| Ciszej, co wy wszystkich pobudzić chcecie? - Erebos zrugał strażników głosem pełnym sprawiedliwego oburzenia. - Byście lepiej pomogli kata obudzić a nie się wydzieracie po nocy.
Strażnicy zmierzyli Ereba spojrzeniem.
- A tobie kat na co człowieku? - spytał wyższy z dwóch.
- A tak, potrzebny. Mniej wiesz lepiej śpisz, jak mówią.- Zagadnął niemal ugodowo. - To jak będzie, pomożecie bliźniemu w niedoli?
Drugi strażnik wyciągnął palec i wskazał na ciało wiszące na dłoniach Ereba.
- Co tu się dzieje? Odpowiadaj!
- Człowieku, z niego - Ereb poruszył rękami na których spoczywał Gabriel - życie uchodzi a tobie się historii słuchać chce? Kat mówią, że poradzić coś może, ja tam nie zam czy to prawda, ale go samego nie zostawię na ulicy.
- Mistrz Jacek jest książęcy człek i niepokoić go nie trzeba. A i co on może pomóc? Normalnyś? - drugi strażnik szturchnął kolegę.
- Ty? to chyba zakonnik? - powiedział i ruszył w bok, po chwili zaczął spuszczać drewnianą drabinę.
- No a coś ty myślał, włóczęgi bym nie niósł, a o kata sam prosił.
- Czekaj no, zaraz ci pomożemy zanieść go do sióstr od Ducha.
- Człowieku a ty myślisz, skąd ja przyszedłem? I skończcie już to bo się chłop zimny zaczyna robić, znak że rychło mu pomocy trzeba, jak zemrze to przez was.
Strażnik zszedł z murów i przybliżył się do Ereba, jego towarzysz był tuż z zanim.
- Ale do kata? Oszalałeś? Weź go może do żyda?
- I to ja oszalałem? Przecie ten człek by wolał umrzeć niż do żyda, o kata prosił nim go zmysły opuściły, to do kata go biorę. - Ereb poprawił ułożenie “rannego” na swych rękach by się ten przypadkiem nie zsunął. Żywił przy tym wielką nadzieję, że pacjent nie odzyska nagle świadomości i nie zrobi jakiejś głupoty przy śmiertelnych.
Niższy ze strażników popatrzył na Gabriela.
- To ten brat od Ducha! wielki medyk, naprawdę chciał do kata?
- No przecie mówię, tyle, że kat głuchy chyba.
Strażnicy zblizyli się do siebie zamienili szeptem jakieś słowa, których Ereb nie był w stanie usłyszeć po czym…
Po czym w ich dłoniach zmaterializowały się noże, jeden wbił się pod żebra Ereba drugi przejechał po szyi nieprzytomnego Gabriela.
Nieporuszony tym Ereb, po prostu rzucił ciało Gabriela na ziemię.
- No to mamy problem - rzekł spokojnie, pozwalając by powoli dotarło do nich co się dzieje. - Niech was mrok pochłonie robaki!
Strażnicy przyłożyli w przerażeniu dłonie do oczu i krzyczeli w panice… póki mogli jeszcze krzyczeć, gdyż niedługo mogli już tylko wić się po ziemi jak wyciągnięte na bruk ryby. Jednak hałasy które nie poruszyły jak widać miejscowego kata, wybudziły ludzi z okolicznych domostw. W koło pootwierały się okiennice a z nich wychyliły się zaspane, lecz ciekawskie oblicza mieszkańców Płocka, do tego, od rynku kanonicznego biegli… kanonicy, przynajmniej tuzin.
- Na litość boską co się dzieje!? - krzyczał najstarszy z nich.
- Darli się jakby ich sam diabeł się skóry obdzierał - Ereb zasłaniał miejsce gdzie został ugodzony, co prawda jego krew nie płynęła obficie z rany, lecz nie zdążył się jeszcze pożądnie zająć samą dziurą po nożu - tego znalazłem obok, chyba jeszcze dycha, pokazał ciało Gabriela przybyłym. - Żałował wprawdzie pochopnej decyzji, lecz co się stało to się nie odstanie, a te dwa robaki zasłużyły na swoją nagrodę występując przeciw Niemu!
Ereb szybko znalazł się w kręgu kanoników wznoszących na przemian modlitwy do Jezusa, Maryii, Ducha Świętego, boga ojca i ogromnej ilości świętych.
- Przecież to brat Gabriel! bracia, prędko, zabierzemy go do Ducha, albo lepiej do samego biskupa! - zarządził najstarszy.
- Tak, tak zabierzcie go *bracia* prędko nim duch z niego ujdzie! - Ereb jak mógł najszybciej pozbył się ciała Gabriela oddając je najbliższemu z duchownych, nie zważając na to czy ów człowiek miał zamiast owo ciało przyjąć. Zbyt wielkim obrzydzeniem napawała go obecność tych czcicieli Jahwe. - Ludzie, przecież ktoś ich musiał napaść, trzeba go znaleźć, bo jeszcze komu innemu co zrobi! - dodał z desperacją w głosie.
- Straże! straże! - kanonicy szybko podłapali radę Ereba, bracia szybko pognali z ciałem Gabriela robiąc raban na całe miasto. Kiedy Ereb został sam coś zaskrzypiało wewnątrz domu kata.
- Niezłe przedstawianie, demonie. - dobiegło zza zamkniętej okiennicy.
- A więc jednak - Ereb nawet się nie odwrócił - zejdź na dół i otwórz drzwi, ułatwimy sobie rozmowę.
- A niby czemu miałbym chcieć to robić? - głos niemal drwił.
Niemal.
- Ponieważ nie warto robić sobie wrogów, zwłaszcza wśród “demonów”. - Odrzekł Wampir spokojnie, a w jego głosie słychać było niemal sympatię.
Niemal.
- Prawda, prawda, tędy milczałem i będę milczał, ale jeszcze nie oszalałem by takiemu duchowi ciemnemu drzwi otwierać. - odpowiedział przezornie głos. - do świtu nie mam spraw w mieście i wychodzić nie zamiaruje. |