Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-08-2014, 14:48   #331
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Bitwa zlała się w jedną rozmazaną plamę przelanej krwi.
Szał jak zwykle wziął górę.
Błogostan.
Zwierzęce instynkty i odruchy kierowały sprawnym wyćwiczonym ciałem, wprawiały w ruch tą maszynę do zabijania o szlachetnej urodziwej twarzy przesłoniętej teraz przerażającą wężową maską.


Rah'fol był tylko jednym z wielu na szlaku rozpłatanych ciał. Zarejestrowała jego twarz, rozpoznała.
Stanął jej na drodze. A wojna usprawiedliwia każde zabójstwo. Nikt nie możne mieć o to do niej pretensji.
Gdy przyszpiliła go do podłogi chciał uciec niczym mysz miotająca się w kocim pysku. Czuła jego strach, jego desperację i wdychała niczym najpiękniejsze perfumy. A później pozostawiła za sobą jego trupa i brnęła dalej w tą otchłań szału, gniewu i śmierci.
Tyle, że to droga w jedną stronę.
Powroty zdarzają się bardzo bardzo rzadko...
Opłacało się. Arena i część dzielnicy trafiło w ręce Tormtor. Mogli ich tamtego cyklu rozgnieść, mieli w końcu druzgoczącą przewagę w liczbach. Ale reperkusje byłyby zbyt duże, Elherei-Cinlu zbyt osłabione a Shi'quos straciłoby jakąkolwiek opozycję i przeciwwagę, pozostałe Matrony musiały zdawać sobie z tego sprawę i dostrzegać zagrożenie. Dlatego Tormtor musiało żyć. I trzeba go było choć częściowo zadowolić. Wszystko ziściło się podług śmiałych i ryzykownych przewidywań. Cóż... Bogowie sprzyjają niepokornym. Całe szczęście.
Rozmowa z simulacrum było oczywistą stratą czasu. Keelsoron przekazał mu tylko tyle ile przekazać chciał, odpowiedzi na prawdziwie nurtujące pytania zwyczajnie simulacrum nie znało i nic, ni tortury ni przekupstwo, nie wyciągnęłoby ich z jego głowy. Han'kah opuściła salę przesłuchań mijając się na korytarzu z Vallocharem, dla którego uszu miały trafić teraz informacje natury naukowej. Sam Keelsoron pozostawał zagadką. Dokąd się udał? Po czyjej rzeczywiście stanął stronie? Po prawdzie teraz niewiele to już zmieniało. Etap krucjaty ilithidów można było zamknąć i ruszyć dalej. Zająć się sprawami ważnymi. Zająć się sobą.
Korespopndencja... Han'kah przeglądała kolejne listy, mięła je w dłoniach i odrzucała pod nogi.
Wszystko takie oficjalne i do wyżygania pretensjonalne...
Kto by pomyślał, że w oczach całego Shi'quos stanie się tak poważną persona non grata? Wszyscy spośród Domu Magów unikali kontaktów z nią jakby omijali rozpalone żelazo. Srali po nogach na swoich ciepłych posadkach aby nie posądzono ich o kolaboracje z wrogiem.
A Han'kah była tych wrogów esencją... Przynajmniej teraz, świeżo po inwazji na Despana. To dziwne, że większość osób z taką łatwością ją właśnie obarczyło odpowiedzialnością, ją wskazało jako pomysłodawczynię tej zbrojnej odpowiedzi. Nie była nawet oficjalną doradczynią Sabalice a miała wrażenie jakby podzielili winę naw spół między samą Sabalice i nią właśnie. W zasadzie to uznała to za zaszczyt. Schlebiało jej to. Wyszło na to, że Han'kah Tormtor... była sławna. Czy też niesławna, jeszcze lepiej. Miała co chciała. Drowy odprowadzały ją wzrokiem z cichym, pełnym napięcia skupieniu jakby spodziewali się, że zaraz dobędzie mieczy i rozpocznie jatkę ot tak, bez powodu. Stała się wściekłym psem Sabalice i nosiła na sobie pełną cenę tego miana.
- Pretensje... pretensje, znowu pretensje... - Han'kah odrzuciła kolejny pergamin tłumacząc siedzącej w fotelu obok niziołce co zawierają pisma. - I... o znów... twoja obecność nie jest w dobrym tonie... czasowo lepiej się nie widywać... może jak wszystko przycichnie... bla bla bla... - splunęła na wyściełaną kartkami podłogę. Ostatni list rozeźlił ją najbardziej. - Tchórz! Cholerny tchórz...

Muzyka. Especially for Val

Następny list palił w palce. Han'kah zerwała krwisto czerwoną lakę z pieczęcią Naczelnej Czarodziejki Despana, przebiegła wzrokiem po rzędzie niezgrabnych liter.
- Nie... Tylko nie to!
Jeszcze raz przeczytała w myślach tekst. Nie było tego wiele. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że to... pożegnanie. Jeśli nie na zawsze to na dość długo aby czuła się zawiedziona i oszukana.
Mdła odległa obietnica, którą rzuca się na wiatr. Cholerne czcze gadanie. Po tym wszystkim? Po preludium jaki skrupuatnie wyszykowała? To miał być dopiero początek. POCZĄTEK! Co z ciągiem dalszym? Ma go sobie tak po prostu... odpuścić?! W dupę wsadzić?
- Nie! Się-kurwa-nie-zgadzam! - warczała jak wściekły zwierz demolując pokój do szczętu. Stosy zalegających na biurku papierów wzbiły się w powietrze, na drewniane solidne biurko posypały się ciosy i kopniaki. Krzesła rozbijały się o ścianę, naczynia obracały w stosy okruchów. Taki zawód...

Tym się różnimy Val...
Ty wylewasz z siebie pełne dramatyzmu groźby.
Ja moje w milczeniu realizuję.

Pułkownik nalała sobie do kielicha cierpkiego wina pachnącego słonecznymi płaskowyżami Thay. Opadł na miękki fotel i zamoczyła usta w trunku. Jej oczy, niby targana bólem naodzin matka, wydały na świat dwie ciężkie łzy.
Uciekła.
Złamała dane słowo.
Zabrała moje dziecko...

Drowka trzęsła niby w febrze. Każdy mięsień w jej ciele wierzgał ze sprzeciwu.
Zaczęła się śmiać.
A później płakać.
Aż śmiała się przez łzy w ciężkim do opanowania napadzie histerycznej wesołości.

Przyjdź
Taka, jaką jesteś
Taka, jaką byłaś
Taka, jaką chcę żebyś była
Jako przyjaciółka
Jako przyjaciółka
Jako stary wróg

Nie spiesz się
Pośpiesz się
Wybór jest twój
Nie spóźnij się
Odpocznij
Jako przyjaciółka
Jako stare wspomnienie
Wspomnienie
Wspomnienie
Wspomnienie

Drowka wyciągnęła się fotelu i przez chwilę uciszała jedynie galopujący ze zmęczenia oddech.
- Dobrze, Val. Będę tu kiedy zdecydujesz się wrócić... - odparła w końcu podkulając nogi i układając głowę na zgiętym łokciu. Stłumiła ziewnięcie, oczy lepiły się nieznośnie, mowa zwolniła. - Gotuj... swoją zemstę. Tylko dobrze... ją przemyśl. Niech... będzie... piękna.
Niziołka w fotelu obok nawet nie drgnęła. Intensywnie wlepiała tylko w pułkownik zimne kulki martwych oczu. Z jej otwartego brzucha zwisały lepkie warkocze splątanych trzewi, które wylewały się na podłogę układając w malowniczy makabryczny wzór niby dzieło szalonego artysty.
- I co się tak gapisz? - z lekkim przekąsem mruknęła Han'kah uchylając na powrót powieki. Chociaż... nie. Przecież to już nie była ona.
Music. Answers at last
- Przykro mi – oczywiście była to jedynie formułka. Naprawdę przykro jej nie było, czego ewidentnym dowodem był chłód w jej rybich mętnych oczach. - Moja pani, Mevremas, wykluczyła inne ewentualności. To ty sama. Żadne nawiedzenie, żadna klątwa. Rozszczepienie jaźni, tak się to fachowo nazywa. I nie jest skutkiem magii ale zwyczajną chorobą umysłu.
Han'kah omiotła wzrokiem drowkę, którą pamiętała z widzenia sesji oka. Jej szerokie biodra wypełniały pani pułkownik niemal cały kąt widzenia i Han'kah pomyślała, że ten widok już zawsze będzie jej się absurdalnie kojarzył. Odgarnęła czerwone żmije włosów lgnące do jej mokrych policzków i wybuchnęła perlistym niepohamowanym śmiechem.
- Nie wierzę ci – wykrztusiła ostrzej. - Mevremas mówi tak bo chce czegoś ode mnie. Dlaczego miałabym wierzyć królowej kłamstwa?
- Rób co chcesz – drowka, której imienia nadal nie znała wzruszyła krągłymi ramionami. - Ja jestem tylko posłańcem.
- Na jakiej podstawie? - wesołość Han'kah odeszła niezapowiedzianie, tak samo jak przyszła. - Skąd Mevremas wysnuła takie wnioski?
- Kiedy byłaś... Neercie... zadała ci szereg pytań. Zasugerowała też po drodze kilka odpowiedzi aby bystra drowka mogła sama je wysnuć. Doszłaś do tych konkluzji i mówiąc je, na pewno w nie wierzyłaś. Ale one nie były prawdą. Nie masz wiedzy jaką Neerice powinna dysponować. Moja pani zna kilka jej sekretów, ale ty nie. Dlatego nie ma jej w twojej głowie. Jesteś tylko ty, która sądzi, że jest Han'kah. I ty, która sądzi, że jest Neerice. Typowy dualizm jaźni. Co ciekawe... - drowka wydawała się szczerze zaintrygowana, może nawet zafascynowana tym przypadkiem – Nie jest to do końca dualizm. Masz ich więcej. Lokatorów.
- Pierdolenie! - Han'kah wrzasnęła wściekle i zerwała się z krzesła. Ostatnie słowa wydawały się wybić ją ze strzępów psychicznej równowagi. - Jak to więcej? Znaczy, że kurwa ile?
- Belarice, plebejska półdrowka. Aunrae, niska stopniem sierżant Despana... Miz'ri dama z Dzielnicy Rozkoszy... Mam wymieniać dalej?
Han'kah przycisnęła przeguby dłoni do powiek walcząc z narastającym bólem głowy.
- Kłamiesz... Wiem kurwa kim jestem...
- Obawiam się, że nie. Gdzieś się... hmmm... pogubiłaś. Masz w sobie całą gamę barwnych osobowości i zmieniasz je jak rękawiczki, w zależności od potrzeby, niekoniecznie świadomie. I po co te nerwy? Spójrz na to jak... na talent! – kobieta uśmiechnęła się szelmowsko. - Ty sama może i nie wiesz co robi Neerice czy Belarice, ale twój mózg jakoś trzyma to wszystko w kupie i chcąc nie chcąc, dążycie razem do jednego celu. Jak zgrany zespół. To naprawdę pasjonujące.
- Zespół? Ty sobie kurwa jaja ze mnie robisz? One mi kradną życie! Robią rzeczy jakich ja nie chcę robić!
- No właśnie... w tym chyba tkwi przyczyna – odparła spokojnie drowka. - Te osobowości to odpowiedzi na... ograniczenia Han'kah Tormtor. Nie chcesz robić niektórych rzeczy a i takie... czasem opłaca się robić. Aż się prosi. Wtedy z pomocą idą inne fragmenty ciebie samej, o... że tak powiem mniej stanowczym światopoglądzie. Dla nich to nie problem żeby... się z kimś przespać, bratać z plebejuszami czy... być elegancką damą. Już w dzieciństwie bawiłyście się z Neerice w aktorstwo, prawda? Wcielałyście w postacie z różnych warstw, Domów, klas... Może... może spodobało ci się to aż za bardzo? A może pragmatyczny mózg nauczył się tym zarządzać jak wielofunkcyjną machiną? Kiedy jednak zabiłaś Neerice... coś poszło nie tak. Nowa osobowość, która zrodziła się pod szyldem twojej siostry zaczęła być... dominująca, zagarniała coraz więcej dla siebie i, co gorsza, weszła w pewną opozycję z resztą. Zaczynało się rozbić więcej jej niż Han'kah Tormtor. Wszystkie inne twory twojego umysłu usunęła w mrok. I to samo chce zrobić z tobą. Chociaż... - rozłożyła ramiona na boki i zaśmiała się lekko – jeśli to będzie dla ciebie jakieś pocieszenie, jeśli nawet przegrasz tą walkę, to i tak pozostaniesz sobą. Zawsze... byłaś sobą. Nigdy nie przestałaś.
Han'kah opadła na kolana napierając rozwartymi dłońmi na skronie. Czaszka łupała żywym bólem, jakby skrywała w sobie coś żywego i ruchliwego, co za wszelką cenę chciało wygryźć i wykopać sobie drogę na zewnątrz.
- Dość, dość, dość... - szeptała gorączkowo. - Wynoś się, rozumiesz? Nie chcę cię już słuchać... Wypieprzaj z moich komnat, to brednie, brednie... W ogóle ci nie wierzę, kłamliwa żmija Aleval...
Nie była pewna jak długo siedzi tak na podłodze, mamrocząc do siebie i pozwalając by jej ciało kołysało się monotonnie w przód i w tył. Czy znów straciła kontakt? Czy któraś ze złodziejek znów przejęła jej ciało? Niecnie wykorzystała? Przechadzała się w nim ulicami Elherei-Cinlu niby w dobrze skrojonej sukni? Zachciało jej się wymiotować. Uniosła oczy aż napotkały gładką taflę lustra, w którym czaiło się jej własne odbicie. Jej? Czy aby?
- Wiesz, że to wszystko prawda – drowka w lustrze podniosła się chociaż Han'kah nadal siedziała na podłodze. Poczyniła kilka kroków w jej stronę. - Musisz to zrozumieć i przyjąć. Później... później pomyślimy co dalej.
Im bliżej była lustrzanej ramy tym bardziej jej włosy jaśniały, aż szkarłat całkiem z nich uleciał i pozostała śnieżna biel. Usta Neerice wykrzywił niesymetryczny grymas.
- Musimy się dogadać. Musisz mi dać to czego chcę... - uniosła rąbek sukni i przekroczyła próg lustra. Tafla zafalowała niby zmącona woda i Neerice stała teraz przed Han'kah, w jej komnacie, tak realna i prawdziwa. Wojowniczka jęknęła stukając się w ciemię jakby miało to w czymś pomóc, mogło wybić z głowy tę koszmarną wizję.
- Niczego ci nie dam...
- Musisz.
- Muszę?
Neerice zagwizdała beztrosko, kołysząc biodrami doszła do biurka i od niechcenia ujęła okazały nóż do papieru. Skierowała ostrze w stronę zaokrąglonego brzucha.
Han'kah wyrwała do przodu jak z procy. Dwie bliźniaczo podobne figury zwarły się w szarpaninie. Papiery z blatu rozpierzchły się na wszystkie strony niby stado spłoszonych ptaków, niektóre wylądowały w oknie rozpalonego kominka. Ogień rozpełzł się po nich i ostrożnie zeskoczył na futro rozłożone na podłodze.
Drowki wymieniały się chaotycznymi ciosami, gryzły i wyrywały sobie nawzajem włosy jakby znów miały po pięć lat i zapomniały, że można inaczej, że są niebezpiecznymi mrocznymi elfkami zdolnymi zabijać szybciej niż wypowiada się słowa.
- To już koniec... - w całej tej zajadłej przepychance Han'kah zobaczyła strzępy wyrwanych z kontekstu zdarzeń. Zobaczyła obce miejsca i twarze, swoje roześmiane oblicze odbijające się w lustrze zamtuzu, zobaczyła twarz Rah'fola Despana opierającego się barkiem o wzmocnienie namiotu, wreszcie... przebite dłonie Lesena Vae i strach unoszący na dnie jego oczu.
Leżały na podłodze, Han'kah zaciskała palce na szyi Neerice. Łuna z trzaskającego w kominku ognia oświetlała ich identyczne, wykrzywione szałem twarze.
- Już cię nie potrzebuję... – wychrypiała Han'kah. Niewiele myśląc zacisnęła palce na rozżarzonym kawałku drewna, wyjęła go gołą ręką prosto z kominka i docisnęła do lewego policzka siostry aż zakwierczało. W nozdrza wkradła się ostra woń palonego mięsa i smród strachu. Neerice zawyła i zwiotczała jej w dłoniach.
Ogień rozpełzł się po całej komnacie moszcząc sobie pojedyncze ogniska pożogi. Han'kah podniosła się z trudem i zaczęła się śmiać. Potwornie, nieprzerwanie śmiać aż rozbolał ją brzuch.
Śmiała się nawet wtedy gdy wokół zaroiło się od drowów i minotarów. Tam gdzie przed chwilą pełzały radosne języki ognia teraz dymiły się poczerniałe fragmenty ścian. Nad nią stała Sabalice, wyraźnie zakłopotana, może nawet odrobinę zatroskana, i wydawała jakieś niezrozumiałe komendy. Dwóch minotaurów trzymało pułkownik pod ramiona mimo iż chciała im powiedzieć, że to zbyteczne, że pójdzie o własnych siłach ale żadne słowo nie chciało przebić się przez ten zwarty ciąg upiornego chichotu.
Music. Into the black

- Odradzam odwiedziny. Może za kilka cykli? - mnich Xaniquos spojrzał na Relonfeina Eilservs znad glejtu opatrzonego dorodną pieczęcią.
- Mam pozwolenie Matrony Tormtor – nalegał strateg.
- I tak odradzam... - skwitował leciwy drow ale nie zamierzał forsować swojej opinii za wszelką cenę. Złożył pergamin i oddał go właścicielowi po czym poprowadził go zagadkowym labiryntem podziemnych tuneli w głąb twierdzy Xaniquos.
- Tam – kościsty palec wskazał ostateczny kierunek.
Na końcu korytarza, za rzędem solidnych prętów, znajdowała się klaustrofobiczna słabo oświetlona cela. W jej centrum siedziała Han'kah. W pozycji medytacyjnej, z twarzą skrytą za kurtyną splątanych włosów opadających luźno na podłogę niby okrywający ciało pogrzebowy całun, zdawała się spać. Gdy Relonfein się zbliżył podniosła na niego rdzawopomarańczowe rozbiegane oczy.
- Nie powinieneś był przychodzić... - głos miała szorstki, chropowaty. Widać rzadko go używała w tych murach. Wodospad włosów spłynął na prawą stronę ukazując lewy policzek naznaczony kompozycją karbowanych oparzeniowych blizn. - Odejdź...
- Chciałem się upewnić, że nic ci nie potrzeba – drow usiadł jak niepyszny, po przeciwnej stronie klatki aby mieli oczy na tej samej wysokości. Nie odrywał od niej wzroku.
Drowka zamrugała kilka razy, chaotycznie, źrenice rozwarły się szerzej. Z jej twarzy uleciał stoicki chłód, zastąpiony teraz podstępnym złośliwym grymasem.
- Potrzeba, a jakże... Zdradź nam swoje sekrety... – drowka podpełzła do prętów, uchwyciła się ich kurczowo. - Chcemy znać twoje sekrety... Zapłacimy za nie czym chcesz a później wykorzystamy je przeciwko tobie...
- Han'kah? - samiec odruchowo cofnął twarz, nie bardzo rozumiał czego stał się nierozmyślnym świadkiem.
- Zostawcie go, dajcie mu kurwa spokój! – na twarz drowki wrócił spokój, ale pozorny, ulotny. Gościł tam ledwie moment. Zaraz zmrużyła oczy pozwalając by jej usta rozjechały się w łagodnym nonszalanckim uśmiechu i klasnęła w dłonie.
- Ach... ta jedna noc... Mmmm... Cóż... – rozłożyła niewinnie dłonie, jej rzęsy zatrzepotały niemal niewinnie – to ja ci ją dałam. Han'kah nie ma ani mojej wprawy, ani subtelności. Musisz przyznać, że jest co wspominać...
- Zamknij się Miz'ri – głos, który opuścił te same usta miał teraz inną, zmęczoną barwę. - Stul wreszcie ten wszeteczny pysk, tania dziwko.
- Ona akurat jest drooooga – oczy zmrużyły się w rozbawieniu, przeciągała sylaby w plebejskim akcencie. Zaśmiała się, wysunęła z ust język aż jego koniuszek zadrgał lubieżnie. - Ale ja pokażę ci tanią plugawą słodycz... No dalej, rozsupłaj gacie żołnierzyku, pochwal się co tam kryjesz...
- Ża-ło-sne... – twarz drowki zmieniała się jak w kalejdoskopie. Z każdą wypowiedzią przybierała inny wyraz, dźwięk głosu też się zmieniał, jakby stawała się całkiem inną osobą. Teraz w licu zagościła dla odmiany zmierzła wyniosłość. - Relonfein Eilservs... Jedyne na co zasługujesz to oskórowanie do samego mięsa... Żałosna karykatura dziecka Lolth, zejdź nam z oczu...
Relonfein westchnął ciężko i podniósł się z klęczek. Jakie uczucia i myśli kłębiły się w jego gowie żadna z nich nie potrafiła powiedzieć.
- Pójdę już. Ale przyjdę znowu – skwitował lakonicznie, po wojskowemu.
Odwrócił się na pięcie i zaczął iść. Odprowadzała go mieszanka rzucanych na przemian sentencji. Gardłowych, niewyraźnych szeptów, skrzekliwych, szalonych, zimnych gróźb, pełnych jadu inwektyw albo nieprzyzwoitych, kipiących ogniem obietnic. Wszystko to zlało się w szaloną kakofonię dźwięków, odbijało echem od kamiennych ścian i trudno było pozbyć się wrażenia, że w pojedynczej celi ciśnie się kilka co najmniej drowek, jazgoczących w nieustannej rozgorzałej kłótni.
 
liliel jest offline  
Stary 14-08-2014, 22:18   #332
 
Aisu's Avatar
 
Reputacja: 1 Aisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skał
Część I

Alyquorra posłał mu ostre spojrzenie. Samiec odpowiedział swoim najszczerszym promiennym uśmiechem.
– Będziesz potrzebny w twierdzy. -
– Przy aktualnym rozkładzie sił? Wątpliwe. Zresztą... - wzruszył ramionami. – Procedura zakłada że nawet w przypadku obrony domu to ty będziesz dowodziła. W polu mogę więcej zdziałać. Pozwól mi wziąć lewą flankę, nie będziesz zawiedziona wynikiem. -
Drowka obrzuciła go niechętnym spojrzeniem, i po chwili uśmiechnęła się kpiąco.
– Jak tam sobie chcesz, nie mam czasu się wykłócać. Idź już.
Spodziewał się takiej reakcji, ba, liczył wręcz na nią! W jej oczach był naiwnym, zapalczywym młodzikiem. Zapatrzonym w nierealne marzenia, nie stanowiącym większego zagrożenia dla jej pozycji.
' Świetnie. ' dodał w myślach Lesen, salutując przed naczelną dowódczynią. ' Myśl tak jak najdłużej. '

* * *



– Drogie Panie, drodzy Panowie, stęskniłem się za wami. Mam nadzieję że wszyscy wypoczęli i są gotowi na następną wojnę, bo mnie aż nosi z podekscytowania. - błysną zębami do żołnierzy Vae i zaśmiał się wesoło. – Haha, ahahaHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA- zatkał sobie usta powstrzymując maniakalny śmiech i wolną ręką zaczął wskazywać drowom pozycje. – Hahaha, haaaaaaaa... - odetchnął głęboko i raz jeszcze zwrócił się do swojego oddziału. – Wybaczcie mi proszę, ale jak że mógłby powstrzymać swoją radość? Móc walczyć z domem Tormtor... Z domem „Wojowników”, z domem „Żołnierzy” - uśmiechnął się szyderczo. – Jakby k*rwa mieli jakiś monopol na wojnę! Ubrali się w ładniutkie mundury i przypięli parę błyszczących medali i myślą że mają prawo nazywać się najlepszymi? Pierdolić to! Jesteśmy drowami Vae! Kiedy oni tłukli się drewnianymi mieczami, my przemierzaliśmy tunele podmroku bez wypoczynku, każdego dnia walcząc o przeżycie! Jeżeli ktokolwiek ma prawo zwać się domem wojowników, to właśnie my! Pokażmy tym sk*rwielom z kim zadarli! -


* * *

Zabawna sprawa z tymi sojuszami. Tormtor i Xaniqos atakują Despane, Nietoperzyca rusza na pomoc Haeloni, Vae dołącza się do Shi'quos, niewykluczone że z powodu rozmów Ytheshy i Sereski na temat Inyndy, a Godeep też się dołącza ponieważ... Maerinidia chciała sobie polatać po polu bitwy i wyglądać zajebiście? Nie wiedział, i niespecjalnie go to obchodziło.
Co go obchodziło to fakt że Thay nie przystąpiło do pierwotnego uderzenia. I przeczuwał że już tego nie zrobią. Jeżeli teraz Thay włączy się do bitwy Eilservs natychmiast stanie im naprzeciwko, a i Aleval nie zostanie długo neutralne. Całe miasto szlag trafi, a to przecież nie byłoby dobre dla interesów, prawda?
Sabalice mogła jednak liczyć na ich ciche poparcie. Nie było ryzyka że ją zaatakują...


* * *


– Musze przyznać że jestem poniekąd zawiedziony. - zwierzył się Karrugowi, polerując rapier. – Miałem nadzieje że spotkam Han'kah. Przyjemnie byłoby skopać jej tyłek, ot, tak przy okazji mordowania jej żołnierzy. Połączyć przyjemne z pożytecznym. -
Ork nie odezwał się słowem, tylko przekręcił lekko głowę by spojrzeć na zmasakrowane oddziały Tormtor.
Sabalice nie była Trievlą. Zamiast desperacko próbować złamać twierdzę Despana w jednym uderzeniu, oddelegowała część swoich sił na zajęcie getta dzikusów i stworzenie sobie pola do manewru. Rozsądne posunięcie, gwarantowało że trzon armii nie zostanie okrążony. Tak długo jak poboczne dywizje żyły.
Lesen zgrabnym ruchem schował rapier, i od niechcenia szturchnął nogą pułkownika Tormtor. Nawet nie wiedział jak facet się nazywa, i choć był całkiem bystry, to, tak jak dowódca poprzedniego oddziału, nie mógł się równać z Lesenem Vae, Generałem Przepowiedzianym. W jego oczach pewnie tylko Sabalice Tormtor stanowiłaby jakiekolwiek wyzwanie.


– Kapitanie... - czarodziej Vae ostrożnie wyrwał go z zamyślenia. Tak jak reszta żołnierzy wciąż miał przed oczami obraz Lesena w wirze bitwy.
Illithidy, Neothelidy Grobowniki, Dridery – przez ostatnie miesiące szermierz nieustannie walczył z przeciwnikami o znacznej przewadze taktycznej, albo najzwyczajniej na świecie fizycznie większymi. Z takimi z którymi nie mógł stanąć oko w oko, i musiał operować zza pleców swoich ludzi.
Tutaj nie miał tego problemu, i choć raz mógł się rzucić w wir walki, dowodzić z pierwszej linii tak jak powinien każdy dowódca. Było to przyjemne, i z rozkoszą skorzystał z okazji, ale, ostatecznie, dla niego zupełnie nie warte wzmianki.
Ale dla regularnych żołnierzy była to pierwsza okazja by zobaczyć na co dokładnie stać sadomasochistycznego na wpół obłąkanego kapitana Vae.
Nikt z nich już nigdy nie nazwie go w kuluarach „Mięciutkim”.
Czując na sobie chorobliwie roziskrzone oczy Kapitana, czarodziej przełknął ślinę i kontynuował.
– Wiadomość od dowództwa. Aleval zaatakowało twierdzę Tormtor, a Thay rozpoczęło mobilizacje. Masz zawrócić i dołączyć do głównych sił. -
– Ale dopiero co się rozkręcałem! - jęknął Lesen, robiąc teatralnie zbolałą minę. – No trudno, drowka każe, samiec słucha. Żołnierze! - zakrzyknął do swojego oddziału – Trzydzieści sekund na obdarcie ciał ze wszystkiego co wartościowe, a potem wyruszamy! -


* * *

Gdyby ktoś pofatygował się spojrzeć na mapę miasta, zauważyłby że przyjazna Tormtor enklawa Thay sąsiadowała z Gettem dzikusów – dzięki temu podczas natarcia Sabalice miała przynajmniej jeden front który nie musiał być aż tak uważnie obserwowany.
Zauważyłby też że dzielnica Vae sąsiaduje z obydwoma, i ich siły mogły przemieszczać się na ziemi niczyjej między enklawą Thay a dzielnicą Despana by zacząć siać zniszczenie na tyłach armi Tormtor.
Co Lesen skrupulatnie wykorzystał, a teraz używał tej samej ścieżki by bezpiecznie się wycofać.
' Na dziewięć piekieł, przysięgam, czasami wydaje mi się że jestem jedyną osobą w Erelhei-Cinlu która korzysta z map podczas planowania swoich posunięć. '


* * *

Krótka siostrobójcza wojna zakończyła się rozejmem, ale wszyscy wiedzieli po czyjej stronie była inicjatywa i kto miał wygrać – gdyby nie duża polityka, Vae stałoby po stronie zwycięzców. Nie było więc nic dziwnego w tym, że armia Vae świętowała, i Lesen także, zgodnie ze swoją nową polityką zacieśniania więzów z głównym pionem armii.
- … I wtedy Lesen rozkazał nam przejść dyskretnie ulicą Trumień... -
' Mój sygnał. '
– Nie nie nie. - zaśmiał się głośno szermierz. – Wydaje mi się że wszyscy tu odnieśli mylne wrażenie, jakoby plan był mój. Wszystko opracowała Alyquorra, ja byłem jedynie oh jakże chętnym narzędziem zniszczenia! - ogłosił pompatycznie z uśmiechem na twarzy i wzniósł kielich w powietrze. – Toast więc za naszą nową Naczelną dowódczynie! -
Ryk aprobaty ogarnął salę, ku znacznemu zadowoleniu samca.
Aż go skręcało na myśl że dobrowolnie zrzeka się pretensji do tego tytułu, jednak nie mógł kierować się wyłącznie własnym ego. Zaczynała się zimna wojna, i Vae nie mogło sobie pozwolić na przepychankę wewnątrz armii.
Zresztą... Nie wiedział o Alyquorrze zbyt dużo. Być może była tak uzdolniona jak wierzyła w to Sereska. Być może mógłby pod nią służyć.
Kurtuazja nakazywała dać jej szansę.


* * *


Illithidzi odparci, siostrobójcza wojna skończona, wewnętrzne rozgrywki zawieszone.
- W końcu chwila żeby odetchnąć. - westchnął do siebie samiec.


* * *


– Mów. - zabójczyni Vae obrzuciła go beznamiętnym spojrzeniem.
– Moja własna wina, szczerze mówiąc. Opuszczenie gardy tylko dlatego że dopiero co skończyliśmy batalię z Tormtor i używanie tej samej rutyny do rozkładania alarmów od 120 latach to wręcz proszenie się o kłopoty. - zaśmiał się Lesen.
A przynajmniej taki miał zamiar. Gardłowy odgłos który z siebie wydobył mógłby zostać uznany za śmiech tylko w czyiś najgorszych koszmarach. Po godzinach wrzeszczenia z bólu praktycznie nie był w stanie mówić, i gdyby nie magia kapłańska pomocnicy Sereski dalej nie byłby w stanie wydobyć z siebie głosu. Dopiero po wielu godzinach pracy rekonstrukcja jego zmasakrowanego ciała zaczęła powoli przynosić efekty.
– Hm... - kapłanka bezceremonialnie wsadziła palce w pusty oczodół Lesen, nie ukrywając konsternacji i nie przejmując się cierpieniem samca.
– Możesz przestać, nic tam nie wygrzebiesz. - wtrącił rozbawiony, ignorując ból. – Plugawe rany powstrzymują regeneracje. - wyjaśnił, uśmiechając się półgębkiem. Na nic lepszego nie mógł sobie pozwolić, bo wciąż nie czuł lewej połowy twarzy.


– Loscivi zawsze miała talent do mrocznej magii. Ukochana kapłanka Lolth. Lubiła też zostawiać „pamiątki”. I właściwie, skoro już o tym mowa... -
– Żadnych oznak magicznej kompulsji, manipulacji wspomnieniami, Geasu, klątw, psychodelicznych trucizn. - odpowiedziała zakapturzona zabójczyni, którą Lesen zdążył przezwać „Jeżykiem” ze względu na liczbę sztyletów wystających spod ubrania. – Jesteś czysty. Twoje przedmioty również są czyste. Miecz miał klątwę, ale już ją ściągnęłyśmy. -
– Oh, to świetnie. - odpowiedział z lekkim uśmiechem samiec.

Drowki spojrzały po sobie. Nie takiego zachowania spodziewały się po kimś kogo brutalnie torturowano przez ostatnie kilkanaście godzin. A jednak nie udawał.
Nie bardziej niż zwykle.
- To... Interesująca broń. - dodała "Jeżyk", zerkając na owinięty w szmaty rapier Lesena. - Wygląda na to że wszystko z tobą w porządku. Przekaże Seresce że możesz wrócić do pełnienia obowiązków Kapitana Straży. Ale nie oczekuj urlopu zdrowotnego. -
- Nawet bym go nie przyjął. - odpowiedział szczerząc zęby. Połowę z nich.

- Jest wciąż tak wiele do zrobienia.
 
__________________
"I may not have gone where I intended to go, but I think I have ended up where I needed to be."

Ostatnio edytowane przez Aisu : 15-08-2014 o 14:03.
Aisu jest offline  
Stary 15-08-2014, 12:09   #333
 
Aisu's Avatar
 
Reputacja: 1 Aisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skał
– Filozoficzne pytanie. - zagadnął swoja sekretarkę, przyglądając się świeżo zregenerowanej twarzy w lustrze.




– Czy gdyby systematycznie obdzierać osobę ze wszystkich kończył i je regenerować, to czy po zakończeniu tego procesu, kiedy wytnie się i odtworzy wszystko, łącznie z niewielkimi kawałkami umysłu i serca, to czy nadal będzie to ta sama osoba? - uśmiechnął się lekko. – Albo jeszcze lepiej – co odpowiada za kształt kończyn podczas regeneracji? Umysł z pewnościa nie pamięta lub nie pojmuje budowy odciętej ręki, a nawet gdyby, to czy oznaczałoby to że po zmanipulowaniu wspomnieniami ofiary można by zregenerować inną kończynę niż wcześniej? Na przykład ze szponami? -
– Nie wiem kapitanie. - odpowiedziała potulnie półdrowka, wyciągając ku niemu jakiś przedmiot. – Za to Irin kazał ci to przekazać. Powiedział ze może się przydać. -
Piracka opaska.
Samiec strącił ją na podłogę gwałtownym ruchem.
– Jeszcze jeden taki dowcip, a każe wypatroszyć te dzieciaki które pierdolił przez ostatnie dwa tygodnie. - odpowiedział wesołym tonem.


* * *
Inynda.

Świeżo upieczona czarodziejka Vae rozpakowywała swoje rzeczy z kuferków podróżnych do szaf i kredensów. Wydawała się bardzo zadowolona z rozwoju sytaucji, jak i z nowego lokum.
-Mały kuferek z lewej. Otwórz i wyjmij zawartość.- rzekła na widok wchodzącego Lesena.
Samiec uniósł brew zaintrygowany, i bez słowa wykonał polecenie czarodziejki.
Ruszał się dość... sztywno. Nowym mięśniom brak było gibkości, i estymował że będzie potrzebował paru dni nim przyzwyczai się do nowego ciała. Jednak cały proces znosił zadziwiająco dobrze, z godnością wręcz, i nawet brak oka, niewidoczny przy zamkniętej powiece i zaczesanej grzywce, nie zdawał mu się aż tak przeszkadzać.
Zupełnie jakby już kiedyś przez to przechodził.
W środku był całkiem niezły zbiór win z powierzchni. Widać było że Inynda lubi luksusy. Co prawda ów zbiór nieco nadszarpnięty. Jedna trzecia przegródek była pusta, ale tak imponował dobrym gustem.
Samiec uśmiechnął się lekko i wyciągnął co jego zdaniem było dobrym rocznikiem
– Co konkretnie świętujemy, Mistrzyni Inyndo? -
Transfer, z pewnością. Ale nie wiedział jeszcze jaką pozycje ofiarowała jej Sereska.
-Na razie to, że wymknęłam się z gniazda szerszeni jakim jest obecnie Dom Shi’quos.-odparła z uśmiechem czarodziejka.- Świętujemy nowy początek, a tobie… to rany po ostatniej awanturze w mieście?
– Nie do końca. - odparł, bezwolnie podnosząc dłoń do brakującego oka. – Długa historia, nie będę cie zanudzał. - dodał z uśmiechem, rozlewajac wino do dwóch pucharów. – Więc jaka była cena za twój transfer? -
-Głos Vae i poparcie, przy wyborze matrony plus… parę innych przysług. Ale Nietoperzyca dołożyła dwie trzy uprzejmości dla Sereski- stwierdziła Inynda.-Szczegółów nie znam. To toczyło się ponad moją głową.

Samiec przechylił lekko głowę.
Więc to dlatego Sereska tak szybko poparła Nietoperzyce. Dlatego nie próbowała samemu zostać wybrana.
' Nie wydaje mi się żebyś była tego warta Inyndo. ' pomyślał zimno. ' Ale Valyrin również pracowała nad takim wynikiem, więc niewykluczone że rezultat był z góry przesądzony. Przynajmniej dzięki tobie jesteśmy po stronie zwycięzców. ' przyznał sam przed sobą. Nie było sensu gniewać się na czarodziejke.

Zaśmiał się pod nosem i odwrócił się by wręczyć Inyndzie jeden z pucharów.
– Czułem że swoim urokiem szybko pozyskasz sobie przychylność Sereski. Cieszę się że się nie myliłem. -
-Nie wiem czy akurat tylko mój urok. Raczej byłam częścią transakcji wiązanej. Nietoperzyca… widziałam parę magów od Mavolorna u was. Specjalistów od metalowych i kamiennych protez. Być może parę waszych orków je dostanie.- zamyśliła się Inynda upijając nieco wina.-Wiesz jak to jest, takie pogaduszki Matron zawsze są pełne tajemnic i umów, o których nigdy się nie dowiadujemy.
– Nie musimy. Ważne że transfer przebiegł sprawnie i bez żadnych nieprzyjemności. - objął ją w pasie jedną ręką i stuknął kielichem w toaście. – Kto by pomyślał że będę cie witał w domu Vae. - mruknął w zamyśleniu, sącząc wino.
-Jeśli nie ty, to kto? Nie mam zbyt wielu znajomości w Domu Vae. I mam wrażenie, że twoja Matrona uważa ten fakt, za moją zaletę.- upiła nieco wina Inynda i spoglądała badawczo na Lesena, licząc zapewne, że on ustosunkuje się do jej słów.
– Prawdopodobnie chodzi jej o Lanni. Nasza Opiekunka Świątyni ma trochę zbyt silną pozycję by jakakolwiek matrona czuła się komfortowo. Alyquorra dopiero się okopuje w nowej roli, a Wilczek... Właściwie. - obrócił w jej stronę jedyne oko. – Yvalyna powinnaś znać, też przeszedł z Shi’quos. Zapomniałem o tym. -
-Nie znam… Niby czemu miałabym? Nie znam dziesiątek magów z innych katedr, którzy nie są ważni. A większość hałastry Sur’sayidy tak jest. Nieważna .- wzruszyła ramionami Inynda.- Yvalyna nie znam w ogóle.
– Jest naszym zarządcą, i pierwszym kochankiem Sereskim. Do tego jestem niemal pewien że jest też niebieskim magiem, ale nie dorwałem jeszcze wiarygodnej kopii księgi Nimfologii by móc to zweryfikować. - wytłumaczył ze śmiechem. - Zresztą nie lubi się chwalić magicznym talentem, bardziej interesują go łóżkowe podboje. Na co dzień pomagamy sobie w kierowaniu codziennymi sprawami twierdzy, i myślę że jakoś się dogadacie... Tylko bez przesady, Sereska może się zrobić zazdrosna. - zanurzył nos we włosy drowki. – Ja mogę się zrobić zazdrosny. - mruknął jej psotnie do ucha, po czym odsunął się lekko, kołysząc czerwonym płynem w kielichu. – W dużym skrócie, uważaj na Lanni... I lepiej będzie jeżeli nie będziesz się za bardzo obnosiła z moim wsparciem. Nadepnąłem paru osobom na odcisk, i dopóki sprawy się nie uspokoją jestem... Problematycznym sojusznikiem. - przyznał niechętnie, pociągając łyk wina. – Jeżeli chcesz, potem mogę cię wprowadzić w resztę – Alyquorre, Haelvrae, kilka innych osób które zaczeły zwyżkować po wojnie. -
-Zacznij może od swych wrogów. Komu nadepnąłeś na odcisk w Vae i w Erelhei-Cinlu.- zapytała zaciekawiona Inynda i uśmiechnęła się.- Ten Yvalyn taki kochliwy, że muszę się pilnować?
– Drowki, drowy... Zresztą nie dziwie im się, jego tyłek wygląda fantastycznie... Jest jednym z najbardziej pożądanych samców w mieście, po śmierci Nihrizza być może najbardziej. Aż się dziwię, że go nie znasz. - zauważył z uśmiechem, jednak po chwili ściągnął brwi niezadowolony, przechodząc do wątku wrogów. – Cóż... Lanni to nieustanny cierń w moim boku. Twierdzi że moje pomysły mogą ściągnąć zagładę na całe miasto. - przewrócił dramatycznie oczami. – Jasne że mogą, ale to nie oznacza że nie mogę próbować! - dodał ze śmiechem. – Fakt że zabiłem jej kochanka również może mieć w tym coś do powiedzenia. No i jest kwestia kościoła Shar. Parę lat temu przyczyniłem się do zniszczenia jednej z ich komórek, więc nadal na mnie polują. I coś czuje że Eilservs może być niepocieszone moim zachowaniem w trakcie wojny. Miałem im pomóc, ale koniec końców uznałem że moje miejsce jest u boki Sereski. Wróciłem zanim zdążyłem rozdrażnić inkwizycje swoim niewyparzonym językiem. -
-Gratulacje… przy tylu wrogach jeszcze żyjesz.- cmoknęła go w nagrodę w policzek i dodała.- Hmm… imię, rzeczywiście mi się obiło o uszy, ale jestem zbyt sta… doświadczona, by ganiać za młodymi męskimi pośladkami. To męcząca i jałowa robota. Lepiej niech oni przychodzą do mnie.

Zamyśliła się dodając.-Chyba Eilservs będzie ci najłatwiej ułagodzić. Koniec końców nie jesteś Trielvą czy Sabalice. Nie byłeś w sojuszu z kochanką Bestii, prawda?
– Trochę flirtowałem z tym pomysłem. - przyznał uciekając wzrokiem. – Nic publicznego, o ile nie torturowali jej przed zabiciem jestem czysty. - westchnął lekko. Był dopiero w połowie listy. – Przeżyje. Koniec końców jestem gorliwym wyznawcą Lolth, jeżeli gdziekolwiek ma to znaczenie, to właśnie w Eilservs. -
-To prawda. Choć ponoć samo spojrzenie Malnilee mrozi krew w żyłach.-mruknęła Inynda.
– Nie spodziewałbym się niczego mniej po naczelnej inkwizytorce. - przytaknął samiec, dopijając kielich i z żalem puszczając Inyndę by podejść go uzupełnić. – Ale dość już o moich wrogach. Pomówmy lepiej o tym czego ty potrzebujesz. Jest zrozumiałe że Sereska nie może cię uczynić Naczelną Czarodziejką teraz, świeżo po transferze, ale za parę miesięcy, jak już okrzepniesz... -
-Na szczęście… moja pozycja wydaje się dość wygodna. Tutejsi magowie są przetrzebieni,w rozsypce i podejrzewani o sprzyjanie Shar. Więc jestem bezpieczna.- uśmiechnęła się ciepło drowka.-Przydałyby się lepsze meble i parę bibelotów, ale to drobiazgi.
– Jeżeli będziesz potrzebowała przy czymś pomocy, daj mi znać. Tylko proszę, nie mów o tragicznej sytuacji kręgów magów z takim zadowoleniem. - skomentował ze śmiechem, rozglądając się po pokoju. – Ta cała spraw z Kultem Shar zostawiła mi okrutny niesmak w ustach. Zacząłem się zastanawiać czy nie ściągnąć jakiejś inkwizytorki z Eilservs, żeby miała na nich oko przez jakiś czas. Chociaż być może byłoby z tego więcej szkody niż pożytku... Ah, widzę że przynieśli już ci kanapę. Chodź, usiądźmy. -
Inynda skinęła głową i zgrabnie umieściła swe cztery litery na kanapie.- Masz dobre rozeznanie wśród tutejszych magów, poleciłbyś mi kogoś z kim warto zawrzeć bliższe kontakty?
– Nie aż takie. Ale paru znam. Naethiz i Thorxas przychodzą na myśl, wykładali mi teorię magii jak byłem młodszy. Nie są specjalnie potężni, ani wpływowi, nadal uczą młodsze pokolenia, a to raczej niewdzięczna robota. Wolny czas spędzają na dalszym studiowaniu magii, więc nie zdziwiłbym się gdyby okazali się najlepiej oczytanymi magami domu. Byliby dobrymi pionkami. Pomocnikami. - poprawił się.
Potarł policzek w zamyśleniu. Tak, ta dwójka spędzała więcej czasu z nosem w księgach niż bawiąc się w politykę. Dobrze uzupełnialiby Inynde z jej niechęcią do badań.
- Mogliby by ci też pomóc zyskać posłuch wśród młodszych magów, jak już ich okręcisz sobie wokół palca. - puścił oko do czarodziejki, uśmiechając się łobuzersko, i przejechał wzrokiem po odsłoniętych przez rozcięcie sukni nogach Inyndy. Raczej nie będzie miała z tym problemu.
– I powinnaś mieć oko na Belnolu. Jest niezły, ale ma więcej arogancji niż talentu. Miał sprowadzić twierdzę, ale nie potrafił i dlatego Mistrzyni Maerinidia musiała nam pomóc. Nie wiem jak to znosi, ale nietrudno się domyślić. -
-Czy ja wiem… Mae ponoć jest przekonującą duplomatką. A Belnolu jest samcem.- zażartowała Inynda. I zamyśliła się.- A ty ją chyba znasz… Też uległeś urokowi jej dyplomacji?
– Czy „dyplomacja” to eufemizm? - mruknął wesoło samiec. – Jeżeli tak, to nie. Preferuje bardziej... Doświadczone drowki. -
-Dyplomacja to sposób na osiągnięcie celów bez rozlewu krwi. Więc sposoby jej uprawiania bywają różnorakie.- przypomniała mu Inynda.
– Z czego dyplomacja przez łóżko wydaje się być preferowana . -
-Nie możesz odmówić jej skuteczności.- zaśmiała sie czarodziejka.
Samiec spojrzał na nową maginię Vae.
- Nie. Z pewnością nie mogę. - przyznał rozbawiony.

- A więc… jakie stosunki ma Dom Vae z Godeep? Skoro ją dobrze znasz, wasze Domy muszą być blisko.- mruknęła i po chwili namyślenia dodała.-Są obecnie Domy wrogie Vae, na które powinnam uważać?
– Wierze że Xaniqos łypie okiem na wszystkie domy które byliby w stanie podbić, a Vae mieści się w tej kategorii. Ale poza tym, niespecjalnie. Sereska to roztropna matrona, a dzięki sojuszowi z Shi'quos stanęliśmy po stronie zwycięzców. -
- Shi’quos to silny Dom, silny magią… Może i po przejściach, ale widzisz Sabalice dyktującą twarde warunki Thay? Bo ja nie. Za wiele Tormtor zawdzięcza łysmym.- stwierdziła po namyśle Inynda.
– Trudno jest dyktować twarde warunki kiedy desperacko liczyło się na ich pomoc w bitwie parę dni temu. Poleganie na sojuszu z czerwonymi czarodziejami to największy błąd jaki popełniła Sabalice. - uśmiechnął się lekko. – Ich nie obchodzi kto rządzi miastem, dla nich liczy się tylko to że cenne metale i złoto płyną z Erelhei-Cinlu do Thay. Zwiększenie napięć między domami jest im na rękę, ale otwarta wojna? Marnotrawstwo surowców. Sprzedaliby Sabalice bez chwili wahania. Za miesiąc będą negocjowali z Nietoperzycą nawet nie oglądając się na Tormtor. - odchylił głowę, wpatrując się w zamyśleniu przed siebie. – Jestem ciekaw w jakim kierunku Ythesha’na pokieruje miasto. -
-Tego ode mnie nie wyciągniesz. Nietoperzyca jest bardziej skryta niż… Verdaeth kiedykolwiek była.- odparła czarodziejka nalewając sobie wina.-Nie miałeś okazji się z nią spotkać, prawda?
– Z żadną z nich. Chociaż Verdaeth nie żałuje. Pozwolić miastu wpaść w pułapkę Illithidów... - pokręcił głową z dezaprobatą.
-Ale wszyscy tak entuzjastycznie ruszyli na podbój wrogiego miasta.- zachichotała Inynda. I westchnęła.- Nawet Akormyr… ale może uciekał od problemów we własnej katedrze?
– Chciał udowodnić swoją wartość. Nie mogę go winić, to także było moją motywacją. Tak jak to przewidzieli Illithidzi. - Skrzywił się. Dać się tak zrobić...

' Ładnie rozegrane, wy mackowate sk*rwiele. '

– Wiesz, zauważyłem coś zabawnego ostatnio. - skierował jedyne oko na Inynde. – Han'kah Tormtor odzyskała swoje wyposażenie. -
-Niby jak? Dopadła swoich prześladowców? Zabiła ich? Kupiła u pasera może?- zaczęła wypytywać zaciekawiona.
– Jeszcze lepiej. Podobno odnalazł je wśród trupów Illithidów jeden z żołnierzy Tormtor. I posłusznie zwrócił. W całości. Sprzęt wart, hm, na moje oko jakieś dwieście tysięcy sztuk złota? -
Inynda wybuchła śmiechem głośnym i niezwykle donośnym.-Bezczelne kłamstwo.
– Co nie? - zawtórował jej Lesen. – Aż sam nie mogłem w to uwierzyć jak to usłyszałem. Ale tak mówi. Wygląda na to że miałaś rację, i faktycznie wie o śmierci Akormyra więcej niż mówi. Raczej nie rozmawiała z tobą ostatnio o żadnych nowych „odkryciach”, hm? -
-Na pewno. I może… hmm… musiała to być wstydliwa sprawa z odzyskiwaniem skoro wymyśliła tak bzdurną wymówkę.- stwierdziła z przekąsem czarodziejka.
– Być może. Z pewnością nie powodzi jej się najlepiej. Widziałaś ją ostatnio? Wygląda strasznie. Chyba też ktoś nałożył na nią jakąś klątwę. - rzucił jej badawcze spojrzenie. – To nie twoja sprawka, przypadkiem? -
Inynda z pewnością miała motyw, i miała talent. Chociaż czy byłaby w stanie sprowadzić dusze Neerice?
-Lubiłam Akormyra, był moim partnerem… ale nie zniżyłabym się do scen zazdrości, ani też do obrzucania klątwami jego kochanek. - odparła Inynda wzruszając ramionami.-Poza tym… nie wiadomo co się stało. Han’kah wróciła naga ponoć… i cóż, nie sądzisz że cokolwiek jej zrobiono, to było straszniejsze niż opowiadała? Że ukrywa co naprawdę jej zrobiono i kto jej to zrobił? Kogo Han’kah mogłaby się bać na tyle, by kłamać dla niego albo nich?
Przechylił głowę w drugą stronę. – Kogoś kto ma coś na czym jej zależy. Albo trzyma za zakładnika kogoś jej bliskiego. Nie wydaje mi się żeby specjalnie przejmowała się swoją własną osobą. Alternatywnie... Swojej siostry? - uśmiechnął się tajemniczo. – Wygląda na to że dusza Neerice nie miała ochoty przejść na druga stronę po śmierci i zdecydowała zamieszkać w ciele Han'kah. Miałem ostatnio okazje z nią porozmawiać. -

Rozprostował palce, i zagiął je z powrotem. Tylko dwa najmniejsze były w pełni sprawne. Pozostałe musiały zostać zregenerowane.

-To ma wyjątkowego pecha. Zwykle duchy nawiedzają miejsca, nie osoby.- odparła ze śmiechem czarodziejka wzruszając ramionami.
– Podwójnego. Podobno poprosiła o pomoc Quevvra - tyle że po ataku na Despana jest teraz w całym Shi'quos persona non grata. - zaśmiał się samiec. – Chyba jesteś ostatnią nekromantką w całym Erelhei-Cinlu która mogłaby jej pomóc. -
-I naprawdę nie mam zamiaru i ochoty jej pomagać.- odparła krzywiąc na samą myśl. Dolała sobie wina mówiąc.-Osobiście nawet mnie cieszy jej kłopot. Ale pewnie ty chcesz jej pomóc, co?
– Czy zdziwi cię, jeżeli powiem że niekoniecznie? - raz jeszcze sięgnął po kielich. – Przyznam szczerze, że jest jedna rzecz którą w sobie odkryłem za młodu, i z której nigdy nie wyrosłem. Kocham dobre historie. A historia kapłanki która powraca jako duch by opętać swoja zabójczynie? Przejąć jej ciało i życie? To całkiem dobra historia. Aż mnie kusi żeby dopilnować by tak właśnie się zakończyła. -
-To prostu nie rób nic? Nie dopuść do jej wyzdrowienia?- spytała retorycznie drowka.- Duch jest istotą praktycznie niezniszczalną, dopóki istnieje kotwica, która go trzyma na tym świecie.
– Han'kah nie da się tak łatwo zepchnąć na bok. Jest... Uparta. - uśmiechnął się, jakby był to największy komplement jaki rudowłosa drowka mogła otrzymać. – Być może się mylę, ale czuje że bez zewnętrznej interwencji ta sprawa nigdzie nie ruszy. Najlepiej byłoby to rozwiązać jak najszybciej, tak by zadłużyć u siebie zwycięską stronę. - westchnął lekko - Właściwie, nie jesteś pierwszą osobą którą o to pytam. Ale dopiero ty zwróciłaś uwagę na obecność kotwicy. - zauważył, besztając się w myślach że sam na to w nie wpadł.
-Byłam uczennicą Cienia. Może nie dorównuję innym nekromantom talentem, ale trochę wiedzy teoretycznej mam.- stwierdziła z przekąsem drowka.
– Gdybym wierzył że jest inaczej, nie ściągnąłbym cię tutaj. - szturchnął ją żartobliwie nogą. – Co powiesz na masaż stóp? W ramach drobnego prezentu powitalnego.
-Nie odmówię tej przyjemności. A przy okazji… znasz tą … znałeś raczej… tą siostrę Han’kah. Słyszałem że była ambitną sadystką. Ale szczegółów nie miała okazji poznać.- odparła z uśmiechem Inynda.
– Właściwie, to poznałem ja dopiero niedawno. - przyznał, zerkając na drowkę. – Obrócisz się bokiem, czy czekasz aż przed tobą uklęknę? - uśmiechnął się lekko.
-Dzisiaj będę łaskawa.-obróciła się bokiem i dodała.-Myślisz, że można zaufać owej siostrze Han’kah… którą dopiero co poznałeś? Może być bystrzejsza niż wojowniczka.
– Prawda. Ale wydaje mi że przywrócenie jej do życia byłoby dobrą podstawą do budowania zaufania... Właściwie, Akormyr pewnie myślał to samo sprowadzając Quevvra. -

Ujął delikatnie stopy Inyndy, z czcią jaką drowka zapewne uważała że jej się należy.
Loscivi mogła pozbawić go palców, ale tylko tymczasowo. Pozbawiła go oka, ale chyba sama zapomniała że lata temu przyzwyczaiła go do operowania na jednym. Mogła sprawić że Sereska spojrzy na niego nieprzychylnie za jego niekompetencje. Mogła sprawić że będzie krzyczał z bólu, godzinami, dniami, latami.
Ale nie służył już jej. Teraz sam decydował kogo obdarzać swoim oddaniem.
To nie był zwyczajny prezent. To był akt bunt przeciw Loscivi. I dawał go z wprawą i cichą dumą.

– Więc może jednak nie jest to tak rozsądne. - kontynuował lekkim tonem. -
A co do sadyzmu... Nic ponad normą, moim zdaniem. Ale może była powściągliwa, bo wciąż nie ma dostępu do zaklęć kapłańskich. Prawdodpobnie. Jest w końcu technicznie martwa.

-Nie pamiętam… jak to jest w tym przypadku. Ale… chyba jakaś kapłanka powinna nałożyć na nią pokutę, czyż nie ?- zamruczała zmysłowo drowka poddając się jego pieszczocie.-Akormyr… kiepsko wyszedł na Qevvyrze… a ostrzegałam wiele razy. Ale nie… On musiał postawić na swoim. No i… postawił.
– Wygląda na to że dajesz dobre rady. - mruknął samiec, sącząc zadowolone pomruki Inyndy jak spragniony człowiek wodę. – W takim razie jestem ciekaw... Jest taki jeden projekt, który wziąłem na swoje barki - chce stworzyć w Erelhei-Cinlu kawalerię powietrzną. Wymagałoby to złapania odpowiedniego stwora, oswojenia go, stworzenie mu warunków do rozmnażania, i tak dalej i tak dalej... Ale uważam że jest wykonalne. Jak uważasz?
-I zrobisz to nie mając nikogo kompetentnego do pomocy w tej materii?- zdziwiła się Inynda.- To krasnoludy oswajają i hodują robactwo. My je tylko kupujemy.
– Vae ma kilku własnych trenerów. Fakt, nigdy nie pracowali nad czymś takim... Ale wątpię by duergary miały większe doświadczenie. - westchnął lekko. - Musiałbym uzyskać do pomocy druidów podmroku. -
-A Vae stać na latającą kompanię reprezentacyjną? Shi’quos wolą przyzwać chmarę demonów. To wiele tańsze i bardziej skuteczne.- stwierdziła w odpowiedzi Inynda.
– I czy starczyło przeciwko Illithidom? -
-A kosztowna latająca kawaleria… zrobiłaby więcej? Skoro statek zmiótł Nihrizza w postaci smoka?- odparła retorycznymi pytaniami Inynda.
– Nie będzie aż tak kosztowna. Przynajmniej w utrzymaniu, uruchomienie całego projektu to inna sprawa. I szczerze? Owszem. - nie przestawał pieszczot. Nowe palce buntowały się, nie przyzwyczajone do precyzyjnych ruchów, ale zmuszał je do posłuszeństwa, wprawiając je do roli do jakiej zostały odtworzone. – Nihrizz był jedynym który mógł zająć beholdery, ponieważ... - przerwał. – Antymagiczne pole beholderów działa tez na polimorfię. Więc chyba faktycznie był smokiem. Huh. - mruknął, i kontynuował dalej. – Był jedynym który mógł zająć beholderów. Przyzwane stwory też znikają w polu antymagii. Gdyby nie on, projekt Valyrin poległby sromotnie. Gdyby Illithidzi mieli trochę więcej szczęścia i trafili prawdziwy dryfdysk, Valyrin i reszta czarodziei spaliłaby się na popiół zanim przeprowadziliby rytuał. Nawet nie wiesz jak bliskie było nasze zwycięstwo. Czy kawaleria powietrzna zrobiłaby więcej? Nie potrafię powiedzieć. Ale otworzyła by nas na inne możliwości. Dałaby nam okazje zaatakować powierzchnię statku. Pozwoliłaby chronić dysk lepiej. Mogłaby zająć beholderów i być może smoczy mag nie straciłby życia. Poszerzyłaby naszą perspektywę. - wysunął język, łaskocząc nim stopę drowki. Po chwili dodał, już z mniejszym ferworem. -Pomyśl o tym w ten sposób – jaką przewagę ma czarodziej nad zaklinaczem? -
-No nie wiem…- zamruczała zmysłowo Inynda.- Wiem za to, że… przyzwane stwory jakoś nie zdołały się zbliżyć żywe do statku, mimo że nie był on otoczony polem antymagii. Kawaleria może by coś zdziałała, a może by skończyła równie martwa jak latające demony. A skoro Nihrizz jest smokiem, to… gdzie jest teraz? Ciało smoka nie tak łatwo przegapić.
– Nihrizz nigdy nie służył Tormtor – służył Verdaeth. Bez niej jedyne co mu zostało to pomóc ocalić miasto które pomogła ukształtować. I jak już to zrobił, ukartować swoją śmierć. - zaśmiał się pod nosem. – Ciało spalone tak bardzo że nie da się rozpoznać ofiary? Daj spokój, pozorowanej własnej śmierci kurs podstawowy. Ale to nieistotne. Wracając do Kawalerii... Przewaga czarodzieja tkwi w wszechstronności – i możliwościach jakimi dysponuje jeżeli dać mu dość czasu do przygotowania. Nie jestem w stanie powiedzieć co mogłaby zrobić kawaleria, bo tak naprawdę nadal nie znamy połowy możliwości statku. I dziś też nie bylibyśmy w stanie ich poznać – gdyby jutro statek powrócił, nadal musielibyśmy polegać na desperackich rytuałach. Wiem za to co byłaby w stanie zrobić podczas ataku na miasto Illithidów. - zauważył. – Powietrzne rozpoznanie, dołączenie do demonów w ofensywie przez przepaść, nękanie grobowców z powietrza... - zaczął wymieniać, po czym rzucił okiem na drowkę. – Ale chyba cię zanudzam.
-Trochę… Nie jestem strategiem, żebym mogła właściwie ocenić twoje pomysły.- stwierdziła po namyśle drowka i wzruszyła ramionami.-Opowiedz raczej o tym ataku na miasto ilithidów. To by było ciekawsze.
– Nie jest to aż tak ciekawe jak mogłoby się wydawać, ale... Zrobię wszystko by mój giętki język sprawił ci przyjemność. - uśmiechnął się zalotnie, i przystąpił do opowieści.

- … Do miasta Illithidów prowadziła pojedyncza skarpa, i przyznam że gdyby miasto było należycie bronione to prawdopodobnie nie udałoby nam się go podbić... -

- … Później okazało się że Valyrin na, podobno, rozkazy Shehirae poszła zbadać miasto. Trudno powiedzieć ile w tym było prawdy... -

- … Grobowniki próbowały odkopać mythal kiedy zaatakowaliśmy... -

– ...Wtedy wojska Sabalice obróciły się przeciwko niej. Ktoś przygotował zamach, wynik już znasz... -

- … Całe miasto było ogołocone zanim tam przybyliśmy. Ale Aleval i tak pierwsze wzięło się za szaber, z tym swoim śmiesznym kontyngencikiem... -

- … Modred poległ w bitwie. Strata okrutna. Był Aasimarem, wychowałem go od małego. Traktowałem go jak syna... -

- … Szczerze mówiąc, to koniec końców nawet nie wiemy dlaczego miasto było opuszczone. - przyznał niechętnie, przesuwając palcami w górę nóg Inyndy, ciesząc się ciepłem drowki, tak obcym do zimnego ciała nieumarłej Loscivi. Nie wspomniał o dziwnej relacji jaka zawiązała się miedzy nim a Han’kah na tej wyprawie, i jak wściekła była Sereska przez brak łupów, ale ponad to, nie miał wiele do ukrycia.
– Być może Simulacrum Keelsorona wie coś na ten temat. - mruknął w zamyśleniu.
-Może. A może jest tylko oszustwem Mevremas.-wzruszyła ramionami Inynda.
– Możliwe. Będą mogli się wiele dowiedzieć z samych pytań jakie będziemy mu zadawać. Ale próbować oszukać sześć matron jednocześnie? Ryzykowne. - skontrował sceptycznie samiec. – I jestem zaskoczony że wiesz o jego istnieniu. Myślałem że do tej informacji mają dostęp tylko najwyższej rangi oficjele. - uśmiechnął się do drowki. – Coś czuje że nie minie długo nim będę ci mówić „Naczelna Czarodziejko Inyndo”. -
-Zobaczymy.- zaśmiała się radośnie Inynda.
– Mhm. - mruknął samiec, całując stopę czarodziejki. Przejechał palcami w górę, dotykając wewnętrznej strony ud Inyndy, w niemej propozycji. Widząc że czarodziejka dalej przyglądała mu się z uśmiechem, wymruczał – Mistrzyni Inyndo, gdybyś zechciała... -
-Zechciała... co?-- wyraźnie się z nim droczyła z ujmującym uśmiechem na obliczu.
– Przyjąć... Dziś... Inne... moje... prezenty. - między każdym słowem składał pocałunek na palcach jej stóp. – Dziesiątki pocałunków... Między innymi... -
-Zgoda…- wymruczała drowka rozsuwając zachęcająco uda.
Samiec rozpromienił się i z entuzjazmem, ale powoli, zaczął wycałowywać sobie drogę do słodkiego miejsca drowki.
Loscivi czy nie, dalej mógł spełniać swoją rolę. Dalej mógł pracować nad Erelhei-Cinlu i dalej mógł służyć drowkom które uznawał za wartościowe. Pokaże jej, pokaże Loscivi że nie tylko nie ma już nad nim władzy – ale też że teraz inne korzystają z jego umiejętności.
Kończąc swoją wędrówkę złożył ostatni pocałunek między nogami Inyndy i przystąpił do wykonywania Languisement.


* * *

' Chore? Skorumpowane? ' samiec roześmiał się na głos. ' Ależ Val, to są jakiego najlepsze cechy! '
Przeczytał list czarodziejki raz jeszcze, podrzucając niedbale złotym sztyletem który był do niego dołączony.
' Zaściankowe. Zacofane. Aroganckie w swej bezsilności. To lepsze epitety. '
Doszły go słuchy że Han'kah zabiła jej synka. Czy dlatego odchodziła? Z rozpaczy? Z żalu do miasta?
' Jeżeli tak, to bardzo się na tobie zawiodłem Val. '
Po widzeniu i wydarzeniach z ostatnich dni mógł bezpieczne założyć że to ona stała za fuzją Despana z Shi'quos i wyborem nietoperzycy. I teraz... Urządzała sobie wycieczkę? Zostawiając robotę w połowie wykonaną? Porzucając ją po drobnych perturbacjach z Tormtor?
Żałosne.
I jeszcze te zapowiedzi zniszczenia miasta…
Jakby Lesen nie potrafił się poznać na górnolotnych, pustych zapowiedziach.
Co innego go martwiło. Bez niej nie mógł przeprowadzić widzenia Loscivi. Maerinidi nie można było zaufać. Potrzebował kogoś poza Han'kah i Neevrae.
I teraz będzie musiał czekać aż Oko objawi nowych wybrańców.
' Fantastycznie. '


* * *

– Dziękuje że zgodziłaś się rzucić okiem na siedzibę Heretyków, wielebna inkwizytorko. - skłonił się przed przedstawicielką Eilservs. – Nigdy bym sobie nie wybaczył gdybym coś przeoczył i przeze mnie ten chwast rozplenił się raz jeszcze. -
– Rozsądnie zrobiłeś. - padła krótka odpowiedź.
– Rozumiem że najchętniej przesłuchałabyś pozostałych magów domu. Wywiad sprawdza którzy z nich utrzymywali kontakty ze zdrajcami, wierze że za jakiś czas wyłuskamy wszystkich. Niestety, nie zostawili wielu zapisków, ale te które przejęliśmy dostarczę świątyni. Tak samo jak pojmanych Sharytów. Wierze że będzie z nich dobra ofiara dla Naszej Królowej... -


* * *

– Tylko tyle udało nam się zebrać. -
Samiec podniósł większy płat chityny, mierząc go krytycznym spojrzeniem. Wraz z końcem wojny regularni żołnierze Illithidów rozpływali się w kałuży kwasu, wybuchali od środka albo zamieniali się w kamień. Prawie nic z ich wyposażenia nie przetrwało, a jak już, to nikt nie wiedział jak tego używać. Oryginalnie wszystko było bezpośrednio połączone z wyhodowanym żołnierzem prawdopodobnie psionicznie, i tak też musiało być kontrolowane. Bez żywych żołnierzy nie mogli poznać ich sekretów.
' Wygraliśmy, ale nic nie jesteśmy w stanie się od nich nauczyć. Powrócą, a my nadal będziemy jak dzieci we mgle. '
Odłożył płytkę na stół. Jednak co nieco się zachowało. Ci którzy wybuchali, czasami zostawiali resztki wzmacnianej skóry. Niezwykle wtrzymałe płyty, które można było połączyć w pancerz.
– Zróbcie to. -
– Ale koszta... -
– Pokryje je. - uciął protesty.
Postęp nie miał ceny.



* * *

Spotkanie z Barzail było dość… oficjalne. Został zaproszony do jej gabinetu w Twierdzy Godeep i spotkał się w otoczeniu jej dwóch adiutantek.
-Lesen Vae. Twoja pomoc w ostatniej bitwie z Ilithidami, musi zostać doceniona przez Dom Godeep.- stwierdziła na widok wchodzącego drowa.
– Generał Barzail. - samiec zasalutował oficjalnie, z promiennym uśmiechem na ustach. – Jesteś zbyt łaskawa. Wykonywałem jedynie wolę Lolth. - zauważył radośnie. Samce służy samicom – także oddawali za nie życie w bitwie. Był to jeden z powodów dla których zdecydował się interweniować, chociaż oczywiście nie jedyny.
Eee… hmmm.- zaskoczonej słowami Lesena Barzail odebrało na chwilę mowę.-Czyli Dom Godeep... nie jest ci nic winien?
– Obawiam się że gdybym zgodził się na taką interpretację Sereska obdarłaby mnie ze skóry. A nie jest to specjalnie przyjemne. - zażartował samiec, zajmując miejsce naprzeciwko drowki. – Chciałem przez to powiedzieć, że cieszę się że moje starania zostały docenione. -
Nie zdarzało się to wystarczająco często.
-No tak… życzenia Matrony.-Barzail nie miała chyba poczucia humoru i wypowiedzi Lesena brała ciut zbyt dosłownie.-Więc… z czym przysłała cię twoja Pani?
Lesen zamrugał oczami, po czym uniósł przepraszająco ręce.
– Przepraszam, to miał być żart. Zignoruj tą uwagę, przemawiały przeze mnie... frustrację. - wytłumaczył.
-Acha… żart… zabawne.- rzekła z uśmiechem Barzail i splotła dłonie razem opierając łokcie na biurku.-Twoja pomoc była znacząca w bitwie i niewątpliwie wpłynęła pozytywnie na stosunki między naszymi Domami. Jednakże możliwości odwdzięczenia się za nią są… ograniczone. Radzę poskromić więc ambicje w tej materii.
– Rozumiem. - przytaknął samiec. – Słyszałem że są pewne... Problemy ze stanowiskiem Naczelnej Dowódcy Godeep. -
A mianowicie jeden stołek nie było w stanie pomieścić dwóch drowek.
-Ta plebejska Siadef… czy jak naprawdę się nazywała przed nominacją… Jest zagrożeniem, przyznaję. Ale Matrona swym mądrym wyrokiem uczyniła ją kapitan straży Domu odsuwając ten problem ode mnie. Przynajmniej na razie.- rzekła Barzail.-Inną kwestią, jest… trwałość tego układu. Ta Siadef… dużo wie.
– Trująca żmija we własnej twierdzy. - przytaknął samiec, licząc że Barzail pociągnie wątek.
-Bardzo.- stwierdziła posępnie Barzail.-I w dodatku nie wiadomo skąd się wzięła. Pojawiła się nagle i stanęła na czele armii, obleczona w sławę wybawicielki.
– Robota innego domu? - zasugerował Lesen. W trakcie inwazji upadek jakiegokolwiek domu stanowiłby problem dla reszty, pozwalając Illithidom na przesunięcie swoich sił na inne fronty.
-Wolałabym nie spekulować na ten temat.- ucieła dywagacje Barzail.-Zbyt wiele jest tajemnic związanych ze Siadef. Być… może… Bardzo przypomina swą imienniczkę z czasów młodości. Może jest potomkinią poprzedniej Matrony.
– Albo gra na sentymentach i żalu po śmierci ukochanej matrony. - dodał przechylając głowę. - Ale rozumiem, Pani, że nie chcesz ciągnąć ze mną tego tematu. Nie jestem w końcu z domem Godeep aż tak blisko… Chociaż chciałbym zmienić ten stan rzeczy. - uśmiechnął sie ciepło.
-To znaczy?- albo Barzail była niezby domyślna, albo gorzej… niezbyt zainteresowana. Sugestia Lesena nie grzeszyła wszak subtelnością. W końcu jednak po dłuższej chwili dumania rzekła.-W takim razie oczekuję zaproszenia na…- otworzyła niedużą książeczkę.-... kolację, za dwa cykle lub obiad za cykl jeden. Może być? Oczekuję pisemnego zaproszenia, do… publicznej restauracji. Tak będzie odpowiednio.
Samiec mrugnął jedynym okiem. Miało to być uprzejme zaproszenie do politycznej współpracy, a nie próba flirtu. Barzail nie mogła uchodzić za atrakcyjną nawet przy jego słabości do starszych drowek.

' Co na moim miejscu zrobiłaby Valyrin? '

– Kolacja za dwa cykle w takim razie. - przytaknął samiec.
Jeżeli Barzail tego sobie zażyczy... Będzie służył.

* * *

Barzail utrzymała formalną postawę nawet na ich „randce”, chociaż wolał nie nazywać tego w ten sposób. Dla niego było to czysto polityczne spotkanie – jednak podstarzałą generał polityka albo nudziła, albo uznawała za nieroztropne dyskutowanie o takich sprawach publicznie, lub z Lesenem, lub i to i to.
Dlatego szybko przeszła na tematy jej bliskie – wojnę. Tą z Illithidami, te z przeszłości, na strategie wojenne, bitwy, wszystko. Zmiana tematu zaskoczyła samca. tak samo jak pasja z jaką zaczęła mówić, choć chyba nie powinny.
' Zabawne ' pomyślał do siebie, wracając ze spotkania. Spędził tak dużo czasu bawiąc się w politykę że zapomniał o tym że były w tym mieście jeszcze drowy które podzielały jego fascynację wojną. Dla których wojsko nie było po prostu kolejną ścieżką kariery.
Nic dziwnego że dał się wciągnąć w dyskusję z dowódczynią, zapominając o wszelkich planach sterowania spotkaniem i najzwyczajniej na świecie dobrze się bawiąc.
Barzail miała być narzędziem w rozgrywkach w Godeep. Ostrzem do wykorzystania.
A teraz ze zniecierpliwieniem wyczekiwał ich następnego spotkania.
' Jeszcze jedna rzecz która nie poszła z planem. ' pomyślał rozbawiony.
 
__________________
"I may not have gone where I intended to go, but I think I have ended up where I needed to be."
Aisu jest offline  
Stary 15-08-2014, 13:28   #334
 
Aisu's Avatar
 
Reputacja: 1 Aisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skał
- … Traxex, Zharvakko, Aiushtha. - K'yorl skończył wymieniać. – Łącznie blisko 40% oficerów poległo podczas obrony twierdzy. -
– Dobrych oficerów. - dodał Lesen, spoglądając po swoich podopiecznych. – Drowów, którzy byli pilarami naszego domu, naszej twierdzy. Wiem że wielu z was straciło przyjaciół, i zapewniam was że wszyscy rozpaczamy z powodu ich straty ... - przerwał by wybuchnąć śmiechem. – Ahahaha, O Lolth, nie mogę. - przetarł oko, próbując powstrzymać wesołość. – Dobra, starczy. Przeglądałem raporty, połowa z nich była zwykłymi kretynami którzy dali się głupio zabić. Nie będziemy za nimi tęsknić. Najważniejsze że wy byliście w stanie przeżyć, i należycie wypełniliście nadaną wam rolę. Dobra robota. - pochwalił zgromadzonych. Zgromadził większość ze swojej kadry, plus kilku szeregowych drowów, co do których rokował pewne nadzieje. – Niestety, jak się zapewne domyślacie czterdzieści procent to cholernie dużo. I mówiąc wprost, mamy braki, na wszystkich szczeblach. Trzeba je jakoś uzupełnić. I tu wkraczacie wy. - wskazał szerokim gestem zgromadzonych. – To dla was wszystkich unikatowa szansa. Potrzebujemy świeżej krwi. Młodej, ambitnej i zdolnej. I chcę żebyście ją znaleźli. Żebyście ją sprowadzili tutaj, by mogli rozkwitnąć. Rozwinąć skrzydła. - uśmiechnął się promiennie. – I wiem co wielu z was teraz myśli. „Ależ Kapitanie, dlaczego mielibyśmy sprowadzać do gwardii ludzi, którzy wiemy że będą dla nas konkurencją i zagrożeniem?” Ponieważ, moi mili, udowodnicie mi w ten sposób że potraficie zawiązywać wartościowe przyjaźnie. I że nie boicie się zaryzykować własnej pozycji dla dobra domu. A to, w moich oczach, jest bezcenne, i zostanie wynagrodzone. Jest to coś czego Porucznik Jiryz nigdy nie rozumiała, i dlaczego bardzo rozsądnie zrobiła dając się zabić, bo moja cierpliwość do niej była już na wyczerpaniu. - zwężył niebezpiecznie oczy i pochylił do przodu. – Macie nie marnować swojego czasu na mordowanie młodzików, zrozumiano? - powiedział wesoło, po czym oparł się na krześle. [i] – Oczywiście, wszystkie domy mają problemy z kadrami. Może poza Shi'quos. [i]- westchnął ciężko. – Dom gladiatorów, a wszyscy przechodzą do domu magów. Cholerna strata. Nikt ich nie doceni, a ich twierdzę pewnie przerobią na magiczne laboratoria, albo zamknął dopóki nie znajdą dla niej jakiegoś sensownego zastosowania. Ale ktoś i tak będzie jej musiał bronić, ch*j z tym że prawdziwa polityka odbywać się będzie w twierdzy Shi'quos i będzie to równoznaczne z politycznym zesłaniem. - pokręcił głową. – Żal mi drani. Ale nieważne, nie nasza sprawa. K'yorl, następny podpunkt. -
Z dobrze skrywaną satysfakcją zauważył że niektórzy jego podopiecznych ściągają brwi w zamyśleniu albo uśmiechają się lekko. Dobrze. Shi'quos byli ich sojusznikami, i nie wypadało mu kopać pod nimi dołków. Ale przecież nawet kapitan straży nie mógł kontrolować wszystkiego co robią jego podopieczni.
Prawda?


* * *

– ...Wiesz, przyznam się bez bicia, ale zaintrygowała mnie wasza naczelna kapłanka. - kontynuował, uśmiechając się do kapłana Bane'a – Przypomina mi trochę wybrankę Tiamat, Minę... Ale wątpię żebyś znał tę opowieść. -
-Nie plotkuję o hierarchach.- odparł sztywno kapłan ucinając temat.
- To chociaż powiedz jak się nazywa! - dodał ze śmiechem drow .
-Jej krwiożerczość Cressida.- powiedział z nabożnym szacunkiem mężczyzna, i samiec poczuł jak ciarki przechodzą mu po plecach.

* * *



– Jestem pewien że gdybym skręcił ci w tej chwili kark, nikt nie miałby mi tego za złe. -
– A co z twoją świętą przysięgą powstrzymywania się od przemocy? Zamknęliby przed tobą bramy Elizjum!
Trochę głębsze westchnięcie było jedyną reakcją mnicha Xaniqos, co Lesen uznał za znaczny sukces. Wyprowadzanie ich z równowagi było sztuką samą w sobie, i samiec z satysfakcją zauważał że robi postępy w jej opanowaniu.
[i] – Czego chcesz tym razem. [/i[- odpowiedział znudzony drow, ogłaszając swoją kapitalucję.
Odgrywali tą scenę już czwarty raz z rzędu. Niektórzy z mnichów Xaniqos lubi medytować poza klasztorem – pełne życia miasto rozpraszało, było więc przyjemnym wyzwaniem przy trenowaniu dyscypliny. Niestety, przebywanie w przestrzeni publicznej narażało ich na pewne... Nieprzyjemności.
– Tego samego co ostatnio! – odpowiedział wesoło kapitan, wręczając mu zwinięty list. – Przekaż to Han'kah razem z wiadomością, że naprawdę, naprawdę chce się z nią zobaczyć. -
– Odmówiła ci już trzy razy. -
– Oh, tak tylko zgrywa niedostępną. - samiec machnął lekceważąco ręką – Jak każda kobieta lubi jak się o nią zabiega. No i przy okazji może mi trochę dokuczyć. -
– Nie wyobrażam sobie jaki mogłaby mieć ku temu powód... -


* * *



Czasami zastanawiał się po co w ogóle wrócił do Erelhei-Cinlu.
Śmierć na każdym kroku, wszechobecna degradacja moralna, sadystyczne drowki... Wszystko to było niezwykle przyjemne, ale ceną było obcowanie z pobratymcami którzy słysząc „Horyzont” myśleli że to Mulhorandzkie przekleństwo.
Jego świętą misją było przynieść im światło. Rozpocząć erę oświecenia.
Czasami zastanawiał się czy jest ku temu właściwą osobą. Czy jest to w ogóle możliwe. Czy wszystko to było warte starań. Czy nie lepiej byłoby spakować manatki i raz jeszcze nie wyruszyć na podróż po powierzchni. Zwiedzić sułtanat półksiężyca, może nawet daleki wschód. Oderwać się od wszystkich problemów, wszystkich wrogów. Zapomnieć o Loscivi.
Loscivi... Westchnął lekko i potarł pusty oczodół. Nie miał pojęcia gdzie nieumarła kapłanka znalazła plugawy sztylet, ale żałował że tak się stało. Plugawe rany nigdy się nie goiły. Cały czas czuł na sobie cięcia żelaznego ostrza i ostry ból jaki mu towarzyszył.


Jednak... Mimo tego wszystkiego... Nie mógł przestać. Musiał brnąć dalej. Zwłaszcza że był ktoś kto w niego wierzył. Kto dawał mu szansę.
Lanni.
Powiedziała że jego idee były niebezpieczne. Że mogły przynieść miastu zagładę. Że wyruszą na krucjatę, jego krucjatę, i sromotnie przegrają.
Była to najwspanialsza rzecz jaka mogła mu powiedzieć. Dawała mu nadzieję. Rzeczy w które wierzy, sny o powierzchni... Nie był sam! Drowy z Erelhei-Cinlu podzielały jego marzenia, i kiedy czas będzie właściwy stanął z nim ramię w ramię!
Chciało mu się śmiać i płakać z ulgi. Nie zdawał sobie z tego wcześniej sprawy, ale zawsze, zawsze bał się, że do końca swoich dni będzie obcym we własnym domu, głosił idee która nikogo nie interesowała. Każdy dzień byłby piekłem na ziemi, przed którym nie byłoby ucieczki.
Ale teraz... Teraz wiedział. Lanni wierzyła, że był w stanie ponieść tłumy.
Była drobna kwestia doprowadzenia miasta do zagłady, ale był pewien że z czasem uda mu się ją rozwiązać.

W końcu, czyż nie był Generałem Przepowiedzianym?

Szermierzem natchnionym?

Naczelnym pocztmistrzem, tańczącym mieczem Vae, oczytanym amatorem sztuk magicznych, przynoszącym światło, plugawym rycerzem i wybrańcem Lolth?

' I niezgorszym malarzem. ' dodał, oceniając ukończony malunek Inyndy. Mógłby nawet zawisnąć u niej w sypialni. Ale może byłoby to trochę zbyt narcystyczne?

' A tam. '

 
__________________
"I may not have gone where I intended to go, but I think I have ended up where I needed to be."

Ostatnio edytowane przez Aisu : 15-08-2014 o 13:42.
Aisu jest offline  
Stary 15-08-2014, 16:39   #335
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Kłębowisko kąsających się węży rozpełzło się na boki. Matrony po ustaleniu hierarchii wróciły do swoich sal tronowych. W mieście zapanował spokój. Początkowo wrogość zmieniła się w nieufność. Niechęć powoli ulegała ukryciu za fałszywymi uśmieszkami. W tej chwili bowiem żaden Dom nie miał ochoty na konfrontację. Wszyscy lizali rany.
Zaś Despana został przejęty przez Shi’quos po okrojeniu jego terytorium przez inne Domy. Niektórzy twierdzili że to konsekwencja sytuacji. Inni, że przyczyna. Że wszystko zostało zaplanowane wcześniej.
A rozbiór terenów Despana, był tego konsekwencją.
O dziwo sporo drowów Despana jednak przeniosło się do Shi’quos. Haelonia stała się nowym naczelnym wodzem domu, jako że Ythesha'na nie ufała za bardzo Trielvie na tym stanowisku. Owa młoda drowka za bardzo się spoufaliła z Sabalice… obecną główną oponentką, by pozwolić jej zajmować tak wysokie stanowisko.
Także Xull’rae stała się nowymi Ustami władczyni miasta, co było tym ważniejsze, że Nietoperzyca była z natury tajemniczą i enigmatyczną drowką. Wchłonięcie nowego Domu nie zmieniło jednak Shi’quos na tyle by wybrano nowego Naczelnego Maga… ta tradycja się nie przyjęła. Podobnie jak usilne próby Malovorna w kwestii bycia Mówcą Magii, rzecznikiem kasty czarodziejów. Magowie nadal byli rozbici między poszczególne katedry… co źle wróżyło na przyszłość. Większość czarodziejów Despana przeniosło się do Katedry Wywołań dominując ją i de facto przejmując. Nowym Mistrzem Katedry Wywołań został syn Haelonii Drathir wzmacniając pozycję samej matki.
Jego pozycja wzrosła tym bardziej że zaginęła czy też… uciekła, Valyrin l’Ssin z domu Despana wraz Wodorvirem. Właściwie nikt nie wiedział gdzie, ani czemu. Co prawda zginął jej syn, ale czyż śmierć potomka mogła być takim ciosem. Inni widzieli w tym tajną intrygę Malovorna... czy też samej Katedry Przemian, odwet Despana obwiniających Valyrin za upadek Domu, zemstę Sabalice czy też… spekulacji było wiele. A fakt jeden. Valyrin znikła i nikt nie czuł potrzeby bądź interesu jej szukać.
Znaczna część wojsk Despana jak i magów, mimo złośliwych plotek rozpowszechnianych na ulicach przeniosła się do Shi’quos. Ale nie wszyscy, strateg Faerney zdecydował się na przenosiny do Domu Godeep, a brat Wodorvira Bal’lsir wybrał Tormtor jako swój nowy Dom. Kapitan straży Despana z częścią swych ludzi trafił zaś pod pieczę Vae.

Zmiany zaszły w innych Domach. Wbrew oczekiwaniom wielu, żadna z faworyt Sabalice nie otrzymała prominentnej posadki. Naczelnym dowódcą została generał Tamika, Naczelnym Czarodziejem Domu Vallochar, zaś nową Opiekunką Świątyni nikomu bliżej nieznana Calymanazar Tormtor.
Han’kah, choć ponoć mianowana kapitanem osobistej straży zamkowej, trafiła do klasztoru Xaniqos na nauki… cokolwiek to miało znaczyć. Krążyły jednak plotki, że dopadła ją zemsta Nietoperzycy w tej czy innej postaci. Jedni mówili o naciskach władczyni na matronę, inni o klątwie magów Shi’quos, czy nawet obłędzie przez nich wywołanym.
Dom Tormtor zyskał Arenę wraz z częścią gladiatór, magów i jej nowym zarządcą Bal’lsirem. Shi’quos zachowało twierdzę Despana dla siebie, a inne Domy…

Vae stabilizowało sytuację, po tym jak Lanni odbiła twierdzę z pomocą Maerinidii Godeep... mocno to cementowało sojusz obu tych Domów i wzmacniało więzi między nimi. Sereska w ramach równowagi mianowała Inyndę Shi’quos nową Naczelną Czarodziejką. Rozbita katedra magów nie miała jednak sił oponować, tym bardziej że z inicjatywy kapitana straży Lesena Vae, pojawiły się inkwizytorki Eilservs mające przeprowadzić śledztwo w kwestii herezji Shar. To uciszyło protesty.
A Godeep stało się zwornikiem niejasne układu pomiędzy Vae, Aleval i Godeep, którego Mae było nieformalną pieczęcią. Godeep dotąd nudny Dom stał się Areną cichego sporu pomiędzy charyzmatyczną Siadef, nową kapitan straży Domu oraz Barzail, której to pozycja Naczelnej Dowódczyni nie była już tak silna. Ta cicha linia sporu była póki co trzymana przez zwinne palce Zeyrbydy, Opiekunki Świątyni i nieoficjalnej kreatorki polityki zewnętrznej Domu.
Jednak najciekawszą postacią była Maerinidia, wpływowa Naczelna Czarodziejka Godeep, która wahała się pomiędzy wpływem doświadczonej manipulatorki jaką była Mevremas i a pokusą wiedzy jaką posiadała Sereska, która ponoć także uwodziła Maerinidię. Która z nich ostatecznie posiądzie się lojalność Mae.. może żadna. Może córka Sabdriiry oszuka je obie?

Cóż… Ponoć Aleval posiadało jednak argumenty nie do odparcia. Tajemniczą wiedzę domu Aleval i równie tajemniczą Maginię. A choć straciło ponoć wielu potężnych i wpływowych zabójców, to… krążyły plotki, że tak naprawdę nie była to żadna strata. I że Mevremas wykorzystała okazję, by usunąć zdrajców i sekciarzy ze swego Domu. W Aleval wszystko idzie zgodnie z planem tylko jednej pajęczycy. Ślicznotki. Obecnie najstarszej Matrony w Erelhei-Cinlu.

Pozostałe dwa Domy przeszły niewielkie zmiany strukturalne. Malnilee ugruntowała swoją władzę jako kolejna bezlitosna strażniczka tradycji scalając poszczególne frakcje strachem i fanatyzmem, w jeden twardy monolit wyznawców Lolth. Dom który zbliżył się do dotąd swych odwiecznych wrogów. Tormtor.
Co prawda owe przyjazne kontakty nie były zbyt żywiołowe i pełne entuzjazmu, ale… były.
Cóż, nie żyła Smoczyca, nie żyła Bestia. Dawne spory przestały mieć znaczenie.

Thandysha zaś delektowała się nowymi zdobyczami terytorialnymi i próbowała poprawić kontakty z innymi Domami. Mimo ostatnich wydarzeń i sporych zniszczeń na terenach Xaniqos, Srebrny Języczek była dobrej myśli. Zapewne wszystko układało się po jej myśli.

Był też nowy Dom, Thay… Choć oficjalnie jego “przywódcą” był mężczyzna khazark to liczyć zaczęła się córka owego mężczyzny, ponieważ dumne drowki nie miały zamiaru wciągać do swej polityki nieokrzesanego aroganckiego samca. Wolały ją… Aurę córkę Voltisa Ming, kobietę o wiele bardziej subtelną niż ojciec. Dom Thay nie miał wielu praw, jakie miały Domy szlacheckie. Ale był już czymś więcej niż enklawą i przestawał być przybudówką Tormtor. Z czego najwyraźniej Sabalice zdawała sobie sprawę wysyłając tam najbieglejszą z dyplomatek jakie posiadała. Byłe Usta Verdaeth Moliarę. Była to szansa dla niej… tylko jak ją wykorzysta?


Wielkie czyny mogą karleć z czasem. Wielkie zwycięstwa, okazywać się nic nie znaczące. I na odwrót, drobne czyny o których się nie pamięta, mogą z czasem stawać się kamieniem początkującym lawinę.
Niewielkie czyny były początkiem… zasiane ziarno kiełkowało w spokoju, pozostawione samo sobie. Rozrastało się z dala od zgiełku… rosło w ciszy, by zapoczątkować nowe zdarzenia mogące wpłynąć na przyszłość Erelhei-Cinlu, Podmroku i świata.
Gdzieś tam.. skorupki jajek pozostawionych samym sobie zaczęły się wykluwać.


Gdzieś tam, ostatni magowie Thay umierali w męczarniach. A burta statku zaczęła się zarastać.
Gdzieś tu… zmasakrowane kulty.. dzieliły się i rozmnażały jak choroba. Rozlew krwi bynajmniej się nie zakończył wraz okresem spokoju.
A w okolice miasta zaczęły się zbliżać kolejne wojska, pod wodzą kolejnej władczyni. Pielgrzymi i krzyżowcy zbliżali się ku swemu celowi, nawet tego nie wiedząc.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 16-08-2014 o 14:45. Powód: ważne poprawki !!
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172