góry nim zaczęły się stykać ze sobą w jednym punkcie. Spora dziura wypełniona kryształami idącymi ku górze, znajdowała się idealnie nad wodnym kręgiem, rzucając na niego niebiesko blade światło. Ciężko było stwierdzić czy ów zjawisko powstało naturalnie, czy też za sprawą jakiejś magii jednak widzieliście po raz pierwszy coś takiego. Kryształy miały różnorodne kształty, i żeby je sięgnąć Wolf musiałby wziąć albo elfkę albo Lotara na barki, choć i tak sięgający musiałby stanąć na palcach by je sięgnąć.
Ci, którzy zaczęli przyglądać się kryształom trochę dłużej, zaczęło się zdawać jak ogarnia je przedziwny spokój i nagle fakt, że byli głęboko pod ziemią, w opuszczonym mrocznym korytarzu, przestał być problemem. Po prostu taka kolej losu i życia.

Lotar

Stał na samym końcu. Nie chciał iść dalej i czuł narastającą, coraz bardziej w sobie, frustrację. Gniew pomieszany ze zmęczeniem i zniechęceniem sprawiał, że łowca nagród spoglądał się beznamiętnie na swoich kompanów. Wzrok przenosił z jednego na drugiego i opinia o każdym z nich nie była bynajmniej pochlebna.

Sioban, szlachcic który oszalał. Zaczynał stanowić zagrożenie dla siebie a przede wszystkim dla Lotara, który mógł zginąć przez niego.

Kolejnym był Wolf. Najemnik, którego decyzje wiele razy nie okazywały się trafne i pomocne. To on przyjął zlecenie i to przez niego tu się znajdowaliście. Jedyne co go obchodziło to on sam i jego elfka. Rzygać się chciało na samą myśl o tej dwójce razem.

Helvgrim. Khazad, zafascynowany tym miejscem i pragnącym je zwiedzić. Dobry druh lecz im dłużej tu przebywał, stawał się jakby obcy. Rozmowy w krasnoludzkim z Galvinem były nader podejrzane. Ich tajemnice, sekrety sprawiały, że Lotar czuł iż musi być podwójnie czujny. Coś, gdzieś w środku niego, takie ukłucie niepewności i tego, że prawdziwy wróg nie koniecznie musi być ukryty.

Laura. Fanatyczka Sigmara. Znieważyła go na oczach innych. Kobieta uderzyła mężczyznę, i to ze szlacheckiego rodu. Tak, była zagrożeniem. Kolejnym. Do tego jakże niebezpiecznym. Bronią władała lepiej niż nie jeden mężczyzna a jej zapalczywość mogła przynieść zagładę im wszystkim.

Lotar tak stał i czuł, że może liczyć tylko na siebie. Miał wrażenie, że jeśli zostawienie go na śmierć miało by któregokolwiek z nich ocalić, zostawili by go. Bez mrugnięcia okiem. Samego, zdanego na pewną śmierć.

Helvgrim

Gniew jak szybko się pojawił, tak szybko znikł. Nie wiedzieć czemu, lecz jakoś specjalnie nie niepokoiło to Khazada. Ciekawość za to się pojawiła. Zainteresowanie ów kryształami, jak i wodnym kręgiem, który jakimś cudem tu się znalazł. Widziałeś i słyszałeś o wielu twierdzach ale o czymś takim..nigdy. Było w tym wszystkim jednak coś uspokajającego. Coś co kazało krasnoludowi wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Wszystko zdawało się być tak jak miało być. I tylko od czasu do czasu, kątem oka Helv spoglądał na zakręt w korytarzu. Ciekawość sprawiała, że odczuwał pragnienie poznania tego sekretu…
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 11-04-2014, 21:51   #419
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Sioban poczuł się nagle spokojny, tak bardzo bardzo spokojny. Szum i niepokój uleciały. Wszystko stało się łatwiejsze i prostsze. Życie, świat, wszystko. Szlachcic zrobił kilka kroków przed siebie, stanął przed lustrem wody. Począł wpatrywać się w nie intensywnie, jakby szukając czym jest i próbując pojąć, gdzież się znaleźli.
 
vanadu jest offline  
Stary 12-04-2014, 10:50   #420
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
To miejsce było wspaniałe. Być może nie tak potężne jak Drazh, z całą pewnością nie dorywnywało też Karaz, Norn lub Gunbadowi, a jednak... coś w tym miejscu sprawiało że było niesamowite. Helvgrim nie wiedział co to mogło być, ale to przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie, krasnolud czuł się pełen werwy, gotowy do walki, do strzeżenia tajemnic krasnoludów, do życia, do... do... do opieki nad tym miejscem. Zupełnie jakby nie miał zamiaru już nigdy go opuszczać. Tu było tak jak trzeba, tak by można tu było zostać nawet na wieki.

Gdy Sverrisson spojrzał na stożek u zwieńczenia sufitu, pełen różnokształnych kryształów, nie mógł oderwać wzroku, mało tego, bo przestał i oddychać. Helv nie wiedział ile czasu minęło do momentu nim jego płuca zaczęły domagać się powietrza, ale minęło go sporo. Zaciągnął się łapczywie niewidzialną substancją życia i ponownie krew w nim zawrzała, pełna chłodnego i ziemistego ducha podziemi. Złym by było powiedzieć ze którakolwiek z chwil była zmarnowana w tym miejscu, ale odległy zakręt korytarza, ledwie widzalny z tej odległości, nęcił syna Svergrima do siebie niczym suto zastawiony stół wygłodzonego. Krasnolud przełknął ślinę i oderwał wzrok od wspaniałych kryształów, tajemnicy budowniczych tej strażnicy, ktora nie powinna opuścił już nigdy murów Dwóch Szczytów. Spojrzenie przeniósł na rozpadlinę w posadzce, ta pełna wody i o niezbadanym dnie, nie napawała radością, ale była jedyną drogą lub raczej przeszkodą na niej by dostać się do zakrętu, który być może był ostatnią krzywą ku rozwiązaniu zagadki. Dlatego krasnolud nie miał zamiaru marnować więcej czasu.

Helv ściągnął plecak i przypiął do niego każdą sztukę broni jaką posiadał, odpiął zaś z niego linę. Tak przygotowany pakunek, dociążony wieloma funtami stali i żelaza, Helvgrim cisnął ponad rozpadliną. Gdy plecak z głośnym pluskiem wylądował już po drugiej stronie, Sverrisson chwycił jeden z końców liny i podał go Lotarowi mówiąc.

- Trzymaj człeku. Ja nie mam tak długich nóg jak wy, na drugą stronę nie doskoczę. Jak by co poszło nie tak to mnie ściągnijcie na powrót. - Helvgrim kiwnął Lotarowi w podzięce i usiadł ostrożnie na brzegu rozpadliny. Gdy się wreszcie zaprzyjaźnił jako tako z zimną wodą której poziom sięgał mu teraz do połowy torsu, odwrócił głowę i przemówił w reikspielu.

- Sioban nie skoczy ze swym złamanym kulosem. Wasza wola czy tą liną przeciągniecie go na drugą stronę czy może zosawicie tutaj samego czy z jedenym z was. Pewnym jest że musimy iść dalej. Róbcie wedle woli. - Sverrisson posłał ostatnie spojrzenie rannemu szaleńcowi i zrobiło mu się go trochę żal ale co było robić. Krasnolud skoncentrował się na zadaniu. Obwiązał się liną pod pachami, tak by w czasie przeprawy sznur nie plątał mu się między nogi. Sprawdził jeszcze węzeł ciągnąc go dwa, trzy razy i skoczył w głębinę. Woda zakryła na krótką chwilę całą jego sylwetkę, po czym khazad wynużył się i zaczął przebierać ramionami. Drugi brzeg był blisko, a Helvgrim był dobrym pływakiem... po drugiej stronie czekała na niego odpowiedź lub dalsza droga, tak czy siak byłby zadowolony z tego co miał tam znaleźć. Przez to zauroczenie, Sverrisson nie zauważył nawet że głębia wody w której płynął kryje w sobie złowrogi cień.
 
VIX jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172