Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-05-2012, 13:13   #131
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
- Jestem Arfast, wódz tej wioski i kapłan Grigoriego, który jest Panem wszelkiego stworzenia. Mów kim jesteś, skąd przybywasz i czym uraziłaś naszego Pana, że swój gniew na naszą wyspę skierował?
- Noa Akish. - odpowiedziała niemal natychmiast, typowym dla siebie nie wyrażającym emocji tonem. - Czy nazwa miejsca, z którego przybywam coś wam powie wodzu ? Wątpię. Niemniej przybywam z Chultu. Ziem daleko na południu porośniętych dżunglami. Co do twego ostatniego pytania zaś...- wzruszyła ramionami - Nie wiem. I również nie wiem skąd w ogóle założenie, iż ja waszego Boga obraziłam kiedy przybyło tutaj tylu , jak nas nazywacie, obcych. Naucz mnie czegoś o swym Grigorim, wodzu. A byc może wspólnie ustalimy cóż jest powodem tak wielkiego gniewu i problem rozwiążemy.
Na razie musiała grac na czas i wymuszac w sobie pokorę.
Wódz patrzył na tropicielkę i z uwagą słuchał jej słów.
- Jakich innych obcych? - zapytał wódz spoglądając na swoje przyboczne. Obie zachowały kamienne twarze, ale Noa wyczuła ich strach. Powietrze było wręcz nim przesycone. Tyle razy czuła ten zapach, że nie mogła go pomylić z żadnym innym.
- Kim oni są? - prawie zakrzyczał Arfast już w kierunku tropicielki - I jak tutaj przybyłaś? Ty i reszta o której mówisz?
- Wybacz wodzu, sądziłam, że moi towarzysze dotarli przed twoje oblicze. Wypłynęli szalupom w jednakowym czasie by porozmawiac z władcą tej wyspy. - tym razem tropicielka nadała swojemu głosowi bardzo uniżony ton. - Ja zaś miałam znaleźc źródło wody, by uzupełnic zapasy na statku... W ten sposób tutaj właśnie dotarliśmy wodzu. Jestem najemniczką, wynajętą przez kapitana na czas jego podróży.
- Okręt... - zamyślił się wódz - Nie ulega wątpliwości, że to wy gniew Grigoriego spowodowaliście.
Arfast skinął na swe przyboczne, te nachyliły się nad wodzem i coś zaczęły szeptać.
Noa poczuła, jakiś dziwny niepokój. W izbie nie było nikogo poza nią, wodzem i eskortą, a jednak nadal czuła, że jest ciągle obserwowana.
Wódz w końcu wstał i jeszcze przez chwilę przypatrywał się tropicielce. Gdy zabrał głos, Noa wiedziała, że decyzja w jej sprawie właśnie zapadła.
- Zamknąć ją! - powiedział stanowczo Arfast - Przygotować drużynę do wymarszu na plażę. Musimy odnaleźć ten okręt.
- Hola, hola dobry człowieku - szarpnęła się nagle - Myślisz, że z byle jaką drużyną poradzisz sobie z uzbrojonym po zęby okrętem i załogą ? Wodzu, nie bądź nierozważny... Możemy załatwic to w dużo wygodniejszy sposób... - dodała niemal szeptem. - Chyba, że nie szanujesz ani pokoju tej wyspy ani zdrowia swoich ludzi.
Słowa tropicielki sprawiły, że Arfast uniósł dłoń wstrzymując gotowych do pochwycenia Noi ludzi.
- Uzbrojonych po zęby - powtórzył cicho, pod nosem - Co zatem proponujesz?
- Znam ludzi na okręcie, wodzu. Wiem czego się lekają...- uśmiechnęła się posępnie - Ale zaufajcie mi, że nie istnieją tortury zdolne to ze mnie wycisnąć. Mogę sprawić, przy waszej pomocy, że marynarze sami zechcą opuścic wasze wody. Lub, jeśli sobie tego życzycie, wpaść w wasze ręce. Tutaj, na wyspie.
- Arfaście - rzekł stojący do tej pory z tyłu człowiek postury wojownika - Ta kobieta łże. Boi się o swoje życie i chce zamydlić ci oczy.
- Być może - odparł spokojnie wódz - Pozwólmy jej jednak mówić. Przypominam ci Glordyku, że to ja jestem wodzem, nie ty. Mów dalej - powiedział Arfast w kierunku Noi.
Tropicielka zerknęła groźnie w kierunku Glordyka.
- Właśnie Gloruś, cichutko. I nie używaj tak lekko słów, niosących za sobą bardzo nieprzyjemne konsekwencję...- spojrzała z powrotem w kierunku wodza - Wiele zależy od waszej decyzji wodzu. Chcecie ich tutaj, w swoje dłonie, czy pragniecie by po prostu opuścili te wody ?
- Podoba mi się twój hardy charakter Noa - powiedział z uznaniem wódz - Niewiele osób, a kobiet w szczególności pozwoliłoby sobie na takie zachowanie w podobnej sytuacji. Nie mogę pozwolić, by ten okręt odpłynął dopóki nie poznam przyczyny gniewu Grigoriego. W przeciwnym wypadku jego złość może się skupić na nas. Mów zatem, jak ich tutaj sprowadzić i pochwycić.
- Nic prostszego wodzu. Oni słyszeli o waszym Bogu. Jednak do tej pory, nie mieli świadomości, iż jest on istotą tak potężną a nie zwyczajnym poweidzmy... szamanem ? Jeśli wrócę na okręt i opowiem o wiosce, o szlachetnym wodzu, któremu przedstawiłam nasze problemy i wysłuchał mnie w spokoju... Dodając, iz zaprasza kapitana i najważniejsze postacie na rozmowy do wioski, będziecie mieli ich na talerzu. Przygotujesz poczęstunek wodzu. Sprawisz, że ich podejrzliwośc przygaśnie... A kiedy napasą się jak owce do uboju uderzysz. Zadbam o to aby jedzenie skutecznie uniemożliwiło im obronę. - mówiąc to pogładziła worek przewieszony przez ramię - W zamian pragnę tylko jednej rzeczy... Dasz mi jednego z nich w posiadanie. A raczej jego los - nosi imię Atuar.
Glordyk na słowa Noi wybuchł gromkim śmiechem, ale karcący wzrok wodza sprawił, że szybko zamilkł.
- Dlaczego miałby ci zaufać? - spytał Arfast - Z taką łatwością wydałaś załogę okrętu. Skąd mam mieć pewność, że i mnie nie oszukasz?
- Nie oszukujmy się wodzu, czy są jakieś słowa, które wypowiem a pewnośc całkowitą Ci dadzą ? W alternatywie masz jedynie ciężką walkę z załogantami i działami na okręcie. A zaufaj mi... One potrafią zrównac wioskę tej wielkości w zaledwie dwie, trzy klepsydry. - wzruszyła lekko ramionami - Ja chce przede wszystkim przeżyc. I wydostac się stąd. Moje życie poświęciłam innemu celowi niżeli morskie przygody, szczególnie w krainach Twego Boga wodzu. Przybyłam tutaj za złotem, nie wiedząc, iż obudze gniew tak wielkich istot. Częścią mojej drogi jest jednak wspomniany Atuar. - wyprostowała się nagle wypinając pierś - Jesteś wiernym sługą swego Boga, za co Cię podziwiam wodzu. Wierzę zatem, iż zrozumiesz mnie... Moja bogini nakazuje mi zemstę na zdrajcach mych przodków. A właśnie takim jest wspomniany Atuar... Który do tej pory uciekał pod osłonę kapitana w lęku przed moją zemstą. Czy zatem wymiana nie zdaje się oczywista ?
- Dobrze - rzekł krótko wódz - By mieć pewność, że mnie nie oszukasz zrobimy tak. Ty i moich dwóch ludzi udacie się na wasz okręt i przedstawicie moje zaproszenie na ucztę. Moi ludzie dopilnują, aby zaproszenie przekazać właściwym osobą, a jednocześnie będą świadectwem potwierdzenia twych słów. Glordyku zajmij się strawą dla naszego gościa i przygotuj ludzi, który z nią udadzą się na okręt.
- Słyszałeś Gloruś ? Gośc jest głodny. Strawę... proszę. - uśmiechnęła się złośliwie podążając w kierunku wyznaczonym przez wodza.
Wysłanie eskorty wraz z nią na okręt, mogło nieco pokrzyżować jej szyki. Nie miała najmniejszego zamiaru oddawać załogi i okrętu, który bezpiecznie miał odstawić jej dupsko do Amn. Błagać o życie również nie zamierzała... A zatem jedynym sposobem było dobicie targu. Wódz wykazał odrobinę zdrowego rozsądku, wysyłając wraz z tropicielką swoich ludzi. Jednak jakie światło na jego osobę rzucał fakt, iż zwierzył w jej słowa ? " Ryby obgryzą Twoje kości z mięsa wodzu... Niestety. Tak musi być." - pomyślała opuszczając budynek.
Nie była pewna tylko jeszcze jednej rzeczy... Czy zabić eskortę już na okręcie, czy też istnieje szansa, że pozostali najemnicy domyślą się "że coś jest nie tak". Najpiękniejszą wersją była ta, w której wszyscy razem udają się do wioski do pewnego swego kapłana, gdzie jego własna pułapka zmienia się w zgubę jego wioski...
"Trzeba będzie kombinować... Psia mac, gdzie jest Ashrak ?"
Miała nadzieję, że bart ma się dobrze i jest w pobliżu. Jego pomoc może okazać się nieoceniona.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 25-05-2012, 21:55   #132
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Powiadają, że niebezpieczeństwo, którego nie widać, jest o wiele gorsze od tego, któremu można spojrzeć prosto w oczy.
Atuar mógł się bez problemu zgodzić z tym zdaniem. Największa nawet latająca, wyposażona w szpony i kły maszkara, okazywała się stworem, którego da się pokonać. Szpikowane bełtami i przypalane ognistymi kulami nie były już tak dzielne, jak na początku. Gdy kolejny z nich, trafiony pociskiem z kuszy Atuara, z wrzaskiem zwalił się do wody, a jeszcze inny, cały poparzony i dymiący się, niepewnym lotem skierował się w stronę lądu, resztki latającej zgrai wzniosły się do góry, poza zasięg wszelakiego typu pocisków, po czym odleciały.
Atuar przez moment zastanawiał się, czy lecą zdać raport swemu panu, czy też może udały się po posiłki, ale chwila, jaką poświęcił na te jałowe rozmyślania, nie trwała zbyt długo. Dokoła było zbyt wiele do zrobienia. Kapłan pomógł tylko smokowi dotrzeć do miejsca, gdzie byli zakwaterowani, a potem zabrał się za opatrywanie marynarzy, z których niejeden odniósł mniej czy bardziej poważne obrażenia podczas tego starcia.
Bandaż tu, maść tam, a temu zeszyć ranę. Jednak nawet poświęcając się pracy Atuar zwracał uwagę na to, co działo się dokoła. Kapitan w bardzo ciekawy sposób rozumiał słowo “wdzięczność” i bardzo możliwe było, iż ledwo wylezie ze swej kajuty zajmie się swoimi wybawcami, którzy wylądują w lochu. Jak to powiedziała Elyssa? “Jest dumny i taki ma charakter”? Bez wątpienia był zarozumiały i niewdzięczny, a duma często kieruje krokami człowieka w złą stronę. I nie tylko człowieka. Lantis zdawał się być typowym tego przykładem. No i mogło się okazać, że nie zniesie myśli o tym, że komuś coś zawdzięcza. Postępowanie Sylve daleko wykraczało poza to, do czego był zobowiązany najemnik na żołdzie, więc kapitan nie mógł sobie powiedzieć “zrobił, bo musiał”. No a Atuar był świadkiem wszystkich zdarzeń. W sumie nie wyglądało to zbyt ciekawie.

Wieść o tym, że kapitan odzyskał świadomość w widoczny sposób zmieniła układ sił na pokładzie, co widać było od razu na przykładzie zachowania bosmana. Caliszyta od razu przestał być potrzebny, najemnikom pokazano, gdzie jest ich miejsce. Może trzeba było się przygotować na kolejne kłopoty?
- Chyba powinniśmy wszyscy porozmawiać. - Atuar podszedł do Bahadura.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-08-2012, 19:55   #133
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
- Owszem – caliszyta szybko zgodził się z Atuarem, rzucając mu powłóczyste, badawcze spojrzenie – Mógłbym się dowiedzieć, co sądzicie o kapitanie i jego dyspozycji?
- Jak powiadają - odparł Atuar - na dwoje babka wróżyła. Na pozór przynajmniej wrócił do dawnej formy i zdawać się może, że jest w stanie poprowadzić statek. Natomiast nie jestem w stanie odpowiedzieć, jak ta choroba wpłynęła na jego psychikę.
Bahadur zmarszczył brwi w grymasie iście marsowym – nie próbował nawet ukryć, że wydarzenia go martwią. Bacznie spojrzał wokół – sprawdzając, czy oprócz najemników wokół nie ma innych osobników.
- To jest jej wyspa – przeniósł wzrok do drzwi prowadzących pod pokład, gdzie zniknęła Papusza – Albo sąsiednia. Na plaży była niewidoczna siła. Mieszkańcy mówili, że Grigori. I że obcych zabije. I że przywozimy zło z zewnątrz. Byli pewni siebie i swej siły. Jakby galeon nic nie znaczył Wolałem nie ryzykować i nie pchać sprawy dalej, by nie drażnić starszych sił... - teraz już patrzył wprost w kapłańską twarz, oczekując reakcji – Ja się na tym nie wyznaję, ale nie wierzę w takie zbiegi okoliczności.
- Powiedzmy - stwierdził kapłan - że ów Grigori ma na pieńku z naszym kapitanem. A że złość Grigoriego może przybrać konkretne wymiary, to zobaczyliśmy. I ta burza, i choroba kapitana, to są właśnie jego sprawki.


Arystokrata zmarszczył brwi. Zastanawiał się, czy kapłan mówił z jego pozycji – sam przecież doszedł do analogicznego wniosku – czy wiedział coś więcej.

- Słyszałem, co zrobił zaraz po przebudzeniu – poinformował go wreszcie, trochę wolniej niż uprzednio – Nie wierzę, że Lanthis zdradzi cokolwiek. Nie wierzę też, że oprze się Grigoriemu. Spróbuję poderwać kilku matrosów, by nie mógł zamieść sprawę za burtę. I by można było mu jakoś przeciwdziałać... - Zawahał się w duchu - Jeśli mogę prosić: chciałbym, abyś użyczył swojej leczniczej mocy załodze. I pierwej, przed innymi, przywrócili do zdrowia kilku moich ludzi – wolałbym, żeby mieć pozycję do negocjacji z kapitanem.
- Zrobię, co mogę - powiedział Atuar - przynajmniej jeśli chodzi o załogę. Nie sądzę jednak, by jakiekolwiek argumenty, bez względu na ich rodzaj i siłę, zdołały przekonać naszego kochanego kapitana. Wiem, co kapitan powinien zrobić i jestem niemal pewien, że wiem, co zrobi. Są to, niestety, dwie całkiem różne rzeczy.
- Prawdę mówisz. – Caliszyta się skrzywił. - Ale nie zamierzam czekać, aż kapitan coś zrobi. Powinienem być w stanie zdobyć posłuch, aby rzucić mu wyzwanie. Tyle, że jest nas zbyt mało, by bawić się w bunt na ślepo czy rzeź. Chcę poczekać z działaniem, aż wyjdzie. W Lanthisa nie wierzę, ale Ragar chyba się go tylko bał, a mi zaczynał ufać. I jeśli poparłby nas, wielce to ułatwiłoby wszelkie rozmowy.

Spoglądał na kapłana przez chwilę, oceniając jego reakcję.

- Zresztą, najpierw muszę zadbać, żebyśmy nie zatonęli... - machnął wreszcie ręką, zbierając się do odejścia.

***

Niedługo później, caliszyta wszedł w swój żywioł. Pierw – wychodząc na pokład – zwinął ze sobą młodego majtka, zahaczył o magazyny i zwędził z nich część zapasów. Załoga „Gryfa” zmniejszyła się praktycznie trzykrotnie, więc zapasów mieli zbyt dużo, więc zagarnięcie części prowizji nie robiło wielkiej różnicy. A Pesarkhal preferował, żeby – jeśli waśń z kapitanem by się przeciągnęła – mieć czym wynagradzać ludzi oraz nie być zależnym od lanthisowych zapasów.

Tyle wystarczało doraźnie. Później mógł pomyśleć o przeniesieniu części marynarzy do kajuty najemników – żeby łatwiej było im zorganizować warty, a nikt nie mógł odciąć go od podwładnych. Ale... teraz żył teraz – i powinien skoncentrować się na przeżyciu do „później”.

Odesłał tych, którymi powinni zająć się medyk i Atuar (ten z delikatnym przykazaniem, aby zaczął od bardziej lojalnych caliszycie). Zostało piętnastu. Połowa wszystkich. Źle. Tyle szczęścia, że wliczały się w to „straże” sprzed kapitańskich kwater, których lojalności arystokrata był pewien. Ale i tak ledwo starczało, aby sprawnie przeprowadzać doraźne naprawy.

A jak ludzi było mało, tak pracy było sporo. Trzeba było załatać burtę, trzeba było dokonać innych, drobniejszych napraw... Zacisnął zęby i rzucił się w wir pracy. Kiedyś nie do pomyślenia było dla niego, żeby wbijać gwoździa czy biegać z deską... kiedyś. Ale od początku wyprawy na „Czarnym Gryfie” sporo nauczył się o czynnościach marynarskiego żywocie. I wiedział jeszcze jedno – podczas takiej pracy, wśród krzątających się ekip, ludzie rozmawiali. A rozmawiając przy łatanej burcie mógł dotrzeć do nich szybciej i sporo lepiej, aniżeli zrobiłby to, zwołując jakieś zebranie.

Błogosławił w myślach, że mieli na pokładzie Ashraka – przed wyruszeniem na wyspę wybłagał od niego coś, co mogłoby rewitalizować... prawie jak wyborna calimshańska czarna kawa. Gdyby nie to, nie dałby rady dalej funkcjonować bez dłuższego odpoczynku.
 
Velg jest offline  
Stary 09-08-2012, 17:28   #134
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Noa
Tropicielce udało się przekonać wodza wioski, że jej plan jest jedynym słusznym i właściwym w tym momencie. Widać było, że Arfast boi się zarówno swego boga, jak i obcych, którzy nie tylko przynosili nieszczęście, ale także ponoć potężną broń. Będąc w sytuacji między młotem, a kowadłem wódz postanowił zaufać hardej obcej kobiecie.
Noa otrzymała strawę i gdy tylko zaspokoiła głód, wyruszyła wraz z obstawą w kierunku wybrzeża.

Obstawę stanowiło dwóch rosłych wojowników oraz ten, który w czasie przesłuchania sprawił jej tyle przeszkód. Glordyk nie ufał Noi i zamierzał samodzielnie dopilnować, by wszystko przebiegło zgodnie z ustalonym planem.
Gdy wszyscy byli gotowi do wymarszu Glordyk szepnął tropicielce do ucha,
- Nie próbuj żadnych sztuczek zdradliwa suko. Ja w przeciwieństwie do naszego wodza nie jestem zaślepiony i wiem, co knujesz. Uważaj, więc bo jeden fałszywy krok i będziesz martwa.

Burza już na szczęście ustała, więc podróż była o wiele przyjemniejsza niż poprzednio.
Gdy cała grupa dotarła do wybrzeża wyciągnięto jedną łódź i skierowano się ku okrętowi.

“Czary Gryf”
Zniszczenia na okręcie były znaczne. Także załoga i najemnicy byli już mocno zmęczeni ostatnimi przeżyciami. Wszystko komplikowała sytuacja dotycząca kapitana. Od samego początku można się było domyślać, że coś on knuje. Żaden jednak z najemników nie mógł podejrzewać, że doprowadzi ich tak nieprzyjemnej sytuacji.
Znajdowali się w całkowicie obcym i jak się okazało wrogim świecie, na dodatek na morzu na uszkodzonym okręcie. Nie mieli wielkiego pola manewru i musieli działać ostrożnie.

Na początek trzeba było zająć się sprawami najważniejszymi. Były to przede wszystkim naprawa, choćby prowizoryczna, okrętu oraz pomoc rannym.
Prym wiedli w tym Bahadur oraz Atuar. Ten pierwszy starał się organizować pracę oraz pomagać w jej wykonywaniu. Chodziło nie tylko o to, by czym prędzej uporać się z usterkami, ale przede wszystkim o to, by móc swobodnie porozmawiać z marynarzami. Bahadur wiedział, że chcąc otwarcie wypowiedzieć posłuszeństwo kapitanowi musi mieć poparcie choć części załogi. Argumenty, które przytaczał w rozmowie w większości trafiały do serc i głów matrosów, zwłaszcza tylko którzy pierwszy raz płynęli na “Czarnym Gryfie”. Weterani rejsów z kapitanem Lanthisem też co prawda kiwali ze zrozumieniem głowami, ale na koniec mieli zawsze pytanie na które Pesarkhal nie miał zadowalającej odpowiedzi. Pytanie to brzmiało, jak wyrok nie tylko dla marynarzy, ale także dla niego jak i reszty najemników.
- Czy ktokolwiek poza kapitanem potrafi nas wyprowadzić z tej przeklętej krainy mgieł?

Naprawy i organizowanie na nowo życia trwało kilka godzin. Tyle samo trwała narada w kapitańskiej kajucie. Najemnicy mieli chwilkę, by odpocząć i jeszcze raz spokojnie porozmawiać. Przedłużająca się nieobecność najważniejszych osób na okręcie była bardzo niepokojąca. Nikt nie wiedział, co ich czeka za chwilę. Niby wieść o powrocie Lanthisa do żywych działała krzepiąco, ale z drugiej strony większość matrosów zdawała sobie sprawę, że elf nie zrezygnuje ot tak z celu dla którego tu przybył. Magiczne burz, potwory, czy też klątwa nie powstrzymają go.

W końcu na pokładzie rozległ się donośny krzyk Ragara:
- Ludzie do mnie! Do mnie wszyscy! Kapitana Lanthis będzie przemawiał!
Wszyscy matrosi oraz najemnicy ruszyli na pokład, by wysłuchać tego, co ma im do zakomunikowania kapitan. Los załogi i całej wyprawy właśnie się decydowały.

Trójka najważniejszych osób na okręcie stała na mostku. Bosman Thort tuż przy barierce, a dwa kroki za nim kapitan Lanthis wspierający się na drewnianym kosturze oraz stojąca u jego boku Elissa.
Na “Gryfie” panowała kompletna cisza i gdyby nie tłum zebrany przed mostkiem można, by wziąć okręt za statek widmo. Trzask lin i want kołysanych przez wiatr, były jedynymi dźwiękami jakie co kilka chwil wybrzmiewał na statku.
- Załogo! - zaczął kapitan - Na wstępie chciałem wam podziękować za trud i wysiłek włożony w obronę “Gryfa” To tylko dzięki wam jeszcze wszyscy żyjemy. Wszyscy wiedzieliśmy, że ta wyprawa będzie ciężka i niebezpieczna. Nawet jednak ja nie spodziewałem się aż takich trudności. Aby więc wam wynagrodzić wam ten trud i zachęcić do dalszej pracy ogłaszam, że zwiększam trzykrotnie żłod jaki wam obiecałem. - ostatnie słowa Lanthis wypowiedział o wiele głośniej i z wyraźnym akcentowaniem.
Wśród marynarzy przeszedł cichy szmer.
Kapitan uniósł rękę w górę, by uciszyć matrosów i kontynuować:
- To jednak nie wszystko. Dzisiaj Ralf przygotuje dla nas coś specjalnego i urządzimy sobie ucztę. Wszak trzeba uczcić nasze zwycięstwo! Dwa dni odpoczynku przydadzą się nam wszystkim.
Po tych słowach słychać było już wyraźne oznaki zadowolenia i radości.
- A kiedy wrócimy do domu? - zapytał ktoś z tyłu.
Jak za ucięciem noża zapadła ponownie grobowa cisza, Lantis jednak nie zdążył odpowiedzieć na to pytanie, gdyż jeden z matrosów stojących przy burcie krzyknął.
- Łódź na horyzoncie! Ktoś do nas płynie!
Część marynarzy sięgnęła po broń, a reszta stanęła przy burtach i wpatrywała się w morze.
Wprawne oko mogło dostrzec, że łódź płynęła od strony wyspy, a na jej pokładzie płynęła Noa oraz trzech tubylców.
Ci, którzy obserwowali nadal mostek zobaczyli, jak Ragar, Lanthis i Elissa ponownie się naradzają. Bosman kiwnął kilkakrotnie potwierdzająco na słowa kapitana, po czym zszedł na pokład i skierował się w stronę burty ze słowami:
- Przepuście mnie!
Lanthis i Elissa w tym czasie zaczęli odchodzić w stronę kapitańskiej kajuty.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 10-08-2012, 23:53   #135
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Tropicielka przez cały czas pozostawała skupiona. Jej myśli koncentrowały się teraz na analizie sytuacji: co właściwie ma zrobić? Możliwości było tak wiele...
Na pewno nie zamierzała polegać na pozornie "dobrej woli" wodza. Byc może oszczędziłby jej życie. Jej i Ashraka... Ale co dalej? Co poczęłaby bez statku i załogi? Nie miała zamiaru pozostać na tej cuchnącej łajnem wyspie. Nie wspominając o bandzie lunatyków, którzy wyznają ducha zaklętego w ogromnym pomniku. "Swoją drogą, czy to aby nie jakiś kompleks?".
Z drugiej jednak strony możliwość pozbycia się kapitana i jego najbliższej świty była bardzo kusząca. Noa była niemal pewna, że nawet jeśli kapitan wróci do żywych nie będzie skory odstawić bezpiecznie dupska jej i Ashraka do Amn,a dalej pchać się w gówno, w które ich wpakował. Oczywiście zakładając, że nieudacznik ten w ogóle jest w stanie to zrobić... Bosman? Bosman miał posłuch wśród załogi i był zaślepionym, a może bardziej przerażonym wizją posiadania własnych przekonań głupcem. I póki łeb elfiego kapitana nie poturlałby się po pokładzie Czarnego Gryfa, strach przed jego nagłym przebudzeniem zapewne paraliżowałby brodacza. " Z gówna bata nie ukręcisz... Jak ktoś taki może cieszyć się takim posłuchem?". Podziwianie obdzieranych ze skóry gnoma i nawigatorki byłoby jedynie wisienką na szczycie tortu...
Posilała się niezwykle długo - jak na "własne standardy". Była to oczywiście gra na czas. Konieczna z powodu dalej kiełkującej w niej niepewności. "Psia jego mac, gdzie jest Ashrak. Bracie, Ty byś wiedział co zrobić."W końcu jednak zniecierpliwione spojrzenia wodza i jego zafajdanych sługusów zmobilizowały ją do podjęcia działań.
- Dziękuję za posiłek. - "Mam nadzieję, że to nie za sprawką jedzenia twoi poddani wyglądają jak poganiane całe życie żelaznym pałąkiem świnie, wodzu" dodała już w myślach, po czym ruszyła za Goldrykiem i pozostałą dwójką.
Na słowa wojownika uśmiechnęła się "zalotnie", ujmując pieszczotliwie jego policzek w swojej dłoni.
- Jestem pewna, że szepczesz takie słodkości każdej dziewczynie przybyłej zza mgły, co Goldryczku? Poświntuszymy sobie później, kiedy przyjdzie pora.- "I to Ty będziesz świnką w dłoniach rzeźnika, zasrańcu."

Usadowiła się na tyle łodzi, która zabrać ich miała na pokład Czarnego Gryfa, tak by widzieć każdego z trojga mężczyzn oddelegowanych do nadzorowania jej rozmowy z marynarzami. Nim odbili od brzegu, obejrzała się jeszcze raz za siebie, z desperacją wypatrując choćby śladu po Ashraku."Wrócę po Ciebie bracie. I utopię wodza w krwi jego własnych ludzi, jeśli spadnie Ci choć jeden włos z głowy. "
Stan Czarnego Gryfa, oceniony już z daleka, nie napawał jej optymizmem. Tubylcy mieli wierzyć, że przybysze posiadają wystarczającą siłę by zmieśc z powierzchni ziemi ich zapyziałą wioskę. Tymczasem pozbawiony masztu galeon , z poszarpanym olinowaniem prezentował się bardzo marnie... Jak szkielet ogołocony z mięsa. Noa poczuła jak serce jej przyśpiesza, a dłonie same dopraszają się by zacisnąć je na orężu i tym samym załatwić sprawy "po staremu". Przez chwilę nawet rozważała taką opcję - szybkiego ataku na wymachujących wiosłami połamańców. Później zostałby tylko "Pyskaty Goldi"... Była jednak niemal pewna, że ten trzyma się na baczność bardziej niżeli daje to po sobie poznać. To zapewne w tym miejscu ich wyprawy spodziewa się nagłego ataku ze strony tropicielki... "Niedoczekanie Twoje skurwielu... Oprawię Cię na pokładzie. Utnę Ci łeb, nasram do środka, w rozwartą gębę wetknę uciętego gindynbała i z tak spreparowanym sztandarem ruszę na tą Twoją porośniętą grzybem wieś."

Kilka chwil później wspinali się już po linowej drabince na pokład.
- Tak, wróciłam.- oznajmiła obojętnie, wpatrzona w bosmana. Następnie zlustrowała wzrokiem zgromadzonych przy burcie marynarzy, ostatecznie zatrzymując spojrzenie na Bahadurze. Wtedy też wydarzyło się coś... Dziwnego, zapewne dla każdego z członków załogi Czarnego Gryfa. Twarz Noi ozdobił serdeczny, wręcz ujmujący uśmiech.
-...Wróciłam, przyjaciele.- wypowiedziała ostatnie słowo z wyczuwalnym naciskiem. -A wraz ze mną przybyli tutaj posłańcy od Arfasta. Wodza plemienia żyjącego na wyspie. Poproszono mnie abym przekazała na ręce kapitana i załogi zaproszenie na biesiadę. Dowód dobrej woli zacnego ludu tej wyspy.
Odwróciła się w kierunku przybyłych z nią tubylców, prezentując ich z teatralnym namaszczeniem:
- Świniopas Goldryk i jego upasiona trzódka. - układając dłonie na nadziaku i toporku zwisających u pasa oznajmiła już mniej wyniośle- A teraz w dowodzie swych dobrych intencji oddajcie swoja broń chłopcy. Tak żebyśmy mogli się swobodnie rozmówić...
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 11-08-2012, 10:37   #136
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Goldryk spojrzał z nienawiścią na Noę i splunął pod jej stopy.
- Ty zdradziecka suko. Wiedziałem, że nie można ci ufać. Dobrze wam radzę - odezwał się do stojącego tuż obok bosmana i innych matrosów - Zabijcie ją zanim i was zdradzi. To podła kanalia bez honoru. Zdradziecka szmata, której miejsce jest głęboko pod ziemią.
Po tych słowach Goldryk obrócił się na pięcie i wskoczył do wody. Jeden z jego kompanów zdążył zrobić to samo. Drugi niestety nie miał tyle szczęścia, gdyż bosman chwycił go za kark i przewrócił na ziemię.
- A ty dokąd bratku? - zapytał - Rozmówisz się z kapitanem. Z resztą ty też - rzekł już do Noi.
- A tamtych zabić! - rozkazał bosman.
Matrosi i najemnicy spojrzeli za uciekającym wpław tubylcami. Mgła snująca się tuż nad poziomem wody dawała im dobrą osłonę. Jasne było, że tylko któryś z najemników mam takie zdolności, by celnie trafić w uciekinierów.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 11-08-2012, 13:38   #137
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
No, i wszystko się popsuło. Caliszyta aż syknął – kto pomyślał o tym, żeby zasadzkę wydawać w tym momencie? Dobrze i tak, że jednego złapali...

Chwycił błyskawicznie za leżący na pokładzie bosak i rzucił w dół – w Godryka, który właśnie wynurzał się z wody nieopodal okrętu. Nie patrząc nawet, czy trafił, sięgnął po kolejną sztukę walającego się po pokładzie oręża, aby rzucić raz następny.
 
Velg jest offline  
Stary 11-08-2012, 17:10   #138
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
- Pieprzony tchórz...- warknęła pod nosem chwytając za łuk. Błyskawicznie naciągnęła jedną z zatrutych strzał na cięciwę strzelając w kierunku taplającego się w morzu Goldryka.
- Szybko, poślijcie ludzi na łódź. Trzeba dorwać tego pięknisia... Jest nam potrzebny.
Rzuciła do stojącego obok Bahadura i Bosmana. Sytuacja nie rozwinęła się po jej myśli, ale za pewne lepiej i tak się skończyć nie mogło. Goldryk był czujny i może trochę zbyt bardzo ostrożny...
Wymknięcie się dwóch ludzi, w takiej sytuacji mogło pchnąć jednak bosmana jak i kapitana do działań bardziej zdecydowanych.
Drugą strzałę wystrzeliła w kierunku zniekształconego pomocnika Goldryka.
- To długa opowieść, ale jej finał jest jeden... Daj wiarę mym słowom i przygotuj ludzi do walki.-raz jeszcze odezwała się w kierunku Caliszyty, tym razem nieco ciszej.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 12-08-2012, 14:38   #139
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Godrykowy towarzysz wpadł w toń, przeszyty ostrym końcem bosaka i strzałą. Godryk miał więcej szczęścia – w ramię uderzyła go zatruta strzała Noi. Charknął głośno a przeciągle, zamachał rękoma... i począł się topić. Jedynie szybka interwencja pozwoliła go wyciągnąć, nim utopił się do ostatka.

- To teraz, gagatku, nam wszystko opowiesz – syknął nienawistnie caliszyta i potężnie uderzył dzikusa w brzuch, aż tamten się zgiął. I dobrze: tamten był wyprostowany, jakby na godność mu się, hołocie, w takiej sytuacji zebrało...

Ale na przesłuchania miał być czas później. Teraz trzeba było zadbać o to, żeby jego ludzie (w przeciwieństwie do tubylców) przetrwali nadchodzące wydarzenia.

- Zakneblujcie go, zwiążcie i zaryglujcie w jakimś małym pomieszczeniu – rzucił polecenie.

Teraz pozostało tylko czekać... i przygotować się na walkę. Nie wiedział, co umyśliła sobie Noa – ale miał przeczucie, że tubylcy nie zostawią sprawy swojemu naturalnemu biegowi. A ucieczka w rachubę nie wchodziła – nie wtedy, kiedy ledwo udało się naprawić przeciekający statek, a zniszczone maszty wciąż straszyły!
 
Velg jest offline  
Stary 12-08-2012, 16:29   #140
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Noa była idiotką. Że też nikt jej nie udusił w kołysce. A może była niespełna rozumu. Cóż za różnica, przynajmniej dla statku, dla ich stosunków z tubylcami. Dzięki niej jedyną rzeczą, jaką tamci powinni teraz zrobić, to zaatakować statek w ramach zemsty za to, co spotkało ich wysłanników.
Jakby mało było kłopotów z Grigorim.
Na to jednak nie można było już nic poradzić. Zapewne nawet wyrzucenie Noi za burtę, z kawałkiem kotwicznego łańcucha przymocowanym do kostek, nic by nie zmieniło w tej materii. To jednak, przynajmniej na razie, znajdowało się w gestii kapitana, a nie Atuara.
Kapłan zszedł pod pokład, by zająć się rannymi.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172