|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
24-09-2014, 08:23 | #181 |
Administrator Reputacja: 1 | - No, to chyba wiecie, co macie zrobić - powiedział kapitan. - Ubijcie cholernika, póki nieprzytomny. Ale nie zdążyli. Makados odzyskał przytomność, choć uprzednio śnił. Śnił o Lathidrillu. Śnił, że coś mówi do niego, że daje mu drugą szansę pod warunkiem, że się ukorzy. Elf mówił do niego, że przeżyje, jeżeli uzna jego władzę i boskość. I odda hołd. Kapłan otworzył oczy. Makados natrafił wzrokiem na spojrzenie elfa. Zaczął się wpatrywać w te oczy. W oczy heretyka i zdrajcy wiary. - Zginiesz heretyku! Dopilnuję by tak się stało, a wtedy Myrkul strąci cię do otchłani! - mówił kapłan próbując się wyrwać z więzów. - Uparty - mruknął, częściowo z uznaniem, Brad. Nie przepadał za kapłanem, nie lubił zdrajców, ale odwagę i zdecydowanie potrafił docenić. Wszystko działo się zbyt szybko jak na jego szlachecką głowę, a węzeł do rozsupłania był zbyt skomplikowany. Aramin podkręcał intensywnie wąsa, w końcu jednak złapał za rękojeść sejmitara i warknął ze specyficznym akcentem: - Chuj, kurwa! - spojrzał wściekle na Gabriela i Adzę, po czym wbił stalowe spojrzenie w Lathidrilla. - Nie przyszliśmy tu zarzynać go, bo to mogliśmy zrobić na zewnątrz, tylko dowiedzieć się od kapitana i szamana o co tu właściwie chodzi. Śmiało podszedł do Lathidrilla i zatrzymał się ledwie pół kroku od niego, ich twarze niemalże się stykały. - Czy twa sprawa chlubną jest i sprawiedliwą dla szlachcica Rashemeńskiej krwi wedle jego kodeksu honorowego jako członka Vremyonni? Obdarzony łaską magii młodzieniec nadział na swoje spojrzenie Elfa i uważnie go obserwując oczekiwał odpowiedzi w napięciu i złości. Nie był zakłopotany brakiem fizycznego dystansu - wręcz przeciwnie: instynktownie próbował osaczyć Lathidrilla i zmusić go do mówienia prawdy. - Wychlaran! - krzyknął do Adzy. - Pilnuj żeby nie było magicznych sztuczek! Kapitan wybuchł. Ale w jego głosie nie było złości, był strach. - Co ty robisz, idioto?! Przecież on… Nie skończył. Lathidrill eksplodował czarnym ogniem, odrzucając ich pod ściany. Jego oczy zaszły mgłą, a wokół jego ciała utworzyły się spirale błyskawic. Na szatach wypalił się symbol Myrkula. - Czas już. Zwlekałem zbyt długo - powiedział nienaturalnie zmienionym głosem. - Królestwo Myrkula jest na wyciągnięcie ręki. A on tę rękę właśnie wyciągnął. Nadchodzi dla was czas sądu. Myrkul pójdzie i zniszczy niewiernych w świątyni, a wszystkich, którzy staną mu naprzeciw zmiażdży mocą Rogatej Korony. Drżyjcie niewierni! Ziemia zaczęła się trząść, poustawiane na regałach książki pospadały na ziemię, a świece rozjaśniające pomieszczenie, zgasły. Ostatnio edytowane przez Kerm : 24-09-2014 o 08:25. |
24-09-2014, 15:43 | #182 |
Reputacja: 1 | Brad, nie zastanawiając się długo, strzelił do maga, widocznego aż za dobrze spomiędzy błyskawic, po czym przesunął się nieco w bok, w miarę możliwości w stronę drzwi. Bełt świsnął w kierunku Lathidrilla, ale zanim doń doleciał, jedna z błyskawic odbija go prawie że trafiając Brada rykoszetem. -Uwolnijcie mnie!- wrzasnął do pozostałych kapłan. Marduk zaklął szpetnie po elfiemu. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewał. Słowa Makadosa puścił mimo uszu. Wszystko wyglądało na to, że Myrkul opętał Lathidrilla a więc Makados wkrótce powinien poczuć się jak u siebie w domu. Niech to coś go uwolni. Sam skierował się w kierunku drzwi. Jeśli musi już to oglądać to z bezpiecznej odległości. Poza tym nie miał już na dzisiaj czarów a już na pewno takich, które mogłyby zagrozić opętanego przez Myrkula Lathidrilla. - Wycofajmy się. Może to coś tak jak weszło tak i wyjdzie z niego. Ja w każdym razie się wycofuję - powiedział na odchodne. Adza spojrzała z rozdrażnieniem w kierunku, z którego dobywał się głos maga. Już od dłuższej chwili próbowała po omacku, trzymając się blisko ściany znaleźć drzwi, którymi weszli. Rada Marduka była jej zupełnie niepotrzebna. ~Przemądrzały magus, zdradziecki kapłan, niekompetentny kapitan i pracodawca grożący nam śmiercią. W co ja się, do czorta wpakowałam? Jeśli tylko uda mi się przeżyć… Właśnie w tym momencie potknęła się o coś niewidocznego w ciemności. Natychmiast jednak odzyskała równowagę, a także pełną świadomość i czujność. Przestała bezsensownie narzekać, a zaczęła działać. Nie uzyskawszy jednak pomocy Makados w pośpiechu próbował się uwolnić. Lathidrill też nie próżnował, skulił się w sobie, by po parę sekundach wypuścić z rąk kolejne fale błyskawic, które zaczęły z szaleńczą prędkością przetrząsać całą komnatę i rozbrzmiały dziesiątkami piorunów, zupełnie zagłuszając wszelkie dźwięki. Makados targał się jak szalony, ale zupełnie nadaremnie. Co więcej, zamiast się uwolnić, zwrócił uwagę elfiego maga, który począł przyciągać go powoli do siebie. Marduk jako pierwszy dopadł do klamki i już miał za nią pociągnąć, gdy zrozumiał, że… nie ma już klamki. Nie ma już drzwi. Iluzja się zakończyła. Pomieszczenie wypełnił odór palonego mięsa. Najemnicy przestali słyszeć, przestali widzieć. Ale kiedy wydało się, że już wszystko stracone, że nie wyjdą już z tego domu, Brad dostał solidnego łupnia czymś twardym przez łeb. Spojrzał. Brodata, bliżej niezydentyfikowana postać rozbiła ukrytą pod iluzją szybę i wydarła się potężnym basem. - Tędy do jasnej cholery! Ale usłyszał tylko Brad. Światło wpadło do pomieszczenia i uwypukliło zarysy postaci, majaczące kilka metrów dalej. - Do mnie - krzyknął Brad, kierując się w stronę światła. - Do mnie! -Cholernicy! Nie uciekniecie przed cieniem Myrkula!- wrzasnął do swych byłych towarzyszy, po czym nadal próbował się uwolnić. W ostatniej chwili przypomniał sobie o sztylecie, który miał w prawym bucie. Szybko starał się przybliżyć do siebie dłonie i nogi, by wyjąć wspomniany nóż oraz być może się uwolnić. Najemnicy nie usłyszeli Brada. Usłyszeli Makadosa i zobaczyli strużkę światła wpadającą do ciemnej chaty. Makados był coraz bliżej Lathidrilla. Naprężał się i wyginał, byle tylko dostać się do sztyletu i gdy stracił już nadzieję, gdy dzieliły go ledwie dwa metry, chwycił ostrze. Nie czekając zaczął próbować przeciąć więzy w nadgarstkach, lecz gdyby się nie udało, albo byłby już na wyciągnięcie ręki od maga to zaciska dłonie na rękojeści broni i z całej siły próbuje wbić ostrze w ciało heretyka! Nie zważa na błyskawice, którymi otoczony jest tamten. Jeśli ma to być jego koniec, to nie zamierza umrzeć sam! Cała sytuacja już od dawna nie podobała się Orczycy, dlatego gdy tylko pewne karty ukrywane w rękawie maga pojawiły się na stole nie była zdziwiona. Cóż, przynajmniej nie tak zdziwiona jak prawdopodobnie być powinna. Widząc starania Makadosa i słysząc zarówno wypowiedzi jego, jak i Brada, postąpiła tak jak na orka przystało i niewiele myśląc chwyciła tego pierwszego za wsiarz idąc w kroki łotrzyka, jedynie przez chwilę wahając się z głupim wyrazem twarzy, czy nie rzucić tym, którego trzymała, w zwariowanego, choć przesłodko dostojnego elfa. Ucieczka co prawda nie była mile widzianym aspektem w kanonie orczych zachowań, jednak tłumaczyła sobie w duchu, że te sztuczki wykonywane przez maga całkowicie tę decyzję usprawiedliwiają. Nie mieli innego wyjścia. Wszyscy poszli w stronę światła. A raczej pobiegli, bo śmierć deptała im po piętach. Okno nie było nazbyt duże, a co więksi osobnicy mieli niemałe problemy z przejściem na drugą stronę. Ten zator spowodował powstanie małego tłumu przed wyjściem. Lathidrill nie mógł tego nie zauważyć. |
25-09-2014, 17:33 | #183 |
Reputacja: 1 | Karlat nie myślał. Karlat działał. Jak zawsze. Stłukł okno. - Tędy do jasnej cholery! – zakrzyknął kuk z Aquernici. Krasnolud był ubrany w pełną, płytową i bardzo zadbaną zbroję ze złotymi ornamentami. W rękach dzierżył potężny młot, którym rozbił szybę. Gdy zobaczył w oknie Brada, zrozumiał, że Alanaar nie kłamał. Miał rację. Tutaj ewidentnie coś się święciło. - Tutaj! – wrzeszczał w kierunku pozostałych. – Wyłazić kurwa wasza mać! Brad wstał. I zobaczył coś zupełnie przeciwnego, do tego, czego się spodziewał. Osada płonęła. Gęste kłęby dymu znaczyły niebo nad ich głowami. Coś było nie tak. Słyszał krzyki. Najemnicy po kolei wychodzili i udawało im się to o dziwo sprawnie, do czasu, aż w oknie stanęła Khett. Stało się to, czego można się było spodziewać. Zdołała przerzucić na drugą stronę Makadosa, ale zaklinowała się. Okiennica ewidentnie nie była robiona tak, by orkowie mogli przezeń przechodzić. Trzeba jej było pomóc, ale Marduk i Adza wiedzieli, że nie ma czasu. Magia błyskawicznie pęczniała w powietrzu, coś zaraz musiało się wydarzyć. Coś, czego centrum był dom Lathidrilla. Nie wiedzieli oni jednak tego, co wiedział Brad i co właśnie zobaczył. W pobliskiej uliczce grupka ożywieńców zatłukła właśnie uciekającego marynarza. Miasto płonęło płomieniem Myrkula. - Przyszli po nas - powiedział spokojnie do Brada krasnolud. - Przyszli nareszcie. |
25-09-2014, 17:54 | #184 |
Administrator Reputacja: 1 | Być na zewnątrz było rzeczą zdecydowanie lepszą, niż być w środku, gdzie szalał wściekły lub oszalały (albo jedno i drugie) Lathidrill. Po szybkim jednak rzuceniu okiem dokoła Brad doszedł do wniosku, że pierwsza myśl nie do końca była trafna. I tam, i tu było niezbyt dobrze, a zanosiło się na to, że może być jeszcze gorzej. Los marynarza, zakatowanego przez garstkę nieumarłych, zdecydowanie nie była zachęcająca. A wyglądało na to, że owych nieumarłych będzie coraz więcej. Najchętniej wziąłby nogi za pas, ale miał wrażenie, że jedynie grupie uda się przebić przez tłum ożywionych umarlaków i dostać na pokład Aquernici. A dobrze by było, gdyby do owej grupy dołączyła i Khett, której siła bardzo by się przydała przy czynnym zmniejszaniu liczby przeciwników. - Pomóż mi ją wyciągnąć! - powiedział do krasnoluda, który (czego był pewien) był od niego ze dwa razy silniejszy. Chwycił Khett za rękę, starając się pomóc jej w przedostaniu się przez wąskie okno i wydostaniu się na wolność. |
26-09-2014, 14:59 | #185 |
Reputacja: 1 | Był już tak blisko tego heretyka, kiedy to ktoś złapał go. Zauważył tylko, że został podniesiony, a potem widział deski, które przemykały mu przed oczyma. Dodatkowo widział czyjeś umięśnione plecy i nogi. Po chwili to się skończyło, a on sam wylądował - niezbyt miękko - na ziemi. Ale co było najważniejsze sztylet nadal miał w rękach i nie czekając na niczyje zaproszenie przykurczył nogi, by przeciąć więzły na kostkach. Wyciągnął się, prawie targnął jak szczupak byleby tylko zrobić co musiał. Wokół słychać było jakieś podniesione głosy, krzyki, kącikiem oka złapał jakiś ogień, lecz nie miał czasu o tym myśleć. W obecnej sytuacji najważniejsze był więzy, a dokładniej rzecz ujmując pozbycie się ich. Heretyk zapewne nie był zadowolony z tego, że Makados mu się wywinął. I dobrze mu tak! Nie da się on tak łatwo tej podstępnej i nic nie wartej szumowinie! Nie dostanie Rogatej Korony! Nie dostanie jej w swoje wstrętne paluchy! Prędzej on wróci z zaświatów i mu je poodgryza! Ku chwale MYRKULA! Po chwili kapłanowi udało się odpowiednio naprężyć mięśnie, a to skutkowało tym, że więzy na nogach zostały przecięte! Mogąc wreszcie przyjąć jakąś lepszą i stabilniejszą pozycję. Uwolniwszy nogi natychmiast okręcił sztylet w dłoniach, by następnie jedną z nóg unieruchomić wspomniane narzędzie tnące pomiędzy udem, a łydką. Ścisnął nogę na rękojeści sztyletu, a następnie zaczął przecinać ostatnie więzy. Wystarczyła chwila, by ostrze wykonało swoją robotę. ~Wolny!~ triumfalnie wypowiedział w myślach. Następnie postanowił szybko się rozejrzeć, a potem ruszyć szybko w stronę świątyni Myrkula. Ostatnio edytowane przez Zormar : 29-09-2014 o 16:38. |
26-09-2014, 16:07 | #186 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Marduk był kompletnie rozbity obrotem wydarzeń. Wydostał się co prawda z domostwa Lathidrilla, ale nie wiedział co począć. Wszystko wskazywało na to, że za chwilę będzie świadkiem zamanifestowania się jakiegoś magicznego fenomenu. Nie miał pojęcia co się stanie, ale przeczuwał, że kluczową rolę odegra w tym Lathidrill. O walce z opętanym Lathidrillem nie było mowy. W dodatku teraz nie miał żadnych czarów, które mogłyby mu zagrozić. Musiałby odpocząć i je przygotować. Zdecydowanie nie w porę było to całe zamieszanie. Kuk był kimś więcej niż tylko kucharzem i przynajmniej on nie rozczarował. W zbroi i zbrojny w młot sprawiał wrażenie groźnego wojownika. - Lathidrill porwał się chyba na coś co go przerosło. Wkrótce wydarzy się tu jakaś katastrofa i bardzo nie chcę mieć w niej udziału. Ewakuujmy się na okręt i zabierzmy ze sobą tylu ludzi ilu zdołamy. Tylko tyle możemy zrobić. Nic tu po nas. Na wypadek jednak gdyby go nie posłuchali załadował kuszę i przyjął pozycję gotową do strzału. |
30-09-2014, 21:43 | #187 |
Reputacja: 1 | - Zostaw ją! – krzyknął kuk do Brada. – Jej i tak już nie pomożemy, a mnie do grobu nie spieszno. Szarobrody plątał się gdzieś pomiędzy najemnikami i bredził coś o tym, że rozwścieczyli boga i przyjdzie za to na nich kara. Ale nikt go nie słuchał. Jedynym, który skorzystał na ogólnym zamieszaniu w osadzie był Makados. Kapłan rozerwawszy wreszcie więzy, zerwał się do ucieczki, byle za wszelką cenę dostać się do swoich pobratymców. Był gotów przebijać się nawet przez całą falę nieumarłych, którzy wcale nie musieli być wobec niego przyjaźnie nastawieni. Czy o tym wiedział? Nie wiadomo, bo zanim zdążył uciec, przed nim wyrósł teleport, z którego wręcz wystrzeliła zupełnie niespodziewanie… Deire. Kapłanka spojrzała na niego błędnym wzrokiem, a następna powiodła po osobach za nim zgromadzonych. - Myrkul cię mi zsyła, bracie! – wytarła wierzchem dłoni spocone czoło. – Sytuacja wymknęła się spod kontroli, ci nieumarli… my straciliśmy panowanie. Nie chcieliśmy tego ataku, oni sami… – przerwała dysząc z trudem. – Musisz nam pomóc, rozumiesz! Musisz nam pomóc! Jeżeli jednak liczyła, że w tym całym rwetesie nikt nie usłyszy ich rozmowy, myliła się. Marduk, któremu nagłe, spazmatyczne bóle głowy zaczęły dosłowne rozrywać czaszkę, doskonale ich widział i doskonale wiedział, o czym rozmawiali. |
01-10-2014, 18:29 | #188 |
Reputacja: 1 | Miał już udać się do świątyni. Nie przejmował się tym, czy nieumarli będą z nim, czy wręcz przeciwnie. Myrkul jest z nim. Dzięki jego łasce mógłby jakoś sobie z tym poradzić. Ruszył, lecz nie zaszedł zbyt daleko, a wszystko przez teleport, który nagle pojawił się przed nim. Z tego też pojawiła się Deire! Coś ewidentnie było nie tak, gdyż po kapłance widać było zmęczenie, a jej oczy były inne niż przedtem. Teraz był w nich strach i lęk. To co usłyszał wprawiło go w osłupienie. Jak to stracili panowanie?! Czyżby to wina tego heretyka? Czyżby go nie docenił? Nie, niemożliwe! -Uspokój się! -chwycił ją za ręce i lekko potrząsnął. -Weź się w garść! Co mam zrobić? Co się dzieje na dziewięć piekieł?! Co z Koroną?! Nie wiedział, czy usłyszy szybko jakąś odpowiedź, więc sam zaczął intensywnie myśleć. Coś się ewidentnie stało, lecz co było tego przyczyną? Czyżby był nią Lathidrill? Mogło się dziać co chciało, ale tego nie chciał w żadnym razie. Nie dawał takim myślom góry, lecz co jeśli to była prawda? Wtedy... Nie! Nie można wątpić! Zwątpienie to pierwszy krok do upadku. |
05-10-2014, 14:47 | #189 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Marduk upuścił kuszę i złapał się za głowę. Ból był rzeczywiście nie do wytrzymania. Z początku myślał, że to sprawka Deire, lub Makadosa, ale gdy usłyszał w głowie ich głosy pojawiły się wątpliwości. Opanował się na moment i z powrotem sięgnął po upuszczoną kuszę. - Słuchajcie, jeśli dobrze słyszę sytuacja wymknęła się sługom Myrkula spod kontroli. Musimy zjednoczyć siły jeśli mamy wyjść z tego żywi. Następnie podbiegł do pary kapłanów. - Jak to wymknęli się spod kontroli? Musi być jakiś sposób żeby to powstrzymać. Jesteście kapłanami Myrkula wymyślcie coś. |
08-10-2014, 01:05 | #190 |
Reputacja: 1 | Gabriel pomacał pospiesznie twarz, sprawdzając kształt nosa po nieprzyjemnym spotkaniu z ziemią. Szczęśliwie nic nie wskazywało na złamanie, więc mógł skontrolować chaos który roztaczał się dookoła niego. Krew, płonące strzechy, wrzaski, chodzące trupy. Być może nie było to najprzyjemniejsze miejsce pod słońcem, wszystko jednak było lepsze niż duszna atmosfera chaty maga. I było gdzie uciekać, co zawsze dobrze mieć na uwadze. Podobnej myśli musiał być Makados, który puścił się pędem w kierunku dżungli. Gabriel mógł tylko wzruszyć na to ramionami, to samo powtórzył zresztą chwilę później, gdy z powietrza zmaterializowała się kapłanka. Sytuacja polityczna na tej wyspie była na tyle zagmatwana, że prawdopodobnie nikt nie byłby zdziwiony, gdyby Lathidrill i Deire wpadli sobie w ramiona, czule się całując. Statek! Gabriel, aż przyklasnął z radości, gdy usłyszał pomysł Marduka. Tak, należy bezwzględnie udać się w kierunku statku. A nic nie będzie w tym bardziej pomocne, niż dwumetrowy żywy taran, torujący im drogę. Prychnął więc zniesmaczony na uwagę krasnoluda i bez wahania doskoczył do Brada. Złapał orczycę za wolną rękę i zaparł się stopą o ścianę budynku. -Wyskakuj, malutka! - rzucił radośnie. - Nie będziemy tu siedzieć cały dzień! Zerknął na Brada i wyszczerzył zęby. -Dalej, na trzy. Trzeba wyciągnąć ptaszynkę. Raz, dwa... |