|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
04-08-2016, 21:36 | #231 |
Reputacja: 1 | Ender nie wyglądała na usatysfakcjonowaną tą odpowiedzią. Ani na chwilę nie spuściła oczu z krasnoluda mierząc go zimnym spojrzeniem. Nie przeszkadzało jej to w zapisaniu czegoś na nowym arkuszu papieru. |
09-08-2016, 17:44 | #232 |
Reputacja: 1 | Dotian miał już w swoim życiu wątpliwą przyjemność przeżycia oblężenia. I to na Planie Porządku było w porównaniu nudne. Modrony nie ostrzeliwały murów, jedzenia chyba nie brakowało, bo poszukiwaczy przygód nakarmiono jak gości, zamiast wydzielić pół garści kaszy, albo w ogóle zostawić o wodzie. Brakowało też typowego chaosu, w którym żołnierze próbowali zaprowadzić porządek wśród przestraszonych cywili. Ale w Fortecy nikt nie wyglądał na zbytnio przestraszonego, nikt nie krzyczał, nikt nie biegał, jedynie wykonywał swoje obowiązki. Zwiększało to tylko podejrzliwość ze strony Brent, która była przekonana że coś w tej całej sytuacji jest nie tak. Naturalnie miała rację, z całym planem było coś nie tak - tylko kto by zwracał w takiej sytuacji uwagę na jeszcze jedno szaleństwo? Miejsca do wypoczynku było pod dostatkiem - cztery pokoje połączone wspólnym korytarzem. Niektórzy mogli uważać, że to trochę za dużo i może lepiej byłoby z kimś podzielić łóżko, niektórzy byli zadowoleni z chwili oddechu i szansy na zebranie myśli (nawet jeśli sami nie musieli oddychać). Durendal był zaś zadowolony, że szukając zapisów i map dotyczących Centrum znajdował się daleko od Ender i jej uporczywych pytań. Ostatecznie okazało się, że Guwernanci mają sporo materiałów o historii i społeczeństwie formitów, ale zaskakująco mało o ich siedzibie. Pochodzili z innego planu, czy też raczej byli agresywnym odłamem swych krewniaków z planu Zielonych Łąk. Ich celem było powiększanie swych kolonii, nieustanny podbój i wojna aż do momentu gdy wszystko stałoby się monstrualnym gniazdem. W wizji tej brakowało już miejsca na inne istoty, formici zajęli wszystkie krzesła i kłębili się w przedpokoju. Ci, którzy stali na drodze kolonii byli w większosci zabijani, jeńców zmuszano do niewolniczej pracy. Strzępkowe opisy gniazd i tuneli Centrum pochodziły od nielicznych jeńców, którzy zdołali umknąć. Nie było tego dużo, a to co było nie mówiło wiele, ale powinno wystarczyć na potrzeby wyprawy Gariona, Estel i Dotiana. Durendal dostarczył szczegółowy opis drogi przez labiryntowy portal, która powinna dostarczyć kompanów do odpowiedniej zębatki. W tym celu należało podjąć się niebezpiecznego zadania wykradnięcia się poza mury Fortecy i uniknięcia wykrycia przez modrony. Co brzmiałoby znacznie bardziej skomplikowanie, gdyby awanturnicy już tego wcześniej nie zrobili. Metaliczne pegazy Kanciastego czekały grzecznie na placu, a Angharradh odpowiadała na modlitwy Estel. Wystarczyło tylko poczekać do zmierzchu. Sługi Primusa mogły być cierpliwe i precyzyjne, ale nie były nadmiernie spostrzegawcze. W środku nocy Estel, Dotianowi i Garionowi udało się wylecieć z obleganej twierdzy i wylądować daleko od armi modronów. Czas spędzony wśród Guwernantów wystarczył jednak, by ocenić że faktoci nie mieli szansy na podobną sztuczkę co poszukiwacze przygód. Było ich za dużo, koszty wszystkich czarów potrzebnych do przeprowadzenia takiej operacji byłyby zbyt wielkie. Krąg teleportacyjny również był kosztownym rozwiązaniem, ale jeśli wszystko zostałoby przeprowadzone dobrze, to wydatek byłby jednorazowy, a Forteca przestałaby być odcięta od Mechanusa… choć wciąż pozostawała odcięta od Multiwersum. Po niedługiej podróży trójka kompanów dotarła do wejścia do labiryntowego portalu. Z dokłądnymi instrukcjami przekazanymi przez Stowarzyszenie Porządku znacznie łatwiej było skorzystać z bram, ale dalej konieczna była skrupulatna precyzja. Jedna pomyłka i już trep lądował zupełnie gdzie indziej niż by chciał, najpewniej bez prostego sposobu na powrót. Kanciasty, istota bardzo poukładana i metodyczna, przejął na tym etapie wędrówki inicjatywę cierpliwie przypominając wszystkie gesty i manewry potrzebne przy przekroczeniu kolejnych portali. Dotian polecenia wypełniał z godnym żołnierza oddaniem, ale Aedd’aine musiała coraz silniej zagryzać zęby - co to za różnica, czy się patrzy w lewo czy prawo, albo poczeka się pół oddechu czy ćwierć? Bardzo dobrze, że Mechanus popadł w zapomnienie, bo nie różnił się niczym od piekła! Szczęśliwie podróż przez labirynt trwała krótko i doprowadziła do zamierzonego celu. Nie było wątpliwości. Nawet jeśli ktoś nie widział wcześniej Centrum, nie było możliwości pomylenia go z czymkolwiek. Skala kolonii formitów przewyższała nawet ogrom Regulusa, którego obrzeża awanturnicy mieli okazję zwiedzić. Wyżłobione w litej stali kolumny, kopce z kamieni i żwiru wysokie niczym czarodziejskie wieże, nawisy ze skał, połacie krwistoczerwonej rdzy i pulsujących szkarłatem kryształów. 2 Podobne pejzaże Twinklestar mógł oglądać w Żywiołowym Chaosie, ale niskie plany były przecież budulcem całego Wieloświata. Formici swą monstrualną siedzibę musieli wybudować z materiałów zdobytych na Planie Porządku, albo zrabowanych z innych światów. Ale najwyraźniej kiedy Primus odciął swój plan od Multiwersum, coś w kolonii formitów musiało pójść bardzo nie tak. Świadczyły o tym wysuszone, chitynowe skorupy na które trio natknęło się niedaleko od portalu. 3 To nawet nie były pełne zwłoki, jedynie kawałki pancerzy jakby oderwane od ciała i porzucone przed latami. Historia Centrum musiała mieć krwawy finał, choć pozostawało zagadką kto (lub co) zabiło formitów. Mapy dostarczone przez Stowarzyszenie Porządku wskazywały kilka wejść do kolonii. Już te najbliższe okazało się być nie pilnowane, choć widać było w jego pobliżu ślady dawno przebrzmiałych walk - złamanych włóczni, porzuconych, zardzewiałych mieczy. Wejściowy tunel był szeroki, cała trójka mogła bez problemu kroczyć w nim ramię w ramię. Architektura, jeśli można było nadużyć tego słowa, przypominała tą widzianą w kopcu Chak-Tha-Iii-Kri. Najwyraźniej insektoidy myślały podobnie. Przejście zostało wybudowane z myślą o obronie, dlatego co jakiś czas znajdowały się w nim przewężenia, żeby uniemożliwić ewentualnemu wrogowi sprawny przemarsz. Chyba jednak nie wystarczały, bowiem przy każdym z nich trio zapadało się po kostki w szczątkach dawnych mieszkańców - chityna, kości, resztki pancerzy. Im głębiej tym gorzej, jakby formici zostali zmuszeni do odwrotu, a jakiś wróg bez litości ich wyrzynał. Twinklestar roztrząsał w myślach różne scenariusze walk, a w eladrince o lepsze walczyło współczucie z obrzydzeniem. Tunel w końcu ustąpił miejsca większej jamie, w której stropie roiło się od małych otworów - wywietrzników pozwalających na lepszą cyrkulację powietrza. W przeciwieństwie do pasma trupów z korytarza, jama była stosunkowo czysta. Nikt najwyraźniej nie próbował walki na bardziej otwartej przestrzeni, skoro nawet w wąskich przejściach nie dało się stawić odporu. ~ To miejsce jest równie dobre na rzucenie rytuału, jak każde inne~ stwierdził w myślach Garion. ~ Nie wiem kto tutaj prowadził wojnę i jestem w stanie powstrzymać mą ciekawość. Przydałby się jednak zwiad najbliższej okolicy. Kapłanka, czarodziej i wojownik wyruszyli w swą wyprawę w środku nocy, ale Brent mogła się wyspać. Nie zdobyła sympatii Guwernantów, ale nikt nie miał zamiaru zrzucać jej z blanków… na razie. Z drugiej strony, skok z murów wydawał się jedynym sposobem na to, by w ogóle zbliżyć się do modronów, których powodami do przeprowadzenia oblężenia archiwistka była żywo zainteresowana. Na szczęście nie musiała skakać osobiście. Bądź co bądź, nawet jeśli Stowarzyszenie Porządku coś według niej ukrywało, to nie miała zamiaru lekkomyślnie ignorować ostrzeżeń. Do zadania wolała zatem wysłać manifestację swych myśli, tak jak korzystała z niej wcześniej do badania portali. No i nie zmusiła jej do skakania z murów, Guwernanci pozwolili jej skorzystać z bocznej furty, a dalej z pomocą przychodziła grawitacja Mechanusa pozwalająca chodzić po zębatkach niczym pająk. Przypatrywanie się z góry setkom automatów wzbudzało, delikatnie mówiąc, niepokój. Wzbudzałoby strach, gdyby nie pełna świadomość Ender że ona sama jest bezpieczna. Czy modrony uznawały istnienie takiego pojęcia jak emisariusz? Cóż, wkrótce się przekona. W trakcie mozolnego marszu w dół osi łączącej zębatkę Fortecy i tryb ze stacjonującą armię, archiwistce przyszła do głowy pewna myśl. Konstruktów było za mało. Może około trzech setek. Po spędzeniu dnia w siedzibie Stowarzyszenia Porządku, Ender oceniała że niedobitków niegdyś potężnej frakcji było więcej. Owszem, w większości byli to skrybowie, prawnicy i filozofowie, ale modrony nie były najwaleczniejszymi żołnierzami w Planach. W takiej liczbie nie mogły zakładać, że udałoby im się zdobyć twierdzę. Już prędzej, gdyby faktoci zebrali swoje siły, modrony zostałyby rozbite. Powody impasu musiały być zatem inne. Pytania, pytania… Tymczasem psioniczna manifestacja została dostrzeżona przez konstrukty, co doprowadziło do poruszenia w ich szeregach. W kilka oddechów z równych szeregów oderwało się piętnaście automatów: kwadron, dwa tridony, cztery duodrony i osiem monodronów. Równym tempem zmierzali na spotkanie Ender i jak na delegacje dyplomatyczną, to chyba ich jednak było za wielu. Kusze również nie wchodziły zazwyczaj w poczet dyplomatycznego arsenału, choć na pewno reprezentowały ostre argumenty, niemniej każdy z monodronów taką bronią dysponował. Gdy już manifestacja archiwistki znalazła się w zasięgu bełtów, padł rozkaz strzelania. Pierwsza salwa chybiła swego celu, a do drugiej musiało upłynąć trochę czasu. Bazowe modrony nie były zbyt inteligentne i o ile rozkaz “strzelać” wykonały bez zastrzeżeń, to już na rozkaz “ładuj broń” jedynie bezmyślnie czekały. 4 ____________________________ 1 - grafika autorstwa Macieja Kuciara 2 - grafika autorstwa cowkilla 3 - muzyka z gry Diablo 4 - zdjęcie z bloga The Art of Henry Higginbotham |
01-09-2016, 13:27 | #233 |
Reputacja: 1 | Estel, Dotian Garion Noc poprzednia była cudowna, lecz miała być tylko zapowiedzią wspólnej, słodkiej przyszłości. Ażeby jednak to spełniło się, trzeba było wreszcie zrealizować to zadanie, na które wcale nie miał chęci. Dziwność teoretycznie praworządnego planu powodowała zmieszanie wojownika oraz dużą niepewność. Jednak obecnie mieli konkretne zadanie do wykonania. Przynajmniej tyle wyszło dobrego, że mogli się skupić na czymś konkretnym, zamiast rozważać stopień idiotyzmu owego miejsca. - Ja pójdę, ale nie będę się specjalnie oddalał. Przecież podczas rzucania czaru się nie przydam. Nie wiem, czy dobrze zapamiętałem, samo rzucenie zaklęcia trwałoby godzinę? - spytał. -Ponadto można się spodziewać, że wrogowie mogą naskoczyć od tyłu na was, kiedy będę na zwiadzie, jakimś nieodkrytym przejściem. Ruszę więc, trzymajcie się - spojrzał na Gariona, uśmiechnął się do Estel oraz skierował ku tunelowi planując przejść najwyżej parędziesiąt, no, może sto parędziesiąt kroków. Faktycznie bowiem, krótki zwiad mógł zapewnić towarzyszom, szczególnie ukochanej elfce, bezpieczeństwo. Nim wojownik zdążył odejść eladrinka przytuliła się do niego i pocałowała czule nie zwracając zupełnie uwagi na obecność Odłamka. Była zdecydowanie radośniejsza niż w ciągu ostatnich dni spędzonych na Mechanusie, choć przechodzenie przez portale mocno ją poirytowało. Najwyraźniej poprzednia noc, w czasie której ponownie się odnaleźli, pozwoliła odzyskać jej równowagę emocjonalną. - Uważaj na siebie. - Szepnęła mu do ucha. - Ty także, kochana - odparł czul wojownik oddając mocno całusa. Spędzone wspólnie chwile chyba ponownie połączyły to, co wydawało się niemal zerwane. Wydawała się jakąś zjawą, kiedy podczas noclegu w twierdzy nagle pojawiła się przy nim. Lecz wtedy wtuliła się w objęcia, ich usta zwarły się w gorącym pocałunku, zaś dłonie otoczyły drżąc z niecierpliwości. Szaleństwo pokopanego planu nagle odpłynęło … przynajmniej dopóki byli razem tej cudownej nocy. Nawet jeśli ograniczało ich to, iż starali się być względnie cicho ze względu na swoich towarzyszy, którzy spali w sąsiednich komnatach. Żadnych krzyków, co najwyżej niemal bezgłośne jęki oraz westchnięcia. Dobrze wreszcie, że łóżko nie skrzypiało. Teraz jednak te wszystkie wspaniałe momenty musiały chwilę poczekać. Faeruńczyk doskonale wiedział, że podczas zwiadu powinien się skoncentrować na zadaniu. Także dlatego, żeby ich wspólna przyszłość mogła stać się kiedyś rzeczywistością. Kapłanka z cichym westchnięciem puściła go zdając sobie sprawę, że mają przed sobą zadanie do wykonania. Zadanie, które pozwoli im opuścić ten przeklęty plan, w którym chaos wymieszał się z porządkiem w tak szalony sposób, że nawet ona nie była w stanie tego znieść. Odwróciła się w stronę Gariona. - Mów, co mam robić. Czarodziej, zaczytany w magicznym zwoju, potrzebował chwili by zorientować się, że Estel mówi do niego. - Potrzebny jest krąg - odparł na głos. - Dziesięć na dziesięć stóp, taki jak na zwoju - pokazał eladrince rysunek, wręczając jej także sakiewkę z magicznym proszkiem. Estel wzięła woreczek i rozpoczęły sypanie proszku po okręgu zgodnie z intrukcją, skupiając się by wszystko wyszło równo. Wiedziała, że do rytuałów precyzja jest potrzebna. Kanciasty chodził w kółko, wokół miejsca w którym Aedd'aine przygotowywała krąg. Monotonnie skandował inkantacje wypisane na zwoju. Akurat rytualna magia arkaniczna pasowała do Mechanusa i wszystko szło nadzwyczaj sprawnie, ale i tak musiało zająć swój czas. (...) Tymczasem Twinklestar zagłębił się w pierwszy z dwóch tuneli prowadzących gdzieś wgłąb kompleksu. Nie musiał ujść daleko, wśród nierównego podłoża i upiornej, typowej dla Mechanusa ciszy, by zobaczyć cos niepokojącego. Ściany korytarza zaczęły pokrywać popękane, zielone skorupy. Nie czuć było żadnego odoru, wojownik nie dostrzegał też żadnego ruchu. Najważniejsze jednak było to, że jego magiczny pancerz nie ostrzegał go przed gwałtownym niebezpieczeństwem. Jednak zielone skorupy? Cóż to było takiego, może jakieś miejscowe zwierzaki … Wydaje jednak się, że przez wiele lat korytarz się nie zmienił, więc może nie zmieni się przez czas rzucania czaru. Przynajmniej jeśli nie będzie za bardzo tam kombinował, bowiem słyszał niegdyś, że niektóre stwory wyglądają niczym skamieniałe wiele lat, jednak ożywają pod wpływem sąsiedniego ruchu, czy ciepła. Nieważne, nie było sensu iść tam dalej. Faeruńczyk postanowił sprawdzić kolejny korytarz. Gdy powrócił do jamy, kapłanka i czarodziej zajęci byli odprawianiem magii. Nie przeszkadzając im zatem, zagłębił się w drugą odnogę. Po kilkuset krokach zaczynało się jednak robić ciemno, a pod stopami Dotiana coś zaczęło chrzęścić. Światło, które sączyło się przez wywietrzniki w jamie nie docierało tak daleko. - Podsumujmy - powiedział sobie wewnątrz myśli Faeruńczyk. - Światło nie dociera, więc niczego nie widzę. Po wtóre coś chrzęści pod stopami. Może kości padłych stworzeń, może cokolwiek innego? Jednak nie jestem w stanie stwierdzić, co. Jeśli coś zaatakowałoby mnie, nawet nie zdołałbym się obronić, bowiem niby jak … Chrzanić to, wracamy. Póki co żadnego niebezpieczeństwa bezpośredniego nie ma, idąc zaś dalej, tylko mógłbym się władować gdzieś bezsensownie - podsumował wojownik oraz ruszył powrotnym szlakiem. |
01-09-2016, 14:31 | #234 |
Reputacja: 1 | Estel, Dotian Garion Zwiad nie napotkał na żadne zagrożenia, jedynie pozostałości dawnych czasów. Estel zakończyła swoje prace przy kręgu i nie miała juz jak pomóc pogrążonemu w inkantacjach Kanciastemu. Przysiadła zatem przy Twinklestarze. Mogli się jeszcze zastanowić czy jakoś nie zabezpieczyć się na wypadek napaści modronów, przed którą ostrzegało Stowarzyszenie Porządku. W końcu Primus podobno wyczuwał tworzone portale i magiczne kręgi. - Mam pomysł - Eladrinka szepnęła, by nie rozpraszać Odłamka. - Mogę jeden z tuneli częściowo zabezpieczyć glifem. - To rzekłszy wstała i ruszyła tą drogą, którą tutaj przywędrowali. Odeszła dość spory kawałek, tak by stanąć na granicy gdzie zaczynały się ciągnąć szczątki dawnych mieszkańców mrowiska i oczyściwszy ziemię rozpoczęła pracę nad znakiem. - Właściwie kompletnie się nie znam na tym, ale jeśli potraficie, można zrobić jakąś pułapkę. Może można także rzucić czar zabezpieczający przed wykryciem, lub przynajmniej kierujący w inne miejsce. Jeśli byłoby także możliwe, możnaby zrobić barykady ułatwiające obronę. Myślałem właściwie także na temat próby zawalenia korytarzy, ale mogłyby pojawić się trudności, kiedy chcielibyśmy wyjść. Osobiście potrafiłbym jedynie wykonać barykady, jeśli znalazłoby się trochę materiału, choćby odłamków ścian - wyraził propozycje faeruński wojownik swoim kompanom. Czarodziej i kapłanka byli jednak zajęci swoimi czarami i przy zawalaniu tuneli, albo tworzeniu barykad pomóc już nie mogli. Sama barykada w warunkach tuneli Centrum sprowadziłaby się raczej do zawalidrogi stworzonej z doczesnych resztek dawnych mieszkańców. Próby odłupania kawałków ścian mogły grozić osypaniem się tuneli, Dotian znał się trochę na architekturze twierdz, ale nie mrowisk - trudno było mu zatem ocenić jak solidne były tutaj struktury. Spróbować jednak zawsze można było. Owszem fajnie, spróbować można było ryzykując zawalenie. Dla prostego wojownika było to niedopuszczalne. Bowiem niby cóż pomogłoby im skuteczne rzucenie czaru, gdyby ściany się rozleciały … Rozważał także nad wybraniem nie ze ścian, ale z podłogi przy korytarzach na ich wylotach. Ponieważ korytarze siłą rzeczy były znacznie mniejsze od sali to ewentualna dziura nie powinna spowodować zapaści całej konstrukcji. Ponadto obrona wewnątrz samego korytarza była znacznie łatwiejsza. Gdyby bowiem ktoś z wrogów przedostał się przez barykadę, miałby naprawdę ciasno oraz można by go natychmiast utłuc nie ryzykując, że gdzieś odskoczy. Zdecydowanie własnie tak postanowił wojownik. Zaczął robić barykadę kilka metrów w głąb korytarza wybieracjąc ze spodu materiał. Rzecz jasna, dziura musiała być od zewnątrz stanowiąc dodatkowy punkt obronny. Najlepiej byłoby zrobić taką barykadę po dwóch stronach. Wprawdzie potencjalny napastnik pewnie atakowałby z jednej, jednak nie wiadomo z której wylazłby. Póki co jednak planował się uporać z jedną, potem ruszyć na drugą. Wszelkie pułapki magiczne oraz inne byłyby dodatkowo wskazane. Nie obawiał się, że podłoga mogłaby się ewentualnie zawalić z nim. Po pierwsze miał pierścień piórkospadania, po drugie dodatkowo planował asekurować się kawałkiem liny. Cała trójka kompanów pracowała w przysłowiowym pocie czoła. Garion, zagłębiony w najtrudniejszym etapie inkantacji, wydawał się być zupełnie nieświadomy otaczającego go świata. Kapłanka skończyła prace nad ochronnym glifem, który pokrył całą szerokość wejściowego tunelu zapewniając, że kto by tamtędy nie szedł, musiał wleźć w pułapkę. Twinklestar zaś, w sposób mało elegancki lecz dający efekty, w mozole usypał wał torujący jedno z przejść w głąb kompleksu. Twarde, zbite grudy ziemi i kamieni były całkiem solidne i musiałyby załamać każdą szarżę. Problem w tym, że nie każdy wróg szarżuje i nie każda istota porusza się po ziemi. Inkantacje Kanciastego, modlitwy Aedd'aine i ciężka praca Dotiana narobiły dość hałasu by zwabić bestie z głębszych, pogrążonych w ciemnościach czeluści Centrum. Twinklestar najpierw poczuł alarmujące szarpnięcie swego pancerza, miecze pojawiły się w jego dłoniach w tej samej chwili gdy w nozdrza uderzył go smród zgnilizny. Wielki potwór, górujący nad człowiekiem o dobre dwie stopy, pojawił się znikąd, zmaterializował się w powietrzu wymachując w koło grubymi, haczykowatymi mackami. Gdyby nie refleks i doświadczenie, wojownik z pewnością zostałby pokryty dotkliwymi cięciami. Jakby zdając sobie sprawę, że przewaga zaskoczenia nie podziałała, stwór zniknął równie nagle jak się pojawił, nie dajac czasu na kontratak. Jednocześnie, bliżej centrum groty zmaterializowała się bliźniacza maszkara, sunąc zdecydowanie w kierunku pochłoniętemu magią Garionowi. Macki wściekle rozcinały powietrze, zniechęcając do prób zbliżania się do bestii. Wojownik wreszcie znalazł się na polu, które było mu zdecydowanie najbliższe. Walka miecz w miecz, albo macka w miecz. Wszystko mieściło się wewnątrz kręgu umiejętności bitewnych. Skoro stwora obok siebie nie mógł zaatakować, rzucił się gwałtownie na pomoc towarzyszom, kochanej elfce oraz mądremu Garionowi. Przecież czekać na kolejny łaskawy atak owej istoty nie było sensu. - Hej, leć! - wypuścił z dłoni tańczące ostrze, które pognało w kierunku macek stwora, zaś sam z drugim magicznym mieczem skoczył tak po prostu przeciwko wrogowi. Liczył bowiem, iż tańcząca klinga, cieniutka, zwinna i niespecjalnie wrażliwa na ciosy macek, ściągnie na siebie uwagę istoty, co da mu szansę na dorwanie się do jej tułowia. Planował stosunkowo szybko rozprawić się z tym czymś, żeby być gotowym na kolejne niebezpieczeństwo,chociażby pod postacią tego stwora, który zaatakował go na kopcowym korytarzu. Estel ujrzała zbliżającą się do Odłamka maszkarę, a chwilę później biegnącego mu na pomoc wojownika. Ruszyła szybko w ich kierunku modląc się do Angharradh o zwiększenie szybkości Dotiana, by był w stanie lepiej unikać macek. Plan Twinklestara nie do końca zadziałał tak, jak tego chciał. Magiczny miecz zaatakował wściekle przeciwnika, czym zmusił go do zatrzymania się, ale to było na tyle. Przy takiej ilości odnóży, bestia musiałaby zostać zaatakowana przez znacznie więcej przeciwników niż tylko Dotian i jego tańczące ostrze. Zaatakowana maszkara szybko przeszła do kontrataku, na dodatek za wojownikiem spowrotem pojawił się drugi wróg. Ciosy spadały na oflankowanego człowieka ze wszystkich stron, z góry, z boków, przy akopaniamęcie świstów powietrza i paskudnego mlaskania paszcz. Lecz może dzięki magii Aedd'aine, a może przez lata treningów, Twinklestar odpierał wszystkie ciosy. Garion nie podejmował walki, jedynie przez krótką chwilę zawiesił swą inkantację by przekazać swym towarzyszom telepatyczną wiadomość: ~ jeżeli przerwę czar, zmarnuję zwój. Nie wykonamy zadania. Wszystko wyglądało paskudnie. Dwa stwory były po prostu zbyt silne, żeby sobie z nimi ot tak poradzić. Ponadto znikały, kiedy czuły się zagrożone. Jedyny plus, że skupiły się na wojowniku, a nie na Estel. Jedynym wyjściem było najprawdopodobniej skupienie się na jednym, jak najszybsze wykończenie go, potem zaś przystąpienie do drugiego. - Atakuj – rzucił wojownik tańczącemu mieczowi polecenie wskazując na jednego stwora. Liczył na to, ze miecz chociaż trochę zneutralizuje jego agresję. - Estel, od tyłu go! – krzyknął pięknej dziewczynie. Czy magią, czy bronią, czy jakkolwiek, jednak uznał, że taka szansa jest najlepsza. Dziadostwa bowiem nie wydawały się mieć żadnych słabych punktów, należało więc tłuc je, aż nie zostaną zatłuczone. Eladrinka stanąwszy w odległości pozwalającej jej na rzucenie czaru, rozpoczęła inkantację, by spętać świetlistą siecią mackowatego stwora, który pojawił się za Dotianem. - Tithasnnil tithadnil, moraenorbri, tithilrnal, theendendlith. Tithasnnil tithadnil, moraenorbri, tithilrnal, theendendlith. Magiczne pęta owinęły się wkoło potwora, skutecznie unieruchamiając jego macki. Dotian nie mógł nie skorzystać z takiej okazji, wyprowadzając serię cięć i pchnięć. Gruby pancerz, a także sama magia Estel, sprawiły jednak że ataki były znacznie mniej zabójcze niżby liczył Twinklestar. Rysy i płytkie rany były na razie jedynym efektem ataków, bardziej irytując maszkarę niż wyrządzając jej prawdziwą krzywdę. Próbowała nawet ugryźć wojownika, nie mając chwilowo lepszej możliwości kontrataku, lecz na to mężczyzna był zbyt szybki. Najwyraźniej potwory nie miały jakichś specjalnie silnych instynktów stadnych, bowiem drugi zamiast pomóc swemu spętanemu i atakowanemu kuzynowi zniknął z głuchym stuknięciem, a powietrze w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stał zafalowało niczym tafla wody. Nie znaczyło to w żadnej mierze ucieczki. Brzdydactwo zmaterializowało się bowiem niczym uosobienie furii pomiędzy czarodziejem i kapłanką. Czarodziejskie bariery Gariona i elficka zbroja Estel uchroniły ich przed ranami, lecz przeciwnik zdecydowanie przejął tu inicjatywę. Kanciasty nie mógł kontratakować, jeśli miał utrzymać krąg teleportacyjny, a dalsze ataki bestii z pewnością złamią jego koncentrację. - Bierz gada! - krzyknął zmachany wojownik do tańczącego miecza, chwilowo zdezorientowanego brakiem przeciwnika. Ale nic to, skoro się pojawił, znaczy można było go bić. Magiczne ostrze pognało w stwora. Można było liczyć, że istota owa choć trochę skupi się na obronie, czyli będzie miało mniej okazji do ataku. - Ostrożnie - powiedział szybko do Estel, która chyba koncentrowała się na obronie. Natomiast walczący wojownik nie zmienił swojego przeciwnika. Skoro stwór był związany magią, to trzeba było korzystać oraz bić ile się da. Nawet jeśli skaleczenia były dalece niewystarczające, jednak skrobał powoli, szczególnie starając się trafiać tam, gdzie już wcześniej były zadane rany. Skoro pancerz był gruby, należało atakować wyłomy, które gdzieniegdzie zaczęły się pojawiać. Kapłanka cofnęła się przed atakiem i uformowałą świetlistą strzalę i celując w atakującego ją i Gariona stwora. Musiała odwrócić uwagę od Odłamka. Taktyka Dotiana przyniosła rezultat. Nadkruszony pancerz ustąpił pod naporem cięć i magiczny miecz zagłębił się w miękkie ciało powodując wytrysk cuchnącej juchy. Maszkara wydała z siebie ni to jęk ni to kwik i zniknęła. Twinklestarowi zawróciło się w głowie, albo to świat wokół niego zawirował, a kiedy zdołał się opanować przeciwnika nie było nigdzie widać. Magiczna sieć wyczarowana przez kapłankę opadła na ziemię i rozpłynęła się w nicość. Estel w swych staraniach miała mniej szczęścia. Magiczny pocisk rozbił się o grzbiet bestii zupełnie nie zwracając jej uwagi. Potwór skupił się na czarodzieju, który nie stawiał aktywnego oporu i najwyraźniej został uznany za łatwy kąsek. Macki odbijały się jednak od magicznych barier, przez co bestia zaczęła szukać lepszej pozycji do natarcia. Jednak sytuacja zaczęła się odwracać, kiedy wojownik przystąpił do gry. Istota skupiona była na szukaniu optymalnego ataku na czarodzieja, przeto nie mogła jednocześnie kontrolować ruchów wojownika. Przynajmniej tak oceniał sytuację Dotian. Ponadto poznał już słabe punkty potwora. Należało uderzać w jeden element pancerza, póki się go nie skruszy, potem zaś powtarzać akcję. - Bij łotra - polecił mieczowi uderzyć na wroga, sam zaś także zabrał się za niego zostawiając elfce ewentualne leczenie, obserwację oraz dodatkową magię. Zakładał, że koncentrując ataki tańczącego miecza oraz drugiego magicznego ostrza zwiększy szanse powodzenia. Kapłanka rozejrzała się i widząc, że jeden z potworów po prostu zniknął, a wojownik zajął się tym, który atakował Gariona skupiła się na obserwacji okolicy, by drugi stwór ich tym razem nie zaskoczył. I usłyszała jak coś sunie w jej stronę. Ziemia osypywała się ze ściany, jakby coś się o nią ocierało. Estel wymówiła modlitwę, prosząc Angharradh o ochronę, lecz wkrótce okazało się to niewystarczające. Nagłe uderzenie macki aż zaparło jej dech w piersi i prawie powaliło na ziemię. Magiczna niewidzialność rozproszyła się pozwalając zobaczyć jak potwór czepia się ściany niczym oślizgły ślimak. Po przeciwnej stronie zdecydowany atak Twinklestara zepchnął drugiego stwora do defensywy, zmuszając go do wycofania się i odstąpienia od Gariona. Silne cięcie odrąbało jedną z macek, a pozostałe kończyny zawirowały w daremnej próbie odgonienia nacierającego człowieka.* Skoncentrowany mocno na walce Dotian nie miał nawet szansy spostrzec, co stało się z piękną elfką. Słyszał jedynie jakieś zamieszanie z tyłu, jednak zakładał, że dziewczyna wytrzyma chwilę, chociażby starając się walczyć defensywnie. Chciałby skoczyć jej na pomoc, ale takie miotanie się od potwora do potwora mogło jedynie sprawić, że nie osiągnąłby nic. Tymczasem tego gada bez macki miał już na wyciągnięcie miecza. Wzmocnił swój atak. Ale jednak nie mógł zostawić Estel. Kiedy bowiem w cugu ciosów udało mu się na moment rzucić spojrzeniem, przestraszył się. Elfka była pod silnym gradem ciosów. Posłał tańczący miecz na pomoc. Niech atakuje oraz, przede wszytskim, absorbuje drania. Sam skoncentrował się na bezmackowcu. Zatłuc szybko draństwo, potem skoczyć na pomoc Estel, lepszego planu nie widział. Kapłanka posłała następną promienną strzałę w potwora. - Nic mi nie będzie! - Krzyknęła do Dotiana nie chcąc żeby rozpraszał się w walce i zaczęła szykować kolejną strzałę. Wystrzelona z tak bliska nie wyrządziła jednak żadnej szkody, ani nie zniechęciła potwora do dalszych ataków, które stawiały kapłankę w coraz gorszej sytuacji. Dotianowi szło znacznie lepiej, nie ustawał w swym natarciu, każde kolejne cięcie znaczyło bestię krwawą pręga. Maszkara wyraźnie słabła, ale wizja zbliżającej się śmierci najwyraxniej zmusiła ją do zdwojonych wysiłków. Jedna z macek świsnęła tuż pod przygotowanym do bloku ostrzem i uderzyła z impetem w pierś wojownika. Coś nieprzyjemnie zgrzytnęło, a Twinklestar mógł jedynie zgadywać czy żebro mu pękło czy jedynie się nadkruszyło - dzięki adrenalinie nie czuł przynajmniej bólu. - Niech to gęś kwadratowa kopnie - mruknął faeruński wojownik pod nosem tłukąc ponownie stwora. Bolało, znaczy niby nie bolało, ale wiedział, że coś jest nie tak. Tym bardziej więc trzeba było się rozprawić ze straszliwą istotą. Potem kopnąć drugą, zaś jeszcze potem oddać się pod czułe czary lecznicze Estel. Eladrinka znowu spróbowała zarzucić świetlistą sieć na bestię, którą ją atakowała mając nadzieję,że uda się jej utrzymać z siątką połączenie, by wysłać do niej jeszcze elekrtyczność mogącą stwora porazić. Upór wojownika doprowadził w końcu do oczekiwanego celu, po kolejnym cięciu maszkara zadrżała cała, jakby raził ją prąd i osunęła się bezwładnie na ziemię. Starcie drugiej bestii z kapłanką było zaś w impasie. Magiczna sieć co prawda ją złapała, lecz szybko ją z siebie zerwała. Szamotanina trwała jednak chwilę, dzięki czemu Aedd'aine przynajmniej mogła złapać oddech. Wspomniana właśnie chwila pozwoliła wojownikowi tymczasem uporać się ze swoim przeciwnikiem oraz ruszyć na pomoc kapłance. Istotę mackowatą zaatakowali jednocześnie: Estel, Dotian oraz tańczące ostrze. Taki nawał ciosów powinien przynieść jakiś sensowny rezultat. Przynajmniej właśnie takiego oczekiwali drużynowi kompani. Eladrinka kolejne strzały posyłała w te miejsca, w które uderzał wojownik. Walka w przewadze liczebnej nie trwało już długo. Monstrum, nawet jeśli niezbyt mądre, potrafiło dostrzec że dalsze kontynuowanie starcia prowadziło jedynie do samozagłady. Dlatego zdecydowało się rzucić do ucieczki, co dzięki wrodzonym magicznym zdolnościom powinno być bardzo proste. Ot, zniknąć, przenieść się gdzieś w ciemność tunel i zwiać. I nawet taki scenariusz potwór wypróbował, tylko że wybrał niewłaściwy tunel - konkretnie ten, który Estel zabezpieczyła magicznym glifem. Elektryczne wyładowanie rozświetliło wnętrze kopca w krótkim, oślepiającym błysku. W powietrzu rozniósł się fetor przypalonego ciała, a bestia legła martwa. Czyli nie pozostawało nic, poza zabraniem się za robienie kolejnej barykady, skoro ochrona magiczna padła. - Wszystko dobrze? - spytał wojownik śliczną Estel planując wziąć się jak najszybciej do roboty. - Możesz podleczyć mnie? - spytał ponownie. - Silny łajdak był oraz poskrobał mnie nieco - przyznał, ponieważ uderzenie macką zaczynało mocno boleć. Może rzeczywiście nie było nawet groźne, jednak dokuczało mocno. Kapłanka bez zbędnych słów natychmiast podeszła do Dotiana i rozpoczęła inkantację modlitwy leczącej: - Agedevia ebroue, asijar, pashra, kevomiel.Agedevia ebroue, asijar, pashra, kevomiel.Agedevia ebroue, asijar, pashra, kevomiel.Agedevia ebroue, asijar, pashra, kevomiel. - W błękitnych oczach malowała się troska. Ona sama wydawała się nie draśnięta. - Dziękuję, już wszystko gra - wesoło uśmeichnął się Faeruńczyk oraz przytulił na moment dziewczynę. Miłość oraz walka to były stanowczo dwa światy, w których najlepiej się odnajdywał. Negocjacje oraz magię pozostawiał innym. - Spróbuję zrobić barykadę jeszcze po drugiej stronie. Jeśli udałoby się zdążyć, byłoby świetnie. Proszę, nasłuchuj, czy z tamtego korytarza - wskazał na wejście, gdzie już była usypana przeszkoda - nie będzie słychać czegoś nieciekawego. Można było bowiem się spodziewać nadejścia przeciwników, albo przynajmniej, była to realna możliwość. Gdyby nadchodzili zamiast kopania trzeba byłoby się brać po prostu za obronę. Estel pocałowała go szybko i skinęła głową. - Szkoda, że glif zniszczył. - Westchnęła cicho i puściła wojownika, by robił swoje, a ona odwróciła się do Gariona, żeby sprawdzić czy czarodziej nie potrzebuje leczenia. |
04-09-2016, 19:12 | #235 |
Reputacja: 1 | Walka skończyła się po myśli poszukiwaczy przygód, Estel mogła spodziewać się co najwyżej siniaka albo dwóch, Dotian dzięki leczącej magii mógł swobodnie oddychać bez protestów nadkruszonego żebra, a Garion… czarodziej ledwo zauważył, że jakakolwiek walka się odbyła. Jego skupienie nad zaklęciem było godne podziwu, a rytuał zbliżał się już chyba ku końcowi. Hałas mógł jednak przyciągnąć jeszcze jakichś nieproszonych gości, dlatego ostrożność wojownika i kapłanki była jak najbardziej na miejscu. Pilnowali tuneli aż do chwili, gdy monotonna inkantacja Kanciastego dobiegła końca. Twinklestar spodziewał się czegoś spektakularnego, jakichś magicznych rozbłysków, albo przynajmniej solidnego grzmotu, ale magia nie wywołała żadnego takiego efektu. Ot, wyrysowany krąg jakby trochę skrzył się w wątłym świetle jamy. ~ Gotowe~ potwierdził odłamek, żeby nie było żadnej wątpliwości że wszystkie te trudy przyniosły spodziewany efekt. ~ Guwernanci powinni móc skorzystać z kręgu kiedy tylko chcą. Garion był chyba zadowolony ze swojej roboty, o ile dało się ocenić z jego nieszczególnie ekspresywnych rysów, ale jego myśli które przekazywał swym towarzyszom sprawiały wrażenie ospałych i nie tak nachalnych, jak to miał w swym zwyczaju. Rytuał zmęczył go chyba bardziej niż dwa potwory zmęczyły Dotiana i Aedd’aine. ~ Pozostaje poczekać aż wyśledzą nas czarami wieszczącymi i uruchomią swój krąg teleportacyjny.~ Ile to jednak mogło potrwać, można było tylko zgadywać. Odpowiedź na zagadkę brzmiała zaś: pół godziny. Przez ten czas na szczęście z głębi Centrum nie przyczłapała się żadna nowa, głodna krwi maszkara. Glify i kręgi teleportu rozbłysnęły promieniami światła i kilka chwil później zaczęły przechodzić przez niego karne pary żołnierzy. 1 Krąg był zbyt wąski, by pozwolić łatwo ewakuować wszystkich Guwernantów z oblężonej Fortecy, ale Dotian podejrzewał że wcale nie o to im chodziło. Chcieli zrobić "wycieczkę", jak to mówiło się w żołnierskim żargonie, przełamać szyki modronów. Jeśli faktycznie, tak jak ostrzegał Durendal, Primus wiedział o powstaniu nowych portali na swym planie, to Stowarzyszenie Porządku musiało się spieszyć. Jeden z żołnierzy, postawny człowiek z pagonami sugerującymi znaczącą pozycję w wojsku frakcji, podszedł do odpoczywających Gariona, Estel i Dotiana. - Który z tych tuneli prowadzi do wyjścia? - zapytał wprost, z ledwie skrywaną niecierpliwością. Jama nie była przesadnie duża, a wychodzący wciąż z kręgu kolejni żołnierze szybko zajmowali pozostałe miejsce. Po wskazaniu mu właściwego kierunku, człowiek sucho i bez specjalnego entuzjazmu podziękował za pomoc udzieloną Stowarzyszeniu i zapewnił, że niedługo pojawić się tu miał czarodziej Stowarzyszenia z obiecaną nagrodą. “Niedługo” było mało precyzyjną jednostką czasu, która ostatecznie wyniosła blisko kwadransa. Przez krąg musiało przejść około trzystu żołnierzy Guwernantów, o ile Dotian poprawnie oceniał z ich postawy, żądnych walki. Musieli być skoszarowani bardzo długo i aż świerzbiło ich do bitki. Procesję tę zamknął niski człowieczek, w szatach tak dziwacznych, że po prostu musiał być magiem. 2 Pióra, futra, drogie tkaniny i kwaśna mina. Guwernant jak się patrzy. - Od tej chwili ja będę zajmował się kręgiem. Centrum nie byłoby naszym pierwszym wyborem, ale teraz już za późno na cofanie kijem rzeki - powiedział gburowato. - Czy napotkaliście jakieś problemy w tym miejscu? Mężczyzna był tak arogancki, że aż korciło by zataić informację o potworach, ale Aedd’aine znałazła gdzieś w sobie resztki dobrej woli. - Bardzo interesujące, ufortyfikujemy zatem boczne tunele - stwierdził i skinął ręką jednemu z żołnierzy, którzy nie wymaszerowali jeszcze na zewnątrz. Nie potrzeba było dalszych słów, zbrojni sami się zorganizowali i obsadzili prowizoryczne barykady przygotowane przez Twinklestara. - Lady Garabutos kazała przekazać wam nagrodę- czarodziej, który nawet nie raczył się przedstawić, wyjął spod płaszcza sporej wielkości pudełko, które nie powinno się pod płaszczem zmieścić - ot, magia. Do pudła przytwierdzona była tuba i sterczący w górę pręt, co zgadzało się z opisem, jaki trio uzyskało od Guwernantów z Wieży. Telekomunikator, nieestetycznie wyglądajacy obiekt zainteresowania Annabell i powód całej tej wyprawy. Pozostawał zatem już tylko jeden, malutki problem do rozwiązania - wydostanie się z Mechanusa. Szansę na zaczerpnięcie wiedzy od frakcyjnego czarodzieja przerwało pojawienie się w tunelu zasapanego żołnierza, który wziął głęboki wdech, wyprostował się na baczność i zameldował. - Modrony przed tunelem, trzy tuziny pentadronów i kwadronów, sir. Mag pokiwał w skupieniu głową - zgodnie z oczekiwaniami. Nie ma co tracić czasu.- Zanim jednak odszedł, odwrócił się jeszcze do poszukiwaczy przygód i poinformował - to już nasza walka, nie wasza. Krąg działa w dwie strony, możecie wrócić do Fortecy jeśli chcecie. ___________________ 1 - grafika zaczerpnięta ze strony DigitalSpace 2 - grafika autorstwa Tonny'iego DiTerlizzi |
11-09-2016, 20:05 | #236 | |
Reputacja: 1 | Napotkana reakcja modronów była czysto automatyczna, czego Ender nawet i oczekiwała. Manifestacja myśli ingerowała w plan materialny tylko powierzchownie i była podrzędna, toteż ingerencja od tej właśnie strony naruszała strukturę zaklęcia doprowadzając do jego zerwania. Ducha należało objąć ochroną, by miał szansę przeciwstawienia się szybującemu przedmiotowi, gdy ten z uwagi na zmniejszającą się odległość, trafi. | |
11-09-2016, 20:28 | #237 |
Reputacja: 1 | W zależności od tego, z perspektywy jakiej kultury patrzeć na negocjacje Ender, to jej efekty można było uznać za sukces albo porażkę. Z punktu widzenia goblinów, negocjacje na końcu których goblin nie zamienia się w martwego goblina, to zupełny sukces. Z punktu widzenia, dajmy na to człowieka, Brent została kilkukrotnie zaatakowana, zignorowana przez istotę, która mogła podjąć jakieś decyzje i praktycznie pozbawiona możliwości kontynuowania rozmów - czyli klapa. Skoro jednak nie dało się dogadać z jedną stroną konfliktu, to pozostawała jeszcze druga. Lepiej jednak byłoby, gdyby reprezentował ją kto inny niż żołnierz, który zaczynał tracić cierpliwość będąc wystawionym na serie pytań archiwistki. Forteca Zdyscyplinowanego Oświecenia nie mogła jednak narzekać na brak faktotów, jak nie ten to inny. Tyle tylko, że Forteca nie mogła też narzekać na brak biurokracji. Po przybyciu Brent została przemielona przez biurokratyczne tryby, bo chciała ją widzieć lady Nancias, lecz teraz gdy psioniczka sama chciała się z kimś spotkać maszyna wystartowała od nowa. Jedno biuro, drugie biuro, przepustka, zgoda. W trakcie długiego przesiadywania przed różnymi biurkami, archiwistka mogłą zaobserwować wzmożony ruch członków frakcji. Na placach słychać było żołnierskie powrzaskiwania, skrybowie przenosili papiery z miejsca na miejsce. Coś wisiało w powietrzy, a nim w końcu wskazano Ender kogoś, kto w ogóle chciałby z nią rozmawiać minęły godziny. Osobą tą był faktor Haradai Nelnueve, wysoko postawiony w strukturach Guwernantów eladrin, filozof i czarodziej, niekoniecznie w tej kolejności. 1 Ender nie zdziwiła się, że zamiast ją powitać, blondwłosy mężczyzna czytał uważnie jakiś pergamin. Jej samej, jako archiwistce, zdarzało się zapomnieć w lekturze istotnych faktów. - Ender Brent, pracownica Gmachu Zapisów w Sigil i najwyraźniej specjalistka w zakresie negocjacji z modronami. Jak udały się pertraktacje? - zapytał Nelnueve wyniosłym tonem, który trudno było jednoznacznie ocenić jako kpiący czy znudzony. Niemniej eladrin słuchał swej petentki uważnie i nie przerywał, gdy ta sugerowała wyjście z patowej sytuacji - wpuszczenie małej grupy modronów pilnowanych przez Guwernantów, które mogłyby wypełnić swoje kluczowe zadanie, czyli zidentyfikowanie skażonych chaosem istot. Sama sugestia, że w Stowarzyszeniu Porządku mógł się ukrywać jakikolwiek nieporządek, nie wspominając już o indywiduach niezrównoważonych niczym Xaosyci, był równoznaczny obrazie, ale faktor jedynie kiwał głową. - Nie - stwierdził, gdy Ender zakończyła swoją argumentację. I było to stwierdzenie z gatunku tych ostatecznych. - Zmarnowaliśmy już wystarczająco dużo czasu przez fanaberie Primusa. Pani towarzysze z Miasta Drzwi wywiązali się z powierzonego im zadania, przez co Guwernanci mogą i przystąpią do kontrataku. Udzielono pani zgody na prowadzenie rozmów z modronami aby czymś ich zająć, kiedy my przygotowywaliśmy atak. Zgody na dalsze pertraktacje jednak nie ma i nie będzie. Sugerowałbym opuścić Fortecę nim walki rozgorzeją na dobre, wtedy nie będziemy mogli zagwarantować pani bezpieczeństwa. - Wyszło na to, że frakcja była równie nieugięta w swym myśleniu co konstrukty. ___________________ 1 - grafika zaczerpnięta z portalu rpgcrossing |
13-09-2016, 20:14 | #238 |
Reputacja: 1 | Estel&Dotian&GM Tymczasem pozostała trójka ... Dupkowaty kurdupel zadarł nosa, jednak raczej nie obeszło to wojownika. Wyjaśnił tylko prostą rzecz zadufanemu przedstawicielowi twierdzy. - Cóż nam do tego nieznajomy przedstawicielu kontrahenta, że nie byłby to pierwszy wasz wybór? Zrobiliśmy swoje wedle przedsięwziętych ustaleń. Umowa to umowa, a w umowie nic nie było, iż powinno być to inne miejsce. Jeśli podał nam je ktoś spośród was błędnie, nieprecyzyjnie, nieprawidłowo, proszę się do niego zwrócić oraz wyjaśnić mu, że jest niekompetentnym urzędnikiem. Zresztą pewnikiem sam mogę owej osobie przekazać, jak ją nieznajomy panie oceniasz - chyba właściwie nikt nie lubi takich zadufków. Oni swoje zrobili, otrzymali za to odpowiednie wynagrodzenie, więc zwyczajnie tamten gbur nie powinien ich traktować jako jakichś służących. Takim osobom jedynie należy dać do zrozumienia, że nie pozwoli się sobą pomiatać oraz zwyczajnie reagować stanowczo, lecz spokojnie, puszczając pomimo uszu mniejsze wredoty. Mieli swoje zadanie, wykonali je, otrzymali rzecz, którą chcieli, więc trzeba było uskutecznić kolejne sprawy. Czyli wyniesienie się stąd. - Ruszajmy ponownie do twierdzy. Popytamy na temat jakiegoś portalu - zaproponował Faeruńczyk. - Ogólnie dobra robota. Czyjekolwiek utyskiwanie tego nie zmieni. Lepiej czym prędzej wejdźmy do naszego kręgu, bo wiecie - uzupełnił szeptem - zadufane dowództwo to, nie zawsze, ale często, kiepskie dowództwo. Lepiej oddalić się od takiego. Estel bez słowa obserwowała jak mag się od nich oddala i odetchnęła z ulgą, gdy już sobie poszedł. - Chodźmy. - Zgodziła się. - Garion powinien odpocząć, a my możemy spróbować dowiedzieć się czegoś o portalu, choć wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby i za informacje przyszło nam jakieś zadanie kolejne wykonać.. - Westchnęła cicho. ~Faktycznie byłoby miło, jak wy to mówicie, złapać oddech~ zgodził się Kanciasty. Krąg teleportacyjny naprawdę działał w dwie strony, a przejście przez niego nie skończyło się jakimiś nieprzyjemnymi niespodziankami. Guwernanci może i byli bucowaci, ale chociaż słowni. Swój krąg Stowarzyszenie utrzymywało w dużej, przypominającej audiencyjną, sali. Rozmiar, architektura i zdobienia pozwalały dostrzec dawną chwałę potężnej frakcji, dziś zepchniętej na margines Multiwersum. We wnętrzu wciąż znajdowało się parę osób czarodziejskiej proweniencji, kilkudziesięciu żołnierzy, a w całym tym tłumie dało się dostrzec znajomego poszukiwaczom przygód krasnoluda Durendala, który skrzętnie zapisywał coś na pergaminie. Rzecz jasna warto było skierować się w jego stronę, skoro wydawał się jedynym znajomym wśród obecnego tłumu. - Witam szanowny panie. Miło spotkać ponownie - rozpoczął pitu pitu wojownik. Chodziło bowiem wyłącznie o to, czy ma jakiekolwiek pojęcie, gdzie znajduje się jakieś sensowne wyjście. |
15-09-2016, 16:07 | #239 |
Reputacja: 1 | Estel podeszła za wojownikiem i ukłoniła się lekko na przywitanie. Gdy Dotian skończył grzecznościowe powitania, odezwała się sama. - Chcielibyśmy opuścić Waszą domenę, by więcej nie przeszkadzać. Tylko potrzebny nam portal do bardziej bezpiecznego miejsca niż domena bogów śmierci. Krasnolud popatrzył czujnie na swoich rozmówców. - Wiecie o portalu na Plan Letargu?- cmoknął pod nosem. - No to jesteście w kropce, bo nawet jeśli istnieją portale do bezpieczniejszych miejsc, to same bezpiecznie nie są. - Czy mógłbyś odrobinę precyzyjniej - prosząco wyraził się faeruński wojownik który liczył na jakieś konkretniejsze informacje. - Odrobinę, owszem- potwierdził brodacz, z podejrzeniem chytrym tonem. - Stowarzyszenie dysponuje informacjami o lokalizacjach garstki portali, które wedle naszych wyliczeń powinny być aktywne, dotarcie do nich i skorzystanie z nich wiąże się jednak z wysokim hazardem. A jeżeli chcecie wiedzieć więcej… cóż, nie jesteśmy organizacją charytatywną. - Jasne niczym słońce - przyznał wojownik, który doskonale zdawał sobie sprawę, że czasem trzeba smarować ośki, żeby nie trzeszczały. - Może porozmawiamy gdzieś na boku, tak wiesz, żeby nam nikt nie przeszkadzał - zaproponował kupując nieco czasu. Przynajmniej liczył własnie na to. Od negocacji byli kompani obdarzeni znacznie większą charyzmą oraz elokwencją, ale zawsze warto było mieć moment, żeby się zastanowić co można wymienić na wspomniane informacje. - Nie oczekiwaliśmy, że dostaniemy informacje za darmo. - Stwierdziła spokojnie Estel, choć do spokoju było jej daleko. Chciała się stąd wynieść. Jak najszybciej. - Co zatem proponujecie? ~ Z pieniędzy nie będą mieli użytku~ przekazał w myślach Garion. ~ Pewnie oczekiwaliby magii albo usług. Faktotum zaś przychylił się do sugestii wojownika. Wkróce cała czwórka opuściła wielką salę i znalazła się na zaskakująca pustym korytarzu jednego z wielu budynków Fortecy Zdyscyplinowanego Oświecenia. - Możecie uzyskać za stosowną opłatą dostęp do zapisów w naszych archiwach, są tam rejestry portali wraz z uwagami. W zamian możecie wypłacić się w residuum, albo pomóc przy odparciu oblężenia. Kapłani, żołnierze i magowie są zawsze w cenie. - Mógłbyś wskazać nam owe residuum oraz rzec, jakiej opłaty powinniśmy się spodziewać? - rzekł Faeruńczyk. - Residuum dysponuję sam, ale wszystko zależy od kwoty - odezwał się Garion, prowadząc do krótkich negocjacji. Cena za dostęp do archiwów nie okazała się wygórowana, choć krasnolud sprawiał wrażenie trochę zawiedzionego tym, że awanturnicy nie zgłosili się do bicia modronów. Kapłanka natomiast była zadowolona, że jej kompani wybrali spokojniejszy sposób zapłaty, nie miała ochoty angażować się bardziej w ten bezsensowny konflikt. Swoją drogą ciekawa była jak radziła sobie pani Ender. W czeluściach archiwum mogłabym im się przydać. Ponadto jeszcze zgadzał się z nią Faeruńczyk. Plan prawości, czy jak mu tam było, zaczynał nużyć chyba wszystkich. Psychiczne oraz fizyczne kwestie powodowały, że wolałby zapłacić oraz wybyć, potem zaś gdzieś wywędrować z Estel, byle daleko od Miasta Portali. |
30-09-2016, 20:05 | #240 |
Reputacja: 1 | Podejście i zaciętość obu frakcji była dla Brent niepojęta. Plan, w którym każdy ma swoją ściśle określoną rolę, jest częścią wielkiego mechanizmu, o idealnej optymalizacji cylków... jak mógł wydać na świat taki defekt? Jak można było być tak głupim i wydawać tak bezsensowne decyzje, jakie robi Stowarzyszenie Porządku? |