Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-11-2015, 14:34   #431
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Westland Gardner Park, jakiś czas temu... podczas przywoływania duchów

Dziewczyna klęczała na zimnej posadce. Stary magazyn był niemalże pusty. Z otaczającego jej mroku wyłaniały się jedynie nieliczne skrzynie i półki. Na ziemi waliło się nieco śmieci, jakieś stare gazety, pudełka po jedzeniu na wynos, puszki po piwie, jakieś ciuchy bądź szmaty, ale głównie cała masa niezidentyfikowanego badziewia.
Okna kiedyś powybijane, obecnie zabite były dyktą, szczelnie blokując słońcu wgląd w to mroczne miejsce. Zapach stęchlizny, kwaśnego potu i ludzkiego moczu wskazywał, że jeszcze do niedawna, częstymi bywalcami tego miejsca musiały być bezdomne lumpy. Gdzieś w kącie, Angie nawet dostrzegła przytachany tu stary materac.
Swym drugim spojrzeniem wyczuwała ból i strach, jakim to miejsce przesiąkło. Brązowa plama na owym materacu... to była stara krew. Angie niemalże fizycznie czuła ból, jaki doświadczyła tu przetrzymywana osoba. Drut w kącie... zwykły zardzewiały zwój, rzucony niedbale, bez namysłu... prawie czuła jak wpija się w jej nadgarstki. w uszach brzmiał jej odgłos szlochania i daremnego, a jednak pełnego rozpaczliwej nadziei wołania - Tatusiu...- Jednak tatuś nigdy nie przybył na ratunek...
Tak to było dobre miejsce do przywołania duchów. Zasłona była tu szczególnie słaba.

Stary mosiężny dzwonek leżał przed nią. Nadal słyszała jego wibrujący dźwięk rozchodzący się w świecie cieni. Czuła jak dusze przybywają na jej wezwanie.
- Nadchodzą. - odezwały się chmurnie głosy spętanych w jej przedmiotach duchów. Gadreel skinęła głową, po czym przeszła na drugą stronę by porozmawiać z przybyłymi, namówić ich, by jej pomogły.

***

Czarne, nierzeczywiste niebo świata cieni rozjaśniały błyskawice. Deszcz zacinał mocno, uderzając gniewnie w krętą drogę którą Angie podążała za swoim przewodnikiem, oraz w wypalone pola otaczające ich z każdej strony.
Jedynie upiorne dęby o powykręcanych gałęziach pozbawionych liści, nic sobie nie robiły z deszczu, stojąc niczym ponura straż wzdłuż drogi.
Siekący deszcz smagał jej twarz, nie pomagało mrużenie oczu, ani zgarnianie wody z twarzy. Dlatego Angie szybko dała sobie z tym spokój, poddając się całkowicie swemu losowi. Mokre włosy przykleiły się dziewczynie do twarzy, woda spływała strużkami po jej ciele, po włosach ramionach, dalej na odsłonięte plecy, wywołując nieprzyjemne dreszcze, by potem wedrzeć się pod skórzaną sukienkę...albo z przodu, niczym mały wodospad stróżka spływała po nosie, policzkach by się na chwilę oderwać od jej podbródka i wpaść w dekolt...
Demonica, podążając za zjawą, wspinała się krętą ścieżką na wzgórze, z którego widoczny był las krzyży otoczony przez stary, omszały mur. Błoto spływało ścieżką wlewając jej się do butów, brudząc jej zgrabne nogi aż do połowy łydek.
Angie nienawidziła tego miejsca. Ale duch obiecał, że ma jej coś ważnego do pokazania... Inne duchy również zgodziły się pomóc, ale jeszcze nie miały nic dla niej. Jedynie ten pokręcony staruch, wydawał się coś wiedzieć o zaginionych.
Zjawa zatrzymała się przy przerdzewiałej cmentarnej bramie. Staruch wyciągnął przed siebie ramię, wskazując swymi powykręcanymi reumatyzmem paluchami, że demonica ma wejść do środka.
Podeszła do bramy. Coś ją zaniepokoiło. Może błysk w oku starca, gdy sięgnęła po klamkę? Chciwy i chytry wyraz, jaki na chwilę zagościł na jego pomarszczonej i usianej wątrobowymi plamami twarzy?
Mimo to popchnęła bramę, która zaskrzypiała przeciągle jak to cmentarne bramy zawsze robiły w tanich horrorach.
Dziewczyna wsunęła się do środka. Z oddali doszedł ją wrzask kruków, które latały nerwowo wokół małej rozpadającej się kapliczki umieszczonej na środku cmentarzyska.
Angie zalała fala niepokoju. Starała się uspokoić, opanować, ale wszechogarniające uczucie zdawało się być silniejsze od niej. Jej pierś unosiła się w rytm przyśpieszonego oddechu. Coś tu było bardzo nie w porządku. Obejrzała się na starucha, który pozostał na zewnątrz, szczerzył do niej sczerniałe zęby.
- Idź - zarzęził - Tam znajdziesz odpowiedź.
Angie dobrze wiedziała, że mówił o kapliczce. mimo, iż staruch nie wskazał tego ponurego miejsca.
Niczym blondynka z filmów, Angie ruszyła przed siebie, po wybrukowanej kocimi łbami ścieżce. Kamienie były śliskie a ziemia miękka i lepka. Każdy krok zbliżał ją do na wpół rozsypanego budynku.
- Oh nie... - wyrwało się jej, gdy jej nadnaturalne zmysły ostrzegły ją przed nadchodzącym zagrożeniem...Widziała zdarzenia, na kilka chwil nim się wydarzyły... Nie była jednak pewna, czy tym razem to wystarczy, by ujść z tego cała... czuła, że nie...

***

Niebo nad bagnami w pobliżu złomowiska otwarło się z trzaskiem rozrywanego płótna, by wypluć z siebie skulony kawałek mięsa.
Z mokrym plaśnięciem, Dziewczyna wylądowała w bagnistej wodzie.
Krew... wszędzie było pełno krwi. Angie ledwo widziała swoje otoczenie, czerwona mgiełka opadła niczym zasłona na jej świat. Wystraszona odgarnęła krew z twarzy, by coś widzieć. Pod palcami wyczuła rozharatane mięso, postrzępione krawędzie lewego oczodołu, na moment palce trwożnie zawędrowały w głąb, tam gdzie powinna znajdować się gałka oczna... Jednak jej palce natrafiły jedynie na lepką białą maź i odsłoniętą potrzaskaną kość...
Z trudem, gadreel spróbowała się unieść, wysuwając rękę z mieczem w obronnym geście przed siebie, runęła jednak natychmiast z powrotem w wodę, dławiąc się gdy szlam i cuchnąca ciecz wdarły się w jej gardło. Plując, spojrzała w dół, by z przerażeniem stwierdzić, iż prawa noga wygięta była pod nienaturalnym kątem, kość udowa wystawała, szczerząc się ostrą krawędzią złamania.
Czekała... aż wróg dokończy swe dzieło... przysięgając w duchu zemstę, gdy uda jej się znów urwać z otchłani... jednak... nic nie nadchodziło. Dookoła słyszała jedynie śpiew ptaków i ćwierkanie owadów. Błotnista woda chłodziła jej poranione ciało.
Czyżby udało jej się jednak uciec? Na chwilę nadzieja zagościła w jej sercu.

***

Złomowisko Jay'a

Gdy chłopacy przyjechali, zastali już wykąpaną i uśmiechniętą Angie. chodź... znali ją już na tyle, że w mig przejrzeli maskę pozornej beztroski. I mimo iż po ranach nie było już śladu, to mokol natychmiast poczuł zapach krwi w otoczeniu.
Niczym starsi bracia, Steve, Jaj a nawet Kitt, naskoczyli na nią, karcąc za nieroztropne narażanie się.

- Wam też nie poszło lepiej. - obroniła się nieudolnie, wskazując na uszkodzonego Kitta.
Podeszła do samochodu, gładząc palcami pogniecioną maskę. - Oj ty mój biedaku... - rzekła czule. - Zaraz temu zaradzimy.- rzekła, po czym pochyliła się do przodu i położyła obie dłonie płasko na samochodzie, pod jej wolą, blachy zafalowały, i przybrały znów pożądany kształt.

Na wieści o sprzeczce z Chrisem, Angie zareagowała wzruszeniem ramion i zbolałą miną. Co miało znaczyć, wiem, rozumiem, czuję podobnie, no ale co ja mogę zrobić...
- Szkoda nerwów na pacana. - rzekła.

Angie chciała pojechać z chłopakami na spotkanie, ale obiecała jeszcze jednemu z duchów, że zajmie się pewną sprawą, w zamian za pomoc.
Poza tym chciała sprawdzić jeszcze kilka wątków odnośnie tej firmy...
Mimo protestów pozostałych muszkieterów, wysiadła w mieście, by załatwić kilka spraw, obiecując, że niebawem dołączy.

***

Siedząc w bikini w wygodnym leżaku, na dachu jednego z miejskich wieżowców, Angie postukiwała na swoim laptopie, zbierając informacje. Mały monitor był jej tak naprawdę niepotrzebny. Jej okulary kreowały wirtualną rzeczywistość w jej polu widzenia, a telepatyczne komendy odciążały palce i nadgarstki.

***

Angie przycupnęła niczym ptak na wysokim na trzy metry płocie. Obserwowała spokojnie bielące się ściany willi, otaczającą ją zieleń ogrodu oraz lśniącą w słońcu niebieską wodę basenu.
Widziała patrol ochrony, psy, kamery.
Czuła cuchnącą aurę tego miejsca. Oślizgłą napuchniętą madę w samym centrum tego bagna.
Lewą ręką bawiła się nożem do rzucania. Mały błyszczący przedmiot to się pojawiał to znikał, wędrując pomiędzy jej palcami.
Obok niej na płocie, lecz w świecie za zasłoną, przycupnęła mała dziewczynka. Na sobie miała porwaną zabrudzoną piżamkę, a jej zielonkawo biała skóra pokryta była liczną ilością ran.
Angie wyciągnęła do niej rękę, chcąc pogładzić po jej skołtunionych włosach... lecz nie mogła, jej palce natrafiły na pustkę. Nie były na tej samej płaszczyźnie rzeczywistości. Mimo to, zjawa uśmiechnęła się do niej słodko, niczym Dziecko w wigilię.
- Tak, już niedługo. - szepnęła demonica siląc się na smutny uśmiech.

Jeszcze chwilę pozostała na płocie, skryta swą mocą przed spojrzeniami i obserwowała. Wczuwała się w rytm tego miejsca, badała nici przeznaczenia, ryzykując spojrzeniem w możliwe strumienie przyszłości. Węszyła swymi zmysłami za czymś nadnaturalnym, niczego jednak nie wykrywała.
- Już czas.- szepnęła grobowym głosem do dziewczynki.

***

Gdy demonica opuszczała to miejsce, zostawiła za sobą potwornie okaleczone zwłoki pewnego milionera i amanta małych dziewczynek. A także jego osobistego asystenta i dwóch z ochraniaży, z którymi to ów milioner bawił się wspólnie w swoje chore gierki.
Ochrona nic nie zauważyła, lśniąca srebrzyście nić doprowadziła demonice do środka omijając wszelkie zabezpieczenia. Kamer w sypialni ofiary nie było. A te w piwnicy zaczęły ponownie działać dopiero, gdy jedna z ścian obsunęła się, ukazując idealnie okrągły dół w betonowej posadce, na którego końcu znajdowały się szczątki kilku ofiar. W szczególności jednej małej zagubionej dziewczynki. Mały szkielet nadal przyciskał do siebie jakiś szmaciany kłębek... który mógłby być kiedyś jakąś maskotką, albo czymś takim.
Ci, którzy mogli by się dziwić, jak ów dół powstał, chodź przecież został zalany betonem... Byli cóż... aktualnie jakoś tak trochę martwi.
Angie wyczuwała, że te piwnice kryją jeszcze więcej ofiar... ale tym mogła się już zająć policja.

Jedynie mała dziewczynka uśmiechała się, przyciskając do piersi poszarpanego pluszowego misia, którego wreszcie udało jej się odzyskać.

Safe House

- Nie, już nie lata. - usłyszał Chris głos demonicy wychodzącej bezpośrednio zza niego. Jaką sztuczką się tam pojawiła, to nie do końca było jasne.
- Cześć chłopaki. - rzuciła mała blondynka do kolegów. Była ubrana jak najczęściej w krótką skórzaną sukienkę, a przez ramię miała przewieszoną swoją dużą torbo torebkę.
Jedną z nowości były jednak metalowe ozdoby umocowane wzdłuż linii jej ramion. Przypominały nieco małe noże do rzucania. A może rzeczywiście nimi były.

- Oh Bill. - zmartwiła się demonica, widząc kolegę w tym stanie. - Zaraz cię obejrzę. - rzuciła, podchodząc najpierw do nowej w drużynie.
- Cześć, jestem Angie, miło mi cię poznać. - rzuciła przyjacielsko wyciągając w stronę Cassie rękę. Pobrzękując przy tym licznymi bransoletkami, jakie miała wokół nadgarstków.

Potem podeszła znów do rannego. Poprawiła okulary na nosie przyglądając się ranom. Pokiwała jednak smutno głową do Steve 'a. - Nic nie poradzę. Tych ran nie wyleczę... jakby stracił kończynę w wypadku samochodowym czy coś podobnego, to spoko... ale tego niestety nie dam rady... - oznajmiła.

Dała sobie streścić ich rozmowę, po czym dorzuciła swoje trzy grosze.
- pytanie właściwe odnośnie pająka brzmi, czemu królowa elfów pozwala jakiemuś tam pająkowi garować pod jej pałacykiem? Ja bym nie pozwoliła, a wy?
- Co do eksperymentów na nadnaturalnych... ciekawe. Może warto by znaleźć jednego z tych, co zrobili nalot na szpital ostatnio, co? Nie byli tam co prawda w odwiedziny, ale może coś zauważyli?

Na wieść o telefonach, Angie wyciągnęła z torby kilka gadżetów, wręczając każdemu.
- Jak bawiliśmy się w FBI, to zaopatrzyłam się w nieco sprzętu. trochę nad tym pomajsterkowałam. O proszę. Tą część chowacie w włosy,przyklejacie do kości, wibracje przenoszą się na ucho i słychać, mimo iż niczego nie macie w uchu. A tą część chowacie gdzieś w pobliżu ust, to mikrofon. A to... to sterowanie. Można schować do kieszeni. Części między sobą łączą się radiowo, potrójnie szyfrowane, ale główne zabezpieczenie to zasięg, bo ma akurat mniej niż metr. Nikt więc tego nie przechwyci.
Pozwala nam to na komunikację radiową, szyfrowaną i ograniczoną w zasięgu. O tym pokrętem ustawiacie zasięg. Od koło 5m do góra 100m. Niestety, na dalsze odległości, trzeba korzystać z czegoś innego.
Nad połączeniem telefonicznym jeszcze popracujemy... Jakby co...
 
Ehran jest offline  
Stary 21-11-2015, 14:47   #432
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Cas nadal opierając się o kolano Chrisa, czkając cicho spojrzała na nowoprzybyła. Nie uścisnęła wyciągniętej ręki. Zamiast tego popatrzyła ciekawsko na bransoletki, próbując sprawdzić czy któraś pasowałaby jej bardziej niż Angie.

- Uhum - mruknęła - cześć - machnęła niezobowiązująco dłonią.
 
corax jest offline  
Stary 22-11-2015, 17:31   #433
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
- To Stevie i Jay nie opowiadali? - zdziwił się Chris odpowiadając na prośbę Billa. - I jak to z mojego punktu widzenia...? Ach no fakt, Jayson krył się w środku.

Upił łyk piwa zagryzł chińszczyzną zamyślił się przez chwilę.
- Dawno dawno temu, za górami, za lasami... - uśmiechnął się. Po czym zaśpiewał.
linia melodyczna
Dzieciaki porwał z najmu van. Trza było sprawdzić firmę tą
Co dała vana, vana, porywaczom.
Stev z Jayem sprawdzić szli
Co szef tam ukrywał.
Kotek przyłąączył się z ochotą bo bardzo pomóc im w tym chciał.
Gdy Stevie info tam zbierał,
kotłak z Jayem, na ulicy grzecznie stał.

Tik-tik-tik-tik, tik, tak, zegar odmierza czas
Stev wyszedł z firmy do Sturbucksa się skierował - nie do nas.
My pilnujemy wciąż.
Czy wszystko dobrze gra.
Wtem widok nagle nam zasłania stająca tam furgonetka.
Przyszliśmy zatem wprost
pod Starbucksa - by obserwować znowu go.

W tej furgonetce siedział koleś dziwny, chyba nie mor-tal.
Kot obserwował go - on kota, wzrok miał ni-czym stal.
Godzilla tym-cza-sem,
do środka raźno wszedł,
szukał Steviego, swoim wzrokiem, bo przez vana z oczu zbiegł.
Chyba zobaczył w końcu go.
Coś krzyknął i ruszył widząc złooooooo.

Tak-tak-tak-tak, tak, tak Godzilla wieeeeelki jest.
Niczym buldożer parł wśród tłumu ludzi, radząc sobie fest.
On ku zapleczu szedł
To jasno widział kot.
Szybciutko zatem, rzucił się, w uliczki bocznej ciemny wlot.
By na tyły wyjść.
Od drugiej strony swym druhom w pomoc przyjść.

Tam furgonetka druga stała, otwarte jej były drzwi.
To jakiś fetysz? Furgonów? Czy to się śni?
Zaplecze Starbucksa,
otwarte również jest.
Kotek przycupnął, z tyłu vana, wziął nóż i klamkę też.
Opony przebił dwie.
Wyglądał Jaya i Steviego, czając sięęęęę.

Drep-drepdrep-drep, drep, drep! Wnet słychać kroki złe.
Odbezpieczany też pistolet. Kierowca vana skrada się.
Nie widzi kota wszak,
za vanem skrytego..
A "Kici kici" drwiącym tonem, na bezczela woła go!
To nie mortale są.
Kotek zrozumiał, że walka z nim to gruby błąd.

Kotek klamkę uniósł w górę i pociągnął za jej spust.
Pół magazynka - spruł w powietrze kanonadą z lufy ust.
By policyjny wóz,
tu za momencik był.
Nadzieję miał w tym by przepłoszyć ich,
by van się szybko zmył.
Po czym w kota zmienił się.. i dał drapaka bo lubi życie swee.

Koncept mu udał się, wrogowie vanem uciekli.
tocząc felgami, felgami, felgami w krąg iskry.
Cokolwiek w środku działo się,
po wrogu został kurz.
Godzilla wraz z wypłoszem bezpieczni byli zatem już.
Lecz gnidy wrogie-złe
zabrały kotka leżącą broń i komórkeeeee.

Pentex i Fo-mo-ry, najpewniej to były.
Tak rzecze Stevie, Stevie, a on w tym jest niezły.
Zasadzka ich na nas,
dziś nie udała się.
Lecz kotek stracił broń-komórkę, to duży problem - każdy wie.
Zgłaszał to na policję,
dlatego tu do was spóźnił troszke sięęęęę.
Chris zmoczył gardło piwem, kończąc je i zgniatając lekko puszkę.
- Nazwę to "Ballada o Starbuksie", choć nie będę chyba śpiewał tego za często, nie wypada tak ze sceny mortalom, nie?


- Ja, szefem kotów? - zdziwił się zwracając do kruczycy. - Na wszystkie myszy świata, nie mów tego przy Saidim Ntibazonkizie...
Przerwał biorąc kilka razy chińszczyznę do ust.
- Nic nie wiem o tym, żeby ktoś z naszych kręcił się po Instytucie zbyt mocno. Z kotów tylko ja chyba czasem tam przychodzę. Jesteś pewna, że chodzi o kotołaka? Bo odmieńcy czasem potrafią zmieniać się w zwierzęta. By daleko nie szukać to porwany "Szczeniak" często śmigał ze swą wilczą dziewuchą jako wilk. - Bastet zadumał się lekko, po czym odstawił prawie puste pudełko po żarciu i wyciągnął papierosy. - Moje imię znasz, a Ty jak się zwiesz Mała? - spytał uśmiechając się. Najwidoczniej poufałość dziewczyny nie przeszkadzała mu.

W międzyczasie odebrał sprzęt od Angie patrząc nań lekko sceptycznie.
- Ten pająk to faktycznie dziwna sprawa... - mruknął.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 22-11-2015 o 22:30.
Leoncoeur jest offline  
Stary 22-11-2015, 18:32   #434
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Pojawienie się Angie

- O cześć! Smutno było bez ciebie a ranami się nie przejmuj Steve mnie pozszywał, więc nie przeciekam a dopóki jestem w formie bojowej to szybko się goi. Tylko problem będzie żeby pójść do szefa, bo jak wrócę do małpiej to znów rozerwę nici a nie chcę żeby Adrian albo ktokolwiek pomyślał, że podważam jego władzę. Będziecie mogli go poprosić o pozwolenie ? - Spytał lekko wystraszony.

Piosenka

Bill wysłuchał całej piosenki i zaczął bić brawo - Wuj Angus "wojowniczy głos śpiewający przy ognisku" był za życia Skaldem gdzieś w okolicach Norwegii. Teraz jest jednym z Przodków, którzy ze mną rozmawiają prosił żeby przekazać, że masz dobry głos, chociaż jak na jego gust brakuje dud, bębna albo mandoliny, bo nie uznaje tego żmijowatego rzępolenia na instrumentach elektrycznych, ale cieszy się, że mamy kogoś, kto ułoży nam Epos śpiewany godny wojowników - Przekazał informacje z zaświatów.


- Słuchaj, ja tam do ciebie nic nie mam uważam, że robisz to, co możesz widać, że nie jesteś mięśniak, ale gadane i koneksje masz dobre Angie i Steve sobie z tym radzą świetnie, ale ty też jesteś potrzebny, bo wtedy jest wszystkich po równo. Znaczy się Marcus, ja oraz Jay jesteśmy egzekutywa siłowa a nasza Munin zna się na Umbrze i szpiegowaniu zgadza się ? - Spojrzał pytająco na kruczyce szukając potwierdzenia bądź przyznania się do kolejnych ukrytych talentów.

- Ja rozumiem, że posiadanie "przyjaciół na mieście" i przewodzenie gan... Przepraszam, "Klubowi entuzjastów motocyklowych" wiąże się z pewnymi obowiązkami, ale ja miałem uliczne szkolenie w Bidulu no i na samej ulicy nasz kochany Olbrzym widocznie się w tym nie orientuje, ale fajnie by było jakbyście się dogadali, bo to podstawa stada... W każdym razie teraz chcemy grupowo iść do szefa tak jak wcześniej mówiłem proszę, choć z nami.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 22-11-2015 o 18:49.
Brilchan jest offline  
Stary 22-11-2015, 19:39   #435
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Pierwsza część posta należy do Ehrana

- Podobają ci się? - zapytała Angie, widząc jak dziewczyna przygląda się z pożądaniem w oku jej bransoletkom.
sięgnęła do swojej torby, by ukazać kilka srebrnych monet na otwartej dłoni.
Srebro ślicznie błyszczało, jednak było to z pewnością za mało, by wzbudzić zainteresowanie Cassie.
Angie uniosła wskazujący palec drugiej ręki i teatralnym niemal gestem delikatnie dotknęła monet. Te zafalowały pod muśnięciem jej palców, jakby rozpłynęły się w kałużę płynnego metalu w zagłębieniu kobiecej dłoni.
Z gładkiej niczym tafla lustra, i tak samo refleksyjnej, powierzchni srebrzan ej kałuży poczęło coś rosnąć. W górę poczęła się piąć delikatna łodyżka. Powoli rosła coraz bardziej, wypuszczając przy okazji małe pączki, które przeobrażały się w listki i piękne kwiaty.
Już po chwili, z otwartej dłoni demona wyrastała przepiękna srebrna róża. Nagle kwiat rozbłysł światłem, kojarzącym się jedynie z bożym blaskiem. Białe światło przeszło płynnie w czerwień i jego natężenie zmalało, tak, iż teraz już tylko główka róży jarzyła się na krwisto czerwony kolor.
Angie palcem zakreśliła koło w powietrzu obok kwiata. Ten natychmiast podążył za jej nakazem i skręcił się w bransoletkę. Na jego powierzchni pojawiły się wygrawerowane runy w starodawnej mowie, Może staro sumeryjskie , może staro aramejskie.
Dodatkowo liście przeobraziły się w szlachetnie lśniące własnym blaskiem kamienie, a sam kwiat w krwisty rubin o kształcie róży.
Angie podała bransoletkę Cassie. Po metalu nieustannie pełzały cętki magicznego światła, mieniąc się różnymi kolorami. W każdym z kamieni zaś było coś zaklęte. W jednym był motyl, nieustannie bijący skrzydłami, które niczym w kalejdoskopie nieustannie, lecz płynnie i ospale, zmieniały kolory. W innym klejnocie widać było morze, błękitną toń wzruszaną nieustannie delikatnymi falami i przechodząc od morskiej zieleni po błękit tropikalnej laguny. W innym widać było skrzący się lodowiec. W innym płomyk, tańczący nieustannie niczym zmysłowa egzotyczna tancerka.
- Drobny podarunek. - rzekła ciepłym głosem podając bransoletkę.
Potem jeszcze wyjaśniła, że magia pryśnie za trochę ponad tydzień, i niestety, bransoletka wtedy zostanie pozbawiona światełek i kuglarskich sztuczek, chodź nadal pozostanie piękną bransoletką ze srebra. Ale nie ma problemu by odnowić iluzję.


Mechanicznie to:
Phantasm + shape object

W innych kamieniach może być cokolwiek czego by chciała Cassie



Cassey nie wiedziała na które z dwójki nowych ma patrzeć. Na śpiewającego kotołaka czy na Angie, która tworzyła srebrnego cuśka. W końcu nie wytrzymała i wpatrzyła się głodnym wzrokiem zahipnotyzowanego kruka w pokaz tworzenia bransoletki. Z wrażenia przestała nawet czkać. Gdy Angie podała jej bransoletkę, capnęła ją błyskawicznym ruchem i schowała w dłoniach.

- uję... - wymamrotała zafascynowana.
Wskoczyła na parapet przy Chrisie zmuszając go do gwałtownego podciągnięcia nóg. Skulona, z kolanami pod brodą, w dalszym ciągu oparta bezczelnie ramieniem o kotołaka zaczęła oglądać bransoletkę na wszystkich stron.
- Cassey – wymamrotała odruchowo w odpowiedzi na pytanie Chrisa. Potrząsnęła bransoletką podnosząc ją ku górze a potem szybko nasunęła na chudziutki nadgarstek. Z zachwytem wymalowanym na piegowatej buzi podziwiała swoją ozdobioną taaaaaaaaaaaaaakim cudem rączkę. Tą samą rączką postukała Chrisa ponownie w kolano:
- A jak Ty tam łazisz właściwie, co? – widać jednak było, że bransoletka stanowiła centrum jej zainteresowania i cała reszta dyskusji zeszła jakoś na dalszy plan. Cas oglądała maluśkie cuda i podziwiała swoje miniaturowe odbicia z westchnieniami zadowolenia.

- A co z tą wampirzycą, co? – przypomniała wszystkim.
Spojrzała na Billa odrywając maślane spojrzenie od prezentu:
- Co ja? –skurczyła się w sobie pod jego spojrzeniem – No, ja dużo nie umiem. Ale zapamiętuję jeszcze wszystko co zobaczę i umiem naśladować dźwięki i rozwiązywać zagadki i wiem, kiedy ktoś kłamie.– rozejrzała się bardzo mocno spłoszona po zebranych. Na jej twarzy wypisana była panika – Ale walczyć to nie, nie ... latać tak.– pokręciła główką jak ptak z boku na bok łypiąc oczkami spod opadającej, nastroszonej grzywki.
 
corax jest offline  
Stary 22-11-2015, 21:20   #436
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Jayson "Godzilla" Atkinson - Pomiot Godzilli



Jay'a obudził ruch w pomieszczeniu. Jak każda gadzina zbierał się ze swojego posłania powoli ciesząc się ciepłem grzejącego Słońca. Gdy przyszedł sierściuch wcale nie poprawiło to nastroju po przebudzeniu. Zachowanie większości ich grupki również. Ucieszył i ruszył z miejsca dopiero gdy zjawiła się ich wystrzałowa blondyna.

- Heeej, Angie! Świetnie, że znów jesteś z nami. Wreszcie nasza brygada będzie w komplecie. - ruszył w stronę blondyny i złapał ją bez problemu unosząc jak czasem ojcowie podnoszą swoje pociechy. Gdy odstawił ją na ziemi. - Świetnie, że wróciłaś. - powiedział śmiejąc się do niej i wciąż trzymając ją jeszcze w objęciach.

Potem wrócił na swoje krzesło po drodze zgarniając browar jaki wcześniej okupił w sklepie razem z resztą zapasów. To co znalazł wcześniej w kuchni chyba zostało już po wcześniejszym poczęstunku a nawet gdyby był cały to wątpił by go to nasyciło. Ale jak jajkownicę z bekonem wtranżolił wraz tym co sam przyniósł nawet się o dziwo najadł. Zwłaszcza jak dla zdrowotności przepił jedną puszkę browczyka na lepsze trawienie. Teraz po przebudzeniu, kolejnym posiłku w pokoju i powrocie Angie otowrzył więc kolejny metalowy pojemniczek.

- Fajny gadżet. - rzekł oglądając komunikator otrzymany od blondyny. Podobał mu się bo był poręczny i rąk nie zajmował a te były potrzebne czy do prowadzenia pojazdu, walki no i w sumie dla ściemy nadal mógł używac telefonu a komunikator nie był dużo dyskretniejszy. Choć on sam miał dużo krótsze włosy od demonicy więc sprawa maskowania we włosach była dla niego dużo bardziej trudniejsza.

- Sprawdźmy czy działa... - rzekł zakładając ustrojstwo i odpalając je. - Tu Gniew Oceanu jak mnie słyszycie? - rzekł uśmiechając się krzywo i próbując mówic jednocześnie poważnym głosem parodiując nieco ton wszystkich akszynowych filmów o supermaczomenach z podobnymi bajerami i kozackimi ksywami. A Gniew Oceanu albo jego zemsta był jednym z wielu przydomków jakimi czasami określano filmową Godzillę. Gdyby ktoś przechwycił mimo wszystko łączność nie koniecznie musiałby zczaić tak od razu, że chodzi o Jay'a, Atkinsona i Godzillę.

- Może Superelfica nie wie o pająku? Właściwie gdyby nie KITT my byśmy się też nie skapnęli więc nie tak łatwo go wykryć. Możnaby jej powiedzieć i zobaczyć co się stanie... - podrapał się po policzku przestając się wydurniać i zastanawiając się nad pomysłami jakie przedstawiła demonica. Też by nie dał obcemu stworowi łazić po swoim złomowisku ale musiałby się skapnąć, że łazi i węszy. Bo Angie miała rację, raczej królowa zmiennokształtnych zachowywała by dziwną wstrzemięźliwość z działaniami na tego stwora gdyby o nim wiedziała. No chyba, że nie wiedziała. Wyglądał na jakiś konstrukt zmajstrowany właśnie po to by go nie było tak łatwo zauważyć a by sam mógł podsłuchiwac i węszyć dookoła.

- No albo nie wiem.... Zapolować na niego, zamknąć w klatce lub rozbebeszyć i sprawdzić co nam to powie? A przy okazji usunąć szpiona. Choć to by pewnie zaangażowało nas wszystkich... - dumał na głos mokol. Domek korpów okazywał się dość trudny do zrobienia z tego co się dowiedzieli dotąd. Osłony i oschrony na pierwszy rzut oka zdawały się szczelne. Potrzebowali jakiegoś wytrycha by przez nie przeniknąć. Pająk mógł im go dostarczyć chociaż nadal mieli tylko poszlaki wskazujące na powiązanie jego z technokracją choć jednak całkiem silne. Sama operacja "zrobić pająka" też by pewnie do łatwych nie należała. Trzeba by go przydybać w realu bo w umbrze mieliby kłopot z wysłaniem całej paczki a i stwór był tam jak u siebie. W każdym razie można było pogłówkować nad tą wersją.

- A ze Szramą to nie wiem... Wiesz jak oni wpadli tam na szturm no ok, mogli coś zobaczyć co Kingstone niekoniecznie chciałaby komuś poza szpitalem pokazywać ale musiałoby być coś co wali po gałach bo szturm, walka i obserwacja nie idą w parze. Do tego fakt, mogli na coś się naciąć ale potem znikli albo ktoś ich zniknął no trzeba by ich odnaleźć i jeszcze nakłonić do spowiedzi. Można to sprawdzić ale łatwiejsze mi się wydaje dotarcie do Alf. Byli tam na interwencji w końcu więc przybyli później ale też się kręcili. I mogli się trochę pokręcić jeszcze po akcji to też mogli coś dokumać. Ale to przy okazji można znów pogadać z Adą jak i tak mamy w planie rozmowę z nią. - nawijał dalej Atkinson marszcząc brwi i machinalnie pocierając dwoma palcami brodę. Pomysł był niezły i była szansa, że awanturnicy mogli coś dostrzec ale nie mogli tego zweryfikować tak od ręki. Ada i Alfy to chociaż z grubsza było wiadomo gdzie są choć nie musieli widzieć tego co zespół Szramy.


Przerwał na chwilę gdy widział niespecjalnie grzeczne przywitanie się i zachowanie małolaty względem Angie które było odwrotnieproporcjonalne do miziania się do nowoprzybyłego Chrisa. Demonica odstawiła niezły show z tymi kwiatkami i branzoletkami okazując dużo większe zrozumienie i cierpliwość dla Cas niż on sam by miał pewnie w podobnej sytuacji.

- Bill może nie orientuję się jak się prowadzi gang czy inna bandę ale orientuje się jak należy traktować polecenie Adriana. Ty widze też a nasz koci kolega widać ma odmienną interpretację takich zachowań. No niech się liczy więc z odpowiednia reakcją na takie numery. -
wtrącił się gdy wilkołak wspomniał o nim jakos tak jakby wyglądało, że to Godzilla nie łapie jakichś podstawowych zadad rządzących tym światem. Chris czy kto inny mógł mieć swoje sprawy i nikt mu nie zabraniał. Ale swoją część roboty w robocie miał wykonać a nie mieć od nich wolne przez siedem dni w tygodniu i trzydzieści w miesiącu. Bo tak się właśnie zachowywał od pierwszego spotkania na wyspie gdzie Adrian po raz pierwszy zebrał ich wszystkich razem iprzedstawił sprawę. Sprawę zaginięcia młodych na którym mieli się skupić a nie prwadzenia gangu Chrisa. Nie przypominał sobie też by dla basteta miał być jakiś wyjątek a na drodze sam się darł, że Adrian nie chce mu opdpuścic i dać wychodne. Czyli dalej padalec był przydzielony do sprawy zaginięcia modych a nie czego innego i na tym winien się skupić a nie strzelać fochy i fanaberie co pięć minut i każde spotkanie. Jedyną siłą w mieście zdolną odwołać go od tego zadania był Adrian i póki tego nie zrobi miał pracować nad sprawą tak samo jak i reszta Rozjemców.

- Chris licz się ze słowami. W pączkodajni nigdzie się nie kryłem tylko ruszyłem na ratunek kumplowi. Ty żeś skaszanił na zewnątrz. I sam straciłeś swój sprzęt na własne życzenie. I po tej piosenczce nadal nie widzę czemu mielibyśmy być wdzięczni. Zrobiliśmy swoje. Powiedzmy, że ty mniej więcej też. Ale za chuja nie widze powodów do wdzięczności większej niż ty okazałeś nam za zgarnięcie i pomoc po akcji. Steve jakoś nie drze się o wdzięczność do KITT'a za naprawy a my nie oczekujemy wdzięczności od Bill'a za to, żeśmy zgarnęli go po wsypie w porcie. Jak się jest w zespole razem to się po prostu takie rzeczy robi bez żadnych bredni o jakiejś jebanej wdzięczności. - rozłożył swoje wielkie łapy i w głos znów wdarła mu się irytacja gdy sobie przypomniał histeryczną nawijkę kotołaka na zewnątrz jakby własną piersią ich wybronił od smoka złego a oni mu teraz zdradziecko wbijają nóż w serce. Kompletnie nie jarzył takiego rozumowania i bezsensownej gadki. Czekał jak zareaguje bastard. Jak znowu zacznie jakieś schizowe gadki jak na drodze... No cóż, słownie ostrzeżenie już miał...

- Cas umiesz latać tak? I masz świetną pamięć? No to świetne kombo. Słuchaj może polatałabyś wokół tego korpowego ula i pozerkała przez okienka jak to wygląda w środku? Wiesz, plany budynku pewnie uda się w końcu zdobyć ale mogli coś tam przemodelować poza ścianami nośnymi. Mieli na to 15 lat w końcu. Ale może po prostu polatasz i obejrzysz jak to wszystko wygląda choć w zewnętrznej warstwie? - zwrócił się do krukołaka gdy połączył umiejętności z jakimi wyskoczyła z problemem ze zrobieniem domku jaki mieli. Pewnie młodych przy oknie nie można było liczyć na to, że dostaną na tacy no ale jakby mieli plany możnaby pokazać Cas i mogłaby powiedzieć któe piętra wyglądają na oryginalne a które niekoniecznie. No i w ogóle można było liczyć, że zauważy coś ciekawego. A na latającego na zewnątrz ptasiora raczej w mieście nikt nie powinien zwracać uwagi w tych zapracowanych korposzczurach.

- A tą wampirzycą bym się na razie nie przejmował. Gdzieś wypłynie jeszcze to się jej przyjrzymy a na razie wygląda na przypadkowe spotkanie na ulicy. - wzruszył ramionami na wieść o tej ciekawskiej wampirzycy. Nie miał pojęcia kim była lub wydawało jej się, że była ale mieli mnóstwo realnych detali dosprawdzenia by się jeszcze jakąś przypadkową laską zajmować.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 22-11-2015, 22:18   #437
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
- Nie łażę tam zasadniczo Cass - odpowiedział kruczycy. - Sookie nie lubi jak ktokolwiek tam się kręci. Dr Kingstone - dodał wyjaśniająco. Dziewczyna nie wiedziała zapewne, że kotołak tak wyrażał się o królowej elfów.
- Jeden z moich chłopaków ma dozór psychiatryczny po tym jak nawywijał, a jest nieletni. To załatwiłem by Sookie podbijała mu papiery, że niby się leczy. Powiedzmy że ona mnie lubi. - Błysnął zębami w uśmiechu. - Ale po szpitalu kręcić się nie chcę. Każdy ma swoje tajemnice - w jej przypadku wolę nie szperać.

- Jasne Bill, chętnie skoczę do Adriana. Wszystko wskazuje na to, że to Pentex czy tam Technokracja udupiła młodą parę. To już nie nasza liga. Myślę, że to robota dla Alfy, jak dobrze pójdzie to nadwilczek przyzna rację i to będzie koniec naszej roboty.

Gdy Jay zaczął mówić o kotołaku, ten przewrócił oczyma i odpalił papierosa, zbolałą miną prezentując postawę "za jakie grzechy" i "co z tym typem jest nie tak". Nie przerywał mu jednak dając się wygadać. Teraz się nie śpieszył i nie miał nic przeciw nudnej rozmowie. Nie tak jak w Hilleach gdy przerywał Mokolowi i ostentacyjnie lał na jego monologi, odwracając się na pięcie.
- Ale ja nie oczekuję wdzięczności, powiedziałem coś takiego? Bill spytał - powiedziałem jak było. Gdzieś nagiąłem fakty? - zaciągnął się. - I sam zdecyduję czy będę z czymś się liczył czy nie. Cały czas mi grozisz, tu "łapkę ci wyrwę", tam "wyrwę ci języczek". Nudzi mnie to Big Guy już potwornie. Szczególnie, że jesteś za krótki. No może nie gabarytowo. - znów szeroko się uśmiechnął.
- Jak jako Rozjemca zabijesz członka Rady Nadnaturali Miami, to Adrian urwie ci łeb i wsadzi go ci w dupę. Wyrwie kręgosłup kręg po kręgu. Albo by było śmieszniej każe to zrobić Colsonowi.- urwał widząc kilka zdziwionych spojrzeń.
Westchnął i zaciągnął się.
- EEch... Saidi chce przewodzić kotom w Miami, Amanda by to zastopować tak zamotała Adrianem, że ustalił on... tadaaaaam! Każdy z naszych sierściuchowych gatunków ma przedstawiciela w radzie. Pewnie o tym słyszeliście - wyjaśnił. - A ze wedle Adraina jestem jedyny przedstawicielem mojego gatunku... Cóż, nie daje mi to nic. Nie prosiłem się o to, BA! Nie chciałem, wręcz odmawiałem z początku "przywileju". To dla mnie jak wrzód na dupsku, co miesiąc muszę popieprzać na Indian Creek i siadać obok Slade'a, śmietanka z naszym kocim zdaniem się nie liczy to i go nie zabieramy. No może Amanda czasem. Ale ruszysz mnie Big Guy to nie będzie takiego miejsca na bagnach gdzie schowasz się przed Adim i Colsonem. Nie ma takiego miejsca na świecie gdzie schowasz się przed Cattie, a każdy z moich krewniaków z Chessów ma po jednym magazynku oznaczonym AG (jeżeli kumasz o czym mówię). Slade i Masters też chętnie ci wkropią, za to, żeś pozbawił ich przyjemności obdarcia mnie ze skóry. Po prostu spuść z tonu i nie groź mi więcej, grzecznie cię proszę. Opowieści o 9 życiach kotów podobno biorą się od mojego gatunku, jak z tym jest - nie wiem. - szczerze rozłożył ręce. - Ale ty to z pewnością masz tylko jedno. Ja do ciebie nic nie mam, to ty odpalasz co chwila jak w Hilleach. Po co? Skupmy się na robocie, ustalmy co robimy zamiast pieprzyć coś względem siebie. Jedziemy do Adriana, tak? - zakończył wskazując na Billa, który to uprzednio zasugerował.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 22-11-2015 o 22:31.
Leoncoeur jest offline  
Stary 22-11-2015, 22:46   #438
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
- Stary byłem po twojej stronie ale teraz to przegiąłeś - Powiedział do kota - Jay ja rozumiem! Ja na twoim miejscu bym za taki brak szacunku zrobił coś nieprzyjemnego ale błaaggaaam nie rób tego bo kurwa jak ty się zabierzesz to pół miasta pójdzie z dymem o tym domu i osobach w nim siedzących nie wspominając- W oczach wilkołaka było widać autentyczny strach przed furią gada

- Czy ciebie do reszty pojebało Chris ?! Z mordą do bojowego zmieniaka startujesz ?!! KURWA no! Próbuje tu wszystko pogodzić a ty z takim tekstem wylatujesz ?! Przecież jak strzeli nas to furia to się pozabijamy a Adrian kurwa dobije resztki a chyba nie op to chodzi?! Gratuluje awansu ale do kurwy nędzy twojej kociej jak chcesz nam tu doprowadzić do krwawej jatki to jesteś na dobrej drodze! Nie wiem jak tam z furią u innych gatunków ale jeżeli podobnie jak u wojowników Gai to groźby sobie możesz w futrzastą dupę wsadzić bo najpierw się zabija a potem myślli - Wykrzyczał.

Aby nie porosnąć futrem i nie rozerwać świeżych szwów chwycił dwie puszki piwa po czym wlał je w siebie jednocześnie rozrywając puszki potężnymi rękami Mr Hyda. Alko wyraźnie go uspokoiło przez chwilę siedział z miną jakby słuchał głosów okazało się że jest to prawda

- Wuj Ragnar "Długa czerwona włócznia" prosi żeby pocieszyć jaszczurkę bo koty to są głupie wypierdki które zawsze robią wszystko po swojemu i nie należy się nimi przejmować... - Przerwał na chwilę - Nie, nie powtórzę im że Czarne Furie to niewyjebane dziwadła które trzeba naprostować bo mają chcice! Zresztą nikt z tu obecnych nie ma twojej legendarnej "trzeciej włóczni" hahaha taak... Zaraz czy ja to powiedziałem na głos ? Ze stresu mi sięwszystko pierdoli - Powiedział lekko nieraźnym głosem i beknął sugerując że to jednak od piwa. - Wybaczcie, Wuj Ragnar to rasista ale sdobry z niego wilk był a jakbym nie powtórzył to przez miesiąc by mnie męczył albo opętał i bym bękartów napłodził - Wyjaśnił.

- AAA o wamprzyce się spytamy znaczy się po Slejda się zadrynda żeby potwierdził
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 22-11-2015 o 22:56.
Brilchan jest offline  
Stary 22-11-2015, 23:03   #439
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
- Ale co ja takiego powiedziałem? - Chris zdziwił się na poważnie i zwrócił do Billa - Ja nikomu nie grożę, to mi tu Jay co i rusz grozi wyrywaniem różnych części ciała. "Wyrwę ci rękę", "upierdolę ci ten kłamliwy ozór na początek", " pierdolony gnoju". Do mnie to tak można jak on w Hilleach, ale ja już nie mogę powiedzieć jakie konsekwencje są za mordowanie się nawzajem wśród niemortali w Miami?
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 23-11-2015, 00:16   #440
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Jayson "Godzilla" Atkinson - Pomiot Godzilli



- Mmmhmm... I to jest teraz ten moment, że powiniem zrobić wielkie oczy i przestraszony konsekwencjami tak karygodnego czynu pójść sobie popłakusiować w kąciku licząc, że nasz przemądry bastet mi wybacze moją głupotę i gruboskórność? Tak? - spytał wciąż siedzący okrakiem na krześle mokol wskazując na swoją pierś gdy sierściołak przewinął swoje.

- No to szkoda, futrzaku, że nie powiedziałeś przed wejściem bo bez czytania scenariusza to jakoś musisz się bardziej postarać by zrobić na mnie wrażenie. - wzruszył obojętnie ramionami i nieśpiesznie odsunął krzesło szurając przy okazji po podłodze.

- O wdzięczności jaką niby mieliśmy ci we trójkę okazywać za ściągnięcie glin do Starbucks'a piłowałeś ryja na autostradzie. Czy tego może sobie wygodnie już nie przypominasz co? - rzekł podnosząc do ust puszkę z browarem i biorąc kolejny łyk. Pomerdał nieco pojemniczkiem sprawdzając ile płynu jeszcze zostało w środku. - A może ja kłamię co? Może kit wciskam i jestem kłamcą? Zmysliłem to sobie wszystko korzystając z tego, że ciebie nie było i biedaku nie mogłeś się bronić przed moimi oszczerstwami? Co? Nazywasz mnie kłamcą Chris? Bo ja mówię, że bredziłeś coś o wdzięczności a ty twierdzisz, ze nic takiego nie było. No to któryś z nas kłamie. - wzruszył ramionami i oderwałwzrok od otwartej puszki patrząc na siedzącego kotołaka przez całą przestrzeń pokoju.

- Aha i doprecyzuj może jak to było z tym odrywaniem tego czy tamtego z twojej fizjonomii. Bo nie mówisz im wszystkiego jak było. O łapce to było ostrzeżenie o konsekwencjach wyrwania drzwi KITT'owi. Bo KITT to mój kumpel i nie lubię jak ktoś robi krzywdę moim kumplom. Ostrzegałem wszystkich już w Indian Creek. Marcus i Bill też tam byli i też to słyszeli. A ty sobie tak siedzisz, rozparty wygodnie na siedzeniu pasażera i to kurwa zlewasz. Okazałem ci wówczas serce i łaskę łajzo. Ostrzegłem cię. No KITT ma nadal drzwi na miejscu a ty łapę. Więc o co ci chodzi? - rozłożył swoje ramiona i zrobił krok do przodu skracając odległość do kotołaka i zawiszajac w nim nieprzyjazne spojrzenie. Dopił puszkę, zgniótł i rzucił do śmietnika tym razem nie poświęcając jej uwagi.

- A z odrywaniem języka to bredziłeś, że ja pracuję dla Pentex'u i cię wrabiam. Kłamstwo pierwszej wody więc jak usłyszę, że je gdzieś powtarzasz no to urwę ci ten kłamliwy ozór skoro nie umiesz na nim zapanować. Żadna filozofia. - rzekł znów podchodząc o krok i pokonując już z połowe pokoju do siedzącego wciąż basteta.

- I co mnie tu straszysz co to się stanie jak cię zapierdolę? To już chyba nie będzie twoje zmartwienie. - parsknął z ironicznym uśmieszkiem patrząc z góry na mikrego dla niego kotołaka zwłaszcza jak siedział a Atkinson stał.

- A jesteś członkiem Rady ale bez własnego stada jak sam mówisz. Nie masz więc takiej pozycji jak Slade u wampirów czy choćby Simba o siersciuchów. I wkurzaj tak dalej Adriana zlewając jego polecenia to może sam się doczekasz, że każe cię sprzątnąć lub podziękuje komus kto go wyręczy cwaniaczku za dwa centy. Nie ma ludzi nie zastąpionych i nadnaturali też. Nie jest ktoś użyteczny w strukturze to po co struktura ma go wspierać czy choćby tolerować? Jesteś pasożytem Chris. Pasozytem w naszym pięknym, zrównouprawnionym mieście zarządzanym przez Adriana któremu udało się prześlizgnąć w pobliże szczytu. - parsknął ponownie stojąc już nie dalej niż krok czy dwa nad kotołakiem. Cedził słowa powoli jawnie ukrywając niechęć i pogardę dla tego sliskiego padalca który non stop starał się wyślizgać wkopując w syfa kogos innego. Jak teraz gdy próbował odwrócić kota ogonem i odwrócić sytuację spod pączkodajni i tego co działo się potem. Rewelacje o tym, że jest członkiem Rady wcale go nie ruszały bo wiedział o tym od początku. Pewnie dlatego na pierwszym zebraniu Adrian imiennie mówił właśnie do niego i tylko do niego resztę traktując jak płotki. Jay ani wtedy ani teraz się temu w ogóle nie dziwił. Tyle, że okazało się, że ten cały członek Rady zlewa pernamentnie wszystkie polecenia przezesa miejscami ocierając się wręcz o sabotaż. Atkinson za cholerę nie umiał przejść z takim zachowaniem do porządku dziennego.

- I chyba cię pojebało do reszty jak sądzisz, że będę się przed kimś ukrywał. To przed Godzillą trzeba się ukrywać debilu. Filmów nie oglądasz? - warknął stojąc już przy krześle i patrząc w dół na basteta. - A i jak cię załtwię uczciwie nie sądzę by ktoś miał mi za złe. A do sprzatniecia takiego pchlarza jak ty to mi w zupełności wystarczy. I nie sądze by Slade i reszta płakali po tobie zewnymi łzami. A twoją panterkę i tych twoich szmaciarzy w jeśli by już robiłą jednak mimo wszystko problemy i nie szło z nią załatwić po dobroci sprawy no cóż... - rozłożył bezradnie ręce w geście "no co ja mogę".

- To by było na tyle z mojej strony rozważań względem likwidacji twojego problemu. Ja jestem gotowy od ręki jak się czujesz taki mocny i pewny to dawaj. Zaczynamy. Sprzątnę cię tu i teraz i zobaczę jakie to niby masz silne te plecy. A nazwiesz mnie kłamcą to mi wystarczy by zacząć. - rzekł patrząc obojętnie tam w dół na sierściucha na krześle. Miał mentalność godną jakiejś szczurzej łajzy i drażnił go już od dłuższego czasu. Na tyle by mieć go dość i wyklarować wreszcie sytuację.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172