Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-01-2012, 12:43   #1
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Arrow [D&D] Opowieści z Królestwa Pięciu Miast. Skarb Viseny I [WL]





- Wstawaj!
Szarpnięcie za ramię wyrwało sołtysa z przedobiedniej drzemki. Półprzytomie rozejrzał się po izbie, gotów dosadnie obrugać osobę, która przerwała jego codzienny, jakże przyjemny rytuał.
- Pali się, czy Wartka wylała? - burknął, wpatrując się w oblicze pochylonej nad nim żony. W tym drugim przypadku i tak nic nie mógł zrobić, a w pierwszym... jakoś nie słyszał krzyków.
Oblicze Sary ponure było jak noc.
- Przyszła Maura - oznajmiła. Imię, znane Oskarowi równie dobrze jak trzy setki innych, nie zrobiło na nim wrażenia. Nadal nie widział powodu dla którego miałby zwlec się z łóżka. - Pies Uhrega wrócił! Sam!
- To czego nic nie mówisz kobieto!? - Oskar zerwał się jak oparzony i wypadł z domu, w pośpiechu wiążąc troczki u spodni.

Polana wokół Zewnętrznej Osady była pełna ludzi. Zdawało się, że zebrała się tu cała ludność Viseny; i pewnie tak było. Oskar z trudem przepchnął się przez tłum i ruszył w stronę chaty Uhrega i stojącej za nim zagrody dla psów. Tam ludzi było znacznie mniej; mimo że mabari były porządnie zamknięte, mało kto miał odwagę się do nich zbliżać.
- Co jest? - mruknął niepewnie do opartego o ścianę chaty Devona. Mabari siedziały przy samym płocie jak pięć posągów, poważnie wpatrując się w przybyłe dwunogi i odbierając sołtysowi rezon. Przed psiarnią klęczała Anna, opatrując rany Kelaby (jednego z mabari, który wyruszył wraz z konwojem) gęstą papką, mocno pachnącą ziołami. Pies leżał spokojnie, dysząc ciężko.
- Nie wiem. Nigdy nie widziałem takich ran - odparł kapłan.
- To nie wilki, ani niedźwiedź, ani nawet smoczydło. Rozstaw pazurów się nie zgadza - rzekła Maura, zbliżając się do mężczyzn. - Poza tym rany strasznie się babrzą. A ta wygląda... - pochyliła się nad zwierzęciem, lecz zaraz odskoczyła, gdy z gardła psa wydobył się ostrzegawczy charkot. - Ta wygląda na zadaną jakąś bronią - zakończyła.
- Może po prostu pies się zbiesił i zwiał? Niepotrzebnie się przejmujecie - wzruszył ramionami sołtys.
- Nie! -Anna poderwała głowę i spojrzała na mężczyznę z oburzeniem w oczach. - Mabari ni... ni... nigdy nie opppuści swojego pa... pana! Nigdy! Dopiero pppo śśśmierci! - wyjaśniła, zacinając się jak zawsze, gdy była zdenerwowana. Dorośli spojrzeli po sobie.
- Czyli nie wrócą - milcząca dotąd Shalamri powiedziała na głos to, o czym sołtys bał się nawet pomyśleć. Nie pytała - stwierdziła fakt. Pieniądze, towary, zapasy na zimę - wszystko przepadło.


◈◊◈



- Spokój! Cisza! - sołtys huknął pięścią w dębowy stół, próbując przywrócić porządek. Nikt go nie słuchał. W gospodzie wrzało. Mężczyźni dyskutowali zawzięcie, na przemian pijąc i klnąc. Kobiety lamentowały, zebrawszy się w okolicy wejścia do kuchni. Młodzież z wypiekami na twarzach przysłuchiwała się snutym teoriom i katastroficznym wizjom nadchodzącej zimy. Pod nogami plątały się dzieci, które nic nie rozumiały ale czuły, że dzieje się coś ważnego i chciały w tym uczestniczyć. Psy skamlały, gdy co i rusz ktoś deptał im po łapach. Oskar bezradnie potoczył wzrokiem po zebranych i ciężko opadł na ławę, sięgając po kufel. Nie było rady, musiał poczekać aż emocje nieco opadną. Pociagnął tęgi łyk piwa i wrócił myślami do wydarzeń dzisiejszego popołudnia. A w zasadzie wcześniej - do dnia w którym konwój Damiela ruszał w stronę centralnych ziem Królestwa.

Wyprawa zapowiadała się spokojnie; nawet bardziej niż w zeszłych latach. Łagodna zima oszczędziła Visenie ataków dzikich zwierząt; a i wiosną mało który potwór zbliżał się do wsi. Trakt był na tyle bezpieczny, że nawet Vahren wrócił na początku lata (nie wraz z konwojem, jak zwykle), by wziąć udział w weselu najmłodszej wnuczki Warsa. Mimo pozornego bezpieczeństwa Damiel zabrał tych ludzi co zawsze: jedną trzecią mieczników Knuta, jednego z synów cieśli, który potrafił rzucić kilka zaklęć; dwóch adeptów Chauntei, paru myśliwych i trzech drwali-półorków oraz Uhrega i dwa z jego mabari.

Dekadzień później wrócił tylko pies.

Gdy Oskar zastanowił się nieco dłużej stwierdził, że w zasadzie jedynie zima sprzyjała mieszkańcom Viseny. Od nastania wiosny było już tylko gorzej. Najpierw Wartka wylała - zupełnie bez powodu - podtapiając pola, które na kilka dekadni zamieniły się w grząskie bajoro. Szlag trafił oziminę i leżące w ziemi resztki zeszłorocznych plonów. Zwierzyna płowa ukryła się w lesie tak głęboko, że ciężko było cokolwiek ustrzelić; za to imadlaki jakby uwzięły się, by właśnie w tym roku utuczyć się na tutejszej ludności. Tojanidy zniszczyły łódź, którą nagła burza zniosła w stronę ich leża, pożerając przy okazji pięciu rybaków i rwąc dobre sieci. Ryby też jakoś nie brały... Nawet skrzaty psociły na potęgę, powodując duży ubytek w stanie posiadania wieśniaków; a Sara złamała nogę, gdy szczególnie uparty świerszczyk zepchnął ją z brzegu. Tego roku Tymora nie patrzyła na viseńczyków łaskawym okiem, oj nie! A na przebłagalne ofiary było już za późno.

- Musimy kogoś wysłać...
- Kolejni przepadną...
- Zginiemy z głodu!
- Pamiętacie zimę siedem lat temu...
- Damy sobie radę...
- A kto będzie wtedy chronił wieś?!

Mniej i bardziej optymistyczne głosy mieszały się z ponurymi przewidywaniami - czy też raczej: realistycznymi. Zdawać się jednak mogło, że żaden z nich nie dociera do niewielkiej grupy, jaka koniec końców zasiadła przy sołtysowskim stole. Sołtys, karczmarz i jego teść, kowal, dowódca straży Knut, stary Wars, kapłani. Sama śmietanka towarzyska Viseny. Brakowało Alvenusa, ale jego do karczmy mogłoby sprowadzić dopiero trzęsienie ziemi. Wszyscy, prócz sołtysa, dyskutowali żywo. Niestety niezależnie od argumentów wniosek był jeden: wioski nie stać było na wysłanie na wschód kolejnej grupy ludzi. Jeśli by nie wrócili - nie byłoby komu polować, łowić, a w zimie bronić obejścia. I tak już mieli z tym problemy.

Oskar nie brał udziału w rozmowie; dopiero dźwięk trzaskającego szkła wyrwał go z rozmyślań.
- Damieeel! - zawodziła Elda. Powietrze wokół niej trzaskało od mocy. Mężczyźni w przerażeniu odsunęli się od zrozpaczonej kobiety; tylko Katrina zachowała zdrowy rozsądek. Doskoczyła do młodej wdowy, po czym trzasnęła ją mocno w twarz. A potem, prewencyjnie, poprawiła w drugi policzek. Elda osunęła się na ziemię szlochając cicho, ale magiczne rewelacje ustały.

- Dość tego! - Oskar huknął kuflem w stół i podniósł się z ławy. Powoli potoczył wzrokiem po twarzach współmieszkańców: zapłakanych, przerażonych, załamanych, pełnych niedowierzania i oczekiwania. W oczach niektórych tliły się jeszcze wątłe iskierki nadziei. Czuł, jak ciężar decyzji wręcz namacalnie przygina mu plecy do ziemi, ale nie miał wyjścia. - Nikt nigdzie nie jedzie! Nie możemy pozwolić sobie na stratę kolejnych ludzi. Jutro Neller odprawi nabożeństwo za zmarłych, by ich dusze bez przeszkód trafiły do dziedziny Kelemvora. I na tym koniec! - dodał, po czym wyszedł z karczmy, rozpychając stojących na zewnątrz ludzi.


◈◊◈

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 26-06-2013 o 12:06.
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172