06-11-2007, 17:37 | #51 |
Reputacja: 1 | N'sakla - Cieszymy się. – odparł na słowa Tomka - Twój spryt na pewno się tutaj przyda. Powodzenia. Będziemy Cię bacznie obserwować. Nie zostaniesz sam. Widząc, że Marek dołączył do tej pokojowej misji, N’sakla mógł już ze spokojem skupić się na rytuale. Trzeci jak zwykle kroczył własnymi ścieżkami. A Tiba? No właśnie Tiba… spojrzał na nią z aprobatą. - Czyżbyś chciała się nauczyć rytuału Wahadła moja droga? Uktena chętnie wtajemniczy Cię w sekret tej sztuki, bo wie, że wszystko zostaje w rodzinie. Należy się skoncentrować na celu, być cierpliwym i uważnym. Fala musi dopłynąć odbić się i wrócić. Wtedy wahadło się poruszy we właściwym kierunku. Popatrz. – chwycił w pysk amulet strącony wcześniej z szyi łapą na trawę i zamarł w bezruchu. Po chwili Tiba, podobnie jak cała reszta świata, stała się dla Skaczącego w Mrok odbiegającym w dal echem. Po dziesięciu minutach amulet drgnął lekko, a następnie zaczął się kołysać wskazując wyraźnie kierunek, w którym poszli Homidzi. - Dobrze, jest tutaj, jest blisko. – mruknął cicho odzyskując w pełni świadomość otoczenia. – Ruszajmy powoli za nimi, to dobry kierunek. Tańcząca na Wietrze czeka na nas. Ostatnio edytowane przez Lorn : 06-11-2007 o 17:39. |
08-11-2007, 09:29 | #52 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | „Ludzie są jak wiatr... Ich woń jest intensywna, ale szybko zanika, jak wszystko zresztą. Gdy wywęszy się sarnę, widać w tym zapachu wszystko: jej gibkie ciało, wielkie, brązowe oczy, w których odbija się las, delikatny pyszczek... a za chwilę, już tego nie ma. Jest tylko zapach strachu i krwi. Czy tak jest też z nami? Z Garou? Czy i my jesteśmy tylko tchnieniem wiatru w nozdrzach kogoś potężniejszego? Bestii?” Tiba prychnęła potężnie, po czym spojrzała niepewnie na Skaczącego w Mrok czy aby nie wyrwała go z transu. Mijający czas sprawił, że zaczęła się niepokoić się o pozostałych członków watahy. Nie mogła jednak zostawić N'sakli samego. Bardziej niż samym obrzędem, zaineresowana była jego bezpieczeństwem. Gdzieś tu kryło się obce, a skoro Tańcząca na Wietrze tu właśnie zaginęła, przypuszczać należy, że to coś nie jest przyjazne. Wreszcie wahadełko „przebudziło się”, a wraz z nim Skaczący. Wskazanie przedmiotu tylko potwierdziło przypuszczenia wilczycy. To miejsce było inne, niż powinno być. Na czym jednak konkretnie polegała różnica? Obcy zapach nie pozwalał skupić myśli. - Dobrze, jest tutaj, jest blisko. Ruszajmy powoli za nimi, to dobry kierunek. Tańcząca na Wietrze czeka na nas. – usłyszała słowa N’sakli, kiedy ten odzyskał pełny kontakt ze światem. Potrzeba działania była dojmująca. Najchętniej Tiba wyrwałaby się przed siebie, ale wiedziała, że ostrożność przewodnika może okazać się zbawienna. - Oni są w niebezpieczeństwie... – warknęła tylko dla usprawiedliwienia swej niecierpliwości, po czym kryjąc się w zaroślach, ruszyła w kierunku zabudowań.
__________________ Konto zawieszone. |
12-11-2007, 01:27 | #53 |
Reputacja: 1 | Trzeciemu właściwie pasowało to, że się ściemnia. On zawsze polował pod wieczór, lub nocą. To wtedy mógł wykorzystać pełnię swoich umiejętności, o wiele łatwiej jest się wtedy skryć, czy podchodzić zwierzynę. Czarny wilk zniknął nagle w zaroślach, użycie odpowiednich darów w odpowiednim momencie bardzo ułatwiało życie. Poszedł powoli i cicho w stronę wielkiego bajora, po chwili odwrócił głowę w kierunku homidów. Przez chwile patrzył na to, co się tam teraz działo. Przecież sobie poradzą, a jeśli narobią jakiegoś zamieszania – myśląc ocenił odległość dzielącą go od zalanego światłem okna. Potem odwrócił się z powrotem w stronę bajora i spokojnie podszedł do brzegu. Oczy zapłonęły mu czerwienią, zaczął uważnie obwąchiwać plastikowy worek unoszący się przy brzegu. Nie podobało mu się to, nie podobał mu się ten zapach. Delikatnie starał się chwycić plastik w zęby i wyciągnąć z wody.
__________________ And then... something happened. I let go. Lost in oblivion -- dark and silent, and complete. I found freedom. Losing all hope was freedom. |
12-11-2007, 17:34 | #54 |
Reputacja: 1 | Witaj, faktycznie, dworek mimo upływu czasu wciąż jest piękny. Nazywam się Tobiasz, a to Maciej, on tu jest inwestorem. Co do kupna, to myślę, że jest to bardzo prawdopodobne. Zanim wejdziemy, może oprowadzisz nas po posesji, i tak już jesteśmy mokrzy. Może opowiesz nam coś więcej o Dębach? - starał się sprawiać wrażenie kompetentnego, wygadanego człowieka. Uśmiechał się uprzejmie, wyluzowany. Miał nadzieję, że Marek przyjmie rolę, którą dla niego przygotował w ciągu tych paru sekund namysłu.
__________________ Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko co słodkie - dobre, nie wszystko co upragnione - czyste, nie wszystko co drogie - miłe Bogu. |
12-11-2007, 18:57 | #55 |
Reputacja: 1 | - Wszystko jasne, więc ruszmy tyłki. Marek uśmiechnął się pogodnie, tak jakby chciał dodać otuchy, poczym bez zastanowienia ruszył w stronę zabudowań. Stąpał pewnie i szybko. Tak jakby cała sytuacja nie robiła na nim zbytecznego wrażenia. I faktycznie. To o czym myślał, to o szybkim zakończeniu tej sprawy. Wszystko wydawało się klarowne. Tylko że w świecie lupusów, byle człowiek, byle zabudowanie zdawało się już… wyzwaniem. - Pogadamy spokojnie. Wyjaśnimy o co chodzi. A jak będzie trzeba to komuś wpieprzymy. Będzie dobrze Tomku. – odezwał się idąc ścierzką do swego towarzysza. Na jego twarzy widać było ten sam pogodny uśmiech, choć ogniki w oczach zdradzały pewne napięcie. Podniecenie, które dla młodego ahrouna było jak karma. Sprawiało że Marek mobilizował się, a gniew Gai krył się zaraz pod skórą. Dwójka wędrowców skręciła za budynek, kierując się już wprost w stronę oświetlonej części zabudowań. Gospodarz musiał czuwać, bowiem wyszedł im na spotkanie. Marek rozglądał się tylko w koło, nie do końca obdarowując starszego mężczyznę należytym zainteresowaniem. Tomek zdaje się skorzystał z okazji i odezwał się pierwszy. Kupujący? - Tak, miło mi. Maciej… Maciej Elsner. – rzucił lekko zaskoczony. Uśmiechnął się w stronę rozmówcy. Jakkolwiek plan Tomka był improwizacją, tak wiódł w dobrym kierunku. Dlatego ahroun spokojnie czekał na rozwój wydarzeń z życzliwym uśmiechem rozglądając się w koło.
__________________ To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce. |
12-11-2007, 23:21 | #56 |
Reputacja: 1 | Staruszek zamrugał oczami i przez chwilę jeszcze niepewnie się przyglądał dwójce mężczyzn, po czym uśmiechnął się znowu szeroko najwyraźniej kupując z łatwością kłamstwo, które sam stworzył. - Tak tak... Zamknął za sobą drzwi do mieszkania nie kłopocząc się zamykaniem zamka po czym z przyzwyczajenia chyba przyłożył szyjkę butelki do ust. Zatrzymał się w połowie ruchu i zorientował się, że przecież ma towarzystwo! Odjął butelkę od ust, przetarł szyjkę wnętrzem dłoni i wyciągnął ją w stronę Tomasza i Marka. - Panowie się napijecie? - zapytał z przepraszającym uśmiechem - O tyj porze zawsze obchodzę posesyję, ale już szybko zmierzcha. Panowie na pewno chcecie tam wchodzić po ćmoku? - spojrzał z niechęcią na budynek - Jakeś światło chyba jeszcze jest... Ostatnie zdanie wymamrotał bardziej do siebie niż do gości. Włączył latarkę i omiótł teren dookoła. Gdyby był mniej pijany i bardziej spostrzegawczy, jego uwagę mógłby przykuć refleks światła odbity w wilczym ślepiu tuż przy basenie. Na szczęście stary stróż takimi szczegółami już dawno przestał się przejmować... Trzeci czaił się na kamiennym brzegu, obwąchując dokładnie worek. Wyczuwał zapach zgnilizny, rozkładającego się ciała, kości... Nie przywodziło to na myśl nic dobrego. Ktoś zapakował w plastik martwe stworzenie. Aby wyciągnąć worek z basenu Trzeci musiał zanurzyć przednie łapy w wodzie. Zimna, śmierdząca breja oblepiła jego sierść, łapy miękko weszły w muł zalegający na pierwszym stopniu schodów. Wyciągnął pysk i złapał koniuszkami zębów rąbek worka. Zapach był obrzydliwy i złowrogi. Żadne stworzenie nie postępuje tak ze szczątkami! Żadne, prócz ludzi... Worek najpierw opierał się, potem ruszył się nieco. Był ciężki, namoknięty, a zapewne ciało, które w nim spoczywa musiało należeć do większego osobnika. Nieporadne plastikowe dzieło Żmija trudno było wyciągnąć na brzeg, ale wreszcie się udało. Trzeci zębami i pazurami wziął się za rozszarpywanie sztucznej materii... z czeluści worka wysypało się białe, wijące się robactwo. Martwe oko w zmasakrowanej czaszce łypnęło z przerażeniem na Lupusa. Człowiekowi trudno byłoby zgadnąć jakie zwierze zostało pogrzebane w tym worku. Gnijące wnętrzności, pogruchotane kości, strzępy skóry, zdeformowane ciało... jakby ktoś znęcał się nad nim w niewyobrażalny sposób! Trzeci dopiero teraz mógł w pełni odróżnić bardzo charakterystyczny zapach wśród odoru zgnilizny. To był pies. Bardzo duży, zapewne ogromny i masywny za życia. Pies obronny? Wilczur? Zapewne tak. Pytań było tu więcej niż odpowiedzi. N'sakla i Tiba znaleźli się na tyłach domu. Ich oczom ukazał się ten sam widok - kamienny basen w połowie drogi między dworkiem a zabudowaniami. Podupadłe stajnie i zdewastowane szklarnie, niewielki kościółek i palące się w oknie światło. Dalej drzewa, zarośnięty park. Obok wielkiego basenu bystre oczy wilków dostrzegły ciemniejszy kształt wyróżniający się na tle jasnych kamieni. Stamtąd też dolatywał obrzydliwy zapach zgnilizny, szlamu i zwierzyny. Na ścieżce w stronę parku dostrzec można było trzy postacie - dwóch Garou i staruszka omiatającego okolicę snopem światła z latarki. W powietrzu niósł się lekko bełkotliwy głos stróża. - To wielki kawał terenu, panie! - kolejny łyk z ciemnozielonej butelki dodawał staruszkowi odwagi, rozplątywał język - Panie! Tam są korty i za nimi jeszcze kawał lasu, ot hen hen... Tu kiedyś była gospodarka, były czasy! Jeszcze żem mały łebek był, to w stajni robiłem u pana Korzeniowskiego. Et, historia. Korty tenisowe były zniszczone, bardzo podupadłe, a zarośnięty park był już zupełnie ciemny. Widać, że nikt nie pielęgnował tego miejsca już od wielu lat. Kolejny łyk i tym razem kroki gospodarza skierowały się w stronę szklarni i stajni. Po zapewne niegdyś pięknych, szklanych cieplarniach zostały jedynie metalowe konstrukcje i trochę rozbitych szyb odbijających światło latarki. W środku bujna roślinność żyła własnym życiem. Starzec machnął na to ręką. Koło stajni próbował przełączyć stary, obrotowy włącznik światła, ale mechanizm nie zaskoczył. - Ech tam, naprawi się! Stare toto, może żarówka poszła? Tu kiedyś były takie trzy rumaki! Panie, lepszych w okolicy nie było. Pejso... penso... Pensjonary..jusze sobie jeździli! A tam o... - wziął Marka pod ramie i poświecił w stronę kamiennego bajorka - O nawet basen był. A co! A panienka Korzeniowska to żywa jeszcze? - nagle jakby mu się coś przypomniało i nieco bardziej trzeźwo spojrzał na obu mężczyzn - Tfu, jaka tam ona już panienka! Pewnie mężata, dzieciata! Dzieciaki, albo i wnuki chcą się kłopotu pozbyć, co? He he he... Panna Korzeniowska już tyle lat nie napisała ani jednego słowa, ech! Na każdego czas przyjdzie... Tylko te urzędniki tu były, te... no. Panowie już zmrok zara będzie. Jeśli chcecie obaczyć dwórek to czym prędzej. Lepiej za dnia tu przychodzić... Dla dodania sobie odwagi pociągnął znowu z gwinta, nie odejmował butelki od ust przez jakiś czas. Wreszcie przełknął, odkaszlnął i wytarł twarz rękawem. Wracając alejką szedł przodem, mrucząc coś pod nosem. Pustą butelkę zostawił przed drzwiami swojego mieszkanka i zadał bardzo kluczowe pytanie: - To co? Idziem? Ostatnio edytowane przez Milly : 12-11-2007 o 23:55. |
15-11-2007, 14:06 | #57 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Tiba przysiadła w zaroślach, skąd miała bardzo dobry widok na posesję. Czujnym wzrokiem śledziła punkcik światła, który spoczywał w dłoni stróża. W zasięgu jasności widziała też ludzkie postacie Marka i Tomka. Najwyraźniej staruszek nie był groźny, a może wręcz przyjazny, skoro zaoferował oprowadzenie nieznajomym? Uspokojona nieco wilczyca rozejrzała się po okolicy w poszukiwaniu Trzeciego. Ten jak zwykle działał na własną rękę i trudno było powiedzieć czy pilnuje homidów, czy raczej ruszył na samodzielny obchód. Kiedy miała już zwrócić się do Skaczącego w Mrok z pytaniem „co dalej?”, zerwał się dość mocny wiatr, niosąc ze sobą od strony budynku woń zgnilizny i rozkładu. Zapach ten nie był wyczuwalny dla ludzkich nozdrzy, jednakże kilkadziesiąt razy lepszy węch wilka od razu wyłowił go spośród innych woni oraz określił, z jakiego kierunku dolatuje. Zwróciwszy głowę w stronę basenu, Tiba kilka razy wciągnęła mocno powietrze. - Śmierć. – warknęła cicho. – Żmij znów poczynił swe dzieło i Matka teraz rozpacza... Wilczyca wytężyła wzrok i w świetle lampy stróża dostrzegła załamanie światła na jakimś przedmiocie, który unosił się najwyraźniej na wodzie. Worek? - Coś tam jest. Idę to sprawdzić. – mruknęła, po czym skradając się ruszyła w kierunku zapuszczonego basenu.
__________________ Konto zawieszone. Ostatnio edytowane przez Mira : 17-11-2007 o 18:47. |
17-11-2007, 12:59 | #58 |
Reputacja: 1 | N'sakla Szedł ostrożnie, by nie zakłócić drgań wahadła i spoglądał czujnie na to, co dzieje się dookoła. Wybrał taką drogę, by ominąć w bezpiecznej odległości zbliżające się z naprzeciwka postaci, chowając się przed wzrokiem stróża, za porastającymi teren krzakami. Chciał czym prędzej dotrzeć na miejsce wskazywane przez amulet, by odnaleźć Tańczącą na Wietrze. Skupiony na swoim zadaniu, nie przejął się za bardzo zapachem padliny. Wystarczał mu zupełnie fakt, że Tańcząca na Wietrze żyje i droga do niej prowadzi w zupełnie innym kierunku. Padlina to padlina, nic nadzwyczajnego, bardziej zaniepokoiłby go zapach Skazy. - Szczęśliwy ten, kto spędził młodość ze swoją matką i mógł być radością jej życia. – odparł Skaczący w Mrok na smutną refleksję Tiby i na chwilę podążył wzrokiem za jej spojrzeniem. - A kiedy już to sprawdzisz i może znajdziesz Trzeciego, to dołączcie do mnie, ja pójdę powoli za tropem wahadła. – tak też rozstali się, udając się za głosem swojego instynktu. Nie miał już szansy dostać się niezauważonym do budynku przed stróżem, więc postanowił wejść tam za nim. Ostatnio edytowane przez Lorn : 19-11-2007 o 14:38. |
17-11-2007, 16:30 | #59 |
Reputacja: 1 | Marek poklepał po dłoni dziadka. - Pewnie znacie tu każdy kamień, a wszystko kojarzy się ze wspomnieniami. To dobrze że jest ktoś kto zna to miejsce i opiekuje się nim. Obejrzmy wnętrze, jak już tu jesteśmy. Ruszyli obchodząc jeden z budynków w koło. Marek rozglądał się w koło i zdawać by sie mogło że za chwilę naprawdę zechce kupować ten dworek. Wewnątrz niego budził się jednak pewien lęk. Świadomość zagrożenia, która pobudzała zmysły niedostępne dla zwykłego człowieka. W ciele ahrouna budził się zew gai. Pragnienie rozwiązania tej kwestii i… gotowość przelewania krwi. - Powiedz mi. Nie kręcił się tu kto ostatnio? Moja znajoma myślała o tym budynku. Joanna. Nie było tu ostatnio jakiejś dziewczyny? Nie kręciła się w koło? Na pewno byście widzieli…
__________________ To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce. |
19-11-2007, 18:48 | #60 |
Reputacja: 1 | W nocy wygląda naprawdę niesamowicie to też się liczy. A za napitek dziękujemy. Tomek rozglądał się z nieskrywaną ciekawością po okolicy. cały dworek miał jakiś fascynujący, dziwny urok. Może był zły od piwnicy aż po dach, może tylko taki się wydawał. W każdym razie strasznie go ciekawiło co znajduje się w środku. Zastanawiał sie o czym staruszek mówi, zastanawiał się czy na pewno mają do czynienia ze zwykłym człowiekiem - w końcu wspominał osoby obecnie stare jakby znał je gdy były jeszcze dziećmi. Na pewno jest ciekawa osoba z interesującą historią, ale jak wielu ludzi o trudnym życiu wpadło w nałóg. Szkoda, szkoda każdego. Wchodzimy - w końcu nic tam nie ma niebezpiecznego, prawda? - uśmiechnął się szeroko do dozorcy, żeby zachęcić go do pokazania im dworu.
__________________ Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko co słodkie - dobre, nie wszystko co upragnione - czyste, nie wszystko co drogie - miłe Bogu. |