Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-04-2013, 20:32   #131
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
STARCIE W OTULINIE

Pomodlił się w biegu w kierunku wskazanym przez zwiadowców. Ściskał mocno broń wierząc w swoje "nowe" umiejętności. Bieg nie sprawiał mu trudności, czuł siłę i motywację do działania. Jego fizyczna sprawność dodawała mu pewnosci ...

Gdy się zbliżyli, wszyscy zwolnili, i on też. Przycupnął, w pochyleniu przedzierał się od drzewa do drzewa, starał się być niezauważony. Kątem oka widział przyjació ... i wreszcie zaczęło się, ryk karabinów, krzyk ludzi, oba języki - mieszało się to i było jednym wielkim chaosem. Sam w pierwszym momencie nie wiedział gdzie biec, stanął jak wryty gdy został potrącony przez biegnącego obok partyzanta ...

Pierwszą ofiarą był .. pies. Wilk który z zębami na wierzchu biegł do niego jak do bezbronnego zwierza. I wtedy Doktorek wypalił, krótką serię, celnie w głowę która rozbryzgła się na kawałki i pies zdołał jedynie krótko zaskomleć. Potem były kolejne ofiary, Niemiec który stał, jakby niezdecydowany co robić .. i Doktorek ku swojemu zaskoczeniu bez chwili zwątpienia wypalił w niego, w brzuch, widział jek ten składa się i głową uderza o ziemię ... Bez skrupułów, bez wahania zabijał ludzi ... jak maszyna.

Nie znał siebie. Albo nie wiedział co z nim się stało.

***
UCIECZKA

Znowu bieg, bieg - czynność która lubił, pomimo zmęczenia, pomimo krwi na rękach, biegł i mógł myśleć, rozmyślać ... co dalej...

***

Okazało się, że Stryj oberwał. Gdy tylko była do tego okazja, opatrzył przyjaciela. - Trzymaj się, nie jest to poważne, trochę boli wiem ... ale wytrzymasz. Teraz już nie krwawi. Dasz radę. Mówił jak zakładał opatrunek, mówił nie wiedział czy bardziej do siebie czy do Stryja. Ale mówił.... nie czekał na odpowiedzi ...

Pułkownik Zielony oberwał naprawdę poważnie ... Doktorek obejrzał dokładnie klatkę piersiową, zanim opatrzył ranę przyłożył ucho. Nie słyszał szmeru oddechowego nad postrzelonym płucem.
Nie dość że paskudna rana, pocisk uszkodził żebro, i chyba jedną z tętnic międzyżebrowych to jest odma opłucnowa. Powietrze wypełniło jamę opłucnową i "ścisnęło" płuco które teraz nie może byc wentylowane. Opatrzył go najlepiej jak umiał.
Najgorsze, że znał los tego człowieka. Nie ma szans na życie. NIe w takich warunkach, tu go nie uratuje. Spojrzał mu w oczy .. i .. nic nie mógł powiedzieć.

- Umrze. Krótko powiedział do Gwiazdy. I się odwrócił.

***

Chciał iść z Tunią ... ale się obawiał, bał się że zawiedzie po raz kolejny. Myślał, prawie się zgłosił .. gdy okazało się, że jest potrzebny w lesie. I dobrze, i łatwiej ... znowu Beniaminek pomógł. Lubił go jak ... traktował jak ... aż trudno było wymówić te słowa ... Ojca? I wtedy ten wręczył mu swój karabin Kar98k. Jego słowa brzmiały i znaczyły więcej dla Zygmunta niz świerzy awans do stopnia kaprala. Łzy zwilżyły mu oczy ... tuż przed deszczem ...
- Nie oddam. Zdecydowanie odpowiedział Beniaminkowi i z namaszczeniem, symbolicznie wziął karabin od przyjaciela.

Spojrzał w stronę Sprzęgła - W pojedynkę chyba mamy większe szanse się przedrzeć. Na otwartą walkę przecież już się nie zdecydujemy. Spotkajmy się tam na Boga. Jak w kawiarni .... Spojrzał na Tunię, Beniaminka ... miał nadzieję, że nie ostatni raz i ruszył w las.

***

Zamiar miał jednak inny, miał nadzieję istotnie, że samodzielnie zdoła się przedrzeć przez obławę; noc, pogoda ku temu sprzyjała. Jednak nie chciał zostawić rannego Stryja, który niejako w jego mniemaniu został skazany na porażkę. Przecież jak zdołają z rannym Zielonym przedrzeć się .. Bez szans. Chciał być w pobliżu, chciał uczynić ze swoich umiejętności najlepszy pożytek .. zamierzał ukrywać się w ich okolicy a w sytuacji potyczki włączyć się do walki. Miał stać się snajperem, z tą bronią mogło to byc realne ... umazał twarz w błocie, ubranie i tak miał czarne ...

Niezauważenie towarzyszył grupie Stryja ...

Nikt nie wiedział że w plecaku miał kawałki ludzkiego ciała, kolegów zmasakrowanych w obozie. Wziął kilka oberżniętych rąk i uszu gdy inni zbierali menaszki ... To przyszło mu do głowy gdy miał wrażenie że jest żywym mięsem dla psa, niemieckiego wilka ... może Oni jeszcze pomogą Polsce i żywym Polakom ...
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"

Ostatnio edytowane przez Szamexus : 26-04-2013 o 20:35.
Szamexus jest offline  
Stary 27-04-2013, 11:05   #132
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Wszyscy

Ciemność zapadła nad puszczą kampinoską wcześniej, niż zaszło słońce. Wiatr, zgodnie z przewidywaniem partyzantów, przygnał ciemne, ciężkie chmury, które przesłoniły niebo. Zaczęło padać. Najpierw dość wolno, ale potem lunęło z siłą zdolną, zdawałoby się, wypłukać drzewa z korzeniami.

- Bóg nam sprzyja – powiedział Gwiazda.

To był znak, że zaczynają się śmiertelne podchody z siedzącymi im na karku nazistami.


BENIAMINEK, TUNIA

Deszcz lał się na nich z nieba z nieustającą siłą. Towarzyszący mu silny wiatr giął wierzchołki drzew, łamał co słabsze konary w puszczy. Kampinos wypełnił mrok i nieustanny szum ulewy przerywany skrzypieniem drzew i trzaskiem walących się konarów. Idealna noc do ucieczki.

Beniaminek prowadził, a Tunia szła tuż za nim, starając się nadążyć za weteranem i nie stracić go z oczu, co oznaczało niemożność oddalenie się o więcej niż pięć kroków. Poza tą granicą wszystko pochłaniała wilgotna ciemność. Swoich zostawili za plecami, Niemców mieli gdzieś przed sobą. Nie mieli pojęcia gdzie i każdą leśną ścieżkę, przecinali zachowując największą możliwą ostrożność. Raz wydawało im się, że gdzieś, jakąś większą, mijaną dosłownie kilka minut temu drogą, przejechał jakiś pojazd silnikowy – po odgłosach sądząc bardziej motocykl, niż samochód. Nie zaryzykowali konfrontacji.

Czas mijał im na przedzieraniu się przez ciemną puszczę. Przemoczeni do suchej nitki, wyziębieni stracili poczucie jego upływu. Wydawało im się jednak, że musieli przeciąć linię obławy. Być może Niemcy po prostu wycofali się przy tej pogodzie, wiedząc, że szukanie partyzantów, to jak szukanie igły w stogu siana. Ale bezpieczniej było założyć, że naziści gdzieś tam są, że czają się po krzakach niczym drapieżniki. Bezpieczniej i rozsądniej.

- Możemy chwilę odpocząć – powiedział Beniaminek, kiedy uzyskał pewność, że przedarli się przez pierścień obławy.


DOKTOREK


Kiedy reszta partyzantów rozproszyła się po lesie dzieląc się na małe dwu – trzy osobowe grupki, lub decydując się na samotną próbę wyrwania się z opresji – jak Doktorek – Zygmunt Berkowicz ruszył za największą grupą. Za oddziałem niosącym rannych i składającym się głownie z rannych. Miał plan ochrony towarzyszy broni przed potencjalną pogonią, jednak jak na razie noc i ulewa, nie sprzyjała realizacji jego planu. Kar98k był w takich warunkach równie skuteczny, co nóż.

W deszczu i nocnych ciemnościach najtrudniejszą częścią zadania było także nie zgubienie grupy. Mimo, że partyzanci nieśli rannych, to jednak wybierali do marszu ścieżki lub szersze obszary lasu. Doktorek musiał iść bokiem, co oznaczało nierzadko zagłębianie się w gęste mateczniki, lub przedzieranie przez krzaki i zarośla. Nie chciał zdradzać jednak swoim kolegom tego, że im asystuje. Miał być niespodziewaną odsieczą, jakby coś. Nie mogli wiedzieć o jego ochronie.

Doktorek był niczym legendarny duch puszczy. Niewidzialny i niebezpieczny. Niczym prawdziwy, kampinoski leszy – istota ze słowiańskiej mitologii, o której gdzieś tam, kiedyś Zygmunt słyszał. Doktorek nie zważał na to, że moknie i że raz o mało nie wykłuł sobie oka przedzierając przez jakiś młodnik. Z zaciśniętymi zębami i podrapaną twarzą mógł stanowić idealnego modela dla jakiegoś zbłąkanego w lesie rzeźbiarza, który chciałby stworzyć pomnik martyrologii i walki polskiej.

Z kolejnymi przebytymi kilometrami nic się nie działo, poza tym, że uciekający partyzanci zbliżali się coraz bardziej do Wisły.


SPRZĘGŁO


Sprzęgło był zmęczony ciągłym uciekaniem. Nie miał nawet sił, a może ochoty, włączyć się do ustalania podziału na grupy. Zaskakującą decyzję Doktorka o tym, że każdy idzie na własną rękę przyjął równie spokojnie zgadzając się na nią kiwnięciem głowy.

Kiedy nadeszła właściwa pora z wrodzonym sobie talentem do logicznej, wręcz matematycznej analizy sytuacji wybrał jeden kierunków. Postronny obserwator mógłby podjąć mylne wrażenie, że partyzant robi to zupełnie bez głębszego namysłu. Jednak w głowie Sprzęgła obliczenia szły pełną parą. Na zapamiętany obraz terenu nakładał potencjalną marszrutę, dzielił ją na odcinki, odrzucał zdecydowanie najryzykowniejszą, pozbawioną osłon drogę, a tą którą wybrał oparł na największym prawdopodobieństwu ominięcia ścigających ich nazistów.

Las wokół niego zalewały strugi deszczu podnosząc realne szanse wyjścia cało z opresji. Pochylony, starając się zachować czujność, Sprzęgło przemykał się w stronę miejsca zbiórki.


TUNIA, BENIAMINEK

Kwadrans wystarczył, aby odzyskali nadszarpnięte nocnym marszem siły. Deszcz zdawał się wytracać na sile. Wiatr przeganiał chmury dalej, na wschód.

- Musimy iść dalej – Beniaminek podniósł się z ziemi i podał rękę Tuni.

Dziewczyn dzielnie podjęła się wysiłku i po chwili szli już dalej. Deszcz przestał padać, a zza chmur wyjrzał księżyc zdecydowanie poprawiając widoczność. Beniaminek zacisnął zęby. Los zaczynał się od nich odwracać. Ale liczył na to, że przeszli już przez sieć obławy. Że droga do Warszawy, mimo iż długa, stała przed nimi otworem.

Gdzieś przed nimi zadudniły w oddali koła pociągu. Tory kolejowe. Dzięki nim Beniaminek mógł wziąć poprawkę na marszrutę.

- Wiozą Żydów z getta – powiedział do Tuni, sam nie wiedząc dlaczego. – Niektórzy sądzą, że na śmierć. Jak naszych z Pawiaka wiozą do Oświęcimia, tak Żydów z getta wywożą zupełnie gdzieś indziej. Nikt nie ma pojęcia dokąd.

Tunia zacisnęła zęby. W mroźnym, październikowym powietrzu i tak zrobiło jej się dziwnie gorąco.

- Dobra. Oszczędzajmy oddech.

Niecałe pół godziny później znaleźli się na granicy puszczy. Przed nimi rozciągała się otwarta przestrzeń podwarszawskich okolic. Małe wioski pola poprzecinane zagajnikami drzew i sadów. I drogi od Sochaczewa do Warszawy. Sochaczew. Jeden z symboli kampanii wrześniowej. Bitwa nad Bzurą. Ostatni fragment wojennej kampanii Beniaminka. Wspomnienia wracały, niczym film wyświetlany w obwoźnym kinie.


Teraz jednak Sochaczew lepiej było ominąć szerokim łukiem. AK wiedziało o obozie pracy przymusowej. Siedzieli w nim Polacy, zmuszani głodem i ciężką pracą, do wysiłku ponad siły. Rozpoznanie przyniosło też wieści, że rok temu Polaków wywieziono do Oświęcimia, a ich miejsce zajęli rosyjscy jeńcy wojenni z frontu wschodniego.

Kiedy wyszli na drogę trzymali się jej skraju. Dzięki temu dwukrotnie zdążyli czmychnąć w krzaki widząc jadący z oddali samochód. Niemieckie odwody kierowane w stronę Kampinosu nie napawały optymizmem.

W końcu oddalili się od Sochaczewa o dobre piętnaście kilometrów, trzymając raczej bocznych dróg. Potrzebowali odpoczynku, a gdzieś tam, w morkach nocy zobaczyli przed sobą zabudowania jakiejś przydrożnej wsi.

- Błonie – stwierdził Beniaminek. – Jesteśmy w jednej trzeciej drogi.

I wtedy to usłyszeli. Oboje naraz. Charakterystyczną salwę karabinową dochodzącą gdzieś od strony właśnie wsi Błonie. Brzmiała, jak pluton egzekucyjny.



DOKTOREK


Przestało padać i światło księżyca przebiło się przez chmury. Zrobiło się odrobinę jaśniej, co nie oznaczało jednak, że można było mówić o dobrej widoczności. Nadal Kampinos był ciemny, mokry i zimny.

Osłaniana przez Doktorka kawalkada zatrzymała się. Najwyraźniej coś działo się pośród żołnierzy, albo musieli zwyczajnie, po ludzku, odpocząć. Postój jednak przedłużał się i w końcu Doktorek zrozumiał, dlaczego. AK-owcy kopali grób. Najprawdopodobniej pułkownik Zielony odszedł na swoją ostatnią wartę.

W końcu obserwowani partyzanci podjęli decyzję. Postanowili się rozdzielić.

Kiedy pierwsza grupka ruszyła w las, wybierając jeden z zapomnianych, leśnych duktów, dosłownie po kilkudziesięciu sekundach dało się słyszeć potężny łoskot eksplozji i Doktorek ujrzał charakterystyczną poświatę wybuchu.

- Miny! – dało się słyszeć okrzyk kogoś z głównego oddziału.

Ale Doktorek miał inne zmartwienie. Wydawało mu się bowiem, że w lesie, za swoimi plecami, lecz bardziej z boku, ujrzał zbliżającą się grupkę postaci. Trudno było oszacować ich liczebność, ale Doktorek dałby sobie rękę uciąć, że są to Niemcy.


SPRZĘGŁO


Zdyszany zatrzymał się by na chwilę by złapać oddech. Zbliżał się do Krzywej Góry. Poznał to po konwaliach, które porastały większość okolicznych stoków. W maju, kiedy kwiaty kwitły, musiało być tutaj naprawdę pięknie. Teraz jednak, w nocy, trudno było docenić ich urok. Ot, jeszcze jeden rodzaj roślinności, który w ciemnościach wyglądał dokładnie tak samo, jak trawa czy inne elementy poszycia.

Wzgórze pachniało błotem i grzybami. Rankiem, jeśli las okaże się bezpieczny, będzie można nazbierać trochę grzybów. Usmażone idealnie wypełniłyby ciepłem wygłodniały jedzenia żołądek.

Przez dłuższą chwilę Sprzęgło przyglądał się i przysłuchiwał najbliższemu otoczeniu. Nie dostrzegł jednak nikogo i niczego. Ostrożnie, nauczony czujności, wspiął się na wzniesienie będące miejscem zbiórki AK-owców. Chyba dotarł na miejsce, jako pierwszy. Miał nadzieję, że nie jako jedyny.

Usiadł tak, by nikt nie zaszedł go od tyłu i raz jeszcze upewniwszy się, że nic mu nie zagraża, wyjął kawałek chleba i suchej kiełbasy. Zaspokoił głód powoli, chociaż miał ochotę rozerwać jedzenie zębami i przełknąć nieprzeżute.

Cios spadł nagle. Szybkie uderzenie w skroń zapaliły mu gwiazdy pod czaszką. Osuwając się w mrok nieświadomości Albert zdołał jeszcze zauważyć parę wysokich, ubłoconych kamaszy, które niczym grzyb po deszczu, wyrosły gdzieś obok niego. Tak cicho, jakby właściciel buciorów był duchem, nie człowiekiem.

Potem Sprzęgło stracił przytomność.
 
Armiel jest offline  
Stary 08-05-2013, 09:47   #133
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Beniaminek był na siebie zły. Pomysł marszu na Sochaczew miał tą jedną, niewątpliwą zaletę, że bez większych trudności wywinęli się obławie. Dalej było tylko gorzej. Część planu, w której znajdują w Sochaczewie wsparcie, transport, a przynajmniej nie krzyczące "jestem partyzantem" ubrania, okazał się nierealny - jakby jakaś siła z góry zwyczajnie nie chciała by ich dwójka miała za lekko. Niemcy obsiedli miasteczko jakby to była ich ostatnia twierdza w najbardziej kluczowym punkcie linii frontu. Na chłopski rozum nadal była to pewniejsza droga niż powrót na patrolowany skraj puszczy, podróż drogą bezpośrednio do niej przylegającą przez Leszno lub trochę od niej odbiegająca, odsłonięta ale mniej oczywista droga przez Błonia. Coś jednak kazało mu skorzystać z tej ostatniej. Wbrew rozsądkowi, idąc za wyjątkowo silną intuicją. Od czasu, gdy Sybilla zmarła mu na rękach miewał takie przebłyski... choć mogła też odegrać rolę niechęć do przedzierania się przez las.

Kawał drogi przeszli bezpiecznie, ale to musiało się kiedyś skończyć. Salwa z karabinów - żadne z nich nie łudziło się, że to nocne ćwiczenia, czy salwa honorowa. Nie łudzili się też w kwestii tego kto strzela - egzekucje przeprowadzane przez polskie oddziały nigdy nie były masowe i nie odbywały się w centrum zabudowań. Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością właśnie rozstrzeliwano tam dobrych, uczciwych ludzi.

Beniaminek i Tunia wymienili spojrzenia. Nie mogli się w to zaangażować, to było boleśnie jasne - mieli za zadanie ważny kontakt, nie wolno narazić misji. Poza tym, co u diabła mogli zdziałać we dwójkę.

- Póki jest noc obejdziemy Błonia od południa, przez teren cmentarza. Jeśli znajdziemy gdzieś po drodze bezpieczną kryjówkę, poczekasz w niej, a ja zobaczę co tam się dzieje. Niewiele możemy zrobić, ale trzeba będzie o tym zameldować. W porządku?
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline  
Stary 08-05-2013, 13:46   #134
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Albert powoli otworzył oczy z głośnym sykiem wciągając powietrze. Głowa bolała go niemiłosiernie nawet wtedy, gdy przyciskał otwartą dłoń do najbardziej bolącego miejsca.

Co się stało?
Pamiętał tylko jak walczyli. Odbili Zająca, ale prócz tego nic nie szło zgodnie z planem.
Pamiętał odwrót, którym był już zmęczony i decyzję Doktorka, by każdy z nich próbował dotrzeć do celu na własną rękę. Będąc w świecie swoich myśli musiał pominąć jakąś ważną część rozmowy.
Niemniej decyzja kompana z Warszawy podobała mu się. Wiedział gdzie ma dotrzeć i mógł przeć do przodu własnym tempem, gdyż wierzył, że matematyka pokaże mu jedną z najlepszych możliwych dróg.

O dziwo bez trudu był w stanie przypomnieć sobie i odtworzyć obliczenia, jakie przeprowadzał. W pewnym momencie sięgnął do teorii chaosu.
Potrafił opracować również wzór na jego drogę po jej przebyciu. Była to zwyczajna funkcja charakterystyczna.

Pamiętał jak dotarł na miejsce i nawet rozejrzał się czy nikogo nie ma w pobliżu, ale musiał być zbyt zmęczony, by dostrzec coś, co strzeliło go w nieuważny łeb.
Tylko co to było?

Rozejrzał się. Żołnierze Gwardii Ludowej, ale było ich jakby trochę mniej. Czyżby trafili na Niemców?

-Dobrze, że to wy, a nie szwaby - powiedział z lekkim uśmiechem, jakby właśnie spotkał towarzyszy broni.
W rzeczywistości niespecjalnie cieszył się na to spotkanie. Nigdy nie wiadomo czego można było spodziewać się po tych sowieckich psach.

Jeszcze nie przybyli jego towarzysze. Miał nadzieję, że wogóle przybędą albo... że nie pomylił miejsc.
Rozejrzał się jeszcze raz więcej czasu poświęcając tym razem otoczeniu, a następnie po zgromadzonych ludziach.

-Skąd idziecie? Niemców napotkaliście?
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 08-05-2013, 14:07   #135
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
- Jasne, że tak, Szefie - odparła Tunia poważnie.

Beniaminek zmienił się po tych miesiącach spędzonych w lesie. Był jakiś....bardziej mroczny, wycofany. A może po prostu broda nadała mu więcej powagi? W każdym razie ufała mu jak nikomu innemu, mimo, że nagle wydał jej się jakimś nieosiągalnym bohaterem.

Plan zaproponowany przez dowódcę sprawdził się. No i niebo im trochę sprzyjało. W strugach deszczu przedarli się przez lasy i jakoś umknęli pierścieniowi zasadzki.

Tunia była nieludzko zmęczona. Marzenie o suchych ubraniach i kubku gorącej kawy prześladowało ją od kilku ładnych godzin. Ale nie narzekała. Nie tylko ona musiała wykrzesać z siebie wystarczająco wiele sił, żeby umknąć aż do Błoni. Zaciskała więc zęby i parła na przód mimo otartych, piekących pięt. Bo chłopaki, którzy zostali w lesie mieli pewnie jeszcze gorzej.

Cmentarz był dobrą kryjówką do tego, żeby poczekać do zmroku.Tunia czuła gorycz w ustach, że nie mogli pomóc tym biednym ludziom, ale zdawała sobie sprawę, że we dwójkę, uzbrojeni jedynie w pistolety nie przeżyliby dostatecznie długo.

Niemniej jednak trzeba było sprawdzić, co w Błoniach naprawdę się wydarzyło. Beniaminek chciał iść sam, ale dziewczyna nie zamierzała czekać bezczynnie i zostawić dowódcy samego.
Do wsi pójdą razem, choćby miała mu jęczeć przez całą drogę w czasie gdy okrążali wieś.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 08-05-2013, 14:46   #136
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
Łomotnęło naprawdę mocno, aż cały zadrgał. Tego rodzaju przerwanie ciszy mobilizowało wszystkie rezerwy adrenaliny. Wszystkie uśpione instynkty ożywały .. i na szczęście.

Gdy tylko miał zamiar ruszyć w kierunku eksplozji, zorientować się jaka jest sytuacja, dostrzegł ruch. Cholera, pomyślał jak tylko zobaczył poruszające się postaci …. byli jeszcze daleko, chyba szkopy … Odruchowo się cofnął, oszczędnie w ruchach, aby nie zdradzić swojej obecności, przycupnął pomiędzy drzewem i krzakiem wpatrzony w kierunku grupy. Wytężył słuch, szybkim ruchem przyłożył do oka lunetę karabinu, licząc, że może coś dokładniej zobaczy, pomimo nocy ..

W ciemnościach zamajaczyły niewyraźne postacie. Przemykające kształty, które trudno było utrzymać w obiektywie.
Zdjął oko z lunety.
- Ech … jedynie mruknął pod nosem. Nasłuchiwał jednocześnie czy nie słychać psów, te mogłyby go wytropić znacznie szybciej niż ludzie. Zdecydował powoli i ostrożnie wycofywać się tak aby grupa postaci go minęła. Starał się najlepiej jak umiał wykorzystać osłonę drzew i krzaków … czujnie zerkał w stronę potencjalnego zagrożenia ... w głowie układał plan na różne ewentualności ...
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"
Szamexus jest offline  
Stary 09-05-2013, 21:59   #137
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
BENIAMINEK, TUNIA

Nie dało się uprosić Tuni, by została na miejscu, ale prosty, żołnierski rozkaz poskutkował. W końcu była członkiem Armii Krajowej. Żołnierzem, nie sikorką. Więc została. Ukryła się w krzakach na skraju jakiegoś zagajnika, zmoknięta i przemarznięta i czekała.


Beniaminek podkradł się do Błoni. Trafił na sam koniec egzekucji. We wsi stały trzy niemieckie samochody. Do jednego z nich naziści wpychali przestraszonych mieszkańców wsi. Płaczące kobiety i krzyczące dzieci. Mężczyźni leżeli pod płotem, zastrzeleni na miejscu.

Jeden z Niemców wykorzystując miotacz płomieni podpalił najbliższą chatę. Żarłoczne płomienie, mimo deszczu, chwyciły strzechę i drewnianą zabudowę. Żołnierze zamknęli klapę ciężarówki i wskoczyli do swoich transporterów, a po chwili auta ruszyły w stronę Warszawy.

Baniaminek wykorzystał szansę. Szybko wśliznął się do najbliższej chaty i po chwili wyszedł z niej niosąc naręcze suchych, cywilnych ubrań. Wracając do Tuni zmówił modlitwę za zmarłych. Nic więcej dla nieszczęsnych mieszkańców Błoni zrobić już nie mógł.

* * *

Kontynuowali swój marsz w stronę stolicy. Nadal trzymając się z daleka od głównych dróg. Nogi bolały ich już solidnie i powoli zbliżał się świt. Na domiar złego chwycił lekki przymrozek.

Zmęczony Beniaminek wypatrzył jakąś na wpół spaloną ruderę z boku drogi. Idealnie nadawała się na krótki odpoczynek. Przynajmniej chroniła przed znów padającym deszczem i wiatrem.

Baniaminek wszedł pierwszy oglądając się czujnie.

I wtedy go zobaczył. Małego, wystraszonego chłopca, który spoglądał w stronę wejścia z rosnącym przerażeniem.


Od razu widać było, że dzieciak jest ranny a naszyta na ubraniu gwiazda Dawida zdradzała jego pochodzenie.


DOKTOREK



Deszcz i ciemność utrudniała walkę. Zresztą dowództwo chyba nie miało zamiaru walczyć. Polscy partyzanci poszli w rozsypkę, najwyraźniej podejmując decyzję o próbie przebicia się pojedynczo.

Postacie, które widział Doktorek minęły go szybko. Pomknęły gdzieś w las, w ślad za uciekającymi Polakami.

W lesie zamajaczyły światła. Dało się słyszeć pierwsze wystrzały i krzyki.

Nim Doktorek zdążył podjąć się jakiejś akcji zobaczył jakieś światło w lesie, kierujące się w jego stronę. Odruchowo przypadł do ziemi, kryjąc się za zbutwiałym pniem.

Było ich czterech. Szli w jego stronę. Doktorek zacisnął zęby i przygotował się do walki. A potem uświadomił sobie, że go miną, więc nie chcąc zdradzić swojej pozycji obserwował tylko idących.

Serce zabiło mu szybciej, kiedy ujrzał ich twarze w świetle niesionej latarki. Czy też raczej … potworne pyski.

Bestie minęły Doktorka pędem i zniknęły w lesie.

A Zygmunt leżał jeszcze długo w lesie, aż upewnił się, że potwory odeszły.


SPRZĘGŁO


- Cały las pełen Szkopów – jeden gwardzistów podał mu papierosa. – Próbujemy jakoś ich ominąć, ale nie dajemy rady.

- To nie nasze tereny – dodał drugi. – Musimy dostać się do Wisły i przedostać na drugi brzeg.

Gdzieś w oddali dało się słyszeć kilka pojedynczych strzałów, jakąś eksplozję i serie lub dwie.

- Niemiecki szmajser – zawyrokował jeden z ludowców. – Jakieś trzy kilometry od nas.

- Blisko – stwierdził dowódca. – Zbieramy się.

To nawet było na rękę Albertowi. Ostatnie czego pragnął to pojawienie się jego kumpli w tym samym czasie, co byli tutaj ludowcy.

- Idziesz z nami? – zapytał wąsaty weteran spoglądając na Sprzęgła.

- Uwaga – syknął jeden z ludowców przypadając do ziemi. – Z lewej strony ktoś się zbliża.

Faktycznie. W lesie zamajaczyły jakieś postacie. Cztery, może pięć.

- Matko Boska – szepnął jeden z ludowców przypadając do pnia drzewa i wpatrując się w ciemność. – To Legion.

- Biegiem, panowie – wydał rozkaz ich dowódca. – Biegiem do rzeki, komu życie miłe.

Ludowcy szybko zaczęli zsuwać się po skarpie, po przeciwnej stronie wzniesienia, od tej, z której zbliżali się ci, którzy wzbudzili ich wyraźny przestrach.

- Nie mam już srebra – nie wiadomo, dlaczego rzucił jeden z ludowców.

Sprzęgło ujrzał, jak jeden ze zbliżających się od strony lasu zatrzymał się i … chyba zaczął węszyć.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 18-05-2013 o 09:35.
Armiel jest offline  
Stary 14-05-2013, 22:02   #138
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
To było znowu wróciło. Przecież to nie może być prawda. Takie rzeczy nie istnieją … przez głowę młodego żołnierza pędziły myśli gdy leżał nadal na ziemi, leżał nadal bo nie mógł się podnieść po tym co zobaczył. Zmutowane, zniekształcone twarze, niczym zbliznowaciałe po oparzeniach kwasem albo mocnym ługiem …

Poruszył ręką jedną, potem drugą sprawdzając istnienie jawy. Przekonując się, że żyje i czuje swoje członki. Był tu na tej mokrej ziemi, cały i zdrowy … więc albo to co widział jest prawdziwe, albo jest poprostu zmęczony, i pora i pogoda i okoliczności takie, że umysł skłonny jest do takich psotów. … Jednak głęboko w głowie, duszy coś nie dawało mu spokoju … to zło go dręczyło … to nie byli zwykli ludzie, to nie byli zwykli Niemcy … tak jak nie było zwykłe to co zastali w chacie Bociana .. Z kim tu walczą, z kim walczą na tej wojnie, czy mają szanse w tej walce? … Odrzucił myśli, spiął mięśnie i podniósł się. Ruszył w kierunku miejsca spotkania. Czujnie i ostrożnie ruszył w kierunku polany …

Las był ciemny i cichy. Szum deszczu i odgłosy nocnych stworzeń były jedynymi dźwiękami, którego wypełniały tą ciszę. Doktorek już do nich przywykł. Zżył się z nimi przez cały czas, podczas którego żył w lesie. Co jakiś czas zatrzymywał się i nasłuchiwał próbując jednocześnie zorientować się, gdzie jest i którędy ma dalej iść.
W pewnym momencie usłyszał jakieś dźwięki z prawej. Szumy i szelesty, jakby ktoś również przedzierał się przez krzaki.

Zygmunt miał nadzieję, że to on pierwszy się zorientował, że jest ich dwóch. Decyzja była oczywista, chciał on go wytropić i nie dać się zaskoczyć. Mógł to być … no właśnie … wydaje się, że skoro to samotna postać to jedynie inny partyzant. Tak podpowiadała logika i prawdopodobieństwo. Przecież samotny żołnierz niemiecki to nie jest .. a może zwierzę … ? Myślał szybko … i swobodnie .. zatem straszne, trupio- zniekształcone postaci również stanęły mu w oczach …

Ruszył tak aby najpierw dostrzec lepiej ruch, ocenić kierunek w którym się porusza … cokolwiek to jest … jak szybko się porusza. Wreszcie jeśli będzie mógł być szybszy, chciał zajść go tak aby czekać ukryty i przyjrzeć się dokładniej co lub kto to …

Broń, dar od tak bliskiego mu Beniaminka ściskał nieustannie w rękach, czuł się dzięki temu zdecydowanie pewniej i bezpieczniej. Co raz wracały myśli “gdzie Oni są” “gdzie zawędrowali z Tunią”. O losie reszty, i swoim nie był pewien również, ale oni wszyscy byli tu .. w lesie a tamta dwójka ruszyła gdzieś, tam ...
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"
Szamexus jest offline  
Stary 16-05-2013, 20:22   #139
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Post wspólny Felidae&Gryf

- Hej młody! - zmęczony podróżą, nieufnością i zagrożeniem umysł Beniaminka odruchowo oceniał, jakie zagrozenie może stanowić napotkany dzieciak. Przyłapał się na ym, że obserwuje ręce chłopca, czy aby nie sięgają po broń. Porząsnął głową, jakby otząsając się ze złego snu. Na litośc boską, to było tylko ranne dziecko. Potrzebujące ich pomocy. - Chłopcze, chodź do nas, tu nie jest bezpiecznie.

-Noga mnie boli - poskarżył się chłopiec wskazując na opuchniętą, poczerniałą nogę. - Nie wstanę.

- W porządku, zobaczymy co się z nią stało, dobrze? Tunia, rzuć okiem co mu jest. - Beniaminek wyciągnął broń. - Ja zobaczę co się dzieje w środku.
Tunia zbliżyła się ostrożnie do dzieciaka, cały czas uspokajając go głosem. Potem obejrzała nogę małego Żyda.

Rudera okazała się pusta. Zdewastowana, zniszczona i pusta. Straszyła ponurą ciszą, ale dawała schronienie zarówno przed deszczem, jak i przed nieporządanym wzrokiem. Gdzieś w oddali usłyszeli charakterystyczny gwizd pociągu. Na oko jakieś kilka kilometrów. To była chyba boczna linia kolejowa. Zapewne Szwaby po akcji Znicz puszczali tamtędy wiekszość składów.

Obszedłszy starannie teren i upewniwszy się, że na pewno nic im tu nie grozi, ponownie podszedł do chłopca, opatrywanego właśnie przez Tunię. Schował broń i przykucnął naprzeciw dzieciaka.
- Jestem Beniaminek, to jest moja przyjaciółka Tunia. Tak naprawdę nazywamy się inaczej, ale tak mówią na nas koledzy, żeby było bezpieczniej. Jesteśmy żołnierzami i walczymy z Niemcami. - nie, nie mówił słodkim głosikiem dostosowanym do dziecięcych uszu, nie umiałby wydobyć z siebie takich dźwięków, nawet gdyby chciał. Używał w stosunku do chłopca tego samego tonu, jakim zwracał się do nowych podkomendnych gdy wtajemniczał ich w najbardziej podstawowe informacje taktyczne. - Opowiesz mi kim jesteś i co ci się stało?

- Nazywam się Łukasz. Łukasz Tarka. Mieszkaliśmy an Powiślu. Potem w gettcie. A potem Niemcy zapakowali nas do pociągu. Kiedy pociąg zatrzymał się, mama wyrzuciła mnie przez taką małą szczelinę. Upadłem na tory. Potem szedłem, aż zabrakło mi sił.

Chłopiec mówił powoli, jak człowiek bardzo dojrzały i zmęczony życiem.
- Jak długo się tu ukrywasz? - spytała Tunia opatrując dzieciaka - Musisz być bardzo dzielny skoro doszedłeś z chorą nogą tak daleko.

Spojrzał na nią wielkimi oczami. Nic nie mówił. Tylko patrzył. Jakoś tak smutnie i obojętnie nieomal.
Tunia powtórzyła pytanie, tym razem w jidysz i dodała:

- Spróbujemy ci pomóc, nie bój się - sprawdziła, dotykając czoła dziecka, czy ma gorączkę.

Dzieciak był cały rozpalony. Poza tym obrzęk na nodze świadczył o infekcji.
Nie zareagował na swój ojczysty język, ale uśmiechnął się lekko.

- Wszyscy musimy trochę odpocząć. Ruszymy dalej za parę godzin. Wracamy do Warszawy, Jeśli chcesz, możesz się zabrać z nami, znajdziemy tam ludzi, którzy się tobą zaopiekują. - Beniaminek sięgnął do chlebaka i wydobył resztki prowiantu. - Jesteś głodny, Łukasz?

- Tak - wyszeptał chłopak spierzchniętymi, spękanymi z gorączki wargami. - Bardzo. Już dawno nic nie jadłem.

- Nie ma tego dużo, ale pozwoli ci nie zejść nam tu z głodu. - Wręczył chłopcu kawałek chleba i manierkę. Chodźcie, schowajmy się w środku. - Podróż z dzieciakiem u boku będzie kłopotliwa, ale zostawienie go tutaj oznaczało prawie pewną śmierć, jakkolwiek dzielny by nie był. Będą się musieli pozbyć tej gwiazdy dawida z jego kurtki. Czy dało się w warunkach polowych zmienić komuś kolor włosów... spyta Tunię, za chwilę. Tymczasem diabelnie chciało mu się spać, a nogi na chwilę zatrzymane w marszu same się uginały. Pójdą dalej, może nawet ponieść dzieciaka, ale najpierw chwila zasłużonego snu.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 16-05-2013 o 21:16.
Gryf jest offline  
Stary 16-05-2013, 21:32   #140
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Przez chwilę miała wrażenie, że po raz kolejny widzi duchy czy wytwory swojej wyobraźni. Dzieciak do złudzenia przypominał jej tamtą dziewczynkę z tuneli u świniarzy. Aż ciarki przebiegły jej po plecach kiedy patrzyła w jego ciemne, pełne bólu oczy.

Okazało się jednak, że to uciekinier. Matka wypchnęła go cudem z transportu do jednego z obozów śmierci. Co do tego Tunia nie miała wątpliwości. Mały był przerażony, ale chyba nie miał już sił uciekać. Zbliżyła się do niego, kiedy okazało się, że jest ranny. Noga Łukasza wyglądała przerażająco. Wdała się infekcja, a ona na dobra sprawę nie miała nawet czym jej obmyć, czy opatrzyć.

Wodą z manierki i najczystszym kawałkiem płótna jaki na sobie znalazła obmyła zainfekowane miejsce.

- Przydałby się alkohol, albo choćby woda utleniona – zamruczała do siebie – inaczej może wdać się gangrena.

Nie mogła za wiele zrobić. Łukasza należało jak najszybciej doprowadzić gdzieś gdzie mogła zdobyć lekarstwa i opatrunki. Chłopiec był rozpalony, ale Tunia liczyła na to, że jego młody organizm nie podda się łatwo.

Zrobiła mu okład na czoło i kiedy Łukasz wcinał kawałek chleba, który z chlebaka wydobył Beniaminek usiadła koło niego na jakimś kawałku deski i przytaknęła dowódcy, że należy im się trochę snu.

- Żuj powoli i dokładnie inaczej może rozboleć cię brzuch. Poza tym trochę oszukasz żołądek i dłużej będziesz czuł sytość – Tunia mówiła po hebrajsku.

Zasypiając Natalia miała nadzieję, że dany im będzie choć kilku godzinny, spokojny wypoczynek....
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 16-05-2013 o 21:36.
Felidae jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172