|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
24-05-2016, 00:17 | #221 |
Reputacja: 1 | - Świetna robota - pomyślał wojak kierując swe gratulacje do Gariona i elfki. Wprawdzie doskonale wiedział, że dziewczyna nie odbierze jego myśli, za to Garion jak najbardziej. Do Estel po prostu uśmiechał się widząc rosnący tłum zainteresowanych. Świetny pomysł oraz doskonałe wykonanie robiło swoje. Pytanie jednak, czy wśród tłumu oglądaczy był ktoś specjalny, kto na przykład próbował pomrukiwać sobie melodię pod nosem, albo jakoś ruszał biodrami do taktu muzyki granej przez piękną Estel. Taka osoba chyba bowiem najprędzej nawiązałaby jakiś sensowny dialog. Tubylcom jednak pląsy nie były w głowie i przysłuchiwali się muzyce praktycznie bez ruchu. |
24-05-2016, 23:06 | #222 |
Reputacja: 1 | - Zanim ktokolwiek wyciągnie pochopne wnioski. Zdaje się że tylko ta, tu obecna twierdziła że jest członkiem Stowarzyszenia. Ja osobiście, zarówno jak obecna tutaj Estel oraz Dotian, niczego takiego nie twierdziliśmy. Zgadza się? - Zapytał rzeczowo Kanciasty. Kapłanka spojrzała na Gariona kompletnie zaskoczona. - Co Ty wyprawiasz? Przecież nie możemy jej tak zostawić… - Powiedziała cicho. - Eee … - zareagował inteligentnie wojownik. ~ Na razie tylko ustalam fakty i myślę. Kupuję czas i zastanawiam się czy będzie trzeba ich wyeliminować. - Przekazał zdziwionej kapłance czarodziej. - Sprzeciw - rzuciła Ender do zbrojnych wzorując się na wcześniejszych wypowiedziach odłamka. - Materiał dowodowy w postaci zeznań świadka jest bezpodstawny. Powód. Subiektywny odbiór przekazu na podstawie mylnych domniemań. Wyjaśnienie. Z naszych słów nie padło określenie wskazujące na przynaleźność do Stowarzyszenia Porządku. Rozwinięcie. Pytania dotyczyły nadrobienia różnic w opisie Delon-Estin Oti, które nam podano. Zakończenie. Wskazany przez nas cel przybycia nie uległ zmianie. Wpuszczenie nas do miasta oznaczało przyzwolenie na poszukiwania Fortecy Zdyscyplinowanego Oświecenia, co czyniliśmy. Wnioski. Mylne wzięcie nas za inne persony nie jest błędem naszym a niedopatrzeniem gwardzisty przy bramie. Zbrojny trawił przez parę sekund słowa archiwistki, po czym odpowiedział. - Insynuowaliście przynależność do frakcji, wykorzystując moją pomyłkę. Mieliście szansę wyjaśnić błąd. Zamiast tego zbieraliście informacje o Delon-Estin Oti, nie o Fortecy. Pozostali dwaj wojownicy stanęli po bokach swojego dowódcy, z dłońmi na rękojeściach mieczy. - Wasza odpowiedź była oznajmieniem, iż w Delon-Estin Oti od dawna nie było Guwernantów. Poszukując Fortecy informacja o ich nieobecności w mieście była dla nas istotna. Zostaliśmy wpuszczeni do miasta jako goście. Tam zaczerpnęliśmy informacji o kierunku do Fortecy. Pytanie pomocnicze na temat samego miasta miały służyć do ogólnego zorientowania się w sytuacji i pokierowaniu do wyższych władz w celu zawiązania kontaktu. Niestety żadne odpowiedzi nie padły. Jeśli tak nie było, przykro mi za zaistniałą sytuację. Naszym zamiarem nie było wykorzystywać niczyich pomyłek. Potwierdzić mogą to nasze otwarte działania. Nielogicznym przecież jest szpiegowanie miasta organizując niewielkie zgromadzenie. - W oczach tutejszych mieszkańców obcy rzadko posługują się logiką. Nie przyznaje się pani do insynuacji i stawia swoje słowo przeciw słowom wszystkich świadków? - spytał gwardzista. - Całe zajście spowodowane jest uprzedzeniami do obcych i jednostronnością świadków. Mimo bycia w mniejszości, podtrzymuję swoje zdanie, lecz nie w charakterze buntu a w charakterze zaznaczenia, iż z powodu wymienionej subiektywności, moje intencje zostały odebrane w sposób obciążający, a nigdy takie nie były. - Zatem wyjaśnimy to sobie w lochu - zadecydował strażnik, zdecydowanym krokiem zmierzając ku archiwistce. Pozostałych dwóch zbrojnych pilnowało, by ta nie próbowała czegoś głupiego. - Przepraszam pana - zwrócił się wojownik do dowódcy gwardii - czy macie państwo specjalny fundusz, który pokryje straty moralne oraz zwrot utraconych korzyści przez siedzenie w lochu, jeśli owe pana przypuszczenia okażą się nieprawdziwe? Praworządna organizacja musi mieć taki fundusz, potem zaś uzupełniać go od własnych urzędników, którzyby się neico zagalopowali. Przynajmniej tak mi się wydaje - uśmiechnął się sugerując nieco tamtemu, iż taka nadgorliwość może go mocno uderzyć po finansowej kieszeni, potem zaś kontynuował. - Dlatego właśnie miałbym propozycję. Przecież osoba owa jest tutaj, nie chce chyba uciekać, zresztą jakby można tutaj uciec? Oznaczałoby przecie to, iż tutejsza gwardia źle pilnuje mury, tego ząś absolutnie nie chciałbym sugerować. Dlatego proponuję, żeby pozostawić tą osobę tutaj, bowiem nie ucieknie, jeśli pańskie podejrzenia potwierdziłyby się. Wywód wojownika wystarczył, by powstrzymać agresywne zapędy zbrojnych, ale niebezpieczeństwo nie minęło. W oczach wojowników Brent, a przez asocjację pewnie i wszyscy jej towarzysze, złamali jakieś lokalne prawo. Na Mechanusie coś takiego raczej nie uchodziło na sucho.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
27-05-2016, 18:04 | #223 |
Reputacja: 1 | Praca wspólna - Mielibyśmy szansę wyjaśnić pomyłkę, gdybyśmy o niej wiedzieli. Natomiast faktem jest, że nie obchodzi nas to miasto, jako takie. Chyba że jako oaza porządku i punkt jego zaczepienia wśród planów lub na Mechanusie. Jednak to moje osobiste zainteresowania, których w chwili obecnej nie spełniam. Jesteśmy w drodze do Fortecy i poszukujemy do niej drogi, przez zębatki, które są, jak sami doskonale wiecie, w dysharmonii. Wasze podejrzliwe podejście do obcych, oraz chęć zatrzymania wszelkich informacji, zwłaszcza na temat miasta, są całkowicie zrozumiałe. Podejście tej tu Ender pozostawia wiele do życzenia, to prawda, ale jej umysł został prawdopodobnie wbity w trwały sposób myślenia, że nadmiar informacji ułatwi uzyskanie własciwej informacji. Obawiam się, że można się tego nabawić pracująć w Gmachu Archiwum w Sigil. Stąd też i zachowanie, które mogło zostać przez was odebrane, jako próby pozyskania informacji na temat Delon-Estin Oti - powiedział jednym ciągiem mag. Ciężo było stwierdzić czy jednym tchem, w końcu nie zdarzało mu się oddychać. Samo tłumaczenie nie pomogło a gdy przynależność do Gmachu Zapisów została wyciągnięta, oskarżona sięgnęła ze spokojem pomiędzy arkusze pergaminu szukając czegoś. Nie znalawszy tego sięgnęła w inne miejsce. W końcu kobieta wyciągnęła odpowiedni kwit z zamiarem przekazania go gwardziście. - Ender Brent - przedstawiła się. - Archiwistka Gmachu Zapisu w Sigil. Moją obecność można uznać jako delegaturę Miasta Drzwi w Delon-Estin Oti. Wraz z towarzyszami poszukujemy Fortecy Zdyscyplinowanego Oświecenia. Umieszczenie w lochu jednego z nas, byłoby utrudnianiem czynności urzędnika podczas wykonywania jego obowiązków. Jednak z uwagi na pierwszy kontakt od niezwykle długiego czasu rozumiem, że pierwsza styczność może być trudna. Gmach Zapisów również jest instytucją praworządną, szanującą lokalne prawo, które okazuje się znacznie bardziej rygorystyczne niż w Sigil. Jeśli którekolwiek zostało przez nas złamane, proszę o wybaczenie. Niemniej pragnęłabym wyrazić chęć poznania obowiązującego tu prawa. - Dzięki temu będziecie mieli mozliwość zwiększenia ogólnego praworządności. Przecież chyba nie powiecie, że powiększanie praworządności jest jakieś niewłaściwe - rzucił krzywo wojownik. Eladrinka przyglądała się temu wszystkiemu w milczeniu czując się pogubiona w gąszczu brutalnie logicznej konwersacji. Na gorąco wymyślane przez podróżników tłumaczenia miały w sobie sporo logiki, ale strażnik musiał zachować twarz i autorytet. Nie mógł przecież tak po prostu powiedzieć "nic się nie stało", skoro już przybył na miejsce w asyście i pod okiem niezadowolonych mieszkańców. Złamanie prawa wymagało kary, w przeciwnym razie po co istniałoby prawo? - Macie dwadzieścia cztery godziny na opuszczenie miasta. Po tym czasie zostaniecie aresztowani - oznajmił. - Zrozumiałe, dostosujemy się oczywiście. - Odparł w imieniu wszystkich czarodziej, nie chcąc przedłużać sporu ze strażnikiem, który najwyraźniej miał całkiem sensowne dla wszystkich rozwiązanie. Mieli przecież zresztą mapę dojścia, na której im zależało. Zgoda czarodzieja wystarczyła i po chwili strażnicy odeszli w kierunku murów. Mieszkańcy, którzy donieśli na Ender, również rozeszli się w swoich kierunkach. - Przyjemniaczki bleeeeeee - odkrywczo stwierdził wojownik, aczkolwiek przedtem obejrzał się, czy nikt nie patrzy. Tutaj bowiem mogli mieć coś przeciwko także krzywym minom. - Dobra, jednak co dalej? Przecież musimy jakoś pociągnąć naszą pokopaną misję. ~ Odpocząć nieco i ruszamy dalej, zgodnie z mapą i ruchami zębatek - stwierdził Garion prosto do umysłów pozostałych. - Insynuowanie i szpiegostwo... Niedorzeczne... - skomentowała pod nosem archiwistka, organizując na nowo kolejność w swoich papierach. - Może odpocznijmy już na zewnątrz murów? Mamy własne obozowisko, będzie przyjemniej niż tutaj… - zaproponowała Estel cicho. - Dla mnie możemy iść sobie z tego dziwacznego miejsca. Aczkolwiek przed wyjściem wykąpałbym się, jeśli mają tutaj jakąś łaźnię, czy choćby odpowiednią wannę - stwierdził wojownik. - Nie wiem jak zareagują mieszkańcy. Mi jest obojętne czy ruszymy od razu czy poczekamy - stwierdził odłamek, dla którego sen był raczej opcją niż koniecznością. - Łaźnia jest bardzo dobrym pomysłem, panie Twinklestar - zauważyła Ender, której forma takiego odprężenia podchodziła znacznie bardziej niż mniej wygodny obóz ziemi metalu. * - Pewnie - odparł wesoło wojownik. |
27-05-2016, 18:06 | #224 |
Reputacja: 1 | Delon-Estin Oti okazało się wcale nie bardziej gościnne od Chak-Tha-Iii-Kri. Mrówkoludy przywitały przybyszów strzałami, ale pożegnały na uczcie i dobrym słowem (nie warto przy tym wspominać kto i w jakich okolicznościach ucztę musiał przygotować). Ludzie wpuścili do swego miasta bez słowa, ale zaraz potem kazali się zabierać. Doba to jednak dużo czasu, a męczący marsz przez zębatki każdego kosztował sporo sił - skoro mogli się wyspać na łóżku i pod dachem, żal było nie skorzytać. Szczególnie, że za oknami słychać było ptaki. Prawdziwy ewenement na Mechanusie, który szczególnie Estel przypadł do gustu. Skoro i tak miejscowi ich ignorowali, to mogli choć nacieszyć się lokalnym luksusem. Z kąpielą było już gorzej. O ile balia w domu Guwernantów się znalazła, to wody już znaleźć nie szło. Musiała gdzieś w mieście być, rośliny nie rosły przecież dlatego, że ktoś im kazał. Mieszczanie musieli pić, nie samym milczeniem trep żyje. Tylko nigdzie nie było widać studni, a miejscowych… ech, nie chciało się nawet pytać. Odpowiedzią mogło być wszak milczenie, albo kolejny donos do straży. Gdy wszyscy nabrali już sił, ruszyli w drogę wedle wskazówek z mapy. Nie wiedzieli co prawda, czy to co narysowała dla nich staruszka było prawdziwą mapą, ale kłamstwa i żarty nie mieściły się w większości definicji porządku. Poza tym, niczym lepszym kompani nie dysponowali. Wędrówka była monotonna, mapa nie pokazywała lokalizacji żadnego z portali przez co trzeba było podróżować w tradycyjny sposób. Na piechotę. Metalowe konie przyprawiały o ból głowy zarówno Brent jak i Estel, nie wspominając już o uciążliwościach związanych z przesiadywaniem godzinami na metalowym grzbiecie. Zresztą, wszędzie wkoło był metal: pod stopami, nad głową. Mechanus dawał się we znaki, choć dla Gariona i Ender krył w sobie wiele intrygujących tajemnic. Wojownik i kapłanka preferowali raczej jakiś las i szemrzący strumyk. Marsz zajął dwa dni, ale na szczęście nie prowadził na manowce. Cel był widoczny już z oddali i gdy tylko zamajaczył na horyzoncie, cała grupa wiedziała że jest na dobrej drodze. Forteca Zdyscyplinowanego Oświecenia posiadała swoją własną zębatkę, wybijającą się ponad otaczające tryby niczym latarnia na bezkresnym morzu. I zajmowała ją niemal od brzegu do brzegu! Setki tysięcy metrów kwadratowych pokrytych kamieniem i marmurem, wysokie mury, tuziny wież pnących się ku niebu. Istne zamczysko, którego nie powstydziłby się żaden król. A zamiast fosy, po prostu przepaść. Do Fortecy można było albo wlecieć, albo mozolnie wspinać się po osi. Żadne obleżnicze maszyny na nic by się tutaj nie zdały. Twinklestar był pod wrażeniem. 1 Za to stacjonująca pod Fortecą armia miała pewnie inną opinię. Poszukiwacze przygód byli na szczęście jeszcze daleko, ale nie sposób było nie zauważyć setek modronów zebranych na trybie pod zębatką siedziby Stowarzyszenia Porządku. Konstrukty były przeróżnych kształtów - takie, jakie widzieli już w Regulusie. Ale można było wśród nich wypatrzeć maszynę, jakiej nikt spośród czwórki w życiu nie widział. Wyglądała trochę jak wielka kula osadzona na dwóch masywnych, słoniowatych nogach. Przechadzała się powoli wśród ustawionych w karnych rzędach modronów jak nadzorca... albo dowódca. 2 Tak oto, po licznych trudach i długich wędrówkach, Brent, Dotian, Estel i Garion byli o krok od swego celu - siedziby Guwernantów i kryjącego się w nim telekomunikatora. I jedyną rzeczą, jaka stała im na drodze była armia. Cała ta wyprawa stawała się lepsza z każdą chwilą. ________________________ 1 - grafika z podręcznika "Planes of Law" 2 - grafika z podręcznika "Planescape - Campaign Setting" |
23-06-2016, 13:37 | #225 |
Reputacja: 1 | Praca wspólna "Cała ta wyprawa staje się gorsza z każdą chwilą" - podsumowała udręczona podróżą archiwistka sięgając do coraz większej sterty notatek. - Wstępnie można byłoby uznać, że ten... większy twór następuje po Pentadronie. Tutaj niestety wiedza się kończy. Natomiast trzymając się nomenklatury byłby to Hexadron. Choć jak dla mnie całkiem duży przeskok odpowiedzialności. - Hexy pexy - mruknął wojownik. - Znać stanowczo się na tym nie znam, ale nawet gdyby to armia tchórzliwych goblinów blokowała przejście, na naszą czwórke, tak czy siak, byłaby przeszkodą. - Zasadne byłoby zadanie pytań z jaką częścią armii modrońskiej mamy tu do czynienia, z jaką przychylnością się spotkamy, i jaką rolę odgrywa w tym wszystkim ulokowanie jej pod samą Fortecą... - zastanawiała się na głos Ender, mając nadzieję, że odłamek podejmie próby analizy sytuacji. - Z zerową przychylnością, jesteśmy w drodze Fortecy, a ta armia ewidentnie blokuje przejście. Nawet nie to że kontroluje, po prostu blokuje od nie wiadomo jak długo. Strażnik sam wspominał że nie mieli żadnych guwernantów od siebie od dawna. To sugeruje brak przepływu w obie strony. Jeśli miasto zostało opanowane przez oszalałe modrony, to na dole mamy armię zwykłych, jeśli Forteca się trzyma z siłami guwernantów wewnątrz, to na dole prawdopodobnie mamy armię spaczonych. Można prowadzić działania podjazdowe, atakując z daleka, lub uzdrawiając je grupami, by się nawzajem eliminowały. Nie jestem pewien czy podchodzenie bliżej jest rozsądne lub bezpieczne - przekazał odłamek w myślach. - Pani Ender, czy mogłaby pani ponownie swą projekcję pokazać, by przejść się do armii na dole? Zobaczylibyśmy reakcję wtedy… - zaproponowała Eladrinka. |
25-06-2016, 18:21 | #226 |
Reputacja: 1 | - Naturalnie, pani Aedd'aine - odpowiedziała archiwistka. Następnie zwróciła się do Dotiana. - Panie Twinklestar, jak pana zdaniem zachowałoby się wojsko po spotkaniu jednostki? Czy nie sprowadzi to na nas kłopotu poradzenia sobie ze zwiadowcami? |
26-06-2016, 09:43 | #227 |
Reputacja: 1 | - Jednak właściwie jak chcemy nadać błyszczenie, żeby tamci pojęli przesłanie? - spytał Faeruńczyk. - Kształty za ogniskującym światło przedmiotem, układające się w kształt jakiegoś alfabetu? Oczywiście pozostaje kwestja skali, tego czy na odległość da się w ogóle taki kształt osiągnąć i czy modrony same nie będą w stanie rozczytać takiego komunikatu. - Przekazał odłamek, stojąc nieruchomo i obserwując mechaniczne istoty w oddali. Estel nie miała dobrych pomysłów, więc korzystała ze swego wzroku, by jak najwięcej spróbować dojrzeć w Fortecy i wojsku modronów. Zębatka z Fortecą znajdowała się dobre dwieście stóp nad trybem, gdzie stacjonowała armia. Modrony rozstawione jednak były równomiernie, tak by obserwować siedzibę Guwernantów ze wszystkich stron. Podkraść się byłoby niemożliwością... no, chyba że ktoś byłby niewidoczny jak duch. Blanki twierdzy były za daleko, aby można było gołym okiem się czegoś dopatrzeć, ale pełgały na nich jakieś ognie. Mogło to sugerować, że mury były obstawione. - Na murach najprawdopodobniej są strażnicy - powiedziała po chwili obserwacji. - Nie jestem pewna, czy jakiekolwiek krztałty będą zauważalne - kontynuowała analizę archiwistka. - Najpewniej będziemy chcieli uniknąć strażników na murach. Warto byłoby skupić świecenie w górnych partiach Fortecy. W domyśle rozumiejąc je jako część dla person wyższych w hierarchi. Mając oczywiście nadzieję, że pojmą oni zamysł próby nawiązania kontaktu czterech osób niechcących konfrontować się z modrońskimi siłami. - Pytam właśnie, niby bowiem jak mieliby to pojąć. Zobaczą jedynie, że coś świeci. Może przyjaciel, może podstęp wroga. Jeśli nawet przyjaciel, to dlaczego świeci oraz kim są owi przybysze? Może jest jakiś mrugający, ogólnoplanarny alfabet, jednak nie znam takiego - rzucił wojownik. - Chyba, że skorzystamy z ogólnego systemu nadawania najemników. Wiadomo, czarodziej nie zawsze jest pod ręką i wojownicy muszą mrugnięciami przekazać jakiś istotny sygnał. Ale czy ktokolwiek zna tutaj taki w twierdzy? Pojęcia kompletnie nie mam, jednak możemy spróbować, chyba że macie lepszy pomysł. - Mając dostęp do Archiwum Sigil najpewniej doszukałabym się czegoś takiego. Bez niego, będziemy musieli oprzeć się na pańskim najemniczym systemie nadawania. Nawet jak nie zadziała, powinni zauważyć nasze działanie. Czy pojmą? Myślę, że nieinwazyjne zachowanie z naszej strony przynajmniej skłoni ich do próby kontaktu. - Całkiem możliwe że znają, tak samo jak modrony, ale skoro nie mamy lepszego pomysłu, to do dzieła - zachęcił do działania odłamek. - Jasne, będę wobec tego przekładał na język błysków to, co powiemy, ale własnie co musimy powiedzieć? - spytał wojownik. - Przybywamy z Sigil, czy mozna wejsc do Fortecy bezpiecznie, czy to oblezenie? Brzmi sensownie według was? - zaproponował mag, co spotkało się ze skinięciem archiwistki. - Jak najbardziej - zgodziła się Estel. - Najprostsza możliwość chyba najlepsza.* Nie było w wojskowym alfebecie "Sigil", ale było "miasto" i "bramy", trzeba było zatem posiłkować się tym, co było pod ręką. Na wojnie nigdy nie jest bezpiecznie, ale bywa mniej lub bardziej groźnie. Przynajmniej "oblężenie" można było przekazać bez problemu. Gdy Twinklestar uporał się już z tym kalamburem, poszukiwacze przygód nie musieli długo czekać na reakcję. Od armii modronów oderwała się pojedyncza drużyna, najwyraźniej zainteresowana nagłymi błyskami światła. Na reakcję Fortecy trzeba było poczekać dłużej, w końcu jednak pojawiły się błyski. Oblężenie, wysokie niebezpieczeństwo, ciemność, zwiad, magia, ptak. Dotian nie miał kłopotu z przetłumaczeniem pojedynczych znaczeń, ale nigdy nie służył z Guwernantami, nie wiedział więc dokładnie jak je interpretować. To jednak była obecnie sprawa drugorzędna, bo w tempie w jakim się poruszały, maszyny dotarłyby do towarzyszy w godzinę. - - Oblężenie wydaje się jasne - dywagował wojownik - niebezpieczeństwo chyba także. Oczywiście mozliwe, że twierdzy grozi jakieś inne, ciemność hm, pojęcia nie mam. Zwiad, magia oraz ptak, może oblegani wypuścili zwiad na magicznym ptaku? - dumał dalej. - Magiczne ciemności, które są niebezpieczne? - Zastanawiała się głośno Eladrinka. - Może mamy się wystrzegać ptaka przynoszącego ciemność? - Może raczej chodzi o to, że można się tam dostać jedynie na magicznym ptaku, kiedy jest ciemno i modrony nie widzą aż tak dobrze? - Zasugerował swoją wersje odłamek. - Trzeba nam się jednak schować, chyba nie chcemy zdradzić tutejszym naszego dokładnego położenia. - Bardziej stwierdził niż zapytał czarodziej. - Jednak pytanie: co ma do tego słowo zwiad? - kombinował wojownik. Estel rozejrzała się uważnie w poszukiwaniu jakiejkolwiek kryjówki. Ale Mechanus był w końcu planem porządku, więc nigdzie nie było żadnych nieregularności o ile ktoś ich nie stworzył. Góry, doliny, rozpadliny i zarośla były chaosem, Mechaniczna Nirwana zaś się przed nim broniła (może nie zawsze skutecznie, ale zawsze uparcie). Zębatka była pusta i płaska, bez czegokolwiek co dałoby schronienie. - Jakaś magia uniewidzialniająca - zaproponował wojownik, który przy braku odpowiedzi od towarzyszy uznał, że widocznie w ich ocenie słowo “zwiad” oznacza, iż oblegający będą ich szukać. Muszą się wiec schronić przed zwiadem, który będzie na ptaku, gdy nadejdą ciemności. Ewentualnie bez ptaka, ale reszta ogólnie grałaby. - Nie znam się na czarach, ale wiem, że istnieją zaklęcia, które tworzą domki, czy jakieś takie wyrwy rzeczywistości, które można uniewidzialnić, albo przynajmniej przykryć iluzją. Wprawdzie osobiście sam nie potrafię ich rzucać, ale podczas kampanii mieliśmy magików, którzy potrafili. Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 26-06-2016 o 09:43. Powód: zmiany kosmetyczne |
26-06-2016, 17:11 | #228 |
Reputacja: 1 | Rytuały pozwalające na manipulacje strukturą planów, jak choćby magiczna chatka którą zaproponował Dotian, były czasochłonne i kosztowne. W obecnej sytuacji jednak Kanciasty ocenił, że utrzymanie swojej obecności w sekrecie przed modronami było warte wysokiej ceny. Zaalarmowana armia znacznie utrudniłaby dostanie się do Fortecy, a to było wszak celem całej tej tułaczki po Mechanusie. Wpierw jednak kompani oddalili się od miejsca, w którym dyskutowali, by utrudnić konstruktom ewentualne poszukiwania. Czar, zwany z lekkim przekąsem “sztuczką z liną”, pozwalał na stworzenie ciasnego półplanu, do którego wejście było prawie niewidoczne. Astralne diamenty, które Annabell obiecała w zapłacie, rekompensowały koszty komponentów z nadmiarem, Garionowi nie pozostało zatem nic innego jak odprawić rytuał. Długi sznur, rzucony na metalową powierzchnię zębatki, zaczął się wić jak wąż i unosić w górę, cal za calem. Gdy rozciągnął się na całą swą długość, czarodziej bez słowa wyjaśnienia wspiął się po nim i… zniknął. Estel, Ender i Dotian poszli w jego ślady, dostając się do klaustrofobicznej sfery światła, otoczonej ze wszystkich stron nieprzeniknioną ciemnością. Nie było to miejsce, w którym ktoś chciałby długo przebywać, ale przynajmniej było bezpieczne i dawało czas na zastanowienie się, jak przekraść się pod nosem modronów. Magia, ciemność, ptak, zwiad. Pojedyncze słówka, które na dobrą sprawę można było różnie interpretować. Kto miał prowadzić zwiad? Guwernanci, modrony, a może to właśnie poszukiwacze przygód mieli odegrać rolę zwiadowców? Ciemność była w miarę oczywista, blask zębatek przygasał w regularnych cyklach, sprowadzając coś w rodzaju nocy. W ciemnościach zawsze łatwiej jest się skradać. Ptak. Czy faktycznie chodziło o zwierzę, czy może o coś co się z nim kojarzy? Latanie. Też na dobrą sprawę oczywiste, bo jak inaczej dostać się do budowli w przestworzach? Magia to już zaś znaczeniowo kompletny worek bez dna i można by się nad tym słówkiem zastanawiać całymi dniami. Zamiast tego lepiej było ułożyć sobie plan. Wielkich ptaków kompani nie mieli, ale magiczne rumaki Gariona, jeśliby rytuał rzucić wystarczająco precyzyjnie, potrafiłyby się wzbić w niebo. I nie miałyby wtedy o co stukać kopytami co było ogromnym plusem. Kapłanka miała zaś pomysł jak utrudnić modronom ich wypatrzenie. Nie potrafiła co prawda sprawić, by stali się niewidzialni, ale mogła okryć ich smugą ciemności. Na tle czarnej przestrzeni jaka dominowała nieboskłon Mechanicznej Nirwany powinni być nie do wypatrzenia. Mając gotowy plan, czarodziej ostrożnie wychylił głowę ze swego magicznego półplanu, wypatrując konstrukty zwabione błyskami światła. Nie było nikogo widać. Albo maszyny zawróciły do armii po bezowocnych poszukiwaniach, albo zapędziły się w nich tak daleko, że nawet nie było ich widać. Jedna i druga opcja była równie korzystna dla poszukiwaczy przygód. Wystarczyło zatem poczekać do zmierzchu i przystąpić do rzucania zaklęć. Wyczarowanie wierzchowców, które potrafiłyby latać było w zasięgu magii odłamka, ale tylko ledwie. Pomoc Estel i Brent w przygotowaniach do inkantacji okazała się niezbędna do osiągnięcia pożądanego efektu. Jednak kiedy się udało, to efekt był naprawdę niezwykły. Cztery czarodziejskie konie znowu były metalowe, ale tym razem wyglądały jak odlane ze srebra pegazy. 1 Wcześniejsze stalowe rumaki były jak narzędzia, lecz nowe były jak dzieła sztuki. Wyprostowane, ze skrzydłami, które równie łatwo ciełyby powietrze co ciało. Garion mógł odczuwać dumę. Przy tak wysoko zawieszonej poprzeczce, czar Aedd’aine, który otulił całą grupę w smolistej mgle nie wywierał już takiego wrażenia. Zresztą sama kapłanka nie podchodziła entuzjastycznie do takich emanacji ciemności, preferując światło. Niemniej, jako zwiadowcy przedzierający się przez wrogie szeregi, nie mogli sobie pozwolić na szarżę w ognistym rozbłysku. Szczerze mówiąc, połączenie latania z kamuflażem sprawdziło się rewelacyjnie. Rozstawione w karnych rzędach modrony skupiały swą uwagę na murach Fortecy, na obrzeżach zębatki na której stacjonowały, ale czarna plama na równie czarnym tle umykała ich uwadze. Nie było jednak szansy, żeby towarzysze wylądowali niezauważeni w siedzibie Stowarzyszenia Porządku. W końcu co to by była za forteca, jakby dało się ją łatwo zinfiltrować? Dziewięć murów otaczało dziewięć osobnych sekcji, z których każda zbudowana była w konkretnym celu. Z góry dało się dostrzec poletka z uprawami, dymiące kominy kuchni i stołówek, baraki oraz place ćwiczebne,a takze inne budowle których przeznaczenia kompani nie znali. Aha, widać też było żołnierzy, całe setki patrolujące mury i zebrane na placach. Jakiego miejsca nie wybraliby poszukiwacze przygód na wylądowanie, znaleźliby się o rzut kamieniem od czyjegoś czujnego oka. Choć prawdopodobnie nie rzucono by w nich kamieniem, raczej strzelono z kuszy. Dobrze, że się wcześniej zapowiedzieli sygnałami świetlnymi. Jeden z przestronnych placów treningowych był równie dobrym lądowiskiem, jak każde inne miejsce. Pojawienie się przybyszów wywołało wśród Guwernantów szybką i zgraną reakcję. Rozległy się krótkie dźwięki trąbki sygnałowej, stacjonujący najbliżej żołnierze truchtem i w zwartym szyku ruszyli ku przybyszom. Dotian i Estel zaczynali mieć serdecznie dosyć bycia witanymi przez wymierzone w siebie strzały, bełty i ostrza mieczy. Archiwistka i czarodziej zachowywali bardziej stoicką postawę - w końcu w koło najwyraźniej toczyła się wojna, a to pociąga za sobą konsekwencje. Na szczęście, powołując się na poranną wymianę komunikatów przez sygnały świetlne, Twinklestarowi udało się przekonać zbrojnych co do swojej tożsamości i braku wrogich intencji. Mało tego, jako przybysze z zewnątrz posiadali bardzo dużo informacji, które Stowarzyszenie Porządku na pewno chciałoby poznać. Wystarczyło tylko zorganizować jakieś spotkanie z reprezentantem Frakcji i na pewno obie strony doszłyby do wzajemnie satysfakcjonującego porozumienia. Och, gdyby to tylko było takie proste w Stowarzyszeniu Porządku! Oczywiście, że obowiązywały procedury. I pewnie, że wiązały się z papierkową robotą, procedura bez papieru to nie procedura. I nie, fakt że tuż pod murami Fortecy Zdyscyplinowanego Oświecenia stacjonowała armia w żaden sposób nie wpływał na biurokratyczne standardy Guwernantów. Gdyby taka drobnostka miała obalać prawo i przepisy, to równie dobrze każdy faktotum mógłby pójść do Chaosytów. Ender to rozumiała i akceptowała, Garion znosił z cierpliwością przystającą do nieśmiertelnej istoty, Dotian na wszystkie pytania odpowiadał krótko i po żołniersku, a Estel… no, Estel miała tego całego Mechanusa serdecznie dość. Imiona, nazwiska, profesje, spis posiadanych broni i kosztowności wraz z wyceną, pochodzenie, tytuły, zdawało się, że urzędasy pytały o każdą pierdołę, za to o nic istotnego. Kazali siedzieć przy biurkach w jednym z imponujących pokoi w jeszcze bardziej imponującym budynku i ani razu nie zapytali o cel przybycia, ani sposób w jaki ktoś z Sigil znalazł się nagle na zaginionym Planie Porządku. Kiedy już dokumenty zostały spisane, podpisane przez urzędników i zainteresowanych, czwórka kompanów została zaprowadzona do innego budynku, posadzona przy innych biurkach i karuzela ruszyła od nowa. Aedd'aine przychylała się do opinii, że była to wymyślna forma tortur. Wypytywano o Klatkę, a rodzime plany poszukiwaczy przygód, co jakiś czas Guwernant rzucił zaklęcie, które miało weryfikować odpowiedzi. Biurko za biurkiem, budynek za budynkiem, ale jednak cała ta ślimacza procedura miała jakiś cel. Z każdym przesłuchaniem (bo właśnie tak się czuli podróżnicy, jakby byli przesłuchiwani) zbliżali się bowiem do serca Fortecy, wysokiego i smukłego pałacu, który musiał być siedzibą tutejszej władzy. Kiedy wreszcie zostali wprowadzeni do sali audiencyjnej przez wiekowego, siwiutkiego jak śnieg krasnoluda, byli zmęczeni jak po całodniowym marszu, choć w rzeczywistości nie minęło więcej jak trzy godziny. - Normalnie nie trwało by to tak krótko, ale te paskudne czasy wymuszają pewne ustępstwa - ton brodacza był jednocześnie przepraszający i pełen odrazy. Jakby to było zupełnie oczywiste, że przybysze oczekiwali przynajmniej dwóch dni wypełniania formularzy i stania w kolejkach. - Lady Garabutos kazała państwa natychmiast przyprowadzić, nie ma więc niestety czasu na przebranie się w coś stosownego. Oczywiście, że na poczęstunek, odświeżenie się i przebranie nie było czasu, bo został on zeżarty na pytania o daty urodzin! Na razie jednak poirytowanie jakie odczuwali Dotian, Estel, Garion i Ender zostało zastąpione przez zaskoczenie i ciekawość. Istota, którą krasnolud nazywał lady Garabutos, była czymś, czego nigdy wcześniej nie widzieli. Wysoka i smukła niczym elfka, odziana była od stóp do głów w doskonale dopasowaną, czarną, skórzaną suknię. Każda krągłość jej ciała była obciągnięta materiałem tak ściśle, że eladrinka miała kłopot w wyobrażeniu sobie jak w ogóle można było założyć taką kreację bez pomocy magii. W kontraście do czarnej skóry, dłonie i twarz istoty były białe jak porcelana. Szczerze mówiąc, jej twarz była porcelaną. Maską nałożoną na pulsującą jasnym światłem sferę. 3 Spojrzenie lady było niczym promień morskiej latarni przetaczający się po ciemnym morzu, dosłownie czuć było na ciele jego ciepło. Jej głos był słodki, dźwięczny i kuszący, niczym miłosna serenada. Takie stworzenie mogło żyć wyłącznie na Mechanusie - piękne, perfekcyjne w każdym detalu, a jednocześnie sztuczne. - Słucham - padło tylko jedno słowo, ale niosło w sobie znacznie szersze znaczenie. Po co przybyliście? Czego od nas chcecie? Jak tu dotarliście? Kanciasty nie wyczuł żadnej telepatycznej ingerencji, lecz te pytania same układały się w głowach. ~ Bądźcie ostrożni~ ostrzegł w myślach swoich towarzyszy ~ to nie jest śmiertelne stworzenie~. ____________________________ 1 - grafika z portalu Brandy H Art 2 - ścieżka dźwiękowa z gry Wiedźmin 3: Dziki Gon 3 - grafika autorstwa sporeboy |
03-08-2016, 09:43 | #229 |
Reputacja: 1 | Praca wspólna (jak niemal zawsze :) ) Estel była na granicy wytrzymałości. Z przerażeniem dostrzegała, że najchętniej zaczęłaby się zachowywać jak typowa, kapryśna Fae, byle tylko całemu temu Porządkowi dookoła zademonstrować, co o nim sądzi. Powstrzymywała ją jedynie świadomość, że jest tu po to by zdobyć pieniądze na powstrzymanie zarazy, a gdy to się uda będzie mogła sobie odejść od Sigil daaaleko. Lasy, jeziora, gwiazdy… - Powtarzała uparcie w myślach. - Jesteśmy podróżnikami z Sigil, jak zapewne już wiecie, Pani - Odparła opanowanym tonem skłaniając głowę na powitanie. - Prosimy o wybaczenie, iż przybywamy w takich okolicznościach ale poszukujemy pewnego przedmiotu, zwanego telekomunikatorem. - Dlaczego?- jedno słowo, lecz jakby mieściło się w nim całe zdanie. Czemu zadaliście sobie tyle trudu dla jednego przedmiotu? - Za co? - te dwa proste dźwięki też mieściły w sobie morze znaczeń, w którym kupcy Wieloświata pławili się każdego dnia. Garabutos jednocześnie mówiła we wspólnym, ale i porozumiewała się inaczej. Nie przez gesty, czy mimikę, tych bowiem wcale nie wykazywała. Jakby sam dźwięk jej głosu niósł znaczenie. Wojownik wolał trzymać język za zębami. Nie był dobry podczas mówienia. Tym bardziej, iż owa niewiasta mogła wyczuwać pewnie wiele rzeczy. Lekkie wahnięcia świadczące o drobnym kłamstwie etc. Dlatego właśnie póki co zwyczajnie czekał uśmiechnięty. Archiwistka również wstrzymała się z wrtącaniem własnych słów. W dobrym tonie było prowadzenie pojedynczej kwestii przez jedną osobę a kapłanka sprawowała się nienagannie. - Zostaliśmy poproszeni, przez kogoś, kto sam nie mógł się tu udać. Kwestię ceny natomiast sądzę, że możemy uzgodnić wspólnie. - Odparła eladrinka ostrożnie dobierając słowa. - Wysoka cena - co nie było do końca prawdą. Telekomunikator był bezużyteczny. Ale poszukiwacze przygód zadali sobie dużo trudu, by dotrzeć do Fortecy, a to oznaczało, że przedmiot był cenny dla nich. - Pomożecie nam - ostatnie słowa były trudniejsze do zinterpretowania. Brzmiały jak pytanie i stwierdzenie jednocześnie. - W czym mielibyśmy pomóc? - Estel próbowała doprecyzować. - Magią i mieczem - za tymi słowami stało przekonanie o umiejętnościach przybyłych z innego planu śmiałków. - Teleport, by złamać oblężenie. Garion znał taką magię. Ale wymagała dużo wysiłku i czasu, nie wspominając już o odpowiednim miejscu, o czym ostrzegł telepatycznie swoich towarzyszy. - Rozumiem zaklęcie teleportacji, więc magia pasuje. Ale jak może, szlachetna pani, pomóc miecz? - spytał wojownik, którego interesowała praktyczna strona przedsięwzięcia. Może bowiem nie chodziło jej bezpośrednio o czar, ale jakiś portal teleportacyjny, który trzebaby było odbić przeciwnikom? Jednakże wszystko musiała wytłumaczyć dziwna władczyni. - Krąg powinien być ufortyfikowany - było to jasne. Stworzony pośrodku niczego krąg teleportacyjny byłby nie do utrzymania. - Fortyfikacje są wrogie, albo obserwowane - za słowami kryły się wizje Regulusa, Delon-Estin Oti, a także nieznanych podróżnikom miejsc. - A Primus obserwuje - pierwszy pośród Modronów był jedną z ostatnich Potęg przebywających w Mechanusie, jego wpływy i świadomość planu były przez to wielkie. Lady przestrzegała, że odprawianie rytuału spotka się z agresywnymi próbami przeszkodzenia mu. - Czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć - spytał cicho wojownik - bowiem Jej Wysokość mówi dla mnie językiem zbyt skomplikowanym, jak na mój prosty umysł. Czy bowiem mieli zrobić jakiś portal do wrogiego obozu oraz utrzymać go, póki siły twierdzy się nie przeniosą oraz nie uderzą oblegających od tyłu, ewentualnie może coś kompletnie innego. Ponadto jakie fortyfikacje? Wojownik początkowo przypuszczał, że armia oblegająca po prostu nie wypuszczała nikogo, ani nie wpuszczała. Wrogie fortyfikacje, jesli takie były, oznaczało, że oblegający zaczęli także budować swoje mury lub cokolwiek. Rzecz spokojnie normalnie spotykana. Ale gdzie, co, którędy oraz jak? Ponadto objawienia rozmaitych miejsc. Czy wszystkie były oblegane przez jakieś oszalałe modrony, czy kogoś jeszcze innego? Wszystko wymagało sprecyzowania, tymczasem dziwna pani posługiwała się językiem kodów. |
04-08-2016, 11:57 | #230 |
Reputacja: 1 | Sposób porozumiewania się istoty był równie dziwny, jak ona sama. Jakby jej słowa przemawiały do podświadomości. Garion jednak przełożył przekaz na bardziej zrozumiały język. - Guwernanci chcą kręgu teleportacyjnego, żeby przerwać oblężenie, ale nie chcą żebyśmy stworzyli go po prostu na środku jakiejś zębatki. Chcą móc go obronić, więc oczekują, że wyrysuję krąg w lokacji, którą łatwo utrzymać. W jakimś mieście, fabryce, czymś takim - przekazał telepatycznie. - A modrony będą chciały nam w tym przeszkodzić. - Musimy się naradzić. - odezwała się Estel do Garabutos. - Nie mogę podjąć decyzji za mych towarzyszy - wytłumaczyła i zwróciła się do pozostałych. - Jak uważacie? - Rozumiem. Nierozważnie byłoby podejmować decyzję teraz - niewypowiedziane zostały słowa o tym, że nierozwaga jest w Stowarzyszeniu Porządku niemile widziana. - Otrzymacie komnaty do dyspozycji. Durendal odpowie na wasze pytania - audiencja u lady Garabutos dobiegła najwyraźniej końca, co podkreślił chrząknięciem siwy krasnolud, zwany Durendalem. Poszukiwacze przygód zostali zaprowadzeni do całkiem wygodnych komnat, w których w końcu mogli odpocząć na pełnoprawnym łóżku. Tylko krasnolud nie zostawił im prywatności, bo stał w milczeniu jakby oczekując pytań lub poleceń. Dobra komnata nie była zła. Tyle jednak, że dalej wojownik nie wiedział, co robić. - Znaczy właściwie co, gdzie musimy zrobić ten krąg? Warto chyba wybrać miejsce dogodne do jakiejś obrony - złożył ogólną propozycję. - Czy dostarczycie składników potrzebnych do stworzenia portalu? - zapytała krasnoluda kapłanka. - Tak, mamy nawet gotowy zwój - potwierdził. - Ale brakuje magów, którzy potrafiliby go rzucić. No, a przynajmniej nie takich, których wypuścilibyśmy pod oblężeniem. - Czarodziejem oczywiście nie jestem. Jednak faktycznie, kogoś takiego mamy. Jednak musi właśnie on się wypowiedzieć, jak rzucić, gdzie, jakie potrzebne są komponenty ażeby czynić magię? Osobiście muszę się dowiedzieć, ile trwa czar oraz jak długo trzeba będzie utrzymać wspomniane miejsce - dociekał wojownik. ~ Zwój bez wątpienia pomoże~ stwierdził Garion, swoim zwyczajem wprost w myślach towarzyszących mu osób. ~ Ale nakreślenie kręgu i tak zajmie godzinę, lub dwie, w zależności od tego jak duży ma być. Od rozmiaru zależy też ilość magicznego proszku, który jak rozumiem dostarczą nam Guwernanci. Ja takich ilości nie mam w swym posiadaniu. Durendal był wyraźnie zdziwiony ingerencją w swoje myśli i skrzywił się na nią, jakby połknął cytrynę, ale pragmatyzm kazał mu odpowiedzieć zamiast się oburzać. - Po prawdzie im krąg byłby większy, tym lepiej, ale sytuacja każe nam minimalizować ryzyko. Starczy, jeśli zmieści się w nim ramię w ramię dwóch żołnierzy. Jego stworzenie nie powinno zająć więcej niż godzinę. Co do miejsc, w których można byłoby wyrysować krąg, wymieniać możnaby wiele, ale niemal każde jest niewiadomą i niebezpieczeństwem. Fabryki na Neumannusie byłyby idealne do obrony, ale jest niewykluczone że wciąż mają je w swym władaniu Nieuchronni. Centrum może nie odpowiadać naszemu poczuciu... estetyki - przez chwilę krasnolud szukał właściwego słowa - ale jest opuszczone. Ścieżka Anu bardziej by nam odpowiadała, ale to porzucona siedziba Potęgi, trudno wydedukować jakie pozostałości jej wpływów się tam utrzymały - zamilknął, czekając na dalsze pytania. - Trzebaby zatem zwiad najpierw przeprowadzić, by wiedzieć które miejsce będzie najodpowiedniejsze - stwierdziła Estel i spojrzała po towarzyszach. - Pytania jeszcze jakieś? ~ Skąd będziecie wiedzieć, że krąg został aktywowany?~ czarodziej akurat pytania miał. - Cóż, nie damy wam tak po prostu zwoju i komponentów i nie puścimy w świat. Mamy metody, by was śledzić. ~ Czyli skorzystają z magii dywinacji~ ostrzegł Kanciasty, ale wyłącznie swych kompanów. Ponieważ oczekiwania Guwernantów, co do lokalizacji kręgu teleportacyjnego wciąż wyglądały dość mgliście, krasnolud na prośbą Gariona opisał szerzej wspomniane wcześniej miejsca. To, że były niebezpieczne szybko okazało się delikatnym niedomówieniem. Neumannus był, jakże oryginalnie, zębatką jak każde inne miejsce na Mechanusie. Jednocześnie był jednak fabryką, która kiedyś nieustannie produkowała konstrukty, których jedynym celem było poszukiwanie i karanie istot łamiących prawa - Nieuchronnych. Dziś nikt nie wiedział, czy fabryka wciąż działała, a pośród jej faktorii, hut i kuźni wciąż kryły się starożytne automaty. O Centrum kompanii już słyszeli, choć nie wiedzieli że tak się nazywa. Chak-Tha-Iii-Kri wspominali o wrogim roju, którego gniazdo stało puste. Rojem tym była rasa zwana formitami, Centrum zaś było ich głównym gniazdem i największym trybem Planu Porządku. Ścieżka Anu, zgodnie z nazwą była niegdyś domeną boga Anu, o którym nikt z czwórki poszukiwaczy przygód nie słyszał. W centrum wielkiego dysku stał pałac ze szkła i kryształu, otoczony siecią równo wytyczonych dróg i ścieżek, porządkujących skupiska domów z gliny. Wedle wiedzy Stowarzyszenia Porządku, święci w krainie Anu byli niemal tak samo uporządkowani i pozbawieni indywidualności jak modrony. Potęga jednak opuściła swą krainę przed wiekiem zabierając swych wiernych. Co tam się teraz kryło było zagadką. - Pewna kwestia jest dla mnie wciąż niewyjaśniona - odezwała się archiwistka wpatrując się w skupieniu w krasnoluda. - Ani razu nikt nie mówił, nie wspomniał, ani nie próbował wspominać. Podczas oblężenia są obecne dwie strony. Atakujący i broniący się. Atakujący muszą mieć swój powód, a broniący się inny. Różnica zdań musi być na tyle mocna, by doszło do takiego typu spięcia. Jako, że jesteśmy na Mechanusie, planie ładu i porządku, pod Fortecą widziałam modrony. Nie są to modrony, które poddały się chaosowi. Tamte były pstrokate, porozrzucane, awanturnicze. Te tutaj takie nie są. Podlegają porządkowi. Podlegają również Fortecy, którą... oblężają. Kto zatem stoi po której stronie? Która ze stron sprzeciwiła się Primusowi? Jakie były ku temu powody? Pytanie wprowadziło krasnoluda w konsternację. Długo szukał odpowiednich słów, choć Brent zdawało się, że dostrzegła w jego oczach błysk zrozumienia. Jakby znał prawdziwą odpowiedź, ale nie chciał jej udzielić. - Decyzje Primusa są bardzo skomplikowane, nawet wśród Stowarzyszenia Porządku istnieją różne ich interpretacje. W obecnej sytuacji najprostszą odpowiedzią jest to, że modrony chcą zdobyć szturmem Fortecę, a my nie zamierzamy jej oddać. |