Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-03-2016, 21:46   #211
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Siedzenie w gościnie u Chak-Tha-Iii-Kri nie było najgorszą rzeczą, jakiej poszukiwacze przygód doświadczyli w życiu. Całkiem możliwe, że nie była to nawet najdziwniejsza rzecz, jakiej doświadczyli. Mrówkoludy, choć obce, ostrożne i przesadnie militarne, najwyraźniej nie były agresywne ze swej natury. Równocześnie jednak nie były towarzystwem, z którym kompanii chcieliby spędzić resztę życia. Wyjście z Mechanusa wymagało bowiem portalu, a jedyny aktywny o jakim wiedzieli, był pod kontrolą miejscowego odłamu Stowarzyszenia Porządku, a przynajmniej tak twierdzili Guwernanci z Celestii. Chcąc nie chcąc, ryzyko przebicia się przez wrogie konstrukty Regulusa było konieczne.
Chak-Tha-Iii-Kri zgodzili się podzielić drogą przez Labiryntowy Portal, którą można się było dostać do celu. Była jednocześnie kuriozalna i bardzo dokładna. W ten portal należało wskoczyć, w tamten wejść tyłem, jeszcze w inny wejść bardzo wolno. Instrukcje były precyzyjne, a Chak-Tha-Iii-Kri ostrzegali, że wszelkie odstępstwa skończą się zagubieniem na planie porządku. Nie “mogą się skończyć”. “Skończą się”, na pewno. Przy okazji ostrzegli też, że za pierwszym portalem natkną się na pilnujący go oddział Chak-Tha-Iii-Kri. Ponieważ jednak byli przyjacielem a nie wrogiem, nie mieli się czego obawiać, Dowodem przyjaźni była czerwona wstęga, jedna z tych którą owinięty był wielki insektoid ze szczytu kopca.


Droga ku Regulusowi była dokładnie taka, jak przedstawili Thri-Kreen. Tak, poszukiwacze natknęli się na oddział mrówkoludzi, ale ci potraktowali ich jak przyjaciół. Labiryntowy Portal był skomplikowany, ale poruszanie się zgodnie z instrukcjami przynosiło zamierzone rezultaty. Mechanus, mimo wszystko, był planem porządku, nawet jeśli akurat miał przejściowe kłopoty. Jeżeli ktoś zachowywał się w nim w uporządkowany sposób, to spotykał się z przewidywalnymi reakcjami. Szczególnie, gdy zmierzał do samego serca Mechanicznej Nirwany.



1

2

Mechanus był planem planem porządku i tak, Primus był istotą uosabiającą ten porządek. Ale nie był władcą całego planu. Miał w nim duże wpływy, ale przynajmniej niegdyś dzielił Mechanusa z innymi bogami, niektórymi naprawdę potężnymi - jak torilska bogini magii Mystra. Primus miał na planie swoją własną domenę o nazwie Regulus. Składała się ona z sześćdziesięciu czterech zębatek nazywanych sektorami. Cztery sektory tworzyły region, a cztery regiony kwartę. Prosta, symetryczna struktura administracyjna. Wszystkie te tryby tworzyły wizualnie strukturę podobną do piramidy obracającej się wokół jednej osi. Piosnka niosła, że oś ta napędzała cały Regulus, Regulus całą resztę Mechanusa, a plan Mechanusa wprawiał w ruch całe Multiwersum. Jaki jednak był cień tego wszystkiego, to już ponad umysł krwawnika. Zgrabna i uporządkowana geografia wiązała się także ze sprawnym i uporządkowanym zarządzaniem... przynajmniej kiedyś. Brent wiedziała, że modrony miały różne typy: monodrony, duodony, tridony, kwadrony i pentadrony. Wszystko to robotnicy. Ale miały nad sobą jeszcze jakąś władzę zwierzchnią, zapewne podobnie uporządkowaną. Owi zwierzchnicy byli administratorami sektorów, regionów i kwart.
Archiwistka miała rację twierdząc, że modrony nie były maszynami wojennymi. Jako konstrukty były zabawnie niegroźne, jeśli porównać ich do golemów, czy zbrojnokutych. Ale niedźwiedzie też są śmiesznie niegroźne w zestawieniu z golemami. Regulus nie potrzebował też armii, to prawda. Co nie zmieniało faktu, że modrony miały wojskową hierarchię i były karne jak żadna armia. Hobgobliny mogłyby się od nich uczyć. Jasne, były jak trepy z pałkami, ale trepy z pałkami które się nie męczą, nie boją, nie mają żadnego szacunku do własnego życia i ślepo wykonują rozkazy. Fanatycy byli w walce szalenie niebezpieczni, o czym doskonale wiedział Twinklestar. A modrony za coś tak frywolnego i nielojalnego jak fanatyczne oddanie były niszczone.

Nawet jednak z przekonaniem o tym, że konstrukty Regulusa nie były specjalnie groźne, czwórka poszukiwaczy przygód przekraczała ostatni portal z należytą ostrożnością. Broń w gotowości, czary na końcu języka i tak dalej. Oszalałe modrony, to jednak brzmi groźnie. Ale na to, co napotkali, przygotowani nie byli. Wyjście z portalu było strzeżone, pilnie. Tuziny maszyn o regularnych kształtach. Jedne okrągłe, jak kule na nóżkach. Inne przypominały piramidy, jeszcze inne kostki. Na pierwszy rzut oka bardzo podobne, lecz jednak każde unikalne. Jeden w płaszczu, inny z hełmem na czubku swej kanciastej głowy, kolejny pomalowany jakąś krzykliwą, pomarańczową farbą. Dotian widział w swoim życiu niejedną armię, mało która miała jednolite uniformy, ale takiej zbieraniny przypadkowych łachów, elementów uzbrojenia i symboli mógłby spodziewać się po rewolucji we Wrotach Baldura, a nie na planie porządku. Krzykliwy wygląd konstruktów rezonował jednak dobrze z naturą eladrinki - pstrokata wolność, zamiast sztywnego regulaminu.
Wciąż jednak podróżnicy stali w czwórkę przeciw znacznie przeważającej sile wroga, tyle tylko że wróg nie atakował. Nawet nie celował do nich z nielicznych łuków i kusz jakie znajdowały się na jego wyposażeniu. Zamiast tego zbieranina maszyn zaczęła wydawać z siebie klikanie, stukanie i całą plejadę dźwięków przypominającą spadające po schodach garnki. Wreszcie przed szereg modronów (bo jak najbardziej były to modrony) wyszła skrzydlata kostka uzbrojona w gizarmę. Uzbrojona to jednak termin umowny, bo opierała się na niej jak na kosturze. Do swej sześciennej głowy przywiązany miała zabawnie przekrzywiony hełm i dźwigała podejrzanie pobrzękujący wór, z którego wystawała... wędka?


3

-Aaa - zakrzyknęła monotonnie. A następnie dodała jeszcze -aaa - uśmiechając się głupkowato swoimi ogromnymi ustami. -Na pomoc - zakończyła i zaczęła wymachiwać nieskładnie rękoma.
Pozostałe modrony przyglądały się bacznie raz swojemu przedstawicielowi, a raz przybyszom, przekręcając jednomiernie i w zsynchronizowany sposób swymi oczami. Było to cokolwiek... dziwne powitanie. Fakt, że cała okolica wyglądała jak pobojowisko po katastrofie, pełne gruzów i zniszczonych kamiennych i metalowych konstrukcji jedynie potęgowało konsternację.

__________________________
1 - muzyka z gry Planescape: Torment
2 - grafika z podręcznika TSR - Planes of Law. Kliknij w obrazek, aby zobaczyć go w pełnej rozdzielczości
3 - modron autorstwa Julie Dillon
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 21-04-2016 o 18:19.
Zapatashura jest offline  
Stary 12-04-2016, 18:35   #212
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Praca Wspólna

Archiwistka starała się powstrzymać od skomentowania napotkanych blaszanych kreatur. Traktowała je jak golemy - nie mające nic wspólnego z prawdziwym życiem twory jak i również traktowania jak żywych petentów. Kuriozalny wygląd dodał do tego nieco pobłarzliwego podejścia. Jednak w zachowaniu przedstawiciela pstrokatej bandy podejrzanych indywiduów była pewna metoda, którą Ender uznała za odkrytą bez potrzeby dużego wysiłku, gdyż badanie reakcji na takie "zgłoszenie" musiało mieć bezpośredni związek z przynależnością do Mechanusa Prawdziwego od Mechanusa Chaotycznego. Udzielenie odpowiedzi skategoryzowałoby podwykonawców Pani Annabel do jednej z tych grup, co zaowocowałoby uznaniem jako "swój"... lub jako wróg.
- Nie słyszę cię - oznajmiła głośniej Ender udzielając odpowiedzi nie noszącej ze sobą newralgicznej informacji w świecie binarnego rozumowania blaszaków. I wprawiła tym samym konstrukty w konsternację. Chyba. Trudno było zgadnąć co mogło oznaczać nagłe zamarcie modrona w bezruchu, z komicznie uniesionymi rękami. Trwał tak z trzy oddechy, po czym odwrócił się do reszty czeredy ponownie pogrążając się w hałaśliwej rozmowie. Gdy hałas garnków ustąpił miejsca ciszy, przedstawiciel modronów ponownie zawołał - aaa! - Tym razem głośniej. Jego kończyny zamachały jeszcze bardziej szaleńczo - aaa - zaś finalne - na pomoc - zostało wypowiedziane uważnie i powoli. Dla pewności konstrukt dorzucił jeszcze na koniec: pytanie. Ot, żeby nie było wątpliwości.
Odpowiedź Ender zbiła z tropu nie tylko kontrukty ale również Estel, która zerknęła na kobietę wyraźnie zdziwiona.
- Jak możemy pomóc? - Zadała zaraz swoje pytanie w stronę stojącego przed nimi modrona.
Konstrukt przyjrzał się uważnie kapłance, od stóp do głów. Coś w jego postawie mówiło, że nad czymś się pilnie zastanawia.
- Dlaczego pomóc? - zapytał nieoczekiwanie.
- Słyszą go państwo? Bo ja ani trochę - odwróciła się na chwilę do towarzyszy archiwistka kontyuując swój wywód nie pozwalający modronowi przeprowadzić rozmowy po jego myśli. Następnie zwróciła się do niego raz jeszcze. - Jeśli chcesz z nami rozmawiać to wypadałoby ze wszystkimi. Podejdźże bliżej.
Plan Ender był w sumie zabezpieczeniem z uwagi na wysokie prawdopodobieństwo udzielenia złej odpowiedzi. Potrzebowała odgrodzić blaszane zbiorowisko od swego kapitana przed próbą jej udzielenia. Konstrukt jednak tylko popatrzył na archiwistkę i nie mogąc pojąć jej intencji, zwrócił się ku kapłance.
- Zepsute receptory?
Aedd’aine domyślała się, że modron testuje ich zadając takie, a nie inne pytania ale wcale nie uważała, że reakcja archiwistki może im jakkolwiek pomóc. Konstrukt najwyraźniej próbował przyporządkować ich do swojej wizji świata, a uparte odmawianie odpowiedzi mogło sprawić, że przyporządkuje niekoniecznie tam gdzie by chcieli.
- Na to wygląda… - Odparła i zaraz szybko dodała. - Chcemy pomóc, bo prosiliście o pomoc.
- Nie prosiliśmy - zaprzeczył modron. Podrapał się po swej wielkiej głowie, w bardzo ludzkim geście, po czym ponownie odwrócił się do swojej ferajny i wymienił parę zdań we własnym języku.
- Aaaa. Aaa. Na pomoc - powtórzył po raz trzeci i wyjaśnił - powitanie.
- Ah. Powitanie. - Powtórzyła eladrinka. - Powitanie. Witajcie. - Ukłoniła się.
Sposób witania się kapłanki był dla konstruktu najwyraźniej zupełnie obcy, ale mimo to postanowił go skopiować. Pochylenie się w ukłonie prawie kosztowało go przewrócenie, gdy wszystkie klamoty trzymane w jego worku przechyliły mu środek ciężkości.
- Jesteśmy podróżnikami. - Estel wskazała na siebie i pozostałych starając się mówić wyraźnie i powoli.[/i] - Oglądamy miejsca. Szukamy Delon-Estin-Oti. - Zakończyła modląc się w duchu by nazwa nie wywołała nagłej agresji u modrona.
Agresji nie wywołała, ale kostka rozpoznała wypowiedzianą nazwę.
- Tak, tam się witają jak ja- stwierdził konstrukt.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 12-04-2016, 19:10   #213
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Praca wspólna

-Twoje wołanie na pomoc, jest prośbą nas o pomoc, prośbą do twoich towarzyszy o pomoc tobie, czy stwierdzeniem że przybywasz na pomoc? O to chodziło w naszym pytaniu, - Stwierdził odłamek na głos. - Mamy je jednak rozumieć jako powitanie, gdyż tak się obecnie witają lub reagują na wasz widok w mieście, do którego podążamy. Czy to się zgadza? - Garion był niemalże pewien, że istotom, które mieli przed sobą, w którymś momencie strzeliła sprężyna w głowie. Modron w mig przeanalizował jednak słowa czarodzieja i odparł:
- Tak.
-Wprowadź poprawki. To nie okrzyk powitania, to okrzyk przerażenia lub strachu. Koniec stwierdzenia. Pytanie. Do jakiego zadania zostaliście wysłani. Koniec pytania. - Wypowiedział na głos Odłamek, mogło się okazać, że porozumiewanie się z modronami nie musi być aż tak uciążliwe.
Natomiast wojownik arcysprytnie stwierdził, że przy takiej konwersacji przypominającej iście dyskusję kuracjuszy domu szaleństw, lepiej siedzieć cichutko niczym mysz pod brzozową miotłą. Aczkolwiek też się skłonił na powitanie, kiedy uczyniła to piękna Estel. Póki jednak co, wyjasnienie modrona było cokolwiek niezadawalające. Czy dziwny sposób towarzyszy, którzy starali się nasladować ich sposób dziwacznego mówienia mógł przynieść pozytywny skutek? Trzeba jednakże było liczyć na to, iż się powiedzie. Ewidentnie bowiem modron dawał do zrozumienia, że ma jakieś informacje dotyczące Delon-Estin-Iti.
- Mamy pilnować tego portalu, przez który przeszliście - odparł, chyba odruchowo, modron.
- Oczywiście żołnierzu. Dobra robota. Zgodnie właśnie z naszym rozkazem, mamy prawo przejść swobodnie. Po naszym przejściu potwierdzamy rozkaz dalszego pilnowania - wyrwało się wojownikowi. - Baczność! Przepuścić, potem wykonać rozkazy.
Blef był całkiem dobry, niestety wymierzony w istotę, na którą nie miał możliwości zadziałać.
- Nie - oznajmił modron, łapiąc swą gizarmę znacznie kompetentniej niż jeszcze chwilę wcześniej. - Nikt mi nie będzie rozkazywał!
Za przykładem swego przedstawiciela poszła i reszta konstruktów szykując się do ataku. Abstrahując od faktu, że sytuacja z w miarę przyjaznej nagle zrobiła się wroga, Brent nie mogła nie zauważyć, że modron tak agresywnie reagujący na ideę rozkazu był dziwadłem… i na dobrą sprawę nie modronem.
Garion uznał że przed nim stoją zbuntowane modrony.Jednak wolał uniknąć starcia jeśli nie było ono konieczne. - Pilnujecie przecież portalu, prawda? Dopilnowaliście go. Jakie dokładnie mieliście polecenia? No i jeśli nikt nie będzie wam rozkazywał, to dlaczego wykonujecie rozkaz pilnowania tego portalu? - Gariona naszło dziwne uczucie, próbował podważyć logikę i rozkazy za pomocą logiki. Wprowadzając zamieszanie i być może nawet sankcjonując wypaczenie w Modronach. Starał się mówić szybko, by stworzenia nie zdążyły zaatakować, zanim zaczną myśleć nad jego słowami. Dopiero potem sięgnął do umysłu tego, który ich przywitał. Nie wiedział co i czy cokolwiek tam znajdzie, ale miał zamiar podszepnąć krótko, że ma rację, jako cichy szept w głowie.
Tymczasem jednak wojownik położył dłoń na mieczu. Tak na wszelki wypadek. Wszak lepiej było przygotować się, gdyby przyszło walczyć.
Konstrukt zignorował psioniczną ingerencję odłamka, a może nawet jej nie poczuł. Odpowiedział jednak na pytania zadane na głos.
- Tak. Pilnować. Nie było rozkazów.
Estel położyła łagodnie dłoń na ramieniu Dotiana i pokręciła delikatnie głową. Konstrukty były ewidentnie szalone na swój specyficzny sposób ale nie sądziła, by istniała potrzeba, żeby z nimi walczyć. Może mogłaby spróbować je uleczyć tak jak zrobiła ze wzorami ale normalne modrony po rozkazie pilnowania, by ich na pewno nie przepuściły.
- Nie rozkazujemy. - Zgodziła się eladrinka. - Wy pilnujecie, my idziemy do Delon-Estin-Oti. Zgadza się?
Tymczasem Dotian uspokoił się. Skoro bowiem Estel przypuszczała, że nie będzie walki, warto było powstrzymać wojownicze zapędy. Może bowiem rzeczywiście jakoś przekabacą tamtych.
 

Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 12-04-2016 o 19:11. Powód: Poprawki kosmetyczne
Blaithinn jest offline  
Stary 12-04-2016, 19:15   #214
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Praca wspólna

- Skoro pilnujecie, to nie trzeba przecież nikogo atakować, nie zabieramy portalu, dalej sobie tutaj stoi. Zgadza się? - Dodał odłamek, zastanawiając się czy istoty nie usłyszały, nie chciały usłyszeć, czy nie były tylko chwilowo w stanie usłyszeć jego mentalnej sugestii.
Napotkane, zbuntowane modrony, zachowywały się trochę jak dzieci. Podchodziły do świata z naiwnością i otwarcią, ale raz się zraziwszy zachowywały dystans i ostrożność. Broń miały w pogotowiu, a poszukiwacze przygód z interesujących, nowych znajomych przemienili się w mechanicznych oczach w nieprzyjaciół. I same słowa zdawały się sytuacji nie polepszać.
- Nasze zwyczaje powiadają, że trzeba zjeść z kimś posiłek. Wtedy nawet wrogowie stają się przyjaciółmi. Lepiej bowiem mieć przyjaciół, niźli wrogów. Może spróbujemy? - zaproponował owym osobnikom wojownik.
- To są maszyny, panie Twinklestar. One nie jedzą - wtrąciła prywatnie archiwistka, która jak się okazało, sporządzała zapiski zaobserwowanych zachowań, gdy jej towarzysze przejęli inicjatywę w prowadzeniu rozmów. Następnie pokusiła się o komentarz dla nieco szerszego grona. - Cieszę się, że nadgonili państwo zaległości w stosunku do mnie. Teraz zapraszam na eksperyment, któremu potrzebna będzie asekuracja. Panie Garionie - skinęła głowa na maga zaznaczając potrzebę postawienia w gotowości jego czarów. - Panie Twinklestar - przeskoczyła wzrokiem skinąwszy, potrzebując umiejętności wojownika jako głównej siły zapobiegawczej. - Pani Aedd’aine, proszę dostąpić zaszczytów błogosławieństwa, gdy nadarzy się odpowiednia chwila.
Zakończywszy słowa bezceremonialnie odbiła w bok pewnym spacerowym krokiem. Brent nie patyczkowała się z modronami. Mimo zachowania odpowiedniej etykiety względem towarzyszy, dla metalowo pstrokatych strażników była sroga i apodaktyczna. Byli dla niej rasą niższą, jeśli w ogóle w jej oczach mieli status rasy. Było to widać i czuć. Same podmioty tej pogardy chyba nie potrafiły zidentyfikować, ale potrafiły zarejestrować ruch. I potrafiły również na taki ruch reagować, w dodatku całkiem szybko.
- Otoczyć - zawołał obładowany klamotami konstrukt, a ponad dwa tuziny modronów, jak jedna sprawnie działająca maszyna rozproszyły się w oskrzydlającym manewrze. Nawet Dotian był pod wrażeniem ich koordynacji.
- Jedzą, nie jedzą - mruknął wojownik. - My chlebek, oni śrubki - ale nie było co kombinować. Faeruńczyk przygotował się do ataku na znak swoich towarzyszy wyprawy.
Ender ani myślała cofać się do towarzyszy.
- Nie słuchasz rozkazów od nikogo... A sam rozkazujesz innym? - stanąwszy odezwała się krytycznym tonem, wciąż pozostając bokiem do przewodniczącego modronów. Zadbała też o to, by magia przełożyła informację na zrozumiały dla wszystkich język. Następnie zwróciła się do jego podwładnych. - Rozkazuje wam, a to robią dowódcy. Wybraliście go w jakiś sposób, czy sam okrzyknął się waszym dowódcą? Skoro on czuje się wolny, to czemu wy czujecie się od niego zależni? Plan dał wam możliwość uwolnienia się od systemu. Czemu więc cały czas słuchacie tego Kwadrona?
Pytanie do ogółu zostało rzucone, następną częścią eksperymentu było nieco bardziej osobowe podejście.
- Ty, Tridronie - wywołała najbliższego sobie piramidowego blaszaka. - Czy to nie system, od którego chcesz uciec nakazał być tobie zależnym od tego Kwadrona? Ty, Duodronie - wskazała prostopadłościan. - Jeśli twoi przełożeni mogą robić, co chcą, czemu ty nie możesz? Ty, Monodronie - wskazała metalową kulę. - Czy to nie za sprawą systemu wszystkie inne modrony są od ciebie ważniejsze? Czym spowodowana jest taka niesprawiedliwość? Przecież nie jesteś w żaden sposób od nich gorszy.
Konkluzja i przedstawienie zero jedynkowego wyboru było częścią ostatnią.
- Chcieliście uciec od systemu, a prawda jest taka, że dalej w nim tkwicie. Jedynym, co was powstrzymuje to ten Kwadron - pozwoliła sobie na niegrzeczny gest wytknięcia obładowanego samozwańca. - Wiecznie wam rozkazujący i podkreślający własną indywidualność. Nie dajcie się oszukać. Wybierajcie. Albo jesteście w systemie, albo jesteście poza systemem.
 
Proxy jest offline  
Stary 14-04-2016, 18:15   #215
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Praca wspólna

Garion w tym czasie stał w pozycji, z jakiej mógł szybko reagować. Gra archiwistki była nieco ryzykowna, ale mogła osiągnąć zamierzone rezultaty. - Jak się jej nie powiedzie, to przyda się ta modlitwa, której użyłas na wzorach, może pomoże a nawet skłóci część modronów ze sobą. - Przekazał czarodziej bezpośrednio do myśli kapłanki.
Eladrinka obserwowała działania archiwiski z dużym niepokojem i z dłońmi ściśniętymi jak do modlitwy. Kiwnęła głową na sugestię Odłamka ale nie odwracała wzroku od otaczających Ender konstruktów.
Rewolucyjna tyrada archiwistki wywarła wrażenie. Może niekoniecznie takie, na jakie liczyła Brent, bowiem maszyny jedynie się zatrzymały zamiast przystąpić do bratobójczej walki, ale przynajmniej bezpośrednie zagrożenie zostało zażegnane.
- Kto wy?- ciszę przerwał upaćkany zieloną farbą kwadron, trzymający się z tyłu. Modrony miały wyraźny problem ze skatalogowaniem poszukiwaczy przygód, wahając się to w jedną, to w drugą stronę w reakcji na usłyszane słowa.
- Jesteśmy tymi, którzy podjęli tą decyzję. Nie należymy do żadnego systemu. Wiemy, co znaczy wolność i potrafimy ją odróżnić od iluzji. Nie dajemy nikomu podejmować decyzji za nas. - Ender na chwile przerwała uznając swoje wolnościowe twory za zbyt bezsensowne, by je dalej kontynuować. - Kim wy zatem jesteście? Jednością w idei i zamyśle Primusa słuchającej cudzych rozkazów, czy niezależnymi od nikogo jednostkami stanowiącymi sami za siebie?
- Ło jejuńciu, ale ma gadane - mruknął pod nosem wojownik, ale tak, że nikt poza nim samym nie mógł usłyszeć. - Dobra jest - choć zachowanie modronów nie wskazywało jeszcze na skuteczność akcji.
- Jednostkami- rozeszły się zgodne okrzyki wśród maszyn zdolnych do wydania z siebie okrzyku. Atmosfera wrogości jakoś się rozwiała, ponownie zastąpiona hałaśliwym językiem konsultujących się modronów.
- Możecie iść do Delon-Estin-Oti - oznajmił w końcu obładowany kwadron w hełmie. - Nie jesteście od Primusa, możecie odejść- wyciągnął rękę wskazując odległą, choć doskonale widoczną, zębatkę.
- Proszę państwa, zapraszam - oznajmiła Ender zwracając się do towarzyszy. Sięgnęła pod szaty wyciągając spod nich fajkę, a następnie ruszyła w wyznaczonym kierunku.
- Wobec tego owo zaproszenie jak najbardziej pewnie wszyscy przyjmujemy - oznajmił Faeruńczyk. Skoro oratorskie popisy poskutkowały, tym lepiej. Wojownik doskonale bowiem wiedział, iż jeśli da się załatwić sprawę bez użycia oręża, lepiej sprawy załatwiać po prostu pokojowo.
- Ruszajmy póki nie zmienili ponownie zdania. - Przekazał mentalnie Garion do towarzyszy. Czuł, że w zasadzie powinien zniszczyć zbuntowane modrony, albo przynajmniej spróbować je doprowadzić do porządku. Ta myśl z kolei natchnęła go niejako do działania. - Estel, czy mogłabyś ich otoczyć taką modlitwą jak wcześniej wzory, kiedy ich już miniemy? Może jako prezent pożegnalny - zasugerował kapłance odłamek.
Eladrinka przyglądała się rozwojowi sytuacji z niedowierzaniem malującym się na twarzy. W końcu pokręciła lekko głową i ruszyła z towarzyszami.
- Nie jestem pewna czy to dobry pomysł, Garionie - odpowiedziała cicho Odłamkowi idąc obok niego. - Zdrowe modrony mogłyby próbować nas powstrzymać. - To, że ona, kapłanka, nie chciała kogoś czy czegoś uzdrowić było paradoksem, z którego doskonale zdawała sobie sprawę ale w tym wypadku nie wydawało się jej koniecznym interweniować.
- To był największy stek bzdur, jaki kiedykolwiek udało mi się wykorzystać - zaznaczyła archiwistka w wystarczającej już odległości. Była wyraźnie zdegustowana. Nie wynikiem urobienia pokręconych modronów a bezsensowną wolnościową papką, którą im zaserwowała. Inhalowanie się fajką działało i uspokajało lekkie poirytowanie. Przed Ender był długi marsz.
"Jak głupim trzeba być, by pójść na takie bzdury?" - zastanawiała się we własnych myślach.
- Primus nie byłby pocieszony słysząc te słowa. Nie mniej, spędzając więcej czasu w Gmachu Mówców, słyszeli by państwo jeszcze gorszy kicz ale również i ten. Bzik, który samotnie prawił takie rzeczy na szczęście został usunięty z placówki.
Ja z kolei nie jestem pewien, czy zostały spaczone, czy po prostu są jak nowo stworzone istoty, które nagle dostały indywidualną świadomość a zdjęto im kajdany ślepego posłuszeństwa. Muszę to przemyśleć. - Myśli odłamka, które skierował do Estel były niejako nieobecne, jakby faktycznie zajmowały się przyglądaniu się każdemu aspektowi tego zagadnienia z każdej strony. Całkiem prawdopodobnym było, że właśnie tak działo się w istocie. -Ostatnio zdarzyło nam się korzystać w Sigilijskim sądzie z obrońcy, który był chaosytą, twoja przemowa była dobra, ale powinnaś kiedyś stanąć do rozmowy z nim, to byłaby ciekawa obserwacja. - Słowa Gariona odbiły się głucho w umysłach towarzyszy, były jednak równie odległe, jak te wcześniejsze skierowane wyłącznie do kapłanki.
- Tania pompatyczna farsa podparta samymi błędami poznawczymi i rzeczowymi, panie Garionie - oznajmiła archiwistka między buchami fajki, za nic nie dając sobie przypisywać omawianej żenady swoim imieniem.
 
Kelly jest offline  
Stary 16-04-2016, 16:30   #216
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Towarzysze, dzięki książkowej wiedzy Brent, byli świadomi że wybierając się do Regulusa, zmierzają do największej krainy w całym Mechanusie. Mieli jednak najwyraźniej szczęście po swojej stronie, bowiem labiryntowy portal prowadził na zewnętrzną zębatkę, łączącą się z resztą planu. Wciąż jednak czwórkę poszukiwaczy przygód czekał długi marsz, by z zębatki zejść. Okolica była najlepiej uporządkowanym rumowiskiem, jakie widzieli w życiu. Toczyła się tu kiedyś, a może nawet toczyła nadal, wojna, bowiem budynki były uszkodzone, w jednych ziały dziury, inne były zawalone. Niemniej wszystkie budowle stały w równych liniach, proste jak drut ulice prowadziły niczym szprychy od centrum zębatki na obrzeże, przecinane w równych odległościach koncentrycznymi alejami. Same budynki były jak odlane z kilku form i powielone tuziny, setki razy. Pozbawione ozdób, jakąkolwiek indywidualność nadawały im ślady walk. Trudno było też przeoczyć to, że były opuszczone. Żadnych mieszkańców, nawet pojedynczego modrona. Zębatka była cicha i martwa, ale nie cały Regulus taki był. Wystarczyło spojrzeć w górę, a spomiędzy styków innych sektorów dostrzegało się dymy z fabrycznych kominów, słychać było odległe hałasy przywołujące wspomnienia Wielkiej Kuźni w Sigil. Pojedynczy zepsuty element nie niszczył całości. Najwyraźniej jednak całość chciała zniszczyć swój zepsuty element. Kto inny jak Primus prowadziłby walki w opuszczonym Planie Porządku?

Piesze podróżowanie przez Mechanus było trudne, ale możliwe. Nad odległym trybem eladrinka dostrzegała unoszące się słupy dymu. Musiało to oznaczać jakieś siedziby, bo w Mechanicznej Nirwanie nie było niczego łatwopalnego. Kierunek zgadzał się z tym, co opowiadali Chaak-Tha-Iii-Kri, nawigacja na tak płaskim terenie była bardzo prosta… Co zatem było w tym wszystkim trudnego? Otóż cały plan się poruszał. Idąc przed siebie podróżnik zbaczał z kursu przez obrót zębatki. Musiał przez to albo cały czas korygować trasę, albo wyliczyć prędkość obrotową i od razu iść z odpowiednią poprawką. Najbardziej zwodnicze było jednak przechodzenie z jednego trybu na drugi. Jeden zły krok i trep kończył zmiażdżony przez ogromne, metalowe zęby. Sama świadomość takiej możliwości przyprawiała o zawrót głowy. Przynajmniej temperatura była znośna i nie wiało. Pogoda to wszak strasznie kapryśna sprawa, a Mechanus nie lubił kaprysów.


Delon-Estin Oti, czego towarzysze nie wiedzieli, było obecnie największym miastem na całym planie. Czy też, bardziej poprawnie, największym zamieszkanym miastem na planie. Opuszczone siedziby formitów wystarczyłyby do upakowania małego królestwa z planów materialnych.
Wysokie mury widać było z daleka i widać było ich sporo. Delon-Estin Oti otoczone było bowiem regularnym dwudziestokątem, bo kwadrat czy okrąg najwyraźniej wypadły z mody w okresie budowy. Nad murami wznosiły się tylko wieże obserwacyjne, żaden z budynków miasta nad linię murów nie wystawał. Nieboskłon urozmaicały przez to jedynie dymy z kominów i... czy to możliwe, Estel nie chciała uwierzyć swoim oczom... ptaki. Te podstępne kreatury, które nie odróżniały Gariona od pomników i pozwalały sobie na prawdziwie nieobyczajne zachowania.


1

Twinklestar skupiał się na innych elementach. Mur miał cel obronny, ale nieobstawiony stawał się jedynie płotem z przerośniętą ambicją. Na murach Delon-Estin Oti można było dostrzec ruch, co oznaczało straże. Do tej pory na Mechanusie zaatakowały ich tylko latające wzory, ale spotkania z grzybami, mrówkami czy automatami mogły się skończyć mniej pokojowo, gdyby sprawy potoczyły się innymi torami. Dotian zalecał zatem ostrożność.
Ostrożnością wykazywało się też samo miasto. Kiedy już czwórka poszukiwaczy przygód na zmęczonych nogach przekraczała ostatnią milę oddzielającą ich od Delon-Estin Oti, spod miejskiej bramy w ich kierunku wyruszyła pojedyncza sylwetka, by spotkać ich w połowie drogi. Tubylec nie wyglądał przyjaźnie. Uzbrojony w nieprzyjemnie wyglądający kopesz i odziany od stóp po czubek głowy w stalową zbroję, przywodził na myśl postrach bitewnych pól a nie miejskiego gwardzistę.


2

- Podajcie swe imiona i cel przybycia - spod hełmu dobiegł rozkazujący, basowy głos.

_____________________________
1 - grafika z podręcznika TSR - Planes of Law
2 - grafika pochodzi z magazynu Dragon nr 370
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 21-04-2016 o 18:20.
Zapatashura jest offline  
Stary 20-04-2016, 00:19   #217
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
W trakcie drogi przez opuszczone miasto, umysł odłamka zajmowała kwestia chaosu, spaczenia i porządku w odniesieniu do osobowości jednostki i ewentualnej chęci oddania swojego bądź cudzego życia, za rzeczoną wolność. To ostatnie nie mieściło mu się w kategorii porządku. Zdawał sobie sprawę, że różne istoty wśród Planów, były w stanie rozpoczynać i toczyć wojny o błahostki, ale nie roztrząsaniem tego się zajmował w tym momencie. Modrony, które spotkali, były w zasadzie jedynie zepsutym mechanizmem teoretycznie nie mogącego się zepsuć większego mechanizmu. Tylko czy faktycznie były zepsute, czy jedynie w drodze do samoświadomości. Jego własne początki również nie były najspokojniejsze, jeśli tak można powiedzieć. Nieskończoność trwał sam okres od strzaskania Bramy do przebudzenia, potem zaś teoretycznie był w stanie liczyć lata, ale nigdy mu na tym specjalnie nie zależało. Teoretycznie, jego samoświadomość była jedynie wynikiem procesu entropii, zniszczenia bariery między odległymi miejscami a w miarę cywilizowanymi Planami. Dlatego też musiał patrzeć na działania Primusa z dwóch, sprzecznych niejako ze sobą punktów. Z jednej strony, próbował ograniczyć rozprzestrzenianie się spaczenia i chaosu, poprzez walkę z z wyzwolonymi spod jarzma rozkazów i planowego działa jednostek. Z czym Garion musiał się zgodzić, tak samo jak całkowicie zrozumiała była dla niego konieczność zniszczenia atropala, zanim ten zagnieździ się na dobre w elfim dominium. Z drugiej jednak strony, odczytywał świadomość i uwolnienie modronów, jako konieczność dostosowania się do nowej sytuacji i mimo że odłamek nie zachęcał do tego działania, to jednak nie widział w nim niczego złego. Dopóki nie zagrażały one jego istnieniu. Wtedy odpowiedzią mogła być jedynie destrukcyjna siła, zapewniająca przetrwanie fragmentowi Żywej Bramy.


Zniszczenia poczynione dookoła, wśród poza tym bardzo uporządkowanej okolicy, raziły estetyczne poczucie odłamka. Można by co prawda próbować dopatrywać się w tym wymarłym miejscu jakichś wzorów, jednak tylko szalony umysł byłby w stanie uznać je za sensowne bądź uporządkowane. Skoncentrował się więc na murach i mieście do którego się zbliżali. Zdawało się wystawać ponad ruiny niczym czara kojącego balsamu z wolna przelewającego swoją drogocenną zawartość dookoła. Zawiesił się na tym uspokajającym elemencie tak bardzo, że zauważył strażnika dopiero, gdy był w pół drogi do nich. - Garion, poszukiwania Fortecy Zdyscyplinowanego Oświecenia. - Odpowiedział na wezwanie. Mógł zrozumieć czemu przybyszy witano z dala od miasta. W razie problemów, można było ich swobodnie naszpikować strzałami lub zniszczyć. Najwyraźniej tutejsi mieszkańcy mieli nieco inne zdanie na temat porządku i zmian poczynionych przez Asmodeusza i zamknięcie portali przez Primusa, niż Garion.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 20-04-2016 o 20:51. Powód: Asmodan w Asmodeusza
Plomiennoluski jest offline  
Stary 24-04-2016, 13:07   #218
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Tak długi spacer był czymś, co Ender niesamowicie umordowało. Zrezygnowała z odróżniania niewygodnej podróży konnej na metalicznych jeźdźcach od pieszego maratonu. To i to było rzeczą, o której same wspominanie męczyło. Swoje rozgoryczenie upuszczała z dymem fajki, który na szczęście jako jedyny trzymał jej stronę. Profesjonalizm wymuszał unikanie emanowanie rezygnacją i chęcią odpoczynku. Zapiski po opuszczeniu towarzystwa modronów były całkowicie zaprzestane. Zainteresowanie okolicą wynosiło równomierne zero bezwzględne. Nie można było też ciągnąć się na samym tyle, za to można było sugerować przyjaźniejsze tempo. Wykończona archwistka z radością przyjęła dotarcie do celu. Nie miała sił odzywać się w pierwszej kolejności, a inicjatywa Gariona spotkała się z aprobatą. Jego dopasowanie się do trybu rozumowania metalicznych puszek było zaskakująco szybkie. Forma jego odpowiedzi została zrozumiana dopiero po chwili, gdy Ender uświadomiła sobie, że odpowiedział precyzyjnie na zadane pytanie nawet i w tej samej formie. Nie miało to za grosz mediacyjnego podejścia ani nie spełniało żadnych zasad dyplomacji... Lecz kobieta nie miała sił, by to naprawiać. Zamiast tego można było uzupełnić jego wypowiedź.

- Estel, Dotian, Garion, Ender, poszukiwania Fortecy Zdyscyplinowanego Oświecenia - odezwała się po chwili.
 
Proxy jest offline  
Stary 27-04-2016, 17:33   #219
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Ciężkozbrojny przyglądał się uważnie przybyszom zza szczeliny w swym hełmie. Ważył kilka usłyszanych słów, jakby były całym przemówieniem. Wreszcie odparł:
- Delon-Estin Oti nie gościło Guwernantów od lat. Wszystko jest jak było, ten sam dach i ta sama prycza.- Najwyraźniej omylnie uznał nieznajomych za członków Stowarzyszenia Porządku. Oferta schronienia była jednak kusząca, miasto mogło być pierwszym prawdziwym źródłem informacji. Porozumienie się z thri-kreen i modronami natrafiało na bariery kulturowe, ale może z mieszczanami dałoby się dogadać w normalny sposób?
Strażnik, jakby uznał że wszystko co warto było powiedzieć zostało powiedziane, odwrócił się ku murom i ruszył przed siebie. Dotian, Estel, Brent i Garion ruszyli za nim, alternatywą było bowiem stać samemu na żelaznej zębatce, lub błąkać się próbując odnaleźć Fortecę na własną rękę. Ostatnie pół mili upłynęło w milczeniu, z czego przynajmniej Ender była wdzięczna woląc oszczędzać resztki sił i oddechu. Wielka brama otworzyła się bez żadnego sygnału ze strony zbrojnego, jakby nie był on potrzebny, a garnizon na murze sam wiedział co ma robić. Mimo rozmiarów, rozwarła się bezgłośnie, jak dobrze naoliwiony mechanizm. Dbał o to system przekładni i grubych, skórzanych pasów transmisyjnych, zdecydowanie cichszych od klasycznych łańcuchów. Zaraz za bramą kompani ujrzeli coś, czego nie spodziewali się na Mechanicznej Nirwanie - trawnik.


Równe rzędy krzaków odgradzały kamienną drogę od pasów zieleni. Trochę dalej widoczne były grządki warzyw, po udeptanej ziemi dreptały pospolite kury, a Twinklestar był przekonany że przez chwilę słyszał nawet muczenie. Delon-Estin Oti było w pełni samowystarczalnym miastem, a to oznaczało, że musiało samo zadbać o swoją żywność. Robiło to z godnym Mechanusa porządkiem i wydajnością, przeznaczając każdą wolną przestrzeń na uprawy albo wypas zwierząt. Droga, którą poszukiwacze przygód szli za milczącym strażnikiem, prowadziła ku alei równo ustawionych, piętrowych domków. Podobnie jak Regulus, tak i Delon-Estin Oti mialo ulice zbiegające się w centralnym punkcie.


1

Ów centralny plac ozdabiały trzy rozłożyste drzewa wyrastające na kopcu usypanej ziemi. Eladrinka miała wbrew wszelkim konwenansom ochotę zrzucić buty i po prostu poczuć pod stopami ziemię, zamiast twardego metalu. Ponieważ gałęzie drzew były domem dla ptaków, był to pewnie zły pomysł. Ziemia nie użyźniała się przecież sama. Zresztą, zbrojny wcale nie miał zamiaru iść aż do centralnego placu. Mijali zatem piętrowe domki, wszystkie podobne do siebie, choć nie identyczne jak było to na Regulusie. Dotian był pierwszym, który zorientował się, że każdy budynek był mieszkalny. Żadnego kramu, żadnej rzeźni, o tawernie nie wspominając. Dosyć dziwne, na planach materialnych miasta tętniły życiem i niemal na każdej ulicy ktoś oferował jakieś usługi. W Delon-Estin Oti najwyraźniej było inaczej.
Najdziwniejsi jednak byli mieszczanie. Po spotkaniach z chodzącymi grzybami i inteligentnymi, wielkimi owadami widok ludzi i półelfów powinien być miłym powiewem normalności, lecz Mechanus i tutaj potrafił zaskoczyć. Tubylcy bowiem niemal kompletnie ignorowali przybyszów i zbrojnego. Poświęcali im najwyżej przelotne spojrzenie, po czym Garion albo Ender stawali się dla nich powietrzem. Ciężkozbrojny dwa razy musiał się gwałtownie zatrzymać, albo zejść na bok bo jakiś mężczyzna a potem kobieta wpadli by na niego, nie mając najwyraźniej żadnego zamiaru zwolnić kroku, albo zejść mu z drogi.
Eskorta ciężkozbrojnego zakończyła się przed drewnianą chatą, jak każdy inny dom po drodze pozbawioną ozdób czy zapadających w pamięć cech charakterystycznych. Okna bez okiennic czy choćby zasłonek pozwalały zajrzeć do minimalistycznie umeblowanego wnętrza, którego jedynym mieszkańcem był kurz. Reszta Planu Porządku przynajmniej jakoś reagowała na intruzów z Sigil, Delon-Estin Oti było wprost niegrzecznie niezainteresowane.


__________________________
1 - Three Trees by Moonlight autorstwa Johna Myersa
 
Zapatashura jest offline  
Stary 22-05-2016, 11:25   #220
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Praca wspólna

Miasto Delon-Estin Oti wydawało się względnie normalne. I to właśnie było najbardziej zaskakujące. Porządek całkiem przyzwoity, mieszkańcy zaaferowani swoimi sprawami do tego stopnia, że nie zauważali nikogo oraz sympatyczne trawniki.
- Ciekawe, czy wpuściliby nas, gdyby nie pomylili nas z tymi od Stowarzyszenia Porządku? - pomyślał wojownik wiedząc, że Garion odbierze pytanie. Osobiście Faeruńczyk wątpił, bowiem skoro wszyscy równo mieli ich głęboko gdzieś, to pewnie tak samo reagowałby ciężkozbrojny przewodnik, gdyby nie owa szczęśliwa pomyłka. Osobnik nie tylko przywitał ich, ale doprowadził do chaty, gdzie mieszkali standardowo Guwernanci. Trzeba było wejść do środka, rozgościć się na pustej podłodze oraz pomyśleć, jak się stąd wydostać. Czy mieszkańcy, tak bardzo indywidualistyczni, zechcą z nimi w ogóle rozmawiać? Jednak kogoś, kto się odzywał, mieli, czyli przewodnika. Jednak niewłaściwe słowo przy nim mogło skutkować niemile. Lepiej chyba więc było poszukać innego dyskutanta. Może były tutaj jakieś sklepy, lub rzemieślnicy. Gdyby kupili jakąś rzecz byłby to przyczynek do ewentualnej dyskusji.

- Jest to możliwe, ale niekoniecznie wysoce prawdopodobne. - Odparł również w myślach odłamek, przy okazji podłapał część rozumowania towarzysza. - Są tu pola, zwierzęta rzeźne i cała reszta łańcucha pokarmowego, a to oznacza, że muszą być punkty dystrybucji dóbr. Nie jestem pewien czy są tu targowiska lub tym podobne miejsca. Gospody prawdopodobnie byłyby zbyt chaotyczne, to samo z alkoholem czy podobnie działającymi substancjami. Jednak dobry tok myślenia. Bardzo dobry. Może jakiś spichlerz? - Kontynuował wątek podjęty przez wojownika. Nieważne że podjął go wyłącznie w swojej głowie.

Estel z początku uradowana widokiem drzew i innych biologicznych istot z każdym krokiem robiła się coraz bardziej ponura. Była zmęczona długim marszem, a zachowanie mieszkańców Delon-Estin-Oti sprawiało, że miała ochotę stanąć i zacząć wrzeszczeć. Niechęć do Mechanusa pogłębiała się coraz bardziej, marzyła o zwykłym lesie, drzewach, zwierzętach i jeziorku.
Gdy weszli do chatki, rozejrzała się lekko i klapnęła na pierwsze z brzegu łóżko.

Miasto miało uważnie strzeżone mury, ale jego wnętrze pozostawało bez nadzoru. Garion i Twinklestar mogli je swobodnie przemierzać i nikt nie zwracał im uwagi... w sumie, to nikt nawet nie zwracał na nich uwagi. Gdy kobiety odpoczywały po ciężkim marszu, ich kompani mogli się przekonać, że w Delon-Estin Oti nie było żadnego sklepu, żadnego zakładu rzemieślniczego, żadnej gospody ani spichlerza. Miasto pozbawione gospodarki, ale to nie mogła być prawda. Ktoś musiał przecież postawić domy, ktoś musiał zrobić meble, ktoś wypiekać chleb. Chyba, że niczym na wsi, każdy coś tam robił w swojej własnej izbie.

- Spichlerz mógłby zostać uznany za niegospodarność - odezwała się archiwistka, siedząc przy stole - naturalnym dla niej miejscu. Parę chwil potrzebowała, by doprowadzić zmysły do używalności, a kolejne, na zastanowieniu się. - Pełna kontrola pozwoliłaby na uregulowanie produkcji i konsumpcji. Spichlerz nie byłby potrzebny. Natomiast modrony od pewnego poziomu w swojej hierarchii są już wyspecjalizowane. Tak więc byłoby trzeba dokonać obserwacji i rozstrzygnąć, czy produkcja jest scentralizowana lub rozproszona.
"Choć na pewno nie dziś" - skomentowała w myślach odprężając się na krześle..
Kapłanka przebrała się w wygodniejszy strój podróżny składający się z czarnych spodni i białej koszuli, i zajęła czyszczeniem zbroi. Musiała na czymś wyładować swój gniew, więc ruchy ściereczką były mocno energiczne.
- Tylko, że tutaj mieszkańcy, to głównie nie modrony, jak mieliśmy okazję zobaczyć, ale i tak wszyscy zachowują się jak mechanizmy… To ja już chyba wolę szalone konstrukty... - Dodała ciszej.
- Jako, że są owocem swego uregulowanego planu, to wyjście od tej analogii jest rozsądnym początkiem, pani Aedd’aine - odpowiedziała archiwistka bez zbędnej zwłoki, która okazała się wystarczająca, by domek guwernantów okazał się pusty.

Robienie wszystkiego swoim własnym sumptem to jedna sprawa, drugą było miejsce jakiekolwiek jatki bądź rzeźni, której przecież nie znaleźli. Garion spróbował sięgnąć do myśli przechodniów, o ile jakiekolwiek mieli. Starając się zapytać o Fortecę Zdyscyplinowanego Oświecenia. Skoro Guwernanci mieli na miejscu nawet własne kwatery, to znaczyło że miasto było stałym punktem na szlaku do tegoż miejsca. Ktoś mógł więc coś wiedzieć. O ile byłby w stanie przebić się do ich myśli. Ingerencja spotkała się co prawda z reakcją, ale nie taką do jakiej przywykł czarodziej. W Sigil takie sondowanie myśli kończyło się tym, że trep nawet go nie zauważył, albo jak zauważył to obrzucał od razu całą okolicę obelgami. Mieszkaniec Delon-Estin Oti, siwiejący już człowiek, zatrzymał się zaś na chwilę w swym strudzonym marszu (dźwigał bowiem jakiś ciężki wór) i spojrzał na Gariona. Tylko przez ultony moment, stęknął bowiem zaraz i ruszył dalej.
- Próbowałem porozmawiać z nimi w myślach, ale zupełnie mnie ignorują, chociaż chyba wiedzą że to ja próbuję z nimi rozmawiać. Może powinniśmy przeszukać samo miejsce postoju Guwernantów dokładniej, czy tam nie ma jakichś wskazówek czy wytycznych, albo jednego z tych urządzeń. - Stwierdził Garion do wojownika. Chwilowo nie miał pomysłów na kontakt z tymi istotami.

Przeszukanie domku mogło być bardzo łatwe, albo bardzo trudne, w zależności od tego czego spodziewano się po Guwernantach. Łatwe, bo budyneczek był prawie pusty. Prawie nieumeblowany, opuszczony od lat, niemożliwe bowiem żeby ktoś ze Stowarzyszenia Porządku mieszkał w takim brudzie. Pokoje i ich zawartość można było bez trudu ogarnąć jednym spojrzeniem. Trudne, jeśli założyć, że faktotum mógł coś celowo ukryć - pod deskami podłogi, w nodze od stołu, czy gdzie tam podpowiedziała mu wyobraźnia. Takie przewracanie domu do góry nogami mogłoby jednak zająć cały dzień.
Nie był pewien jakiego rodzaju jest to urządzenie, czy opiera się na mechanizmie, czy też magii, ale po powrocie zaczął przeszukiwać pomieszczenie na obecność magii. Na tym się znał.
- Może harmoniczna muzyka byłaby w stanie ich zainteresować i przyciągnąć? Dla niektórych to uporządkowany chaos. Nie wiem jak odbiorą to tutaj. - Rzucił. Przerywając tylko na króką chwilę swoje poszukiwania.
Eladrinka pomagała w przeszukiwaniu domku nie bardzo zresztą wierząc, że cokolwiek znajdą. Na sugestię Odłamka westchnęła cicho.
- Sądzisz, że jakkolwiek zareagują? Wydają się nie reagować na cokolwiek, co nie jest w ich planie dnia… - Powiedziała z lekkim przekąsem. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie spróbowała. Przysiadła przed domkiem na ławeczce z harfą w dłoniach i dotknęła strun.
Z początku chciała zagrać coś bardzo mało harmonicznego, żeby pokazać co sądzi o Planie Porządku ale zdrowy rozsądek zwyciężył. Nie chciała by rozwścieczeni mieszkańcy się na nich rzucili, a zła muzyka mogła wywoływać różne reakcje. Odetchnęła cicho uspokając się i rozpoczęła grę.

https://www.youtube.com/watch?v=uhItJ8E8Cno

Muzyka nie spełnia niemal żadnych praktycznych funkcji. Jest sposobem na wyrażenie emocji, elementem zabaw i festynów. Najwyżej rytm bębnów ułatwia maszerowanie, albo wiosłowanie. W związku z tym muzyka nie była częstym zjawiskiem na Mechanusie i jako coś niespotykanego przykuła uwagę nawet mieszkańców Delo-Estin Oti. Wpierw przy grającej eladrince zatrzymała się staruszka, potem młody półelf. W ciszy, jaka panowała na planie, dźwięki harfy rozchodziły się daleko i po paru minutach Estel miała już widownię liczącą pół tuzina. Plan Gariona najwyraźniej działał.
 
Blaithinn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172