Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-09-2014, 01:13   #71
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
RODZIAŁ I: Szaleństwo kapłanów

Quelnatham Tassilar, Ocero, Erilien en Treves

Wszyscy prócz dwóch osób udali się na spoczynek. Na straży pozostał Erilien, chroniący swoich towarzyszy, i jeden Mielikkianin czuwający nad swoją grupą. Uparł się, że będzie także stał na straży, zupełnie jakby sam paladyn nie wystarczał. Z drugiej jednak strony…
…co ten człowiek tak naprawię wiedział o tym elfie i jego towarzyszach? Uratowali ich, jednak czy to był powód, aby od razu porzucać wszelką ostrożność?

[media]http://portalharcerski.pl/attachments/Image/ognisko.jpg
[/media]

W pewnym momencie Erilien zobaczył, że jeszcze jedna osoba nie udała się na spoczynek. Był to Aeron, który leżał wpatrując się w migoczące gwiazdy nad sobą, ale nie zasypiający. Nawet jeżeli zamykał oczy, to paladyn mógł z łatwością określić, że on nie śpi… i najwyraźniej nie miał ochoty zasypiać. Prawdopodobnie dlatego zaoferował się na wartę ze świadomością, że nie będzie tej nocy spał. W pewnym momencie wysunął z torby srebrny krążek, ale za chwilę schował, a Erilienowi mogło się wydawać, że zobaczył sierp księżyca, chociaż równie dobrze mógł to być tylko taki refleks na gładkiej powierzchni.


Czuł ból, potworny ból w źródle swej egzystencji. Zupełnie, jakby jakiś ogień trawił jego duszę. Jego ręce były poprzecinane żyłkami, głęboko wrytymi w skórę, a ból rozchodził się jednocześnie mroźnym i ognistym doznaniem. Czuł się spragniony, wyschnięty na wiór, a każdy jego oddech ulatywał z płuc wyrwany jakąś nieznaną siłą.
Przerażającą siłą.
Gdzieś w oddali słyszał śmiech, kogoś szydzącego z jego położenia. Całun mocy ogarnął jego ciało, lecząc rany, dając obietnicę upływu bólu, która jednak z jakiegoś powodu go przerażała.
Wszystko ma swoją cenę...


Quelnatham został wyrwany z transu, akurat na swoją porę czuwania, a jego serce wygrywało paniczny rytm.


Yartar… Wreszcie przybyli.
Wszystkim śpieszyło się do tego miasta, a dotarli tuż przed zmrokiem. Pomimo późnej pory i tak musieli swoje wyczekać w kolejce przy bramie, jako że karawany napływały gnane zbliżającą się nocą. To było wszak miasto, które żyło handlem, więc widok karawan nie był niczym nowym w tym miejscu.
Wędrowcy w końcu wjechali za mury Yartar. Wraz z czwórką uratowanych oddali konie do stajni i wozy w przechowanie, po czym zaczęli szukać miejsca na nocleg. Ich nowi towarzysze szybko znaleźli odpowiednią karczmę, ale miejsc nie starczyło dla ich trójki, więc udali się na dalsze poszukiwania.
Jak pech to pech.
Przemierzali ulice powoli ogarnianego przez noc miasta. Jeżeli tak dalej pójdzie to będą musieli spać w stajni lub w wozie... ale los nie chciał ich puścić tak łatwo. Z jednego z zaułków wyszła wprost przed nich jasnowłosa ludzka kobieta szczelnie okryta czarnym płaszczem bez żadnych zdobień. Zobaczywszy ich uśmiechnęła się i zagadnęła.
- Erilien… Quelnatham… Ocero. - mam dla ciebie przesyłkę, kapłanie. - spojrzała jeszcze na Aerona. - A ty, Aeronie, znowu nie spałeś?
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 06-09-2014 o 22:02.
Zell jest offline  
Stary 06-09-2014, 22:09   #72
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Quelnatham Tassilar, Ocero, Erilien en Treves
Selunita miał nadzieję, że dzisiejszy dzień odbędzie się bez niespodzianek. Najwyraźniej jednak Beshaba nie tylko wygrała rzut o jego los, ale też ukradła monetę i przetopiła ją na kolczyk…
Kiedy tylko ujrzał zbliżającą się do nich kobietę jego myśli zeszły na tor “Świetnie, zaraz wyskoczy zza rogu kossuthianin twierdząc, że to aurilitka.”
Kiedy jednak kobieta odezwała się do nich i ogłosiła, że ma dla niego podarek kapłan westchnął “Bogowie, kolejna…” pomyślał zanim się odezwał.
- Pani zaszczycasz mnie sugestią, że byłbym ciebie godny, ale zapewniam, że to dziecko nie jest moje…
- Wybacz mu pani nie wyspał się i plecie co mu ślina na jezyk przyniesie. Pozwól zatem, że powitam Cię Czcigodna w imieniu naszej czwórki.- Paladyn wykonał piękny i wdzięczny dworski ukłon.
Ocero spojrzał na Eriliena, ale nic nie powiedział tylko również wykonał ukłon.
- Pozwolisz pani, że zadam pytanie? Skąd znasz nasze imiona? My nie znamy twego.
Kobieta uśmiechnęła się.
- Ze mną na pewno nie masz dziecka, ale kto wie, czy nie masz go z kimś innym. - odparła spokojnie. - Możecie nazywać mnie Nadzieją.
- Niezwykłe to imię. - Przyznał Erilien. - Czy wolno mi zapytać Nadzieją na co lub czyją?
Kobieta jedynie uśmiechnęła się ponownie w odpowiedzi i wyjęła spod płaszcza małą szkatułkę, którą podała w zachęcającym geście Ocero.
Ocero wziął szkatułkę i patrzył na nią przez chwilę, jeżeli otworzy ją i coś wyskoczy mu na twarz… no będę mógł to zliczać do swych osiągnięć “Kobieta wręczyła mi szkatułkę pełną węży, a ja jak kretyn ją otworzyłem.”
- Mogę wiedzieć co zawiera? - “Czy mieć nadzieję, że nic groźnego?” dokończył w myślach.
Erilien widząc twarz towarzysza i jego pytanie usmiechnąl się jakby słyszał żart.
- Spokojnie Czcigodny jeśli wewnątrz jest żaba gwarantuje, ze ochronię was przed tym straszydłem.
- Jeżeli polegnę pomścij mnie… - powiedział z grymasem po czym otworzył szkatułkę.
Szkatułka jednak zamknięta była na głucho, a nie widać było żadnego zamka. Kobieta widząc, że Ocero męczy się z otwarciem dodała:
- Na razie pozostanie ona zamknięta… ale otworzy się, gdy przyjdzie odpowiedni czas… Oczywiście o ile będziesz tego chciał, kapłanie.
Paladyn zamyślił się chwilę.
- Rozumiem, Nadzieja. - I uśmiechnął się do kobiety.
Ocero schował szkatułkę.
- No cóż dziękuję i tak, ale pozwolisz, że zadam dwa pytania jeszcze? Skąd nas znasz? I kto jest darczyńcą?
- Niektóre osoby, po prostu trzeba znać. Kiedy szkatułka otworzy się darczyńca zostanie poznany. - odparła kobieta. - W tych czasach moim zadaniem jest wiedzieć. A moje źródła informacji są nadzwyczaj kompetentne. -dodała.
- Więc może będziesz nam mogła pomóc Czcigodna, szukamy karczmy w której moglibyśmy spędzić noc. I bylibyśmy zaszczyceni gdybyś zechciała dotrzymać nam towarzystwa podczas wieczerzy. - Wypalił prosto z mostu Erilien.
- Obawiam się, że będziemy musieli rozejść się w swoje strony. A karczma? Tłoczno tu w tej porze roku, chociaż… Ja bym poszukała jeszcze kilka ulic dalej. - spojrzała na Aerona. - Bo was towarzysz chyba niedługo zaśnie.
- Dziękujemy Czcigodna - paladyn znów skłonił się w dworski sposób - żałuję szczerze, że nie dane nam będzie cieszyć się dłużej waszym towarzystwem i z nadzieją wyglądam kolejnego spotkania.
Kobieta uśmiechnęła się i rozejrzała jeszcze raz po zgromadzonych.
- Uważajcie na siebie… - szepnęła, po czym skinęła im głową i ruszyła z powrotem drogą, którą przyszła.

Ocero odprowadził ją wzrokiem po czym spojrzał na swoich towarzyszy.
- Nie chcę być niewdzięczny, ale.. nie podoba mi się to.
- Czcigodny, przecież dostałeś prezent. - Zauważył paladyn.
- Od nieznajomej kobiety, w ciemnym zaułku w czasie kiedy bogowie milczą, a fanatycy religijny biegają szukając stosów. Wybacz jeżeli nabawia mnie to sceptycyzmem.
- Czcigodny okaż trochę wiary.
- Niemniej… było to kolejne ciekawe spotkanie. Nawet jeśli postawiło więcej pytań niż dało odpowiedzi. - stwierdził czarodziej. - Nie znasz tej kobiety, prawda Aeronie? - upewnił się jeszcze.
Aeron wyglądał, jakby cierpiał z powodu ostrego napadu migreny, co pewnie było prawdą. Spojrzał na Quelnathama i mruknął.
- Ja ją skądś kojarzę…
Czarodziejowi od razu zaświeciły się oczy. - Skąd? - zapytał, może zbyt ostro. - Widziałeś ją w snach? - dodał łagodniej.
- Chciałbym widzieć w snach ładne panie, może bym wtedy przed wizjami tak nie uciekał… - stwierdził półelf. - Wydaje mi się, że kiedyś ją widziałem na jawie…
- A jednak to mnie dała prezent. - uśmiechnął się Ocero - Najwyraźniej ludzki urok wygrał nad wrodzoną gładkością skóry elfów.
Quelnatham jak zwykle zgrabnie zignorował rasowy przytyk i zmienił temat:
- Czy mógłbym obejrzeć tę przesyłkę?
- Nie. Jest moja. - Selunita się zaśmiał po czym wręczył szkatułkę magowi, który zaczął ją uważnie oglądać nie zważając na zachowanie kapłana. Zaświecił niewielki ognik, który krążył w pobliżu i szukał śladów pisma i run. Nie omieszkał też spleść prostego zaklęcia wykrycia magii. Szkatułka była prosta, bez szczególnych zdobień, a jedynie kilka roślinnych kształtów z boku. Na wierzchu nie było żadnych znaków, ale pudełeczko okazało się otoczone magią.
- Ciekawe - orzekł wieszcz oddając kapłanowi skrzyneczkę. - Chętnie spędzę nieco czasu, żeby dowiedzieć się czegoś o tym zaklętym puzderku. Najpierw jednak znajdźmy tę gospodę, przyda nam się odpoczynek.
- O ile dobrze zrozumiałem pani Nadzieja mówiła, że znajdziemy jakąś... w tę stronę - Paladyn ruszył dziarsko przed siebie nie czekając na towarzyszy, wiedział, że podążą za nim.

* * *

Najwyraźniej Tymora się do nich uśmiechnęła, bo faktycznie- kilka ulic dalej stała gospoda o wdzięcznej nazwie “Pod rybim łbem”. Mogli mieć tylko nadzieję, że tam nie pachnie rybami… Zbyt mocno.
Kiedy weszli do środka pytając o pokoje okazało się, że zostały dwa wolne, w tym trzy łóżka. Może jednak Tymora nie była aż tak łaskawa tym razem…
- Nic nie szkodzi - czarodziej nie był zmartwiony - nie potrzebujemy tyle odpoczynku - wskazał na paladyna i siebie. - Poczytam, później możemy się zmienić.
- Pozostaje jeszcze sprawa posiłku… - Paladyn popatrzył karczmarzowi prosto w oczy jakby rzucał wyzwanie.
- Płatne dodatkowo. O jakim posiłku myślisz, panie?
- Chętnie spróbowałbym tutejszej wersji sandacza gotowanego z kalafiorem romanesco w sosie winno - śmietanowym i dzikim ryżem. - Złożył zamówienie Erilien, zupełnie jak wtedy kiedy spędzał czas w domu.
Karczmarz przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Eriliena sprawdzając czy ten żartuje, ale z każdą chwilą zaczynał rozumieć, że chyba mówi serio…
Paladyn zaś widząc wahanie gospodarza sięgnął do podręcznej sakiewki i wydobył dwadzieścia złotych łamańców po czym mu je wręczył ze słowami.
- Proszę potraktować to jako zadatek, będę wraz z przyjaciółmi oczekiwał w pokoju na kolację.
Ocero spojrzał na Eriliena. Zastanawiało go, czy on się zastanawiał czy ten konkretny kucharz będzie wiedział jak przyrządzić to zielsko… tak czy inaczej czeka go ciekawe doświadczenie.
- Ja do tego poproszę smażone mięso, jakiekolwiek byleby stworzenie, z którego jest miało nie więcej niż cztery nogi. Do tego ziemniaki też smażone i sałatę… jeżeli czujesz się kreatywny też możesz ją usmażyć. A i trochę płynnego o chleba.
- Wspaniale. - sucho wtrącił Quelnatham. - Do tego najlepsze wino, jakie tylko znajdziesz karczmarzu - dodał. Czuł, że będzie dziś musiał zużyć jedną z pereł do mikstury. Perła w podłym winie, tego nigdy nie mógł znieść.
Karczmarz nie musiał być dalej przekonywany. Uśmiechnął się niepewnie i rzekł.
- Postaram się to przygotować jak najszybciej… A teraz proszę mi wybaczyć… - po tych słowach udał się na zaplecze.

Aeron spojrzał na Eriliena i zapytał:
- Co to jest kalafior romanesco? - zmarszczył brwi. - I dziki ryż… Chcesz go na surowo jeść?
- Zobaczysz kiedy podadzą. - Uśmiechnął się z wyższością. - Nie mogę się już doczekać, dawno nie jadłem prawdziwego posiłku.
Półelf spojrzał nieprzekonany.
- Jak dla mnie prawdziwy posiłek jest wtedy, gdy masz po nim pełny brzuch… - spojrzał Erilienowi w oczy. - I nie wiem jakie jest prawdopodobieństwo, że on kiedyś robił coś takiego…
- Uwierz w miłość do złota i zaradność karczmarza. Nawet jeśli nie ma pojęcia co zamówiłem to znajdzie kogoś kto wie, dwadzieścia sztuk złota które było zadatkiem może zmienić się w sto które będzie zapłatą za posiłek jeśli będziemy zadowoleni i on o tym wie więc postara się, żebyśmy byli zadowoleni. - Wyłożył cały plan Aeronowi kiedy szli do pokoju.
- Twój apetyt jest naprawdę nieposkromiony…Nie możesz się zadowolić zwykłym gulaszem? On też zasyca głód…
- Oczywiście Aeronie, mógłbym lecz jeśli jest szansa powinieneś nacieszyć się życiem. Nigdy nie wiadomo czy następny przeciwnik na twej drodze nie będzie ostatnim…
- A… ile musimy ci oddać za te frykasy? - zapytał ostrożnie Aeron.
- Dziś ja zapraszam. - Paladyn uśmiechnął się szerzej.
- Dziękuję, Erilienie, ale nie mam zamiaru przechodzić na emeryturę po następnej walce...- Selunita się uśmiechnął i patrzył za kucharzem. Zastanawiało go jak powiedzie mu się z zamówieniem corellonity.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 06-09-2014, 22:17   #73
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Quelnatham Tassilar, Ocero, Erilien en Treves

Zamówienie nie przyszło niesamowicie szybko, ale chyba nikt się tego nie spodziewał. Erilien dał mu w końcu zadanie, które najpewniej przerastało jego możliwości i musiał udać się w poszukiwaniu pomocy, ale… czy dla takich pieniędzy nie było warto?
W końcu jednak nadszedł ten moment ku radości nienasyconego brzucha paladyna.
Erilien, jako wprawny kucharz i smakosz szybko ocenił czy aby nie zostali oszukani, ale faktycznie, kalafior był odpowiedni, ryż dokładnie taki, jak zamawiał, ryba smakowita, a sos cudny. Wątpił tylko, aby to było dzieło ich gospodarza, jako że ten raczej specjalizował się w podawaniu piwa i może gulaszu. Wino, które otrzymał Quelnatham było również zadziwiająco dobre, z zacnego rocznika, a zamówienie Ocero, chociaż mniej wyszukwane, podobnie sprawiało, że brzuch kapłana ponaglał go do spróbowania.
Co równie zadowalające nawet sztućce, talerze i szklanice były czyste, chyba po raz pierwszy od miesiąca.
- Mam nadzieję, że będzie smakować, szanownym gościom. - skłonił się karczmarz.
Ocero sięgnął po sztućce, po czym wprawnym ruchem ukroił kawał mięsa i poczy włożył go do ust. Delikatne łezki pojawiły się w oczach kapłana a uśmiech zawitał na jego twarzy, jeszcze nie przełknął mięsa, między jego zęby trafił ziemniak i sałata. Całość zapił ciężkim piwem i przełknął, kiedy oddech mu się uspokoił spojrzał na karczmarza.
- Ode mnie dostaniesz kolejnie dwadzieścia złota…
Erilien zaś wręczył karczmarzowi niewielki, brzęczacy mieszek.
- Mam nadzieję, że to w pełni wyrazi nasze zadowolenie i zrekompensuje kłopoty jakie sprawiliśmy tym zamówieniem.
Ocero również rzucił karczmarzowi mieszek i kiwnął mu głową.
- Jeżeli kiedyś otworzysz przybytek w Waterdeep odszukaj mnie, znam kilku Waukeenian, którzy chętnie go pobłogosławią.
Karczmarz cudem powstrzymał się przed zajrzeniem do środka przy gościach, a jedynie się uśmiechnął szeroko.
-Żaden, żaden kłopot! Polecam się na przyszłość! I zapamiętam ofertę z Waterdeep. - wydusił z siebie. - Smacznego! Jeżeli jeszcze czegoś będzie trzeba to jestem na dole. - po tych słowach opuścił pokój pozostawiając ich samych. Z kimkolwiek współpracował, nawet po podzieleniu doli otrzymane od Eriliena jeszcze sześćdziesiąt złotych monet i dwadzieścia od Ocero musiały zaspokoić jego wymagania kilkukrotnie… Jeżeli kiedyś przyjdzie mu opowiadać o tym wydarzeniu wnukom… wątpliwe, żeby mu uwierzyli. Zapłacili bogactwem, zażyczyli sobie dań przeznaczonych dla szlachciców? Jakieś przybłędy? Taaak. Oczywiście.
Kolacja była wysmienita i jakże trafnie dobrana do nazwy karczmy. Erilien aż zaśmiał się ze swego małego żartu. Niemniej nawet najlepsze posiłki muszą się kiedyś skończyć. Tak wiec paladyn usiadł wygodnie częstując sie wybornym winem.
- Czcigodni nie wiem jak wy lecz ja po dobrej kolacji i winie uwielbiam spacerować w świetle gwiazd i księżyca. Macie ochotę się przyłaczyć?
Ocero beknął donośnie i uśmiechnął się błogo. Po czym spojrzał na przyglądających mu się towarzyszy.
-Co? To komplement. - po tych słowach Erilien szczerze się roześmiał, Ocero spojrzał na Corellonitę - Czemu nie, może będzie okazja zaspokoić moje przyzwyczajenie po kolacyjne.
- Jakie przyzwyczajenia…? - zapytał Aeron, po czym zwrócił się do Eriliena. - Chętnie.
-Jak podrośniesz, to ci opowiem. - zapewnił Selunita z zadziornym usmiechem
Aeron zmarszczył brwi.
- Ha. Ha. Ha.
-Zapewniam Czcigodny, że mówienie w taki sposób do kogoś kto własnorecznie zabił dwu kapłanów i czarodzieja w jednej bitwie nie jest ani grzecze ani szczególnie rozsądne. - Trudno było powiedzieć patrząc na twarz paladyna czy mówił poważnie czy żartował.
- Tam skąd pochodzę, nie jesteś mężczyzną dopóki nie umoczysz knotu. Jeżeli nasz drogi Aeron nie zrozumiał prostego przesłania, to znaczy, że… brak mu życiowego doświadczenia.
Aeron zmrużył oczy, ale nic nie odpowiedział na słowa Ocero. Zignorował go i spojrzał na Eriliena.
- Tak. Przyda mi się spacer. Chociaż sądzę, że Czcigodny Ocero będzie chciał chodzić innymi drogami.
- Nie wątpię, że chodzić również nie ma zamiaru zbyt długo. - Odparł paladyn kończąc swoje wino. - Ciekawe czy mają tu dobre miody.
- Poszukiwania mogą być dłuższe niż zbieranie skarbu, uwierzcie mi.
- Kto szuka… - mruknął Aeron. - A miody… Trzeba się będzie przekonać.
- Powodzenia. - mruknął Quelnatham. - Mam nadzieję, że nie obrazicie się jeśli do was nie dołączę. Chętnie oddam się lekturze, w zaciszu pokoju, albo spędzę trochę czasu nad dzisiejszym podarunkiem.
- Jeżeli tak wolisz… - odezwał się Aeron. - Chociaż czasem trochę odpoczynku się przyda.
- Oczywiście. Nie zawsze jednak odpoczynek jest nam dany. - odparł patrząc na młodzieńca. Sam pewno najlepiej o tym wiedział.
- I nie zawsze pożądany - zgodził się półelf.
Paladyn zakradł się za maga po czym złapał go za rękę i począł ciągnać do drzwi.
- Na księgi i zaklęcia będziecie mieli dość czasu Czcigodny, chodźcie z nami inaczej ockniecie się jako staruszek bez wspomnień z młodości.
Mag nie wydawał się zachwycony. Uniósł brew i odrzekł, lekko zniesmaczony:
- Jak widzę twój duch jest za to bardzo młody. Wątpie czy Yartar może się równać z ogrodami Nimlith jeśli chodzi o spacery w świetle gwiazd. - Widząc jednak minę paladyna pozwolił sobie przewrócić oczyma i zmienić zdanie.
- Dobrze, jeśli taka jest wasza wola możemy przejść się wśród tych uroczych rynsztoków i garbarni.
- Przecież nie możemy pozwolić by nasz czcigodny Mędrzec zamykał się za życia w rodowej krypcie. - Śmiał się paladyn prowadząc Quelnathama do drzwi, zupełnie jakby się spodziewał, że mag za chwilę się rozmyśli i im ucieknie zamykając się w pokoju z księgami. - Zatem postanowione, zobaczmy co Yartar ma nam do zaoferowania w tę piękną noc.
Mimo tych beztroskich słów paladyn ani na chwile nie zaniechał ostrożności o czym swiadczyło choćby to, że ciągle miał przypasany miecz i sakiewkę z komponentami zakleć. Niemniej wszystkim nalezało się trochę rozrywki i odpoczynku a on zamierzał im tego dostarczyć.
Selunita zatarł ręce i ruszył w miasto. Spojrzał w niebo - Już prawie lato. - po zimach miał zawsze dość jasnego koloru. Jeżeli mu się poszczęści znajdzie jakąś ciemnowłosą, o dużych okrągłych oczach. Te na górze będą musiały być również ciemne oczywiście.

* * *

Cała czwórka wyszła na miasto, bardziej lub mniej zachwycona tym pomysłem, co jednoznacznie wyjawiała mina Quelnathama. Kiedy znaleźli się już na zewnątrz Aeron rozejrzał się po okolicy.
- Czego chce Ocero to jasne. Mniemam, że pójdziesz teraz na poszukiwania? - spojrzał na czarodzieja i paladyna. - A my? Szukamy czegoś czy zwykły spacer?
- Nie dajcie się okraść.- Selunita skinął im głową i ruszył na łowy.
- Udanego polowania Czcigodny! - Krzyknął za kapłanem Erilien. - Zaś my zobaczmy co to miasteczko ma nam do zaoferowania. - Paladyn skierował się w stronę z której dochodził największy gwar, co o tej porze dnia nie było trudne.
Szybko znaleźli się w okolicach głównego targowiska, które od razu zaatakowało ich mnogością zapachów i to wcale nie będących odorem ścieków. Zapachy jedzenia, perfum z dalekiego Calimshanu i przypraw sprawiały, że ich spacer zyskiwał na jakości. Były tu wciąż otwarte stragany z wyrobami skórzanymi, ubraniem, jedzeniem, ozdobami, ale największe zainteresowanie wzbudzały te, które oferowały produkty z dalekiego Calimshanu. Były tu także różnorakie mikstury czy komponenty do czarów.
- Zastanawiające. - zwrócił się Quelnatham do towarzyszy. - W niewielu miastach widuje się handlarzy o tej porze. Ciekawe czy mają ten sam asortyment co za dnia? - zapytał retorycznie i zaczął obchodzić stragany z biżuterią i czarodziejskimi ingrediencjami.
Znalazł tam spory asortyment mikstur, chociaż szybko się zorientował, że tutaj były dość zawyżone ceny. Komponentów było równie wiele, a nawet te, których tak łatwo nie można było dostać. Na straganie z biżuterią natomiast zobaczył przedniej roboty wisiorek z pięknym, małym szafirem. Mimo, że mag nie był zainteresowany kupnem zaczął rozmawiać z handlarzem rozwodząc się nad materiałem, wykonaniem i pochodzeniem co lepszych złotniczych i jubilerskich wytworów.
Kupiec był dumny ze swoich towarów i zachwalał je żarliwie, próbując zachęcić elfa do kupna. Twierdził też, że pochodzą one z dalekiego, piaszczystego Calimshanu, ale także miał wyroby z Cormyru.
- Posiadam także, jeżeli cię to by zainteresowało panie, kilka elfich wyrobów - dodał dumnie.
To oczywiście nie mogło nie przykuć uwagi Quelnathama.
- Chętnie zobaczę.
- Nie mam ich zbyt wielu - stwierdził ze smutkiem i zaczął przeszukiwać skrzynię. - Ale pochodzą z samego Cormanthoru!
Wyjął w końcu zawiniątko, które położył na ladzie. Rozwinął je, a oczom Quelnathama ukazały się wyrafinowane wyroby, dwie bransolety, wisior i pierścień. Wszystkie grawerowane w większości roślinne motywy i o ile nie były podrobione przez mistrza, elfiej roboty.
- Doprawdy nie spodziewałem się takiej niespodzianki. - czarodziej starał się ukryć swój entuzjazm. Wybrał najpiękniejszy jego zdaniem przedmiot i obejrzał z uwagą. - Ile chciałbyś za ten wisiorek?
- To bardzo droga rzecz, mój panie, rozumiesz. Niełatwo o taki rarytas. - jego mina zdradzała, że właśnie przez cenę wciąż był w posiadaniu tych rzeczy. - Powiedzmy… Czterysta złotych monet?
- To rzeczywiście wygórowana cena. Mogę dać trzysta.
- Trzysta sześćdziesiąt. - zaproponował handlarz.
- Trzysta pięćdziesiąt to dobra cena - zgodził się mag odliczając pieniądze.
- Niech stracę. Trzysta pięćdziesiąt - przystał handlarz.
Ludzkim zwyczajem uścisnęli sobie dłonie i elf podał mieszek człowiekowi. Zapakowany wisiorek schował do kieszeni.
- Polecam się na przyszłość - dodał kupiec zadowolony z wagi mieszka, który trzymał.

* * *

Kiedy Quelnatham powrócił do towarzyszy napotkał zaciekawienie Aerona.
- Znalazłeś coś interesującego?
- Owszem. Okruch piękna z mojego domu. - odpowiedział pokazując wisiorek.
Aeron przyjrzał się wisiorkowi i pokiwał głową.
- Naprawdę piękne. Widzę, że jednak wyjście całkowicie złe nie było. - zerknął po reszcie. - Ciekawe czy Ocero już znalazł swoją “ofiarę”.
W końcu nadszedł czas na powrót. Quelnatham wyglądał na bardziej niż chętnego, zaś Aeron był kategorycznie przemęczony… a Ocero? Tego mieli się zaraz dowiedzieć. Jedynie Erilien pragnął pozostać, na co przystali, pozwalając paladynowi na dalszy spacer.
Kiedy powrócili do karczmy gospodarz przywitał ich z pełnią zadowolenia stwierdzając, że ich towarzysz i pewna dama już wrócili. Elfia krew, nawet ta niepełna, znała scenariusz… Wspięli się po schodach na górę, a kiedy podeszli do drzwi pokoju z jednym łóżkiem usłyszeli wyraźne dowody “aktywności przed snem” Ocero. Aeron spojrzał na elfa i powlókł się za nim do drugiego pomieszczenia.
- Chyba moje zakwaterowanie się rozwiązało…
- Połóżcie się - poradził czarodziej wchodząc do pokoju. - Ja usiądę jeszcze na chwilę nad szkatułką.
- Ludzkie zabawy ci nie będą przeszkadzały? - zapytał półelf siadając na łóżku i nasłuchując tego, co się działo za ścianą, a sądząc po skrzypaniu łóżka działo się sporo. - Ludzie to wystrzymałe bestie.
- I chyba słabi stolarze. Nie zdziwię się jeśli czcigodny Ocero rozwali ten biedny mebel. - Mag westchnął lekko. - Potrafię się skupić. O to się nie martw Aeronie.
- Umiejętność skupienia się godna pochwały. - półelf padł na łóżko, ale na razie jedynie leżał z półprzymkniętymi oczami.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!

Ostatnio edytowane przez Seachmall : 06-09-2014 o 22:19.
Seachmall jest offline  
Stary 08-09-2014, 15:19   #74
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Theodor Greycliff, Gaspar Wyrmspike

Gaspar znów wszedł w rolę obserwatora. Był ciekaw rozwoju sytuacji, bardziej niż samego Axera. Toteż zbliżył się do Kruka i młodzika, pod pozorem oceny swego przedstawienia z pozycji widza i starał się podsłuchać jak najwięcej będąc jednocześnie mało zainteresowanym.
Tymczasem Theodor szybko podjął decyzję i nieśpiesznie zabrał się do realizacji swego planu. Wstał z ławy, po czym spacerowym krokiem udał się do toalety. Został tam na tyle długo by sprawdzić okna, wyjrzał przez nie by sprawdzić czy ktoś w pobliżu nie czyha.
Wrócił akurat na rozpoczęcie przedstawienia. Usadowił się na swym miejscu starając się dzielić uwagę między przedstawienie i Axera.
Do młodzika podszedł mężczyzna, który do niego zmierzał. Chwycił go za ramię i jak Gaspar zdołał podsłuchać kazał mu ze sobą iść. Młodzik zaprzeczył i uparcie stwierdził, że zostaje, po czym zaczął ignorować swego rozmówcę. Ten parsknął poirytowany, ale usiadł obok. Przedstawienie się zaczęło…
Sztuka się rozpoczęła od, a jakże, przedstawienia zakochanej pary: Eltherei córki Ethurgina oraz jej wybranka Raspera. Który z racji braku majątku nie wydawał się pożądanym kandydatem na męża. Ot, klasyka romansu. Tyle że w takich romansach nie ukochany nie zamierza się podstępem i pochlebstwami wkraść w łaski przyszłego teścia. Kolejne sceny przedstawiły drugą miłosny wątek. Widać jeden Wyrmspike’owi nie wystarczył. Bowiem Ethurgin miał najwyraźniej syna imieniem Kaeront , również zakochanego. I również w biedaczce o imieniu Arienna.
Wkrótce zresztą zostaje przedstawiony sam Ethurgin, łysy starzec chodzący w czerwonych długich szatach z wiecznie towarzyszącym mu ochroniarzem, którego jedyna rola sprowadzała się do komicznego strojenia min i prężenia muskułów. Nawet ci nie znający polityki miasta, rozpoznawali w Ethurginie bezdusznym skąpcu i chciwcu, parodię czerwonego maga z Thay. Choć oczywiście ani razu nie pada sugestia, że Ethurgin z Thay się wywodzi.
Zresztą sama scena z wyrzuceniem Strzałki, wiernego sługi… przypominała o nieudanych inwazjach na Rashemen. Strzałka, rodowy Rashemita, został bowiem wyrzucony za wiarę w duchy i za stawianie oporu… bo cóż to za sługa, co go zabobonem straszy i nie chce być pobity za swe grzeszki. A grzechem Strzałki było to że lubił dobrze zjeść, co Ethurgin określał mianem nieekonomicznego sposobu życia. I to nie jest tak, że nie potrafiłby go pobić… o nie… Po prostu nie miał ochoty. W żadnym razie nie miał.
Wyrzucony Strzałka spotkał się z Kaerontem i rozmawiał o lichwie swego ojca i jego zyskach ze sprzedaży żywych wołów, co na dwóch nogach potrafią chodzić. I o skarbie ukrytym w ogrodzie.
W tymczasie Ethurgin spotyka się ze swą córką Elthereą i oświadcza jej, że planuje ją wydać za bogatego wdowca Tarentha. Czym doprowadza córkę do wściekłości i powoduje wybuch kłótni, którą łagodzi Rasper pozornie po stronie ojca dziewczyny. Zjednuje w ten sposób jego przychylność.
Gdy zaś Strzałka i Kaeront dywagują nad miejscem ukrycia ojcowskiego skarbu, zjawia się Frozel, profesjonalna swatka, którą Ethurgin wynajął do znalezienia mu żony…
Theodor i Gaspar widzieli, że młody jest wpatrzony w scenę i nie myśli o boskim świecie. Za nic miał także szturchnięcia mężczyzny, który po niego przybył. Był teraz najwyraźniej w swoim osobistym, małym raju.
Obaj jednak widzieli też, że ten mężczyzna, który za wszelką cenę próbował ponaglić młodzieńca był zdenerwowany. Co pewien czas spoglądał w stronę wyjścia, jakby spodziewał się tam zobaczyć swoją zgubę W pewnym momencie zaczął się rozglądać i zwrócił się do poszukiwanego czy może mu wskazać szefa trupy, na co ten machnął ręką, aby mu nie przeszkadzać teraz...
Mężczyzna westchnął ciężko i wstał z miejsca, aby podejść do jednego ze służących, który wskazał mu Gaspara. Ten tylko stanął z boku, teraz dzieląc uwagę między Wyrmspike'a a chłopaka. W pewnym momencie zbliżył się do dramatopisarza i usiadłszy obok niego wyszeptał:
- Możemy zamienić kilka słów?
-Oczywiście.- odparł Gaspar z pobłażliwym uśmieszkiem. Niczym stary mentor mówiący do młodego adepta Sztuki.
- Przybyłem tu z bratem, dla którego przyjście tutaj było ważne, ale nie o tym chcę mówić. Chciałem tylko prosić czy dałoby się, aby na wyjściu, na zewnątrz, znajdowało się z trzech ochroniarzy?
-Jestem pisarzem… nie dysponuję ochroniarzami, obsługa karczmy jedynie pilnuje by nie było burd.- zaczął tłumaczyć Gaspar nie rozumiejąc, czemu ów młodzian prosi go takie przysługi. Skąd niby miałby wytrzasnąć teraz silnorękich?
- Wiem… Ale to ty teraz wynajmujesz karczmę na potrzeby przedstawienia i chyba możesz poprosić, aby bardziej pilnowali tego, co się na zewnątrz dzieje?
-Mogę…- stwierdził Gaspar bez przekonania w głosie. Owszem mógł pójść i przekazać takie polecenie właścicielowi karczmy, a on mógł przekazać swym wykidajłom by byli czujniejsi, a oni mogli bacznie przyglądać się zgromadzonym gościom i przechodniom na zewnątrz karczmy. Lub nie… w końcu byli wykidajłami, a nie strażą pałacową.
Mężczyzna skinął głową.
- Jeżeli to oczywiście nie problem…
-Nie problem.- wzruszył ramionami Gaspar i ruszył do właściciela karczmy, by powiadomić go owym kaprysie jednego z gości. A nuż… zrozumie? Zresztą, co takiego wielkiego było nakazać czujność, paru barowym osiłkom.
Właściciel karczmy przystał na zwiększenie czujności, jako że w końcu jeden kaprys gościa miał się nijak do pieniędzy, jakie zarabiał na przedstawieniach Gaspara. Mężczyzna, który o to poprosił wrócił na miejsce i najwyraźniej postanowił przeczekać cały występ wraz z młodszym.
Sztuka dobiegła końca ze spodziewaną przez Wyrmspike’a entuzjastyczną pochwałą występu przez widzów. Gaspar i Theodor zauważyli, że obserwowanemu także się podobało, chociaż jego “protektor” wydawał się mniej zainteresowany sztuką niż powinien. Cóż, pech. Nie każdy jest w stanie docenić prawdziwą sztukę.
Kiedy goście zaczęli się rozchodzić Gaspar i Theodor mieli problem z wychwyceniem tamtej dwójki wśród tłumu. Greycliff wychwycił drugiego z mężczyzn, który rozeźlony rozglądał się za “podopiecznym”, który mu gdzieś zniknął, ale nie Axera. Dopiero po chwili dostrzegł go obok Gaspara.
Gaspar natomiast ku swojemu zaskoczeniu zobaczył, że ten, który go interesował sam przyszedł do niego. Skłonił się z szacunkiem, po czym powiedział:
- Niesamowita sztuka, gratuluję.
Theodor natomiast był wystarczająco blisko, aby słyszeć tę wymianę zdań, tylko… co powinien zrobić dalej, aby jego zadanie okazało się sukcesem? Jak przekonać Axera, żeby ten poszedł z nim, szczególnie, że jego niańka wyraźnie będzie wolała, aby ruszył z nią.
-Och… zbytek łaski. Mogę jednak wiedzieć z czyich ust padł ten komplement?- zapytał kurtuazyjnym tonem dramaturg.
- Nie jestem nikim, kto ma znaczenie. - uśmiechnął się. - Moje imię to Axer.
W tym momencie Gaspar zobaczył znajomą twarz w tłumie. Mężczyzna, któremu nie tak dawno pomagał, Theodor.
-Axer… Axer…. Aaaaxer.- zamyślił się Wyrmspike i po chwili rozważań wzruszył ramionami.- Pierwsze słyszę. Od niedawna pan w mieście?
Axer wyraźnie się spieszył, ale szybko odzyskał rezon.
- Jestem tu od niedawna fakt, tyle że od dłuższego czasu planowałem zobaczyć Waterdeep.
-Piękne miasto nieprawdaż? Zajmuje się pan kupiectwem? - zapytał Gaspar pozornie od niechcenia.
- Faktycznie piękne. -uśmiechnął się trochę zmieszany. - Nie, nie... Na razie wspiera mnie rodzina, jak szukam pracy stałej…
-Rodzina?- zaciekawił się Gaspar, po czym spytał.- A jakiej to pracy szukasz?
- To nie do końca tak, że ja jej szukam. Podejmę taką, jaką stryj mi wybierze. - uśmiechnął się. - A rodzina... To właśnie stryj.
-Stryj? Może go znam?- spytał pisarz ostrożnie.
Axer znowu się zawahał.
- Raczej nie... On...
W tej chwili podszedł do nich Kruk i położył dłoń na ramieniu Axera.
- Wszystko dobrze? - zapytał na pozór żartobliwie.
- Tak, tak. - odparł Axer.
-Cóż...cieszę, że sztuka się podobała.- odparł z uśmiechem Gaspar odpuszczając sobie dalsze pytania. Walczył wszak z przestępcami, a nie ich rodzinami.
- A ja się cieszę, że mogłem poznać tak znakomitego dramatopisarza. - odparł Axer szczerze, delikatnie masując ramię.
Kruk spojrzał niepocieszony na wyjście i szepnął coś do Axera, po czym ten pobladł.
Wyrmspike o to jednak nie dbał. Choć z początku planował śledzić Axera, to jednak zmienił zdanie. Nie chciał go wciągać w walkę między Azul Gato a Krukiem.
- Dziękuję za poświęcony nam czas. - Axer uśmiechnął się słabo, aby za moment zostać pociągniętym przez Kruka do wyjścia. Zatrzymali się jednak przed nim i Kruk nakazał pozostać Axerowi, a sam wyszedł na zewnątrz z dłonią na przytoczonym do pasa mieczu.
Theodor wyczuł szansę. Spokojnie podszedł do Axera z dłonią za pazuchą.
-Axer Prehin? - zapytał po czym nie czekając na odpowiedź wyciągnął książkę podając ją chłopakowi - Trzymaj to twoje.
Axer spojrzał zaskoczony na książkę i przyjął ją od nieznajomego. Spojrzał na niego z nutą zaskoczenia pomieszaną z obawą. Zerknął w stronę wyjścia, ale nie widać w nim było jego “niańki”.
- Dziękuję… chyba… Skąd ją masz…?
-Byłem u ciebie w domu - odparł Theodor spokojnie - Znalazłem tę książkę. Muszę przyznać, że zaskoczył mnie twój gust - uśmiechnął się po czym zmienił temat - Nazywam się Moneta. Twój przyjaciel Amelius martwi się o ciebie. Nie chciałbyś go zobaczyć?
- Czemu miałbym chcieć…? - zapytał ostrożnie Axer. - Skąd wiedziałeś, że tu będę?
Theodor zacisnął zęby, ale zaraz się rozluźnił. Musiał przekonać chłopaka, a to oznaczało szczerość. Szczerość przede wszystkim.
-Amelius poprosił mnie żebym cię znalazł. Byłem u ciebie w mieszkaniu, znalazłem tę książkę i bilet na dzisiejsze przedstawienie - tu ponownie zmienił temat wskazując drzwi, którymi zniknął Kruk - Tak ci się śpieszy wyjść z kolegą?
- Prawdę mówiąc nie, ale… skoro widziałeś moje mieszkanie musisz rozumieć moją nieufność.
Moneta skinął głową.
-Znasz Elerdrina?
- Tak… Posłaniec Machy.
-Już nie. Macha próbował go zabić. Pomogłem chłopakowi, znalazł schronienie u Arneliusa. Jest bezpieczny, rozumiesz? Ty też możesz być…
- Mam też własne plecy… - mruknął Axer i westchnął. - Czego chce ode mnie Arnelius?
-Powiem ci czego nie chce. Nie chce zwrotu twego długu. Proponowałem mu, że cię spłacę, ale nie chciał o tym słyszeć.Martwi się o ciebie, rozumiesz? Z tego co wiem chce jedynie z tobą pogadać - Theodor przerwał na chwilę - Pójdziesz ze mną? Gwarantuję, że będziesz bezpieczny.
- Martwi się o mnie? Ciekawe co ten dziad sobie znowu wymyślił… - spojrzał w stronę wyjścia. - Tylko widzisz, mój kolega ma inne plany co do mnie niż pójście do Arneliusa.
-A jeśli cię wyprowadzę, pójdziesz ze mną?
- Co w tym jest dla ciebie? - zapytał. - Jesteś jego jakimś najmimordą?
Theodor wzruszył ramionami.
-Jesteśmy wspólnikami. Połączyła nas niechęć do Machy i teraz po prostu wyświadczamy sobie przysługi.
- I wolał ruszyć ciebie zamiast samemu się pofatygować… W jego stylu. - zerknął na Theodora. - Powiedzmy, że ci zaufam. Jak chcesz nas wyprowadzić?
-Tak zwane tylne wyjście. Mam sakiewkę więc nie powinno być problemu. Idziemy?
Axer pokiwał niepewnie głową.
- Chodźmy…
Moneta pociągnął Axera za rękaw pośpiesznie zbliżając się do właściciela zajazdu. W jego dłoni błysnęła złota moneta.
-Szefie, jest tu jakieś dyskretne wyjście?
Łysy i rosły mężczyzna spojrzał na Theodora i jego monetę.
- Co się dzieje? - zapytał sucho.*
-Drobne problemy z rogaczem - zablefował Theodor - Ja i ten młodzieniec chcielibyśmy cichutko wyjść. Nie śpieszy się nam do mordobicia w tak zacnym lokalu.
Mężczyzna skrzywił się. Nawet gdyby ich wyrzucił głównym wejściem to pewnie rozgorzałaby burda przed lokalem, na co też nie chciał pozwolić. Wskazał na wyjście na zaplecze i wziął monetę od Theodora..
- Wypadać mi stąd bez żadnych problemów, zrozumiano?
-Jasne - Moneta wyszczerzył zęby - Masz to u mnie, szefie - pociągnął Axera do wyjścia nakazując sobie podwyższoną czujność. Ludzie Kruka mogli czaić się wszędzie.
Na szczęście najwyraźniej nikt nie obstawił tylnego wyjścia. Niemniej z przodu budynku, kiedy Theodor zerknął w tamtą stronę, wyraźnie stało kilku mężczyzn obserwujących karczmę i wychodzących z niej gości. Kruk, który przybył po Axera stał w cieniu i przypatrywał się tym mężczyznom.
Moneta pociągnął Axera dyskretnie zmywając się w kierunku miasta. Wędrując tak od kamienicy do sklepu i od sklepu do kamienicy zastosował kilka sztuczek starając się zgubić ewentualny pościg. Amelius nie podziękował by mu za sprowadzenie psów Machy do karczmy.
 
Jaśmin jest offline  
Stary 09-09-2014, 21:04   #75
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Gaspar wszedł do świątyni Sharess wyraźnie nieobecny myślami. Był ku temu powód. Nie bardzo wiedział co ma uczynić z Krukiem. Zdobył o nim co prawda informacje i punkty zaczepienia, tyle że owe punkty… nie były zgodne z etyką Wyrmspike’a. Nie lubił mieszać postronnych w swoje porachunku.
Orissa już czekała na Gaspara i tylko jak wszedł został powitany podwójnie. Wpierw przez samą kapłankę, później przez grubego, świątynnego kota, który zaczął tępić sobie pazury o jego spodnie.
- Brakowało mi mojego błękitnego kotka. - pocałowała Gaspara w policzek i spojrzała na niego zaciekawiona. - Coś się stało?
-Byłem zajęty… sztuka, wizyty w Skullport, jakieś… problemy u jasnowidzów.
- westchnął przesadnie pisarz.
- Powinieneś czasem sobie wygrzać brzuszek pod kołdrą, a nie biegać po dachach nocą i to wcale nie w poszukiwaniu kotek. - pogłaskała dramatopisarza po policzku. - Doszedłeś do czegoś?-
-Do niczego wartego uwagi. Nie interesuję się proroctwami. Zawsze jakaś przyszłość jest. -
wzruszył ramionami mężczyzna ujmując ręką dłoń kobiety i całując jej wnętrze z szacunkiem.
- A jeżeli powiem, że i ja, i moje informatorki, nie próżnowałyśmy? - uśmiechnęła się do Gaspara, po czym uwolniła dłoń i usiadła na poduszkach, które zaścielały kawałek podłogi, dając Wyrmspike’owi znak, aby uczynił to samo. - Ptactwo się rozsierdziło i włazi na teren kotów.
-A o których kotach mówimy?-
zapytał w odpowiedzi Gaspar siadając.
- Naszych kotach i ich domu. - ogarnęła ręką salę świątynną. Drugi, bury kot, obok którego oboje usiedli spojrzał na Gaspara uważnie, po czym zaczął przyciągać łapą dłoń mężczyzny, aby ten go głaskał.
-A czemuż to? Jaki mają powód? Są inne bogatsze świątynie, a i.. nie warto zadzierać z bogami bez wyraźnego powodu.- zamyślił się Wyrmspike.-A i Azul Gato nie grasuje ostatnio w tej części Waterdeep.
- Nie wiem i jakoś mi się to nie podoba
- stwierdziła Orissa głaszcząc bezwiednie kota. - Ale wydaje mi się, że przydałoby się porozmawiać z kimś wyżej…
-Z kim niby?-
zapytał Wyrmspike.-Z Czerwonymi Szarfami?
- Raczej myślałam o podejściu do sprawy bardziej bezpośrednio i doprowadzeniu do rozmowy z samym przywódcą Kruków.
- odparła Orissa. - Co wcale trudne nie będzie, o dziwo…
-Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł. Azul Gato nie powinien być kojarzony ze świątynią.-
stwierdził po zastanowieniu się Gaspar.
- Nie powinien, ale może już jest? Z jakiegoś powodu się tu kręcą. - spojrzała na Gaspara,któremu natarczywy kot wszedł na kolana łaszcząc się do niego. - A ja chcę wiedzieć czego te kury tu chcą i skąd wzięli tyle odwagi, aby swoją obecnością obrażać boginię tego przybytku.
-Nadal uważam, że to zły pomysł.-
westchnął smętnie Wyrmspike któremu ten plan się ani trochę nie podobał.- I spotkam się z nim jako Gaspar właśnie. Nie musimy potwierdzać ich podejrzeń.
- Czyli chcesz zadziałać, hmm, oficjalnie?
- kapłanka zapatrzyła się w przestrzeń.
-To zdecydowanie lepszy pomysł.- stwierdził Wyrmspike.- Jako przedstawiciel świątyni… bardzo oficjalnie.
- A wiesz, jak się do niego dostać?
-Nie mam zielonego pojęcia.-
westchnął Gaspar wzruszając ramionami.
Orissa zamyśliła się.
- A kiedy byś mógł się tam udać, gdybyś znał miejsce?
-Mam trochę czasu po południu dziś i jutro.-
uśmiechnął się dramaturg.
- Mogłabym zdobyć te informacje, ale nie wiem czy na dziś już, chyba że na późną noc.
-Nie ma problemu. Mnie się nie spieszy.
- odparł pisarz. Bo i też wizja spotkania się z Krukiem oko w oko jakoś nie cieszyła Wyrmspike’a.
- Jutro więc będę miała informację - obiecała Orissa.
-Będę więc czekał niecierpliwie na nie.- uśmiechnął nieco sztucznie Gaspar nadal mając złe przeczucie co do tego planu.
Orissa złożyła delikatny i ciepły pocałunek na ustach Gaspara, po czym uśmiechnęła się.
- A ja będę się modliła o twoje sukcesy.
Gaspar skłonił się i oddalił postanawiając przed spotkanie z Krukiem skontaktować się z Czerwonymi Szarfami i powiadomić ich o sytuacji. Być może Azul Gato uzyska cichych obserwatorów spotkania poety z przestępcą.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 13-09-2014, 00:09   #76
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
ROZDZIAŁ I: Szaleństwo kapłanów

Erilien en Treves

Odprowadził towarzyszy wzrokiem sam zaś ruszył w kierunku jednego z ciemnych zaułków. Dzisiejsza noc był dobra, ciepła i gwieździsta. Rozejrzał się czy aby na pewno nikogo nie ma w pobliżu. Słowa przyszły łatwo, powtarzane często stały się znajome i dające otuchę. Czuł jak jego członki się kurczą, jak ubranie zlewa się z nową postacią a garb na plecach pęka bezdźwięcznie uwalniając błoniaste skrzydła.
Zamachał kilka razy, spazmatycznie “wspinając” się w górę. Z początku grawitacja stawiała opór ale silne mięśnie szybo wyrwały go z jej czułego uścisku. Wzbijał się wyżej i wyżej, ponad dachy domów, ponad wierzchołki drzew. Wreszcie go odnalazł, prąd powietrzny na którym mógł szybować, lekko niczym piórko.
Widok z góry zapierał dech w piersi. Erilien wątpił czy wielu ma okazje go podziwiać. Zatoczył dwa kółka nad miastem by w końcu odbić w stronę lasu. Z góry widział dobrze które tereny pozostały nietknięte. W końcu po prawie godzinie znalazł, idealne miejsce. Wzgórze z niewielka polanką i strumykiem spływającym z jego stoków.
Kiedy tylko jego stopa dotknęła ziemi przemienił się niemal bezwiednie, zmęczony ale i zadowolony. Zrzucił płaszcz i pas a kiedy podchodził do strumienia także resztę ubrań. Nie mógł co prawda jak pierwotnie zamierzał wykąpać się ale przynajmniej obmył ciało krystalicznie czystą, lodowatą wodą. Dreszcz przebiegł cale jego ciało. Tak dawno już tego nie robił, jego ciało niemal zapomniało chłód jaki panował na Zimowym Dworze. Wracając złożył ubrania i spiął je pasem wieszając na gałęzi jednego z licznych drzew.
Ceremonia nie wymagała by odprawiający ją był nagi lecz Erilienowi łatwiej było wtedy poczuć dotyk otaczającej go przyrody. Ciepły wiatr przynoszący, przynoszący zapachy jakich próżno było szukać w mieście. Trawa i ziemia pod stopami. To wszystko sprawiało, że budziła się ukryta część jego duszy. To prawda, że ten las to nie Arvandor ani nawet nie Evermeet lecz choć był młodszy i mniejszy, posiadał ten sam rodzaj nieokiełznanej mocy.
Celadrin przyjął swoją ulubioną pozycję do medytacji i pogrążył się w transie, nie zwykłym jak czynił gdy potrzebował odpoczynku. Ten trans praktykował podczas nauk nim pierwszy raz przywdział zbroję, oczyszczał umysł jak woda oczyszczała ciało i pozwalał zbliżyć się do Corellona brdziej niż jakiekolwiek inne czyny. Właśnie w tym miejscu, pod gwiazdami, wśród dzikiego lasu, gdzie spotykały się żywioły, paladyn pragnął zbliżyć się jak najbardziej do swego boga. Nawet jeśli ten milczał, nawet jeśli jakieś nieznane moce oddzieliły go od jego dzieci, ten prosty rytuał pozwalał rozpalić drobną iskierkę wiary która pozostała.

Erilien jak i wszystkie elfy wiedział, że w jego żyłach płynie krew boskiego ojca ta drobinka boskiej mocy która pozwalała mu oddychać i cieszyć się pięknem świata. To właśnie do tej drobnej iskierki sięgał przez trans, najbardziej fundamentalnego elementu jego wiary. Przez moment ją poczuł, była tam, dowód jego związku z Corellonem. Łzy szczęścia spływały po jego policzkach, spływały na ziemię która chciwie je chłonęła. Niestety radość nie trwała długo i kiedy minęła pierwsza euforia znów poczuł tą wszechogarniającą pustkę tam gdzie kiedyś był płomień boskiej obecności.

text by Googolplex

[media]http://wallko.com/wp-content/uploads/2014/07/The-Last-Dew-on-this-Morning-690x431.jpg[/media]


Rosa skrzyła się na trawach, nieznacznie gnących się pod delikatnym powiewem porannego, rześkiego powietrza. W otaczających polach, łąkach i lasach budziło się życie, które nigdy nie umarło, a jedynie zapadło w trans… Jak Erilien; ten, który na te kilka godzin stał się jego częścią.
Tego właśnie potrzebował… Chwili zadumy i rozważań. Ciszy i spokoju. Odpoczynku.
Pustka w jego duszy wciąż dotkliwie paliła bólem, jakby została wyrwana jej cząstka. Niezależnie od tego, jak bardzo chciałby coś na to poradzić nie wiedział jak. Co mógł zrobić, kiedy bogowie zamilkli? Jak pomóc? A jeżeli oni wcale nie chcą pomocy? Albo jest już za późno?
Czy zwykły śmiertelnik może mieć tyle pychy, aby sądzić, że jest w stanie się mierzyć z kłopotami boskich patronów?
Erilien spróbował powrócić do myśli bardziej nastawionych na kwestie, w których coś zrobić mógł… Przynajmniej na razie. Wiedział, gdzie teraz powinien się udać i na szczęście nie było to przykrą powinnością… szczególnie, że i jego brzuch zaczął już mruczeć groźnie.

* * *

Dzienny targ budził się do życia, oferując swoje dobra, które tak interesowały Eriliena, aktualnie droższe jemu sercu niż kamienie szlachetne… a na pewno droższe jego brzuchowi.

[media]http://thumbs.dreamstime.com/x/medieval-market-stall-selling-fruit-18612551.jpg[/media]

Nie było jeszcze wielu ludzi, więc elf nie musiał się przeciskać przez tłum. Owoce, warzywa, mięsa, chleby, czasem dało się natrafić na jakieś proste przyprawy. Wystarczyło tylko trochę pomysłowości oraz umiejętności, aby przy pomocy tych prostych dóbr przyrządzić smaczną i pożywną strawę. W tym wypadku dla czterech osób.
Erilien szybko uwinął się ze swoimi sprawunkami. Jeżeli śniadanie miało być dobre potrzebował odpowiednich, i co najważniejsze, świeżych, składników. Oczywiście, próbowano go oszukać co do jakości towaru, jednak wyćwiczony elfi zmysł kulinarny uratował go nie tylko przed wydaniem bez sensu pieniędzy, ale co najważniejsze przed masową biegunką ich grupy.
Wracał z zakupami zadowolony z wydanych pieniędzy. Z tego, co dostał będzie mógł przyrządzić dobre śniadanie, a wiadomo- śniadanie jest bardzo ważne, szczególnie dla osób, które miały przed sobą dalszą podróż. Nie byli może już daleko od Waterdeep, ale podróż była jednak podróżą. Do tego czy na erilienowej warcie ktokolwiek mógł pozostać bez śniadania?

Kiedy docierał już do karczmy zastanawiał się, jak minęła noc jego towarzyszom. Quelnatham pewnie sporą jej część zarwał ślęcząc nad księgami i szkatułką, ale to najpewniej musiało sprawiać mu jakąś przyjemność. Aeron w końcu musiał się wyspać, chociaż młodym czasem ciężko było przetłumaczyć potrzebę snu, zaś Ocero… Erilien uśmiechnął się… Ocero na pewno miał wspaniałą i rozluźniającą noc.
Dlatego zdziwił się widząc półelfa siedzącego na schodku przed progiem karczmy. Wyglądał na kogoś, kto od dekadnia nie zaznał snu. W takim stanie paladyn jeszcze go nie widział.
Tylko ślepy mógłby stwierdzić, że noc dla Aerona była czystym odpoczynkiem.
W palcach trzymał srebrny krążek, który już wcześniej elf widział, ale nie był pewien czy widzi na nim sierp księżyca. Rudy pół elf przymknął oczy i uniósł twarz ku niebu, próbując cieszyć omywającymi ją promieniami budzącego się słońca oraz chłodem poranka. Nieznacznie uchylił powieki, kiedy usłyszał zbliżającego się Eriliena i opuściwszy głowę tak przyglądał mu się uważnie, jakby rozważając, po czym wstał i podszedł do paladyna. Zanim elf zdołał coś powiedzieć, jego towarzysz pierwszy powitał go nienaturalnie spokojnymi słowami:
- Nasz kapłan trochę poszalał.
W tym momencie Erilien zobaczył, że Aeron nosi ślady bójki.



Ocero

Gorączka nocy, płomienie pożądania, które ogarnęły kapłana bez reszty. Dotyk na spoconej, rozpalonej skórze, muśnięcia ust na szyi. Ciepły oddech i ciche słowa, których znaczenia nie pamiętał, chociaż cząstka jego wiedziała, że były ważne. Pochłonięty ciałem i duszą w tym tańcu ciał, niepomny na wszystko, co jego nie dotyczyło.
Odpłynęły troski i obawy, na które nie było miejsca w tej sztuce. Wszystko zdawało się być proste. Zbyt proste.
Ale kto by nad tym intensywniej rozmyślał w takiej chwili...

* * *

Przebudzenie nadeszło nagle. W jednym momencie tulił roznegliżowaną, ciemnowłosą kobietę, której imienia nie zdołał poznać, w drugim zaś leżał na niewygodnej desce służącej mu za łóżko, zaś kobiety, z którą spędził noc nigdzie nie było.

[media]http://s3.amazonaws.com/churchplantmedia-cms/centrepoint_church_bathgate/dark-room.jpg[/media]

Pokój, w którym się znalazł był dość ciemny, a poranne światło wdzierało się przez jedyne odsłonięte, brudne okno. Pod nim znajdował się prosty, drewniany stół oraz ława. W całym pomieszczeniu panował zapach brudu i kurzu. Brakowało jakiegokolwiek innego wyposażenia, nawet pojedynczej świecy czy koca na łóżko.
I nie było tu prócz niego żywej duszy.
Usiadł na łóżku czując wszechogarniający go ból głowy. Skrzywił się i spojrzał na swoje dłonie, aby ujrzeć, że skóra knykci jego dłoni jest pościerana do krwi. Wtedy też poczuł bolesność na żebrach, a kiedy podwinął koszulę zobaczył większe i mniejsze siniaki. Kiedy poruszał szczęką ból podpowiedział mu, że i ona została nadwyrężona.
Podszedł do okna i wyjrzawszy przez nie zrozumiał, że znajduje się niedaleko targu, jako że widział przez nie stragany. Pytając tutejszych zapewne szybko odnajdzie karczmę i swoich towarzyszy… prawda?
Kapłan spróbował sobie przypomnieć coś konkretniejszego z wydarzeń nocy. Pamiętał rozkosz, ale nie pamiętał nic ponad. Czy wydarzyło się coś po akcie, a przed snem? Czy on w ogóle poszedł spać?
Pulsujący ból za oczami sprawiał, że rozwiązanie tej zagadki nie było łatwe… jednak coś pamięć zachowała.

Szept kobiety, cicha obietnica siły, którą utracił. Powrót łaski bezlitośnie mu odebranej, bez winy, bez powodu.
Gdzie podziała się sprawiedliwość, Selune, gdzie?
Opowieści… Ile opowiadał? I komu?
Czuł pustkę, całym swoim sercem, całą swoją duszą…
Ile by dał, aby ją zapełnić?

Ocero otrząsnął się z tych myśli. Nie pamiętał, nie mógł sobie przypomnieć co działo się z nim przez tę noc.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 13-09-2014 o 12:07.
Zell jest offline  
Stary 13-09-2014, 18:59   #77
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
PROLOG (II): Zemsta i sprawiedliwość

Theodor Greycliff



Udało mu się, udało odnaleźć Axera i teraz prowadził go przez uliczki Skullportu w kierunku Trzech Srebrników. W końcu tam miała czegoś na niego nagroda za wykonane zadanie, której tak pragnął. Musiał w końcu spotkać się z Białym Krukiem, a najlepszym wyjściem było udać się do Azylu Królów i tam przeprowadzić rozmowę. Oczywiście mogło to być niebezpieczne, ale kto nie ufa swojemu szczęściu… zawsze jest przegranym.
Im bardziej zapuszczali się w Skullport, tym mniej Axerowi się to podobało. W pewnym momencie nawet próbował przekonać Theodora, że Arneliusowi wystarczy zapewnienie, iż nic mu nie jest, a on sam by się udał w swoją stronę. Na nieszczęście dla niego Greycliff był nieugięty w swoim postanowieniu doprowadzenia go do swojego “zleceniodawcy”. Arnelius wyraźnie określił, że chce go widzieć i móc z nim porozmawiać, więc wątpliwe, aby się zadowolił się czymś takim…

W Trzech srebrnikach nic się nie zmieniło. Taka sama speluna, tacy sami goście, chociaż przyuważył mniej obdrapaną grupkę, najpewniej najemników czy tych, którzy gonią za emocjami.

[media]http://arrobatextos.com/wp-content/uploads/2014/09/knights_rest_in_tavern_by_ranivius-d5aqgb9.jpg[/media]

Wejście do Arneliusa nie nastręczyło kłopotów. Ochroniarze pamiętali Theodora, a i kojarzyli Axera. Obaj zostali wpuszczeni do środka bez zbędnych pytań.
Arnelius jak zwykle siedział przy stole zawalony zapiskami dotyczącymi pożyczanych pieniędzy, aktualnie rozmawiając z dwoma osiłkami.
- Na razie tylko poturbujcie. Żadnego łamania.
Obaj skinęli i przeszli obok Theodora i Axera, kierując się do wyjścia. Jeden z nich zanim wyszedł zwrócił się do Monety:
- Żadnego zwlekania, dłużniku, bo my przyjdziemy.
Arnelius nawet nie spojrzał na nowo przybyłych zajęty zapisywaniem liczb, tylko skinął niecierpliwie na nich.
- Pieniądze na stół. Byle równo. Nie wydaję reszty. Imię?


Gaspar Wyrmspike




Wszystko układało się tak łatwo, że aż można było wyglądać za intrygą losu.
Gaspar, a raczej Azul Gato, poprzez szpiegowskie skrzynki kontaktowe nawiązał dialog z Czerwonymi Szarfami. Plan był w sumie prosty. Wystarczyło zainteresować ich wystarczająco, aby zechciały podążyć za nim do Kruka. Tak naprawdę wystarczyło im powiedzieć, że Biały Kruk spotka się w Skullporcie z przedstawicielem świątyni… a to wszystko na wypadek, gdyby coś miało pójść nie tak.
Bo przecież nie dadzą Krukowi skrzywdzić niewinnego wysłannika świątyni Sharess, prawda? Prawda?
Dlatego teraz pod przebraniem Gaspar przemierzał ulice Portu Czaszek idąc za wskazówkami, które podała mu Orissa. Co czego go na miejscu? Czy w ogóle zdoła się dostać do tego mężczyzny? Jakie będą wnioski z tego spotkania, jakie możliwe konsekwencje? Tyle niewiadomych, tak mało informacji. Idąc Gaspar powtarzał sobie jedno.
Koty zawsze spadają na cztery łapy.

W końcu znalazł się na miejscu. Biały Kruk nie mieszkał może w Dolnej Dzielnicy, ale też nie mieszkał w droższych partiach miasta, co było zadziwiające. Ktoś z taką siłą? Ktoś, kto był jednym z Kapitanów Piratów? Najwyraźniej średni standard dzielnicy mu wystarczał.
Za to budynek był na swój sposób imponujący.
Tak naprawdę został wbudowany w skalną ścianę. Wyglądał bardziej jak miejsce, do którego nikt ma się nie dostać, zważając na umocnienia jakie posiadał. Nadchodziło pytanie, czy równie dobrze może się bronić… agresywnie. Po okolicy krążyły szeregowe Kruki, ale w o wiele mniejszej ilości, niż Gaspar mógł się spodziewać.
Na murze jednego z pobliskich domów spostrzegł wymalowany białą farbą symbol, który widział już wcześniej, w drodze do tego miejsca. Wszystkie jednak cechowało to, że były zatarte lub częściowo zamalowane. Tego znaku także nie ominął ten los.

[media]http://www.tattoostime.com/images/334/celtic-crow-white-ink-tattoo.jpg[/media]

Kruk…

Gaspar wreszcie stanął przed miejscem, tą twierdzą, która miała służyć Białemu Krukowi za bazę i najwyraźniej dom, zaś pilnujące wejścia przy bramie Kruki spoglądały na Wyrmspike'a nieufnie.
Gdzieś niedaleko rozległo się donośnie krakanie.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 14-09-2014 o 03:21.
Zell jest offline  
Stary 16-09-2014, 21:29   #78
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Erilien, Ocero


Paladyn stanął jakby nagle go lodowy diabeł zamroził.
- Ocero…- z trudem wypowiadał słowa nie mogąc uwierzyć temu co widzi i przed chwilą usłyszał - ...co on zrobił?
- Nie wiem czy się spił, czy czegoś się nabrał, ale od tej strony jeszcze nie zdążyłem go poznać. - uśmiechnął się krzywo Aeron. - Wylazł z tą swoją panienką z karczmy, w stanie… konkretnym. Nie dało mu się wyperswadować, aby nigdzie nie szedł, tylko wrócił odpocząć w karczmie. - wzruszył ramionami, po czym pożałował tego, bo się skrzywił.
- Quelnatham nie próbował go zatrzymać? Przemówić mu do rozsądku?
- Nie wyszedł nawet, ale jak poszedłem do niego po… mojej dyskusji z Ocero to okazało się, że zapadł w trans… Naprawdę mocny trans. Nie dało się go z niego wyrwać. - zerknął na Eriliena. - Ocero był agresywny. Zaatakował tylko dlatego, że wciąż próbowałem go przekonać do zmiany zdania.
- Myślę, że możemy coś poradzić na twoje siniaki… na koszt kapłana. A potem śniadanie i zobaczymy co Quelnatham o tym sądzi. - Paladyn ruszył do karczmy już od progu wołając gospodarza, prosił go o udostępnienie kuchni na czas przygotowania posiłku a prośbę poparł złotą monetą.
Gospodarz oczywiście zgodził się i zachęcał Eriliena, żeby ten czuł się swobodnie. Kiedy paladyn wszedł do kuchni w progu stanął Aeron i oparł się o framugę.
- Jest jeszcze jedno. - zaczął. - Nie podejrzewałem, że nasz kapłan jest tak silny fizycznie. Naprawdę silny.
- To znaczy jak bardzo? - Zainteresował się paladyn przygotowując sobie jednocześnie miejsce pracy.. - Rozumiem, że bardziej niż wskazywał by na to jego wyglad i lata noszenia cięzkiej zbroi?
- Nie zrozum mnie źle. Brałem w swoim życiu aktywny udział w tej czy innej bójce, więc wiem jak to może boleć. Z Ocero… było niespodziewanie. Kiedy udało mu się trafić mnie po raz pierwszy myślałem, że mi coś złamał i wylądowałem kawałek dalej - westchnął. - Nie powiem, nie wystarczyło mu to. Zazwyczaj mnie nie mógł trafić, ale jak już to zrobił… - rozłożył bezradnie ręce. - Wydawał się być silniejszy, niż wszystko by na to wskazywało.
- Co razem z jego dziwnym zachowaniem prowadzi nas do jedynego możliwego wniosku. Ktoś użył na naszym kapłanie sporej ilości magicznej mocy. Pytanie tylko jaki miał w tym interes, magia przecież tania nie jest i w wielu aspektach łatwa do zastąpienia. - Paladyn rozmyślał na głos. - A może się mylę? Dokończę śniadanie i musimy koniecznie zasięgnąć opinii Quelnathama, do tego czasu powinien już zakończyć swój trans.
- A może do tego czasu wróci nasz dobrotliwy kapłan…
- Niewykluczone… pomożesz mi z patelnią? - Spytał Erilien wyciągając dwie sporych rozmiarów.
- Dobrze. - odparł półelf i podszedł do paladyna, aby mu pomóc. - Jesteś szlachcicem, prawda? To czemu umiesz gotować? Przecież szlachcie służba pod nos podstawia…
Paladyn zaśmiał się do swych własnych myśli.
- W domu nigdy nie gotowałem, choć czasami obserwowałem kucharzy. Tak poważnie zabrałem się za to dopiero w koszarach, rozumiesz, ktoś musiał a ja po prostu miałem talent w tym kierunku. Dzięki temu ominęły mnie inne, mniej przyjemne obowiązki nowicjuszy. - Wbił jaja prosto na rozgrzany na patelni tłuszcz po czym kontynuował opowieść. - W koncu skończyl się mój nowicjat ale dnia które przygotowywali nowi… cóż, wolałem dalej się tym zajmować niż leczyć rozstrój żolądka. I tak z biegiem czasu doszedłem do obecnej wprawy co nie raz mi się w drodze przydało bardziej niż miecz.
Aeron uśmiechnął się.
- Ciekawa zdolność, chociaż ja się raczej do tego nie nadaję. - zamilkł na chwilę, po czym ostrożnie wypowiedział słowa, które leżały mu na sercu. - Czy sądzisz, że to przez takich jak ja bogowie się odwrócili?
- Raczej nie, chyba, że paktowałeś ostatnio z tanar’ri i pragniesz zniszczyć ten świat. - Zażartował, po czym spoważniał, a przynajmniej tak to wygladało. - Bo nie paktujesz i nie zamierzasz prawda?
- Jak ostatnio patrzyłem wciąż mają zawyżone stawki - odparł lekko Aeron. - Pytam, bo tak sądzi Ocero.
- Nie jestem może najlepiej zaznajomiony ze świętymi pismami lecz… gdyby tak miało być odwróciliby się od nas całe milenia temu. Nie, myślę, że sprawa jest poważniejsza, Seldarine nie zostawiliby swych wyznawców bez naprawdę ważnego powodu. Myślę, że raczej jakaś siła przeszkadza naszym patronom, mam zresztą swoje podejrzenia… - po czym po chwili sam się zreflektował - choć mogą wynikać z uprzedzeń jakie zywię przez krew. - Zakończył dość enigmatycznie.
- Inne uprzedzenia niż uprzedzenia do drowów? - uśmiechnął się Aeron i przetarł oczy.
- A inne, nasi zagubieni kuzyni nie są jedynym złem jakie nęka ten świat, nie są nawet największym, ale z nimi mogę walczyć więc walczę. - Chwilę przypatrywał się Aeronowi. - Wizje nie dają Ci spać?
- Mój brak snu to taki środek zapobiegawczy. Może raz czy dwa zdażyło się, że przyszły do mnie jak nie spałem, a tak tylko w takiej formie. - spojrzał poważnie na Eriliena. - Nie śpię, żeby ich nie doświadczać.
- Długo tak nie wytrzymasz, twoje ciało domaga się odpoczynku, umysł także. - Paladyn zastanowił się. - Próbowałeś kiedyś elfiego transu? Nie wiem czy mógłbyś się go nauczyć, ale… może warto?
- Elfiego transu? Przecież elfem nie jestem. - odparł z echem żalu w głosie. - Jak miałbym się go nauczyć?
- Może Cię to zaskoczy ale nie rodzimy się z tą umiejetnością, raczej uczymy jej bardzo wcześnie. A ty masz w sobie krew elfów więc kto wie, może udałoby Ci się osiągnac ten sam stan. - Erilien zawahał się chwilę. - Nie wiem czy bedę potrafił ale mogę spróbować Cię tego nauczyć. Spróbować chyba nie zaszkodzi, lepsze to niż twa bezsenność.
- Nie zaszkodzi… - przyznał półelf. - Możemy spróbować, jeżeli masz chęci. - zamilkł na hwilę, żeby w końcu zapytać. - Erilienie, co oznacza to “en” w twoim mianie?
- To archaizm, chyba już tylko mój ród go używa. Oznacza tego który ma prawo dziedziczyć tytuł lorda rodu. Innymi słowy pierworodnego, w kazdym razie zazwyczaj pierworodnego. - Dodał zioła i przyprawy, napełił dzban świezym mleiem. - Prawie gotowe, gdzieś tu powinna być taca.
Aeron zajął się poszukiwaniem tacy i kontynował:
- Zazwyczaj? Czemu zazwyczaj? - wyciągnął tacę schowaną za miskami.
- Zdarzyło się raz, że pierworodny nie uzyskał błogoslawieństwa Corellona, dziedziczką została wówczas jego mlodsza siostra a moja pra-pra-pra-pra-prababka. - Odpowiedział paladyn układajac potrawy na tacy. - Zabierzesz dzban? - Zapytał Aerona kierując się do wyjścia z kuchni. - Świeże mleko lepiej działa na umysł po nocy niż wino.
- Według Quelnathama pewnie byłoby inaczej. - zaśmiał się rudy półelf i wziął dzban. - W sumie.. Czy wszystkie elfy z wiekiem, po dwustu, trzystu latach, robią się takie zrzędliwe?
Paladyn zaśmiał się głośno.
- Wierz mi Aeronie mam wielka nadzieję, że nie. - Odpowiedział nie przestając się śmiać.
Półelf spojrzał na schody prowadzące do ich pokoi i zerknął na Eriliena.
- Idziemy po starego elfa?
- Aeronie trochę szacunku dla wieku. - Silił się na ostry i powazny ton jednak pytanie tak go rozbawiło, że nie potrafił zbyt dobrze udawać. - Tak warto by inaczej moze być niezadowolony. - Przypilnuj prosze naszego posilku - powiedział kładac tacę z jedzeniem na możliwie najczystszym stole - a ja sprowadzę naszego mędrca na dół, o ile sam nie poczuł zapachu i nie zbiera się właśnie do nas.
- Dobrze. - zgodził się Aeron wpatrując w jedzenie. - Tylko szybko, bo sam się dobiorę do posiłku.
- Nie na mojej warcie! - Krzyknął paladyn i ile sił w nogach pognał na górę.
Na górze jednak nie wpadł na śpieszącego na śniadanie Quelnathama. Zza drzwi także nie słyszał skrzpienia desek podłogi.Trwała cisza. Kiedy wszedł do pokoju zastał Tassilara… w transie. Nieporuszonego zamieszaniem na dole. Jego oblicze nie było jednak spokojne, a raczej czymś szczerze poruszone, jednak nie wyglądało na to, aby miał już wyjść z tego stanu.
- Czcigodny - sklonił się paladyn - śniadanie podano! - Spróbował wyrwać maga z transu w sposób który działał w dziesieciu przypadkach na dziewięć.
Quelnatham nawet nie drgnął. Erilien zobaczył, że trzyma dłonie zaciśnięte w pięści,wbijając paznokcie w skórę. To było niezwykłe, przecież trans nie jest podobny do snu. Medytujacy elf zawsze zachowywał przynajmniej cząstkę świadomości a Quelnatham…
Paladyn podszedł do maga połozył mu dłon na ramieniu i lekko nim potrząsnął, bez rezultatu, spróbował mocniej. Ciągle nic się nie zmieniło.
- Wybaczcie mi czcigodny, to dla waszego dobra. - Przeprosił po czym wymierzyl Quelnathamowi solidny policzek używając całej swojej siły.
Tym razem przyniosło to zamierzony skutek. Quelnatham otworzył oczy szaleńczo rozglądając się po pomieszczeniu, aby odetchnąć głęboko. Spojrzał na Eriliena wzrokiem pełnym dezaprobaty.
- Rozumiem, że miało to głębszy powód niż po prostu brutalne wyrwanie mnie z transu?
- Owszem Czcigodny. - Przyznał paladyn lecz nie kontynuował myśli. - Śniadanie czeka na dole. Macie niewiele czasu nim razem z Aeronem zabierzemy się do jedzenia. - Ostrzeżenie zostało przekazane, teraz mógł spokojnie udać się i pomóc pół-elfowi w konsumpcji.
Quelnatham coś mruknął, co mogło oznaczać “Zaraz będę”,ale Erilien nie był całkowicie pewien. Na dole okazało się, że Aeron tknął tylko troszkę jadła, patrząc na nie, jakby było jego największym wrogiem, którego trzeba zjeść.
- Co tak długo? - zapytał z wyrzutem pół-elf.
- Nasz mędrzec uparcie bronil się przed dopuszczeniem do swej zacnej świadomosci faktu nastania poranka.
- I co zrobiłeś? - zapytał zaczynając z radością jeść.
- Byłem zmuszony brutalnie skonfrontować czcigodnego Quelnathama z rzeczywistością. - Odparł i pospieszył Aeronowi z odsieczą. Przecież z takim wrogiem w pojedynkę walczyć nie sposób.
- Mój sposób na konfrontowanie elfów w transie z rzeczywistością to kubeł lodowatej wody. - zaśmiał się do swoich myśli. - Uwierz mi, działa cuda. A jaka później jest zabawa!
- Na szczęście obyło sie bez tego… - Erilien śmiało nakładal sobie kolejne smakołyki - i niestety nie mialem pod ręką kubła z lodowatą wodą.
- Nic straconego. - Aeron jadł zupełnie tak, jakby jedzeniem rekompensował sobie brak snu. - Droga jeszcze przed nami…
Po dłuższej chwili Quelnatham także zszedł na śniadanie i wyraźnie nie był szczególnie szczęśliwy. Usiadł przy stole przywitawszy Aerona i zaczął powoli jeść, nie odzywając się.
Paladyn poczekał aż wszyscy skończą jeść i wówczas zabrał głos.
- Czcigodny Ocero opuscił nas w nocy i od tego czasu nie ma po nim śladu. - Przerwał by Quelnatham mógł jedynie chwilę pomyśleć nad tymi słowami. - A sposób w jaki nas opuscił każe mi podejrzewać, że mamy problem.
- W jaki sposób? - zapytał Quelnatham.
- Chyba najlepiej Aeronie abyś to ty opowiedział czcigodnemu Quelnathamowi co zaszło.
Aeron rozłożył bezradnie ręce.
- Wyszedł stąd, jak po mocnej popijawie, a kiedy sugerowałem mu, żeby zawrócił do karczmy zrobił się agresywny. Ciągle bolą mnie żebra.
- I sugerowałeś mu to w sposób…? - doptywał Quelnatham.
- Normalny. - mruknął Aeron.
- Czcigodny, mówimy o kapłanie który przemocy używa w absolutnej ostateczności. Niewyobrażam sobie w jaki sposób Aeron mógłby go doprowadzić do takiej furii by zaatakował. No i martwi mnie ta jego siła, nie zauważyłem by wcześniej był równie silny.
- Tak, ale kapłan mógł sam magicznie dodać sobie sił. - zamyślił się Quelnatham. - A jeżeli byłby nawet pod wpływem jakiegoś czaru… To sposób sprowokowania go mógł mieć swoją wagę.
- Czcigodny widzieliscie sam, że czcigodny Ocero potrafil zachować spokuj nawet wówczas kiedy bogowie zamilkli. Cóż to musiała by być za prowokacja by go wyprowadzić z równowagi? - Erilien nie przestawał naciskać. - Jednak to nie jest najistotniejsze. Potrzebujemy waszej sztuki by odnaleźć kapłana i dowiedzieć sięod niego co miało znaczyć to zachowanie.
- Oczywiście, oczywiście. - zgodził się wieszcz, ale Erilien widział, że coś z ich magiem nie jest całkowicie w porządku. Nawet teraz wydawał się pochłonięty swoimi myślami. - Zaprowadzę was do Ocero i miejmy nadzieję, że wszystko wyjaśni.
Paladyn patrzyl na to wszystko bez entuzjazmu za to z mieszaniną zdumienia i rozczarowania swymi towarzyszami. “Seldarine! Nie było mnie ledwie kilka godzin a tu coś takiego. Jeden pobity, drugi nieprzytomny, trzeci pobił pierwszego i sam zniknąl niewiadomo gdze i po co. Za jakie grzechy, Corellonie za jakie grzechy?”

Kliknij w miniaturkę

Ocero westchnął na swoje obrażenia i kac w głowie.
- Cholerne… co kolwiek mi się przytrafiło… - skupił się odrobinę i rzucił protse zaklęcie uleczenia. Siniaki, otarcia i ich koledzy zniknęli z ciała kapłana a wraz z nimi ból - Miewałem ostre noce, ale nigdy baba mnie nie pobiła tak, abym nie pamiętał niczego. - Selunita westchnął i opuścił dom, zapamiętał jego lokację, może bedzie musiał się bliżej temu przyjrzeć. Pytając tubylców dowiedział się gdzie się znajduje względem karczmy, którą wynajęli i ruszył w tamtym kierunku.
Nie minęło dużo czasu, jak Erilien i Aeron, prowadzeni przez Quelnathama natrafili na zmierzającego w ich stronę Ocero. Pół-elf skrzywił się na jego widok, ale nic nie powiedział.
Paladyn zaś mial minę jakby tylko czekał by dać kapłanowi w mordę i o ile Ocero mógł zauważyć byłby to cios wsparty magią bowiem Erilien sięgnął do swej sakiewki w której trzymał komponenty do czarów.
- Ufam, że dobrze się bawiliscie w nocy… WALECZNY. - Ostatnie słowo wycedził przez zaciśnięte zęby nie kryjąc niesmaku jaki mu towarzyszył.
Ocero zamrugał kilka razy, spojrzał to na elfa to na mieszańca po czym westchął.
- Co mnie ominęło? Albo najwyraźniej… co zrobiłem?
- Poza pobiciem Aerona niewiele… Nie wspominaliście, że macie problem z mocnymi trunkami.
Ocero zbladł, normalnie odpowiedziałby coś na wzór “Tylko jak rozleje”, ale fakt, że zaatakował kogoś… wzbudziła przerażenie w Selunicie - Jasna pani… - spojrzał na pól-elfa - Aeronie przepraszam… naprawdę nic z wczorajszej nocy nie pamiętam…- spauzował- nie, to kłamstwo. Pamiętam trochę, pamiętam, że nie piłem, ale nie pamiętam naszej bójki. Nic ci nie zrobiłem? - chciał podejść do młodego i zając się jego obrażeniami, ale podejrzewał, że w chwili obecnej gwałtowne zbliżanie się do niego może sprawić, że będzie zbierał zęby z ziemi.
- Bójka to nie własciwe słowo, było by dobre gdy obie strony chcą walki, raczej powiedziałbym “napaść”. - Paladyn nie miał litości dla kaplana, po częsci dla tego, że miał nadzieję iż odrobina poczucia winy sprawi, że więcej się taka sytuacja nie powtórzy. - W takim razie wracajmy do karczmy i zobaczymy co uda nam się poskładać ze strzępków waszych wspomnień.
Selunita kiwnął głową i zwrócił się jeszcze raz do Aerona.
- Jeżeli zezwolisz, zajmę się twoimi obrażeniami… to najmniej co mogę na razie zrobić.
- Na razie wróćmy, nie sądzę, aby na te siniaki i stłuczenia warto było marnować magię - mruknął Aeron.
Seluniata zwiesił tylko głowę i ruszył za trójką długouchów. Nie odzywał się przez drogę, starając się zespolić swoje wspomnienia.
Ocero mógł się poczuć jak skazaniec prowadzony na ścięcie przez trzech milczących długouchów. Na szczęście dla niego droga daleka nie była i szybko znaleźli się spowrotem w karczmie. Gospodarz widząc ich w takich nastrojach i najpewniej wiedząc o nocnej bójce, wolał się wycofać.
Erilien zajął miejsce przy stole przy którym wcześniej jedli sniadanie. Zawołał też karczmarza i zamówił dzban mleka i dzban wina. Ocero widząc złosliwy uśmieszek na ustach paladyna mógł bez trudu sie domyslić kto w towarzystwie będzie pił mleko.
- Więc zacznijmy może od tego kim była owa niewiasta z która tak pospiesznie, aby nie powiedzieć agresywnie, opusciliscie w nocy karczmę?
- Efekt moich łowów.. chociaż najwyraźniej to ja byłem zwierzyną… nie przedstawiła się, a mnie w tamtej chwili to nie przeszkadzało.
Erilien ukrył twarz w dłoni a kciukiem i środkowym palcem masował sobie skronie. Trudno było orzec czy śmieje się czy też jest załamany.
Aeron machnął ręką.
- Nieważna ta trywialna kwestia… Na pewno nic nie piłeś? Nic a nic?
Ocero zastanowił się chwilę.
- Wodę… i jeżeli to we mnie wywołało pijańską euforię to od dziś piję piasek.
- Na waszym miejscu nie składałbym takich przysiąg, chyba, że lubicie smak piasku w kielichu. - W tym czasie podano im cztery kubki i dwa dzbany. - Na razie jednak musi wam wystarczyć ten biały napój.
- Niech będzie… - Selunita napił się mleka - Ona… coś mi mówiła… obiecywała. - Selunita zamknął oczy - Że odzyskam siłę.. łaskę.. bedę musiał tylko zrobić… coś…
- Nie wątpię, że obiecywała. - Zakpił Erilien lecz po chwili spoważniał i spojrzał na Quelnathama. - Urok? - Jedno słowo ale miał nadzieję, że czarodziejowi wystarczy by zrozumiał prośbę i pytanie w nim zawarte.
- Jest taka możliwość… - mruknął Quelnatham obserwując uważnie zachowanie Ocero, po czym splótł proste zaklęcie i przez moment jeszcze skupiał się na kapłanie. W końcu skinął głową. - Tak, sądzę, że Urok.
Ocero pokręcił głową.
- Więc… kobieta złapała mnie na ulicy, zaciągnęła do łóżka, wiedziała najwyraźniej dośc dużo o mnie, aby nagadać mi głupot, rzuciła urok i zmusiła, abym pobił Aerona i bogowie wiedzą co jeszcze? Nie lubie tego miasta i kobiet jakie w nim urzędują.
- Nie zrzucajcie odpowiedzialności na miasto. - Paladyn uderzył pięścią w stół. Był dość wyczulony na punkcie przyjmowania na siebie konsekwencji swych czynów, to własnie była dla niego kwintesencja wolności. - Uważam, że powinniśmy dowiedzieć się więcej o tym co takiego nasz kapłan robił w czasie którego nie pamięta.
- Tylko jak? - zapytał ostrożnie Aeron.
- Możemy przejśc po mieście i czekać, aż ludzie zaczną przede mną uciekać, lub gonić z pochodniami… - Ocero spojrzał na swych towarzyszy - Nie chce jednak was w to wciągać. Jeżeli faktycznie zrobiłem coś… ohydnego, nie powinniście ponosić konsekwencji za mój brak rozwagi.
- Kusząca myśl… - stwierdził Erilien a po jego twarzy wyraźnie było widać, ze wyobraża sobie Ocero gonionego przez tłum z widłami i pochodniami. - Mam jednak dwie inne propozycje a pierwsza własnie zmierza w tym kierunku. - Stwierdził kiedy zobaczył wyłaniajacego sie z kuchni karczmarza. Przywołał go też ruchem dłoni.
Gospodarz od razu podszedł do nich i odezwał się do Eriliena.
- W czym mogę służyć?
Erilien usmiechnął się a w jego dłoni jakby za sprawą magii pojawiła się kolejna zlota moneta.
- Zastanawiałem się właśnie gospodarzu czy wiecie coś o damie z którą wieczorem wyszedł nasz przyjaciel.
Karczmarz spojrzał zaniepokojony.
- Niestety, pierwszy raz ją na oczy widziałem, a mam pamięć do twarzy. Zakładam, że jakaś przejezdna.
- Naprawdę nie wiecie nic więcej co mogło by nam pomóc ją odnaleźć? - Drążył temat a w jego dłoni pojawiła się druga moneta i nią również zaczął się bawić. Niemą obietnicą łatwego zarobku.
- Noo… - zająkał się mężczyzna wpatrzony w złoto, ale zaraz odzyskał rezon. - Możliwe, że przy karawanach będą coś wiedzieli. Mogła przybyć tu jedną.
Paladyn połozył monety na stole, dopił wino po czym wstał i skinął głową karczmarzowi.
- Wiec czeka nas mały spacer. Będziecie mogli sprawdzić waszą metodę. - Zwrócił się do Ocero a później skierował w stronę wyjścia z karczmy. Monety zostały na stole.
- Erilienie… - odezwał się słabo Quelnatham idąc za elfem. - Jeżeli to ta kobieta rzuciła na niego Urok to mogła go zmusić do czegoś większego, niż tylko pobicie Aerona, ale to już inna sprawa. Jeżeli ona się w tym specjalizuje… Musimy być ostrożni.- wieszcz, co rzuciło się od razu w oczy Erilienowi, wyglądał na bardzo słabego i bardzo zmęczonego, chociaż dopiero co wyciągnięto go z transu.
- Tym bardziej powinniśmy się przyjrzeć sprawie bliżej. - Erilien z powodu ochrony jaką zapewniał mu Corellon nigdy nie bral nawet pod uwagę, że mógłby paść ofiarą takiego zauroczenia, nawet jeśli trafiłby na mistrza zauroczeń. Dlaczego więc miałby się przejmować teraz? - Cokolwiek działo się tej nocy niewiedza nam nie pomoże.
- Co nie zmienia faktu, że może ona być silna. A co jeżeli owinie sobie wokół palca tym razem nas wszystkich? -Ocero się wzdrygnął -Być może, któryś z nas powinien zostać na ten wypadek. Ażeby nas ocucić z tego.
Aeron westchnął.
- Ja mam do porozmawiania z wiedźmą, skoro ona jest również odpowiedzialna za to, co się stało.
 
Googolplex jest offline  
Stary 16-09-2014, 23:10   #79
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Ocero, Erilien

Karawany znajdowały swoje miejsce przy bramach, acz największe ich skupisko znajdowało się przy bramie północnej. Oczywiście kobieta mogła znajdować się gdzie indziej czy w ogóle nie z karawanami, ale jaki mieli wybór, niż próbować swojego szczęścia?
Dotarli na miejsce. Ruch panował tu spory, krzątano się przy swoim dobytku i towarach, a gdzie okiem nie sięgnąć byli najemnicy, którzy pilnowali dóbr swoich pracodawców.
Ocero zaczął spokojnie rozglądać się po zgromadzonych ludziach w poszukiwaniu ciemnowłosej kobiety.
A taka, jak na złość, nie była tylko jedna, ale żadna, którą by kojarzył… przynajmniej na widoku.
- Jesteś pewien, że pamiętasz wystarczająco z jej wyglądu? - mruknął Aeron.
- Wydaje mi się, że miała pieprzyk na lewym pośladku. Nie krępuj się pytać, aby ci pokazały. - Selunita się uśmiechnął, najwyraźniej humor mu sie odrobinę poprawił - Pamiętam dostatecznie dużo. Jeżeli jej nie znajdę w ten sposób popytamy tutejszych.
- Widzę, że humor dopisuje. - skrzywił się Aeron. - Mam nadzieję, że sprawi on, iż znajdziesz tę kobietę…
- Nigdy mnie w tym nie zawiódł… - zapewnił Ocero i wrócił do poszukiwań.
Pół-elf zerknął na Eriliena.
- Jak sądzisz, jakie on ma szanse ją znaleźć?
- Wolę tego nie szacować. Nie wiem nawet czy szukamy w dobrym miejscu.
- Zobaczymy - odparł Aeron.
Minęło dość sporo czasu, a Ocero nie zdołał znaleźć kobiety, której imienia nie znał po prostu przechodząc się pomiędzy karawanami. Później doszło do pytań. Zazwyczaj, o ile mieli szczęście, ktoś odpowiadał, że… nie ma pojęcia o kogo chodzi. Mijały kolejne minuty poszukiwań z niewiadomym efektem.
- Erilienie. - cicho odezwał się nagle Aeron przerywając ciszę. - Chyba z naszym Quelnathamem jest coś nie tak. Zachowujecie się tak, jeżeli przesadzicie z transem?. - to mówiąc kiwnął głową w stronę czarodzieja.
Quelnatham wydawał się całkowicie pogrążony w czymś innym, niż w rzeczywistości. Szedł za nimi, ale na tym raczej kończyła się jego aktywność. Wciąż zamyślony.
Paladyn wzruszył ramionami.
- Nigdy o takim przypadku nie słyszałem, ale też nigdy nie byłem w Cormanthorze.
Ocero nie przestawał w nagabywaniu szefów karawan. Na ogół pytał o kobietę opisując tyle ile z niej pamiętał. Z czasem nawet udało mu się opisać jej głos, więc pytania schodziły na tor czy ktoś nie widział kobiety, ktora brzmi w taki czy inny sposób…
W końcu nawet te pytania dały efekt. Komuś wydawało się, że gdzieś tutaj się znajdowała, ktoś ją chyba widział przy tej czy przy innej karawanie… Był też taki, który zarzekał się, że to nie kobieta a młody chłopak o dziewczęcej jeszcze urodzie.
Aeron z trudem powstrzymał śmiech, więc ograniczył się tylko do wrednego uśmiechu.
- Jesteś absolutnie pewien, że to była kobieta, kapłanie?
- Jeżeli nie to chciałbym ci przypomnieć jak wygladał mój ostatni teoretyczny niewolnik łóżkowy. Może mam słabość do długich uszu?
- Nie gadaj, tylko szukaj. - mruknął pół-elf.
Ocero westchnął i kontynuował poszukiwania. Postanowił skoncentrować się na karawanach opuszczających miasto i kontynuował standardowe pytania, opisując ciemnowłosą, ciemnooką, niską kobietę z urokliwym głosem. Zakładał, że zjawiła sie koło karawan gdzieś w nocy, lub wczesnym rankiem.
Jedna z osób w końcu wskazała coś konkretnego. Ponoć przy jego karawanie znajduje się inna, przy której to krzątała się kobieta podobna w opisie, chociaż pewności móc nie mógł. Aeron natomiast wyglądał na zaniepokojonego.
- Czy jeżeli to był Urok… - zaczął. - To czy on wciąż nie działa na Ocero?
- Nie wydaje się być agresywny.
- Zobaczymy jak to będzie dalej. - mruknął pół-elf i spojrzał w kierunku wskazanym przez człowieka, po czym na Ocero i znowu na Eriliena. - Jak to załatwiamy?
- Tak szybko jak to bedzie możliwe. Co zaś tyczy metody… - znów wzruszenie ramion - zobaczymy jak się sytuacja rozwinie.
Selunita spojrzał na nich.
-Może lepiej, jeżeli najpierw pójdzie Erilien. Ja ją mogę spłoszyć,
- To dobrze, szybciej poznamy jej intencje. - Erilien nie miał zamiaru pozwolić by Ocero chował się za przysłowiową matczyna spódnicą.
- Gorzej, jeżeli biega szybciej niż my… - wymruczał pod nosem Selunita, ale nie miał zamiaru się sprzeczać - To idziemy? - kiedy wszyscy skinęli głowami, grupa ruszyła do wskazanej karawany, a Ocero zaczął przyglądać się zebranym tam osobom.
Zauważył ją dopiero po chwili… Była taka, jaką ją zapamiętał… a przynajmniej posiadane przez niego elementy jej wyglądu pasowały do tego, co zobaczył. Przeglądała akurat jedną torbę podróżną i nie zwróciła uwagi ani na Ocero, ani na resztę nowoprzybyłych.
Kapłan wskazał kobietę palcem.
- Ona. - podszedł wraz z resztą grupy do kobiety i delikatnie popukał ją w ramię.
Kobieta drgnęła zaskoczona niespodziewanym dotykiem. Odwróciła się i uśmiechnęła.
- Och, Ocero. Myślałam, że się więcej nie zobaczymy.
- Ta, zakładam. Możemy porozmawiać? Wytłumaczyć kilka rzeczy?- mina kapłana była nie podobna do tego czym przywitał kobietę wczoraj. Brak uśmiechu, brak blasku pochodzącego z radości, tylko gniewnie zmarszczone brwi.
- Oczywiście… - odparła i zerknęła na towarzyszy Ocero, a raczej na Aerona. - Widzę, że już wszystko dobrze…
- Właśnie o tym chciałem porozmawiać. Wiesz, może czemu go zaatakowałem? I co robiliśmy po tym jak wyszliśmy z karczmy? Mam lukę w pamięci.
Kobieta wyglądała na zakłopotaną i niepewną.
- Chciałeś jeszcze ze mną pochodzić, on nie chciał ci na to pozwolić. Zdenerwowałeś się. - odparła krótko. - A później po prostu przeszliśmy się kawałek…
- Yhym.. a obietnice? - Selunita czekał na reakcje kobiety.
- Z obietnicami, słonko? - zapytała kobieta, chociaż dało się widzieć, że jest poddenerwowana.
- O tak. Wiesz, przytulanki, spacery, odzyskanie utraconej mocy i łaski? Brzmi znajomo?
Kobieta pokręciła energicznie głową.
Ocero spojrzał na swych towarzyszy z uniesioną brwią. Napotkał przy tym pełen dezaprobaty wzrok paladyna.
- Czcigodny, nie przemawia to na waszą korzyść…
- To nie tak, jakbym wyrżnął w pień cały obóz Erilienie. Po prostu pod wpływem alkoholu… lub zwykłej huci straciłem nad sobą panowanie i zaatakowałem członka naszej szczęśliwej rodziny. Jest mi przykro i będzie mi przykro pewnie jeszcze przez długi czas, ale jeżeli masz zamiar mi to wypominać przez resztę mojego życia, to naprawdę zaczynam uważac, że Aeron ma słuszność w swojej opinii co do Corellonitów.
- Tylko przy szczególnych okazjach Czcigodny, tylko przy szczególnych okazjach… - a uśmieszek którego cień wypełzł na wargi paladyna dawał wiele do myślenia. Na przykład czy dla efla te kilkadziesiąt lat które pozostały kapłanowi to dość czasu aby się znudzić takimi docinkami.
Ocero odzwajemnił uśmiech Corellonity i delikatnie puknął go w ramie. - Cholerne elfy… - spojrzał na kobietę, z którą spędził ostatnią noc - Wybacz, za ten pokaz. W sumie nie kojarzę, abyś ty zdradziła swoje imię.
- Elana… - odparła kobieta niepewnie i spojrzała zaniepokojona po zgromadzonych. - Naprawdę tak źle się to potoczyło…? To była tylko mała bójka…
Aeron mruknął coś niezrozumiale pod nosem.
- Nie po tym jak wygląda młody Aeron. - na to stwierdzenie Aeron skrzywił się nieznacznie. - Po za tym ciągle mnie męczy jedna sprawaw. Agresywny nie bywam, na pewno nie na trzeźwo. Piliśmy coś?
- No.. Ty piłeś, ale wodę, tylko… - przygryzła wargę speszona. - Może nie po prostu wodę… Tak troszkę…
- Troszkę? - Ocero spojrzał na kobietę - Może troszkę, co?
- Chciałam tylko, abyśmy lepiej się bawili… To nie było nic wielkiego… Nie sądziłam, że aż tak na ciebie zadziała…
- Co, tak na mnie zadziało? - w tonie Ocero nie było gniewu bardziej, strach.
- Noo… Złoty… Piasek…?
- Złoty Piasek? Zakładam, że to narkotyk, a o tym pogadamy za chwilę, co on POWINIEN, zrobić?
- Daje on nową… perspektywę postrzegania. Naprawdę wyglądało, że dobrze się bawisz, kiedy świat zmienia się co chwila…
- A jakie są działania… nieporządane?
- Trochę pobudza agresję… a co za tym idzie zmniejsza hamulce… I czasem może wystąpić zanik pamięci… - kobieta wyglądała na coraz bardziej wystraszoną. - To nie tak miało być!
Selunita westchnął. Czuł się.. zbrukany? To chyba dobre słowo. Spojrzał na Elane.
- Masz szczęście, że agresja nie była skierowana na ciebie. Wybaczam ci, bo najwyraźniej nie chciałaś mi zaszkodzić, ale rada na przyszłośc. Nie rób tego więcej… jeszcze tylko jedno. Obudziłem się w jakimś domu, spory kawałek, od naszej karczmy. Kojarzysz może jak się tam znalazłem?
- Nie wiem… rozstaliśmy się przy targu.
Ocero spojrzał na swoich towarzyszy zbierając swoje myśli.
- Jest jeszcze jedna zagwostka. Moi przyjaciele, korzystając z własnej magii wykryli, że byłem pod wpływem jakiegoś uroku. Nie pamiętasz, abyśmy spotkali na naszej drodze kogoś, kto wyglądał… no podejrzanie?
- Nie… jak się rozstawaliśmy byliśmy sami.
Ocero spojrzał na Eriliena. Mieli wytłumaczenie na jego agresję, została teraz sprawa uroku.
- To szczere wyznanie grzechów mamy za sobą, pozostała sprawa pokuty i zadośćuczynienia. - Nastepnie paladyn zwrócił się do kobiety. - Wybacz, że marnowaliśmy twój czas pani, bezpiecznej drogi.
Selunita ucałował dłoń Elany.
- Powodzenia, w twej następnej podróży i następnym podboju. I proszę, przestań używać tego świństwa, możesz kiedyś zrobić komuś krzywdę.
Kobieta pokiwała głową, po czym spojrzawszy jeszcze raz na towarzyszy Ocero oddaliła się, znikając za wozem. Erilien nie czekał ani chwili dłuzej, ruszył w stronę rynku.
- Wiec, gdzie teraz dzielny przywódco? - kapłan ruszył za paladynem.
- Do Waterdeep czcigodny wybrańcze Beshaby. Zmitrężyliśmy już dość czasu.
- Och proszę. Wybrańcze? Ta szkarada mnie nienawidzi…
“Szkarada?” Pomyślał paladyn przypominając sobie wszystkie wizerunki Besheby jakie pamiętał. Co prawda nie było ich wiele ale zwykle przedstawiały piekna kobietę, złosliwą i kapryśna owszem ale piękną.
- Od nienawisci do miłości… tak czy inaczej żywo się wami interesuje. - Nie przestawał drażnić biednego Ocero.
- Uważaj bo zauważy i ciebie. - Selunita westchnął - To zaklęcie… ciągle jest na mnie?
Paladyn wykonał kilka tajemnych gestów i zaintonował słowa własnego zaklecia zsyłajacego glebsze wejrzenie w nature magii.
- Hmmm. - Zadumał się nad wynikami własnej obserwacji. - A zobaczmy tak… - ruchy jego dłoni były tak szybkie, że niemal niezauważalne recytacja zaś krótka niczym urwany śpiew skowronka.
- I jak samopoczucie? - Zainteresował się po udanym zabiegu.
- Może być… Przynajmniej teraz nie muszę się martwić, że ktoś zaraz wyjdzie z zaułka i każe mi was zaatakować czy nie lękać się każdej godziny, żebym nie usłyszał słowa “kukułka” i nie wpadł w morderczy szał.
- Rozproszyłem urok ale czy nie musicie się martwić… tego nie umiem przewidzieć.
- Czyli on napadł na mnie przez jakiś cholerny narkotyk, co? Świetnie. - mruknął Aeron.
- Frustracja i tłumiona agresja naszego przyjaciela musiały zostać wówczas wyzwolone, cieszmy się, że skończyło sie tylko na tym. - Erilien podjął się psychoanalizy kapłana.
Aeron zerknął nieprzekonany, ale nic nie dodał.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 18-09-2014, 23:58   #80
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
ROZDZIAŁ I :Szaleństwo kapłanów

Erilien en Treves, Quelnatham Tassilar, Ocero



Najgorsze było to, że nie pamiętał.
Nie pamiętał, co sprawiło, że jego trans był tak silny. Nie pamiętał z jakiego powodu czuł się tak zmęczony po pobudce, jaką zaserwował mu Erilien. Czy powinien być wdzięczny paladynowi? Może gdyby jeszcze trwał w tym stanie dłużej coś by się zachowało, ale z powodu Eriliena nie miał się o tym przekonać...
Quelnatham wiedział jedno- miał wizję… ale czego? Jaką? To ulatywało jego poznaniu. Czy to była ważna wizja? Coś, czego brak może zaważyć na ich podróży?
Ale czy to będzie czyjakolwiek wina?

* * *

Ciemne chmury gromadziły się na niebie, powoli przejmowanym przez noc.
Nadchodziły od strony Waterdeep, zmieniając najwyraźniej miejsce swojego postoju. Nie wyglądały one na przyjazne obłoczki, a na pewno brzuchy miały ciężkie niczym ciężarne kobiety. W powietrzu dało się wyczuć wilgoć, a natura powoli przygotowywała się na przybycie tej ciężkiej piechoty.
Podróżnicy też musieli sobie z tym jakoś radzić.
Jechali cały dzień, nie robiąc szczególnie długich postojów, tyle co dla koni. Teraz jednak przyszła pora także na porządny odpoczynek dla nich, a co jeszcze ważniejsze- na erilienową kuchnię. Musieli przyznać, że posiłki jakie serwuje dla nich elf są nie dość, że pożywne, to jeszcze naprawdę smaczne. Na zwykłych racjach podróżnych oczywiście też przebyliby drogę, ale to nie byłoby to samo. Bogom dzięki, cokolwiek się z nimi działo, że Erilien postanowił się podzielić owocami swojego talentu z towarzyszami.
Zanosiło się na deszcz, co oznaczało, iż będą musieli się przed nim schronić, chociaż wydawało się, że mają jeszcze trochę czasu. Ocero czuł się rozleniwiony po posiłku, ale pomagał Erilienowi sprzątnąć po tej kolacji. Quelnatham przeglądał jeszcze na szybko jedną z ksiąg, chociaż sam nie mogąc się skupić nie wiedział to tak naprawdę czyta. Paladyn, po uprzątnięciu po posiłku, próbował tłumaczyć Aeronowi, w jaki sposób zapada się w trans. Pytanie, czy pół-elf będzie w stanie w ten sposób wypocząć…
W końcu zaczęli rozbijać namioty i wydawało się, że odpowiednim momencie, bo ciemne chmury zaczęły zasnuwać niebo.
Niespodziewanie nie mówiący wiele Aeron odezwał się. Pół-elf przez podróż zdołał się trochę przespać w wozie, chociaż to nie był to pełnoprawny sen, to jednak jakimś snem był, co od razu było po nim widać.
Aeron wpatrzony w pagórek znajdujący się od strony, z której przybyli odezwał się cicho:
- Ktoś może za nami podążać…

Pierwsze krople, niby zwiadowcy armii, spadły na ziemię.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172