Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-12-2014, 20:17   #41
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Lena nigdy nie była zainteresowana uwodzeniem kogokolwiek, więc nie miało dla niej znaczenia, czy mogłaby to zrobić czy też nie. Schodzić na dół wąwozu też nie miała zamiaru. Jednak mimo to, zarówno Sarga, jak i Belisara jej dogryźli, przez co Lena poczuła się dość niezręcznie. Nie miała w zwyczaju przyjmować uszczypliwych uwag pod jej adresem, a jednocześnie nigdy nie chciała się z nikim kłócić. Wolała uniknąć dalszych rozmów na ten temat, więc postanowiła wybaczyć towarzyszom, oraz pozostawić uwagi gnoma i rudowłosej bez komentarza, z nadzieją, że nikt nie będzie kontynuował podjętych wątków.
- Raczej czegoś co mogło tam być. A nawet jeśli nie, to i tak uważam, że warto tam zejść i sprawdzić. Zejdę tam, owszem, ale nie sama - jestem odważna, ale nie głupia - Lena odpowiedziała Grishy.
- Dopóki nie znajdą się ciała zaginionych, zagadkę ich zniknięć osobiście uznaję za nierozwiązaną. Ale oczywiście na nic nie nalegam. Jak najbardziej możemy wrócić do miasta i powiedzieć co widzieliśmy. Ja potem porozmawiam z burmistrzem i wrócę tu ze wsparciem, aby sprawdzić kanion. Jeśli zechcecie, to razem z wami - powiedziała uprzejmie i z delikatnym uśmiechem na twarzy rozejrzała się po zgromadzonych. Osobiście silnie wierzyła, że powrót do miasta jest kwestią czasu i cokolwiek ich spowalnia, szybko sobie z tym poradzą.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 31-12-2014 o 15:16.
Mekow jest offline  
Stary 22-12-2014, 09:18   #42
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
- Chyba zapomniałaś, szanowna Leno, że NIE MOŻEMY wrócić do miasta przez TO właśnie - zauważył Tundar wskazując na dziurę w ziemi. - Więc zarówno twoja wypowiedź, jak i twój ze wszech miar rozsądny plan są o dupę rozbić - prychnął. - Jeśli już skończyłaś czczą gadaninę to pora zabrać się do roboty, bo nie chcę krążyć wokół tej rozpadliny aż do śmierci. Skoro nie możemy iśc wzdłuż, ja mam zamiar pójść gdziekolwiek byleby dalej od tego przeklętego miejsca.

To powiedziawszy Półgigant zebrał swoje rzeczy, wsiadł na konia i nie oglądając się na nikogo ruszył na południe, w stronę otwartej tundry i Doliny Krasnoludów. Za Doliną leżały Caer Dineval i Caer Coenig, a Tundarowi było na prawdę wszystko jedno gdzie dotrze, byle by tylko uciec od przeklętej magii sprowadzonej przez... w zasadzie nie wiadomo co. Ognisty deszcz? Dwa słońca? Wszystko jedno; w tym momencie nie liczyła się przyczyna tylko skutki.

Kinbarak spoglądał przez jakiś czas na oddalającego się towarzysza, a gdy stało się dla niego jasne, że Tundar nie przenosi się spowrotem na krawędź rozpadliny powoli poczłapał za nim, zachowując jednak stałą odległość.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 22-12-2014 o 09:25.
Sayane jest offline  
Stary 22-12-2014, 12:34   #43
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Derek właściwie miał sprzęt do wspinaczki, ale takiej wewnątrz grot i tuneli - bolce, liny, haki, kolce na buty - wszystko było przewidziane na wysokości góra do ośmiu metrów. Gdy trzeba było wspinać się wyżej, sprzęt całego oddziału po zsumowaniu wystarczał. Krwawe Kilofy bluzgałyby na wyrwę, wciąż niestabilną, ale zeszłyby na dno tej przeklętej rozpadliny... jednak Krwawych Kilofów tu nie ma. Jest Derek z nowymi towarzyszami, których zaczęło ubywać...


Krasnolud odprowadził wzrokiem Tundara i Kinbaraka. Opuszczanie grupy, gdy zaczynały się kłopoty, zawsze były dzieliło ludzi na tych, na których można było liczyć i nie. Wśród zwiadowców takie przypadki nie zdarzały się często - raz, że była to służba regularna i za dezercję groziło golenie brody i wygnanie w podmrok z nożem, bochenkiem chleba i manierką wody, a dwa - że do oddziału trafiali tylko Ci, którzy wcześniej udowodnili to i owo. Czasem zdarzały się prośby o przeniesienie, nie każdy bowiem zdawał sobie sprawę, co oznaczało być forpocztą krasnoludzkich batalionów szturmowych. Ale bywało, że nowy uciekał...
- Niech idą - mruknął krasnolud do obu dziewczyn i gnoma - zostają Ci, na których można liczyć.


- A teraz pytanie czy chcemy rozpadlinę przekroczyć, czy zejść do niej. Osobiście odradzam to drugie - zwiadowca powiedział do drużyny. - Ściany są wciąż niestabilne, a taka ściana jest wyzwaniem nawet dla wytrawnego górołaza, a co dopiero dla amatorów. Zresztą, sprawdźmy co tam jest. Aby to zrobić użyję... - tu Derek stęknął i zdjął Plecak.
- ...sztuczki sierżanta-inżyniera Rhubaka Hammerfista, zwanej "spadającym żaglem", czekajcie chwilę.
Nim minęła minuta, Derek grzebał w swoim plecaku - Aha! - krzyknął i wyciągnął worek, motek dratwy i zaczął coś tworzyć. Z worka odkroił spory kawał mocnego płótna, powiązał go dratwą z czymś co okazało się słonecznym pręcikiem, odszedł kawałek i cisnął w górę, nad płaski kawałek zieleni. Improwizowana płachta spowolniła upadek, choć wciąż była nieco niestabilna, więc krasnolud dociążył ją małym zwitkiem płótna - jakby sakieweczką z kamykami. Po kolenej próbie spadała wolno i stabilnie.


Zadowolony z siebie krasnoud podszedł do starannie wybranego miejsca nad urwiskiem i delikatnie upuścił konstrukcję w dół, uprzednio odpalając słoneczny pręcik.
- Jak ktoś ma lunetę, niech obserwuje. Moją rozwalił toporem ork jakiś dwa miesiące temu, do tej pory nie mam nowej, krecia mać.
Tymczasem słoneczny pręcik opadał i opadał, oświetlając głębiny. Nie było tam nic nadzwyczajnego, ot chropowate ściany, od których co chwilę odrywała się pecyna ziemi czy toczył w dół kamień, widać było wyraźnie, gdzie kończy wartwa gleby, gliny czy piaskowców.
Słoneczny pręcik opadał i opadał, minął miejsce gdzie zaczęły się skały, wciąż rzucając alchemiczny blask, odsłaniający warstwy rud i skał znajomych Derekowi. Wydawało mu się, że mignęła mu żyła czegoś co wyglądało na żelazną rudę wysokiej jakości, jednak nie był pewien, gdy w pewnym momecie światełko... znikło.
Derek przez chwilę milczał trawiąc tę informację. A potem zaczął gadać.
- No to mamy problem moi państwo. To nie dno, bo światło byłoby widoczne. To nie dym, bo wciąż byśmy widzieli poblask. Na moje oko, słoneczny pręcik coś zjadło. A im niżej, tym bardziej światło ściąga różne straszydła...
Zwiadowca mówiąc to przeładował kuszę na zwykłe bełty (w końcu jak odzyskałby z rozpadliny swoje zabójcze admantowe cacka?) i wycelował w dół, czekając czy coś stamtąd nie wypełznie. Nic takiego się nie stało więc obrócił się do reszty i zakomunikował.
- Nie zalecam schodzenia, zostaje przekroczenie, o ile to coś da. Wątpię, ale można spróbować. Zobaczmy ile mamy lin, a potem będziemy wiedzieć, co kombinować.
Osobiście uważam, że coś jest nie tak z miastem lub przestrzenią między nimi. Uri Battlehammer, mój oficer dowodzący mówił mi kiedyś, że widywał różne anomalie w pobliżu bogatych złóż magicznych metali i kryształów.
A z innej beczki... może wrzucimy ogień alchemiczny w dół i nawet jeżeli coś to zeżre, powinniśmy zobaczyć co i jak? Tyle że ryzykujemy rozeźlenie tego czegoś. Co powiecie?
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 22-12-2014 o 13:03. Powód: Zmieniony ostatni akapit
TomaszJ jest offline  
Stary 23-12-2014, 20:52   #44
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Sarga dość powoli dochodzi do siebie, gdy Tundar i Kimbarak odłączyli się od stadka trochę zbaraniał.
Może tak trochę kultury, że tak na przykład zapytać co sądzą inni kurna, by wypadało? pomyślał i naburmuszony skrzyżował ręce na piersi.
Potem jednak z ciekawością obserwował "spadochroniasty wynalazek" Dereka i musiał przyznać, że dobre to to było. Szkoda, że coś to zeżarło, albo wsysło.
Sam naszykował kusze do obrony i s napięciem spoglądał to na krasnoluda to na "Dziurę" - jak nazywał ją w myślach.

Kiedy się wszystko w miarę uspokoiło a reszta towarzyszy wciąż radośnie podążała (patatajają jakby to rzekł jego bardowski ojczulek) gdzieś tam na południe gnom zamyślił się nie co.
Szarpnął wąsiki i wreszcie dał głos.
- Dereku coś mi świta, że gdzieś kiedyś słyszałem o magicznych złożach emanujących, lub też tworzących różne magiczne abberację, ale czy w takim razie zamiast próbować przekroczyć "Dziurę" nie lepiej było by spróbować wyznaczy obszar emanacji i go ominąć - tu iluzjonista spojrzał w ślad za patatajającymi półgigantem i jednorękim przewodnikiem
-W teorii znajdujemy się na szczycie przepaści - ilekroć prosto chcieliśmy iść do miasta szliśmy wzdłuż niej i gdzieś nie wiadomo gdzie nie udawało się jej ominąć, ba wręcz wracaliśmy do punktu wyjścia. Może więc właśnie próba Tundara ma sens - od szczytu iść w bok. Prostopadle do linii jaką tworzy nasza trasa i cel jej, czyli miasto. W teorii takie emanacje powinny słabnąc. Moglibyśmy więc iść powiedzmy kilometr na południe w ślad za pozostałymi i wtedy spróbować skręcić w stronę miasta. Może wtedy wyjdziemy z obszaru tego co nas tutaj ciągle nawraca? Co Ty i nasze dzielne Panie na to?-
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 24-12-2014, 07:08   #45
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Derek parsknął i pokręcił głową, nie wiadomo czy z powodu niezrozumienia tematu czy tego co zamierzał rzec.
- Miałbym się kłócić o magię z czarodziejem? Skończyłoby się tym, że obśmiewaliby mnie od "Gardła Sztygara" aż po "Królewski Kufel"! - krasnolud wymienił nazwy ani chybi sobie znanych krasnoludzkich piwopojów, najwyraźniej znajdujących się po dwóch końcach jakiejś skali.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 30-12-2014, 19:02   #46
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Belisara patrzyła na krasnoludzkie sztuczki z lekkim rozbawieniem, które gdy tylko światełko zgasło zmieniło się w niekłamane przerażenie.

- Oszaleliście. Nie będziemy przechodzić
nad tym - krzyknęła wskazując otchłań. Mimo, że sklęła odchodzących wojów teraz sama chciała uciec jak najdalej od tego czegoś. Wyjątkowo zamilkła i nie przerywała Sardze, jedynemu magowi w drużynie.

-Tak, tak, powinniśmy odejść... Obejść tę rozpadlinę. Mamy jeszcze trochę zapasów zdobytych na orkach. Możemy nadłożyć drogi. - Przytaknęła gnomowi i zaczęła gotować się do odejścia.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 02-01-2015, 11:42   #47
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
- Ależ... - mruknęła cicho pod hełmem, ale było już zdecydowanie za późno.
To nie było przyjemne przeżycie, gdy towarzysze broni opuszczali ich grono. Lena bardzo źle się z tym czuła. Nie tylko pozwoliła aby doszło do podziału w grupie zamiast zaciślać więzi, to jeszcze niczym kropla przepełniająca kielich sama wywołała odejście Tundara i Grishy, a na dodatek nie zrobiła nic aby ich zatrzymać. Zawiedziona zwiesiła głowę.
Poprosiła bogów o opiekę nad oboma mężczyznami, gdyż zdecydowanie nie chciała, aby przytrafiło im się coś złego. Po części wynikało to z jej naturalnej troski o innych, a po części z poczucia winy. Lena zdawała sobie sprawę, że gdyby się postarała, to nadal byliby oni z nimi - może niechętnie, może by się zmuszali i byli niezadowoleni, ale wszyscy byliby razem, w silniejszej grupie, bezpieczni.

Dalsze poczynania stawały pod znakiem zapytania. Zostało ich czworo i nikt tak do końca nie wiedział z czym mieli do czynienia. Spadające gwiazdy, dwa słońca, lodowe przekleństwa. Pojawiało się zdecydowanie zbyt wiele niewytłumaczalnych zjawisk na raz, aby były one niezależne od siebie. Związek ten nadal pozostawał jednak tajemnicą.
Obecnie ważniejsze było inne zjawisko. Dlaczego ciągle wracali się w to samo miejsce? Lena wyprzedzała towarzystwo robiąc odpowiedni zwiad i miała pewność, że sami z siebie nie kręcili się w kółko. Tego miała pewność.
Może były to jakieś iluzje, które zawracały ich z obranej trasy? Musiałyby być naprawdę bardzo złożone, skoro wśród tylu osób nikt się nie zorientował. A ich iluzjonista, Sarga? Z doświadczenia i wiedzy na ten temat, szczególnie on powinien dostrzec lub wyczuć odpowiednie różnice... Lena nie mogła wykluczyć iluzji, ale jej zdaniem było to mało prawdopodobne rozwiązanie zagadki.
Co więc się działo? Może idą przed siebie i wydaje im się że zmierzają w kierunku Termalaine, ale ziemia przemieszcza się, nie tyle przeciwnie co raczej, odpowiednio do ich posunięć i kieruje w to samo miejsce. Może nieświadomie utknęli w pułapce niczym mysz w kołowrotku, która biegnie ale się nie przemieszcza?


To by znaczyło, że zamiast iść przed siebie, powinni najpierw wydostać się z pułapki... I to dość łatwo mogli sprawdzić, jeśli za kilka minut Tundar i Grisha wyjdą zza krzaków dziwiąc się na ich widok, to ich sytuacja okaże się trudniejsza. Jeśli nie, będzie to znaczyć, że mężczyźni wyszli z "kołowrotka", oraz że wystarczy pójść za nimi.

Lena przerwała rozmyślania, gdy dostrzegła eksperyment Dereka. Zdjęła hełm, aby lepiej widzieć co robi krasnolud i z ciekawością obserwowała jego poczynania. Zastanowiła się przez dłuższą chwilę.
- Czytałam o czymś takim, na Astarii nazwali to "dmuchawiec". Podobno miało utrzymać człowieka przy życiu, mimo spadku z dużej wysokości - zdradziła skromnie Lena. - Ciekawe, że w różnych miejscach i niezależnie od siebie, umysły dokonują tak podobnych do siebie odkryć, lub raczej wynalazków. Może bogowie biorą w tym udział? - dodała.
Chwilę potem, wręcz z podwójną ciekawością obserwowała jak spadający żagiel, czy też dmuchawiec, leciał powoli na dno kanionu, ujawniając im rąbka jego mrocznych tajemnic. Nikt nie miał lunety, ale i tak z każdą chwilą lotu przesyłki Dereka, dowiadywali się coraz więcej, aż w końcu... zniknęło. Zniknęło dość niespodziewanie i bez śladu, a to dawało im pewne domysły...
Wyglądało na to, że Lena miała rację, twierdząc wcześniej, że na dnie kanionu coś jest. Istota musiała być bardzo potężna, zakładając że to ona odpowiadała za ich spacery w kółko. Byłaby też zła z natury, zakładając że to ona odpowiadała za znikających ludzi. Wszystko nadal pozostawało w kwestii domysłów, jednak schodzenie na dół, bez odpowiedniego rozeznania i potężnego wsparcia, nie wchodziło w grę.

- Popieram pomysł obejścia kanionu z drugiej strony. Szerokim łukiem. Tundara i Grishy nie ma już dłuższy czas, więc cokolwiek kierowało nas tu z powrotem, ich zostawiło w spokoju - wypowiedziała się Lena, wyobrażając sobie jak wspomniani dwaj mężczyźni opuszczają kołowrotek. Pójście za nimi, przynajmniej przez jakiś czas, było rozsądnym posunięciem.
Nawet jeśli znajdą wyjście i uda im się wydostać z pułapki, to nadal nie wiedzieli na czym polegała, jak i dlaczego wracali w to samo miejsce. Lena miała tendencje do dowiadywania się wszystkiego i wolałaby nie zostawiać pytań bez odpowiedzi. Aczkolwiek w pełni zdawała sobie sprawę, że pozostanie przy życiu jest o wiele ważniejsze niż poznawanie odpowiedzi.
- A skoro o innych mowa, to tak na wszelki wypadek... - zaczęła i szybko wydobyła trzy całkiem grube patyki, czy też raczej gałęzie, które następnie ustawiła odpowiednio na trawie, tworząc dużą i widoczną strzałkę, w kierunku w którym zamierzali się udać.


- ... zostawimy wskazówkę - dokończyła, gdy wszystko było gotowe.
Możliwe było, że nie będą jedynymi, którzy utkną w tym miejscu. Jeśli ich wyjście okaże się dobre, warto było zostawić drogowskaz dla innych. Zadowolona ze swego dzieła Lena, złapała uzdę Vikarego za wodze i mogła śmiało stwierdzić, że była gotowa do drogi.
- Sarga, jesteś naszym ekspertem. Jeśli wyczujesz jakąś iluzję, daj proszę znać - dodała, wracając jeszcze do swych wcześniejszych przemyśleń.
 
Mekow jest offline  
Stary 05-01-2015, 15:48   #48
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację


Dolina Lodowego Wichru, Lonelywood
17 Kythorn (Zielone Trawy), 1358 DR, Roku Cieni
Piąty dzień wędrówki

Doszedłszy do jakiegoś konsensusu grupka obeszła rozpadlinę i ruszyła w stronę Doliny Krasnoludów, Caer Konig i Caer Dineval. Wkrótce zrównali się z Grishą i Tundarem, którzy - widząc towarzyszy - zwolnili krok. Nie było sensu w rozdzielaniu się, skoro wszyscy mieli takim sam cel. A obecnie było nim miasto.

Najbliższe trasy przemarszu było Caer-Konig; całkowicie zniszczone w czasie zeszłorocznej wojny i odbudowane przez ludzi Wulfgara Barbarzyńcy. Plotki głosiły, że pieniądze pochodziły ze skarbca smoka Ingeloakastimiziliana, rezydującego do niedawna w gorących źródłach Evermelt. Samego Wulfgara nie było w dolinie, a wypełnionym po brzegi barbarzyńcami mieście rządził stary Shermon.

Ponieważ jednak nie było szans by dotrzeć do miasta przed nocą uradzono, by ruszyć jednak do
Caer-Dineval rządzonego przez Jensina Brenta. Co prawda miasto było w gorszym stanie niż jego sąsiad, odbudowywane powoli i wypełnione ludźmi z innych zniszczonych miast, jednak według Grishy chętniej przyjmą tam uzbrojonych wędrowców niż w Caer Konig. Mimo osiedlenia się i podpisania traktatów pokojowych barbarzyńcy nadal najlepiej czuli się we własnym gronie i niechętnie witali obcych. Zresztą miasta oddalone było od siebie tylko o kilka kilometrów, toteż nie nadkładali wiele drogi. Derek przez chwilę tęsknie spoglądał w stronę Kopca Kelvina, który obchodzili od zachodu, ale obowiązek był dla niego ważniejszy niż sentymenty. Najpierw odprowadzi ludzi do miasta i załatwi co trzeba. Potem wróci.


Caer-Dineval
18 Kythorn (Zielone Trawy), 1358 DR, Roku Cieni
Szósty dzień wędrówki


Ku zaskoczeniu podróżników noc minęła spokojnie. Wręcz zbyt spokojnie; tundrę wypełniała nienaturalna cisza, która działała poszukiwaczom przygód na nerwy. A może wcale nie była to cisza? Może to szósty zmysł podpowiadał im, że nie są tutaj sami, choć przecież nie wiedzieli - bo nie mogli wiedzieć - że coś podąża za nimi jak cień? A może to był sam cień...? Nie mogi wiedzieć, że kilka godzin wcześniej skłębiona masa ciemności wypełzła z parowu, wypluła resztki derekowego latawca i bezszelestnie zaczęła sunąć za podróżnikami. Prześlizgiwała się pomiędzy trawami nie poruszając nawet zdziebełka, unosiła z wiatrem ciemne, cienkie jak włos nitki i chłonęła, chłonęła, chłonęła... Rozmowy, wspomnienia, historie, przelaną krew i zakopane w ziemi kości. A im więcej wchłaniała tym konkretniejszy był jej kształt; tym bardziej określony stawał się jej cel. Ta ziemia lubiła przelaną krew. Więc ono tejże ziemi jej dostarczy.

Kolejny dzień ponownie wstał dwoma słońcami, co nie przeszkadzało strugom rzęsistego deszczu lać wprost z czystego nieba, przydzwaniając od czasu do czasu w ziemię bryłami gradu wielkości kurzych jaj. Przemoczeni i poobijani wędrowcy dotarli do miasta dwie godziny po świcie, pragnąc jedynie wysuszyć odzienie i zjeść coś ciepłego. Co prawda do Termalaine mieli stąd dwie czy trzy godziny jazdy, lecz nikt przy zdrowych zmysłach nie miał ochoty wyściubiać nosa spod dachu w taką pogodę.

Samo Caer-Dineval nie prezentowało się okazale. Palisada była niska i niezbyt dobrze wyciosana. Wiele domów pustych lub nadal spalonych. Mieszkańcy - choć solidarni w nieszczęściu - byli niezgraną, ubogą mieszaniną ludzi z różnych miast zniszczonych podczas ataku Kessela lub przesiedlonych mocą traktatu z Reghedczykami. Nie była ich więcej niż setka, wliczając w to dzieci i starców. Na podróżnych patrzono podejrzliwie, ale nieliczna straż miejska nie zatrzymała ich, a nawet wskazała czynną gospodę - Pod Ryżą Świnią. Nie różniła się niczym od podobnych przybytków w Dekapolis; może tylko cenami, sporo wyższymi niż w Termalaine. Ale teraz nie miało to znaczenia - ważny był ciepły ogien na kominku i gęste grzane piwo.

Drużyna z przyjemnością wysuszyła odzienie i napełniła brzuchy. We wzdlędnie znajomym otoczeniu łatwo było zapomnieć o przyrodniczych i magicznych anomaliach, jakie od kilku dni nawiedzały tę krainę.

Oczywiście dopóki na zewnątrz nie zabrzmiał ostrzegawczy dźwięk rogu.


 
Sayane jest offline  
Stary 07-01-2015, 10:39   #49
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Derek Złamana Tarcza nie był głupi i zrezygnował z maszerowania na szpicy drużyny, przynajmniej do czasu zagojenia swoich ran. Zresztą, jego doświadczenie i tak zdawało się z dnia na dzień stawać się mniej warte, gdyż fenomeny i anomalie wyłaziły spod każdego kamienia i z każdej dziupli. Ot jak w przypadku, gdy zobaczyli zagajnik skamieniałych drzew czy skały, których nie powinno być tam, gdzie się znalazły. Co rusz było coraz dziwniej. A co, jeżeli każde miasto ma na sobie barierę nie do przebycia, podobną tej, jaką napotkali koło rozpadliny?


Listę wariackich zachowań natury uzupełnił gradowy deszcz z czystego nieba i po tym krasnolud miał już serdecznie dość. Prawie nie pamiętał momentu przekroczenia bramy Caer-Dineval. Pierwsza przytomna myśl przyszła gdy zrzucił z siebie mokry przyodziewek, wytarł się do sucha i przebrał się w zapasowe ubranie. I napełnił żołądek gorącą kartoflanką. I nie chodziło bynajmniej o zmęczenie się przykrymi warunkami - zwiadowca miał za sobą dłuższe patrole w gorszych warunkach. Po prostu świat oszalał i przyziemny umysł krasnoluda zwyczajnie odmawiał uporu i determinacji, z którymi zawsze stawiał czoło przeciwnościom losu, pogody i Podmrok wie czemu jeszcze.
Tutaj, "Pod Ryżą Świnią", skosztował w końcu normalności, zwykłej przyziemnej normalności w postaci kominkowego ciepła, grzanego piwa i gorącego jadła. Czynności obowiązkowe, takie jak osuszenie i naoliwienie broni i zbroi (z poszukiwaniem plamek rdzy), czy rozwieszenie ubrań by wyschły wykonywał automatycznie, jak na każdym dłuższym postoju wraz z resztą Krwawych Kilofów, nawet nie zaprzątając sobie nimi głowy. Ręce same wiedziały co robić.


Oczywiście Derek Złamana Tarcza pluł sobie potem w brodę, że przedłożył własną wygodę nad obowiązki. W końcu Uri Battlehammer wysłał go, aby pomagać ludziom, a nie sprawdzać jakość piwa w tutejszych oberżach (Choć między Moradinem a prawdą - tu też przydałaby się im krasnoludzka pomoc!). Dlatego gdy tylko otrząsnął się z szoku rzeczywistości ruszył na poszukiwanie Jensina Brenta, który zarządzał tą osadą. Długi i szczegółowy raport, jaki złożył burmistrzowi nie zdawał się robić na nim dużego wrażenia, ot kolejne informacje o wariackim świecie dookoła, których od kilku dni miał co niemiara. Tym niemniej zwiadowca zaproponował swoją pomoc na tak długo, jak zostanie w mieście, po czym wrócił do oberży i swoich towarzyszy płci obojga.


DO BRONI!

Jak Faerun długi i szeroki sygnałów rogu jest wiele i mają wiele znaczeń. Ale ten sygnał - długi i wołający, przenikający wgłąb serc i dusz - we wszystkich kulturach miał tylko jedno znaczenie.
Wróg u bram.
Budził on w różnych osobach rozmaite uczucia i zachowania. Jedni chowali się jak najgłębiej, zgarniając oszczędności całego życia, inni nieruchomieli nadczuwając nadciągającą śmierć lub wpadali w panikę niczym zarazę rozsiewając ją wśród podobnych sobie. W sercu każdego żołnierza budziło się jednak zgoła inne uczucie. Gotowość.
Zmysły wyostrzały się, ruchy stawały się szybsze i dokładniejsze. Sprawy cywilne - handel, rodzina, pieniądze, miłość i nienawiść schodziły na dalszy plan. Rodziła się za to odwaga i solidarność z podobnymi sobie. Każdy gotów był ramię w ramię z podobnymi sobie stanąć naprzeciwko nadciągającemu wrogowi zagrażającemu miastu. I gotów zginąć w obronie innych.
Derek był żołnierzem i był w rynsztunku i w drodze na palisadę nim zdążył nawet pomyśleć, że ubrania dopiero co wyschły, a jego miejsce jest w Kopcu, wśród brodatych braci.

 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 07-01-2015 o 10:45.
TomaszJ jest offline  
Stary 12-01-2015, 17:21   #50
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Tundar potrząsnął głową, jakby ocknął się z fazy odrętwienia. Tej, kiedy ciało odczuwa ciepło i błogość nadchodzącego snu. To ten stan, kiedy ciało wycisza się odcinając się od bodźców zewnętrznych i nagle, niespodziewanie przychodzi otrzeźwienie. Nagły impuls bijący na alarm. Mężczyzna rozejrzał się półprzytomnie i sekundę później wypuścił powietrze. Był w karczmie, siedział przy stoliku, a przed sobą miał do połowy pusty kufel piwa. Wokół niego panował zwyczajny gwar. Ogień w palenisku, wbrew całemu zamieszaniu tańczył radośnie dając ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Jakby tylko on, w taj całej zawierusze, w swoim chaotycznym tańcu był ostoją, kotwicą, pewnikiem, że wszystko jest "po staremu". Jakby dwa Słońca i rój spadających gwiazd tak naprawdę były odległym snem.

- Co się stało? - zapytał sam siebie. Piwo zdążyło już zwietrzeć, co nie zdarzyło mu się nigdy! Odsunął je w pierwszym odruchu, ale chwile później przechylił do dna.
Było zimne i nijakie. Półgigant odsunął je od siebie, wciąż czując się jak w pół-śnie. Czyżby te całe tygodnie spania po dwie-trzy godziny, wreszcie zrobiły swoje? Chyba nie, bo ostatnie co pamiętał wyraźnie, to szarża na te dziwne woły.
Mężczyzna zamknął oczy próbując przypomnieć sobie co się działo i jak się tu znalazł. Pamiętał jak przez mgłę, jakby we śnie, lub działając pod wpływem nieprawdopodobnego zmęczenia, nogi same go niosły, ręce unosiły topór i opuszczały mechanicznie, bez udziału woli. Wyćwiczone przez lata ruchy okazywały się wystarczające.

Tundar nie należał do najbardziej błyskotliwych wojowników, ale intuicję i pamięć miał niczego sobie. Dawno temu nauczył się przywoływać obrazy z pamięci, więc koncentrując się, wziął kilka głębokich wdechów odciął się od otoczenia.
Dźwięki karczmy dochodziły do niego jakby zza ściany, jako echo, rozmazane, niewyraźne. Widział za to bardziej dokładnie woły. Ich zniekształcone przez magię ciała, walkę... rozmowy, ustalenia. Ktoś pytał czy je spalić? Może pochować?
Ostatecznie Tundar nie zajął stanowiska i ruszyli dalej.
Następne wspomnienie, które wryło się w pamięci olbrzyma to wielka szczelina.
~ Świeża ~ wspomniał krasnolud. I dziwna. Złowroga. Tundar nie kojarzył jej na mapach, a pamięć do tego miał doskonałą. Derek potwierdził jego obserwację na głos - tej dziury wcześniej nie było!
Tundar próbował skupić się na tym dziwnym kraterze, jednak jego umysł wypełniała czerń pustki zionącej ze środka rozpadliny. Czuł zimno. Nawet pod grubym płaszczem, chłód przenikał pod zbroje, ubranie.
Było to nienaturalne, więc mężczyzna czym prędzej ruszył dalej, tym bardziej, że drużyna znów natrafiła na trop orków!

Następne wspomnienie. Zimno nie ustępuje. Zmraża silnie, przenika do kości. Wojownik zachowuje spokój, nie marnując sił na zbędny ruch. Czuje, że z każdym ruchem robi się zimniej, aż w końcu stanie się zamarzniętym pomnikiem pośrodku zmrożonej ziemi.
~ Co tu się dzieje? ~ To nie on zamarzł, ale grupka orków. Wyraźnie widzi martwe oczy, krzywe zęby wystające z wykrzywionych w grymasie ustach. Wszystko przykryte warstwą przeźroczystego lodu. Mężczyzna niczym duch omija ich ruszając dalej, do coraz świeższych wspomnień.
Jedna kobieta przeżyła. Jest wymarznięta i jakby, nie wiem, emanowała zimnem? Jak to możliwe? Nie jest z nimi. Siedzi w jaskini. Zimno, mokro, złowieszczo. Umysł wojownika rejestrował otoczenie w samych szarych barwach. Nawet wystrzał magii gnoma był plejadą odcieni bieli i szarości. Rycerka próbowała pomóc, ku dezaprobacie innych. Tundar jak zwykle nie zajmował stanowiska. Stał tam, a czuł jakby go nie było. Jakby obserwował wszystko z perspektywy, z dala. Pamiętał, że nie udało jej się pomóc. Wyszli, uciekli do Słońc, do ciepła!

Kolejne wspomnienie. Znów złowroga pustka szczeliny. I po raz kolejny, i jeszcze raz, i jeszcze...
~ Czy mój umysł płata mi figle? Na Hoara, co się dzieje! ~
Nie, inni też zauważają. To szczelina! Mężczyzna po kilku nieudanych próbach zawrócił konia i ruszył przed siebie, byle jak uciec, byle pozbyć się tego przeklętego zimna. Nie patrzy na pozostałych, a jednak ma pewność, że podążą za nim. Najpierw jeden, potem reszta.

To ostatnie wspomnienie tak silnie wryte w pamięć wojownika. Były inne. Noclegi, paplanina gnoma, warty. Nic istotnego.
Tundar otworzył oczy. Znów był w tej samej karczmie, ogień znów radośnie tańczył na drwach i świecach. Przed nim stała niziutka (jak większość ludzi) młoda dziewczyna z miną sugerującą oczekiwanie na odpowiedź.
- Hm? - zapytał elokwentnie.
- No pytam, czy zamawiasz jeszcze jedno piwo -
- Mhm -
dziewczyna odwróciła się poszła.

Nadal czuł nieprzyjemny chłód pustki i złowrogi szept wiatru dolatujący ze szczeliny, więc przesunął się bliżej kominka. Piwo wypił jednym haustem i oddawszy pusty kufel wpatrzył się w ogień.
Nie wiedział jak długo siedział, ale nagłe wycie rogu ponownie wybudziło go z letargu.
Tundar znał ten dźwięk aż za dobrze. Wiele nocy śnił mu się, i kończył się zawsze tak samo! Budził się z krzykiem. Jego rodzinne miejsce płonęło, widział je z daleka. Najpierw wyraźnie, potem coraz bardziej rozmyte, aż w końcu pusta. I tylko ten przeciągły dźwięk ostrzeżenia, coraz bardziej przechodzący w nuty rozpaczy pamiętał doskonale.

Wstał błyskawicznie i niewiele myśląc, złapał za broń i wybiegł na barykady.
Gdzieś po drodze mignął mu Derek, postanowił więc pobiec za nim. Półgigant był szybki jak na swoje gabaryty i metalowy napierśnik na wilczym podszyciu, bez problemu dogonił brodacza. Padający nieustannie i nieubłaganie deszcz odbijał się od pancerza niczym dobosz wybijający rytm, W strugach zimnych kropli wpadających za kołnierz, mężczyzna zorientował się, że jego gruby płaszcz pozostał w karczmie! W końcu jednak mężczyzna zaczął myśleć trzeźwo. Sen i odrętwienie całkowicie go opuściły. Znów trzymał w rękach swój olbrzymi topór i biegł niebezpieczeństwu naprzeciw.
 
psionik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172