Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Warsztaty Pisarskie Last Inn
Zarejestruj się Użytkownicy

Warsztaty Pisarskie Last Inn Jeśli chcesz udoskonalić swój warsztat pisarski lub wiesz, że możesz pomóc w tym innym, zapraszamy do naszej forumowej szkoły pisania! Znajdziesz tu ćwiczenia, porady, dyskusje i wiele innych ciekawostek dotyczących języka polskiego.


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-10-2010, 14:00   #1
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Prośba o recenzję.

Witam,
Ostatnim czasem cierpię na nadmiar czasu, i na brak sesji, w której mógłbym odpisać, nie chcę zaczynać większej ilości, bo za jakiś czas mogę mieć więcej zajęć i nie wyrabiać z odpisywaniem. Zająłem się w takim razie rozwijaniem mojej ulubionej postaci.

Jest nią Maroco Ribiera, postać do świata fantasy, mag i zmiennokształtny. Gram/tworzę tą postać od długiego czasu, ma rozbudowane wcielenia, którymi posługuje się jako zmiennokształtny, każde z wcieleń, mogło by być osobną postacią. Maroco jest bardzo wszechstronnie uzdolnioną postacią, niejednokrotnie można by powiedzieć, że jest prze bajerowany, przerysowany, cheatowany. Cóż, a czemu by nie, w końcu to opowiadanie, a na potrzeby sesji, jest ograniczany z wielu cech/aspektów.

Wymyśliłem teraz, że może zacznę pisać coś na wzór krótkich opowiadań, o moim bohaterze, może kiedyś z tego powstanie coś dłuższego nie wiem. Na razie napisałem pierwsze, mam już pomysł na drugie.

Opowiadania będzie łączyła tylko postać Maroca Ribiery i czasem jakichś NPC'ów z jego historii. Są/będą to luźne opowiadania o dokonaniach, przygodach, i tym co kształtowało charakter, poglądy mojej postaci.


Każdego kto czuje taka potrzebę zachęcam do wyrażenie opinii, krytyki, sugestii, itp.


A teraz pozostaje mi tylko życzyć miłej lektury.






To było to czego szukał, mała talia kart, artefakt, który mógł uczynić go potężniejszym niż ktokolwiek w tym świecie. Maroco podniósł pudełko z talią, i z nabożną wręcz ostrożnością, schował do jednej z kieszonek w kamizelce. Teraz pozostało mu wydostać się z tego skarbca, potem z pałacu, a na koniec z miasta, bo kiedy arcymag dowie się, że talia zginęła będzie wściekły. W normalnych warunkach, Maroco Ribiera młody czarodziej, doppelganger nie ryzykował by tak bardzo dla tali kart, zwłaszcza, że obecnie przemykał, pomiędzy stosami złota, figurami ze złota, wysadzanymi drogocennymi kamieniami, szmaragdami, rubinami, i diamentami. Zasadniczo, gdyby wyniósł stąd dwie sakiewki klejnotów, to nie musiałby do końca życia nic robić, i nie ryzykował by gniewu arcykapłana.

Talia jednak miała pewne niezwykłe właściwości, każda karta była inna i każda była równie kusząca co niebezpieczna. Mógł wyciągać karty tylko pojedynczo, kiedy decydował się wyjąć karty, musiał określić ile ich wyjmuje, i musiał tyle wyjąć, zresztą gdyby tego nie zrobił, karta sama by wyskoczyła. Każda z kart miała potężna magiczną moc, i tak były w niej karty, które mogły mu dać olbrzymią wiedzę, albo siłę, albo wyryć w jego pamięci potężne zaklęcia, były też takie, które przywoływały smoka, albo przenosiły go do innego wymiaru, lub w najzwyklejszy sposób mogły go zabić. Karta raz użyta znikała ale Maroco dowiedział się już, że arcymag nie zużył żadnej z nich, być może się bał, a być może miał już dość mocy, potęgi i siły. Maroco nie śmiał próbować kart tutaj, bo taki ładunek magii z pewnością przyciągną by arcymaga, a z nim nie chciał się mierzyć, przynajmniej na razie.

Właśnie zmieniał się jednego z służących, korzystając z swojej rasowej zdolności, kiedy w polu widzenia pojawili się strażnicy, i na jego nieszczęście byli to strażnicy ze skarbca, nie to, aby byli wprawniejsi w walce, ale mieli na wyposażeniu od arcymaga okulary nasączone czarem prawdziwego widzenia, a to była jedyna rzecz poza śmiercią, która pokazywała jak naprawdę wyglądał. Wychudzony, szaroskóry, potwór o łysej wielkiej głowie, z wyłupiastymi czarnymi oczami bez powiek i źrenic. Zdążył się schować do wnęki, i chyba go nie zauważyli, bo minęli go rozmawiając cicho o ostatniej walce na pięści w niskim mieście. Najwyraźniej lokalny mistrz Tyshek po raz kolejny wygrał w pięknym stylu.
Kiedy byli już za wnęką w której przyczaił się Maroko, ten rzucił na nich proste zaklęcie snu i zaraz obaj sennie postanowili usiąść pod ścianą na minutkę lub dwie, po czym zasnęli. Maroko zabrał im z twarzy okulary, a następnie używając prostego czaru, zmodyfikował ich właściwości. Teraz były zwykłymi okularami o ciemnym szkle.

Ribiera ruszył spokojnym krokiem człowieka, który nie tylko wie gdzie idzie, ale i ma prawo tam iść. Mijał jeszcze dwie grupy straży, ale tym razem zwykłej, już oddalił się od pałacowego skarbca. Poczuł odprężanie, kiedy na jego drodze znalazł się ogród, tuż za ogrodem była brama, a za nią wolność i względne bezpieczeństwo, jednak niedaleko tej bramy na kawałku kamienia, siedział arcymag. wyglądał jakby medytował, i Maroco doszedł do wniosku, że musi utrzymać rolę, w końcu wyglądał jak sługa, wychodzący po zaopatrzenie, i nie było powodu, aby arcymag, miał na sobie stale czar prawdziwego widzenia. Poza tym, nie mógł zawrócić, bo to by skupiło uwagę straży. Szedł spokojnie, miał nadzieję, że wygląda tak jakby bał się zakłócić spokój arcymaga, a nie jakby bał się samego arcymaga.

Już prawie go minął, jednak wtedy poczuł ciepło w kieszonce kamizeli, gdzie schował talię i usłyszał śmiech.
- Nie lubię złodziei – powiedział, głos arcymaga o dziwo, nie był rozwścieczony, tylko raczej zaciekawiony..
Maroco nie tracił czasu na dyskusję. Rzucił zaklęcie niewidzialności, i skoczył w stronę niewielkiej bramy, którą miał zamiar się wydostać. Nie liczył na to, że niewidzialność wystarczy, dlatego już w skoku wyjął spod kamizeli dwa norze do rzucania i cisnął nimi w arcy maga, kiedy ten rzucał rozproszenie. Jeden z noży odbił się od kamizelki arcymaga, drugi przejechał po jego policzki, i zostawił paskudne rozcięcie. Zdziwienie Arcymaga było na tyle duże, że Maroco zdążył rzucił jeszcze dwa sztylety, a następnie rzucić czar ognistej kuli.
Maroco pominął tylko jeden fakt, arcymag miał lepszą magiczną szatę niż się spodziewał. Wybuch ogarnął go, jednak ten ruszył poprzez płomienie w jego stronę. W tym czasie Maroco leżał lekko oszołomiony, wybuchem w tak bliskiej odległości. Arcymag pochylił się nad nim i wyjął mu talię z kieszonki.
- Wiesz, że to ja ją stworzyłem? - zapytał - Dlatego mogę ją przeglądać i ustawiać, - mówiąc to wyjął karty i rozłożył niczym wachlarz, a następnie poprzestawiał kilkanaście kart. - Jesteś odważny i myślisz. Masz duże umiejętności, mało kto jest w stanie się tu dostać, a ty omal nie wyszedłeś, tylko przypadek sprawił, że postanowiłem tu przyjść tego poranka. Dlatego dam ci szansę. Poukładałem karty wedle własnego uznania. Wyjmiesz ich dziewięć, od ciebie zależy czy przeżyjesz. - Dla mnie będzie to ciekawa rozrywka. -

Maroco doszedł do wniosku, że nie przeżyje, ale to jak zginie ma teraz kluczowe znaczenie. Wstał, spojrzał w oczy arcymaga, starego mężczyzny, o niezwykle młodym i mocnym ciele.
- Nazywam się Maroco Ribiera i podejmuję wyzwanie, choć nie mam wyboru. - Zaczął się zmieniać, w swoją ulubioną postać. Młodego szlachcica, z krótkimi, jasnymi włosami, o ostrych rysach, gładkiej twarzy, i bystrych oczach. O wysokim i dobrze zbudowanym ciele. Jego obranie także się zmieniło. stare zostało jakby zepchnięte, a nowe wypłynęły z jego ciała. Efekt był zapierający dech w piersiach.
- Efektowne, nie znam takiej magii, chyba, że to nie magia? Kim jesteś? -
- Czar prawdziwego widzenia ujawnia moją naturę. Ale na pewno znasz co najmniej dwie istoty mogące zmieniać swój wygląd swobodnie i wedle życzenia. - Maroco stwierdził, że odrobina bezpośredniości i bezczelności nie zaszkodzi.
- Nie jesteś smokiem, bo za łatwo by mi poszło, więc jesteś doppelgangerem, tym bardziej miło mi poznać, nie ma was wielu na tym planie. No i twoje zdolności są bardzo rozwinięte. - Talia podleciała w powietrzy do Ribiery - a teraz dziewięć kart. Jedna po drugiej, znasz zasady.

Ribiera ujął talię i patrząc w oczy maga powiedział.
- Jak przeżyję to będę chciał kiedyś rewanżu - wyjął pierwszą kartę, ta zalśniła fioletowym ogniem, a on poczuł moc napływającą do jego ciała, jego zasoby magi zwiększyły się kilkukrotnie.
Sięgną po następną, i tym razem efekt był pozytywny, poczuł się lekki, tak lekki, że zapewne tym razem karta zadziałała na jego zręczność.
Podobnie była z następnymi sześcioma kartami, zyskał mądrość, inteligencję, magiczny pierścień, i magiczną sakwę z taką ilością złota i klejnotów, że mógłby kupić małe księstwo i na koniec poznał zaklęcia o takiej potędze, o jakiej nigdy nawet nie śnił.
Pozostała ostatnia karta.
- Nie martw się, nie uśpiłeś mojej czujności. Zastanawiam się tylko czy będzie czarny czy złoty. - powiedział z uśmiechem do arcymaga.
Wyjął ostatnią kartę i uśmiechnął się szerzej. Na karcie był smok, który ryczał z wściekłością. Karta wypuściła szary dym, a po chwili w ogródku przed nimi, stał dorosły szary smok, który ogonem właśnie niszczył, belki podtrzymujące zadaszenie nad ścieżką wokół głównych zabudowań.
- Sądzisz, że dasz mu radę? - Zapytał arcymag, jakby pytał swojego ucznia, czy da radę rozwiązać jakieś matematyczne zadanie. Maroko odpowiedział podobnym tonem.
- Nie, ale spróbuję - Ruszył spacerem do przodu, w marszu, rzucił na siebie najmocniejsze, zaklęcie tarczy jakim dysponował.


- Witaj, porozmawiamy chwilę zanim cię zabiję? - krzyknął do smoka.
- Raaaa ha ha ha ha... - najpierw potężny ryk, przechodzący w śmiech kiedy smok zmienił swoją postać w majestatycznego eladrina. - Ty miałbyś zabić mnie? Nie rozśmieszaj mnie człowieku. -
W tym momencie, Maroco rzucił najpotężniejsze zaklęcie jakie znał. Co prawda nie znał jego nazwy, bo karta nie dała mu ich nazw, ale jedynie działanie. W każdym razie wiedział, że jest to skupiony promień, porażający okład nerwowy, powodujący paraliż, i jednocześnie zadający olbrzymie obrażenia od ognia, lodu i błyskawicy. Wadą było to, że wymagał precyzji, i na pewno nie przebiłby się przez smoczą skórę. Ale smok w postaci ludzkiej, mimo swojej wielkiej odporności nie był tak twardy jak w prawdziwej postaci.
Plan się powiódł smok, zastygł w bezruchu, tylko jego twarz wykrzywił grymas bólu, Maroco nie czekał, mimo że widział wypaloną dziurę na klatce eladrina, uderzył w smoka, kolejnymi zaklęciami, coraz słabszymi, ale w którymś momencie zaklęcie paraliżu się skończyło, i Maroco był pewny, że teraz smok powróci do pierwotnej formy, co oznacza jego koniec. Jednak smok nadal w postaci eladrina osunął się na kolana i upadł. Był martwy, najwyraźniej któreś zaklęcie go zabiło, jednak paraliż utrzymywał go nadal w takiej formie jakby żył.

Zabił dorosłego smoka, dopiero teraz odczuł, jaką potęgę zyskał dzięki talii...
- Brawo, - usłyszał głos arcymaga, cóż potęga potęgą, ale zużył większość zaklęć, o co pewnie chodziło arcymagowi, kiedy tak ustawił karty. Być może spodziewał się, że Maroco tylko osłabi smoka i sam zginie, jednak osłabił siebie, a dla arcymaga nie ma różnicy którego z nich dobije. - Hmmm... co mam z tobą teraz uczynić? -
- Sugerowałbym, żeby mnie uwolnić - zażartował, jednak czuł, że na swój ostatni żart mógł wymyślić coś lepszego.
- Nie, tego zrobić nie mogę, - czoło arcymaga przeszyła zmarszczka, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał - mogę cię albo zabić, albo przyjąć na ucznia. Jesteś na tyle potężny, aby zrozumieć moje nauki, nadążyć za nimi, i nie zginąć przy tym. Z drugiej strony, szkolenie ciebie to ogromne ryzyko, już teraz dysponujesz mocą porównywalną z moją, gdybyś nie był wyczerpany, a ja byłbym bez moich magicznych przedmiotów, pojedynek byłby długi i wyrównany. Ostatecznie bym cię zabił, ale to by było wyzwanie. Więc co mam z tobą zrobić? - zapytał.
- No cóż, jeśli o mnie chodzi to nigdy nie pragnąłem konfliktu z tobą, szukałem mocy i potęgi w innym celu. Mam do wyrównania rachunki z pewną organizacją. - Nie była to odpowiedz, a przynajmniej nie do końca.
- Sugerujesz, że nie ryzykuję szkoląc cię? Ale możesz kłamać, twoja rasa słynie z podstępów. - Do ogrodu zbiegał się coraz większy tłum, hałas, ryk smoka i odgłosy walki były pewnie dla mieszkańców pałacu przerażające, ale kiedy dobiegły końca przyszli sprawdzić co się stało. Ciało smoka, które powoli powróciło do pierwotnego kształtu, leżało martwe w cześć wgniecione w ścieżkę i dach, arcymag dyskutował z jakimś obcym im człowiekiem. Dla służby było to ciekawe przedstawienie, przerażające, ale ciekawe.
- Najwyraźniej nie mam wyjścia. Ale musisz złożyć przysięgę, że nie odejdziesz z nauki przez dwa lata i przez pięć mnie nie zdradzisz? -
- Przysięgi można łamać. - odpowiedział przekornie Maroco.
- Ale ty ich nie łamiesz. - w głosie arcymaga pobrzmiewała pewność.
- Dobrze przysięgam. - Ribiera był zdeterminowany, aby zyskać wiedzę arcymaga, a skoro ten chciał mu ją sam oddać, to tym lepiej. Nie widział w nim wroga, po prostu nie sądził, że może zdobyć wiedzę w sposób taki jak nauka u arcymaga. Zresztą żaden z tych, którzy podjęli się nauki jej nie ukończył, więc to on podejmował ryzyko.
 
deMaus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172