Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-12-2012, 21:41   #41
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Przemarsz blaszanych stworów zakończył walkę. Walkę, którą przegrywali i która pewnie zakończyła by się dla nich tragicznie. Pik-ik-cha nie wierzył w fatum, los, czy jakiś wyimaginowanych bogów. Żadna z tych sił nie miała wpływu na jego życie. Teraz też przypadek sprawił, że sytuacja się odmieniła i przerwała bitwę.
Thri-kreen w duchu się ucieszył, ale nie dał tego po sobie poznać. Było to niezgodne z jego charakterem i rasowymi obyczajami. Okazywanie słabości, zwłaszcza przez wojownika i łowcę było niegodne i dowodziło słabości danego osobnika.

Mimo to thri-kreen ucieszył się, że cała sprawa z księgą, szalonym magiem i kotem zakończyła się już. Oddali przedmiot właścicielowi i mogli wrócić do...

Sigil, tam tylko mogli wrócić. Modliszkowaty marzył jednak o czymś zupełnie innym. O powrocie do domu, na Athas.
Tam zapewne radowałby się z zarobionych pieniędzy i uzyskania prawa własności do domu. W tym dziwnym świecie nie cieszyło go to jednak tak bardzo. To nie było jego miejsce. Potrafił przystosować się do różnych warunków, to fakt. Jednak po raz pierwszy zatęsknił za pustynnym krajobrazem, wypalonego słońcem Athasu. Kiedyś przeklinał to miejsce i marzył, by znaleźć się w innym, lepszym świecie. Teraz dałby wszystko, by na powrót stanąć u bram Draj, czy też znienawidzonego Gulg. Teraz każde z tych miejsc wydawało mu się lepsze od dziwacznego Sigil. Sigil, którego nie rozumiał i które, choć do tego się nie przyznawał, przerażało go.

Odbył kilka rozmów zarówno z magiem Heironem, kotem, jak i swoimi g (towarzyszami). Wypytywał o drogę, czy też sposób na powrót na Athas. Namawiał innych, by także ruszyli z nim poszukiwać sposobu na powrót do domu.
W końcu zdecydował, że spróbuje skontaktować się z Czuciowcami, jak nazwał ich kot. Była to ponoć, jakaś organizacja, która jako jedyna mogła mu pomóc. Ich siedziba mieściła w Miejskim Gmachu Rozrywki.
Tam też Pik-ik-cha udał się, gdy wszystko zostało omówione i przemyślane.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 11-12-2012, 12:27   #42
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
przy kociej współpracy mg :)

Faerith bardzo szybko zrozumiała, że Heiron nie będzie chciał im pomóc. Z jego punktu widzenia byli tylko intruzami, którzy wywabili go z bezpiecznej kryjówki i narazili na niebezpieczeństwo. Spotykała się już z takimi jak on. Były to bardzo krótkie i bardzo nieprzyjemne spotkania, po których na osłodę zabierała sobie od właściciela małą pamiątkę... ot, tak, żeby nie wyjść z wprawy. Po porażeniu piorunem nadal trochę kręciło jej się w głowie więc z przyjemnością wzięła na ręce Ydemiego i przytuliła na chwilę twarz do jego miękkiego futra. Kocie mruczenie miało w sobie coś niezwykle uspokajającego, ale też przypomniało jej, że wykonali zadanie i po powrocie do Sigil zwierzę zwyczajnie sobie pójdzie. Za to oni zostaną...
- Ydemi, zakończyłeś tu już swoje sprawy... czy to znaczy że wrócisz teraz tam, skąd przyszedłeś? Na te... Ziemie Bestii? - mimo, że odpowiedź była oczywista, w głosie półelfki czaiła się nutka nadziei, że może jeszcze z nimi zostanie... ale odpowiedź rozwiała te resztki nadziei.
- Czy w takim razie mógłbyś mi powiedzieć, jak skontaktować się z Czuciowcami? Mówiliście z Księgą o jakichś mrówach, formitach... czy to właśnie oni? Jak wyglądają? - samo złoto, ile by go nie było, nie zaprowadzi jej do domu. A była pewna, że tutaj pozostać nie zamierza.
-Jak wyglądają? No cóż. Jak elfy, jak gnomy, jak diablęta, jak ludzie, jak... różne rasy. Czuciowcy to organizacja, stowarzyszenie. Czuciowcy to frakcja w Sigil. Właściwie nazywają się jakoś inaczej, lecz... moja wiedza nie jest już tak pełna jak kiedyś. Są stowarzyszeniem osób o podobnej filizofii. W co wierzą, to akurat nie ma znaczenia. Wytłumaczą ci to lepiej niż ja. Ważne jest to, że podążają za nowymi doznaniami, więc... wściubiają swe nosy w każdą dziurę Wieloświata. Jeśli ktoś mógłby dotrzeć do twoich rodzinnych miejsc, to pewnie ktoś z tej frakcji. W Sigil znajdziesz ich w Miejskich Gmachu Rozrywki, acz...-kot zamilkł przez chwilę.- Nie licz na wiele od razu. Wieloświat to olbrzymie miejsce, znaleźć jeden plan materialny to szukanie igły w stogu siana. A oni wszak odwiedzili setki światów.
Ydemi podrapał się łapką za uchem.-Co do mnie. Wyglądam jak kot, ale jestem zmarłą osobą. Czas powrócił tam, gdzie powinienem się znaleźć. Miejmy nadzieję, że i ty zreinkarnujesz się w ładną miłą kociczkę, gdy przyjdzie twój czas.

Faerith uśmiechnęła się słysząc taki nieoczekiwany komplement. Podrapała zwierzaka za uchem i westchnęła.
- Szkoda, że nie możesz mi pomóc bardziej i szkoda, że nie możesz zostać. Nie wiem nawet o co jeszcze mogłabym Cię zapytać... ja nic nie wiem o tym świecie, nie mówiąc już o tych wszystkich innych... Co ze mnie za tropicielka, skoro drogi do domu znaleźć nie potrafię. Nawet nie wiem za bardzo gdzie... jak zacząć... - ostatnie zdanie zabrzmiało trochę żałośnie, jakby dziewczyna miała się za chwilę rozpłakać, ale pozbierała się szybko.

Kot po kociemu otarł się o jej nogę mrucząc w próbie pocieszenia.-Za dużo się martwisz. Wiesz.. ja też dziwnie się czułem z początku, mając futro i ogon i apetyt na myszy. Niemniej... nie martwiłem się. Potraktuj to miejsce jak przygodę. Skoro nie możesz od razu zmienić swej sytuacji, wyłuskaj z niej tłuste mysz... znaczy dobre strony. A lasów to ty też się jeszcze napatrzysz. Nie w Sigil, bo tu tylko kolcorośl, ale poza Sigil... jest wiele puszcz.

Półelfka uśmiechnęła się szerzej na wspomnienie apetytu na myszy i długimi ruchami pogłaskała całe miękkie futerko. To też było uspokajające.
- Oczywiście masz rację, ale ze mnie marna poszukiwaczka przygód. To raczej przygoda znalazła mnie... niemniej dziękuję Ci za wszystko. Przynajmniej mam z kim i za co zacząć tę przygodę. - w oczach Faerith pojawiła się na chwilę dziecięca radość, kiedy przewróciła kota na grzbiet i pomachała nie wiadomo skąd wyciągniętym rzemykiem zakończonym kolorowym koralikiem. Przez tę chwilę faktycznie przestała się martwić...

-Heeeej...to nieuczciwe... obracać moją naturę przeciwko... mnie...- skarżył się, choć mało przekonująco, Ydemi z zapałem trącając i próbując złapać koralik. Instynkty łowieckie jego ciała były silniejsze od umysłu, wszak ludzkiego pochodzenia... a może był elfem, krasnoludem... albo innej rasy? Kto wie jak wyglądał za życia.

- No nie złość się - zaśmiała się dziewczyna i dała Jyssonowi złapać jego trofeum - nie wiem ile będzie trwała podróż powrotna, ale może zechcesz się poczęstować? - przysiadła na krawężniku wpatrując się trochę niewidzącym wzrokiem w otoczenie i wyciągnęła resztki kupionego niedawno mięsa. W końcu ciekawość zwyciężyła.
- Kim byłeś... no wiesz... za życia? Znaczy... fizycznie...
-Księga pamięta lepiej niż ja. Z tego co mówiła, byłem urzędnikiem i notariuszem. Półelfem. Kawaler stary. Żadnych dzieci... Ponoć się jąkałem przy kobietach. I wzdychałem do jakiejś elfki czy aasimarki.. czy jednego i drugiego.- mruknął Jysson wbijając zęby w mięso.-Ponoć też niezbyt uczciwym notariuszem, nie takim jak ci tutaj... ja starałem się naginać prawo, dla tych biednych... łatwo się wzruszałem.
- Aasimarki...? - o ile z resztą nie miała problemów, o tyle jeśli chodziło o rasy, gubiła się coraz bardziej - a możesz mi powiedzieć, jakiej rasy są nasi towarzysze? - dodała zdecydowanie ciszej - Xan i Ingvar wyglądają normalnie, przynajmniej dla mnie, ale pozostali...
-Ingvar to człowiek, a Xan... choć się chyba kamufluje to... jakaś podrasa elfa. Reszta... nie widziałem podobnego insekta do Pik-ik-cha. Kreator to jakiś konstrukt, nie wiem na ile podobny do tych modronów, a na ile do golemów. Thaeir to genasi powietrza. Dokładnego pochodzenia nie mogę ustalić. Ale jego ojciec lub matka musieli mieć w rodzie jakieś stworzenie żywiołu powietrza. Może dżinna? Dżinny najchętniej podrywają śmiertelniczki. Te całe bajki z życzeniami i magiczną różdżką w spodniach... nie wiesz nawet ile dziewuszek się daje na to nabrać. Ale ty nie wierz w dżinna spełniającego życzenia. Tylko potężniejsze z nich to potrafią.-Ydemi się rozgadał zapewne wspomianając znane mu plotki, a może... jakieś resztki wspomnień z przeszlości się w nim odezwały?
- Nigdy nie słyszałam o dżinnach - mruknęła dziewczyna, myśląc teraz bardziej o pozostałych “najemnikach” niż o czymkolwiek innym. Sporo się dowiedziała, ale też - jak zwykle - ta wiedza zrodziła jeszcze więcej pytań... bo pytania to worek bez dna a odpowiedzi na nie zawsze rodzą kolejne i kolejne. Wyglądało jednak na to, że nie było już czasu na zadawanie pytań.
-Tooo...eeech...jakieś duchy...żywiołu powietrza. Tak w zasadzie to niewiele o nich wiem. Są sprytniejsze od żywiołaków i bardziej ludzkie... z wyglądu.-Jysson próbował sobie jak najwięcej przypomnieć, ale chyba nie był w stanie zbyt wiele wydusić z wiedzy danej mu przez Panią Kotów.

Zamyślona skinęła tylko głową i wzięła Ydemiego na ręce. Wracali do Sigil. A co potem? Okaże się na miejscu...
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 16-12-2012, 23:23   #43
 
Pan Błysk's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Błysk ma wyłączoną reputację
Do miasta będącego uosobieniem prawa wkradł się chaos. Chaos pod postacią istot mających uosabiać czyste prawo, pod postacią marszu modronów. Zburzone domy i zburzony ład. Trudno było ocenić które z tych dwu jest dla mieszkańców Automaty gorszym przeżyciem. Nie te jednak filozoficzne rozważania zaprzątały myśli Kreatora Efemery. Znacznie bardziej ciekawiły go dziwne metalowe istoty. W pierwszej chwili pomyślał, że jest to najazd wrogiej armii. Dla konstrukta stworzonego dla wojny taka myśl była oczywista. Jednak w trakcie rozmowy z Heironem jego przypuszczenia się rozwiały, narodziły natomiast nowe pytania, i coś jeszcze z czego nie zdawał sobie sprawy.

Droga powrotna do Sigil była okazją do kilku przemyśleń, do uświadomienia sobie jak blisko otarł się o unicestwienie. Jak blisko tego byli jego towarzysze. Obserwował ich teraz i widział uszkodzenia jakie wyrządziła im elfka i jej kompani. Chociaż Fearith wydawała się leczyć z ran w zdumiewającym tempie to konstrukt nie miał wątpliwości, że gdyby Jezrene dokończyła czar cała drużyna została by zniszczona. Ta myśl była najbardziej natrętną, wracała ciągle i ciągle od nowa. Korzystając z chwili przed otwarciem portalu wykorzystał część swej niezwykłej mocy aby naprawić uszkodzenia ciała.

Niewątpliwie wywiązali się ze swego zadania i zasłużyli na zapłatę. Kreator mimo iż nie potrzebował ubrań czy jedzenia, ba, nie potrzebował nawet powietrza, chętnie przyjął swoją część wynagrodzenia. Jak zauważył pieniądze tak w tym jak i w jego świecie mogą być zdumiewająco przydatne, mogą nawet być swoistym rodzajem broni a tego nie można zlekceważyć.

Gdy on i członkowie jego g’tok (roju) zostali sami, Pik-ik-cha stanął przed nimi i rzekł:
- I cho teras? Naibespieczniei bętzie trzymać ssię rasemhm. Ia chętnie froociłbymhm na Athas, to tomhmu. Kto itzie se mhmną szookać iakiś przefotnikoof?
- Z tego co mówiłeś, to na tym twoim Athasie nie jest zbyt ciekawie - stwierdził z ponurą miną Ingvar. Pustynia, modliszki i... nic więcej, właściwie. - Ja zostaję tutaj.
- Athas, tho mhmooi tomhm. Thamhm iest mhmoie mhmieisce. Thy mhmasz sfoie, ale sskoro nie chcesz thamhm fracać, tho tfoia sprafa. -odparł modliszkowaty.
Konstrukt przyjrzał się towarzyszom. - Sugeruję abyśmy dokonali niezbędnych napraw nim podejmiemy decyzję co do dalszych kroków. Pozwoli to zyskać dość czasu dla analizy faktów i wszelkich możliwych następstw. Niewątpliwie zyskaliśmy sobie wroga. - Nauczył się już, że w przypadku istot nie należących do jego rodzaju należy stwierdzać rzeczy oczywiste. Prawdopodobnie jakaś wada konstrukcyjna. - Kolejną wartą rozważenia kwestia jest pojawienie się Modronów i ich wpływ na plany Pik-ik-cha i Faerith powrotu do rodzimego planu. W końcu z dostępnych mi informacji wynika, że ten przemarsz nie powinien się odbyć w tym miejscu i czasie. Pragnę wyjaśnić zaistniałą sytuację. - Kreator wygłosił swoje oświadczenie tonem sugerującym emocje. Być może to wynik uszkodzeń jakich doznał lub mnogość nowych bodźców sprawiły, że wydawał się bardziej żywy.
Thri-kreen popatrzył z ukosa na Kreatora. Jego słowa były dla modliszki kompletnym bełkotem. Istota albo mówiła rzeczy oczywiste, albo kompletnie oderwane od rzeczywistości.
- A cho mhmaia mhmotrony do nas? - zapytał - Ia fracamhm to tomhmoo i tyle. Nie obchotzą mhmnie iakieś blaszane putła.
Czyżyby modliszkoid doznał poważniejszych obrażeń niż wskazywał jego wygląd? -To logiczne. Informacje które zebrałem wskazują iż Modrony przemierzają plany, zatem wysoce prawdopodobnym jest iż są w posiadaniu informacji umożliwiających odnalezienie portalu prowadzącego do Athasu.
Thri-kreen zamyślił się na chwilę.
- Te blasznae putła nie wyglątały na zbyt inteligentne. Czego mhmosza się ot nich towietzieć? Posa tymhm, gtzie je snlaeźć, skoro rooszyły poprzez śfiaty?
-Heiron Życiodawca twierdził, że po zakończeniu przemarszu wracają do Mechanusa zdać raport. Logicznym jest więc iż ten kto sprawuje władze wśród Modronów pozostaje na Mechanusie i to właśnie ta lub te istoty powinny posiadać wszelkie informacje zebrane przez pojedyncze jednostki. Sugeruję zdobyć możliwie największą wiedzę na ten temat nim podejmiemy dalsze działania.
- Tylko talei nie rosoomhmiem, co ia, czy ty mhmamhmy fspoolnego z tymhmi całymhmi mhmotronami. Co nas interesuje, ten ich cały przemhmarsz? Tho mhmałe zfierze mhmoofiło, że tylko jacyś czuciowcy mhmogą nas otesłać to tomhmoo.
-Nie posiadam żadnych informacji na temat czuciowców, dlatego przyjmuję, że z obecnym stanem wiedzy to właśnie przywódcy Modronów są dla nas najlepszym źródłem informacji o świecie. Oczywiście jeśli sytuacja ulegnie zmianie, jeśli zdobędziemy więcej informacji o czuciowcach, skłonny jestem zmienić swoją opinię.
-Czuciowcy to inaczej Stronnictwo Doznań. Jedna z frakcji w Sigil. Oni .. skupiają się na poznawaniu świata poprzez yyy doświadczanie go. - wtrącił genasi.
-W ich gmachu na pewno znajdziecie ludzi, którzy yy wiedzą coś o waszych światach.
Półelfka nadal odczuwała niepokój w towarzystwie gadającej modliszki ale musiała przyznać, że on jako jedyny z całej grupy miał ten sam cel co i ona - wrócić do domu.
- Możemy ich znaleźć w Miejskim Gmachu Rozrywki... gdziekolwiek to jest. No i mogą różnie wyglądać, ale chyba nie będzie problemu z ich znalezieniem.
Usiadła sobie wygodnie w fotelu i rozluźniła na chwilę, szykując się na poszukiwania Czuciowców.
- Czuciowcy, modrony... Głupoty pieprzycie. Chodźmy coś zabić! - Barbarzyńca był nadal żądny krwi. - Najlepiej tę cholerną elfkę! - Długoucha nieźle zalazła mu za skórę, choć jej zaklęcie już dawno się skończyło.
To, że znalezienie teraz elfki, i to jeszcze w Sigil, było więcej niż nieprawdpodobne, najwyraźniej zupełnie go nie obchodziło.
Pik-ik-cha między innymi za to właśnie za to nie lubił ludzi. Byli strasznie hałaśliwi, nadpobudliwi i zawsze chcieli być w centrum zainteresowania. A przecież nie byli nikim wyjątkowym.
- Ssspokoinie - powiedział do mężczyzny kładąc mu rękę na ramieniu - Ieżeli nie zaufażyłeś, to elfka zniknęła. Nikt nie potrafi ssię telephortofać, więc bętzie trootno ią znaleźć. Nie utało sie iei pokonać w groopie, tho i samhm tego nie zrobisz. Tszeba cierplifie czekać na koleiną -okasie i ią lepiej wykosztać.
- Gadanie do niczego nas nie zbliża - stwierdził Ingvar. Owszem, czasem lubił porozmawiać - ale to przy kufelku dobrego piwa, a nie tak o suchym pysku. Tak! To jest to! - Chodźmy się czegoś napić. Trzeba w końcu wydać te pieniądze!
Konstrukt wpatrywał się w Ingvara próbując odgadnąć czy propozycja wojownika tyczy się również jego. Z jednej strony każda rozumna istota musiała zdawać sobie sprawę, że warforged nie są zdolni przyswajać napojów. Z drugiej strony poznał już trochę ludzi...
- Nie wiem jak Ty - półelfka spojrzała z ukosa na wojownika - ale ja nie mam teraz ochoty na picie. Na pogoń za Jezrene tym bardziej. Chcę po prostu wrócić do domu... a pieniądze będą mi potrzebne właśnie w tym celu. Jeśli chcesz się pozbyć swoich, chętnie je przyjmę. - dodała zaczepnie, po czym pobiegła za wychodzącym z pokoju modliszkowatym. Po chwili dało się słyszeć stłumione przez ściany ...razem... może więcej się dowiemy...

Kreator nie miał nic więcej do dodania, poinformował drużynę o najrozsądniejszych sposobach spędzenia najbliższych godzin. Nie posłuchali. On jednak był istotą myślącą logicznie, dlatego postanowił wzmocnić się przed podjęciem dalszych poszukiwań i przemyśleć wydarzenia ostatnich godzin. Ustawił się w punkcie umożliwiającym mu obserwację drzwi i przeszedł w stan pozawalajacy uzupełnić braki energii mentalnej. Zamarł w bezruchu a kryształy jego oczu przestały błyszczeć tym nieziemskim blaskiem który nadawał mu pozory życia. Konstrukt jednak nie spał, nie znał snu i najpewniej nigdy nie pozna. Widział wszystko przed sobą i słyszał wszystko. W dowolnej chwili mógł przerwać proces i zaatakować lub się bronić. Czekał.

W tym czasie kryształ na jego piersi, ulokowany między płytami pancerza, wypuścił filigranowe pajęcze odnóża i ruszył badać miasto.
 
__________________
Jemu co góry kruszy jemu nie | Jemu co słońce jego zatrzyma jemu nie
Jemu co młot jego rozbija jemu nie | Jemu co ogień jego przerazi jemu nie
Jemu co głowę jego podnosi nad jego serce | Jemu diament
On diament
Pan Błysk jest offline  
Stary 17-12-2012, 00:08   #44
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Automata
Zamęt, zniszczenie jakie spowodował przemarsz konstruktów na pewno wstrząsnęły mieszkańcami miasta sztywnych praw bardziej niż jakimkolwiek przybyszem. Thaeir był po raz pierwszy światkiem takiej katastrofy, więc gdy skończyli już swą sprawę z magiem odszedł od swoich towarzyszy, by ratować ofiary kataklizmu. Nie przydał się na wiele, obywatele Automaty potrafili zorganizować się szybko i sprawnie. Oddał dwie lecznicze mikstury osobom, które opiekowały się ciężko rannymi. Wykorzystał przydatne zaklęcia, by bezpiecznie usunąć kilka cegieł, które mogły spaść na biegających w te i we wte ochotniczych ratowników. Czasu nie było wiele, trzeba było wracać do..

Sigil
Po mimo, że ryzykownym ale nieskomplikowanym i niewymagającym zadaniu genasi nie spodziewał się tak hojnej zapłaty. Pieniądze były marnym dodatkiem w porównaniu z siedzibą w środku Wieloświata. Co prawda dzielił ją ze swoimi przypadkowymi towarzyszami, ale budynek nie był mały. Coś takiego wielokrotnie przekraczało wyobrażenia Thaeira o początkach jego przygód. Szczęśliwe zdarzenie pozwalało mu popuścić wodze fantazji.
Miał chyba teraz dość pieniędzy, by kupić odpowiednią alchemiczną aparaturę. Może mógłby założyć tutaj własny zakład ? Musiałby najpierw lepiej poznać miasto, ale... Była to daleka perspektywa. Wypad do jednego z miast-bram, chociaż bogaty w przeżycia, nie zaspokoił ciekawości genasiego. Może jego sztuka przyda się jako źródło dochodów, ale tyle sfer czekało jeszcze, by choć do nich zerknął.

Większość towarzystwa wybierała się do siedziby Stronnictwa Doznań. Przez chwilę przemknęła mu myśl: "pójść z nimi? Może frakcja mnie przyjmie? Bycie świadkiem Marszu Modronów, który odstąpił od stałej trasy byłoby chyba wystarczająco... niezwykłe." ale za nią przyszło postanowienie "Jeszcze nie".
Teraz mógł spełnić marzenie wielu ostatnich lat.
Po niedługim odpoczynku wyszedł z budynku na jakąś większą ulicę i rozejrzał się. Było na niej pełno od ludzi zarabiających na przybyszach. Szybko przypałętał się do niego jakiś niski rudzielec oferujący tanie oprowadzanie po mieście. Właśnie tego było mu trzeba. Genasi kazał się prowadzić na Wielki Bazar. Długo można by opisywać samo oglądanie przeróżnych wyrobów i surowców. Różnorodność i jakość żądanych towarów była dla Thaeira źródłem najprawdziwszego zachwytu. Do nowej siedziby wracał z zestawem najpotrzebniejszych naczyń i narzędzi oraz paką odczynników. Pozostało tylko rozłożyć laboratorium i zabierać się do roboty.
Na wszelki wypadek na początek postanowił zrobić trochę alchemicznego ognia.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 17-12-2012, 11:54   #45
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Xan był ranny i to całkiem poważnie. Kto by pomyślał, że błyskawica wyrządzi mu taką krzywdę. Mimo, że w walce pomagał swoim nowym, przypadkowym towarzyszom, to nikt się nie zainteresował jego ranami. Cóż, jakoś dotarł do Sigil, miał zapewnione miejsce na nocleg, to może się kurować. Głupio będzie tracić czas. Wypadałoby znaleźć sobie jakieś zajęcie na te parę dni... Potem może próbować dostać się z powrotem do domu, być może nawet inni do tego czasu odkryją jakiś sposób, w co jednak Xan wątpił. Jest jednym z odwiecznych praw rzeczywistości, że istota raz wyrwana ze swojego domu napotka wszystkie przeciwności losu, jakie tylko jest w stanie sobie wyobrazić, zanim uda jej się tam powrócić. Na przykład próbując zabić czas Xan znalazł księgę opowiadającą o jakimś Odyseuszu, wojowniku-kapłanie z jakiegoś dawnego królestwa. Księga musiała pochodzić z innego świata, ale to wcale nie oznacza, że jemu teraz będzie łatwiej...

Xan pomyślał o tym, jak mocno zraniło go to jedno proste zaklęcie. Już od dawna zamierzał potrenować - zbyt wiele razy stał na krawędzi śmierci. Jego ciało nigdy nie było szczególnie silne. Wśród swoich towarzyszy miał trzech potencjalnych nauczycieli. Ingvara wolał omijać z daleka. W dodatku raczej nie zgodziłby się pomóc. Z pozostałej dwójki Faerith była zdecydowanie sympatyczniejsza, ale kto wie, czy modliszkowaty nie byłby lepszym nauczycielem... O ile się zgodzi, co także nie było pewne. Kto tam wie, co takiemu siedzi we łbie. Ale ta dwójka właśnie wyszła z budynku w poszukiwaniu czuciowców. Xan wybiegł za nimi.

- Czekajcie! Byłem w Sigil jakieś dwa tygodnie, zanim to wszystko się stało. Stąd ten lim-lim, nawiasem mówiąc. Może to nie dużo, ale chyba wiem, jak trafić do siedziby czuciowców. Oprócz tego, mam także prośbę. Znam się na magii znacznie lepiej niż na walce mieczem, a czasem przydają się obydwa... To znaczy, znam podstawy, a i miecz, można by powiedzieć, jest moim towarzyszem i mnie wspiera podczas walki, ale słabe ramię zawsze pozostanie wadą. Znając życie, ci czuciowcy będą robić problemy... Będą oczekiwać od nas, że wykonamy dla nich nie wiadomo ile zadań, no bo przecież nawet ze złotem Jyssona nie stać nas na wynajęcie potężniejszych magów, by zabrali nas do naszych rodzimych planów. Tak więc mamy sporo czasu na treningi... Jeżeli to nie problem.

Zwrócił się do dwójki w taki sposób, by pół-elfka była adresatem jego prośby, lecz nie obrażając przy tym modliszkowatego. Nie wiadomo, czy to nie z jego pomocy będzie korzystał, gdyby Faerith odmówiła... ani jak zareaguje Pik-ik-cha, gdyby Xan zasugerował w jego obecności, że ludzka kobieta jest sprawniejszym wojownikiem.

Thri-kreen popatrzył na Xana i zmierzył go od stóp do głów, jakby oceniając jego walory i przydatność.
- Ia mhmoghę cię ooczyć - rzekł spokojnie - Tylko ia nie falczę mhmieczemhm. Mhmoggę nooczyć cię falki thri-kreeńską bronią.
Gestem wskazał swoją gythkę (włócznię) oraz chatkcha (rodzaj bumerangu).

- Tho tobra broń. Najlepsza na Athasie. I cho zainteresofany?

- Chętnie się dołączę - dziewczyna kiwnęła głową potwierdzając jakby własne słowa, po czym się roześmiała - choć niekoniecznie w roli nauczyciela. Miecza nawet nie mam... ale mogę Cię nauczyć walki nożem. I strzelania z łuku, jeśli chcesz. Nie mam też nic przeciwko nauczeniu się walki Twoją bronią, Pik-ik-cha, jeśli zgodzisz się mnie trenować. Choć mam nadzieję, że nie będziemy tu uwięzieni na tyle długo...

- W takim wypadku sensownym wydaje się znalezienie tutejszego nauczyciela. To miejsce ze względu na swoją naturę z pewnością jest wypełnione mistrzami miecza i innych broni. A studiując razem, będziemy mogli wymieniać się doświadczeniami. Nawet, jeżeli ja będę ćwiczył się w mieczu, to patrząc na Pik-ik-chę wywijającego swoją włócznią będę w stania złapać podstawy, tak myślę. Minus tego taki, że pewnie trzeba będzie zapłacić, ale dopiero co zyskaliśmy trochę funduszy. Co do waszych propozycji, niestety nie odpowiadają mi one, choć nie oznacza to, że nie jestem wdzięczny za chęć pomocy. Mag nie potrzebuje łuku, bo zawsze lepiej posłać w odległego przeciwnika magiczny pocisk niż strzałę, Faerith. A co do broni do walki wręcz, wybór padł już za mnie. Ten wspaniały miecz - Xan wysunął nieco ostrze z pochwy - to powierzone mi Księżycowe Ostrze. Jeżeli twoja... ee... gythka nie jest równie magiczna, zapewne byłoby w stanie przeciąć ją podczas walki. Znaczy się, to nie jest wyzwanie, czy coś... - Dodał Xan, niepewny tego, jak zareaguje modliszkowaty - Zresztą Księżycowego Ostrza nie należy używać, gdy nie ma ku temu potrzeby. Poza tym u nas wszystkie elfy uczą się korzystania z długich mieczy, więc podstawy znam, mimo bycia magiem, a walki włócznią musiałbym się uczyć od początku.
 
__________________
"My heart is neither black nor do I fear for my life. The fact remains that I do not wish him to forget me."
Issander jest offline  
Stary 18-12-2012, 13:35   #46
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Rozmowa z Heironem w Automacie

- Heironie Życiodawco. Obecna sytuacja rodzi więcej pytań niż potrafięk znaleźć odpowiedzi. - Konstrukt sprawiał wrażenie poruszonego. - Czym są te stworzenia? Dlaczego niszczą miasto? Jeśli to atak to dlaczego nie próbują wyeliminować potencjalnych obrońców?
-One nie niszczą miasta, one po prostu idą wyznaczoną trasą i nie są w stanie ominąć niczego na swej drodze. Są... - Heiron westchnął z irytacją. -To blaszane głąby... nawet te inteligentniejsze. Nie znają pojęcia ustępstwo, nie rozumieją że czasami wystarczy lekko zboczyć z trasy, by łatwiej osiągnąć wyznaczony cel. Nie. One muszą iść tak jak to mają zaplanowane, nieważne co napotkają na drodze. A idą, bo... Nawet Moce nie wiedzą, po co idą. Po prostu raz na jakieś 300 lat urządzają sobie wycieczkę po planach, która kończy się tym, że większość z nich nie dożywa jej końca. Niedobitki modronów wracają zaś na Mechanusa i pewnie zdają raport... komuś. Szefowi Modronów, albo Radzie Modronów albo... nieuchronnym może? Wielu już krwawników próbował wykminić powód tej... pielgrzymki, ale on nadal pozostaje cieniem.
Widząc zachowanie Heirona Kreator doszedł do wniosku, iż mag sam posiada bardzo niewiele informacji o tych stworzeniach. Postanowił zdobyć wiedzę z innego źródła. Jedna jeszcze sprawa wymagała wyjaśnienia. - Kim lub czym są nieuchronni?
- Samozwańczy strażnicy zasad multiuniwersum. Banda mechanicznych imbecyli, ganiająca po Wieloświecie i karząca za zbrodnie przeciw...aaarch...-warknął niemalże Heiron. - Karzą inne istoty, za przekraczanie fundamentalnych zasad, które mogą zniszczyć osnowę rzeczywistości... czy coś w tym rodzaju... Właściwie nigdy specjalnie nie obchodziło mnie, za co chce mnie ukarać jeden czy drugi... Po prostu ich niszczyłem, zanim on zniszczyłby mnie. Jak więc się domyślasz, stosują tylko jeden rodzaj kary... śmierć.
Konstrukt milczał. Tyle informacji, tak wiele niewiadomych, przytłaczały i dawały nadzieję jednocześnie. Oto Kreator Efemery znalazł świat który będzie mógł dogłębnie przestudiować i nie zamierzał pozwolić nikomu sprowadzić się z obranego kierunku.
- Nieuchronni? Czy to przed nimi ukrywałeś się w...ymm szafie ? - spytał Thaeir.
-Czy oni wyglądali na przerośnięte automatony prawiące morały? Oczywiście, że nie.- burknął dyplomatycznie mag.-Ukrywałem się przed Radą Anarchii.

“- No tak! Czemu wcześniej na to nie wpadłem?” -z ironią pomyślał genasi. Postanowił powstrzymać się od zadawania kolejnych pytań. Mogły tylko pomnożyć kolejne pytania, a mag nie wyglądał na będącego w nastroju do udzielania odpowiedzi.

Thri-kreen przysłuchiwał się tej wymianie zdań z lekką irytacją. Dla niego nie ważne było kim były te blaszane stwory. Ważne, że przeżył i był w miarę dobrym stanie. Interesowało go za to coś zupełnie innego.
- A powietz mhmi, iak mhmogę wroocić na Athas?
- A co ja jestem... przewodnik ? Nie wiem jak możesz wrócić na ten... Atlas... Nie słyszałem nigdy o takim świecie. - podsumował krótko Heiron.
- Cho z ciebie za mhmag skoro nie słyszałeś o Athasie? - odparł oburzony thri-kreen - Mhmyślałemhm, że czarofnicy tho osoby mhmątre, ale ty to nich nie należysz.
- A kogo obchodzi jakiś podrzędny plan materialny? - odparł wzruszając ramionami Heiron. - Jeden z tysiąca podrzędnych planów... Kogo obchodzi jakiś tam Athas? Dla nas żyjących w Wieloświecie, plany materialne to zwykłe “wioski”. Jest ich wiele i rzadko który jest wart naszej uwagi.
- Kogo obchotzi? - syknął modliszkowaty - Mhmnie obchodzi!! - wrzasnął, jednocześnie zbliżając swoją ubrojoną w żuchwy głowę do twarzy maga. - Rozoomhmiesz! Tho mhmooi tomhm.
- No to ciebie obchodzi... brawo.- rzekł sceptycznie Heiron.- Ale nikogo poza tobą.
Thri-kreen uderzył włócznią w ziemię i wściekły odszedł od maga, mrucząc coś do siebie. Niewiele więcej mógł zrobić. Mag nie był osobą, która mogłaby mu pomoc. Modliszkowaty nie znał wiele magów, ale ci których poznał byli podobni do Heirona. To tylko utwierdziło Pik-ik-chę w tym, że magia to zło i zguba. Zguba nie tylko dla Athasu, ale i zapewne dla innych światów, których ponoć było nieskończenie wiele.

- Magu, nie zapomniałeś o czymś? - Wtrącił Ingvar, przyglądając się groźnie Heironowi. Głęboko gdzieś miał jakieś blaszane pudła i inne Athasy. Jego interesowały rzeczy... bardziej materialne i bliskie. - Kiedy nam w końcu zapłacisz? Wszak uratowaliśmy cię przed zbójcami, inną czarodziejką i tymi dziwacznymi stworami. Coś nam się za to należy.
- Ja? Ja! Ja mam wam zapłacić?! - Heiron spurpurowiał na twarzy.- Podsumujmy więc fakty. Nie dość, że przez was omal nie straciłem życia. Nie dość że straciłem całkiem dobrą kryjówkę i... to dość bezpieczną. Nie dość, że zostałem bez szafy nad głową, to jeszcze musiałem używać magii by zrobić sobie drogę ucieczki, z której wy łaskawie skorzystaliście. No i nie zapomnijmy o najważniejszym... Ja was nie prosiłem o zwrot księgi, ja was nie wynajmowałem... To wy się napatoczyliście niszcząc spokój mego miejsca i narażając mnie na spotkanie z Jezrene, którą łaskawie raczyliście do mnie przyprowadzić! Czy coś przeoczyłem? Jeśli nie to ja mogę wam wystawić rachunek za poczynione szkody, acz... - tu mag się uspokoił.- Przynieśliście księgę, więc jesteśmy kwita. Reszta to sprawa między wami a waszym pracodawcą.
- Twe skąpstwo kiedyś się na tobie zemści, Heironie Życiodawco - zawyrokował wiking. - Już by się zemściło, gdyby nie to, że bez głowy nie mógłbyś odebrać księgi.
Ale Heiron nie zaszczycił go odpowiedzią na tę zaczepkę.
I dobrze. Jeszcze Ingvar zmieniłby zdanie.

Sigil

Po rozmowie i odejściu trójki towarzyszy Ingvar chwilę zastanawiał się nad tym co zrobić, a także nad słowami elfki. Czyżby proponowała mu swoje ciało w zamian za pieniądze? Chyba kpiła! Tak przystojny woj jak on miałby płacić za kobietę? Niedoczekanie!

Zostawił większość pieniędzy w swym plecaku, który pozostawił w budynku (podobnie jak i większość sprzętu), pod opieką Kreatora Efemery, po czym wyruszył na przechadzkę po Klatce. Miał zamiar udać się do karczmy, wypić trochę piwa i poszukać jakiejś przygody. Ot, choćby zwykłe obijanie ryjów gościom, którzy krzywo na niego spojrzą... Może przy okazji usłyszy jakieś ciekawe plotki? Może o tych blaszanych pudłach, o których wszyscy gadają?
 
Wnerwik jest offline  
Stary 18-12-2012, 18:44   #47
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Antrakt. Uroki Sigil.

Powrócili do miasta. Powrócili z planami, powrócili z nadzieją. Mieli teraz dom, mieli siebie jakkolwiek nie byli spokrewnieni,. Niemniej kto inny ich wesprze, jeśli siebie nie wesprą nawzajem.

Pik-ik-cha i Faerith skierowali się pod przewodnictwem Xana do Miejskiego Gmachu Rozrywki, siedziby Stronnictwa Doznań zwanych po prostu Czuciowcami. I jak się okazało ów budynek był łatwy do odnalezienia. I był po prostu... ogromny.


Wznosił się na wysokość ponad 1000 stóp przewyższając wielkością i rozmachem wszystkie budowle jakie cała dwójka widziała w swym życiu. Musieli się do samej bramy przedzierać przez tłumy żonglerów, akrobatów, śpiewaków, artystów wszelakiej maści i ras... prezentującej swe talenty zgromadzonej gawiedzi. Bo tłumów tu było sporo, przez co Xan, najbardziej z całej trójki znający wielkomiejskie realia, przestrzegł przed kieszonkowcami, których wedle jego doświadczenia musiało tu być całkiem sporo.

W końcu dotarli przed same wrota do tego miejsca, wysokie na około 90 stóp i wąskie. Były one otoczone połyskującymi kamieniami, które składały się na abstrakcyjne obrazy angażujące w ich poznanie nie tylko wzrok, ale i słuch oraz węch... a w niektórych przypadkach nawet dotyk i smak. Różnego rodzaju kamienie iskrzyły się bowiem barwami, dźwięczały melodyjnie, wydobywały się z nich przyjemne wonie. A sądząc po zachowaniu niektórych gości warto ich było dotknąć, czy wręcz polizać. Prosto na przeciwko zewnętrznej ściany, gejzer kryształowo-błękitnej wody regularnie tryskał w górę na setki stóp, pozornie rozpraszając krople wody w powietrzu.

Cała trójka ruszyła w głąb gmachu, który... wydawał się jeszcze większy wewnątrz. I możliwe że było tak naprawdę. Szli po marmurowej podłodze przecinanej żyłkami we wszystkich kolorach tęczy. Okna były specjalnie oszlifowanymi kryształowymi taflami o łagodnych odcieniach różnych kolorów. To miejsce... zapierało dech w piersiach. Było niczym zamek wielkiego władcy, swym przepychem ciesząc nie tylko oko, ale też i każdy inny zmysł.

Wszak powietrze wypełniały przyjemne zapachy kadzideł i kwiatów, a do uszu docierały pieśni i dźwięki.


Z teatrów i sal treningowych mieszając się ze sobą w zaskakująco harmonijną całość.

Kto by pomyślał, że coś takiego istnieje w tym szarym i brudnym mieście. Nic więc dziwnego, że Miejski Gmach Rozrywki przewalały się tłumy, ciągnąc na przedstawienia, załatwiając interesy po kątach, kupując różne niezwykłe przedmioty od dziesiątków kupców. I oglądający dziesiątki wystaw. Nic dziwnego, że z początku czuli się zagubieni. Na szczęście po chwili pytania skierowano ich do Annali Sieciotkaczki, która okazała się... krzyżówką kozy z centaurem?

Bariaurka, bo tak zwano tu te stworzenia, miała ludzki tors bardzo... kobiecy. Równie ładną buzię, której urody nie psuły małe różki wystające z czoła. Oraz poniżej brzucha ciało kozy pozbawionej wymion i ciało to było wielkości kuca.

Annali była bardzo beztroska i chętna pomocy i bardzo zafrapowana prośbami dwójki zagubionych pierwszaków. Wyjaśniła pokrótce, że Stowarzyszenie Doznań nie zajmuje się transportem skurli poprzez różne plany, a “kontemplowaniem złożoności i piękna rzeczywistości, smakowania jej każdego aspekcie i przeżywania go z całą intensywnością.”... cokolwiek to miało znaczyć.

Niemniej chciała być pomocna i skierowała całą trójkę do Sensorium Publicznego, dostępnego dla wszystkich chętnych... za drobną opłatą.

A obecnie pod opieką Dakoty Duskstrider dość ekscentrycznej elfki o złotych oczach, pięknych kasztanowych włosach i frapującym stroju w szarych barwach. Nosiła też kapelusz!

Dla Faerith to był niecodzienny widok. Żadna bowiem elfka jaką znała z rodzinnego świata nie ubrałaby się w taki sposób. Toż to był brak dobrego gustu i pozbawiał Dakotę wszelkich pozorów wyniosłości jakie powinny cechować elfa. Ani Qualinesti ani Silvanesti nigdy by się tak nie ubrała. W dodatku rozmawiała z czaszką, metaliczną czaszką ozdobioną klejnotami, ale jednak czaszką.

-W czym mogę poratować ?- zatrajkotała na ich widok. Po czym wysłuchawszy ich, dodała.-To prawda, że w pogoni za zmysłowymi doznaniami członkowie naszego Stronnictwa udają się do najdalszych krain Pierwszej, ale my zbieramy wrażenia, a nie śpiewki. Te zaś są umieszczone w zapisywaczach, małych, okrągłych kamulcach wykonanych z wielu minerałów półszlachetnych, które zawierają pełną siłę doświadczenia. I te zapisy są zbierane i spisywane wedle wrażeń jakie zostały w nich umieszczone, a nie miejsc i okresów. Mogę znaleźć wyszukać na przykład... hmm... triumfalny wjazd imperatora do miasta, dowódcę widzącego upadek swej armii w ostatecznej bitwie, czy rozkoszną noc z zmysłowych sukkubem, ale nie znajdę Athasu czy też Torilu czy...Krynnu. Jeślibyście mogli określić jakie doznania mogłyby być specyficzne dla waszych kufrowych światów, to być może... znajdziemy odpowiednie kamienie, a jeśli te okażą się rzeczywiście zapisem z waszych światów, to być może... być może dowiem się z czasem jaki to obieżysfer je zapisał.

Pozostało więc określić poszukiwane doświadczenie, zapłacić i sprawdzić czy pochodzi ono z rodzinnego świata. Tyle teorii.
W praktyce Sensorium Publiczne już było zatłoczone i wedle słów Dakoty tak było codziennie mimo otwarcia 24 godziny na dzień. Mimo że takich pokoi z zapisaczami jest 200 dostępnych na każdym z 20, a może i więcej pięter w tej części Gmachu Rozrywki.
Więc żeby skorzystać Faerith i Pik-ik-cha musieli czekać aż któreś z prywatnych sensoriów się zwolni, choć Dakota pocieszała tym, że zwykle trwa to od 5 do 20 minut.

Cena też ponoć nie była wygórowana, jedynie 10 sztuk złota za seans. I nie podlegała negocjacji. Duskstrider tłumaczyła się tym, że jej przełożeni nie pozwalają. Można co prawda było wynająć na cztery godziny sensorium luksusowe, ale kosztowało to 100 sztuk złota i co najgorsze, rezerwować można było tylko z tygodniowym wyprzedzeniem.

Antrakt. Mroki Sigil.

Podczas gdy Kreator Efemery regenerował siły sięgając po swe psychiczne moce, jego psikryształ wędrował. Kryształowy drobiazg musiał trzymać się z dala od głównych ulic, nie tylko by uniknąć zadeptania, ale by także uniknąć stania się obiektem kradzieży. Dlatego kryształ zapuszczał się te rejony miasta w których jego rozmiar dawał mu przewagę. I naturalnie podążył do kanałów Sigil... krętego świata ciasnych tuneli i braku światła.

Nie zagłębiał się w korytarze i katakumby leżące pod miastem i jaskinie na tyle duże, że mogły pomieścić rodzinę ogrów. Na pokonanie takich odległości psikryształowi brakło możliwości. Miał po prostu za krótkie nóżki na tak dalekie i niebezpieczne eskapady. Zamiast tego zaczął penetrować najbliższe powierzchni obszary i tak dotarł...

Do świata rządzącego się własnymi prawami, do świata istot małych, mniejszych nawet od niziołka czy gnoma. I tam właśnie, podczas pokonywania kolejnego zakrętu psikryształ napotkał piskliwych władców tego miejsca.


Szczury... ale nie zwyczajne. ich mózgi wyrastały poza czaszkę pokrywając powierzchnię głowy. I zaciekawione one gapiły się na intruza który naruszył spokój ich “królestwa.”

Antrakt. Filozofia kufla piwa.

Xan musiał przyznać, że choć trening z Pik-ik-cha i Faerith nie uczynił go znacząco lepszym szermierzem, to pozwolił elfowi nieco lepiej zgrać się z tą dwójką i skuteczniej współpracować podczas wspólnej walki. Jednak nadal uważał, że potrzeba mu prawdziwego nauczyciela szermierki. Niestety żaden z towarzyszy nie spełniał odpowiednich wymogów. Nawet Ingvar, który był wojem na schwał. Niestety... preferował siłowe podejście do obijania mord, a Xan będąc obdarzony niepozorną posturą wolał oprzeć się na finezji.

Niemniej elfowi udało się podłapać śpiewkę o mistrzu tajemnej elfiej sztuki łączącej magię i szermierkę w jeden zabójczy styl walki. Ów mistrz miał się zwać Qusarus i obecnie przesiadywać w karczmie “Pod gnijącym liczem”... Ponoć miał też być w kłopotach finansowych co rokowało dobrze dla Xana, jako że potrzebujący gotówki mentor jest niewybredny jeśli chodzi o uczniów.

Niestety biedny Xan nie przewidział, że Ingvar też udawał się do tej samej knajpy i wraz z nim przywędrują kłopoty. Barbarzyńca zresztą polubił tutejsze przybytki. Piwo było zwykle tanie choć nie zawsze dobre, a czasami było piwem tylko z nazwy. Towarzystwo w karczmach było zawsze rozgadane i barwne i skore do bitki. Wystarczyło jedno obelżywe słowo, a biesy prały się między sobą, anioły i czarty brały się za łby, githyzrr... i githya..., nieważne jak się zwały, jedne prały drugich i na odwrót. Invgar nie potrzebował zapamiętywać ich nazw, skoro i tak grzmocił i jednych i drugich. Jedynie z dziewkami był problem, bo mimo urody Ingvara (ozdobionej co prawda limem pod lewym okiem nabytym podczas jednej z bójek) jakoś nie chciały rozkładać nóg przed nim. A i opowieści o walecznych czynach barbarzyńcy nie robiły na nich wrażenie. Ale cóż biedny Ingvar mógł zrobić ? Był odważny ale wielu było odważniejszych, był przystojny ale i przystojniejszych od niego było sporo. Nie wspominając o tym, że jego czyny bledły przy historiach innych skurli opowiadanych w karczmach.
Cóż... zawsze pozostawały bójki i ewentualne podglądanie Faerith podczas kąpieli, choć... to drugie akurat było ryzykowne. Półelfka nie wyglądała na taką, która przyłapawszy kogoś na podglądaniu jej piszczy i czerwienieje. A raczej na taką co pakuje w tyłek podglądacza tuzin strzał.

Także i teraz liczył na bójki i plotki. Tych zresztą poznał już nieco. Marsz Modronów wzbudzał zainteresowanie. Rozpoczął się za wcześnie i ruszył odmienną trasą wywołując wiele spekulacji kończących się zazwyczaj słowami “Świat się kończy.”

Opowieści o Marszu łączyły się z grupkami Kaosytów, którzy próbowali zmienić modrony w dzikie modrony, cokowiek to znaczyło. Niektórzy spekulowali, że ta frakcja wystawi wreszcie armię, która zderzy się z modronami w epickim boju. Ale większość wyśmiewała tę śpiewkę twierdząc że prędzej ich ukochane Limbo zamarznie całkiem niż Chaosyci zdołają się nauczyć dość dyscypliny, by stworzyć wojsko. O wiele ciekawszym tematem, miało być specjalne przedstawienie Wielkim Gmachu Rozrywki stworzone przez Filgura Wielotwarzego, na które nie można było kupić biletów. Bo te zostały rozdane wybranym. Każdy więc spekulował jakiż to będzie spektakl i jakie są motywy owego Filgura Wielotwarzego. I kim właściwie jest ów Wielotwarzy... Bo nikt nie widział na własne oczy.

Tymczasem Xan spytawszy się właściciela przybytków został skierowany w stronę stolika przy którym siedział ów mistrze elfiej sztuki walki...


Raczej nie elf. Kotoczłek zerknął na zbliżającego się do niego elfa i spytał wprost.- Czego?

Był chudy niczym trzcina, i uzbrojony w dwa krótkie miecze. Kocie i ludzkie rysy stapiały się ze sobą, a na ciało narzucone miał koszulkę kolczą.

Xan nie zdążył odpowiedzieć, bowiem...

W karczmie zaczęła się rozróba, z powodu tłoku, ktoś nastąpił na ogon zielonego abishai’a, gadzi bies walnął więc na odlew łapą tego ktosia, posyłając go na stolik przy którym siedzieli dwa krasnoludy, przy czym jeden z wyraźnym czarcim rodowodem. I impem na ramieniu.


Nie trzeba było wiele, by całą karczmę ogarnęła bijatyka, gdzie każdy prał każdego. Barbarzyńcy niewiele trzeba było, zaczął ciskać pustymi kuflami w kogo popadnie. Potem posłał jakiegoś niziołka przez pół karczmy drogą powietrzną. Bo i czemu nie miałby? Knypek sam się o to prosił dźgając go jakimś nożykiem w łydkę.

Ingvar zobaczył też jak jakiś rosły półork bierze wielką ławę i zamierza cisnąć wprost na Xana i jakiegoś wychudzonego koto-elfo-coś tam. Barbarzyńca miał więc kilka opcji do zrobienia. Ostrzec ich krzykiem, ale mogli nie dosłyszeć, zasłonić ich sobą przyjmując cios ławą na klatę. Lub też zaatakować półorka, ale mógł nie zdążyć.

Antrakt. Diablę wieczorową porą.

Własny kątek, ciasny ale jednak własny. Osobiste przenośne laboratorium alchemiczne kupione po okazyjnej cenie. Co prawda tu i ówdzie zaschnięte na tym egzemplarzu plamy krwi wyglądały niepokojąco. Ale genasi uznał, że za tą cenę nie powinien narzekać. Ani tym bardziej się dopytywać. ... Czyż Thaeir mógłby być bardziej szczęśliwy?

Cóż mógłby. Mieszkanko było za ciasne. A półelfka oczywiście wzięła sypialnię dla siebie, co oznaczało że reszta musiała się gnieść w improwizowanych łóżkach. Nie było to wygodne, zważywszy że dość skromna posiadłość Jyssona nie miała wystarczającej ilości pokoi, by każdy miał własną sypialnię.
Ale to wszystko detale, ważny był lokal i darmowy ochroniarz jakim był Kreator Efemery. Na jego widok większości mięśniaków miękły nogi na tyle szybko, że nie sprawdzali iż ów konstrukt niespecjalnie radzi sobie w walce bezpośredniej. Skojarzenia z golemami robiły swoje.

Póki co Thaeir testował swój zakup robiąc porcję ognia alchemicznego, ale w przyszłości, kto wie?
Może nawet założy własny sklep alchemiczny w Sigil?

Jego krzątaninie przyglądał się Kreator Efemery spokojnie obserwując jego ruchy i poczynania. Sam konstrukt był nieruchomy niczym posąg. W przeciwieństwie do żywych organizmów, bezruch nie był dla niego męczący. A widok kręcącego się przy laboratorium Thaeira budził... niejasne wspomnienia. Zbyt mętne jednak, by je zrozumieć. Poza tym genasi dużo wiedział i chętnie tą wiedzą się dzielił, a konstrukt był ciekawski.

I właśnie gdy tak spędzali czas w kuchni przerobionej na laboratorium do ich mieszkania ktoś zapukał. Ruszyli obaj do drzwi i gdy Thaeir otworzył drzwi, zobaczyli ekstrawagancko, acz gustownie ubrane diablę o czerwonej skórze, czarnej zmierzwionej czuprynie, żółtych oczach i długich czerwonych różkach.


Oraz długim ogonie z rozdwojoną końcówką. Ubrany był on w czarną zdobioną złotą nicią marynarkę, wyszywaną czerwoną kamizelę i białą koszulę. Oraz spodnie podobnej barwy.
- Tivaldi el Cerro, do usług.- przedstawił się osobnik kłaniając im obu, po czym mówił dalej syczącym tonem głosu.- Ponoć szukacie Athasu, nieprawdaż?

Nie szukali. To Pik-ik-cha szukał przemierzając zaułki miasta i rozpytując w karczmach. Podobnie zresztą czyniła Faerith rozpytując o Krynn. I podobnie jak modliszkowaty z miernym skutkiem. Oboje nie znaleźli ni śladu po swych rodzinnych światach. Nie napotkali jak dotąd nikogo, kto mógłby im udzielić jakiejkolwiek wskazówki...
I oboje akurat byli poza obecnym domem, podobnie jak Xan i Ingvar.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 18-12-2012 o 19:14. Powód: poprawki i uściślenia
abishai jest offline  
Stary 22-12-2012, 17:37   #48
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Niespodziewana wizyta oderwała genasiego od laboratorium. Musiał chwilę się zastanowić nad tym co powiedzieć. Athas... chyba Pik-ik-cha mówił o nim jako o świecie z którego pochodził.
- Bardzo.. mi miło - lekko skłonił się diabelstwu - [i]Thaeir.. moje imię. Mm nasi znajomi szukają.. tego miejsca, ale obecnie ich tu nie ma. Gdyby mógł pan yy powiedzieć gdzie.. w razie potrzeby.. można go szukać. Pewno, ten znajomy, spotkałby się. Z panem.
-Pana znajomi, szkoda...- diablę podrapało się za rogiem, wyraźnie zafrapowane.- Bowiem szukałem kogoś do boha... bardziej do delikatnej delikatnej misji i tym mógłbym zapłacić za jej wykonanie.

Konstrukt przysłuchiwał się tej wymianie zdań jednak nie zamierzał zabierać głosu. Powtórzy wszystko modliszkoidowi a ten już podejmie decyzję.
Thaeir błagalnie popatrzył na Kreatora. Zawsze miał trudności z prowadzeniem płynnej i łatwej rozmowy. Teraz musiał na dodatek załatwiać sprawy dotyczące innych osób. Niestety konstrukt nie wydawał się skory do wyrażenia własnego zdania. Trzeba było się przemęczyć.
-Wykonanie.. tego zadania miałoby być.. zapłatą za yy informacje o drodze.. do tego świata? -Owadzi stwór dał się poznać jako zaciekły wojownik. Chyba przyjąłby propozycję ? Nawet jeśli dowiedzą się czegoś od Stronnictwa Doznań raczej nie zaszkodzi znać więcej możliwości.
-Czy mógłby.. pan.. przybliżyć szczegóły yyy tego.. tej.. misji?
-Jest dość prosta, otóż mój kuzyn... że tak powiem... właściwie nie kuzyn, ale bliski krewny... napaskudził w Celestii, nic poważnego. Ot głupi dał się przyłapać na... działaniach związanych z Rewolucyjną Ligą. Jakiś głupi test na odwagę. Szczegółów nie znam. W każdym razie został złapany i trzeba go uwolnić.-zaczął tłumaczyć Tivaldi machając rękami w energicznej gestykulacji.-Zamknęli go za wandalizm, jego matka się ...miota się po domu rozpaczając. Potrzeba więc go stamtąd wyciągnąć. Całkowicie legalnie, zapewniam. Mogę dostarczyć pewną sumę na wykup od kary. Tyle że nie mogę sam się tam udać, bo cóż... ja i archony mamy stare niedokończone sprawy. I szczerze powiedziawszy, skrzydlaci mnie nie lubią. Ktoś musi mnie zastąpić w negocjacjach.

Propozycja jawiła się genasiemu jako kolejna dobra okazjia do poznania Wieloświata. Szczególnie pociągającym, jako że Sfery Wyższe były miejscem pochodzenia wielu cudownych zapachów. Chociaż zadanie wymagało pewno interpersonalnych zdolności poza pojmowaniem Thaeira, to liczył na pomoc towarzyszy.
-Mhh Dobrze. Mógłbyś podać więcej szczegółów? Znasz jakiś portal do Celestii? Gdzie jest dokładnie... to miejsce.. gdzie jest twój.. kuzyn? Jak bardzo.. mam..yy mamy się śpieszyć? - dopytywał sferotknięty.
-Czy znam? Ba... w mojej robocie znajomość portali to podstawa... Znam portal, mam klucz do niego, resztę zostawię wam.-odparł głośno Tivaldi, po czym podrapał się za rogiem.-Gdzie dokładnie na Lunii siedzi, to tego nie wiem. Ale chyba jakoś sobie poradzicie. Świetliki są uczynne... bardzo uczynne. Spieszyć... no niekoniecznie, co prawda jego matka panikuje, ale to przecież Celestia nie Carceri. Nie zamkną go w klatce i nie wsadzą do dołu z robakami.
- Aha. Bardzo dobrze. Powiedz tylko jak tam dotrzeć, a wyruszyyyy.. - Zawahał się, w końcu nie zapytał jeszcze nikogo o zdanie. -Jestem.. pewien, że zadania.. podejmie się wystarczająca ilość.. osób - rzucił do Tivaldiego. Właściwie nie potrzeba było chyba sześciu osób do wykupienia jednej. Konieczny jest tylko ktoś kto nie zająknie się w połowie tłumaczenia tego wszystkiego.
--Oczywiście. Dajcie znać jak już się zgadacie. Spotkać mnie można "Pod gorejącym człekiem".- rzekł w odpowiedzi Tivaldi uśmiechając się szeroko.-Miło spotkać solidnych krwawników, którzy potrafią szybko podejmować decyzje.

- Kreatorze czy chciałbyś yyy wybrać się do..- Co osoba z pierwszej mogła myśleć o Celestii? Wiedzieli w ogóle o jej istnieniu? - ..nieba? Celestia.. to .. sfera.. dobra. Ciekawe czy konstrukt poddawał zdarzenia ocenie pod takim kątem. -To bardzo.. spokojne miejsce - wydusił z siebie nie znajdując odpowiednich słów.
Konstrukt poruszył się po raz pierwszy w trakcie rozmowy zwracając, z braku lepszego określenia, twarz ku Thaeirowi. -Jestem zaznajomiony z podstawami geografii planarnej. Znam też siłę płynącą z doświadczenia. Tak, chętnie porównam moją wiedzę na temat planów wyższych z rzeczywistością. - I chociaż myśli Kreatora Efemery krążyły głównie wokół wydarzeń związanych z modronami to nie wątpił, że będzie miał czas w przyszłości na ich zbadanie. Masz wszak odbywał się co 289 lat, konstrukt mógł poczekać.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 02-01-2013, 17:11   #49
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Wraz z półelfką udał się do Gmachu Rozrywki, by dowiedzieć się czegoś o podróżach między planami i o sposobie, by odnaleźć ich rodzime światy.
Thri-kreen nadal czuł się zagubiony w tym obcym i jakże tajemniczym świecie. Wszystko było dla niego nowe i niezwykłe. Na każdym kroku musiał się pilnować, by nie popełnić jakieś gafy, czy przewinienia. Na domiar złego podróżował w towarzystwie elfki. Co prawda miała ona w sobie domieszkę ludzkiej krwi, ale nie zmieniało to faktu, że pochodziła z rasy jego wrogów. Przed ostatecznym powstrzymywały modliszkę tylko dwie rzeczy. Po pierwsze fakt, że Faerith
nie pochodziła z Athasu i nie znała tamtejszych zwyczajów i historii, a po drugie była całkiem sympatyczną osobą i przede wszystkim nie uprzedzoną w stosunku do modliszki.
Ich wzajemne relacje układały się całkiem poprawnie i nikt patrzący z boku nie mógłby się domyślić, że pochodzą z pałających wzajemną nienawiścią ras.

W Gmachu Rozrywki czekał ich kolejny zawód. Sprawa powrotu do domu nie była tak prosta, jak to przedstawiał choćby kot w jednej z rozmów. Istniały co prawda rozległe archiwa opisujące różne doznania z całego Wieloświata, ale odnalezienie jednego, konkretnego świata materialnego graniczyło z cudem. Skierowano ich zatem do Sensorium Publicznego, gdzie można było za niewielką opłatą oddawać się poszukiwaniom pożądanych doznań.
Na miejscu spotkali, o zgrozo, kolejna elfkę. Na szczęście ona także była w miarę życzliwa i choć jej użyteczność była w mniemaniu thri-kreena niewielka, to schował on swoją dumę i mordercze instynkty głęboko w kieszeń i ze spokojem wypytywał Dakotę o różne sprawy.

***

- Ia szookamhm Athasu - wyjaśnił po raz enty modliszkowaty - Śfiat spalony słońcem, pełen piaskoo, zniszczony przez magię i tyranoow czaroksiężnikoof. Śfiat, gtzie falczy się na arenach o życie, folność i słafę. Gtzie skłata się ofiary krfi, by przebłagać rzątzących tyranów. SSnasz takie mhmiejsce? - spytał Duskstrider.
-Athas... Nie. Nigdy nie słyszałam o takim światku. Ale mam kilka pustynnych impresji...- rzekła w odpowiedzi Dakota pogodnym głosem i zamyśliła się.-Pustynia, areny... Możesz podać jakieś bardziej charakterystyczne szczegóły?
Thri-kreen zamyślił się, a jego czułki zaczęły gwałtownie pracować. Znał Athas i w pamięci miał wiele miejsc, osób i zdarzeń. Jednak, gdy Dakota zapytała go o konkrety, to przez chwilę nie wiedział co odpowiedzieć.
- Potężne mhmiasto Draj - rzekł w końcu - Mhmiasto Tfooóch Księżycoof. Niezfykwe, sięgające niebios schotkofe piramhmity, a na ich szczycie kamhmienne owtarze na których skłata się ofiary krwi. Mhmiastem rzątzi czarnoksiężnik Tectuktitlay i jego kapłani strojni w pioora i nefryt. Co rok urzątzane były krwawe igrzyska na ktoorych niefolnicy falczyli o życie i folność. Tectuktitlay, Ojciec Życia i Pan Twóch Księżyców rządził mhmiastemhm i to na jego cześć organizowane te krfafe ceremhmonie. Snasz takie mhmiejsce?
-Nie. Niby skąd?- odparła Dakota spokojnym tonem. Po czym dodała wesoło.-Ale mamy jakieś punkty zaczepienia, prawda? Mój mimir powie mi czy mamy jakieś kamienie z romantycznymi momentami i nocnym niebem z dwoma księżycami, składaniem krwawych ofiar na ich tle...Może jeszcze jakieś, krwawe ceremonie? Jeśli mamy podobne doznania zapisane, to... być może któreś wydadzą ci znajome. A wtedy... możliwe, że będę wiedziała który z naszych odwiedził twój świat.
- Mhmimhmir? Kto tho? - spytał modliszkowaty. Pomyślał, że może ten mimir wie więcej od tej kobiety.
-To jest mimir.- rzekła wykonując ruch dłonią z trzymaną czaszką.-Ma zapamiętane wszystkie doświadczenia zapisane w kamieniach należących do Sensorium Publicznego. Dzięki niemu mogę znaleźć doznania jakich szukają klienci.
Thri-kreen poczuł się zwiedziony. Miał dość gadających magicznych przedmiotów. Wyglądało na to, że powrót do domu nie będzie taki prosty, jak mu się wydawało.
- Czy coś należy się za twfoią pomhmoc?
-Za skorzystanie z Sensorium są z góry ustalone stawki...- rzekła w odpowiedzi Dakota i po chwili niemalże monotonny i wyuczony monolog dotyczącego stawek za skorzystanie z tego miejsca. Ów wykład zakończyła krótką wypowiedzią.-A moim zadaniem jest dobrać doznanie do waszych wymagań.
- A gty znajtę jooż to fspomhmnienie, ktoorego szookamhm. Tho co talej? Jak mhmogę froocić do tomhmoo? Kot mhmoofił, że wy mhmożecie pomhmooc?-
-Jaki kot?- zdziwiła się Dakota.
- Nasyfa się Ydemi Jysson - odparł thri-kreen.
- Był tu tylko na chwilę, bo wiesz, on jest już martwy... - wtrąciła półelfka, przysłuchujące się rozmowie jednym uchem. Zastanawiała się nad zdarzeniami, które mogłyby przybliżyć czuciowcom jej świat. Co mogłoby być na tyle silne, żeby przyciągnęło łowców doznań? Może Wojna Lancy? Bogowie, bohaterowie... smoki...
- Czy masz coś o smokach? Smoczych jeźdźcach? Była wielka wojna, coś takiego chyba powinno się zapisać we wspomnieniach? - Faerith zamilkła na chwilę, kiedy przyszło jej do głowy, że wojen było pewnie sporo, i to nie tylko w jej świecie. Pewnie też w niejednej uczestniczyły smoki. Jak znaleźć tę właściwą? - W tej wojnie ludzie latali na smokach... po jednej stronie stały metaliczne - złote, srebrne, brązowe... po drugiej chromatyczne - czerwone, niebieskie, czarne, białe... smoczy jeźdźcy trzymali smocze lance... byli też czarodzieje, czarnych, czerwonych i białych szat... trzy zakony pod trzema księżycami... - mówiła coraz wolniej, desperacko poszukując czegoś, co pozwoliłoby Dakocie znaleźć właściwe doznanie... i nie znajdując niczego takiego. Świat pełen lasów i gór? Takich pewnie jest na pęczki... Bogowie? Pewnie jeszcze więcej... Smoki? Gnomy? Kenderzy? W ilu światach istnieją? Elfy najwyraźniej w większości... - ...i kenderzy... Macie tu jakiegoś kendera? Albo gnoma? - zakończyła nieco żałośnie, spoglądając z nadzieją na złotooką elfkę.
-Smoki... o tych to jest wiele, pomijając chromatyczne i metaliczne, są jeszcze kryształowe, chaosu i cienia i... wiele innych.- zaczęła wyliczać Dakota zapominając na moment o kocie.- Smoki nie rzucają się tak w oczy. Gnomy... już ich jest mniej. O kenderach nie słyszałam, co to są?
Nie czekając dalej elfka trajkotała dalej.- A więc wieczór pod trzema księżycami, rycerze na smokach z lancami...Może jakieś bitwy powietrzne ze smokami w roli głównej. A co właściwie ci czarodzieje robili? Jakieś epickie zdarzenia z ich udziałem? Widziałaś może?
- Nigdy nie widziałam żadnego czarodzieja na własne oczy - zasmuciła się dziewczyna - ale wiem, że istnieją, uczyłam się o nich... był taki mag czerwonych szat... Raistlin Majere... miał złotą skórę i oczy, których źrenice były w kształcie klepsydr. Był bardzo potężny... - Dakota z uwagą słuchała opowieści o czynach czarodzieja, które Faerith przedstawiała z wypiekami na twarzy. Zwłaszcza te momenty, w których jakoś tak przypadkiem wspominała o jego towarzyszach. Tanisie Półelfie na przykład... - a jeden z jego towarzyszy, Tasslehoff Burrfoot był kenderem. Jeśli znajdziesz Raistlina, może uda Ci się znaleźć też kendera. Są nieduzi, radośnie usposobieni i strasznie ciekawscy. No i niczego się nie boją.
-Brzmi jak opis mojego byłego chłopaka, pomijając wzrost. Genasi powietrza są wysocy.-rzekła w zamyśleniu Dakota, po czym spytała.-Poszukam doznań jak najbliższych waszym opowieściom, może trafią się takie pochodzące z waszego świata. A i jeszcze jedno.. chcecie jakichś innych doznań do tych wymienionych, niezwiązanych z poszukiwaniami?
- Wszyscy genasi są właśnie tacy? - zainteresowała się półelfka - Czy to był wyjątek?
-Nie wiem. Nie znam wszystkich. - zamyśliła się Dakota.-Ale w przypadku tych powietrznych, to tak... Na takich trafiałam.
- To ten jeden jest najwyraźniej wyjątkiem albo dobrze się maskuje - uśmiechnęła się dziewczyna kończąc temat.

***

Gdy rozmowa dobiegła końca modliszkowaty udał się na seans, który opłacił wchodząc do Gmachu Rozrywki.

Pik-ik-cha spróbował. Musiał spróbować i zaufać tej... chodzącej przekąsce. Nie miał wyboru. Nie mógł się też tu targować. Dziwne miejsce, dziwne zwyczaje, dziwne istoty. Stał u wejścia do niewielkiej okrągłej komnaty, na środku której stał okrągły stolik, otoczony okrągłą sofą. Na środku stał czarny kamień pulsujący lekko purpurowym światłem. Wedle słów Dakoty, wystarczyło do niego podejść położyć łapy na nim i...

Pozostało to zrobić. Pik-ik-cha nie miał wyboru. Już zapłacił za doznanie. Mógł jedynie odejść z niczym. Położył dłonie i...

Znalazł się na pustyni. Dużej i rozciągającej się w nieskończoność. Czarne diuny tworzyły mu znane morze piasku. Czarne...w mroku nocy. Panował bowiem zmrok, najczarniejszy z możliwych. Nieliczne gwiazdy rozświetlały z trudem ciemności tego świata. A on szedł uparcie do przodu, oświetlając sobie drogę niewielkim kawałkiem kryształu pulsującego w dłoni... krasnoludzkiej dłoni. Wiedział, że musi się spieszyć i musi być ostrożny. Oni też tu byli, oni nie mogli go uprzedzić, za wiele poświęcił.

Kryształ dawał niewiele światła, lecz to nie miało znaczenia. Im mniej światła tym lepiej, im mniej światła... tym lepiej. Widział kości, tych którzy zlekceważyli ostrzeżenia.

Szedł szybko, piasek wciskał się do butów, oddech był trudny do złapania. Powietrze było rozrzedzone. Ten świat umierał, ale on nie zamierzał umrzeć razem z nim. Przybył tu po największą relikwię tej upadłej cywilizacji i odejdzie z nią, zanim oni go dopadną.

W końcu, za kolejną wydmą zobaczył to co chciał. Kamienne mury rozpadającej się świątyni. Potarł dłonią długą brodę w zadowoleniu. I ruszył w jej głąb. Wiedział, ze jest blisko, wiedział gdy przekraczał bramę z wyrytym symbolem podzielonego na trzy części koła. Sekret Pani... był w zasięgu jego dłoni.

Budynek wyglądał na ledwo trzymający się kupy, ściany były popękane, z szczelin sypał się piach. Ale on nie zważał na to. Ominął zapadnię, która miała zabić tych którzy za bardzo zbliżyli się do sfery sacrum. Ołtarza na którym stała zapieczętowana srebrna urna. To co się w niej znajdowało było zagadką. Był już coraz bliżej niej, gdy... usłyszał za sobą złowrogi pomruk.

Odwrócił się nagle i zobaczył je...Ślepia stworzeń kryjących się w mroku, przeklętych przez bogów wynaturzeń, mackowatych i oślizgłych. Ślepia dawnych władców tego świata. Zaczął recytować słowa magii, dłoń zaiskrzyła od elektrycznych wyładowań. Chyba nie wyjdzie stąd bez walki...

Wizja przerwała nagle, nie dając odpowiedzi na to jak się zakończyło to zdarzenie. Nie mogło jednak się zdarzyć na jego Athasie. Krasnoludy to przecież łyse stworzenia, prawda? Nie mają bród.
Ani nie też nie było takich świątek, ani takich potworków. Bynajmniej nie pamiętał by były.

***

Zawiedziony opuścił Gmach Rozrywki. Być może i prawdą był fakt, że gdzieś w archiwum istnieje zapis z jego rodzimego świata, ale poszukiwanie samego doznania pochodzącego z Athasu zajmie mu lata, o ile nie wieki. A to przecież dopiero początek poszukiwań. Musi przecież znaleźć jeszcze osobę, która dokonała zapisu i dopiero wtedy próbować zdobyć od niej dodatkowe informacje.
Na pewno musi istnieć inny sposób na odnalezienie drogi do domu. Thri-kreen zaczekał jeszcze chwilę, aż i Faerith zakończy swój seans. Miał nadzieję, że chociaż jej poszło lepiej, jednak za bardzo w to nie wierzył.

Zasmucony udał się zatem w drogę powrotną do ich tymczasowego mieszkania. Od jutra zacznie poszukiwania od nowa i od zupełnie innego miejsca.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 03-01-2013, 09:33   #50
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Powoli przyzwyczajała się do towarzystwa modliszkowatego wojownika. Częściowo dlatego, że dawał jej poczucie bezpieczeństwa a częściowo dlatego, że epatował pewnością siebie, której jej zdecydowanie brakowało. No i tak jak ona, chciał znaleźć drogę do domu, co czyniło ich towarzyszami niedoli... choć ich domy były daleko od siebie.

Gmach Rozrywki okazał się być czymś tak niesamowitym, że półelfka do końca straciła rezon. Odurzona dźwiękami, zapachami, kolorami i chęcią polizania niektórych kawałków budynku dała się poprowadzić thri-kreenowi do środka... a tam było jeszcze gorzej. Elfka w szarym stroju zwieńczonym kapeluszem była tą ostatnią kroplą, która przelała czarę. Faerith wzruszyła ramionami i postanowiła się już niczemu nie dziwić. Dakota Duskstrider okazała się bardzo sympatyczną kobietą i słuchała ich uważnie, co dziewczyna doceniła. Wiedziała aż nazbyt dobrze, że umiejętność słuchania jest nader cenna. A jeszcze cenniejszą jest umiejętność słuchania i kojarzenia faktów... dlatego starała się jak najbardziej precyzyjnie określić, czego szuka. Pik-ik-cha z równie mizernym skutkiem usiłował dowiedzieć się, w jaki sposób znalezione doznanie im pomoże... o ile je znajdą. Ale Faerith nie sądziła, by było to łatwe...

***

- A iak mhmogę froocić do tomhmoo iak snaitę sfooi śfiat? - spytał ponownie thri-kreen.
- Nie wiem. Ale może będziesz wiedział, kto wie gdzie jest twój świat. O ile jeszcze ów ktoś żyje. - rzekła w odpowiedzi Dakota, ostatnie słowa dodając nieco ciszej.
- Tho fszystko bez sensu - oburzył się thri-kreen - Ia się too fcale nie prosiłemhm. Kthoś mhmnie porfał, a teraz nikt nie fie, iak mhmamhm froocić. Iak ktokolfiek fie, iak potroożofać. Ten khot fietział, iak totrzeć to Automhmaty. Tho tlaczego nikt nie fie, iak trafić na Athas?
- Automata to znany planarny gród... to brama Mechanusa, a Athas...to … wiocha? - zastanowiła się Dakota. - Jeden z wielu setek planów materialnych o niewielkim znaczeniu w Multiuniwersum.
Czułki thri-kreen aż się zatrzęsły. W innej sytuacji, w innym świecie, innym planie, zapewne kobieta by już nie żyła. Teraz jednak Pik-ik-cha nie mógł się do tego posunąć. Musiał uznać, że słowa Dakoty nie zawierały złośliwości, czy też nie miały na celu obrażenie go, a tylko wyrażały obiektywną prawdą. Jeżeli faktycznie istnieją miliardy światów, to jego pogrążony w agonii, zapomniany przez bogów świat, faktycznie może być wiochą bez znaczenia.
Uspokoił się więc i dodał:
- Na Athasie była kathastrofa. Mhmagiczna zagłata, ktoora przemhmieniła go w pozbafioną życia poostynię. Athas był kietyś żyzną, pełną zieleni planetą. Teraz przez pychę czarofnikoof iest konaiącą koopą sgliszczy. Czy tho ci pomhmoże znaleść wspomhmnienie z nim zfiązane? A i iak mhmożna potroożofać pomhmiętzy śfiatami? Mhmoże samhm znajadę mhmooi tomhm? Są iakieś mhmapy?
- Mapy? Nie... nie ma map. Podróżowanie między światami to...- elfka zamyśliła się szukając dobrego porównania. - Wyobraź sobie wielki...budynek z malutkimi pokoikami, każdy z nich to jeden świat. Podróżowanie między nimi, wymaga otwarcia właściwych drzwi i użycia właściwego klucza. Nie ma znaczenia, czy wiesz do jakiego pokoju chcesz dotrzeć, jeśli nie wiesz przez jakie pokoje musisz przejść po drodze, jeśli nie wiesz które drzwi trzeba otworzyć... no i nie masz klucza do nich. Jest co prawda wymiarowy sektant, który poprawnie używany pozwala znaleźć pobliskie portale, ale nawet ten magiczny przedmiot nie znajduje portali, które prowadzą do konkretnych miejsc...tylko te najbliższe swemu położeniu. No i jest kosztownyi.
- A czymhm są te kloocze? I gzie mhmożna znaleść te portale? The tzwi?
Kobieta spojrzała zdziwionym wzrokiem na modliszkowatego.- Jesteś w Mieście Portali, one są wszędzie... Problem w tym, że portal może wyglądać tu... jak najzwyklejszy przemiot. A kluczem może być wszystko. No i prowadzić może wszędzie, głównie do miejsc do których nie chcesz trafić.
- A ty iak znajdoojesz interesoojące cię mhmiejsca? Skoro portal mhmoże być fszątzie i profatzić, gtziekolfiek to iak otszookać ten właściwy? Czy tho w ogóle mhmożlife? Czy po prostu trzeba błątzić i szookać na oślep?
- Badam legendy, opowieści plotki, rozmawiam z ludźmi, zdobywam informacje. Inaczej się nie da. - stwierdziła krótko Dakota.

***

W skrócie: wszędzie wokół są drogi do domów, ale nikt nie wie, ktora to która. Nikt z podróżujących nie zadał sobie trudu, by oznaczyć takie portale dla innych więc nie wiadomo co to jest ani dokąd wiedzie. Pewnie tak się tu dostała, nieszczęsne jabłko musiało być portalem. Tylko dlaczego nie mogła wejść w niego z powrotem? Westchnęła i podążyła za Dakotą do sensorium, płacąc po drodze za seans.

Faerith znalazła się w niedużym pokoju zbudowanym na kształt okręgu. Na jego środku znajdował się stolik, a na nim kamień, dość duży pulsujący bladym niebieskim światełkiem. Dookoła niego była zbudowana całkiem wygodna masywna sofa. Zgodnie z poleceniem Dakoty, półelfka usiadła na niej, dotknęła kamienia... był chłodny w dotyku, ale nie zimny. Raczej przyjemny. Potem Faerith zamknęła oczy i...

Leciała! Unosiła się w powietrzu pędząc pośród chmur, zataczając koła. Leciała i ten fakt wypełniał ją radością. Leciała siedząc w siodle umieszczonym na grzbiecie dużego miedzianego smoka, który przemieszczał się z olbrzymią radością. Pod sobą widziała połacie starożytnej puszczy, ale to nie miało znaczenia jak fakt lotu... Niesamowite uczucie!

Trzymała w dłoniach lejce, przy pasie miała batog, ale gdzieś w głębi duszy wiedziała że nie musi z niego korzystać. Popędzała smoka lekkimi ruchami dłoni, nakazywała mu skręcać, co olbrzymia bestia czyniła niemal instynktownie. Przyspieszała to zwalniała, obniżała lot musnąć grzbietem smoka o czubki drzew. I upajała się radością jaką daje lot. Czyż może być coś cudowniejszego? Nie potrafiła sobie wyobrazić.

Pęd oszałamiał, smok był szybki i zwinny. I całkowicie jej posłuszny. Nagle wybuch ognia przerwał ten lot i jego błogość. Nagły pożar lasu sprawił, że zawróciła w kierunku płomieni, a w jej sercu pojawił się niepokój i gniew. I jedna prosta myśli. - ”Ifryty nadchodzą. Ifryty nadchodzą.”


Faerith oderwała dłonie od kryształu powtarzając bezwiednie. - Ifryty nadchodzą.

To... było niesamowite. Leciała na smoku, kierowała nim! Przez jedną chwilę była smoczym jeźdźcem! I to było cudowne uczucie. Ale nie jej. I nie z jej świata.

***

Przeżycie było wspaniałe, ale to nie był Krynn. Nie wiedziała, czym są ifryty, ale była pewna, że nie ma ich w jej świecie. Ostatnia iskierka nadziei, rozpalona przed seansem, przygasła. Czy modliszce poszło lepiej? Nie sądziła, by tak było. Pik-ik-cha czekał już na nią, wyraźnie przygnębiony. Czyli jego wspomnienie również okazało się nie trafione.

W milczeniu pokręciła tylko głową i ruszyli w drogę powrotną. Faerith postanowiła spróbować jeszcze raz, jutro. Może uda jej się znaleźć we wspomnieniach coś takiego, co określi jej świat bez żadnych wątpliwości? Może jej wisiorek mógłby pomóc? Był magiczny, może ta magia doprowadzi ją do domu? A może to jabłuszko, które nadal spoczywało w sakiewce? Trzeba będzie to sprawdzić. Ale dziś już nie ma na to siły.
Teraz marzyła o porządnej kolacji, kąpieli i przespaniu całej nocy w łóżku. Choć noc zanosiła się na bezsenną. Chyba, że złapie w końcu tę myśl, która doprowadzi ją do domu...
Domyślała się, że towarzyszący jej mężczyźni raczej nie wpadną na to, żeby porządnie posprzątać więc postanowiła, że im to uświadomi. Jeśli posiadłość otrzymana od kota ma być ich domem na dłużej - na co niestety się zanosiło, niech przynajmniej wygląda jak dom. No i trzeba się zatroszczyć o więcej łóżek. Sypialnia była na tyle duża, że jeszcze jedno posłanie spokojnie się zmieści. Może dwa, jak się postarają.
Coś się wymyśli...
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172