Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-07-2015, 00:22   #171
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
ROZDZIAŁ II: Łaska uzyskana, łaska utracona


Erilien en Treves

To nie mogło skończyć się dobrze.

Erilien nie wiedział kogo powinien bardziej przepraszać - Aerona, że rzucił go na pożarcie Cavinuilowi, czy Cavinuila, że zostawił go sam na sam z charakternym i zadziornym Aeronem. En Treves nie zdążył przygotować żadnego z nich na spotkanie tego drugiego, a najstraszniejsze było, iż nie przygotował swojego brata, zaś w jego wypadku przygotowania byłyby naprawdę konkretne. Stryj był surowy i wymagający, a Erilien miał szczere wątpliwości, aby pół elf dostawał do jego kryteriów, szczególnie w stanie i humorze, w jakim aktualnie się znajdował. Nie było już jednak odwrotu ani dla tamtych dwóch, ani dla Eriliena, który mógł się tylko zastanawiać, czy nie było innego wyboru niż mówić Cavinuilowi i'Treves o Aeronie.

Co on narobił?

Kiedy tylko opuścił w końcu pomieszczenie sam podszedł do niego strażnik i zapytał z ledwo wyczuwalnym zniecierpliwieniem, czy mogą już wybrać się do śledczego Semoretha Silverwing, aby Erilien złożył zeznania. Dziedzic Treves przyjął to z niekłamaną ulgą. Nie będzie musiał tu być, kiedy rozpęta się piekło, a jeżeli będzie miał wystarczająco szczęścia, to nie będzie tutaj także w momencie, gdy się zakończy, tylko zjawi się, jak już opadną emocje…

Do Eriliena, zanim zdołał się wystarczająco szybko, doszedł zza drzwi poirytowany głos Aerona:
- O co chodzi? Jestem dość zmęczony, więc…

...to nie mogło się dobrze skończyć, po prostu nie mogło.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Śledczym okazał się być błękitnooki pół elf, który chłopięce lata miał już za sobą i teraz w przeciwieństwie do młodego Aerona przeżywał lata swojej siły wieku. Krótkie blond włosy nie były poczochranym chaosem, jaki Erilien widział zwykle u swego brata, jak i chaosem bynajmniej nie był gabinet śledczego, który najwyraźniej wszelkie akta i księgi miał poukładane tak, aby nie musieć niczego zanadto szukać.
Kiedy Erilien wszedł głębiej do gabinetu pół elf stał obok swego biurka, jakby oczekiwał już na szlachcica i skłaniając z szacunkiem głowę powiedział na przywitanie:

- Nazywam się Semoreth Silverwing i jestem przydzielonym śledczym do sprawy, jaka wydarzyła się w rezydencji Wildhawków tej nocy.



Ocero

Przesłchanie poszło dobrze. Chyba…

Ocero nie był pewien co sądzić o nastawieniu śledczego do jego zeznań, ale sam musiał przyznać, że cała jego opowieść była dość… niecodzienna. Czy sam by w nią uwierzył, gdyby był na miejscu Marcisa? Na to pytanie musiał już sobie sam odpowiedzieć, chociaż może teraz, gdy straż pozna całą historię, jaką przedstawią im pochwyceni szybko wszystko się wyjaśni i przestaną być traktowani jak… pospolici mordercy… bo chyba tak to na razie wypada.

Na szczęście Ocero nie był sam. Nawet bez Tahira, co raczej wychodziło na plus, wciąż na potwierdzenie słów dotyczących walki miał Theodora, a i Quelnatham mógł coś o tym powiedzieć. Elfi czarodziej mógł jednocześnie wraz z Erilienem i Aeronem zaświadczyć kilka innych rzeczy, chociażby postawić się za Ocero, a nie było raczej wątpliwości, że jego przyjaciele tak właśnie uczynią. Niewiadomą był Amandeus Wildhawk i jego ojciec, ale oni raczej woleli skakać sobie do gardeł, niż przejmować się resztą, ale Tarnius… Cóż, tu było już trochę gorzej. Ocero nie miał pewności, co jego ojciec zrobi bądź powie, a na razie wiedział tylko, że nie chciał wracać do przytułka bez rozmowy ze swoim przybranym synem, ale… czy on powinien w ogóle się tam znajdować? Czy on naprawdę był szalony?

Ocero nie zdążył sobie tego wszystkiego dobrze przemyśleć, gdy poprowadzony przez uzbrojonego strażnika do niewielkiego, prostego pokoiku, który tak bardzo przypominał salę przesłuchań, stanął twarzą w twarz z opiekującą się przytułkiem kapłanką Selune… tą samą kapłanką, wobec której zarzekał się, że jedyne czego chce, to zaprowadzić starego kapłana do świątyni i szybko go odprowadzi z powrotem do azylu zmąconych umysłów.
Młodszy kapłan miał jednak więcej szczęścia, niż na to zasłużył, ponieważ zanim kapłanka zdołała powiedzie choć słowo do Ocero, Tarnius siedzący na krześle (jednym z niewielu luksusów tego pokoiku) odezwał się jako pierwszy wstając na nogi pomimo rany.

- Ocero… Synu… Wygraliśmy. - tymi słowami Tarnius Gazgo, Wysoki Kapłan świątyni Selune w Waterdeep przywitał swego przybranego syna uśmiechając spokojnie, z widoczną radością spowodowaną widokiem Ocero.



Theodor Greycliff

Wszystko to mógłby wziąć szlag.

Po przesłuchaniu Theodor został ponownie odprowadzony do swojej niewielkiej acz jeszcze nie zbyt ciasnej celi. Wszystko zdawało się sprzysiąc przeciwko niemu, zupełnie jakby Pani Szczęścia wzięła do serca to "wyrzeczenie" wiary, jakie poczynił Greycliff na oczach zgromadzenia szalonych kultystów… czego? Czy w ogóle można było ich nazywać kultystami, czy może lepiej po prostu szaleńcami?
Nawet teraz Theodor nie mógł mieć pewności o co tak naprawdę tam chodziło, ale wiedział jedno - i on dał się zmanipulować, choć na krócej, ale jakim sposobem do tego doszło… to pozostawało tajemnicą.

Magia? Musiała to być magia.

Zastanawiające jednak były słowa śledczego, który zapytał o mniejszą celę. Czyżby ktoś chciał usilnie uprzykrzyć jeszcze bardziej egzystencję Theodorowi? Jeżeli tak - to kto i dlaczego? Moneta naraził się wielu osobom, ale kto byłby w tym momencie tą konkretną, której zależało na szczególnym dyskomforcie cierpiącego już fizycznie Theodora? Czy to była sadystyczna przyjemność?

Należało jeszcze dodać, że ktokolwiek to był musiał wiedzieć coś więcej o Greycliffie…

- Masz zamiar zabawić tu na dłużej? - z rozmyślań wyrwał Theodora męski głos dochodzący zza drzwi celi. Głos, który kojarzył z czasów swojego wcześniejszego uwięzienia. Głos jednego ze strażników, którzy pilnowali między innymi skazanego Greycliffa.


Gaspar Wyrmspike

Jeszcze nigdy próba teatralna nie była tak nieprzyjemnym zajęciem jak dnia dzisiejszego. Gaspar nie mógł się skupić, wciąż obolały, ze wciąż świeżą raną, choć opatrzoną przez Lelianę i to całkiem dobrze opatrzoną. Nie mógł się także skupić, kiedy wokół niego wszyscy zdawali się rozmawiać o "jakimś zamieszaniu u Wildhawków", a jego trupa tym bardziej zastanawiała się na głos jak może to wpłynąć na samego Amandeusa i jego, pożalcie się bogowie, "sztuki", szczególnie że widziano wynoszonego, rannego Amandeusa z rezydencji i choć nie znano szczegółów, to każdy już sobie je dośpiewał na swoją melodię.

Amelia była obecna na próbie ciałem, ale jakby nieobecna duchem, co poniekąd wyjaśniały słowa Leliany, jakoby Amelia Whitemantle była spokrewniona z Amandeusem Wildhawkiem. Gaspar nie miał pojęcia jakie, o ile jakiekolwiek, to miało znaczenie, ale wątpliwe było w aktualnych okolicznościach, aby Amelia była napastowana przez własnego krewnego. O ile oczywiście Amandeus nie krył innego sekretu poza blizną po poparzeniu na twarzy i faktu, że w posiadłości jego rodu działała jakaś sekta "przyszłych bogobójców"... chociaż o tym drugim to najwyraźniej nie wiedział.

Przemyślenia jednak w tej kwestii zostawił na później.

Postanowił trochę przyjrzeć się sprawie zanim zacznie ją rozważać. Udał się więc po próbach i po obiedzie w okolice rezydencji Wildhawków, w której spędził tyle czasu ostatniej nocy. Udawał poszukującego inspiracji poetę albo może chcącego zobaczyć na własne oczy posiadłość rywala, która stała się swoistym elementem sztuki. Komedii, tragedii, czegoś pomiędzy? Czy wielki Gaspar Wyrmspike szukał nowego tematu na tą pierwszą?

Widział strażników miejskich przy bramie acz wokół rezydencji nie było ich już tylu, ilu się zgromadziło nocą, w trakcie obławy, jednak istniała możliwość, że część znajduje się w środku szukając śladów, które naprowadzą ich na zrozumienie sprawy. Niemniej zawsze warto było spróbować czegoś się wywiedzieć od wyraźnie znudzonych stróżów prawa, prawda?



Tahir ibn Alhazred

Ponownie pojawienie się w okolicach rezydencji Wildhawków było rozczarowujące. Tahir potrzebował sprawdzić kilka rzeczy, ale niestety w momencie, w którym pojawił się na miejscu okazało się, że jest ono wciąż zajęte przez straż miejską. Nigdzie nie było widać żadnych aresztowanych, w tym i Naraltana, o ile i on został zakuty w kajdany. Gdzie w takim razie lord Wildhawk mógł się zaszyć? W swojej posiadłości? W twierdzy Straży Miejskiej? Czy tam czułby się bezpiecznie pośród tych wszystkich stróżów prawa? O ile oczywiście teraz nie znajdował się w lochach, jakby w oczekiwaniu na Tahira, to mógł się ukrywać pośród tych, którzy strzegli prawa Miasta Wspaniałości, jednak były to na razie tylko przypuszczenia, a przypuszczenia trzeba poddać próbie, jak i sprawdzić, czy nie zajmuje on należnego sobie miejsca w rezydencji.

I to miał zamiar zrobić Tahir ibn Alhazred.

Niestety, nie wszystko poszło tak, jakby tego chciał rycerz śmierci.

Posiadłość była dość konkretnie obstawiona, a strażnicy wydawali się, pomimo późnej pory, pracować ze wzmożoną czujnością, jakby im za to miano zapłacić dodatkowo… a może płacono? Może Naraltan złożył jakąś obietnicę bez pokrycia, bo zważając na stan rezydencji fundusze Wildhawków były nadwyrężone?

Rycerz Myrkula nie wiedział co stało się po jego "opuszczeniu" sali poświęconej Siamorphe, ale na pewno wiedział to Naraltan… o ile go odnajdzie. Stary lord będzie miał wiele do tłumaczenia niezależnie od tego czy zechce od razu, czy dopiero po chwili, dwóch. Najpierw jednak Tahir musiał go zlokalizować.

Dalsza część będzie już tylko formalnością.





Quelnatham Tassilar

W głowie się nie mieściło, co Erilien i Aeron zrobili Lyesathowi, którego Quelnatham wysłał w dobrej wierze do nich, aby sprawdził, co z nimi i być może wydostał ich z posiadłości. Na domiar wszystkiego okazało się, że en Treves dodał pół elfowi do jego nazwiska drugie, i'Treves, przyłączając go do swojej rodziny. Jak to się stało? O co chodzi? W końcu znają się ledwo miesiąc, na bogów! Co Quelnatham przegapił i dlaczego nie powiedzieli mu o tym i musiał dowiedzieć się w taki sposób?

Miał dużo, dużo do powiedzenia tym dwóm młodzikom, którzy najwyraźniej teraz byli nierozłączni.

Ciężko było powiedzieć kogo winić za sprawę z Lyesathem nie znając wszystkich okoliczności, chociaż czy mógł to rozpocząć tak bardzo ranny Erilien? Z drugiej strony nie był on w najlepszej formie, więc wszystko mogło się zdarzyć. Najgorzej, że Quelnatham tak naprawdę nie wiedział czy czegoś naprawdę poważnego te dwie szalone głowy nie uczyniły Risnilowi, ale właśnie teraz miał się tego dowiedzieć… i mógł mieć tylko nadzieję, że nie będzie to bardzo przykra niespodzianka. Jak mógł za to wszystko zadośćuczynić temu elfowi…

Nie poprowadzono go do lochów ani też do sal przesłuchań. Miejscem docelowym była spora sala narad dominowana przez pięknie utrzymane stoły, przy których zasiadali aktualnie zgromadzeni ważniejsi rangą. Ustawione krzesła miały miękkie obicia, co dla Quelnathama, który spędził ostatni czas w celi i najwyraźniej miał jeszcze go trochę spędzić w niej, było swoistym, maleńkim luksusem. Przy szerokim oknie stał z dłońmi splecionymi za plecami nikt inny, jak napotkany tej nocy w rezydencji Wildhawków słoneczny elf, który w momencie wejścia elfiego maga do sali obrad odwrócił się w jego stronę. Nie uśmiechał się, a patrzył na elfa z południa dość chłodnym spojrzeniem i diablo przenikliwym. Co było warte zauważenia - nie nosił na sobie żadnego przedmiotu, który blokowałby przepływ jego magii, a przynajmniej wieszcz nic takiego nie zauważył.

- Quelnathamie. - Lyesath skinął krótko głową, ale nie wypowiedział więcej ni słowa.



 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 21-07-2015 o 01:56.
Zell jest offline  
Stary 31-07-2015, 21:56   #172
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Quelnatham skłonił się głęboko, niemal dotykając nosem swych kolan. Natychmiast zaczął wypuszczać potok przeprosin w nienagannej elfiej mowie.
- Pragnę najszczerzej prosiść o wybaczenie! Powinienem był przewidzieć reakcje tych głupców, oby sczeźli w Pajęczych Otchłaniach. Obiecuję, zadośćuczynię każdej pańskiej szkodzie. Mam nadzieję, że ci szaleńcy nie wyrządzili panu żadnej krzywdy. W odmiennym razie niech zna pan, że moje serce krwawi równie co pańskie rany.
- Na szczęście obyło się bez krwawych ran, a tylko trochę bólu po uderzeniu. Nic czego nie da się przeżyć. - odparł Lyesath i wskazał na jedno z krzeseł - Usiądźmy może.
Tak też zrobili. Wieszcz czekał uprzejmie co powie jego tajemniczy rodak. Zastanawiał się kim jest, co robił w tamtym domu i co dokładnie stało się, po jego odejściu, ale przez całą tę przykrą sprawę z Erilienem powstrzymał się od zadania jakiegokolwiek pytania.
- Muszę przyznać, że twoi przyjaciele są… porywczy. - odezwał się po chwili mag.
- Niestety! Ów rycerz, który z pewnością zadał ci kłopotu to paladyn Corellona. Ciężko przeżył zejście bogów na ziemię, a do niedawna nie miał nawet pojęcia, że rzeczywiście to nastąpiło. Nadto to dziwne zniekształcenie Splotu, o którym wspominałem musiało tym bardziej nadszarpnąć jego nerwy. Wybacz mu proszę, mam nadzieję, że jego obłęd da się wyleczyć.

- On nie był pierwszym, który wykonał ruch. Ten młody pół elf, jak tylko mnie zobaczył rzucił się do mnie, pchnął na ścianę i przycisnął mi miecz do gardła. Cóż, wydaje mi się, że ten, który nosi nazwisko Treves poprzez reakcję młodego mieszańca, sam zaczął się tak zachowywać. Żadne wyjaśnienie, ale przynajmniej nie zainicjował tego.
- Hmm… Wybacz stukrotnie. Na wszystkie sztuczki Erevana Ileserego! Nie myślałem, że i chłopak wdał się w Eriliena tak szybko! Powinienem był cię ostrzec! Czy żadne twe słowo do nich nie przemówiło?
- Cokolwiek nie mówiłem, całkowicie zgodnie z prawdą, jedynie zwiększało ich pewność, co do mojej domniemanej winy, chociaż nigdy nie byłem posądzany jeszcze o bycie zabójcą… i drowem.
- Ach! - Quelnatham wydał okrzyk i załamał ręce.
- Oszaleli do szczętu! En Treves… drowy musiały mu wyrządzić jakąś straszną krzywdę. Widzi je za każdym razem gdy coś mu zagraża. To paranoja, poważne skrzywienie umysłu… Tym bardziej powinien udać się do Cormanthoru. Może dobry Ojciec uzdrowi go z tej skazy! Przepraszam raz jeszcze, za cierpienia, których musiałeś doznać. Erilien jest cięty na mrocznych prawie jak sam Czarny Łucznik. Tak… w tym domu szaleńców brakowało mu tylko drowa… I kiedy zobaczył elfa od razu go znalazł. - Mag smutno kręcił głową.

- Niemniej muszę zapytać. Jak to się stało, że bez uszczerbku chodziłeś wśród tych kultystów? Moi przyjaciele nie mieli takiego przywileju.
- Mógłbym teraz odmówić odpowiedzi w jakimś akcie zemsty, ale nie dość, że nie świadczyłoby to o mnie dobrze, to jeszcze ty, Quelnathamie, nie zawiniłeś prócz tego, iż niedoceniłeś najwyraźniej swoich przyjaciół. - odparł Lyesath - Chodziłem bez uszczerbku, jeżeli nie liczyć tych ludzkich złośliwości, ponieważ od pewnego czasu, jeszcze przed tym szaleństwem, znajdowałem się w rezydencji jako gość, o tyle ważny, o ile ważna dla pana domu była osoba mojego mistrza.
- Zatem kult był pod protekcją szlachcica? To wiele wyjaśnia… Hmm… i sprawia tym większe kłopoty. Co zatem było zaczynem tej jatki? I jak udało ci się jej uniknąć?
- Wiem, że jego słowo sprawiło, iż nie miałem większych kłopotów, ale z drugiej strony ten Prawdziwie Widzący nie traktował go bynajmniej na równi i stary lord wydawał się czasem być tym wszystkim przytłoczony. Co zaś tyczy się drugiej części… Nawet nie było mnie na miejscu, gdy szaleństwo się rozpoczęło. Opuściłem pomieszczenie jeszcze przed tym, po chwili, w której twój przyjaciel wyrzekł się Selune i nie wiem co się tam działo.
- Czy naprawdę Ocero bluźnił swej bogini? Nie mogę w to uwierzyć. Nie… to musiał być podstęp, chcieli zniszczyć kult od środka… - ostatnie słowa mag wypowiedział jakby sam do siebie.
- Słowa, które wypowiedział jasno mówiły, że się jej wyrzeka, ale o tym to będziesz musiał z nim porozmawiać, jak już się sprawy uspokoją, Quelnathamie.

- W takim razie będę czekał cierpliwie - odparł mag. Był już zmęczony tymi długimi i niełatwymi rozmowami, ale myśl o powrocie do celi napawała go wstrętem.
- Co zatem planujesz teraz? Ja niestety muszę poczekać z podróżą do Cormanthoru aż do czasu wyjaśnienia sprawy.
- To może potrwać, niestety. - odparł Lyesath - Więc nie nastawiałbym się na twoim miejscu na rychłe wyjaśnienie sprawy. Co zaś tyczy się mnie… Cóż. Zależy od tego, co postanowię. - spojrzał na Quelnathama w zamyśleniu - Rozumiem, że zamierzałeś dzięki łasce Splotu dostać się do Cormanthoru?
- Tak, jak najszybciej. Moje sprawy na Północy… nie mogą się równać z pojawieniem się Corellona Larethiana. Erilien i Aeron także mieli mi towarzyszyć.
- A twój przyjaciel, kapłan Selune?
- Nie udało nam się porozmawiać na ten temat. Domniemane porwanie… i cała ta sprawa przeszkodziła nam w przygotowaniach. Właśnie gdy szykowałem zaklęcia teleportacji dowiedzieliśmy się o zniknięciu Ocero.
- Rozumiem… Cóż, moim pierwotnym planem było jeszcze wczoraj znaleźć się w Cormanthorze dzięki magii, ale los chciał inaczej, ale jako że jeszcze mój mistrz się ze mną stamtąd nie kontaktował to pewnie ten dzień nie zrobił różnicy.
- Zatem nasze zamiary były tak zbieżne! Żałuję głęboko, że nie będzie mi dane ujrzeć domu tak prędko! Kim jest zatem twój mistrz? Czy on także rusza wraz z tobą?
- Jak mógłby nie? Wszak sam nasz Stwórca kroczy pomiędzy nami w Cormanthorze. - odparł Lyesath z delikatnym uśmiechem - Sądzę, że on już wie wystarczająco wiele o całej sytuacji tam, jako że tamże zmierzał, kiedy ja byłem tutaj. Mój mistrz to Sarvelis Denerain.
- Mistrz Denerain! - wykrzyknął wieszcz. - To jeden z najznamienitszych magów jakich znam! Przekaż mu ode mnie moje pozdrowienia! Chociaż może lepiej nie wspominaj mu o mojej sytuacji…

- Tak chyba będzie najlepiej. - Lyesath zamilkł na chwilę - Quelnathamie… Jest pewna rzecz, która nie daje mi spokoju, a powinna zostać zbadana. Powiedz mi - jak dobry jesteś w badaniu magicznych przedmiotów?
- Specjalizuję się w szkole poznania zatem nie jest to dla mnie trudnością. Czemu pytasz?
- Potrzebuję pomocy z jednym z takich przedmiotów, którego natura mi umyka… A poznanie jej może przyczynić się tylko na korzyść twoich przyjaciół, Quelnathamie. - dodał poważnie - Jednak oczywiście nie możemy badać niczego tutaj, prawda? Szczególnie, że lepiej, aby na razie pozostało to tylko między nami, aby ci strażnicy nie zaczęli wdrażać swych procedur, które zajmą elfi żywot, ja zaś sądzę, iż będę w stanie sprawić, abyś mógł opuścić lochy.
- Hmm… Oczywiście jeśli jest to w mej mocy… Zrobię co mogę. I jeśli jest to w twej mocy… Możliwość opuszczenia tego przemiłego przybytku legalnie byłaby wielką przysługą.
- Tylko legalnie, Quelnathamie, tylko legalnie.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 01-08-2015, 12:36   #173
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
- Masz zamiar zabawić tu na dłużej?
Theodor z niechęcią oderwał się od kontemplacji własnych obrażeń i marnego samopoczucia. Przyszło mu to o tyle łatwo, że stojący za drzwiami, przy judaszu, klawisz, obchodził go tyle co zeszłoroczny śnieg. Na chwilę zapadła cisza, strażnik wyraźnie czekał na odpowiedź.
Do diabła z nim.
Theodor wcisnął się w kąt celi. Diabli z nim. On sam mógł poświęcić swój czas na ciekawsze zajęcia. Na przykład walkę ze swoją klaustrofobią.
Do diabła z nim.
Przez chwilę mogło się wydawać, że strażnik nie powie już nic więcej i zniechęcony po prostu odejdzie, ale kiedy do uszu Theodora doszły kolejne słowa stracił on taką nadzieję.
- Mam nadzieję, że nie masz pracodawcy, który odprawi cię jak tylko nie stawisz się dziś do pracy… Niektórzy z nich są naprawdę paskudni, bezduszni jak złakniony pieniądza zabójca, nastawieni na zarobek cudzym kosztem bardziej niż cała gildia złodziei. Ale, ale, na to już nic nie poradzimy, prawda? Jak i na to, że jesteś tutaj… chociaż...
Nagle gdzieś z drugiego końca korytarza rozległ się zachrypnięty, jakby wydobywający się z dawniej poderżniętego gardła, poirytowany głos… innego więźnia?
- Zamilcz wreszcie, patałachu! Ciągle gadasz i gadasz, dniami i nocami - baba jesteś?!
Strażnika jednak to nie zniechęciło i zaraz Theodor usłyszał jego ciche słowa, jakby ten połowicznie spełniał "życzenie" drugiego z uwięzionych:
- ...chociaż, słyszałem o takim jednym, co wyszedł z lochów dzięki pieniądzu swego pracodawcy. Musiał to być świetny pracownik, prawda? Theodorze. - kilka oddechów przerwy - Moneto. Czy ty jesteś dobrym pracownikiem?
Theodor miał dość. Wstał i podszedł do drzwi celi. Nachylił się do judasza przeklinając swe rany.
-Spierdalaj - wysyczał - Spieprzaj. Daj mi spokój. Zrozumiałeś mój przekaz czy mam powtórzyć?!
- Jeżeli taka twa wola… więźniu. Kim ja jestem żeby oponować? - odparł ironicznie strażnik i po chwili dało się słyszeć, jak odchodzi on korytarzem pogwizdując.
 
Jaśmin jest offline  
Stary 06-08-2015, 14:34   #174
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gaspar stukając laseczką po bruku powoli podszedł do sił porządkowych Waterdeep. Dumni strażnicy nie wyglądali zbyt groźnie. Zwłaszcza, gdy jeden miał lekką nadwagę.
-Miły dzionek, nieprawdaż?- zagadnął stróżów prawa uprzejmie.- Aż chce się chodzić po ulicach w patrolu, a nie tkwić w miejscu jak kołek.
W pobliżu miejsca, do którego podszedł Gaspar, było ich trzech, wszyscy ludzie, w tym jedna kobieta. Cała trójka spojrzała na Wyrmspike'a dość zaskoczona, że ich zagadnął, ale odezwał się tylko ten z lekką nadwagą.
- Każdy ma swoje obowiązki, które nie są pozbawione sensu, Gasparze Wyrmspike. - odparł i uśmiechnął się lekko do poety.
- A wasze obowiązki to pilnować tej willi na jakąś tajną popijawę urzędników ratusza? Co to nie potrafią docenić pracy na ulicy.- zapytał pisarz wskazując kolcem laski budynek Wildhawków.
Drugi z mężczyzn uśmiechnął się na tę uwagę, ale kobieta nie była już taka zachwycona.
- Może więc napiszesz komedię na taki temat zamiast snuć podobne domysły i spłycać konieczność naszej pracy? - odparła z przekąsem.
- Ach… ależ nigdy ma komedya nie uderzała w ludzi pracy i ulicy… jeśli kpina to zawsze z tych co za biurkiem stoją.- westchnął teatralnie Wyrmspike uśmiechając się do kobiety.- Acz… mógłbym opisać lepiej dzielną pracę naszej straży miejskiej, gdybym… mógł się jej przyjrzeć z bliska. Na przykład…- zamyślił pocierając podbródek.- Ach… gdybyś mieli scenę jakieś zbrodni, albo chociaż kradzieży lub tumultu, to… nigdy nie widziałem, jak strażnicy miejscy wysnuwają wnioski na podstawie poszlak i śladów znalezionych na miejscu takich wydarzeń. A chętnie bym to zobaczył, a potem opisał.
- Nie wątpię,że chętnie byś zobaczył, Gasparze Wyrmspike. - mruknęła nieprzekonana kobieta, chociaż dwóch mężczyzn spojrzało po sobie, jakby rozważając - Skąd jednak ta nagła chęć do przedstawienia "dzielnej pracy naszej straży miejskiej", jak to powiedziałeś?
- Znikąd… - wzruszył ramionami Gaspar spoglądając na kobietę i mówiąc głośno.- Jestem artystą, działam pod wpływem natchnienia… kaprysu… weny…-
I ruszył powoli dalej.- A wena to ulotna kochanka. Przychodzi i odchodzi kiedy chce. Z drugiej strony… skoro rzeczywiście straż nie ma czym się wykazać, to… jak tu o niej pisać w superlatywach?
- Nie ma czym się wykazać? - obruszył się szczuplejszy ze strażników - A to, co teraz robimy w rezydencji to co?
- Stoicie przed jakąś rezydencją niczym pospolici odźwierni.- załamał ręce artysta.- Z pewnością jakiś wielmoża mający znajomości wśród wśród oficerów załatwił sobie prywatnych gwardzistów kosztem bezpieczeństwa miasta. Niewątpliwie trudno to nazwać wykazywaniem się, prawda?
- Coś mi się nie chce wierzyć, że nie dotarły do ciebie plotki… - mężczyzna kontynuował.
- Jak i nie masz pojęcia przed czyją rezydencją się znajdujesz. - wtrąciła kobieta.
- Bo jak wszyscy wiemy nie mam nic lepszego do roboty jak słuchać plotek i sprawdzać, gdzie mieszkają mierne pisarzyny.- westchnął teatralnie Gaspar.- Owszem… słyszałem, że była jakaś rozróba na mieście, w rezydencji młodego Wildhawka. Ale o ile mi wiadomo on mieszka gdzie indziej, toteż ciekaw jestem… co straż miejska robi przed jakąś tam rezydencją… - potem pisarza “olśniło”.- Czyżby to była ta rezydencja?
Zerknął podejrzliwie na budynek.- Te bezguście? Pfff… Amandeusek ma chyba lepszy gust architektoniczny. Przecież to niemodny staroć.

Strażnik z lekką nadwagą wskazał na malujący się nad wejściem już do samej rezydencji (bo brama była zniszczona) symbol przedstawiający przygotowującego się do ataku na ofiarę jastrzębia, zaś drugi mężczyzna odparł na słowa komediopisarza:
- Nie sądzę, aby Amandeus Wildhawk miał wpływ na wygląd tej rezydencji.
Kobieta przyglądała się Gasparowi w jakimś zamyśleniu.
- Tak czy siak… jego ród ma od groma architektonicznych koszmarków w mieście. Jeśli więc słyszę, że to u Amandeusa była rozróba, to chyba logicznym jest założyć, że u niego w domu, a nie w którejś z zapuszczonych rezydencji, których pies z kulawą nogą by nie odwiedził. A poza tym co się takiego wyjątkowego tu stało. Pojedynkowały się koguciki?- odparł ironicznie dramatopisarz.- Pospijały się młodziki i chciały się popisać przed damami?
- Gdyby to było takie proste teraz nie stałbym tu… - dosłyszał ironiczny szept chudszego ze strażników, nie kierowany do nikogo.
- Wątpię, że Naraltan Wildhawk mógł opisać to, co się tu wydarzyło w ten sposób. - mruknął drugi mężczyzna. Kobieta wciąż się im przypatrywała, jakby ich pilnując.Wyglądało jednak na to, że była ona bardziej zmęczona od swoich kolegów, zupełnie jakby miała pełną pracy noc.
- Naraltan? A co on ma do tego? Nie siedzi przypadkiem gdzieś na prowincji?- zapytał “zaskoczony” tą wieścią Wyrmspike.
- Sądzę - zaczął strażnik z nadwagą - że chciałby w tym momencie siedzieć gdzieś na prowincji i nie musieć przeżywać tego wszystkiego.
- To znaczy… czego niby?- zapytał zaciekawiony dramaturg.- Co takiego niby zrobił jego synalek z towarzyszami?

W tym momencie ze środka rezydencji wyszedł inny ze strażników w mundurze oficera i zawołał:
- Falino, pozwól na chwilę.
Kobieta drgnęła i spojrzała jeszcze raz podejrzliwie na Gaspara, a później twardo na swoich towarzyszy, po czym ruszyła za oficerem, który skierował się ponownie do środka rezydencji.
- Raczej chodzi o to, co sam Amandeus zrobił… - zniżył głos pulchniejszy.
- Naprawdę możesz nas przedstawić w lepszym świetle? - zapytał jego kolega niepewnie.
- Szeregowych strażników, czemu nie… szeregowych strażników podległych zadufanemu w sobie oficerkowi.- uśmiechnął się wesoło, acz złośliwie Wyrmspike.
- Jeżeli to zrobisz przysłużysz się także miastu. Mieszkańcy potrzebują pokładać większą wiarę w straż miejską, a nie liczyć na…
- ...pchlarza. - dokończył szczuplejszy.
- Oj tak… Ci tak zwani, “samozwańczy bohaterowie ludu” to nic innego tylko zadufane w sobie szlachetki myślące, że paroma machnięciami rapiera zapewnią sobie podziw tłumu i dzierlatki do alkowy.- zgodził się z nimi Gaspar, zresztą słynący z tego, że wielu sztukach pokpiwał z Azul Gato.
- Więc napiszesz taką sztukę w imię dobra mieszkańców?
- Zawsze piszę sztuki w imię dobra mieszkańców.- obruszył się poeta.
Strażnicy wyglądali na zadowolonych z tych słów. Jeden z nich szeptem odezwał się do Gaspara.
- To w imię dobrej współpracy mogę podać ci motyw, z życia wzięty. - powiedział kręcąc tak naprawdę wokół prawdziwego sensu swoich słów - O synu, który pragnie śmierci swojego ojca i zagłady własnego rodu.
- Brzmi… dość mało wiarygodnie. Jakiż by powód miał ów syn do zagłady swego rodu?- zapytał retorycznie Gaspar.- Zabójstwo ojca… może, ale… i to nie ma sensu, bo zważ że oni się ponoć rozeszli. Amandeusek wszak porzucił rodzinę, by pisać farmazony zwane przez niego sztukami.
- Nie mnie rozstrzygać sens, bo nie znam całego obrazu, ale wiem, że oskarżenia są silne, szczególnie, że pochodzą od lorda Naraltana. A za coś takiego grozi stryczek.
- Słowo jednego szlachcica przeciw drugiemu…- machnął ręką Gaspar i wzruszył ramionami dodając.-... trochę mało. A o co Amandeus oskarża ojca?
- Tego nie wiem, o tamtym wiem, bo Naraltan wypowiedział te oskarżenia jeszcze w rezydencji, zanim wyprowadzono wszystkich, ale ponoć to też Amandeus jest winien tego, co spotkało rezydencję, a wierz mi, że jest ona w środku ogołocona.
- Acha… i spotkali się w tej rezydencji, ojciec i syn, sami? - zapytał Gaspar rozważając ten koncept w głowie.- To nie brzmi jak plan ojcobójcy.
- Sam nie rozumiem co się tam stało, jednak jak na moje Amandeus się z tego nie wyplącze, szczególnie że obaj twierdzą, że był tam też Azul Gato, który ma ponoć móc świadczyć za niewinnością młodego Wildhawka, ale wiesz… Nawet gdyby się pojawił, w co wątpię, to niekoniecznie będzie to okoliczność łagodząca. Śmiem podejrzewać, że Kot faktycznie mógł chcieć krzywdy lorda Wildhawk. Z nim nic nie wiadomo w końcu.
- Zresztą, ile jest warte świadectwo kryminalisty?- wzruszył ramionami Wyrmspike, po czym spytał.- Ale co niby Kot miał tam robić? Dyć on nie jest przyjacielem szlachciców, nieważne czy młodych czy starych. Nie słyszałem też by Kocurek kiedykolwiek miał wspólników. Azul Gato działa sam. I na ulicach, a nie willach arystokratów.
- Nie wiadomo co siedzi we łbie takiego, ale fakt, że był jest faktem prawdziwym. Jeżeli jednak Amandeus miałby opierać swoją linię obrony na Azul Gato, to kiepsko to dla niego widzę.
- Azul Gato najbardziej pasowałby na wroga obu Wildhawków. Więc gdzie są ci zamachowcy?- zaczął się zastanawiać Gaspar.
- Amandeus i pochwyceni z nim nie stanowią już zagrożenia, są pod strażą w lochach, o nich już nie trzeba się martwić.

- Musisz być w sumie rad z tej sytuacji, skoro konkurent odpadł nie wiadomo na jak długo i czy w ogóle powróci… aby dalej kalać sztukę. - odezwał się drugi strażnik.
- Kon… Konku… Konkurent?- wybuchł śmiechem Wyrmspike.- Och… żaden z niego konkurent, ot grafoman jakich wielu w tym zawodzie.
Wzruszył ramionami dodając.- No to pośmialiśmy się… acz wystarczy. Ciekaw jestem jakich to obwiesi wynajął młody Wildhawk do owego mordu na swym ojcu? Pewnie same zakazane gęby, co?
- To dość...skomplikowana sprawa i nie będę wchodził w szczegóły. - odparł wymijająco strażnik - Śledztwo jest w toku, pewnie zostali już przesłuchani. Powiem tylko, że młody Amandeus nie wyszedł z posiadłości o własnych siłach.
-To znaczy, że… młody arystokrata w sile wieku, wsparty ilomaś tam zabójcami i Azul Gato nie dość, że nie dał rady staremu szlachcicowi, to jeszcze dostał taki łomot, że ledwie wyszedł z tego żywy?- spytał sceptycznie Gaspar.- Czy tylko mi się wydaje, że historyjka lorda Naraltana jest absurdalnie naciągana?
- Nie mam pełnych informacji i wglądu w zeznania któregokolwiek z Wildhawków, podaję tylko te strzępy informacji, jakie posiadam.
- Eee tam. - machnął ręką Wyrmspike.- Nie jestem waszym oficerem, nie oczekuję raportów… Chętnie posłucham natomiast domysłów i teorii takich doświadczonych strażników miejskich jak wy. Na pewno macie własne opinie lub pomysły na temat tego co naprawdę tam zaszło. Przecież nie wyjdzie to poza nasz krąg, prawda?
- Jesteśmy na służbie teraz, a i mnie nie było podczas nocnej obławy na rezydencję. - odparł mężczyzna z lekką nadwagą.
- Ale pewnie słyszeliście jakieś plotki?- zapytał Gaspar zaciekawiony.- Od tych, którzy byli wcześniej?
- Coś tam się słyszało, ale pewnie Falina mogłaby powiedzieć więcej, bo brała udział w tej akcji w nocy i uparła się, aby też jeszcze teraz mieć służbę.
- Ta służbistka, tak?- mruknął poeta patrząc na drzwi wejściowe.- A ten oficerek, co tu dowodzi, to kto zacz? I po co tu jest? Wszak bandyci chyba na gorącym uczynku złapani zostali.
- Tak, to ta, z którą także rozmawiałeś, a oficer to oficer Pister, brat śledczego Marcisa Pistera. Bandyci zostali złapani, ale trzeba zebrać dowody, zabezpieczyć ślady… Ułożyć tę układankę.
- Acha…- zamyślił się Gaspar opierając laskę o bruk i pytając.- Długo już tak układa?
- Nie minął jeszcze dzień od czasu pojmania Amandeusa, a rezydencja jest duża i najwyraźniej kryje sporo… Co tam znaleźli - nie wiem, ale wiem, że to śledczy, najpewniej starszy śledczy Marcis Pister w głównej mierze, będą układali wszystko ze zeznań i śladów. Jeżeli Amandeus jest winny - nie uchroni się przed Pisterem, a jeżeli nie - to Pister go na stryczek nie wyśle.
- Więc pewnie Amandeus się wywinie, bo kiepsko widzę marnego pisarzynę w roli czarnego charakteru.- westchnął Gaspar. - Jeśli Wildhawk powinien zawisnąć to za masowy mord dobrego gustu u swych widzów.
- Być może, być może. Na razie jego wojna z ojcem trwa, a z tego co mi wiadomo, stary Wildhawk nie został wtrącony do lochu.
- A gdzie przebywa? Pewnikiem w swojej posiadłości.- stwierdził cynicznie Gaspar.- Stary arystokrata… zawsze spadnie na cztery łapy.
- Nie wiem, gdzie jest - drugi z mężczyzn również wzruszył ramionami - ale zakładam, że gdzieś, gdzie jest przytulnie i miło. - mruknął strażnik z przekąsem.
- No cóż…- westchnął Gaspar i uśmiechnął się żegnając.- To była miła rozmowa, ale niestety na mnie już czas. Do widzenia moi drodzy.
Gadatliwi, znudzeni strażnicy skinęli głowami Gasparowi na pożegnanie.


Wyrmspike jednak nie zdołał odejść daleko, kiedy za sobą usłyszał kobiecy głos, którego ton nie wyrażał zadowolenia.
- Mogę zająć jeszcze chwilę, skoro i tak tyle czasu spędziłeś na rozmowie z moimi towarzyszami?
- Ach… zawsze jestem gotów przychylić ucha prośbie pięknej kobiety.- rzekł z uśmiechem poeta zatrzymując się, by Falina mogła do niego dojść.
Brązowowłosa kobieta patrzyła na Gaspara chłodnym spojrzeniem szarych oczu i odezwała się równie chłodnym, choć dość cichym głosem:
- Nie wiem po co było to wszystko, Gasparze Wyrmspike ani niestety nie znam przebiegu waszej rozmowy, ale pozostaw sprawy straży w spokoju. To nie jest dobre miejsce dla poety.
- Nie obchodzą mnie sprawy straży i jej wewnętrzna polityka.- wzruszył ramionami dramatopisarz dodając butnie.- Liczy się dla mnie sztuka, opowieści, fabuła, motto… Niby skąd pomysł, że sprawy straży mają dla mnie jakieś znaczenie, co?
- A jednak zainteresowany byłeś tym, co się tu dzieje. To nie są informacje dla postronnych, a ty takim jesteś, chyba że się mylę? - mruknęła, jakby złośliwie Falina.
- Tyle co każdy ciekawski plotkarz w tym mieście… sama pewnie wiesz, że wieści na temat tego co się tu zdarzyło roznoszą się niczym zaraza po całym mieście. I to w chwili, gdy sobie tak uroczo gawędzimy. - odparł z lisim uśmieszkiem Gaspar opierając dłonie na lasce.- A wraz plotkami, półprawdy i spekulacje. Niemniej moje zainteresowanie nie wykracza poza ludzką ciekawość, a i samo śledztwo… cóż… nie jestem strażnikiem miejskim. Nie zamierzam dochodzić niczyjej winy…Jedyne co mnie interesuje to… materiały na sztukę. O!- wskazał palcem wprost na środek piersi Faliny.- Skoro tak troszczysz się o me bezpieczeństwo, to w imię tej troski poświęcisz jeden wieczór na kolację w mym towarzystwie. A nuż skrywasz w swoim serduszku jakieś ciekawe opowiastki, godne sztuki?
Falina nie uśmiechnęła się, a jedynie odparła:
- Czy nie masz już wystarczająco tragedii ludzkiej, aby przerobić ją na komedię?
- Hmmm… co to niby miało znaczyć?- zapytał z przekąsem Gaspar.
Tym razem Falina uśmiechnęła się nieznacznie.
- Może dowiesz się podczas kolacji?
- Może… a więc dziś wieczorem?- zapytał z uśmiechem Wyrmspike.
- Dobrze… Za jakiś czas i tak mnie wykopią na przymusowy odpoczynek, ale do tego czasu… Żadnego szukania weny w tych okolicach, pisarzu.
Gaspar zgodził się skinieniem głowy i podał nazwę tawerny do której zamierzał zaprosić Falinę na spotkanie o wieczornej porze, po czym pożegnał się z kobietą i ruszył w głąb miasta.


Poeta szukał karczmy leżącej w pobliżu siedziby Wildhawke’ów, by wynająć tam pokój i butelkę cienkiego wina dla natchnienia. Będąc w takim odosobnieniu, Gaspar mógł zabrać się do roboty i zaklęciem przywołać swego magicznego zwiadowcę do posiadłości.
Niewidzialny czujnik przeleciał przez mur obserwując wielu strażników przeszukujących bez entuzjazmu obszerną szlachecką posiadłość. I bez skutku.
Oczko przemierzało kolejne sale, aż dotarło do miejsca bitwy… ciał już nie było, ale ślady walki i krew nadal przypominało o niedawnej rozróbie, w której Azul Gato nie miał okazji uczestniczyć. I właściwie nie wiedział co się tam stało. Niestety zniszczona bojem sala nie dostarczała wielu odpowiedzi.Ale przynajmniej teraz Gaspar mógł się przyjrzeć temu miejscu na spokojnie. Podczas walki musiał panować olbrzymi chaos zważając po zniszczeniach, jak i sporo użyto sporo zaklęć, które pozostawiły po sobie osmolenia, spalone zasłony i pęknięcia… ale nie ścian, ale podłogi, jakby celowano właśnie w nią. Poważnie osmolony był też podest przy czymś, co było ołtarzem, a sądząc po pozostałościach zdobień, ołtarzem Siamorphe. W porównaniu z tą salą, reszta posiadłości była nietknięta. I oko… znikło.
A Wyrmspike’owi pozostało zakończyć wizytę w karczmie, opróżnić butelkę wina i udać do znanej mu skrzynki kontaktowej w porcie, by… zostawić tam list z opisem wydarzeń z willi Wildhawków. Może Czerwone Szarfy zdołają zrobić coś w sprawie Amandeusa, skoro Azul Gato nie mógł?
No i oczywiście… trzeba się przygotować na spotkanie wieczorem z Faliną.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 08-08-2015, 00:01   #175
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Elf skinał głową i zastanowił czy powinien również się przedstawić, w końcu śledczy musiał wiedzieć kogo wzywa a wygaszanie swych tytułów mogloby zostać uznane za próbę wpłynięcią na niezależnego przedstawiciela sprawiedliwości. W końcu postanowił ograniczyć sie do prostego.
- Erilien, sługa Corellona. - Było to wystarczające i jasno dawało do zrozumienia każdemu, że elf nie przyszedł tu jako szlachcic lecz jako świadek.
Jeżeli Semoreth był zaskoczony, nie dał po sobie tego poznać, chociaż może za wyraz owego zaskoczenia możnaby przyjąć prawie niezauważalne uniesienie brwi, ale mogło to oznaczać wiele. Pół elf wskazał na krzesło przed swoim biurkiem i odczekawszy, aż Erilien zajmie miejsce, sam usiadł na swoim siedzisku.
- Muszę przyznać, że cała ta sprawa jest nader tajemnicza i wymaga wyjaśnienia pewnych kwestii… Zanim jednak zaczniemy, proszę mi wybaczyć moje nieobeznanie, jak powinienem poprawnie tytułować… pana?
- Wystarczy Erilien, do usług. - Odparł elf. - Mam nadzieję, że moje słowa rzucą światło i rozproszą mgły Leiry.
- Też żywię taką nadzieję. Zastanawia mnie jakie to okoliczności sprawiły, że w ogóle znalazłeś się, Erilienie, w rezydencji rodu Wildhawk.
- Śpieszyłem by pomóc zaginionemu przyjacielowi, świątobliwemu Ocero. O jego zaginięciu powiadomiła nas kapłanka Selune.
- Zaginionego przyjaciela raczej szuka się po ulicach? Dlaczego więc rezydencja lorda Naraltana Wildhawka?
- Tak naturalnie bym postapił gdyby nie wskazówki Oświeconego Quelnathama który jest mistrzem szkoły wieszczenia i to właśnie dzięki temu moglismy działać szybciej i skuteczniej.
- Czyli sądziliście, że za zaginięciem może stać ktoś z Wildhawków?
- Nie śmiem stawiać takich oskarżeń, mędrzec Quelnatham odkrył jedynie miejsce pobytu lecz nie przyczynę.
- Czy było coś jeszcze, co dodatkowo zaniepokoiło was, a o czym na tamten moment wiedzieliście? Skąd zniknął kapłan, z kim przebywał w czasie zniknięcia?
- Owszem, kaplanka wspominała o rycerzu w czarnej zbroi, wzbudził jej niepokój. Muszę również wyznać, iż Ocero w chwili zniknięcia przebywał w towarzystwie również zaginionego Tarniusa.
- Rozumiem. W takim razie usłyszeliście o zaginięciu i rycerzu, ale co w tym rycerzu było takiego niepokojącego? Kapłanka mówiła coś więcej?
- Wybacz proszę lecz nie pomnę szczegółów. Zaznaczam jednak, iż w drodze do Waterdeep spotkały nas pewne okoliczności przez które nalezało zachować zwiększoną ostrożność.
- Tak, mam tu zgłoszenie. - odparł pół elf - Rozumiem, że to na pewno zwiększyło obawę o kapłana Ocero, jednak muszę zaznaczyć, iż wynika, że dostaliście się na teren posiadłości siłowo. I nie zawiadamiając straży.
- Nie było czasu do stracenia. Wewnątrz działy się podejrzane rzeczy.
- Kto więc wykonał magiczny ruch, niszcząc bramę? Jako że była to pierwsza akcja, która pociągnęła za sobą dalszą waszą działalność u Wildhawków, chcę wiedzieć kto pierwszy ją rozpoczął.
- Wszelkie próby skontaktowania się z opiekunem posesji zawiodły przez co nie nabraliśmy podejrzeń, że i właściciele mogą być w potrzebie. W takim wypadku nie pozostawało mi nic innego jak użyć siły.
- To był twój pomysł, Erilienie, czy zostałeś przekonany do tego? Wybacz pytanie, ale potrzebne jest do akt.
- Nie sądzę aby ktoś próbował mnie do tego nakłaniać.
- Co miało miejsce dalej, po dostaniu się na teren posesji?
- Zaledwie po przekroczeniu bramy zostaliśmy otoczeni, zupełnie jakby się ktoś nas spodziewał. Próby rozmów zawiodły i przygotowąłem się do....- Skrzywił się na samo wspomnienie tego co wię wówczas działo. - Do rzucenia zaklęcia defensywnego wtedy coś się stało… -zimny pot wystąpił na czoło elfa - ...to było straszne jakby Splot się zbuntował i chciał mnie rozedrzeć żywcem!
- Czy masz podejrzenia czemu tak było? Rozumiem, że miało być to nieszkodliwe zaklęcie? Jakaś magia ochronna?
- Zaklecie podstawowej transmutacji wzmacniające obronę. Oczywiście mogło by zostać użyte ofensywnie jak każde inne lecz magowie nie zwykli go do tej kategori klasyfikować. - Wyrecytował niemal jak z książki, pamiętał doskonale lekcje teorii i to jak były wówczas nieskuteczne.
- Czym to było spowodowane?
- Podejrzewam działania wypaczonego maga lecz nie mogę powiedzieć z cała pewnością.
- Rozumiem. Jak dalej się potoczyły sprawy? Po tej nieudanej przemianie?
- Straciłem przytomność i nie jestem w stanie powiedzieć co działo się dalej do czasu kiedy otworzyłem oczy. Ujrzałem wówczas mego brata Aerona. Był zajęty przepytywaniem elfiego maga, jakżesz on się przedstwił? - Zamyslił się Erilien. - W ferworze zdarzeń wyleciało mi z głowy. Najważniejsze, iż ów mag twierdził jakoby przysłał go medrzec Quelnatham nie potrafił tego jednak nijak dowieść a przecież Quelnatham wedle słów Aerona opuścił nas ledwie chwilę wcześniej. Brzydzę się tym co nastąpiło później lecz było to jedyne wówczas rozwiązanie, nie byłem w stanie by bronić przyjaciół przed wrogiem i zdrajcą za plecami. - Erilien miał nadzieję, że zostanie dobrze zrozumiany. - Skrępowałem i zakneblowałem owego maga w nadziei, iż ochroni nas to przed ciosem w plecy. Następnie ruszyliśmy z bratem pomóc towarzyszom i tak trafiliśmy na oddział straży. - Zakończył paladyn.
- Czy Lyesath Risnil - odezwał się pół elfi śledczy, gdy przebrzmiało ostatnie słowo Eriliena - zaatakował któregokolwiek z was lub uczynił agresywny ruch?
- Na szczęście nie miał okazji, jedynie Corellon wie co moglo by się stać gdyby do tego dopuścić. Mam tylko nadzieję, że to nie był kolejny zamaskowany drw.
- Drow? - tym razem Semoreth się zdziwił.
- Tak, od wyruszenia z Silverymoon towarzyszył nam niejaki Sevotar. Zdobył nasza przyjaźń i zaufanie po czym okazało się, że w istocie jest plugawym drowem jedynie udającym Tel’Quessir.
- Cóż… - odparł trochę skołowany śledczy, ale zaraz odzyskał rezon - Mogę jednak zapewnić, że Lyesath Risnil drowem nie jest.
- Chwała Corellonowi. Obawiałem się już, że kult przeklętej Zinzereny mógł wysłać swych agentów do Waterdeep. Cieszę się, że pomimo ucieczki ich przywódcy nie odzyskali jeszcze sił.
- Kult Zinzereny?
- Tak, w drodze z Silverymoon oczyścilismy z bratem jaskinie z ich plugawej obecności. Strach pomyśleć co te mordercze drowy zamierzały robić tak blisko powierzchni.
- Dobrze więc, że oczyściliście, jednak skoro wspomniałeś o swoim bracie… Czy wiesz dlaczego Aeron Tasmaleth i'Treves odmawia składania wyjaśnień?
- Aeron ma pewien uraz do udzielania odpowiedzi na pytania starszych od niego. Jeśli jednak będzie to absolutnie niezbędne wierzę, że zmieni zdanie, nie jest nierozsądny tylko… uparty.
- Jego zeznania mogą się okazać konieczne, a odmowa ich złożenia nie świadczy na korzyść twego brata. Zacznijmy od tego, że nie wiadowiadomo, ty byłeś nieprzytomny, Quelnatham Tassilar z dala od was, co Aeron robił przez ten okres czasu. To jest zawieszone w niepewności.
- Jeśli jest to konieczne porozmawiam z Aeronem i przekonam go, choć może to zająć trochę czasu.
- Dobrze. - Semoreth skinął głową - Uwarzam, że tak będzie najlepiej. Czy jest jeszcze coś, co sądzisz, że powinno zostać powiedziane dla dobra wyjaśnienia sprawy?
- Nie sądzę… - Zawahał się. - Sądzę, że były to majaki spowodowane traumą lecz przez chwilę wydawało mi się, że słyszę plugawy język drowów. Jestem jednak pewien, że byłem po prostu przewrażliwiony i podatny na kaprysy Leiry.
- Jeszcze takie pytanie… Czy znałeś wcześniej Naraltana Wildhawka, jego syna Amandeusa lub jakiegokolwiek z nieobecnych w Waterdeep Wildhawków?
- Nie przypominam sobie abyśmy kiedykolwiek zostali sobie przedstawieni. Dziś był pierwszy raz kiedy zetknąłem sie z tym nazwiskiem.
- To wszystko, dziękuję za złożone wyjaśnienia. - stwierdził Semoreth, po czym dodał zatrzymany w pół ruchu do wstania z miejsca - Kapłanka Selune, która powiadomiła was o zaginięciu Ocero… Jak się nazywała?
- Ze wstydem wyznaję, że nie pamiętam nawet czy wyjawiła nam swe imię. Przepraszam, że w tej sprawie nie potrafie pomóc.
- I nie jest ci wiadome, gdzie może teraz być?
- Podejrzewam, iż wróciła do świątyni.
- Dobrze. Proszę spróbować przekonać swego brata do złożenia zeznań… i najlepiej będzie jeżeli na razie pozostaniecie do czasu wyjaśnienia sprawy w naszym pobliżu, najchętniej tutaj.
- Oczywiście, chciałbym jednak o ile to możliwe zabrać nasze torby z gospody w której się zatrzymaliśmy.
- Mogę posłać strażnika, aby się tym zajął.
- Będę zobowiązany. - Podziękował elf. - Czy mogę w czymś jeszcze pomóc?
- Nie, to na razie tyle, chociaż na pewno jeszcze porozmawiamy, a przynajmniej porozmawiam z twoim stryjem, jako że ten nalegał.
Usłyszawszy o stryju Erilien postanowił nie dociekać więcej, im mniej powie tym mniej mu się oberwie. Skoro zaś nie był potrzebny opuścił pomieszczenie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Paladyn czekał, już od dłuższej chwili czekał na powrót Aerona. Z każdą mijającą minutą był coraz bardziej niespokojny, pocieszała go jedynie myśl, że ród Treves nie miał w zwyczaju zabijać swych krewnych.
Długie minuty oczekiwania w końcu się zakończyły. Drzwi do pomieszczenia otworzyły się pchnięte trochę zbyt silnie i do środka wszedł szybkim krokiem wyraźnie poirytowany Aeron.
- Pieprzony, stary dziad… - mruknął do siebie, bo dopiero po chwili zauważył, że nie jest tutaj sam. Spojrzał na Eriliena, po czym wyminął go i padł na plecy, na łóżko nic więcej nie mówiąc.
- Czyli poszło zaskakująco dobrze. - Skwitował to Erilien. - Nie przejmuj się Aeronie wszystko od teraz będzie już prostsze i przyjemniejsze. - “Na przykład przesłuchanie.” Dodał w myślach.
- Kto się przejmuje? Powiedziałem mu, co o nim myślałem, kiedy mnie poważnie zeźlił. Muszę przyznać, że wyraz jego twarzy był niezapomniany. - zaśmiał się do siebie Aeron.
- Cieszę się, że jesteś w dobrym humorze. - “Corellonie miej nas w opiece!” - Niestety przez jakiś czas będziemy musięli tu zostać i… będziesz musiał złożyć zeznania. - Nie było sensu dalej krążyć w okół prawdy niczym wilki dookoła stada owiec.
- Wydawało mi się, że wyraźnie powiedziałem "nie".
- Więc najwyższa pora byś rozważył to jeszcze raz.
- Nikomu z niczego nie będę się spowiadał, a skoro teraz mam pewne prawa, to tym bardziej. Wystarczy mi przesłuchanie Cavenula, czy jak mu tam jest. Wyobrażasz sobie, że myślał, iż powiem mu cokolwiek o moich wizjach?
- Tak. - Odparł krótko elf, nie musiał sobie nawet specjalnie tego wyobrażać. - Nie mniej jedyne czego chce wiedzieć śledczy to co działo się w czasie kiedy byłem nieprzytomny. Ja nie mogłem odpowiedzieć na to pytanie, jesteś jedynym z rodu Treves który może. Dlatego proszę miej na uwadze nasz honor.
Aeron od razu przestał być rozbawiony. Spojrzał poważnie na Eriliena i mruknął:
- To od teraz tak to ma wyglądać? Szantażowanie honorem?
- Tylko jesli będziesz się upierał bez powodu. - Odparł paladyn z wrednym uśmieszkiem. - Daj już spokój, wiesz, że nie prosiłbym gdyby to nie było ważne.
- Niech sami wydedukują, mają już masę dowodów pewnie. Za coś im Waterdeep płaci. - mruknął pół elf.
- Gdybyś to ty padł ofiarą przestępstwa a świadek milczał podając ten argument. Dalej byłbyś pewny, że ma rację?
- Nic nie mogę im i tak powiedzieć. Siedziałem przy tobie i to tyle. Strata czasu.
- Więc im to powidz. Nie przepadam za tymi biurokratycznymi bzdurami ale jeśli czegoś się nauczyłem przez lata to to, że łatwiej i szybciej jest z nimi współpracować niż tłumaczyć, że się mylą. Nawet jeśli będziesz musiał na każde pytanie odpowiedzieć “nie wiem” albo “nie widziałem” to i tak sprawa zostanie szybciej zamknięta niż teraz gdy odmawiasz zeznań. I co najważniejsze, nie warto wzbudzać niechęci straży. - Dodał elf refleksyjnie. - Tak, nazwisko Treves ochroni Cię przed wieloma nieprzyjemnościami lecz nie zdobędziesz sojuszników wyłacznie dzięki niemu. Przemyśl to, On uciekł, nie wiemy gdzie jest i co roi, być może współpraca ze strażą teraz pozwoli nam zyskać przewagę w przyszłości. Zastanów się a ja przekażę strażnikowi szczegóły odnośnie naszego ekwipunku. - W tym momencie Erilien ruszył do drzwi, miał co prawda wątpliwości czy Aeronowej inteligencji uda się wygrać z charakterem lecz mocno wierzył w swego brata.
Zanim Erilien zdążył wyjść usłyszał, jak Aeron siada na łóżku i mówi za swoim bratem:
- Pamiętasz, co ci powiedziałem wtedy, gdy proponowałeś, abym przyjął wasze nazwisko?
- Pamiętam Aeronie… pamiętam, dlatego jedynie proszę. Decyzja ciągle jest twoja.
- ...dziękuję. - szepnął Aeron i dodał jeszcze - Twój stryj będzie chciał jeszcze z tobą porozmawiać. Och, radości, prawda? - pół elf spróbował się uśmiechnąć, ale nie wyszło mu to za dobrze.
- Ech… - Załamał się Erilien. - Najpierw porozmawiam ze strażnikiem.
Erilien nie mógł być całkowicie pewien, ale mogło mu się wydawać, że usłyszał ciche "Przepraszam"

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cavinuil znajdował się w tym samym pokoju, w którym zastał go wcześniej Erilien. Pozornie spokojny, siedział na fotelu i pił powoli wino, kiedy jego bratanek wszedł do środka, jednak spojrzenie, jakim obdarzył en Trevesa nie zwiastowało niczego dobrego.
- Wspaniałego brata sobie wybrałeś, Erilienie. - odezwał się zimno.
- Ogłada może nie jest jego mocną stroną lecz wiele zyskuje po bliższym poznaniu. - Odrzekł Erilien, tekst miał już wcześniej przygotowany więc nawet głos mu nie zadrżał kiedy to mówił.
- Niewątpliwie. Przyznam szczerze, że na początku było kiepsko, choć dość poprawnie, w połowie bardzo dobrze, aby na koniec zrobiło się fatalnie.
Erilien pokiwał głową w zamyśleniu. “Tak to bardzo pasowało do opisu Aerona.”
- Niemniej, Stryju o czym chciałeś porozmawiać? - Erilien wątpił by wezwanie tyczyło Aerona, przyjął pół elfa do rodu i tego już cofnąć nie można a stryj był osobą zbyt konkretną by wzywać go tylko po to by pokazać swe niezadowolenie. A może nie? Przecież nawet Tel’Quessir się starzeją.
- Zastanawiam się nad dwoma sprawami. Po pierwsze, i bardziej aktualne, to cała ta sprawa. Jak poszło przesłuchanie? Mam nadzieję, że nie powiedziałeś czegoś… głupiego?
- Ależ stryju! - Oburzył się Erilien. - Jedyne o czym mówiłem to fakty, jak mogły by być głupie?
Cavinuil spojrzał na Eriliena trochę dziwnie, ale nie skomentował tych słów.
- Niemniej rozumiem, że nie poszło źle? Z tego, co mi opowiadałeś, to ty sam na pewno nie możesz zostać o nic konkretnego oskarżony…
- Nie jestem pewien… śledczy wydawał się gotów postawić mi zarzuty wtargnięcia. - Przyznał paladyn trochę ciszej niż jego zwykły ton. - Prawdę mówiąc nie wiem co o tym wszystkim myśleć, zupełnie jakby sprawa była znacznie poważniejsza niż porwanie kapłana.
- Gdyby tylko o to chodziło, to nie zatrzymaliby tylu osób, Erilienie. Jednym cię pocieszę. Wtargnięcie i tak zapewne będzie łagodzone przez twoją chęć pomocy przyjacielowi, który mógł być w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a i sądzę, że śledczy ma bardziej poważne zarzuty przygotowane dla reszty. - dodał w lekkim zamyśleniu.
Erilien był niezmiernie zaskoczony, na tyle że zdobył się na krótkie:
- Ale… jak to?
- Erilienie, w tej rezydencji wydarzyło się o wiele więcej, a twoi nieszczęśni przyjaciele wplątali się w sprawę, która może ich przerosnąć. W tej rezydencji zginęło wiele osób.
- Jestem pewien, że moi przyjaciele stali się jedynie ofiarami okoliczności. - Mówiac to paladyn wyglądał niczym zbity pies, z tym, że ciosy były wymierzone w jego wiarę w towarzyszy.
- Być może masz rację, jednak z tego, co zdołałem się wywiedzieć, to nie wygląda najlepiej. Powiedz mi, bratanku - odezwał się do Eriliena znanym mu tonem - jak bardzo w nich wierzysz? Rozumiem, że ufasz Aeronowi, ale reszcie? Znacie się tak krótko. Też uratowali ci życie, czy jednak nic takiego się nie stało?
- Ocero i Quelnatham… oni - Przez chwilę słowa uwięzły paladynowi w gardle. - … uratowali mą wiarę gdy Corellon zamilknął.
Cavinuil spojrzał poważnie na bratanka.
- Uratowali twoją wiarę?
- Wsparli mnie, pomogli gdy potrzebowałem i byli wiernymi kompanami w drodze, ufam im jak ufa się towarzyszowi broni.
- Nie będę wnikał w stan twojej wiary… na razie. Ale będę wnikał w kwestię twoich przyjaciół. Mówiłeś o zabójcach, że chodziło o wieszcza. Z tym, że macie ich dwóch. Czy masz wiarę w obu z nich, zaznaczam w tym szczególnie Quelnathama, z którym masz mniejsze więzy zaufania, że nie jest ścigany przez zabójców za jakieś… przeszłe uczynki, które dostawałyby do aktualnych oskarżeń?*
- Stryju! - Erilien podniósł głos i był to jeden z niewielu razów kiedy odważył się tak mówić do krewnego. - Nikt kto wynajmuje zabójcę nie może mieć czystych intencji i jeśli czcigodny Quelnatham rzeczywiście działał przeciwko takim osobom to wierzę, że robił to w słusznej sprawie!
- Czasami jeszcze potrafisz mnie zadziwić. - odparł Cavinuil odstawiając kielich - Pytanie jednak jest - czy masz zamiar coś robić w sprawie Ocero i Quelnathama? Bo zakładam, że Aeron da sobie radę…
- Jeśli mógłbym się z nimi zobaczyć na pewno powiedzieliby mi wszystko co wiedzą o tych wydarzeniach i okolicznościach. Na razie sam nie wiem co jeszcze mogę zrobić.
- Nie wiem czy ot tak pozwolą ci się z nimi zobaczyć. Mógłbym cię wspomóc zawsze, ale też nie wiem czy to coś da.
- Więc… pozostaje tylko czekać i modlić się do Seldarine, może usłyszą gdziekolwiek są.
- Jeżeli mowa o Seldarine… Mam nadzieję, że szybko będziesz w stanie wznowić podróż. Ze swoimi przyjaciółmi… - odparł zadziwiająco łagodnie Cavinuil.
Słowa starszego elfa zadziwiły Eriliena. Nic jednak nie odrzekł a jedynie wpatrywał się w stryja jakby widział go pierwszy raz. Oczywiście Cavinuil nie był z kamienia lecz taka łagodność z jego strony mogła wróżyć albo niezwykle dobrze albo… stało się coś bardzo złego.
 
Googolplex jest offline  
Stary 10-08-2015, 15:50   #176
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Ocero kiwnął głową i uśmiechnął się.
- Tak, wygraliśmy. - położył dłoń na ramieniu swego ojca- Jak się czujesz stary głupcze?
- Dobrze, synu, dobrze… - odparł patrząc młodszemu kapłanowi w oczy - Dobrze, Ocero Gazgo.
Ocero uniósł brwi na tą wypowiedź.
- Nie przesadzaj, Tarnius. Nie jestem niemowlakiem, abyś mnie adoptował teraz. - przytulił mimo wszystko starszego kapłana - Wiesz, że to mimo wszystko nie koniec?
- Koniec? Koniec czego, Ocero? - Tarnius uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał - Jesteś Gazgo, synu. Jesteś Gazgo, bo jesteś właśnie moim synem i przekażesz w końcu nazwisko dalej poprzez swoich synów, a moich wnuków.
Ocero zamrugał kilka razy.
- Co...CO? - setki myśli przeleciało na raz przez głowę Selunity, ale postanowił je uspokoić na rzecz ważniejszych spraw - To nie koniec twojej pokuty. Zajęcie się tym kultem niewiernych było metodą Tahira, nie naszą.
- Wiem. - odparł Tarnius - Wiem, ale ty wiedz, że ważniejsze dla mnie było ochronienie moich podopiecznych od pokuty mojej duszy.
- Powinieneś zająć się oboma, nie ja jeden jestem twoim podopiecznym. Sądzę jednak, że obecna tutaj siostra będzie miała mi jednak coś do powiedzenia w tej sprawie. - Ocero zerknął na kobietę - Witam, siostro. Zakładam, że teraz będziesz chciała się zapytać jaki pokój chcę w przytułku?
- Nie. - kapłanka patrzyła poważnie na Ocero - Chcę się zapytać, co wpadło ci do głowy, że sprowadziłeś takie kłopoty na Tarniusa, a do tego porwałeś go i okłamałeś mnie, co do swoich intencji.
- Szczerze, sądziłem że udzielam wam przysługi i proszę pozwolić mi wyjaśnić, zanim uderzy mnie siostra. - Ocero westchnął - W jakiś sposób do waszego przybytku dostał się myrkulicki rycerz. Przekonał Tarniusa, aby wziąć udział w krucjacie przeciwko bandzie heretyków. Zważając, że jedyna droga dla mojego ojca wiodła przez główne wyjście, najpewniej mogłoby dojść do agresywnych starć. Widziałem co ten myrkulita potrafi i wątpię, aby dobrze się to dla wszystkich skończyło. To co zrobiłem, wydało mi się najlepsze dla sióstr i pozostałych pracowników przytułku.
- I zobacz, gdzie to was obu zaprowadziło. - odparła z przekąsem kapłanka - Wybacz, ale teraz tym bardziej śmiem wątpić w poczytalność Tarniusa Gazgo… jak i twoją. -
Na te słowa ojciec Ocero parsknął poirytowany.
- Jeżeli wątpi siostra w istnienie myrkulity, proszę zapytać straż, czy czasem pozostali złapani nie zgłosili jego obecności. - Ocero westchnął - Jesteśmy kapłani siostro, ty służysz bogini na swój sposób, my na swój.
- Mordując?
Selunita delikatnie skrzywił się na te słowa, nie mógł zaprzeczyć, że przelali krew, ale…
- Zabijając. Drobna różnica, ale jest. Powiedz mi siostro, co byś zrobiła w sytuacji, którą ci zaraz przedstawię. Otoczona przez bandę ludzi, którym wmówiono do poziomu fanatyzmu przekonanie, że bogowie zeszli na Toril, aby przynieść nam wszystkim zgubę? Którzy wiedzą, ze nie jesteś po ich stronie i że trzymasz z tymi “złymi istotami”.
- Sytuacja nie miałaby miejsca, gdybyście tam się nie znaleźli.
- Nie zaprzeczę to prawda, ale proszę pomyśleć o konsekwencjach. - Ocero westchnął - Myrkulita poszedłby tam sam i pewnie zginął, kult działałby dalej i rósł w siłę, zrzeszając setki, albo i tysiące istnień w jednym celu. Wojnie przeciwko bogom. Wyobraża sobie siostra tą rzeź, albo jeszcze gorzej, wyobraża sobie siostra, że wygrywają?
- Teraz się o tym już nie przekonamy, na szczęście, ale sam widzisz, do czego to całe szaleństwo doprowadziło. Milania walczy jak może, aby wydostać cię stąd. Z bratem Tarniusem jest inaczej z powodu jego choroby, ale ty nie masz żadnej linii obrony… chyba że się mylę?
- Marcis prowadzi moją sprawę, jeżeli to znaczy cokolwiek. Jedyna szansa w tym, że ten myrkulita się pojawi, a w to wątpię. - Ocero westchnął - Powiedz Milanii żeby nie upierała się w staraniach. Irytowanie straży spieraniem się o moje wyzwolenie nie pomoże. - Selunita zerknął na Tarniusa - Ojcze… posłuchaj. Zakładam, że siostra zabierze cię spowrotem do przytułku. Przyda ci się trochę odpoczynku, zrób coś dla mnie dobrze? Wyzdrowiej i zaopiekuj się ponownie świątynią i swymi podopiecznymi. Ja sobie dam radę, znasz mnie. Zawsze wpadam w kłopoty i zwykle wychodzę z nich obronną ręką.
- Milania to dobre dziecko, ale nie jest jeszcze gotowa unieść takiego ciężaru. Muszę się zająć świątynią, to bez dwóch zdań, ale jak to mam zrobić, skoro uważają mnie za szalonego i chcą zamknąć po wsze czasy w przytułku?
- Udowodnij im, że się mylą. Nie będą mogli cię trzymać, jeżeli jesteś zdrowy. Jeżeli uda mi się spotkać z Milanią to porozmawiam z nią o tym. Są przecież lepsze metody na uzdrowienie duszy niż zamknięcie jej w ciemnym pokoju.
- Dobrze… Dobrze. - stwierdził stary kapłan - Mam nadzieję, że Selune mi to wszystko kiedyś wybaczy, chociaż… nie wiem czy zasługuję na przebaczenie, niemniej przyjmę i taki los.
Ocero westchnął.
- Mam ten sam problem. Selune najwyraźniej usłyszała moje słowa na tym zgromadzeniu. I wzięła je sobie do serca.
- Synu, bogini nie trzyma uraz, a twoje słowa były tylko wybiegiem, moje czyny w tamtej chwili - nie. Już wcześniej pozbawiłem się wszystkich darów bogini, jako że była to jedna z prób tych heretyków.
Ocero zamrugał kilka razy.
- Skąd pewność, że bogini się od ciebie odwróciła?
- Wątpię, aby tego nie zrobiła po tym wszystkim, a skąd ty masz pewność, synu?
- Podczas walki próbowałem rzucić zaklęcia… i nic. Nie mam na myśli, że zaklęcie się nie udało, w ogóle nie poczułem siły naszej pani.
- To… To nie może być tak, nie ty! Nic nie zrobiłeś godnego kary, a to był tylko blef. Nie zrobiłeś nic poza tym, prawda?
Młodszy Selunita się uśmiechnął.
- To nie pierwsza dama, którą uraziły moje słowa. Nie przejmuj się, każdą w końcu przekonuję do siebie i Selune zobaczy, że jestem wart jej uwagi. - młody kapłan wyszczerzył się na koniec.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 16-08-2015, 01:53   #177
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
ROZDZIAŁ II: Łaska uzyskana, łaska utracona


Erilien en Treves, Ocero

Erilien miał sporo do powiedzenia kapłanowi Selune, który od ponad miesiąca podróżował z nimi.

Zaaranżowanie spotkania nie było jednak takie łatwe. Strażnicy Miasta Wspaniałości nie byli szczególnie skorzy zezwolić na takowe, ze względu na dobro śledztwa najpewniej. Aeron powrócił już po tym, jak en Treves skończył rozmowę z Cavinuilem, ale czy to wróżyło dobrze… Tego Erilien nie wiedział, ponieważ uparty mieszaniec odmawiał składania kolejnych zeznań swemu bratu twierdząc, że jest całkowicie wyczerpany i musi odpocząć, bo umrze zanim zdoła dojść do momentu, jak przechodzi przez drzwi gabinetu Silverwinga. Erilien nie miał wielkiego wyboru, ale zawsze mógł powrócić przecież do tematu, kiedy Tasmaleth się wyśpi i tym samym nie będzie miał już wymówki.

Pozostawało mieć tylko nadzieję, że nic tragicznego nie wyniknie z jego rozmowy ze śledczym…

Nadszedł wieczór, gdy zezwolono w końcu Erilienowi, ale tylko Erilienowi, porozmawiać z Ocero - i to nawet nie w celi kapłana, a w dość prostym, choć schludnym pomieszczeniu, w którym znajdowało się kilka krzeseł, dość duży stół oraz niezliczona ilość leżących w nieładzie na półkach akt i zapisków. Semoreth Silverwing pewnie popłakałby się na ten widok.

Był tam także już Ocero oraz jeden ze strażników, najwyraźniej pilnujący tego pierwszego, przynajmniej z samego obowiązku, o czym mogło świadczyć to, że nie wyglądał na zachwyconego z tego zadania. Może niedługo kończyła się jego służba, a może wręcz już się zakończyła, ale musiał pozostać dłużej?

Ocero wyglądał dość kiepsko, chociaż tak naprawdę w głównej mierze poprzez bandaż, który wraz z opatrunkiem okalał głowę kapłana. Śladów innych ran elf nie widział, chociaż pewne zmęczenie wyraźnie odcisnęło piętno na jego obliczu. Kapłan natomiast z łatwością zauważył, że Erilien mimo pozorów także nosi piętno wyczerpania, a także w jego ruchach widać było echo jakiegoś bólu.




Theodor Greycliff

Nie chcieli dać mu spokoju, po prostu nie chcieli. Obolały i poirytowany Theodor chciał być jedynie w tym momencie pozostawiony sam sobie, tylko ze swoimi myślami, które w tej chwili w większości zajęte były walką z jego klaustrofobią. Nie było jednak aż tak tragicznie, zważając, że cela, w której przetrzymywano Greycliffa nie była jednym z tych najciaśniejszych koszmarów na jawie, jakie wciąż potrafiły się przypominać Monecie w momentach największego napadu fobii. Oczywiście, pozostawało pytanie, kto był taki mądry i wpadł na pomysł, że można by Theodora umieścić w mniejszym pomieszczeniu, ale na razie brakowało danych do rozwiązania tej zagadki. Musiał się cieszyć, że wcale takiego złego lokum nie dostał…

...jakby ta myśl naprawdę mogła go pocieszyć.

Pozostawało pytanie - co dalej? Znalazł się w sytuacji, która mogła rozwinąć się naprawdę nieciekawie. Znaleziono ich w pomieszczeniu rezydencji pełnym martwych ludzi, którzy wyraźnie toczyli bój na śmierć i życie, zaś jedynymi przeżyłymi byli właśnie oni, "intruzi". Jedynymi osobami, które mogły potwierdzić przynajmniej część opowieści Theodora był rycerz w czarnej zbroi, który zdołał umknąć strażnikom, oraz dwa kapłani. Niestety, Moneta nie mógł mieć żadnej pewności, co do tego, jaką wersję przedstawią tamci dwaj, a jeżeli ich zeznania chociaż trochę będą się różnić… To nic dobrego z tego nie wyniknie. Może chcąc pozostawić swoją opinię nieskalaną zrzucą część winy na tego niepotrzebnego, na Theodora? Przecież byłby on idealną ofiarą, mając za sobą "przeszłość". Wszystko było takie łatwe…

Nastał wieczór, a przynajmniej tyle zdołał z rozmów strażników wywnioskować umieszczony w podziemiach Theo, kiedy jego spokój został ponownie zakłócony, chociaż z drugiej strony przerwało to ciągnący się jak bagno czas w tym ciasnym pomieszczeniu oraz natarczywe, fobiczne myśli

W drzwiach pojawił się gładko ogolony strażnik, którego po głosie Theodor rozpoznał, jako tego, który męczył go niedawno.

- Masz kolegę, zaprzyjaźnijcie się. - odezwał się dość rozbawionym tonem mężczyzna i odsunął od wejścia.

Theodor zobaczył drugiego, młodego mężczyznę o mieszanej krwi, który stał z nietęgą miną i rękoma za plecami, patrząc na Theodora beznamiętnie. Po ledwie chwili rozległ się szczęk kajdan i trzecia osoba, skryta za plecami nowego więźnia, rozkuwszy go, wepchnęła kolejnego nieszczęśliwca do tej małej celi, w której jakimś cudem znaleziono miejsce na jeszcze jedno posłanie.

Cięcia budżetowe wymagają poświęceń…

Nowy więzień patrzył uważnie na Theodora, ale nic nie mówiąc, usiadł na wolnym posłaniu naprzeciwko rannego Greycliffa. Kiedy drzwi zostały zamknięte, na jego ustach wykwitł uśmiech. Lekko szarawa skóra i popielate włosy kontrastowały z niebieskimi oczami wpatrzonymi w Theodora, zaś mroczno elfia krew dała osobie delikatniejsze od ludzkich rysy, jak i bardzo delikatnie zaostrzone uszy, wyraźnie dając do zrozumienia, że to nawet nie był pół drow.

To był Elerdrin.




Gaspar Wyrmspike

Gaspar nie mógł mieć pewności jak szybko, i czy w ogóle, Czerwone Szarfy zrobią cokolwiek w sprawie Wildhawków, jednak zawsze pozostawała ta całkiem duża szansa, że tak właśnie będzie. Na razie jednak samozwańczy bohater - Azul Gato, znany w szerszych kręgach jako komediopisarz - Gaspar Wyrmspike, miał o wiele przyjemniejszy "obowiązek" do spełnienia; obowiązek, który mógł się okazać także pożyteczny, jako że była szansa, iż odsłoni chociaż kawałek tajemnicy...

Jeżeli kiedykolwiek zastanawiał się jak wyglądają członkinie straży miejskiej po służbie, to miał teraz przed sobą żywy przykład, siedzący po drugiej stronie stolika, w oczekiwaniu na złożone przez obydwoje zamówień, który na domiar dobrego nie zażyczył sobie pozycji z górnej półki karty dań… co mogło zostać odczytane dwojako. Mogła nie chcieć nadużywać funduszy osoby, która zaprosiła ją na kolację lub mogła po prostu sądzić, że taki teatr, jaki wystawia Gaspar nie może być zyskowny. Albo oba. Kto tam wie z kobietami…

Teraz jednak Wyrmspike miał okazję przyjrzeć się Falinie ubranej w co innego, niż uniform strażników, chociaż miał dziwne wrażenie, że jej strój nie uległ tak wielkiej zmianie. Oczywiście nie miała na sobie kolczugi z narzuconą szarą tuniką o złotawych wykończeniach. Zrezygnowała również z hełmu, na całe szczęście, co odsłoniło jej lekko kręcone, ciemnobrązowe włosy do ramion, które wcześniej przygniecione były metalem. Nie przywdziała jednak sukienki na ten wieczór, wybierając spodnie, zapewne jedne z wielu, które posiadała w szafie i nosiła jako stróż prawa Waterdeep. Bluzka, jaką miała na sobie z jakiegoś powodu swoim szarym kolorem przywodziła Gasparowi na myśl tunikę strażników, a jedyną ozdobą, która przerywała monotonię i skupiała na sobie wzrok Wyrmspike'a był zielony, acz wątpliwe by szlachetny, przezroczysty kamień oprawiony w srebro i uwieszony na szyi kobiety, który o tyle bardziej przyciągał spojrzenie, bo znalazł sobie miejsce w rozpięciu bluzki Faliny; niezbyt głębokim jednak… przełamującym wraz z kamieniem jednostajność obrazu…

- Dziękuję za to zaproszenie acz zastanawiam się nad nim... - odezwała się podejrzliwie Falina.

Czy ona miała gdzieś ukrytą broń? Była strażnikiem miejskim, taka możliwość miała swoją rację bytu. A może przyszła z bronią i pozostawiła ją na przechowanie? Wszak, pomimo starań Gaspara, zjawiła się pierwsza…

- Mówisz o opowiastkach, jakbym miała wystarczająco długi język i zdradzała wszystko, co tylko wiem o sprawach straży każdemu pisarzowi. Tak niskie masz o mnie mniemanie? Sądzisz, że dowiesz się ode mnie każdego sekreciku?

Co by się stało, gdyby poznała, że Gaspar Wyrmspike, który zaprosił ją tego wieczora na kolację to znienawidzony przez straż miejską Miasta Wspaniałości samozwańczy, koci bohater Azul Gato?




Tahir ibn Alhazred

Musiał uzbroić się w cierpliwość, ale cierpliwość oczekiwania dla kogoś takiego, jak Tahir nie była żadnym godnym przeciwnikiem.

Nie był w stanie tej nocy dostać się do rezydencji, a i nie było pewności czy strażnicy nie zagoszczą w niej dłużej niż tylko jedną noc. Wszak zapewne mieli wiele do zrobienia w posiadłości, więcej ponad zbadanie jednej sali… o ile się zainteresują, chociaż po stanie rezydencji można by wnioskować, że działo się tutaj więcej… Wszystko zależało od dociekliwości osób przypisanych do sprawy, jak i od samego Naraltana i jego słów.

Właśnie, Naraltan…

Tahir zastanawiał się, jak najłatwiej do niego dotrzeć i gdzie on w ogóle się podział. Mógł oczywiście znajdować się wraz z innymi, w twierdzy straży miejskiej, może nawet w lochach, choć to drugie zdawało się być mało prawdopodobne, ale kto wie… Niemniej ibn Alhazred musiał się przekonać jak sprawa się potoczyła i co stało się z tymi, którzy stanęli u jego boku przeciw bezbożnikom, którzy teraz oczekiwali na sąd nad swoimi nic nie wartymi duszami. Najpierw trzeba było odnaleźć kogoś, kto miał wgląd w całą sytuację, kto mógł wiedzieć, gdzie podział się Naraltan i być może Azul Gato, kto wiedział, jak potoczyły się sprawy po opuszczeniu przez Tahira kaplicy Siamorphe, która stała się polem sprawiedliwości; krwawej, bezlitosnej sprawiedliwości.

A kimś takim mógł być Młody Jastrząb.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Cela, w której uwięziony był Amandeus, nie była rezydencją godną wysoko urodzonego. Nie była jednak także miejscem, w którym umieszczano pospolitych zbrodniarzy wywodzących się wprost z rynsztoków Skullportu, więc młody szlachcic mógł przynajmniej z tego być zadowolony. Wątpliwe jednak było, aby w tym momencie to doceniał…

Przedostanie się do tej celi nastręczyło Tahirowi nie lada trudności. Dzięki magii przeniknął przez mury twierdzy straży miejskiej następnej nocy po wydarzeniach w rezydencji Wildhawków, ale to było najprostsze zadanie. Problemem była dla rycerza Myrkula przedostać się niezauważonym przez korytarze wciąż czuwającej, pomimo godziny, twierdzy, jednak… Czy robił to po raz pierwszy? Nie rozświetlona równomiernie dawała możliwość skrycia, mnogość pokoi, cel i schowków również działał na korzyść Tahira, który dzięki wyczulonemu słuchowi był w stanie zlokalizować innych nim ci zaczęli stanowić zagrożenie wykrycia. Nie mógł jednak zbyt długo szukać i zdawał sobie sprawę, że czas nie był jego sprzymierzeńcem, jednak tym razem…

...Tymora się do niego uśmiechnęła.

Na wyższych poziomach zlokalizował celę Amandeusa, trochę dzięki nieświadomym wskazówkom dwóch strażników. Przeszedłszy przez ścianę od strony pustej, bliźniaczej celi, znalazł się dokładnie tam, gdzie planował. Średniej klasy pomieszczenie posiadało niewielki siennik, ale to było wszystko prócz ukrytego w załomie ściany nocnika oraz niewielkiej miski z wody, co znajdowało się w owej celi. Przynajmniej nie było tu widać szczurów czy innych szkodników, a i posłanie utrzymane było we względnym ładzie.

Zastanawiającym mogło jednak być, że kraty w oknie były zaiste konkretne, jak i drzwi stanowiły solidne zabezpieczenie nawet przed silniejszymi zbrodniarzami, a wątpliwe było, iż syn Naraltana mógł w tym momencie stanowić zbyt duże zagrożenie, o ile stanowił kiedykolwiek.

Na sienniku leżał Amandeus oddychając miarowo, choć z pewnym bólem. Jego ciało przewiązane było bandażami zakrywającymi te rany, których już nie kwapiono się uleczyć drogą i trudno dostępnymi miksturami, nie mówiąc już o magii kapłańskiej. Jego zniszczone podczas walki ubranie zostało zastąpione białawą (bo na pewno nie białą) rozpiętą na piersi koszulą, spod której spoglądał gruby bandaż oraz prostymi, ciemnymi spodniami.

W momencie, gdy Tahir przeniknął przez ścianę Młody Jastrząb leżał wpatrzony w sufit, bezgłośnie poruszając ustami,Amandeus Wildhawk był blady i wyraźnie zmęczony, ale coś w jego spojrzeniu mówiło, że bynajmniej nie został pokonany i zdawał sobie sprawę, że to dopiero początek walki.



 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 17-08-2015 o 00:43.
Zell jest offline  
Stary 18-08-2015, 22:16   #178
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Ocero, Erilien

Erilien stanął przed kapłanem i spojrzał mu prosto w oczy. Przez chwilę nie mówił nic tylko lustrował Ocero. W końcu bez ostrzeżenia wyrżnął pięścią w szczękę kapłana.
- Nie mogłeś powiedzieć co się dzieje? Żeby zrozpaczona kapłanka musiała nas szukać, toż to skandal. Naprawdę uważasz, że nie zasługujemy by stać przy tobie kiedy masz kłopoty?!
Selunita zachwiał się pod ciosem elfa, ale zdołał utrzymać pion.
- To jakiś elfi zwyczaj, o którym nie mam pojęcia? Chodź, też cię przywitam… - Ocero kilka razy wypróbował pięść, ale cios w głowę o sobie przypomniał i kapłan ponownie się zachwiał - Nie miałem czasu was szukać i tłumaczyć co się dzieje, zważając, że sam nie wiedziałem przez jakiś czas.
Pilnujący Ocero strażnik ruszył się z miejsca, gotowy zareagować, chociaż wyraźnie nie był skory ku temu.
- Panowie… - odsunął Ocero poza zasięg Eriliena, mierząc elfa wzrokiem - Spokojnie.
- Wybacz, elf postanowił podzielić się swoją kulturą bez uprzedzenia. - Selunita spojrzał na Eriliena - Poważnie, jesteś wściekły że nie wliczyłem cię w misję samobójczą?
Paladyn nie miał siły odpowiadać na głupie pytania. Oczywiście, że nie był zły, był wściekły.
- Lepiej powiedz o co w tym wszystkim chodziło, jesteśmy przesłuchiwani i podlegamy aresztowi domowemu, chcę wiedzieć dlaczego.
- W rezydencji Whitehawków zagnieździł się… kult z braku lepszego słowa, niewiernych. Chcieli zjednać sobię armię podobnie myślących i wypowiedzieć wojnę bogom, którzy najwyraźniej są w Faerunie. Do tego najwyraźniej mieli w planach zabicie każdego kto się z nimi nie zgadza. Mój… ojciec, Tarnius Gazgo został przez nich zwerbowany, to on zdewastował świątynię Selune przy dokach. Odnalazł go jakiś myrkulicki Rycerz imieniem Tahir, który przekonał Tarniusa, że jedyną drogą do odkupienia w oczach Selune jest zniszczenie tego kultu. Nie udało mi się przekonać ojca do zmiany zdania, nie dałbym też Tahirowi sam rady. Więc zabrałem się z nimi. Koniec konców, kult został zniszczony, głównie przez dwóch magów, których nie obchodziło, że ciskają ognistymi kulami w swych towarzyszy.
- I oczywiście nie przyszło Ci nawet do głowy, że paladyn Corellona mógłby mieć coś do powiedzenia w sprawie tego kultu? - Erilien wydawał się dziwnie spokojny lecz jego złośliwy półuśmiech zdradzał, że jedno nieostrożne słowo może spowodować wybuch.
- Podejrzewałem, że mógłby mieć sporo do powiedzenia w sprawie współpracowania z rycerzem boga Śmierci, który z tego co kojarzę nie należy do tych, co głaszczą zające. Obawiałem się, zważając jak reagujesz na… istoty złe, że zacznie się potyczka w której mógłby ucierpieć mój ojciec. - Selunita wyglądał na zmęczonego i obolałego, pytania elfa nie pomagały jego samopoczuciu.
- Ach więc boisz się przyjaciół którzy niszczą zło sprawiedliwym gniewem lecz nie masz nic przeciwko by sprzymierzyć się z mrocznymi siłami… Ocero zawiodłem się na tobie.
- Och, przestań wciskać mi te gadanki o "sprawiedliwym gniewie" Erilienie.
- Chyba ten mroczny miał na ciebie większy wpływ niż myślałem, będę musiał zasugerować by dla twojego własnego dobra otoczono Cię opieką kapłanów, być może wówczas zrozumiesz swe błędy.
- Słuchaj, CZCIGODNY. Dobrze wiem, że to co zrobiłem było niezwykle głupie i ryzykowne.
- W tym się akurat zgadzamy.
- Nie miałem jednak jak się z wami skontaktować, więc zrobiłem to co uznałem za stosowne. Więc, proszę. Dla dobra mojej głowy. Przestań do cholery, patrzeć na mnie przez pryzmat elfa i Corellona, bo ja nie działam jak elf czy Corellonita. Działam jak cholerny tępy człowiek, służący Selune najlepiej jak potrafił, a i tak skończyło się to tym, że bogini się odemnie odwróciła. Więc proszę, dalej nagadaj mi teraz jak to zło, z którym się zbratałem zatarło mi drogę do wspaniałych zaświatów.
Paladyn co zaskakujące miast być jeszcze bardziej wściekły uspokoił się a jego spojrzenie zdawało się przeszywać duszę kapłana.
- Nie mogę nic powiedzieć Ocero bo i Ocero do mnie nie przemawia. Jego ustami przemawia jedynie jego pycha.
- Przyganiał kocioł garnkowi… - Selunita spojrzał na elfa - Pycha?
- Pomyśl i powiedz prawdę, czy to coś uczynił robiłeś dla Selune czy dla siebie?
- Och, więc tak wygląda świat paladyna? Czerń i biel? Muszę przyznać dość smutny światopogląd. Więc teraz, nadstaw te swoje elfie uszy i przy okazji czytaj z moich ust. To. Co. Zrobiłem. Zrobiłem. Aby. Bronić. Swojego. Ojca.
Paladyn był nieporuszony, oto bowiem był moment kiedy mógł zwrócić przysługę jaką wyświadczył mu kapłan.
- Więc dlaczego bogini się od ciebie odwróciła? Czyż nie mówiłeś, że jest miłosierna i potrafi wybaczyć wiele? Więc dlaczego twierdzisz, że odwróciła się od...
- Wyrzekłem się jej. - Selunita czekał na reakcję swego towarzysza.
- A ona wyrzekła się ciebie?
- Najwyraźniej. Przyznam moje słowa szczere nie były, ale zrobiłem nielada pokaz z całego procederu. Przebicie symbolu bogini sztyletem z kryształu, słowa ktorych nie mam sił powtarzać. Bogowie są wieloma rzeczami, ale nawet oni nie są nieomylni. Być możę Selune wzięła sobie moje słowa do serca i teraz muszę ją ubłagać.
- Znów przemawia pycha Ocero jego ustami.
- Czy pycha znaczy coś innego w języku elfów?
- Ciężar twej winy przesłonił ci oczy i uwierzyłeś, że twa zbrodnia jest większa niż miłość twej pani.
- Na litość… ty sądzisz, że ja od tak stwierdziłem "Wyrzekłem się Selune w pokaźny sposób, to teraz ona pewnie mnie nie słucha?". Bogowie, ależ ty jesteś arogancki. Próbowałem wezwać moc mojej bogini Erilienie i nic. Nie mam na myśli, że zaklęcie nie zadziałało, ja nawet nie poczułem jej obecności, nie poczułem nic co by świadczyło o tym, że ona tam jest i mnie słucha. Nie przyjmę jedynej innej opcji czemu tak by było więc, wybacz, że przepełniony pychą uważam, że Selune się na mnie obraziła.
- Zacznij więc słuchać swoimi uszami słów bogini, nie zaś uszami swej winy czy pychy. Nie widzę przed soba człowieka od którego odwróciła się bogini, widzę człowieka który odwrócił się od niej.
- Trzymaj mnie bo urwę mu te jego spiczaste uszy i wepchnę do gardła… - zwrócił się do strażnika - Erilienie, zakładam, że twoje słowa mają… jakiś cel, bogowie wiedzą jaki, ale zakładam że jakiś. Nie odwróciłem się od Selune, gdyby było inaczej zakończyłbym pewnie naszą znajomość po tych słowach, które wypowiedziałeś.
- Biedny Ocero, nie dostrzegasz nawet tego co robisz. Gdzie twoja wiara w miłosierdzie bogini?
- Kończy się tam, gdzie elf, który pewnie jest zbyt młody aby opuścić swój dom bez zgody rodzica, próbuje mnie szkolić w tym jak służyć bóstwu. Erilienie od momentu jak bogowie milczeli stałem silny w swej wierze, kiedy ty popadałeś w zwątpienie. Utrzymałem cię w niej. Teraz, obrażasz mnie twierdząc, że zostałem przekonany złem Myrkulity, do tego, aby odejśc od swej wiary? Jaki to kurwa ma sens?
- Tak poprowadziłeś mnie właściwą droga gdy pobłądziłem, żałuję jedynie, że ja nie jestem w stanie zawrócić ciebie z tej błędnej ścierzki na którą teraz wkroczyłeś. Pamiętaj jednak co sam mówiłeś o swej pani i jej dobroci a kiedy będziesz gotów zwróć się do niej pełen wiary i zaufania w jej miłosierdzie. Wówczas poznasz jak odpokutować swoje grzechy. Tym czasem nie ma sensu bym Cię dalej przekonywał. - Tu zwrócił się do strażnika. - Skończyliśmy. Bądź zdrów Ocero i uwierz w Selune tak jak ona wierzy w ciebie.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 24-08-2015, 12:00   #179
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
-Elerdrin - Theodor lekko rozbawiony skinął współwięźniowi głową - Witaj, serdecznie witaj w raju - odsunąwszy się od zajmowanego kąta Greycliff, poważniejąc, przysiadł na posłaniu ćwierćdrowa - Jak się tu znalazłeś, u licha?
- Och, sam wiesz. Wylazłem z podziemi jak każdy, porządny drow i już tego żałuję, chociaż teraz mogę spokojnie mówić, że to ty jesteś moim dłużnikiem. - mruknął Elerdrin uśmiechając się złośliwie.
- Chyba faktycznie jestem twoim dłużnikiem, a przynajmniej jestem ci wdzięczny za towarzystwo - uśmiechnął się Theodor - A teraz nawijaj. Za co cię posadzili?
- Za ciebie, Moneto, za ciebie i pewnie za moją śliczną buźkę. - mruknął drowi potomek - Bo są osoby, którym najwyraźniej na tobie zależy. W jakimś stopniu.
Greycliff spojrzał uważnie.
-Czy potrafisz być jeszcze mniej tajemniczy?
- Wyobrażasz sobie, że wynajęto mnie, abym dał się zapuszkować? I to w Waterdeep? Nie chciałem się zgodzić, bo po co wychodzić na górę, ale zostałem przekonany, a zapuszkowanie miało na celu odnalezienie ciebie. I wywiedzenie się tego czy owego. - narzekał ćwierć drow.
- Mój ty biedaku, biedny porzucony ty. I ja też biedny - Theodor urwał na chwilę - A jak już się dowiesz czego masz się dowiedzieć to wyjdziesz, a ja tu zostanę, tak?
- Ja mam nadzieję, że wyjdę. Za nic siedzieć nie będę, a ty? Wydaje mi się, że mogą chcieć cię wyciągnąć. Znaczy, biała wrona tak mówiła. Dajesz wiarę? Zgłoszono się do mnie od niej i od tych tam.
- Od “tych tam”? Rozwiń to, dobrze?
- Zabij mnie, ale nie znam imion. Wiem, że są od ciebie, a może ty od nich i Kruk ma poprzez ciebie jakieś z nimi koalicje. Albo po prostu twoje uwięzienie ich połączyło. Jesteś popularnym typem.
-Rozumiem - Theo potarł nieogoloną szczękę - W takim razie pytaj. Lubię twoje towarzystwo, ale im szybciej stąd wyjdziesz tym lepiej.
- Dlaczego? - zapytał Elerdrin - Czyżbyś się o mnie troszczył?
Theodor uśmiechnął się niewesoło.
- Troszczył? Sam umiesz sobie radzić, tak czy nie? Po prostu nikomu nie życzę zamknięcia w czterech ścianach. To jest...Zresztą nieważne. Pytaj.
- Zostałeś zgarnięty z jakiejś rezydencji, hmm, Wildhawków? Co się tam stało? Co w ogóle tam robiłeś? Czy nie miałeś być z jakimś dzieciakiem, iść psuć krwi Masze?
- Miałem i psułem. Ale w miejscówce Korevisa wpadłem na jakiegoś magika-hipnotyzera i dostałem się pod jego władzę. Obudziłem się w zamkniętej piwnicy w posiadłości Wildhawków. Ten magik, jak się okazało, był szefem grupy heretyków, którzy pożądali upadku Bogów. Ja i jeszcze kilku gości mieliśmy inne plany i tak oto doszło do bijatyki przerwanej przez straż Waterdeep. I oto jestem.
- To dość… słaba linia obrony. Ktoś może potwierdzić twoje słowa? - westchnął Elerdrin - Nieważne. Czy dowiedziałeś się czegokolwiek o tych heretykach prócz tego, że chcieli upadku bogów? Jak niby mieli zamiar do tego doprowadzić?
-A co to ja, wróżka jestem - żachnął się Theodor - Nie mam pojęcia. Zadaj jakieś inne pytanie, bracie.
- Musisz powiedzieć mi wszystko, co tylko wiesz o tym kulcie, bo, rozumiesz, wydaje mi się, że im więcej powiesz, tym większa szansa, że cię stąd wyciągną, kimkolwiek są ci "oni" i jakiekolwiek mają dojścia. Nie zrobili ci nic, i wariaci? Wiesz, poza tym, co widzę. Żadnych plugawych rytuałów na tobie nie przeprowadzono? Żadnych eksperymentów? To może być ważne, a Kruk kazał pytać. W sumie nie wiem teraz czy dla niego nie pracuję, chociaż ja się na nic nie zgadzałem. Po Masze mam trochę dość szefów.
-Nie wybieramy sobie szefów, to oni nas wybierają - burknął Greycliff - I powiem ci jeszcze, że tak, zdaje się, że przeprowadzali jakieś rytuały. Kazali mi zaprzeć się Tymory, zniszczyć jej symbol. I zrobiłem to. Wiesz ty co - urwał na chwilę - zdaje się, że było to coś poważnego. Oprócz mnie byli tam kapłani, bodajże Selune, którzy również sie zaparli. A później sam słyszałem jak podczas walki wzywali w modłach imienia swej bogini i nie otrzymali odpowiedzi. Coś w tym heretyckim rytuale musiało być.
- Być może, nie znam się na heretyckich rytuałach. - wzruszył ramionami Elerdrin - Ale w sumie dobrze, że nic więcej ci się nie stało. - ćwierć drow uśmiechnął się do Theodora - Och, właśnie. Wiesz, że twój Farell się odnalazł?
-No proszę - Theodor uśmiechnął się złośliwie - Mam nadzieję, że pięć stóp pod ziemią wąchając kwiatki od spodu.
- A uwierz mi, że nie. I nie jest już u Machy, nawrócił się, a nawet pytał o ciebie. Widzisz, jaki troskliwy?
-Taki misio pluszowy. A przy okazji, co z jego kumplami? Też się nawrócili czy dalej balują u Machy?
- Chyba jeden czy dwóch zostali z Machą, choć nie kojarzę, aby ten suczysyn miał jakieś dobre zabawy dla swoich podwładnych. - Elerdrin przeciągnął się - Jeżeli o zabawach mowa… Pójdziemy gdzieś zaszaleć po tym wszystkim? - zamrugał, jakby coś sobie uświadamiając - Chyba ci nie zabrali całego złota?
-Nie, chyba że mają dostęp do mojego konta w krasnoludzkim banku Waterdeep. I tak, możemy się zabawić jak wyjdziemy. Czyli kiedy?
- Zadajesz trudne pytanie, przyjacielu, bardzo, bardzo trudne. Znaczy, mnie wyciągną szybko, chyba, a ciebie… pewnie też, jak tylko powiem, co chcą wiedzieć. Przecież to nie może być aż tak wielka sprawa, prawda? Nie jest?
-Nie wiem. Wszystko zależy od tego czy cenią sobie moje towarzystwo i usługi.
- Powiedz mi… Czemu nazywają cię Moneta?
- Heh, chyba od mojej szczęśliwej monety z wizerunkiem Tymory. Tej samej którą zniszczyłem na polecenie heretyków. Może od tego stracę swoje szczęście, kto wie? - Greycliff przerwał na chwilę - A ty masz jakąś ksywę?
- Taką, którą bym popierał? Nie, nie kojarzę, ale tak to większość tego, jak mnie nazywa nasz Arnelius może być tak nazywane. Ale tego wolałbym nie używać na codzień.
-Jeszcze trochę i zasłużysz sobie pewnie na coś ekstra. A co tam u Arneliusa?
- Poirytowany na cały świat, jak zawsze, a na dłużników tym bardziej. I na mnie, że zniknąłem na chwilę. I na ciebie. Nie przejmuj się.
-Nie przejmuję się. Mam tylko nadzieję, że jeszcze go spotkam. Przy okazji... - Greycliff przerwał na chwilę - Jak rozumiem jesteś tu żeby zdobyć informacje i wychodzisz jak tylko je zdobędziesz. Masz dać jakiś sygnał, czy coś?
- Mam rozpalić ognisko z naszych ubrań i tańczyć nago wraz z tobą, jak sądzisz? Nie, mają się po mnie zgłosić i nie, nie podoba mi się to.
-Nie tylko tobie.
- Ale co miałem zrobić? Dwa ptaszydła mnie wezwały, wyłożyły swoje żądania i tyle. Kruk i taki koleś z maską ptaka. Znasz?
Theodor wyraźnie drgnął.
-Znam, a jak. Ten w masce, on jest w Waterdeep i okolicach?
- Był u Kruka w Skullporcie, nie wiem co z nim dalej, nie pytałem. Kto to jest?
- Mój drogi chlebodawca. I nie pytaj więcej.
- Och, delikatna kwestia, lubię takie. Dobrze chociaż płacą?
-Cholernie dobrze. I to w monecie, którą sobie upodobałem. Zemsta, znasz to słowo, nie?
- Znam, znam. - przymknął delikatnie oczy - Może i ja powinienem nie narzekać. Kruk może też będzie niezgorzej płacił… o ile Macha mnie wpierw nie zabije. Ta wojna zbiera się i zbiera, i zebrać nie może.
-Jeszcze poleje się krew, to na pewno. Nie żeby mi to odpowiadało. Ja chcę tylko krwi Machy, jego ludzie mnie nie obchodzą. Ale jak znam życie trzeba się będzie przerąbać przez jego straż przyboczną żeby mu krwi upuścić.
- Chętnie bym ci pomógł w tym, bo wiesz, też mam pewne urazy do tego durnia. Co ty na to?
-Ustaw się w kolejkę, Elerdrin - uśmiechnął się Theodor.
- Jesteśmy chyba w dobrej znajomości, co? Mogę pomóc, wiem dość sporo o tym, co Macha ma w tych swoich kasynach i swoim głównym miejscu pobytu, w którym zazwyczaj jest.
-To temat na później - Theodor przeciągnął się krzywiąc z bólu - Teraz, jeśli pozwolisz, odpocznę trochę. Trochę jestem poobijany, sam rozumiesz.
- Jasne, jasne. Zażyj leczniczego snu. W końcu na nic więcej, póki to szaleństwo z bogami trwa, nie masz co liczyć…
 
Jaśmin jest offline  
Stary 14-09-2015, 20:08   #180
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Doprawdy. Przeceniasz wartość sekrecików straży.- uśmiechnął się ironicznie Gaspar bawiąc się kielichem wina i zerkając na Falinę. Jego spojrzenie przesuwało się po jej sylwetce, gdy mówił powoli i cicho.- Zapewne jesteś ambitną i bardzo pracowitą dziewczyną, oddaną swym obowiązkom i pracy. I zapewne za jakiś czas, zostaniesz nagrodzona awansem, acz… nie powinnaś innych mierzyć swą miarą moja droga. Jesteśmy przy tym stoliku nie dlatego, że uważam sprawy straży za aż tak intrygujące. Tylko dlatego, że uważam ciebie za intrygującą osóbkę.
- Och, naprawdę intrygującą? - uśmiechnęła się Falina podejrzliwie - A co takiego intrygującego znajdujesz we mnie, poeto?
- Oczy na przykład, ten naszyjnik i to na czym spoczywa.- mruknął Gaspar przybliżając twarz ku Falinie.- Niewątpliwie miło jest mi obcować z tym piękniejszym obliczem Straży Waterdeep.
- Kiedy się spotkaliśmy wcześniej to naszyjnika nie było, a "to, na czym spoczywa" zakrywał uniform. - mruknęła Falina - Więc musisz się chyba bardziej postarać w swoich wyjaśnieniach. Rozumiesz - jak na przesłuchaniu.
- Chcesz dowodu?- uśmiechnął się łobuzersko poeta, ujął podbródek Faliny i przybliżył twarz ku jej obliczu jeszcze bardziej. Po czym znienacka pocałował jej usta muskając pieszczotliwie językiem jej wargi. Odsunął twarz dodając.- Może po prostu mam nosa do ślicznotek? A może zauważyłem zgrabne nogi, a może to twój zmysłowy głosik? A może teraz moja kolej na zadanie pytania, skoro na twoje odpowiedziałem?
Przez moment mogło się wydawać, że kobieta spoliczkuje pisarza, ale najwyraźniej zbyt zaskoczona przegapiła najlepszą okazję.
- Zrób tak jeszcze raz, a na próbach swojej trupy będziesz dawał wskazówki pisemnie przez pewien czas. - przymrużyła oczy, ale zaraz się trochę rozluźniła - Zadaj więc, chociaż przesłuchujący nie musi odpowiadać na pytania przesłuchiwanego.
-Och… a więc to przesłuchanie?- mruknął Wyrmspike upijając wina i wzruszając ramionami dodał.- No to… opowiedz mi nieco o sobie. Czemu wybrałaś taki zawód?
- Och, wiesz, standardowa historia. Pradziadek patrolował ulice, ojciec był garncarzem, brat zwiał z domu, a pies pogryzł złodzieja, co się chciał włamać, to ja zostałam strażnikiem. - uśmiechnęła się kobieta.
- Naprawdę? Taka ładna dziewczyna i ognisty charakterek…- westchnął Gaspar splatając dłonie.- Niezwykle pociągające połączenie i… hmm… nie. Jeśli kiedyś umieszczę jakąś Falinę w mojej sztuce, to z pewnością dam jej ciekawszą przeszłość. Coś co podkreśli jej zadziorność, urodę i wytrwałość. Niekoniecznie dramatyczną… to dobre dla amatorów.
- Prawdę powiedziawszy ponad komedie cenię tragedie.
- I spodnie jak widać, choć w pięknej przylegające do ciała sukni z pewnością prezentowałabyś się… zjawiskowo. Szkoda, że do mego teatru jest kawałeczek. Masz posturę odpowiednią, więc… mogłyby pasować.- zamyślił się dramatopisarz taksując spojrzeniem Falinę.
Falina uniosła brew.
- Przepraszam?
- Tak tylko się zastanawiałem. Wszak chyba nie wątpisz w to iż zauważyłem twoją urodę. Pomyślałem tylko jak… ją uwypuklić, w czym mogło by być ci do twarzy.- odparł zamyślony mężczyzna. - Zresztą, teraz ty pewnie chcesz o coś spytać Falino?
- Czemu plątałeś się w okolicach rezydencji Amandeusa Wildhawka, z którym nie masz najlepszych kontaktów?
- Hmmm… Nie wiem. Przypadek? Lubię spacery i nie znam położenia wszystkich posiadłości Wildhawków w mieście. Ba, do dziś nie wiem, gdzie Amandeus mieszka.- wzruszył ramionami Gaspar spoglądając w oczy dziewczyny. Uśmiechnął się dodając.- A co do tych kontaktów to… właściwym określeniem, byłoby iż… nie utrzymuję z nim żadnych kontaktów. Ot, przypadkowe wymiany zdań i tyle… myślisz, że taka odpowiedź zadowoli twego szefa?
- Jeżeli mój szef byłby zainteresowany naszą aktualną rozmową, to przeprowadzałabym ją inaczej. - zamilkła na chwilę, kiedy stawiano przed nimi zamówienie - Kompletnie inaczej.

Gaspar wykorzystał chwilę zamieszanie ze stawianymi potrawami, by wymruczeć czar i posłać w kierunku dziewczyny niewidzialny promień… który zmroził jej czubki piersi powodując ich stwardnienie i większą wrażliwość na dotyk. Nie lubił, gdy mu się tak amatorsko groziło… wymagał fachowości od swych przeciwników.
- Otóż… nie… nie przeprowadzałabyś, bowiem nie jestem byle sklepikarzyną czy innym rzemieślnikiem. Mam przyjaciół na wysokich stołkach i nie można mnie tak po prostu zamknąć jak byle pijaczynę zgarniętego z szynku. Twój szef to wie i dlatego wysłał ciebie moja słodka Falino wiedząc, że jestem znany ze słabości do płci pięknej.- odparł z uśmiechem Gaspar i wzruszył ramionami.- I miał rację co do tego. A ty jesteś równie piękna co zadziorna.
- Dlaczego zupełnie nie dziwią mnie twoje słowa… - mruknęła kobieta, chociaż w tym momencie wyglądała na trochę nieswoją, czego przyczyny Gaspar mógł się doszukiwać w swojej magii - Oczywiście, że zostałam wysłana przez swojego szefa do wielkiego komediopisarza, oczywiście, trafiłeś w dziesiątkę.
- Komediopisarza o szerokich plecach moja droga… to wystarczy.- odparł poeta, po czym z troskliwą miną spytał.- Dobrze się czujesz Falino? Czy coś się stało?
- Nie, nie, nic się nie stało… - westchnęła Falina i spojrzała na Gaspara - Żebyśmy mieli jasność. Nie zostałam. Wysłana. Przez nikogo. Rozumiesz? Czy to takie trudne? - zapytała z pewną goryczą w głosie.
- Mógłbym… Być może coś mi się przypomina odnośnie Amandeusa. Nie mam pojęcia, czy akurat jest to związane ze sprawą którą prowadzicie.- odparł Wyrmspike zupełnie jej nie wierząc i trochę jej żałując. Ale tylko odrobinę.- Acz… nie wiem czy pamiętam dobrze to wydarzenie i…
Splótł dłonie razem i oparł podbródek na nich wpatrując się w oblicze Faliny.- Wpierw powiedz mi moja droga. Masz męża? Narzeczonego? Kochanka? Chłopaka?
- Miałam kilka przelotnych związków, nic konkretnego. Dlaczego pytasz?
- Cóż… jesteś z pewnością trudnym do pielęgnacji kwiatuszkiem. Ale kiedyś znajdzie się ogrodnik odpowiedni ciebie i rozkwitniesz. A co do mego pytania, to dotyczy pośrednio mojej niemoralnej… propozycji… zdradzę ci parę sekretów dotyczących Amandeusa na uszko. Ale tylko wtedy, gdy usiądziesz mi na kolanach i pocałujesz… tak jakbyś całowała kochanka.- uśmiechnął się bezczelnie dramatopisarz.- Musisz w ten pocałunek włożyć swe serce inaczej uznam, że… nie chcesz nic się ode mnie dowiedzieć.
Napił się z kielicha.- Wiem, to brudne zagranie z mej strony. Z drugiej jednak… sprawdzi twą determinację.
- A zastanawiałeś się może nad kwestią szacunku do samego siebie? - westchnęła Falina - Powiedz mi szczerze - czy ty naprawdę sądzisz, że wystarczy mi wizja jakiejś nagrody, która do tego jest niepewna, abym poszła na taki układ?
- Nie wiem… dlatego ci zaproponowałem.- mruknął Wyrmspike zabierając się za jedzenie.- Skoro ty traktujesz to spotkanie jako obowiązek służbowy i przesłuchanie mojej osoby, to czemu ja mam nie traktować tej wymiany zdań jako… transakcji handlowej?
W tym momencie Falina zaśmiała się cicho i upiła łyk trunku.
- Wy, mężczyźni, jesteście tacy niesamowici… Zdradzę ci sekret, ale za opłatą, skoro ma być to transakcja.
- Uczciwie postawiona sytuacja. Więc… jakiego rodzaju opłata za twój sekrecik?- zapytał Gaspar.
- Ty mi powiesz, co wiesz takiego o Amandeusie, a ja ci się odwdzięczę tym samym, a może cię to zaciekawić, wszak to twój, pożalcie się bogowie,współ "poeta".
- Ale jest taki problem… ty jesteś dla mnie bardziej interesująca, niż ten wierszokleta.- odparł z uśmiechem poeta splatając dłonie razem.
- Jeżeli tak twierdzisz… - wzruszyła ramionami i spojrzała na Gaspara, jakby coś rozważając - Nadal chcesz pisać o straży, czy był to tylko taki wybieg?
- O straży… tak… mógłbym coś napisać.- rzekł z uśmiechem Wyrmspike.- Nawet coś pozytywnego o dzielnych chłopcach i dziewczętach ze straży… tych co pracują na ulicy wśród ludu. Nie tych co tyją za biurkami. - potarł podbródek i uśmiechając się dodał.- Oj przestań, czy fakt że naraziwszy się na twój gniew skradłem ci pocałunek nie jestem dostatecznym dowodem iż twoja uroda robi na mnie wrażenie?
Falina westchnęła lekko i uśmiechnęła się prawie niezauważalnie.
- Powiedz mi, Gasparze Wyrmspike - czy zawsze dostajesz to, czego chcesz?

- Nie. Gdybym zawsze dostawał, życie byłoby zdecydowanie… za nudne. Nie uważasz, że lepsze jest takie pełne niespodzianek ?- odparł z lekkim uśmiechem Gaspar spoglądając w oczy dziewczyny.- Noc jest jeszcze młoda, więc… finał wieczoru jakikolwiek będzie, również przed nami.
- Nie doszliśmy jednak do niczego konkretnego, prawda? Powiedz mi, zmieniając temat, nie obawiasz się, że za te wszystkie paszkwile kiedyś zapuka ci do okna Azul Gato?
- Hmmm… albo też wielmoża i urzędnicy, którym się naraziłem. Ale to nie zmienia faktu, że trzeba piętnować to co złe w Waterdeep.- wzruszył ramionami Gaspar i uśmiechnął się dodając.- Widzę, że to zaczyna przypominać randkę oficer Falino. Potrafisz być urocza po służbie.
- Widzisz, kwestia jest taka, że wedle wielu jestem prywatnie, taka jak na służbie.
- Jestem pewien że w tej mężnej piersi bije jednak delikatne serduszko.- odparł z uśmiechem dramatopisarz.
- To prawda, że jesteś Sharessytą?
- Tak. Wyznaję Sharess.- uśmiechnął się Wyrmspike.- Ale to nie powinno cię trwożyć.
- Nie trwoży, ale pewnie zasmuci się informacja, którą się z dobroci tego serduszka podzielę. Kapłanka świątyni Sharess została porwana i nie odnaleziona wciąż.
- Tak… słyszałem o tym… byłem w świątyni i… doszły do mnie te tragiczne wieści.- odparł smutno Gaspar. I wzruszył ramionami.- Ale z pewnością straż zajmuje się tą sprawą. W końcu to… kapłanka.
- Zajmuje, niemniej jest to powiązane z Amandeusem. I nie tylko. - odparła kobieta jedząc powoli.
- Doprawdy? Hmmm… mógł też wyznawać Sharess, albo… nie wiem, jakie bóstwo patronuje pozerstwu?- stwierdził ironicznie Gaspar wzruszając ramionami.- Chyba nie był tak zdesperowany by porwać kapłankę do swego łoża? Miłość potrafi być ślepa, ale to już przesada.
- On chyba ma kogoś, komu najwyraźniej nie przeszkadzają jego blizny, których teraz ma więcej zapewne.
- Każdy ma jakieś blizny, albo rany… pokazałbym ci moją, którą mi Amandeus załatwił… acz raczej taki pokaz to w moim domu i przy szklaneczce wina.- uśmiechnął się żartobliwie Wyrmspike.
- Amandeus walczył z tobą? - zapytała zaskoczona Falina.
- Nieee… ale wciągnął mnie w swoje kłopoty. Cóż… Mam miękkie serce.- rzekł w odpowiedzi Gaspar.- I przy okazji… cóż… zostałem zraniony.
- Wtedy otrzymał tę - pokazała miejsce od żuchwy do lewego oka - bliznę oparzeniową? Nie kojarzę, aby ją miał wcześniej. Wygląda z nią dziwnie. - Falina ponownie upiła wina, najwyraźniej rozluźniając się coraz bardziej.
- Bliznę? To on ma bliznę?!- spytał “zaskoczony” Gaspar i zaprzeczył szybko.- Nie… Nie pamiętam go bez gładkiej twarzy. Jak inaczej łapać miał sikoreczki, jeśli nie na śliczną buźkę.
- Widziało go tak trochę osób, to pewnie się rozniesie, ale ma bliznę po poparzeniu, dość sporą. Niemniej… - zastanowiła się - To już bez znaczenia.
- Nie dla niego zapewne… zresztą co bez znaczenia? Jest dziedzicem fortuny, więc… z pewnością zamaskuje ten defekt urody bogactwem swego rodu.- odparł Wyrmspike upijając nieco wina.
- Nie wiem czy nadal jest, a i czy on przypadkiem nie ma braci poza Waterdeep? - opróżniła powoli resztkę wina z kielicha.
- Nie mam zielonego pojęcia. Szczerze mówiąc nigdy się nim nie interesowałem. Nie jestem miłośnikiem męskiej urody, a on… nie jest tak czarujący jak ty.- uśmiechnął się wesoło Gaspar nalewając sobie wina i… zatrzymując szyjkę butelki nad jej pucharkiem czekając na jej zezwolenie.
- Jeszcze tylko jeden kielich. - zgodziła się Falina - Wiesz, zastanawiam się, jaki masz cel w pisaniu na Azul Gato. Aż tak nie lubisz tego, co robi?
- Tak samo jak nie lubię urzędników biorących łapówki, sędziów wydających niesprawiedliwe wyroki, arystokratów wykorzystujących swe bogactwo i pozycję do łamania prawa…- zamyślił się Wyrmspike nalewając wina do jej pucharka.-... kupców fałszujących towarów, mężów zdradzających żony i na odwrót. Piętnuję postawy, jak dobry satyryk powinien. Osobiście nie mam nic do samego Azul Gato jako osoby. A ty… mówisz jakby ci on… imponował?
Kobieta zaśmiała się cicho.
- Imponował? Jestem strażnikiem, my na niego polujemy, ale to nie zmienia faktu, że osobiście doceniam po części to… co on robi.
- Och… moja droga, przecież oboje wiemy że pod tym mundurem jesteś kobietą, wraz ze związanymi z tym emocjami. Azul Gato wszak gra na tej romantycznej nucie niewieściego serduszka… Obrońca uciśnionych, bandyta zwalczający zło i grający serenady do księżyca.- odparł figlarnym tonem głosu poeta. Pochwycił za dłonie Faliny i przybliżył twarz.- Aż którejś nocy… posłyszysz dźwięk gitary i zobaczysz go… będzie stał na dachu i śpiewał tylko dla ciebie. Ten nieuchwytny kot. Będziesz dla niego tą jedną jedyną wyjątkową w całym mieście. Potem doskoczy do twego okna i wyzna skrywane do ciebie uczucie… i zacznie całować mocno i bez umiaru, odbierając dech w piersiach i wywołując bicie serca. Będzie ryzykował złapaniem, tylko dla ciebie… która by się temu oparła?- zapytał szeptem bardzo blisko twarzy Faliny, potem odsunął się nagle.- Zapewne żadna, więc Kocurek musi mieć wiele kochanek w mieście.
- Widzę, czemu jesteś popularny, pisarzu. Umiesz operować słowem. - szepnęła Falina uśmiechając się - Co do Kota, to doceniam jego walkę z tego powodu, że… - zniżyła głos - ...nie zawsze możemy być wszędzie i czasem jego pomoc, niezależnie czym powodowana, robi coś dobrego.
- Przyznaję że intencje ma dobre… metody natomiast niekoniecznie.- zgodził się Wyrmspike i dodał z uśmiechem.- A co do mnie, nie tylko słowem potrafię operować.
- A ponoć nie powinno mnie to trwożyć…
- A trwoży? Jesteś dzielną strażniczką, a ja zwykłym pisarzyną. Mogłabyś mnie obezwładnić w parę chwil. Jesteś przy mnie całkowicie bezpieczna.- odparł Gaspar upijając nieco trunku.- Jedynym twym wrogiem jest twoja ciekawość i fantazja… Bądź co bądź jest wyznawcą Sharess.
- Może i on jest jej wyznawcą w takim razie? A może zwykłym kobieciarzem? Kto wie… Ważne, że coś dobrego w tym mieście robi.
- To bardzo niepoprawne podejście. Jestem pewien, że twoi przełożeni nie podzielają tej admiracji jego dobrych czynów. Prawdą jest jednak że czasem złe pobudki mogą mimowolnie prowadzić do dobrych czynów. I na odwrót.- stwierdził z poeta z satysfakcją obserwując rozluźnienie Faliny.- Tak jak teraz… zaczynam zauważać, że zaczęłaś czerpać pewną przyjemność z naszego spotkania i rozmowy.
- Cóż, każdy może mieć swoje spojrzenie na różne sprawy. - odparła Falina - Co zaś do czerpania przyjemności ze spotkania i rozmowy… Najwyraźniej tak już działasz.
- Dalej porozmawiamy u mnie może? Mimo wszystko moje mieszkanie jest wygodniejszym miejscem do zdradzania sekretów. I to takich które… z pewnością cię zainteresują.- mruknął Gaspar z lisim uśmieszkiem.
- Jeżeli tak sądzisz, ale wolę, abyśmy porozmawiali… u mnie.
- Jakże mógłbym odmówić takiemu zaproszeniu.- odparł z uśmiechem poeta wstając i szarmancko podając dłoń kobiecie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172