Zapakowała torebkę soli do plecaka mrużąc gniewnie oczy do staruszka, dając mu do zrozumienia, że sama by sobie poradziła ze zdjęciem tego z wysokiej półki. Z zastawy stołowej wzięła wyłącznie widelce i noże. Je również schowała do jednej z kieszeni swojego plecaka. Smutnym spojrzeniem obdarzyła talerz z babeczkami, który stał na kredensie. Niewiarygodnym dla El było to, jak niewiele dzieliło ich od tamtej radosnej chwili gdy wychodzili, by udać się na farmę po dynie, do tego szaleństwa, które mieli teraz wszędzie wkoło.
Mouser nie skomentowała uwagi pana Gardnera na temat posiadania przez nich święconej wody. Sama była pewna, że w jej domu rodzinnym była przynajmniej jedna taka buteleczka, którą zapakowała im babcia z Teksasu. Ona zawsze przy okazji wizyty w tamtych stronach dawała im różne prezenty na powrót. Zabranie najpotrzebniejszych rzeczy nie zajęło im wiele czasu i już wkrótce znaleźli się przy drzwiach, by wyjść z domu Gardnerów.
Na zewnątrz zrobiło się dużo bardziej przerażająco niż to Elliot pamiętała. Możliwe, że gdy pędziła na rowerze do domu Tobyego była tak tym zaaferowana, że nie docierała do niej ponura atmosfera jaka opadła na miasteczko. Teraz, serce podchodziło dziewczynie do gardła i ten krótki kawałek drogi jaki mieli do pokonania z jednej posesji na sąsiednią, jeszcze nigdy w życiu nie trwała tak długo.
El poprowadziła April i staruszka do tylnego wejścia do warsztatu, którym to często panna Mouser skracała sobie idąc na spotkanie z mieszkającym po sąsiedzku przyjacielem. Blondynka sprawnie poprowadziła między labiryntem półek z narzędziami, które stały na zapleczu przez które musieli przejść. Elliot zatrzymała się dopiero gdy zobaczyła ojca. Zacisnęła mocno zęby, podeszła do niego i uściskała go, by już po chwili, bez słowa pójść dalej.
Warsztat przylegał jedną ze ścian do domu państwa Mouser, więc bezpośrednio z jednego budynku można było przejść do drugiego. W korytarzu minęli mamę Elliot, która najpewniej niosła jakieś testy z ostatnich sprawdzianów albo też zwyczajnie pomagała mężowi z dokumentacją jego firmy. El nie omieszkała również ją przytulić po drodze.
Do pokonania zostały już tylko schody i zaraz dziewczynki znalazły się w gabinecie rodziców. Był to spory pokój, z którego wchodziło się do mniejszego pomieszczenia. Elliot wpierw zatrzymała się przy biurku zawalonym papierami i segregatorami, wyciągnęła z szuflady klucz i nim otworzyła dodatkowe pomieszczenie.
Było ono prawdopodobnie lepiej wyposażone niż zbrojownia posterunku policji Hallow Creek, ale mimo to pan Mouser lubił marudzić, że tęskni mu się do kolekcji broni jaką zostawił w rodzinnym domu.
W tej domowej zbrojowni najwięcej było pistoletów, ale też znaleźć tu można było karabiny myśliwskie i strzelby. Elliot miała okazję strzelać z każdej tej sztuki i znała doskonale opowieści pozyskania jaka towarzyszyła każdemu egzemplarzowi. Dlatego wiedziała, że większość broni jest dla niej za silna, przez co nie byłaby w stanie bezpiecznie z niej korzystać. Najpewniej prędzej by sobie krzywdę zrobiła niż jakikolwiek pożytek z tego był.
Wyciągnęła więc te pistolety, które miały najsłabszy odrzut. Jeden załadowała nabojami i schowała do kabury, uprzednio pozbywając się z niej zabawkowego pistoletu. Do plecaka wrzuciła opakowanie zapasowych naboi do Taurusa. Drugi pistolet, Ruger, dostała April, bo Mouser z góry założyła, że skoro jej ojciec, policjant, ma na co dzień do czynienia z bronią, to jego córka też wie jak jej używać. Proste założenie poczynione przez wychowaną w Teksasie dziewczynę.
Na odchodne Elliot wszystko pozamykała i schowała klucz tam skąd go wyciągnęła. Musiały już tylko zabrać starca i wrócić do warsztatu, by poczekać na powrót pozostałych.
Tam Elliot zdecydowała się zabrać ze sobą łom leżący w kącie. Wujek Stan w końcu powiadał, że nie ma takich drzwi, których nie da się otworzyć łomem. Choć był zakałą rodziny i czasem siedział w więzieniu to jednak w obecnych okolicznościach nawet jego porada wydawała się być przydatna.
Olbrzymim zaskoczeniem było gdy w progu ujrzeli zdyszanego Jima i Em. Elliot od razu doskoczyła do nich pytając co się stało z pozostałymi. To co opowiedział Jim sprawiło, że po plecach Hanki Solo przeszedł zimny dreszcz. Dziewczyna aż otworzyła usta z wrażenia. Zdała sobie sprawę, że zostawiła swoją siostrę na pastwę losu. Elliot zrobiła się blada jak ściana. Zaklęła szpetnie.
-
Przepraszam Em... Przepraszam Jim... Że was zostawiłam.. - jęknęła na koniec długiej i kwiecistej wiązanki, i od razu objęła siostrę z całych sił. -
Jak tylko go spotkam to strzelę go w łeb łomem - zarzekała się.
Nastała chwila na złapanie oddechu przez Em i Jimma, w trakcie której Elliot i April opowiedziały co sprawiło, że koszmary wyszły na ulice miasteczka. Elliot nawet podkreśliła wskazując palcem na osobę, która w tym wszystkim pomogła.
Na koniec Mouser podeszła do małej lodówki stojącej w kącie warsztatu. W niej znajdowało się sporo puszek z piwem i napojami, jak również przekąski.
-
Jak mamy iść do paszczy potwora to przynajmniej wezmę kiełbasy. Każdy pies uwielbia ją. Paskud Barkera może da się przekupić nią - wyjaśniła Elliot, pakując do plecaka dwie małe zamknięte torebki z suszoną wołowiną.
-
O... I to też się przyda... - uśmiechnęła się szatańsko, gdy wypatrzyła malutką buteleczkę Tabasco. Była ledwo ruszona, bo i niezwykle ostra była jej zawartość. -
Dobra, Jim, weź latarkę i scyzoryk - stwierdziła wskazując palcem gdzie leżą wspomniane przez nią przedmioty.
Do domu Barkera Mouser nie miała zwyczaju się zbliżać. Szczerze mówiąc, to teorie jakie snuł o tym miejscu Toby skutecznie sprawiały, że trasy Elliot omijały to miejsce, nawet gdy dziewczynie gdzieś się śpieszyło, a najkrótsza trasa wiodła przy tej posesji. Tym razem jednak nie było innego wyjścia jak zakraść się do wnętrza tego nawiedzonego budynku. I choć teraz wszystko w koło również było już nawiedzone, to te domostwo nadal wyróżniało się posępnym wyglądem na tle reszty.
Szybko okazało się, że mają dwie drogi do przebycia. Jednej strzegł cerber, a co do drugiej to ciężko było ocenić czy się zmieszczą. Elliot oczywiście miała swój pomysł jak zaradzić pierwszy problem.
-
Mogę skarmić psa Jerky usmarowanymi Tabasco - zaproponowała szeptem, opierając sobie łom o bark. -
Zje je, wystarczy, że liźnie i nie będzie w stanie myśleć o niczym innym jak znalezieniu wody. Wtedy otworzymy drzwi i on ucieknie do ogrodu. Dom będzie dla nas