Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-04-2018, 22:28   #71
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Post wspólny, vol. 3 + reminiscencje kpt. Wainwrighta

Edvard zbudził się w pustej koi cały obolały. Mięśnie przypominały mu, że nie jest żadnym wojskowym, czy wojownikiem, a jedynie zwykłym wykładowcą, który zazwyczaj mierzy się jedynie z głupotą studentów. Po chwili walki z własnym ciałem udało mu się wstać. Od razu zaczął szukać swoich rzeczy, żeby ubrać się w coś świeżego. Zdążył akurat doprowadzić się do jako takiego porządku, gdy do kajuty weszła Gabrielle z Johnem. W rękach pary agentów lśniły pożyczone z mesy oficerskiej szklanki.

- Cher! Nous célébrons! - Ustawiła szklanki na podłodze, siadając na niej po turecku i wyjęła spomiędzy mokrych ubrań butelkę Haut-Brion. - To jedno z najlepszych francuskich win. - Uśmiechnęła się szeroko. - Idealnie by uczcić nasz sukces. - Rozlała wino do szklanek, myśląc o tym, że jej ex pewnie by ją w tym momencie zabił. Podała szklanki rozbudzającym się agentom. - Zgodnie z obietnicą jestem wam winna nagrodę, za dobre sprawowanie. - Mrugnęła do obu mężczyzn i sięgnęła po swoje naczynie. - Za nas, Mon bien-aimé.
- Etter regn kommer solskin - skomentował z uśmiechem Edvard trzymając szklaneczkę ze szkarłatnym trunkiem - Po angielsku to chyba będzie “Po wodzie zawsze się świeci”. Zdrowie!
- "Po deszczu zawsze przychodzi słońce" - poprawił go John, śmiejąc się serdecznie. - Zdrowie! Za nas, i za nasz sukces!
Gabrielle napiła się szczerzac się do szklanki. Było pyszne! Jak zwykle.
- To co właściwie “znaleźliśmy”? - mrugnęła do Edvarda nazbyt świadoma tego, że to głównie zasługa Norwega.
- Zbyt wiele nie mogę powiedzieć - odpowiedział - Ten przedmiot dość dziwnie zareagował na krew, to jedyne co udało mi się zauważyć.
- Mam nadzieję, że pozwolą go nam obejrzeć po zejściu na ląd. - Francuzka podniosła się by dolać mężczyznom wina.
- Powinni. Chyba, że zostałem zatrudniony w oparciu o moje bokserskie doświadczenie. - zażartował Edvard.
- Raczej na pewno nie, biorąc pod uwagę, jak wyglądasz po starciu z tym niemieckim oficerem - skomentował John patrząc na wciąż widoczne siniaki na twarzy norweskiego agenta. - Dobry Boże... nieźle Cię sponiewierał!
- To chyba zemsta za egzaminy ustne z literatury niemieckiej - zaśmiał się Edvard.
- Doprawdy? - zaśmiał się John. - A z czego dokładnie zdawałeś?
- Odpytywałem - znów zaśmiał się Edvard - Wpływ realiów politycznych na dzieła Heinricha Heine.
John aż uniósł brwi ze zdumienia.
- Zdecydowanie ryzykowny temat... zwłaszcza w dzisiejszych, jak to określiłeś, realiach politycznych - odparł, nawiązując w oczywisty sposób do pochodzenia niemieckiego poety. - A więc sądzisz, że na “Altmarku” trafiłeś na jednego ze swoich dawnych studentów?
- Od 1934 wykładałem w Monachium, więc jest taka szansa. Ten nieszczęsny egzamin musiał być właśnie tam, bo miałem bardzo nieprzyjemną rozmowę z rektorem o poglądach Heinego.
- Monachium? Ryzykant z Ciebie, Edvardzie - John nie mógł wyjść z podziwu. - Matecznik nazistów, którzy odsądzali Heinego od czci i wiary, a jego wiersze publikowali pod naciskiem opinii publicznej jako anonimowe dzieła? Dziwię się, że w ogóle pozwolili Ci wykładać akurat ten temat.
- Całe szczęście, że rektor nie pamiętał, że Heine był Żydem. Heinrich pojawił się jakoś tak przy okazji, a mój przedmiot dotyczył całego romantyzmu niemieckiego. Dobrze, że miał się za mną kto wstawić - cały czas się śmiejąc opowiadał Norweg.
Gabrielle zgarnęła swoją szklankę i rozłożyła się na swojej koi. Lekko ją poobijano, a i w nocy nie pospała za długo. Dopiła wino i przysłuchiwała się mężczyznom z przymkniętymi powiekami.
- To miałeś szerokie spektrum - skomentował John - Fichte, Schelling, Hegel... pewnie zwłaszcza Hegel. Temat rzeka.
- Masz rację, ale jak pewnie się domyślasz w Rzeszy literatura niemiecka jest dość mocno upolitycznionym przedmiotem. To bardzo ważny element edukacji...
- To prawda. Cała spuścizna niemieckiej kultury zaciągnięta na służbę narodowosocjalistycznej propagandy. Odrażające. - obrzydzenie na twarzy angielskiego oficera było raczej dobrze widoczne.
- Niestety tak to tam wygląda. Kwintesencją tego sposobu myślenia jest wykorzystanie kultur nordyckich, ale to temat na mniej obolały czas.
- Racja. Tym bardziej, że Gabrielle ewidentnie nużą nasze rozważania. - skomentował John patrząc na leżącą na koi z półprzymkniętymi oczami Francuzkę. - Sądząc po tempie, w jakim płyniemy, około południa powinniśmy być już w Anglii. Macie pomysły, jak wykorzystać tych kilka godzin rejsu, jakie nam zostały?
- Przyjemnie się was słucha. - Gabrielle otworzyła oczy i spojrzała na nich z uśmiechem. - To miłe słyszeć, że w tej wojnie nie biorą tylko udziału wariaci, którzy po prostu lubią zabijać. - Przymknęła oczy i przeciągnęła się na koi niczym kot.
- Tragedia wojny polega na tym, że najbardziej cieszą się z niej barbarzyńcy, a najbardziej cierpią ludzie cywilizowani. - smutno skonstatował John. - Tym bardziej, że ta wojna zapewne będzie zupełnie inna niż jakakolwiek inna wojna, jaka miała miejsce do tej pory.
- Najciekawszym aspektem Rzeszy jest paranauka, w którą wierzą naziści. - wtrącił Edvard. - Spotkania bractwa były przeżyciami niemal nadnaturalnymi.
- Brałeś udział w nazistowskich zgromadzeniach? - John zmarszczył brwi, spoglądając podejrzliwie na norweskiego agenta.
- Za długi jęzor… za długi - zaśmiał się Norweg - Infiltracja musiała być wiarygodna.
Wainwright obdarzył Norwega długim, pełnym namysłu spojrzeniem.
- Rozumiem. - rzekł po dłuższej przerwie. - Wywiad. To wszystko tłumaczy.
Gabrielle uśmiechnęła się szerzej. Nie tylko ona udawała, że sprzyja drugiej stronie.
- A jak trafiliście do agencji? - Spytała spoglądając na dyskutujących mężczyzn.
- Podobno współpraca wywiadów. Nie dopytywałem. - odpowiedział Edvard - A ty?
- Mnie też przenieśli tu z wywiadu. - odparł sucho John. - Wychodzi na to, że wszyscy tylko wykonujemy rozkazy tych na górze. Z tym, że każdy słucha swoich. - zakończył z sarkazmem w głosie.
- Ja trochę podpadłam i musieli mnie wywieźć z Francji. - Gabrielle uśmiechnęła się tajemniczo.
- A co takiego zmalowałaś? - zapytał John patrząc na Francuzkę z żartobliwym błyskiem w oku. Tym bardziej zdziwił się, gdy uśmiech na twarzy Gabrielle zniknął jak słońce za angielskimi chmurami.
- To długa opowieść... - Gabrielle lekko westchnęła odpowiadając na pytanie. - Może kiedyś wam opowiem.
John pokiwał głową i znów przybrał lekko zamyślony wyraz twarzy.
- Rozumiem. - Zajrzał do wnętrza pustej już szklanki i popatrzył na dwójkę agentów. - Nie wiem, skąd wytrzasnęłaś tą butelkę, Gabrielle, ale w życiu nie piłem lepszego wina. Bardzo Ci dziękuję. Czy będzie wielkim nietaktem, jeśli zechcę Was teraz opuścić? Chyba lekko kręci mi się w głowie od tego wina i chciałbym zaczerpnąć świeżego powietrza... morska bryza zawsze mnie orzeźwiała.
Gabrielle roześmiała się i puściła porozumiewawczo oko do Edvarda.
- Oczywiście - odpowiedziała. - Idź odetchnąć świeżym powietrzem. Kto wie, może wkrótce dołączymy do ciebie z Edvardem...
- Jasne. - odparł pogodnie Wainwright. - Rozglądajcie się, na pewno będę gdzieś na pokładzie. Do zobaczenia. - Anglik wstał i wyszedł z kabiny, zabierając ze sobą opróżnione przez agentów szklanki. Miał tylko nadzieję, że steward nie złapie go z nimi w drzwiach mesy oficerskiej.

***

Morze Północne, ok. 12 mil morskich na wschód od Aberdeen
17.lutego 1940 r. ok. 11:30.


***

Niszczyciele Marynarki Królewskiej zbliżały się do skalistego, szkockiego wybrzeża, smukłymi dziobami żłobiąc równe, układające się w kształt litery "V" ślady na pofalowanej, wełniącej się powierzchni Morza Północnego. Na czele szyku, zanurzony nieco głębiej niż zwykle, szedł dwukominowy okręt, na którego burcie wymalowano czarną farbą napis "F 03" - okręt Jej Królewskiej Mości, niszczyciel "Cossack", już wkrótce mający okryć się sławą jako ostatni okręt Royal Navy, z którego pokładu dokonano udanego abordażu obcej jednostki pływającej. Najeżony masztami, działami, karabinami i wyrzutniami torped niszczyciel zwykle robił z pewnością groźne wrażenie, tym razem jednak cały efekt psuły tłumy marynarzy, niewątpliwie nie należących do załogi, uwieszonych na relingach, opartych o niemal każdą ścianę lub wystający z pokładu obiekt dość wysoki, by służyć za podparcie dla ludzkiego ciała. Oswobodzeni z "Altmarka" jeńcy nie mogli się już doczekać, aż ujrzą ojczystą ziemię, której wielu z nich spodziewało się już nie zobaczyć.

Kapitan John Patrick Wainwright również stał oparty o barierkę prawej galeryjki obserwacyjnej, tuż poniżej mostka. Oprócz obserwatorów lustrujących powierzchnię morza przez lornetki i podających niekiedy meldunki na mostek za pomocą rur głosowych na galeryjce nie było nikogo.

Ten brak tłoku bardzo angielskiemu oficerowi odpowiadał. Nie przeszkadzał bowiem w rozmyślaniach, a tym właśnie zajęty był kapitan Wainwright.

W mózgu oficera kłębiło się wiele pytań, na które nie umiał znaleźć odpowiedzi.

Dlaczego właściwie wybrano go do udziału w misji, która ani nie wymagała odwołania się do jego kompetencji w dziedzinie kryptografii, ani nie pozwoliła mu choćby o krok zbliżyć się do rozwiązania zagadki dręczących go co jakiś czas wizji? Czyżby tylko dlatego, że odbywała się na morzu, w oparciu o siły i środki Marynarki Królewskiej, której John był oficerem? Innego, lepszego wytłumaczenia John nie był w stanie na obecną chwilę znaleźć.

Jakie cele i zadania stawia sobie owa tajemnicza Agencja, do jakiej go odkomenderowano? Jakimi regułami się kieruje, według jakich zasad działa? Agenci wydawali się mieć zaufanie wojskowych, którzy prowadzili odprawę, ale John zbyt długo był uczestnikiem podwójnej gry wywiadów, pełnej nieoczekiwanych zwrotów akcji, podrobionych tożsamości i misternie tkanych intryg jakby żywcem wyjętych z kart powieści spod znaku płaszcza i szpady, by nie zdawać sobie sprawy, że zarówno komandor Lloyd, jak i kapitan Busson mogli być po prostu świetnie wyszkolonymi aktorami, po mistrzowsku odgrywającymi swoje wyuczone role. Jedno, czego John był pewien, to to, że pozostali agenci wysłani na tą misję nie mieli doświadczenia wojskowego. Gdyby nie popełnione przez nich błędy, po stronie alianckiej grupy abordażowej mogłoby obejść się bez ofiar śmiertelnych. John zbyt świeżo pamiętał topione w szklankach grogu żal i wściekłość marynarzy z "Aurory", wywołane śmiercią marynarza Gordona. Współczuł im i dzielił ich żal i smutek, choć sam był żołnierzem i rozumiał, że wojna wymaga poświęceń. W duszy Johna zabrzmiał wbijany mu do głowy na zajęciach z kultury antycznej cytat z Platona: "tylko umarli widzieli koniec wojny". Cóż, przynajmniej sam dołożył starań, żeby ludzie pozostający bezpośrednio pod jego komendą nie ponieśli strat. Fakt ten napawał Johna satysfakcją tym większą, że sądząc po ciepłym przyjęciu, jakie zgotowali mu w swojej kajucie marynarze z "Aurory", oceniali oni brytyjskiego oficera w ten sam sposób.

Osoby agentów, z którymi wysłano go na misję, stanowiły same w sobie enigmatyczne zagadki.

Edvard okazał się pomocny podczas abordażu norweskiej jednostki i nieoceniony później, przy znalezieniu artefaktu, po jaki wysłano ich na "Altmarka", ale wiele rzeczy się kapitanowi nie do końca zgadzało. Wzmianki o uczestnictwie w nazistowskich rytuałach obudziły podejrzliwość Anglika, a fakt, że Edvard poddał się Niemcom na pokładzie "Altmarka", wcale tej podejrzliwości nie rozwiewał. Przynajmniej, na ile John mógł to ocenić, siniaki Norwega wyglądały realistycznie... co dawało powody sądzić, że pięściarski pojedynek norweskiego profesora z niemieckim marynarzem na "Altmarku" nie był jedynie odegranym na użytek brytyjskiej publiczności przedstawieniem. Tym niemniej kapitan Wainwright czuł podświadomie jakiś niepokój na myśl o norweskim agencie, choć nie był w stanie tego sprecyzować.

Gabrielle, dla odmiany, budziła w angielskim oficerze tak wybuchową mieszankę uczuć, że ilekroć John zaczynał o niej myśleć, musiał głęboko zaczerpnąć powietrza - dzięki Bogu znajdował się aktualnie w dogodnym do tego miejscu. Zrobiła na nim wrażenie podczas tej przebieranki na "Altmarku", oj, zrobiła... choć John starał się rozproszyć podejrzenia Francuzki, wiedział doskonale, że na nic się to zdało. Wiedziała na pewno, musiała wiedzieć. Z drugiej strony, sama potwierdziła w rozmowie z Johnem, że swojego zabójczego seksapilu używa jako równie zabójczej broni. Johnowi nie uśmiechało się być celem tej broni... a przynajmniej tylko dla samego treningu. Jakaś część Johna podświadomie cieszyła się, że to Edvard wpadł tej nocy w sidła francuskiej agentki. To czyniło sytuację nieco bardziej otwartą... przynajmniej dla Johna. Ale musiał zachować ostrożność. Była aktorka burleski, na pozór słodka trzpiotka... która, jak odkrył pod koniec rozmowy w kajucie, też ma swoją tajemniczą, jeszcze nieodkrytą stronę. Czym właściwie się zajmuje w tej agencji, czyje rozkazy wykonuje, w jaką grę gra?

- Land ho!* - okrzyk obserwatora na galeryjce przerwał rozważania angielskiego oficera. John uniósł głowę i popatrzył w kierunku wskazanym przez obserwatora. Faktycznie, na horyzoncie majaczył zarys majestatycznych szkockich skał, nad którymi, jak przecinek w połowie zdania, jaśniała kolumna latarni morskiej. John znał ten widok aż za dobrze.

Peterhead. Już niedaleko.

Zgromadzeni na pokładzie marynarze oszaleli. Wiwatowali, krzyczeli, machali rękami. Niektórzy nawet płakali.

Już niedługo, chłopaki, pomyślał Wainwright uśmiechając się pod nosem. Już niedługo.

Faktycznie, raptem pół godziny później, witany owacjami stojącego na nabrzeżu tłumu i rozbrzmiewający okrzykami radości marynarzy uwolnionych z niemieckiej niewoli, HMS "Cossack" przybił do nabrzeża Marynarki Królewskiej w Leith.


__________________________________________________ ___________
* (ang. żegl.) - Ziemia na horyzoncie!
 

Ostatnio edytowane przez Loucipher : 28-04-2018 o 14:56. Powód: Formatowanie i korekta.
Loucipher jest offline  
Stary 29-04-2018, 06:09   #72
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 19

Czas: 1940.II.17; sb; godz. 16:30
Miejsce: południowa Szkocja; Edynburg; baza RN Leith, budynek koszar
Warunki: popołudnie, ziąb, pochmurno, słaby wiatr, średnie fale


st.ag Baumont, mł.ag Gulbrand; mł.ag Wainwright




Powrót na Wyspy nie był zbyt spektakularny. W każdym razie w samym porcie w Leith z początku niezbyt się różnił od kolejnego powrotu, kolejnej flotylli niszczycieli, z kolejnego rejsu. Pogoda też była typowo wyspiarska dla szkockiej zimy w połowie lutego czyli mokra, chłodna i z stalowoszarym niebem. Nic porywającego. Jednak brytyjscy marynarze i ci z rodzimej obsady niszczycieli i ci wyzwoleni z trzewi niemieckiej jednostki wydawali się całkowicie niepodatni na zimową aurę i na widok ojczyzny zdawali się skakać z radości. W końcu dzięki zuchwałej akcji brytyjskich niszczycieli a zwłaszcza wydzielonej jednostce szturmowej odzyskali wolność zamiast spędzić resztę wojny jako jeńcy wojenni.

Marynarze masowo wylegli na stalowoszare, mokre pokłady smukłych jednostek wojennych by przywitać pierwszy skrawek ziemi ojczystej jaką był port w Leith. Krzyczeli, machali rękami, czapkami, śmiali się i poklepywali nawzajem po plecach i ramionach wznosząc okrzyki na cześć króla, Royal Navy, rychłego zwycięstwa i na pohybel Hunom. I ta radość była bardzo zaraźliwa. Rozlała się najpierw po pokładach powracających jednostek a potem po całej bazie. Wieczorem okazało się, że historia przekroczyła nie tylko bramy bazy morskiej ale i granicę Wysp. Wraz z eterem dostała się w każdy zasięg globu. Wojna bowiem trwała też w eterze i obie strony rozpowszechniały w niej swoją wersję wydarzeń.

Cytat:
“...Dzisiaj do portu powrócił tankowiec “Altmark”. Ta cywilna i całkowicie bezbronna jednostka stała się ofiarą aktu bezprzykładnego piractwa na neutralnych wodach neutralnego państwa. Przeważające siły brytyjskiej floty czy raczej jak się powinno ich nazywać brytyjskich piratów gwałcąc międzynarodowe konwencję zaatakowały bezbronny, niemiecki statek handlowy dopuszczając się barbarzyńskich czynów. Uzbrojona po zęby flota wysłała swoje pirackie bandy na pokład nie uzbrojonej cywilnej jednostki niemieckiej floty handlowej. Nasi marynarze nawet w tak dramatycznej sytuacji stawili zuchwały opór tej napaści zadając hordom wroga poważne straty jednak wobec groźby ostrzelania przez te pirackie okręty cywilnych, norweskich osad i jednostek musieli złożyć broń wobec takiego podstępnego zagrania. Takie zachowanie nigdy nawet przez myśl by nie przeszło niemieckiemu oficerowi jednak czegóż oczekiwać po narodzie który wymyślił, rozpropagował jak widać nadal kontynuuje pirackie tradycje?...”


Cytat:
“... Dziś do portu w Leith powróciła jedna z naszych flotylli niszczycieli z bardzo niezwykłego zadania. Otóż naszym chłopcom z Navy udało się ostatniej nocy przechwycić i zrewidować podejrzany, statek płynący pod niemiecką banderą. Podejrzenia, że wbrew konwencjom przewozi on jeńców wojennych przez wody państwa neutralnego okazały się słuszne. Niemiecką jednostkę zgodnie z prawem międzynarodowym zatrzymano i zrewidowano uwalniając przy okazji kilkuset naszych marynarzy z jednostek zatopionych w ciągu ostatnich paru miesięcy przez niemieckie U - Booty i jednostki nawodne co stawia pod wielkim znakiem zapytania intencje tych niemieckich “jednostek handlowych”...”



Tak to wyglądało w eterze, na pokładach, w bazie, po obu stronach Kanału a nawet w Niemczech. Trójka ludzi w oliwkowych mundurach nie wyróżniała się niczym szczególnym wśród dziesiątek innych jacy byli obecni w rozentuzjazmowanej bazie. Było wszakże sobotnie popołudnie więc nawet podczas wojny część żołnierzy i marynarzy dostała przepustki by wyjść poza teren koszar.

Trójka agentów Spectry zgodnie ze swoim wyszkoleniem mogła zameldować się telefonicznie z bazy do swojej komórki obsługiwanej przez obydwu alianckich kapitanów. Rozmowa nie była porywająca. Zwyczajnie trzeba było udać się do biur w bazie by powiedzieć z czym się przychodzi, tam zezwolono na skorzystanie z telefonu gdzie po podniesieniu słuchawki słychać było kobiecy głos tefonistki w centrali. Ona połączyła rozmowę z odpowiednim biurem, tam odebrał jakiś męski głos i po prostu przyjął meldunek suchym, urzędowym tonem z którego właściwie nic więcej nie wynikało. Jednak po jakiejś godzinie wezwano Gabrielle ponownie do telefonu i tym razem rozmawiała już z jednym z “ich" kapitanów. Znowu rozmowa była krótka, oficer zapytał czy wszyscy z ciocią wrócili do domu i francuska agentka mogła potwierdzić. Wobec tego rozkazał pilnować cioci by się nie przeziębiła w te chłodne, szkockie noce a sam przyjedzie w odwiedziny jutro na śniadanie albo lunch.

Gabrielle miała więc do dyspozycji czas do niedzielnego lunchu. Kapitan pewnie z tradycyjnej obawy przed przeciekiem był dość lakoniczny w rozmowie a przebycie ładnego kawałka Wysp musiało trochę potrwać, zwłaszcza przy obowiązkowym zaćmieniu i groźbie niemieckich nalotów które często roiły się jedynie w głowie alarmujących. Ale stopowały ruch na drogach i kolejach tak samo jak prawdziwy nalot. Do tego częste kontrole policji i Home Guard jakie miały za zadanie wyłapanie niemieckich szpiegów i dywersantów a były zwyczajnie upierdliwą zawalidrogą, zwłaszcza przy dłuższych trasach. Do czasu przybycia więc wyższych rang opieka nad “ciocią” spadała na barki trójki agentów.

Opieka ta nie wydawała się zbyt trudna. Marynarze pomogli przenieść skrzynię z dziwnym artefaktem do jednego z pokoi w koszarach. Z kwatery bazy dostali nawet propozycję umieszczenia paczki w jednym z koszarowych magazynów. Oba wyjścia wydawały się być rozsądne. Paczka sama w sobie nie była większa niż standardowy kufer podróżny czy kilka skrzyń z amunicją czy jakimś moździerzem. Bez trudu można było więc ją umieścić w pokoju. Poków w oficerskich kwaterach został udostępniony przez dowódcę bazy. Chociaż jako dżentelmen starej daty komendant zaproponował pokój gościnny “pannie Gabrielle” w swoim domu w jakim mieszkał z rodziną na terenie bazy. Zapewne poczucie przyzwoitości nie pozwalało mu znieść młodej, ładnej kobiety pośrodku bazy pełnej mężczyzn. Zwłaszcza, że pokoje oficerskie były dwuosobowe a agentów była przecież trójka.

Alternatywą był więc magazyn gdzie na pewno pomieściliby się aż nadto, razem z “ciocią” jednak nie był on przystosowany do warunków mieszkalnych czyli nie miał ani łóżek ani reszty bytowych warunków poza malutkim biurem z biurkiem, krzesłem i paroma szafkami. Przebywanie tam, pośród lutowej nocy wydawało się bardzo nieprzyjemnym, chłodnym i nużącym zadaniem zwłaszcza gdy miało się na oku “pokojową alternatywę” w oficerskich kwaterach.

Więc “ciocia” sama w sobie aż tak trudna do upchnięcia tam czy tu nie była. Sprawa przybierała kompletnie inny wymiar gdy miało się choćby cień świadomości co może być w tej częściowo uszkodzonej skrzyni. I co to właściwie jest. Wówczas człowiek mógł siedzieć jak na szpilkach gdy miał świadomość, że siedzi na kuferku skarbów który ktoś może starać się mu zwędzić sprzed nosa. I tak gdzieś do jutrzejszego, niedzielnego poranka albo lunchu aż ktoś z Agencji przyjedzie odebrać "ciocię".
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 03-05-2018, 22:01   #73
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Możliwość rozmowy w ojczystym języku jak zwykle poprawiła Gabrielle nastrój. Nawet jeśli była to rozmowa z Bussonem na temat odkrytego przez nich artefaktu. Miała nadzieję, że jednak będzie to wyglądać odrobinę inaczej. Ale szefostwo karze, to agent musi.

Osobiście dopilnowała by skrzynię przetransportowano do pokoju przydzielonego chłopakom. Idąc w stronę kwater oficerskich, obiecała, że pojawi się na obiedzie u dowódcy bazy i skorzysta z pokoju gościnnego. Obawy o jej cnotę odrobinę bawiły Francuzkę, ale nie dała tego po sobie poznać. Zamiast tego podziękowała uprzejmie, już rozważając czy sukienką, którą zabrała z sobą będzie odpowiednia.

Nie była specem od badań nad takimi cudami, ale chciała zobaczyć czego dokładnie pilnują w świetle dziennym. Po za tym zawsze miała smykałkę do rozpoznawania tych “nietypowych” rzeczy. Odezwała się, dopiero gdy żołnierzy, którzy pomagali im przenieść skrzynię, opuścili pokój.
- Poradzicie sobie, we dwóch? - Przyjrzała się agentom, na dłuższą chwilę zawieszając wzrok na Edvardzie. Po nocy nazbyt świadoma była obrażeń, których doznał Norweg. - Obawiam się, że moja obecność mogłaby zbyt bardzo przyciągać uwagę.

Podeszła do skrzyni i uchyliła wieko by obejrzeć zawartość.
 
Aiko jest offline  
Stary 03-05-2018, 23:49   #74
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Tuż przed zejściem z pokładu Johna wezwano do okrętowego kwatermistrza. Kapitan był nieco zdziwiony tym faktem, ponieważ nie przypominał sobie, aby coś zostawiał w depozycie okrętowym. Jego zdziwienie jeszcze wzrosło, gdy kwatermistrz z szerokim uśmiechem spod sumiastych wąsów wydał mu pełne oporządzenie służby wartowniczej Royal Navy - od munduru, aż po broń i amunicję. Znalazły się nawet dwa granaty.
- Rozkaz komandora. Podobno uzgadniał to z twoimi przełożonymi. - uśmiech nie schodził z twarzy kwatermistrza. John zrozumiał, że zapewne jest to dalsza część planu działania z tajemniczą skrzynką, a zgodnie z tym planem John ma pilnować tajemniczego artefaktu... albo przynajmniej wyglądać na wartownika.
- Dzięki. - Kapitan zamaszyście podpisał na wpół nieczytelną parafką dokumenty podsunięte mu przez podoficera. - Da radę zrobić, aby nasze rzeczy trafiły do przydzielonych dla nas pomieszczeń w bazie?
- Jasne, chłopie. -
Ten facet chyba nigdy nie przestaje się uśmiechać, pomyślał John. - O kogo mam pytać?
- Wainwright, z wywiadu.

Uśmiech kwatermistrza stał się niemal szelmowski.
- Załatwione. Już wysyłam chłopaków.

Kilkanaście minut później kapitan, w przebraniu wartownika z patrolu brzegowego, zameldował się przy trapie zejściowym "Cossacka" wraz z dwójką agentów. Towarzyszyło im dwóch młodziutkich marynarzy z załogi niszczyciela, wyznaczonych przez komandora do przeniesienia tajemniczej skrzyni w miejsce wskazane przez agentkę Beaumont. Trzej inni marynarze zajęli się bagażami agentów, dzięki czemu Gabrielle mogła roztaczać wokół swój niezaprzeczalny wdzięk mając obie ręce wolne. Wciąż cierpiący wskutek postrzału Edvard również docenił fakt, że nie musi własnoręcznie targać swojej ciężkiej, podróżnej walizy z okutymi rogami.
- Gotowi? - John uśmiechnął się do dwójki agentów. Odpowiedzią był perlisty śmiech francuskiej agentki.
- Ruszamy!

Już wkrótce dwójka młokosów z wysiłkiem targała skrzynkę śladem Gabrielle i Edvarda, idących pewnym krokiem w kierunku kwater wskazanych im przez dowódcę bazy. John, z karabinem Enfielda przewieszonym przez ramię, nonszalanckim krokiem wlókł się za targającymi skrzynkę młodzieńcami, starając się, aby wyraz jego twarzy przypominał śmiertelnie znudzonego weterana służby garnizonowej, widzącego w niańczeniu kolejnej skrzyni z wyposażeniem tyle samo rozrywki, co w oglądaniu, jak schnie farba na ścianie. Kapitan rzucał na prawo i lewo spojrzenia mające wyrażać krańcowe znudzenie... a w rzeczywistości uważnie lustrował teren. Kilka szczegółów zwróciło jego uwagę, więc miał nadzieję, że będzie mógł sprawdzić je nieco dokładniej.

Gdy tylko za marynarzami niosącymi skrzynię i rzeczy agentów zamknęły się drzwi, Gabrielle podeszła do skrzyni, nie próbując nawet ukryć zaciekawienia.
- Dlaczego miałabyś zwracać na siebie uwagę, Gabrielle? - zareplikował John. - Tak długo, jak tu siedzimy, nikt nie powinien się nami interesować. Widzę, że chcecie się przyjrzeć temu, co znaleźliśmy. Ja się nie znam na takich znaleziskach, więc, jeśli pozwolisz, rozejrzę się nieco na zewnątrz.
Odpowiedziało mu milczenie - Francuzka już ciekawie zaglądała pod wieko skrzyni, najwyraźniej nie mogąc się doczekać, aż ujrzy to, co czeka pod pokrywą. John, odebrawszy milczenie Gabrielle jako zgodę, wyszedł z budynku.

Pozornie kręcąc się bez celu tu i ówdzie, John zdążył sporo załatwić w relatywnie krótkim czasie. W ciągu niecałej godziny zdążył kupić kilka paczek papierosów Player's Navy Cut i piersiówkę Rosebank rocznik 1928 w kantynie, odśpiewać "It's a long way to Tipperary" (z obowiązkową "niegrzeczną" wersją ostatniej zwrotki) ze świętującymi powrót do ojczyzny marynarzami odbitymi z "Altmarka", skomentować panujący w bazie rozgardiasz w rozmowie ze spotkanymi marynarzami z patrolu bazy oraz upewnić się, gdzie rozmieszczone są wieżyczki wartownicze, jakiej wysokości jest mur okalający bazę, ile jest bram wyjazdowych, ilu wartowników ich pilnuje, jak są uzbrojeni oraz jak często się zmieniają. Członkowie napotkanego patrolu (w zamian za kilka łyków Rosebanka z piersiówki) uzupełnili wiedzę Johna o częstotliwość i trasy patroli chodzących po bazie oraz ostrzeżenie, żeby nie pchał się w okolice magazynów z amunicją i torpedami, bo wejście tam wymaga specjalnej przepustki, a wystawieni tam wartownicy mają prawo strzelać bez ostrzeżenia.

Zadowolony z wyników rekonesansu John wrócił do przydzielonego im pomieszczenia akurat w momencie, gdy Edvard i Gabrielle zamykali skrzynię po oględzinach artefaktu.
- I co? - zapytał w progu. - Dowiedzieliście się czegoś?
 
Loucipher jest offline  
Stary 05-05-2018, 00:12   #75
 
Gormogon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputację
Edvard cieszył się z powrotu na ląd, ponieważ morska żegluga dała mu się we znaki. Gdy stanął na trapie w towarzystwie Johna i Gabrielle oraz kilku marynarzy Royal Navy przymknął lekko oczy i wziął głęboki wdech. Jeden z anglików wziął jego ciężką walizkę, za co Edvard był mu niezwykle wdzięczny, ponieważ jego ramię wciąż pamiętało skutki postrzału.

Norweg podążał za gospodarzami i rozglądał się po wnętrzach, a od czasu do czasu zerkał także na swoją walizkę, jakby w obawie, że może ona wypaść marynarzowi. Przyłapał się także na obserwowaniu ruchów francuskiej agentki. Nagle jeden z służbistów zatrzymał się, otworzył drzwi i wpuścił agentów do dwuosobowego pokoiku. Wniesione zostały także ich bagaże i tajemnicza skrzynia.

Gdy tylko w pokoju zostali we trójkę pochodzący ze Skandynawii mężczyzna z wielkiej podróżnej walizki na jedno z łóżek wyciągnął ręcznik, przybory do mycia oraz brzytwę i pędzel do golenia. Następnie podszedł do skrzyni, przy której stała już Gabrielle. Otworzył wieczko i zaczął przyglądać się znalezionemu przedmiotowi. Szukał wszelkich znaków runicznych, lub rzeczy, z którymi mógł mieć styczność w III Rzeszy. Starał sobie także przypomnieć, czy na spotkaniach towarzystwa Thule lub w bibliotekach napotkał się na podobne przedmioty, bądź opowieści o nich.

Zadowolony z wyników rekonesansu John wrócił do przydzielonego im pomieszczenia akurat w momencie, gdy Edvard i Gabrielle zamykali skrzynię po oględzinach artefaktu.
- I co? - zapytał w progu. - Dowiedzieliście się czegoś?
Edvard odpowiedział jak tylko umiał, a chwilę po skrupulatnej analizie kulturalnie przeprosił towarzyszy i poinformował ich, że potrzebuje się odświeżyć.

Edvard udał się do wspólnej łaźni, aby umyć się po męczącej wyprawie i ogolić twarz, a także przebrać się w wygodne i świeże ciuchy. Założył na siebie proste szare wełniane spodnie, białą koszulę o zaokrąglonych wyłogach, czarny krawat oraz brudnożółty sweter w serek o ciemnoczerwonych wzorkach. Całość dopełniły ciemnobrązowe, zamszowe brogsy. W takim nieformalnym stroju udał się na kolację, po której wrócił do swojego pokoju z zamiarem zaczęcia angielskiej powieści, którą kupił po przylocie do Londynu, lub wspólnej konwersacji z Johnem.
 
__________________
„Wiele pięknych pań zapłacze jutro w Petersburgu!”

Ostatnio edytowane przez Gormogon : 05-05-2018 o 00:16.
Gormogon jest offline  
Stary 06-05-2018, 01:14   #76
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 20

Czas: 1940.II.17; sb; godz. 20:30
Miejsce: południowa Szkocja; Edynburg; baza RN Leith, budynek koszar
Warunki: wieczór, ziąb, pochmurno, słaby wiatr, średnie fale


st.ag Baumont, mł.ag Gulbrand; mł.ag Wainwright



Wieczór był jeszcze dość młody. Było już po koszarowej kolacji. Jednak w połowie lutego od kilku godzin było już ciemno jak i o północy. Nieprzyjemne wrażenie potęgowała typowo wyspiarska pogoda która nawet w środku lata bywała kapryśna a tej nocy była typowym, brytyjskim listopadem który potrafił się zacząć w listopadzie i ciągnąć przez następne pół roku albo i dłużej nie racząc nawet w środku zimy przejść w kontynentalną, stabilną zimę jaką była na przykład w Skandynawii. Wrażenie paskudnej pogody dopełniało obowiązkowe na Wyspach zaciemnienie które sprawiało że na noc cały kraj toną w ciemnościach. Zwłaszcza w bazach wojskowych nakaz ten był rygorystycznie przestrzegany. W końcu takie światła mogły stanowić ułatwienie nawigacyjne dla lotników grubego Hermana czy tych strasznych U - Bootów które przez ostatnie pół roku potrafiły się dać Wyspiarzom we znaki.

A zupełnie jakby na przekór tej ponurej aurze w bazie dała się wyczuć a nawet usłyszeć radosna a nawet podniosła atmosfera. Zwycięstwo! Pokonali tych cholernych Hunów! Odbili swoich! Teraz więc i marynarze z niszczycieli biorących udział w norweskiej akcji i ci do ostatniej nocy przetrzymywani na “Altmarku” a sprzątnięci Niemcom sprzed nosa bo zabrakło paru godzin spokojnej żeglugi by zostali wysadzeni w niemieckim porcie jako jeńcy wojenni i wreszcie marynarze z jednostek przebywających akurat w bazie. Wszystkich ich łączyło dzielenie tej radości zwycięstwa odniesionego zeszłej nocy. I poprzez koszarowe ściany i mury było to całkiem wyraźnie słychać.


st.ag Baumont


Gabrielle była świadkiem jak Edward zdejmuje wieko skrzyni i jak ich oczom ukazuje się… no chyba radio. Chociaż ozdobione dziwnymi wzorkami. A jednak chociaż Francuzka nie znała się za bardzo ani na wzorkach ani na radiach to jednak szybko zorientowała się, że mają do czynienia z czymś bardzo wyjątkowym.

Specyficzne zainteresowania i przeszkolenie jakim mogła się poszczycić sprawiało, że dostrzegała te prawie niedostrzegalne. Od przedmiotu biło coś co zgodnie z jakimś atawistycznym podszeptem stawiało ostrzegawczo włoski na karku. W uszach wyczuwała coś podobnego jak przy zmianie ciśnienia jakie zwiastuje zmianę pogody. A może to w tych wzorkach coś się mieniło jak się patrzyło kątem oka? Ciężko było podać jakąś konkretną przyczynę tego niepokoju. Właściwie nie działo się nic specjalnego czego nie można by wytłumaczyć zmęczeniem, ciężką nocną akcją i pulsującym bólem w poranionym ciele. A jednak.

A jednak Gabrielle była pewna, że doświadcza czegoś niezwykłego. Coś na co ją wyczulono podczas szkolenia. Tylko wówczas o tym czytała albo mówiono jej o tym. Tylko raz odczuwała coś z czym mogła porównać obecne odczucia: gdy jakieś dwa tygodnie temu, w sławnej, brytyjskiej bazie Royal Navy w Scapa Flow, dwóch alianckich kapitanów pokazywało i nawet dało im na chwilę do ręki pewien kamień z dziwnym glifem. Teraz jednak te odczucia były silniejsze i wyraźniejsze. Gabrielle jeszcze niezbyt orientowała się co właściwie przywieźli w tej skrzyni ale była prawie pewna, że ma to związek z immaterium bardziej niż cokolwiek z czym zetknęła się wcześniej. Do tej pory nauka jaką nieśmiało przemykała po opłotkach głównego nurtu nauk humanistycznych czy ścisłych opierająca się głównie na mitach, legendach i spekulacjach nagle jawiła się jako fizycznie istniejący przedmiot, tutaj, w pokoju koszarowym brytyjskiej bazy floty, na wyciągnięcie ręki.

Reszta zamierającego dnia i początek wieczoru Francuzka spędziła w domu komendanta bazy. Starsze małżeństwo okazało się bardzo uprzejme i miłe, dokładnie tak jak po starszym stopniem i wiekiem oficerze i jego żonie można było oczekiwać. Właściwie dla kogoś młodego i żywiołowego relacje i wartości rodem pewnie jeszcze z epoki wiktoriańskiej mogły się wydawać nieco skostniałe, sztywne i nudnawe.

Niemniej jednak gdyby nie widok za oknami gdzie widać było albo mur, albo budynki koszar, albo port jasno określający ograniczoną przestrzeń bazy to dom komendanta standardem świetnie mógłby udawać porządnej jakości dom na prowincji czy w Anglii czy we Francji. Tylko krzyżyki z taśmy klejącej w oknach mówiły o wojennych czasach. No a po zmierzchu ciemne zasłony odcinające światło od świata zewnętrznego.

I choć poczucie humoru komendanta trochę trąciło myszką to atmosfera była bardzo radosna a kolacja tak dobra, jakby żadnej wojny nie było. Do tego jak się okazało komendant miał świetnie zaopatrzony barek w living room którym nie omieszkał się podzielić ze swoim gościem. Dalsza rozmowa upływała więc w luźnej, przyjacielskiej atmosferze przy powolnym sączeniu że szklaneczek.

Oboje gospodarzy było wręcz zachwyconych uwolnieniem tak wielu “naszych chłopców” z rąk “tych cholernych Hunów”. Zdawali się być też pod wrażeniem, że w tak trudnej i odpowiedzialnej akcji wzięła udział kobieta, z innego kraju a do tej tak młoda i ładna. - Panno Gabrielle, pani nas zawstydza! Ale i daje porywający przykład! Jak przeciwko Hunom walczą tak dzielne kobiety to ich dni są policzone! - stary komendant dał się ponieść emocjom a zaraz potem zaczął kreślić dalsze scenariusze tej wojny. Już długo nie mogła potrwać, może początek nie wyszedł najlepiej ale przecież połączonym siłom brytyjskiej floty i francuskiej armii nic nie mogło się równać! Więc na pewno wkrótce zrobią porządek z tymi Hunami i na następne święta już będzie po wojnie a chłopcy będą mogli wrócić do domów.

Komendantowa wzięła na siebie obowiązki pani domu i oprowadziła gościa po domu. Gabrielle dostała do swojej wyłącznej dyspozycji osobny pokój z wygodnym łóżkiem, czystą pościelą i możliwością odświeżenia się.


mł.ag Gulbrand


Edvard miał wrażenie, że ledwo usiadł do zbadania artefaktu i Gabrielle wyszła a zaraz wszedł do pokoju John. Zwłaszcza, że przy zaciemnionych oknach czy w dzień czy w nocy i tak trzeba było palić świata więc upływ czasu pozwalał mierzyć tylko jakiś czasomierz. Ale kto by sprawdzał czasomierze przy tak ciekawym badaniu jakie właśnie przeprowadzał?

Norweg nie był do końca pewny czy artefakt jest jakoś powiązany z tajemniczymi zjawiskami związanymi z immaterium ale jednak wiele na to wskazywało. Jako językoznawcę bardziej mogły ciekawić go “wzorki” jakie od razu rzucały się w oczy na obudowie tego chyba radia. Wprawne oko jednak od razu dostrzegło podobieństwo tych “wzorków” do nordyckich run. Teraz gdy miał okazję zbadać urządzenie w spokoju dostrzegł kilka rzeczy.

Większość run była odwzorowana zgodnie z archetypem z jakim zgadzała się większość specjalistów w tej dziedzinie. Niemniej kilka było dziwnie zniekształconych. Edvard niezbyt widział sens takiego “błędu”. Same runy były ułożone w dość dziwny sposób. Dotyczyły głównie zmiany i przemiany. Albo takie zwykle tłumaczone jako siła, władza, rozkaz, zakaz no coś z czym trzeba się liczyć bo właśnie ma odpowiednią władzę czy siłę. Zastanawiające było jednak to, że sam układ run jakoś całościowo nie układał się w spójny i sensowny tekst. Co prawda każdy znak miewał kilka znaczeń i w zależności od tego jakie się przyjęło oraz jak dopasowało z innymi w których sytuacja była podobna można było otrzymać kilka podobnych lub mniej podobnych tekstów. Niemniej zwykle taki językoznawca miał jakiś ich obraz a przetłumaczony tekst, nawet w kilku wersjach na raz udawało się chociaż ogólnie domyślić się o co w nim chodzi i zapełnić brakujące plamy własnymi domysłami.

A tutaj było inaczej. Zupełnie jakby ktoś już zadał sobie trud by wyryć na obudowie te znaki ale poukładał je w przypadkowy sposób. Albo jak litery ale ułożone w jakimś innym języku. Albo szyfr. No i były jeszcze inne znaki, kilka które nijak się miały do run które dominowały na pudle radia. Nie wyglądały Edwardowi na związane z runami ani żadnym alfabetem jaki mógłby przypomnieć sobie od ręki. Wyglądały jednak jak jakieś pieczątki, oznaczenia czy glify z dawnych wieków. Albo znaki magiczne. Co prawda oficjalna nauka nie uznawała czegoś takiego jak magia ale jednak w dawniejszych wiekach gdy magia mieszała się z alchemią z których wywodziła się większość współczesnej nauki z wyższością i surowym okiem rozprawiajacą się obecnie z tego typu zabobonami no to właśnie dawniej alchemicy i magowie używali różnych, autorskich oznaczeń. Cześć z nich do dziś została niezidentyfikowana i ich zrozumienie zanikło wraz ze śmiercią autora wieki temu albo zaraz po. Cokolwiek by ci Niemcy nie nabazgrali na tym pudle rozszyfrowanie tego musiało zająć trochę czasu. Edward nie był pewny czy się z tym upora do rana a może nawet trzeba będzie wesprzeć się jakimiś woluminami i księgami z bibliotek. Zapowiadała się klasyczna uniwersytecka robota. I właśnie gdzieś w tej chwili przyszedł John i nagle okazało się, że już wieczór i dobry moment pójść na kolację do stołówki.


mł.ag Wainwright


Obchód bazy w mundurze brytyjskiego marynarza, jednego z wielu brytyjskich jacy się po tej bazie kręcili był dość łatwy. Właściwie można było w ten sposób zwiedzić większość bazy do której nie trzeba było mieć przepustek albo nie stali tam wartownicy. Dzięki czemu doświadczone oko Johna mogło ocenić walory obronne bazy. Wnioski były dwojakie. Tak dwojakie jak dzień i noc.

Od strony miasta bazę oddzielał ceglany mur. Dość wysoki ale nie do nie sforsowania dla pomysłowego, sprawnego, zdeterminowanego człowieka. Co prawda na szczycie muru był drut kolczasty ale podobnie jak mur nie była to przeszkoda nie do pokonania. Obie te przeszkody raczej zajmowały czas niż stopowały na stałe. Jednak w połączeniu z wartownikami na wieżyczkach czy w bramach była to całkiem sensowna przeszkoda. Wartownicy w razie potrzeby mogli otworzyć ogień z karabinów albo zwyczajnie podnieść alarm. Więc sforsowanie tego muru pilnowanego przez strażników było nie takie proste. Pewnie byłoby możliwe jeśli mur miał jakieś ślepe punkty obserwacji jednak tych obserwator z wnętrza nie miał szans zauważyć a i tak pewnie by je znaleźć trzeba by wziąć bazę pod obserwację. W każdym razie nie wyglądało to źle. W dzień.

W nocy pewnie też ale w trakcie pokoju. Zapewne szperacze na wieżyczkach, latarnie na ulicach przylegających do muru oraz w samej bazie sprawiały, że pewnie znaczna część terenu była przyzwoicie oświetlona. No i były jeszcze te szperacze których mocne światło można było skierować na podejrzany fragment ogrodzenia. Natomiast jak przy zbliżającym się wieczornym zmroku John się zorientował, mrok zapadał a światła oczywiście zgodnie z zasadami zaciemnienia nie zapalały się. Cała baza i miasto były coraz bardziej pogrążone w nocnych ciemnościach. W takich warunkach sytuacja zdecydowanie sprzyjałą skradającemu niż pilnującemu.

Jeszcze gorzej sprawa wyglądała od strony morza. Tam muru właściwie nie było i niewiele broniło dostępu do bazy od strony morza. Wystarczyła odrobina wyobraźni by przybić łodzią pod któryś z pirsów i próbować dostać się wgłąb bazy. Co prawda tam też chodziły patrole ale w nocy sytuacja pozostawała wiele do życzenia. Sprawny, zdecydowany i zdeterminowany człowiek pewnie mógłby się przekraść do wnętrza zaciemnionej bazy. A takich przecież brano do wszelkich grup wypadowych. W połączeniu z tym, że z niemieckich portów taki U - Boot był w stanie od czasu ostatniej nocy dotrzeć w okolicę Edynburga by wysadzić taką grupkę nie było zbyt pocieszające. Zwłaszcza, że w radio podano do jakiej bazy powróciła flotylla kmd. Viana. Niewiadomą pozostawało zdecydowanie, decyzyjność i organizacja takiej grupki od czynników decyzyjnych w Niemczech. Jakby zdecydowali się działać jeszcze poprzedniej nocy to tej nocy już można było liczyć, że Leith jest w przestrzeni operacyjnej U - Bootów. Jeśli dopiero po przybyciu eskadry kmr. Viana lub przygotowania zajęły więcej czasu to dopiero w dzień czyli pewnie następnej nocy.

Jedyne co się nie powiodło agentowi to zdobycie grafiku strażników. Zaczepieni marynarzy których o to zapytał chociaż rozluźnieni i chętnie korzystający z oferowanego trunku jednak zbystrzeli gdy zadał im to pytanie zupełnie jakby dostrzegł jakiś żółty alarm. Sprawa rozeszła się po kościach chociaż John nie był pewny czy i tak nie zameldują o jednym wścibskim marynarzu który wypytywał się o grafiki strażników. No niestety John urodzonym negocjatorem ani mówcą nie był inaczej może udałoby mu się tak podejść pytaniami czy nastawieniem marynarzy by zdradzili mu tą informację a tak musiał się obejść smakiem.

Gdy wrócił do pokoju jaki im przydzielono w bazie odnalazł tam Edwarda ślęczącego wciąż przy artefakcie. Teraz gdy był wyjęty ze skrzyni John bez trudu rozpoznał standardową radiostację okrętową używaną na okrętach Kriegsmarine. Chociaż standardowa radiostacja nie miała takich zdobień i wzorków jak ta tutaj. Ani w niemieckiej flocie, ani brytyjskiej, ani pewnie żadnej innej. Z bliska Brytyjczyk mógł stwierdzić, że standardowe oznaczenia na pokrętłach, przyciskach i suwakach w większości zostały zmienione. Skróty i litery tak popularnie i zrozumiałe w świecie radiowców i łącznościowców zostały zastąpione jakimiś dziwnymi znaczkami które nic mu nie mówiły. Obydwaj z Edwardem znaleźli też nieduży kamień w tyle pudła który pasował to tego pokazywanego w bazie Scapa Flow jak awers i rewers. Tylko właśnie teraz nie mieli tego kamienia ze Scapa Flow.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 10-05-2018, 23:17   #77
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
- Dziwna sprawa... - John bardziej wymruczał te słowa pod nosem, niż wypowiedział je wyraźnie na głos. - Z pozoru zwykła radiostacja, ale te oznaczenia... Mam nadzieję, że sprawdzałeś, czy przypadkiem nie nadaje jakichś sygnałów.
Norweg pokręcił głową.
- Sprawdzałem. Nie nadaje. Pewnie bez tego kamienia, który był w słoiku, nie działa prawidłowo.
- No cóż -
John wzruszył ramionami. - Na wypadek, gdyby ktoś próbował nam ją zabrać, będziemy czuwać na zmianę. Jeden śpi, drugi czuwa. Z tym pod ręką - John wskazał Edvardowi załadowany karabin. - Umiesz z tego strzelać?
- Przechodziłem szkolenie -
odparł sucho norweski agent. - Poradzę sobie.
- Świetnie. -
John skwitował konwersację zawadiackim uśmiechem. - Biorę pierwszą wachtę. Wskakuj do wyra i złap trochę snu, za dwie godziny Cię obudzę.
Edvardowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Parę minut później światło w kwaterze było już zgaszone, Edvard leżał na łóżku przykryty wojskowym kocem, a John, z karabinem na kolanach, siedział w fotelu ustawionym przy ścianie tak, aby równie łatwo było wycelować w drzwi wejściowe do kwatery, jak i w okno prowadzące do pomieszczenia. Pomimo niemal egipskich ciemności był w stanie dojrzeć zarys okna i drzwi, a gdyby coś zaczęło się ruszać, był pewny, że da radę przynajmniej usłyszeć ruch i odpowiednio zareagować. Zegarek na ręce kapitana miarowo odmierzał kolejne minuty i sekundy tej ciemnej nocy, a oficer próbował czujnym spojrzeniem przebić otaczające go ciemności i odepchnąć od siebie ogarniający go niepokój...
 
Loucipher jest offline  
Stary 11-05-2018, 09:52   #78
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Francuzka podzieliła się swymi spostrzeżeniami z towarzyszami. Niepokoiło ją że pozostawia tutaj dwóch agentów samych. Niby to była ta “silniejsza” płeć, ale… Gabrielle pokręciła głową.
- Gdyby cokolwiek was zaniepokoiło, cokolwiek zaczęło się dziać, macie po mnie posłać, zrozumiano? - Opuściła pokój zaniepokojona i ten sam niepokój towarzyszył jej podczas całej kolacji.

Z uśmiechem starała się odpowiadać na żarty i pytania komendanta i jego żony. Mimo przyjaznej atmosfery jej zmysły cały czas były wyostrzone, jakby w każdej chwili mógł nastąpić jakiś atak. To to cholerne immaterum. Kontakt z nim jak zwykle pozostawił nieprzyjemny ślad, uczucie jakby coś pełzało Gabrielle po szyi. Wzdrygnęła się mając nadzieję, że starsze małżeństwo tego nie zauważyło. Upiła kolejny łyk sherry.
- To ja czuję się zawstydzona. - Uśmiechnęła się szerzej do komendanta. - Myślę, że każda kobieta chce wspierać “swoich” mężczyzn na froncie. Mam to szczęście, że mogę to robić bezpośrednio. Pozwolą państwo, że przejdę się jeszcze przed snem. Zaduch i ciasnota statku dały mi się we znaki.

Spacerem okrążyła dom komendanta zerkając z obawą w stronę koszar. Najchętniej odwiedziłaby wiadomy pokój nie chciała jednak niepokoić swoich gospodarzy tylko dlatego, że miała paranoję. Po wzięciu kilku głębszych oddechów, wróciła i dała się zaprowadzić do swojego pokoju.

Przyjemnie było wziąć kąpiel, szczególnie że komendant pozwolił zabrać jej szklaneczkę sherry z sobą do pokoju. Niestety lustra przypominały jej o wydarzeniach poprzedniej nocy ukazując w sztucznym świetle wszystkie siniaki. Dobrze, że podczas zabaw z Edwardem było ciemno. Czułaby się niekomfortowo mając świadomość w jakim stanie się znalazła, choć… Uśmiechnęła się do siebie. Pewnie i tak by skorzystała. To była bardzo przyjemna, rozgrzewająca noc. Po wyjściu z kąpieli ubrała się w koszulę nocną, jednak zamiast się położyć przysiadła na fotelu obok okna ze szklaneczką alkoholu i skupiła wzrok na pogrążonych we śnie koszarach. Zapowiadała się długa i bezsenna noc.
 
Aiko jest offline  
Stary 11-05-2018, 15:43   #79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 21

Czas: 1940.II.18; nd; godz. 10:30
Miejsce: południowa Szkocja; Edynburg; baza RN Leith, budynek koszar
Warunki: przedpołudnie, chłodno, pochmurno, słaby wiatr, średnie fale


st.ag Baumont, mł.ag Gulbrand; mł.ag Wainwright



Dla trójki agentów noc okazała się mniej męcząca niż ostatnia spędzona na norweskich wodach terytorialnych niemniej niezbyt ją można było uznać za przyjemną. Cała trójka spotkała się nad ranem z zaczerwienionymi oczami i typowymi objawami niewyspana. Dwaj młodsi agenci na zmianę pilnowali artefaktu umieszczonego w niemieckiej skrzyni a starsza agenta z kolei pilnowała w oknie całego podejścia do budynku w którym się ich pokój znajdował.

Starsza agentka znowu dzięki uprzejmości komendanta i jego żony mogła z nimi spożyć gościnne śniadanie a czujne oko gospodyni wyłapało, że ich gość wygląda na zmęczoną chociaż z typową, brytyjską kurtuazją nie drążyła tematu proponując, że jeśli ich gość czuję taką potrzebę może bez skrępowania wrócić do pokoju i odpocząć. Dwaj mężczyźni w mundurach brytyjskiej floty nie mieli takich komfortów a co więcej skoro mieli we dwóch pilnować artefaktu to właściwie jedynym sensownym sposobem spożycia śniadania wydawało się, że jeden z nich pójdzie do stołówki spożyć na miejscu i przyniesie drugiemu.

Obydwaj byli z rana jak nie w sosie. Pogrążone w ciemnościach sale, korytarze, schody, podwórze było mroczne. Dało się to czuć bardziej niż w czasie jakiejkolwiek nocy podczas pokojowych czasów gdy nocny mrok rozświetały latarnia i światła w domach. Teraz, w tym zamieszkałym przecież przez tylu ludzi miejscu panował nocny mrok co było aż nienaturalne. Biło po oczach, i uszach, szarpało za samo serce alarmową nutą. Umysł sam podszeptywał ruch i skradające, podejrzane dźwięki w tym mroku. Dźwięki też były. Te bliższe, zza ścian gdzie dobiegały najpierw rozweselone męskie głosy, czasem słychać było otwieranie i zamykanie drzwi albo kroki na korytarzu. Potem wszystko ucichło z czasem tylko jeszcze kogoś było słychać albo dochodziło jakieś chrapanie. I te dalsze. Z podwórza, z uliczek koszar, i jeszcze dalsze. Z portu i od strony morza. Wiatr choć nieco słabszy niż w poprzedniej nocy też odznaczał swoje piętno. Cała noc na samotnej warcie wydawała się dłużyć i szarpać napięte odpowiedzialnością i świadomością zagrożenia nerwy. Nie sposób było wytrzymać w jednym miejscu a 2 godziny umówionej z kolegą warty wydawały się każdemu z nich niesamowicie dłużyć w tej względnie małej przestrzeni przydzielonego im pokoju.

Dopiero na ostatniej, trzeciej zmianie Edvarda noc z mozołem ustępowała niedzielnemu porankowi. Miał więc okazję obserwować cały proces od kiedy niebo na wschodzie przestaje być czarne od nocy i zaczyna granatowieć do czasu gdy w powstającej szarówce z sąsiednich pokoi zaczęły dochodzić odgłosy świadczące, że w koszarach zaczyna się kolejny dzień. Nikt ich nie napadł, nie próbował się włamywać ani inaczej przejąć artefaktu. Wyglądało zupełnie jak na jakąś, nudną nocną służbę z jakiejś wojskowej unitarki dla rekrutów.

Niemniej obydwaj wstali dość zmizerowani i niewyspani. Zwłaszcza Norweg u którego nałożyło się to na otrzymane poprzedniej nocy postrzały z broni krótkiej. Obydwaj mieli mętne wrażenie, że chyba coś im się sniło. Tylko po otworzeniu oczu za nic nie mogli sobie przypomnieć co to takiego. Ten zapomniany sen pozostawił jednak po sobie jakąś niewytłumaczalną igiełkę niepokoju. Zdołali się spotkać we trójkę wkrótce po śniadaniu a niedługo potem zjawili się obydwaj kapitanowie Spectry znani z odprawy w Scapa Flow przed altmarską misją. Przyjechali z kilkoma ludźmi ubranymi w uniwersalne oliwkowe mundury Armii którzy przejęli chwilowo pieczę nad pilnowaniem artefaktu.

Dwójka oficerów oglądała artefakt z prawdziwą fascynacją ale i poważnymi minami. - Świetnie, bardzo dobrze. Świetna robota. Mamy teraz niezbity dowód czym Niemcy mogą dysponować. - powiedział brytyjski agent gdy już obydwaj z francuskim kolegą chyba zobaczyli i przekonali się, że ten artefakt naprawdę istnieje i stoi na podłodze tuż przed nimi.

- To prawda ale konsekwencje szczerze mówiąc są dość niepokojące. - kapitan Busson pokiwał głową zgadzając się z kolegą ale po pierwszej radości z pozyskania artefaktu przez trzyosobowy zespół obydwaj zdawali się być nieco przygnieceni możliwymi konsekwencjami tego sukcesu. Wniosek dla każdego agenta Spectry jakim było to dziwnie ozdobione radio mógł być tylko jeden: Immaterium istnieje! Dotąd teoretyczna nauka, zmieniła się w jak najbardziej rzeczowy dowód tuż przed nimi.

- Dobrze, ja przygotuję nas do drogi powrotnej więc zostawiam was pod opieką kapitana Bussona. - kpt. Lloyd uśmiechnął się grzecznie wskazując na kolegę po czym wyszedł z pokoju zajmowanego dotąd przez dwójkę młodszych agentów i artefakt. Teraz w piątkę było to już dość ciasno.

- No dobrze. To jak wam się udało zdobyć to cudo? - Francuz usiadł na jednym z dwóch krzeseł, wziął do ręki ołówek i notatnik i najwyraźniej czekał od trójki uczestników akcji na raport z tej akcji. Drugie krzesło i niewielkie biurko zajęła młoda kobieta która przyjechała z małą maszyną do pisania i najwidoczniej była przeszkoloną stenotypistką gotową do zapisania rozmowy. Czasu aż wszystko będzie gotowe do opuszczenia Leith trochę mieli. Potem, po misji, i tak wedle procedur każdy agent, zwłaszcza dowodzący, przechodził jeszcze przez “magiel” czyli detaliczny raport ale teraz obydwu oficerom prowadzącym najwyraźniej zależało na sporządzeniu tego pierwszego, względnie świeżego i “na gorąco” spisanego raportu gdy wspomnienia i detale były najświeższe. Mieli więc okazję opowiedzieć o akcji z własnej perspektywy, o swoich spostrzeżeniach, trudnościach, uwagach, zachowaniu i marynarzy z RN jak i Niemców, no i o samym artefakcie. Te pierwsze wrażenia francuski kapitan mówił niewiele, czasem tylko coś się dopytał ale głównie pozwalał mówić trójce agentów i notował to co mówili. Zapisanie całości rozmowy pozostawiał najwidoczniej pracowitej stenotypistce a sam w swoim notatniku od czasu do czasu coś notował z tego co mówiła trójka agentów.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 17-05-2018, 23:36   #80
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Relacja Gabrielle i Johna

Gabrielle czuła, że jedyne co ją ratowało w tej sytuacji, to ta krótka drzemka, którą ucięła sobie po śniadaniu. Dobra poranna kawa postawiła ją na nogi, wiedziała jednak, że mógł być to co najwyżej chwilowy zryw.
- Jeśli chodzi o zdobycie artefaktu, udało się to naprawdę agentowi Gulbrandsen. Tuż po abordażu, podzieliliśmy się na dwie grupy poszukiwawcze. - Francuzka mówiła powoli. - Wyniknęło to głównie z tego, iż po wejściu do pomieszczeń statku, nasza grupa została odkryta, przez niemieckiego marynarza. Zerknęła na swych towarzyszy gdyby ci chcieli coś dodać.

- W jednej grupie znaleźliśmy się ja, wraz z agentem Wainwrightem i jednym wspierającym marynarzem, a w drugiej agent Gulbrandsen, wraz wsparciem dwóch naszych chłopców. My - Wskazała na siebie i Anglika - podążyliśmy za naszym uciekinierem, podczas gdy druga grupa ruszyła w kierunku mostka.
Pałeczkę przejął kapitan Wainwright.
- Niemiec, który nas odkrył, wciągnął nas w ciemny korytarz i czymś obrzucił. Obawiając się, że być może jest to granat, wycofaliśmy się w stronę schodów prowadzących na mostek. Uważałem, że decyzja o rozdzieleniu drużyny była niezbyt fortunna, więc wykazałem inicjatywę i dążyłem do połączenia obu grup. Dowódca - tu John zerknął na Gabrielle, na co Francuzka uśmiechnęła się i przytaknęła ruchem głowy - zaaprobował moje działania.
Kapitan urwał na chwilę.
- Podczas przebijania się w stronę mostka napotkaliśmy kolejną grupę marynarzy, która użyła wobec nas okrętowego hydrantu. Sądzę, że chcieli zmyć nas za burtę. Udało nam się tego uniknąć, aczkolwiek cała nasza trójka została solidnie przemoczona. Udaliśmy się na poszukiwanie ciepłej odzieży, wiedzieliśmy bowiem, że szanse na przeżycie na kilkunastostopniowym mrozie w przemoczonym ubraniu są bliskie zeru. W międzyczasie wpadliśmy znów na niemieckich marynarzy, którzy ogniem z broni ręcznej usiłowali odciąć nas od grupy agenta Gulbrandsena. Udało nam się jednak przebić przez nich na tyle szybko, aby zapobiec wpadnięciu agenta Gulbrandsena w ręce Niemców i zniszczeniu artefaktu. Niestety nie obyło się bez strat - zginął jeden z przydzielonych nam marynarzy oraz jeszcze jeden z zespołu abordażowego, co najmniej dwaj inni zostali ranni.
- Rozumiem. - mruknął notujący coś zawzięcie kapitan Busson. - A jak byli uzbrojeni Niemcy, kapitanie? Jak się zachowywali? Wyglądali, jakby się was spodziewali?
Wainwright zaśmiał się gorzko.
- Oczywiście, że się nas spodziewali. Na pokładzie było co najmniej dziesięciu ludzi z bronią długą - a sądzę, że nawet więcej, tylko nie na wszystkich wpadliśmy. Mostek był silnie broniony, kabina radiooperatora, do której w końcu nie dotarliśmy, również. To, że udało nam się zdobyć maszynę i zmusić broniących jej Niemców do poddania się, można uważać za cud.
- Marynarze zdawali się nie wiedzieć o tym, że przewożą coś specjalnego. Tylko jeden niemiec zdradził się z taką wiedzą, niestety uciekł nim go odpytałam. - Gabrielle zamyśliła się starając odtworzyć w pamięci wydarzenia poprzedniej nocy. Było tak potwornie zimno. Wszystko wykonywała jak najszybciej. - Większość załogi Altmarka musiała być pewna, że jedyną misją jest transport niemców. Agent Gulbrandsen wspominał o specyficznym zachowaniu artefaktu, ja jestem pewna, że jest on powiązany z immaterum.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 19-05-2018 o 15:38.
Aiko jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172