Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-04-2014, 15:42   #421
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Wolf z początku nie mógł oderwać wzroku od kryształów. Wszelkie rozterki i problemy rozmywały się pod uspokajającą mocą owych kamieni. Najemnik widział już wystarczająco dużo by wierzyć w nawiedzone miejsca, trupy wstające z grobów i dewastacyjne efekty czarnoksięstwa. Wierzył jednak też w zbawienną moc bóstw, do których kierował swe modlitwy. Nie wiedział które z nich postawiło te kryształy na ich drodze, ale po ostatnich utarczkach i przejściach, to miejsce pozwalało zaczerpnąć głębszy oddech i ruszyć dalej. Za to był wdzięczny komukolwiek, kto był za nie odpowiedzialny.

Zmówił w duchu krótką modlitwę do Sigmara i przykucnął na brzegu wodnej tafli wyciągając miecz. Zanurzył ostrze i pogmerał w nim upewniając się, że dna nie odnajdzie w ten sposób. Powstał i obejrzał się, zastanawiając, czy aby nie cofnąć się w drugą odnogę. Nie poświęcił jednak tej myśli zbyt wiele czasu.

Zdjął plecak i strzelbę odciążając się. Dotroczył do bagażu tarczę i podał cały pakunek Youviel.

- Pójdę drugi. Przerzućcie to jak będę już na drugim brzegu. Potem przeciągniemy Siobana. Reszta niech skacze, a jeśli chcecie się czuć bezpieczniej, będziemy odrzucać linę za każdym razem.

Wolf odczekał aż Helvgrim przedostanie się na drugi brzeg i odrzuci linę. Po przewiązaniu się nią w pasie, zamierzał wziąć rozbieg i przeskoczyć sadzawkę. Nie uśmiechało mu się sprawdzać jak głęboka może być ta dziura.
 
Jaracz jest offline  
Stary 12-04-2014, 19:14   #422
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Sioban

Szlachcic przycupnął nad taflą wody wpatrując się w nią. Szukał w niej odpowiedzi na wiele pytań, które go nurtowały lecz jedyne co znalazł to własne odbicie. Własne? Nie do końca, bowiem w odbiciu widział siebie ale jakby starszego. Twarz już nie była taka młoda, lecz doświadczona życiem i napiętnowana bliznami. Na policzku miał tatuaż w kształcie księżyca, wokół którego owijał się wąż. Wąż ów zdawał się poruszać, pełznąć lecz tylko na samym księżycu. Oczy, to one przykuły najbardziej uwagę, bowiem były one czerwone i lśniły wręcz. Biła od nich potęga, siła i pewność siebie. Również szaty istota w odbiciu miała inne. To nie były zwykłe, poniszczone i pokrwawione lecz zrobione z bogatej tkaniny, obszyte złotymi nićmi. Sioban tak wpatrywał się w to odbicie, i czuł że kimś takim chce być za parę lat. Pewnym siebie człowiekiem, z którym każdy się liczy i każdy słucha jego słów. Jego słowa miały być prawem i czynem, bez szemrania wykonywanym. Nagle odbicie znikło i Sioban patrzył na nędzną namiastkę, którą był on sam. Smutek wdarł się w jego serce.


Helvgrim

Krasnolud zaczął płynąć w kierunku wyznaczonego celu i nim się wszyscy zorientowali ten już tam był. Lina trzymała go mocno i nie puściła, gdy ten przeprawiał się przez wodę. Niebieskie światło padało na niego, i krasnolud czuł ciepło jakie pada na niego lecz nie wyrządzało ono żadnej krzywdy. Gdy dotarł do celu podciągnął się i stanął stopami na ziemi. Jednak gdy przetarł wodę spływającą mu z twarzy, korytarz znikł a przed nim stały potężne wrota. Były one otwarte i pomieszczenie znajdujące się za nimi stało otworem. Lina gdzieś znikła. Tak samo jak jego towarzysze, i tafla wody, i tamten korytarz. Tylko wrota i pomieszczenie. Można było wyczuć ciepło buchające stamtąd i odgłos uderzeń kowalskim młotem. Helvgrim znał aż za dobrze te dźwięki.


Reszta

Wszyscy patrzyli jak krasnolud przeprawia się przez wodę i dociera do korytarza. Nic po drodze go nie zżarło ani nie zaatakowało. Helvgrim stanął plecami do swoich towarzyszy i wpatrywał się tylko w korytarz. Wolf krzyknął by ten mu rzucił linę, lecz Helv zdawał się być głuchy na ich wołania. Stał tak praktycznie bez ruchu. Korytarz był pusty, więc co w nim widział Helv, tego nikt nie mógł wiedzieć.

Zapraszam na doca
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez Kerm : 12-04-2014 o 19:38. Powód: Kolor czerwony jest zarezerwowany dla obsługi.
valtharys jest offline  
Stary 12-04-2014, 20:00   #423
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Historia zaczęła powoli nabierać kształtów. Thazzok zostaje uratowany przez "uzdrowiciela", który daje mu koronę z przeklętymi klejnotami. Thazzokowi odwala szajba i robi co robi, za co lud w końcu go zabija. Zostaje pochowany z klejnotami, ale część skarbu zostaje rozesłana.

Ponad tysiąc lat później, kiedy Dwa Szczyty tracą na znaczeniu, pojawia się nekromanta, który korzysta z dwóch pierścieni z czerwonymi jak krew klejnotami. Czarnoksiężnik zbiera armię i maszeruje na Dwa Szczyty. Lecz Bragthorne znika, a jego armia rozpada się w pył. Jego kostur zostaje zniszczony i podzielony, zaś klejnoty ukryte, jeden w górach drugi w Imperium. Ma to miejsce kilkadziesiąt lat temu?

Dziwne tylko że Brangt zażądał spalenia tego miejsca jeżeli zieloni wezmą je w posiadanie. Z jednej strony racja, bo nie powinno to wpaść w ich ręce, z drugiej... runicznie zapieczętowana biblioteka... nie do pomyślenia. Czemu tylko taka mała grupka pilnowała tego miejsca? Dziwne to wielce.

Piwowarowi przypomniała się też przepowiednia szaleńca... lecz pokonanie kogoś kto nosi oko na szyi i zwrócenie honoru khazadowi którego wszystko zmusza do zostania zabójcą to dwie pierwsze próby, które trzeba przejść zanim odnajdzie się ukryty przez oszalałego Boga skarb. Ha! Thazzok był szalony i okrzyknął się bogiem? Czyżby chodziło o jego skarb?
Raczej nie bo skoro kamienie zostały rozdzielone i rozesłane...

Miał dużo kawałków i dopasowywał je do siebie, ale ciągle czegoś brakowało. Galvin miał wrażenie że jeden z klejnotów został ukryty właśnie tutaj lub w okolicy. Czerwona mgła... zapewne była to manifestacja złych mocy klejnotu. Wprawiały słabe umysły w szaleństwo i żądzę krwi i mordu. Tylko czemu szalony żołnierz opisał to jako damę w czerwieni? W sumie to baby się lubują w klejnotach i arystokracja... szkarłatna baba równie dobra co co innego. Może po prostu dawno te cipkoludki bab nie miały?

No dobra, ale w takim razie co z tym wszystkim zrobić? Co z tym pieprzonym klejnotem? Trzeba by go znaleźć i do ołowianej skrzyni władować. Powiadają że ołów dobrze działa przeciw magii... no cóż. Na pewno nafaszerowany ołowiem czarownik bardzo rzucać się nie rzuca.

Głos przerwał jego rozmyślania.
Głos którego nie słyszał od bardzo dawna.

Ociec? Ale co do cholery miałby tutaj robić jego ojciec?

Pochodnia w dłoni już się dopalała, więc póki Galvin widział cokolwiek cofnął się do znaków Bogów Przodków jakie wyskrobał w kamieniu i do księgi. Nie mógł uwierzyć że to głos jego ojca. Ba. Co miałby robić tutaj przy księstwach granicznych Than klanu z Przełęczy Czarnego Ognia? Wódz faktorii handlowej? On sam?

Ach... no tak. Teraz przyszła kolej, aby przekleństwo Dwóch Szczytów i na piwowarze wywarło swoje piętno. Bogowie Przodkowie, chrońcie mnie przed upiorem tego miejsca!

- Ach... to ty ojcze.- powiedział Galvin w myślach błagając boginię Valayię, aby ochroniła go od złego albowiem to co się do niego zmierzało niechybnie było straszliwą marą - Właśnie czytałem o szaleńcu który przez żądzę bogactw chciał utopić swoje królestwo w krwi. Thazzok - pieprzony zdrajca własnej rasy. Burak jeden śmiał nawet nazwać się bogiem. Zhańbił swoje imię i ród. Obrócił swoje wielkie czyny w perzynę. Teraz jego dziedzictwo nawiedza to miejsce mącąc umysły i zwracając wszystkich przeciw sobie. Co o tym sądzisz, tato?

Piwowar zaśmiał się tubalnie, lecz trochę nerwowo. Odetchnął głębiej i wyjął prawą ręką zza pasa topór.

- Na Grungniego, Grimnira, Valayię, Hrungnora, Gazula i Zharika... nie podchodź ani kroku bliżej. Żeby mnie przeklęty upiór moim własnym ojcem próbował poszczuć. - krasnolud trzymał oręż w pogotowiu, broniąc dostępu do księgi - Oszczędź sobie tej szopki nieczysta maro. Wiem czym jesteś i za co odpowiadasz. Znam twe dzieło. Nie dołączę do tego tańca potępionych.
 
Stalowy jest offline  
Stary 14-04-2014, 12:52   #424
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Dla Helvgrima nie istniało już to co za plecami, nie było towarzyszy drogi, całkowicie zapomniał o Galvinie. Krasnolud zrobił krok, minął chyba swój plecak i poszedł dalej, nawet nie wiedząc czy ów plecak tam wciąż leżał. Mokre odzienie także nie było czymś o czym można by myśleć lub na to narzekać w owej chwili. Świat wokół Helva zmniejszył się jedynie do drzwi i pomieszczenia które było za otwartym portalem. Krok za krokiem Helvgrim zbliżał się do sali z której dochodziły uszu wspaniałe odgłosy młotów uderzających w bitnie kowadeł.

- Czekajcie mnie bracia, dajcie ujrzeć waszą stal na bogów. - Helvgrim prawie biegł do drzwi, niebieski lód oczu świecił się niczym zaczarowany. Krew uderzała pod czaszkę z ogromną siłą, stara melodia z karczemnych sal rozbrzmiewała wspomnieniem w głowie Sverrissona. Khazad czuł sie wspaniale, zupełnie jakby odnalazł to czego szukał od dziesięcioleci… tak jakby wreszcie wrócił do domu.

Krasnolud ruszył więc i gdy tylko przekroczył próg wrót wiedział już co to za miejsce. Kuźnia, w której to jego pobratymcy kuli najwspanialsze bronie, zbroje i inne dziwne urządzenia. W wielkich kadziach gotował się płynny stop, z którego potem będą odlewane miecze i topory. Piece pracowały w pocie czoła, a ogień w nich zdawał się nigdy nie przygasać i ciągle buchać żarem. Długie koryto było wypełnione górską, zimną wodą z podziemnego strumyka. Tam też chłodzono nowopowstałą broń. A pośród tego wszystkiego wielkie kowadło, przy którym stała dziwnie zgarbiona postać.


Pracowała w skupieniu mimo, kując coś i raz po raz uderzając kowalskim młotem o inną stal. Helvgrim od razu poznał co kuje kowal, i z czego będzie ów broń wytworzona. Niebiański metal jak go zwano w jego rodzinnych stronach, tajemnica przechodząca z pokolenia na pokolenie, i gdy ostatni brzęk metalu skończył się, dla najemnika było wiadome że broń była ukończona. Jej piękno było ciężko opisać zwykłymi słowami, jej moc i potęga była równie wielka i wspaniała jak dom Gromrilowego Kowadła. Kowal powoli odwrócił się i Helvgrim zamarł.

Stał przed nim mierzący ponad metr sześćdziesiąt krasnolud. Jasnoniebieskie oczy spoglądały beznamiętnie, ze stoickim spokojem i chłodem mroźniejszym niż norskie powietrze a delikatny uśmiech odsłonił pozłacane zęby. Blond jasne warkocze na brodzie spięte były stalowymi spinkami i opadały aż do grdyki. Twarz również była naznaczona życiem i przygodami. Złamany nos oraz blizna na prawej skroni ciągnąca się od czoła aż po policzek wydawała się gońcowi dziwnie znajoma, już nie wspominając o braku ucha. Helvgrim spoglądał na siebie samego, lecz brat bliźniak miał w sobie coś o wiele bardziej złowieszczego. Smoczy tautaż został wypalony wraz z kawałkiem skóry a na gołej klatce pojawił się nowy. Symbol Hashuta. Sobowtór, brat bliźniak cokolwiek, czymkolwiek to było spoglądało na Helva z zimnym spokojem, dzierżąc w dłoni topór wytworzony z niebiańskiego metalu.

-Har… W końcu wróciłeś do domu, Helvgrimie dziedzicu Valrika Irge Ranulfssona. Podjąłeś w końcu decyzję i wiesz już, którą ścieżkę obierasz? - zapytał a głos jaki wydobył się z gardła nieznajomego był głosem Helva.

W tym wszystkim było coś strasznego, jakaś tajemnica i ukryta groźba. Tak oczywistym jak tylko być mogło, dawi’zharr, krasnoludy chaosu. Istoty złe, podłe, na wskroś okrutne, bez pojęcia strachu, litości i honoru. Kwintesencja tego czego Helvgrim nienawidził i tego kim stać się chciał tak naprawdę. Posiąść wiedzę i moc braci z Zorn Uzkul, ich dumę i niezachwianą wiarę w boga ojca mroku. Potęga Hashuta była jakże oczywista, wszak stworzył on przyszłą kopię lub bliźniaczy Helvgrimowi twór, więc moc musiała drzemać na Płaskowyżu Czaszek ogromna.

Sverrisson rozglądał się po ogromnej hucie-kuźni z nieukrywanym podziwem, wspaniałe piece, spiżowe kadzie, ciągła, nieustająca praca zapomnianych klanów ze wschodu. Do tego jeszcze ten topór, ta broń którą trzymał naznaczony rytualną blizną wojownik - to było istne dzieło sztuki. Wiedza i umiejętności jakich zawsze Helvgrim szukał. To wszystko mogło przywrócić potęgę Azkarh, a jakże… ale przeciw Grundiemu wystąpić? Co by powiedział ojciec, który zawsze był przeciwny przeklętemu Frurundarowi ze Wschodu! Czy stary Ranulfsson poświęciłby siebie by móc ocalić dom? Helvgrim już znał odpowiedzi na te pytania.

- Ogromna jest siła Twego pana, Hashuta pod Górą Czaszek. Ścieżka jest tylko jedna. Witam się w domu. - Helvgrim uśmiechnął się i ruszył by dotknąć broni trzymanej przez swego sobowtóra lub marę z odległej przyszłości. Los był już dawno zapisany na kartach historii, tak widać być miało.

Istota uśmiechnęła się, szeroko szczerząc zęby. Podszedł kilka kroków do Helvgrima, i zwróciła broń trzonkiem w kierunku jego ręki.

-Dojrzałeś Synu...w końcu poznasz czym jest prawda i siła. Wiele Ci to zajęło ale dobrześ żeś wybrał. Pan Nasz doceni Cię, tak jak żem i ja Cię docenił. - rzekł Helvowym głosem.

Helvgrim wyciągnął ramię i z namaszczeniem prawie sięgnął po wspaniałą broń. Zacisnął pięść wokół styliska i poczuł dziwną moc, nie była chyba dziełem samego topora, ale jakby coś się zmieniło jednak, co, tego już nie wiedział syn Svergrima.

- Droga tutaj była trudna, kręta, często podróżowałem pod prąd tego co mi pisane było… ale jestem. - Helvgrim pochylił głowę i zamknął oczy. - Niechaj Pan nasz z głębi i mroku, przyjmie mnie w swe szeregi. Należy mi się to za mój trud! - Z Helvgrima wyszła wreszcie pycha i zadufanie. Zawsze wiedział czego chce, czego rząda, ale nie było kiedyś w dobrym obyczaju by o tym mówić, teraz było już inaczej, wszystko się zmieniło.
 
VIX jest offline  
Stary 14-04-2014, 18:55   #425
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Wolf stał chwilę wpatrzony w plecy Helvgrima. Wywołał go dwukrotnie, a gdy ten nie odpowiedział dał za wygraną. Nie wiedział co krasnolud dostrzegł w tunelu, ale musiało odebrać to zmysły awanturnikowi. Nie widział innego wyjścia jak przedostać się na drugą stronę i dobudzić drużynnika, zwłaszcza że ten jakby dotknięty magią nic sobie nie robił z szarpnięć liną. Sytuację pogarszał jeszcze fakt, że sznur pękł.

Zbrojny zostawił większość swojego dobytku u stóp Youviel nie mówiąc już więcej ani słowa. Wziął rozbieg i skoczył na drugi brzeg lądując na szczęście na stałym gruncie...
 
Jaracz jest offline  
Stary 14-04-2014, 21:56   #426
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Youviel wiedziała, że to nie jest dobry pomysł. Wiedziała, że jak dołączy na druga stronę może skończyć jak Helvgrim i Wolf, który również przestał odbierać bodźce z zewnątrz. Na domiar złego lina musiała się mocno nadwyrężyć podczas szaleńczego skoku w głąb studni i teraz jej dwie części leżały po dwóch stronach wody.

Mogli zostać po tej stronie, mogli odejść, mogli dołączyć do tamtej dwójki. Elska nie chciała jednak zostawiać człowieka po tamtej stronie. Nie wiadomo było, czy i kiedy trans się skończy. Youviel nie ufała na tyle reszcie drużyny by ewentualnie się rozdzielać. Dlatego też postanowiła zaryzykować i zrobić najmniej bezpieczną i nielogiczną rzecz. Cofnęła się kilka kroków w tył i rozpędzając się przeskoczyła nad wodą.
 
Asderuki jest offline  
Stary 15-04-2014, 19:31   #427
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
To wszystko stawało się i męczące i dziwne. Woda nie pokazywała wiele przez swoje lustro, tak więc postanowił przeprawić się również na druga stronę, nie czuł by miał nazbyt wiele do stracenia.

Zaczął powoli szykować się do przebycia wpław odmętów, nie chciał skakać. Pomagała mu Laura. Powoli ruszył w wodę i powoli począł płynąc ku drugiemu brzegowi.
 
vanadu jest offline  
Stary 15-04-2014, 20:46   #428
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Laura nie zwracała uwagi na resztę bandy, która to zdążyła się już przeprawić. Miała inne rzeczy do roboty, niż niańczenie dorosłych ludzi i nieludzi. Wystarczającym kamieniem u szyi okazywał się tracący zmysły, oraz kontakt z rzeczywistością, okulawiony Sioban. Kobieta w czerwieni nie przywykła do opiekowania się kimkolwiek. O swoje bezpieczeństwo dbała bardzo prowizorycznie, wychodząc z założenia, że co Sigmar dał - Sigmar odbierze w odpowiednim czasie. Sytuacja była więc dla niej nowa...do końca nie wiedziała jak powinna się zachowywać.

- Dawaj, panie szlachcic - burknęła podając rannemu dłoń i pomagając wejść do wody. Sama ruszyła zaraz za nim, bacząc, by nie zrobił sobie dodatkowej krzywdy.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 15-04-2014, 21:24   #429
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pięknie.
Cisza.
Spokój.
Wyjątkowy spokój.
Nic, tylko usiąść i odpoczywać. Bez trosk, bez zmartwień.

- W razie czego cię wyciągnę - obiecał krasnoludowi.


"W razie czego" okazało się niepotrzebne, jako że krasnolud bez problemów przedostał się na drugą stronę.
I wtedy nagle problemy się zaczęły, bowiem Helvgrim stanął nieruchomy niczym słup soli.
I nie pomógł okrzyk "Oddaj linę!", ani też szarpniecie, w które Lotar włożył dość dużo siły. Lina pękła, a krasnolud stał, jakby go coś zamieniło w posąg.

Co gorsza dokładnie to samo spotkało kolejnego członka drużyny. Wolf, który zgrabnym skokiem przesadził wodną przepaść, zamiast podzielić się wrażeniami z pozostałymi, zatrzymał się jak wryty i nie zareagował nawet wtedy, gdy w jego plecy trafił rzucony przez Lotara kamień.

Jakby tego było mało, również i kolejni śmiałkowie (albo i idioci, Lotar nie był pewien) przeprawiali się przez wodę i zamieniali w posągi.
Czy byli żywi? Lotar wolał nie sprawdzać, na przykład wbijając w kogoś z nich bełt. A nuż taki "upominek" wyrwałby kogoś z transu? Ale równie dobrze mógłby paść trup. Przy odrobinie pecha.

Ostrzem sztyletu Lotar wydrapał na ścianie ostrzeżenie dla tych, co w ślad za nimi podążyliby za nimi. Co prawda po tamtej stronie nie było żadnych trupów (lub choćby śladów po pobycie kogokolwiek), ale kto mógł wiedzieć, co się stanie za kilka chwil? Może z wody coś wylezie? Albo z tego światła?

Litery wyglądały niczym dzieło małego dziecka, ale ostrzegały przed pójściem dalej. Przed śmiertelnym niebezpieczeństwem.

Może powinien natychmiast zawrócić i biec po pomoc.
Może powinien zamknąć oczy, przepłynąć i dopaść to coś, co się kryło po drugiej stronie.
Lotar uniósł kuszę, po czym strzelił ponad głowami kompanów w stronę korytarza.
A potem odsunął się o parę kroków od brzegu i ponownie strzelił, tym razem za cel obierając kryształy.
 
Kerm jest offline  
Stary 17-04-2014, 13:57   #430
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Galvin

Gniew przemówił przez Khazada, a stal błysnęła w jego rękach złowrogo. Galvin wolał poświęcić życie, niż dać się omamić nieznajomemu przeciwnikowi. Słowa, które wypluł z siebie piwowar, nie przyniosły skutku bowiem stwór zbliżał się powoli acz nieubłaganie. Krok po kroku przybliżał się ku swojej ofierze, a złowieszczy śmiech wydobył się z gardła mary. Było w tym coś przerażającego na tyle, że Galvinowi włosy stanęły dęba, a ciarki przeszły po całym ciele. Istota przystanęła w odległości kilkunastu metrów wpatrując się w swoją ofiarę. Ogień z pochodni ledwo co świecił, i jej promienie zdawały się nie ogarniać swoim zasięgiem tajemniczego przybysza. Jakby aura ciemności panowała dookoła niego, i żadne światło nie mogło się przez nie przebić, pogrążając się w mroku.

-Myślisz, że wiesz wszystko...Myślisz, że te kilka prostych słów mówi całą prawdę. Chcesz ją poznać...Proszę Cię bardzo...Niech się stanie Twa wola… - i istota klasnęła

Ciemność nastała wszędzie, i jedynie Galvin stojący z pochodnią był jedynie jasnym punktem w tej całkowitej ciemności. Piwowar stał tak, trzymając w drugiej dłoni topór, gotowy stoczyć pojedynek z upiornym przeciwnikiem, gdy nagle poczuł jak ziemia zaczyna drżeć pod jego stopami. Kawałki ziemi, skał zaczynały się delikatnie unosić nad ziemią, a ściany kruszyć lecz jej fragmenty nie opadały one na ziemię, tylko zawisły nad nią. Wiatr zaczął wyć i uderzać w Galvina, a jego ostry podmuch delikatnie szarpał brodę i skórę krasnoluda. Istota stojąca przed nim zaczynała rosnąć i rosnąć, a ciemność dookoła niej rozprzestrzeniła się błyskawicznie. Aura zła i gniewu jaka ją otaczała była praktycznie wręcz namacalna, i gdyby zamiast krasnoluda stał tu człek, ten z pewnością poddał by się jej. Ten jednak czuł jak strach wdziera się do jego serca i próbuje przejąć nad nim kontrolę, lecz żelazna dyscyplina i wiara w to co jest dobre a co złe, nie pozwoliła się mu poddać.
Istota była wyższa czterokrotnie od Galvina a mroczne cienie, które krążyły tuż za nią, zdawały się przybierać kształt skrzydeł. Istota w dłoni trzymała wielki sierp, który z łatwością mógłby przepołowić Galvina na pół.



Istota wykonała niedbałe machnięcie swoim orężem i unoszące się kamienie zaczęły lecieć w krasnoluda. Kilka z nich trafiło, mocno go raniąc i obijając go dość mocno. Krew pociekła Khazadowi z nosa, skapując na ziemię.

- Taki prawy, taki głupi i taki ślepy. Umrzesz więc tutaj zapomniany przez wszystkich, bowiem nawet Bogowie tutaj nie zaglądają… - istota zaczęła zanosić się szaleńczym śmiechem

Wolf

Gdy tylko najemnik dotknął ziemi korytarz znikł, tak samo jak i jego przyjaciele. Wiele rzeczy się nie zgadzało ze sobą, bowiem nie miał przy sobie broni, towarzyszy i nawet miejsce nie było to, w którym powinien się znaleźć. Szmaty jakie miał Wolf na sobie były poniszczone, porwane i widoczne były na nich ślady zaschniętej krwi. Najemnik przełknął nerwowo ślinę i spojrzał pod nogi. Na kostkach miał bowiem założone grube kajdany, takie same jak w Mirhoffen. Tamte dni do tej pory męczyły go w snach, a twarz jego prześladowcy zdawała się być wiecznie żywa.
Stał tak ociekając potem, śmierdząc strachem a jego serce biło jak oszalałe. Najemnik uważnie rozejrzał się dookoła siebie, próbując zorientować się gdzie jest. Długi, ciemny korytarz a na ścianach palące się pochodnie oraz zawieszone obok nich emblematy, które aż nazbyt dobrze znał. Należały one bowiem do rodu Von Zir. Wolf już chciał krzyknąć z rozpaczy, która wdarła się w jego serce, lecz głosy jakie go doszły powstrzymały go od uczynienia tego. Stał w korytarzu, a głosy dochodziły go z tyłu:

-Kurwa..pierdolony sukinsyn...Macie go złapać żywcem...Lord osobiście wyrwie mu oczy i nakarmi go jego własnymi jajami… Ruszać się.. Nie mógł daleko uciec… Ja pierdolę, banda zjebów - głosy początkowo były odległe, lecz z każdym nowym zdaniem, przybliżały się ku.

Kroki. Dziesiątki kroków, biegnących truchtem. Wolf mógł przypuszczać, że to o nim mowa. Nie było czasu się zastanawiać jak znowu do tego doszło, nie mógł zostać złapany. Nie darują mu tego. Czas uciekał. Nic się nie zgadzało, ale walczyć o życie trzeba było. Jedyne co pod ręką miał to zakrwawiony kamień wielkości pięści. Jeżeli się nie mylił i był tam gdzie podejrzewał, musiał biec do przodu. Tam było wyjście...


Youviel

Elfka już podczas skoku miała złe przeczucia, które potwierdziły się zaraz po tym jak wylądowała po drugiej stronie tafli. Stopy miękko ułożyły się na podłożu i leśna dziewczyna miała już łuk w ręku, gdyby pojawiło się jakieś zagrożenie. Tak jednak nie było, lecz nie była już w podziemiach a na polanie w lesie. Słońce wysoko świeciło nad jej głową, a po jej towarzyszach i ukochanym nie było śladu. Rozglądała się tak dookoła rozumiejąc już gdzie się znajduje. Znała to miejsce aż za dobrze. Las Reikwald, jej rodzinne strony. To tu się wychowała, to tu dorastała i to tu miały miejsce wydarzenia, które zmieniły jej życie. Po chwili jej zmysły wychwyciły jakiś ruch, jakieś hałasy na wschód od niej.Szelest. Na prawo. Kątem oka wychwyciła jak jakiś cień przebiega między drzewami. Coś lub ktoś ją obserwował. Była tego pewna. Wręcz czuła ten wzrok na sobie.
A potem nastąpił atak. Pierwsza strzała ominęła ją o włos tak jak i druga, która na szczęście była też niecelna. Cichy, delikatny śmiech doszedł ucha wojowniczki zza drzew. Złośliwy i złowieszczy chichot, i co najgorsze elfka kojarzyła go skądś. Początkowo nie mogła uwierzyć w to, przyjąć tego do wiadomości, pogodzić się lecz gdy zza drzewa wyłoniła się Yvorrys, przypuszczenie stało się faktem. Ta spojrzała na na Youviel i rzekła:

-Witaj siostrzyczko… - głos elfki ociekał jadem, nienawiścią.



Zmieniła się. Twarz jej, niegdyś śliczna podobająca się tak wielu jej pobratymcom, teraz była tylko cieniem i wspomnieniem. Prawa strona poparzona jeszcze się nie zagoiła, a głębokie blizny tylko pogarszały cały widok. Usta, niegdyś piękne i zawsze czerwone, były teraz popękane tracąc swój blask i wdzięk. Kawałek ucha zapewne został, patrząc na pozłacaną osłonę, odgryziony albo oderwany. Niegdyś uśmiechnięte wciąż oczy, obecnie spoglądały z wściekłością i pragnieniem żądzy krwi. Los nie był dla niej łaskawy i widać było, jak wiele musiała przejść.


Sioban

Jakimś cudem szlachcic przepłynął docierając cały i zdrowy na drugi brzeg. Gdy podciągnął się ze zdziwieniem odkrył, że nie jest w tym samym miejscu, który widział wcześniej. Tą dezorientację powiększył fakt, iż miał na sobie zbroję płytową, w krwistym kolorze, a w dłoni trzymał Unicorna. Przekuty na nowo miecz błyszczał i lśnił się, jakby co dopiero wyszedł spod ręki największego kowala. Sioban czuł jego moc i potęgę, a nawet to że miecz zdawał się szeptać do niego; “więcej”, “daj mi ich więcej”. Słyszał zew krwi, o który miecz wołał a dziwne symbole pobłyskiwały na stali, mieniąc się czerwonym kolorem. Noga była zdrowa a on sam w pełni sił, płonąc gniewem - choć nie wiedział dlaczego. Przed Siobanem stały drzwi. Zamknięte i szlachcic czuł, że musi je przekroczyć by dostać to czego pragnie. Czuł to gdzieś w sercu, dziwne szepty mówiły mu że to tam odnajdzie to czego pragnie. Tam jest jego prawdziwe dziedzictwo, które mu podstępnie odebrano. Krzyki dochodziły zza drzwi. Pełne przerażenia, strachu i grozy. Sioban poczuł jednak jak miecz wzywa o krew. Podszedł do drzwi i rozpoznał je. Był tu dawno temu. Jako mały chłopiec. Drzwi do komnaty samego Karla Franza II.


Laura

Przedostała się na drugi brzeg i ze zdziwieniem odkryła że ani Siobana ani innych towarzyszy tutaj nie ma. Nie było też korytarza, ani sadzawki wodnej tylko cela. To w niej stała teraz Laura, a broń i ubranie, które miała na sobie zniknęło. Ubrana w szarą, poniszczoną, pełną dziur i plam zaschniętej krwi włosiennicę, czuła jak zaczyna być jej zimno. Stopy nagie i poobijane, tak jak i reszta jej ciała mogła wprowadzić lekką dezorientację u Sigmaritki. Plecy, te ją najbardziej bolały i po chwili badań, Laura stwierdziła że ktoś nie dawno ją porządnie wychłostał i to dość sprawnie. Krew nie dawno co dopiero zaschła, a najmniejszy dotyk piekł jak cholera. Przechodzący koło celi żołnierze, ubrani w eleganckie mundury z wyhaftowanym symbolem Sigmara, co jakiś czas zerkali na nią z drwiącym uśmieszkiem. Ci bardziej odważni zatrzymywali się, kiwali smutno głowami a potem pluli w kierunku więźnia. Nikt nie odezwał się do niej ani słowem. Traktowana jak najgorsze zło. W końcu przed stanął mężczyzna średniego wzrostu, z gęstym zarostem na twarzy. Miał na sobie szaty kapłańskie a w ręku trzymał Księgę Wiary. Milczał wpatrując się tylko cierpliwie w więźnia. W jego spojrzeniu nie było nienawiści tylko litość i współczucie.

-Zbłądziłaś bardzo moje dziecko - zaczął -Oddaliłaś się od swego Boga, zgubiłaś ścieżkę i mimo swych oczywistych zbrodni nadal twierdzisz, że Twe uczynki były dziełem ręki Boga..? - zapytał z nie dowierzaniem w głosie


Lotar

Łowca nagród wydrapał dziwne znaki na ścianie, choć czy można je było uznać za ostrzeżenie. Ciężko było stwierdzić, choć ci bardziej bystrzejsi mogą zrozumieć intencje rysującego. Bełt puszczona nad głowami towarzyszy poleciała w korytarz i trafiła w ścianę, nie wyrządzając jej krzywdy. Odsunął się on parę kroków od brzegu i strzelił prosto w kryształy. Kolejny bełt poleciał i trafił on idealnie w jeden z nich. Grot przebił go na wylot, i ten rozsypał się na drobny mak. Jego kawałki, a także dziwna oleista ciecz, która wypadła z niego spadła na wodę, delikatnie mącąc gładką powierzchnię wody. Nie minęło jednak bicie serca, gdy potężny strumień wody wystrzelił w górę, obryzgując wszystko dookoła. Nim Lotar zdążył odskoczyć do tyłu, potężna macka wystrzeliła z unoszącej się wody, i trafiła go centralnie w głowę. Uderzenie było na tyle silne, że Lotar trafiony macką uderzył o kamienną ścianę. Krew polała mu z łuku brwiowego, zalewając lekko oczy.



Woda delikatnie zaczynała opadać, ukazując przedziwnego stwora, który wyłonił się z dziury. Bestia miała fioletową skórę, pokrytą różnymi zrogowaceniami i wypustkami, które wychodziły na zewnątrz skóry. Jej głowa była o wiele większa od głowy człowieka, a paszcza po rozwarciu się ukazała trzy rzędy następujących po sobie, długich, cienkich i ostrych jak sztylety, zębów. Czerwony język na widok Lotara, oblizał chropowate wargi i najemnik, zrozumiał że może skończyć jako danie główne dzisiejszego dnia. Tułów stwora zanurzony był w wodzie, stąd też nie możliwa była identyfikacja jego pełnych rozmiarów oraz dolnych kończyn, o ile je posiadał. Tuż od głowy wychodziły dziwne, długie i silne macki a część z nich była otoczona ostrymi, grzebieniami kostnymi. Macki wiły się i zaczęły się kierować w kierunku obiadu, którym miał zostać Lotar von Treskov.


Helvgrim

Dłoń krasnoluda sięgnęła po niebiańskie ostrze i gdy tylko ten ją dotknął, poczuł jak przepływa przez niego moc a jego umysł zalewają wizje. Helvgrim początkowo chciał stawić im opór, ale kilka sekund i zrozumiał, że musi je przyjąć by zrozumieć. By wiedzieć. Ta świadomość sprawiła, że otworzył się na nie.
Pierwsza wizja sprawiła, że krasnolud widział ziemię zrytą i zarzuconą kawałkami obsydianu, żelaza i innych metali. Na ten jałowej ziemi, stała dumnie wysoka wieża, pośród buchających dookoła wulkanów. Karak Vlag, Samotna Forteca obecnie już nie istniejąca lecz teraz Helv widział ją. Widział jak nadchodzi wybawienie, jak przychodzi pomoc..a potem nastała pustka. Czuł gniew, który tam krążył. Początkową bezsilność, bezradność i nagłe wybawienie. Czuł cenę jaką musiano za to zapłacić. Rozumiał, że to było koniecznie. To była jedyna droga i to ona, wskazała nowy kurs, jaki jego nowi bracia obrali. Czuł jak potęga zbierała się wśród nich, i choć było ich niewielu, przetrwali i zwyciężyli.
W drugiej wizji Khazad miał wrażenie że podróżuje, że leci tak jak czas leci nieubłaganie i on sam stał teraz na przeciwko wrót Zharr-Naggrund. Miasto Ognia i Pustki. Kuźnie wyrzucały w powietrze gęste kłęby trującego dymu, unoszącego się z ognisk pod kotłami. Uderzenia młotów dudniły rytmicznie, kując nowe bronie, zbroje i machiny wojenne. Praca trwała dzień i noc, i tylko wrzask pracujących jeńców był wstanie zagłuszyć ten hałas. Majestat miast, jego potęga sprawiła, że Helvgrim czuł że dobrze wybrał. Że wybrał jedyną słuszną drogę. Drogę prawdy i mocy.
A potem przyszedł ból. Początkowo silny, wręcz niewyobrażalny ogarnął jego ciało, tak że ten upadł na kolana lecz broni nie wypuścił z ręki. Niebieskie światło wylało się na zewnątrz roztaczając swoją moc na całą komnatę. Ogień buchał dookoła wylewając się z kotłów, chlapiąc na ziemię. Światło zaczęło zamieniać się w dziwną energię, która otoczyła Helvgrima. Ból mijał, a narastała w nim moc i potęga. Prąd zaczął przechodzić po ciele krasnoluda, otaczając go coraz bardziej i ten czuł jak zachodzi w nim przemiana. Fizyczna. Czuł potęgę, bijącą ze stali jego mięśni a oręż, który trzymał w dłoni sprawiał, że jego właściciel czuł się niepokonany. Czuł się niczym taran, którego nie da się zatrzymać. Czuł, że został stworzony by rządzić i władać a ci, którzy ośmielą stanąć się mu na drodze muszą zginąć. Tak miało być i tak będzie. Czuł i wiedział, że tak właśnie będzie.



W końcu blask światła zgasł, ogień przestał buchać z kotłów a i nowy znajomy znikł z pola widzenia. Rozejrzał się więc dookoła by móc zdecydować gdzie się udać, ale i tu miał przed sobą kolejne wyzwanie. Trzy różne kierunki, trzy ścieżki i każda z nich zakończona drzwiami. Na pierwszych namalowano symbol topora, na drugich koronę, na trzecich namalowano głaz w ośmioramiennej gwieździe.


Zapraszam na doca
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172