Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-01-2013, 16:48   #61
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pik-ik-cha przegrał... znowu. I poczucie przegranej przypominało pieczenie tuż pod pancerzem. Przegrał, a jego głos nie został wysłuchany. I jego wola nie stała się wolą jego “stada”.Pik-ik-cha nie został przywódcą. Pozostało jedynie zrozumieć dlaczego...

Po pierwsze to stado miało dziwaczną strukturę, nie było w nim przywódcy który decyduje za wszystkich, a potem bierze za tą decyzję odpowiedzialność.
Tu decyzję podejmowali wszyscy członkowie stada. I głos Pik-ik-cha został zignorowany, dlaczego?
Modliszkowaty wiedział. Nie chciał jednak dopuszczać tej świadomości do siebie. Pik-ik-cha przegrał, bo nie uczynił nic by wygrać. Poznawał nowy świat szukając drogi do domu, a zapomniał o najważniejszym. Zapomniał poznać swoje stado. Nic więc dziwnego, że przegrywał skoro stał obok stada... Nic dziwnego, że nie widzieli w nim przywódcy, skoro nie zachowywał się jak przywódca. Bo taki nie tylko wygłasza swą opinię oczekując, że inni go posłuchają. Przywódca stada dba o nie. A on swojego nawet nie znał.
Wszak gdyby znał lepiej ich znał, to by przewidział sytuację. Thaeir wydawał się zafascynowany tym światem, zachwycił się owym skrzydlatym stworzeniem. Był stracony... wiadomym było, że poprze misję powstrzymania tych chodzących metalowych pudełek.
Podobnie jak Kreator... Tego ten świat nie zachwycił, ale zapewne widział w modronach pokrewieństwo. Nic dziwnego, że od razu zgodził się na misję.
Ingvar i Faerith, Xan... ta trójka była jednak do przekonania. Samica się wahała, wojownik był zainteresowany walką, elfi mamroczący posiłek w ogóle nie wtrącał się w rozmowę.

Dlaczego więc przegrał?

Dobrze wiedział, choć nie chciał się do tego przyznać. Głównym powodem był “JA”, gdy powinno być “MY”.
Jemu zależało na tej misji, on chciał ją wykonać po swojemu i taką taktykę podjął. Reszta stada zgodziła się mu pomóc. Sądził że dzięki temu ma prawo do decydowania, jako że był niejako przyczyną wyprawy, a przez to przywódcą tej misji.
Błąd... Stado to nigdy JA, stado to zawsze MY. A on swego stada nie znał i dlatego to półelfka przejęła przywództwo. Pik-ik-cha postawił się ponad stado, przywódca tak nie robi... bo w takim przypadku stado odwraca się od przywódcy. I odwróciło się od modliszkowatego.

Rozmyślający nad swą porażką Pik-ik-cha zamykał pochód awanturników, który otwierała świecąca kulka, za którą podążała Faerith, nieformalna przywódczyni drużyny. W końcu to jej decyzja przeważyła w tym sporze. Półelfka jednak nie miała powodu by nad tym rozważać. Czekała ich bowiem misja trudna, być może nawet niemożliwa do wykonania... lub niebezpieczna.

A póki co pozostało jej podziwianie widoku, jako że dróżka którą podążali przecinała wzgórza porośnięte pięknym lasem, który budził zachwyt. Tu było inaczej niż na Krynnie, las był równie dziki co jej rodzinne puszcze, ale nie wydawał się taki przytłaczający i mroczny.

Nagle coś zwróciło uwagę ich wszystkich. Ptaki wszelakiego rodzaju w popłochu przecinały niebo, drobna zwierzyna przemykała w chaszczach, także i większe zwierzęta uciekały w panice. Wilki, rysie... mijały podróżników na moment tylko zatrzymując się. A potem gnały dalej.
Faerith znała takie zachowania wśród zwierzyny. Wywoływał je zwykle pożar lasu. A zważywszy na kierunek z którego uciekały, to dzielna drużyna podążała wprost w ów ogień.

Wkrótce uwagę półelfki zwrócił przenikliwy wrzask drapieżnego ptaka.




Tuż na gałęzi, niedaleko niej usiadł jakiś rodzaj orła, którego nie znała. Ptak miał białą głowę i pierś, a brązowe skrzydła. I przyglądał się jej właśnie odzywając się co chwilę przenikliwie. Jakby czekał na jej działania...


Wkrótce poznali powód popłochu owej zwierzyny. Modrony. Szły niczym szarańcza, niczym stado agresywnych mrówek torując sobie drogę do celu i nie zwracając uwagi na nic.


I niszcząc wszystko co im tę drogę zagradzało. Potężne drzewa padały pod ich naporem, jedno po drugim. Olbrzymie tysiącletnie sekwoje, stuletnie buki, dęby o srebrzystych liściach... Pomniki potęgi natury i dowody jej piękna. Żywe rzeźby padały pod naporem bezlitosnych automatonów... jedne po drugim. Zwierzęta uciekały swe swych siedzisk wiedząc, że to jedyny sposób by się uratować.

Armia modronów wędrowała doliną, po której zboczu szła drużyna prowadzona przez archona. Dlatego też mogli się oni jej dobrze przyjrzeć. Armia modronów... przypominała bardziej wędrujące mrowisko. I można było zauważyć, gdzie w tym mrowisku może przemieszczać się królowa. Pośrodku całej tej nomadycznej chmary stworzeń, tam gdzie kłębiło się ich najwięcej.

Patrząc w drugą stronę doliny, można było dostrzec światła i srebrzyste mury jakiegoś miasta. Zapewne było to Serce Wiary, miejsce które mieli uratować.

Ale nie tylko to. Gdzieś w połowie drogi, pomiędzy forpocztą modronów, a Sercem Wiary założyli obozowisko jacyś osobnicy. Dziwni osobnicy. Kilku z nich było ludźmi, w tym jedno... zapewne kobietą. Duży mięśniak z dosłownie płonącą czupryną i wielkim toporem na plecach wydawał się ich przywódcą. Choć równie dobrze mógłby być ich przywódcą ów chudy włóczęga z dziwnej rasy


Uzbrojony we włócznię i wyraźnie wychudzony. Oprócz nich był też i mag dziwnej rasy... bowiem był półelfem o czarnej skórze i białych włosach zaplecionych w dziesiątki warkoczyków.
Na jego widok Xan burknął coś o “drowim bękarcie”. Jakoś jego widok budził w nim niechęć. Była też jeszcze najdziwniejsza istota, jaką była humanoidalna żaba.
Thaeir rozpoznał ascetycznego chudzielca jako githyanki, rasę zamieszkującą przestrzeń astralną i … nie było czasu na wysłuchiwanie jego opowieści o tej rasie.

Grupka ta rozbiła obóz tuż obok drogi, którą zapewne przejdą modrony. I była tu równie obca jak one. Przypominała bandę żebraków i bandytów. Brudni, w zbrojach i strojach składających się ze szmat pozszywanych bez składu i ładu. Nie pasowali do Celestii i nie byli tu przypadkiem.

Na wzgórza wzdłuż doliny migotały światełka. To zapewne były inne archony podobne temu, który towarzyszył drużynie. Były ich dziesiątki, iluminowały okoliczne lasy swym blaskiem.
Niepewne tego co mają czynić. Rozdarte pomiędzy rozkazem istot stojących nad nimi, a potrzebą zrobienia czegoś, by zapobiec zniszczeniom w mieście.

Gdzieś tam przy końcu doliny rozległ się huk, olbrzymie masy kamieni drzew osunęły się nagle w postaci lawiny zasypujących wyjście z niej. Kamienna bariera obiecana przez niebian. Zapewne spowolni modrony, ale na pewno ich nie zatrzyma.
To jednak... było pocieszające. Alziel dotrzymała słowa. Więc zapewne dotrzyma i innych obietnic.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 27-01-2013 o 17:01.
abishai jest offline  
Stary 29-01-2013, 13:50   #62
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Faerith zwróciła uwagę na ptaka dopiero wtedy, gdy się odezwał. W przeciwnym wypadku pewnie w ogóle nie zwróciłaby na niego uwagi, zaaferowana misją, jaką mieli do wypełnienia. Przystanęła na chwilę, zostając w tyle za towarzyszami. Ptak był piękny... tylko dlaczego nie uciekał z resztą zwierząt? Zawahała się tylko przez moment. Może... zawsze chciała mieć swoje zwierzątko ale jakoś żadne jej nie pasowało. Widziała kiedyś sokolników... chociaż nie pozwolono jej opiekować się sokołem. Jej, mieszańcowi? Przymknęła oczy i wyparła te wspomnienia z umysłu, Teraz powinna być spokojna. Jak oni to robili... wyciągali rękę w rękawicy i ptaki siadały na skórzanym rękawie. Tak, tak to robili. Tyle, że ona takiej skórzanej rękawicy nie miała. Musiała czymś ją zastąpić... zapasowa bluzka powinna wystarczyć. Owinęła ją szybko wokół lewego przedramienia i wzorem obserwowanych sokolników, wyciągnęła rękę. Ptak zakrzyczał, a ona przypomniała sobie coś jeszcze - oni z tymi sokołami ciągle rozmawiali, więc ona też zaczęła mówić.

- Cześć, jestem Faerith - trochę głupio się czuła, ale miała dziwne wrażenie, że orzeł zaczął słuchać - śliczny jesteś, wiesz? Co tu robisz? Dlaczego nie uciekasz tak jak pozostałe zwierzęta?

Ptak przyglądał się jej działaniom, od czasu do czasu zerkając z kierunku, z którego uciekały zwierzęta. Zareagował na jej odpowiedź typowym ptasim skrzeczeniem, po czym poderwał się z gałęzi i szybko podfrunął ku niej, siadając na wysuniętej ku niemu ręce półelfki.

Z wrażenia omal nie zabrakło jej tchu. Bała się choćby drgnąć, by nie spłoszyć ptaka. Był cięższy, niż się spodziewała a z tak bliska aż zbyt dokładnie widziała ostry dziób i szpony. Próbowała sobie przypomnieć, co sokolnicy robili jeszcze ze swoimi podopiecznymi i czuła że ma pustkę w głowie. Niepewnie wyciągnęła drugą rękę, z zamiarem pogłaskania miękkich piór na piersi zwierzęcia, starając się ciągle mruczeć uspokajająco... choć nie była pewna, kogo bardziej powinna w tym momencie uspokajać.

- Ciekawe, jak masz na imię... nie chciałabym Ci nadawać nowego imienia bo na pewno jakieś masz... jesteś taki piękny... pójdę teraz powoli za moimi towarzyszami, dobrze? Wiesz, musimy spróbować pogadać z modronami a oni podążają za jedynym przewodnikiem, jakiego mamy... bo widzisz, ja nie jestem stąd i zupełnie się nie orientuję w tutejszej geografii

Miała coraz silniejsze wrażenie, że plecie od rzeczy, ale ruszyła powoli za oddalającymi się towarzyszami. Drapieżny ptak zaskrzeczał coś przenikliwie, rozłożył lekko skrzydła i wdrapał się po jej ręce na lewe ramię usadawiając się na nim... niczym olbrzymia wersja papugi, o jakich to Faerith słyszała w karczemnych opowieściach o żeglarzach. Pazury orła dość mocno objęły jej ramię, ale lekka kolczuga okazała się wystarczającą osłoną, by szpony nie przebiły jej skóry. Ostrożnie schowała niepotrzebną już bluzkę z powrotem do sakwy i przyspieszyła trochę, by zupełnie nie stracić z oczu szybko oddalającej się reszty drużyny.

- Ach, Niebieski Feniksie, ile ja bym dała, żeby móc się dowiedzieć, o czym myślisz... - otarła przy tym policzek o orle skrzydło, zerkając przy tym na ostry dziób znajdujący się ponad jej głową. Miała nadzieję, że nie zechce zrobić z niego pożytku.
- Terytorium...? - zaskrzeczał ptak. - Szukać terytorium ze mną? Opuścić gniazdo... nadszedł czas odlotu.. uciekać przed metalowe stworki, metalowe robactwo... przedzierać przez las... terytorium matki... uciekać... szukać nowe.

Rozumiała jego słowa. I ich przesłanie. Ten orzeł był z tegorocznego lęgu, młody ptak szukający własnego rewiru łowieckiego. Z niedowierzaniem spojrzała wprost w paciorkowate oko. Jak to możliwe, że rozumiała jego skrzek?

- Terytorium? Ty szukać swego terytorium? - zapytał orzeł, pochylając głowę i zerkając okiem na zdziwioną twarz półelfki..
- Tak, szukam domu... znaczy... terytorium... - jak ma wyjaśnić zwierzęciu, że ma już swój dom, tym nie wiadomo, gdzie? - ja... ja mam już swoje gniazdo, wiesz? Tylko nie potrafię do niego wrócić... ale myślę, że znalazłbyś tam też swoje terytorium. Jak mam do Ciebie mówić? Masz jakieś imię? - była coraz bardziej zafascynowana tym, co robiła. Rozmawiała z orłem! Czy ktokolwiek jej kiedykolwiek uwierzy? No... w domu oczywiście. Bo tu to chyba jedna z normalniejszych rzeczy...
- Ja jestem Ja. - wyjaśnił ptak prosto i krótko. Nie miał imienia. - Ja... zostać... w twoim gnieździe... duże terytorium?
- Duże - potwierdziła dziewczyna - i pełne zwierzyny do polowań. Myślę, że Ci się spodoba... o ile uda mi się wrócić - końcówkę powiedziała bardziej do siebie, niż do ptaka. Skąd takie ponure myśli? Przecież właśnie zyskała przyjaciela.
- Mogę do Ciebie mówić Avargonis? Podoba Ci się takie imię?
Orzeł na chwilę przymknął oczy i otworzył je skrzecząc. - Tak... Podoba... A.... Twoje imię?
- Faerith - powtórzyła - chociaż jeśli chcesz, możesz mi nadać inne imię - sama myśl o posiadaniu imienia nadanego przez orła wydała jej się dostatecznie niesamowita, by na chwilę zapomniała o modronach.
Orzeł najwyraźniej miał problem z czymś tak abstrakcyjnym jak... imię, bo nastroszył pióra wysilając swój ptasi intelekt. - Sokoliczka...? Widzieć ciebie... czuć więź... jak… samiczka na niebie... tyle że... brodząca po ziemii... ty nauczyć się latać szybko... grunt nie być twoje miejsce.
Półelfka roześmiała się uradowana.
- Sokoliczka... podoba mi się. Co do latania... nie nauczę się latać. Ziemia jest moim domem, nie przestworza. Niestety, choćbym się uczyła przez całe życie, nie polecę...
- Smutno... żal... latać... przyjemna rzecz. - rzekł ptak spoglądając współczująco na swą niepełnosprawną towarzyszkę.
- Nie przejmuj się Avargonisie - dziewczyna pogładziła orle skrzydło i spojrzała w niebo z uśmiechem - urodziłam się i wychowałam na ziemi, ale wśród drzew. Od zawsze wdrapywałam się na gałęzie tych najwyższych i wtedy miałam prawie wrażenie, że latam... cudowne uczucie.
- Nie znaleźć drogi do gniazda? To założyć nowe... Tak postępować... orły. - stwierdził w odpowiedzi Avargonis lekko przymykając oczy. Zapewne gładzenie po piórach uznał za przyjemne.
- Może masz i rację... - nie był pierwszą istotą, która dawała jej taką radę - ale najpierw spróbuję wrócić do starego
- Pisklęta w gnieździe? - spytał orzeł z zaciekawieniem.
Pytanie wprawiło ją najpierw w zdumienie, potem w zażenowanie. A na koniec roześmiała się po prostu, zakłopotana trochę swoją reakcją. Pokręciła głową, choć ptak mógł nie zrozumieć gestu.
- Nie, skąd Ci to przyszło do głowy? Jeszcze o tym nie myślałam nawet...
Nie wiedziała, co mogłaby jeszcze powiedzieć. Dla Avargonisa wszystko było proste - opuścić gniazdo, założyć własne na własnym terytorium, wychować pisklęta. Dla niej wszystko było znacznie bardziej skomplikowane. Zaprzątnięta myślami omal nie wpadła na idącego na końcu grupy Xana. Z jakiegoś powodu się zatrzymali, a ona nie bardzo widziała, z jakiego.
Przepchnęła się na przód trafiając na koniec wymiany zdań między towarzyszami. W pierwszej chwili nie zrozumiała, o jakich “onych” im chodzi, ale szybko wypatrzyła dziwną grupę kawałek dalej.

- Czy oni też zgodzili się spróbować powstrzymać modrony? - pytanie skierowane było do latającej w tę i z powrotem lampki. Wydawała się nerwowa, o ile świecąca kula może w ogóle być nerwowa...
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 02-02-2013, 10:09   #63
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
POST WSPÓLNY CZĘŚĆ 1

Ingvar przypatrywał się Marszowi Modronów niczym zaczarowany. Ta moc! Ta siła!
Czy był wystarczająco potężny, by się im przeciwstawić? Sam wobec tego przerażającego żywiołu, niszczącego wszystko co stanęło mu na drodze?
Przez chwilę nawet pomyślał, że może nie dać rady... Ale to on tutaj był bohaterem, którego będą opiewać sagi. No i też miał swój klan, który mu pomoże w walce. Ucieczka przed modronami byłaby hańbą. Kto ucieka przed zwierzętami?
Thri-kreen z uwagą przyglądał się maszerującej armii modronów. Dopiero teraz widząc jej ogrom i potęgę zdał sobie sprawę z zagrożenia, jakie niesie ze sobą ich przemarsz. Te istoty były kompletnie bezrozumne. Parły naprzód niczym stado oszalałych mekillotów, niszcząc wszystko na swej drodze.
Modliszkowaty przyjrzał się też grupie dziwnych włóczęgów, którzy rozbili obóz tuż przy drodze. Pik-ik-cha czuł od nich kipiącą wręcz agresję i chęć walki. Nie wróżyło, to nic dobrego.
- Tha banta obtartoosoof, tylko czeka by komhmooś tołożyć - powiedział do wszystkich - Tho bartzo agressyfne typy. Lepiei na nich ooważać. Iakieś pomhmysły, iak porosmhmafiać z thą szarańczą?
- Jeśli marsz dotrze do grupy tych obdartusów - ostatnie słowo Kreator próbował zaakcentować naśladując Pik-ik-cha - wtedy mogą się rozwiązać nasze dwa problemy. Poczekajmy, obserwacja jest kluczem do zrozumienia sytuacji. - Zacytował ustęp z traktatów wojskowych poznanych jeszcze w mieście stwórców.
- Czyli, bętziemhmy stać i patrzeć? - zdziwił się modliszkowaty - -Przecież tho mhmiało być thakie prosste. Porosmhmafiać z mhmodronami - ostatnie zdanie było jawnym szyderstwem ze skrzydlatej idealistki,
-Jeśli poczekamy na rozwój wypadków istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że w konfrontacji modronów z tamtą grupą, wyłoni się przywódca marszu. - Cierpliwie tłumaczył konstrukt. [/i]- Nawet jeśli modrony nie zareagują to przynajmniej pozbędą się tych indywiduów.[/i]
-Czyli nassz plan, tho brak planoo. No nieźle - oburzał się dalej modliszkowaty. Najwyraźniej klęska jakiej doświadczył mocno go zezłościła i szukał sposobu, by jakoś odreagować.
Kreator nie skomentował słów modliszki, wyjaśnił już swoje powody i nie miał zamiaru tego powtarzać. Jeśli zaś procesy myślowe Pik-ik-cha uległy zaburzeniu to już problem do rozwiązania w innym terminie.
Genasi powietrza był wyraźnie niepewny co należy zrobić.
-Nie powinniśmy ich ostrzec? Ym.. żeby się nie zbliżali i tak dalej ?- wtrącił Thaeir. -Zresztą.. nie yy ciekawi was co oni tu robią?
To był dobry argument. Jednak nie dość aby tracić przewagę taktyczną jaką zapewniała ta sytuacja. - Jeśli są głupcami którzy przyszli powstrzymać modrony brutalną siłą, wówczas ich pobudki nie mają znaczenia. Natomiast jeśli są dość inteligentni, zejdą z drogi marszu.
Na razie wydawało się, że schodzić z drogi modronom wyraźnie nie zamierzają. Przeciwnie, odgłosy zbliżającego się marszu wywołały u nich widoczną ekscytację. Nie szykowali się co prawda do walki, ale w ich ruchach była pewna nerwowość.
-mhh no tak. Może zapytamy ich po prostu.. skąd się tu wzięli i yy po co?- z trochę większym przekonaniem powiedział genasi - i tak musimy podejść.. do modronów.
- Nie powstrzymam Cię, jeśli chcesz ryzykować własnym życiem. - Bezbarwny głos konstrukta uderzył niczym bicz w świadomość genasi. Proste stwierdzenie a jednak niosło w sobie więcej znaczeń. ” Jeśli jesteś głupcem jak i tamci idź na śmierć jak i oni.
- Ia tho czooie, że z nimhmi bętzie trootniei pomhmoofić niż z tymhmi blaszakamhmi. - rzucił krótko thri-kreen.
- Jeśli zamierzają powstrzymać te stwory to winniśmy im pomóc, a nie siedzieć w krzakach - stwierdził wojowniczo wiking. Zmrużył oczy, wnikliwie przyglądając się towarzyszom. Jakoś nikt nie pałał chęcią, by go poprzeć.
- Oczywiście, możemy też uderzyć z flanki...
Faerith podeszła do samej krawędzi doliny, próbując w panującym poniżej zgiełku dopatrzyć się jakichś prawidłowości.
- Czy oni też zgodzili się spróbować powstrzymać modrony? - pytanie skierowane było do latającej w tę i z powrotem lampki. Wydawała się nerwowa, o ile świecąca kula może w ogóle być nerwowa.
-Nie. Oni przybyli wraz z modronami. Są... są... nieprzewidywalni.”- zważywszy że lampion się wahał przy tej telepatycznej odpowiedzi, półelfka miała wrażenie, że gdyby nie wrodzona grzeczność... stworzenie użyłoby bardziej dosadnego określenia.
- Czy mógłbyś się przyjrzeć tej grupie blaszaków na środku? Chciałabym wiedzieć, czy jest tam istota inna, niż te wszystkie dookoła... - ciche pytanie skierowała do siedzącego na ramieniu ptaka, pieszczotliwie gładząc mu pióra na piersi.
Ptak tylko zaskrzeczał, magia użyta do komunikacji z nim już przestała działać. Niemniej zrozumiał polecenie bo rozłożył skrzydła i poderwał się do lotu, lecąc w kierunku przeciwnym do uciekającej zwierzyny, wprost na armię modronów.

Która się zbliżała... jej rytmiczny chód wprawiał ziemię w lekkie drżenie. Krok za krokiem szeregi metalowych wielościanów z oczkami zbliżały się do obu grupek. A walka, którą proponował Ingvar była... co najmniej niedorzecznym pomysłem.
Garstka przeciw tak wielu? Szaleństwo!
Podobnie sądzili łachmaniarze, którzy zamiast walczyć rozproszyli się i zaczęli zaczepiać niektóre z modronów. Ignorowali chodzące kulki, prostokąty i piramidki. Wciągali w rozmowę sześciany, próbując... namieszać im głowie, swoimi wypowiedziami.
Jakiż był tego cel? Chyba tylko oni wiedzieli.
Ponieważ patrząc z boku na przemarsz zgrupowania modronów i nawe rozmowy gałganiarzy z sześcianami, żadnego sensownego skutku widać nie było.
Zresztą kaleczący składnię języka osobnicy byli kiepskimi oratorami. I nie uzyskali niczego, poza rosnącą w nich frustracją i chęcią wyładowania jej na kimś lub na czymś... Acz nie na modronach. Nie byli wszak samobójcami.
Tymczasem orzeł Faerith kołował nad centrum tej maszerującej armii, tam musiały się znajdować unikalne stwory tej rasy. Ich przywódcy.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 02-02-2013, 19:16   #64
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Półelfka przyglądała się zamyślona działaniom tej drugiej grupy i miejscu, nad którym kołował Avargonis. Nie mieli szans, żeby się tak dostać w jakikolwiek sposób po ziemi. Jeśli tam był wódz tego mrowia, a na to właśnie wyglądało (i powinno wyglądać wedle jej wiedzy) to był zbyt dobrze strzeżony. Pokręciła głową.
- Musielibyśmy nauczyć się latać, żeby coś wskórać - rzuciła na wpół do siebie, na wpół do towarzyszy - chyba, że umiecie rozmawiać w ich języku i uda Wam się przekonać te kostki, że powinniśmy porozmawiać z ich przywódcą...
Konstrukt rozważał rzuconą mimochodem radę i wydała mu się całkiem sensowna. Co prawda języka modronów nie znał, nie wiedział nawet czy posiadają własny język, ale latać, no może to zbyt wiele powiedziane, potrafił.
- Możemy spróbować.
-Tak, moglibyśmy spróbować.. latania- dodał genasi -Ale jeśli.. ptak.. nic nie wypatrzy to jak my mamy?
- Latać? My? Jak...? - dziewczyna poczuła się zupełnie zbita z tropu. Przecież ludzie... no... istoty dwunożne nie latają...
-Poprzez skupienie woli. - Wyjaśnił krótko konstrukt.
-Albo dzięki wrodzonym zdolnościom - lekko uśmiechnął się Thaeir. Pierwszy raz być okazję dumny ze swojego pochodzenia.
Faktycznie, genasi powietrza chyba powinni latać. Ale jak konstrukt miałby zamiar to zrobić?
- Możesz jaśniej? - zwróciła się do Kreatora, szczerze zaciekawiona.
- Jeśli skupisz wolę możesz wywierać wpływ na otaczającą Cię rzeczywistość. - W ramach prezentacji Kreator skupił się i stworzył istotę podobną do ptaka półelfki.
Faerith gwizdnęła cicho w odpowiedzi na ten pokaz - I twierdzisz, że każdy tak może?
- Jeśli podejmie studia nad kształtowaniem swej woli. - Efemeryczny ptak rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze by zniknąć w koronach drzew.
- Ile trwają takie studia? - w dziewczynie wezbrała nadzieja.
- Całe życie. - Stwierdził optymistycznie konstrukt.
Na to stwierdzenie błyskawicznie narosła nadzieja pękła jak przekłuty balon. Faerith na powrót wpatrzyła się w przechodzące poniżej mrowie istot, usiłując coś z tego wszystkiego zrozumieć.
- To może się tam po prostu przebijemy? - Wikingowi jakoś nie uśmiechało się latanie. Leciał raz w życiu na latającym koniu walkirii i od tego czasu jakoś nie przepadał za takim sposobem transportu.
Thri-kreen w milczeniu przysłuchiwał się naradzie roju. Wyglądało na to, że nikt nie ma jakiegoś sensownego pomysłu, by wykonać powierzone zadanie. Gdzieś w głębi modliszkowaty czuł satysfakcję, bo okazało się, że miał rację. Nikt go jednak nie posłuchał i teraz byli tutaj, naprzeciwko armii blaszanych stworów. Satysfakcja ta jednak nie była pełna z jednego prostego powodu. Thri-kreen także nie miał pomysłu, co w tej sytuacji zrobić. Gdyby miał jakikolwiek mógłby praktycznie bez walki przejąć przywództwo roju.
Sam w sumie nie wiedział, czemu mu tak na tym zależy. Działał tutaj instynkt, który był silniejszy od niego. W grupie nie było nikogo, kto mógłby, czy też chciał pełnić tą funkcję. A rój bez przywódcy to, jak ciało bez głowy. Thri-kreen przyzwyczajony do funkcjonowania w zorganizowanych grupach dążył do tego, by uporządkować tę w której się znalazł.
Swoje rozważania przerwał skupiając się na mordonach.
Dość szybko zauważył regularność w tej z pozoru chaotycznej masie. Rozpoznawał kształty tych metalowych istot i dostrzegał prawidłowości. Gałganiarze chcieli rozmawiać z sześcianami i nic nie wskórali. Thri-kreen starał się wypatrzeć kształt istoty, która mogła być następna w hierarchii. W ciągu jednej sekundy modliszkowaty poczuł niezwykłą więź i sympatię do tych istot. Miał je wcześniej za bezmyślne mechaniczne stwory, a teraz gdy dostrzegł ich strukturę doświadczył uczucia bliskości. Pierwszy raz od momentu, gdy opuścił Athas. Modrony były ściśle zhierarchizowanymi istotami, a tym samym podobnymi do thri-kreenów. W związku z tym istniała, mała bo mała, ale jednak szansa, że modliszkowaty się z nimi dogada.
Tym usilniej starał się dostrzec kolejnego w hierarchii modrona.
I dostrzegł, dziwacznego wysokiego stwora przypominającego... właściwe ta mała główka na pięciu kończynach nie przypominała niczego co Pik-ik-cha widział w życiu.
Niemniej do tego właśnie stworzenia od czasu do czasu podreptywały zaczepiane przez gałganiarzy modrony i wracały od niego. Zapewne z instrukcjami. Zupełnie jak w roju, wysoce zhierarchizowanym i sztywnym roju.
Spostrzeżony przez modliszkowatego stwór nie był jednak przywódcą tej wyprawy, a jedynie kolejnym ogniwem, bowiem orzeł półelfki latał nad innym miejsce tego pochodu, a thri-kreen, dostrzegł inne podobne mu stworzenia w tej całej zbieraninie.
- Tho chyba nie on iest too naifażnieiszy - powiedział modliszkowaty, ni to do siebie, ni to do swych towarzyszy - Trzeba szookać, ieszcze kogoś fyższego
Modliszkowaty ponownie skupił wzrok na pochodzie modronów i starał się ignorować przelewającą się masę tych samych istot, a wypatrywać tych pojedynczych.

I w końcu kilku takich wypatrzył, w samym centrum roju. Stwór ten nie był jedynym unikalnym osobnikiem w tej całej grupie. Ale wyraźnie był kimś znaczącym, choć... pomniejsze liczne modrony wydawały się go ignorować. Podobnie zresztą jak innych unikalnych osobników w tej grupie.
Zupełnie jakby nie istniały. Niemniej można było zauważyć prawidłowość w tej dziwnej armii. każdy modron z problemami zwracał się do jednego konkretnego rodzaju członków, który to znów zwracał się z własnymi wątpliwościami do kolejnego typu, a ten do kolejnego... Istniała niezwykle sztywna i niezmienna droga przekazywania informacji i równie zhierarchizowany i sztywny łańcuch dowodzenia u tych stworzeń, mimo że taka struktura wydawała się mało... logiczna?
Niemniej jak już się drużyna przekonała, choć stworzenia planów były niewątpliwie inteligentne, to na ich sposób myślenia nakładały się ograniczenia wynikające z natury planów z których pochodziły. Za pewnie tak było i w przypadku modronów. Musiały postępować według takich, a nie innych reguł. I choćby chciały, nie mogły ich przekroczyć.
Niemniej takie rozważania można było zostawić na później, obecnie liczyła się misja.
A osobnik w centrum pochodu nad którym to Avargonis kołował był strasznie wysoki, chudy i bardzo... “ludzki” pomijając wachlarzowate skrzydła i dwie pary kończyn. Może dałoby się z nim pogadać?
 
Quelnatham jest offline  
Stary 02-02-2013, 19:21   #65
 
Pan Błysk's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Błysk ma wyłączoną reputację
Część III i oświecone myśli Kreatora Efemery

- Patrzcie thamhm! - prawie krzyknął modliszkowaty wskazują górną kończyną miejsce, gdzie wypatrzył stwora - Ten thamhm. Ten stfory mhmaią dzifną strooktoorę. A ten thamhm chyba iest kimhm snaczącymhm. Trzeba chyba pogatać z thymhm hoomhmanoitemhm.
- Taak... Pogadać - mruknął pod nosem Ingvar dziwnie się uśmiechając.
Półelfka skinęła głową. Wpatrując się w miejsce nad którym kołował orzeł doszła do podobnego wniosku.
- Tak, myślę że ten właśnie modron jest tu jednym z najważniejszych. Tylko jak się do niego dostać, żeby porozmawiać? Znaczy... - tu zerknęła niepewnie na genasiego i konstrukta, którzy mówili o lataniu - ...kto miałby to zrobić?
-Może uda nam się do niego.. dojść - odpowiedział Thaeir -w końcu modrony nie są.. agresywne.
Kreator zastanowił się przez chwilę. - Być może, jednak spowoduje to dodatkowe opóźnienie. Lewitacja ciągle wydaje mi się opcją rozsądniejszą.
- Ia mhmoogłbymhm to niego toskoczyć - powiedział modliszkowaty.
-A co potem? - wtrącił dotąd milczący Xan.-Co zrobimy, gdy już do niego dotrzemy ? Mamy jakieś argumenty? Bo mam wrażenie, że sprawa jest już stracona i że zaczepianie modronów nie ma sensu. I tak się nam nie uda.
Thri-kreen spojrzał na stojąceego obok kunstrukta i rzekł:
- Mhmasz iakieś pomhmysły? Iesteś to nich potobny. Mhmyślisz iak oni, prafta? Przynajmniej podobnie. Cho mhmogloby ich zmhmoosić do zmhmiany kieroonkoo mhmarszoo.
- Dalece posunięte wnioski, nie poparte żadnymi informacjami na temat modronów. Owszem fizycznie mogę się z nimi kojarzyć istotom bardziej... organicznym. - Konstrukt nie był do końca przekonany czy da radę nawiązać nić porozumienia z przywódcami marszu.
- Jednak skoro pytasz mnie od czego zacząć, proponuję zapytać ich o cele jakimi się kierują.
- A iak, by imhm pofitzieć, że mhmooszą omhminiąć mhmiasto, bo thamhm czeka ich zagłata? Czy tho tość logiczne? - spojrzał wymownie w stronę Konstrukta.
- Nie znam ich, i nie potrafię powiedzieć czy nie posiadają informacji o tym co zastaną w mieście. Sama jednak ich liczebność kazała by powątpiewać w jakiekolwiek zagrożenie mogące unicestwić cały marsz.
- Mhmoże i thak... - zastanawiał się dalej modliszkowaty - A gtybyś ty był na ich mhmieiscoo, tho cho mhmogłoby cię przekonać to omhminięcia mhmiassta i smhmiany kiroonkoo. - Konstrukt w oczach Thri-kreena wydawal się najbardziej odpowiednią osobą mogącą rozwiązać problem maszerujących ciągle naprzód modronów.
- Zależało by to od pobudek jakie kierowały by mnie do miasta. W przypadku zadania narzuconego przez zwierzchnika, nie nakłoniło by mnie nic do zmiany drogi. W przypadku chęci poznania miasta, zmieniłbym drogę gdybym miał okazję poznać inny krótkotrwały fenomen. W przypadku kiedy w mieście musiałbym załatwić sprawy osobiste, na moją decyzję miała by wpływ informacja o możliwości załatwienia tej sprawy bliżej lub lepiej lub szybciej w innym miejscu.
- Z tego co pamhmiętamhm, tho to mhmałe sfierze mhmoofiło, że mhmodrony fędrooią poprzez fielośfiat i zbierają informhmacje. Czy iakoś thak. - odparł niepewnie Thri-kreen.
- Ale teraz ta skrzydlata mówiła, że coś jest nie w porządku, że zaraziły się chaosem. Mogą nie działać logicznie - wtrąciła się półelfka.
- Mm dlatego należałoby pogadać ze.. z kimś kto tego.. Ten modron na pewno myśli na tyle żeby powiedzieć nam czemu tak idą. - wysłowił się w końcu genasi. - Jak dowiemy się czemu idą nie tak.. to będziemy wiedzieć.. jak je przekonać.. nie?
A czy thy fiesz, coś ieszcze o nich? - spytal genasiego, który zdawał się wiedzieć najwięcej o Wieloświecie z całego roju.
- ych..No.. nigdy wcześniej nie widziałem żadnego. To stworzenia z Mechanusa.. sfery najwyższego prawa. Są.. podobno mówią bardzo yy dziwnie i dziwnie myślą. - Thaeir wydawał się nieco zakłopotany swoim brakiem wiedzy - Dzielą się na różne.. typy i to determinuje ich hierarchię... jak widać.
- Dziwnie mówią i dziwnie myślą... co to znaczy dziwnie? - dla Faerith słowo “dziwnie” nie było dostatecznie jasne. Dla niej wszystko tu było dziwne.
- Zdaje się, że.. mmm - genasi nie bardzo wiedział jak powiedziecieć o modronach nie obrażając przy tym Kreatora - hmm one po prostu.. myślą inaczej... nie mają uczuć.. chyba.. i nie rozumieją wielu oczywistych dla nas.. rzeczy. Są bardzo.. analityczne?

- Tho iak ty - modliszkowaty spojrzał na Konstrukta - Pofinieneś się z nimhmi togatać
Konstrukt się nie odezwał, zamiast tego zaczął przygotowywać się do lotu.
- A podobno genasi powietrza są radośni, wygadani i nie do zatrzymania w jednym miejscu na dłużej - mruknęła do siebie półelfka - Spróbuję wejść między nich, one nie wyglądają na agresywne. Może jakby pójść z nimi, dałoby się po prostu przejść? - powiedziała już głośniej. Na ulicach miasta taka taktyka była najlepsza - iść z prądem a później tak po prostu przejść w inne miejsce.
- Że cho? - oburzył się Pik-ik-cha -Czyś thy oszalała? Chcesz iść pomhmhiętzy te stfory?
- A dlaczego nie? - Faerith była szczerze zdziwiona reakcją modliszki - One tylko idą, nie atakują, powinno dać się przejść.
Nie czekając na dalsze dywagacje nad tym jak to się można dostać w pobliże przywódcy marszu, konstrukt zebrał swoją wolę i uniósł się w powietrze by płynnie polecieć w stronę, którą wskazywał orzeł.
Dla thri-kreen był to istny sygnał do działania. Spojrzał na elfkę. Przez chwilę zastanawiał się, czy zabrać ją na plecy. Wrodzone instynkty i niechęć wygrały i modliszkowaty tylko prychnął w jej stronę i zaczął skakać w stronę mechanicznych istot, by dostać się do ich przywódcy.
Półelfka tylko wzruszyła ramionami widząc, że Pik-ik-cha robi dokładnie to samo, co przed chwilą potępił. Nie próbowała jednak zrozumieć jego motywów, nie było sensu. Nabrała głęboko powietrza, jak przed skokiem do rzeki, po czym ruszyła powoli w stronę środka nurtu modronów starając się nie stracić z oczu wskazującego kierunek Avargonisa.
Za przykładem swych towarzyszy Thaeir spróbował wejść pomiędzy modrony, by prześlizgnąć się w miejsce nad którym krążył orzeł.
Wiking widząc, iż reszta jego drużyny już ruszyła do ataku, postanowił nie być gorszy i zrobić to samo. Wbrew pozorom był człekiem całkiem zwinnym i przeciskanie się przez modrony nie powinno mu sprawić wielkiej trudności... A gdyby któryś stał mu na drodze to zawsze można go przesunąć.

Kreator unosił się pięć metrów nad poziomem gruntu zmierzając w linii prostej do miejsca w którym jego droga przetnie się z drogą wielkiego modrona. Przedzieranie się przez szeregi marszu może i oszczędziło by energię ale jest w obecnych warunkach mało praktyczne, zbyt łatwo stracić cel z oczu. Gdy inni starali się omijać maszerujących, lub w przypadku modliszki przeskakiwać nad nimi, konstrukt obserwował. Masy modronów tworzonych najpewniej z myślą o konkretnych zadaniach przesuwały się pod nim, a jego myśli dryfowały w kierunku miast twórców. Ku społeczności tak podobnej i tak innej od tej którą widział pod sobą. Jego rodzaj cechowała znacznie większa autonomia i mniejsze zróżnicowanie jednostek. Czuł jednak pewien stopień pokrewieństwa z tymi istotami.
W myśli konstrukta wdarło się zwątpienie. A jeśli to nie są osobne jednostki? Jeśli jest to jeden wieli kolektywny organizm? To olśnienie miało ogromną wagę choć jeszcze nie był świadom pełni jego znaczenia.
Zatrzymał się w powietrzu na wysokości głowy czterorękiego modrona i czekał aż ten podejdzie.
 
Pan Błysk jest offline  
Stary 03-02-2013, 13:23   #66
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Modrony...
Były armią, były rojem, były żywiołem...Były niepowstrzymaną rzeką niszczącą wszystko co stanie na jej drodze... ale w rzece można pływać.
Wystarczy przestać opierać się nurtowi, przestać walczyć z rzeką, wystarczy płynąć z nurtem, lub przecinać go jak miecz.
Wystarczy to sobie uświadomić, a wszystko staje się łatwe.
I tak było i w przypadku modronów. Wystarczyło w mieszać się w ich pochód, by zostać zignorowanym. Modrony wszak nie były złe i okrutne ze swej natury. Nie niszczyły niczego ze zwykłej złośliwości, nie atakowały nieprowokowane.
Drużyna więc wmieszana w nich pochód przemykała pomiędzy odstępami pomiędzy kolejnymi osobnikami nie tyle niezauważona, co nie niepokojona. Ignorowana jak powietrze.
Podobnie było i w przypadku Kreatora, który nie niepokojony dotarł do samego przywódcy modronów.


Osobnik ten zbliżał się w jego kierunku spokojnym tempem w kierunku unoszącego się w powietrzu Kreatora Efemery.


Spoglądając na niego, stwór wydawał się być nawet nieco... zainteresowany. Ale to nie zmieniło jego planów. Gdy był już tuż przed Kreatorem... znikł nagle, by równie nagle pojawić się tuż zanim.
I kontynuować swą wędrówkę dalej.

Na szczęście dla drużyny, skutki ich poprzednich posunięć zaczęły dawać efekty. Marsz modronów stanął nagle. Przyczyną tego zdarzenia, było dotarcie forpoczty armii modronów do lawiny wywołanej przez niebian blokującej przejście dalej. Stwory napotkawszy tę nieprzewidzianą w planach przeszkodę, zaczęły informować o tym swych przełożonych, a ci swych przełożonych, by ci podjęli decyzję co do dalszych działań. A że ten łańcuszek dowodzenia miał trochę ogniw, więc cały marsz zamarł czekając na decyzję kogoś kto mógł ją podjąć.
Za to dzielna drużyna zyskała czas i okazję na rozmowę z owym przywódcą “najeźdźców z Mechanusa”.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 08-02-2013, 01:42   #67
 
Pan Błysk's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Błysk ma wyłączoną reputację
Post wspólny część I

Thri-kreen skok za skokiem zbliżał się w kierunku dowódcy marszu. W pewnym momencie stracił go na chwilę z oczu, ale trwało to tylko ułamek sekundy, więc nie przejął się tym za bardzo. Wyglądało na to, że to on jako pierwszy dotrze do celu.
To była jego szansa. Po serii spektakularnych porażek miał ochotę na równie efektowny sukces. Widział, ze nie będzie łatwo, ale zamierzał spróbować. Tak, jak zawsze potraktował dyplomatyczną rozmowę, jak rodzaj walki. Nie lubował się w tego typu starciach, ale jako przywódca roju musiał być odpowiedzialny za wszystko.

- Fitai - rzekł, gdy stanął w końcu twarzą w twarz z modronem wyższej rangi - Mhmamhm dla ciebie niezfykle fażną fiatomhmość
Uważnie obserwował reakcję blaszaka na jego słowa. Chciał wiedzieć, czy w ogóle okazał on zainteresowanie jego słowami i zauważył pojawienie się modliszki przed jego obliczem. Od tego zależały kolejne kroki i słowa thri-kreena.

Modron obdarzył modliszkowatego badawczym spojrzeniem. Dziwne szkiełka przy jego hełmie zmieniły pozycje przesuwając się tuż przed jego oko.- Niezidentyfikowany obiekcie żywy. Nie jesteś framgentem planu zwanego marszem. Czemu tu się znajdujesz?
Zapach typka był metaliczny i neutralny. Albo ten stwór nie posiadał emocji, albo ich nie okazywała poprzez zapach.
Modliszkowaty ucieszył się, że został dostrzeżony, mógł więc kontynuować swoją przemowę.

- Nasyfamhm się Pik-ik-cha. Mhmamhm dla fass fażną fiatomhmość. W trassę faszego mhmarszoo wkratł się błąt. Bartzo pofażny błat.
Thri-kreen cedził słowa i ciągle obserwował reakcje swego przeciwnika.

-Nonsens. Trasa została zaplanowana i opracowana z uwzględnieniem każdego szczegółu. Wkradnięcie błędu w plan marszu jest niemożliwe. Twoje informacje są niewłaściwe.- odparł mechaniczny rozmówca z pewnością w nieco metalicznym. - tu chyba czegoś brakuje?
Nie zrażony odpowiedzią blaszaka Pik-ik-cha kontynuował.

- Faszymhm celemhm iest batanie zmhmian, iakie zaszły w planach ot faszego ostatniego mhmarszoo, prafta?

-Naszym celem jest wykonanie planu. A planem jest marsz wedle ściśle wytyczonej trasy.- odparł modron nie zważając na to jak absurdalnie to brzmi.

- A ieżeli pofiemhm ci, że fasz cel iesst zagrożony. Zagrożony, bo przet famhmi iest coś, co nie zostało ufzglętnione w faszych planach. To coś mhmoże sprafić, że mhmarsz nie zostanie ookończony.

-Twoje myślenie jest skażone brakiem logiki. Plan uwzględnia wszystko.- stwierdził z niezachwianą pewnością przywódca modronów. Wyglądało na to, że był większą zakutą pałą niż skrzydlata niebianka.

- Czy aby na pefno fszystko? - powątpiewał thri-kreen.

-Tak.-odparł modron.

- A czy ofa tajemhmnicza blokada przet fami, także była w nim ufzglętniona? - drążył dalej temat doskonałości planu.

-Istnienie drobnych przeszkód wynika z niedoskonałości miejsc, które przemierzamy. Niemniej plan naszego marszu uwzględnia ich zaistnienie i... wszelkie przeszkody na drodze marszu zostaną zniszczone. - pewność przywódcy marszu nadal wydawała się niezachwiana.

- Przysnaiesz zatemhm, że istnieją pefne trobne szczegooły, ktoore stają famhm na trotze, a o ktoorych isstnieniu wcześniej nie wietziałeś?

-Przemierzamy światy pełne niedoskonałości wynikających ze skażenia chaosem. Plan więc uwzględnia pojawienie się losowych przeszkód i określa sposoby ich neutralizacji. Nie ma przeszkód, które byłyby problemem. Twoja logika nie może tego podważyć.- rzekł w odpowiedzi modron.

- Fasz plan fytaje się perfekcyjny, ale nie mhmożesz saprzeczyć, że isstnieją zjafisska, ktoore opooźniaią fasz mhmarsz i choć snacie sposoby ratzenia ssobie z nihmmi, tho sa one niezaprzeczalnymhm faktemhm. O ich isstnienioo tofaitoojesz się topiero w mhmomhmencie totarcia to nich, prafta?

-Czas nie jest czynnikiem ważnym dla wykonania planu. Opóźnienia nie istnieją, gdy nie ma ram czasowych do wykonania trasy. Obecność drobnych przeszkód, nie jest zagrożeniem. Logika jasno dowodzi, że plan marszu jest nieomylny.-wyjaśnił modron.

- Wytaje ssię, że tak - powątpiewał dalej thri-kreen - Ietnak o isstnienioo thych przeszkoot nie fiessz fcześniei, a topiero w mhmomhmencie, gty fasaza forpoczta to nich totrze, prafta?

-To prawda.-potwierdził modron.

- W takimhm rasie nie mhmozesz fyklooczyć, że mhmamhm informhmacie o koleinei czekaiącei fass przeszkotzie, czyż nie?

-Gdybyś miał, to logicznym byłoby przekazanie ich mi od razu. Ponieważ jednak tego nie czynisz, to zapewne manipulujesz informacjami w celu uzyskania korzyści, o których nie mam pojęcia. Czyli wykonujesz czynność typową dla niedoskonałych i skażonych chaosem istot zwaną kłamaniem.- wyłożył swój pogląd przywódca modronów.

- Nie sgatzamhm się z tobą. W pierfsszym ztaniu naszei rosmhmofy pofietziałem ci, że mhmamhm tla fas bartzo fażną informhmacię. Zbyłeś mhmnie ietnak i tlatego też mhmoosiałemhm ci na trodze logicznego rosoomhmofania ootofotnić, że informhmacie, ktoore mhmamhm są naifyższei fagi i zassłoogooią na wyssłoochanie i rozpatrzenie. - odparł ze spokojem thri-kreen, parodiując przy tym zachowanie blaszakach. - Obrażanie mhmnie i twiertzenie, że mhmanipoolooię informhmaciamhmi iesst w tymhm mhmomhmencie, po tymhm, iak ssamhm sgotziłeś się z mhmoimhm fyfotem, całkoficie alogiczne i stfarza sagrożenie dla fasszego mhmarszu
Konstrukt na razie tylko przysłuchiwał sie wymianie zdań i rozważał możliwe argumenty. Musiał przyznać przed sobą, że nawet dla niego modrony były obce przez co tym bardziej pragnął dowiedzieć się o nich więcej.

-”Emocje” są źródłem chaosu. “Obrażanie” jest typową słabością żywych istot.-stwierdził spokojnie przywódca.-Twoje rozumowanie jest błędne, bo zakłada intencje oddziaływania na emocje z mej strony. Nie udzielając informacji na temat natury posiadanej informacji nie pozwalasz zweryfikować jej wagi. Twoja ocena nacechowana jest “emocjami”, czyli z góry naznaczona chaosem. Jedynie podanie tej informacji pozwoli mi na ocenę jej wiarygodności, jako istocie nie skażonej przez “emocje”, które to zniekształcają logiczny tok myślenia.

- A czy niezachwiana pewność i ufność w nieomylność planu marszu, nie jest emocją? Logika nakazuje każdą informację traktować krytycznie zamiast przyjmować jej prawdziwość a priori. - Konstrukt po raz pierwszy wtrącił się do rozmowy.

-Nieomylność wynika z doskonałości twórcy planu. Podważanie go jest nielogiczne, podobnie jak nieufność świadcząca o słabości wywołanej “uczuciami”- stwierdził spokojnym tonem przywódca modronów.

- Aby osiągnąć absolutną doskonałość “twórca planu” powinien zawierać w sobie wszelkie elementy istnienia w tym również chaos. Ergo. Albo plan jest skażony chaosem, albo też jego twórca nie jest absolutnie doskonały przez co i plan nie może taki być. - Kreatorowi wydawało się, że coś jest nie tak z tymi istotami. Każde myślące stworzenie potrafiło wątpić i dzięki temu się uczyć jednak nie ten modron.

-To jest błędne myślenie i prowadzące do entropii. Ergo twoja logika jest skażona już u podstaw. Jedynie czyste reguły Mechanusa są doskonałym i pełnym wyrażeniem prawa Wieloświata. Wszystko inne jest skażone.-stwierdził modron.- Modrony są ideałem prawa.

- Czyż zatem czyste reguły Mechanusa nakazują modronom podczas marszu niszczyć część Automaty, i wprowadzać tam entropię, które to miasto jest najbliżej regularnej czystości Mechanusa? - Konstrukt nie miał już wątpliwości, modrony były uszkodzone. Nie wiedział tylko w jaki sposób im pomóc wrócić do stanu pierwotnego a jak sądził to była jedyna droga aby marsz wrócił do stałej trasy.

-My nie tworzymy entropii. My bronimy przed nią Wieloświat. My zaprowadzany porządek, a ci którzy stają nam na drodze, są sami winni swego losu. Trasa została wyznaczona i wynegocjowana, wszystko co się na niej znajduje jest wynikiem lekkomyślności niedoskonałych istot.-odparł modron nie zdając sobie sprawy jak nieczułe to słowa. I jak nie pasujące do sytuacji.

Konstrukt dał za wygraną, modron nie przyjmował innych racji poza objawioną a z takimi istotami nie można było polemizować używając czystej logiki. Ciągle jednak chciał dowiedzieć się jednej rzeczy. - Nurtuje mnie jedno pytanie na które powinieneś znać odpowiedź. Dlaczego marsz tym razem wypadł wcześniej?

-Marsz...-tu na moment modron się zaciął, zupełnie jakby kolejne słowa mówił wbrew sobie. Jakby jakaś inna siła nim zawładnęła.-...odbywa się zgodnie z harmonogramem i planem. Plan nie zawiera błędów, ergo twe pytanie jest bezpodstawne.

- Pytanie zadałem w oparciu o informacje które zebrałem. Według nich marsz odbywał się co 289 lat ale tym razem upłynęło ich mniej. Czy moje informacje są zatem błędne?- Konstrukt miał wrażenie, że coś wpływa na modrona.

-Twoje informacje są błędne. Marsz ma dokładnie ustalony cykl, który jest przestrzegany.-odparł przywódca modronów.

- Więc abym mógł nanieść poprawki w moich danych. Co ile lat odbywa się marsz?

-Co 289 lat.- potwierdził modron, a koło niego pojawił się inny stwór, który przekazał informację o lawinie. Co przywódca modronów skwitował krótkim.-Usunąć.

- W którym roku czasu Automaty miał miejsce ostatni marsz? To kolejne pytanie niezbędne do korekcji mych danych.

-289 lat temu.-ta odpowiedź również wydawała się wymuszona przez coś. Automaton z trudem wydukał to oczywiste kłamstwo.
Kreator nie potrafił znaleźć klucza do rozumowania modrona. Dał za wygraną, niech spróbuje porozmawiać ktoś potrafiący manipulować faktami na swoją korzyść.
 
__________________
Jemu co góry kruszy jemu nie | Jemu co słońce jego zatrzyma jemu nie
Jemu co młot jego rozbija jemu nie | Jemu co ogień jego przerazi jemu nie
Jemu co głowę jego podnosi nad jego serce | Jemu diament
On diament
Pan Błysk jest offline  
Stary 08-02-2013, 10:58   #68
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Część II wspólna plus coś od siebie ;)

Genasi postanowił zadać nurtujące go pytanie.
- Przepraszam, czy plan... czy znacie cel waszego marszu? - miał tylko nadzieję, że odpowiedzią nie będzie: “Mechanus”, jeśli tak będzie musiał się dłużej zastanowić nad dokładnymi zdaniami.
- Celem marszu jest przebycie wyznaczonej trasy i powrót na Mechanusa. - stwierdził przywódca modronów.
- Czy zatem mógłbyś powiedzieć jaką trasą będzie szedł obecny marsz? yyy z uwzględnieniem miast bądź innych skupisk... osób jeśli można. - dopytywał Thaeir.
- Nasze mapy są poprawne. Tak więc inne mapy są błędne. Nasza trasa jest optymalna do założonych celów, tak więc zejście z trasy byłoby nielogiczne. - wyjaśnił krótko modron.
- yych... tak - miał dziwne wrażenie, że quinton go nie słuchał - Czy możesz udostępnić mi informacje o miastach przez które będzie przechodził marsz w formie używanych we wspólnym nazw? - tym razem wypowiadał słowa powoli, żeby być na pewno usłyszanym.
- Przez każde. - padła odpowiedź przywódcy modronów. - Marsz przemierzy przez wszystkie plany, ergo przez każde miasto portalowe stojące mu na drodze.

Półelfka w skupieniu przysłuchiwała się całej rozmowie. Musiała przyznać, że thri-kreen całkiem nieźle sobie radził ale te blaszaki miały naprawdę zakute łby. Jakby coś gadało zamiast nich. Dziwadło gadało w kółko to samo. Plan jest doskonały, plan się nie myli, my jesteśmy doskonali... prawie jak elfy w domu. Nie potrafiła wtedy z nimi rozmawiać, nie przypuszczała też, by teraz poszło jej lepiej. “Nie jesteś jedną z nas...” - słyszała to już tyle razy, że w końcu przestała słyszeć. Jednak tęskniła za domem. A ten modron właśnie powiedział, że przechodzą przez wszystkie plany...
- Powiedz, czy Krynn leży na trasie marszu? - pytanie jakoś tak samo się zadało i zawisło w powietrzu, czekając aż ktoś je zauważy.
- Krynn nie jest znanym mi określeniem. - odparł przywódca modronów gasząc wszelkie nadzieje półelfki.

- Czy zatem marsz będzie szedł Wielką Drogą czy może wracał z każdego planu do Zewnętrza i przechodził przez miasta-bramy? - genasi postanowił dowiedzieć się jak najwięcej.
- Podaj logiczny powód wypytywania o trasę. Nie jesteś częścią marszu. Twoje zainteresowanie nie ma logicznych podstaw. - stwierdził przywódca modronów.
- Mmm jestem ciekawy ze względu na... informację jakoby do... yy droga którą obecnie przemierzacie nie była.. drogą, którą marsz zwykle pokonuje - wysapał Thaeir.
- Twoje rozumowanie jest nielogiczne. Droga którą przemierzamy jest zatwierdzona i wynegocjowana z wyprzedzeniem. Inaczej by nie była przemierzana. - stwierdził w odpowiedzi modron.

To była nowinka dla maga. - Przepraszam, ale wynegocjowana z kim? Z waszymi.. przełożonymi?
- Z przedstawicielami planów, których mieszkańcy są dość cywilizowani, by rozmawiać z nimi. - odparł modron.
- Ależ.. to bzdura. Przedstawiciele planu na, którym obecnie yy jesteśmy są.. przekonani, że marsz nie porusza się zwykłą drogą. Co więcej yyy wzbudza chaos podszas swojego yy przejścia. Tak... - Thaeir miał nadzieję, że chwila zwycięstwa jest bliska. Trzeba było tylko przekonać modrona, że się myli. Jednak po zastanowieniu, może nie było to takie łatwe.
- Twoje rozumowanie jest błędne. Trasa została ustalona przed wyruszeniem. Negocjacje co do jej przebiegu również wtedy się odbyły. Trasa jest prawidłowa, ergo zgodna z tymi ustaleniami. Przebieg jej więc nie tworzy chaosu. Jedynie błędy istot stojących na naszej drodze mogą generować entropię. - modron był uparty jak... nawet osioł by już zmiękł.

- Mówię w imieniu władcy tego planu. Nie negocjowaliście z nami tej trasy, idziecie niewłaściwą drogą i za chwilę pogrążycie w chaosie najpiękniejsze miasto jakie kiedykolwiek istniało. Poprzednia trasa nie generowała chaosu, lecz była z nami negocjowana. Powtarzam, negocjacje się nie odbyły a marsz idzie niewłaściwą trasą. Odpowiedz. - półelfka była już solidnie zła.
- Twoje rozumowanie jest błędne. Trasa nie byłaby wyznaczona tędy jeśli nie byłaby negocjowana. Skoro więc podążamy tą trasą, to była ona ustalona i wynegocjowana. Raz ustalona nie podlega renegocjacjom. - stwierdził modron na koniec.
- Twoje słowa są oczywistym dowodem na to, że nie jesteś pewien posiadanych informacji. Powiedz w takim razie kto i kiedy negocjował trasę przemarszu przez Celestię.
- Mój przełożony. - odparł modron szybko i bez wahania.
- Nie zrozumiałeś. Ale nie szkodzi... powtórzę inaczej. Kto jest Twoim przełożonym? Z kim z tego planu był konsultowany plan marszu i kiedy? Kiedy dostaliście nakaz wyruszenia? - Faerith przez chwilę zaczęła się sama plątać we własnych pytaniach, więc odetchnęła głęboko i zaczęła jeszcze raz - Jesteście obserwatorami. Jako obserwatorzy nie macie prawa ingerować w wygląd przemierzanych planów, nie macie prawa zakłócać ich naturalnego porządku bo to wprowadza chaos. Czy się mylę?
- Mylisz się. Nie zakłócamy natury planów które przemierzamy. To mieszkańcy planów zakłócają porządek marszu, ingerując w z góry ustaloną trasę marszu, tak jak wy. - odparł modron niewzruszonym tonem. - Ale to wina waszej niedoskonałości...uczuć.
- Wyjaśnij mi zatem jak to się stało, że miasto przed nami pamięta poprzednie marsze... a jednak nadal stoi. Czy stałoby, gdyby po każdym marszu istoty zamieszkujące ten plan musiałyby go odbudowywać? Stoi to w jaskrawej sprzeczności z prawami logiki.
- Więc miasto ocaleje, tak jak ocalało poprzednim razem. - stwierdził modron nie zwracając uwagi na to, że przemarsz przez nie, może zakończyć się olbrzymimi zniszczeniami.
- Ocalałoby, gdybyście szli zwykłą trasą. - upierała się dziewczyna. Irytowała ją ta puszka. Może w końcu przestanie gadać w kółko to samo?
- Twoja logika jest błędna. Trasa została wyznaczona więc jest poprawna. Istnienie miasta na jej trasie jest niepoprawne, więc miasto jest winne samo sobie. - rozmowa przypominała walenie głową o mur. Bardzo gruby mur i zdecydowanie tępy.

***

Faerith straciła zainteresowanie rozmową. Ruciła do towarzyszy, że idzie się rozejrzeć i ruszyła przez mrowie blaszaków w kierunku ściany wąwozu. Nieopodal na jednej z wyższych gałęzi drzewa przysiadł Avargonis i z wyraźnym niepokojem przyglądał się istotom w dole. Dziewczyna gwizdnęła przeciągle, naśladując krzyk orła, na co ptak rozłożył skrzydła i sfrunął do niej, by usadowić jej się na ramieniu. Próbował jej coś powiedzieć, ale ze smutkiem stwierdziła, że już go nie rozumie. Czy to, że ze sobą rozmawiali, było tylko chwilowe? Pokręciła głową.
- Wybacz, Avargonisie, ale nie rozumiem co mówisz. - orzeł wpatrywał się w nią uważnie, kiedy do niego mówiła, więc doszła do wniosku, że on ją rozumie. Machnęła ręką w kierunku towarzyszy, któzy nadal próbowali rozmawiać z przywódcą marszu - Tam niczego nie osiągniemy. Oni są gorsi, niż ktokolwiek, z kim kiedykolwiek miałam okazję się spotkać i porozmawiać. Idę się teraz rozejrzeć. Jesteś głodny? Bo ja tak... - półelfka przysiadła pod kolejnym mijanym drzewem i wyjęła z sakwy kawałek mięsa, trochę sera i chleb - Nie sądzę, żebyś jadł ser, ale mięsem się podzielę - podstawiła przedramię, na którym zniosła ptaka na ziemię. Widziała coś takiego u sokolników i była dumna, że jej też się to udało.

Kiedy dotarli do czoła marszu okazało się, że modrony wzięły się energicznie za rozbieranie lawiny, w sposób irytująco mocno uporządkowany. Oceniła, że zajmie im to jakieś sześć godzin, może mniej.
Próbowała przywołać do siebie jeden z lampionów i dowiedzieć się, jak idzie ewakuacja miasta, ale wszystkie lampki latały jak pijane w zbyt dużej odległości wokoło, wyraźnie zaniepokojone i zbyt zdenerwowane i zasmucone by udzielić jakiekolwiek składnej wypowiedzi.

Postanowiła dać sobie spokój z bezowocnymi próbami kontaktu, a zamiast tego ruszyła w stronę miasta. Okazało się, że miasto wcale nie jest tak blisko, jak to wyglądało na pierwszy rzut oka. Po trzech godzinach wędrówki Serce Wiary ukazało jej się w pełnej krasie, zapierając dech w piersi.
Schodząc zboczem góry zobaczyła śnieżnobiałe mury metropolii, miedziane dachy budynków i masywne marmurowe wieże między murami. Chwilę później dostrzegła wielkie drewniane wrota, zdobione złotymi motywami skrzydlatych lwów z ludzkimi głowami. Obecnie otwarte.
Im bliżej miasta podchodziła, tym lepiej dostrzegała poruszenie na murach i przy bramie miasta.

- Jak myślisz, dlaczego Ci wszyscy mieszkańcy są tutaj? - korzystała z rozmowy z Avargonisem, by myśleć na głos - przecież powinni być teraz daleko stąd, ratować dobytek, siebie nawzajem, to wszystko, co się da uratować, zanim modrony znów ruszą...

Postanowiła znaleźć odpowiedzi na te pytania. Może uda jej się porozmawiać z archonką, która zleciła im tę misję? Mieli jakieś 7 godzin, by oczyścić trasę przemarszu dla tych zakutych blaszków i zminimalizować straty.
Miała tylko nadzieję, że rozmowa ze skrzydlatymi okaże się bardziej owocna, niż próba dyskusji z modronem...
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 08-02-2013, 16:06   #69
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Post wspólny część 3

Genasi był już zmęczony samym słuchaniem modrona. -Czy jest coś co mogłoby sprawić zmianę trasy marszu w trakcie jego trwania?
-Ustalona trasa jest optymalna. Zmiana jest nielogiczna, ergo trasy zmienić nie można.-stwierdził przywódca modronów.
-Ale czy.. gdyby nastąpiła zmiana, która uniemożliwia przeprowadzenie marszu po utworzeniu planu to plan nie zostałby zmieniony?- Dociekał Thaeir.
-Nie istnieje taka zmiana.-krótko stwierdził modron nie dopuszczając zaistnienia takiej możliwości.-Prawo jest niezmienne. My go nie tworzymy, my tylko podlegamy jego regułom. A skoro prawo jest niezmienne, to i plan jest niezmienny, ergo marsz musi podążyć optymalną niezmienną trasą.
- Czy jednak siły chaosu nie mogą wpłynąć na plany w taki sposób aby wyznaczona prawidłowo trasa marszu nie przystawała do obecnego wyglądu planów? - Konstrukt rozważał najbardziej nieprawdopodobne teorie.
-Prawo jest niezmienne.- podkreślił modron.
- Jednak chaos jest zmienny ze swej natury i tak też zmienia wszystko z czym się zetknie, przez co mógł wpłynąć na naturę planów nie wpływając na modrony i plan marszu te bowiem jako ucieleśnienie prawa są poza jego zasięgiem. Stąd też mogły wyniknąć niezgodności. - Kreator nie ustępował, może dzięki postawieniu na głowie całej logiki zwróci modronowi uwagę na błędy planu.
-Chaos jest przeciwieństwem prawa i jego zaprzeczeniem. Nie może wpłynąć na swe przeciwieństwo, jak światło nie może być ciemnością jednocześnie. Prawo jest niezmienne i próby jego podważania są oznaką słabości zwanej uczuciami i niestabilności z nią związanych. My nie podlegamy tej słabości. Jesteśmy niezmienni, jak i prawo.-modron nie poddawał się i niespecjalnie przysłuchiwał wypowiedzi konstrukta.
- Nie podważam niezmienności prawa. Jednak tak jak ciemność nie może być światłem tak światło wraz z ciemnością wpływają na cień który jest pomiędzy nimi. Ergo. Prawo i Chaos wpływają na plany które są pomiędzy nimi. - Konstrukt był prawie pewien, że jakiekolwiek próby porozumienia z modronem spala na panewce. Coś najwyraźniej więziło jego wolę, coś obcego. Podobnie jak było z wolą Kreatora kiedy wezwała go księga. Sam pomysł, że istnieje siła zdolna wpłynąć na taką masę modronów był intrygujący.
-Niedoskonałość planów i wynikające z nich problemy nie są sprawą dotyczącą marszu. Powinny być brane podczas ustalania i negocjacji trasy. A nie po niej.-odparł niewzruszonym tonem modron.
- Więc modrony podczas negocjacji trasy marszu nie wzięły pod uwagę możliwych zmian w naturze planu? Czy może świadomie zataiły taką możliwość przed partnerami w negocjacjach? Co równało by się oszustwu które nie leży w naturze prawa. - Konstrukt znalazł nielogiczność w wypowiedzi modrona a więc skazę tej obcej woli. Być może jeśli quinton ją zauważy, będzie mógł zauważyć błędy trasy i czasu.
Thri-kreen słuchał tej filozoficznej dyskusji i prób przekonania modrona do innego postrzegania rzeczywistości. Wydawało się to niemożliwe i w sumie nie to chcieli osiągnąć. Modliszkowaty postanowił zrealizować swój plan.
- Hrrmmm -mruknął - Tha filosoficzna tyskoosia iest niesfykle interesooiąca, ale przypomhminamhm, że mhmamhm tla ciebie niesfykle fażną informhmacię. Wytaje mhmi się, że iesteś gotoof, by ocenić iei fagę. W tymhm mhmieście mhmiesszka pefien mhmag, ktoory w sswymhm chorymhm oomhmyśle posstanofił sniszczyć fasz mhmarssz. W tymhm celoo otforzyl w mhmieście portal profatzący to planoo proożni. Nie tylko smhmieni tho trassę fasszego mhmarszoo, ale także mhmoże fas oonicestfić całkoficie i nigty jooż żatnego mhmarszoo mhmortonoow nie bętzie. Chcą fas ocalić i pomhmooc w realisacji planoo, ia i mhmoi tofarzysze przygotofaliśmhmy saporę, by z wamhmi porosmhmafiać i fas ostrzec.
-Więc zostanie zniszczony. Każda przeszkoda na drodze marszu zostanie usunięta.- stwierdził modron nie przejmując się owym zagrożeniem.
Iakieś pomhmyssły? - zapytał thri-kreen, spoglądając na Konstrukta. - [/i]Ia mhmamhm tość. Then mhmotel, iest chyba iakiś... głoopi. Idę szookać nasstępnego w hierarchii. Ktho itzie zemmhmną?[/i]
- Modron wydaje się nie posiadać własnej woli, podobnie jak ja podczas wezwania Księgi. - Kreator postanowił podzielić się swoimi spostrzeżeniami z grupą. - Jednak nasze zadanie zakończyło się sukcesem, przeprowadziliśmy dialog z modronami i możemy powrócić z wnioskami do skrzydlatej pani. Z modronami nie można teraz dojść do porozumienia jako, że nie posiadają własnego umysłu. - Po czym konstrukt zaczął wznosić się by opuścić marsz i powrócić do zleceniodawczyni. Wywiązał się ze swojej części zadania, teraz była jej kolej by wypuścić więźnia. Problemy Serca Wiary nie należały do niego, jeśli mieszkańcy miasta nie potrafią podjąć decyzji o ewakuacji pomimo ostrzeżeń wówczas są martwi za życia i nie można im pomóc. A Fearith przecież wysłała ostrzeżenie, reszta w ich rękach.
Także genasi rozmawianie z modronami wydawało się bezsensowne.
-Następny w hierarchii.. będzie tylko bystrzej zbywał twoje słowa Pik-ik-cha.
Thri-kreen wysłuchał słów towarzyszy, ale swojej decyzji nie zmienił. Wbrew pozorom był istotą bardzo uporządkowaną, a gatunkowa pamięć nie myliła się twierdząc, że tylko zhierarchizowany i dobrze zarządzany rój ma szansę na dobre łowy i zdobycie terenów. Pik-ik-cha wierzył, że skoro wśród modronów panuje tak ścisła hierarchia, to musi istnieć osobnik, który z należytą starannością i logiką rozpatrzy jego argumenty.
Thaeir nie zamierzał nikomu przeszkadzać, ale nie zamierzał szukać kolejnej blaszanej puszki, która wierzyła w przedziwną nieomylność nieosiągalnych zwierzchników.
-Przepraszam-zwrócił się do quintona[i]- gdzie znajduje się modron, który yy stoi wyżej w hierarchii od ciebie ?[i]
Quarton.-określił krótko modron.
[i]-Mhm.. aa gdzie można go znaleźć?-[i]dopytał genasi?
-Mechanus, w każdym jego regionie jest jeden.- uprzejmie poinformował modron.
-Widzisz Pik-ik-cha. To..yy idziemy teraz do Serca Wiary? W końcu skrzydlata chciała.. żebyśmy powstrzymali.. (mm może pomogli).. przetrwać miastu- powiedział Thaeir.
Pik-ik-cha odwrócił się i spojrzał na rozdzielającą się drużynę. Przez chwilę zastanawiał się, co powinien zrobić. Czuł się zagubiony i niepewny. Z jednej strony sprawa mordonów bardzo go nurtowała i w jakieś mierze dawała szansę na powrót do domu. Z drugiej z kolei postępowanie Konstrukta wydawało się najbardziej rozsądne. Ten pozbawiony uczuć i emocji osobnik był niczym drogowskaz, który wskazuje najbezpieczniejszą i najpewniejszą ścieżkę. Postępowanie modliszki, jak i pozostałych było bardzo emocjonalne i pozbawione logicznych uzasadnień. Zrobili co mogli, by zatrzymać przemarsz modronów. Reszta zależała już od mieszkańców Serca Wiary, takie były fakty.
- Konstrukcie - rzekł thri-kreen -
Może faktycznie udamy się do miasta i przekażemy jego mieszkańcom, jak się sprawy mają. A później wrócimy do Sigil. Co ty na to?

Argumenty Thaeira uzmysłowiły modliszkowatemu, że po pierwsze dobrze byłoby powiadomić skrzydlatą o wynikach ich starań, a po drugie, że to Konstrukt ma klucz do Sigil i bez niego powró do Miasta Drzwi może nie być taki łatwy.
Kreator zatrzymał swój lot na wysokości trzech metrów i zwrócił twarz w stronę modliszki.
- Sprecyzuj o którym mieście mówisz. Nie dostrzegam sensu w podróży do Serca Wiary.
- Potieliśmhmy ssię pefnego zatania i trzeba ie wykonać to końca. Mhmoossimhmy pofiatozmhmić skrzytlatą o wynikoo naszych rozmhmoof. A pooźniej mhmożemhmy wfroocić to Sigil.
- To właśnie mam zamiar uczynić. - Konstrukt nie potrafił zrozumieć w czym tkwi problem modliszki. - Wracam do skrzydlatej. Teraz ona musi wywiązać się ze swojej części umowy i uwolnić więźnia a wtedy możemy wrócić do Sigil i odebrać zapłatę.

Po krótkiej rozmowie okazało się, że modliszkowaty i Konstrukt mają ten sam cel. Po wypytaniu jednego z lampionów o drogę, ruszyli na spotkanie ze skrzydlatą.
Thaeir zaś ruszył w kierunku miasta, namawiając do zrobienia tego samego dwóch pozostałych towarzyszy.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 10-02-2013 o 14:47.
Pinhead jest offline  
Stary 10-02-2013, 15:40   #70
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Ingvar dotarł do "przywódcy modronów" z pewnym opóźnieniem. Potężnemu mężczyźnie brakowało skoczności thri-kreena, zwinności genasi i elfki czy też umiejętności latania, jakie posiadał konstrukt.
Mógł się tylko przepychać przez ten szalejący żywioł, odpychając swymi silnymi ramionami ciągle wpadające nań modrony.

Z uwagą słuchał dyskusji, lecz, szczerze powiedziawszy, szybko go znużyła. Logika, plany, trasy, przeszkody, błędy w rozumowaniu... Kompletna nuda! Negocjacje - to nie było coś dla niego. Chyba że prowadziło się je przytykając miecz do szyi rozmówcy... Niestety dziwaczny stwór nie miał dobrze widocznej szyi. Barbarzyńca był zawiedziony.
Postanowił porozmawiać z kimś w swym mniemaniu ciekawszym - z drużyną awanturników, która weszła między modrony, najwyraźniej próbując osiągnąć podobny cel co drużyna wikinga. Tyle że nie mieli aż tak dobrego planu... Jak ich teraz znaleźć?
Ingvar oddalił się kawałek w kierunku czoła kolumny, lecz kłębiące się stworzenia zasłaniały mu widok. Próbował je rozsuwać, by coś zobaczyć, lecz po chwili następne wchodziły w pole jego widzenia. Wściekły postanowił wdrapać się na jednego z modronów, by spróbować dojrzeć członków tamtej bandy.
Jeśli mu się uda podejdzie do najbliższego z nich witając go niefrasobliwym:
- Bądź pozdrowiony. Co cię tu sprowadza podróżniku? - Jakby podążanie wraz z Marszem Modronów było czym zwyczajnym. Oczywiście, pod maską pewności siebie był czujny - już wcześniej zauważył, iż ta kompania gotowa jest do bitki. On również był gotów.
Jednak gdyby nie udało mu się nikogo dostrzec po prostu ruszy naprzód, w kierunku miasta, szukając czegoś ciekawego. Może po drodze uda mu się uratować tego... jak mu tam... Kuzyna diabelstwa?
 
Wnerwik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172