Wolrad wszedł do pomieszczenia nie rozglądając po nim. Na moment zmarszczył brwi rozważający czy Franciska doprowadziła go do właściwego rannego, ale… to pomieszczenie wyraźnie śmierdziało niedawną krwią i łzami.
- Szybko dochodzisz do siebie. Chyba będziecie cenniejszymi sojusznikami niż oceniałem… - rzucił jakby to miało cokolwiek wyjaśniać.
Gerge chciał coś odpowiedzieć. Było to po nim widać. Jednak zanim sformułował jakieś słowa rozkaszlał się, a grymas przebiegł jego twarz.
- Wróg mego wroga… znacie resztę. Więc postawię cię na nogi. Wstawaj rycerzu. Mamy wampiry do spalenia - powiedział Wolrad pochylając się i wyciągając rękę do rannego.
Anna patrzyła pytająco na Franciscę jakby oczekując wyjaśnień.
Włoszka uprzejmie skłoniła głowę.
- Brat… - zaczęła bardzo cicho - Wolrad postanowił pomóc. Potrzebujemy wrócić do sił siostro. Widzę, że brat jest w dobrym stanie, ale… - Francisca skierowała wzrok na mężczyzn i nie dokończyła zdania.
Gerge chwycił wyciągniętą dłoń Wolrada, a ten przyciągnął go do siebie, nie bacząc na chrząknięcia, czy grymasy bólu. Objął go niedźwiedzim uściskiem i zamknął oczy bezgłośnie ruszając ustami w rytm próśb o łaskę matki Gai. Przez chwilę w pomieszczeniu zapachniało mieszanką świerków, morskiego powietrza i sierścią. Kobiety odniosły wrażenie, że na moment ich sylwetki rozświetliło jasne światło. Gdy Wolrad odstąpił na brzuchu Gergego nie było śladu po rozcięciu. Ba, nie było nawet śladu po jakiejkolwiek opuchliźnie.
- Póki dychacie łatwo postawię was do pełnej sprawności. Nie ważne jaka rana, choćby wam fomor serce wyrwał i na waszych oczach pożarł to macie jeszcze kilka oddechów bym mógł wam życie oddać.
- Idę teraz zapolować na fałszywego zakonnika który zabrał ciało opętańca - kontynuował chwilę później - Czego się po nim spodziewać? On jest ghulem, dobrze zrozumiałem? - zapytał Wolrad zebranych, oceniając czy od razu odgryzie mu głowę czy będzie wystarczyło odebrać ciało które ze sobą wiózł.
- Myślę, że tak - zaczął Gerge. - Choć nie mam w tym temacie dużego doświadczenia. Bogumysł mógłby powiedzieć więcej. Albo Fyodor, świeć Panie nad jego duszą.
Jechali już kilka godzin. Koń zdawał się nie być specjalnie zmęczony. Jeździec w ogóle. Jednak z tropem stało się coś dziwnego. Rozmywał się. Jakby rozbiegał w różne kierunki. Wolrad zatrzymał się, a za nim zatrzymał się Walter, który natychmiast zeskoczył z konia i pochwycił swój młot.
- Co jest? - powiedział.
Wolard wyprostował się zrzucając z siebie wilczą sierść i stanął nagi w lesie.
- Nie czujesz? - spojrzał pytająco na Waltera i po chwili kontynuował - Rozdzielili się. Niemal na pewno w tamtą stronę zabrali ciało, ale… w tamtym kierunku też czuję swąd wampira. Tylko słabszy. Może obracali trupa, albo cokolwiek, ale obie grupy nim śmierdzą.
Wolrad mówiąc podszedł do drzewa i oznaczył je strumieniem uryny i zastanowił się dalej.
- Nie… to coś więcej. Oni mylą trop. Stosują inne metody. Nadnaturalne. Przączka by ich zeżarła! - zaklął Wolrad i polecił Walterowi czekać i pilnować go, gdy sam przyoblekł się z powrotem w wilcze futro i sięgnął swymi zmysłami za zasłonę dzielącą światy, a potem ją przekroczył. Po drugiej stronie już czekali na niego bracia i siostry. Duchy lasu. Niektóre skrzywdzone, inne strwożone, wszystkie zainteresowane Wolradem, często chętne do pomocy… a część do niej zdolna.
Ronin zdawał się nie wykazywać cech wilkołaka. Na nagie ciało Wolrada patrzył z jakąś mieszanką zdziwienia i obrzydzenia. Zsiadł z konia, ale nie ruszył za zasłonę wraz z wilkołakiem.
Po drugiej stronie Wolrad dojrzał sporo duchów. Najliczniejsze były duchy zwierząt. Dominowały wiewiórki, ale były i drapieżniki. Lisy. Borsuki. Ptactwo. I duchy drzew. Te ostatnie zdawały się przerażone. Zresztą ogólnie u duchów było coś wyraźnie nie tak.
Wolrad potrzebował niespełna kwadransa, żeby dowiedzieć się kilku niepokojących rzeczy. Po pierwsze ten, którego nazywali Eberhardem potrafił działać za zasłoną. Był tu w formie krwawego potwora. Siał strach. Duchy nadal się bały.
Co więcej zdał się też okultystą. Odczynił jakiś rytuał, który przeniósł ślad wampira na jednego z wojów. I wtedy się rozdzielili. Wóz pojechał dalej, z fałszywym tropem. Zaś mniejsza grupa puściła się na wschód konno. Wampir już nie był w beczce. Był związany niczym tobół podróżny i przytroczony do siodła. Wolrad wiedział już gdzie podążać. I wiedział już kilka nowych rzeczy o swym przeciwniku.
Na wschód znajdowała się wielka domena Trygława. Martwy las. Tam będzie musiał skupić się nie tylko na tropieniu, ale i na przeżyciu.
Gdy wyszedł z Umbry Walter oporządzał konia.
Wilk przebudził się z transu, kichnął i powstał na ludzkie nogi.
- Kim jest ten kogo ścigamy? - zapytał - drzewa są przerażone jego osobą. Był po drugiej stronie. Widziany jako krwawy potwór. I zabiera ciało do domeny kauduna… coś mi mówi, że nie ważne ryzyko śmierci, nie będziesz chciał przeoblec się w crinosa, dobrze myślę?